26 stycznia 2016

Pod­czas woj­ny mil­czą prawa.

Cześć,

rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej, więc jestem ciekawa czy ta wersja Wam się spodoba :) 

Dziękuję za przemiłe komentarze i zapewniam, że nie porzucę tej historii. Zbyt wiele dla mnie znaczy, na dodatek co to by było za zachowanie zostawić Was bez pożegnania! Rozdziały jednak będą tak dodawane. 
Może w ferie (tydzień!) uda mi się napisać coś więcej!

Ściskam Was mocno,
Lupi♥










- Zdradzisz mi kiedyś swój sekret?

Astoria usiadła naprzeciwko niego, unosząc brew do góry i uśmiechając uroczo. Brązowe pasma splotła w warkocza, przerzucając go przez ramię. Zwiewna zielona sukienka wystawała spod szkolnej szaty, a pończochy podkreślały smukłe oraz szczupłe nogi. Z gracją baletnicy przycupnęła na fotelu, łącząc stopy i przechylając lekko w boku, jak uczono ją w młodości.

- Sekret jest sekretem po to by nikt go nie poznał – odpowiedział spokojnie, skupiając z powrotem na czytanej książce – Uzupełniając.. nie wiem o co ci chodzi.

- Och, mój słodki, dobrze zdajesz sobie sprawę co mam na myśli – parsknęła cichym śmiechem, machając ręką na paru uczniów również siedzących w Pokoju Wspólnym – Jakim sposobem nikt nie chce mi powiedzieć czym ich tak straszysz?

- Doszliśmy właśnie do kulminacyjnego punktu owej zagadki, Astorio – szare tęczówki błysnęły, kiedy blondyn oparł brodę na piersi i uśmiechnął się złowrogo do rozmówczyni – Poprosiłem by zachowali to w tajemnicy. Jak zapewne zauważyłaś twoja prośba jest teraz.. ambiwalentna.

- Oczywiście, kochany – mruknęła zimno, przyglądając się własnym paznokciom. W końcu zirytowana rozejrzała się po komnacie, szukając jakiejś nowej zagwozdki. Draco wrócił do książki, ale kątem oka wciąż obserwował swoją narzeczoną. Niemalże biła od niej radość, jednakże co chwila stawała się smutna oraz strapiona. Od dawna nie miał okazji obserwować ją w takim stanie. Usiadł wygodniej, odkładając na stolik kubek z herbatą oraz kropelką rumu. Paznokcie dziewczyny pomalowane były na niemalże krwisty kolor, co stanowiło ciekawą kompozycją na bladych dłoniach. Czasem miał wrażenie, że to była genetyczna wada wśród arystokracji. Mleczna cera. Prawdopodobnie jedynie Ród Zabinich miał w sobie ten przyjemny dla oka czekoladowy kolor. Nigdy oczywiście nikomu nie przyznał się, że zazdrości innym łatwości opalania. On, jak i jego przyjaciele, mieli problem z dłuższym kontaktem ze słońcem. Skóra go swędziła i czerwieniła się, jak soczyste truskawki. Pansy kiedyś uparcie leżała na słońcu bez odpowiednich zaklęć ochraniających, a wieczorem musieli zawieźć ją do Munga, gdyż wyglądała jak burak. Cierpiący oraz z trudem powstrzymujący krzyk bólu burak.

- Gdzie Blaise? – zapytała znudzona dziewczyna, stukając długimi paznokciami o oparcie fotela.

- Poszedł z Granger do biblioteki – odpowiedział, niemalże współczując przyjacielowi. Chociaż jeszcze większą czuł zawiść, że to jego poprosiła dziewczyna o pomoc. Dokładnie zdawał sobie sprawę, że on i tak by nie mógł jej pomóc. Nie, jeśli wciąż trzymali się planu, gdzie nie było między nimi nic więcej oprócz słodkiej nienawiści. Na korytarzach nie było dnia by nie wykłócał się z Potterem, a jeszcze chętniej z Weasleyem, który wrócił do swojej dawnej formy. Rudzielec mimo wszystko na terenie neutralnym siedział cicho, a jedynie jego oczy błyszczały od irytacji. Ku całkowitemu zdumieniu Malfoya piegowaty przyjaciel Hermiony naprawdę zobowiązał się dotrzymać złożonej obietnicy. Mruczał czasem niezbyt pochlebne komentarze, ale Draco musiałby złamać swoją różdżkę, gdyby powiedział, że i on nie popełnia takich grzeszków. Obaj i tak byli prawdopodobnie równie mocno wdzięczni gryfonce, że ogranicza ich wzajemne kontakty. Co nie zmieniało faktu, że czasem chcąc nie chcąc stawali na swojej drodze.

- Po co? – zaciekawiła się minimalnie siostra Daphne, unosząc rękę na powitanie, gdy przeszedł obok nich kolega Marcusa Flinta.

- Potrzebuje znaleźć informacje na jakiś ściśle tajny projekt – westchnął, zamykając książkę, ale zaznaczając wcześniej czytaną stronę i odkładając ją na stolik. Widać jego piękna narzeczona miała dziś kapryśnie gadatliwy nastrój. Gdyby tylko była Hermioną, a jej głos był tak nieznośnie irytująco przyjemny głos oraz piękne, czekoladowe oczy…

- Czyżbym słyszała zawód w twoim głosie? – parsknęła Astoria, uśmiechając iście diabolicznie – Nie zwierza ci się ze swych wszystkich planów?

- Czasem cele Hermiony i moje są niebywale.. rozbieżne – przyznał ostrożnie, oplatając palcami kubek oraz zerkając na lekko zaskoczoną arystokratkę – Wiesz ta jej cała wizja ze zniewolonymi skrzatami.. do tego dochodzi zaparcie, że wszystko co związane z magnackim pochodzeniem jest złe. Bywa tak uparcie zaślepiona niechęcią do Salazara, że nie potrafi spojrzeć na sprawy czystym okiem.

- Powiedział zupełnie nie uprzedzony młody lord – uśmiechnęła się leniwie, odchylając na siedzeniu – Mógłbyś wypróbować swoje zacne metody na niej, czyż nie? Jakoś nie masz uprzedzeń by bawić się z resztą uczniów..

- Manipulacje oraz intrygi są naprawdę przyjemna rozrywką – zaśmiał się, ukazując rządek białych zębów – Jednak nie będę się bawić w gierki umysłowe z nią. Nie potrafiłbym.. to.. byłoby nieuczciwe oraz złe.

- Wzbudziła w twojej zepsutej duszy daimonion? – zapytała Greengrass, mrużąc powieki w zamyśleniu – Przy mnie nigdy nie odczuwałeś chociażby poczucia winy.. nie przeszkadzało ci bawić się moim umysłem, a tym bardziej nie miałeś najmniejszych problemów z sumieniem. Chyba naprawdę nie jestem dobrą kandydatką na twoją drugą połówkę..

- Wydaje mi się, że nikt tego nie zrobi oprócz niej oraz mojej matki – przyznał po chwili zastanowienia, uśmiechając szeroko – Czy twój absztyfikant popadł w niełaskę?
Dziewczyna zamrugała szybko, marszcząc brwi w niezrozumieniu. Draco z ciekawością wskazał siedzącego w kącie po drugiej stronie Harpera. Zwykle uczeń na widok Astorii promieniał oraz starał się ją zagadać. A od piętnastu minut siedział zupełnie sam z marsową miną obserwując ślizgonkę. To drobna zmiana w Pokoju Wspólnym, ale Malfoy od razu ją wyłapał. W końcu sam kreował swoje królestwo w gnieździe węży, więc każda odskocznia była ciążącym problemem. Źrenice ciemnowłosej rozszerzyły się w szoku po czym jakby uspokojona, wygięła kąciki ust do góry.

- Musiałam rzucić Oblivate, bo Potter narozrabiał.. opowiedziałam bajeczkę o tym jak się potknął, uderzył głową o podłogę, zemdlał i połknął haczyk, ale czuje się teraz przy mnie.. niepewnie – wyjaśniła, wzruszając ramionami beznamiętnie – Cel uświęca środki, prawda?

