13 listopada 2015

Przy­jaciele są złodzieja­mi czasu.

Cześć Wam,
jak mija listopad? Lubicie taką pogodę? Mgła, mżawka i wiaterek? Ja przyznam, że bardzo lubię. Nic innego się nie chce robić niż siedzieć, pisać i popijać herbatkę :)

Cieszę się również, że zauważyliście ankietę, a Ci którzy jeszcze nie zwrócili uwagi, to zapraszam. Mam parę pomysłów i chciałabym napisać kolejną miniaturkę. Prawdopodobnie będą dwie (pary, które uzyskają najwięcej głosów), jak nie trzy. Ale to dopiero zobaczymy później.

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć spokojnego wieczoru i miłego weekendu :)

Ściskam ciepło,
Lupi♥









Czasem są takie chwile, gdy zamierasz. Wydaje się, że cały świat się zatrzymał na ten jeden wdech. Sekundy mijają szybciej niż zwykle, gdy z bólem wypuszczasz powietrze, a wszyscy na powrót ożywają. Zastygłe twarze w wyrazie przerażenia na nowo kurczą się przez smutek i obawę. Czujesz jak cały spokój, cierpliwość oraz siła ulatniają się, a na ich miejsce pojawia się przerażenie oraz bezradność. Nawet zdając sobie sprawę co należy zrobić.. w głowie jest pustka. Ludzie nienawidzą tego uczucia, boją się go.

Hermiona nigdy nie pozwoliła sobie na utratę kontroli od pamiętnego spotkania z Trollem. Przez te wszystkie lata pilnowała by myśleć trzeźwo oraz logicznie w najgorszych momentach. Zwykle jako jedyna racjonalnie potrafiła się skupić na problemie i przekonać bez trudu do swoich racji Harry’ego oraz Rona. Kiedy jednak wciąż leżąc na ciepłej podłodze z miłym ciężarem chłopaka na sobie usłyszała przeszywający wrzask bólu.. zamarła. Odczuła nagłe zimno, kiedy Draco zsunął się z niej, unosząc gwałtownie głowę i wsłuchując w chwilową ciszę. Również się oparła na drżących dłoniach, chwytając leżącą przy wejściu do łazienki szatę ślizgona i nakładając na swoje nagie ciało. W sekundzie znalazła się na korytarzu, a następny głośny krzyk rozdarł jej duszę. Niemalże odczuła jak zostaje z niej obdarta, gdy ta rozbija się na drobne kawałki. Wbiegła do pobliskiego pokoju rzucając w stronę łóżka, ściskając mocno drżące ramiona śpiącego. Czuła bijący od ciała chłopca żar, a jego policzki płonęły. Wbiła mocniej palce, gdy po paru jej prośbach młody czarodziej wciąż spał. Czerwony strumyk zaczął wypływać z jego nosa, a wtedy poczuła właśnie to. Pustkę. Zaskakującą, przerażającą pustkę. Niemalże skamieniała obserwowała jak półnagi Malfoy wyrywa jej drżące ciałko, unosząc do góry. Blondyn podniósł chłopczyka, układając jego głowę na bok i machając różdżką. Dziewczyna wbiła paznokcie w swoje dłonie, przyglądając jak czary migoczą wokół młodego Notta, kontrolując jego stan. Ślizgon przyłożył kompres do karku Nathaniela, utrzymując go jedną ręką. Jak kruchy oraz słaby się wydawał chłopiec, który nie tak dawno namawiał ją na opowiedzenie bajki na dobranoc. Chude ramiona zwisały luźno, gdy wciąż nie unosił sinych powiek, a z jego ust wydobył się syk bólu. Dracon całkowicie opanowany rzucał znane mu tylko zaklęcia, a szare oczy lśniły gniewnie.

- Przestań – usłyszała oddalony głos, wciąż wbijając wzrok w rozciągniętą z bólu twarz Nate’a. Dlaczego on? Tak bardzo chciała znać odpowiedź. Czemu on. Czemu tak musi cierpieć tak dobry dzieciak?

- Hermiono – głośny syk wydawał się teraz bliższy, a świat zawirował przed jej oczami. Zamrugała parę razy z trudem odrywając spojrzenie od jasnowłosego Malfoya z malutkim chłopcem w ramionach. Mocny ucisk na jej brodzie zaczął ją denerwować, ale posłusznie spojrzała w stojąca przed nią osobę. Zielone oczy Harry’ego błyszczały zdenerwowane, a jego wargi poruszały się. Nie rozumiała jednak co mówi, chociaż starała się zrozumieć jego rozgorączkowane machanie rękoma.

- Proszę przestań – drgnęła, czując czyjąś dłoń na ramieniu. Blaise. Brązowe oczy jaśniały smutkiem, gdy mulat nachylił się nad nią. Chciała poprosić by się odsunął, gdyż ma problem ze złapaniem oddechu, ale gdy otworzyła usta z jej gardła wydostał się jedynie szloch.

- Cholera jasna – nagle silne ramiona pochwyciły ją w pasie, podnosząc z łóżka. Jęknęła głucho, ale świat zdawał się rozmazany, a im bardziej pragnęła dostrzec znów Nathaniela tym gorzej widziała. Zacisnęła powieki, słysząc jak ktoś okropnie krzyczał. Miała dość tego wrzasku pełnego bólu oraz strachu, ale nie miała sił by poprosić o pomoc. Zadrżała, błagając w myślach by ten ktoś przestał w końcu tak zawodzić. Było to przerażające, bardzo.

- Cicho, proszę, uspokój się – przechyliła się na bok, prawie wysuwając się z czyichś  ramion, ale osoba jeszcze lepiej ja pochwyciła. Uniosła z trudem powieki, widząc majaczące nad nią postacie. Ku swemu zaskoczeniu ich twarze wydawały się bardzo ostre, wyraźne. Pani Weasley, która z pobladłymi policzkami na coś wskazywała. Mąż Molly ściskając mocno dłoń matki Rona, szepczący. Sam rudzielec wpatrujący w nią, przerażonymi oczami lustrując  jednocześnie pomieszczenie. Ginny płacząca i trzymana w uścisku przez George’a. Zauważyła nawet zarumienioną od emocji Fleur, która zagryzała mocno wargę. Bill krzyczał coś do stojącej w pobliżu Daphne, ale młoda Greengrass stała sparaliżowana. Hermiona zobaczyła również swoich przyjaciół, rozespanych, przestraszonych oraz pobladłych. Zauważyła Astorię, która przysunęła się do Harry’ego, pragnąc jego bliskości. Przez jedną nanosekundę zastanawiała się czemu nikt nie dostrzega uczucia między tą dwójką. Przecież ich spojrzenia, ich czułe gesty oraz niepewne uśmiechy mówiły same za siebie.

- Czy z chłopcem w porządku?

Hermiona wstrzymała oddech na to pytanie, oczekując odpowiedzi. Jednak nikt nic nie mówił, a tamten okropny krzyk kolejny raz dotarł do jej uszu. Gdyby miała chociaż na tyle siły by pomóc tej osobie. Jednak sama była trzymana w mocnym uścisku, jakby ktoś się bał, że się przewróci. Ktoś usadził ją na kanapie, ale jak się okazało nie była na tyle wytrzymała by usiedzieć w pionie. Chłodne palce zacisnęły się na jej policzkach, kierując głowę do góry. Napotkała brązowe oczy, które już tyle lat ją skanowały, pilnowały. Charlie.

- Proszę, przestań krzyczeć – usłyszała błagalny głos Weasleya, który z przerażeniem gładził ją po twarzy – Hermiono, proszę.

Chciała powiedzieć, że to nie ona, ale w tym momencie zrozumiała, że to prawda. Ten wrzask wydobywał się z jej zdartego gardła, a ona jedynie co mogła zrobić, to szlochać. Czemu nikt nie pobiegł na górę do Nate’a? Zacisnęła zęby powstrzymując kolejny głuchy jęk, gdy świat kolejny raz zwolnił. Nie musiała uchylać powiek by wiedzieć kto obok niej usiadł. Magia Teodora otuliła ją, a jego obecność uspokoiła. Poczuła jak mięśnie się rozluźniają, gdy ciepło chłopaka zbliżyło się jeszcze bardziej. Palący ból w piersi przygasł, kiedy lodowate opuszki przesunęły się po jej czole.

- Przepraszam – wykrztusiła, mrugając by przepędzić zbierające się znów łzy. Napotkała od razu czarne jak noc tęczówki, a ich intensywność była tak znajoma, tak dobra. Zapomniała chwilowo o innych osobach w pokoju, o Charliem stojącym tuż za kucającym Nottem, o ślizgonach starających się zbliżyć. Całą jej uwagę skupił ciemnowłosy ślizgon, który zacisnął palce na brodzie dziewczyny, nie pozwalając odwrócić głowy.

