Cześć,
jak obiecałam rozdział przed Nowym Rokiem! I niestety wciąż podtrzymuje moją decyzję o rzadszym dodawaniu następnych rozdziałów. Na pewno będzie minimum jeden post na miesiąc, ale o regularności nie mogę nic powiedzieć. To już styczeń, a maj co raz bliżej.
Mam nadzieję, że nie uciekniecie i mnie zrozumiecie.
Wybaczcie jeszcze raz tą długą rozłąkę.
Wasza,
Lupi♥
PS. Rozdział sprawdzony.
Hermiona spoglądała na śpiącego chłopaka z
nikłym uśmiechem. Przypomniała sobie noc, którą spędzili ze sobą w zupełnie
inny niż zwykle sposób. Zarumieniła się na samo wspomnienie jego pocałunków,
czułych muśnięć dłoni i mocno splecionych ciał. Stało się. Straciła dziewictwo.
- Merlinie, która godzina?
Drgnęła, unosząc wzrok znad swoich dłoni.
Draco leżał na całej szerokości, macając ręką miejsce obok siebie. Oparła się
ramieniem o kolumienkę, uśmiechając szeroko, gdy zmarszczył brwi z
niezadowoleniem. Uchylił powieki, odnajdując ją od razu srebrzystym spojrzeniem
i wpatrując w nią intensywnie. Zagryzła wargę, wiedząc, że wyglądała niczym
straszydło. A już na pewno nie przypominała tych seksownych, rozespanych wiedźm
z czasopism dla facetów. Spuściła wzrok muskając odruchowo opuszkiem palca jego
koszulkę, która kończyła się w połowie jej ud. Włosy bardziej niż zwykle
poplątane opadały na ramiona, a czerwone usta były opuchnięte.
- Dziesiąta – zerknęła na zegarek,
wzdychając cicho – Dziesiąta pięć, mówiąc dokładniej.
- Świetnie – stwierdził, wygodniej się
sadowiąc i unosząc brew – Jak się czujesz?
- Trochę obolała, ale bardzo szczęśliwa –
zaśmiała się, wchodząc na łóżko oraz bezwstydnie siadając na jego udach.
Ślizgon zaniemówił zaskoczony jej pewnością siebie, ale jego dłonie od razu
przesunęły się na biodra dziewczyny. Szare tęczówki zamigotały radośnie, gdy
cmoknęła go w usta.
- Każdy poranek mógłby tak wyglądać –
wymamrotał zadowolony, zaciskając mocniej ręce na swojej koszulce, która jakoś
lepiej wyglądała na gryfonce – Mam ochotę zrobić z tobą wiele nieprzyzwoitych
rzeczy, Granger.
- Zapomniałeś już jak mam na imię? –
prychnęła, odchylając do tyłu i zaplatając ramiona na piersiach – Wydawało mi
się, że w nocy je szeptałeś i wykrzykiwałeś.
- Tylko to zapamiętałaś z dzisiejszej nocy?
– uśmiechnął się cwaniacko, wsuwając palce pod brzeg koszulki i przebiegając
palcami po jej biodrze – Może powinienem ci przypomnieć co nieco?
- Uwierz mi, że pamiętam – mruknęła prosto
w jego usta, pozwalając przyciągnąć się do pocałunku. Wsunęła dłonie w
roztrzepane jasne kosmyki, uchylając wargi. Ich języki splotły się, a zęby
zgrzytnęły, kiedy przesunął się tak by znów znalazła się pod nim. Hermiona
objęła go nogami w pasie, wyginając w łuk, gdy jego ręce przelotnie spoczęły na
jej piersiach.
- Ja też pamiętam – wymruczał, gryząc ją za
uchem i uśmiechając – Zapamiętam na zawsze, Mia.
- Znów to powiedziałeś – opadła na materac,
zerkając w szare, roześmiane oczy. Draco oparł łokcie po obu stronach jej
głowy, wpatrując w nią z ciepłem. Jego pobudzony członek wbijał się w jej
biodro, a sam ślizgon uśmiechał kpiąco – Mia?
- Mia – powtórzył, przesuwając palcem po
jej policzku i stukając na koniec opuszkiem w wargi – Uwielbiam twoje imię.
Hermiona. Ale Mia.. Mia też jest ładnie, prawda?
- Bardzo – przytaknęła, śmiejąc cicho i
przygryzając jego palec – Podoba mi się. Jest takie..
- Moje – dokończył, przechylając głowę w
zamyśleniu – Miona jest już zarezerwowane dla przyjaciół. Mia dla mnie.
- W porządku – zgodziła się, muskając wargami
jego szczękę – Czy ja mam mówić do ciebie jakoś zdrobniale? Dracusiu? Draconku?
- Ale z ciebie wiedźma – warknął, gryząc ją
za karę w szyję tak mocno, że aż syknęła – Jesteś bardzo niegrzeczna, Granger.
- Może chcesz mnie ukarać? – szepnęła
flirciarsko, mrużąc powieki i oblizując usta, przez co tęczówki ślizgona
pociemniały. Malfoy pocałował ją gwałtownie, kolejny raz dociskając swoje
biodra do jej. Hermiona westchnęła, gdy przesunął językiem po jej zębach,
badając nim podniebienie. Zamruczała z aprobatą, wijąc się pod nim z rozkoszy.
Chciała by znów ją dotknął, ale zamiast tego ślizgon oderwał się od niej i
wyskoczył z łóżka.
- Bolałoby cię – wyjaśnił, gdy popatrzyła
na niego z niedowierzaniem. Prefekt usiadła szybko, wzdrygając się, gdyż przy
szybszym poruszaniu się czuła pieczenie. Skinęła potakująco głową, obserwując
jak znika w łazience. Szum wody oznaczał, że blondyn musiał ochłodzić się pod
zimnym prysznicem. Powoli by nie podrażnić bolącego miejsca bardziej, podeszła
do szafy. Założyła wygodne spodnie i ciepły golf, naciągając na stopy skarpety.
Machnięciem różdżki pościeliła łóżko oraz uprzątnęła na biurku notatki. Nie
czekając na Draco, zeszła na dół. Już w połowie schodów wyczuła apetyczny
zapach gofrów.
- Zaspałaś na śniadanie. Nie pierwszy raz,
jeśli mogę zauważyć – Blaise stał w kuchni, parząc dzbanek kawy i zerkając na
nią przez ramię – Ostatnio się głodzisz, Hermiono. Właśnie dlatego robię gofry.
A ty je zjesz.
- Oczywiście, że je zjem – przytaknęła
radośnie, podchodząc do szafki by wyciągnąć kubek. Zabini przyjrzał się jej
oceniająco, marszcząc brwi – Co jest?
- Nic – odpowiedział szybko, zerkając na
miskę, w której ubijał śmietanę – Dobrze się czujesz?
- Tak, a czemu pytasz? – zdziwiona nalała
sobie pełen kubek czarnego płynu oraz uniosła wzrok na przyjaciela – Blaise?
- Czy ty.. wy.. – chłopak chrząknął, wbijając
w nią poważny wzrok – Nie.. och nie był zbyt brutalny, prawda?
- Och, Merlinie.. – mruknęła, czerwieniejąc
się od razu – Skąd wiesz?
- To.. ten sposób chodzenia – wyjaśnił,
machając ręką na jej osobę – Pansy też po pierwszym razie czuła.. ból. Chcesz
eliksir?
- Wzięłam już – przyznała, unosząc trzymaną
w dłoni fiolkę – Nie wierzę, że o tym rozmawiamy.. czekaj! Pansy i ty..?
- Jest moją narzeczoną, prawda? – uniósł
obie dłonie do góry, potrząsając głową – Byliśmy po prostu ciekawi. Kochamy
się, ale nie tak.. to był.. eksperyment.
- W porządku – odkaszlnęła, uśmiechając
krzywo – To chyba najdziwniejszy poranek.
- Chyba tak – zgodził się mulat, nakładając
na talerz rumiany gofr i nakładając na niego bitą śmietanę oraz truskawki
polane czekoladą – Chociaż dziwniej by było, gdybyś była teraz naga.
- Usłyszałem jedynie ostatnie słowo i nie
wiem czy chcę wiedzieć o co chodzi – stwierdził Teodor, wchodząc do aneksu i
odbierając z rąk przyjaciółki kubek – O co chodzi?
- Hermiona nie jest już dziewicą –
poinformował od razu ciemnowłosy ślizgon, uśmiechając na niedowierzającą minę
przyjaciółki – No co? Pewnie i tak wie.
- Nie.. nie wiedziałem – Teo wypluł czarną
ciecz z powrotem do kubka, krztusząc się – Jak.. to?
- Chyba nie muszę ci tłumaczyć na czym
polega sztuka seksu, prawda, Teodorze? – Hermiona skrzywiła się, sięgając drugą
szklankę – Jeśli chcesz porozmawiać o kwiatkach i pszczółkach, to Blaise z
chęcią to objaśni.
- Ale zabezpieczyliście się prawda? – oczy
Teodora zamigotały wesoło, gdy mulat niemalże przypalił gofra – To nie byłby
odpowiedni czas na ciąże i małe dzieci.
- Naprawdę musisz o to pytać? – fuknęła czarownica,
wgryzając się w ciepłego gofra i brudząc brodę bitą śmietaną – No co?
- Nic, nic – ślizgoni unieśli ręce
pojednawczo, wymieniając złośliwe uśmieszki.
