To już jest koniec, nie ma już nic,
Jesteśmy wolni, możemy iść !
Witajcie, kochani!
Witajcie, kochani!
Wiem, że rzadko kiedy czytacie ten wstęp, ale to epilog i może ktoś się pokusi. :) Epilog. Wow. Jestem jednocześnie szczęśliwa oraz dumna, a jednocześnie smutna. Koniec. Naprawdę udało mi się zakończyć tą historię? Wiecie ile już minęło? Prolog został opublikowany 13.05.2014r., a dziś jest 13.02.2017r. Pomiędzy nimi jest 1006 dni, co stanowi 2 lata, 8 miesięcy i 30 dni.
Chciałam podziękować Rogaczowi, który starał się ratować Wasze oczy przed moimi błędami i wymysłami. Dziękuję, kochana!
A również Wam. Tak, przeżyliśmy wzloty i upadki, przygody bohaterów. Ich radości i smutki. Bardzo Wam dziękuję za każde słowo, za każdy komentarz. Za rozmowy na facebooku, ciekawe spostrzeżenia w wiadomościach! Byliście dla mnie motywacją. Bardzo Wam dziękuję za poświęcony czas i mam nadzieję, że nie czujecie, że go zmarnowaliście.
Dla ciekawskich powiem, że to nie jest ostateczny koniec. Do tego opowiadania powstanie jeszcze kilka miniaturek uzupełniających. :)
Ja Was oczywiście zapraszam na nowy blog, który powoli tworzę. Totalnie nowa historia, ale głównym wątkiem kolejny raz będzie dramione. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym trzymała się tylko tego tematu, a poboczne pary, historie też będą.
Ściskam Was i do usłyszenia wkrótce,
Lupus Lumos
- Nie mogłem cię nigdzie znaleźć!
Dziewczyna uśmiechnęła się
delikatnie, nie podnosząc się jednak i wciąż leżąc płasko na plecach. Usłyszała jak
stare deski skrzypią, gdy niespodziewany towarzysz się do niej przysunął.
Przymknęła powieki, gdy ułożył się na miękkim śpiworze tuż przy niej, również
spoglądając w górę. Wiedziała dobrze, co pomyślał, gdy jego spojrzenie skupiło
się na milionie świecących punkcików nad nimi. Ona też, gdy tu wspięła się po
raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła to oszołomienie.
- Nie byłam pewna czy
przyjedziesz – powiedziała szczerze, odrywając wzrok i przesuwając go z
ciekawością na leżącego obok chłopaka. Poczuła nagłą falę ciepła na widok
znajomych błękitnych włosów z granatowymi końcówkami, ale jej serce zabiło
mocniej, gdy spojrzał na nią soczyście zielonymi oczami.
- Przecież co roku przyjeżdżam na
święta – zauważył z rozbawieniem, a nawet w ciemności dostrzegła jego
szelmowski uśmiech – Czemu myślałaś, że zmienię tradycję?
- Planujecie z Victoire ślub –
mruknęła, ale kąciki ust zadrżały lekko – Po prostu… mieszkacie już razem. I
nie byłam pewna czy do nas przyjedziesz.
- Och, Lee, jesteście moją
rodziną. Twój tata jest też moim tatą, a mama moją mamą. James to mój brat, Al.
również, nie mówiąc o tym, że ty zawsze będziesz moją siostrą – splótł ich palce,
dodając jej otuchy – Dla mnie to też bywa dziwne, że już z wami nie mieszkam.
Że nie słyszę ciągłych przekomarzanek chłopaków, śpiewu mamy czy twojego
śmiechu. Ale.. dorosłem i.. no dobra – przewrócił oczami, gdy zachichotała - Po
raz pierwszy mam szansę spróbować dorosnąć. Z Vicci u boku.
- Nie podoba mi się wizja, że
wszyscy stąd powyjeżdżamy – szepnęła, wskazując ręką dookoła – Kto się zajmie
Dziuplą?
- Dziupla na zawsze pozostanie
tutaj z nami – zaśmiał się, również rozglądając się wokół. Tata zbudował im domek na
drzewie wiele lat temu. Mieli stąd idealny widok na cały ogród oraz dachy
domków w Dolinie Godryka. Co więcej z pomocą babci Andromedy pozostawili część dachu
bez okrycia, dzięki czemu mogli podziwiać nocami lśniące gwiazdy. Niewidzialna
bariera nie przepuszczała deszczu, śniegu, a cały ich domek został
zabezpieczony kilkoma czarami. Jako dzieci spędzali tu długie godziny.
- Więc.. jak ci się żyje na
Grimmauld Place? – zapytała, opierając policzek na ramieniu Teddy’ego, który ją przygarnął.
- Jest super – stwierdził,
uśmiechając mimowolnie – Mieszkanie z Vickey, Dominique, Hope i Tinem to istne
szaleństwo. Ale szczerze mówiąc nie mogę się doczekać aż w końcu się przeniosą gdzieś. I oczywiście moje drzwi stoją otworem dla ciebie, Lee.
- Oj, na pewno skorzystam w
najbliższym czasie – burknęła, mrużąc powieki z niezadowoleniem – Tata wciąż
przeżywa, że wybieram się do szkoły aurorskiej.
- Dziwisz się? Najbardziej
obawiał się, że to padnie na Jamesa bądź Ally’ego – parsknął, czochrając jej włosy złośliwie
– Ale oczywiście, to ty musiałaś się postawić, co?
- Chcę spróbować – powtórzyła
po raz enty te słowa w ostatnim czasie – A on się obraża.
- Może daj mu trochę czasu do
przemyślenia – poradził jej rozsądnie, wskazując na klapę do zejścia na dół –
Chodź, zaraz kolacja.
- Dać mu czas, dać mu czas –
mamrotała, posłusznie schodząc drabinką na ziemię. Zadrżała, gdyż tu już
zaklęcia nie chroniły przed mrozem oraz śniegiem, który tańczył radośnie na
wietrze. Uśmiechnęła się na widok licznych lampek na zaśnieżonych choinkach,
które James tak krzywo porozwieszał. Przebiegli kawałek przez ogród, wbiegając
do przytulnego domu. Lily nie pamiętała czasów innych niż te spędzone tutaj.
Cóż, prawdzie powiedziawszy, to rodzice przeprowadzili się tu trochę po
urodzeniu Jamesa. Tata wraz z małą pomocą swoich przyjaciół postawił rodzinny
dom Potterów z powrotem na nogi. Ogród pod troskliwą ręką mamy rozkwitł, a
atmosfera w ich ciepłym i otwartym domu zawsze była pełna radości.
- W samą porę – stwierdziła
zielonooka kobieta, przechodząc z salonu do jadalni i nawołując pozostałych
domowników – Miałeś ją tylko zawołać, Teddy, a nie przytrzymywać.
- Ale przecież jesteśmy idealnie
– parsknął, wyciągając chłodne dłonie w jej kierunku. Mama skrzywiła się, odsuwając
na bezpieczną odległość oraz zaplatając ramiona na piersi – Co tak pięknie
pachnie?
- Zrobiłam makowce – powiedziała
zadowolona, a Lily przyglądała się jak z chęcią prowadzi ich do jadalni.
Astoria jeszcze raz zawołała synów, którzy minutę później już posłusznie
dołączyli. W końcu dołączył do nich i ojciec, spoglądając z zaskoczeniem na
wiele kartonów przygotowanych już do zabrania.
- Myślałem, że wczoraj już
wszystko tam zanieśliśmy – stwierdził, wrzucając pod ostrym spojrzeniem żony
wszystkie pudła do torby, na którą rzucił wcześniej specjalne zaklęcie.
Podniósł bagaż, zarzucając na plecy i wyciągając z szuflady proszek Fiuu. Po
kolei wchodzili, szepcząc dobrze znany adres i znikali. Kiedy Lily otworzyła
powieki, skrzywiła się lekko na ciągłe uczucie oszołomienia, ale wyszła z
kominka. Teddy i James już przeszli do jadalni, więc potulnie podreptała za
nimi. Uwielbiała to miejsce. Już na korytarzu słyszała tupot małych stóp oraz
śmiech dzieci.
- Jutro macie być gotowi już
przed piątą, zrozumiano? – pani Potter, zmierzyła ich czułym spojrzeniem
zielonych oczu – Teddy, twój garnitur już odświeżyłam i wisi w łazience. James,
chciałabym się dowiedzieć czemu twoja ostatnia para eleganckich butów jest cała
w błocie. A ty, mój drogi – wskazała palcem na Albusa, który akurat wziął duży
kawałek makowca i musiał popić ciepłym mlekiem – Powiesz mi, proszę, gdzie i
kiedy zrobiłeś dziurę w marynarce?
- Może później? – zaproponował
Albus, podając gotowym już skrzatom kolejną tacę z makowcami. Astoria zmrużyła podejrzliwie oczy, ale kiedy ich tata przechodząc obok musnął wargami jej policzek, na nowo się rozpogodziła. Lubiła widzieć tą miłość między rodzicami. Jakby nigdy przez te lata się nie zmieniła. A może jedynie wzmocniła?
– Lily, sprawdzisz czy się szykują?
– Lily, sprawdzisz czy się szykują?
- Jasne – zgodziła się z chęcią,
pozostawiając całą rodzinę w jadalni i ruszając w dobrze znanym kierunku. Z
wielu opowiadań oraz zdjęć wiedziała, że kiedyś posiadłość wyglądała zupełnie
inaczej. Jednak mama z pomocą taty i Ministra, zatrudniła wielu architektów,
którzy pozmieniali wiele rzeczy, przystosowując je do dzieci. Teraz ściany
miały przyjemny morelowy odcień, a na nich wisiały pracę małych
mieszkańców. Minęła główny gabinet mamy oraz kilka pokoi zatrudnionych
opiekunek. Główny salon składał się z ogromnego kominka oraz wielu pudeł z
zabawkami, poukładanymi dokładnie w różnych miejscach. Miękkie fotele oraz
kanapy zachęcały do leniwego spędzania czasu. Sypialnie dzieci umieszczono po
wschodniej części willi, gdzie każde z nich spało w dwuosobowych pokojach. Do
każdego pokoju przystosowano jedną łazienkę, więc nikt nie miał problemu ze
staniem w kolejce pod prysznic. Korytarz zaczarowano w taki sposób, że wydawało
się, że wchodzi się do tunelu pod oceanem. Lily jako mała dziewczynka lubiła po
prostu stać tutaj i przyglądać się kolorowym rybkom przepływającym obok. Na
drzwiach poprzyczepiano tabliczki z imionami dzieci, ale każde wejście i tak
było pomalowane przez mieszkańców. Był to pomysł babci Zabini, która dobierała
kolory ścian oraz namawiała dzieci by same z siebie coś włożyły w swój nowy
dom.
- Kolacja za dwadzieścia minut –
krzyczała, uderzając w każde drzwi, witając się z każdym dzieckiem, które wystawiło
głowę. Zatrzymała się na samym końcu, przyglądając się wyrytym literom – Ben?
- Możesz wejść – usłyszała zza
drewnianych drzwi, więc bez zastanowienia pociągnęła za klamkę, wsuwając się do
pokoju. Tu cztery ściany miały różne odcienie zieleni, a jedną zaczarowano tak,
że wydawało się, że stoi się przy krawędzi lasu. Przesunęła spojrzeniem po jednym
pustym łóżku oraz części schludnej nim dotarła do łóżka zarzuconego niedbale
pościelą oraz licznym książkom oraz zabawką leżącym wokół. Na podłodze
wpatrując się w las siedział chłopczyk około ośmioletni, którego włosy barwą
przypominały promienie słoneczne. Brązowe spojrzenie skupiło się na niej, a
pełne wargi delikatnie uśmiechnęły.