- Nie przepraszaj – chłopak uśmiechnął się smutno, przechylając głowę i przysuwając jeszcze bliżej – Płacz, obiecuję, że będzie lepiej.

- Dobrze – szepnęła, wyciągając ramiona i zaplatając je na jego szyi. Czuła jak dłonie ślizgona zsuwają się pod jej kolana, gdy podniósł się z nią, uczepioną niczym małpka. Wtuliła twarz w zagłębie jego szyi, wdychając odurzający zapach lasu, deszczu. Mocniej zacisnęła nogi na jego pasie, nie chcąc upaść. Czuła jak Teodor wychodzi z pokoju, prowadząc ją z powrotem do pokoju. Słyszała w końcu innych. Odróżniła głos Kateriny, która płakała głośno i krzyczała imię synka. Baryton ojca Notta, powtarzającego wciąż, że wszystko będzie dobrze. Rozpoznała chrypkę Pottera, proszącego by dali czas. Trzask drzwi sprawił, że głosy stały się słabsze. Upadła na miękki materac, rozluźniając mocny uścisk na karku chłopaka. Nie przejęła się tym, że szata się z niej prawie zsunęła, ani swoim wyglądem. Musiała wyglądać potwornie. Strasznie.

- Jak człowiek może tyle czuć? – Teodor wpatrywał się w nią z fascynacją, bólem oraz ciekawością. Okrył ją szczelnie kołdrą, muskając palcami spływające łzy. Przyglądał się im w zamyśleniu, jakby pierwszy raz widząc słone krople. Chociaż sam przecież płakał z nią jednej nocy, mimo że wydawał się twardy. Niezniszczalny.

- Nie wiem – wychrypiała, biorąc głęboki wdech – Czemu tak…?

- Strach – odpowiedział na jej nie pełne pytanie o własne zachowanie. Teodor był w końcu tym, który mógł na nie odpowiedzieć najlepiej. Była pewna, że teraz właśnie analizował po kolei jej uczucia, badając sytuację emocjonalną przyjaciółki. Widziała to po jego lekko nieobecnych oczach, gdy zagłębiał się w więź.

- Nie chciałam – wydusiła, ocierając z irytowaniem policzki – Nie chciałam być tak słaba..

- Płacz nie oznacza słabość, tak samo jak uśmiechy nie zawsze oznaczają radość – odpowiedział łagodnie, zabierając jej zaciśnięte w pięści dłonie – Pozwól łzom płynąć. Sprawiają, że jesteś właśnie sobą. Wrażliwą. Bojącą się nieznanego.

- Nie chcę tego – mruknęła, zgrzytając zębami – Wyszłam na histeryczkę.

- Raczej na kogoś komu bardzo zależy na losie chorego chłopca – sprzeciwił się, machnięciem różdżki przywołując szklankę wody – Kochasz Nathaniela tak bardzo, że widok jego… cierpienia cię zniszczył. Nie krzyw się, Hermiono. Czasem trzeba dać się rozsypać na drobne kawałki by zebrać się w jeszcze lepszą całość.

- Tak bardzo głośno krzyczał – jęknęła, zaciskając mocno powieki na wspomnienie płaczu Nate’a, jego czerwonej twarzy oraz zduszonemu westchnieniu, gdy szarpnęła nim do góry. Rozsypała się w drobny mak na ten widok. Cały jej stoicki spokój, logiczne myślenie zniknęły. Pozwoliła emocjom rozwalić się od środka. Panikowała. Histeryzowała.

- Ty też krzyczałaś – mruknął, marszcząc czoło – Uważam, że to piękne ukazanie twoich uczuć względem mojego brata. Nie rób takiej miny, skarbie, to jest prawda. Ból dziecka stał się twoim. Krzyczałaś wciąż jego imię, prosiłaś o pomoc.

Hermiona skinęła głową, starając się dopuścić do siebie jego słowa. Owszem krzyczała. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy na początku, nie wiedziała, że właśnie wpadła w pułapkę własnych uczuć. Jednak widok małego Notta, którego tak kochała... O którego się bała, o którym wciąż myślała. On. Płaczący, trzęsący się na całym ciele. Ten obraz będzie ją prześladował do końca życia. Oraz pustka, którą czuła.

- Co z nim? – odważyła się w końcu zapytać, zaciskając mocno pięści. Czuła paznokcie wbijające się w świeżo uzdrowione dłonie. Ból pomagał jej jednak zachować klarowność myśli.

- W porządku – wymamrotał Teo wciąż będąc gdzie indziej myślami – Draco naprawdę ma talent do medycyny. Znał potrzebne zaklęcia i dość sprawnie zastopował krwawienie. Udało mu się nawet wybudzić go ze snu, dzięki czemu zyskał dodatkowe informacje o jego stanie.

- I? – drążyła dalej, czując ulgę na myśl o marzeniu Malfoya. Gdyby nie jego chęci zostania w przyszłości Uzdrowicielem…

- Właśnie go poi eliksirami – dokończył powoli, przesuwając na nią przenikliwe oczy – Będzie wszystko dobrze. To był.. atak. Jeden z silniejszych, ale nie tak bardzo zaskakujących.

- Chciałabym go zobaczyć – poprosiła, łapiąc krawędź kołdry, ale dłonie Notta pochwyciły jej nadgarstki.

- Lepiej pójdź spać, a rano go zobaczysz – polecił, przesuwając ją na łóżku i układając obok – Zaśnij, Hermiono.

- Ale… - westchnęła, urywając. Czuła jego stanowczość, a nie miała siły walczyć. Ułożyła się wygodniej, wtulając w przyjaciela. Jego obecność tak słodko koiła jej napięte nerwy, działał tak uspokajająco – Gdzie byłeś? Wtedy?

- Poszedłem się przejść – przyznał, mrucząc jej wprost do ucha – Londyn nocą bywa niesamowity. A ja miałem dość zamknięcia w tym domu.

- Nie zostawiaj mnie póki nie zasnę – poprosiła, zamykając oczy. Czuła chłodne wargi muskające jej skroń, gdy ślizgon mocniej ją obejmował. Wsłuchała się w jego regularny oddech, starając dopasować jego tempo do swojego.

- Nigdy cię nie zostawię, Hermiono – przyrzekł, ziewając głośno – A teraz śpij.

Zasnęła.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Pansy zacisnęła usta, szukając w kolejnej walizce swojego ratunku. Wyrzuciła już prawie wszystkie rzeczy, ale wciąż nie znalazła. Zaczynała powoli panikować, a drżące dłonie w ogóle jej nie pomagały. Syknęła z irytowania, uderzając z bezradnością dłońmi w czoło. Musiała spakować. Musiała.

- Wszystko w porządku?

Obróciła się z prędkością kobry, wyciągając różdżkę z kieszeni i kierując w niespodziewanego towarzysza. Napotkała błękitne oczy, wpatrujące się w nią z szokiem oraz niezrozumieniem. Gdzie podziała się jej samodyscyplina? Kiedy utraciła kontrolę?

- Chyba nie wzięłam notatnika – powiedziała zimnym tonem, mrużąc powieki ze złości. Odrzuciła z powrotem różdżkę na łóżko, siadając na środku pokoju i opierając dłonie na policzkach. Kątem oka obserwowała tajemniczego młodzieńca, który spokojnie usiadł przy niej, wyciągając przed siebie długie nogi.

- Rozumiem, że od niego zależy twoje życie? – uśmiechnęła się blado, słysząc lekkie rozbawienie chłopaka. Przyjrzała się intruzowi z kpiną, odruchowo dostrzegając drobne szczegóły jak na przykład znamię na szyi oraz niewielki pieprzyk przy uchu. Zza bardzo długich, czarnych rzęs wpatrywały się w nią niebieskie oczy. Ciemne włosy odgarnął do tyłu, sprawiając że sterczały zabawnie w różne strony. Miała ochotę wyciągnąć rękę i je przygładzić tak jak zazwyczaj robiła to Harry’emu.

- Psychiczne – przyznała ze zmęczeniem, rozglądając ze zdumieniem wokół. Była tak zdesperowana by znaleźć swój notatnik, że porozrzucała cały bagaż swój, jak i Milli oraz Astorii. Ubrania walały się po podłodze tak samo jak kosmetyki oraz drobne przedmioty. Na wierzchu leżała ostatnio wywołana fotografia Milli, na której była cała ich paczka. Ślizgoni oraz dwójka gryfonów, wszyscy szczęśliwi oraz roześmiani.

