Cześć,
jak tam? U mnie wspaniale! Ten tydzień był jednym słowem.. magiczny! Otóż Lupi pierwszy raz leciała samolotem (co z tego, że to lot z Warszawy do Wrocławia!), była na wymarzonym koncercie Zimmera (ta muzyka filmowa*_*), spędziła cudowny czas z rodziną i opijała się karmelową czekoladą!
A teraz proszę bardzo nowy rozdział! A w następnym? Zdradzę Wam w sekrecie, że będzie oczekiwana scena między Draco, a Hermioną...
Zapraszam do czytania i komentowania!
Cała Wasza,
Lupi♥
- Uczucia nie są słabością. Są siłą.
jak tam? U mnie wspaniale! Ten tydzień był jednym słowem.. magiczny! Otóż Lupi pierwszy raz leciała samolotem (co z tego, że to lot z Warszawy do Wrocławia!), była na wymarzonym koncercie Zimmera (ta muzyka filmowa*_*), spędziła cudowny czas z rodziną i opijała się karmelową czekoladą!
A teraz proszę bardzo nowy rozdział! A w następnym? Zdradzę Wam w sekrecie, że będzie oczekiwana scena między Draco, a Hermioną...
Zapraszam do czytania i komentowania!
Cała Wasza,
Lupi♥
- Uczucia nie są słabością. Są siłą.
- Wiem.
- Dlaczego więc je chowasz? Pozwól się
ponieść intuicji.
- Nie jestem pewien czy jej ufać.
- Ja ci ufam, Harry.
Chłopak uniósł wzrok, spoglądając z
zamyśleniem na towarzyszkę. Niebieskie oczy jaśniały ciepłem oraz łagodnością,
gdy się do niego uśmiechnęła. Dziewczyna podniosła się ze swojego miejsca,
podając mu pliczek małych karteczek. Usiadła tuż przy nim, otwierając na
kolanach album i przewracając strony. Z ciekawością spoglądał jej przez ramię, odnajdując
na licznych zdjęciach również siebie. Na miotle w czasie treningu, na korytarzu,
gdy szedł z Ronem, na błoniach, kiedy spacerował po spotkaniu z Hutzem. Na paru
fotografiach patrzył prosto w kamerę śmiejąc się lub krzywiąc. Na innych nie
wiedział, że jest obserwowany. Uśmiechnął się, kiedy kolejna strona okazała się
być poświęcona Astorii, a jeszcze inna Draco bądź Hermionie. Mnóstwo
poruszających się zdjęć poprzyklejanych było na białych kartkach. Kolorowe
podpisy stanowiły dokładny opis miejsca, daty i czasu. Na niektórych były znaki
zapytania, kiedy osoby nieznane fotografowi przykuły uwagę. Mnóstwo było zdjęć
profesorów, pierwszoroczniaków czy samych pomieszczeń, jak na przykład Wielkiej
Sali.
- Dlaczego? – spytał cicho, podając jej
jedną z nowszych fotografii. Uniósł brwi zauważając, że to był Malfoy siedzący
w Pokoju Wspólnym Slytherinu z oczami utkwionymi w ogniu. Wydawał się być jakiś
starszy, dojrzalszy. Jakby tamten arogant z zeszłego roku zmienił się w
smutnego, doświadczonego młodzieńca.
- Dlaczego ci ufam? – niebieskie tęczówki
błysnęły, gdy złapała jego wzrok. Ponownie uniosła album, pukając paznokciem w
kartkę – Co widzisz na tym?
- Pansy piszącą w swoim notesie? – podsunął
niepewnie, przyglądając fotografii – W tle kominek?
- Tak, to widać od razu – zgodziła się,
wzdychając cicho – A co widzisz jeszcze? Co się skrywa w tym zdjęciu?
Chłopak wzruszył ramionami po paru
minutach, pozwalając sobie rzucić okiem na rozmówczynię. Ślizgonka zmrużyła
powieki, odgarniając zręcznie jasne kosmyki z twarzy i upinając w wysokiego
koczka. Założyła dziś krótką spódniczkę w grochy oraz granatową koszulkę. Jednak po
godzinie włożyła też bluzę Wybrańca, wyglądając w niej zabawnie i delikatniej
niż zwykle.
- Skradziona chwila – wyjaśniła po chwili,
uśmiechając nieśmiało – Robiąc te zdjęcia kradnę parę sekund z życia innych.
Umieszczam ich tu, jakąś część. Popatrz na Pansy, jak zażarcie pisze. Jak
pojawia się niewielka zmarszczka między jej brwiami albo jak zagryza wargę.
Popatrz z jakim oddaniem oraz pasją to robi. Z tyłu? Pokój Wspólny, gdzie
najczęściej dostaje objawienia w sprawie swojej historii. Popatrz, Harry,
popatrz nie na zdjęcie, a na Pans. Na kawałek jej życia. Czyż nie jest piękna?
Czy ten moment nie jest wyjątkowy?
- Uch, sposób w jaki to wszystko mówisz… –
zaśmiał się, napotykając błyszczące oczy blondynki – Nigdy nie patrzyłem na to
z tej strony, Mills.
- Nikt tego nie robi – stwierdziła z żalem,
przyklejając inne zdjęcie. Przyjrzał się fotografii z śmiejącą się Hermioną,
która akurat skakała na łóżku z Zabinim. Wydawała się radosna, bez zmartwień.
Jednak im dłużej patrzył na podskakującą przyjaciółkę tym więcej zauważał, jak
mówiła Bulstrode. To jak jej oczy iskrzyły, ale ukrywały dobrze smutek i
strach. To z jakim drżeniem unosiła kąciki ust, to jak bezradna się stawała.
Chwila wydająca się beztroska została uchwycona przez Milli, zapamiętana.
- Chyba rozumiem – przyznał w końcu,
odrywając wzrok od twarzy gryfonki i przenosząc go na zapatrzoną w niego
jasnowłosą narzeczoną Flinta – Masz dar, Mill.
- Nie, mam oczy i umiem z nich korzystać –
zachichotała, wklejając zdjęcia delikatnie i ostrożnie – Widzisz, Harry. Ja
kradnę te chwile. Ale to ty jesteś tym, który może sprawić, że będzie ich
więcej.
- Czy..
- Nie przerywaj mi, chaton – zbeształa go, uderzając lekko w ramię – Mam mnóstwo zdjęć
z tobą. Widzę cię, Harry, widzę jaki jesteś. A jesteś potężny, każdy to wie.
Jesteś dobry, to również znany fakt. Jednak jesteś również zagubiony, a
jednocześnie pewny siebie. Jesteś cichy, ale gotuje się w tobie magia. Jesteś
jasny i ciemny. Jesteś tylko chłopcem. A jednocześnie jesteś legendą. Wiesz co
widzę na zdjęciu? Człowieka gotowego poświęcić życie dla bliskich. Dlatego
właśnie ci ufam, Harry.
- Co znaczy chaton? – mruknął mimowolnie,
przetwarzając jej żarliwe słowa.
- To pozostanie moją słodką tajemnicą –
wymruczała zadowolona z siebie, puszczając do niego oczko – Czy tylko to
wyłapałeś z mojej przemowy?
- Chyba nie wiem co odpowiedzieć –
westchnął, ukrywając twarz w dłoniach – Pokładasz we mnie tyle nadziei i
wiary.. co jeśli zawiodę?
- Nigdy nas nie zawiedziesz, chaton – zaprotestowała, przeczesując
matczynym gestem jego czuprynę – Bądź sobą po prostu.
- Dziękuję, Mills – wymamrotał w jej ramię,
pozwalając się objąć szczupłym ramionom ślizgonki – Boję się. Jako Wybraniec
chyba nie powinienem. A boję się.
- Każdy się boi i nic dziwnego, że ty
również – szepnęła, ściskając go mocniej w ten sposób jaki mama tuliła przestraszonego synka – Odwaga nie oznacza brak strachu.
Odwaga jest wtedy, gdy mimo strachu jesteś w stanie się podnieść i wyprostować.
Robisz to dzień w dzień, chaton.
- Marcus ma szczęście – odparł w końcu
gryfon, gdy dziesięć minut później blondynka wróciła do swojej pracy.
Przyglądał się jej płynnym ruchom oraz łagodnemu uśmiechowi rozjaśniającym jej
ładną buzię.