- Nie czuj się winna – zbył to machnięciem ręki, cmokając z dezaprobatą – Potter musi poćwiczyć klarowne myślenie. I powstrzymać swój ognisty temperament. Politykiem to przypuszczalnie nie zostanie.

- Sprawa jest dość oczywista, mój drogi – zielonooka nachyliła się, sprawiając wrażenie osoby, która ma zaraz zdradzić sekret – Harry pokona Czarnego Pana i zostanie bohaterem. Hermiona zacznie naprawiać nasze zepsute społeczeństwo, ale jej słabość do sprawiedliwości oraz niecodzienna wrażliwość mogą przeszkodzić w spełnieniu ambicji. Tu wchodzimy my.. jesteś od dziecka szkolony na wpływowego polityka.. ty, ja, Pansy oraz Teodor obejmiemy ważne urzędy i zajmiemy się tą lepką odsłoną polityki. Czym są dla nas intrygi oraz komeraże, Draco?

- Będziemy chronić plecy Hermiony i pilnować by zrozumiała tę sztukę? – upewnił się, uśmiechając szeroko na myśl o tej wybuchowej gryfonce, która doprawdy po dobrym przeszkoleniu w tej dziedzinie mogła dojść na sam szczyt. Z fascynacją będzie oglądać jak zmieni się w wybitnego polityka. To będzie prawdziwa zabawa móc nagiąć jej moralność oraz obserwować jak zawalczy o swoje miejsce. A jeśli ktokolwiek będzie próbował jej w tym przeszkodzić.. cóż, on już dawno nauczył się ignorować własną przyzwoitość. Z największą przyjemnością taką osobę zniszczy.

- Rozumiem skąd ten respekt u naszych współdomowników.. kiedy masz takie oczy – Astoria uniosła brwi, przyglądając mu z ciekawością – Naprawdę potrafisz być groźny, prawda?

- Jak sama niedawno powiedziałaś cel uświęca środki, a gdy trzeba, to można poświęcić wiele by do niego dojść – powiedział cicho, wbijając w nią twardy wzrok – Nawet moralność. Sumienie.

- Fakt – szepnęła, znów wpatrując przed siebie nieobecnym wzrokiem. Draco zerknął na nerwowy gest jakim obracała sygnet na palcu. Przełknął cięty komentarz na temat zaręczynowego pierścienia, który o wiele lepiej pasowałby na inną dłoń.

- Astorio, to od nas zależy kim staniemy się po wojnie – położył dłoń na jej kolanie, zaskakując tym łagodnym gestem siebie, jak i dziewczynę. Zielona tęczówki błysnęły ciepłem, gdy splotła ich palce.

- Boisz się, że to kłamstwo? – spytała niepewnie, zagryzając wargę.

- Nie – odpowiedział sucho, zabierając rękę i sięgając po alkohol.

Kłamał.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Ciepłe promienie słońca oświetliły ładnie udekorowane pomieszczenie. Kryształowy żyrandol odbijał figlarnie promyki, które zaczęły przemieszczać się po komnacie. Na brzozowym parkiecie stały eleganckie i antyczne meble. Ręcznie rzeźbione ornamenty przykuwały wzrok swoją misternością. Jedna ściana miała wbudowany kominek, na przeciw którego stały fotele. W pokoju znajdywała się również pięknie rzeźbiona biblioteczka, kredens oraz biurko. Jednak największe wrażenie robiło łóżko. Piękne filary przedstawiały pnące się kwiaty, baldachim falował delikatnie mieniąc się różnymi odcieniami błękitu. Ciemniejsza pościel oraz poduszki wydawały się miękkie, jak puch. Właśnie pod tym aksamitną pościelą spała pani tej sypialni. Cicho wzdychając zmrużyła oczy, przewracając się na drugą stronę. Sięgnęła ręką by przytulić męża, ale ku jej rozczarowaniu nikogo nie znalazła. Zaciskając usta, zmarszczyła brwi z zaniepokojenia. Przywykła do coraz częstszej nieobecności ukochanego. Zawsze praca była dla niego ważna, ale rodzina również o czym nie powinien zapominać.

- Łajza! – krzyknęła, nie wiedząc nawet, że jej delikatny, melodyjny głos był muzyką dla uszu innych. No cóż, właścicielka okrzyku nigdy nie zdawała sobie do końca sprawy, jak idealna jest w każdym calu.

- Tak, pani? – na środku dywanu pojawił się skrzat. Duże uszy opadały na jego głowie, wielkie stopy dreptały, a dłonie ułożyły w ukłonie. Duże, błękitne oczy wpatrywały się w nią z szacunkiem i uwielbieniem.

- Przynieś mi herbatę malinową, Łajzo – powiedziała cicho, miło się uśmiechając. Istotka zniknęła z „Już się robi, proszę pani” i cichym pyknięciem. Podniosła się z ciepłej pościeli, przechodząc przez drugie drzwi. Duża wanna zapraszała do kąpieli, więc nie zastanawiając się nalała ciepłej wody i swoich ulubionych olejków. Zsunęła z siebie ubranie, wchodząc do wielkiej balii. Już zbyt długo przymykała oczy na niewybaczalne zachowanie małżonka. Miała wiele cierpliwości do jego osoby, lecz czasem przekraczał granicę. Z trudem wybaczyła mu ostatnie pomyłki, ale wina była również jej. Dobrze wiedziała, że miała nad nim wystarczającą władzę by odsunąć pomysł ze szkolnych lat. Już jako młoda czarownica potrafiła oczarowywać każdego swoim urokiem, ale swojego narzeczonego jedynie tym bawiła. On dostrzegł to czego inni nie. Tak samo ona zobaczyła jego prawdziwą twarz bez wyrafinowanej maski. Wciąż czuła nieprzyjemny posmak żółci na języku po TYM incydencie, do którego nie powinni byli pozwolić. Skazać syna na śmierć. Podpisać pakt z diabłem. Miała się właśnie pogrążyć w lekturze, gdy głośny wrzask z dołu zaskoczył ją. Przerażona wyskoczyła z łazienki, przykrywając się bawełnianym ręcznikiem. Boso pobiegła na niższe piętro, nie przejmując się zupełnie swoim brakiem ubioru. Lodowaty dreszcz przeszył jej ciało, ale nie była pewna czy od chłody bijącego od marmuru czy ze złego przeczucia.

- Lucjuszu? – spytała, wchodząc do ponurego pomieszczenia. Skrzywiła się czując niezaprzeczalny zapach alkoholu.

- Proszę, proszę, kogo ja tu widzę? – zatrzymała się w półkroku, dostrzegając gości.

- Avery, Dołohow – uniosła brwi, przybierając maskę godną żony Malfoya – Wybaczcie, ale prawdopodobnie zapomniałam o waszej miłej wizycie.

- Och, Narcyzo, ślicznotko – Antonin zmierzył ją pożądliwym wzrokiem – Nic się nie stało, malutka. Zawsze możesz nam to zrekompensować dowolnym sposobem.

- Narcyza na pewno poprosi skrzata o herbatkę dla ciebie, przyjacielu – mina śmierciożercy zrzedła, kiedy gospodarz wmaszerował do pokoju – Najdroższa, zajmę się naszymi gośćmi, a ty możesz wrócić do siebie.

- Jak sobie życzysz – grzecznie się skłoniła, unikając wzroku „przyjaciół” blondyna. Od razu zauważyła plamy krwi na jego szatach, a niewidoczne już drżenie palców było istotnym dowodem miejscem jego pobytu. Nienawidziła, gdy nie mówił jej o wypadach do rodzinnej posiadłości. Był tam ON. Dlatego starali się spędzać wolny czas w letniej rezydencji wolnej od.. zła.

- Nie wydaje mi się, mój drogi – Avery zablokował przejście kobiecie, nie omieszkując przy tym zerkać na jej krągłości. Zrugała się w myślach, że to za ręcznik złapała, a nie szlafrok bądź jakiekolwiek ubranie. Wyprostowała się, pamiętając, że damie nie przystoi ukazywać strach. Była ponad to.

