jak mija listopad? Lubicie taką pogodę? Mgła, mżawka i wiaterek? Ja przyznam, że bardzo lubię. Nic innego się nie chce robić niż siedzieć, pisać i popijać herbatkę :)
Cieszę się również, że zauważyliście ankietę, a Ci którzy jeszcze nie zwrócili uwagi, to zapraszam. Mam parę pomysłów i chciałabym napisać kolejną miniaturkę. Prawdopodobnie będą dwie (pary, które uzyskają najwięcej głosów), jak nie trzy. Ale to dopiero zobaczymy później.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć spokojnego wieczoru i miłego weekendu :)
Ściskam ciepło,
Lupi♥
Czasem są takie chwile, gdy zamierasz. Wydaje się, że cały świat się zatrzymał na ten jeden wdech. Sekundy mijają szybciej niż zwykle, gdy z bólem wypuszczasz powietrze, a wszyscy na powrót ożywają. Zastygłe twarze w wyrazie przerażenia na nowo kurczą się przez smutek i obawę. Czujesz jak cały spokój, cierpliwość oraz siła ulatniają się, a na ich miejsce pojawia się przerażenie oraz bezradność. Nawet zdając sobie sprawę co należy zrobić.. w głowie jest pustka. Ludzie nienawidzą tego uczucia, boją się go.
Hermiona nigdy nie pozwoliła sobie na
utratę kontroli od pamiętnego spotkania z Trollem. Przez te wszystkie lata
pilnowała by myśleć trzeźwo oraz logicznie w najgorszych momentach. Zwykle jako
jedyna racjonalnie potrafiła się skupić na problemie i przekonać bez trudu do
swoich racji Harry’ego oraz Rona. Kiedy jednak wciąż leżąc na ciepłej podłodze
z miłym ciężarem chłopaka na sobie usłyszała przeszywający wrzask bólu..
zamarła. Odczuła nagłe zimno, kiedy Draco zsunął się z niej, unosząc gwałtownie
głowę i wsłuchując w chwilową ciszę. Również się oparła na drżących dłoniach,
chwytając leżącą przy wejściu do łazienki szatę ślizgona i nakładając na swoje
nagie ciało. W sekundzie znalazła się na korytarzu, a następny głośny krzyk
rozdarł jej duszę. Niemalże odczuła jak zostaje z niej obdarta, gdy ta rozbija się na drobne kawałki. Wbiegła do pobliskiego pokoju rzucając w stronę łóżka,
ściskając mocno drżące ramiona śpiącego. Czuła bijący od ciała chłopca żar, a
jego policzki płonęły. Wbiła mocniej palce, gdy po paru jej prośbach młody
czarodziej wciąż spał. Czerwony strumyk zaczął wypływać z jego nosa, a wtedy
poczuła właśnie to. Pustkę. Zaskakującą, przerażającą pustkę. Niemalże
skamieniała obserwowała jak półnagi Malfoy wyrywa jej drżące ciałko, unosząc do
góry. Blondyn podniósł chłopczyka, układając jego głowę na bok i machając
różdżką. Dziewczyna wbiła paznokcie w swoje dłonie, przyglądając jak czary
migoczą wokół młodego Notta, kontrolując jego stan. Ślizgon przyłożył kompres
do karku Nathaniela, utrzymując go jedną ręką. Jak kruchy oraz słaby się
wydawał chłopiec, który nie tak dawno namawiał ją na opowiedzenie bajki na
dobranoc. Chude ramiona zwisały luźno, gdy wciąż nie unosił sinych powiek, a z
jego ust wydobył się syk bólu. Dracon całkowicie opanowany rzucał znane mu
tylko zaklęcia, a szare oczy lśniły gniewnie.
- Przestań – usłyszała oddalony głos, wciąż
wbijając wzrok w rozciągniętą z bólu twarz Nate’a. Dlaczego on? Tak bardzo
chciała znać odpowiedź. Czemu on. Czemu tak musi cierpieć tak dobry dzieciak?
- Hermiono – głośny syk wydawał się teraz
bliższy, a świat zawirował przed jej oczami. Zamrugała parę razy z trudem
odrywając spojrzenie od jasnowłosego Malfoya z malutkim chłopcem w ramionach.
Mocny ucisk na jej brodzie zaczął ją denerwować, ale posłusznie spojrzała w
stojąca przed nią osobę. Zielone oczy Harry’ego błyszczały zdenerwowane, a jego
wargi poruszały się. Nie rozumiała jednak co mówi, chociaż starała się
zrozumieć jego rozgorączkowane machanie rękoma.
- Proszę przestań – drgnęła, czując czyjąś
dłoń na ramieniu. Blaise. Brązowe oczy jaśniały smutkiem, gdy mulat nachylił
się nad nią. Chciała poprosić by się odsunął, gdyż ma problem ze złapaniem
oddechu, ale gdy otworzyła usta z jej gardła wydostał się jedynie szloch.
- Cholera jasna – nagle silne ramiona
pochwyciły ją w pasie, podnosząc z łóżka. Jęknęła głucho, ale świat zdawał się
rozmazany, a im bardziej pragnęła dostrzec znów Nathaniela tym gorzej widziała.
Zacisnęła powieki, słysząc jak ktoś okropnie krzyczał. Miała dość tego wrzasku
pełnego bólu oraz strachu, ale nie miała sił by poprosić o pomoc. Zadrżała,
błagając w myślach by ten ktoś przestał w końcu tak zawodzić. Było to
przerażające, bardzo.
- Cicho, proszę, uspokój się – przechyliła
się na bok, prawie wysuwając się z czyichś ramion, ale osoba jeszcze lepiej ja
pochwyciła. Uniosła z trudem powieki, widząc majaczące nad nią postacie. Ku
swemu zaskoczeniu ich twarze wydawały się bardzo ostre, wyraźne. Pani Weasley,
która z pobladłymi policzkami na coś wskazywała. Mąż Molly ściskając mocno dłoń
matki Rona, szepczący. Sam rudzielec wpatrujący w nią, przerażonymi oczami
lustrując jednocześnie pomieszczenie. Ginny płacząca i trzymana w uścisku przez George’a.
Zauważyła nawet zarumienioną od emocji Fleur, która zagryzała mocno wargę. Bill
krzyczał coś do stojącej w pobliżu Daphne, ale młoda Greengrass stała
sparaliżowana. Hermiona zobaczyła również swoich przyjaciół, rozespanych,
przestraszonych oraz pobladłych. Zauważyła Astorię, która przysunęła się do
Harry’ego, pragnąc jego bliskości. Przez jedną nanosekundę zastanawiała się czemu nikt nie dostrzega uczucia między tą dwójką. Przecież ich spojrzenia, ich czułe gesty oraz niepewne uśmiechy mówiły same za siebie.
- Czy z chłopcem w porządku?
Hermiona wstrzymała oddech na to pytanie,
oczekując odpowiedzi. Jednak nikt nic nie mówił, a tamten okropny krzyk kolejny
raz dotarł do jej uszu. Gdyby miała chociaż na tyle siły by pomóc tej osobie.
Jednak sama była trzymana w mocnym uścisku, jakby ktoś się bał, że się
przewróci. Ktoś usadził ją na kanapie, ale jak się okazało nie była na tyle
wytrzymała by usiedzieć w pionie. Chłodne palce zacisnęły się na jej
policzkach, kierując głowę do góry. Napotkała brązowe oczy, które już tyle lat
ją skanowały, pilnowały. Charlie.
- Proszę, przestań krzyczeć – usłyszała
błagalny głos Weasleya, który z przerażeniem gładził ją po twarzy – Hermiono,
proszę.
Chciała powiedzieć, że to nie ona, ale w
tym momencie zrozumiała, że to prawda. Ten wrzask wydobywał się z jej zdartego
gardła, a ona jedynie co mogła zrobić, to szlochać. Czemu nikt nie pobiegł na
górę do Nate’a? Zacisnęła zęby powstrzymując kolejny głuchy jęk, gdy świat
kolejny raz zwolnił. Nie musiała uchylać powiek by wiedzieć kto obok niej
usiadł. Magia Teodora otuliła ją, a jego obecność uspokoiła. Poczuła jak
mięśnie się rozluźniają, gdy ciepło chłopaka zbliżyło się jeszcze bardziej.
Palący ból w piersi przygasł, kiedy lodowate opuszki przesunęły się po jej czole.
- Przepraszam – wykrztusiła, mrugając by
przepędzić zbierające się znów łzy. Napotkała od razu czarne jak noc tęczówki,
a ich intensywność była tak znajoma, tak dobra. Zapomniała chwilowo o innych
osobach w pokoju, o Charliem stojącym tuż za kucającym Nottem, o ślizgonach
starających się zbliżyć. Całą jej uwagę skupił ciemnowłosy ślizgon, który
zacisnął palce na brodzie dziewczyny, nie pozwalając odwrócić głowy.
