20 listopada 2015

Cier­pienie na­leży do życia.

Cześć,
jak tam? U mnie wspaniale! Ten tydzień był jednym słowem.. magiczny! Otóż Lupi pierwszy raz leciała samolotem (co z tego, że to lot z Warszawy do Wrocławia!), była na wymarzonym koncercie Zimmera (ta muzyka filmowa*_*), spędziła cudowny czas z rodziną i opijała się karmelową czekoladą!

A teraz proszę bardzo nowy rozdział! A w następnym? Zdradzę Wam w sekrecie, że będzie oczekiwana scena między Draco, a Hermioną...

Zapraszam do czytania i komentowania!

Cała Wasza,
Lupi♥






- Uczucia nie są słabością. Są siłą.
- Wiem.
- Dlaczego więc je chowasz? Pozwól się ponieść intuicji.
- Nie jestem pewien czy jej ufać.
- Ja ci ufam, Harry.
Chłopak uniósł wzrok, spoglądając z zamyśleniem na towarzyszkę. Niebieskie oczy jaśniały ciepłem oraz łagodnością, gdy się do niego uśmiechnęła. Dziewczyna podniosła się ze swojego miejsca, podając mu pliczek małych karteczek. Usiadła tuż przy nim, otwierając na kolanach album i przewracając strony. Z ciekawością spoglądał jej przez ramię, odnajdując na licznych zdjęciach również siebie. Na miotle w czasie treningu, na korytarzu, gdy szedł z Ronem, na błoniach, kiedy spacerował po spotkaniu z Hutzem. Na paru fotografiach patrzył prosto w kamerę śmiejąc się lub krzywiąc. Na innych nie wiedział, że jest obserwowany. Uśmiechnął się, kiedy kolejna strona okazała się być poświęcona Astorii, a jeszcze inna Draco bądź Hermionie. Mnóstwo poruszających się zdjęć poprzyklejanych było na białych kartkach. Kolorowe podpisy stanowiły dokładny opis miejsca, daty i czasu. Na niektórych były znaki zapytania, kiedy osoby nieznane fotografowi przykuły uwagę. Mnóstwo było zdjęć profesorów, pierwszoroczniaków czy samych pomieszczeń, jak na przykład Wielkiej Sali.
- Dlaczego? – spytał cicho, podając jej jedną z nowszych fotografii. Uniósł brwi zauważając, że to był Malfoy siedzący w Pokoju Wspólnym Slytherinu z oczami utkwionymi w ogniu. Wydawał się być jakiś starszy, dojrzalszy. Jakby tamten arogant z zeszłego roku zmienił się w smutnego, doświadczonego młodzieńca.
- Dlaczego ci ufam? – niebieskie tęczówki błysnęły, gdy złapała jego wzrok. Ponownie uniosła album, pukając paznokciem w kartkę – Co widzisz na tym?
- Pansy piszącą w swoim notesie? – podsunął niepewnie, przyglądając fotografii – W tle kominek?
- Tak, to widać od razu – zgodziła się, wzdychając cicho – A co widzisz jeszcze? Co się skrywa w tym zdjęciu?
Chłopak wzruszył ramionami po paru minutach, pozwalając sobie rzucić okiem na rozmówczynię. Ślizgonka zmrużyła powieki, odgarniając zręcznie jasne kosmyki z twarzy i upinając w wysokiego koczka. Założyła dziś krótką spódniczkę w grochy oraz granatową koszulkę. Jednak po godzinie włożyła też bluzę Wybrańca, wyglądając w niej zabawnie i delikatniej niż zwykle.
- Skradziona chwila – wyjaśniła po chwili, uśmiechając nieśmiało – Robiąc te zdjęcia kradnę parę sekund z życia innych. Umieszczam ich tu, jakąś część. Popatrz na Pansy, jak zażarcie pisze. Jak pojawia się niewielka zmarszczka między jej brwiami albo jak zagryza wargę. Popatrz z jakim oddaniem oraz pasją to robi. Z tyłu? Pokój Wspólny, gdzie najczęściej dostaje objawienia w sprawie swojej historii. Popatrz, Harry, popatrz nie na zdjęcie, a na Pans. Na kawałek jej życia. Czyż nie jest piękna? Czy ten moment nie jest wyjątkowy?
- Uch, sposób w jaki to wszystko mówisz… – zaśmiał się, napotykając błyszczące oczy blondynki – Nigdy nie patrzyłem na to z tej strony, Mills.
- Nikt tego nie robi – stwierdziła z żalem, przyklejając inne zdjęcie. Przyjrzał się fotografii z śmiejącą się Hermioną, która akurat skakała na łóżku z Zabinim. Wydawała się radosna, bez zmartwień. Jednak im dłużej patrzył na podskakującą przyjaciółkę tym więcej zauważał, jak mówiła Bulstrode. To jak jej oczy iskrzyły, ale ukrywały dobrze smutek i strach. To z jakim drżeniem unosiła kąciki ust, to jak bezradna się stawała. Chwila wydająca się beztroska została uchwycona przez Milli, zapamiętana.
- Chyba rozumiem – przyznał w końcu, odrywając wzrok od twarzy gryfonki i przenosząc go na zapatrzoną w niego jasnowłosą narzeczoną Flinta – Masz dar, Mill.
- Nie, mam oczy i umiem z nich korzystać – zachichotała, wklejając zdjęcia delikatnie i ostrożnie – Widzisz, Harry. Ja kradnę te chwile. Ale to ty jesteś tym, który może sprawić, że będzie ich więcej.
- Czy..
- Nie przerywaj mi, chaton – zbeształa go, uderzając lekko w ramię – Mam mnóstwo zdjęć z tobą. Widzę cię, Harry, widzę jaki jesteś. A jesteś potężny, każdy to wie. Jesteś dobry, to również znany fakt. Jednak jesteś również zagubiony, a jednocześnie pewny siebie. Jesteś cichy, ale gotuje się w tobie magia. Jesteś jasny i ciemny. Jesteś tylko chłopcem. A jednocześnie jesteś legendą. Wiesz co widzę na zdjęciu? Człowieka gotowego poświęcić życie dla bliskich. Dlatego właśnie ci ufam, Harry.
- Co znaczy chaton? – mruknął mimowolnie, przetwarzając jej żarliwe słowa.
- To pozostanie moją słodką tajemnicą – wymruczała zadowolona z siebie, puszczając do niego oczko – Czy tylko to wyłapałeś z mojej przemowy?
- Chyba nie wiem co odpowiedzieć – westchnął, ukrywając twarz w dłoniach – Pokładasz we mnie tyle nadziei i wiary.. co jeśli zawiodę?
- Nigdy nas nie zawiedziesz, chaton – zaprotestowała, przeczesując matczynym gestem jego czuprynę – Bądź sobą po prostu.
- Dziękuję, Mills – wymamrotał w jej ramię, pozwalając się objąć szczupłym ramionom ślizgonki – Boję się. Jako Wybraniec chyba nie powinienem. A boję się.
- Każdy się boi i nic dziwnego, że ty również – szepnęła, ściskając go mocniej w ten sposób jaki mama tuliła przestraszonego synka – Odwaga nie oznacza brak strachu. Odwaga jest wtedy, gdy mimo strachu jesteś w stanie się podnieść i wyprostować. Robisz to dzień w dzień, chaton.
- Marcus ma szczęście – odparł w końcu gryfon, gdy dziesięć minut później blondynka wróciła do swojej pracy. Przyglądał się jej płynnym ruchom oraz łagodnemu uśmiechowi rozjaśniającym jej ładną buzię.
- Niezła próba, Harry, ale i tak nie powiem co to znaczy – parsknęła śmiechem, rzucając w niego herbatnikiem – A teraz racz ruszyć bohaterski tyłek i pomóż mi wklejać zdjęcia. Niedługo Marcus skończy przerabiać Transmutację z Mioną.
- Jak w takim aniele może kryć się diabeł – mruknął zielonooki, szczerząc radośnie do blondynki, która zerknęła na niego nieprzychylnie – Jakieś plany macie na dziś z Marcusem?