Dziewczyna usiadła wygodniej na
blacie, kładąc talerz na udach. Lubiła przyglądać się Zabiniemu w kuchni. To z
jaką łatwością odmierzał składniki albo pewnie mieszał różne smaki. Wydawało
się, że muzyka jest jego największym talentem i chyba była, ale do gotowania
również miał smykałkę. Zapewne zasługa w tym była jego matki, która również
była lekkoduchem. Blaise nie raz opowiadał, że brała go w swoje podróże po
świecie. Wspomnienia chłopca były powiązane i z kuchnią, gdzie matka z synem
eksperymentowali wymyślając nowe przepisy. Coś w tej łatwości wybierania
poszczególnych elementów potrawy w mulacie pozostało. Tak naprawdę wciąż była w
nim ta cząstka małego chłopca. I chociaż Hermiona chciałaby ją w nim odnajdywać
częściej to ku swojemu rozczarowaniu widziała zmęczonego, młodego mężczyznę. To
dołujące, że najczęściej ukazywał swoje zagubienie oraz strach podczas grania.
Ostatnio odrzucał wciąż gitarę na bok, bo nie potrafił wyczuć tempa. Rytmu.
Słowa zmieniały się w pomruki.
- Jednak jeśli już będę w ciąży, to możesz
mi wierzyć, że nie opuścisz mojej kuchni – powiedziała z rozbawieniem,
posyłając przyjacielowi ciepłe spojrzenie – Przytyję wtedy okropnie.
- To będzie przyjemność utuczyć cię swoimi
wypiekami – skłonił się po dżentelmeńsku Zabini, nakładając na talerz gofra dla
Teodora – Twoje dzieci będą miały najfajniejszego wujka na świecie.
- Dwóch – poprawił go Teo, ścierając
kciukiem czekoladę z policzka gryfonki – Kiedyś się doczekamy tych planów.
- Wszyscy razem – dodała Hermiona, machając
beztrosko nogami – Blaise, rozmawiałeś ostatnio z Aryą?
- Tak – policzki ślizgona zarumieniły się,
a oczy błysnęły radością – Wiecie co jest najgorsze? Że jednocześnie nie chcę
tej wojny. Nie chcę by to już było teraz. A jednocześnie czekam… czekam na
koniec. By było już po niej. Po tym całym bagnie.
- Rozumiem, bardzo dobrze rozumiem –
przyznała gryfonka, marszcząc brwi – Marzyć by z życia zostały usunięte
miesiące walki. Śmierci. I była już ta obiecana przyszłość.
- Przyszłość zaczyna się dziś, nie jutro –
Draco stanął w wejściu, przeczesując palcami mokre włosy – Nie patrzcie tylko
na to potem. Patrzcie na to co macie już dziś.
- Chyba to ty będziesz pisać przemówienia
dla Harry’ego – stwierdziła po chwili milczenia Prefekt, obserwując
jasnowłosego, który oparł się o szafkę przy niej i skrzywił na widok kawy w
kubku – Takie słowa powinny być zapamiętane. Na zawsze.
- Takie słowa mamy wszyscy w serach. To
jest właśnie nadzieja – Draco wydawał się nieobecny, gdy odgryzł kawałek jej
gofra – Myślałem ostatnio nad tym pokojem co znaleźliśmy na początku roku…
- Pokojem Czterech Domów – przypomniała
kujonka, unosząc brwi – Dumbledore mówił, że pojawia się raz na paręset lat.
Wtedy gdy jest potrzebny.
- Wtedy gdy może połączyć Domy – poprawił
ją Nott, przyglądając z ciekawością blondynowi – Chciałbyś znaleźć tam
schronienie, gdy wpuścisz śmierciożerców?
- Dzieci byłby tam bezpieczne – przytaknął
szarooki, ignorując Zabiniego, który walnął go po rękach za podbierania
śniadanie przyjaciółce – Ale znajdziemy go i…
- Dyrektor mówił Harry’emu, że szanse na to
są nikłe – przerwała jego plany dziewczyna, wzruszając ramionami – Staraliśmy
się odnaleźć ten pokój, ale.. przepadł. Dyrektor uważa, że jego zadaniem nie
jest taka ochrona.
- Popieprzony jest ten zamek – mruknął
Malfoy, opuszczając ramiona – Czyli nie ma ratunku…
- Dyrektor jest mądry i silny, na pewno ma
plan – Blaise poparł Hermionę, dolewając sobie kawy – Nie mamy o co się
martwić..
Gryfonka skinęła, uśmiechając pokrzepiająco
do całej trójki. Nie mieli się o co martwić. Hogwart był bezpieczny. Jej sen
się nie ziści. Nie dopuści do tego.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Jesteś rzeczywiście tak ograniczony czy
tylko udajesz?
Dziewczyna uniosła brew, zaplatając ramiona
na piersi i uśmiechając złośliwie. Stojący przed nią chłopak zamarł, a kąciki
jego ust zadrżały, gdy powstrzymywał uśmiech. Brązowe włosy zostały kolejny raz
zmierzwione, irytując tym samym jeszcze bardziej młodą czarownicę.
- Powiedz szczerze, co cię tak trapi? –
spytał cicho, unosząc trzymany kubek do góry i upijając łyka – Jesteś ostatnio
doprawdy paranoiczna.
- Śledziłeś mnie – warknęła, mrużąc powieki
i powstrzymując się przed uderzeniem ucznia w głowę – Przyznaj się, Harper.
- Wracałem jedynie z Wielkiej Sali –
zaprotestował, unosząc na potwierdzenie trzymane naczynie z sokiem – Nie moja
wina, że ty również wyszłaś wcześniej.
- Jasne – prychnęła, ledwo co rzucając
okiem na towarzysza – Czego ty ode mnie chcesz?
- Och, wielu rzeczy – wymruczał, po chwili
prostując, kiedy zmarszczyła czoło – Daj spokój, As, wierz, że się jedynie o
ciebie martwię.
- No tak, bo masz takie dobre serduszko –
zaśmiała się szyderczo, robiąc krok przed siebie, ale czarodziej umiejętnie
stanął jej na drodze – Zostaw mnie w spokoju, Harper.
- Co się dzieje? – drążył, unosząc obie
brwi – Problemy z narzeczonym?
- Nawet jeśli, to oboje wiemy, że nie
stanąłbyś przeciwko Draconowi – powoli wypowiedziała każde słowo, obserwując z
kpiną zmianę na jego twarzy – Lubię cię, Harper, i wiem, że ty lubisz mnie.
Jednak gdybyś wiedział, że Draco mnie bije, rani czy torturuje, to co byś
zrobił? Powiedział „nie”? Wyzwał na
pojedynek? – przewróciła oczami, gdy zacisnął usta – Nic byś nie zrobił. Nikt
nie stanie na drodze Malfoya, Harper. Jest z nas najsilniejszy,
najokrutniejszy. Nie dziwię się, że się go boisz.
- Nie boję się.. – westchnął, spuszczając
wzrok – Po prostu to.. Draco.
- Właśnie. Draco Malfoy… - szepnęła,
uśmiechając ze smutkiem – Jeśli cię to pocieszy, to tego nie robi. Dracon mnie
nie zrani.
- Naprawdę w to wierzysz? – powątpiewał
ślizgon, wzruszając ramionami – Draco jest… chłodny. Niewzruszony. Zimny.
- Czasem się zastanawiam co takiego robi
pod moją nieobecność, że się aż tak go boicie – zaśmiała się lodowato, kiedy
Harper przełknął ślinę – Dla mnie jest dobry. Jest moim narzeczonym, Per. Nie
skrzywdzi mnie. Tu nie chodzi nawet o niego.
- Ale jednak o coś chodzi – zauważył, unosząc
wzrok i znów zasłaniając jej drogę – Może jednak mogę ci pomóc.
- Harper.. – westchnęła, chcąc go ominąć,
ale zamiast tego potrąciła trzymaną przez chłopaka szklankę. Ślizgonka
przyglądała się czerwonej plamie, która z każdą chwilą powiększała się na
przodzie jej koszulki. Zatrzymała się w półkroku, dotykając jej z zaskoczeniem
palcami i krzywiąc. Kremowa koszula należała do Pansy i znając przyjaciółkę ta
nie zapomni jej wypominać tego do końca życia. Greengrass nigdy nie zniszczyła
jeszcze ubrań dziewczyn, ale lubiła sobie żartować, że jeśli któraś poplami
jej, to ją zabije. Jej towarzysz zaczął przepraszać, wyciągając różdżkę i
kierując na plamę z zamiarem oczyszczenia szkody. Skrzywiła się, cofając, bo
wolała zrobić to sama. W tym samym momencie kolejna osoba wyszła zza zakrętu,
zastając ich w tej sytuacji.
- Toria?
Uniosła gwałtownie głowę wpatrując z
szokiem na stojącego Wybrańca. Twarz czarodzieja zbladła raptownie, gdy jego
oczy spoczęły na plamie, a później na różdżce ślizgona. W ułamku sekundy jego
rysy stężały, a zielone oczy pociemniały. Dziewczyna poczuła jak magia gryfona
zawrzała, gdy w trzech susach stanął przy niej. Nie zdążyła się odezwać, a
Harper już został przyciśnięty do ściany z różdżką Pottera wbitą w szyję.
- Harry.. – zaprotestowała słabo, unosząc
dłoń by go powstrzymać. Udało jej się przyciągnąć uwagę ciemnowłosego, który
patrzył na nią z zaskoczeniem. Gryfon walnął pięścią w twarz oniemiałego
ślizgona, który osunął się na podłogę. Teraz dłonie czarodzieja zaciskały się
na jej ramionach, gdy ją do siebie przyciągnął. Zaczął gorączkowo sprawdzać jej
stan, mamrocząc pod nosem przekleństwa.
- Co się stało? – spytał, sięgając do
czerwonej plamy i drżącymi palcami ją muskając.
- To sok – powiedziała wyraźnie, chwytając
w ręce jego policzki i unosząc głowę by móc spojrzeć wprost w zagubione oczy
Wybrańca – Harry, to tylko sok. Nic mi nie jest.
- Sok.. krew.. sok.. nic – wydukał,
oblizując spierzchnięte wargi i mocniej wbijając paznokcie w jej przedramiona –
Nic?
- Nic – powtórzyła cicho, podnosząc
koszulkę by ukazać gładki brzuch – Harper wylał na mnie sok. Nic mi nie jest.