- Problem? – Lucjusz zdjął swoją szatę, podając małżonce z obojętnym wyrazem twarzy. 
Jasnowłosa narzuciła na siebie ciepłe odzienie, wciągając ukradkiem zapach perfum ukochanego.

- Dokładnie, mój drogi - uśmiech mężczyzny był drapieżny i niezaprzeczalnie sadystyczny.

- Dotyczący..? – Narcyza zauważyła niepokój ukochanego, ale była pewna że dwójka imbecyli nadal widziała pewnego siebie Malfoya. Po krótkim spojrzeniu błękitnych oczu męża oraz niedostrzegalnego zbliżenia się do niej, wyczuła, że nie jest za dobrze.

- Nasz Pan, Lucjuszu, nie jest zachwycony waszym oddaniem – Antonin przybrał smutny ton, siadając w fotelu – Nie jest…

- Wydaje mi się, że to już sprawa pomiędzy nami, a Naszym Panem – ironicznie skomentował ojciec Dracona.

- Mój drogi, Nasz Lord wysłał nas tu by to wyjaśnić – Avery postukał różdżką w udo – Bo widzisz, mój drogi, Czarny Pan jest zły, bardzo zły. A wasz potulny synalek nie spełnia jego oczekiwań.

- Draco wywiąże się z powierzonego zadania – syknął oburzony Lucjusz, ale mimika jego twarzy się nie zmieniła. Wyglądał na znudzonego oraz ciut zirytowanego zachowaniem śmierciożerców. Narcyza zawsze podziwiała w nim to opanowanie, nieludzką siłę ukrywania uczuć. Sama była w tym dobra, może nie aż tak jak Andromeda czy Severus, ale aktorski talent posiadała.

- Nie wątpimy, ale znasz Pana. Zawsze woli być pewny na sto procent, a w tym wypadku.. chłopak jest już skazany na śmierć – Antonin wzruszył beztrosko ramionami – A my mamy za zadanie wam przekazać wiadomość, Malfoy.

- Jaką wiadomość, Dołohow? – warknął, a pani domu mogła słyszeć, jak trybiki pracują w głowie męża. Malfoy zwykle był mistrzem manipulacji oraz snucia intryg, jednak tym razem sytuacja wymykała się im spod kontroli.

- A no taką, że was może oszczędzimy, mój drogi, a zaszczyt zabicia waszego synka przypada właśnie nam – Avery skłonił się radośnie, nie przejmując się cichym okrzykiem wydartym z piersi kobiety. Jego śmiech był niczym uderzenie w serce matki, która z rozpaczą rzuciła się na bliżej stojącego śmierciożercę. Zamachnęła się i z całej siły walnęła Avery’ego w twarz.

- Szmato! – Antonin poderwał się z siedziska, odciągając od kompana blondynkę i rzucając na ziemię – Ty zapchlona suko!

- Przestań w tej chwili! – gospodarz z gniewnym wyrazem twarzy chciał podejść do żony, która drżała przez szloch oraz ból od uderzenia.

- Drętwota! Nie będziesz nam przeszkadzał, szmatławcu – Antonin pochylił się nad byłą ślizgonką. Widząc jej pogardliwe spojrzenie w jego stronę, spoliczkował jasnowłosą jeszcze raz, rozcinając tym samym jej wargę.

- Ależ, mój drogi, nie podnosi się ręki na kobiety – Avery wytarł ręką stróżkę krwi z policzka, która spłynęła z niewielkiego zadrapania paznokciami arystokratki.

- Uderzyła cię! Śmierciożercę, chodź sama nią nie jest, szlama!

- Wiem, ale jak bardzo nie byłaby brudna, nadal jest kobietą, mój drogi – Avery przyglądał się jej z dziwną fascynacją  - Przeproś mnie, piękna Narcyzo, a kara będzie o wiele mniejsza.
Narcyza uniosła wzrok na swojego oprawcę, który zaczerwienił się z oburzenia. Przypomniała sobie swojego ojca, który zawsze powtarzał jej by była silna. Płynęła w jej żyłach krew Starożytnego Rodu Blacków, a palec zdobił pierścień rodowy Malfoyów. Należała do dwóch najczystszych oraz najpotężniejszych rodzin w świecie czarów, a jej magia była o stokroć piękniejsza. Podniosła się na drżących nogach, prostując oraz przybierając uśmiech niewinnej dziewczyny, którą zawsze grała.

- Prędzej mnie skrzat ugryzie – stwierdziła, naśladując sposób mówienia Belli, a dla polepszenia efektu splunęła Dołohowi w twarz. Tak, jak się spodziewała chwilę później znów została uderzona.

- Mój drogi! – Avery skarcił kolegę, szarpiąc ją za ramię niczym niesforne dziecko – Ukarzemy ją mniej drastycznie. W końcu taka uroda musi się zachować acz tępy umysł nie.. Crucio!

Niewyobrażalny ból ogarnął jej ciało. Zacisnęła dłonie w pięści, starając się nie krzyczeć. Jest Blackiem, nie da im tej satysfakcji. Żywy ogień palił każdy nerw, zimny lód otępiał umysł. Jęknęła, szukając ukojenia. Obracając głowę ujrzała Lucjusza. Jasne włosy opadały mu na czoło, co skojarzyło jej się z ich młodością, kiedy leżeli na wzgórzu za domem, a wiatr bawił się ich włosami. Jak bardzo chciałaby wrócić do tamtych czasów. Jak bardzo chciałaby naprawić swój błąd i powiedzieć mu nie, gdy pytał co myśli o młodym Czarnym Panu. Jak bardzo chciałaby przeprosić syna za ich czyny. Mimo zmarszczek ukochany był nadal tak samo przystojny, jak kiedyś. Ale to oczy, błękitna oaza spokoju pozwoliła jej chodź na moment zapomnieć o cierpieniu. Szafirowe tęczówki pełne męki, smutku, złości i troski. Te same, które usypiały ją każdego dnia.

Uśpiły ją i teraz.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- To bardzo głupi pomysł – szepnęła, krzywiąc, gdy róg książki wbił się w jej plecy. Zerknęła między regały by upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu, chociaż dobrze wiedziała, że oprócz nich jest tu tylko Teodor oraz Pansy.

- Nigdy nie mam głupich pomysłów – nie zgodził się chłopak, uśmiechając szeroko, gdy bezwiednie przysunęła się w jego stronę. Brązowe tęczówki ponownie skupiły się na ślizgonie, który obejmował ją w pasie. Dłonie dziewczyny bawiły się skrajem jego szaty, ale kąciki ust zadrżały.

- To ja nigdy nie mam głupich pomysłów – sprostowała, stając na palcach i muskając wargami jego policzek – Nie możemy się spotkać za godzinę? U mnie chociażby?

- Chcę to zrobić tu i teraz – warknął, przyciskając ją do ściany wręcz brutalny sposób. Hermiona westchnęła ciężko, czując że serce zaczyna przyspieszać. Nie mogła się powstrzymać od oblizania ust, mierząc jednocześnie ukochanego wzrokiem. Draco w szatach szkolnych okazał się jeszcze bardziej podniecający niż w zwykłych koszulkach w jej pokoju. Włosy miał ułożone, ale przesunęła po nich palcami sprawiając, że znów były roztrzepane tak jak lubiła. Szare tęczówki wpatrywały się w nią intensywnie oraz drapieżnie, a lodowate opuszki palców przesunęły przy rozpięciu stanika.

- W porządku, panie Malfoy – jej głos ochrypł, ale reakcja młodego czarodzieja ją zadowoliła. Draco jęknął głucho, opierając własne czoło o jej, a jego wargi przesunęły się po szyi gryfonki.

- Powiedz, że też tego chcesz – poprosił, przejeżdżając językiem po jej obojczykach. Zadrżała, wbijając mocniej palce w jego plecy i przyciągając do siebie.

- Chcę – spełniła prośbę chłopaka, chwytając go za brodę by móc popatrzeć w zamglone oczy – Zrób to, Draco.

- Na pewno? – chrząknął, łącząc ich palce razem i przyciągając do ust by pocałować każdy jej palec.