- Niezła próba, Harry, ale i tak nie powiem
co to znaczy – parsknęła śmiechem, rzucając w niego herbatnikiem – A teraz racz
ruszyć bohaterski tyłek i pomóż mi wklejać zdjęcia. Niedługo Marcus skończy
przerabiać Transmutację z Mioną.
- Jak w takim aniele może kryć się diabeł –
mruknął zielonooki, szczerząc radośnie do blondynki, która zerknęła na niego
nieprzychylnie – Jakieś plany macie na dziś z Marcusem?
- Ominęliśmy walentynki tydzień temu w
twoim domu – przypomniała mu ponuro, wybierając kolejne zdjęcie – Gloomy coś
wymyślił.
- Zapomniałem, że to były walentynki –
przyznał powoli, mrugając szybko – Czyli to już luty…
- Za tydzień marzec – zaśmiała się,
wskazując głową okno – Nie zauważyłeś, że przez ostatnie tygodnie śnieg się
zaczął topić?
- Byłem zajęty – bronił się, podnosząc do
ust gorący kubek herbaty. To prawda. Od spotkania na Grimmauld nie miał na nic
czasu. Rano treningi z Teodorem, gdzie ćwiczyli Czarną Magię, po południu
zajęcia, po lekcjach odrabianie prac domowych z Hermioną oraz Ronem, wieczorem
spotkania z dyrektorem i przeglądanie wspomnień. A potem musiał jeszcze wrócić
do przyjaciółki, zdać relację oraz powtórzyć materiał. Każdego dnia robił to
samo. Nawet z Astorią się ostatnio nie widział, co go smuciło i radowało. Od
pamiętnej nocy w pokoju Syriusza coś się zmieniło. A on nie wiedział czy to
dobrze, czy źle. I chyba nie chciał wiedzieć.
- Wiem, Harry, wiem – miękko odpowiedziała,
podając mu zdjęcie – Zachowaj je. To jedno z moich ulubionych.
Zerknął na otrzymaną fotografię wybuchając
śmiechem. Jeden z ich tradycyjnych, piątkowych wieczorów. Draco wraz z Hermioną
skuleni w fotelu, Blaise rozwalony na kanapie i siedzący w jego nogach on sam.
Astoria chichocząca i rzucająca w nich poduszką, Pansy tasująca karty i
dyskutująca z rozbawionym Teodorem. Marcus patrzący wprost na niego, czy wtedy
Milli, uśmiechający się ciepło.
- Dzięki – przejechał palcem po ich
głowach, kiwając potakująco – Właśnie to jest moja siła.
- Nie ma za co, Harry – westchnęła,
wzruszając ramionami – Jesteśmy rodziną. Nie lubię patrzeć jak się zadręczasz
tym wszystkich. Masz nas. Rozmawiaj z nami.
- Marcus ma wielkie szczęście – odparł z
mocą, łapiąc zaskoczony wzrok blondynki – Będziesz cudowną żoną, Mills.
- Nie będzie to trudne, gdy będę mieć tak
cudownego męża – zagryzła wargę, spuszczając spojrzenie na trzymaną stronę –
Martwię się raczej o.. inny aspekt. Moi rodzice byli.. specyficznie. Nie chcę..
boję się, że nie spełnię się w tej roli.
- Millicento, uwierz mi, że będziesz
najlepszą matką jaka może istnieć – nachylił się, żarliwie kręcąc głową –
Jesteś najcieplejszą, najmilszą i najbardziej dobrą osobą jaką znam. Szczerze
mówiąc, Mill, jesteś jedynym promieniem w mroku wojny.
- Harry…
- Mówisz, że mi ufasz – kontynuował,
wyciągając ręce i chwytając jej szczupłe nadgarstki – Obiecaj mi, że nie
zgaśniesz. Nie pozwolisz ciemności zwyciężyć.
- Ja..
- Milka, obiecaj – poprosił, uśmiechając
łagodnie – Nie zgaśniesz, prawda?
- Prawda – obiecała, poddańczo potakując.
Błękitne oczy błysnęły ciepłem oraz troską, gdy się nachyliła i pocałowała go czule
w czoło – Tylko podtrzymaj ten promień.
- Przeszkadzam? – oboje podskoczyli,
obracając się w stronę schodów. Marcus uniósł brwi, uśmiechając kpiąco i w
trzech susach skracając dzielącą ich odległość. Zupełnie się nie przejął, że
zielonooki znajdował się niespotykanie blisko jego dziewczyny. Harry uśmiechnął
się leciutko widząc jak blondynka nagle promienieje radością. Uwielbiał
obserwować tych dwoje. Byli tak upojeni sobą. Gloomy opadł na sofę, zakrywając
oczy ramieniem.
- Żebyś wiedział – mruknął rozbawiony
Wybraniec, unikając wymierzonego kopniaka Flinta.
- Umieram, Potter, więc mnie nie męcz –
jęknął Flint, wzdychając ciężko. Harry uniósł głowę, kiedy kolejna osoba zeszła
po schodach do salonu. Jego przyjaciółka wyglądała na zmęczoną, zmartwioną i jednocześnie
zamyśloną. Brązowe strąki sterczały na wszystkie strony, pełna buzia była
zarumieniona, a ciemne kręgi pod oczami świadczyły o dręczących ją koszmarach.
Ubrana w sweter od pani Weasley zdawała się być drobniejsza i bardziej krucha, ale oczy
błyszczały z mocą.
- Jak to przeżyłaś? – Milli zwróciła się do
przyjaciółki, machając różdżką w stronę kuchni by wstawić wodę na herbatę.
- Właśnie powiedziałem, ze umieram –
zauważył zmarnowany Gloomy, zerkając z ukosa na jasnowłosą ślizgonka, która się
do niego uśmiechała złośliwie – A moja słodka narzeczona pyta mojego kata jak
się czuje?
- Wiem jak ciężko się z tobą użerać –
wytknęła mu dobrotliwie Milka, uśmiechając szerzej na wybuch śmiechu Pottera –
Przynajmniej pójdziesz szybciej spać.
- Było ciężko – przyznała gryfonka,
zrzucając nogi Flinta i siadając na zwolnionym miejscu – Ale daliśmy radę.
Gloomy, błagam, zabieraj te giry.
- Daj człowiekowi wytchnąć, wiedźmo – Harry
puścił oczko do rozbawionej Hermiony, rzucając jej dobrotliwie ciasteczko –
Marcus właśnie wyszedł z pieczary smoka.
- Z mojej sypialni – zauważyła spokojnie
Prefekt, unosząc brew – Co ma to wspólnego z pieczarą smoka?
- A gdzie najczęściej spotykamy Malfoya? W
twoim pokoju – zaśmiał się zielonooki, widząc jak policzki nastolatki się
rumienią – Och, Miona, nie bądź taką cnotką.
- Naprawdę chcesz poruszać ten temat? –
spytała rozdrażniona dziewczyna, mrużąc powieki – Możemy wejść w szczegóły
jeśli chcesz. A jest co opowiadać.
- Nie trzeba – wzdrygnął się nagle
przerażony Wybraniec, zerkając z błaganiem na blondynkę. Milli kończyła wklejać
ostatnie zdjęcia, przysłuchując się im z uśmiechem – Hmm, co u ciebie?
- Czasem twoja głupota mnie zadziwia –
mruknęła jasnowłosa, zamykając z trzaskiem album i podnosząc się – Chodź,
Marcus, pójdziemy cię położyć spać. Twój mózg tak się nagrzał, że aż dym
wylatuje ci przez uszy.
- Myślę, że dobrze mi zrobi jak położysz
się ze mną – wymamrotał flirciarko ślizgon, siadając z nową energią i
uśmiechając uroczo do przyszłej żony – Działasz na mnie leczniczo.
- Pomyślimy – obiecała mu, podając trzymaną
książkę do zielonookiego – Trzymaj. Może znajdziesz więcej siły.
- Oddam nienaruszony – przyrzekł stanowczo
chłopak, zaciskając palce na okładce – Dziękuję, Mills.
- W takim razie, miłej nocy – pożegnała się
z nimi jasnowłosa, całując na pożegnanie kujonkę w policzek i wyciągając Flinta
na korytarz. W oddali słyszeli jeszcze śmiech Bulstrode, która splotła palce z
ukochanym. Harry odwrócił wzrok od zamkniętego wejścia, spoglądając z
ciekawością na swoją przyjaciółkę. Hermiona przeżuwała powoli ciastko, będąc
daleko myślami. Dziedzic Huncwotów wpatrywał się w nią z troską oraz ciepłem,
czując ze wyrzuty sumienia zaczęły rosnąć. Przez ostatni tydzień ją zaniedbał.