Nic.
- Już myślałem, że.. – przerwał gwałtownie,
zamykając oczy i przyciągając ją do siebie.
Silne ramiona objęły ją w pasie,
przyciskając mocno do szczupłego ciała ścigającego. Ślizgonka, wsunęła palce we
włosy Harry’ego, wiedząc że ten gest uspakaja chłopaka. Musnęła wargami jego
szczękę, czując przyjemny zapach gryfona. Już od dawna nie była tak blisko
Pottera, już od dawna nie trzymał jej w objęciach. Przymknęła powieki,
rozkoszując się tą utęsknioną chwilą. Tęskniła za nim bardziej niż powinna. Niż
chciała. Miała nie pozwolić się złamać jego urokowi, miała przestać ulegać.
Jednak znajome palce gładzące jej plecy, oddech zielonookiego na szyi oraz
rześki zapach jego ciała… kolejny raz westchnęła, trzymając go równie mocno.
- Astoria…
Zamarła, sztywniejąc i przypominając sobie,
że nie są sami. Odepchnęła lekko gryfona, który uparcie chwycił palcami za jej
torbę, stając tuż obok. Harper wciąż półleżał na podłodze, patrząc na nich z
szokiem i niezrozumieniem. Krew sączyła się z jego nosa, kapiąc na podłogę oraz
białą koszulkę.
- To.. – zacięła się, szukając odpowiednich
słów i zerkając na wciąż zdenerwowanego gryfona – To Harry. Potter.
- Wiem kto to – zauważył sucho ślizgon,
podnosząc na nogi oraz przyciskając rękaw do złamanego nosa – Nie wiem
natomiast co się, kurna, dzieje?
- To skomplikowane – mruknął Harry,
zagryzając wargę i spoglądając beznamiętnie na chłopaka. Ślizgonka poczuła
ciarki na te lodowate spojrzenie oraz zacięty wyraz twarzy ślizgona. Gryfona
natomiast bez żadnego wahania uniósł różdżkę w stronę bezbronnego Harpera.
Machnął dłonią, sprawiając, że nastolatek opadł nieruchomo na ziemię.
- Co robisz? – szepnęła, gdy zielonooki
oderwał w końcu wzrok. Tym razem zielone tęczówki błysnęły z cierpieniem, gdy
napotkała jego oczy.
- Gdyby to była krew.. gdyby cię zranił, to
bym go zabił w najbardziej bolesny sposób – mruknął pod nosem, wyginając wargi
w krzywym uśmieszku na widok jej zaskoczenia – Jesteś dla mnie ważna, Astorio.
I nie zawaham się zniszczyć tych, co mogą ci zaszkodzić.
- Harry.. co się stało? – spytała trochę
przestraszona zimnem chłopaka, który zwykle nie umiał być aż tak.. gniewny i
niebezpieczny.
- Czy Harper może nam zagrozić? – drążył Potter,
unosząc obie brwi i bawiąc trzymaną różdżką.
- Nie, nie będzie nawet pamiętać –
dziewczyna kucnęła przy ślizgonie, rzucając na niego ze skupieniem Oblivate.
Wsunęła różdżkę ślizgona z powrotem do jego szaty, odwracając w stronę
Wybrańca. Harry na ciemnym korytarzu wydawał się doroślejszy, ukryta twarz w
cieniu zdawała się być szara oraz smutna. Jednocześnie ten mrok oddawał jego
smutek, jak i powierzony na jego barkach ciężar.
- Nie chcę po prostu by stała ci się
krzywda – szepnął w końcu, wsuwając dłonie do kieszeni. Odwrócił się na pięcie,
odchodząc spokojnym krokiem.
- Harry! – ślizgonka podniosła się szybko,
zgrzytając zębami na zmienny humor ukochanego – Nie stanie mi się krzywda.
- W porządku – przytaknął cicho, znów
zerkając przez ramię.
- Spotkajmy się wieczorem, proszę –
uśmiechnęła się do zamyślonego gryfona, który ożywił się na tą prośbę. Zielone
soczyste spojrzenie zsunęło się po jej ciele, a na wargach chłopakach pojawił
się nikły uśmiech.
- Tęskniłem za tobą – stwierdził, znikając
po chwili za zakrętem.
- Ja tęsknię – westchnęła, obracając w
kierunku nieprzytomnego kolegi – Nieustannie tęsknie, Harry.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dziewczyna pewną ręką zakreśliła kolejne
gwiazdozbiory, przesuwając piórem po poszczególnych punktach. Zmieniła znów
współrzędne, odnajdując kolejne główne punkty. Uwielbiała Astronomię, która
ukazywała potęgę tego świata. To jak mali i nieważni byli. Ona sama była taką
świecącą kropką na granatowym niebie. Jedną z wielu. Tak małą, że ledwie
zauważalną wśród jaśniejszych gwiazd. Uśmiechnęła się do siebie, opierając
brodę na dłoni i machając nogami w powietrzu. Wygodniej się ułożyła na miękkim
łóżku, unosząc na moment wzrok. Siedzący na podłodze chłopak rozłożył przed
sobą pięć podręczników oraz trzy zapisane zeszyty. Sam sporządzał własne
notatki, które miały mu pomóc utrwalić parę ważnych szczegółów. Rozpoznała
krzywe pismo Hermiony, która oddała niemalże wszystkie arkusze Marcusowi. Ślizgon
spędzał ostatnio godziny w bibliotece lub pokoju gryfonki, chłonąc wiedzę jak
gąbka. W tym roku jego stopnie uległy wyraźnej poprawie, ale również sam chęć
poznania wzrosła. Gloomy przestał skupiać się jedynie na Quidditchu, zakochując
się równie mocno w Zaklęciach oraz Zielarstwie. Zaczął również zwracać uwagę na
lekcjach, zgłaszać się do odpowiedzi, ale zadając i pytania. Wyjaśniał
wszystkim ciekawskim, że w wakacje spędził czas z jakimś wujkiem, który
odmienił jego punkt widzenia na naukę.
- Widziałaś gdzieś zeszyt od Obrony? –
zamrugała, wyrywając się z własnych myśli. Marcus stał przy biurku, rozglądając
się wokół z zagubieniem.
- Leży na szafie – wskazała dłonią,
uśmiechając pod nosem na jego krótkie spojrzenie. Chłopak oparł się o biurko,
przeglądając odnaleziony zeszyt. Milli uwielbiała przyglądać się ślizgonowi
przy takich ludzkich czynnościach. Chciała zapamiętać jego spokojną twarz,
szafirowe spojrzenie pełne zadumy, lekko wygięte w uśmiechu zadowolenia usta.
Lubiła dotykać jego brązowych włosów, które były miękkie i gładkie, jak u
dzieci. Lubiła całować go w policzek po paru dniach nie golenia, gdy włoski
drażniły jej usta. Zdawał się wtedy być dojrzalszy, bardziej doświadczony.
Równie bardzo kochała siadać na kolanach ślizgona, pozwalając mu dalej czytać,
ale samej zasypiać w jego ramionach niczym dziecko.
- O czym myślisz? – błękitne jak niebo oczy
wpatrywały się w nią z rozbawieniem oraz ciepłem, które ukazywały się tylko
przy niej. Marcus wciąż uchodził za nieczułego, twardego oraz zbuntowana
ucznia. Inni wychowankowie Slytherina bali się go, gdyż słynął ze swojej
agresywnej natury. Jego koledzy nie przestali go traktować jak lidera siódmego
roku, chociaż swoim zapałem do nauki zaskoczył wszystkich. Jednak kiedy
wchodził do jej pokoju, to obojętność znikała z jego twarzy. Uśmiechał się
szeroko, a słodkie dołeczki pojawiały się na jego policzkach. Oczy jaśniały,
migocząc figlarnie, a silne ręce chwytały jej smukłe dłonie.
- Millicento – drgnęła, zauważając, że
kucnął przed łóżkiem tak by mieć twarz na tej samej wysokości co ona. Oparł
brodę na złączonych dłoniach, uśmiechając krzywo.
- O wszystkim – odpowiedziała cicho,
wyciągając palec i przesuwając nim po policzku ślizgona – O tobie.
- Mogę liczyć na szczegóły? – uniósł brew,
chwytając między zęby jej palec i przygryzając. Zaśmiała się, uwalniając rękę i
za karę pstrykając go w nos.
- Chcesz poznać każdy detal? – wymruczała,
uśmiechając słodko oraz nachylając jeszcze bliżej w stronę narzeczonego –
Ostrzegam, że moje myśli są dość… nieprzyzwoite.
- Lubię twoje kosmate myśli – przytaknął,
szczerząc białe ząbki w uśmiechu – Millicento, zdradź mi swoje myśli.
- Myślę o tobie – zaczęła spokojnie,
przesuwając opuszkiem po jego różowych ustach – O tym jak smakują twoje wargi,
jak słodki jest twój zapach. Myślę o tych chwilach, gdy budzę się przy tobie. O
ciężkim ramieniu przerzuconym przez mój brzuch, o ciepłym oddechu muskającym
moją szyję – uśmiechnęła się delikatnie, kiedy jego oczy błysnęły dziko – Myślę
o tym jak bardzo lubię siedzieć przy tobie. Obok ciebie. Leżeć. Iść. Przytulać.
Całować – ostatnie słowo wyszeptała, przysuwając na tyle by wargami musnąć jego
usta – Myślę o tym, Marcusie, jak bardzo cię kocham.