- Benjaminie, zaraz kolacja, a ty
wciąż się nie przebrałeś – pokręciła głową, wyciągając z dużej szafy czystą
białą koszulę oraz wyprasowane spodnie – Czemu dziś jesteś markotny jak gnom?
- To będą pierwsze święta bez..
Diego – mruknął, przyciągając z powrotem jej uwagę. Lily zagryzła wargę,
obserwując jak jego plecy lekko się garbią – Lily, czemu go zabrali?
- Och, kochanie, bądź ze mną
szczery – westchnęła siadając naprzeciw niego by móc spojrzeć w smutne oczy –
Złościsz się, bo Diego został adoptowany czy dlatego, że to nie ty?
- Może to i.. to – przyznał
niechętnie, zasłaniając ramieniem oczy – Mnie nikt nie chce. Nawet rodzice nie
chcieli po.. tym. To dlatego, że… wiesz?
- Uważasz, że się ciebie boją? –
pokręciła głową, łapiąc go za chłodne dłonie i lekko ściskając – Uważasz, Ben,
że jesteś potworem?
- Może troszkę…
- Posłuchaj mnie, Benjaminie, bo
nie zamierzam się powtarzać – zastrzegła, mocniej go chwytając i wbijając
stanowcze oraz pewne spojrzenie w chłopca – Jesteś jednym z najcudowniejszych
dzieci jakie spotkałam. Jesteś mądry, zabawny oraz kochany. Tak, Ben, ja ciebie
kocham, Astoria cię kocha oraz chłopcy. A twoi rodzice byli głupcami i nie
zasługiwali na ciebie – uśmiechnęła się uspokajająco, przytulając go mocno –
Masz rodzinę, Ben. Jestem twoją siostrą, a inne dzieciaki to twoje rodzeństwo.
Czy któreś z nich boi się z tobą bawić?
- Nie, ale..
- A czy mają problem siedzieć
obok ciebie? Spać w dniu wspólnego nocowania? Boją się podejść, rozmawiać,
jeść? Oczywiście, że nie – parsknęła, układając policzek na czubku jego głowy –
Czy gdybym się ciebie bała, to bym cię tak przytulała?
- Nie..?
- Nie – potwierdziła, odsuwając
się oraz pstrykając go w nos – Jesteś kochany i masz rodzinę. Więc, wampirku,
głowa do góry i przebierz się, bo chyba nie chcesz się spóźnić.
Przytaknął, podnosząc oraz biorąc
ubrania oraz znikając w łazience. Lily wyszła bez pośpiechu z sypialni Bena,
obrzucając ostatni raz łóżko Diego smutnym spojrzeniem. Ben w trafił do nich
jako roczny brzdąc, gdy z cudem przeżył atak wampira. Wujek Draco wspominał, że
gdy przywieźli dzieciaka na oddział było bardzo, bardzo źle. I uratowali malca,
jednak jad wampirzy rozszedł się już po krwiobiegu, zmieniając chłopca w
wampira. Przerażeni rodzice już w szpitalu zdecydowali, że Ben nie wróci z
nimi. W ten oto sposób do Domu Dziecka matki w trafił kolejny mały członek ich
familii. Lily od małego spędzała tu dużo czasu. Bawiła się z dziećmi,
obserwowała jak niektórzy dołączają do innych rodzin, a pozostali dorastali pod
czujnym okiem jej rodziców. Każde z nich otrzymywało porządną edukację, opiekę
zdrowotną oraz mnóstwo miłości. A tego potrzebowały ich małe serca najbardziej.
Kochała przyglądać się ich sukcesom, ich radości, gdy dostawały listy z
Hogwartu. Niczego im nie brakowało, bo jej rodzina nie pozwalała na to. Oczywiście,
nie obyło się bez problemów. Niektórzy w ich magicznym społeczeństwie wciąż
burzyli się, że dzieci czarodziejów współegzystują z wampirami, wilkołakami czy
chociażby elfami. Lily czytała wiele artykułów, gdzie oczerniano jej matkę i
wyzywano. Jednak ona tego nie rozumiała. Patrzyła chociażby teraz, jak dzieci
powoli wchodzą do dużej jadalni oraz wesoło zajmują swoje miejsca. Widziała
dzieci czarodziei, dzieci ugryzione przez wilkołaki, Eloise porzuconą przez
elfią rodzinę czy chociażby Bena, którego kły pojawiały się za każdym razem,
gdy wybuchał śmiechem. Odświętnie ubrane dzieci od szóstego do piętnastego
roku życia wybierały sobie miejsca, machając do niej oraz jej rodzeństwa. W
końcu wszystkich dwudziestu sześciu mieszkańców znalazło się w jadalni. Jej
mama stanęła w drzwiach wraz z ojcem, a rozmowy ucichły. Podnieśli się z
szacunkiem, czekając aż kobieta machnie ręką by usiedli. Zwyczajowo Astoria
wygłosiła krótką, zabawną mowę składając podopiecznym najlepsze życzenia.
Wspomniała o sukcesach kilku dzieciaków, sprawiając, że wszystkim zrobiło się o
wiele milej. A na koniec życzyła smacznego, chichocząc, gdy na stołach pojawiły
się potrawy, a oczy maluchów pojaśniały. Stół sprytnie ustawiono w literę U,
więc każdy z każdym radośnie rozmawiał. Lily usiadła wśród dzieci, jak jej
bracia, opowiadając anegdotki dzieciakom obok. Uwielbiała święta. Uwielbiała
patrzeć jak dzieciaki ekscytują się na otwieranie prezentów, które ona sama
pomagała pakować.
Zazdrościła mamie, że stworzyła
dom dla tych dzieci. I podziwiała ją za to.
Zazwyczaj Wigilię spędzali właśnie
w Domu Dziecka z dziećmi. Śpiewali kolędy, grali w różne gry oraz cieszyli
podniebienie posiłkiem. Jej mama rozmawiała z każdym dzieckiem, a oni lgnęli do
niej jak do prawdziwego rodzica. Harry również był uwielbiany przez dzieciaki,
które w Hogwarcie nie były traktowane gorzej, a nawet zyskiwały od razu
przychylność innych uczniów, gdyż należeli do znakomitej rodziny Potterów i
innych bohaterów.
- Wesołych świąt, Lily – Benjamin
usiadł obok niej, uśmiechając szeroko, co rozczuliło jej serce.
- Wesołych świąt, Ben. Wesołych
świąt.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
- Na którą jutro mamy być u
Hermiony?
- Wydaje mi się, że jak co roku –
odpowiedział rozbawiony, przenosząc wzrok znad papierów na siadającego właśnie
niedbale na fotelu chłopaka. Chociaż poprawniej byłoby już powiedzieć
mężczyznę. Ciemne włosy przyciął niedawno, ale jak zwykle było trochę rozczochrane.
Wysokie kości policzkowe pokrywał jeszcze zarost, jednak dodawało mu to
drapieżnego uroku. czasem naprawdę nie mógł uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno
nosił bez problemu go na barana, a teraz ten sam dzieciak ma już trzydzieści
cztery lata.
- Co roku to przychodzę spóźniony
– burknął, przyglądając się z ciekawością klatce, w której leżało duże jajko –
Trochę konkretniej?
- Chcesz mi powiedzieć, Nate, że
nie wiesz na którą mamy być, tak? – parsknął śmiechem, odkładając biuro i
rozpierając na własnym siedzeniu – A Herm nie spytasz, bo..?
- Bo znów zacznie marudzić jaki
jestem rozpuszczony – jęknął, co bardziej pasowało do jego ośmioletniego
wcielenia niż teraz – A sama mnie wychowywała!
- Ciesz się, że nie nauczyłeś swoich dzieci mówić do niej babciu ty dzieciaku – zaśmiał się znów, widząc jak Nathaniel się
krzywi – Zjadłaby cię żywcem.
- Szczególnie, że nasze córki są
w tym samym wieku – zauważył, a Charlie odruchowo spojrzał na stojące na biurku
zdjęcie, gdzie byli oni wszyscy. W tym ich mały Nate ze swoją żoną oraz
ośmioletnim Jonathanem oraz sześcioletnią Kateriną. Naprawdę nie wiedział,
kiedy tyle lat upłynęło.
- Spytaj Teo – poradził, znów
wracając spojrzeniem na towarzysza – My będziemy chwilę później, bo wcześniej
mamy jeszcze tutaj zostać trochę z dziećmi, które zostają.
- Święta w Hogwarcie – Nate
uśmiechnął się leciutko – Hagrid przygotował już choinki, a z tego co widziałem
nawet ozdoby są wieszane.
- Daphne miała się tym zająć –
przytaknął, obserwując jak młody Nott spogląda na drzemiącego Dumbledore’a –
Profesor McGonagall ma też niedługo przybyć, jeśli jesteś zainteresowany.
- Tak, odbiorę ją z dworca –
machnął ręką, podnosząc w końcu oraz posyłając mu krzywe spojrzenie – Szczerze
mówiąc, nigdy nie sądziłem, że serio zostaniesz dyrektorem Hogwartu.
- A ja nie pomyślałbym, że ty
zostaniesz profesorem od obrony – mruknął, żegnając chłopca, który zniknął za
drzwiami. Oparł głowę o zagłówek, wzdychając ciężko. Pokochał swoją pracę
bardziej niż ktokolwiek się spodziewał, ale nie mógł zaprzeczyć, że była to
ciężka posada. Był jednym z najmłodszych dyrektorów w historii, ale z pomocą
Minerwy oraz innych profesorów nauczył się niemalże wszystkiego. Uczniom
również się podobało, gdy zaczął piastować to stanowisko. Daphne wspierała go w
każdej chwili, a by ułatwić im sprawę, otworzyła w Hogsmeade niewielką
kawiarnię, gdzie wraz z jego mamą wywołała zachwyt u uczniów przepysznymi
potrawami oraz gorącą czekoladą. Po południu przychodziła do Hogwartu, gdzie
wraz z nim zamieszkała w jego komnatach. Sytuacja trochę się skomplikowała, gdy
zaszła w ciążę. Wtedy na nowo zamieszkali w rezydencji Greengrassów, gdzie
wcześniej spędzali jedynie wakacje. Dziewczynki pojawiły się na świecie w
pewien ponury listopadowy poranek, a on uciekł ze śniadania odprowadzany
śmiechem rozbawionych uczniów. Kelsy Astoria oraz Nora Ophelia były ślicznymi
dziewczynkami o jasnych włosach oraz brązowych oczach. Już jako dwuletnie
brzdące ukazało się w nich zamiłowanie do robienia psot.
- O czym myślisz? – drobne
ramiona oplotły go, gdy Daphne stanęła obok – Ostatnio wciąż jesteś taki
zamyślony.
- Tyle się zmieniło..
- Och, znów przejmujesz się
krzykami o tej głupiej zmianie? – przewróciła oczami, muskając wargami jego
policzek – Dobrze wiesz, że postąpiłeś świetnie.
- I nie zmieniłbym zdania – przytaknął,
krzywiąc. Podpisanie pierwszego przez niego dokumentu, który zapewniał edukację
dzieciom ugryzionym bądź przemienionym przez magiczne stworzenia wywołało
kontrowersję i omal nie stracił tytułu. Ale dostał poparcie zbyt wielu ważnych
osobistości, a Hermiona z Harrym świetnie poradzili sobie z największymi
protestami. I oto już zapisał się na kartach Historii Hogwartu jako ten co
umożliwił edukację wszystkim magicznym dzieciom.