- Masz przyjaciół – zauważył delikatnie, również oglądając zdjęcie z pewnym zamyśleniem – Dlaczego to z dziennikiem dzielisz się uczuciami oraz problemami?

- Nie ocenia – odpowiedziała od razu, krzywiąc – Oni też nie. Jednak on się nie martwi. A oni tak.

- Przyjaciele są między innymi od zamartwiania się – zaoponował, łapiąc jej pełen wątpliwości wzrok – Jeśli martwisz się o waszego małego przyjaciela – Nathaniela, prawda? Wszystko z nim w porządku.

- Wiem, Harry mi mówił – westchnęła, podciągając kolana do piersi i opierając na nich brodę. Objęła nogi rękoma, kuląc w sobie. Czuła się dziwnie spokojna w towarzystwie tego chłopca, a raczej już młodego mężczyzny. Zwykle nie cierpiała poznawać nowych ludzi, a tym bardziej spędzać z nimi czas. Wolała być sobą w grupie przyjaciół niż grać lodowatą księżniczkę. Nie rozumiała nigdy Dracona, który uwielbiał poznawać poprzez rozmowę tajemnice innych, który niemalże lubował się w swojej własnej psychicznej zabawie w omamianie ludzi. Był w tym naprawdę niezły, nie mogła zaprzeczyć. W pięć minut umiał okręcić sobie ludzi dookoła małego paluszka, wiedział za jego sznureczki pociągać. Uwielbiała obserwować poczynienia przyjaciela, kiedy wpadał w wir własnych zakładów z Zabinim. Mulat również był charyzmatyczny, a na spotkaniach nie było osoby, która nie uśmiechnęłaby się do Blaise’a. Niemalże nachylali się w jego stronę, spijając słodkie słowa z warg chłopaka. Ona sama zawsze stała między nimi, sędziując ich zabawom. Pilnując. Strzegąc by nie przekroczyli granicy. Jedną dłoń opierała na ramieniu blondyna, a drugą obejmowała bruneta. Była ich połączeniem, spoiwem.

- Czy w takim razie chodzi o Hermione? – drążył ciemnowłosy, unosząc brew, gdy poderwała głowę.

- Jej reakcja.. – mruknęła, zaciskając powieki by przegonić obraz przerażonej przyjaciółki, krzyczącej równie głośno co chłopiec – Salazarze, ona tak płakała, błagała o pomoc...

- Chłopiec jest dla niej ważny, prawda? – chłopak westchnął ciężko, strzykając karkiem od niechcenia – Hermiona jest jeszcze.. świeża. Nie straciła nikogo bliskiego na tyle by znać smak rozłąki.

- Straciła Freda – zaprzeczyła Pansy, marszcząc brwi i podejrzliwie łypiąc na błękitnookiego – Skąd ty tyle wiesz? Śledzisz nas?

- Mówiąc szczerze, to nie interesowaliście mnie.. wy – odpowiedział, uśmiechając z dziwną kpiną pomieszaną z namysłem, gdy również lustrował ją wzrokiem – Nie wiedziałem nawet o waszej przyjaźni. Interesował mnie Potter oraz jego dwoje przyjaciół. W Zakonie są niemalże o nich opowiadane legendy.

- Kim jesteś? – spytała z ciekawością, przechylając na bok głowę.

- Jednym z przyjaciół Dumbledore’a – wzruszył ramionami, błyskając zębami w uśmieszku – Chodzi mi o to, że Hermiona spanikowała. Dzieciak jest dla niej ważny, a..

- Nathaniel, dzieciak ma imię – syknęła, przerywając mu wpół zdania i prychając – Właśnie w tym problem. Spanikowała. Hermiona nie panikuje. Nigdy. A straciła głowę, gdy mały zaczął cierpieć. Co będzie za parę miesięcy, gdy któreś z nas… zginie?

- Nie rozumiem – przyznał naburmuszony, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy.

- Jest moją przyjaciółką – wyjaśniła powoli, oblizując spierzchnięte wargi – Widziałeś jej dzisiejszą reakcję. Boję się, że spanikuje na polu bitwy. Ona to czuła… czuła jego ból. Tak głośno krzyczała… czemu ?

- Emocje i…

- Czemu więc ja nie czułam się tak źle? – kolejny raz machnęła na niego ręką, odgarniając czarne włosy z oczu – Czemu nawet nie zapłakałam? Czemu? Czy to znaczy, że… nie czuje? Znam Nate'a od dziecka. Bawiłam się z nim, gdy ledwo stawiał pierwsze kroki... a nie cierpiałam tak jak Hermiona..

- Jesteś silna, Pansy – chłopak zaśmiał się ponuro, kręcąc głową – Wierz mi, Parkinson, że czujesz. I ból, cierpienie również ciebie dopadnie. Chłopiec, przepraszam – Nathaniel, jest znaczący dla Hermiony. Dlatego ta spanikowała. Nagromadzone uczucia, brak wyładowania… Ty natomiast wiesz czym jest strata.

- Wiem – potaknęła, wstrzymując oddech na chwilę i obserwując stającego w drzwiach już ciemnowłosego czarodzieja – Kim jesteś?

- Alex – skinął głową, opierając ramieniem o framugę – Czasem rozmowy z kimś kto ci odpowie są lepsze niż pisanie w notatniku.

- Znamy się? – szepnęła, okręcając by wciąż móc na niego patrzeć – Alex…?

- Kiedy znów będziesz potrzebowała porozmawiać, opowiedzieć co czujesz i o czym myśleć, to po prostu mnie znajdź. Bądź wyślij list – polecił jej łagodnie, biorąc głęboki wdech na uspokojenie – Pamiętaj, Pansy, by nie dusić wszystko w sobie. To do niczego nie prowadzi.

- Jesteś irytujący – syknęła, marszcząc z pogardą nos – Właśnie dlatego notatnik jest lepszy. Nie denerwuje głupimi radami.

- Jeśli wciąż chcesz obsypać go swoimi przemyśleniami… to leży z tego co widzę na parapecie – wskazał brodą niewielki zeszyt, który od razu ukoił jej nerwy – Jesteś dobrą dziewczyną, Pan.

- Nie znasz mnie – zauważyła ostrożnie, podchodząc do swojego notatnika i ściskając go mocno w dłoniach – Nie wiesz co musiałam zrobić. Co zrobiłam.

- Owszem, znam – powiedział cicho, obserwując ją z pewną czułością oraz żalem – Nie tak jakbym chciał, ale tak. Znam.

- Skąd? – zażądała odpowiedzi, jednak napotkała jego nachmurzone oczy.

- Idź spać, Pansy – powiedział miękko, chwytając za klamkę – Twój brat był tak samo uparty.

- Znałeś Chrisa? – ożywiła się od razu, robiąc krok w jego stronę.

- Macie podobne oczy – odpowiedział jedynie, uśmiechając z żalem – Dobranoc.

- Czekaj… - Pansy znów zrobiła krok, ale drzwi zatrzasnęły się z cichym łoskotem. Przez chwilę patrzyła  na nie z niezrozumieniem oraz złością. Przyjrzała się swojemu dziennikowi, którego rogi nie chcący powyginała. Złapała pióro i rzuciła się na łóżko, gotowa zamieścić w nim każde słowo. Jednak poczuła pierwszy raz od dawna pustkę, a palce drżały za bardzo by była w stanie utrzymać w nich pióro. Patrzyła na gładką stronę, przyznając z niechęcią rację Alexowi. Rozmowy bywają lepsze niż pisanie w pamiętniku. Przewróciła stronę na pierwszą, przyglądając zdjęciu, które tam wkleiła. Christopher trzymał ją w mocnym uścisku, a jego wargi muskały jej jedenastoletni policzek. Dotknęła chłodnymi opuszkami swojego już nie tak pulchnego jak kiedyś policzka, starając przypomnieć jakie to było uczucie. Jak kochana oraz bezpieczna się czuła w braterskim uścisku. Jak zarost brata drapał ją w policzek, a zapach trawy oraz książek usypiał.