- Tak – sama nie wierzyła, że się na to zgadza, ale wszystko w niej krzyczało o to. Jeśli miało to być niezapomniane.. tylko ich, to czemu nie? Może to będą wspominać w najgorszych momentach wojny? Ten kącik biblioteki, gdzie ich oddechy się mieszają, a..

- Hermiono!

Podskoczyli, odskakując od siebie, a gryfonka zaczęła wygładzać podciągniętą nie wiadomo kiedy spódniczkę. Niedaleko nich stanął rozczochrany Ron, którego oczy na chwile spoczęły na ślizgonie nim ponownie skupiły się na jej. Głupkowaty uśmiech pojawił się na piegowatej buzi, sprawiając, że zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

- Nie chciałem wam .. przeszkodzić – parsknął, przewracając oczami na cichy pritest przyjaciółki – Wszędzie cię szukamy!

- Co się stało? – zapytała zaniepokojona, ale rudy był bardziej podniecony niż przerażony, więc chwilowy strach zniknął.

- Jeszcze w sumie to nie wiemy, ale.. – Weasley popatrzył za siebie, a potem znów na nią nagląco – Możesz?

Hermiona odwróciła się do stojącego za nią ślizgona, który przyglądał się im w ciszy. Wiedziała, że to sprawiało mu niemalże mentalny ból, kiedy nie może dociąć rudemu, ale również zdawała sobie sprawę, że robi to dla niej. Podeszła na chwilę, stając na palcach i całując go mocno w usta.

- Zrobimy to jeszcze dziś – obiecała szeptem, trącając własnym nosem o jego niczym Eskimosi – Bardzo tego pragnę, Draco.

- Leć, ratować świat, Granger – machnął ręką, przesuwając palcami po jej plecach i lekko popychając – Wiesz jak to mówią.. najlepsza jest chwila oczekiwania.

Prefekt przytaknęła, podbiegając do gryfona i wraz z nim wychodząc z biblioteki. Czuła na sobie wzrok Ronalda, ale nie była pewna jak zacząć rozmowę. Harry ostatnim czasem stał się jej jeszcze bliższy, a rudy…

Poczuła jak jego dłoń wsuwa się w jej, a jego palce się zaciskają. Uśmiechnęła się, zerkając na swojego towarzysza, który patrzył przed siebie. Czasem zapominała, że ta osoba, która ją skrzywdziła w tym roku nie istniała. A już na pewno nie był to Ron. Słodki, ciepły, czasem irytujący, ale jej przyjaciel. Wiecznie głodny, marudzący, a jednocześnie z głową pełną żartów.

- To co się stało? – zapytała, gdy weszli na korytarz prowadzący do obrazu Grubej Damy. Zauważyła Ginny stojącą pod wejściem, która chodziła w jedną i drugą stronę. Na ich widok jej twarz się rozpromieniła, a oczy błysnęły radością na widok splecionych dłoni.

- Harry dostał wiadomość od dyrektora – wyjaśnił Ron, zatrzymując się przy siostrze, która przytaknęła żarliwie – Chyba wiesz po co.

- Nie.. tak? – jej oczy się rozszerzyły, a paznokcie wbiły w rękę przyjaciela, który się skrzywił. Od razu rozluźniła uścisk, odsuwając na bok i opierając o okno. Niedawno co odrzucony strach powrócił całą siłą, wyduszając z jej piersi cichy krzyk. W tym momencie z Pokoju Wspólnego wyszedł Harry, a jego osoba niemalże promieniała szczęściem. Ginny powiesiła się na szyi ciemnowłosego Wybrańca, życząc mu powodzenia. Ron poklepał kumpla po plecach, a młody gryfon zatrzymał się przed nią. Ich małe palce się splotły ze sobą, gdy w końcu na niego popatrzyła.

- Obiecuję, że będę słuchał Dumbledore’a – szepnął, przyciągając do siebie i mocno przytulając. Wciągnęła zapach zielonookiego, pragnąc by ta chwila trwała jak najdłużej. 
W końcu Potter musnął wargami jej skroń, odsuwając od siebie – Zanim się obejrzysz będę z powrotem.

- Po prostu uważaj na siebie – poprosiła, puszczając jego dłoń i obserwując jak szybkim krokiem się oddala. Ostatni raz obrócił się do nich, machając ręką na pożegnanie oraz uśmiechając szeroko.

- Będzie dobrze, Herm – Weasley objął przyjaciółkę pocieszająco, starając się przekonać również siebie.

- Żebyś się nie mylił, Ronnie – westchnęła, odwracając od pustego korytarza – To co powiesz na partyjkę szachów?

- Czytasz mi w myślach, H – czując ukłucia niepokoju, oddalili się do wieży Gryffindoru. 

Kości zostały właśnie rzucone, a ich gra się rozpoczęła.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Szach, Miona – kolejna figurka została zepchnięta z planszy, a uśmiech pojawił się na twarzy rudego – Co się dzieje?
Przyjrzała się swoim pionkom, mimowolnie podziwiając strategię przyjaciela. Prawdopodobnie nigdy go nie pokona w tej grze, ale sam czas przebywania z nim oraz oglądania różnych sposobów jego gry był przyjemny. Lubiła obserwować chłopców, gdy grali, kiedy Ron zapominał zgrywać głupka, a jego trybiki w głowie pracowały szybko. Obierał różne sposoby gry, zmuszając przeciwnika do wycofania się.   chęcią obejrzałaby rozgrywkę pomiędzy Draco, Teo i Weasleyem. Nie była pewna, kto by zwyciężył.

- Nic, nic – skrzywiła się widząc, że zostało jej już niewiele ruchów, bo weszła w pułapkę przed którą tyle razy ją ostrzegał – Boję się o Harry’ego. Mam złe przeczucia.

- Wiem, ja też – brązowe oczy Weasleya spojrzały na nią ciepło, a po chwili sam poruszył jej figurą by pomóc obronić królową – Ale jest z dyrektorem, Miona.

- Mhm – skrzywiła się, zerkając za okno i przyglądając pochmurniejącemu niebu – Co nie zmienia faktu, że Harry to Harry..

- Zabrzmiało to nadzwyczaj zabawnie – zachichotał, a widząc jej minę odpuścił. Zebrał szybko pozostałe figury i schował grę. Dosiadł się na sofę obok przyjaciółki, mocno ją przytulając. Hermiona westchnęła, czując znajomy zapach i ciepło bijące od wysokiego rudzielca. Zawsze znajdywała ukojenie w ramionach Pottera i Weasleya. Spięła się, gdy gorący oddech poczuła na uchu. Jednak usta Rona jedynie cmoknęły ją w policzek, a potem oparł brodę na czubku jej głowy. Zrugała się w myślach za idiotyczne myśli, pozwalając sobie na chwilę przymknąć oczy.

- Czy ty i Wiesz Kto..?

- Tak – przyznała po chwili, przypominając sobie determinację w szarych tęczówkach dzisiaj rano. Teraz, gdy emocje opadły nie wiedziała czy dobrze postępowali, to było.. głupie.

- Ach – westchnął, bawiąc się jej włosami jak kiedyś gdy był młodszy oraz zmieszany – Czy wy.. zamierzasz ty..

- Tak – powtórzyła, odchylając do tyłu by móc obserwować przyjaciela – Nie. Nie wiem.

- A chcesz? – zapytał niepewnie, spuszczając wzrok – Chcesz tego?

- Chyba – przełknęła ślinę, wspominając wszystkie te chwile gdy przez niego płakała, gdy go wyklinała i gdy go całowała. Byli nietypową parą pełną gwałtownych burz, ale również stanowili dla siebie ratunek. Nadzieję.

- Rozmawialiśmy o tym ostatnio z Harrym – chrząknął, wzdrygając na jej złe spojrzenie – Po prostu.. zastanawialiśmy się nad różnymi alternatywami i.. taka też się pojawiła.

- Jaka? – uniosła brwi, podciągając kolana pod brodę oraz obserwując czujnie piegowatego.

- Że będziesz chciała.. – wzruszył ramionami, strzelając nerwowo palcami – Mu się oddać.