- Nie przepraszaj – chłopak uśmiechnął się
smutno, przechylając głowę i przysuwając jeszcze bliżej – Płacz, obiecuję, że
będzie lepiej.
- Dobrze – szepnęła, wyciągając ramiona i
zaplatając je na jego szyi. Czuła jak dłonie ślizgona zsuwają się pod jej
kolana, gdy podniósł się z nią, uczepioną niczym małpka. Wtuliła twarz w
zagłębie jego szyi, wdychając odurzający zapach lasu, deszczu. Mocniej
zacisnęła nogi na jego pasie, nie chcąc upaść. Czuła jak Teodor wychodzi z
pokoju, prowadząc ją z powrotem do pokoju. Słyszała w końcu innych. Odróżniła głos
Kateriny, która płakała głośno i krzyczała imię synka. Baryton ojca Notta,
powtarzającego wciąż, że wszystko będzie dobrze. Rozpoznała chrypkę Pottera,
proszącego by dali czas. Trzask drzwi sprawił, że głosy stały się słabsze.
Upadła na miękki materac, rozluźniając mocny uścisk na karku chłopaka. Nie
przejęła się tym, że szata się z niej prawie zsunęła, ani swoim wyglądem.
Musiała wyglądać potwornie. Strasznie.
- Jak człowiek może tyle czuć? – Teodor
wpatrywał się w nią z fascynacją, bólem oraz ciekawością. Okrył ją szczelnie
kołdrą, muskając palcami spływające łzy. Przyglądał się im w zamyśleniu, jakby
pierwszy raz widząc słone krople. Chociaż sam przecież płakał z nią jednej nocy, mimo że wydawał się twardy. Niezniszczalny.
- Nie wiem – wychrypiała, biorąc głęboki
wdech – Czemu tak…?
- Strach – odpowiedział na jej nie pełne
pytanie o własne zachowanie. Teodor był w końcu tym, który mógł na nie
odpowiedzieć najlepiej. Była pewna, że teraz właśnie analizował po kolei jej
uczucia, badając sytuację emocjonalną przyjaciółki. Widziała to po jego lekko
nieobecnych oczach, gdy zagłębiał się w więź.
- Nie chciałam – wydusiła, ocierając z
irytowaniem policzki – Nie chciałam być tak słaba..
- Płacz nie oznacza słabość, tak samo jak
uśmiechy nie zawsze oznaczają radość – odpowiedział łagodnie, zabierając jej
zaciśnięte w pięści dłonie – Pozwól łzom płynąć. Sprawiają, że jesteś właśnie
sobą. Wrażliwą. Bojącą się nieznanego.
- Nie chcę tego – mruknęła, zgrzytając
zębami – Wyszłam na histeryczkę.
- Raczej na kogoś komu bardzo zależy na
losie chorego chłopca – sprzeciwił się, machnięciem różdżki przywołując szklankę
wody – Kochasz Nathaniela tak bardzo, że widok jego… cierpienia cię zniszczył.
Nie krzyw się, Hermiono. Czasem trzeba dać się rozsypać na drobne kawałki by
zebrać się w jeszcze lepszą całość.
- Tak bardzo głośno krzyczał – jęknęła,
zaciskając mocno powieki na wspomnienie płaczu Nate’a, jego czerwonej twarzy
oraz zduszonemu westchnieniu, gdy szarpnęła nim do góry. Rozsypała się w drobny mak na ten widok. Cały jej
stoicki spokój, logiczne myślenie zniknęły. Pozwoliła emocjom rozwalić się od
środka. Panikowała. Histeryzowała.
- Ty też krzyczałaś – mruknął, marszcząc
czoło – Uważam, że to piękne ukazanie twoich uczuć względem mojego brata. Nie
rób takiej miny, skarbie, to jest prawda. Ból dziecka stał się twoim.
Krzyczałaś wciąż jego imię, prosiłaś o pomoc.
Hermiona skinęła głową, starając się
dopuścić do siebie jego słowa. Owszem krzyczała. Nawet nie zdawała sobie z tego
sprawy na początku, nie wiedziała, że właśnie wpadła w pułapkę własnych uczuć.
Jednak widok małego Notta, którego tak kochała... O którego się bała, o którym
wciąż myślała. On. Płaczący, trzęsący się na całym ciele. Ten obraz będzie ją
prześladował do końca życia. Oraz pustka, którą czuła.
- Co z nim? – odważyła się w końcu zapytać,
zaciskając mocno pięści. Czuła paznokcie wbijające się w świeżo uzdrowione
dłonie. Ból pomagał jej jednak zachować klarowność myśli.
- W porządku – wymamrotał Teo wciąż będąc gdzie
indziej myślami – Draco naprawdę ma talent do medycyny. Znał potrzebne
zaklęcia i dość sprawnie zastopował krwawienie. Udało mu się nawet wybudzić go
ze snu, dzięki czemu zyskał dodatkowe informacje o jego stanie.
- I? – drążyła dalej, czując ulgę na myśl o
marzeniu Malfoya. Gdyby nie jego chęci zostania w przyszłości Uzdrowicielem…
- Właśnie go poi eliksirami – dokończył
powoli, przesuwając na nią przenikliwe oczy – Będzie wszystko dobrze. To był..
atak. Jeden z silniejszych, ale nie tak bardzo zaskakujących.
- Chciałabym go zobaczyć – poprosiła,
łapiąc krawędź kołdry, ale dłonie Notta pochwyciły jej nadgarstki.
- Lepiej pójdź spać, a rano go zobaczysz –
polecił, przesuwając ją na łóżku i układając obok – Zaśnij, Hermiono.
- Ale… - westchnęła, urywając. Czuła jego
stanowczość, a nie miała siły walczyć. Ułożyła się wygodniej, wtulając w
przyjaciela. Jego obecność tak słodko koiła jej napięte nerwy, działał tak
uspokajająco – Gdzie byłeś? Wtedy?
- Poszedłem się przejść – przyznał, mrucząc
jej wprost do ucha – Londyn nocą bywa niesamowity. A ja miałem dość zamknięcia
w tym domu.
- Nie zostawiaj mnie póki nie zasnę –
poprosiła, zamykając oczy. Czuła chłodne wargi muskające jej skroń, gdy ślizgon
mocniej ją obejmował. Wsłuchała się w jego regularny oddech, starając dopasować
jego tempo do swojego.
- Nigdy cię nie zostawię, Hermiono –
przyrzekł, ziewając głośno – A teraz śpij.
Zasnęła.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Pansy zacisnęła usta, szukając w kolejnej
walizce swojego ratunku. Wyrzuciła już prawie wszystkie rzeczy, ale wciąż nie
znalazła. Zaczynała powoli panikować, a drżące dłonie w ogóle jej nie pomagały.
Syknęła z irytowania, uderzając z bezradnością dłońmi w czoło. Musiała
spakować. Musiała.
- Wszystko w porządku?
Obróciła się z prędkością kobry, wyciągając
różdżkę z kieszeni i kierując w niespodziewanego towarzysza. Napotkała błękitne
oczy, wpatrujące się w nią z szokiem oraz niezrozumieniem. Gdzie podziała się jej samodyscyplina? Kiedy utraciła kontrolę?
- Chyba nie wzięłam notatnika – powiedziała
zimnym tonem, mrużąc powieki ze złości. Odrzuciła z powrotem różdżkę na łóżko,
siadając na środku pokoju i opierając dłonie na policzkach. Kątem oka
obserwowała tajemniczego młodzieńca, który spokojnie usiadł przy niej,
wyciągając przed siebie długie nogi.
- Rozumiem, że od niego zależy twoje życie?
– uśmiechnęła się blado, słysząc lekkie rozbawienie chłopaka. Przyjrzała się
intruzowi z kpiną, odruchowo dostrzegając drobne szczegóły jak na przykład
znamię na szyi oraz niewielki pieprzyk przy uchu. Zza bardzo długich, czarnych
rzęs wpatrywały się w nią niebieskie oczy. Ciemne włosy odgarnął do tyłu,
sprawiając że sterczały zabawnie w różne strony. Miała ochotę wyciągnąć rękę i
je przygładzić tak jak zazwyczaj robiła to Harry’emu.
- Psychiczne – przyznała ze zmęczeniem,
rozglądając ze zdumieniem wokół. Była tak zdesperowana by znaleźć swój
notatnik, że porozrzucała cały bagaż swój, jak i Milli oraz Astorii. Ubrania
walały się po podłodze tak samo jak kosmetyki oraz drobne przedmioty. Na
wierzchu leżała ostatnio wywołana fotografia Milli, na której była cała ich
paczka. Ślizgoni oraz dwójka gryfonów, wszyscy szczęśliwi oraz roześmiani.