- Ominęliśmy walentynki tydzień temu w twoim domu – przypomniała mu ponuro, wybierając kolejne zdjęcie – Gloomy coś wymyślił.
- Zapomniałem, że to były walentynki – przyznał powoli, mrugając szybko – Czyli to już luty…
- Za tydzień marzec – zaśmiała się, wskazując głową okno – Nie zauważyłeś, że przez ostatnie tygodnie śnieg się zaczął topić?
- Byłem zajęty – bronił się, podnosząc do ust gorący kubek herbaty. To prawda. Od spotkania na Grimmauld nie miał na nic czasu. Rano treningi z Teodorem, gdzie ćwiczyli Czarną Magię, po południu zajęcia, po lekcjach odrabianie prac domowych z Hermioną oraz Ronem, wieczorem spotkania z dyrektorem i przeglądanie wspomnień. A potem musiał jeszcze wrócić do przyjaciółki, zdać relację oraz powtórzyć materiał. Każdego dnia robił to samo. Nawet z Astorią się ostatnio nie widział, co go smuciło i radowało. Od pamiętnej nocy w pokoju Syriusza coś się zmieniło. A on nie wiedział czy to dobrze, czy źle. I chyba nie chciał wiedzieć.
- Wiem, Harry, wiem – miękko odpowiedziała, podając mu zdjęcie – Zachowaj je. To jedno z moich ulubionych.
Zerknął na otrzymaną fotografię wybuchając śmiechem. Jeden z ich tradycyjnych, piątkowych wieczorów. Draco wraz z Hermioną skuleni w fotelu, Blaise rozwalony na kanapie i siedzący w jego nogach on sam. Astoria chichocząca i rzucająca w nich poduszką, Pansy tasująca karty i dyskutująca z rozbawionym Teodorem. Marcus patrzący wprost na niego, czy wtedy Milli, uśmiechający się ciepło.
- Dzięki – przejechał palcem po ich głowach, kiwając potakująco – Właśnie to jest moja siła.
- Nie ma za co, Harry – westchnęła, wzruszając ramionami – Jesteśmy rodziną. Nie lubię patrzeć jak się zadręczasz tym wszystkich. Masz nas. Rozmawiaj z nami.
- Marcus ma wielkie szczęście – odparł z mocą, łapiąc zaskoczony wzrok blondynki – Będziesz cudowną żoną, Mills.
- Nie będzie to trudne, gdy będę mieć tak cudownego męża – zagryzła wargę, spuszczając spojrzenie na trzymaną stronę – Martwię się raczej o.. inny aspekt. Moi rodzice byli.. specyficznie. Nie chcę.. boję się, że nie spełnię się w tej roli.
- Millicento, uwierz mi, że będziesz najlepszą matką jaka może istnieć – nachylił się, żarliwie kręcąc głową – Jesteś najcieplejszą, najmilszą i najbardziej dobrą osobą jaką znam. Szczerze mówiąc, Mill, jesteś jedynym promieniem w mroku wojny.
- Harry…
- Mówisz, że mi ufasz – kontynuował, wyciągając ręce i chwytając jej szczupłe nadgarstki – Obiecaj mi, że nie zgaśniesz. Nie pozwolisz ciemności zwyciężyć.
- Ja..
- Milka, obiecaj – poprosił, uśmiechając łagodnie – Nie zgaśniesz, prawda?
- Prawda – obiecała, poddańczo potakując. Błękitne oczy błysnęły ciepłem oraz troską, gdy się nachyliła i pocałowała go czule w czoło – Tylko podtrzymaj ten promień.
- Przeszkadzam? – oboje podskoczyli, obracając się w stronę schodów. Marcus uniósł brwi, uśmiechając kpiąco i w trzech susach skracając dzielącą ich odległość. Zupełnie się nie przejął, że zielonooki znajdował się niespotykanie blisko jego dziewczyny. Harry uśmiechnął się leciutko widząc jak blondynka nagle promienieje radością. Uwielbiał obserwować tych dwoje. Byli tak upojeni sobą. Gloomy opadł na sofę, zakrywając oczy ramieniem.
- Żebyś wiedział – mruknął rozbawiony Wybraniec, unikając wymierzonego kopniaka Flinta.
- Umieram, Potter, więc mnie nie męcz – jęknął Flint, wzdychając ciężko. Harry uniósł głowę, kiedy kolejna osoba zeszła po schodach do salonu. Jego przyjaciółka wyglądała na zmęczoną, zmartwioną i jednocześnie zamyśloną. Brązowe strąki sterczały na wszystkie strony, pełna buzia była zarumieniona, a ciemne kręgi pod oczami świadczyły o dręczących ją koszmarach. Ubrana w sweter od pani Weasley zdawała się być drobniejsza i bardziej krucha, ale oczy błyszczały z mocą.
- Jak to przeżyłaś? – Milli zwróciła się do przyjaciółki, machając różdżką w stronę kuchni by wstawić wodę na herbatę.
- Właśnie powiedziałem, ze umieram – zauważył zmarnowany Gloomy, zerkając z ukosa na jasnowłosą ślizgonka, która się do niego uśmiechała złośliwie – A moja słodka narzeczona pyta mojego kata jak się czuje?
- Wiem jak ciężko się z tobą użerać – wytknęła mu dobrotliwie Milka, uśmiechając szerzej na wybuch śmiechu Pottera – Przynajmniej pójdziesz szybciej spać.
- Było ciężko – przyznała gryfonka, zrzucając nogi Flinta i siadając na zwolnionym miejscu – Ale daliśmy radę. Gloomy, błagam, zabieraj te giry.
- Daj człowiekowi wytchnąć, wiedźmo – Harry puścił oczko do rozbawionej Hermiony, rzucając jej dobrotliwie ciasteczko – Marcus właśnie wyszedł z pieczary smoka.
- Z mojej sypialni – zauważyła spokojnie Prefekt, unosząc brew – Co ma to wspólnego z pieczarą smoka?
- A gdzie najczęściej spotykamy Malfoya? W twoim pokoju – zaśmiał się zielonooki, widząc jak policzki nastolatki się rumienią – Och, Miona, nie bądź taką cnotką.
- Naprawdę chcesz poruszać ten temat? – spytała rozdrażniona dziewczyna, mrużąc powieki – Możemy wejść w szczegóły jeśli chcesz. A jest co opowiadać.
- Nie trzeba – wzdrygnął się nagle przerażony Wybraniec, zerkając z błaganiem na blondynkę. Milli kończyła wklejać ostatnie zdjęcia, przysłuchując się im z uśmiechem – Hmm, co u ciebie?
- Czasem twoja głupota mnie zadziwia – mruknęła jasnowłosa, zamykając z trzaskiem album i podnosząc się – Chodź, Marcus, pójdziemy cię położyć spać. Twój mózg tak się nagrzał, że aż dym wylatuje ci przez uszy.
- Myślę, że dobrze mi zrobi jak położysz się ze mną – wymamrotał flirciarko ślizgon, siadając z nową energią i uśmiechając uroczo do przyszłej żony – Działasz na mnie leczniczo.
- Pomyślimy – obiecała mu, podając trzymaną książkę do zielonookiego – Trzymaj. Może znajdziesz więcej siły.
- Oddam nienaruszony – przyrzekł stanowczo chłopak, zaciskając palce na okładce – Dziękuję, Mills.
- W takim razie, miłej nocy – pożegnała się z nimi jasnowłosa, całując na pożegnanie kujonkę w policzek i wyciągając Flinta na korytarz. W oddali słyszeli jeszcze śmiech Bulstrode, która splotła palce z ukochanym. Harry odwrócił wzrok od zamkniętego wejścia, spoglądając z ciekawością na swoją przyjaciółkę. Hermiona przeżuwała powoli ciastko, będąc daleko myślami. Dziedzic Huncwotów wpatrywał się w nią z troską oraz ciepłem, czując ze wyrzuty sumienia zaczęły rosnąć. Przez ostatni tydzień ją zaniedbał. Przychodził jedynie na pisanie esejów, a potem znikał. W takich momentach dziękował wszystkim Założycielom za Malfoya, Zabiniego i Notta. Trójka ślizgonów zawsze jej pilnowała, opiekowała się oraz była po prostu obok.