- Nie łatwiej byłoby umrzeć? – mruknęła, zrzucając ze złością zeszyt na podłogę. Obróciła się na plecy, zaciskając dłonie na kołdrze i cicho jęcząc. Oczywiście, że byłoby łatwiej umrzeć. Zero bólu, zero strachu. Jednak nie mogła zostawić przyjaciół, bo kto upilnuje Draco i Blaise’a? Kto ochrzani Hermione za czytanie przy słabym świetle? Albo upewni się, że Milli nie zapomniała odpisać swoim rodzicom na kolejny pouczający list? Kto wysłucha płaczu Astorii, która ostatnio stała się taka nieobecna? Kto przypilnuje by Marcus zamiast się obijać odrobił zadania od Granger? Albo kto zirytuje Teodora, wywoła u bezuczuciowego ślizgona grymas niezadowolenia? Bądź przytuli Harry’ego, wyszepcze słowa wsparcia? Musiała żyć, musiała. Dla nich. I siebie, bo kimże by była bez tej gromady dziwnych, osobliwych czarodziei? To oni ją kreowali, to dzięki nim żyła. Oddech za oddechem, uderzenie serca za uderzeniem.

- Nie wiem czy dam radę być silna, Chris – szepnęła, a łzy spłynęły po jej policzkach. Zwinęła się w kłębek, pozwalając szlochowi wyrwać się z piersi. Już tak dawno nie płakała, ale potrzebowała tego. Musiała uwolnić własne uczucia, które również gasiła w sobie. Kropla za kroplą spływały po bladej twarzy ślizgonki, a jej ramiona drżały spazmatycznie. Wyobraziła sobie, że zmarły brat siada przy niej i jak to miał w zwyczaju, tuli mocno. Salzarze, tak bardzo za nim tęskniła! Za jego krzywym uśmiechem, oczami pełnymi sekretów oraz miłości. Czułymi pocałunkami wyciskanymi na czole, silnymi rękoma podrzucającymi ją do góry. Chciałaby znów był przy niej, był jej siłą. Chciała.

- Obiecuję, że będziesz dumny – szepnęła, nakrywając się kołdrą i zaciskając palce na różdżce, która dodała jej otuchy – Tylko zostań ze mną, Chris, zostań.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Prześmieszne, Black, doprawdy – mruknęła dziewczyna, gdy jej spojrzenie zatrzymało się na wycinkach z gazety przyczepionych do lustra. Usiadła wygodniej przy toaletce, na której poukładane były kosztowne kosmetyki, perfumy oraz masa drobiazgów. Musnęła palcami zdjęcie przyklejone do szyby, z którego spoglądał na nią złym spojrzeniem Syriusz. Była to pamiętna fotografia, na której ojciec chrzestny Harry’ego krzyczał oraz wyrywał się, napinając łańcuchy. Jak mógł się potem dziwić, że wszyscy mieli go za niebezpiecznego kryminalistę? Tuż przy tym wycinku znajdywało się zdjęcie Harry’ego, który z oszołomieniem wpatrywał się w obiektyw. Drukowane litery informowały, że Chłopiec Który Przeżył traci zmysły. Było to zdjęcie wykonane przez Ritę w czasie Turnieju, gdy Potter kolejny raz odmówił wywiadu. Między tymi dwoma zdjęciami doklejona została trzecia fotografia, na której znajdywała się ona sama. Miała skwaszoną minę, a jej oczy błyszczały gniewnie. „Panna Doskonała omotała reprezentantów szkół, bawiąc się ich uczuciami!”. Zgrzytnęła zębami na wspomnienie tych oburzających artykułów na swój temat, które sprawiły, że większość osób chciało ją mocno przekląć. Syriusz dołączył do tych zdjęć kolorowy podpis „Idealna rodzinka”. Uśmiechnęła się, gdyż Black ewidentnie nawiązywał do rozmowy, którą odbył w zeszłym roku z Harrym. Stanowczo zapewnił Pottera, że są rodziną. I że zgadza się nawet by ona, Hermiona Mądrala Granger, została dopisana do ich drzewa genologicznego. Wyśmiała wtedy Syriusza pytając czy widzi między nimi jakieś podobieństwa. Huncwot przez parę dni wycinał takie zdjęcia, po czym z dumą ogłosił Hermionie, że wiele ich łączy. Szczególnie sympatia mediów, a to dobry początek. Poprzyklejał te zdjęcia w kuchni, wszędzie pisząc, że są modelową rodziną.

- A teraz nas osierociłeś, Syriuszu – szepnęła ze smutkiem, spuszczając wzrok na własne odbicie. Wyglądała przerażająco oraz strasznie, co idealnie odzwierciedlało jej stan psychiczny. Włosy sterczały na wszystkie strony, opuchnięte wargi popękały, a oczy były zaczerwienione oraz podkrążone. Podniosła się powoli z miękkiego krzesła, podchodząc do szafy i wyciągając z niej ulubioną bluzkę z logo Star Warsów. Zrzuciła pogniecioną szatę Dracona, wsuwając od razu w przygotowaną wcześniej piżamę. Przesunęła palcami po lokach, ale nie miała siły z nimi walczyć. W końcu otworzyła drzwi, wysuwając na zewnątrz głowę. Korytarz był pusty, a wszystkie pokoje były szczelnie pozamykane. Stanęła bosymi stopami na chłodnych panelach, powoli krocząc w stronę ostatniego pomieszczenia. Ostrożnie nacisnęła klamkę, starając poruszać jak najciszej.

Komnata była pogrążona w ciemnościach, a jedynym jasnym punktem była ledwo się tląca świeczka, stojąca na etażerce. Hermiona odczekała chwilę, czekając by oczy znów się przyzwyczaiły do półciemnego pokoju. Dostrzegła na wielkim łóżku zarys leżącego dziecka, które oddychało równomiernie. Przysnęła się bliżej, siadając ostrożnie na materacu i muskając palcem bladą rączkę. Nathaniel wydawał się tak kruchy, tak delikatny. Nikt nie widział w nim tej siły, którą ona zauważyła przy ich pierwszym spotkaniu. Teraz jednak czuła, że nadzieja się z niej powoli ulatniała. Kiedy blade policzki były zapadnięte, a czarne pukle kleiły mu się do czoła czuła się równie źle, co wcześniej. Różowe usta uchyliły się, gdy westchnął ciężko przez sen.

- Nie możesz się poddać.

Drgnęła, gdy zachrypnięty głos przerwał ciszę. Obróciła się dopiero zauważając siedzącego w fotelu w kącie chłopaka. Draco wydawał się wyczerpany oraz zrezygnowany, ale jego oczy jaśniały mimo zmęczenia. Jasne kosmyki były rozczochrane co było dowodem jego zdenerwowania, gdyż tylko wtedy je tak często przeczesywał. Założył na siebie jakąś koszulkę i bluzę, chociaż wciąż wydawał się podobny do tego chłopca, którego całowała w łazience. Jednak jego postawa była inna, stał się czujniejszy oraz zamyślony, a nie tak słodko namiętny i zagubiony we własnych myślach.

- Nie możesz tracić wiary – powtórzył stanowczo, opierając brodę na dłoni i cicho wzdychając – Co robisz?

- Nie mogę tracić wiary – szepnęła, muskając opuszkami palców ramię małego przyjaciela, a po sekundzie znów odwracając się do blondyna – Jak źle.. było?

- Dostatecznie by wszystkich przestraszyć – odezwał się po dłuższym momencie, przyglądając jej oceniająco – Chodź tu.

Hermiona posłusznie zsunęła się z łóżka, na drżących nogach podchodząc do ślizgona. Widziała zaskoczenie w szarym spojrzeniu, gdy bez mrugnięcia wypełniła jego polecenie. Zwykle wolała robić wszystko po swojemu, a jego rozkazy ignorowała z największą przyjemnością. Nie oznaczało to jednak, że go nie słuchała. Owszem, czasem robiła to co chciał, jeśli miało to sens. Nie miała problemów by usiąść, gdy ją o to.. w swój sposób prosił bądź podejść gdzieś. Nie wypełniała jednak poleceń, które były jego zachciankami. Wiedziała, że on też to lubił. Jej niepokorność oraz zadziorność, gdy wyzywająco odmawiała.

Malfoy wyciągnął ramiona, chwytając ją za dłonie i przyciągając do siebie. Hermiona stała między jego nogami, obserwując równie ciekawie. Parę godzin temu leżała pod nim, całując zażarcie jego tors i mrucząc pod dotykiem tych rąk, błądzących po jej ciele. Wtedy miała na tyle odwagi by zrzucić z siebie ręcznik i całkowicie naga stanęła przed nim. Napawała się pragnieniem w szarych oczach oraz dzikim błyskiem, gdy ją pocałował. Teraz te palce splotły się z jej, czule oraz trochę niepewnie, oczekując jej reakcji. Pozwoliła się przyciągnąć, sadowiąc na jego kolanach oraz opierając brodę na jego ramieniu. Słodkawy zapach licznych eliksirów, mydła i potu zmieszały się przyjemnie, uspakajając ją. Podciągnęła nogi, całkowicie polegając na nim, gdy wtuliła się jeszcze bardziej. Ramię Malfoya oplotła ją talii zapewniając, że nie pozwoli jej upaść. Druga ręka spoczęła na brzuchu, kiedy wsunął pod koszulkę dłoń i zaczął uspokajająco ją gładzić.