- Masz przyjaciół – zauważył delikatnie,
również oglądając zdjęcie z pewnym zamyśleniem – Dlaczego to z dziennikiem
dzielisz się uczuciami oraz problemami?
- Nie ocenia – odpowiedziała od razu,
krzywiąc – Oni też nie. Jednak on się nie martwi. A oni tak.
- Przyjaciele są między innymi od
zamartwiania się – zaoponował, łapiąc jej pełen wątpliwości wzrok – Jeśli
martwisz się o waszego małego przyjaciela – Nathaniela, prawda? Wszystko z nim
w porządku.
- Wiem, Harry mi mówił – westchnęła,
podciągając kolana do piersi i opierając na nich brodę. Objęła nogi rękoma,
kuląc w sobie. Czuła się dziwnie spokojna w towarzystwie tego chłopca, a raczej
już młodego mężczyzny. Zwykle nie cierpiała poznawać nowych ludzi, a tym
bardziej spędzać z nimi czas. Wolała być sobą w grupie przyjaciół niż grać
lodowatą księżniczkę. Nie rozumiała nigdy Dracona, który uwielbiał poznawać
poprzez rozmowę tajemnice innych, który niemalże lubował się w swojej własnej
psychicznej zabawie w omamianie ludzi. Był w tym naprawdę niezły, nie mogła
zaprzeczyć. W pięć minut umiał okręcić sobie ludzi dookoła małego paluszka,
wiedział za jego sznureczki pociągać. Uwielbiała obserwować poczynienia
przyjaciela, kiedy wpadał w wir własnych zakładów z Zabinim. Mulat również był
charyzmatyczny, a na spotkaniach nie było osoby, która nie uśmiechnęłaby się do
Blaise’a. Niemalże nachylali się w jego stronę, spijając słodkie słowa z warg
chłopaka. Ona sama zawsze stała między nimi, sędziując ich zabawom. Pilnując.
Strzegąc by nie przekroczyli granicy. Jedną dłoń opierała na ramieniu blondyna,
a drugą obejmowała bruneta. Była ich połączeniem, spoiwem.
- Czy w takim razie chodzi o Hermione? –
drążył ciemnowłosy, unosząc brew, gdy poderwała głowę.
- Jej reakcja.. – mruknęła, zaciskając powieki
by przegonić obraz przerażonej przyjaciółki, krzyczącej równie głośno co
chłopiec – Salazarze, ona tak płakała, błagała o pomoc...
- Chłopiec jest dla niej ważny, prawda? –
chłopak westchnął ciężko, strzykając karkiem od niechcenia – Hermiona jest jeszcze..
świeża. Nie straciła nikogo bliskiego na tyle by znać smak rozłąki.
- Straciła Freda – zaprzeczyła Pansy,
marszcząc brwi i podejrzliwie łypiąc na błękitnookiego – Skąd ty tyle wiesz?
Śledzisz nas?
- Mówiąc szczerze, to nie interesowaliście
mnie.. wy – odpowiedział, uśmiechając z dziwną kpiną pomieszaną z namysłem, gdy
również lustrował ją wzrokiem – Nie wiedziałem nawet o waszej przyjaźni.
Interesował mnie Potter oraz jego dwoje przyjaciół. W Zakonie są niemalże o
nich opowiadane legendy.
- Kim jesteś? – spytała z ciekawością,
przechylając na bok głowę.
- Jednym z przyjaciół Dumbledore’a –
wzruszył ramionami, błyskając zębami w uśmieszku – Chodzi mi o to, że Hermiona
spanikowała. Dzieciak jest dla niej ważny, a..
- Nathaniel, dzieciak ma imię – syknęła,
przerywając mu wpół zdania i prychając – Właśnie w tym problem. Spanikowała.
Hermiona nie panikuje. Nigdy. A straciła głowę, gdy mały zaczął cierpieć. Co
będzie za parę miesięcy, gdy któreś z nas… zginie?
- Nie rozumiem – przyznał naburmuszony,
wsuwając dłonie do kieszeni bluzy.
- Jest moją przyjaciółką – wyjaśniła
powoli, oblizując spierzchnięte wargi – Widziałeś jej dzisiejszą reakcję. Boję
się, że spanikuje na polu bitwy. Ona to czuła… czuła jego ból. Tak głośno
krzyczała… czemu ?
- Emocje i…
- Czemu więc ja nie czułam się tak źle? –
kolejny raz machnęła na niego ręką, odgarniając czarne włosy z oczu – Czemu
nawet nie zapłakałam? Czemu? Czy to znaczy, że… nie czuje? Znam Nate'a od dziecka. Bawiłam się z nim, gdy ledwo stawiał pierwsze kroki... a nie cierpiałam tak jak Hermiona..
- Jesteś silna, Pansy – chłopak zaśmiał się
ponuro, kręcąc głową – Wierz mi, Parkinson, że czujesz. I ból, cierpienie
również ciebie dopadnie. Chłopiec, przepraszam – Nathaniel, jest znaczący dla
Hermiony. Dlatego ta spanikowała. Nagromadzone uczucia, brak wyładowania… Ty
natomiast wiesz czym jest strata.
- Wiem – potaknęła, wstrzymując oddech na
chwilę i obserwując stającego w drzwiach już ciemnowłosego czarodzieja – Kim
jesteś?
- Alex – skinął głową, opierając ramieniem
o framugę – Czasem rozmowy z kimś kto ci odpowie są lepsze niż pisanie w
notatniku.
- Znamy się? – szepnęła, okręcając by wciąż
móc na niego patrzeć – Alex…?
- Kiedy znów będziesz potrzebowała
porozmawiać, opowiedzieć co czujesz i o czym myśleć, to po prostu mnie znajdź.
Bądź wyślij list – polecił jej łagodnie, biorąc głęboki wdech na uspokojenie –
Pamiętaj, Pansy, by nie dusić wszystko w sobie. To do niczego nie prowadzi.
- Jesteś irytujący – syknęła, marszcząc z
pogardą nos – Właśnie dlatego notatnik jest lepszy. Nie denerwuje głupimi
radami.
- Jeśli wciąż chcesz obsypać go swoimi
przemyśleniami… to leży z tego co widzę na parapecie – wskazał brodą niewielki
zeszyt, który od razu ukoił jej nerwy – Jesteś dobrą dziewczyną, Pan.
- Nie znasz mnie – zauważyła ostrożnie,
podchodząc do swojego notatnika i ściskając go mocno w dłoniach – Nie wiesz co
musiałam zrobić. Co zrobiłam.
- Owszem, znam – powiedział cicho,
obserwując ją z pewną czułością oraz żalem – Nie tak jakbym chciał, ale tak.
Znam.
- Skąd? – zażądała odpowiedzi, jednak
napotkała jego nachmurzone oczy.
- Idź spać, Pansy – powiedział miękko,
chwytając za klamkę – Twój brat był tak samo uparty.
- Znałeś Chrisa? – ożywiła się od razu,
robiąc krok w jego stronę.
- Macie podobne oczy – odpowiedział
jedynie, uśmiechając z żalem – Dobranoc.
- Czekaj… - Pansy znów zrobiła krok, ale
drzwi zatrzasnęły się z cichym łoskotem. Przez chwilę patrzyła na nie z niezrozumieniem oraz złością.
Przyjrzała się swojemu dziennikowi, którego rogi nie chcący powyginała. Złapała
pióro i rzuciła się na łóżko, gotowa zamieścić w nim każde słowo. Jednak
poczuła pierwszy raz od dawna pustkę, a palce drżały za bardzo by była w stanie
utrzymać w nich pióro. Patrzyła na gładką stronę, przyznając z niechęcią rację
Alexowi. Rozmowy bywają lepsze niż pisanie w pamiętniku. Przewróciła stronę na
pierwszą, przyglądając zdjęciu, które tam wkleiła. Christopher trzymał ją w mocnym uścisku, a jego
wargi muskały jej jedenastoletni policzek. Dotknęła chłodnymi opuszkami swojego już nie tak
pulchnego jak kiedyś policzka, starając przypomnieć jakie to było uczucie. Jak
kochana oraz bezpieczna się czuła w braterskim uścisku. Jak zarost brata drapał
ją w policzek, a zapach trawy oraz książek usypiał.
- Nie łatwiej byłoby umrzeć? – mruknęła,
zrzucając ze złością zeszyt na podłogę. Obróciła się na plecy, zaciskając
dłonie na kołdrze i cicho jęcząc. Oczywiście, że byłoby łatwiej umrzeć. Zero
bólu, zero strachu. Jednak nie mogła zostawić przyjaciół, bo kto upilnuje Draco
i Blaise’a? Kto ochrzani Hermione za czytanie przy słabym świetle? Albo upewni
się, że Milli nie zapomniała odpisać swoim rodzicom na kolejny pouczający list?