- Chcesz porozmawiać? – szepnął, wiedząc że sama w końcu przyjdzie do niego, gdy myśli staną się znów klarowne. Przerażała go trochę ta.. cisza. Ten żal w oczach, strach.
- Chcę się przytulić – odparła cicho, spoglądając do niego ze znużeniem – Jestem zmęczona.
- Rozumiem – uśmiechnął się ze smutkiem, podchodząc do niej. Usiadł na sofie, wciągając ją na swoje kolana i mocno obejmując. Swoim zwyczajem spletli kończyny, pozwalając oddechom znaleźć wspólny rytm. Ich serca się zrównały, a palce złączyły. Harry zanurzył nos w lokach przyjaciółki, wdychając truskawkowy zapach. Od drugiego roku często się obejmowali, pozwalali zapomnieć o problemach w swoich ramionach. Wybraniec uwielbiał te chwilę, kiedy zasypiała wtulona w niego. Czuł się.. potrzebny. Czuł się silny. Czuł się jak jej brat.
- Będziesz mnie przytulał też później? – oddech Hermiony połaskotał go w szyję, a zimny nos otarł się o jego obojczyk – Harry?
- Zawsze będę cię przytulał – wymamrotał, zamykając oczy. Później? Co będzie później? Wiedział, że nie chodziło jej o jutro czy przyszły tydzień. Tylko o wojnę, a raczej o to co ich czeka po ostatecznej bitwie. Jak mógł obiecać jej to, skoro nie wiedział czy przeżyje. Ona też to wiedziała. Właśnie dlatego o to prosiła. O nadzieję.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona przymknęła powieki, chłonąc to zwyczajne popołudnie. Po sześciu różnych zajęciach w tym podwójnych eliksirach ze ślizgonami, zasłużyli na wytchnienie. Gryfoni głośno rozmawiali, dyskutując o nic nie ważnych błahostkach. Dziewczyny chichotały plotkując o przystojnych siódmoroczniakach, chłopcy grali w Eksplodującego Durnia. Usłyszała jęk Harry’ego, który opierał się o jej nogi. Zerknęła na przyjaciela, pochylonego nad szachownicą. Uśmiechnęła się pod nosem, przyglądając rozstawionym pionkom. Nie poznawała tej strategii, więc jego przeciwnik musiał wymyślić coś nowego. Uniosła wzrok na siedzącego naprzeciwko Wybrańca rudego Weasleya. Wciąż dziwnie było widzieć go tak normalnego… jak kiedyś. Rude rozczochrane włosy, długie nogi i ręce. Piegowata twarz w końcu nabrała kolorów, a policzki przestały być tak chude. Wargi Rona układały się w prostą linię, kiedy obserwował zielonookiego. Miał na sobie sprany sweter oraz przetarte spodnie, które uważał za swoje ulubione. Wyczuwając jej spojrzenie, uniósł głowę, łapiąc ją na przyglądaniu się.
- Żelka? – zaproponował, machając paczką z ulubionymi przysmakami gryfonki. Skinęła głową, łapiąc zręcznie wiśniowego – ulubionego, o czym dobrze rudy wiedział. Przeżuwając, wciąż nie odwracała wzroku. Lubiła na niego patrzeć, szczególnie teraz. Tak jakby te ostatnie miesiące nie miały miejsca. Ron wiele razy ją przepraszał, błagał o wybaczenie. Tyle, że ona już to zrobiła. Tamten drań, który ją krzywdził nie był nim. To nie był jej tyczkowaty, zabawny i porywczy Ronald. To nie był chłopiec, który ją irytował. To nie był przyjaciel, który rozśmieszał ją w najgorszych momentach. Który miał wielką rodzinę, za którą gotów był zginąć.
- Zabiję go – powiedziała, sama zaskoczona tym wyznaniem. Harry i Ron spojrzeli na nią zdumieni, gdyż zwykle nie deklarowała tak.. dziwnych obietnic.
- Czy coś mnie ominęło? – zapytał zaskoczony Potter, niepewnie rozglądając wokół – Ktoś odłożył książkę na podłogę?
- Nie mam pojęcia, stary – przyznał równie zaniepokojony Ron, otwierając i zamykając buzię – Myślę jednak, że to trybiki w głowie Hermiony się przegrzały. Widzisz jakie ma rumieńce? I te oczy?
- Po prostu go zabiję – skinęła ostro głową, marszcząc brwi – Zemszczę się.
- Zemsta do niczego nie prowadzi, Herm – rudy uśmiechnął się kwaśno – Powtarzałaś nam co rok. Czemu zmieniłaś zdanie?
- Mogę wiedzieć kogo chcesz zabić? – dodał Harry, ponownie odwracając w jej stronę – Czy ON coś zrobił?
- Nie bądź kretynem, Harry, jasne, że nie chce zabić JEGO – sarknął Ron, przewracając oczami na taką niedorzeczność – Nie widzisz, że ona GO kocha? Nie JEGO chce zabić.
Hermiona nie powstrzymała się przed parsknięciem na to omijanie imienia chłopaka. Ale miał rację. Nie miał z tym nic wspólnego Draco, jego nie chciała zabijać. Przynajmniej teraz, gdyż wieczorem pewnie znów zajdzie ją taka ochota. Malfoy bywał równie nieznośny co sklątka. Przyjrzała się z namysłem Weasleyowi, który do tej pory nie miał żadnych obiekcji. Dość dużo czasu zajęło jej opowiedzenia całej historii. O ślizgonach, o Draco, o więzi. Jednak ku jej zdumieniu rudy jedynie potaknął, a potem ją przytulił. Nie powiedział nic. Nie licząc „jeśli cię skrzywdzi, to zmienię go we fretkę i obedrę ze skóry. Podobno można zrobić w ten sposób rękawiczki”. Wiedziała, że powinna bardziej w niego wierzyć. W końcu to RON! Jej Ron. Ten który się o nią troszczy, który ją wkurza, ale również rozumie.
- Chodzi mi o Czarnego Pana – wyjaśniła w końcu, przechylając głowę na bok.
- Voldemorta – poprawił ja odruchowo Harry, po chwili robiąc wielkie oczy.
- To słodkie, Herm, ale ta rola już jest zajęta – Ron wskazał brodą na oszołomionego przyjaciela, który nie odrywał oczu od Prefekt – Wiesz ta cała przepowiednie i te sprawy. Nie wiem czy znajdziesz jakąś lukę i przejmiesz pałeczkę.
- Ta cała przepowiednia i te sprawy – Harry parsknął śmiechem, zasłaniając oczy – Jak możesz podchodzić do tego na takim.. luzie?
- Bo wiem, że nam się uda – odparł spokojnie rudowłosy, marszcząc czoło – Bardziej ciekawi mnie czemu chcesz odebrać tytuł Wybrańca Harry’emu, Miona?
- Skrzywdził tak wiele osób – szepnęła, mrugając przy przepędzić łzy. Ostatnio za dużo płakała – Skrzywdził ciebie, Ronnie.
- To bardzo dobry powód – przyznał uśmiechnięty syn Molly, unosząc obie brwi – Chyba jednak zostaje nam pomaganie temu durnemu Wybrańcowi, Herm. Wiesz, to on wylosował rolę Bohatera. Ty jesteś mózgiem, a ja..
- Ty jesteś spoiwem – podpowiedziała, gdy zamarł z niepewną miną – Jesteś spoiwem oraz światłem.
- Wow – odparł zaskoczony Ronald, rumieniąc z zawstydzenia – Dobrze, że.. eee, wyjaśniliśmy to sobie. Wracajmy do gry, Harry, nim ta wariatka wybierze kolejne ofiary.