- To co cię trapi? – spytała
Daphne, wsuwając się na jego kolana – Powinnam powiedzieć Hermionie, że się
starzejesz?
- Bardzo dziękuję, ale wciąż
jestem młody – prychnął, a na widok jej uniesionej brwi przerzucił ją na biurko
i nachylił się nad nią – Nie wierzysz mi, Weasley?
- Możesz udowodnić, jeśli
uważasz, że masz tyle wigoru – zaśmiała się, oplatając nogami jego biodra i
mocno go całując.
Niektóre rzeczy nigdy się nie
zmieniają. A on nigdy nie przestał być równie zakochany w starszej Greengrass
jak za czasów ich młodości.
Kiedy te lata upłynęły?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Ly, Tino?
Teodor zawołał dzieciaki, gdy
tylko przekroczyli próg. Nie zaskoczył go fakt, że nawet na korytarzu słyszeli
jak głośno została nastawiona wieża. Spojrzał na żonę, która zrzuciła właśnie z
nóg szpilki, stając boso na miękkim dywanie. Pomógł zsunąć z jej ramion
granatowy płaszcz, wieszając na gustownym wieszaku tuż obok swojego. Ruszył za
kobietą do salonu, gdzie oczywiście nie zastali potomków.
- Chyba nic nie zostało
uszkodzone – stwierdziła Pansy, obracając się ku niemu z uśmiechem – Jednak
odziedziczyli kilka moich genów.
- Och, tak, złośliwość oraz
zadzieranie nosa również – przytaknął, unosząc leniwie kąciki ust i obserwując
jak brązowe oczy ukochanej błyszczą. Usiadł wygodnie na sofie, rozpinając
marynarkę oraz przyglądając się jak już od wielu lat pani Nott zaczyna poruszać
się w rytm melodii. Musiał przyznać, że przez te dwie dekady z kawałkiem nie
zmieniła się za bardzo. Codziennie mógł obserwować różnice, jednak wciąż
wyglądało nadzwyczaj młodo. Oczywiście, lata u czarodziei inaczej powinno się
przeliczać, bo średnia życia to sto dziesięć lat, więc oni mający trochę ponad czterdzieści lat, wciąż mogli czuć się młodo. Chociaż wojna w czasach
młodości przyniosła swoje skutki, to zwalczyli przeszłość. Pansy nie budziła
się z krzykiem, częściej uśmiechała oraz rzadko kiedy pogrążała w ponurach
myślach. Po urodzeniu Lyry już nie wróciła do służby, zamiast tego postanowiła
wydać w końcu swoje książki. Musiał przyznać, że zachwycił go pomysł młodej
wtedy małżonki, która nie tylko podesłała kartki do magicznej redakcji, ale i
mugolskiej. Nie przestawała go do dziś bawić mina Harry’ego, gdy usłyszał o
serii na swój temat. Wiele wątków jednak Pansy pominęła, pozostawiając już je w
szafce. Spisała nawet biografię Harry’ego czy Hermiony, nie mówiąc o wywiadach
jakie przeprowadziła. Ich dom był zawalony w każdym kawałku książkami oraz jej
zapiskami. Ale nie przeszkadzało mu to.
- Nott, czy mi się wydaje, czy
przestałeś o mnie myśleć? – prychnęła jak kotka, wskakując na jego kolana oraz
unosząc jedną brew. Pansy wciąż miała miękką, jedwabistą skórę. Jej oczy
złagodniały, ale nie straciły hardości. Pierwsze zmarszczki dopiero pojawiły
się w kącikach oczu, ale prędzej od śmiechu niż starości. Włosy wciąż były
gęste i ciemne, a jeszcze ani jedno siwe pasmo ich nie przecięło.
- Zawsze o tobie myślę – mruknął,
muskając wargami kącik jej ust i wciągając fiołkowy zapach. Poczuł jak Pansy
rozluźnia się w jego objęciach, układając wygodniej oraz przymykając powieki.
Czasem wciąż nie mógł uwierzyć, że są razem. Miłość do dziewczyny odmieniła
wiele jego poglądów, a każda wspólna chwila dodawała ochoty by żyć. W końcu
zrozumiał Hermionę, a gdy szybko Pans zaszła w ciążę odliczał dni do porodu.
Constantine był upartym dzieckiem o czarnych włosach oraz brązowych oczach
Pansy. Był ich oczkiem w głowie, a rola rodziców bardzo im przypadła do gustu.
Tino szybko okazał się niezłym łobuzem, który zdzierał kolana w ogrodzie oraz
podjadał ciastka z kuchni. Jako starszy brat sprawdzał się znakomicie, a mała
Lyra Hermiona oplotła całą trójkę wokół małego paluszka.
- Ja też – szepnęła Pansy w jego
usta, muskając je raz po raz i skubiąc zaczepnie jego dolną wargę – Wiesz o
czym jeszcze myślę?
- Mhmm, możesz mi powiedzieć –
uśmiechnął się, gdy poczuł jej palce na kołnierzyku koszuli – Albo pokazać.
- Oj, kochanie, nie wiem czy
dotrzymasz mi kroku – zachichotała, całując go gwałtownie. Przesunął palcami po
jej plecach, docierając do suwaka i zabierając się za rozpinanie sukienki.
Pansy wierciła się niespokojnie, co tylko bardziej go zachęcało. Jednak w
chwili, gdy mieli się już w sobie zatracić usłyszał tupot stóp na schodach. Bez
zastanowienia zrzucił Pansy na dywan, która upadła na czworaka, patrząc na
niego zamglonymi oczami pełnymi niezrozumienia. Sekundę później, gdy ledwo
zdążył poprawić koszulę w drzwiach stanęła Lyra.
- Co wy robicie? – zapytała,
marszcząc brwi ze zdumieniem – Mamo?
- Mama zgubiła kolczyk – odparł
szybko, spoglądając w przenikliwie oczy dziewiętnastoletniej już córeczki –
Właśnie wróciliśmy i..
- Bardzo głośno słuchasz muzyki –
skarciła córkę Pansy, szybko zbierając w sobie i uśmiechając gładko – Och, żałuj,
że z nami nie poszłaś! Było tak pięknie.
- Nie zaprosiliście mnie –
przypomniała Lyra, zaplatając ramiona na piersiach oraz zerkając przez ramię na
schodzącego ze schodów brata – Chyba przeszkodziłam rodzicom w małym co nieco.
- Oj, wierz mi, że nie musisz mi
o tym mówić – mruknął Constantine rzucając rodzicom rozbawione spojrzenie – Nie
wierzę, że wracam do domu na święta, a wy sobie wychodzicie!
- Nie wmawiaj mi, że się
stęskniłeś i wróciłeś – zaśmiał się Teodor, odchylając lekko do tyłu – Po
prostu, Vicci, Dominique i Hope wróciły i nie ma kto gotować.
- Teddy jest beznadziejnym
kucharzem, a też pojechał do Potterów – przyznał, siadając na sofie obok ojca i
uśmiechając do sadowiącej na fotelu siostry – Lyra rozmawiała dobrą godzinę
przez telefon z chłopakiem
- On nie jest moim chłopakiem –
warknęła dziewczyna, sycząc niemalże – To tylko kolega.
- Jaasne – parsknął Tino,
krzywiąc na pełne litości spojrzenie matki – No co?
- Jak ty się dostałeś do Akademii
Aurorskiej tego chyba nigdy nie odgadnę – powiedziała uszczypliwie Pansy,
czochrając ciemną czuprynę synka – Co powiecie by za godzinę zagrać w pokera?
- Uu, świąteczny hazard? – zatarł
ręce Tino, przytakując chętnie oraz od razu dogryzając siostrze, że przegra.
Teodor przyglądał się rozbawionej Pansy, która poszła się przebrać i
dzieciakom, które dopiero co siadały mu na kolanach i prosiły o bajkę. Teraz
mieli tyle, a nawet więcej lat niż on, gdy skończyła się wojna, a on budował
swoje życie od początku.
I mówiąc szczerze nic by w nim
nie zmienił.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Wróciłam!
Uniósł wzrok znad książki,
zerkając przez ramię i uśmiechając leciutko. Lustro wisiało idealnie pod kątem
by mógł ją zobaczyć. Jasne włosy opadły jej na twarz, gdy schyliła się by zdjąć
z nóg traperki. Przesunął wzrokiem po długich nogach okrytych grubymi szarymi
rajstopami oraz ładnej sukience, która podkreślała piękno dziewczyny. Przeszła
powolnym krokiem do salonu, grzebiąc w torbie i nachylając by cmoknąć go w
policzek.
- Nie zgadniesz co znalazłam –
mówiła dalej radosnym głosem, który pobudzał go do życia. jej szafirowe oczy
zalśniły, gdy wyciągnęła średniej wielkości pudełko i położyła mu na kolanach.
Zerknął kątem oka na jej zarumienione policzki, gdy spojrzeniem zachęcała go by
spojrzał. W końcu chwycił za wstążkę, pociągając i rozrywając ostrożnie papier.
Z prostego pudełka wyciągnął niewielki tomik, zaciskając mocniej na nim palce,
gdy przeczytał tytuł.
- Tomik poezji lorda Byrona? –
skrzywił się na swój zachrypnięty od emocji głos, starając powstrzymać od
gwałtownego zaczerpnięcia powietrza.
- Jeden z nielicznych pierwszych
egzemplarzy – pochwaliła się, wyciągając go z jego zastygniętych rąk i
otwierając na jednej z wielu stron – „Już
koniec! - Sen mi to objawił: Nadziei los mi nie zostawił; Szczęśliwych dni nie
będzie znała. Dusza, złej gwiazdy mrozem ścięta; Odbiega młodość uśmiechnięta, Pierzcha Nadzieja, Miłość, Chwała... O, czemu pamięć mi została!”
Przyglądał się jak nie odrywa
wzroku od ostatnich wersów, smakując je po cichu na nowo. Dziwnie było słyszeć
tak znajome słowa wypowiedziane innym głosem przez inną osobę. Mimo złudnych
chwil, gdy zapominał o TYCH chwilach, nie potrafił ich w głowie nie porównywać.
Miały tak samo jasne włosy, ale różnej długości. Również twarz na którą teraz
patrzył była mniej okrągła, a nos bardziej garbaty niż ten co pamiętał. Kolor
oczu mimo podobny był jaśniejszy, a sama postawa dziewczyny inna.
- Jej ulubiony – powiedział w
końcu, gdy położyła tomik na kolanach, gładząc jego krawędzie – Często go
recytowała.
- Och, nie wiedziałam – zamrugała
zdumiona, przymykając powieki i obracając twarz w kierunku kominka, gdzie
trzaskał wesoło ogień – Lubiła święta?
- Tak – odpowiedział zwięźle,
markotniejąc odruchowo. Wiedział, że to zauważyła, ale chociaż zwyczajowo od
razu zmieniała temat tym razem nie odezwała się ponownie. Zamiast tego lekko
się zgarbiła, a jej usta zacisnęły. Hermiona wiele razy powtarzała mu by tego
nie robił. Nie odgradzał dziewczyny od wspomnień, którymi dysponował. A jednak
nie potrafił do końca się otworzyć. Wcześniej tłumaczył to młodym wiekiem
dziewczynki, która przyglądała mu się podejrzliwie, a później… później z nikim
już nie chciał się dzielić przeszłością.