Kto wysłucha płaczu Astorii, która ostatnio stała się taka nieobecna? Kto
przypilnuje by Marcus zamiast się obijać odrobił zadania od Granger? Albo kto
zirytuje Teodora, wywoła u bezuczuciowego ślizgona grymas niezadowolenia? Bądź
przytuli Harry’ego, wyszepcze słowa wsparcia? Musiała żyć, musiała. Dla nich. I
siebie, bo kimże by była bez tej gromady dziwnych, osobliwych czarodziei? To
oni ją kreowali, to dzięki nim żyła. Oddech za oddechem, uderzenie serca za
uderzeniem.
- Nie wiem czy dam radę być silna, Chris –
szepnęła, a łzy spłynęły po jej policzkach. Zwinęła się w kłębek, pozwalając
szlochowi wyrwać się z piersi. Już tak dawno nie płakała, ale potrzebowała
tego. Musiała uwolnić własne uczucia, które również gasiła w sobie. Kropla za
kroplą spływały po bladej twarzy ślizgonki, a jej ramiona drżały spazmatycznie.
Wyobraziła sobie, że zmarły brat siada przy niej i jak to miał w zwyczaju, tuli
mocno. Salzarze, tak bardzo za nim tęskniła! Za jego krzywym uśmiechem, oczami
pełnymi sekretów oraz miłości. Czułymi pocałunkami wyciskanymi na czole,
silnymi rękoma podrzucającymi ją do góry. Chciałaby znów był przy niej, był jej
siłą. Chciała.
- Obiecuję, że będziesz dumny – szepnęła,
nakrywając się kołdrą i zaciskając palce na różdżce, która dodała jej otuchy –
Tylko zostań ze mną, Chris, zostań.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Prześmieszne, Black, doprawdy – mruknęła
dziewczyna, gdy jej spojrzenie zatrzymało się na wycinkach z gazety
przyczepionych do lustra. Usiadła wygodniej przy toaletce, na której poukładane
były kosztowne kosmetyki, perfumy oraz masa drobiazgów. Musnęła palcami zdjęcie
przyklejone do szyby, z którego spoglądał na nią złym spojrzeniem Syriusz. Była
to pamiętna fotografia, na której ojciec chrzestny Harry’ego krzyczał oraz
wyrywał się, napinając łańcuchy. Jak mógł się potem dziwić, że wszyscy mieli go
za niebezpiecznego kryminalistę? Tuż przy tym wycinku znajdywało się zdjęcie
Harry’ego, który z oszołomieniem wpatrywał się w obiektyw. Drukowane litery
informowały, że Chłopiec Który Przeżył traci zmysły. Było to zdjęcie wykonane
przez Ritę w czasie Turnieju, gdy Potter kolejny raz odmówił wywiadu. Między
tymi dwoma zdjęciami doklejona została trzecia fotografia, na której znajdywała
się ona sama. Miała skwaszoną minę, a jej oczy błyszczały gniewnie. „Panna
Doskonała omotała reprezentantów szkół, bawiąc się ich uczuciami!”. Zgrzytnęła
zębami na wspomnienie tych oburzających artykułów na swój temat, które
sprawiły, że większość osób chciało ją mocno przekląć. Syriusz dołączył do tych
zdjęć kolorowy podpis „Idealna rodzinka”. Uśmiechnęła się, gdyż Black ewidentnie
nawiązywał do rozmowy, którą odbył w zeszłym roku z Harrym. Stanowczo zapewnił
Pottera, że są rodziną. I że zgadza się nawet by ona, Hermiona Mądrala Granger,
została dopisana do ich drzewa genologicznego. Wyśmiała wtedy Syriusza pytając
czy widzi między nimi jakieś podobieństwa. Huncwot przez parę dni wycinał takie
zdjęcia, po czym z dumą ogłosił Hermionie, że wiele ich łączy. Szczególnie
sympatia mediów, a to dobry początek. Poprzyklejał te zdjęcia w kuchni,
wszędzie pisząc, że są modelową rodziną.
- A teraz nas osierociłeś, Syriuszu –
szepnęła ze smutkiem, spuszczając wzrok na własne odbicie. Wyglądała
przerażająco oraz strasznie, co idealnie odzwierciedlało jej stan psychiczny.
Włosy sterczały na wszystkie strony, opuchnięte wargi popękały, a oczy były zaczerwienione
oraz podkrążone. Podniosła się powoli z miękkiego krzesła, podchodząc do szafy
i wyciągając z niej ulubioną bluzkę z logo Star Warsów. Zrzuciła pogniecioną
szatę Dracona, wsuwając od razu w przygotowaną wcześniej piżamę. Przesunęła
palcami po lokach, ale nie miała siły z nimi walczyć. W końcu otworzyła drzwi,
wysuwając na zewnątrz głowę. Korytarz był pusty, a wszystkie pokoje były
szczelnie pozamykane. Stanęła bosymi stopami na chłodnych panelach, powoli
krocząc w stronę ostatniego pomieszczenia. Ostrożnie nacisnęła klamkę, starając
poruszać jak najciszej.
Komnata była pogrążona w ciemnościach, a
jedynym jasnym punktem była ledwo się tląca świeczka, stojąca na etażerce.
Hermiona odczekała chwilę, czekając by oczy znów się przyzwyczaiły do półciemnego
pokoju. Dostrzegła na wielkim łóżku zarys leżącego dziecka, które oddychało
równomiernie. Przysnęła się bliżej, siadając ostrożnie na materacu i muskając
palcem bladą rączkę. Nathaniel wydawał się tak kruchy, tak delikatny. Nikt nie
widział w nim tej siły, którą ona zauważyła przy ich pierwszym spotkaniu. Teraz
jednak czuła, że nadzieja się z niej powoli ulatniała. Kiedy blade policzki
były zapadnięte, a czarne pukle kleiły mu się do czoła czuła się równie źle, co
wcześniej. Różowe usta uchyliły się, gdy westchnął ciężko przez sen.
- Nie możesz się poddać.
Drgnęła, gdy zachrypnięty głos przerwał
ciszę. Obróciła się dopiero zauważając siedzącego w fotelu w kącie chłopaka.
Draco wydawał się wyczerpany oraz zrezygnowany, ale jego oczy jaśniały mimo zmęczenia.
Jasne kosmyki były rozczochrane co było dowodem jego zdenerwowania, gdyż tylko
wtedy je tak często przeczesywał. Założył na siebie jakąś koszulkę i bluzę,
chociaż wciąż wydawał się podobny do tego chłopca, którego całowała w łazience.
Jednak jego postawa była inna, stał się czujniejszy oraz zamyślony, a nie tak
słodko namiętny i zagubiony we własnych myślach.
- Nie możesz tracić wiary – powtórzył
stanowczo, opierając brodę na dłoni i cicho wzdychając – Co robisz?
- Nie mogę tracić wiary – szepnęła,
muskając opuszkami palców ramię małego przyjaciela, a po sekundzie znów
odwracając się do blondyna – Jak źle.. było?
- Dostatecznie by wszystkich przestraszyć –
odezwał się po dłuższym momencie, przyglądając jej oceniająco – Chodź tu.
Hermiona posłusznie zsunęła się z łóżka, na
drżących nogach podchodząc do ślizgona. Widziała zaskoczenie w szarym
spojrzeniu, gdy bez mrugnięcia wypełniła jego polecenie. Zwykle wolała robić
wszystko po swojemu, a jego rozkazy ignorowała z największą przyjemnością. Nie
oznaczało to jednak, że go nie słuchała. Owszem, czasem robiła to co chciał,
jeśli miało to sens. Nie miała problemów by usiąść, gdy ją o to.. w swój sposób
prosił bądź podejść gdzieś. Nie wypełniała jednak poleceń, które były jego
zachciankami. Wiedziała, że on też to lubił. Jej niepokorność oraz zadziorność,
gdy wyzywająco odmawiała.
Malfoy wyciągnął ramiona, chwytając ją za
dłonie i przyciągając do siebie. Hermiona stała między jego nogami, obserwując
równie ciekawie. Parę godzin temu leżała pod nim, całując zażarcie jego tors i
mrucząc pod dotykiem tych rąk, błądzących po jej ciele. Wtedy miała na tyle
odwagi by zrzucić z siebie ręcznik i całkowicie naga stanęła przed nim.
Napawała się pragnieniem w szarych oczach oraz dzikim błyskiem, gdy ją
pocałował. Teraz te palce splotły się z jej, czule oraz trochę niepewnie,
oczekując jej reakcji. Pozwoliła się przyciągnąć, sadowiąc na jego kolanach
oraz opierając brodę na jego ramieniu. Słodkawy zapach licznych eliksirów,
mydła i potu zmieszały się przyjemnie, uspakajając ją. Podciągnęła nogi,
całkowicie polegając na nim, gdy wtuliła się jeszcze bardziej. Ramię Malfoya
oplotła ją talii zapewniając, że nie pozwoli jej upaść. Druga ręka spoczęła na
brzuchu, kiedy wsunął pod koszulkę dłoń i zaczął uspokajająco ją gładzić.