Hermiona przewróciła oczami, spoglądając za okno. Miała idealny widok na Zakazany Las i błonia. Śniegu już prawie w ogóle nie było, a słońce radośnie świeciło po przez chmury. Mrozy już odeszły, a wiosna niemalże zawitała. Sama była zaskoczona, gdy Ron powiedział jej, że ominęli walentynki. Dopiero następnego dnia odkryła parę kopert w swoim pokoju, w tym jedną od Harry’ego, Rona, Neville’a i ślizgonów. Dodatkowo leżały dwie nieznane, ale je spaliła. Po co miała czytać jakieś bzdury? Ważny był Draco i kwiatek, który znalazła na poduszce. Niezapominajkę. Do tej pory leżała między stronami jej książki, schowana na pamiątkę. Cieszyła się, że ten dzień ich minął. Nie znosiła walentynek i ku radości jej przyjaciele też. Malfoy jęczał, że musiał spalić sporo kartek. A wcześniej znaleźć tą od Pansy, bo dziewczyna by się wściekła, kiedy by spalił i tą od niej. Hermiona nie wysłała mu żadnych serduszek, lizaków czy słodkich czekoladek. Czując natchnienie podesłała mu odciśnięty na białej kartce pocałunek. Później była zażenowana oraz zdenerwowana, ale blondyn wydawał się zadowolony, kiedy wieczorem po zajęciach do niej przyszedł. Spędzili cała noc wtuleni w siebie, słuchając swoich oddechów. To im wystarczyło w zupełności.
- Strateg – Harry szturchnął ją, wyrywając ze słodkich wspomnień miękkich ust ślizgona na jej własnych. Zarumieniła się soczyście, spuszczając głowę by loki zakryły czerwone policzki.
- Chyba nie nadążam – jęknął Ron, mrugając szybko – Mówicie dziś szyfrem?
- Jesteś strategiem – wyjaśniła mu, uśmiechając ciepło – Tak, myślę, że tak.
- Wybraniec Harry Potter, analityk Hermiona Granger oraz strateg Ronald Weasley – powiedział natchniony zielonooki, szczerząc radośnie – Och, widzę już te nagłówki! „Panna Granger lawiruje między dwoma zasłużonymi, wybitnymi przywódcami!”, „Strateg i analityk przyłapani na.. dogłębnym badaniu.”
- Fuuj – skrzywił się Ron, robiąc kwaśną minę – Nie wierzę, że to powiedziałeś! Hermiona jest jak siostra!
- No dziękuję bardzo, Ronaldzie – parsknęła rozbawiona dziewczyna, mrużąc powieki – Aż tak odstraszam?
- Nie, ale wiesz.. – wzdrygnął się, mierząc ją wzrokiem – Jesteś jak siostra. Ugh, znaczy mam oczy i widzę, że jesteś śliczna, urocza, ale.. eee… jesteś Hermioną!
- Pogrążasz się – niemo powiedział Wybraniec, śmiejąc jeszcze głośniej, gdy rudy zbladł pod czujnym spojrzeniem przyjaciółki.
- Dobra! Hermiono uważam, że jesteś.. ekhmm, bardzo.. bardzo śliczna. I ja wiem, że.. ja… - brat Ginny przełknął z trudem ślinę, spuszczając wzrok – Jeszcze dwa lata temu marzyłbym o tym. O takich tytułach i.. miłości. Między nami. Ale jak na ciebie patrzę, to wiem, że cię kocham. Bardzo. Jednak kocham jak siostrę i wizja.. czegoś między nami jest..
- Dziwna – dokończyła, uśmiechając szeroko i przewracając oczami – Dobrze wiem o co ci chodzi, Ron, ale nie mogłam się powstrzymać. Twoje dukanie poprawia  mi humor.
- Jędza – bąknął pod nosem piegus, wzdychając ciężko i rzucając złe spojrzenie wciąż śmiejącemu się Potterowi – Udław się, łajzo.
- Ohohoh, kto wtedy pokona Voldemorta? – wykrztusił Harry, ocierając mokre policzki – Pamiętaj, Ronaldzie, chcesz mieć tytuł stratega, to muszę przeżyć jeszcze rok.
- Przeżyjesz o wiele więcej – ciepło odparła dziewczyna, gładząc go czule po głowie – Doczekasz się jeszcze idiotycznych tytułów w Proroku.
- „Wybraniec boryka się z łysiną” – zaskrzeczał rudowłosy, poruszając swoim pionkiem i wprowadzając przyjaciela w pułapkę – „Ronald Weasley mistrzem światowym w szachach”.. Szach i mat, bohaterze.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
„ Kochany,
to niesamowite. To co czuję, gdy o Tobie myślę. Gdy wypatruje sowy. Gdy zasypiam wpatrując się w nasze zdjęcie. Wiesz? Jesteś moim światem. Moim światem. Najgorsze, że to niemożliwe! Jak tak młoda osoba może tyle czuć? Jak mogę być prawdziwie zakochana? Czy to nie powinno być zauroczenie jakich wiele? Blaise, z każdym dniem zdaje sobie sprawę jak dziwny jest nasz związek. Widujemy się tak rzadko, piszemy codziennie, rozmawiamy co drugi dzień. Jesteś mi bliższy niż ludzie, których widzę każdego dnia. Jeśli to jest próba. Jeśli uda nam się przetrwać, to sądzę, że zdamy celująco. Bo nikt mnie nie obchodzi. Oprócz Ciebie.
Dziwnie się czuję pisząc tak z serca. Niezręcznie, niepewnie. O czym teraz myślisz? Masz mnie za wariatkę? Cóż, zwariowałam z miłości do Ciebie, to fakt.
Całuję i tęsknię,
Twoja A.
PS. Czemu znów głodzisz Królika?! ”
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Jesteś jaka jesteś, Granger, pogódź się z tym.
Hermiona uśmiechnęła się do swojego odbicia, mierząc uważnym wzrokiem. Ile by teraz dała za ciało Astorii! Za ciało Pansy czy Milli! Zamiast tego wpatrywała się w siebie z niepewnością oraz strachem. Co jeśli na jej widok chęci Draco zmalały? Nie była piękna. Przyjrzała się swoim stopom, kostkom oraz wystającym kolanom. Chyba nie ma na świecie osoby z idealnymi kolanami? Miała grube uda, które zawsze były jej największym zmartwieniem. Biodra szerokie, ale ładnie współgrające z talią. Nie była szczupła, nigdy nie marnowała czasu na diety. Kobieta wygląda jak wygląda, a ona naprawdę lubiła jeść. Nie miała więc teraz płaskiego brzuszka, ale lekko zaokrąglony. Piersi były pełne, dla niej za duże, więc zwykle chowała je pod luźnymi bluzkami. Długa szyja, z której była dumna oraz okrągła twarz. Loki sterczały nieporadnie, wydając się z niej kpić. Kolejnym atutem były jej oczy. Miała duże jak jej matka, lekko skośne co dawało im migdałowy kształt. Również usta, pełna układały się jak serce.
- Jesteś tam? - drgnęła, odwracając wzrok od lustra i zerkając w popłochu na drzwi.
- Tak – odkrzyknęła, schylając się po piżamę. Wsunęła się w krótkie spodenki, przejeżdżając palcem po jednym z pasków, które je zdobiły.
- Chcesz herbaty? Albo kakao? – Draco znów zastukał, wybudzając ją z letargu – Granger?
- Herbata brzmi super – odpowiedziała, wkładając bluzkę ślizgona. Przyjrzała się sobie kolejny raz, z rozmysłem czochrając włosy jeszcze bardziej. Słyszała, że blondyn wyszedł z jej pokoju, napotykając po drodze Teodora. Przejechała dłonią po ogolonych nogach, które były miękkie i gładkie. Szybko popsikała się perfumami, pamiętając by nie przesadzić. W końcu ostrożnie przeszła do sypialni, rozglądając wokół. Rzeczy Malfoya leżały przy biurku, a jego szata schludnie przewieszona została przez oparcie krzesła. Zdążył już wyjąć swoją książkę do Transmutacji oraz notatki, kładąc je na łóżku. Usiadła na miękkim materacu, zerkając na zaznaczone strony. Lubiła pracować z chłopakiem, miał zawsze wszystko schludnie przygotowane. Również jego zapiski były logiczne, spójne oraz ładnie sporządzone. Podobał się jej jego charakter pisma, był o wiele ładniejszy niż jej własny. Stawiał literki kształtne, niemalże kaligrafował.