- Dziękuję – wyszeptała, muskając nosem jego obojczyk – Dziękuję, Draco.

- Nie masz za co – zapewnił ją łagodnie, przyciskając wargi do jej mokrego policzka, kiedy znów załkała – Nie pozwolę mu odejść. Nie dziś, nie jutro, słyszysz?

- Co będzie później? – spytała, kładąc wolną rękę na jego piersi by poczuć silne uderzenia serca – Jeśli nie będzie cię przy nim? Jeśli ktoś mu pozwoli nas zostawić?

- Tu właśnie potrzebna jest twoja wiara – wyjaśnił, odchylając do tyłu by zerknąć w brązowe oczy dziewczyny – Musisz w niego wierzyć jak do tej pory, bo to dawało mu siłę. Jesteś jego jedynym jasnym punktem w mrocznym oceanie. Jeśli ty zgaśniesz.. on też.

- Nigdy nie przestanę w niego wierzyć – obiecała pewnie, uśmiechając smutno – Ty też w niego wierzysz, prawda?

- Tak – odpowiedział lakonicznie, przymykając na moment powieki. Hermiona z troską przyjrzała się jego zmęczonej twarzy, czując ukłucie w klatce piersiowej. Malfoy robił tak wiele… dzisiaj wykończył samego siebie, a wciąż siedział tu i czuwał na małym chłopcem. Przesunęła palcem po jego szczęce, zakreślając kciukiem koło na jego dolnej wardze. Wzdrygnęła się, gdy ją ugryzł znienacka, po chwili śmiejąc się cicho.

- Zostało ci coś z fretki, co? – parsknęła, kiedy zmarszczył karcąco brwi. Przepraszając cicho musnęła ustami kącik jego ust, uśmiechając przy tym. Wyprostowała się ostrożnie, czując jak srebrne tęczówki taksując ją z zamyśleniem. Poczuła się absurdalnie zawstydzona, zdając sobie sprawę z tego, jak źle wygląda. Była teraz chyba w najgorszym możliwym wydaniu, siedząc na kolanach chłopaka, który nie tak dawno szeptał jej słodkie komplementy. Zarumieniła się soczyście, zastanawiając jak teraz ją widzi. Niepewnie uniosła wzrok, napotykając ten blask ciekawości w jego spojrzeniu. Draco leniwie uniósł brew, muskając palcami jej zarumieniony policzek.

- Wyglądam okropnie – mruknęła nieśmiało, zagryzając wargę i odwracając głowę. Malfoy jednak zacisnął mocniej palce z powrotem obracając ją tak by móc patrzeć w jej oczy.

- Wyglądasz okropnie – potaknął ponuro, pochylając tak by znów móc szeptać wprost do jej ucha – Masz opuchnięte oczy, mokre policzki, rozczochrane włosy.

- Wiem.. – zmrużyła powieki, gdy zatkał jej usta dłonią.

- Nie przerywaj, Granger, to niegrzeczne – syknął, opierając swoje czoło o czoło dziewczyny – Mimo tego kiepskiego wydania wciąż jesteś piękna. Wciąż jesteś pyskatą Granger. Moją Granger.

- To chyba najmilsze słowa jakie kiedykolwiek powiedziałeś – szepnęła po paru minutach, obejmując ramionami szyję jasnowłosego czarodzieja – Czyli wciąż chcesz…?

- Co chce? – spytał z niezrozumieniem marszcząc czoło.

- Kochać się ze mną? – wyszeptała tak cicho, że jedynie ich bliskość pozwoliła rozszyfrować słowa. Draco odsunął się na moment wybuchając śmiechem, który starał się powstrzymać. Hermiona patrzyła na niego ze złością oraz zawstydzeniem, zatykając tak jak on jej, ręką usta. Szare tęczówki migotały rozbawione, gdy w końcu się uspokoił.

- Jak na tak mądrą dziewczynkę zadajesz głupie pytania – chrząknął, zaciskając palce na jaj nadgarstkach i nie pozwalając wstać – Oczywiście, że tak, Granger. Nie pragnę niczego innego. Chcę mieć cię całą. Całą.

- Ja też ciebie chcę – przyznała, wzdrygając się, gdy drzwi się uchyliła. Obrócili głowy, mrużąc oczy by rozpoznać nieproszoną osobę. Smukła sylwetka wsunęła się do pokoju, a tuż za nią kolejna. Hermiona wstrzymała oddech, poznając rodziców malca. Katerina podeszła do łóżka, otulając szczelniej granatowym, puszysty szlafrokiem. Zatroskana twarz kobiety była tak smutna oraz przestraszona, że wbrew sobie gryfonka poczuła nowy napływ łez. Mąż pani Nott wyglądał na bardziej opanowanego, ale jego dłonie drżały, gdy podchodził do nich.

- Dalej śpi – stwierdził Jonathan, lustrując wzrokiem dwójkę uczniów. Draco potaknął spokojnie, zaciskając palce na nodze dziewczyny, gdy ta chciała z niego zejść.

- Ma równy oddech, a za pół godziny przyjmie kolejną dawkę eliksirów – wyjaśnił poważnym tonem blondyn, marszcząc czoło – Jak mówiłem możecie spać do rana. Raczej się nie obudzi wcześniej. A jeśli nawet, to nie będzie na tyle przytomny by rozmawiać.

- Dziękujemy, Draconie – mruknął szczerze Nott, kierując oczy na spłoszoną dziewczynę – Jak się czujesz, Hermiono?

- Bywało lepiej – przyznała niechętnie, mrugając szybko – A pan?

- Musimy zachować spokój – odpowiedział jedynie, podchodząc do małżonki. Wyszeptał coś do zasmuconej Kateriny, odciągając ją od łóżka. Matka malca zerknęła na nich nieobecnymi oczami, pozwalając wyprowadzić z pokoju. Hermiona długo jeszcze wpatrywała się w drzwi, zastanawiając jak wielkie cierpienie przynosi im choroba chłopca. Katerina była cudowną osobą, troskliwą matką i ciepłą kobietą jak mówił sam Teodor. Była gotowa poświęcić wszystko dla obu synów. Jonathan był bardziej skomplikowany, chociaż już jego pierwsza niechęć do mugolaczki minęła. Zrozumiał, że w jakiś pokręcony sposób naprawdę stanowiła część ich rodziny.

- Zastanawiałem się co wywołuje tak gwałtowne nawroty choroby – wyrwał ją z własnych myśli blondyn, wstając i sadzając ją na fotelu. Gryfonka przyglądała się jak podchodzi do łóżka, mierząc małego fachowym okiem. Zaczął przygotowywać dokładnie dawki eliksirów, wciąż mrucząc do siebie pod nosem. Dziewczyna uśmiechnęła się, wyobrażając sobie przyszłość chłopaka. W białym fartuchu, badający małych pacjentów oraz czuwający przy ich łóżkach. Nadawał się do takiej pracy idealnie, tym bardziej, że oddawał się temu z takim zapałem.

- He.. hem.. mion.. – z drżących warg małego Nathaniela wydostał się głuchy jęk, a głowa Malfoya od razu poderwała się do góry – Her.. herm..iona?

- Nate – dziewczyna szybko pokonała dzielącą ją odległość do łóżka, siadając na jego krawędzi i chwytając zimną dłoń w swoją – Natie, jestem tu.

- Le..leciałem – wyszeptał nieprzytomnie ciemnowłosy malec, zaciskając palce w krótkim uścisku – Leciałem.

- Gdzie? – spytała łagodnie, odgarniając spocone pukle z jego czoła. Blade powieki zatrzepotały, gdy je otworzył szukając ją zamglonymi oczami. Dwa szafiry zalśniły, gdy ją odnalazły, a kąciki ust uniosły z trudem do góry.

- Nie wiem – przyznał, przełykając ciężko ślinę i cicho wzdychając – Daleko. Bardzo.. daleko. Ale..

- Ale? – powtórzyła, zerkając na ślizgona, który stanął przy niej z gotowym eliksirem – Musisz przełknąć leki, Nate, okej?

- Wróciłem – szepnął, krzywiąc, kiedy blondyn uniósł jego głowę. Wypił duszkiem podane płyny, rozluźniając, kiedy otępiający ból zaczął znikać. Błękitne spojrzenie wciąż było zamglone, ale bardziej spokojne, kiedy szukał palcami na kołdrze jej ręki. Hermiona splotła ich dłonie, całując czule kłykcie dziecka.