- I co wymyśliliście? – Ron patrzył na nią z zamyśleniu, szukając odpowiednich słów. Ogień tańczący w kominku sprawiał, że jego twarz była jedynie w połowie oświetlona co dawało groteskowy wygląd.

- Tysiąc sposobów na przepis z fretki – burknął, sięgając po jej dłoń i ją chwytając – Czy on daje ci szczęście?

- Tak – odpowiedziała od razu, uśmiechając blado – Radość, ból i nadzieję.

- I ufasz mu stu procentowo? – upewnił się, oblizując spierzchnięte usta – Całkowicie?

- Tak, ufam mu całkowicie – szepnęła, mrugając by odgonić łzy – Boję się jednak..

- Wiem, ja też – przytulił ją mocno, wciągając na swoje kolana i szepcząc resztę słów do ucha – Ale powinnaś się bardziej cieszyć i nie pozwolić by strach odebrał ci szansę. On taką jest, a macie szczęście, że możecie to zrobić przed wojną. Ona nie zniknie, Hermiono, ona jedynie się zbliża. Dlatego nie wahaj się teraz, bo nie wiesz czy dostaniesz drugą szansę.

- Chcesz mi powiedzieć, że mamy twoje błogosławieństwo? – zaśmiała się gorzko, ale i z wdzięcznością, a łzy stanęły w jej oczach. Ron starł samotną kroplę z jej policzka, mierząc ją troskliwym wzrokiem – Wiesz, że to nie jest błahostka.

- Oddanie się drugiej osobie nią nie jest – przytaknął, zamykając powieki na chwilę, a później wpatrując w nią z ukrytym w niebieskich tęczówkach uśmiechem – Ale skoro on jest tym właściwym, to nie ma na co czekać.

- Potrzebowała to usłyszeć – wyznała, spoglądając na kominek – Bo już to zrobiliśmy. Oddałam mu się wiele miesięcy temu, ale nie rozumiałam tego.

- Nie marnuj szansy – zepchnął ją z kolan, kiwając na wyjście – Idź.

- Jeśli Harry wróci..

- Wtedy zapukam by wam nie przeszkodzić – uśmiechnął się szeroko, wywołując chichot przyjaciółki – Znów.

- Dziękuję – wytarła oczy, przeczesując palcami włosy i poprawiając bluzę Notta – Jak wyglądam?

- Jak ty – stwierdził, witając z dosiadającymi się Deanem oraz Seamusem – Leć.
Dziewczyna pożegnała się z nimi, szybko wychodząc z pokoju wspólnego. Zignorowała wołanie Ginny, która zerknęła na brata. Ron wzruszył ramionami, sprawiając, że młoda Weasleyówna się skrzywiła z niezadowoleniem, ale wróciła do swoich współlokatorek.

- Gdzie się tak spieszyła? – spytał Thomas, częstując go ciastkami.

- Czeka na nią szansa na zupełnie inne życie – wyjaśnił zdawkowo, wyglądając za okno – Musi ją wykorzystać.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Prefekt Naczelna w szybkim tempie pokonywała dzielącą ją odległość do lochów. Zeskakiwała co drugi schodek, ignorując niezadowolone pomruki nielicznych uczniów. z każdym kolejnym krokiem jej pewność ulatywała, ale głos Rona odbijał się echem. Miał rację, to była ich ostatnia szansa. Ostatnia, która nie będzie trwać w nieskończoność. W końcu znalazła się na niższym poziomie, a czując znajomy chłód korytarza poczuła ulgę, że nie stchórzyła. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona, woląc mieć pewność, że nikt jej nie zobaczy. Lekko zdyszana stanęła przed wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Na kamiennej ścianie wyrzeźbione były węże, którym należy podać hasło. Hasło. Cholera! 

~ Teodorze! – zawołała w myślach, odszukując ich więź. Poczuła jak naciera na świadomość przyjaciela, starając się przywołać jego głos.

~ Hermiono? – zaskoczony, zdawał się być zatroskany czy wszystko w porządku. Rzadko kiedy rozmawiali w ten sposób bez wcześniejszego uzgodnienia. Ślizgoni uważali, że czasem porozumiewali się w ich obecności po przez myśli, ale to nie była prawda. Po prostu instynktownie wiedzieli o co chodzi drugiej osobie.

~ Możesz podać hasło do Pokoju Wspólnego? – oparła się o ścianę, starając pamiętać, że wciąż jest we własnym ciele. Ciężko było się jej jednak skupić, co zapewne irytowało Notta.

~ Czy nie popełnię głupstwa, podając je?

~ Proszę.

~ Chwała Lordowi, ale Hermiono.. uważaj.

~ Dziękuję – wyszeptała, jak i przesłała owe słową z całą gamą uczuć. Ostatni raz rozejrzała się wokół, ale nikt nie szedł. Wypowiedziała hasło, wsuwając do środka i ignorując pełne ciekawości spojrzenia siedzących blisko uczniów, którzy nie dostrzegli by ktoś wchodził. Pewnym krokiem weszła w głąb komnaty. Wiele uczniów siedziało grupkami rozmawiając lub popijając alkohol. Kiedy stanęła w środku, szepty nie zamilkły, a ich oczy omijały ją, nie dostrzegając. Przysunęła się w kierunku centralnie stojących kanap, pamiętając, że to tam najczęściej przesiaduje Kasta. Milli malowała właśnie pacnokcie, opierając stopy na kolanach zaczytanego Flinta. Pansy zajęła fotel Malfoya, zapisując coś w swoim notesie, zapominając o całym świecie.

- Pansy – szepnęła, stając za nią i kładąc ostrożnie dłoń na ramieniu przyjaciółki. Ślizgonka ku jej ogromnemu wrażeniu nawet nie drgnęła, tylko przez chwilę wpatrywała się w swoje pióro, ale nie było w tym nic podejrzanego. Parkinson odwróciła się lekko do tyłu, jakby przyglądając pomieszczeniu.

- Coś się stało? – spytała, spuszczając głowę tak by włosy zasłonił jej twarz. Hermiona przysiadła przy niej, nachylając by ich twarze były na tym samym poziomie.

- Draco jest u siebie? – upewniła się, uważając by niczego nie potrącić.

- Tak – przyznała ślizgonka, uśmiechając pod nosem – Przypilnuję by nikt nie pomyślał teraz o odwiedzinach.

- Dziękuję – szepnęła, powoli kierując ku dormitorium. Starała się nie hałasować, kiedy wkraczała na schody. Ominęła jakiegoś młodszego ślizgona, który schodził na dół. W końcu stanęła przed drzwiami z wyrzeźbionym nazwiskiem ślizgona. Nacisnęła klamkę, wsuwając ostrożnie do środka i wypuszczając z ulgą powietrze.

- Blaise, co znowu, ty skretyniały gnomie? – dziewczyna rozejrzała się po pokoju, zatrzymując wzrok na blondynie, który wkładał właśnie koszulkę.

- Nie powinieneś odzywać się tak do przyjaciół – zrugała go, sprawiając że zamarł na chwilę nim jego ponura twarz się nie rozjaśniła. Szepnął przecizaklęcie, sprawiając, że mógł ją zobaczyć.

- Granger, już pchasz mi się do pokoju? – mruknął ironicznie, unosząc obie brwi – Jestem ciut zajęty, ale..

- Skąd ta pewność, że nie przyszłam do Blaise’a? – uśmiechnęła się cwanie, podchodząc do łóżka mulata – Świat nie kręci się wokół ciebie.

- Mój świat natomiast kręci się wokół ciebie – przewrócił oczami, podchodząc do niej i chwytając ją za ręce. Hermiono pozwoliła się podciągnąć do góry, stając niemalże na jego stopach. Objęła go za szyję, przyglądając uważnie szarym oczom. Lodowata bezwzględność zniknęła w nich, zastępując nią ciepłem oraz zaniepokojeniem. Uśmiechnęła się lekko, wyciągając oraz muskając jego usta.