Chłopak westchnął ciężko, zerkając na nią z
rosnącym uczuciem. Zwinnie złapał ją w pasie, przyciągając do siebie, a samemu
opadając na miękki dywan plecami. Uśmiechnął się na zdziwiony pisk blondynki,
która upadła na niego z łoskotem. Uniosła się na łokciach, rzucając mu
nieprzychylny wzrok, ale jednocześnie uśmiechając czule. Ślizgonka leżała teraz
na nim, twarzą tuż nad jego, a oczami wbitymi w szafirowe tęczówki. Nachyliła
się, łącząc ich wargi oraz rozchylając je by wpuścić jego ciepły język. Objęła
go udami w pasie, przywierając całym ciałem. Usta Gloomy’ego zgniatały jej w gorliwym
pocałunku, a zimne palce Flinta wsunęły się pod jej sukienkę, gładząc uda.
Blondynka zamruczała, gdy ugryzł ją w dolną wargę. Jego usta zsunęły się niżej,
wywołując w niej zduszony chichot. Sturlała się z niego, wciąż śmiejąc. Miała
straszne łaskotki, a kiedy jego oddechy muskał jej szyję nie umiała powstrzymać
śmiechu. Flint jęknął niezadowolony, przewracając na bok by móc na nią patrzeć.
- Masz się uczyć, pamiętasz? – chrząknęła,
splatając ich palce i układając dłonie pomiędzy nimi – Transmutacja. Test.
Jutro. Pamiętasz?
- Rozpraszasz mnie – poskarżył się,
znacząco kierując wzrok na podwiniętą sukienkę ukazującą zgrabne nogi
jasnowłosej – Jak mam myśleć o transmutacji, gdy leżysz na moim łóżku w takim
stroju?
- Mogę wyjść – zaproponowała, powstrzymując
kolejny napad śmiechu – Zostawić cię żebyś..
- Nigdy mnie nie zostawiaj – przerwał jej,
ściskając mocniej dłonie. szafirowe spojrzenie spoważniało, gdy ją obserwował z
zamyśleniem – Nigdy, Mill, nigdy.
- Nie zamierzam, po prostu.. – zmarszczyła
brwi, widząc zamyślenie ukochanego – Chcesz mi coś powiedzieć, Marcusie?
- Zostanę aurorem – wyznał spokojnie,
przygryzając język – Po szkole.. przystąpię do Zakonu, Mills.
- To dobrze – stwierdziła, uśmiechając
niepewnie – Będziesz wspierał Harry’ego i…
- Będę walczył, Milka, będę aktywnie
walczył – uśmiech zniknął z twarzy jasnowłosej arystokratki, która zamarła –
Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
- Nie chcę żebyś walczył – zaprotestowała
słabo, oblizując spierzchnięte wargi – Nie sam. Poczekaj na mnie rok, Gloomy.
Razem staniemy do walki i..
- Nie mogę czekać, skarbie, nikt nie
zastopuje wojny byś zdążyła ukończyć szkołę – zaśmiał się chrapliwie, muskając
palcami blady policzek – Nie chcę też żebyś walczyła.
- Ja też nie chcę żebyś ty walczył –
zauważyła chłodno, obejmując się ramionami i siadając w kuckach na dywanie – Co
jeśli zostaniesz ranny?
- Przyjdziesz zostać moją sanitariuszką –
zażartował niemrawo, również siadając – Millicento, muszę walczyć. Każdy
powinien. Ja mam za co. Przyszłość z tobą będzie spełnieniem moich marzeń.
Muszę o nie zawalczyć.
- Co jeśli idąc tam zniszczysz je? Bo..
zginiesz – zadrżała, mrugając szybko i uwalniając pojedyncze łzy – Nie możesz
wstąpić do Zakonu za rok?
- A teraz miałbym się gdzieś ukrywać? Jak
tchórz? – pokręcił głową z niezadowoleniem – Ludzie giną, Milka. Niewinni, nie
mogący się obronić. Jak miałbym spać z myślą o dzieciach tracących matki? Kiedy
mieli szanse się uratować?
- Ratowanie świata nie jest twoim
obowiązkiem – mruknęła ponuro, kołysząc na boki niczym zagubione dziecko – Nie
musisz się obarczać takimi…
- Czyli jest obowiązkiem Harry’ego? –
przewrócił oczami, masując dwoma palcami skronie – Milli, nie możemy pozwolić
by losy świata spoczęły na barkach jednego Wybrańca. Harry jest tylko
dzieckiem. I tak presję wywiera na niego całe społeczeństwo i..
- Ty też jesteś wciąż dzieckiem –
krzyknęła, odwracając głowę – Wciąż jesteś chłopcem, Marcusie.
- Jestem zakochanym mężczyzną gotowym
stanąć do walki by wywalczyć spokojną przyszłość z wymarzoną żoną, Millicento,
mam za co walczyć – odparł cicho, wyciągając w jej stronę rękę – Nie odwracaj
się ode mnie.
- Nie robię tego – mruknęła, pozwalając się
przyciągnąć na jego kolana – Nie chcę jedynie byś odchodził. Byś sam walczył.
- Nie będę sam – szepnął wprost do jej ucha
– Będę z myślami przy mojej pięknej żonie.
- Narzeczonej – skorygowała, opierając
plecami o jego tors – I jeśli myślisz, że umierając w walce uwolnisz się od
ślubu, to się grubo mylisz.
- Właśnie co do ślubu.. – Marcus złapał za
jej brodę, przesuwając twarz jasnowłosej w swoją stronę – Może przyspieszymy
termin?
- Przyspieszymy – powtórzyła powoli,
sztywniejąc.
- Na wakacje na przykład? – zaproponował
nieśmiało, obserwując rozszerzające się źrenice ukochanej – Milka?
- Och, tak – zgodziła się, opierając czoło
o czoło ciemnowłosego – Mar, wiesz co robisz?
- Kocham cię do szaleństwa – wyszeptał,
całując ją powoli – Zaufaj mi, kochanie, wszystko będzie w porządku. Czeka nas
wspaniała przyszłość.
- Ufam ci – szepnęła wprost w jego usta,
wzdychając – Kocham cię. Ale jeśli coś ci się stanie, to osobiście skopię ci
tyłek.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona zamknęła książkę z hukiem, biorąc
głęboki wdech i przeciągając się leniwie. Złapała zaskoczone spojrzenie
przyjaciół, którzy wciąż pochylali się nad notatkami oraz arkuszami z pracami
domowymi. Zwykle to ona kończyła naukę najpóźniej z nich wszystkich. A teraz…
teraz pierwsza skończyła.
- Dużo wam zostało? – spytała uszczypliwie,
zsuwając z łóżka i odnosząc książki na biurko. Siedzący przy nim Harry
uśmiechnął się krzywo, pokazując puste strony. Ron natomiast zaczął narzekać na
swój esej, wymachując brudnymi kartkami oraz pomstując o sprawiedliwość. Ginny
leżała na materacu gryfonki spokojnie, wlepiając wzrok w czytany podręcznik.
- Nie pamiętam co czytam – westchnęła
młodsza dziewczyna, zamykając oczy i opierając brodę na dłoni – Może przerwa?
- Nigdy nie sądziłem, że moja siostra
zostanie takim geniuszem – zaśmiał się rudzielec, odrzucając za siebie książkę
oraz podrywając na nogi – Zróbmy coś fajnego!
- Jest po dwudziestej pierwszej, Ronnie, a
na nocne spacery nawet nie licz – prychnęła Hermiona stukając palcem plakietkę
Prefekta Naczelnego – Dobry przykład. Zero łamania regulaminu.
- Och, bo do lochów się nigdy nie wymykałaś
po nocy, co? – parsknął zielonooki, unosząc obie brwi na oburzenie przyjaciółki
– No tak, zapomniałem, że to ślizgoni tu przemykają.
- Czy ty coś insynuujesz? – spytała
lodowatym tonem, opierając dłonie na biodrach – Bo jeśli masz jakiś problem,
Harry, to proszę. Mów.
- Spokojnie, Herm – Weasley uniósł ręce,
rzucając przyjacielowi złe spojrzenie – Harry nie miał nic złego na myśli. Po
prostu..
- Spałaś już z nim?
Wszyscy zamarli, zerkając na zaciekawioną
Ginny. Rudowłosa wzruszyła ramionami pod ostrzałem ich spojrzeń, krzywiąc
lekko. Hermiona zacisnęła pięści, odliczając pod nosem do dziesięciu. Za co ją
pokarali tak wścibskimi przyjaciółmi? Co takiego uczyniła, że teraz trójka
ciekawskich gryfonów wpatrywała się w nią z niezdrowym wręcz zainteresowaniem.
- To nie jest chyba wasza sprawa –
zauważyła chłodno, podchodząc do szafy i chowając za drzwiczkami. I po co
zarządziła tą cholerną przerwę?
- Domyślam się, że w takim razie tak –
szepnęła Gin, osuwając na poduszki oraz wzdrygając – Jak możesz dawać mu się
dotykać? On jest.. zły.
- On nie jest zły, a zagubiony – syknęła,
ściskając mocniej trzymany sweter – Jest lepszym człowiekiem niż ludzie myślą.
Niż on sam myśli.
- No proszę, a kto od tylu lat cię.. ranił?
– brązowe tęczówki Weasley błysnęły złością, gdy Hermiona wciągnęła ze świstem
powietrze – Nie potrafię zrozumieć.. czemu on? Czemu nie.. chociażby Teodor
skoro cię tak już ciągnie do ślizgonów?
- Nie bądź zołzą, siostrzyczko – ostrzegł
Ron, marszcząc brwi – Skoro lubi.. lubi Malfoya, a on ją uszczęśliwia.. to w
porządku.
- Uszczęśliwia.. a potem co zrobi? Rzuci
Greengrass? Rzuci tradycje oraz zobowiązania względem rodziny, bo zakochał się
w Hermionie? – Gin przewróciła oczami, unosząc na łokciach – Ludzie, to Malfoy.
Nie zapominajcie o tym!
- Czy to takie dziwne, jeśli by to zrobił?
– spytała Prefekt, obracając w kierunku przyjaciółki – Nie jestem tego warta
ja? Czy może on jest zbyt wielkim palantem by porzucić fanatyzm rodziny?