- To dobrze, że wróciłeś – wyznała, nachylając nad nim by móc lepiej widzieć jego twarzyczkę. Mały Nott pokręcił głową, starając się widocznie odnaleźć umykającą mu myśli.

- Wróciłem, bo.. – chrząknął, mrugając szybko i znów łapiąc jej wzrok – Wróciłem, bo mnie wołałaś.. wołałaś mnie, Hermiono?

- Tak – potaknęła zaskoczona, rzucając okiem na stojącego za nią Malfoya. Blondyn z zamyśleniem obserwował ich, przysuwając bliżej oraz chwytając delikatnie szczupły nadgarstek chłopca by zbadać mu puls.

- Usłyszałem cię… tam daleko – wargi Nathaniela drżały, a każde słowo wyczerpywało jego siły – Myślałem, że dobrze tam.. latać.. było dobrze.. ale, gdy mnie zawołałaś… Hermiono, wołałaś mnie, prawda? Bo wróciłem…

- Wołałam cię, Natie, wołałam – uśmiechnęła się smutno, pytając oczami Dracona czy może się położyć przy dziecku. Ślizgon skinął głową, zajmując się dalej rzucaniem czarów nad małym ciemnowłosym czarodziejem, upewniając że wszystko z nim w porządku.

- Wolę być tu… niż latać tam bez ciebie – mruknął niewyraźnie brat Teodora, przechylając głowę na bok by ją widzieć. Wygiął usta w krzywym grymasie, gdy dostrzegł, że położyła się tuż obok niego. Przysunął się ostrożnie, wtulając twarz w jej włosy – Nie chcę już latać, Hermiono.

- Będę cię tu trzymać, dobrze? – szepnęła ciepło, zaciskając na chwilę mocniej rękę i śmiejąc pod nosem – Nie pozwolę ci mnie zostawić, Nathanielu.

- Wróciłem.. bo wołałaś – powtórzył, zamykając powieki – Zaśpiewasz mi, Hermiono?

Wzięła głęboki oddech, całując go czule w czoło. Tak jak prosił zaczęła cicho śpiewać kołysankę swojej babci, która już kiedyś uspakajała chłopca. Wypowiadała cicho słowa, nucąc pod nosem i obserwując jak klatka małego czarodzieja zaczyna równomiernie opadać. Draco, który skończył rzucać wszystkie znane mu zaklęcia diagnozujące, położył się przy niej. Leżeli w trójkę, a ona śpiewała. Raz za razem kończyła i zaczynała kolejny raz nucić, czerpiąc siłę z tak znanych słów. Przestała dopiero po godzinie, a może i dwóch, gdy głos całkowicie jej ochrypł. Oblizała spierzchnięte wargi, wsłuchując w dwa spokojne oddechy. Draco i Nate słodko spali, ukołysani jej kołysanką. Ułożyła się wygodniej, chłonąc tą chwilę. Ich ciepłe ciała grzały ją, a ciche obecności utulały. Przymknęła powieki, wyobrażając sobie, że za parę lat też tak będą zasypiać. A ich jedynym zmartwieniem będzie zaspanie oraz brak pomysłu na śniadanie.

- Kiedyś polecimy – mruknęła, zasypiając odrętwiale – Polecimy daleko, obiecuję.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Przy stole panowała niespokojna cisza, gdy usiedli w końcu do śniadania. Molly Weasley wciąż nakładała na talerz nowe naleśniki, które znikały z niego w ekspresowym tempie. Charlie z dość niewyraźną miną smarował swojego dżemem, brudząc niechcący przód swojej bluzki. Siedząca przy nim Daphne podała mu jedynie chusteczkę, zajęta własnym talerzem. Astoria wpatrywała się nieprzytomnie w kubek z herbatą, będąc myślami w innym świecie. Millicenta od paru minut wsypywała łyżeczki cukru do swojej kawy, zapominając, że już ją słodziła. Marcus spał z brodą opartą na dłoni, a jedynie odgłos sztućców wybudzał go z drzemki. Blaise zjadał już chyba dziesiątego naleśnika, ale zerkał co chwila na rudowłosą panią Weasley czy robi więcej. Pansy miała wciąż pusty talerz, a jedynie brudny widelec zapewniał innych, że już coś zjadła.

- No to ja wtedy… - Tonks przewróciła oczami, a jej włosy znów z różowego stały się zielone, gdy z zapałem opowiadała Fleur swoją przygodę jako auror – A on zaczął się śmiać!

- Opowiadasz to setny raz – zauważył Harry, unosząc brwi na zaskoczoną minę Nimfadory – Niedługo będę mógł cię cytować.

- Myślałam, że nikt mnie słucha – wyjaśniła obronnie, mrużąc oczy na prychającego blondyna – Chcesz coś dodać?

- Jesteś większą paplą niż Zabini i Milli razem wzięci – stwierdził Draco, kiwając głową do Hermiony, gdy ta weszła do kuchni – Nie wiedziałem, że to możliwe.

- Zacieśniacie więzi rodzinne? – mruknęła gryfonka, siadając obok jasnowłosego i odsuwając krzesło dla przybyłego właśnie Nathaniela.

- Rodzinne.. co? – ślizgon zmarszczył czoło, podając ukochanej kubek z cytrynową herbatą – Nate, jaką chcesz?

- Taką jak Hermiona – wybrał chłopiec, uśmiechając szeroko do spoglądającej na niego z troską pani Weasley – Dzień dobry.

- Dobry, dobry, kochaniutki – przywitała się ciepło kobieta, wkładając mu od razu gorącego naleśnika – Zaraz ci coś przyrządzimy…

- Dopiero nawiązaliśmy kontakt – wyjaśniła Dora, uśmiechając szelmowsko do zaskoczonego blondyna – Moja matka to Andromeda Black, a teraz Tonks.

- Siostra mamy – westchnął, patrząc na różowowłosą z nową fascynacją oraz zaciekawieniem – Czemu wcześniej nic nie mówiłaś?

- Nie wiedziałam czy chcę cię poznać, kuzynku – przyznała Nimfa, ignorując karcące spojrzenie Molly i sięgając po kolejnego naleśnika – Wiesz, różne rzeczy o tobie słyszałam.

- Ja o tobie nic – odparł lodowato blondyn, krzywiąc, kiedy Hermiona nadepnęła mu na stopę – Nate, wypiłeś eliksiry?

- Tak – odpowiedział ciemnowłosy smyk, wsuwając do buzi kolejny przysmak – Również ten obrzydliwy, śmierdzący.

- Nawet się nie skrzywił – pochwaliła go Hermiona, dolewając jednocześnie herbaty Zabiniemu – Harry, nie rób takich min.

- Nie robię żadnych min – obruszył się Wybraniec, puszczając oczko Nathanielowi, który zachichotał – Po prostu nie wierzę, że się nie skrzywił pijając ten zielony, co smakuje jak rzygi.

- Kultura, Potter – warknęła Astoria, uderzając chłopaka w potylicę, ale uśmiechając ciepło – Ogłady trochę, to nie jakiś obrzydliwy pub. Jemy śniadanie.

- Krytykują i biją – mruknął smętnie Marcus, otwierając jedno oko – A człowiek spać nie może.

- Od spania jest noc – zauważył chłodno Draco, wypijając kolejny łyk kawy – Co ty robiłeś?

- Nic, co cię dotyczy – fuknęła zarumieniona Milka, ocierając chusteczką usta – Możemy porozmawiać o czymś innym? Bezpiecznym?

- Jak o pogodzie? – zasugerował ironicznie Blaise, przewracając niczym Hermiona oczami – Ma dziś padać.

- Jesteś bezczelnym bachorem, Blaisie Zabini – syknęła jasnowłosa dziewczyna, odsuwając się od stołu i zbierając brudne naczynia. Zaniosła je do zlewu, posyłając wdzięczny uśmiech do zabieganej Molly – Przepyszne naleśniki, pani Weasley.

- Chyba się do pani wprowadzę – poparł entuzjastycznie mulat, uśmiechając szeroko oraz tak uroczo, że matka siódemki dzieci była gotowa się zgodzić na kolejnego lokatora. Kobieta wydawała się być rozluźniona oraz zadowolona, a Hermiona nie pamiętała już kiedy ostatni raz matka Rona wydawała się tak.. spokojna. Od śmierci Freda stała się dość wybuchowa, a dwa razy gryfonka przyłapała ją na płaczu. Jednak siła pani Weasley ją zachwycała oraz imponowała.

- Bo Molly przyda się kolejny błazen do kolekcji – mruknął pod nosem Moody, wchodząc do kuchni i mierząc ich swoim szklanym okiem – Potter, Granger, musimy później porozmawiać.