- Mówiłam, że przyjdę – przypomniała, czując jak pewność siebie powraca z każdą chwilą, gdy na niego patrzyła. Kąciki ust Malfoya zadrżały, ale udało mu się zachować minimalną powagę. Oddał pocałunek z całą pasją oraz pragnieniem, które dzisiaj musieli utrzymywać w ryzach. Westchnęła prosto w jego usta, pozwalając ciepłem językowi ślizgona wsunął się do jej buzi. Kolana się pod nią załamały, więc całym ciężarem opadli na łóżko Zabiniego. Blondyn uniósł się lekko by nie przygniatać jej zupełnie, ale oplotła nogami jego biodra przyciągając bliżej. Sięgnęła ręką do jego paska, ale złapał ją za nadgarstki, przyszpilając je ponad jej głową.

- Nie chcę się z tobą kochać w łóżku Blaise’a – chrząknął, odchylając do tyłu i uśmiechając – Chociaż jego mina byłaby bezbłędna.

- To przenieśmy się na twoje – usiadła szybko, ale Draco znów ją popchnął na plecy, unosząc brew – Co?

- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak spragniona, Granger – parsknął, chwytając ją za biodra i przyciągając tak, że wylądowała okrakiem na jego kolanach – Wierz mi, że ja pragnę ciebie równie bardzo, ale..

- Kocham cię – przerwała mu, przyglądając jak stalowe spojrzenie błyszczy od emocji – Kocham cię, Draco.

- Nigdy nie sądziłem, że takie dwa proste słowa mogą wywołać tyle uczuć – przyznał po chwili, przesuwając opuszkiem palca po jej policzku – Nigdy też nie wierzyłem, że je kiedyś powiesz.

- Mam ci o wiele więcej do powiedzenia – stanowczo chwyciła go za dłonie, bawiąc się ich palcami – Wahałam się dziś. Po tym jak Ron przerwał.. ja, naprawdę nabrałam wątpliwości. Im dalej byłeś tym więcej argumentów przeciw przychodziło, a twój pomysł.. och, Draco..

- Zmieniłaś zdanie? – zapytał, prostując się, ale pokręciła głową.

- Nie, chcę żebyś wiedział, że cię kocham. Mimo wszystkich złych rzeczy jakie się wydarzyły i jakie się wydarzą. Kocham cię – uśmiechnęła się do niego, ściskając mocniej zimne dłonie arystokraty – Nie wiem też jak Ron na to wpadł.. nie rób min, Malfoy, słuchaj co mówię. To właśnie Ron przypomniał mi po co walczymy. Po szansę na lepszą przyszłość, ale przecież my właśnie szansę dostaliśmy, prawda?

- Czy..

- I wtedy zrozumiałam, że więcej jej możemy nie mieć – kontynuowała, czując wzbierające się łzy – Może to ostatnie chwile, gdy mamy szansę zadecydować co zrobimy z nami.. więc tak. Jestem gotowa, jeśli i ty jesteś gotów by podjąć wybór.

Przez chwilę siedzieli w ciszy przerywanej jedynie ich głośnymi oddechami. Gryfonka i ślizgon połączeni uczuciem. Arystokrata oraz mugolaczka, którzy postanowili sprzeciwić się światu. Brzmiało niczym fabuła bajki, która musiała zakończyć się zdaniem „i żyli długo, i szczęśliwie”. Tyle, że to było życie. Draco nie był księciem o czystym sercu, a ona zagubioną księżniczką, która nie popełnia błędów. Ich miłość nie była znacząca na całym świecie, nie kibicowały im wróżki oraz oba królestwa. To była wojna, a ich ostatnią nadzieją na spełnienie marzeń było podjęcie ostatecznej decyzji. Nim będzie za późno.

- Cokolwiek się wydarzy.. – powtórzył cicho, całując ją w czoło oraz policzki – Pamiętaj, że robię wszystko by cię chronić, rozumiesz? Każdy wybór będzie z myślą o tobie, a teraz.. teraz robię to z pobudek czysto egoistycznych, więc niech twój pojętny rozum postara się określić logikę naszego postępowania.

- Rozum nie rozumie zawsze serca, Draco – mruknęła, gładząc go po włosach – A logika dawno straciła przy nas sens.

- Czyli robimy to pochłonięci sobą nawzajem? – upewnił się, uśmiechając krzywo – Zaślepieni miłością?

- Nie, robimy to bo jesteśmy nią upojeni, a nie zaślepieni – wyszeptała, kiwając głową potakująco – Czy się teraz wahasz?
- Nie, teraz staram się zapamiętać każdą sekundę – wyznał, chowając twarz w jej włosach – Postępujemy nierozważnie?

- Całkowicie bezmyślnie – potaknęła, chichocząc, gdy jego oddech przesunął się po jej szyi – Wiesz, że to..

- Szansa bądź błąd? – popatrzył prosto w oczy dziewczyny, które błyszczały równie mocno co jego – Uważam, że to nadzieja.

- Lub pierwszy krok w stronę jutra – dodała, uśmiechając niepewnie pod czujnym spojrzeniem srebrzystych oczu – Nie będę cię słuchać, nie będę inna, wiesz?

- Nie spodziewam się byś nagle była potulnym kotkiem, w końcu masz pazury – prychnął, pochylając do przodu – Ja też się nie zmienię. Nie stanę się bohaterem, nie stanę się dobry..

- Jesteś dobry, Draco – zaprzeczyła, marszcząc brwi, gdy zatkał dłonią jej buzię.

- Ludzie będą mnie unikać, przeklinać i zwyzywać – wyliczał, marszcząc nos – Nikt nie będzie wierzył, że cię kocham.

- Dumbledore wszystko wyjaśni – stwierdziła, uśmiechając szeroko – A reszta mnie nie obchodzi, Draco.

- Robimy to? – upewnił się, rozluźniając kiedy przytaknęła. Podniósł się z łóżka, trzymając ją w ramionach i przechodząc na własne posłanie. Posadził ją na brzegu, zsuwając się przed nią oraz przesuwając palcami po jej nogach. Chwycił skraj szaty gryfonki, uśmiechając, gdy jej oddech wyraźnie przyspieszył. Zsunął szkolną szatę, uśmiechając na widok swojej własnej koszulki z nadrukiem Jęczących Wiedźm.

- Szaleństwo – stwierdziła, przygryzając wargę. Blondyn przyglądał się jej z rozbawieniem, kucając na podłodze i mierząc ją uważnym spojrzeniem.

- Chcę żebyś była moim szaleństwem – zapewnił ją, chwytając dłoń dziewczyny i ją ściskając – Granger…

- Draco – uśmiechnęła się, czując jak łzy zbierając się powoli w jej oczach.

- Czy jesteś gotowa popełnić wszystkie błędy, wykorzystać każdą szansę oraz być moją nadzieją przez całe nasze życie? – zapytał cicho, a powaga oraz stanowczość dodały jej otuchy – Granger.. czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Hermiona zamrugała, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. Właśnie to dziś powiedział Draco, gdy szukał książki na Zaklęcia. Pobierzmy się, Granger. Było to szaleństwo, ogromne szaleństwo, ale była gotowa pozwolić im je pozwolić. Draco klęczał przed nią, przyglądając z powagą oraz nadzieją.

- Tak – wychrypiała, zsuwając z łóżka i mocno go przytulając. Szloch wydarł się jej z piersi, gdy ją mocno objął. Wylewała łzy za ich miłość, za ich błędy z przeszłości, jak i te co dopiero popełnią. Płakała z radości, nadziei oraz strachu.

- Kocham cię – wyszeptał, odsuwając na moment oraz ukazując srebrną obrączkę, którą zaciskał w dłoni. Była prosta, bez żadnych zdobień oraz wymyślań. Wzięła lodowaty pierścień do ręki, zagryzając policzek. W środku był wygrawerowany napis “The fu­ture star­ts to­day, not to­mor­row”.

- To..

- Należał do mojego dziadka Abraxasa – przerwał jej, uśmiechając niepewnie – Wymyśliłem to dzisiaj i nie chciałem nic nie dawać, a ten pierścień oraz te słowa.. kojarzą mi się z nami.

- Jest piękny – zapewniła go, przyglądając jak wyciąga z kieszeni srebrny łańcuszek oraz nawleka na niego obrączkę.