- Nie chodzi o ciebie, Miona, ja jedynie
się martwię – krzyknęła Ginny, zrywając na równe nogi i machając rękoma – Teraz
jesteś szczęśliwa, a co potem?
- Pewna mądra osoba powiedziała żeby nie patrzeć
tylko na potem, ale też na to co mamy dziś – zacytowała Dracona dziewczyna,
unosząc dumnie brodę – Jeśli masz coś do narzucenia Draco, to proszę mów,
Ginny. Ale nie będę siedzieć cicho!
- Czy można w ogóle rozwiązywać aranżacje
ślubne? – spytał Ron, powoli rozumiejąc podejście swojej siostrzyczki, która z
wypiekami na twarzy starała się uspokoić.
- Można – warknęła dziewczyna, odwracając
spojrzenie – Jeszcze nie wiemy jak.. ale można.
- Czy to ma przyszłość, Hermiono? –
szepnęła Ginny, chowając twarz w dłoniach – Czy to na pewno nie zwykłe
zauroczenie? Fascynacja?
Gryfonka stanęła przed lustrem, wbijając
ponure spojrzenie w swoje odbicie. Przypomniała sobie wczorajszą noc, gdy blade
dłonie z czcią gładziły jej ciało. Przypomniała sobie srebrzyste oczy wpatrzone
w nią z oddaniem i ciepłem. Przypomniała sobie słodkie wargi szepczące czułe
słowa oraz przyjemny ciężar drugiego ciała. A chwilę potem miała przed oczami
rozkapryszonego dzieciaka, który wyzywał ją od szlam. Który w każdy możliwy
sposób ją ranił. I znów jego starsza wersja ścierała łzy z policzków, mówiła
jej niesamowite rzeczy. Draco Malfoy był jednym z największych palantów oraz
drani chodzących do Hogwartu.
Ale był też jej zauroczeniem. Jej fascynacją.
- Może popełniam błąd, ale to mój błąd –
cicho stwierdziła, dotykając śladów jego zębów odciśniętych na jej szyi –
Kocham go.
Draco Malfoy.
Pierwszy błąd.
Pierwsza miłość.
Pierwszy z największych jej wyborów.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Co robisz jutro wieczorem?
- Chyba popełnię samobójstwo – stwierdziła
spokojnie, odchylając na krześle – A co?
- Spoko, a o której kończysz?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko,
odrywając oczy od swoich zapisków oraz zerkając na towarzysza. Draco leżał
rozłożony na sofie, opierając stopy na ramieniu jej fotela. Patrzył na nią spod
przymrużonych powiek, a usta wyginał w kpiącym uśmiechu.
- O której kończy kto co?
Blaise rzucił się na drugi fotel, chwytając
szklaneczkę z brandy Malfoya i upijając z niej łyk. Ciemne włosy wpadały mu do
oczu, a Pansy znów przypomniała sobie, że pora mu je przystrzyc.
- Parkinson kończy popełniać samobójstwo –
podpowiedział blondyn, przyglądając z odrazą swojej pustej już szklance – Wiesz
ile zarazków przenosi się poprzez wspólne picie?
- Zaczynasz ględzić jak Sam – Wiesz – Kto –
zachichotał pod nosem Zabini na własny dobór słów, unosząc brew, gdy dwójka
jego przyjaciół się skrzywiła – Pansy, czemu popełnisz samobójstwo?
- Doprawdy to zastanawiające, że
zainteresował cię ten aspekt, a nie sam fakt, że twoja przyjaciółka chce się
zabić – dziewczyna uśmiechnęła się krzywo, odkładając swój notatnik na stolik
oraz machając ręką by mulat polał również i jej szklaneczkę alkoholu –
Jeszcze
nawet nie wybrałam sposobu samo uśmiercenia.
- Skok z wieży odpada – przypomniał Draco z
zamkniętymi powiekami – Utopienia się to takie.. mokre.
- A podpalenie zbyt przykuwające uwagę –
dorzucił Blaise, wyciągając wygodniej na fotelu. Pansy przekrzywiła głowę,
przesuwając wzrokiem po Pokoju Wspólnym. Ogień w kominku przyjemnie trzaskał, a
żarty przyjaciół koiły jej nerwy. W pomieszczeniu oprócz nich znajdywało się
parę osób, ale nikt nie zwracał uwagi na Elitę Slytherinu, która zajmowała
główne miejsce. Życie toczyło się dalej, a połowa uczniów Hogwartu nie zdawała
sobie sprawy z prawdziwych wydarzeń zza mur. Pansy natomiast dostawała ostatnio
listy od ojca, który z dumą rozpisywał się o podbojach śmierciożerców. Nie
omieszkał nawet wspomnieć, że i dla niej pozostawił parę szlam by po powrocie
na wakacje mogła potrenować. Kiedy wpatrywała się w te pięknie wykaligrafowane
litery stworzone silną ręką ojca.. czy w tym momencie ociekał krwią niewinnych
ludzi? Może bawił się ze swoimi przyjaciółmi w ich salonie, a jej najdroższa
matka lamentowała z powodu pobrudzonych mebli?
- Żałosne – szepnęła, wyobrażając sobie
swoich rodziców. Rodzinę.
- Słucham, skarbie? – Blaise zwrócił się do
niej, przechylając na siedzisku – Wybacz, nie zrozumiałem..
- Nic nie mówiłam, tylko.. mruknęłam do
siebie – wskazała leniwie swój notatnik, dając znać, że chodziło o jej
opowiadanie. Przystojny narzeczony dziewczyny uśmiechnął się w ten swój uroczy
sposób znów przenosząc uwagę na swojego przyjaciela. Pansy kochała chłopców
bardzo, prawdopodobnie bardziej niż powinna. Jedyną osobą, którą darzyła tak
mocnym uczuciem był jej brat. Czy mogła w takim razie ich kochać? Czyż to nie z
powodu tego zginął Chris?
- Pomińmy dylemat w jaki sposób się
zabijesz – szare oczy Draco wbiły się w nią z nowym namysłem, a Pansy poczuła
znów zawstydzenie. Malfoy nigdy nie nabierał się na jej gierki, zawsze potrafił
odkryć drugie dno jej słów. Nawet gdy nieświadomie dobierała w taki sposób
wyrazy, on składał je w całość.
Jeszcze nigdy nie zdołała go oszukać.
- Do czego dążysz, przyjacielu? – spytała,
wytężając wszystkie siły by nie odwrócić wzroku od przenikliwych tęczówek. Nie
chciała by przez spuszczenie wzroku zrozumiał, że znów ma rację.. tyle czy w
ogóle miał? Samo samobójstwo było żartem, zabawnym sposobem by podroczyć się z
przyjaciółmi. Przecież nie chciała się zabić. Nie chciała ich porzucać. Prawda?
Czy może znów oszukiwała siebie tak wybitnie, a Malfoy zrozumiał szybciej niż
ona?
- Może spędzilibyśmy ten wieczór razem? Jak
kiedyś? – zaproponował spokojnie blondyn, cmokając z dezaprobatą – Oczywiście
tym razem zamiast piwa kremowego byłaby Ognista.
- Tylko nie rzygaj, Pan, nie będę znów
trzymał ci włosów – Blaise wyszczerzył się radośnie, wspominając ich ostatnie
spotkanie tego typu. Pansy wzięła głęboki wdech, wykonując niecenzuralny gest w
kierunku mulata, który teatralnie złapał się za serce.
- Jestem za – przytaknęła, unosząc w
toaście swoją szklaneczkę z brandy – Oczywiście, jeśli dożyję tego momentu.
- Oczywiście – poparł Draco, uśmiechając
kąśliwie – Co my byśmy bez ciebie zrobili, Panny?
- Nie chcesz znać tak brutalnej prawdy –
stwierdziła, podnosząc się i zerkając na schody prowadzące do dormitorium – A
teraz wybaczcie, mili panowie, ale idę przypudrować nosek.
Ostatni raz spojrzała na swój notes, który
leżał na stole. Nie lubiła go zostawiać. Nie lubiła wiedzieć, że ktoś będzie
czytał go bez jej wiedzy. Ale wiedziała też, że ta dwójka i tak go jej
ukradnie, przeczyta i zanalizuje jej głowę by się upewnić, że żartowała z
samobójstwem. Napotkała srebrne oczy Draco, który widział jej wahanie. Sprawa z
przyjaciółmi była ciężka. Chcemy sobie ufać. Chcemy mieć pewność, że przyjaciel
przyjdzie do nas z każdą trudną sprawą. Ale przyjaciel nie chce obarczać nas
swoimi problemami. Nie chce być powodem trosk. Pansy uśmiechnęła się wiedząc,
że mimo tak wielu nieczułych oblicz ta dwójka bała się o nią bardziej niż
posądzał ich o to cały świat. Myśleli, że nie dostrzega spojrzeń pełen trosk
oraz czułości. Wnikliwego wzroku Blaise czy zjada porządne posiłki, Draco
zerkającego jej przez ramię czy robi notatki. Nocnego wchodzenia do jej pokoju
i siadania przy łóżku, gdy czuli, że ma gorszy dzień. Już dawno nie czuła w
sobie tak wiele uczuć, a chwila gdy zbudziła się przed świtem zastając obu
przyjaciół śpiących na kanapie przy jej posłaniu sprawiła, że uwierzyła.
Wciąż
mogła czuć. Wciąż mogła kochać.
- Nikogo nie uśmierciłam tym razem –
powiedziała w końcu, popychając swój notes w ich stronę – Nie poplamcie mi stron,
jasne?
- Jasne – obaj odkrzyknęli, kradnąc kolejny
uśmiech dziewczyny. Pansy wyprostowała się, odchodząc od ciepłej strefy kominka
i przybierając znów oblicze nieczułej dziedziczki Parkinsonów. Co z tego, że w
środku była popękana? Co z tego, że traciła siebie? Ludzie widzieli w niej
niepokorną córkę Lorda Parkinsona, młodą i obiecującą wojowniczkę Czarnego
Pana. Kogo obchodzi, że niby ta zimna dziewczyna w środku nosi tysiące
bolesnych ran?