- Pamiętam jak się obudziłeś –
przerwała ciszę, nie odwracając wzroku od płomieni – Jak nagle mój cały świat
się obrócił. Wszyscy się tak cieszyli i mówili, że mój tata znowu jest z nami…
- uśmiechnęła się smutno – Nasłuchałam się tak wielu historii o tobie. Draco,
Blaise czy Teodor uczyli mnie chodzić, latać na miotle oraz się bić, jednak
wiedziałam, że to ty jesteś moim tatą. Miałam więc Teddy’ego i tylko jego,
który chociaż trochę mógł mnie zrozumieć – zerknęła na niego z ciepłem – I się
obudziłeś. A potem kazałeś mnie przyprowadzać codziennie.. rozmawialiśmy i
rysowałam ci laurki. Twój pokój był nimi obwieszony, gdy w końcu wychodziliśmy
i… zamieszkałam z tobą – zachichotała, a w jej oczach błysnęły łzy – Byłeś tak
bezradny, tato… nie pamiętałeś by mnie karmić, sprawdzić czy już śpię czy
wymyć. Hermiona, Pansy, Astoria wciąż przychodziły i cię uczyły jak być tatą. I
wiesz co? Jesteś cudownym ojcem.
- Jestem i byłem beznadziejny –
zaprzeczył, mrużąc gniewnie powieki – Nie mogłem chociażby cię podnieść do
góry, uczyć latać bo… nie mogę chodzić. A ty byłaś taka żywa.. wciąż tańczyłaś
i skakałaś.. bałem się, że coś ci się stanie.
- Ja też – zaśmiała się,
ocierając wierzchem dłoni samotnie spływającą łzę – Nie chciałam jechać do
Hogwartu byś nie został sam.
- Oj, nie dawali mi spokoju –
pokręcił głową, opierając brodę na dłoni – Dziękuję za prezent, kochanie, to..
skarb.
- Wiem, że za nią tęsknisz –
przytaknęła, unosząc brwi, gdy wskazał jedną z wiszących niedaleko choinki
skarpet – Prezent?
- Otwórz teraz – poprosił,
nakrywając lepiej nogi pledem i obserwując jej ciekawość, gdy wróciła na swoje
miejsce z niewielkim pudełeczkiem – Miałem to bardzo długo, ale.. do ciebie
pasuje lepiej.
Smukłymi palcami rozwiązała
wstążkę, a później uchyliła aksamitne pudełko. Widział jak fascynacja pojawia
się w szafirowym spojrzeniu, gdy wyciągnęła ostrożnie bransoletkę. Zamrugał, bo
znów fala wspomnień zalała jego umysł.
„- Myślisz, że im się spodobają?
- Jasne, że tak – przytaknął, nie spoglądając jednak na dziewczynę,
skupiając się na pisanym eseju. Poczuł jak dziewczyna się zbliża, więc przerwał
na chwilę by unieść wzrok i na nią spojrzeć. Wpatrywała się w niego z
rozbawieniem oraz niecierpliwością, unosząc dumnie brodę. Bawiła go ta
zawziętość oraz duma w tym małym elfie, który naprawdę potrafił go ustawić do
pionu.
- O czym mówiłam? – uniosła brew, zaplatając ramiona na piersiach –
Marcusie?
- O prezentach – stwierdził, zamierając, gdy złapała krawędź sukienki i
ściągnęła ją. Przełknął ciężko ślinę, gdy usiadła na łóżku, przechylając głowę –
Co ty..
- Jakich prezentach? – zapytała, bawiąc się ramiączkiem stanika – Hmm?
- Dla dziewczyn – zamrugał, starając się oderwać spojrzenie od jej
ciała i utrzymać pożądanie na wodzy. Milli jednak uśmiechnęła się słodko,
zdejmując pozostałe części ubrania, które miała na sobie, a później kładąc na
brzuchu na jego łóżku. Oparła brodę o dłoń, drugą ręką rozpuszczając
nastroszone włosy.
- A co jest tym prezentem? – kontynuowała, spoglądając na niego
niewinnymi oczami – Mar?
- Nie.. nie pamiętam – przyznał w końcu, odkładając pióro i podchodząc
do niej do łóżka. Kucnął przy krawędzi, wciągając słodki zapach skóry
dziewczyny, która nachyliła się i go pocałowała. Smakowała czekoladą, którą
dopiero co wcinała, a palce miała wciąż lepkie. Pogłębił pocałunek, zmieniając
ich pozycje tak, że położył ją tym razem na plecach, samemu układając na niej. Całował
ją mocno i namiętnie, czując coraz większe gorąco, gdy sunął dłonią po jej
jędrnym ciele. Z pomocą dziewczyny zdjął koszulkę, a później spodnie wraz z
bielizną. Przylgnął do niej, nie marudząc gdy popchnęła go na plecy, siadając
na nim okrakiem oraz pochylając.
- Marcusie? – szepnęła, zachrypniętym głosem a w jej oczach dostrzegł
błysk złośliwości – Lepiej sobie przypomnij.
- Nie.. nie wiem – wydusił, krzywiąc z niedowierzaniem, gdy zeskoczyła
z łóżka, narzucając na siebie gładko sukienkę oraz zbierając bieliznę – Co ty..
MILLI.
- Jestem pewna, że Harper mi pomoże zdecydować – stwierdziła śpiewnym
głosem, upinając znów włosy i zatrzymując na chwilę przy drzwiach – Widzimy się
na kolacji?
- Millicenta, nie możesz teraz wyjść – jęknął, ale widział w jej
uśmiechu satysfakcję. Uniosła dłoń, na której nadgarstku znajdowała się ładna
bransoletka. Jednak było zapóźno, a ona i mogła, i wyszła. Nigdy więcej nie
popełnił tego błędu i już zawsze uważnie jej słuchał. Zawsze.”
Teraz ta sama bransoletka
błyszczała w dłoniach dziewczyny, która przesunęła palcem po wygrawerowanej
literce M oraz przywieszce z niewielkim aparatem. Spojrzała na niego
oszołomiona, wyciągając nadgarstek, na który pomógł jej nałożyć błyskotkę. Przysunęła
ją znów do oczu, muskając opuszkami palców.
- Wesołych świąt, kochanie –
wyszeptał, rzucając okiem na schowane za kominkiem pudełko, gdzie trzymał stare
rzeczy Millicenty. Aparaty, dzienniki, perfumy, wycinki gazet.. wszystko. Wyciągnął
z tego pudełka jedynie ową bransoletkę, obrączkę, którą nosił na sznurku na szyi
oraz list. List, który leżał w jego sypialni. List, który napisała TEJ feralnej
nocy. List, którego jeszcze nie otworzył.
- Wesołych świąt, tato –
Millicenta Ginevra uśmiechnęła się do niego szczerze, a jemu jak zwykle w tej
chwili przypomniało się czemu nie mógł dołączyć do swojej słodkiej żony. Miał dla
kogo żyć.
Musiał. Mimo tęsknoty to jej gibkiego ciała, mocnych uderzeń serca i
wielu planów. Mimo tęsknoty za jej głosem, za jej uśmiechem oraz uwodzącym
spojrzeniem. Mimo tęsknoty za dniami, gdy leżeli na plaży oraz marzyli o
wspólnej przyszłości.
Oboje stracili pierwsze kroki ich
córki. Pierwsze słowo. Pierwszy upadek, pierwszą utratę zęba i pierwszą
chorobę. Stracili tak wiele.
Jednak on dostał od cholernego
losu szansę na poznanie córki. Na przyglądanie się jak idzie do Hogwartu, jak
się śmieje i jak buduje swoje życie na mocnych fundamentach. Mógł przyglądać
się jej pierwszym zauroczeniom oraz chłopakowi. Mógł patrzeć jak tańczy oraz
śpi.
Słyszeć, jak mówi do niego tato.
I cierpieć. Tęsknić. Płakać.
Czemu mi to zrobiłaś, Mills?
Wesołych świąt, mój słodki elfie…
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Święta Bożego Narodzenia to jedno
z najpiękniejszych wydarzeń roku. Jest to okres prawdziwej magii, czarów,
szczęścia oraz rodziny. Śnieg prószy delikatnie, ozdabiając tym samym ogrody
oraz dachy domów. śnieżynki wirują i tańczą na wietrze, igrając radośnie z
mrozem by osiąść na oknie i poczuć przez chwile ciepło. Ciepło padające od
kominka, gdzie wesoło skrzy się ogień oraz pomieszczeń pełnych ludzi oraz
świątecznego zamieszania, które opanowuje przyozdobione domy. Właśnie jedna
taka niewielka śnieżynka, wylądowała delikatnie na parapecie ślicznego, chociaż
niezbyt wyróżniającego się na tle lasu domu.
- Niech to hipogryf kopnie –
jęknęła kobieta w środku, otwierając szeroko okno i sprawiając, że śnieżynka
spadła wraz z resztą białego puchu na taras – Weasley, do cholery, gdzie ty
polazłeś?
- Co się staaAAAu, co jest! –
jasnowłosy chłopak schylił się, gdy kolejny kawałek ciasta poleciał w kierunku
jego głowy. Zerknął z irytacją na ramię, gdzie przylepił się pierwszy pocisk i
potrząsnął ręką – To niemiłe. Chciałem spytać czy wszystko w porządku.
- Nie patrz tak – ofukała go
znów, sprawiając, że tym razem kąciki ust blondyna uniosły się w delikatnym
uśmiechu – Zaraz kogoś strzelę upiorograckiem, widziałeś tego rudego,
siwiejącego już pajaca?
- Wujka Rona? Jest na zewnątrz z
dzieciakami. – wzruszył lekko ramionami, opierając biodrem o blat i
przyglądając gotowym już poszczególnym potrawom – Nie musisz się tak
denerwować, mamo, już wszystko prawie gotowe.
- Prawie, Pius, a prawie mnie nie
zadowala – mruknęła, przesuwając dłonią po czole i bezwiednie zostawiając na
nim ślad mąki – Ronald musi skończyć robić tego przeklętego indyka, a ja zrobię
to przeklęte ciasto. Tak zapisałam na kartce i tak właśnie będzie.
- Mam wydusić z wujka przepis na
indyka nim go zabijesz tą niebezpieczną bronią? – parsknął, wskazując na wałek,
którym wybijała niespokojny rytm – Mamo?
- Tak, skarbie – mruknęła,
nachylając nad książką kucharską i przestając na niego zwracać uwagę. Scorpius
spokojnie przeszedł z przestrzennej kuchni do salonu, gdzie zastał bawiącą się
przed kominkiem siostrę. Duże, brązowe oczy przeniosły się na niego, a on
poczuł, że mała znów oczarowała go na nowo.
- Cory, pobawisz się ze mną? –
zapytała zrywając się z ziemi i w trzech susach pokonując dzielącą ich
odległość. Drobne, lepkie palce zacisnęły się na jego, gdy pociągnęła go
ochoczo do rozłożonych wokół lalek – Proszę, Cory, pobawimy się?
- Oczywiście, brzdącu, tylko
uratuje wujka przed złością mamy – parsknął, wsuwając ręce pod pachy siostry i
podnosząc ją na ręce. Oplotła go nogami niczym małpka, chwytając za szyję oraz
szczebiocząc wesoło w co się będą bawić. Scorpius słuchał małej, jednocześnie
przechodząc z salonu i otwierając drzwi na taras. Nie zaskoczył go widok wujka
oraz ojca wraz z jego braćmi na miotłach, gdy grali rozrywkowo w Quidditcha w
ogrodzie.