- Mówiłem, że nie będziesz musiała niczego wkładać na palec – przypomniał, odwracając ją do siebie plecami i zapinając zapinkę. Dziewczyna trzymała w tym czasie swoje loki, spoglądając na otrzymany podarunek. Radość i szczęście całkowicie przysłoniły chwilowe zwątpienie, a ciepło jakie czuła, gdy ją dotykał wręcz się pogłębiało. Draco Malfoy się jej oświadczył.

- To było.. – starła łzy spływając po policzkach, kręcąc głową – To było..

- Draco! – drzwi otworzyły się z hukiem, a Pansy wbiegła do środka z pobladłą twarzą. Miała rozczochrane włosy i strach w oczach, a ręce trzęsły się jej jak galareta.

- Co się stało? – blondyn zerwał się z podłogi, podając dłoń prefekt i podciągając ją do góry. Chwilę później zrozumiał powód przerażenia dziewczyny, która ściskała w dłoni pomięty papier z pieczęcią ojca. Ręka zabolała go tak mocno, że nie powstrzymał się od syku.

- Zaczęło się – Parkinson miała roztrzęsiony głos, a łzy popłynęły po policzkach widząc ich złączone dłonie – Zaczęło się.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Dyrektorze? – Harry popatrzył na ledwo stojącego na nogach czarodzieja, który spoglądał przed siebie ze smutkiem – Może odpoczniemy parę minut?

- Nie, Harry – Albus Dumbledore pokręcił głową, przymykając powieki, gdy wiatr smagnął się po twarzy – Nic mi nie jest, chłopcze. Nic mi nie jest.

- Czy to było tego warte? – Wybraniec zerknął na medalion, który profesor ściskał w dłoni – Jak to zniszczymy?

- Harry, czy widzisz to co ja? – zielonooki zerknął do góry na mężczyznę, który wyprostował się z trudem. Obrócił się w kierunku ukrytego jeszcze za lasem Hogwartu, tak jak Dumbledore. Ciemne chmury kłębiły się na niebie, zapowiadając deszcz, a wieże migotały niczym latarnie morskie.

- Zbiera się na burze, panie profesorze – potwierdził niepewnie. Wciągając głęboko świeże powietrze. Niepokój przeszył jego ciało, gdy głośny grzmot rozległ się wokół nich.

- Nie.. to coś innego, Harry, coś innego – syn Huncwota zagryzł wargi, widząc posępną minę starca.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Draco! – Hermiona biegła za ślizgonem korytarzami, dziękując w myślach Pansy, która zdążyła rzucić na nią ponownie zaklęcie niewidzialności – Malfoy, do diaska!!

- Co? – krzyknął, hamując dopiero przed Pokojem Życzeń. Popatrzył na nią ze strachem i troską – Uciekaj, Granger. Schowaj się w moim pokoju, tam nikt nie będzie cię szukał.

- Ale..

- Nie, nie pomożesz mi teraz! – złapał ją za ramiona, lekko potrząsając – Nie ma Pottera, nie ma dyrektora. Granger, proszę, schowaj się.

- Wiesz, że tego nie zrobię – chwyciła go za ręce, przyciskając do ust – Nie schowam się, Draco, ale.. uważaj na siebie.

- Widzimy się jutro na śniadaniu – patrzyli na siebie z nadzieją oraz obawą, że to złudne marzenia. Ślizgon dotknął jej policzka, przesuwając palce wzdłuż szyi i muskając łańcuszek – Mamy o co walczyć, pamiętasz?

- A, jeśli pójdzie coś nie tak? – spytała drżącym tonem, zaciskając pięść wokół srebrnej obrączki – To co wtedy?

- Wtedy widzimy się pierwszego września – spojrzał w jej oczy pełne bólu – Tak?

- Nie wracam tu, Draco – szepnęła, wypuszczając z trudem powietrze – Przykro mi.

- To, gdzie widzimy się 1 września? – spytał stanowczo, podnosząc jej podbródek.

- Pierwszego września widzimy się na Privet Drive 4 – cicho powiedziała mu do ucha, ostatni raz mocno przytulając – Obiecujesz?

- Obiecuję – odgarnął jej loki z twarzy, pochylając się. Czuł się, jakby to miał być ich ostatni pocałunek. Całe swoje uczucia starał się przekazać wzrokiem oraz ostatnimi słowami – Kocham cię.

- Więc dotrzymaj obietnicy – poprosiła, odsuwając się, gdy mimowolnie skrzywił się na ból promieniujący od ramienia. Uśmiechnęła się do niego blado, odwracając i biegnąc przed siebie. Draco patrzył jak sylwetka dziewczyny znika, dopiero po chwili wchodząc do Pokoju Życzeń.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- To niemożliwe – Harry patrzył z osłupieniem na majaczący w oddali Hogwart, dopiero rozumiejąc niepokój mentora – Profesorze, przecież to nie jest realne!

- Jak widać, Harry, nie doceniliśmy przeciwnika – Dumbledore zmarszczył brwi, pochmurniejąc – Zdobądź miotły, Harry.

- Nie może pan lecieć w takim stanie! – zaprotestował, przytrzymując starszego mężczyznę. W myślach wyklinał Malfoya oraz błagała Założycieli by jego przyjaciele zdążyli się ukryć.

- Rób co mówię, Harry – dyrektor wyrwał się, posyłając mu stanowcze spojrzenie – Hogwart potrzebuje dyrektora.

- Ale.. – pokręcił głową, szukając jakiegoś pomysłu co mogą zrobić – Ten plan ma jakiś haczyk, prawda?

- Harry, cokolwiek się stanie.. – szare oczy błyszczały, gdy wchodzili na miotły, a Wybraniec poczuł ukłucie strachu na widok smutku profesora – Pamiętaj, kto jest wrogiem.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Pamiętaj, rób co mówię – pierwsze słowa Dumbledora padły, gdy wylądowali na Wieży Północnej. Harry zerknął na swojego mentora ze zdziwieniem – Tak, Harry?

- Tak – potaknął, odrzucając miotłę i unosząc wzrok na malujący się nad nimi mroczny znak – Powinniśmy pójść do pani Pomfrey, panie profesorze.

- Nie, Harry – oczy Naczelnego Hogwarta błyszczały w ciemności – Schowaj się na dół, proszę.

- Ale..

- Harry – przerwał mu profesor – Zaufaj mi, proszę.

- Zgoda – westchnął, idąc do zejścia bocznego. Popatrzył po raz ostatni na dyrektora. Uśmiechnął się słabo na jego skinienie głową. Zdumiony, wpatrywał się w różdżkę, którą profesor skierował wprost na niego. Harry zesztywniał pod wpływem zaklęcia, ale nim zdołał zaprotestować najpotężniejszy czarodziej rzucił na niego kolejne dwa zaklęcia – niewidzialności oraz uciszające. Chwilę później, drzwi po drugiej stronie otworzyły się z hukiem.

- Bella! – nauczyciel uśmiechnął się do nowych towarzyszy, witając ich jak dawnych znajomych – Przedstawisz mnie swoim przyjaciołom?

- Wybacz, Dumbledore, ale.. – Bellatrix zachichotała szaleńczo – Nie.

- Draco, dokończ to co zacząłeś – jeden z zamaskowanych śmierciożerców wypchnął blondyna. Wybraniec zamarł, obserwując przyjaciela, który dyskretnie rozejrzał się wokół. Malfoy, uśmiechnął się cynicznie, ale w szarych oczach zielonooki dostrzegł niepokój – Zabij, starca, chłopcze.

- Dokładnie, kochany siostrzeńcu – ulubienica Voldemorta podeszła do tlenionego mrucząc – Zabij, Draco, zabij go.

- Ja.. – ślizgon jęknął, nabierając powietrza i przyglądając się dyrektorowi. Harry wrzeszczał ile mógł, gdy jasnowłosy uczeń uniósł niepewnie różdżkę do góry.

- Nie jesteś mordercą, Draconie – dyrektor uśmiechnął się ciepło do chłopaka – Wiesz o tym, ty i ja. Wiem.

- Nic nie wiesz – warknął chłopak, mrużąc oczy. Harry podziwiał chłopaka za umiejętności aktorskie, licząc że o tym chodziło. Malfoy grał na zwłokę by Zakon im pomógł.