- Dziękuję – wyszeptała, muskając nosem
jego obojczyk – Dziękuję, Draco.
- Nie masz za co – zapewnił ją łagodnie,
przyciskając wargi do jej mokrego policzka, kiedy znów załkała – Nie pozwolę mu
odejść. Nie dziś, nie jutro, słyszysz?
- Co będzie później? – spytała, kładąc
wolną rękę na jego piersi by poczuć silne uderzenia serca – Jeśli nie będzie
cię przy nim? Jeśli ktoś mu pozwoli nas zostawić?
- Tu właśnie potrzebna jest twoja wiara –
wyjaśnił, odchylając do tyłu by zerknąć w brązowe oczy dziewczyny – Musisz w
niego wierzyć jak do tej pory, bo to dawało mu siłę. Jesteś jego jedynym jasnym
punktem w mrocznym oceanie. Jeśli ty zgaśniesz.. on też.
- Nigdy nie przestanę w niego wierzyć –
obiecała pewnie, uśmiechając smutno – Ty też w niego wierzysz, prawda?
- Tak – odpowiedział lakonicznie,
przymykając na moment powieki. Hermiona z troską przyjrzała się jego zmęczonej
twarzy, czując ukłucie w klatce piersiowej. Malfoy robił tak wiele… dzisiaj
wykończył samego siebie, a wciąż siedział tu i czuwał na małym chłopcem.
Przesunęła palcem po jego szczęce, zakreślając kciukiem koło na jego dolnej
wardze. Wzdrygnęła się, gdy ją ugryzł znienacka, po chwili śmiejąc się cicho.
- Zostało ci coś z fretki, co? – parsknęła,
kiedy zmarszczył karcąco brwi. Przepraszając cicho musnęła ustami kącik jego
ust, uśmiechając przy tym. Wyprostowała się ostrożnie, czując jak srebrne
tęczówki taksując ją z zamyśleniem. Poczuła się absurdalnie zawstydzona, zdając
sobie sprawę z tego, jak źle wygląda. Była teraz chyba w najgorszym możliwym
wydaniu, siedząc na kolanach chłopaka, który nie tak dawno szeptał jej słodkie
komplementy. Zarumieniła się soczyście, zastanawiając jak teraz ją widzi.
Niepewnie uniosła wzrok, napotykając ten blask ciekawości w jego spojrzeniu.
Draco leniwie uniósł brew, muskając palcami jej zarumieniony policzek.
- Wyglądam okropnie – mruknęła nieśmiało,
zagryzając wargę i odwracając głowę. Malfoy jednak zacisnął mocniej palce z
powrotem obracając ją tak by móc patrzeć w jej oczy.
- Wyglądasz okropnie – potaknął ponuro,
pochylając tak by znów móc szeptać wprost do jej ucha – Masz opuchnięte oczy,
mokre policzki, rozczochrane włosy.
- Wiem.. – zmrużyła powieki, gdy zatkał jej
usta dłonią.
- Nie przerywaj, Granger, to niegrzeczne – syknął,
opierając swoje czoło o czoło dziewczyny – Mimo tego kiepskiego wydania wciąż
jesteś piękna. Wciąż jesteś pyskatą Granger. Moją Granger.
- To chyba najmilsze słowa jakie
kiedykolwiek powiedziałeś – szepnęła po paru minutach, obejmując ramionami
szyję jasnowłosego czarodzieja – Czyli wciąż chcesz…?
- Co chce? – spytał z niezrozumieniem
marszcząc czoło.
- Kochać się ze mną? – wyszeptała tak
cicho, że jedynie ich bliskość pozwoliła rozszyfrować słowa. Draco odsunął się
na moment wybuchając śmiechem, który starał się powstrzymać. Hermiona patrzyła
na niego ze złością oraz zawstydzeniem, zatykając tak jak on jej, ręką usta.
Szare tęczówki migotały rozbawione, gdy w końcu się uspokoił.
- Jak na tak mądrą dziewczynkę zadajesz
głupie pytania – chrząknął, zaciskając palce na jaj nadgarstkach i nie
pozwalając wstać – Oczywiście, że tak, Granger. Nie pragnę niczego innego. Chcę
mieć cię całą. Całą.
- Ja też ciebie chcę – przyznała,
wzdrygając się, gdy drzwi się uchyliła. Obrócili głowy, mrużąc oczy by
rozpoznać nieproszoną osobę. Smukła sylwetka wsunęła się do pokoju, a tuż za
nią kolejna. Hermiona wstrzymała oddech, poznając rodziców malca. Katerina
podeszła do łóżka, otulając szczelniej granatowym, puszysty szlafrokiem.
Zatroskana twarz kobiety była tak smutna oraz przestraszona, że wbrew sobie gryfonka
poczuła nowy napływ łez. Mąż pani Nott wyglądał na bardziej opanowanego, ale
jego dłonie drżały, gdy podchodził do nich.
- Dalej śpi – stwierdził Jonathan,
lustrując wzrokiem dwójkę uczniów. Draco potaknął spokojnie, zaciskając palce
na nodze dziewczyny, gdy ta chciała z niego zejść.
- Ma równy oddech, a za pół godziny
przyjmie kolejną dawkę eliksirów – wyjaśnił poważnym tonem blondyn, marszcząc
czoło – Jak mówiłem możecie spać do rana. Raczej się nie obudzi wcześniej. A
jeśli nawet, to nie będzie na tyle przytomny by rozmawiać.
- Dziękujemy, Draconie – mruknął szczerze
Nott, kierując oczy na spłoszoną dziewczynę – Jak się czujesz, Hermiono?
- Bywało lepiej – przyznała niechętnie,
mrugając szybko – A pan?
- Musimy zachować spokój – odpowiedział jedynie,
podchodząc do małżonki. Wyszeptał coś do zasmuconej Kateriny, odciągając ją od
łóżka. Matka malca zerknęła na nich nieobecnymi oczami, pozwalając wyprowadzić
z pokoju. Hermiona długo jeszcze wpatrywała się w drzwi, zastanawiając jak
wielkie cierpienie przynosi im choroba chłopca. Katerina była cudowną osobą,
troskliwą matką i ciepłą kobietą jak mówił sam Teodor. Była gotowa poświęcić
wszystko dla obu synów. Jonathan był bardziej skomplikowany, chociaż już jego
pierwsza niechęć do mugolaczki minęła. Zrozumiał, że w jakiś pokręcony sposób
naprawdę stanowiła część ich rodziny.
- Zastanawiałem się co wywołuje tak
gwałtowne nawroty choroby – wyrwał ją z własnych myśli blondyn, wstając i sadzając
ją na fotelu. Gryfonka przyglądała się jak podchodzi do łóżka, mierząc małego
fachowym okiem. Zaczął przygotowywać dokładnie dawki eliksirów, wciąż mrucząc
do siebie pod nosem. Dziewczyna uśmiechnęła się, wyobrażając sobie przyszłość
chłopaka. W białym fartuchu, badający małych pacjentów oraz czuwający przy ich
łóżkach. Nadawał się do takiej pracy idealnie, tym bardziej, że oddawał się
temu z takim zapałem.
- He.. hem.. mion.. – z drżących warg
małego Nathaniela wydostał się głuchy jęk, a głowa Malfoya od razu poderwała
się do góry – Her.. herm..iona?
- Nate – dziewczyna szybko pokonała
dzielącą ją odległość do łóżka, siadając na jego krawędzi i chwytając zimną
dłoń w swoją – Natie, jestem tu.
- Le..leciałem – wyszeptał nieprzytomnie
ciemnowłosy malec, zaciskając palce w krótkim uścisku – Leciałem.
- Gdzie? – spytała łagodnie, odgarniając
spocone pukle z jego czoła. Blade powieki zatrzepotały, gdy je otworzył
szukając ją zamglonymi oczami. Dwa szafiry zalśniły, gdy ją odnalazły, a kąciki
ust uniosły z trudem do góry.
- Nie wiem – przyznał, przełykając ciężko
ślinę i cicho wzdychając – Daleko. Bardzo.. daleko. Ale..
- Ale? – powtórzyła, zerkając na ślizgona,
który stanął przy niej z gotowym eliksirem – Musisz przełknąć leki, Nate, okej?
- Wróciłem – szepnął, krzywiąc, kiedy
blondyn uniósł jego głowę. Wypił duszkiem podane płyny, rozluźniając, kiedy
otępiający ból zaczął znikać. Błękitne spojrzenie wciąż było zamglone, ale
bardziej spokojne, kiedy szukał palcami na kołdrze jej ręki. Hermiona splotła
ich dłonie, całując czule kłykcie dziecka.