- Cytrynowa herbata – podskoczyła, unosząc wzrok i napotykając rozbawione szare tęczówki – W porządku?
- Tak, zamyśliłam się – przyznała, sięgając po kubek. Ostrożnie chwyciła go w ręce, rozluźniając pod wpływem jego ciepła. Przyjemny cytrusowy zapach dotarł do jej nozdrzy, przypominając od razu o domu.
- No tak „Komplikacje przemiany rzeczy w istoty żywe” dają do myślenia – Draco zabrał podręcznik z jej kolan, samemu rozsiadając się na łóżku. Ich stopy swoim zwyczajem stykały się, gdy siedzieli naprzeciwko siebie. Hermiona oparła się o kolumnę, dmuchając w napar i zerkając na swój arkusz przygotowany na wypracowanie. Jak miała skupić się teraz na tak prostym temacie jakim było „Zastosowanie bezoaru”, gdy za rogiem czyhała na nich wojna? Wyobraziła sobie, że to tej nocy śmierciożercy wdarli by się do szkoły. Tylu znajomych uczniów zostałoby wystawionych na niebezpieczeństwo. Tyle krwi by się polało.. korytarze Hogwartu stałyby się zimne. Martwe. Co jeśli w tym tłumie znaleźliby się jej najbliżsi? Z trudem powstrzymała się przed wzdrygnięciem na obraz Astorii leżącej bezwładnie, bladej Milli trzymającej wykrwawiającego się Marcusa. Jedynie Draco byłby.. będzie bezpieczny. Jeśli oczywiście przebywanie z tymi ludźmi może być bezpieczne. Nie groziło mu niebezpieczeństwo, bo nikt nie wiedział o ich planach. Oczywiście, wystarczył jeden błąd, jedno potknięcie i jego życie zawisłoby na włosku. Zerknęła z ukosa na towarzysza, pogrążonego w lekturze. Jasne pasma opadały mu na czoło, długie rzęsy rzucały cienie na blade policzki. Wszystko będzie dobrze, prawda? Nikt nie dowie się, że Malfoy spędza u niej wieczory. Nikt nie dowie się, że Malfoy potrafi droczyć się zabawnie z Wybrańcem. Nikt nie dowie się, że Malfoy przestał krzywić się na widok Rona siedzącego w salonie. Nikt nie dowie się, że.. go kocha. Nikt.
- To dość dziwne – chrząknął, nie odrywając wzroku od czytanej strony – Ostatnio zamierasz, przyglądając mi się z tą niebywałą intensywnością, Granger.
- Lubię na ciebie patrzeć – odparła swobodnie, uśmiechając, gdy uniósł zaskoczony głowę – Nie jesteś egoistą. Jesteś..
- Owszem, jestem – zaprzeczył, unosząc kąciki ust i muskając stopą jej łydkę – Inaczej nie siedziałbym tutaj.
- Właśnie dlatego nim nie jesteś – westchnęła, marszcząc brwi – Nie siedziałbyś tu, jeśli nie porzuciłbyś.. wszystkiego. Dla mnie… Draco, ty odrzuciłeś wszystko w co wierzyłeś jako dziecko. Odrzuciłeś tradycje, pozycje oraz dziedzictwo. Dla zwykłej, zarozumiałej mugolaczki.
- Wiem, to zadziwiające, że bywasz taka urzekająca – mruknął, odchylając do tyłu i mrużąc powieki – Jednak zrobiłem to dla swojej przyjemności. Jestem egoistą, bo zamiast pozwolić się historii toczyć tak jak powinna, to pokrzyżowałem plany. Przeznaczenie stało się moim wrogiem, z którym walczę, bo mam potrzebę bycia z tobą. To właśnie robi ze mnie egoistę.
- Czemu chcesz widzieć w sobie potwora? – spytała miękko, kręcąc z politowaniem głową – Draco, wciąż się martwisz. Zadręczasz o przyszłość, troszczysz o moją, a nie swoją przyszłość. Snujesz dalekie plany, które mają mi zapewnić bezpieczeństwo. Nie dbasz o siebie, chociaż to ty jesteś w cholernym niebezpieczeństwie!
- Jestem śmierciożercą, o ironio, nic mi nie grozi w najbliższym czasie właśnie dzięki temu – zaśmiał się sucho, wskazując na ramię – TY jesteś przyjaciółką Wybrańca! Jesteś celem!
- Nie zbaczaj z tematu – warknęła Hermiona, zeskakując z łóżka przy czym zrzuciła przez przypadek książkę chłopaka – Draco.. zrozum. Jeden błąd, jedna niespodziewana osoba, która zobaczy.. nas. I zginiesz. Ktoś zacznie plotkować, ktoś inny opowie to Voldemortowi – blondyn wzdrygnął się na dźwięk imienia swojego pana, przenosząc spojrzenie na krążącą po pokoju dziewczynę – Będziesz wtedy w niebezpieczeństwie! Cholera! I nikt, ale to nikt z nas, nie będzie przy tobie? A co jeśli Voldemort przejrzy twój umysł?
- Znam oklumencję naprawdę dobrze – wzruszył ramionami, przekrzywiając głowę w zamyśleniu – Rozmawialiśmy o tym tysiąc razy. To ja z naszej dwójki jestem bezpieczny, a…
- Bezpieczny – zasyczała niczym zirytowany Harry, przystając i rozkładając ramiona – Z definicji oznacza: a) brak zagrożenia fizycznego, b) ochronę przed nim, c) swobodę działania, której nie towarzyszy poczucie zagrożenia.
- Czy ty właśnie..
- A) Brak zagrożenia w twoim przypadku jest.. śmieszny. Poczynając od ciotki wariatki, która nie szczędzi Cruciatusów po fakt, że Voldemort marzy by cię widzieć cierpiącego – uniosła kolejny palec, zgrzytając zębami – B) Kto cię ochroni? W tym problem. Żaden z tych tchórzy nie drgnie bojąc się sprowadzić na siebie gniew. C) Brak poczucia zagrożenia.. to chyba jest trochę sprzeczne w twoim przypadku, gdyż swobody nie masz żadnej. A zagrożenie czyha na każdym rogu – skrzywiła się, zaplatając ramiona na piersiach – Konkludując. NIE jesteś bezpieczny.
- Zaczynasz panikować – prychnął, jednak jego oczy pozostały poważne – Granger, ja wiem co robię. Wiem. To moje wybory. I tak. Porzucę wszystko co mam jeśli zapewni to ochronę tobie. Jesteś dla mnie najważniejsza. Ale przyjaciele też. Nie czuj się aż tak wyjątkowo, bo dla nich zrobiłbym to samo – mruknął, starając się widocznie podejść ją od innej strony – Po prostu to ciebie kocham.
- Zaczynam panikować – przyznała, przeczesując palcami loki – Tak, zaczynam. Wyobraź sobie, że ja też nie chcę by ci się coś stało. Też myślę o twojej przyszłości. Jak.. jak mam nie panikować, Draco, skoro osoba, którą kocham naraża się na niebezpieczeństwo? Jak mam nie panikować, gdy jesteś gotów zrobić.. wszystko by mnie chronić? Jak?
- Po prostu mi zaufaj – poprosił, wyciągając ręce w jej stronę – Granger, obiecuję, że będzie dobrze.
- Mam dość tego zdania – odsunęła się od niego, kopiąc ze złością krzesło – Wszystko będzie dobrze. Czym jest to wszystko?
- Ty jesteś moim wszystkim – westchnął, podnosząc się i zbliżając powoli, kiedy zamarła – Jeśli bym mógł cofnąć czas, wiedząc jak wygląda dziś.. i przyszłość… nie zmieniłbym niczego. Każdy dzień wyglądałby tak samo.
- Gdybym mogła cię jakoś chronić… – szepnęła, pozwalając zimnym palcom ślizgona przesunąć się po zarumienionym policzku – Boję się o ciebie.
- Gdzie twoja odwaga gryfona? – spytał łagodnie, wciąż śledząc łuk jej szczęki palcami – Gdzie dziewczyna, która mi złamała nos?