- Pansy?
Blaise wpatrywał się w nią, a brązowe
tęczówki błyszczały wielką miłością oraz troską, którą dostrzegała z drugiego
końca pomieszczenia. Przeklęła w myślach siebie i przyjaciela, że nie potrafili
się pokochać tak jak tego od nich oczekiwali. Mogli być ze sobą szczęśliwi.
Mogliby ze sobą żyć.
- My znamy tą brutalną prawdę – chrząknął
mulat, spoglądając na nią spod ciemnych rzęs z powagą w tych cudownych oczach –
Wiemy dobrze, co by było gdybyś.. zniknęła. I proszę.. nie rób tego. Ani teraz,
ani jutro, ani nigdy.
- Nie chodzi tylko o to, że wy mnie
potrzebujecie – wzruszyła ramionami, pozwalając kącikom ust unieść się na
krótką chwilę – Ale o to, że i ja was potrzebuję.
- Dobrze, że się zrozumieliśmy – stwierdził
Draco, chociaż jego spojrzenie również przepełnione było uczuciem – Jeśli
jednak się nie rozmyślisz.. cóż, można trzeciego przyjaciela zawsze zastąpić.
- Tym bardziej, że ty jesteś strasznie
kapryśna – przytaknął z rozbawieniem Zabini, szczerząc radośnie – Nie
wspominając już o twoich wymaganiach co do czystości naszego pokoju.
- I wiecznego zamartwiania się – dorzucił
blondyn, wzdychając żałośnie – A wieczne grymaszenie oraz wymuszanie na nas
kultury.. och, Salazarze!
- Też was kocham – odparła jedynie, śmiejąc
głośno. Wbiegła po schodach, pozwalając sobie wciąż chichotać. Tak rzadko
słyszała dźwięk swojego śmiechu. Tak rzadko słyszała swój szczery śmiech. Czy
jest to czas na tą ludzką czynność? W tym momencie ktoś ginie, a ona po raz
pierwszy od dawna przypomniała sobie jak lekko czuła się z przyjaciółmi.
- Ty się śmiałeś, tatusiu, gdy zabijałeś
Chrisa, prawda? – mruknęła, podchodząc do biurka, na którym zostawiła ostatni
list od rodzica. Musnęła palcem kopertę, przyglądając z dziwną fascynacją
pieczęci Parkinsonów. Znów wyobraziła sobie ojca stojącego nad Christophem.
Widziała czerwone kałuże, bladą twarz brata oraz błyszczące od cierpienia oczy.
I słyszała śmiech.
Złapała czystą kartką oraz przysunęła do
siebie kałamarz i pióro. Wpatrywała się przez chwilę w kremowy arkusz,
odrzucając obraz umierającego brata. Powoli dobierając odpowiednie słowa
rozpoczęła pisanie odpowiedzi. Czy można nazywać ich rodzicami? Czy można
mówić, że wychowali ją obcy ludzie? Nigdy nie czuła specjalnej więzi z państwem
Parkinsonów. Nigdy nie spełniała ich oczekiwać. A teraz ojciec niemalże chciał
by stała się nim. Potworem.
- Cóż, najdroższy ojcze, ja będę się śmiać,
gdy cię zabiję – szepnęła, wsuwając list do koperty. Uśmiechnęła się ponuro,
stwierdzając, że znów się pomyliła. Ojciec nie chciał by się stała potworem.
Ojciec go w niej dostrzegł i chciał pokazać światu. A ona nie potrafiła go
rozczarować. Przywiązała liścik do nogi sowy, która siedziała spokojnie od
wczorajszego wieczoru oczekując odmowy. Pogładziła brązowe piórka, szepcząc pod
nosem – Przekaż ojcu, że go wkrótce zabiję.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Nienawidził każdej chwili, gdy jej oczy nie
ukazywały uczuć. Nie cierpiał tej pustki oraz zimnej beznamiętności. A jednak
nauczył się z nich czytać, a ukryte uczucia stały się proste do wybadania. I to
kochał. Nie powinien, nie chciał i ona nie chciała. Nikt tego nie przewidział,
nikt mu nie wyjaśnił, że ktoś może tak uzależniać. I nikt nie miał prawa mu
zarzucić, że się nie bronił. Nie starał zerwać ze swym nałogiem. Na wszystkich
Założycieli! On nawet unikał jej przez dobry tydzień, a wystarczyło jedno
spotkanie by znów poczuł tą więź. Tą dziką, płomienną oraz naglącą potrzebę
bycia przy niej. Całowania. Obejmowała. Przytulania. Słuchania oddechu.
- Wyglądasz.. niekorzystnie.
Obrócił się zaskoczony, że nie zwrócił
uwagi na jej przybycie. Zwykle wyczuwał ją z daleka. Zwykle wyczuwał wszystkich
z daleka, a rzadko kto go zaskakiwał. Przesunął spojrzeniem po dziewczynie,
która taktowanie odwróciła wzrok. Brązowe pukle spięła w wysokiego koka,
odsłaniając tym samym długą i smukłą szyję. Założyła czarną tunikę oraz grube
rajstopy, a jemu zdawało się, że po południu wyglądała inaczej. Na środkowym
palcu lśnił kamień rodowy Greengrassów, a na drugim migotał radośnie
zaręczynowy Malfoyów. Dyrektor przekazał mu również pierścień Potterów, który
nosił jego ojciec, a wcześniej dziadek i inni przodkowie. Założył go raz, ale
czuł się z tym dziwnie. Jakby kradł, a nie dziedziczył swe dziedzictwo.
- Ty wyglądasz pięknie – odpowiedział,
mocząc wargi w złocistym alkoholu, który ostatnio koił jego nerwy w tak słodki
sposób. Hermiona mu nawet groziła, że pochowa wszystkie butelki Ognistej, jeśli
nie zmieni nowych zwyczajów.
- Czemu mnie odtrącasz? – spytała od razu,
zaplatając ramiona na piersiach oraz prostując dumnie. Harry zawsze się
zastanawiał skąd ten zwyczaj oraz władcza poza czarownicy. Pozostała po
rozkapryszonej księżniczce, którą kiedyś była? Czy może starała się ukryć swoje
zagubienie i upozorować dumę oraz pewność?
- Jeśli uważasz, że cię odpycham.. to by
znaczyło, że ci zależy – zauważył kpiąco, unosząc obie brwi na złe spojrzenie
jakim go obdarzyła – Po co miałbym cię odtrącać, Greengrass?
- Ja pierwsza spytałam – mruknęła,
podchodząc pewnie do barku i nalewając sobie całą szklankę whisky – Naucz się
ślizgońskich sztuczek, Potter, bo może i gdzieś w środku drzemie w tobie
ślizgon, ale gryfon wciąż go pokonuje.
- Jestem wężem w lwiej skórze – przyznał,
uśmiechając szeroko oraz opadając na fotel – Czemu chciałaś się spotkać?
- Zmieniasz temat – westchnęła, mrużąc
powieki, gdy zapiekło ją w gardle – Prawda jest taka, Harry, że mi zależy.
Cholernie i przerażająco zależy.
Chłopak zamarł, spuszczając wzrok na swoje
blade dłonie. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a pojawiło się dziwne otępienie.
Powiedziała to. Marzył oraz śnił o tej chwili, ale.. zamiast radości czuł
ogłupiającą pustkę. Bał się, że zwykle przenikliwa i chłodno oceniająco
sytuację dziewczyna popełni błąd. Jedno potknięcie ze strachu o jego życie,
jedna sekunda wahania, gdy będzie walczyć.. i sens jego życia zostanie
zmiażdżony.
- Powiedz coś – poprosiła, klękając przed
nim oraz wsuwając swoje palce w jego. Uniósł oczy by przyjrzeć się tej twarzy,
która obsesyjnie pojawiała się w jego myślach. Zielone spojrzenie wypalało w
jego głowie dziury, gdy musnął kciukiem czerwone jak wiśnia usta nastolatki.
Przebiegł ją dreszcz, a on nie mógł powstrzymać cichego westchnienia.
- Zginiesz – odpowiedział w końcu,
przypominając sobie swoje przyrzeczenie. Musi ją chronić nawet za cenę tego
słodkiego uczucia. Nawet poświęcając szczęście jakie mu dawała. Musiał ją
chronić przed nią samą. A tym bardziej przed nim.
- Nie zginę – obiecała żarliwie, muskając
wargami jego kostki u dłoni, nie odrywując oczu od jego własnych – Przysięgam,
nie dam się zabić. Tylko powiedz w końcu prawdę.
- Przysięgnij, że jeśli ktoś wyceluje we
mnie różdżkę nie zrobisz nic co ci zagrozi – wstrzymał oddech, kiedy
skamieniała. Emocje widniejące na zwykle kamiennej twarzy wbiły mu się w
pamięć, a stanowczość w pięknych oczach upewniła w tej wymaganej obietnicy.
- Nie mogę – zaprotestowała cicho, krzywiąc
– Czy ty potrafiłbyś mi obiecać to samo?
- Tak – mruknął pod nosem, odwracając
wzrok. Wciąż w jego myślach pojawiały się przeczytane niedawno zapiski
Slytherina oraz Riddle’a. Hassiba strzegła naprawdę potworne sekrety. Brudne,
nieczyste oraz najokropniejsze odsłony magii. Teraz wiedział jak złe są
horkruksy. Wiedział jak je stworzyć, ale uzyskał również źródło jak je
zniszczyć. Ta krótka radość została jednak szybko rozproszona przez inne
notatki. Brakowało niewiele i zwymiotowałby w Komnacie Tajemnic. Brakowało
niewiele by czytał i czytał dalej. Merlinie, z każdą stroną to wszystko
wydawało się coraz bardziej przejrzyste. Przyciągające. Jak mógł tymi samymi
dłońmi dotykać teraz nieskażonej złem Astroii?