- Och, zapomniałem – mruknął
Ronald Weasley, gdy tylko go zobaczył, a później w ekspresowym tempie zeskoczył
na ziemię i potruchtał do kuchni. Pozostali również zakończyli grę, wracając do
środka, gdzie ojciec pocałował córeczkę w czoło, a Nathan z Tobym ekscytowali
się krótkim meczem. Cassie wyrwała mu się, woląc jednak podreptać za ojcem niż
bratem, więc pozwolił dziewczynce na męczenie rodziciela. Rozsiedli się wszyscy
na fotelach, grzejąc w cieple płomieni. Scorpius przymrużył z zadowoleniem
powieki, ciesząc chwilą spokoju. Mimo żmudnych ostatnich dni pracy oraz
przygotowań, musiał matce przyznać rację. Jeśli działali zgodnie z
przygotowanym przez nią planem mogli jeszcze dzień przed Wigilią odpocząć.
Choinka stała w kącie salonu za kominkiem, świecąc kolorowo oraz ciesząc oczy
licznymi, barwnymi bombkami. Łańcuch zrobiony przez Cassie ładnie dopełniał
całości, a on wciąż pamiętał ile radości dawało im ubieranie trzy dni temu tego
drzewka. Również nad oknami wisiały lampki – sopelki – a gzyms kominka został
ładnie ozdobiony gałęziami choinki. Nie było kawałka domu, gdzie nie migotałby
lampki bądź inne ozdoby, zawieszone przez ich rodzinkę. Również już wszystkie
kurze zostały sprzątnięte, a stół rozstawiony z czystymi talerzami poukładanymi
idealnie.
- Tato? – Nathaniel przeciągnął
się leniwie, uśmiechając, a jego brązowe oczy zamigotały szelmowsko. Scorpius
nie mógł powstrzymać myśli, że dopiero co ten jego upierdliwy braciszek dreptał
za nim oraz prosił by pokazał mu sztuczki, a teraz sam podbijał z powodzeniem korytarze
Hogwartu.
- Tak, Nath? – spojrzenie ojca
oderwało się od pokazującej mu swoje ulubione lalki córeczki i skupiło na
Nathanielu.
- Opowiesz nam historię? – Toby
podchwycił wzrok braci, szczerząc łobuzersko oraz unosząc obie brwi –
Obiecałeś, że opowiesz.
- Historię? – Draco westchnął,
ale gdy brązowe oczy Cassie błysnęły błagalnie, a sześciolatka wdrapała się na
jego kolana, nie powstrzymał uśmiechu – Jaką historię?
- Twoją i mamy – odpowiedział
Scorpius, opierając policzek o oparcie fotela oraz z ciekawością przypatrując
błyszczącym oczom rodziciela. Draco Malfoy przyjrzał się im wszystkim uważnie,
ale w końcu skinął głową.
- Wszystko zaczęło się w piękny
dzień. Pioruny oświetlały…
- To piękny czy burza? – Cassie
przechyliła głowę, kiedy wszyscy zaśmiali się, a on wciąż nie rozumiała czemu.
- Nie przerywaj, bo nie opowiem! –
zrugał córkę żartobliwie, całując ją odruchowo w czoło - To był piękny,
burzliwy dzień. Pioruny oświetlały zachmurzone niebo, a grzmoty echem odbijały
się na korytarzach Hogwartu. Razem z wujkiem Blaisem kierowaliśmy się w stronę
Wielkiej Sali, gdy usłyszeliśmy przerażający wrzask…
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Czemu Hope?
- Nigdy nie przestaniesz pytać,
prawda? – Blaise uniósł wzrok znad ciasta, które wcinał, zerkając na żonę,
która przewróciła oczami i znów nachyliła się nad kolorowym magazynem – Masz dwadzieścia
cztery lata, Hope, a wciąż jesteś uparta jak dzieciak.
- Tato – jęknęła dziewczyna,
opierając się o blat stołu oraz robiąc markotną minę – Powiedz coś mamie.
- Coś – posłusznie powiedział,
wywołując tym samym nikły uśmiech na ustach córki – Arya, zlituj się, bo zawsze
będzie tu wracać i o to pytać.
- Dzięki, tatusiu – sarknęła,
kopiąc w kostkę brata, który właśnie do nich dołączył – Nicolas, zaraz się
dowiem skąd jest moje imię.
- Mam pogratulować? – Kol uniósł
brwi, przewracając oczami i nalewając sobie trochę soku – Czy dziadkowie będą u
cioci?
- Tak – Arya zamknęła gazetę,
odchylając na krześle i zerkając na córeczkę – To nie jest jakaś wymyślna
historia, kochanie.
- To mi powiedz – przytaknęła radośnie
Hope, siadając na krześle oraz szczerząc radośnie – Czemu Hope?
- Ostatnim bukietem jaki wręczył
mi twój ojciec przed wymazaniem mi pamięci były koniczyny oraz konwalię – westchnęła
jasnowłosa, splatając palce z mężem – Znaczenie koniczyny to nadzieja. A niezapominajek
wiadomo… więc wciąż miałam to słowo w głowie. Nadzieja. I nie wiedziałam z czym
się łączy, a gdy przyszłaś na świat… byłaś moją nadzieją, Hope.
- To w sumie jest ładna historia –
stwierdził Nicolas, oblizując usta – A ja?
- Twój tata poznał przypadkowo w
sklepie mugola, który wyjaśnił mu na czym polegają pralki.. – Arya zachichotała,
kręcąc z rozbawieniem głową – Tak to mu zaimponowało, że nadał ci imię na jego
cześć.
- No wielkie dzięki – mruknął Kol,
uśmiechając jednak pod wpływem śmiechu siostry – Dobrze, że jednak nie pralka. Wtedy
bym cię znielubił, tato.
- Co powiecie na partyjkę
Monopolu? – Arya podniosła się, przeciągając i całując dzieci w czoła – Może dacie
mi znów udowodnić, że jestem najlepsza? Przyniosę tylko swoją herbatę..
- Bynajmniej – Kol poderwał się
by przynieść grę, a Hope i Blaise zostali sami w salonie. Mężczyzna przyglądał
się córce, która nagle się uśmiechnęła i wskazała na radio.
- Czyż to nie twój głosik, tato? –
Blaise jęknął, bo od razu rozpoznał singiel świąteczny sprzed kilku lat. Od pierwszej
płyty jego kariera była spełnieniem jego marzeń. Mógł robić to co kocha i
dzielić się tym z ludźmi, którzy ochoczo przyjeżdżali na koncerty. Oczywiście,
gdy w końcu po kilku miesiącach odnalazł z Hermioną Aryę i Hope w USA, wszystko
się zmieniło. Więcej czasu spędzał z rodziną niż na scenie, jednak nigdy nie
zrezygnował. Do tej pory czasem robił koncerty, a wciąż nagrywał płyty. Dostał już
wiele wyróżnień mugolskich, jak i magicznych. Jego dzieci żyły w świetle lamp
nie tylko z powodu jego znajomości z Potterem czy Granger, ale i jego własnego
nazwiska, które znało większość ludzi na świecie.
- Nie potrafię sobie wyobrazić
jakby teraz wyglądało nasze życie, gdybyś nas nie znalazł – szepnęła, biorąc do
ręki jabłko i je podrzucając.
- Znalazłbym was – zapewnił ją,
wzdychając cicho – Zawsze i wszędzie. Znalazłbym was.
- Wierzę ci – przytaknęła,
unosząc kąciki ust do góry – Kocham cię, tato.
- Ja ciebie też, brzdącu –
odpowiedział szczerze i stanowczo, uśmiechając leciutko – A co słychać u
Caleba?
- Tatooo, mówiłam byś nie próbował
bawić się w swatkę – parsknęła, poprawiając rozczochrane włosy oraz rumieniąc –
Wystarczy mi Teddy, który również nie rozumie słowa NIE. Jesteście naprawdę
identyczni.
- Od zawsze miałaś słabość do
Teddy’ego – zauważył łobuzersko, w ostatniej chwili unikając jabłka, którym w
niego rzuciła – Ale rozumiem, że się przestraszył tej agresji!
- Tato, miałam słabość, gdy
miałam trzy latka, a jego włosy mogły być różowe! – jęknęła, uderzając
teatralnie dłonią w czoło – Naprawdę od kiedy skończyłam siedem lat to się
skończyło!
- No a Caleb…
- TATO, rozumiem, że oczekujesz
wnuków, ale może zwróć się z tym do Kola? – zaproponowała ironicznie,
prychając, gdy brat akurat wszedł do pokoju – Jemu prędzej uda się dostarczyć
ci bobaska niż mi.
- Nicolas, czy ty..
- Och, błagam, pogawędki o seksie
mieliśmy już jakiś czas temu – chłopak zaśmiał się, wyciągając plansze –
Kwiatki i pszczółki, tak wiem, ciocia Herm z nami to przerabiała, gdy byliśmy
mali.
- I strach Jamesa przed
pszczołami potem – zachichotała Hope, wybierając swój ulubiony pionek i
ustawiając na starcie – Przygotowałeś kolędy?
- Oczywiście, nie możemy popsuć
tradycji – przytaknął, odsuwając krzesło żonie, która dołączyła – Kto przegra
ten..?
- Robi rano śniadanie –
dokończyła Arya, uśmiechając do dzieci – Gotowi na porażkę?
- Nigdy – odparli jednocześnie.
Blaise wybrał sobie pionek,
pozwalając dzieciakom porozkładać wszystko. Co by było gdyby nie znalazł Aryi? Nie
zobaczył obok niej malutkiej dziewczynki? Gdyby nie wróciły do niej wspomnienia?
Nie miał pojęcia. Oni byli jego życiem. Całym. O tym kiedyś marzył z Hermioną,
siadając rano w bibliotece i sącząc gorącą czekoladę. O tym marzył w czasie
wojny, gdy walczyli o swoją przyszłość. To obiecał Ginny, której ostatnim
nakazem było odnalezienie swojej miłości. Znalazł ją. Musiał.
- Wesołych świąt – mruknął do
białego kocura Hope, który wskoczył mu na kolana – Wesołych świąt.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Scorpius uwielbiał fakt, że
święta od kiedy pamiętał wyprawiane były u nich w domu. Z opowiadań mamy
wiedział, że kiedyś ten zaszczyt przypadał babci Molly, która de facto nie była
ich prawdziwą babcią, ale kto dba o takie szczegóły? Jednak od wielu, wielu lat
nie spędzali Bożego Narodzenia inaczej niż u nich. Kochał zapachy pysznych dań już z
rana dobiegających z kuchni oraz niecierpliwe poganianie przez mamę by pomagali
skrzatom przygotowywać stół. Dopiero dwie godziny przed przybyciem gości mieli
czas dla siebie. Nie, nie był to moment na odpoczynek, a na właściwe
przygotowanie. Tu Nathaniel zapomniał, gdzie zostawił marynarkę, a Toby szukał
wszędzie ulubionej muchy. Cassie biegała w kółko, nie pozwalając im się ani
ubrać, ani uczesać.
A jednak. Za każdym razem, gdy
tata wołał ich na dół, schodzili ubrani oraz gotowi. Nathaniel w odnalezionej i
wyprasowanej marynarce, Toby kończący poprawiać muchę pod szyją oraz Cassie
prezentująca z dumą swoją kreację. Na koniec pojawiała się ich mama, wyglądając
olśniewająco. Scorpius nie umiał zrozumieć jak jego rodzicielka zdołała
utrzymać dobrą kondycję po czterech ciążach, a co dopiero przy tylu nerwach
wyglądać tak młodo. Nie mogła się powstrzymać również przed poprawkami. Tu
tacie wyprostowała krawat, jemu poły marynarki, Nathanielowi włosy, Toby’emu
kołnierzyk, a Cassie rajstopki. Dopiero wtedy wchodzili do gotowego salonu,
gdzie wcześniej przygotowany stół został ułożony w duże U.