- Wiesz, że tego nie chcę, prawda? Nie chcę byś odrzucał swoje dziedzictwo.. swoją rodzinę i przekonania. Nie chcę byś rzucił wszystko, co ma dla ciebie znaczenie, bo.. darzysz mnie uczuciem – wymamrotała, wzdychając, kiedy opuszkami przesunął po jej drżących wargach – Przewróciłeś mój świat do góry nogami. Otworzyłeś oczy na tak wiele spraw.. pokazałeś, że sama byłam zaślepiona szufladkowaniem ludzi. Ukazałeś prawdziwych ślizgonów.. prawdziwego siebie. Draco, zmieniłeś mnie i mój świat. Zmieniłeś.. wszystko.
- Jesteś zarozumiałą, arogancką dziewczynką, z wielkimi przednimi zębami i szopą na głowie – mruknął, uśmiechając blado – Jesteś silna, dobra, potężna, łagodna… jesteś najcudowniejszą plątaniną zalet i wad. Upajającą zagadką..
- Draco, to wszystko może się zacząć.. nawet jutro – przełknęła z trudem ślinę, przybliżając odrobinę i muskając ręką jego brodę – Jutro może być ostatni dzień. Dla nas.
- Sami wybierzemy ostatni dzień – zaprzeczył miękko, obejmując ją w pasie – Nikt nas nie rozdzieli, jeśli im nie pozwolimy. Zrozum, że to od nas wszystko zależy.
- Wszystko.. – powtórzyła, uśmiechając smutno – Czy zastanawiasz się jak będzie potem?
- Na to przyjdzie czas, na myślenie o tym potem – zapewnił ją, mocniej do siebie przyciągając – Czy mogę zostać dziś u ciebie na noc?
- Nigdzie cię nie puszczę – zapewniła, wzdychając i mocno obejmując. Dłonie chłopaka zsunęły się na jej talię, gładząc czule plecy. Hermiona przytknęła nos do jego szyi, pozwalając ich sercom wyrównać rytm. Takich chwil potrzebowali. Chwil zapomnienia. Bo kto wie czy ich potem w ogóle będzie istnieć?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dziewczyna zbiegła ze schodów, zatrzymując się w połowie korytarza i opadła na kolana. Jej oddech rwał się, gdy szloch zamarł w gardle. Oparła się dłońmi o lodowatą podłogę, pozwalając łzom popłynąć po bladych policzkach. Wbiła paznokcie w kamień, opuszczając głowę by złapać zimne powietrze w zduszone płuca. Jej ramiona drżały, gdy po paru minutach podniosła się do góry wciąż chrapliwie biorąc wdechy. Oparła czoło o ścianę, uśmiechając ponuro, kiedy jedyna świecąca pochodnia zgasła. Została sama na ciemnym korytarzu, który ją przytłaczał. Zrobiła niepewny krok przed siebie, nie chcąc nawet sięgać po różdżkę i zapalać światła. Lubiła ciemność. Czyż to nie ironia, że czuła się najlepiej  uciekając przed jasnością? A tak bardzo pragnęła do niej należeć. Czy miała jednak jakiekolwiek szansę by uwolnić się od mroku? On zawsze jej towarzyszył, zawsze był przy niej. W dzieciństwie wyraźnie pamiętała szalone spojrzenia ojca oraz zimne uśmiechy matki. Pamiętała swoje przerażenie przy śniadaniu, kiedy jeden zły ruch sprawiał, że na cały dzień zamykano ją w Pudle. Pudło. Kolejna tajemnica, kalająca jej umysł. Zwykła, duża i pusta komnata. Odrapane ściany, kamienna podłoga. Brak okien. Za niedobre zachowanie, za każdy błąd rodzice ją tam zamykali na cały dzień. Czasem dwa. Sama nie wiedziała ile dokładnie, gdyż w Pudle czasu nie było. Mała dziewczynka w dużym pomieszczeniu. Wydaje się niegroźne? To był jeden z koszmarów jej dzieciństwa. Nie dało się tam nic robić oprócz siedzenia na środku czy w kącie i patrzenia na ścianę. Jeśli spała, to krótko. A może właśnie długo? Nie pamiętała. Wpatrywała się w drzwi, w klamkę czekając na ratunek. Czasem słyszała głos Chrisa, który szeptał do niej zza drewna. Prosił by była dzielna, by coś mu nuciła.
- Zimno – powiedziała na głos, przypominając sobie, że jedynie to wtedy mówiła. Było jej zimno. Ubrana w śliczną sukienkę siedziała na podłodze. Kołysała się na boki i szeptała to słowo. Zimno.
- Pansy?
W końcu wejście zostało otwarte, a jej brat czekał tam na nią. Przestępując z nogi na nogę, wyglądał by ujrzeć jej obojętną twarzyczkę. Chciała by ją przytulił. Chciał ją przytulić. Najpierw jednak ojciec wchodził z poważną, łagodną miną przyglądając się swojej córce przeszywająco. Przerażająco.
- Musisz być twarda, króliczku, musisz być twarda – powtarzał, kręcąc szybko głową – Robię to dla ciebie, skarbie. Musisz być idealna, wiesz? Nie możesz zrzucać sztućców z talerza na obrus.
- Nie mogę – przytakiwała posłusznie, gramoląc z trudem na drżące nogi – Już nigdy tego nie zrobię, tatusiu.
- Nie możesz zachowywać się jak szlama, kochanie – wyjaśniał dalej, wzdychając ciężko – Jesteś ponad wszystkich. Jesteś czystokrwistą damą. Jesteś moją kochaną córeczką, wiesz o tym, prawda? Rozumiesz?
- Tak, tatusiu, rozumiem – potakiwała gorliwie, zaciskając dłonie na brudnej sukience – Muszę być idealna.
- Dobrze – ojciec uśmiechał się z dumą, wskazując drzwi – Idź teraz z bratem i przyprowadź się do porządku. Pamiętaj, Pansy Genevie, nosisz starożytne nazwisko. Ono zobowiązuje. Reprezentuj je godnie.
- Dobrze, tatusiu, będę pamiętać – szepnęła, nie pozwalając drgnąć ani jednemu mięśniowi na swojej twarzyczce chociaż czuła drżenie warg – Będę teraz idealna.
- Pans?
Idealna.. och, jaką przyjemność sprawiała ojcu w następnych latach. Christopher przygotował ją do kolejnych testów rodziców. Ćwiczyli jej mimikę by zawsze kontrolowała pojawiające się na buzi grymasy. Ćwiczyli etykę by zawsze postępowała zgodnie z zasadami. Ćwiczyli politykę, historię i geografię by zawsze była gotowa do poważnych dyskusji. Ćwiczyli taniec by zawsze łapała odpowiedni rytm. Ćwiczyła wstawanie, siadanie, dyganie, tupanie, wzdychanie, mruczenie, uśmiechanie, flirtowanie, płakanie, chodzenie. Ćwiczyli dzień w dzień.
- Pansy, proszę, popatrz na mnie.
Christopher zaczął coraz bardziej się buntować. Miała wtedy chyba siedem lat, gdy po raz pierwszy zabrał ją na mugolski plac zabaw. Spędziła dzień wśród dzieci, dzieląc się zabawkami, babrząc w piaskownicy i drąc sukienkę na drabinkach. To jeden z najlepszych dni jej dzieciństwa. Była wolna od czujnego spojrzenia matki, która patrzyła na nią z obojętnością odkąd wyrosła ze ślicznych, niemowlęcych strojów. Nie czuła przy sobie natarczywej obecności ojca, wytykającego każde potknięcie. Była tylko ona i Chris. Zjedli lody czekoladowe i waniliowe, kupili watę cukrową, karmili kaczki w stawie, chadzali ulicami Londynu. Zatrzymywała się przed gablotami z pięknymi zabawkami, wpatrując w nie dużymi oczami. Dopiero późnym wieczorem wrócili do domu.. piekła. Ojciec czekał w salonie, a matka nalewała mu właśnie Whiskey. Stanęli przed rodzicami, ona wciąż radosna, beztroska i rozmarzona, a on wyprostowany, trzymając ją mocno za rękę.