- Kłamiesz – przywróciła go z powrotem do
Pokoju Życzeń, uśmiechając łagodnie – Twój kompleks bohatera by ci na to nie
pozwolił.
- Nie mam kompleksu bohatera – burknął,
wzruszając ramionami. Jak ludzie mogli widzieć w nim wciąż tego słabego
chłopca? Niewinnego? Jego czystość od dawna była splamiona. A tym bardziej
wiedza. Nikt nie powinien znać tych zaklęć oraz rytuałów. A teraz on
przypieczętował swój los. Był.. złamany.
- Zdradź mi swe myśli, Harry – Astoria
chwyciła go za podbródek, kierując twarz gryfona w swoją stronę – Masz tak
smutne oczy.. co się stało?
- Dowiedziałem się wielu, strasznych rzeczy…
- wymamrotał, opuszczając głowę i cicho wzdychając – Potwornych. Nieludzkich. A
co gorsze.. zacząłem go rozumieć, wiesz? Rozumiem czemu Czarna Magia zawładnęła
Tomem.
- Jesteś silniejszy, Harry – delikatnie go
skarciła, wsuwając się na jego kolana i uśmiechając krzywo – Masz osoby które
cię kochają. Harry.. ja cię...
- Nie mów tego… - zatkał ręką jej usta,
robiąc wielkie oczy, gdy prychnęła ze złością. Wybraniec przełknął z trudem
ślinę czując jak mury, które budował od tygodnia się kruszą. Jak mógł w ogóle
sądzić, że uda mu się uciec przed urokiem tych oczu? Zielonego spojrzenia
iskrzącego się teraz z wściekłości? Jak mógł sądzić, że mu się uda?
- Potrzebuję cię, wiesz? – uderzyła go po
głowie, gdy znów chciał ją zrzucić z nóg. Astoria wbiła paznokcie w jego brodę,
nie pozwalając mu się odsunąć – Nigdy nikogo nie potrzebowałam tak jak ciebie. Nigdy.
I to mnie ciut przeraża, a jeszcze bardziej irytuje. Zrozum, Potter, jest milion
innych osób, które powinnam nienawidzić, a akurat wypadło na ciebie. Nie wiesz
jakie to wkurzające, że to ty. Nie cierpię cię. A jednak.. – przechyliła się,
muskając wargami jego usta – A jednak cię potrzebuję.
- Potrzebujesz mnie? Toria, twoja siostra
jest bezpieczna w Zakonie i ty też będziesz, więc… - gryfon przewrócił oczami,
gdy zniecierpliwiona ślizgonka kolejny raz go walnęła
– Co?
- Nic, idioto. Czemu musisz być tak niepojęty
czasem? – syknęła, marszcząc czoło, kiedy zrzucił ją na sofę samemu wstając –
Potrzebuję cię… potrzebuję cię, ponieważ cię kocham.
- Astoria.. – szepnął, stając w miejscu i
zerkając na nią z zagubieniem – Ja.. czemu to powiedziałaś! Do jasnej cholery,
czemu! Czemu to utrudniasz? Czemu musisz być tak.. irytująca?
- Ty natomiast jak zwykle wykazujesz się
elokwencją – krzyknęła, podrywając się do góry i zrzucając ze stolika szklanki
z bursztynową cieczą – Potter! Wyjaśnij mi czemu moje.. nasze uczucie cię tak
przeraża!
- Wszyscy których kocham umierają – Harry pokręcił
głową, zaciskając pięści – Nie możesz umrzeć. Nie możesz, Toria, bo jesteś..
- Bo jestem? – drążyła, stając naprzeciwko
niego z przenikliwym spojrzeniem badając jego bladą twarz – Kim jestem?
- Jesteś.. denerwując dziewczyną, w której
się zakochałem – dokończył cicho, wbijając wzrok w błyszczące oczy ślizgonki. Ciemnowłosa
uśmiechnęła się szeroko, wyciągając ostrożnie przed siebie dłoń i muskając
opuszkami palców jego policzek.
- Obiecuję, że wszystko będzie dobrze –
przyrzekła, przysuwając się jeszcze bliżej i oplatając jego talię ramionami – Nie
pozwolę cię skrzywdzić.
- Kocham cię – szepnął do jej ucha, całując
w skroń oraz mocniej przytulając. Poczuł jak słone krople moczą jego bluzę,
kiedy czarownica zaczęła szlochać. Harry kolejny raz poczuł, że to nie koniec.
Wojna
nie jest końcem. Jest początkiem. Ich początkiem.
A kiedy przyjdzie pora, kiedy jego godzina
wybije… będzie gotów.
Mają jeszcze czas, który wykorzystają do
ostatniej sekundy.
Dumbledore powtarzał, że w miłości jest
siła.
Będzie silny.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Draco?
Jasnowłosy chłopak uniósł głowę, dając
znać, że słucha, ale nie oderwał spojrzenia od ciemnego nieba. Śnieg już dawno
zniknął, a błonia nawet późną porą zachęcały do nocnych spacerów. Oparł się o
parapet, wdychając świeże powietrze i stukając palcami o okno. Słyszał, że jego
nieproszony towarzysz przysuwa się bliżej, ale milczy.
- Katie Bell wróciła – powiedział cicho,
obserwując z fascynacją jaśniejący księżyc – Snape mi dziś o tym powiedział.
- Wiem – zerknął z zaskoczeniem na
ciemnowłosego ucznia, który przyglądał mu się z obojętnością – Profesor Dumbledore
poinformował mnie i Hermionę dzisiaj po lekcjach.
- Dumbledore – powtórzył, wzdrygając się na
wspomnienie czujnych, ale ciepłych oczu dyrektora – Czy nie wydaje ci się
czasem, że jest większym manipulatorem od samego Czarnego Pana?
- Chyba tylko ty jesteś w stanie wygłaszać
takie kontrowersyjne poglądy – zaśmiał się cierpko Prefekt Naczelny, wyglądając
przez okno na czubki choinek Zakazanego Lasu – Dumbledore jest inteligentnym,
sprytnym oraz bardzo potężnym czarodziejem. Niekiedy mam wrażenie, że każdy
nasz ruch jest z góry przez niego zaplanowany…
Draco przytaknął, zgadzając się całkowicie
z przyjacielem. Dyrektor był groźny mimo tego dobrotliwego uśmiechu oraz
wyglądu dobrodusznego dziadka. Magia biła od niego falami, a nawet Czarny Pan
obawiał się takiego przeciwnika. Zawsze go zastanawiała ta naiwność
społeczeństwa, że staruszek jest dobry. Jakby to on stanowił Jasność, a tak
wiele osób zapominało już o jego dość mrocznym młodzieńczym przywiązaniu do
Gellerta. Zapewne połowa uczniów nie miała pojęcia, że ich ukochany profesor
utrzymywał bliskie stosunki z drugim najgroźniejszym czarnoksiężnikiem. Malfoy
od zawsze zdawał sobie sprawę jak niebezpieczny jest Albus Dumbledore. Na początku
roku, gdy dostał misję od Voldemorta by zabić jego wroga.. na Założycieli! Nikt
chyba nie wierzył, że ma jakiekolwiek szanse! Jak on – uczeń – ma pokonać
Dumbledore’a?!
- Katie nie pamięta co się wydarzyło –
Teodor przyglądał się kopercie, którą ściskał w dłoniach – Ale lepiej dla niej.
- I tak nikt by nie uwierzył – stwierdził cierpko.
Do dziś pamiętał przerażenie malujące się w oczach Hermiony. Zawód oraz
rozczarowanie, gdy napotkała jego wzrok po „wypadku” gryfonki. A jednak go
wysłuchała, wysłuchała i uwierzyła, a rozmowa późniejsza z dyrektorem ją
zapewniła w prawdziwych wyznaniach Draco. Voldemort miał szpiegów wszędzie,
więc na pewno dostawał relacje z jego postępów. Wraz ze Snapem i Naczelnym
Hogwartu uknuli spisek, a potem dopilnowali by naszyjnik wpadł w ręce Bell.
Mistrz Eliksirów upewnił się, że dziewczynie nie stanie się krzywda, a dyrektor
podsumował to wszystko „dla większego dobra, robimy to dla większego dobra”.
- Dumbledore jest niebezpieczny, ale całe
szczęście jesteśmy po tej samej stronie – zauważył Teodor, wzruszając ramionami
– Co cię trapi?
- To już blisko – szepnął, spuszczając
wzrok na kremową kopertę i dostrzegając pieczęć Nottów – Znamy zaklęcie by
naprawić Szafkę Zniknięć. Dumbledore jest gotowy. My też. Wszystko wydaje się
być aż zbyt idealne.. wciąż mam wrażenie, że coś przegapiliśmy.
- Jestem pewien, że nie znamy nawet połowy
planu dyrektora – prychnął drugi ślizgon, przeciągając leniwie – Swoją drogą
wybrałeś ciekawą porę na takie refleksje..
- Hermiona śpi – szepnął blondyn, zerkając
w kierunku schodów prowadzących do sypialni dziewczyny – Nie może jej się stać
krzywda, Teo.
- Nie dopuszczę do tego – obiecał stanowczo
ciemnooki, unosząc kąciki ust – Ty też się nie daj zabić.
- To byłoby zbyt przewidywalne, Nott –
młody czarodziej zamknął okno, zaciągając zasłonki – Wracam do niej.. czy.. czy
u Nate’a wszystko w porządku?
- Podobno.. zostało mu parę miesięcy –
wyszeptał Teodor, podchodząc do żarzącego się kominka i kucając – Jak nie parę
tygodni. Matka pisze, że.. leki przestały działać.
- A uzdrowiciel z Zachodu? – dziedzic Malfoyów
zamarł, obserwując przyjaciela – Powiesz to jej?