- Nie marzę o niczym innym – Harry wyszczerzył się pogodnie, podając ciemnowłosemu chłopcu słoik z dżemem. Prefekt Naczelna uśmiechnęła się do niego, przyglądając kątem oka małemu Nottowi. Wszyscy ze wszystkich sił starali się udawać, że dzisiejsza noc nie miała miejsca. Dostrzegła jednak ich niepewne oraz przestraszone oczy, a także wymuszone uśmieszki do małego brata Teodora. Molly nawet nie ukrywała swojej troski, kręcąc się w pobliżu. Katerina stała w drzwiach, bacznie spoglądając na syna, a Tonks wierciła się nerwowo. Jedynie Draco wydawał się ignorować zachowanie innych, mrucząc pod nosem. Również Wybraniec zdawał się przejść z wydarzeniami nocnymi do porządku dziennego, wciąż zagadując oraz drocząc się z ciemnowłosym malcem.

- Co dziś robimy? – spytała Pansy, prostując się i marszcząc brwi. W drzwiach stanął Alex, kiwając na powitanie do zielonookiego.

- Cześć – przywitała się Hermiona, kiedy stanął za jej krzesłem. Malfoy popatrzył bez zainteresowania na nowego towarzysza, a potem położył rękę na oparciu siedzenia dziewczyna. Prefekt uśmiechnęła się pod nosem, nie zwracając uwagi rozbawionymi minami przyjaciół.

- Jak dłonie? – zagadał grzecznie błękitnooki, nachylając nad nią z troską.

- Wszystko w porządku – poparzenia zagoiły się już po godzinie, gdyż bliskość Teo ponownie wyzwoliła szybsze leczenie, ale nie zamierzała akurat tą informacją się z nim dzielić – Draco dał mi jakąś maść i są już całe.

- To dobrze – potaknął zadowolony Alex, uśmiechając do blondyna, który wydawał się teraz zrelaksowany, gdy gryfonka wymieniła jego imię – Wydajesz się obeznany w eliksirach i zaklęciach uzdrawiających.

- Jestem najlepszy – arogancko stwierdził ślizgon, marszcząc brwi po chwili i pociągając jeden lok Hermiony – Może nie jedyny najlepszy, bo jest też ona.

- Jesteś lepszy ode mnie w eliksirach – brązowooka przewróciła oczami na zaskoczoną minę blondyna – Tak, właśnie cię skomplementowałam.

- Mógłbym się do tego przyzwyczaić – zaśmiał się Malfoy, pochylając i czule cmokając ją w policzek. Harry ukrył uśmiech w kubku, obserwując z zadowoleniem reakcje innych na taki bezwiedny gest ślizgona. Blaise, Pansy oraz Marcus nawet nie zwrócili na to uwagi, przyzwyczajeni do podobnych widoków. Milka westchnęła rozmarzona, nie odrywając błyszczącego spojrzenia od tej dwójki. Astoria puściła oczko zaskoczonej Daphne, która wbijała oszołomione oczy w znanego jej chłopaka. Charlie skrzywił się, ale nie skomentował tego. Fleur parząca herbatę zachichotała pod nosem, a pani Weasley niemalże spaliła naleśnika.

- Jesteście tak słodcy, że zaraz się porzygam – jęknął Nate, wydymając dolną wargę w niezadowolonym grymasie – Czy dziś wyjeżdżacie?

- Potter – krzyknęła oburzona Astoria, zaplatając ramiona na piersi – Twój brak kultury się rozprzestrzenia! Demoralizujesz Nathaniela!

- Nic nie robię! – zielonooki zaśmiał się, dolewając Pansy herbaty i wsypując dwie łyżeczki brązowego cukru, co było zwyczajem Parkinson – Od razu moja wina!

- Owszem, masz być ikoną Jasnej Strony, czyż nie? – zauważył rozbawiony Draco, mrużąc powieki – Zachowuj się godnie i przyzwoicie.

- Odezwał się najbardziej umoralniony – mruknęła Hermiona, podnosząc od stołu i zaczynając sprzątać. Daphne dołączyła do niej, zachowując jakby to było jej zwyczajem. Obie pozbierały puste naczynia, a Greengrass zabrała się za zmywanie, rzucając szmatkę Charliemu.

-  Możecie zawołać kolejną turę na śniadanie? – poprosiła Fleur, stając przy pani Weasley. Ślizgoni wraz z dwójką gryfonów przeszli do salonu, zajmując od razu główną kanapę. Milka wdrapała się swoim zwyczajem na kolana Flinta, a Pansy zarzuciła nogi na kolana Zabiniego. Astoria usiadła na fotelu, wyciągając przed siebie nogi, o które oparł się zamyślony Nathaniel. Harry wraz z Hermioną zajęli jeden fotel, tak jak robili to od paru lat. Draco stanął przy oknie, uśmiechając się do nich z zamyśleniem. Tonks po chwili zastanowienia stanęła przy kuzynie, rozpoczynając rozmowę. Hermiona odwróciła od nich wzrok, kiedy usta chłopaka wygięły się w uśmiechu na słowa Nimfadory. Przyjrzała się reszcie przyjaciół, którzy pogrążyli się w pogaduszkach. Astoria rozśmieszała Nathaniela, wciągając go sobie na kolana. Milli szeptała o czymś do wpół-śpiącego Marcusa, który wciąż się śmiał na jej słowa. Pansy bawiła się palcami Zabiniego, ciesząc jego bliskością oraz wsłuchując w jego słowa. Gdyby nie głosy z kuchni oraz zamieszanie w holu, gdy ktoś wychodził Hermiona mogłaby sobie wyobrazić, że to przyszłość. Kiedy zamieszkaliby tu, a ślizgoni przyszli w goście. Gdzie są bezpieczni. Cali. Zdrowi. Radośni.

- Chcę zejść do Komnaty Tajemnic – Harry przerwał jej rozmarzenie, muskając palcami grzbiet dłoni gryfonki. Hermiona zerknęła na niego zaskoczona, wzdychając cicho. Od razu zauważyła, że chłopak miał jedną z gorszych nocy. Ciemne kręgi widniały pod jego oczami, mimo że rzucił na siebie zaklęcie maskujące. Wydawał się bledszy oraz zmarnowany, ale jego oczy jaśniały z determinacją.

– Robisz to notorycznie – zauważyła w końcu, krzywiąc odruchowo. Zielonooki nie zrezygnował ze swojej nauki Czarnej Magii. Raz lub dwa razy w tygodniu wymykał się wraz z Draco i Teodorem by ćwiczyć. Ślizgoni zapewniali ją, że jest to bezpieczne, ale i tak drżała na myśl o ich pojedynkach. Oprócz tego Wybraniec aktywnie uczestniczył w ich zajęciach z Hutzem, gdzie auror dbał o jego oklumencję. Ostatnio również Potter kręcił się w ich Pokojach Prefektów prosząc Teodora o dodatkowe książki. Gryfonka nie poznawała już swojego kiedyś leniwego przyjaciela, który teraz odrabiał szybko pracę domowe, a następne godziny poświęcał na własną naukę.

- Chcę porozmawiać z Hassibą – wyjaśnił, wspominając kamiennego węża, który strzegł jakiegoś pomieszczenia – Muszę w końcu zaakceptować to co mi powtarza. Jestem podobny w jakimś stopniu do Riddle’a. Jeśli to przyznam, to będę mógł wejść dalej.

- Nie jesteś podobny – zaprotestowała odruchowo, ale widząc jego krzywy uśmiech odpuściła. Przyjrzała się przyjacielowi szukając tych niewielkich zmian jakie w nim zachodziły. Nikt inny pewnie nawet nie dostrzegł, że jego oczy są jeszcze bardziej jaskrawe, a również pojawił się w nich niebezpieczny mrok. Również jego aura promieniująca od mocy stała się bardziej… drapieżna. Nie wydawał się już tak jasny, ciepły, a raczej pociągający i… ciemny. Widziała ten cień na jego twarzy, kiedy walczył z przyjaciółmi, kiedy zaczytywał się w książkach bądź popadał w złość.

- Jestem, czasem jestem – zaprzeczył, ściskając ręką jej kolano i opierając czoło na ramieniu przyjaciółki – Ale nigdy nie będę taki jak on. Mam ciebie. Jesteś moim.. stoperem. Wyznaczasz granicę co mogę zrobić, a co nie. Tak. To chyba o to chodzi…

- Nie rozumiem – przyznała, uśmiechając na jego znaczącą miną – Wybacz, ale jak samo słuchanie twoich procesów myślenia jest fascynująco, to zrozumienie czasem sedna bywa.. meczące. I mylne.