- Mam tego dość! – wrzasnął w pewnym momencie mężczyzna, który ją niszczył od narodzin – Mam dość, Christopherze, twojego haniebnego zachowania! Spójrz na siebie! Spójrz na siostrę! Do czego ją doprowadziłeś!
- Nic mi nie jest, tatusiu – zaprotestowała, zerkając na brata, który mocniej zacisnął palce na jej dłoni – Bawiliśmy się fantastycznie, co nie?
- Tak. Niezapomniany dzień – przytaknął chłopak, uśmiechając do niej ciepło, a potem posyłając roziskrzone spojrzenie ojcu – Pansy nie może żyć kłamstwami, którymi ją karmisz. Musi zrozumieć, że nie ma lepszych i gorszych, a..
- Kłamstwa! Łgarzu niegodziwy! – matka rodzeństwa zamarła, gdy jej mąż wściekły rzucił szklanką o ścianę, dysząc – Ubrudziłeś ją szlamem. Ubrudziłeś moją słodką, czystą córeczkę.
- Bawiłam się tylko z dziećmi, tatusiu – wymamrotała, chcąc bronić ukochanego brata, który w tym momencie zesztywniał – Oni są tacy jak my.
- Niech Pansy pójdzie do łazienki – odezwał się poważnym tonem Christoph, oblizując spierzchnięte wargi i zerkając na matkę, która patrzyła na swoje buty – Matko, niech Pansy pójdzie się przygotować do snu.
- Kochanie..? – szepnęła kobieta, unosząc na moment wzrok na męża, który przyglądał się swojemu dziedzicowi – Mam zawołać Sheilę, czy ją też pragniesz ukarać?
- Jesteś żałosną kobietą, mamo, nie umiesz uchronić własnej córki – westchnął ciężko brązowowłosy, popychając siostrę w stronę służącej, która stanęła na progu – Idź, Panny.
- Ale..
- Proszę, Pans, idź z Sheilą – błagał ją chłopak, mocniej popychając. Dziewczynka podeszła do służącej, która szybko poprowadziła ją na górne piętro. Pokonując ostatni schodek usłyszała pierwszy wrzask. Krzyk bólu, zwierzęcego cierpienia oraz dziwnie podobny do głosu brata. Służąca mocniej ją pociągnęła, prowadząc do łazienki przy jej sypialni. Za zamkniętymi drzwiami te odgłosy były zgłuszone, a umilkły zupełnie, gdy Sheila zaczęła wpuszczać wodę do wanny. Pansy stanęła przed lustrem wpatrując w swoje odbicie. Parę kosmyków uciekło z dwóch warkoczyków, które uplótł rano Chris. Usta oraz brodę miała ubrudzone czekoladą, a sukienka uzyskała nowe dziury i plamy. Rajstopy nadawały się do wyrzucenia, tak samo jej buty. Czy właśnie to sprawiło, że tatuś się na nich pogniewał? Czy to przez tych.. mugoli?
- Panienko, chodź, kąpiel gotowa – Sheila stanęła za nią, uśmiechając blado na starej, pomarszczonej buzi.
- Nienawidzę mugoli – powiedziała, przysuwając do lustra i marszcząc brwi – Nienawidzę tych plugawych szlam.
- Pansy! Jasna cholera, błagam! Powiedz coś!
- Coś – mruknęła, podciągając kolana pod brodę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że znów zsunęła się na ziemię. Siedziała skulona, bujając na boki jak kiedyś w Pudle. Zamrugała, starając się przyzwyczaić oczy do światła padającego z różdżki. Wpatrywały się w nią duże oczy Astorii, pełne strachu, troski oraz determinacji.
- Jesteś blada, roztrzęsiona oraz.. przerażona – zauważyła delikatnie ślizgonka, z widoczną ulgą siadając tuż przy niej – Rozumiem, że ten korytarz w jakiś sposób oddaje twoje samopoczucie i moje prośby by wrócić do Pokoju Wspólnego.. nic nie dadzą?
- Wracasz od Harry’ego czy dopiero tam idziesz? – chrząknęła, dotykając opuszkami palców bolącej wargi, którą przygryzła do krwi – Nie rób takiej zszokowanej miny. Musiałabym być martwa by nie zobaczyć twoich spojrzeń, jego uśmieszków, przypadkowego dotyku.
- Nie cierpię, gdy popadasz w ten stan – przewróciła oczami zielonooka, poprawiając rękawy swetra – Wracam, jeśli cię to interesuje.
- Dobrze się bawiliście? – mruknęła Pansy, opierając głowę o zimną ścianę i przekrzywiając by móc patrzeć w ciemność ich otaczająca – Czy wy uprawiacie tylko seks? Czy to coś więcej?
- Więcej, znaczy.. to tylko seks brzmi tak tandetnie – westchnęła dziewczyna, przyglądając bez wzruszenia swoim pomalowanym na granatowo paznokciem – Miesiąc temu powiedziałabym, że chodzi tylko o to. Teraz.. nie wiem, Pansy.
- O miłości wiemy niewiele – zgodziła się ponuro Parkinson, zerkając na swoją towarzyszkę. Astoria zmieniła się dzięki Harry’emu. Na lepsza. Nigdy nie była zła, co to, to nie. Jednak zawsze była gotowa zranić innych by uchronić najbliższych, zadać ból. Greengrass była specyficzną osobą od małego. Miała talent do odnajdywania w ludziach największych zalet, ale i słabości. Jedna rozmowa wystarczyła jej zazwyczaj by wiedziała gdzie wbić w przyszłości szpilkę, za jakie sznurki pociągnąć. Była to zadziwiająca umiejętność, która robiła z niej groźnego wroga. Astoria lubowała się w manipulacjach równie bardzo co Draco. Nigdy o tym nie rozmawiali. Żadne z nich. Draco, Blaise, Toria, Marcus, Milli.. nigdy nie rozmawiali o swoich rodzinach, dzieciństwie. Wiedzieli niektóre rzeczy, innych się domyślali. Nie byli jednak gotowi by z kimś o tym porozmawiać.
- Jak to jest być zakochanym? – szepnęła ciemnowłosa ślizgonka, opierając z zamyśleniem brodę o kolana – Jak to jest kochać?
- Nie mnie o to pytaj – wybuchła zgorzchniałym śmiechem Pansy, zaciskając palce na rozczochranych włosach – Nie wiem nawet czy umiem kochać.
- Nie bądź aż tak dramatyczna, Pan – prychnęła szorstko zielonooka, cmokając z dezaprobatą – Skąd mam wiedzieć, że go kocham?
- Może porozmawiaj na ten temat z Draco? Lub lepiej z Hermioną? Milli? – podsunęła niedbale brązowooka, marszcząc nos – Myślę… że to po prostu się wie, rozumiesz? Czujesz, że tylko przy tej osobie jesteś.. sobą. Jesteś silna, potężna, gotowa zrobić.. wszystko. Czy taka jesteś przy Harrym?
- Tak.. taka jestem – przyznała cicho Greengrass, wciągając ze świstem powietrze – Czym w takim razie jest miłość?
- Nie pytaj czym jest, odkryjesz to wtedy, gdy ją spotkasz – Pansy obróciła się, muskając palcami dłoń przyjaciółki – Powiedz mi za tym, Ast, czym jest miłość?
- Brakiem kontroli – odpowiedziała dziewczyna, sztywniejąc i spoglądając w oczy Parkinson, oblizała spierzchnięte wargi szukając odpowiednich słów – Miłość, to … uzależnienie.
- Uzależnienie – powtórzyła jak echo Pansy, unosząc brwi do góry – Wniosek nasuwa się sam, kochana, Astorio. Przepadłaś w tej walce. Poległaś, a miłość zwyciężyła.
- Co jeśli on nie czuje tego samego? – spytała szeptem zielonooka, pierwszy raz wydając się przyjaciółce tak krucha i delikatna. Wszystkie maski Astorii zniknęły w tym momencie, a zielone oczy zaszły mgłą – Boję się miłości równie bardzo co jej pragnę.
- Wróć w takim razie do niego, Toria – poradziła jej ciepło, wskazując głową stronę, z której przyszła – Może go dogonisz.