- Nie wiem – burknął ciemnooki,
przyglądając wymiętej kartce z niechęcią – Jak bardzo ją to zrani?
- Za bardzo – stwierdził po chwili
jasnowłosy chłopak, spuszczając głowę – Hermiona go kocha.
- Za bardzo – powtórzył głucho Nott,
wrzucając niedbale list do ognia i prostując się powoli – W takim razie nie. Powiem
dopiero po tym wszystkim.. gdy nie będzie obawy, że się rozproszy w czasie
walki ze śmierciożercami.
- Będzie potem wściekła – zauważył z
rozbawieniem blondyn, unosząc brew do góry – Będzie bardzo wściekła, Teodorze.
- Będzie też żywa – odparował ciemnooki,
opadając na fotel i przywołując butelkę whisky – Idź, Draco, idź spać.
Blondyn przytaknął, wspinając się po
schodach. Wszedł do sypialni dziewczyny, która była dla niego już znana z
każdego kąta. Ominął z gracją książki rozłożone na podłodze, gdzie się uczyła
przed spaniem. Biurko również było zawalone notatkami, a z krzesła zwisała jej
szata. Na ścianie poprzypinała różne artykuły oraz wycinki dotyczące aranżacji
małżeństw, nad którymi w wolnych chwilach pracowali. Natomiast na drzwiczkach
biblioteczki poprzyklejała zdjęcia ich przyjaciół. Odnalazł na nich Lovegood,
Longbottoma, ślizgonów oraz nawet Aryę. Wszyscy wydawali się radośni.
- Nie gap się tak na mnie – mruknął do
Krzywołapa, który leżał na parapecie i go obserwował. Stanął przy łóżku, gdzie
na środku spała właścicielka rudego stworzenia. Hermiona zdawała się teraz taka
spokojna i delikatna.. kołdrę przerzuciła przez talię, ale jedną nogę wystawiła
na zewnątrz. Ramiona rozłożyła na boki, a burza loków otulała jej twarz. Wyglądała
śmiesznie, ale i uroczo. Bezpiecznie.
- Draco? – poruszyła się, trzepocząc
rzęsami oraz przeciągając się lekko – Co robisz?
- Patrzę jak śpisz – powiedział szczerze,
wchodząc na materac obok niej i kładąc – Czemu się obudziłaś?
- Nie było cię obok – naburmuszyła się jak
małe dziecko, po chwili przerzucając nogę przez jego biodra i wtulając jak w
poduszkę – Zostań.
- Zawsze będę z tobą, Mia – szepnął do jej
ucha, gładząc po splątanych włosach –
Zawsze będę obok.
Zawsze.
Nawet, gdy nie będziesz mnie widzieć.
Będę obok.
Zawsze.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, KOCHANI!
Nareszcie!! Tyle się naczekałam! Bałam się, że nie wrócisz! :( Ale... Rozumiem w 100% brak czasu. I rozdział jest baaaardzo długi, dlatego jestem szczęśliwa, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału...
Bardzo podobają mi się relacje bohaterów w nim ukazane. Ta scena między Astorią i Harrym była idealna. Nie spodziewałam się, że to ona pierwsza wyzna swoje uczucia, ale jego reakcja była bezbłędna.
Relacja między Pansy, Draco i Blaisem od samego początku mi się podobała i teraz utwierdziłam się w tym przekonaniu :)
A Hermiona i Draco... No są idealni. Chociaż przeraziły mnie ostatnie zdania. Bo on nie może odejść! No nie może zginąć! On zawsze musi przy niej być... Widoczny! :D
Życzę dużo weny i powodzenia w nauce do matury!
Szczęśliwego Nowego Roku! :)
They didn't want to get older
We make our own sense...
Co to, to nie! Nie ma mowy bym porzuciła tego bloga i czytelników :D Na mały paluszek, obiecuję, że opowiadanie będzie miało epilog, ale kiedy? Hahaha, to sprawa sporna!
UsuńJa też się tego nie spodziewałam do momentu, w którym tą scenę napisałam. Ale w końcu Harry nie ma w sobie takiej ikry co Astoria, a ona w końcu przyzwyczaiła się dostawać, to co chce >,<
Dziękuję za miłe słowa!
Pozdrawiam ciepło,
L♥
Piękne, kocham twoje opowiadanie, więcej dramione, mam nadzieje że w czasie wojny nikt z tej wspaniałej grupki osób nie zginie i że brat teodora przeżyje, to takie kochane dziecko <3 Pozdrawiam i zycze weny :**
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńNiestety nie mogę odpowiedzieć na żadną kwestię związaną ze smiercią bohaterów, bo koło fortuny się toczy >,<
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Ten rozdział bardzo przypadł mi do gustu. Harry bardzo mi pasuje do Astorii. I głównej pary, jest tak słodko, lecz nie przesłodzono. Idealnie :D Weny życzę, otwartej głowy :D czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :) Pozdrowiam cieplutko
OdpowiedzUsuńTysia :)
Cieszę się, że się podobał :D
UsuńWłaśnie miał na celu pokazanie różnych relacji różnych bohaterów, a w następnym rozdziale będzie Dramione! :*
Ściskam,
LL♥
oh to już chyba tak blisko że nie mogę opanować tych wszystkich uczuć wszystko jest takie smutne ale i kochane wszyscy się o siebie troszczą :( oby było wszystko dobrze :D
OdpowiedzUsuńUcz się ucz do matury też zamierzam się wziąć do nauki i nic z tego nie wychodzi :D Szczęśliwego Nowego Roku :)
Pozdrawiam :)
No u mnie jest to samo! Wszystko wydaje się ciekawsze od nauki :D
UsuńDziękuję za miłe słowa! *_*
Ciepło pozdrawiam,
L♥
Oszukałaś mnie :P Sprawdzałam wczoraj kilka razy i nic! Wchodzę dziś rano - jest! Uwielbiam tego fafika :) Jest taki... Osobliwy. Taki... Dojrzały? Szkoda mi Nathaniela. Wciąż mam cichą nadzieję, że jednak przeżyje lub zginie jako bohater. Dziecko jako bohater- dlaczego? Otóż, on doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego stanu i nie zdziwiłabym się gdyby chciał umrzeć jako kto§ wielki. Jak bohater. Przecież tak lubi Pottera... Wyobrażam sobie, że leci zielona iskra, a on wbiega na to miejsce, by ochronić osobę, którą kocha. Hmm... Byłby to zapewne: Draco/Herm/Harry/Teo. Ale to tylko przypuszczenia. Boję się o osoby, które zginą. Mam nieodparte wrażenie, że Pansy umrze. Gdyby tak starcie z ojcem? Avada Kedavra wystrzelona w tym samym momencie? A może przekierowanie na siebie zaklęcia? Boję się, że Nott - silny zawodnik - odda życie w imię dobrego jutra... To tylko opowiadanie... "Tylko". A ja się tym przejmuję.
OdpowiedzUsuńW każdym bądź razie tok wydarzeń zostawiam Tobie.
Draco u Ciebie jest taki... No idealny! Opiekuńczy, troskliwy, sarkastyczny, poważny...
Hermiona jak to Hermiona. Jej chyba nie da się "popsuć" chodź i takie przypadki widziałam.
Poprzez duży wgląd w społeczność Domu Salazara [Kasta] pokazałaś, że Ślizgoni to też ludzie. Fakt, najróżniejsze charaktery, ale mają tyle wspólnych cech! Przedstawiłaś taką zażyłość...
Irytuje mnie Gin. Po co wchodzi z butami do cudzego życia? Fakt faktem - martwi się. Jednak czy to jest powód? Na podstawie tego, jaki kiedyś był Draco - owszem, ma prawo to robić. Jednakże nie powinna go 'oskarżać' i tym bardziej oceniać!
To tyle chyba :P Pozdrawiam, życzę szczęśliwego Nowego Roku oraz weny, a także czasu, duuużo czasu!
KH
O jejku 😂 Wstawiło się o Polskim czasie... Jkbc to u mnie jest rano 😂
UsuńJa przyznam, że aż mnie w środku ścisnęło, gdy czytałam Twój komentarz. Te wszystkie słowa są o moim opowiadaniu? Wow. Aż się wierzyć nie chce, że ktoś to tak odbiera. To chyba najlepsze co można usłyszeć, kreując własną historię. Że ktoś to czuje tak, jak autor, gdy pisał.
UsuńDziękuję bardzo, bardzo.
Ściskam ciepło i prawie płacząc ze wzruszenia/radości!
To pierwszy komentarz, który pisze pod opowiadaniem, a przeczytałam ich na prawde wiele. Nie potrafię pisać długich komentarzy dlatego powiem krótko. Twoje opoawiadanie jest wyjątkowe, ciekawe i piękne. Jedno z najlepszych jakie w życiu czytałam. Bardzo podoba mi się twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńŻyczę mnóstwo weny i zapału do pisania.
W takim razie to dla mnie zaszczyt, że pierwszy raz jest u mnie! :>
UsuńJa nigdy nie umiem odpowiadać na miło słowa, więc też powiem krótko!
Bardzo dziękuję! Bardzo!
Ściskam ciepło,
L♥
Odkrylam twòj blog przez noworoczną nude ale powiem ci ze na type mnie wciagnął że przeczytałam calego W 3 dni Co jest dla mnie swoistym sukcesem
OdpowiedzUsuńBardzo Mi sie podoba to opowiadamie jest take inne niz do tej pory czytalam
Masz talent
Z niecierpliwością czekam na next 😀
Dla mnie też to sukces! Zachęcić by ktoś przeczytał te wszystkie rozdziały w trzy dni? Wow! :D
UsuńDziękuję bardzo i liczę, że nie zawiodę!
Lupi♥
Kiedy nastepny rozdział??
OdpowiedzUsuńDzisiaj! :D
Usuń♡♡♡
OdpowiedzUsuń