- Och, uważasz, że moje myśli są fascynujące? – zaśmiał się, unosząc brew – Ron nie uwierzy jak mu to powiem.

- Nigdy nie miałam cię za kretyna, Harry – miękko powiedziała, tarmosząc go po czuprynie – Jedynie za leniwego nieuka. Jednak jak widać wystarczy trochę chęci i zmieniasz się totalnie. Teraz jesteś.. mądrzejszy ode mnie.

- Nikt w naszym wieku nie może być mądrzejszy od ciebie, H. – parsknął, pstrykając ją w nos – W sumie uważam, że jesteś mądrzejsza od wielu dorosłych. Ja czasem bywam lepszy w walce. Co swoją drogą dowodzi, że lepiej byś się przydała w bazie w czasie walki. Nie możemy stracić mojego analityka!

- Niezła próba, Potter – przewróciła oczami, kiedy kolejny raz starał się ją odwlec od pomysłu brania aktywnego udziału w bitwie – Jednak równie dobrze chronię twoje tyły.

- Nigdy nie sądziłem że to powiem, ale Malfoy i Nott również są.. dobrymi partnerami – mruknął, przekrzywiając głowę w zamyśleniu – Znamy już swoje style walki i czasem.. to normalne. Chronić plecy fretki bądź Teodora.

- Szczególnie, że jeden z nich nienawidził cię ze wzajemnością przez ostatnie lata – zaśmiała się, marszcząc nos – Jak to wszystko się pokomplikowało.

- Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo – mruknął bardziej do siebie Wybraniec, przesuwając spojrzeniem po wszystkich ślizgonach. Kiedy zdążył się nauczyć nazywać ich przyjaciółmi? Kiedy stało się to takie zwyczajne? Ich obecność? Harry był tym trochę przerażony, ale dyrektor jedynie się uśmiechał, gdy zaczynali rozmawiać o ślizgonach. Jednak zielonooki wiedział, że rok temu nie byłby w stanie sobie tego wyobrazić? On żartujący z Zabinim? Dyskutujący żywiołowo z Malfoyem? Przekomarzający  się z Nottem? Czekający na uśmiech Pansy? Słuchający bezustannej paplaniny Milli na temat jej aparatów? Stałe chęci do rozmawiania z Flintem o aurorstwie czy Quidditchu? Potrzeba rozśmieszania Greengrass?

- Świat jest dziwny – przyznała Hermiona, odgadując jego tok rozumowania. Zaśmiał się, splatając ich palce. Tak. Życie było nienormalne, szczególnie jego. Bo jak możliwe jest, że to szesnastolatek ma uratować świat przed zagładą? Jak gryfon mógł zaprzyjaźnić się ze ślizgonami? Zakochać się w jednej z nich? Martwiąc o nich jak o przyjaciół? Jeśli szukasz nienormalnych rzeczy w życiu, to jego jest idealnym przykładem absurdalności.

- Świat czy my? – spytał, uśmiechając blado.

Bo kto kreuje świat?

Kto podejmuje decyzje?

Kto ponosi za nie odpowiedzialność?

- Na to pytanie nie znam odpowiedzi – szepnęła, unosząc głowę, gdy w drzwiach stanęli dorośli – Wiem natomiast, że chwila wolnego minęła.

- Wojna sama się nie wygra – przytaknął, wstając i podając jej dłoń. Hermiona ścisnęła jego rękę, stając przy boku, gdzie było od pierwszego roku jej miejsce.

Ona i on.

Na zawsze.

19 komentarzy:

  1. oby Nathanielowi nic się więcej nie działo nie zasługuje na to :)
    Super rozdział czekam na dalsze losy a najbardziej na Draco i Hermionę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości, a będzie więcej Hermiony i Draco :)
      Pozdrawiam ciepło,
      L♥

      Usuń
  2. Bardzo mi się podobało :)
    Życzę Ci samych sukcesów!
    Może chcesz zgłosić swojego bloga do Katalogu Ksiąg Zakazanych?
    Jest to nowy spis opowiadań potterowskich.
    Niedługo ruszamy z ocenialnią!
    katalog-ksiag-zakazanych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję przyjęcia do Katalogu Ksiąg Zakazanych!
    Wpis o Twoim blogu: http://katalog-ksiag-zakazanych.blogspot.com/2015/11/prawdziwa-przyjazn-czasem-bywa.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakochałam się ♡
    Chociaż mam szczerą nadzieję, że Nathaniel nie umrze. Jest taki... kochany ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Ufffffff......kamień z serca mi spadł... Chodź wwiem, że Nataniel nadal może umrzeć, to jednak nadal mam nadzieje ze nic mu sie nie stanie. Uwielbiam to opowiadanie.Z każdym nowym rozdziałem ta historia jest coraz piękniejsza. Życze weny. :-) :-) I czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział. :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, ach to ryzyko :D Los Nathaniela jest jeszcze nie rozstrzygnięty :))
      Dziękuję za tyle ciepłych słów! To był niezły kop motywacji! i Weny !
      Ściskam ciepło,
      L♥

      Usuń
  6. Aż brak mi słów.. ;) JAK ZWYKLE genialnie i cudownie. :D Nate jest przecudowny i kochany. Trzymam za niego kciuki. ♡
    Ja jestem ogromną fanką Astorii i Harrego! xD Powtarzam się, ale nie mogę wyjść z podziwu dla tego, jak świetnie ich przedstawiłaś.. Charaktery, sposoby wypowiedzi.. Cudo. *,*
    Ugh.. Kurczę.. Gdzie ja byłam, jak rozdawali takie egzemplarze Harrego i Draco? XD A no tak.. Prawdopodbnie stałam przy lodówce, zaczytywałam się w Anonimowych Wyznaniach (polecam! :D) albo szalałam uprawiając jakiś sport.. :P 😂 A idź Pan.. Zero sprawiedliwości. XDD
    Ekhem. . Się rozpisalam. :D Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. xoxox
    Buziaki ;3
    Wiecznie nadużywająca emotek
    xNightyy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Hahahaha, dziękuję Ci bardzo, bo Twoje zwariowane komenarze wywołały u mnie napad niepohamowanego śmiechu!
      Naprawdę aż nie wiem co powiedzieć, bo zwykłe dziękuję za takie szczęście jakie mi dałaś wydaje się za proste! :D
      Jeszcze raz dziękuję!!
      Lupi♥

      Usuń
  7. Nie tylko emotek.. Jak widać słowa "cudownie" też. XDD
    Btw, jak zwykle - ja, genialne dziecko - coś kliknęłam (noc jest, noo :D) i muszę dwa razy pisać ten komentarz. ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie tylko emotek.. Jak widać słowa "cudownie" też. XDD
    Btw, jak zwykle - ja, genialne dziecko - coś kliknęłam (noc jest, noo :D) i muszę dwa razy pisać ten komentarz. ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Po tylu rozdziałach... Czas na moją opinię :) Z góry przepraszam za brak komentarzy w poprzednich rozdziałach, ale czytam to od dwóch dni :P Teraz będę pisała za każdym razem.
    Jestem Z A C H W Y C O N A! Rozdziały są długie, mega długie co bardzo mi się podoba. Piszesz tak lekko... W bardzo precyzyjny sposób opisujesz uczucia. Zawile, ale łatwo do zrozumienia. W twojej głowie zrodziło się wiele ciekawych pomysłów :) Nie jest to typowy 'cukierek'. Co to, to nie. Najlepsze są sceny D&H o poranku. Masz zdolną betę - nie było błędów, w ogóle. Chyba, że jestem ślepa, ale tym powinien zająć się specjalista. Wracając . Blaise ma poślubić Ayrę, Torii Harry'ego, Daphne Charlie'go a Hermiś Dracze. Penny jest dla mnie ciągłą zagadką, tak jak Nott. Może w sobie znajdą oparcie? Kto wie, kto wie... Zapewne masz w głowie masę pomysłów i gotowe zakończenie.
    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na następny rozdział,
    KH.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ rozumiem komu by się chciało komentować tyle rozdziałów >,< Od dwóch dni? To jestem serio pod wrażeniem, że doczytałaś już do końca! ;o
      I dziękuję za tyle miłych słów! To był niezły kop motywacji. I weny. I szeroki uśmiech w tym ponurym tygodniu.
      Bardzo dziękuję i liczę, że nie zanudzę Cię na śmierć :D
      Ściskam mocno i pozdrawiam,
      Lupi♥

      Usuń
    2. Jak mnie coś zaciekawi to raczej trudno oderwać :P

      Usuń