- Nie przyszedł. On.. nie przyszedł – dziewczyna z trudem przełknęła ślinę, wzdychając – Tydzień. Zero kontaktu. Co jeśli to koniec?
- Nie bądź głupia i nie płacz na sobą – warknęła Pansy, mrużąc powieki – Harry to wciąż ten sam niedomyślny od czasu do czasu Potter. Idź i potrząśnij nim. Astorio, idź i łap miłość. A potem nie puszczaj.
- Jesteś najbardziej popieprzoną osobą jaką znam – zaśmiała się narzeczona Draco, wstając z podłogi i sięgając po różdżkę – Jesteś też najsilniejszą osobą jaką kiedykolwiek poznałam.
- Idź i nie wracaj dziś na noc – zarządziła Parkinson, uśmiechając blado – Ty też jesteś pokręcona, Toria.
- Wiem, wiem – przyznała dziewczyna, spoglądając na nią z troską – Zapal światło, Pans, nie pozwól się stłamsić ciemności. Nie jesteś zła. Jesteś dobra, wiesz?
- Idź – powtórzyła brązowooka, obserwując oddalająca się przyjaciółkę. W końcu kroki ucichły, a światło zgasło. Ponownie została sama w lochach na opuszczonym korytarzu. W ciemnościach. Nigdy nie lubiła samotności. Christopher zawsze był przy niej. Czytał książki, gdy ona bawiła się porcelanowymi lalkami. Spacerował, gdy ona huśtała się na hamaku. Opowiadał bajki, gdy zasypiała. Witał ją uśmiechem, kiedy otwierała oczy. Był zawsze. A potem wyjechał do Hogwartu, a ona została sama. Dom nigdy nie wydawał się taki obcy. Nawet specjalnie skrzypnęła głośniej krzesłem by ojciec zamknął ją w Pudle. Chris zawsze na nią czekał pod drzwiami, czekając kiedy będzie mógł ja przytulić i szeptać słodkie słowa. Pamiętała, że jak był młodszy walczył z tatusiem. Bił się i krzyczał chcąc ją uwolnić. Przytrzymali ją wtedy bez jedzenia. To miała być kara. Kara dla brata. Przepraszał ją potem, płakał i błagał by mu wybaczyła. Tyle, że to nie była jego wina. Głupi, kochany Chris. To nigdy nie była jego wina.
- Hogwart będzie twoim domem – powiedział jej kiedyś, gdy siedzieli na pomoście przy domu i oglądali małe kaczuszki – Jest domem dla każdego ucznia.
- Ale my już mamy dom – zauważyła, wskazując na posiadłość za nimi – Nie chcesz mieć tego samego domu co ja?
- Oczywiście, że to nasz dom – przytaknął, chwytając ją za brodę by spojrzeć w niewinne, dziecięce oczy siostry – Hogwart jest innym domem, Panny. Tam nie ma Pudła.
- A tatuś? – spytała cicho, machając nogami – A mamusia? Nie tęsknisz?
- Nie ma rodziców. Są nauczyciele, którzy się troszczą. Jest Dumbledore, Pansy, potężny i mądry czarodziej – chłopak uśmiechnął się do niej czule – Tęsknię każdego dnia za tobą. Martwię się o ciebie. Ale wiem, że jesteś silna.
- Tatuś chyba nie lubi twojej szkoły – przypomniała, wzdrygając się na wspomnienie wściekłego rodzica. Christopher wysłał im list. Jeden do rodziców, który wywołał furię. A drugi, sekretny, do niej. Dostała go jako pierwsza, a brat kazał jej schować się w ich kryjówce, którą wymyślili, gdy byli młodsi. W ogromnej szafie Pansy dało się poluzować jedną deskę, gdzie jako mała dziewczynka zawsze się chowała. Na prośbę Chrisa po cichu weszła tam, pilnując by nie zostawić śladów. Nie lubiła, kiedy tatuś się gniewał. Potrafił wtedy uderzyć mamusię. Potrafił zamknąć ją w Pudle i zapomnieć o tym. Nie mówiąc o jej braciszku, który wyglądał po takich napadach ojca fatalnie.
- Nie był zadowolony z mojego przydziału – mruknął bardziej do siebie nastolatek, krzywiąc – Proszę, Pansy, postaraj się w trafić do Slytherinu.
- Postaram się – obiecała, chociaż nie wiedziała nawet co – Czemu tam?
- Nie skrzywdzi cię wtedy – odpowiedział cicho, obracając w jej stronę i natarczywie na nią patrząc – Jeśli cokolwiek mi się stanie, Panny, a będziesz potrzebowała pomocy. Dumbledore ci pomoże. Hogwart będzie twoim domem. Dobrze?
- Dobrze – potaknęła, uśmiechając promiennie do brata – Obiecuje, Chris.
Hogwart był jej domem już od sześciu lat. Rodzinę znalazła wśród przyjaciół. Jednak wciąż brakowało w niej Chrisa. Jego oczu, uśmiechów, głosu. Jego dziwnych teorii oraz zapewnień, że krew nie ma znaczenia. Dopiero teraz rozumiała jak odważny był jej brat, że nie bał się mówić o tym na głos. Powtarzał to na balach, spotkaniach, przyjęciach. Później ojciec go karał potwornymi zaklęciami, a on znów głosił swoje idee. Nie przerażała go stała kontrola, opowiadał jej i innym dzieciom o świecie mugoli. O tym, że to strach wywołuje nienawiść. Zgadzała się z nim teraz całkowicie. Rozumiała go. I podziwiała. Ojciec był trudny, był potworem. A chłopak wracał na każde wolne z Hogwartu by się nią zajmować. Ona nie miała zamiaru stąd nigdy wyjechać.
Hogwart był jej dom. Jest nim. Jedynym jaki miała.

8 komentarzy:

  1. Ahhhhhhh.....doczekałam się. Wchodziłam dzisiaj na twojego bloga z 10 razy nie mogąc doczekać się nowego rozdziału !!!!!!:-) :-) :-) Ale zapowiedź następnego rozdziału sprawiła, że tydzień będzie BARDZO dłuuuugi !!!!!.....:-) :-) rozdział jak zwykle cudowny....rozmowa ron-harry-hermiona cudowna, aż się ciepło na sercu pojawiło :-) :-) :-) No nic pozostaje mi jedynie życzyć Ci DUŻO weny !!!!!!!!!!! :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, dziękuję! :D
      Mi ten tydzień leci bardzo szybko, bo matury próbne mają chyba włącznik przyspieszenia czasu ;/
      Jeszcze raz dziękuję, a rozdział pojawi się w piątek z samego rana!

      Usuń
  2. co raz więcej niepewności :D biedna Pansy szkoda mi jej już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału wyczekiwanej chwili :3 Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ta trema czy nie popsuje "tej chwili" ;o
      Mogę ją spokojnie porównać z maturami, które właśnie piszemu xd

      Usuń
  3. Świetny rozdział!!❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Doszłam do końca i teraz będę na bieżąco. W ostatnich dniach Twoje opowiadanie stało się moją lekturą do poduszki i nie wiem jak ja teraz będę wytrzymywać ten czas oczekiwania na nowy rozdział :D dotychczas zawsze jakiś na mnie czekał :)
    Uwielbiam Twoje opowiadanie. Cała ta wizja przyjaźni ze Ślizgonami jest niesamowita bo odkrywa nowe oblicza znanych (lub mniej znanych) bohaterów. Wszystko to jest spójne i chce się czytać dalej. Związek Draco i Hermiony jest skomplikowany ale to dobrze, bo jak takich bohaterów przedstawić tak po prostu? Chyba się nie da.
    Sprawiłaś nawet, że bohaterowie których nie lubię stali się... inni i bardziej przyjaźni :D
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i życzę dużo weny :)

    Zapraszam: http://our-own-sense.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wyobrażasz sobie jak miło mi się w tym momencie zrobiło! Bardzo dziękuję! Bardzo, bardzo! *_* Aż zabrakło mi odpowiednich słów jak wyrazić swoją radość na tak pozytywny komentarz! Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się w następnych rozdziałach!
      Pozdrawiam ciepło,
      L♥

      Usuń