Przychodził jedynie na pisanie esejów, a potem znikał. W takich momentach
dziękował wszystkim Założycielom za Malfoya, Zabiniego i Notta. Trójka
ślizgonów zawsze jej pilnowała, opiekowała się oraz była po prostu obok.
- Chcesz porozmawiać? – szepnął, wiedząc że
sama w końcu przyjdzie do niego, gdy myśli staną się znów klarowne. Przerażała
go trochę ta.. cisza. Ten żal w oczach, strach.
- Chcę się przytulić – odparła cicho,
spoglądając do niego ze znużeniem – Jestem zmęczona.
- Rozumiem – uśmiechnął się ze smutkiem,
podchodząc do niej. Usiadł na sofie, wciągając ją na swoje kolana i mocno
obejmując. Swoim zwyczajem spletli kończyny, pozwalając oddechom znaleźć
wspólny rytm. Ich serca się zrównały, a palce złączyły. Harry zanurzył nos w
lokach przyjaciółki, wdychając truskawkowy zapach. Od drugiego roku często się
obejmowali, pozwalali zapomnieć o problemach w swoich ramionach. Wybraniec
uwielbiał te chwilę, kiedy zasypiała wtulona w niego. Czuł się.. potrzebny.
Czuł się silny. Czuł się jak jej brat.
- Będziesz mnie przytulał też później? –
oddech Hermiony połaskotał go w szyję, a zimny nos otarł się o jego obojczyk –
Harry?
- Zawsze będę cię przytulał – wymamrotał,
zamykając oczy. Później? Co będzie później? Wiedział, że nie chodziło jej o
jutro czy przyszły tydzień. Tylko o wojnę, a raczej o to co ich czeka po
ostatecznej bitwie. Jak mógł obiecać jej to, skoro nie wiedział czy przeżyje.
Ona też to wiedziała. Właśnie dlatego o to prosiła. O nadzieję.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona przymknęła powieki, chłonąc to
zwyczajne popołudnie. Po sześciu różnych zajęciach w tym podwójnych eliksirach
ze ślizgonami, zasłużyli na wytchnienie. Gryfoni głośno rozmawiali, dyskutując
o nic nie ważnych błahostkach. Dziewczyny chichotały plotkując o przystojnych
siódmoroczniakach, chłopcy grali w Eksplodującego Durnia. Usłyszała jęk Harry’ego, który
opierał się o jej nogi. Zerknęła na przyjaciela, pochylonego nad szachownicą.
Uśmiechnęła się pod nosem, przyglądając rozstawionym pionkom. Nie poznawała tej
strategii, więc jego przeciwnik musiał wymyślić coś nowego. Uniosła wzrok na
siedzącego naprzeciwko Wybrańca rudego Weasleya. Wciąż dziwnie było widzieć go
tak normalnego… jak kiedyś. Rude rozczochrane włosy, długie nogi i ręce.
Piegowata twarz w końcu nabrała kolorów, a policzki przestały być tak chude.
Wargi Rona układały się w prostą linię, kiedy obserwował zielonookiego. Miał na
sobie sprany sweter oraz przetarte spodnie, które uważał za swoje ulubione.
Wyczuwając jej spojrzenie, uniósł głowę, łapiąc ją na przyglądaniu się.
- Żelka? – zaproponował, machając paczką z
ulubionymi przysmakami gryfonki. Skinęła głową, łapiąc zręcznie wiśniowego –
ulubionego, o czym dobrze rudy wiedział. Przeżuwając, wciąż nie odwracała
wzroku. Lubiła na niego patrzeć, szczególnie teraz. Tak jakby te ostatnie
miesiące nie miały miejsca. Ron wiele razy ją przepraszał, błagał o wybaczenie.
Tyle, że ona już to zrobiła. Tamten drań, który ją krzywdził nie był nim. To
nie był jej tyczkowaty, zabawny i porywczy Ronald. To nie był chłopiec, który
ją irytował. To nie był przyjaciel, który rozśmieszał ją w najgorszych
momentach. Który miał wielką rodzinę, za którą gotów był zginąć.
- Zabiję go – powiedziała, sama zaskoczona
tym wyznaniem. Harry i Ron spojrzeli na nią zdumieni, gdyż zwykle nie
deklarowała tak.. dziwnych obietnic.
- Czy coś mnie ominęło? – zapytał
zaskoczony Potter, niepewnie rozglądając wokół – Ktoś odłożył książkę na
podłogę?
- Nie mam pojęcia, stary – przyznał równie
zaniepokojony Ron, otwierając i zamykając buzię – Myślę jednak, że to trybiki w
głowie Hermiony się przegrzały. Widzisz jakie ma rumieńce? I te oczy?
- Po prostu go zabiję – skinęła ostro
głową, marszcząc brwi – Zemszczę się.
- Zemsta do niczego nie prowadzi, Herm –
rudy uśmiechnął się kwaśno – Powtarzałaś nam co rok. Czemu zmieniłaś zdanie?
- Mogę wiedzieć kogo chcesz zabić? – dodał
Harry, ponownie odwracając w jej stronę – Czy ON coś zrobił?
- Nie bądź kretynem, Harry, jasne, że nie
chce zabić JEGO – sarknął Ron, przewracając oczami na taką niedorzeczność – Nie
widzisz, że ona GO kocha? Nie JEGO chce zabić.
Hermiona nie powstrzymała się przed
parsknięciem na to omijanie imienia chłopaka. Ale miał rację. Nie miał z tym
nic wspólnego Draco, jego nie chciała zabijać. Przynajmniej teraz, gdyż
wieczorem pewnie znów zajdzie ją taka ochota. Malfoy bywał równie nieznośny co
sklątka. Przyjrzała się z namysłem Weasleyowi, który do tej pory nie miał
żadnych obiekcji. Dość dużo czasu zajęło jej opowiedzenia całej historii. O
ślizgonach, o Draco, o więzi. Jednak ku jej zdumieniu rudy jedynie potaknął, a
potem ją przytulił. Nie powiedział nic. Nie licząc „jeśli cię skrzywdzi, to
zmienię go we fretkę i obedrę ze skóry. Podobno można zrobić w ten sposób
rękawiczki”. Wiedziała, że powinna bardziej w niego wierzyć. W końcu to RON!
Jej Ron. Ten który się o nią troszczy, który ją wkurza, ale również rozumie.
- Chodzi mi o Czarnego Pana – wyjaśniła w
końcu, przechylając głowę na bok.
- Voldemorta – poprawił ja odruchowo Harry,
po chwili robiąc wielkie oczy.
- To słodkie, Herm, ale ta rola już jest
zajęta – Ron wskazał brodą na oszołomionego przyjaciela, który nie odrywał oczu
od Prefekt – Wiesz ta cała przepowiednie i te sprawy. Nie wiem czy znajdziesz
jakąś lukę i przejmiesz pałeczkę.
- Ta
cała przepowiednia i te sprawy – Harry parsknął śmiechem, zasłaniając oczy
– Jak możesz podchodzić do tego na takim.. luzie?
- Bo wiem, że nam się uda – odparł
spokojnie rudowłosy, marszcząc czoło – Bardziej ciekawi mnie czemu chcesz
odebrać tytuł Wybrańca Harry’emu, Miona?
- Skrzywdził tak wiele osób – szepnęła,
mrugając przy przepędzić łzy. Ostatnio za dużo płakała – Skrzywdził ciebie,
Ronnie.
- To bardzo dobry powód – przyznał
uśmiechnięty syn Molly, unosząc obie brwi – Chyba jednak zostaje nam pomaganie
temu durnemu Wybrańcowi, Herm. Wiesz, to on wylosował rolę Bohatera. Ty jesteś
mózgiem, a ja..
- Ty jesteś spoiwem – podpowiedziała, gdy
zamarł z niepewną miną – Jesteś spoiwem oraz światłem.
- Wow – odparł zaskoczony Ronald, rumieniąc
z zawstydzenia – Dobrze, że.. eee, wyjaśniliśmy to sobie. Wracajmy do gry,
Harry, nim ta wariatka wybierze kolejne ofiary.