Pierwsi od zawsze byli
Weasley’owie. Babcia Molly ściskała ich, a później wraz z mamą uciekały do
kuchni by upewnić się czy wszystko gotowe. Dziadek Arthur zagadywał chłopców i
z chęcią przechodził do jadalni. Wraz z nimi przybywał wujek Bill z ciotką Fleur
oraz trójką kuzynów, którzy oczywiście nie byli ich prawdziwą rodziną.
Dwudziestotrzyletnia Victorie z ochotą łapała za lepką dłoń Cassiopeią i
pozwoliła się zaciągnąć do pokoju i oglądać nowe miśki. Dominique z Louisem
siadali z nim na sofie, prowadząc zwyczajną luźną pogawędkę. Rzadko kiedy
zdarzało się by tuż za nimi nie pojawił się wujek Charlie z żoną Daphne oraz
zakręconymi bliźniaczkami, które niczym kiedyś bracia Weasley’owie, słynęły z
wielu psikusów. Wujek Percy z ciotką Audrey wraz z Molly i Lucy przychodzili
spóźnieni pięć minut. Dziewczyny wpychały się na fotele z nimi, przynosząc nowe
plotki. Ulubiony Nathaniela wujek Zabini zwykle głośną kolędą dawał znać o
swojej obecności. Hope i Nicolas dołączali do nich przed kominkiem, a rodzice
przechadzali się z kuchni do salonu. Nottowie przybywali równie hucznie, a
Constantine z czapką Mikołaja przybijał wszystkim piątki. Młodsza Lyra
wywracała oczami i wzdychała nad nieudanym bratem. Nathaniel Nott ze swoją
ukochaną oraz dziećmi spóźniali się od ośmiu do dziesięciu minut, a maluchy
biegły od razu do pokoju Cassie. Teddy najczęściej przychodził z Potterami, a
James oraz Albus zdążyli się pokłócić w hollu czy lepsza jest herbata z imbirem
czy z miodem. Dopiero babcia i dziadek Granger ich uspakajali, chociaż obaj
zapominali o wszystkim, gdy tuż za nimi pojawiał się wujek George z Angeliną oraz
Fredem i Roxy. Nikt nie zapomniał też o babci Zabini oraz Hutzach, którzy od
niepamiętnych czasach spędzali z nimi święta. Prababcia Granger przyjeżdżała z
wujkiem Ronem oraz ciotką Evelyn oraz Rosie i Hugonem. Luna oraz Neville mieli
problem by zdążyć na czas przypomnieć zdjąć kurtki bliźniakom nim obaj wbiegali
do salonu. Najwięcej chaosu robili wujkowie na przybycie wujka Marcusa oraz
Milli, która ostrożnie ustawiała wózek mężczyzny przy stole, a później pomagała
mu zdjąć płaszcz. Podobno wybudzenie wujka Flinta ze śpiączki odbyło się, gdy
Milka miała niecałe cztery latka, a mężczyzna miał nie lada problem z
pogodzeniem się i swojego stanu, i śmiercią żony. Na koniec gdzieś w tłumie
łapała go babcia Narcyza, chociaż nigdy nie umiał stwierdzić, kiedy ona się
pojawia ze zwykle towarzyszącą mu babcią Andromedą.
I tak jego uwagę od swojego
przybycia pochłaniała tylko jedna osoba.
Lily.
Witała się z nim radośnie,
ustawiając braci do pionu, a później ściskając biegnącą już do niej Cassie.
Pozostałe maluchy skakały wokół dziewczyny, chcąc przyciągnąć jej uwagę chociaż
na chwilę. Nie minęła minuta, a Teddy ją zagadywał, a Victoire omawiała z
pozostałymi dziewczynami plany na ślub z Lupinem.
Było ich dużo. Bardzo. Zwykle
około pięćdziesięciu siedmiu osób. Jego najbliższa rodzina. Nie licząc często
dołączających rodziców cioci Aryi, Kingsleya czy chociażby rodziny Fleur.
Uwielbiał ten chaos, siadanie
wspólne do stołu, składanie życzeń oraz w końcu kosztowanie pysznych potraw.
Nie wiedział czy jeszcze lepsze jest późniejsze kolędowanie, gdy wujek Zabini
zarządzał co śpiewają oraz brał gitarę, a często ciotka Astoria siadała do
fortepianu. Śpiewali wszyscy radośnie, głośno oraz ochoczo. Często potem
wchodzili na górę i zależnie od wieku zajmowali ich pokoje. Cieszyło go za
każdym razem, gdy Lily na chwilę uwalniała się od maluchów i do nich dołączała,
gdzie grali świątecznie w pokera bądź inną grę. Na dół zbiegali, gdy dorośli
wołali, że pora deserów. Zwykle w ich czasie z komina wyskakiwał wujek Blaise w
stroju Mikołaja, a najmłodsze dzieci z dużymi oczami przyrzekały, że są
grzeczne. Rozdawanie prezentów trwało ciut powyżej godziny, nie mówiąc już o
rozpakowywaniu oraz bieganiu by pokazać wszystkim upominki.
- Czy to pierwsze wydanie? –
uniósł wzrok, łapiąc błyszczące szczęściem oczy Milki, która stała nad ciocią
Pansy i podskakiwała – Naprawdę? Twój rękopis?
- Każda z nich – przytaknęła
kobieta, podciągając do góry dużą skrzynkę z książkami – I są dla ciebie,
kochanie.
- Nie mogę w to uwierzyć –
piszczała dalej jasnowłosa, podbiegając do ojca by mu to pokazać, a potem do
wujka Harry’ego – To pierwsze.. wszystko!
- Pokaż – Hope wyciąga ręce,
łapiąc jedną z książek i przyglądając jej z ciekawością. Wszyscy wiedzieli, że
od ponad dekady ciotka była uznawana za jedną z najlepszych pisarek. Podbijała
serca czytelników swoją szczerością oraz pomysłami. Jednak najwięcej emocji
wzbudziła publikacja tych książek, która oszołomiła czarodziei i zniewoliła
mugoli.
- Naprawdę, czemu taki tytuł –
jęknął najstarszy Potter, a zielone oczy zmrużył z niechęcią – Pans, co ja ci
uczyniłem?
- Teraz nie tylko każdy
czarodziej zna twoje imię, ale i każde dziecko, tato – James uśmiechnął się
szeroko, unosząc jeden z tomów – Harry Potter i Czara Ognia, to moja ulubiona
część.
- No dziękuję, synku, że lubisz
czytać o tym jak twój tato został wrobiony i omalże nie zginął przez smoka –
mruknął Harry, ignorując ich śmiech – Zrobiłaś tymi książkami furorę.
- A w tym roku zrobię kolejną –
Pansy podniosła się, podchodząc do siedzącej na kolanach Draco Hermiony i
wręczając im średniej wielkości prezent – Otwórzcie. To od nas.. wszystkich.
Scorpius podszedł bliżej jak jego
bracia i większość rodzeństwa, przyglądając jak spokojnymi ruchami mama powoli
rozdziera papier. Gruba książka nie zrobiła na nich wrażenia, ale gdy ujrzał
wybity złotymi literami tytuł poczuł ciepło oraz jeszcze większą miłość do
cioci. Jego mama zamrugała zdumiona, zerkając to na męża, to na przyjaciół.
- Przeczytaj tytuł – poprosił
wujek Marcus, podjeżdżając na swoim wózku.
- Każdy z nas ma swój udział –
dorzucił dumnie Teddy, czochrając stojącego obok Toby’ego – Ale oczywiście
największy wy.
- Pansy.. dziękuję. I wam,
kochani – Hermiona zagryzła wargę, a duże brązowe oczy zalśniły, gdy wpatrywała
się w okładkę – Nie.. wiem co powiedzieć.
- Przeczytaj tytuł – wykrzyknęło
kilka osób ze śmiechem, a kobieta ocierając jedną, samotną łzę spełniła ich
prośbę.
- Dramione – dziś, jutro, na
zawsze.
Koniec
Cześć, Lupi
OdpowiedzUsuńI od razu bardzo cię przepraszam. Chciałam napisać komentarz, króry byłby długi i zawierał wszystkie moje odczucia na temat twojego opowiadania, ale chce to zrobić na komputerze, bo teraz na moim telefonie jest mi trochę trudno, a internet z laptopa, którego specjalnie otworzyłam, jakimś cholernie dziwnym trafem uciekł i nie mogę go znaleść. Ale obiecuję Ci, jutro tutaj pojawi się komentarz,z którego dowiesz się jak bardzo podobała mi się stworzona przez ciebie historia i za co mi się podobała :)
Agrr,nie wierze, że to już epilog.
Kitty
Kochana, Kitty, na Twoje komentarze mogę czekać bardzo dłuugo, bo za każdym razem mnie powalają! <3
UsuńJa też wciąż nie wierzę, że to epilog! ;o
Pozdrawiam cieplutko,
Lupi♥
Jak obiecałam, tak i jestem. I zacznę od początku.
UsuńDokładnej daty to ja oczywiście nie pamiętam, ale wiem, że w sylwestra 2015 czytałam 51 rozdział , także chyba ponad rok już jesteśmy tu razem. Ach, pamiętam te wszystkie godziny matematyki i geografii, spędzone na czytaniu. Taak, mam zwyczaj czytania na lekcjach. Papierowych książek też :)
Znalazłam twojego bloga przez jakiś katalog z opowiadaniami, a zostałam, bo przekonała mnie świetna zakładka z bohaterami. I nie zawiodłam się. Długo szukałam właśnie takiego dramione, w którym będzie coś więcej niż tylko ich miłość, także jeśli chodzi o moje top 3 dramione to Twoje jest na pierwszym miejscu. A Ślizgoni? Są wspaniali! Bardzo podobała mi się pokazana przez ciebie przyjaźń, zarówno między Harry’m, Hermioną i Ronem, Ślizgonami i ogólnie nimi wszystkimi. I coś co szczególnie do mnie trafiło, czyli te ich cechy. Wydobyłaś je gdzieś z głębi oryginalnych postaci i pokazałaś je jeszcze bardziej. Najbardziej podobało mi się to w Harry’m.
Moją ulubioną postacią była Pansy. Była piękna, była wredna, była zdecydowana, miała w sobie ten mrok, który tak lubię w postaciach. Co sprawiło, że od razu sparowałam ją z Teodorem, a później wiadomo, był Raphael (ja po prostu kocham mroczne, szalone postacie). Ale wracając do Pansy. I zrobiłaś z niej pisarkę, za co wielki plus. Była też wspaniałą przyjaciółką (no dobra oni wszyscy byli), która postawiła ich po wojnie na nogi, chociaż sama potrzebowała sporo czasu, żeby się uporać ze swoimi demonami.
Kogo lubiłam najmniej? Nie wiem i może niech tak już zostanie :)
Dziękuję Ci bardzo, za tą ponowną podróż do świata magii. Pokazałaś nam niezwykłą przyjaźń, miłość, dałaś możliwość przeżywania z bohaterami ich wzlotów i upadków. Zawarłaś tutaj wszystkie najważniejsze życiowe wartości. Możesz być z siebie naprawdę dumna, bo stworzyłaś coś wielkiego!
A co do treści epilogu. Znowu zrobiłaś mi małe wtf na początku i nie wiedziałam o kogo chodzi A chodziło o Lily Potter ! Wiesz, tak czytałam o tych dzieciach i trochę nie ogarniałam, a potem się skapnęłam, że to przecież dramione i tu jest z nimi nieco inaczej (#mądra ja).