- To dobrze, że wróciłeś – wyznała,
nachylając nad nim by móc lepiej widzieć jego twarzyczkę. Mały Nott pokręcił
głową, starając się widocznie odnaleźć umykającą mu myśli.
- Wróciłem, bo.. – chrząknął, mrugając
szybko i znów łapiąc jej wzrok – Wróciłem, bo mnie wołałaś.. wołałaś mnie,
Hermiono?
- Tak – potaknęła zaskoczona, rzucając
okiem na stojącego za nią Malfoya. Blondyn z zamyśleniem obserwował ich,
przysuwając bliżej oraz chwytając delikatnie szczupły nadgarstek chłopca by
zbadać mu puls.
- Usłyszałem cię… tam daleko – wargi Nathaniela
drżały, a każde słowo wyczerpywało jego siły – Myślałem, że dobrze tam..
latać.. było dobrze.. ale, gdy mnie zawołałaś… Hermiono, wołałaś mnie, prawda?
Bo wróciłem…
- Wołałam cię, Natie, wołałam – uśmiechnęła
się smutno, pytając oczami Dracona czy może się położyć przy dziecku. Ślizgon
skinął głową, zajmując się dalej rzucaniem czarów nad małym ciemnowłosym
czarodziejem, upewniając że wszystko z nim w porządku.
- Wolę być tu… niż latać tam bez ciebie –
mruknął niewyraźnie brat Teodora, przechylając głowę na bok by ją widzieć.
Wygiął usta w krzywym grymasie, gdy dostrzegł, że położyła się tuż obok niego.
Przysunął się ostrożnie, wtulając twarz w jej włosy – Nie chcę już latać,
Hermiono.
- Będę cię tu trzymać, dobrze? – szepnęła
ciepło, zaciskając na chwilę mocniej rękę i śmiejąc pod nosem – Nie pozwolę ci
mnie zostawić, Nathanielu.
- Wróciłem.. bo wołałaś – powtórzył,
zamykając powieki – Zaśpiewasz mi, Hermiono?
Wzięła głęboki oddech, całując go czule w
czoło. Tak jak prosił zaczęła cicho śpiewać kołysankę swojej babci, która już
kiedyś uspakajała chłopca. Wypowiadała cicho słowa, nucąc pod nosem i obserwując
jak klatka małego czarodzieja zaczyna równomiernie opadać. Draco, który
skończył rzucać wszystkie znane mu zaklęcia diagnozujące, położył się przy
niej. Leżeli w trójkę, a ona śpiewała. Raz za razem kończyła i zaczynała
kolejny raz nucić, czerpiąc siłę z tak znanych słów. Przestała dopiero po
godzinie, a może i dwóch, gdy głos całkowicie jej ochrypł. Oblizała
spierzchnięte wargi, wsłuchując w dwa spokojne oddechy. Draco i Nate słodko
spali, ukołysani jej kołysanką. Ułożyła się wygodniej, chłonąc tą chwilę. Ich
ciepłe ciała grzały ją, a ciche obecności utulały. Przymknęła powieki,
wyobrażając sobie, że za parę lat też tak będą zasypiać. A ich jedynym
zmartwieniem będzie zaspanie oraz brak pomysłu na śniadanie.
- Kiedyś polecimy – mruknęła, zasypiając
odrętwiale – Polecimy daleko, obiecuję.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Przy stole panowała niespokojna cisza, gdy
usiedli w końcu do śniadania. Molly Weasley wciąż nakładała na talerz nowe
naleśniki, które znikały z niego w ekspresowym tempie. Charlie z dość
niewyraźną miną smarował swojego dżemem, brudząc niechcący przód swojej bluzki.
Siedząca przy nim Daphne podała mu jedynie chusteczkę, zajęta własnym talerzem.
Astoria wpatrywała się nieprzytomnie w kubek z herbatą, będąc myślami w innym
świecie. Millicenta od paru minut wsypywała łyżeczki cukru do swojej kawy,
zapominając, że już ją słodziła. Marcus spał z brodą opartą na dłoni, a jedynie
odgłos sztućców wybudzał go z drzemki. Blaise zjadał już chyba dziesiątego
naleśnika, ale zerkał co chwila na rudowłosą panią Weasley czy robi więcej.
Pansy miała wciąż pusty talerz, a jedynie brudny widelec zapewniał innych, że
już coś zjadła.
- No to ja wtedy… - Tonks przewróciła
oczami, a jej włosy znów z różowego stały się zielone, gdy z zapałem opowiadała
Fleur swoją przygodę jako auror – A on zaczął się śmiać!
- Opowiadasz to setny raz – zauważył Harry,
unosząc brwi na zaskoczoną minę Nimfadory – Niedługo będę mógł cię cytować.
- Myślałam, że nikt mnie słucha – wyjaśniła
obronnie, mrużąc oczy na prychającego blondyna – Chcesz coś dodać?
- Jesteś większą paplą niż Zabini i Milli
razem wzięci – stwierdził Draco, kiwając głową do Hermiony, gdy ta weszła do
kuchni – Nie wiedziałem, że to możliwe.
- Zacieśniacie więzi rodzinne? – mruknęła
gryfonka, siadając obok jasnowłosego i odsuwając krzesło dla przybyłego właśnie
Nathaniela.
- Rodzinne.. co? – ślizgon zmarszczył
czoło, podając ukochanej kubek z cytrynową herbatą – Nate, jaką chcesz?
- Taką jak Hermiona – wybrał chłopiec,
uśmiechając szeroko do spoglądającej na niego z troską pani Weasley – Dzień
dobry.
- Dobry, dobry, kochaniutki – przywitała
się ciepło kobieta, wkładając mu od razu gorącego naleśnika – Zaraz ci coś
przyrządzimy…
- Dopiero nawiązaliśmy kontakt – wyjaśniła
Dora, uśmiechając szelmowsko do zaskoczonego blondyna – Moja matka to Andromeda
Black, a teraz Tonks.
- Siostra mamy – westchnął, patrząc na
różowowłosą z nową fascynacją oraz zaciekawieniem – Czemu wcześniej nic nie mówiłaś?
- Nie wiedziałam czy chcę cię poznać,
kuzynku – przyznała Nimfa, ignorując karcące spojrzenie Molly i sięgając po
kolejnego naleśnika – Wiesz, różne rzeczy o tobie słyszałam.
- Ja o tobie nic – odparł lodowato blondyn,
krzywiąc, kiedy Hermiona nadepnęła mu na stopę – Nate, wypiłeś eliksiry?
- Tak – odpowiedział ciemnowłosy smyk,
wsuwając do buzi kolejny przysmak – Również ten obrzydliwy, śmierdzący.
- Nawet się nie skrzywił – pochwaliła go
Hermiona, dolewając jednocześnie herbaty Zabiniemu – Harry, nie rób takich min.
- Nie robię żadnych min – obruszył się
Wybraniec, puszczając oczko Nathanielowi, który zachichotał – Po prostu nie
wierzę, że się nie skrzywił pijając ten zielony, co smakuje jak rzygi.
- Kultura, Potter – warknęła Astoria,
uderzając chłopaka w potylicę, ale uśmiechając ciepło – Ogłady trochę, to nie
jakiś obrzydliwy pub. Jemy śniadanie.
- Krytykują i biją – mruknął smętnie
Marcus, otwierając jedno oko – A człowiek spać nie może.
- Od spania jest noc – zauważył chłodno
Draco, wypijając kolejny łyk kawy – Co ty robiłeś?
- Nic, co cię dotyczy – fuknęła
zarumieniona Milka, ocierając chusteczką usta – Możemy porozmawiać o czymś
innym? Bezpiecznym?
- Jak o pogodzie? – zasugerował ironicznie
Blaise, przewracając niczym Hermiona oczami – Ma dziś padać.
- Jesteś bezczelnym bachorem, Blaisie
Zabini – syknęła jasnowłosa dziewczyna, odsuwając się od stołu i zbierając
brudne naczynia. Zaniosła je do zlewu, posyłając wdzięczny uśmiech do
zabieganej Molly – Przepyszne naleśniki, pani Weasley.
- Chyba się do pani wprowadzę – poparł entuzjastycznie
mulat, uśmiechając szeroko oraz tak uroczo, że matka siódemki dzieci była
gotowa się zgodzić na kolejnego lokatora. Kobieta wydawała się być rozluźniona
oraz zadowolona, a Hermiona nie pamiętała już kiedy ostatni raz matka Rona
wydawała się tak.. spokojna. Od śmierci Freda stała się dość wybuchowa, a dwa
razy gryfonka przyłapała ją na płaczu. Jednak siła pani Weasley ją zachwycała
oraz imponowała.
- Bo Molly przyda się kolejny błazen do
kolekcji – mruknął pod nosem Moody, wchodząc do kuchni i mierząc ich swoim
szklanym okiem – Potter, Granger, musimy później porozmawiać.