Hermiona przewróciła oczami, spoglądając za
okno. Miała idealny widok na Zakazany Las i błonia. Śniegu już prawie w ogóle
nie było, a słońce radośnie świeciło po przez chmury. Mrozy już odeszły, a
wiosna niemalże zawitała. Sama była zaskoczona, gdy Ron powiedział jej, że
ominęli walentynki. Dopiero następnego dnia odkryła parę kopert w swoim pokoju,
w tym jedną od Harry’ego, Rona, Neville’a i ślizgonów. Dodatkowo leżały dwie
nieznane, ale je spaliła. Po co miała czytać jakieś bzdury? Ważny był Draco i
kwiatek, który znalazła na poduszce. Niezapominajkę. Do tej pory leżała między
stronami jej książki, schowana na pamiątkę. Cieszyła się, że ten dzień ich
minął. Nie znosiła walentynek i ku radości jej przyjaciele też. Malfoy jęczał,
że musiał spalić sporo kartek. A wcześniej znaleźć tą od Pansy, bo dziewczyna
by się wściekła, kiedy by spalił i tą od niej. Hermiona nie wysłała mu żadnych
serduszek, lizaków czy słodkich czekoladek. Czując natchnienie podesłała mu
odciśnięty na białej kartce pocałunek. Później była zażenowana oraz
zdenerwowana, ale blondyn wydawał się zadowolony, kiedy wieczorem po zajęciach
do niej przyszedł. Spędzili cała noc wtuleni w siebie, słuchając swoich
oddechów. To im wystarczyło w zupełności.
- Strateg – Harry szturchnął ją, wyrywając
ze słodkich wspomnień miękkich ust ślizgona na jej własnych. Zarumieniła się
soczyście, spuszczając głowę by loki zakryły czerwone policzki.
- Chyba nie nadążam – jęknął Ron, mrugając
szybko – Mówicie dziś szyfrem?
- Jesteś strategiem – wyjaśniła mu,
uśmiechając ciepło – Tak, myślę, że tak.
- Wybraniec Harry Potter, analityk Hermiona
Granger oraz strateg Ronald Weasley – powiedział natchniony zielonooki,
szczerząc radośnie – Och, widzę już te nagłówki! „Panna Granger lawiruje między
dwoma zasłużonymi, wybitnymi przywódcami!”, „Strateg i analityk przyłapani na..
dogłębnym badaniu.”
- Fuuj – skrzywił się Ron, robiąc kwaśną
minę – Nie wierzę, że to powiedziałeś! Hermiona jest jak siostra!
- No dziękuję bardzo, Ronaldzie – parsknęła
rozbawiona dziewczyna, mrużąc powieki – Aż tak odstraszam?
- Nie, ale wiesz.. – wzdrygnął się, mierząc
ją wzrokiem – Jesteś jak siostra. Ugh, znaczy mam oczy i widzę, że jesteś
śliczna, urocza, ale.. eee… jesteś Hermioną!
- Pogrążasz się – niemo powiedział
Wybraniec, śmiejąc jeszcze głośniej, gdy rudy zbladł pod czujnym spojrzeniem
przyjaciółki.
- Dobra! Hermiono uważam, że jesteś..
ekhmm, bardzo.. bardzo śliczna. I ja wiem, że.. ja… - brat Ginny przełknął z
trudem ślinę, spuszczając wzrok – Jeszcze dwa lata temu marzyłbym o tym. O
takich tytułach i.. miłości. Między nami. Ale jak na ciebie patrzę, to wiem, że
cię kocham. Bardzo. Jednak kocham jak siostrę i wizja.. czegoś między nami
jest..
- Dziwna – dokończyła, uśmiechając szeroko
i przewracając oczami – Dobrze wiem o co ci chodzi, Ron, ale nie mogłam się
powstrzymać. Twoje dukanie poprawia mi humor.
- Jędza – bąknął pod nosem piegus,
wzdychając ciężko i rzucając złe spojrzenie wciąż śmiejącemu się Potterowi –
Udław się, łajzo.
- Ohohoh, kto wtedy pokona Voldemorta? –
wykrztusił Harry, ocierając mokre policzki – Pamiętaj, Ronaldzie, chcesz mieć
tytuł stratega, to muszę przeżyć jeszcze rok.
- Przeżyjesz o wiele więcej – ciepło
odparła dziewczyna, gładząc go czule po głowie – Doczekasz się jeszcze
idiotycznych tytułów w Proroku.
- „Wybraniec boryka się z łysiną” –
zaskrzeczał rudowłosy, poruszając swoim pionkiem i wprowadzając przyjaciela w
pułapkę – „Ronald Weasley mistrzem światowym w szachach”.. Szach i mat,
bohaterze.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
„ Kochany,
to niesamowite. To co czuję, gdy o Tobie
myślę. Gdy wypatruje sowy. Gdy zasypiam wpatrując się w nasze zdjęcie. Wiesz?
Jesteś moim światem. Moim światem. Najgorsze, że to niemożliwe! Jak tak młoda
osoba może tyle czuć? Jak mogę być prawdziwie zakochana? Czy to nie powinno być
zauroczenie jakich wiele? Blaise, z każdym dniem zdaje sobie sprawę jak dziwny
jest nasz związek. Widujemy się tak rzadko, piszemy codziennie, rozmawiamy co
drugi dzień. Jesteś mi bliższy niż ludzie, których widzę każdego dnia. Jeśli to
jest próba. Jeśli uda nam się przetrwać, to sądzę, że zdamy celująco. Bo nikt
mnie nie obchodzi. Oprócz Ciebie.
Dziwnie się czuję pisząc tak z serca.
Niezręcznie, niepewnie. O czym teraz myślisz? Masz mnie za wariatkę? Cóż,
zwariowałam z miłości do Ciebie, to fakt.
Całuję i tęsknię,
Twoja A.
PS. Czemu znów głodzisz Królika?! ”
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Jesteś jaka jesteś, Granger, pogódź się z
tym.
Hermiona uśmiechnęła się do swojego
odbicia, mierząc uważnym wzrokiem. Ile by teraz dała za ciało Astorii! Za ciało
Pansy czy Milli! Zamiast tego wpatrywała się w siebie z niepewnością oraz
strachem. Co jeśli na jej widok chęci Draco zmalały? Nie była piękna.
Przyjrzała się swoim stopom, kostkom oraz wystającym kolanom. Chyba nie ma na
świecie osoby z idealnymi kolanami? Miała grube uda, które zawsze były jej
największym zmartwieniem. Biodra szerokie, ale ładnie współgrające z talią. Nie
była szczupła, nigdy nie marnowała czasu na diety. Kobieta wygląda jak wygląda,
a ona naprawdę lubiła jeść. Nie miała więc teraz płaskiego brzuszka, ale lekko
zaokrąglony. Piersi były pełne, dla niej za duże, więc zwykle chowała je pod
luźnymi bluzkami. Długa szyja, z której była dumna oraz okrągła twarz. Loki
sterczały nieporadnie, wydając się z niej kpić. Kolejnym atutem były jej oczy.
Miała duże jak jej matka, lekko skośne co dawało im migdałowy kształt. Również
usta, pełna układały się jak serce.
- Jesteś tam? - drgnęła, odwracając wzrok
od lustra i zerkając w popłochu na drzwi.
- Tak – odkrzyknęła, schylając się po
piżamę. Wsunęła się w krótkie spodenki, przejeżdżając palcem po jednym z
pasków, które je zdobiły.
- Chcesz herbaty? Albo kakao? – Draco znów
zastukał, wybudzając ją z letargu – Granger?
- Herbata brzmi super – odpowiedziała,
wkładając bluzkę ślizgona. Przyjrzała się sobie kolejny raz, z rozmysłem
czochrając włosy jeszcze bardziej. Słyszała, że blondyn wyszedł z jej pokoju,
napotykając po drodze Teodora. Przejechała dłonią po ogolonych nogach, które
były miękkie i gładkie. Szybko popsikała się perfumami, pamiętając by nie
przesadzić. W końcu ostrożnie przeszła do sypialni, rozglądając wokół. Rzeczy
Malfoya leżały przy biurku, a jego szata schludnie przewieszona została przez
oparcie krzesła. Zdążył już wyjąć swoją książkę do Transmutacji oraz notatki,
kładąc je na łóżku. Usiadła na miękkim materacu, zerkając na zaznaczone strony.
Lubiła pracować z chłopakiem, miał zawsze wszystko schludnie przygotowane.
Również jego zapiski były logiczne, spójne oraz ładnie sporządzone. Podobał się
jej jego charakter pisma, był o wiele ładniejszy niż jej własny. Stawiał
literki kształtne, niemalże kaligrafował.
- Cytrynowa herbata – podskoczyła, unosząc
wzrok i napotykając rozbawione szare tęczówki – W porządku?
- Tak, zamyśliłam się – przyznała, sięgając
po kubek. Ostrożnie chwyciła go w ręce, rozluźniając pod wpływem jego ciepła. Przyjemny
cytrusowy zapach dotarł do jej nozdrzy, przypominając od razu o domu.
- No tak „Komplikacje przemiany rzeczy w
istoty żywe” dają do myślenia – Draco zabrał podręcznik z jej kolan, samemu
rozsiadając się na łóżku. Ich stopy swoim zwyczajem stykały się, gdy siedzieli
naprzeciwko siebie. Hermiona oparła się o kolumnę, dmuchając w napar i zerkając
na swój arkusz przygotowany na wypracowanie. Jak miała skupić się teraz na tak
prostym temacie jakim było „Zastosowanie bezoaru”, gdy za rogiem czyhała na
nich wojna? Wyobraziła sobie, że to tej nocy śmierciożercy wdarli by się do
szkoły. Tylu znajomych uczniów zostałoby wystawionych na niebezpieczeństwo.
Tyle krwi by się polało.. korytarze Hogwartu stałyby się zimne. Martwe. Co
jeśli w tym tłumie znaleźliby się jej najbliżsi? Z trudem powstrzymała się
przed wzdrygnięciem na obraz Astorii leżącej bezwładnie, bladej Milli
trzymającej wykrwawiającego się Marcusa. Jedynie Draco byłby.. będzie
bezpieczny. Jeśli oczywiście przebywanie z tymi ludźmi może być bezpieczne. Nie
groziło mu niebezpieczeństwo, bo nikt nie wiedział o ich planach. Oczywiście,
wystarczył jeden błąd, jedno potknięcie i jego życie zawisłoby na włosku.
Zerknęła z ukosa na towarzysza, pogrążonego w lekturze. Jasne pasma opadały mu
na czoło, długie rzęsy rzucały cienie na blade policzki. Wszystko będzie
dobrze, prawda? Nikt nie dowie się, że Malfoy spędza u niej wieczory. Nikt nie
dowie się, że Malfoy potrafi droczyć się zabawnie z Wybrańcem. Nikt nie dowie
się, że Malfoy przestał krzywić się na widok Rona siedzącego w salonie. Nikt
nie dowie się, że.. go kocha. Nikt.
- To dość dziwne – chrząknął, nie odrywając
wzroku od czytanej strony – Ostatnio zamierasz, przyglądając mi się z tą
niebywałą intensywnością, Granger.
- Lubię na ciebie patrzeć – odparła
swobodnie, uśmiechając, gdy uniósł zaskoczony głowę – Nie jesteś egoistą. Jesteś..
- Owszem, jestem – zaprzeczył, unosząc
kąciki ust i muskając stopą jej łydkę – Inaczej nie siedziałbym tutaj.
- Właśnie dlatego nim nie jesteś –
westchnęła, marszcząc brwi – Nie siedziałbyś tu, jeśli nie porzuciłbyś..
wszystkiego. Dla mnie… Draco, ty odrzuciłeś wszystko w co wierzyłeś jako
dziecko. Odrzuciłeś tradycje, pozycje oraz dziedzictwo. Dla zwykłej,
zarozumiałej mugolaczki.
- Wiem, to zadziwiające, że bywasz taka
urzekająca – mruknął, odchylając do tyłu i mrużąc powieki – Jednak zrobiłem to
dla swojej przyjemności. Jestem egoistą, bo zamiast pozwolić się historii
toczyć tak jak powinna, to pokrzyżowałem plany. Przeznaczenie stało się moim
wrogiem, z którym walczę, bo mam potrzebę bycia z tobą. To właśnie robi ze mnie
egoistę.
- Czemu chcesz widzieć w sobie potwora? –
spytała miękko, kręcąc z politowaniem głową – Draco, wciąż się martwisz.
Zadręczasz o przyszłość, troszczysz o moją, a nie swoją przyszłość. Snujesz
dalekie plany, które mają mi zapewnić bezpieczeństwo. Nie dbasz o siebie, chociaż
to ty jesteś w cholernym niebezpieczeństwie!
- Jestem śmierciożercą, o ironio, nic mi
nie grozi w najbliższym czasie właśnie dzięki temu – zaśmiał się sucho,
wskazując na ramię – TY jesteś przyjaciółką Wybrańca! Jesteś celem!
- Nie zbaczaj z tematu – warknęła Hermiona,
zeskakując z łóżka przy czym zrzuciła przez przypadek książkę chłopaka –
Draco.. zrozum. Jeden błąd, jedna niespodziewana osoba, która zobaczy.. nas. I
zginiesz. Ktoś zacznie plotkować, ktoś inny opowie to Voldemortowi – blondyn
wzdrygnął się na dźwięk imienia swojego pana, przenosząc spojrzenie na krążącą
po pokoju dziewczynę – Będziesz wtedy w niebezpieczeństwie! Cholera! I nikt,
ale to nikt z nas, nie będzie przy tobie? A co jeśli Voldemort przejrzy twój
umysł?
- Znam oklumencję naprawdę dobrze –
wzruszył ramionami, przekrzywiając głowę w zamyśleniu – Rozmawialiśmy o tym
tysiąc razy. To ja z naszej dwójki jestem bezpieczny, a…
- Bezpieczny – zasyczała niczym zirytowany
Harry, przystając i rozkładając ramiona – Z definicji oznacza: a) brak
zagrożenia fizycznego, b) ochronę przed nim, c) swobodę działania, której nie
towarzyszy poczucie zagrożenia.
- Czy ty właśnie..
- A) Brak zagrożenia w twoim przypadku
jest.. śmieszny. Poczynając od ciotki wariatki, która nie szczędzi Cruciatusów
po fakt, że Voldemort marzy by cię widzieć cierpiącego – uniosła kolejny palec,
zgrzytając zębami – B) Kto cię ochroni? W tym problem. Żaden z tych tchórzy nie
drgnie bojąc się sprowadzić na siebie gniew. C) Brak poczucia zagrożenia.. to
chyba jest trochę sprzeczne w twoim przypadku, gdyż swobody nie masz żadnej. A
zagrożenie czyha na każdym rogu – skrzywiła się, zaplatając ramiona na
piersiach – Konkludując. NIE jesteś bezpieczny.
- Zaczynasz panikować – prychnął, jednak
jego oczy pozostały poważne – Granger, ja wiem co robię. Wiem. To moje wybory.
I tak. Porzucę wszystko co mam jeśli zapewni to ochronę tobie. Jesteś dla mnie
najważniejsza. Ale przyjaciele też. Nie czuj się aż tak wyjątkowo, bo dla nich
zrobiłbym to samo – mruknął, starając się widocznie podejść ją od innej strony
– Po prostu to ciebie kocham.
- Zaczynam panikować – przyznała,
przeczesując palcami loki – Tak, zaczynam. Wyobraź sobie, że ja też nie chcę by
ci się coś stało. Też myślę o twojej przyszłości. Jak.. jak mam nie panikować,
Draco, skoro osoba, którą kocham naraża się na niebezpieczeństwo? Jak mam nie
panikować, gdy jesteś gotów zrobić.. wszystko by mnie chronić? Jak?
- Po prostu mi zaufaj – poprosił,
wyciągając ręce w jej stronę – Granger, obiecuję, że będzie dobrze.
- Mam dość tego zdania – odsunęła się od
niego, kopiąc ze złością krzesło – Wszystko
będzie dobrze. Czym jest to wszystko?
- Ty jesteś moim wszystkim – westchnął,
podnosząc się i zbliżając powoli, kiedy zamarła – Jeśli bym mógł cofnąć czas,
wiedząc jak wygląda dziś.. i przyszłość… nie zmieniłbym niczego. Każdy dzień
wyglądałby tak samo.
- Gdybym mogła cię jakoś chronić… –
szepnęła, pozwalając zimnym palcom ślizgona przesunąć się po zarumienionym
policzku – Boję się o ciebie.
- Gdzie twoja odwaga gryfona? – spytał
łagodnie, wciąż śledząc łuk jej szczęki palcami – Gdzie dziewczyna, która mi
złamała nos?
- Wiesz, że tego nie chcę, prawda? Nie chcę
byś odrzucał swoje dziedzictwo.. swoją rodzinę i przekonania. Nie chcę byś
rzucił wszystko, co ma dla ciebie znaczenie, bo.. darzysz mnie uczuciem –
wymamrotała, wzdychając, kiedy opuszkami przesunął po jej drżących wargach – Przewróciłeś
mój świat do góry nogami. Otworzyłeś oczy na tak wiele spraw.. pokazałeś, że
sama byłam zaślepiona szufladkowaniem ludzi. Ukazałeś prawdziwych ślizgonów..
prawdziwego siebie. Draco, zmieniłeś mnie i mój świat. Zmieniłeś.. wszystko.
- Jesteś zarozumiałą, arogancką
dziewczynką, z wielkimi przednimi zębami i szopą na głowie – mruknął,
uśmiechając blado – Jesteś silna, dobra, potężna, łagodna… jesteś najcudowniejszą
plątaniną zalet i wad. Upajającą zagadką..
- Draco, to wszystko może się zacząć..
nawet jutro – przełknęła z trudem ślinę, przybliżając odrobinę i muskając ręką
jego brodę – Jutro może być ostatni dzień. Dla nas.
- Sami wybierzemy ostatni dzień –
zaprzeczył miękko, obejmując ją w pasie – Nikt nas nie rozdzieli, jeśli im nie
pozwolimy. Zrozum, że to od nas wszystko zależy.
- Wszystko.. – powtórzyła, uśmiechając
smutno – Czy zastanawiasz się jak będzie potem?
- Na to przyjdzie czas, na myślenie o tym potem – zapewnił ją, mocniej do siebie
przyciągając – Czy mogę zostać dziś u ciebie na noc?
- Nigdzie cię nie puszczę – zapewniła,
wzdychając i mocno obejmując. Dłonie chłopaka zsunęły się na jej talię, gładząc
czule plecy. Hermiona przytknęła nos do jego szyi, pozwalając ich sercom
wyrównać rytm. Takich chwil potrzebowali. Chwil zapomnienia. Bo kto wie czy ich
potem
w ogóle będzie istnieć?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dziewczyna zbiegła ze schodów, zatrzymując
się w połowie korytarza i opadła na kolana. Jej oddech rwał się, gdy szloch
zamarł w gardle. Oparła się dłońmi o lodowatą podłogę, pozwalając łzom popłynąć
po bladych policzkach. Wbiła paznokcie w kamień, opuszczając głowę by złapać
zimne powietrze w zduszone płuca. Jej ramiona drżały, gdy po paru minutach
podniosła się do góry wciąż chrapliwie biorąc wdechy. Oparła czoło o ścianę,
uśmiechając ponuro, kiedy jedyna świecąca pochodnia zgasła. Została sama na
ciemnym korytarzu, który ją przytłaczał. Zrobiła niepewny krok przed siebie,
nie chcąc nawet sięgać po różdżkę i zapalać światła. Lubiła ciemność. Czyż to
nie ironia, że czuła się najlepiej
uciekając przed jasnością? A tak bardzo pragnęła do niej należeć. Czy
miała jednak jakiekolwiek szansę by uwolnić się od mroku? On zawsze jej
towarzyszył, zawsze był przy niej. W dzieciństwie wyraźnie pamiętała szalone
spojrzenia ojca oraz zimne uśmiechy matki. Pamiętała swoje przerażenie przy
śniadaniu, kiedy jeden zły ruch sprawiał, że na cały dzień zamykano ją w Pudle.
Pudło. Kolejna tajemnica, kalająca jej umysł. Zwykła, duża i pusta komnata.
Odrapane ściany, kamienna podłoga. Brak okien. Za niedobre zachowanie, za każdy
błąd rodzice ją tam zamykali na cały dzień. Czasem dwa. Sama nie wiedziała ile
dokładnie, gdyż w Pudle czasu nie było. Mała dziewczynka w dużym pomieszczeniu.
Wydaje się niegroźne? To był jeden z koszmarów jej dzieciństwa. Nie dało się
tam nic robić oprócz siedzenia na środku czy w kącie i patrzenia na ścianę.
Jeśli spała, to krótko. A może właśnie długo? Nie pamiętała. Wpatrywała się w
drzwi, w klamkę czekając na ratunek. Czasem słyszała głos Chrisa, który szeptał
do niej zza drewna. Prosił by była dzielna, by coś mu nuciła.
- Zimno – powiedziała na głos,
przypominając sobie, że jedynie to wtedy mówiła. Było jej zimno. Ubrana w
śliczną sukienkę siedziała na podłodze. Kołysała się na boki i szeptała to
słowo. Zimno.
- Pansy?
W
końcu wejście zostało otwarte, a jej brat czekał tam na nią. Przestępując z
nogi na nogę, wyglądał by ujrzeć jej obojętną twarzyczkę. Chciała by ją
przytulił. Chciał ją przytulić. Najpierw jednak ojciec wchodził z poważną,
łagodną miną przyglądając się swojej córce przeszywająco. Przerażająco.
-
Musisz być twarda, króliczku, musisz być twarda – powtarzał, kręcąc szybko
głową – Robię to dla ciebie, skarbie. Musisz być idealna, wiesz? Nie możesz
zrzucać sztućców z talerza na obrus.
-
Nie mogę – przytakiwała posłusznie, gramoląc z trudem na drżące nogi – Już
nigdy tego nie zrobię, tatusiu.
-
Nie możesz zachowywać się jak szlama, kochanie – wyjaśniał dalej,
wzdychając ciężko – Jesteś ponad wszystkich. Jesteś czystokrwistą damą. Jesteś
moją kochaną córeczką, wiesz o tym, prawda? Rozumiesz?
-
Tak, tatusiu, rozumiem – potakiwała gorliwie, zaciskając dłonie na brudnej
sukience – Muszę być idealna.
-
Dobrze – ojciec uśmiechał się z dumą, wskazując drzwi – Idź teraz z bratem i przyprowadź
się do porządku. Pamiętaj, Pansy Genevie, nosisz starożytne nazwisko. Ono
zobowiązuje. Reprezentuj je godnie.
-
Dobrze, tatusiu, będę pamiętać – szepnęła, nie pozwalając drgnąć ani jednemu
mięśniowi na swojej twarzyczce chociaż czuła drżenie warg – Będę teraz idealna.
- Pans?
Idealna.. och, jaką przyjemność sprawiała
ojcu w następnych latach. Christopher przygotował ją do kolejnych testów
rodziców. Ćwiczyli jej mimikę by zawsze kontrolowała pojawiające się na buzi
grymasy. Ćwiczyli etykę by zawsze postępowała zgodnie z zasadami. Ćwiczyli
politykę, historię i geografię by zawsze była gotowa do poważnych dyskusji.
Ćwiczyli taniec by zawsze łapała odpowiedni rytm. Ćwiczyła wstawanie, siadanie,
dyganie, tupanie, wzdychanie, mruczenie, uśmiechanie, flirtowanie, płakanie, chodzenie.
Ćwiczyli dzień w dzień.
- Pansy, proszę, popatrz na mnie.
Christopher zaczął coraz bardziej się
buntować. Miała wtedy chyba siedem lat, gdy po raz pierwszy zabrał ją na
mugolski plac zabaw. Spędziła dzień wśród dzieci, dzieląc się zabawkami,
babrząc w piaskownicy i drąc sukienkę na drabinkach. To jeden z najlepszych dni
jej dzieciństwa. Była wolna od czujnego spojrzenia matki, która patrzyła na nią
z obojętnością odkąd wyrosła ze ślicznych, niemowlęcych strojów. Nie czuła przy
sobie natarczywej obecności ojca, wytykającego każde potknięcie. Była tylko ona
i Chris. Zjedli lody czekoladowe i waniliowe, kupili watę cukrową, karmili
kaczki w stawie, chadzali ulicami Londynu. Zatrzymywała się przed gablotami z
pięknymi zabawkami, wpatrując w nie dużymi oczami. Dopiero późnym wieczorem
wrócili do domu.. piekła. Ojciec czekał w salonie, a matka nalewała mu właśnie
Whiskey. Stanęli przed rodzicami, ona wciąż radosna, beztroska i rozmarzona, a
on wyprostowany, trzymając ją mocno za rękę.
- Mam
tego dość! – wrzasnął w pewnym momencie mężczyzna, który ją niszczył od
narodzin – Mam dość, Christopherze, twojego haniebnego zachowania! Spójrz na
siebie! Spójrz na siostrę! Do czego ją doprowadziłeś!
-
Nic mi nie jest, tatusiu – zaprotestowała, zerkając na brata, który mocniej
zacisnął palce na jej dłoni – Bawiliśmy się fantastycznie, co nie?
-
Tak. Niezapomniany dzień – przytaknął chłopak, uśmiechając do niej ciepło, a
potem posyłając roziskrzone spojrzenie ojcu – Pansy nie może żyć kłamstwami,
którymi ją karmisz. Musi zrozumieć, że nie ma lepszych i gorszych, a..
-
Kłamstwa! Łgarzu niegodziwy! – matka rodzeństwa zamarła, gdy jej mąż wściekły
rzucił szklanką o ścianę, dysząc – Ubrudziłeś ją szlamem. Ubrudziłeś moją
słodką, czystą córeczkę.
-
Bawiłam się tylko z dziećmi, tatusiu – wymamrotała, chcąc bronić ukochanego
brata, który w tym momencie zesztywniał – Oni są tacy jak my.
-
Niech Pansy pójdzie do łazienki – odezwał się poważnym tonem Christoph,
oblizując spierzchnięte wargi i zerkając na matkę, która patrzyła na swoje buty
– Matko, niech Pansy pójdzie się przygotować do snu.
- Kochanie..?
– szepnęła kobieta, unosząc na moment wzrok na męża, który przyglądał się
swojemu dziedzicowi – Mam zawołać Sheilę, czy ją też pragniesz ukarać?
-
Jesteś żałosną kobietą, mamo, nie umiesz uchronić własnej córki – westchnął
ciężko brązowowłosy, popychając siostrę w stronę służącej, która stanęła na
progu – Idź, Panny.
-
Ale..
-
Proszę, Pans, idź z Sheilą – błagał ją chłopak, mocniej popychając. Dziewczynka
podeszła do służącej, która szybko poprowadziła ją na górne piętro. Pokonując
ostatni schodek usłyszała pierwszy wrzask. Krzyk bólu, zwierzęcego cierpienia
oraz dziwnie podobny do głosu brata. Służąca mocniej ją pociągnęła, prowadząc
do łazienki przy jej sypialni. Za zamkniętymi drzwiami te odgłosy były
zgłuszone, a umilkły zupełnie, gdy Sheila zaczęła wpuszczać wodę do wanny.
Pansy stanęła przed lustrem wpatrując w swoje odbicie. Parę kosmyków uciekło z
dwóch warkoczyków, które uplótł rano Chris. Usta oraz brodę miała ubrudzone
czekoladą, a sukienka uzyskała nowe dziury i plamy. Rajstopy nadawały się do
wyrzucenia, tak samo jej buty. Czy właśnie to sprawiło, że tatuś się na nich
pogniewał? Czy to przez tych.. mugoli?
-
Panienko, chodź, kąpiel gotowa – Sheila stanęła za nią, uśmiechając blado na
starej, pomarszczonej buzi.
-
Nienawidzę mugoli – powiedziała, przysuwając do lustra i marszcząc brwi –
Nienawidzę tych plugawych szlam.
- Pansy! Jasna cholera, błagam! Powiedz
coś!
- Coś – mruknęła, podciągając kolana pod
brodę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że znów zsunęła się na ziemię. Siedziała
skulona, bujając na boki jak kiedyś w Pudle. Zamrugała, starając się
przyzwyczaić oczy do światła padającego z różdżki. Wpatrywały się w nią duże
oczy Astorii, pełne strachu, troski oraz determinacji.
- Jesteś blada, roztrzęsiona oraz..
przerażona – zauważyła delikatnie ślizgonka, z widoczną ulgą siadając tuż przy
niej – Rozumiem, że ten korytarz w jakiś sposób oddaje twoje samopoczucie i
moje prośby by wrócić do Pokoju Wspólnego.. nic nie dadzą?
- Wracasz od Harry’ego czy dopiero tam
idziesz? – chrząknęła, dotykając opuszkami palców bolącej wargi, którą
przygryzła do krwi – Nie rób takiej zszokowanej miny. Musiałabym być martwa by
nie zobaczyć twoich spojrzeń, jego uśmieszków, przypadkowego dotyku.
- Nie cierpię, gdy popadasz w ten stan –
przewróciła oczami zielonooka, poprawiając rękawy swetra – Wracam, jeśli cię to
interesuje.
- Dobrze się bawiliście? – mruknęła Pansy,
opierając głowę o zimną ścianę i przekrzywiając by móc patrzeć w ciemność ich
otaczająca – Czy wy uprawiacie tylko seks? Czy to coś więcej?
- Więcej, znaczy.. to tylko seks brzmi tak
tandetnie – westchnęła dziewczyna, przyglądając bez wzruszenia swoim pomalowanym
na granatowo paznokciem – Miesiąc temu powiedziałabym, że chodzi tylko o to.
Teraz.. nie wiem, Pansy.
- O miłości wiemy niewiele – zgodziła
się ponuro Parkinson, zerkając na swoją towarzyszkę. Astoria zmieniła się
dzięki Harry’emu. Na lepsza. Nigdy nie była zła, co to, to nie. Jednak zawsze
była gotowa zranić innych by uchronić najbliższych, zadać ból. Greengrass była
specyficzną osobą od małego. Miała talent do odnajdywania w ludziach
największych zalet, ale i słabości. Jedna rozmowa wystarczyła jej zazwyczaj by
wiedziała gdzie wbić w przyszłości szpilkę, za jakie sznurki pociągnąć. Była to
zadziwiająca umiejętność, która robiła z niej groźnego wroga. Astoria lubowała
się w manipulacjach równie bardzo co Draco. Nigdy o tym nie rozmawiali. Żadne z
nich. Draco, Blaise, Toria, Marcus, Milli.. nigdy nie rozmawiali o swoich
rodzinach, dzieciństwie. Wiedzieli niektóre rzeczy, innych się domyślali. Nie
byli jednak gotowi by z kimś o tym porozmawiać.
- Jak to jest być zakochanym? – szepnęła
ciemnowłosa ślizgonka, opierając z zamyśleniem brodę o kolana – Jak to jest
kochać?
- Nie mnie o to pytaj – wybuchła zgorzchniałym
śmiechem Pansy, zaciskając palce na rozczochranych włosach – Nie wiem nawet czy
umiem kochać.
- Nie bądź aż tak dramatyczna, Pan –
prychnęła szorstko zielonooka, cmokając z dezaprobatą – Skąd mam wiedzieć, że
go kocham?
- Może porozmawiaj na ten temat z Draco?
Lub lepiej z Hermioną? Milli? – podsunęła niedbale brązowooka, marszcząc nos –
Myślę… że to po prostu się wie, rozumiesz? Czujesz, że tylko przy tej osobie
jesteś.. sobą. Jesteś silna, potężna, gotowa zrobić.. wszystko. Czy taka jesteś
przy Harrym?
- Tak.. taka jestem – przyznała cicho
Greengrass, wciągając ze świstem powietrze – Czym w takim razie jest miłość?
- Nie pytaj czym jest, odkryjesz to wtedy,
gdy ją spotkasz – Pansy obróciła się, muskając palcami dłoń przyjaciółki –
Powiedz mi za tym, Ast, czym jest miłość?
- Brakiem kontroli – odpowiedziała
dziewczyna, sztywniejąc i spoglądając w oczy Parkinson, oblizała spierzchnięte
wargi szukając odpowiednich słów – Miłość, to … uzależnienie.
- Uzależnienie – powtórzyła jak echo Pansy,
unosząc brwi do góry – Wniosek nasuwa się sam, kochana, Astorio. Przepadłaś w
tej walce. Poległaś, a miłość zwyciężyła.
- Co jeśli on nie czuje tego samego? –
spytała szeptem zielonooka, pierwszy raz wydając się przyjaciółce tak krucha i
delikatna. Wszystkie maski Astorii zniknęły w tym momencie, a zielone oczy
zaszły mgłą – Boję się miłości równie bardzo co jej pragnę.