- Draco, ZABIJ GO!

Ciemny kształt poruszył się przy nim, nie dostrzegając go jednakże. Mistrz Eliksirów przyglądał się spokojnie całej sytuacji, jakby dumając nad kolejnym krokiem. Ufają mu. Zakon mu ufa. Patrzył, jak Snape pojawia się przy śmierciożercach, rzucając spojrzenie dyrektorowi.

- Dość tego – przerwał spokojnie Bellatrix, tłumaczącej coś na ucho blondynowi.

- Severus – coś w spojrzeniu dyrektora, zastanowiło chłopaka, ale po chwili zapomniał co zwróciło jego uwagę – Severusie, proszę..

- Avada Kadevra! – Harry zdusił krzyk, widząc słabnący blask oczu Dumbledora, jego ciało opadające do tyłu. Śmiechy śmierciożerców obijały mu się o uszy, słyszał ich oddalające się kroki. Czuł, jak krew szumi, a serce bije przyspieszone.

- Nie – szepnął, zaciskając powieki – Nie.

Albus Dumbledor zginął.




21 komentarzy:

  1. Bardzo się ucieszyłam widząc, że dodałaś nowy rozdział! Siedziałam na zajęciach i tylko czekałam aż będę miała czas żeby go przeczytać! :) Jest super!
    Oh... Nawet nie wiem co napisać! Jestem w szoku!
    Po pierwsze te oświadczyny! Ah, kompletnie się nie spodziewałam takiego rozwoju! Tak bardzo liczę na szczęśliwe zakończenie tego wszystkiego!
    Zawsze śmierć Dumbledora mnie wzrusza... Sama ostatnio opisywałam to u siebie i było trudno...
    Zaostrzyłaś mi apetyt na więcej!
    Pozdrawiam :)

    http://queen-of-war.blogspot.com/
    http://our-own-sense.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę mieć już tą maturę mieć z głowy i zacząć czytać nowe opowiadania - tak mam na myśli Twoją historię! Ale jeśli zacznę teraz to boję się, że mój nałóg zwycięży i już się wciągnę na dobre, a o egzaminach pozapominam.
      Obawiałam się sceny z Albusem. W książce jest poruszająca oraz pełna emocji i zaskoczenia (w końcu wtedy nikt nie wiedział o historii Severusa). Ja natomiast od kanonu często uciekam i nie wiedziałam jak to wyjdzie. Cieszę się jednak, że udało się nie polec.
      Oświadczyny to czysty spontan! Więc ulgą jest to jak dobrze zostały przyjęte :D
      Pozdrawiam ciepło i dziękuję za każdy komentarz od Ciebie, bo zawsze na nie czekam,
      Lupi♥

      PS. Ładnie to tak na zajęciach przeglądać internet? :D

      Usuń
  2. no to się zaczyna co to będzie już się nie mogę doczekać dalszych losów :D ah Hermiona i Draco jak zawsze słodko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczyna - och, tak tak zaczyna :D
      Już nie mogę się doczekać by różdżki zostały uniesione ;)
      H i D, mówiąc szczerze wyszli w tym rozdziale spontanicznie zupełnie

      Usuń
  3. ogólnie nie mam żadnych zastrzeń do ciebie i twojego pisania, bo opowiadanie jest najlepsze jakie czytałam , jednak jak dla mnie za dużo opisywania jakiś uczuć ,a powinno być więce j opisu zdarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się to zmienić. Teraz łatwiej mi też będzie dodać więcej akcji - w końcu zaczyna się wojna. Z drugiej strony mam właśnie to rozpisywanie na temat uczuć. Ale naniosę korekty! ;D
      I cieszę się, że się podoba !

      Usuń
  4. Kurde... nie wiem co napisać. Muszę zebrać myśli i ochłonąć po wspaniałym rozdziale.
    Czekam na kolejny.
    Ściskam,
    Hermiona Hasting

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał. To najlepsza nagroda jaką można usłyszeć na temat rozdziału! <3

      Usuń
  5. Sprawdzałam wczoraj z kafelków - nic. Przeglądam natomiast facebook'i - jest z 26 stycznia... Pffft...
    W każdym razie... Wow, po prostu wielkie wow. Dał dużo do myślenia 💚 W końcu 'Kocham Cię' wyszło na jaw. Ahh... Miejmy nadzieję, że wszystko powoli zacznie się prostować niźli miałoby komplikować.
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział,
    KH.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Facebook taki pożyteczny! :D
      Padły magiczne słowa i inne, które pojawiły się spontanicznie. Ani ja, ani moja beta w sumie nie spodziewałyśmy się, że to napiszę, bo wgl w planie nie było. Ale słuchałam ulubionych ballad miłosnych i impulsywnie napisałam. Dlatego cieszę się, że nie odstaję od akcji i się podoba!
      Ściskam ciepło,
      Lupi

      Usuń
  6. Rozdział bardzo dobry chociaż trochę ciężko było mi się połapać co się dzieje na początku. Ale czkam jak to się dalej rozwinie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie mój problem długich zdań, które mącą. Poprawię się z tym, a z drugiej strony właśnie lubię to robić :D By nie było na początku wiadomo o co chodzi
      Zapraszam do następnego,
      L

      Usuń
  7. W końcu przeczytałam całe opowiadanie!!! Jestem oczarowana. Początkowe rodzialy były słabe (bez obrazy) ale kolejne stawały się piękne, niesamowite i bardzo ciekawe. Idealnie opisałas uczucie rodzące się między Draco i Hermiona. I świetnie połączyłas zmiany jakie zaszły między bohaterami z tym wszystkim co wydarzyło się w książkach. Piękne. To jedno słowo opisuje Twoje opowiadanie.
    Czekam na kolejny rodzial. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, mogę chyba jedynie powiedzieć, że początki bywają trudne. Niektórzy piszą od razu świetne rozdziały. Ja wciąż się uczę. Zastanawiałam się czy nie zmienić pierwszych rozdziałów, gdyż zdaję sobie sprawę, że są słabe. Jednak z drugiej strony lubię porównywać to co było i to co jest. Może jak skończę bloga i pomyślę o dodaniu np na wattpada, to poprawię. Natomiast ogromnie się cieszę, że widać poprawę w moim pisaniu widać! Bo gdy ktoś inny to dostrzega, to moje serce rośnie!
      Dziękuję za piękne słowa i mam nadzieję wciąż się poprawiać!
      Pozdrawiam ciepło,
      Lupi♥

      Usuń
  8. Nieważne ile razy bym to czytała zawsze mam łzy w oczach. Śmierć Dumbledora jest jednym z najgorszych momentów.Dziękuję ci jednak na nowe spojrzenie na tą scenę. Myślę, że Draco będzie się obwiniał o to co się stało, ale mam nadzieję, że przyjaciele mu pomogę. Co do Harrego chętnie powiedziałabym mu słowa z jednej z książek "Dalej masz rodzinę..."
    Jeszcze raz dziękuję za tą historię i życzę weny
    Pozdrawiam La Catrina
    PS. Mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na kontynuacje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Opowiadanie jest bardzo dobre. Fajnie się czyta. Szkoda,ze niektóre rozdziały są trudne do odczytania (ciemna czcionka na czarnym tle) Ale ogólnie jest spoko. Ciekawe przedstawione charaktery głównych postaci. Rzadki przypadek gdzie Astoria To pozytywna postać. Trochę mało Ginny jak na mój gust. Ale ogólnie jest dobrze. Pomysł powiązania Notta z Hermiona więzami magicznymi jest bardzo interesujący. Szkoda jednak ,że przestałaś dodawać nowe części.To przykre że dobrze zapowiadające się opowiadania kończą się w połowie albo nie kończą się wcale to zniechęca ludzi do czytania fanficów.Przykro mi że tak traktujesz swoich czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że do tej pory się podobały rozdziały. Wcześniejsze będę poprawiać, ale po sesji dopiero. Jednak muszę poinformować, że blok jest wciąż aktywny :D Jeszcze duuużo rozdziałów, na które serdecznie zapraszam :)

      Usuń