- Nie marzę o niczym innym – Harry wyszczerzył
się pogodnie, podając ciemnowłosemu chłopcu słoik z dżemem. Prefekt Naczelna
uśmiechnęła się do niego, przyglądając kątem oka małemu Nottowi. Wszyscy ze
wszystkich sił starali się udawać, że dzisiejsza noc nie miała miejsca. Dostrzegła
jednak ich niepewne oraz przestraszone oczy, a także wymuszone uśmieszki do
małego brata Teodora. Molly nawet nie ukrywała swojej troski, kręcąc się w
pobliżu. Katerina stała w drzwiach, bacznie spoglądając na syna, a Tonks
wierciła się nerwowo. Jedynie Draco wydawał się ignorować zachowanie innych,
mrucząc pod nosem. Również Wybraniec zdawał się przejść z wydarzeniami nocnymi
do porządku dziennego, wciąż zagadując oraz drocząc się z ciemnowłosym malcem.
- Co dziś robimy? – spytała Pansy,
prostując się i marszcząc brwi. W drzwiach stanął Alex, kiwając na powitanie do
zielonookiego.
- Cześć – przywitała się Hermiona, kiedy
stanął za jej krzesłem. Malfoy popatrzył bez zainteresowania na nowego
towarzysza, a potem położył rękę na oparciu siedzenia dziewczyna. Prefekt uśmiechnęła
się pod nosem, nie zwracając uwagi rozbawionymi minami przyjaciół.
- Jak dłonie? – zagadał grzecznie
błękitnooki, nachylając nad nią z troską.
- Wszystko w porządku – poparzenia zagoiły
się już po godzinie, gdyż bliskość Teo ponownie wyzwoliła szybsze leczenie, ale
nie zamierzała akurat tą informacją się z nim dzielić – Draco dał mi jakąś maść
i są już całe.
- To dobrze – potaknął zadowolony Alex,
uśmiechając do blondyna, który wydawał się teraz zrelaksowany, gdy gryfonka
wymieniła jego imię – Wydajesz się obeznany w eliksirach i zaklęciach
uzdrawiających.
- Jestem najlepszy – arogancko stwierdził
ślizgon, marszcząc brwi po chwili i pociągając jeden lok Hermiony – Może nie
jedyny najlepszy, bo jest też ona.
- Jesteś lepszy ode mnie w eliksirach – brązowooka
przewróciła oczami na zaskoczoną minę blondyna – Tak, właśnie cię
skomplementowałam.
- Mógłbym się do tego przyzwyczaić –
zaśmiał się Malfoy, pochylając i czule cmokając ją w policzek. Harry ukrył
uśmiech w kubku, obserwując z zadowoleniem reakcje innych na taki bezwiedny
gest ślizgona. Blaise, Pansy oraz Marcus nawet nie zwrócili na to uwagi,
przyzwyczajeni do podobnych widoków. Milka westchnęła rozmarzona, nie odrywając
błyszczącego spojrzenia od tej dwójki. Astoria puściła oczko zaskoczonej
Daphne, która wbijała oszołomione oczy w znanego jej chłopaka. Charlie skrzywił
się, ale nie skomentował tego. Fleur parząca herbatę zachichotała pod nosem, a
pani Weasley niemalże spaliła naleśnika.
- Jesteście tak słodcy, że zaraz się
porzygam – jęknął Nate, wydymając dolną wargę w niezadowolonym grymasie – Czy dziś
wyjeżdżacie?
- Potter – krzyknęła oburzona Astoria,
zaplatając ramiona na piersi – Twój brak kultury się rozprzestrzenia! Demoralizujesz
Nathaniela!
- Nic nie robię! – zielonooki zaśmiał się, dolewając
Pansy herbaty i wsypując dwie łyżeczki brązowego cukru, co było zwyczajem
Parkinson – Od razu moja wina!
- Owszem, masz być ikoną Jasnej Strony,
czyż nie? – zauważył rozbawiony Draco, mrużąc powieki – Zachowuj się godnie i
przyzwoicie.
- Odezwał się najbardziej umoralniony –
mruknęła Hermiona, podnosząc od stołu i zaczynając sprzątać. Daphne dołączyła
do niej, zachowując jakby to było jej zwyczajem. Obie pozbierały puste
naczynia, a Greengrass zabrała się za zmywanie, rzucając szmatkę Charliemu.
- Możecie
zawołać kolejną turę na śniadanie? – poprosiła Fleur, stając przy pani Weasley.
Ślizgoni wraz z dwójką gryfonów przeszli do salonu, zajmując od razu główną
kanapę. Milka wdrapała się swoim zwyczajem na kolana Flinta, a Pansy zarzuciła
nogi na kolana Zabiniego. Astoria usiadła na fotelu, wyciągając przed siebie
nogi, o które oparł się zamyślony Nathaniel. Harry wraz z Hermioną zajęli jeden
fotel, tak jak robili to od paru lat. Draco stanął przy oknie, uśmiechając się
do nich z zamyśleniem. Tonks po chwili zastanowienia stanęła przy kuzynie,
rozpoczynając rozmowę. Hermiona odwróciła od nich wzrok, kiedy usta chłopaka
wygięły się w uśmiechu na słowa Nimfadory. Przyjrzała się reszcie przyjaciół,
którzy pogrążyli się w pogaduszkach. Astoria rozśmieszała Nathaniela, wciągając
go sobie na kolana. Milli szeptała o czymś do wpół-śpiącego Marcusa, który
wciąż się śmiał na jej słowa. Pansy bawiła się palcami Zabiniego, ciesząc jego
bliskością oraz wsłuchując w jego słowa. Gdyby nie głosy z kuchni oraz
zamieszanie w holu, gdy ktoś wychodził Hermiona mogłaby sobie wyobrazić, że to
przyszłość. Kiedy zamieszkaliby tu, a ślizgoni przyszli w goście. Gdzie są
bezpieczni. Cali. Zdrowi. Radośni.
- Chcę zejść do Komnaty Tajemnic – Harry przerwał
jej rozmarzenie, muskając palcami grzbiet dłoni gryfonki. Hermiona zerknęła na
niego zaskoczona, wzdychając cicho. Od razu zauważyła, że chłopak miał jedną z
gorszych nocy. Ciemne kręgi widniały pod jego oczami, mimo że rzucił na siebie
zaklęcie maskujące. Wydawał się bledszy oraz zmarnowany, ale jego oczy jaśniały
z determinacją.
– Robisz to notorycznie – zauważyła w
końcu, krzywiąc odruchowo. Zielonooki nie zrezygnował ze swojej nauki Czarnej
Magii. Raz lub dwa razy w tygodniu wymykał się wraz z Draco i Teodorem by ćwiczyć.
Ślizgoni zapewniali ją, że jest to bezpieczne, ale i tak drżała na myśl o ich
pojedynkach. Oprócz tego Wybraniec aktywnie uczestniczył w ich zajęciach z
Hutzem, gdzie auror dbał o jego oklumencję. Ostatnio również Potter kręcił się
w ich Pokojach Prefektów prosząc Teodora o dodatkowe książki. Gryfonka nie
poznawała już swojego kiedyś leniwego przyjaciela, który teraz odrabiał szybko
pracę domowe, a następne godziny poświęcał na własną naukę.
- Chcę porozmawiać z Hassibą – wyjaśnił,
wspominając kamiennego węża, który strzegł jakiegoś pomieszczenia – Muszę w
końcu zaakceptować to co mi powtarza. Jestem podobny w jakimś stopniu do Riddle’a.
Jeśli to przyznam, to będę mógł wejść dalej.
- Nie jesteś podobny – zaprotestowała odruchowo,
ale widząc jego krzywy uśmiech odpuściła. Przyjrzała się przyjacielowi szukając
tych niewielkich zmian jakie w nim zachodziły. Nikt inny pewnie nawet nie
dostrzegł, że jego oczy są jeszcze bardziej jaskrawe, a również pojawił się w
nich niebezpieczny mrok. Również jego aura promieniująca od mocy stała się bardziej…
drapieżna. Nie wydawał się już tak jasny, ciepły, a raczej pociągający i…
ciemny. Widziała ten cień na jego twarzy, kiedy walczył z przyjaciółmi, kiedy
zaczytywał się w książkach bądź popadał w złość.
- Jestem, czasem jestem – zaprzeczył, ściskając
ręką jej kolano i opierając czoło na ramieniu przyjaciółki – Ale nigdy nie będę
taki jak on. Mam ciebie. Jesteś moim.. stoperem. Wyznaczasz granicę co mogę
zrobić, a co nie. Tak. To chyba o to chodzi…
- Nie rozumiem – przyznała, uśmiechając na
jego znaczącą miną – Wybacz, ale jak samo słuchanie twoich procesów myślenia
jest fascynująco, to zrozumienie czasem sedna bywa.. meczące. I mylne.