- Wróć w takim razie do niego, Toria –
poradziła jej ciepło, wskazując głową stronę, z której przyszła – Może go
dogonisz.
- Nie przyszedł. On.. nie przyszedł –
dziewczyna z trudem przełknęła ślinę, wzdychając – Tydzień. Zero kontaktu. Co
jeśli to koniec?
- Nie bądź głupia i nie płacz na sobą –
warknęła Pansy, mrużąc powieki – Harry to wciąż ten sam niedomyślny od czasu do
czasu Potter. Idź i potrząśnij nim. Astorio, idź i łap miłość. A potem nie
puszczaj.
- Jesteś najbardziej popieprzoną osobą jaką
znam – zaśmiała się narzeczona Draco, wstając z podłogi i sięgając po różdżkę –
Jesteś też najsilniejszą osobą jaką kiedykolwiek poznałam.
- Idź i nie wracaj dziś na noc – zarządziła
Parkinson, uśmiechając blado – Ty też jesteś pokręcona, Toria.
- Wiem, wiem – przyznała dziewczyna,
spoglądając na nią z troską – Zapal światło, Pans, nie pozwól się stłamsić
ciemności. Nie jesteś zła. Jesteś dobra, wiesz?
- Idź – powtórzyła brązowooka, obserwując
oddalająca się przyjaciółkę. W końcu kroki ucichły, a światło zgasło. Ponownie
została sama w lochach na opuszczonym korytarzu. W ciemnościach. Nigdy nie
lubiła samotności. Christopher zawsze był przy niej. Czytał książki, gdy ona
bawiła się porcelanowymi lalkami. Spacerował, gdy ona huśtała się na hamaku.
Opowiadał bajki, gdy zasypiała. Witał ją uśmiechem, kiedy otwierała oczy. Był
zawsze. A potem wyjechał do Hogwartu, a ona została sama. Dom nigdy nie wydawał
się taki obcy. Nawet specjalnie skrzypnęła głośniej krzesłem by ojciec zamknął
ją w Pudle. Chris zawsze na nią czekał pod drzwiami, czekając kiedy będzie mógł
ja przytulić i szeptać słodkie słowa. Pamiętała, że jak był młodszy walczył z
tatusiem. Bił się i krzyczał chcąc ją uwolnić. Przytrzymali ją wtedy bez
jedzenia. To miała być kara. Kara dla brata. Przepraszał ją potem, płakał i
błagał by mu wybaczyła. Tyle, że to nie była jego wina. Głupi, kochany Chris.
To nigdy nie była jego wina.
-
Hogwart będzie twoim domem – powiedział jej kiedyś, gdy siedzieli na pomoście
przy domu i oglądali małe kaczuszki – Jest domem dla każdego ucznia.
-
Ale my już mamy dom – zauważyła, wskazując na posiadłość za nimi – Nie chcesz
mieć tego samego domu co ja?
-
Oczywiście, że to nasz dom – przytaknął, chwytając ją za brodę by spojrzeć w
niewinne, dziecięce oczy siostry – Hogwart jest innym domem, Panny. Tam nie ma
Pudła.
-
A tatuś? – spytała cicho, machając nogami – A mamusia? Nie tęsknisz?
-
Nie ma rodziców. Są nauczyciele, którzy się troszczą. Jest Dumbledore, Pansy,
potężny i mądry czarodziej – chłopak uśmiechnął się do niej czule – Tęsknię
każdego dnia za tobą. Martwię się o ciebie. Ale wiem, że jesteś silna.
-
Tatuś chyba nie lubi twojej szkoły – przypomniała, wzdrygając się na
wspomnienie wściekłego rodzica. Christopher wysłał im list. Jeden do rodziców,
który wywołał furię. A drugi, sekretny, do niej. Dostała go jako pierwsza, a
brat kazał jej schować się w ich kryjówce, którą wymyślili, gdy byli młodsi. W
ogromnej szafie Pansy dało się poluzować jedną deskę, gdzie jako mała
dziewczynka zawsze się chowała. Na prośbę Chrisa po cichu weszła tam, pilnując
by nie zostawić śladów. Nie lubiła, kiedy tatuś się gniewał. Potrafił wtedy
uderzyć mamusię. Potrafił zamknąć ją w Pudle i zapomnieć o tym. Nie mówiąc o jej braciszku, który wyglądał po takich napadach
ojca fatalnie.
-
Nie był zadowolony z mojego przydziału – mruknął bardziej do siebie nastolatek,
krzywiąc – Proszę, Pansy, postaraj się w trafić do Slytherinu.
-
Postaram się – obiecała, chociaż nie wiedziała nawet co – Czemu tam?
-
Nie skrzywdzi cię wtedy – odpowiedział cicho, obracając w jej stronę i
natarczywie na nią patrząc – Jeśli cokolwiek mi się stanie, Panny, a będziesz
potrzebowała pomocy. Dumbledore ci pomoże. Hogwart będzie twoim domem. Dobrze?
-
Dobrze – potaknęła, uśmiechając promiennie do brata – Obiecuje, Chris.
Hogwart był jej domem już od sześciu lat.
Rodzinę znalazła wśród przyjaciół. Jednak wciąż brakowało w niej Chrisa. Jego
oczu, uśmiechów, głosu. Jego dziwnych teorii oraz zapewnień, że krew nie ma
znaczenia. Dopiero teraz rozumiała jak odważny był jej brat, że nie bał się
mówić o tym na głos. Powtarzał to na balach, spotkaniach, przyjęciach. Później
ojciec go karał potwornymi zaklęciami, a on znów głosił swoje idee. Nie
przerażała go stała kontrola, opowiadał jej i innym dzieciom o świecie mugoli.
O tym, że to strach wywołuje nienawiść. Zgadzała się z nim teraz całkowicie.
Rozumiała go. I podziwiała. Ojciec był trudny, był potworem. A chłopak wracał
na każde wolne z Hogwartu by się nią zajmować. Ona nie miała zamiaru stąd nigdy
wyjechać.
Hogwart był jej dom. Jest nim. Jedynym jaki
miała.
Ahhhhhhh.....doczekałam się. Wchodziłam dzisiaj na twojego bloga z 10 razy nie mogąc doczekać się nowego rozdziału !!!!!!:-) :-) :-) Ale zapowiedź następnego rozdziału sprawiła, że tydzień będzie BARDZO dłuuuugi !!!!!.....:-) :-) rozdział jak zwykle cudowny....rozmowa ron-harry-hermiona cudowna, aż się ciepło na sercu pojawiło :-) :-) :-) No nic pozostaje mi jedynie życzyć Ci DUŻO weny !!!!!!!!!!! :-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńHahaha, dziękuję! :D
UsuńMi ten tydzień leci bardzo szybko, bo matury próbne mają chyba włącznik przyspieszenia czasu ;/
Jeszcze raz dziękuję, a rozdział pojawi się w piątek z samego rana!
co raz więcej niepewności :D biedna Pansy szkoda mi jej już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału wyczekiwanej chwili :3 Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńI ta trema czy nie popsuje "tej chwili" ;o
UsuńMogę ją spokojnie porównać z maturami, które właśnie piszemu xd
Świetny rozdział!!❤
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :3
UsuńDoszłam do końca i teraz będę na bieżąco. W ostatnich dniach Twoje opowiadanie stało się moją lekturą do poduszki i nie wiem jak ja teraz będę wytrzymywać ten czas oczekiwania na nowy rozdział :D dotychczas zawsze jakiś na mnie czekał :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadanie. Cała ta wizja przyjaźni ze Ślizgonami jest niesamowita bo odkrywa nowe oblicza znanych (lub mniej znanych) bohaterów. Wszystko to jest spójne i chce się czytać dalej. Związek Draco i Hermiony jest skomplikowany ale to dobrze, bo jak takich bohaterów przedstawić tak po prostu? Chyba się nie da.
Sprawiłaś nawet, że bohaterowie których nie lubię stali się... inni i bardziej przyjaźni :D
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i życzę dużo weny :)
Zapraszam: http://our-own-sense.blogspot.com
Nawet nie wyobrażasz sobie jak miło mi się w tym momencie zrobiło! Bardzo dziękuję! Bardzo, bardzo! *_* Aż zabrakło mi odpowiednich słów jak wyrazić swoją radość na tak pozytywny komentarz! Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się w następnych rozdziałach!
UsuńPozdrawiam ciepło,
L♥