Harry i Astoria – Wybraniec i Lodowa Księżniczka. Moja druga ulubiona para (pierwsza to Charlie i Dafne). A fundacja Astorii, jest świetna.
Hahahah wiedziałam, że książki Pansy będą o Harry’m!
Marcus się obudził! Wiedziałam, wiedziałam, wierzyłam w to. Rozumiem jego zachowanie. Nagle się obudził i spadło na niego tak wiele wiadomości i to większość złych. Ale było też kilka dobrych. Chociaż musiało być trudne to, że mała Milka coraz bardziej przypomina jego Milicentę i do tego ma tak samo na imię.
Chyba nie będę pisała już nic więcej o dzieciach. No dobra, jeszcze tylko: uwielbiam Scorpiusa!
Blaise i Arya. Oni też przypadli mi do gustu.
W nadziei, że nikogo nie pominęłam, przejdę do najważniejszej pary – Hermiony i Draco. U nich najbardziej urzekło mnie to, że nie zakochali się w sobie od razu tak o z nikąd, tylko stopniowo zaczynali swoja nową znajomość, potem przyjaźń i na końcu miłość.
Pytałaś jak ja widziałam to zakończenie. Widziałam je nieco inaczej oczywiście, ale nie jestem w stanie powiedzieć Ci jak. Po prostu, spodziewałam się czegoś trochę innego, ale to nie znaczy, że to mi się nie podoba. Żal mi trochę Ginny, bo ja lubię tą postać (ogólnie). Ale wiadomo, jest wojna, są i ofiary i z tym trzeba się niestety pogodzić.
Wydaje mi się, że to już chyba wszystko, co chciałam Ci napisać. Teraz pozostaje mi tylko czekać na twojego nowego bloga!
Pozdrawiam serdecznie,
Kitty
I tak jeszcze na marginesie, wspominałaś coś, że poszukujesz bety? Jeśli byś chciała, mogłabym ci pomóc w poprawianiu tekstu :)
UsuńNajgorsza rzecz dla takiej gaduły jaką jestem, to nagły brak słów. Chciałabym Ci przekazać jak wiele znaczą dla mnie Twoje słowa, bo właśnie… minął rok (rok?!), a ja czuję jakby to były ze dwa miesiące. Ja też w liceum często czytałam na lekcjach, ale na historii i polskim :D
UsuńTak, to mogło być ciężkie odnaleźć się w dzieciarni naszych bohaterów, ale starałam się to jakoś gładko wprowadzić ;D Może będzie łatwiej wraz z miniaturkami, które trochę opowiedzą więcej o nich.
Cóż, Kitty, naprawdę Ci dziękuję. Jeszcze raz. Motywowałaś mnie i wspierałaś lepiej niż myślisz. Dziękuję Ci za ten rok i mam nadzieję, że to nie koniec wspólnej przygody!
Ściskam Cię mocno,
Lupi♥
PS. Co do bety to chętnie skorzystam z oferty :) <3
Cieszę się, że Cię motywuję :)
UsuńJeśli będziesz miała jakiś tekst do poprawy, to podsyłaj ja maila.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńojej jakie śliczne zakończenie :( cała historia cudowna ale to już pisałam :D nie chce końca :(
OdpowiedzUsuńczekam na kolejną historię już nie mogę się doczekać :D
Pozdrawiam :3
Dziękuję Ci za każdy komentarz. Było ich tak wiele, a każdy dający kopa wenie!
UsuńBardzo dziękuję!
Ściskam ciepło i do usłyszenia wkrótce,
Lupi♥
^^
UsuńNowe pokolenie, w którym trochę się gubię ;)
OdpowiedzUsuńPrzyszło mi do głowy, że dawno nie było nic o wilku Teo...
A jednak - Marcus się obudził!
Ojej, czyżby gdzieś w planach świtało Scorpius&Lily? ;)
No i koniec... Epilog nawiązuje do prologu (aż go sobie za chwilkę przeczytam), a przy tym jest świąteczny - chyba najlepszy czas na zakończenie historii :)
Co robi maturzystka w ferie i tuż po nich? Tak, czyta uluione
dramione. Zwierzałam się koleżance, że mam doła, bo "Dziś, jutro, na
zawsze" się kończy - i zaczęłam sobie przypominać inne wspaniałe,
długie fanfiction. A więc "Być Huncwotem", "Astal story", "Młodość
Lily i Jamesa" (tak, długo siedziałam w Jily), saga o Lucy Potter...
Tak więc oficjalnie wpisuję Cię na moją listę stulecia - tym razem
pod zakładką "Zakończone". To smutne, jak już gdzieś tam pisałam -
oczywiście wolę ff-a zakończonego od niezakończonego, ale zupełnie
inaczej jest podążać za tworzoną historią i nagle zorientować się, że
to już koniec.
Wykreowałaś świetne postaci; do każdej żywię określone uczucia i chyba nawet nie potrafię powiedzieć, kogo polubiłam najbardziej (Nate'a?), tak jak nie potrafię z czystym sumieniem powiedzieć o "Dziś, jutro, na zawsze" (wybacz, nie jestem pewna czy to jest oficjalny tytuł) że to tylko dramione. Bo większość dramione skupia się w dziewięćdziesięciu procentach na tym jednym pairingu, a u Ciebie występuje cała plejada postaci barwnych i praktycznie równie ważnych. Dzięki temu - w moim odczuciu - historię odbiera się jeszcze lepiej, bo każdy z bohaterów ma swoją własną historię, a wszystkie razem przeplatają się (plus ich wybory mają odzwierciedlenie w przyszłości, co zauważyłąś kilka razy w tekście).
No i nie wiem, co jeszcze mądrego napisać :)
Twoja historia będzie jedną z tych, które przywrócą mi wiarę w dobre fanfiction, jak już nie będę miała co co czytać poza blogaskowymi opkami (chociaż może tak się nie zdarzy, Mirriel nie spada poziomem).
Więc, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś :P Zyskałaś sobie kolejną fankę - zarówno tej historii, jak i miniaturek oraz zapewne kolejnej opowieści, o której już wspominałaś.
Pozdrawiam serdecznie i życzę nieustającej Weny,
Merill
Koniec psot.
Ja też do tej pory uwielbiam Jily! Przed tym dramione nawet miałam w planach napisanie o Jamesie i Lily, bo bardzo ich lubię.
UsuńNowe pokolenie - wiem, że ciężko się odnaleźć, bo nie ma kanonicznych par, więc i dzieci troszkę inne. Tak! Scorpius i Lily nawet w kanonie mi się podobają, a masz rację. W głowie mam plan na kontynuację o dzieciach. Właśnie dlatego pozostawiłam kilka rzeczy nie rozwiązanych (wilki Nottów, mama Pansy, historia Nathaniela w Hogwarcie i kim jest jego żona) by móc pociągnąć te wątki później. Jednak jeżeli plan nie wypali, to zmienię to na miniaturki uzupełniające.
Epilog i prolog przyszły mi do głowy jednocześnie. Podobne prośby dzieci Draco o historię ich miłości na przestrzeni paru lat. Co roku ta sama historia na święta.
Właśnie dlatego nie byłam pewna jak zareagują czytelnicy. Dużo osób chce tylko wątku Draco i Hermiony, ale nie mogłam się powstrzymać by nie pisać i o innych.
Ja również nie wiem co napisać. Każdy Twój komentarz czytałam z szerokim uśmiechem. Dziękuję.
Naprawdę dziękuję i liczę, że następna historia Cię zaciekawi!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Cały czas płakałam jak to czytałam a na sam koniec to łzy leciały mi strumieniem. Nie mogę uwierzyć że to koniec :( ale mimo to nigdy nie czytałam nic lepszego :)
OdpowiedzUsuńJa też nie mogę uwierzyć, że to koniec. Ale nie wszystkiego! Jestem szczęśliwa, że udało się zakończyć i smutna, bo mimo tych prawie trzech lat, to tak krótko...
UsuńDziękuję!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
No i koniec :( No i jest prawie 1 w nocy a ja siedzę i ryczę jak bóbr. Brawo TY! <3 Epilog genialny, kocham święta, kocham chaos, kocham wielkie rodziny. Tego mi było trzeba po 12 godzinach w pracy :) Dziękuję. Teraz czekam niecierpliwie na dodatki i nową opowieść :*
OdpowiedzUsuńLuella
Haha, brawo ja!
UsuńDziękuję bardzo! <3
Niedługo pojawi się i miniaturka, i informacja o nowym opowiadaniu !
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Moja Droga!!!
OdpowiedzUsuńCzytałam to opowiadanie, mimo, że dawno nie komentowałam to regularnie wszsytko śledziłam. Kurczę, stworzyłaś tak unikatowy świat, że mogę Ci się tylko kłaniać w podzięce, że mnie do niego wpuściłaś, pozwalając Sobie wyobrażać losy bohaterów. Doskonale zdajesz sobie sprawę, jak urzekła mnie twoja kreacja Pansy. Twoja Pansy jest arcydziełem postaci, jej siła, jej ludzkość, jej charakter. Sprawiłaś, ze nie da się jej nie szanować, tak naprawdę Twój talent pisarski sprawił, że wyrobienie sobie zdania zarówno o niej jak i o innych postaciach nie powstaje na podstawie przytoczonych cech - była, miła, była brzydka. My sobie zdanie wyrabialiśmy przez ich historie, przez pryzmat ich życia!!!
Gratuluje Ci, bo niestety mój słownik jest zbyt ograniczony aby wyrazić jak wiele miłych chwil spędziłam z Tym opowiadaniem. Draco, Blaise, Pansy, Teodor - loża szyderców, loża ogromnych serc. No i Milka. Ja pierdole ta historia była najbardziej urzekająca. To jak poświęciła wszystko by ratować ukochanego, to jak pózniej reszta zajmowała się jej córeczką. Nie wiem ile jesz słodyczy, ile spożywasz alkoholu, ale kreatywność i wyobrażnia jest u Ciebie na tak wysokim poziomie, ze osobiście jeżeli będzie trzeba dam Ci kartę, długopis i zmusze do napisania książki.
Wiem, że nie komentowałam, ale zawsze byłam, nie było weekendu, abym nie sprawdzała Twojego bloga.
Pamiętam, kiedyś w klubie czytałam jeden z Twoich rozdziałów <3 hahaha
Ten post jest moją wdziecznością dla Ciebie. Powstał z szacunku dla wspaniałej autorki, która ma skrzydła. Dolecisz nimi do gwiazd, tego Ci kochana życzę.
No i mam nadzieje, że w nowym opowiadaniu również się zakocham, podobnie jak w tym. Mam okropnie skrojony gust, więc próżnie mówiąc, jeżeli Twoje opowiadanie wpisywało się we wszystko, co lubię to do cholery jesteś piszącym unikatem. Nie zmarnuj mi się tylko!!!
Dziękuję, za Wszystko, za Pansy, za Ciebie, Dziękuję Rogaczowi bo i on miał w to ogromny wkład.
Wysyłam patronusa miłości,
Anonimowa Scarlett :D :D :D
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo mi miło, gdy czytam te słowa. A czytam na okrągło!
UsuńDla mnie największą przyjemnością oraz sukcesem było to, że naprawdę kogoś urzekła ta historia. Że poznaliście świat magii taki jak i ja widzę. I bohaterów, którzy już na zawsze wpisali się moje serducho. Każdy z nich opowiedział tu własną historię, którą starałam się przekazać.
Dlatego bardzo dziękuję i nie skłamię, gdy powiem, że aż łzy miałam w oczach, gdy czytałam Twój komentarz.
Odebrało mi słowa.
Dziękuję, tylko to mogę wykrztusić, chociaż wydaje się za mało.
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Uwielbiam, Lupi 💕
OdpowiedzUsuńPonieważ aż nazbyt często odnoszę się do DJNZ w swoich komentarzach do Twojego drugiego opowiadania, postanowiłam, że jednak spróbuję stworzyć choć jeden, niewielki, zbiorczy post do tekstu, który już kilkakrotnie przytaczałam. Nie napiszę opowiadania, bo zajęłoby zbyt wiele czasu i było i tak wyrywkowe, dlatego pomyślałam, że po prostu wypunktuję najistotniejsze wady i zalety (moim zdaniem oczywiście).
OdpowiedzUsuńŻeby Cię od początku nie złościć i nie dołować, najpierw to, co mi się podobało czy wręcz chwilami urzekało.
Katalog zalet:
- Pierwsza i stanowiąca o sile całego opowiadania, to przyjaźń gryfońsko-ślizgońska. Nie rozpatrywana w kategoriach wiarygodności czy tempa jej zawierania, czy nawet osób, które tę grupę przyjaciół tworzą, tylko sama w sobie. Bardzo brakuje rozbudowanych opowiadań z tym wątkiem, interesujących i niebanalnych. Być może istnieją takie w grupie tych bezpairingowych, ale ja ich nie czytam, zatem Twoja opowieść zaspokoiła mój permanentny głód "dobrych" Ślizgonów i nieco bardziej otwartych Gryfonów.
- Świetne kreacje niektórych postaci, z tym, że mnie akurat urzekły te z domu Slytherina: Pansy, Astoria, Theo i Draco. Blaise też jest świetny, ale głównie w kontaktach z czarodziejami, bo jakoś dla mnie wątek z Arią jest jednym z mniej interesujących i nieco mdłym, przesłodzonym.
- Brak, poza głównym dramione rzecz jasna, kolejnego sztampowego związku, czyli osławionego blinny - chwała Ci wielka za to :) Cieszę się również, że nie sparowałaś w tej opowieści Harry'ego z Pansy, bo Astoria znacznie bardziej intrygująco wypada w konfrontacji z Wybrańcm, przynajmniej ta wykreowana przez Ciebie.
- Sporo interesujących postaci drugiego planu, jak choćby Hutz (choć on już niemal pod główną grupę podchodzi), Dafne czy lepsza wersja Dudley'a.
- Kompleksowe wręcz podejście do arystokracji czarodziejskiej, które wiąże się z faktem, że całe życie dzieci wywodzących się z niej, było w pewnym sensie zdeterminowane pochodzeniem. Dało ono szansę pokazania buntu i próby samodzielnego myślenia grupy nastolatków. Oczywista sprawa, że cały czas rozważamy zamysł autorski i AU, jednak sam pomysł się sprawdził.
- Mnóstwo takich drobnych scen, obrazków, które tworzą naprawdę interesującą całość, ot, choćby szlaban będący podwaliną pogłębienia znajomości Ślizgonów i Gryfonów i odkrycie komnaty czterech domów, taniec Granger i Malfoya na balu z odkryciem brawurowego zagrania Gryfonki z obuwiem, ślub Milicenty i Marcusa, pierwszy trening grupy z Erikiem, migawki z Grimmauld Place i wiele innych, przeglądanie zdjęć Malfoyów - to takie wybiórcze przykłady.
- Dla mnie istotne i na ogromny plus ograniczenie roli Ronalda i Ginewry W. To najmniej pożądane postaci w fickach, stąd, tak jak wspomniałam przy innej okazji, śmierć Ginewry rozpatruję jako naturalną konsekwencję faktu, że nigdy nie odnalazłaby się w zaistniałej sytuacji, a jednocześnie byłaby prawdopodobnie często punktem zapalnym z uwagi na jej szalone uczucie do Harry'ego. Ronald się jakoś wpasował w końcu i nawet nie dręczył swoim zachowaniem.
Margot - muszę podzielić komentarz na części :)
Margot c.d.
OdpowiedzUsuńTo był miód, teraz kropla goryczy, czyli niedostatki:
- Mnóstwo błędów: literówki, źle stawiane przecinki, złe formy wyrazów, całkowite pomijanie zaimka "się" w przynajmniej połowie miejsc, w których powinien być, błędna pisownia nawet nazw własnych jak słynne Grimmauld Place, które niejednokrotnie ochrzciłaś Grimmlaud Place. Błędy rzeczowe, jak choćby użycie słowa "ingrediencja" zamiast "inkantacja" - w pewnym miejscu tekst wymagał właśnie tego ostatniego. Do tego często szyk przestawny i źle zbudowane stylistycznie zdania - to wszystko trochę utrudnia odbiór tzw. wizualny czytelnikowi ze skazą humanistyczną i obniża wartość całości. Jednocześnie wiem, że opowiadanie jest potężnej długości i nie sposób wyłapać wszystkiego, dlatego szkoda, że nie przejrzał rozdziałów przed publikacją ktoś, kto choćby wyłapał i poprawił literówki czy inne podstawowe niedoróbki.
- Mnie osobiście niezbyt podobała się kreacja Harry'ego z którego zrobiłaś mega ciacho z ego niemal większym niż to Malfoya. Nawet, jeśli czasami była to autoironia z jego strony, to i tak bardziej zakrawała na kokieterię. Nie lubię Pottera jako leniwej i wiecznie rozpaczającej kluchy, zatem i tak ten Twój wypada lepiej, ale w ogólnym rozrachunku częściej mnie irytuje niż urzeka. To oczywiście Twój zamysł, Twoje spojrzenie na Pottera, ja jedynie wyrażam własną opinię. Zdecydowanym plusem jest podkreślenie faktu, że Harry nie jest białym czarodziejem, że trzeba go uznać za szarego maga, też tak uważam, nawet w kanonie nie traktowałam go jako niewinne chłopię.
- Sporo patosu. Nie rozwinę wątku, jedynie stwierdzam fakt. Czasem był on nawet potrzebny, ale czasem nużył i naddawał ciężkości tekstowi.
Margot - ostatnia część
OdpowiedzUsuńCoś, co w sumie trudno obiektywnie nazwać wadą, ale z pewnością nie jest też zaletą, po prostu dla mnie raczej na minus:
- Wspominałam już, że jestem wiekową czytelniczką, swoje nastoletnie lata uznaję za prehistorię, a co za tym idzie, nie bardzo orientuję się w części obyczajów i zachowań teraźniejszych nastolatków. Chodzi mi o "przyjacielskie" zachowania w damsko-męskich konfiguracjach, które, przyznaję szczerze, deprymowały i zniesmaczały mnie chwilami. O ile przytulenie, położenie głowy na ramieniu przyjaciela, objęcie czy nawet cmok w czoło lub włosy - są normalnością, o tyle to wskakiwanie okrakiem i wtulanie się, obcałowywanie policzków czy nawet ust, wspólne leżenie w splecionym uścisku (vide: Pansy i Draco, Hermiona i Harry), dla mnie to odrobinę obsceniczne i jakoś zdecydowanie wykraczające poza ramy, nawet bliskiej, przyjaźni. Tyle, że ja naprawdę nie orientuję się w tego typu zachowaniach i być może czepiam się jedynie dla zasady ;)
- Kilka wątków, które mnie w sumie raczej średnio zainteresowały, chodzi głównie właśnie o ten z Aryą i o Pansy z Raphaelem. I znów, wiem, że miałaś w tym swój zamysł, to czemuś służyło, a ja tylko wspominam, że wydało mi się mało istotne.
- Bardzo mnie interesujące zagadnienie "kudłów" Hermiony, które wspominasz średnio raz na pół strony opowiadania. xD Ja się po prostu zastanawiam, jak właściwie widzisz tę jej fryzurę, skoro niby ma loki, a jednocześnie sterczący na wszystkie strony stóg siana, w którym łamią się szczotki do włosów - to naprawdę intrygujące. Przyznaję, że szalenie trudno mi zwizualizować sobie tę szopę Granger i chętnie bym zobaczyła zdjęcie czegoś, co uważasz za włosy Hermiony ;)
- Ostatni irytujący problem, który mnie akurat szalenie wnerwiał (a w tekstach zdarza się dość często), to zagadnienie zwracania się do Draco po imieniu przez Hermionę, a jego do niej - po nazwisku i to stwierdzenie:" ja to co innego". Zastanawiam się, gdzie ja coś przegapiłam, czy są zasady fandomu, które to nakazują, czy tylko autorki mają jakiś taki dziwny kaprys w tym temacie... Jestem naprawdę ciekawa, dlaczego tak ;)
Żeby nie było, katalog wad i tych elementów z mniej pozytywnym wydźwiękiem dla mnie, wydaje się dość spory, ale w ogólnym rozrachunku, przez większość czasu czytałam Twoją opowieść zafascynowana wręcz i naprawdę pod wrażeniem tego, co stworzyłaś. Przy takiej partii tekstu nie sposób uniknąć wpadek, które by wyłapała dobra beta, ale i tak, jak na pierwsze wielorozdziałowe opowiadanie poradziłaś sobie co najmniej nieźle. Jeszcze nie udało mi się przeczytać do końca żadnego obszernego opowiadania, bo zwykle najpóźniej w połowie czułam się znużona, zniesmaczona lub po prostu traciłam zainteresowanie. Twój tekst dzieliłam sobie na partie, ale doczytałam całość i nawet zdarzyło mi się już wrócić do kilku momentów, które szczególnie mi się spodobały :) Dziękuję za to.
Pozdrawiam i do zobaczenia na innej stronie :)
Margot
Momentami czytając miałam wrażenie, że zagłębiam się w kolejną część oryginału. �� Świetnym pomysłem było stworzenie całej historii na fragmentach z ostatnich części HP, dzięki temu fani czują powiązanie i pobudza to ciekawość w związku z tym jakie wątki będą zachowane i jak można zmienić przygodę "świętej trójcy" na przygodę tej wspaniałej ekipy. �� Całość nie ocieka słodyczą, a Draco mimo zakochania nie staje się mniej sobą. Jednocześnie nie mogłam się doczekać zakończenia jak i bałam się powrotu do rzeczywistości.. Dziękuję za umilenie kilku wykładów, kilkunastu wieczorów i kilkudziesięciu podróży komunikacją miejską ������
OdpowiedzUsuńMoże mój komentarz będzie krótki, ale to najlepsze opowiadanie jakie czytałam. Czułam się jak bym czytała fantastyczną książkę, która moim zdaniem bije oryginał na głowę. Przeczytałam go, bez praktycznie żadnej przerwy dlatego zostawiam komentarz tu. Jestem pewna, że przeczytam je kiedyś jeszcze raz i tak samo będzie wspaniałe.
OdpowiedzUsuńWracam do tego opowiadania przynajmniej raz w roku i nadal uważam je za jedne z najlepszych. Jest wyjątkowe, sama opowieść jak i bohaterowie. Sama nie wiem czy uwielbiam najbardziej nasza kochana dwójkę czy innych. Od początku do końca każdy rozdział jest magiczny:) Jedne są bardziej radosne, jedne romantyczne ale jest i parę wzruszających. Ja płakałam chyba najbardziej podczas rozmowy Marcusa z córką... Jego historia jest bardzo smutna.
OdpowiedzUsuńCo do Draco i Hermiony w tym opowiadaniu są idealni, jak i ich historia. Myślę, że jeszcze nie raz wrócę przeczytać tą historię, jak co roku.
Pozdrawiam:)