- Och, uważasz, że moje myśli są
fascynujące? – zaśmiał się, unosząc brew – Ron nie uwierzy jak mu to powiem.
- Nigdy nie miałam cię za kretyna, Harry –
miękko powiedziała, tarmosząc go po czuprynie – Jedynie za leniwego nieuka. Jednak
jak widać wystarczy trochę chęci i zmieniasz się totalnie. Teraz jesteś..
mądrzejszy ode mnie.
- Nikt w naszym wieku nie może być
mądrzejszy od ciebie, H. – parsknął, pstrykając ją w nos – W sumie uważam, że
jesteś mądrzejsza od wielu dorosłych. Ja czasem bywam lepszy w walce. Co swoją
drogą dowodzi, że lepiej byś się przydała w bazie w czasie walki. Nie możemy
stracić mojego analityka!
- Niezła próba, Potter – przewróciła oczami,
kiedy kolejny raz starał się ją odwlec od pomysłu brania aktywnego udziału w
bitwie – Jednak równie dobrze chronię twoje tyły.
- Nigdy nie sądziłem że to powiem, ale
Malfoy i Nott również są.. dobrymi partnerami – mruknął, przekrzywiając głowę w
zamyśleniu – Znamy już swoje style walki i czasem.. to normalne. Chronić plecy
fretki bądź Teodora.
- Szczególnie, że jeden z nich nienawidził
cię ze wzajemnością przez ostatnie lata – zaśmiała się, marszcząc nos – Jak to
wszystko się pokomplikowało.
- Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo –
mruknął bardziej do siebie Wybraniec, przesuwając spojrzeniem po wszystkich
ślizgonach. Kiedy zdążył się nauczyć nazywać ich przyjaciółmi? Kiedy stało się
to takie zwyczajne? Ich obecność? Harry był tym trochę przerażony, ale dyrektor
jedynie się uśmiechał, gdy zaczynali rozmawiać o ślizgonach. Jednak zielonooki
wiedział, że rok temu nie byłby w stanie sobie tego wyobrazić? On żartujący z
Zabinim? Dyskutujący żywiołowo z Malfoyem? Przekomarzający się z
Nottem? Czekający na uśmiech Pansy? Słuchający bezustannej paplaniny Milli na
temat jej aparatów? Stałe chęci do rozmawiania z Flintem o aurorstwie czy
Quidditchu? Potrzeba rozśmieszania Greengrass?
- Świat jest dziwny – przyznała Hermiona,
odgadując jego tok rozumowania. Zaśmiał się, splatając ich palce. Tak. Życie było
nienormalne, szczególnie jego. Bo jak możliwe jest, że to szesnastolatek ma
uratować świat przed zagładą? Jak gryfon mógł zaprzyjaźnić się ze ślizgonami? Zakochać
się w jednej z nich? Martwiąc o nich jak o przyjaciół? Jeśli szukasz nienormalnych
rzeczy w życiu, to jego jest idealnym przykładem absurdalności.
- Świat czy my? – spytał, uśmiechając
blado.
Bo kto kreuje świat?
Kto podejmuje decyzje?
Kto ponosi za nie odpowiedzialność?
- Na to pytanie nie znam odpowiedzi –
szepnęła, unosząc głowę, gdy w drzwiach stanęli dorośli – Wiem natomiast, że
chwila wolnego minęła.
- Wojna sama się nie wygra – przytaknął,
wstając i podając jej dłoń. Hermiona ścisnęła jego rękę, stając przy boku,
gdzie było od pierwszego roku jej miejsce.
Ona i on.
Na zawsze.
oby Nathanielowi nic się więcej nie działo nie zasługuje na to :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział czekam na dalsze losy a najbardziej na Draco i Hermionę :D
Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości, a będzie więcej Hermiony i Draco :)
UsuńPozdrawiam ciepło,
L♥
Cudo❤
OdpowiedzUsuńDziękuję<3
UsuńBardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci samych sukcesów!
Może chcesz zgłosić swojego bloga do Katalogu Ksiąg Zakazanych?
Jest to nowy spis opowiadań potterowskich.
Niedługo ruszamy z ocenialnią!
katalog-ksiag-zakazanych.blogspot.com
Gratuluję przyjęcia do Katalogu Ksiąg Zakazanych!
OdpowiedzUsuńWpis o Twoim blogu: http://katalog-ksiag-zakazanych.blogspot.com/2015/11/prawdziwa-przyjazn-czasem-bywa.html
Zakochałam się ♡
OdpowiedzUsuńChociaż mam szczerą nadzieję, że Nathaniel nie umrze. Jest taki... kochany ♡
Dziękuję, Irytku :3
UsuńUfffffff......kamień z serca mi spadł... Chodź wwiem, że Nataniel nadal może umrzeć, to jednak nadal mam nadzieje ze nic mu sie nie stanie. Uwielbiam to opowiadanie.Z każdym nowym rozdziałem ta historia jest coraz piękniejsza. Życze weny. :-) :-) I czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział. :-) :-)
OdpowiedzUsuńHahaha, ach to ryzyko :D Los Nathaniela jest jeszcze nie rozstrzygnięty :))
UsuńDziękuję za tyle ciepłych słów! To był niezły kop motywacji! i Weny !
Ściskam ciepło,
L♥
Aż brak mi słów.. ;) JAK ZWYKLE genialnie i cudownie. :D Nate jest przecudowny i kochany. Trzymam za niego kciuki. ♡
OdpowiedzUsuńJa jestem ogromną fanką Astorii i Harrego! xD Powtarzam się, ale nie mogę wyjść z podziwu dla tego, jak świetnie ich przedstawiłaś.. Charaktery, sposoby wypowiedzi.. Cudo. *,*
Ugh.. Kurczę.. Gdzie ja byłam, jak rozdawali takie egzemplarze Harrego i Draco? XD A no tak.. Prawdopodbnie stałam przy lodówce, zaczytywałam się w Anonimowych Wyznaniach (polecam! :D) albo szalałam uprawiając jakiś sport.. :P 😂 A idź Pan.. Zero sprawiedliwości. XDD
Ekhem. . Się rozpisalam. :D Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. xoxox
Buziaki ;3
Wiecznie nadużywająca emotek
xNightyy
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHahahaha, dziękuję Ci bardzo, bo Twoje zwariowane komenarze wywołały u mnie napad niepohamowanego śmiechu!
UsuńNaprawdę aż nie wiem co powiedzieć, bo zwykłe dziękuję za takie szczęście jakie mi dałaś wydaje się za proste! :D
Jeszcze raz dziękuję!!
Lupi♥
Nie tylko emotek.. Jak widać słowa "cudownie" też. XDD
OdpowiedzUsuńBtw, jak zwykle - ja, genialne dziecko - coś kliknęłam (noc jest, noo :D) i muszę dwa razy pisać ten komentarz. ;P
Nie tylko emotek.. Jak widać słowa "cudownie" też. XDD
OdpowiedzUsuńBtw, jak zwykle - ja, genialne dziecko - coś kliknęłam (noc jest, noo :D) i muszę dwa razy pisać ten komentarz. ;P
Po tylu rozdziałach... Czas na moją opinię :) Z góry przepraszam za brak komentarzy w poprzednich rozdziałach, ale czytam to od dwóch dni :P Teraz będę pisała za każdym razem.
OdpowiedzUsuńJestem Z A C H W Y C O N A! Rozdziały są długie, mega długie co bardzo mi się podoba. Piszesz tak lekko... W bardzo precyzyjny sposób opisujesz uczucia. Zawile, ale łatwo do zrozumienia. W twojej głowie zrodziło się wiele ciekawych pomysłów :) Nie jest to typowy 'cukierek'. Co to, to nie. Najlepsze są sceny D&H o poranku. Masz zdolną betę - nie było błędów, w ogóle. Chyba, że jestem ślepa, ale tym powinien zająć się specjalista. Wracając . Blaise ma poślubić Ayrę, Torii Harry'ego, Daphne Charlie'go a Hermiś Dracze. Penny jest dla mnie ciągłą zagadką, tak jak Nott. Może w sobie znajdą oparcie? Kto wie, kto wie... Zapewne masz w głowie masę pomysłów i gotowe zakończenie.
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na następny rozdział,
KH.
Ależ rozumiem komu by się chciało komentować tyle rozdziałów >,< Od dwóch dni? To jestem serio pod wrażeniem, że doczytałaś już do końca! ;o
UsuńI dziękuję za tyle miłych słów! To był niezły kop motywacji. I weny. I szeroki uśmiech w tym ponurym tygodniu.
Bardzo dziękuję i liczę, że nie zanudzę Cię na śmierć :D
Ściskam mocno i pozdrawiam,
Lupi♥
Jak mnie coś zaciekawi to raczej trudno oderwać :P
UsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuń