7 listopada 2015

Nie ma miłości bez nadziei.

Hej!
Przychodzę do Was z nowym rozdziałem :D I mówiąc szczerze bardzo przyjemnie mi się go pisało. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
 
Z dumą ogłaszam też, że przekroczyliśmy 80 000 wyświetleń! Nigdy nie sądziłam, że dobijemy takiej liczby! Bardzo Wam dziękuję! :>
 
Ściskam w tą zimną sobotę,
Lupi♥
 
PS. Szczerze mówiąc jest mi dość przykro, że ostatnio coraz mniej osób komentuje. Dlatego proszę jak macie chwilę to dajcie znak, że jesteście! To naprawdę dodaje sił i motywacji :)
 
 
 
- Czy naprawdę istnieją takie potwory?

Hermiona uniosła głowę, przekręcając się tak by spojrzeć na chłopca siedzącego obok niej. Duże, błękitne oczy wpatrywały się w nią z ciekawością, a małe usta układały w uśmiech. Zerknęła na książkę, leżącą przed nimi, która przykuła wzrok malca. Na starej, pomarszczonej stronie namalowany był ciemny, mroczny las. Przypominał trochę Zakazany Las, ale i tak nie oddawał ciemności panującej w otaczającym Hogwart buszu.  

- Tak – przyznała, przyglądając magicznej książce, którą znaleźli w jednym z pokojów. Pierwszy raz czytała zbiór baśni dla dzieci czarodziejów, w której każda ilustracja poruszała się niczym zdjęcie.

- Ktoś powinien im pomóc – stwierdził błękitnooki towarzysz gryfonki, wydymając wargi  w zamyśleniu. Prefekt Naczelna spojrzała z zaskoczeniem na dziecko, które muskało opuszkiem palca róg strony. Nathaniel wydawał się być oczarowany testralem, o którym właśnie był fragment w książce. Bohater lektury miał zabić tego potwora, którego autor opisał jako niebezpiecznego przeciwnika. Gryfonka prychnęła na te słowa, opowiadając małemu przyjacielowi, że to nie prawda. Testrale nie były przerażającymi potworami, chociaż ich bezdenne ślepia przyprawiały o dreszcze niepokoju.

- Wszyscy się wzdrygają, kiedy je widzą – przyznała spokojnie, przypominając sobie swoją reakcję na pierwsze spotkanie z tymi istotami. To było niepokojące, że ujawniały swoją obecność dopiero po byciu świadkiem czyjejś śmierci. Życzyła wszystkim uczniom Hogwartu życiu w niewiedzy o ich istnieniu, gdyż żadne z dzieci nie powinno zobaczyć śmierci.

- Myślę, że są piękne – mruknął Nate, opierając brodę na dłoni i marszcząc czoło – Ludzie boją się nieznanych rzeczy. Nowych. Ale starych też, a one są jednymi z najstarszych istot magicznych, prawda?

- Tak – potaknęła, zagryzając wargę z namysłem – Jednak są trochę przerażające. Dlatego ludzie się ich boją.

- Przypominają im o śmierci – szepnął chłopiec, śmiejąc ochryple z tą niebezpieczną nutką dzikości, która pojawiała się czasem również u jego brata – Na mnie też krzywo patrzą. Ja też jestem takim testralem.

- Nikt na ciebie nie patrzy krzywo – zaprotestowała Hermiona, wpatrując w smutnego chłopca. Nathaniel posłał jej spojrzenie tak podobne do tego Teodora, że aż ją ścisnęło za serce. Byłby tak pięknym młodzieńcem w przyszłości. Już teraz wydawałby się idealny, gdyby nie wyniszczająca go choroba. Miał mleczną cerę, jak Teo, ale jeszcze bledszą, prawie siną. Pełne usta miały różowy odcień, a gdy męczyła go gorączka stawały się fioletowe. Migdałowe oczy przykuwały swoim szafirowym odcieniem, więc łatwo było sobie wyobrazić jak liczne kobiety wzdychałyby na ich widok. Szczególnie, że nieprzyzwoicie długie, gęste rzęsy eksponowały ich głębię.

- Ależ patrzą, Hermiono, patrzą i drżą na myśl, że ich czeka to samo – Nate przewrócił oczami, wyciągając przed siebie szczupłe ramiona – Jestem naznaczony śmiercią, więc to typowe dla innych uciekać ode mnie wzrokiem. Kto chce patrzeć na umierającego chłopca, Miona? Kto chce patrzeć na człowieka, któremu śmierć szepcze do ucha?

- Wiesz, jeśli słyszysz głosy w głowie, to nie za dobrze – starała się rozchmurzyć młodego Notta, ale ten jedynie leciutko się uśmiechnął – Nate, może i jesteś chory. Może i inni nie widzą cienia szansy na to, że czeka cię jeszcze wiele lat, dekad, ale ja w to wierzę. Nie pozwolę ci umrzeć, skarbie, prędzej sama zginę niż będę patrzeć na twoją bladą buzię bez uśmiechu.

- Chciałbym mieć taką wiarę jak ty – wyszeptał ciemnowłosy, odsuwając książkę na bok. Ułożył się wygodniej na łóżku, na którym leżeli w pokoju przypisanym Hermionie. Przekręcił się na bok by lepiej widzieć swoją towarzyszkę, która ułożyła się w podobnej pozycji.

- Kiedyś będziemy tak leżeć i wspominać tą rozmowę – uśmiechnęła się, muskając opuszkami palców jego policzek – Oraz tą durną książkę.

- Nie spodobała mi się ta historia – przytaknął ponuro, mrużąc powieki na czułą pieszczotę dziewczyny - Zastanawiałaś się, jak będzie wyglądało to kiedyś?

- Będzie cudowne, ale skomplikowane – westchnęła, chichocząc pod nosem – Twój brat będzie równie irytujący, co teraz. Non stop będzie wymykał się z domu do lasu na spacery, co będzie mnie stresować.

- Zamieszkacie razem? – spytał z ciekawością Nott, kiwając głową, gdy sięgnęła po koc by ich nim okryć.

- Zamieszkamy razem – poprawiła go, a ta myśl wydawała się teraz taka  logiczna oraz pewna. Wymyśliła to przed chwilą, ale gdy powiedziała to na głos, to poczuła, że tak właśnie będzie – Będziemy mieszkać w niewielkim domku, a ty będziesz miał pokój na piętrze. Spędzimy parę dobrych dni na malowaniu ścian na kolor jaki wybierzesz. Masz pomysł na jaki?

- Niebieski jak morze – odpowiedział po paru minutach namysłu, uśmiechając – I dywan taki miękki jak u twojej babci.

- Nie ma sprawy – klasnęła z entuzjazmem, zamykając swoje oczy by wyobrazić sobie resztę. Zauważyła, że chłopiec zrobił to samo, przysuwając jednocześnie bliżej do niej – Będziesz miał spory pokój, ale nie tak wielki jak teraz. Zasłony będą przepuszczać trochę światła, które będzie cię budzić rano. Będziesz miał mnóstwo zabawek, a ładna półka nad biurkiem będzie pełna książek.

- Będę miał bałagan – dodał ze śmiechem, gdy go pstryknęła w nos – A ty będziesz marudzić bym posprzątał.

- A ty to zrobisz, jeśli w zamian zaproponuje ciastka – prychnęła, ale szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy – Będziemy mieli dużą kuchnię, gotową na eksperymenty. Blaise będzie  się w niej rządził i uczył cię nowych przepisów. Co rano będę siedzieć przy stole i czekać aż w piżamie zbiegniesz na dół. Zjemy razem śniadanie, a Teo przyjdzie na koniec cały w błocie.

- Czy będziemy mieszkać w mieście? Nad morzem? Oceanem? – spytał dociekliwie chłopczyk, zaciskając drobną dłoń na jej ramieniu – Gdzie byś chciała?

- Ty wybierz – poprosiła, otwierając oczy i przyglądając mu z czułością. Nate wciąż miał zamknięte powieki, a niewielka zmarszczka pojawiła się na jego czole, gdy intensywnie myślał. Uśmiechnęła się smutno, widząc jego bladość oraz ciemne kręgi pod oczami – Ja mogę mieszkać wszędzie byleby z tobą.

- W środku lasu, ale niedaleko jeziorka – wybrał w końcu, kiwając stanowczo głową – Tak byśmy mogli w ciepłe dni tam pływać, a w zimę spacerować.

- Świetnie – poparła jego pomysł, czując ucisk w klatce piersiowej, gdy szczęście rozpromieniło jego buzię – Mielibyśmy gości?

- Tak, tak – przyznał, krzywiąc grymaśnie – Non stop przychodziliby do nas przyjaciele. Blaise, Pansy, Draco i Harry. Myślisz, że Harry by nas odwiedzał?

- No nie wiem czy mnie, bo to raczej do ciebie by przychodził – delikatnie zacisnęła palce na jego dłoni – A zwierzątko? Chciałbyś mieć jakieś?

- Smoka – stwierdził od razu, wzdychając – Charlie mi o nich opowiadał. Wiesz, że nie są wcale tak straszne? Przynajmniej niektóre. On nawet parę razy na nich latał! Powiedział, że ja też kiedyś będę mógł.

- Mamy wiele rzeczy do zrobienia w tym kiedyś – zauważyła ciepło, puszczając do niego oczko, gdy na nią spojrzał – Widzisz? Nie możesz odejść póki nie zrobisz tego wszystkiego. A ja mam jeszcze mnóstwo pomysłów.

- Nie mogę – potaknął, uśmiechając ze smutkiem. Wtulił się w nią, chowając twarz w jej włosach. Hermiona przycisnęła jego chude ciało do siebie, gładząc po plecach. Czuła pod palcami każdą kość, która wystawała, mogąc niemalże je policzyć.

- Nate? Chodź, pora się wykąpać – drzwi uchyliły się ukazując postać matki Nottów. Katerina uśmiechnęła się z bólem na widok objętej dwójki, kiwając z wdzięcznością głową dziewczynie.

- Przyjdziesz mi powiedzieć dobranoc? – poprosił błagalnie Nathaniel, zaciskając ostatni raz drżącą rękę w uścisku – Hermiono?

- Oczywiście, że tak, głuptasie – zaśmiała się, cmokając go w policzek i pomagając zsunąć się z dużego łóżka. Wyszła z nimi na korytarz, czując żółć w buzi, gdy chłopiec z wysiłkiem pokonywał odległość miedzy pokojem, a łazienką. Ostatni raz wysiliła się na uśmiech, gdy zerknął na nią nim drzwi się zatrzasnęły. Oparła się o ścianę, biorąc głęboki oddech. To było straszne widzieć ten ból w tych pięknych oczach, to cierpienie, które w każdej chwili starał się ukryć. Zacisnęła mocno powieki, powstrzymując się przed szlochem. Musiała być silna dla Nathaniela, musiała mu pokazać, że naprawdę wierzy w ich kiedyś. Wierzy, że będą jeszcze szczęśliwi.
Że dożyją tego cudownego kiedyś.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

W pokoju Harry’ego oraz Rona zbyt wiele się nie zmieniło. Wciąż było to ponure pomieszczenie, które wywoływało ciarki. Biurko było puste, tak samo jak szafa oraz półki. Portret Fineasa Nigellusa zniknął ze ściany, a pusta dziura przykuwała wzrok. Pomieszczenie było pełne ludzi, co sprawiło, że dopiero zdała sobie sprawę jak wielki jest pokój. Na łóżku Pottera siedziała sztywno Astoria, wpatrując się pusto w ścianę. Pansy przykucnęła przy przyjaciółce, trzymając na kolanach swój notatnik. Blaise rozsiadł się przy łóżku, opierając plecami o jedną z jego nóg. Podrzucał ze znudzeniem jakimś papierkiem, za każdym razem znów go łapiąc. Millicenta z Marcusem stali przy oknie, rozmawiając ze sobą po cichu. Na drugim łóżku siedziała spięta Ginny, rozglądająca niepewnie wokoło. Ron ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w popękany sufit, ignorując innych. Odnalazła w końcu spojrzeniem Dracona, siedzącego niedbale na krześle przy biurku i oglądającego jedną z książek. Teodor stojący za nim, wydawał się być zupełnie gdzieś indziej myślami.

- Coś się stało? – przerwała ciszę, a wszyscy spojrzeli na nią z dziwną intensywnością. Jedynie Malofy nie odwrócił oczu od trzymanego tomu, jakby nie zauważając jej przybycia.

- Wszystko w porządku – zapewniła ją Astoria, uśmiechając z widoczną ulgą – Jest tu.. dziwnie.

- Wiem – przyznała gryfonka, zamykając za sobą drzwi. Przyjrzała się kolejny raz sypialni chłopców, szukając pomysłu co zrobić by atmosfera przestała być tak ponura.

- Dowiedziałaś się czegoś nowego? – Marcus objął w pasie blondynkę, która wydawała się być czymś zasmucona – Wciąż siedzą w kuchni?

- Tak, niektórzy tak – przyznała, odgarniając zbłąkany kosmyk włosów wpadający jej do oczu – Ale jest o wiele więcej osób. Zebranie przeniesione będzie do salonu. Nie znam prawie nikogo.

- Co ci się stało w dłonie? – Ginny wskazała białe opatrunki, które przypominały o niefortunnym poparzeniu. Hermiona skrzywiła się, dostrzegając jednak jak głowy Blaise oraz Rona poderwały się do góry. Obaj z troską wpatrywali się w bandaże, nie zdając sobie sprawy jak podobni teraz byli.

- Nic takiego – wzruszyła ramionami, podchodząc powolnie do siedzącego wciąż blondyna. Stanęła przed nim, przyglądając niepewnie. Draco zachowywał się dziwnie, jak gdyby był na nią zły. Wiedziała, że chciał powiedzieć jej coś ważnego, ale przerwał im wtedy Nate. Ostatnią godzinę spędziła z chłopcem, zapewniana przez dziedzica Malfoyów, że poradzą sobie przez godzinę bez niej. Oczywiście, odczuła ulgę widząc ich wszystkich całych, zdrowych i niekłócących się, ale jednocześnie było to.. dziwne i niepokojące. Tak samo jak jego ignorowanie jej.

- Na pewno? – Blaise przypatrywał się im z dziwnym wyrazem twarzy, biegając spojrzeniem od przyjaciela na przyjaciółkę i z powrotem – Draco może chcesz się popisać swoimi umiejętnościami skoro chcesz zostać lekarzem?

- Nie – odparł leniwie szarooki, odchylając do tyłu i zamykając z trzaskiem trzymaną książkę – Nie muszę się popisywać, skoro i tak wiem, że jestem w tym świetny.

- I do tego bardzo skromny – dodała Pansy, nieprzychylnie patrząc na jasnowłosego – Nie zachowuj się jak dziecko, Draconie.

- Nie karć mnie jak matka, Genevie – rzucił złośliwie ślizgon, unosząc brew – Granger, czy chcesz bym rzucił okiem na twoje dłonie?

- Nie używaj tego imienia – syknęła, oburzona Parkinson, przymykając oczy jakby szukając resztek cierpliwości – Wiesz, że nienawidzę rodziców, że wybrali tak okropne drugie imię.

- To ładne imię, Pans – zapewniła ją gryfonka, zaplatając ramiona na piersiach – Nie, dziękuję, Malfoy. Zaraz i tak znikną, bo Teodor jest blisko.

Dziewczyna drgnęła, gdy stalowe spojrzenie skupiło się nagle na niej. Wystarczyło wypowiedzieć nazwisko chłopaka, a jego uwaga przestawiała się od razu. Zniosła spokojnie natarczywy wzrok, uśmiechając się jedynie chłodno. Stanęła do niego plecami, klaszcząc w ręce z entuzjazmem. Wyszła na korytarz, krzycząc by poszli razem z nią. Poprowadziła ich do pokoju na końcu korytarza, który kiedyś, jak sprawdziła z Harrym, wydawał się być zwykłym pokojem gościnnym. Syriusz wyjaśnił, że wiele lat temu mieszkał tu Alfard Black, który był jedynym członkiem jego rodziny, który zdawał się normalnie postrzegać świat. Ojciec chrzestny dyskutował z Remusem czy nie urządzić tu oddzielnej sypialni dla syna Jamesa. Chcieli by zielonooki poczuł się tu jak w domu, na który zasługiwał. Wyciągnęła różdżkę, dziękując w myślach, że Grimmauld Place było zabezpieczone tak by nikt nie wykrył zaklęć. Jej przyjaciele stanęli przy ścianie, rozglądając wokół. Jednym machnięciem zmieniła dwie kredki leżące na biurku na puszki z farbami, a inne drobne przedmioty w pędzle. Zauważyła niepewne miny przyjaciół, którzy z ciekawością na nią zerkali.

- Przydałby się tu remont – wyjaśniła, podciągając rękawy bluzy – Pomyślałam, że zamiast siedząc tu tak bezczynnie, można by coś zrobić.

- To na pewno dobry pomysł? – Gloomy zmarszczył brwi, gdy jego narzeczona z entuzjazmem wybierała pędzel – To nie nasz dom i…

- To świetny pomysł – przerwała mu Hermiona, kiwając by wstali i mrucząc zaklęcia zmniejszająca na meble – To dom Harry’ego, więc powinien czuć się w nim lepiej. A mając własny zakątek z dobrymi wspomnieniami na pewno mu pomoże. Dlatego zrobimy mu mały remont.

W końcu po dziesięciu minutach namawiania ich, rozpoczęli pracę. Podzielili się na małe grupki, które miały zająć się różnymi sprawami. Marcus z Blaisem wynosili meble, to pustego pomieszczenia obok. Teodor wraz z Draconem rzucali odpowiednie zaklęcia renowujące, a dziewczyny wymyślały wystrój. Hermiona uśmiechnęła się obserwując jak Ginny z entuzjazmem potakuje Milce, a Toria z Pansy wybierały pędzle. Ron stanął przy niej, wciskając dłonie do kieszeni.

- Okej? – spytała go, łagodnie się uśmiechając. Tydzień temu przestał chować się za skorupą milczenia, a jego znajomy głos wciąż ją zaskakiwał. Całe dwa dni chłopak spędził z rodziną, która płakała i dziękowała jej. Jak gdyby to była jej zasługa, że się odezwał. Zauważyła rosnące napięcie u ślizgonów, a szczególnie u Draco, ale nie chcieli o tym rozmawiać. Kolejnym powodem było odkrycie Milki i Pansy jak naprawić szafkę. Spędzali dużo czasu czytając stare książki, a jak się okazało odpowiedź była ukryta w dziale Ksiąg Zakazanych.

- Tak – przytaknął, uśmiechając krzywo – Dziwnie jest być tu. Z nimi.

- Wiem – przyznała, przyglądając przyjaciołom. W końcu pokój był gotowy, a stara tapeta została zdarta. Kolejnym punktem jej planu było odłożenie różdżek. Dość sporym problem było dla nich zrozumienie, że dalsza praca będzie wykonywana bez użycia magii. Z oporem w końcu poodkładali różdżki we wskazane miejsce, przełykając z trudem ślinę. Z tego co się dowiedziała od tego arystokraci mieli służących. Jeśli chcieli remont mieli opisać jego zarys, a pracę wykonywali inni. Teraz z niepokojem patrzyli na gołe ściany i puszki farby, stojące z boku. Hermiona splotła włosy w kucyka, ignorując ich nerwowe postawy. Złapała jeden z pędzli oraz puszkę farby, rozpoczynając malowanie.

- Nigdy tego nie robiłem – przyznał Blaise, stając przy niej i mocząc swój pędzel w farbie. Pociągnął nim po ścianie, zostawiając niebieską smugę.

- Ja też – przyznała Milli, odchodząc od grupki przyjaciół. Również upięła włosy, a rękawy swetra podwinęła do góry – Harry lubi niebieski?

- Syriusz mówił, że taki miała kolor jego sypialnia – odpowiedziała po chwili, spuszczając wzrok – Niebieskie ściany, dębowe deski oraz biały dywan na środku. Łóżeczko stało z boku,  a Lily na ścianach wyczarowała alfabet.

- Na pewno to dobry pomysł? – Teodor wyczuł jej niepewność, dołączając do malowania. Hermiona zmrużyła powieki, zastanawiając się. Wiedziała, że to dziwne, ale miała przeczucie, że dobrze robi. Harry powinien mieć tu swój własny pokój, w końcu teraz to jego dom. Mimo, że go nie chciał, to Syriusz wiedział, co robi przypisując majątek chrześniakowi.

- Tego by chciał Syriusz, a to znaczy, że Harry też – stwierdziła, wracając do pracy. Kątem oka zauważyła, że ślizgoni zabrali się do pracy. Początkowo pracowali w ciszy, pozwalając sobie na chwilę zamyślenia. Każdego trapiło coś innego, a praca wydawała się idealna na zapomnienie. Hermiona przyjrzała się Milli, która zaczęła się głośno śmiać. Marcus chwycił ją w pasie, sadzając sobie na ramionach by mogła dosięgnąć pędzlem górnej części ściany. Zabini porwał Pansy by i ona mogła poprawić górę, co Parkinson skwitowała głośnym chichotem. Atmosfera stawała się luźniejsza, a na twarzy Rona pojawił się cień uśmiechu. Słuchał on Ginny, która z pracowitością malowała swoją część. Astoria zaczęła cicho nucić jakąś piosenkę, wystukując rytm stopą. Draco stał z boku, malując z uwagą ścianę w pobliżu okna.

- Nie cierpię, gdy taki jesteś – powiedziała, stając przy nim. Malfoy zerknął na nią, uśmiechając kącikami ust.

- Ja też – powiedział spokojnie, zaskakując tym dziewczynę. Szare oczy stały się na powrót ciepłe oraz zamyślone.

- Dlaczego w takim razie taki byłeś? – spytała, malując tuż przy nim pusty kawałek.

- Jestem śmierciożercą – szepnął, opuszczając dłoń i mrugając szybko, jakby wyrzucając z głowy jakąś nieprzyjemną wizję – Mam ręce splamione krwią. Jestem wrogiem, Granger, chociaż chciałbym by było inaczej.

- Możesz wybrać, Draco, już wybrałeś – zaprotestowała, stając na palcach by dosięgnąć gładką pustą przestrzeń – Powiedziałeś wszystko Dumbledorowi.

- A co jeśli to właśnie rozkazał mi zrobić Czarny Pan? – czarownica zamarła, wciąż trzymając uniesione ramię – Co jeśli planem było pozyskanie zaufania dyrektora? Przyjaźń z Wybrańcem? Wejście do Głównej Siedziby Zakonu?

- Czy również sprawienie, że się w tobie zakochałam było jego planem? – spytała dziwnie spokojna, odkładając pędzel do puszki i obracając by móc patrzeć na chłodną twarz blondyna – Bo wiesz, Draco, udało ci się. I jeśli się wahasz, to mogę to powtórzyć.

- Jeśli się waham z czym? – spytał cicho, zimnymi oczami wodząc wzrokiem po spokojnym profilu gryfonki. Kiedyś rzuciłaby się na niego z pięściami za samo insynuowanie jego zdrady oraz wykorzystanie jej do swoich celów. Teraz, gdy poznała go lepiej i zaczęła rozumieć pokręcony sposób ochrony, którą stosował. Wiedziała, że to jedna z wielu masek, za którymi się skrywał, gdy miał problem ze zrozumieniem własnych odczuć. 

- Z moimi uczuciami – powiedziała łagodnie, biorąc jego dłoń w swoją i przykładając do piersi nad sercem – Kocham cię, Draco.

- Jesteś głupią… - warknął, gryząc w język i zamykając oczy. Hermiona wstrzymała oddech, odwracając wzrok i łapiąc niepewne spojrzenia przyjaciół. Była tak pochłonięta rozmową, tak zahipnotyzowana jego osobą, że zapomniała o reszcie. Blaise wyglądał na mocno wkurzonego, chociaż nawet nie słyszał o czym mówili. Wystarczyło mu jednakże skwaszona mina przyjaciółki by odczuł chęć wbicia swojej pięści w brzuch Malfoya. Marcus trzymał go za ramię, ale nie spuszczał z nich czujnego spojrzenia. Millicenta z nieprzeniknioną miną stała przy Astorii, która ze smutkiem moczyła pędzel w farbie. Ron opierał się ramieniem o ścianę, zaciskając palce na różdżce, która podniósł, a Ginny ściskała jego dłoń. Pansy natomiast spokojnie wykonywała swoją pracę, kątem oka na nich zerkając.

- Szlamą? – starała się by głos się jej nie załamał, ale i tak wyczuwalnie zadrżał. Naprawdę czasem zastanawiała się jak mogła go pokochać? Ranił ją równie mocno oraz zaciekle, co kiedyś. Jak nie bardziej, gdyż teraz spijała jego słowa, a wcześniej ignorowała. Jednakże wciąż wiedziała, że on oszukuje. Okłamuje siebie i ją, gdyż jego sfiksowany umysł wymyślił nową metodę obrony. Przerabiali to już parę razy, jego chłód oraz zdystansowanie, gdy wierzył, że tym ją do siebie zrazi. Chciał ją odsunąć od swojej brudnej osoby. Nie mógł sobie pozwolić by ją splamić, jej niewinność. Tyle, że ona chciała go całego. A nie  tylko tą dobrą część.

- Wiesz, że nie użyłbym tego określenia – wymamrotał ze zrezygnowaniem, odrzucając pędzel na bok i zaciskając pięści – Nienawidzę go.

- Tak samo jak ja twoich idiotycznych wymysłów – odburknęła, machając ręką na resztę by pracowali dalej. Dziwnie było prowadzić tak poważną rozmowę w pobliżu innych ludzi, ale wiedziała, że ich szepty nie docierały do ciekawskich uszu. Ślizgoni i dwójka gryfonów wróciła do swoich zadań, popatrując na nich od czasu do czasu. Hermiona wytarła brudne dłonie o poplamione już spodnie, zastanawiając jak wytłumaczyć blondynowi swoje podejście.

- Powinnaś mnie nienawidzić – szepnął, również wpatrując się w jej dłonie.

- Starasz się jak możesz, co? – przewróciła oczami, gdy się skrzywił – Drobna uwaga. Jeśli chcesz by ktoś cię nienawidził, to nie rozkochuj go w sobie.

- Nie chcę żebyś mnie nienawidziła. Jestem zbyt wielkim egoistą – westchnął, wzruszając ramionami na jej przenikliwy wzrok – Możesz myśleć na głos? Wiem, że już w tej ślicznej główce masz milion teorii..

- Starasz się mnie zrazić do siebie – stwierdziła, uśmiechając, gdy uciekł spojrzeniem – Chcesz bym przestała cię kochać. Wcześniej byłeś mniej sceptyczny nastawiony do naszego związku na tle wojny… - zamarła, gdy drgnął mu mięsień na twarzy. Przysunęła się bliżej ślizgona, starając rozgryźć jego logikę – Czekaj… nie chodzi o teraz, prawda? Coś się zmieniło, jeśli chodzi o przyszłość…

- Naprawdę jesteś genialna, Granger – mruknął pod nosem, gdy na jej zarumienionej twarzy pojawił się wyraz uświadomienia.

- Gdzie się podziały plany z dzieckiem, Draco? – spytała niemalże czule, muskając palcami jego policzek – Co się stało z tym pewnym siebie kretynem? Zaborczym, aroganckim, obślizgłym Malfoyem? Wcześniej wkurzało cię, gdy rozmawiałam z kimkolwiek innym niż nasze grono… a teraz sam pchasz mnie do kogoś innego?

- Alex wydaje się być lepszy – powiedział powoli, wbijając w nią lodowate oczy. Wiedziała jak dużym wyzwaniem dla niego było powiedzenie tego na głos. Malfoy wierzył w swoją wyższość nad wieloma uczniami, był pewien swoich talentów magicznych oraz charyzmy.

- Bo nie ma znaku wypalonego na ramieniu? – dokończyła jego myśl, zaciskając palce na jego brodzie – Wiesz, że mnie on nie obchodzi? Nie interesuje mnie czy Alex jest oddany dyrektorowi, czy jest gotów stanąć w walce z Voldemortem. Obchodzisz mnie ty. Draco, zrozum, że jestem pewna swoich wyborów. A jesteś nim ty. Proszę, przestań mnie odrzucać z powodu tej durnej szafki oraz twojej paranoi.

- Nie mam paranoi – warknął, marszcząc brwi – Zrozum, Granger, że mnie nie będzie tu. Muszę chronić rodzinę, a ty…

- Nie każę ci wybierać między mną, a twoją rodziną – westchnęła, kręcąc głową z politowaniem – Powiem inaczej. Wiesz czego symbolem dla mnie jest ten znak? Twojej miłości do rodziny oraz jej siły. Byłeś gotów poświęcić swoją wolność by ich chronić. To wymaga odwagi oraz dobrego serca.

- A co jeśli w czasie walki nie będę mógł cię chronić? – spytał zjadliwie, gdy w końcu zaczęły do niego docierać jej słowa.

- Możesz mi wierzyć, że jestem gotowa poświęcić siebie dla ciebie – wyznała z mocą, uśmiechając po chwili szeroko – Na dodatek Harry dość wyraźnie powiadomił mnie o przymusowej ochronie.

- Chyba pierwszy raz zmuszę się do podziękowania temu kretynowi – mruknął, rozluźniając się – Na pewno jesteś świadoma tego co robisz? Nie będę bohaterem, Granger, ludzie będą się krzywić na mój widok, a…

- Wierz mi lub nie, ale po naszym zwycięstwie wszystko się zmieni – przerwała mu, przesuwając nieznośny pukiel z czoła – Na dodatek nie interesuje mnie zdanie innych.

- Jesteś wariatką – stwierdził, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie.

- Ty natomiast nie zachowałeś się jak rasowy ślizgon – szepnęła mu do ucha, muskając je wargami – Raczej poddałeś się emocjom, co bardziej pasuje do gryfońskiego zachowania, czyż nie?

- To był cios poniżej pasa, Granger – jęknął teatralnie, odrzucając ją od siebie. Hermiona parsknęła śmiechem, który równie szybko się urwał. Niepewnie popatrzyła na pędzel w dłoni blondyna, który umoczył w farbie.

- Draco, czy ty.. – urwała, gdy mokra maź chlapnęła jej na twarz. Zamrugała zaskoczona obserwując uśmiechniętego złośliwie chłopaka. Zgrzytnęła zębami, chwytając za puszkę i szybkim ruchem wylewając jej zawartość na niego. Zachichotała, gdy popatrzył na nią z ogłupiałym wyrazem twarzy. Chwilę później miała identyczną minę, kiedy Blaise od tyłu również ją ochlapał.

- Jak dzieci – mruknął Teodor, gdy nagle wszyscy rzucili się na siebie z pędzlami.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Harry stał przed drzwiami przyglądając się im ze smutkiem. Musnął palcami lodowatą klamkę w kształcie zwiniętego węża, ale nie pociągnął za nią. Przesunął dłonią po starym drewnie, jakby badając jego fakturę. Czuł dziwne przyciąganie, ale nie był gotów z nim się zmierzyć.

- Co robisz?

- Zmagam się z przeszłością – odpowiedział spokojnie, zerkając za siebie. Napotkał nad wyraz poważne oczy, które ze zrozumieniem na niego patrzyły.

- Żeby ruszyć dalej trzeba zaakceptować wydarzenia z przeszłości – stwierdził niespodziewany towarzysz, przekręcając na bok głowę i podchodząc bliżej – Co sprawia, że czujesz się winny?

- Zawiodłem go – odparł łamiącym się głosem, mrugając szybko i gwałtownie cofając dłoń – Mogłem go uratować, wiesz?

- Nie mogłeś – spokojnie zapewnił go ciemnowłosy chłopiec. Harry zerknął na niskiego malca, który błękitnymi jak szafiry oczy wpatrywał się w niego. Drgnął, gdy małe palce zacisnęły się na jego drżącej dłoni, ściskając pokrzepiająco.

- Sam poprowadziłem go na śmierć – wyznał, marszcząc czoło w zamyśleniu – Wciąż odtwarzam tamten dzień. Na nowo z każdym szczegółem. Szukam luk, które gdybym zauważył zapewniłyby mu ratunek. Zamiast tego wciąż widzę jego twarz, jego ostatni uśmiech.

- Kochałeś go, a tych których kochamy nie chcemy opuścić – Nathaniel dotknął drzwi, chłonąc oczami jego twarz – Czemu mu po prostu nie pozwolisz odejść? On wciąż tu jest. Będzie wam łatwiej jak się pożegnasz.

- Nie chcę się żegnać – zaprotestował z bólem Wybraniec, powstrzymując szloch. Przyjrzał się małemu rozmówcy, który zdawał się go rozumieć. Co za ironia, że to schorowane dziecko pojmowało jego reakcje lepiej niż dorośli? Brat Teodora wydawał się być starszy niż to było możliwe, a niewinność oraz bezbronność dziecka mieszała się z doświadczeniem oraz zrozumieniem dojrzałego człowieka.

- Będzie cię boleć coraz bardziej – wyjaśnił spokojnie, przygryzając wargę – Jeśli się pożegnasz on nie zniknie. Będzie w twoim sercu, Harry. Ale będzie też wolny. Tak samo jak twoje sumienie. Więzisz go, bo czujesz potrzebę poczucia winy.

- Nie, on był moją rodziną, Nate – chrząknął, siadając na podłodze i opierając o znienawidzone drzwi. Syn Nottów zrobił to samo, a jego nogi kończyły się przed jego kolanami – Ostatnim członkiem rodziny. Nie mogę pozwolić mu odejść. Tym bardziej, że przeze mnie on zginął.

- Czemu winisz się za to co robią inni? – spytał z ciekawością chłopiec, odgarniając czarne pukle z oczu – Masz rodzinę.

- Nie winię się za to co robią inni, ale za to co się dzieje z tymi, którzy chcą mnie chronić – starał się wyjaśnić Potter, wzdychając – Mam rodzinę?

- Hermiona. Nie jest dla ciebie rodziną? – Nathaniel uśmiechnął się widząc wyraz twarzy zielonookiego – No właśnie. Masz rodzinę. Pozwól mu odejść i zajmij się nią. Nie chcesz chyba by przez twoje masochistyczne karanie się stała się jej krzywda?

- Tylko ona mi została – przyznał, czując jak ból w jego piersi maleje – Nie pozwolę by cierpiała.

- Nie dostrzeżesz jej bólu, jeśli będziesz się skupiał na swoim popapranym sumieniu – zauważył uszczypliwie błękitnooki, unosząc brwi – Jesteś gotów powiedzieć cześć do niego?

- Nigdy nie będę gotów by się z nim pożegnać – wymamrotał pod nosem, pocierając ze znużeniem oczy – Był dla mnie jak ojciec. Starał się tak bardzo wynagrodzić te wszystkie lata.. to że nie uratował moich rodziców. Nie rozumiał, że to nie jego wina. Syriusz jednak do ostatniego dnia nosił na barkach ten ciężar odpowiedzialności.

- Robisz to samo – zaznaczył stanowczo chłopiec, wzdychając – Nie żegnaj się. Powiedz po prosto do zobaczenia. Ty go nie widzisz, Harry, ale on jest tuż przy tobie.

- Wiem – wyszeptał Potter, ocierając łzę, która spłynęła po jego policzku – Dość kiepsko sprawdzam się jak Bohater, co, młody?

- Lepiej byś nie mógł – zaśmiał się chrapliwie mały czarodziej, poklepując go pocieszająco – Jesteś prawdziwy. Masz uczucia. Jesteś najlepszym Bohaterem jaki mógłby być. I właśnie ta łza była dowodem jak dobrze sprawdzasz się w swojej roli.

- Dzięki, Natie – szepnął, obejmując chłopca i przyciskając do piersi. Po paru minutach ciszy, uspokoił się zupełnie. Głowa przestała go już boleć, a myśli stały się znów klarowne. Owszem, obwiniał się za śmierć swojego ojca chrzestnego. Owszem, nie mógł się pozbierać od tamtego dnia. Owszem, karał się. Ku jego zdumieniu to właśnie ten maluch uświadomił go, że praktykując taką pokutę rani nie tylko siebie. Syriusz był przy nim, czuł jego obecność.

- Muszę iść – podnieśli się, a Harry dostrzegł grymas bólu na twarzy dziecka.

- Nathaniel – zawołał po chwili, gdy chłopiec stał już przy drzwiach swojej sypialni. Szafirowy wzrok zwrócił się ku niemu, przeszywając na wskroś – Dlaczego mi to powiedziałeś? To.. wszystko?

- Żebyś to powtórzył Hermionie – odpowiedział po chwili zastanowienia, posyłając mu zmęczony uśmiech, który powinien pojawiać się na twarzach jedynie ludzi starych oraz doświadczonych. Jego oczy pociemniały, a Wybraniec odczuł powagę oraz ból jaki sprawiało powiedzenie tego chłopcu. Przyjrzał się wychudzonej sylwetce Notta Juniora, który pokiwał głową, jakby się z czymś zgodził.

- Kiedy mam jej to powtórzyć? – spytał niepewnie, wsuwając dłonie do kieszeni. Nate zaśmiał się ochryple, wywołując u niego ciarki.

- Kiedy już umrę – odparł z łagodnym uśmiechem, zatrzaskując za sobą drzwi.

Harry wpatrywał się w sypialnię chłopca, czując ucisk w żołądku. Nie wyobrażał sobie Hermiony opłakującej małego Notta. Widział jej miłość oraz oddanie w oczach, gdy przytulała dzieciaka. Kiedy o nim mówiła promieniała, a on… nie chciał by cierpiała. A będzie, gdy pewnego dnia malec nie otworzy oczu. Drgnął, obracając się w stronę drzwi. Jeśli ma potrafić pomóc przyjaciółce, to musi nauczyć się akceptować swoją przeszłość. Zacisnął dłoń na klamce, wsuwając się ostrożnie do pokoju. Zapalił jednym machnięciem różdżki światło, przełykając z trudem ślinę. Nie powstrzymał uśmiechu na widok ścian pokrytych plakatami z różnymi zespołami, dziewczynami w bikini oraz motocyklami. Przeszedł ostrożnie na środek pomieszczenia, starając się na nic nie nadepnąć. Na podłodze leżało parę książek oraz szata. Półki były zapełnione książkami, ale nimi postanowił zająć się później. Usiadł na nieposłanym łóżku, mierząc wszystko uważnym wzrokiem. Na biurku leżało mnóstwo kartek, zapisanych papierów. Przyjrzał się etażerce stojącej przy wielkim posłaniu, na której stała fotografia. Czterech młodych chłopaków szczerzyło się radośnie do fotografa.

- Nie wiedziałem, że byłeś taki sentymentalny, Łapo – powiedział cicho, otwierając pierwszą szufladę. W środku znalazł eliksir Słodkiego Snu, srebrną bransoletkę oraz kopertę. Wyciągnął wszystko ostrożnie, siadając wygodniej na łóżku. Bransoletka błysnęła w świetle lamp, a niewielka przypinka przykuła wzrok chłopca. Przyjrzał się z ciekawością małemu jeleniowi, który dumnie prezentował malutkie rogi. Wydawała się być bardziej kobieca, a jego zainteresowanie spotęgowało się, gdy otworzył kopertę. Wyciągnął gładką kartkę, która z dwóch stron była pusta.

- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – wypowiedział wyuczoną formułkę, stukając różdżką w papier. Uśmiechnął się krzywo, gdy zaczęły się pojawiać czarne literki.

Łapo,

proszę przyjdź do nas jak najszybciej. Twój ukochany chrześniak totalnie zwariował, a jego życzeniem jest Twoja skromna osoba. Dlatego rusz swój tyłek i teleportuj się do naszego domu. Lily wciąż nie wraca od Longbottomów, a mój słodki synek krzyczy jak opętany, że chce gofry. Kup je po drodze.

Tatuś w potrzebie,

J.P.

PS. Możesz też kupić pieluchy. Najlepiej takie co się same zakładają, bo Bambi póki co lata na golasa.”

- Bambi? – powtórzył zielonooki, uśmiechając się. Odłożył list na bok, zrzucając tym samym przez przypadek różdżkę na podłogę. Schylił się po nią, zauważając kątem oka pudełko schowane pod łóżkiem. Zsunął się na podłogę, wysuwając znalezisko spod materaca. Niewielki kuferek wydawał się kusić chowaną w sobie tajemnicą, zachęcając do dalszego odkrywania zawartości. Usiadł wygodniej, opierając plecami o róg łóżka, uchylając wieczko. Jednakże kłódka nie chciała się odblokować, a żadne hasła nie pomagały.

- Mogę dołączyć?

Uniósł zaskoczony wzrok, napotykając równie zielone oczy. Astoria stała niepewnie na progu, obserwując go z ciekawością. Miała wilgotne włosy, spięte w wysokiego kucyka, a granatowa bluzka należała do niego. Przytaknął, przyglądając jak ostrożnie przechadza się po sypialni jego ojca chrzestnego. Kucnęła przy nim na podłodze, podkulając pod siebie nogi.

- Masz niebieskie ręce – musnął palcami jej dłoń, wywołując tym samym przeskok mocy między nimi – Co robiłaś?

- Hermiona – odpowiedziała zwięźle, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Skinął krótko głową, ponownie skupiając na trzymanym pudełku. Potrząsnął nim, ale wydawało się puste.

- Syriusz nienawidził tego miejsca – przerwał ciszę, widząc że ślizgonka przygląda się obklejonym ścianom – Nienawidził swojej rodziny. Ten pokój miał być jego schronieniem, a żeby to ukazać starał się zniszczyć każdą rzecz przypominającą Slytherin.

- Przykro mi – odparła łagodnie, muskając kłódkę do wieczka – Magia krwi.

- Nie jesteśmy rodziną poprzez krew – zauważył ponuro, marszcząc czoło, gdy się zaśmiała.

- Tak naprawdę, to wszyscy z czystokrwistych rodów jesteśmy rodziną – wyjaśniła, opierając brodę na jego ramieniu – Ale Syriusz był twoim ojcem chrzestnym. To stara magia, Harry, uwierz mi. Masz jego krew.

Wybranie zacisnął zęby, przesuwając różdżką po swoim palcu. Przycisnął opuszek z kropelką krwi do kłódeczki, która od razu się otworzyła. Wsadził palec do buzi, mrużąc powieki i ostrożnie uchylając wieczko drugą ręką. Westchnął, dostrzegając w środku wiele listów, zdjęć oraz małych pamiątek. Wyciągnął niewielkiego pluszaka przypominającego kształtem psa oraz z obrożą na której widniało przezwisko Blacka – Łapa. Odłożył ostrożnie misia na bok, wyciągając tym razem jedną z fotografii. Uśmiechali się z niej do niego Huncwoci oraz jego matka. James Potter miał czuprynę, czarnych włosów, a szeroki uśmiech zdobił jego przystojną twarz. Nie miał założonych okularów, gdyż zabrała mu je rudowłosa dziewczyna. Zaśmiał się, obserwując uśmiech matki oraz jej duże, zielone oczy. Syriusz łapał ją w pasie i całował w policzek, a Remus stojący za nim uderzał Blacka książką po głowie. Peter stał z boku, kręcąc z politowaniem głową.

- Przypominasz ojca – Astoria przypatrzyła mu się uważnie – Szczególnie teraz, gdy nie nosisz okularów.

- Ale oczy mam po mamie – dokończył, wzdychając ciężko. Oparł głowę o łóżko, odchylając tym samym trochę do tyłu. Zabarwione na niebiesko palce zacisnęły się mocno na jego szczęce, kierując jego twarz w stronę dziewczyny. Napotkał zamyślone spojrzenie ślizgonki, która nachyliła się ku niemu bezwiednie. Przesunął odruchowo rękę na jej ramię, muskając czule mokre pasemko brązowych włosów. Wciąż uderzało go jak inne zdawały się być od tych Hermiony. Zamiast gęstych loków, spływały wzdłuż pleców jedynie lekko falując. Również ich kolor na pierwszy rzut oka zdawał się podobny, ale jego przyjaciółka miała kasztanowe pasemka, a Astoria natomiast wchodzące bardziej w blond. Co nie zmieniało faktu, że kojarzyły mu się z czekoladą. Cała Greengrass od jakiegoś czasu stała się jego… obsesją. Nie mógł już funkcjonować bez chociaż jednego zerknięcia w jej stronę w Wielkiej Sali. Bądź złapania chłodnego wzroku  na korytarzu, gdy się mijali w popłochu. Nauczył się na pamięć jak wyglądała, jak mleczną miała cerę i jak mięśnie drżą pod jego dotykiem. Zapamiętał rozłożenie jej pieprzyków na łopatce, malutkiej blizny tuż nad kolanem oraz drugiej za uchem. Były jasne i tak małe, że nikt kto nie był z nią tak blisko, jak on by ich nie zauważył. Astoria nie znikała z jego myśli, wciąż na nowo pogłębiając jego tęsknotę oraz potrzebę, chęć bycia blisko.

- Jesteś tak pełen sprzeczności, skarbie, tak bardzo zawiły – zamruczała do niego, wbijając mocniej paznokcie by przywołać go z własnych myśli – Masz w sobie tyle niewinności z Jasności.

- Nie jestem niewinny – zaprzeczył, wpatrując się w fotografię ukazującą Jamesa Pottera obejmującego jego matkę oraz stojącego obok Syriusza. Huncwoci uśmiechali się szeroko, a Lily wybuchała śmiechem. Tak bardzo chciał ich znać, tak bardzo chciał by tu byli i.. poznali Astorię. Był ciekaw ich opinii, a teraz zostały mu jedynie domysły. Zapewne Syriusz robiłby niewybredne aluzje, ale zaakceptowałby ją. Zawsze potrafił go zrozumieć, jednym spojrzeniem zapewnić swoją miłość. James natomiast… jeśli byłby taki jak sobie wyobraża, to wciąż robiłby głupie komentarze, ale zapewnił go, że Toria jest śliczna, zabawna oraz wyjątkowa. Co powiedziałaby Lily? Jego mama?

- Och, oczywiście, że nie – przytaknęła, uśmiechając drwiąco oraz drapieżnie. Przysunęła się jeszcze bliżej, opierając kolana o jego uda i muskając wargami szczękę chłopaka – Masz w sobie równie dużo z Ciemności, kochanie, czasem niemalże nią promieniujesz. Jesteś tak bardzo zawiły, Harry, tak skomplikowany.

- Ja jestem skomplikowany? – prychnął, mrużąc powieki, gdy się trochę odsunęła by móc patrzeć w jego oczy – To ty wciąż grasz, Greengrass, ty wciąż zmieniasz osobowości. Jesteś równie popieprzona co ja.

- Owszem, jestem, ale tego nie ukrywam pod słodką fasadą Złotego Chłopca – zauważyła, przewracając oczami, co musiała przejąć od Hermiony, gdyż jak na arystokratkę przystało nigdy wcześniej nie miała takiego nawyku – Myślałam, że lubisz moje maski, bohaterze.

- Nie nazywaj mnie tak – warknął, zgrzytając zębami w irytacji, gdy czarownica jedynie zachichotała szyderczo – Nie chowam się. Nie ukrywam tego kim jestem i…

- Czyli Zakonnicy wiedzą o twojej smykałce do Czarnej Magii, tak? – przerwała mu, unosząc niedbale rękę – Na pewno byliby dumni widząc ich Wybrańca zaczytanego w książkach o Mrocznych Sztukach.

- Erik wie – odparł atak Harry, zaciskając pięści – Nie zaczytuję się, ja…

- Hutz? Były śmierciożerca? – mruknęła nieprzyjaźnie, unosząc brew – Tak, Potter, Czarna Magia stała się już twoją przyjaciółką. Nie zauważyłeś nawet jak często pokonujesz ostatnio Marcusa? Blaise’a? A co do twojego przyjaciela aurora, co jeśli cię zdradzi? Jest oddany Czarnemu Panu? Albo …

- Nie zdradzi mnie – krzyknął zielonooki, podrywając się do góry, przez co Astoria opadła do tyłu. Ciemnowłosy zmarszczył brwi, czując jak krew w nim wrze. Doprawdy dopiero co rozwodził się nad tym jak swobodnie może się przy niej czuć? Zapomniał już jak obrzydliwie przebiegli oraz złośliwi bywają ślizgonie, ale ona.. Zmieniła się. Widział to w jej oczach. Nawet inne emocje pojawiały się w tych szmaragdowych tęczówkach na ich spotkaniach, nie była to już niepewność, pożądanie oraz złość. Potrafił w nich odnaleźć łagodność, czułość oraz troskę.

- Skąd wiesz? – spytała spokojnie, wzruszając bezradnie ramionami – Może jest równie wielkim tchórzem co twój ojciec chrzestny i po prostu cię.. zostawi?

- Syriusz NIE był tchórzem! – wrzasnął, uderzając pięścią o ścianę – On nie żyje, Greengrass! Kurwa, on nie żyje! Zginął!

- Czemu? – drążyła ciemnowłosa, podnosząc powoli z podłogi – Czemu nie żyje skoro tak cię kochał?

- Przeze mnie – gryfon obrócił się od nastolatki, opierając czoło o chłodny beton. Wziął głęboki oddech, wciąż słysząc dudniące słowa, które przed chwilą wypowiedział. Zwykle mówił je szeptem, nigdy nie pozwalał uwolnić się reszcie uczuć. Dusił je w sobie, zgniatał nie chcąc by wściekłość, bezradność oraz poczucie winy całkowicie go osłabiły. Ale w tej chwili, gdy w końcu to z siebie wydusił czuł się.. wolny. Nagle znów mógł spójnie myśleć, jakby mgła z jego umysłu zniknęła. Czuł spływające po jego policzkach łzy, ale wciąż się nie ruszył.

- Nie przez ciebie, Syriusz nie zginął przez ciebie – poczuł drobną dłoń na swoich plecach, gdy ślizgonka stanęła za nim – Zginął, bo cię kochał. Kochał tak bardzo, jak ty kochasz jego.

- Dlaczego? – wykrztusił w końcu. Tym razem nie pytał o Blacka, co dziewczyna od razu wyłapała. Chodziło mu o jej zachowanie, dlaczego wzbudziła jego wściekłość. Na początku zdawała się być zatroskana oraz zagubiona, jak on… właśnie. Zagubiony. Był rozproszony, niepewny od chwili, gdy przekroczył próg tego domu. Ślizgonka musiała wyczuć jego rozchwianie i z przebiegłością rozbiła jego opanowanie na drobne kawałki by pozwolić mu się znów zebrać w całość. Tak, Astoria na pewno podbiłaby serca jego rodziców i Blacka. Była sprytna, była w stanie go podstępem zmusić do wrzasków.

- Bo mi na tobie zależy – szepnęła, muskając opuszkami palców jego zaciśniętą pięść, która spuchnęła od uderzenia w ścianę – Nie chcę byś wciąż żył zadręczaniem się o śmierć bliskich. To nie twoja wina, Harry. To ich wybory. Szczerze mówiąc…

- Tak? – spytał, pozwalając się obrócić by miała lepszy dostęp do jego ręki – Ria?

- Lubię jak tak mnie nazywasz – przyznała cicho, uśmiechając blado i unosząc obite kłykcie do swoich ust – Szczerze mówiąc z każdą chwilą zaczynam ich rozumieć.

- Co rozumieć? – powtórzył, rozluźniając się, gdy ciepły oddech połaskotał go w dłoń – Nie jestem pewien czy nadążam…

- Czasem bywasz taki niedomyślny, Potter – miękko wypowiedziała jego nazwisko, mrużąc powieki i kierując różdżkę na jego pogruchotaną rękę – Rozumiem czemu są gotowi oddać życie za ciebie.

- Nie wiem czy chcę byś to rozumiała – odpowiedział po paru sekundach zamyślenia, przyglądając jak ustawia z powrotem kosteczki jego palców – Nie.. nie chcę byś ich rozumiała. Nie chcę nawet pomyśleć byś miała kiedykolwiek zamiar to zrobić.

- Rzadko kiedy robię to co byś chciał – zauważyła, unosząc na niego błyszczące zielone spojrzenie – Płaczesz.

- Wiem – mruknął, nie wycierając jednak słonych kropelek. Pozwolił się poprowadzić z powrotem na wcześniejsze miejsce, obejmując w pasie towarzyszkę. Astoria przyglądała mu się przez chwilę z namysłem po czym skinęła do siebie głową, jakby zadowolona. Złapała przeglądane wcześniej pudełko, podsuwając mu je.

- Lepiej? – spytała, mając na myśli jego stabilność emocjonalną oraz psychiczną. Przytaknął, czując się bardziej uspokojonym oraz wolnym – Jaki on był?

- Był Huncwotem – stwierdził jedynie, wyciągając kolejne zdjęcie. Syriusz siedział w wielkim fotelu z odchyloną do tyłu głową. Spał w dość niewygodnej pozycji, a na jego klatce piersiowej równie zadowolony drzemał mały chłopczyk. Harry zakasłał, obserwując siebie jako dziecko w objęciach ojca chrzestnego.

- Bardzo cię kochał – Toria pogładziła go po policzku, ścierając łzy, które wciąż moczyły jego policzki – Jest z ciebie dumny, wiesz?

- Nie chcę powiedzieć mu do zobaczenia – wyszeptał, pozwalając się przyciągnąć. Wsunął nos w brązowe pukle dziewczyny, która usiadła mu na kolanach, mocno przytulając. Zaczął płakać, wyrzucając tym z samym z siebie cały żal oraz cierpienie. Ślizgonka szeptała mu do ucha ciepłe słowa, obiecując, że ona nigdy go nie porzuci. Pozwolił się ukoić w jej ramionach, rozbić na tysiąc kawałków oraz zebrać na nowo. Przymknął powieki, wyczerpany dzisiejszym dniem. Ostatkiem sił wsunął się na łóżko Blacka, pociągając za sobą ciemnowłosą. Opadł na miękki materac, zwijając niczym małe dziecko i zaciskając powieki. Czuł, że czarownica otula go kocem, kładąc przy nim oraz obejmując. Zaczęła nucić kołysankę francuską, gładząc uspokajająco jego ramiona.

- Powiedz mu zwykłe cześć – szepnęła ochryple, gdy w końcu przestał szlochać. Nie był pewien czy minęło parę minut, a może parę godzin? Widział jednak zmęczenie w jej oczach oraz troskę, gdy ostatkiem sił na niego zerkała. Pogładził czule policzek ślizgonki, wyczuwając z zaskoczeniem, że ona też ma mokre policzki. Nachylił się muskając wargami czoło nastolatki, która uśmiechnęła się słabo. Ostatni raz zamrugała, oddając się w ramiona Morfeusza. Harry przyglądał się spokojnej twarzy Astorii, która nie puściła go tak jak obiecała. Klatka piersiowa unosiła się równomiernie, gdy poddała się snu.

- Cześć, Syriuszu – mruknął cicho, mrugając szybko. Wyobraził sobie swojego ojca chrzestnego, który uśmiechał się do niego tym znajomym krzywym grymasem. Poczuł, że ciężar uciskający go od tak wielu miesięcy znika, a zamiast niego pojawia się ciepło oraz ulga. Rozluźnił się, zamykając oczy. Powoli zasypiał, a przed oczami nie widział już sceny śmierci Blacka. Tym razem Łapa stał przy drzwiach swojego pokoju, kiwając pokrzepująco głową. Nacisnął klamkę, a szczery uśmiech rozjaśnił jego zmęczoną twarz tak jak na zdjęciu. Obrócił się ostatni raz w jego stronę, nim zniknął na korytarzu.

- Cześć, Bambi.

-.-.-.-

Hermiona siedziała na środku pustego pomieszczenia, przyglądającym gołym ścianom. Wciąż trzymała pędzel, przekładając go z ręki do ręki. Podciągnęła kolana pod brodę, uśmiechając się. Skończyli malować z godzinę temu, gdy wylali już na siebie całą farbę. Wciąż miała przed oczami Milkę z puszką na głowie, gdy Gloomy przygwoździł ją do podłogi. Albo Pansy zostawiającą niebieskie ślady na twarzy zdezorientowanego Teodora. Spędzili trzy godziny ze sobą, a ślizgoni nie mruknęli nawet złego słowa do dwójki gryfonów, którzy również zachowywali się spokojniej niż zwykle. Dziwnie było obserwować tyczkowatego Rona rozmawiającego normalnie z Milką czy Ginny wymieniającą uwagi z Blaisem. Połączyła dwa światy w jeden z czego była dumna. Mniej zadowolona była z Draco, który kolejny raz starał się ją przechytrzyć. Głupi, arogancki Malfoy. Czy naprawdę myślał, że jej uczucie do niego było tak nikłe by byle komentarzami ją od siebie odstraszył? Nie zamierzała dać się nabrać na bajeczki o wykorzystywaniu jej. Nie teraz, gdy parę dni temu szeptał jej do ucha z taką mocą, że ją kocha. Widziała to. Jego oczy, gdy to mówił. Jego błyszczące, szczerze spojrzenie. Wszystko popsuło się od kiedy mieli już znalezione zaklęcie do aktywowania szafki. Wtedy postanowił ją odrzucić, odsunąć by nie musiała znosić jego zbluzganego krwią towarzystwa.

- Galeon za twoje myśli – usłyszała głos chłopaka, unosząc z zaskoczeniem głowę. Zwykle potrafiła go wyczuć nim wchodził do pokoju bądź wyłaniał się z cienia. Magia między nimi skakała, a ciągła obecność jego w jej głowie zdawała się ją informować o tym, gdzie się znajduje. To właśnie dlatego tak łatwo potrafili się odnaleźć w Hogwarcie, wystarczyło skupić się na więzi.

- Nie są tego warte – przyznała, obserwując z fascynacją ślizgona. Teodor zdawał się skupiać wokół siebie cienie oraz ciemność, gdy leniwym krokiem się do niej zbliżał. Z cichym szmerem usiadł tuż przy niej, muskając kolanem jej udo. Uśmiechnęła się na ten łagodny, bezwiedny dotyk. Kolejna cecha rozwoju ich więzi. Wciąż czuli potrzebę stykania się, magia wydawała się wtedy tak kusząco potężna. Przymknęła powieki chłonąc spokój jaki jej podarował. Ta więź stała się w pewnym sensie ich naukową obsesją. Ona, jak i Nott mieli w sobie tą krukońską dociekliwość i testowali się przy każdej sposobności. Erik Hutz pomógł im opanować nowy pokład mocy, która z dnia na dzień rosła. Teraz bez problemu jedynie pstryknięciem palca potrafiła zapalić wszystkie świece w pokoju, a machnięciem dłoni odrzucić przeciwnika. Jednakże, gdy chociażby najmniejszym malcem zetknęła się z ciałem Teodora w trakcie rzucania zaklęcia… działało wtedy wręcz z potrójnym wzmocnieniem.

- Nie jestem tego taki pewien – prychnął, odchylając lekko do tyłu i posyłając jej badawcze spojrzenie – Przez natłok twoich uczuć mam migrenę.

- Zapomniałam jak bolesne bywają dla ciebie ludzkie uczucia – wytknęła mu, przewracając oczami na skwapliwe przytaknięcie. Wiedziała jak irytujące to bywa. Gdy Teodora ponosiła wściekłość, bezradność bądź żal na wieść o pogarszającym się stanie Nate’a.. czuła to równie silnie. Nawet ich świetnie nakładane bariery na umysł nie powstrzymywały posmakowania emocji drugiego. Dziękowała aurorowi, że nauczył ją oklumencji. Teraz nie martwiła się aż tak Teodorem, gdy Malfoy zaprzątał jej umysł. Czasem jednak lubiła odczuwać rzeczy z ciemnowłosym czarodziejem.

- Tym bardziej mnie teraz zapewniłaś o swoim.. niedysponowaniu emocjonalnym – zauważył, przysuwając bliżej i łapiąc za rękę. Musnął palcami jej nadgarstek, gładząc łagodnie miejsce, w którym mógł wyczuć bicie serca Prefekt.

- Nie dasz mi spokoju, prawda? – westchnęła, rozluźniając się pod wpływem jego bliskości – Chodzi o Malfoya.

- Oczywiście, że o niego – uśmiechnął się z politowaniem, a jego ciemne oczy błysnęły złośliwie – Doprawdy. Jest jedną z niewielu osób, które potrafią wytrącić cię z równowagi. Taką.. mieszankę emocji możesz zawdzięczać tylko jemu. Bądź Potterowi, ale z tego co wiem, to Harry dziś nie rozrabiał.

- Mam nadzieję, że nie podsłuchiwałeś naszej rozmowy? – Hermiona uniosła brwi na widok jego niewinnej miny – Draco jest kretynem.

- Mówiłem ci o tym już parę razy – przypomniał, unosząc łagodnie kąciki ust – Ale może nie tak skończonym jak obstawiałem. Chciał cię odsunąć.

- Właśnie dlatego nim jest – syknęła, mrużąc powieki, gdy patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy – Myślałam, że wie, że.. nie odejdę. Nie zmieni tego ta durna szafka, wpuszczenie śmierciożerców.. Merlinie, Teo, ja go kocham. Jak może sądzić, że się odwrócę do niego plecami?

- Draco widzi twoją słodką niewinność – powiedział po chwili, miękkim głosem przykuwając jej uwagę – Jesteś jasna, a ciemność, zło nie splamiło cię. Malfoy natomiast wychowywał się w mroku, a czarna magia płynie w jego krwi. Jest tobą zafascynowany… ale również kocha cię. Właśnie dlatego chce cię odsunąć. By nie splamić. By nie zepsuć.

- Nie jestem zabawką, Teodorze – napomniała go, cmokając z dezaprobatą – Sęk w tym, że nie robię tego tylko dla niego. Jeśli stracę Dracona, stracę w pewnym sensie.. cząstkę siebie. Wiesz co mam na myśli? On.. ma moje serce. Nie chcę by mnie zostawiał… z dziurą.

- W pewnym stopniu on to wie – mruknął w końcu młody czarodziej, krzywiąc z niesmakiem – W końcu zburzyłaś jego mur. Ale… tonący brzytwy się chwyta. Malfoy ostatkiem sił stara się cię chronić. Rozumiem również jego.

- Jednak to ze mną jesteś połączony, Teodorze, więc mi pomóż – Hermiona uśmiechnęła się, szepcząc wprost do jego ucha – Chcę go. Potrzebuję go. Kocham go.

- Wiem – odparł, wbijając w jej oczy swój ciemny wzrok – On równie mocno potrzebuje ciebie by się nie zgubić.

- Wiesz, że nic mnie nie powstrzyma by zostać z nim do momentu, gdy szczerze będzie pragnął mego odejścia? – spytała cicho, odgarniając brązowego pukla z twarzy – Nie zmusisz mnie do tego nawet ty, Teo.

- Nawet gdybym chciał nie dałbym rady – odpowiedział szeptem, unosząc jej brodę by przyjrzeć się uważnie twarzy gryfonki – Nie chcę twego smutku. Chcę byś była szczęśliwa. A on to sprawia. Dlatego wierz mi, że zrobię wszystko co w mojej mocy by nie popełnił głupstwa.

- Wszystko co w twojej mocy – powtórzyła, przechylając na bok głowę – Wyczuwam niedopowiedzenie.

- Bardzo ładnie, H – pochwalił ją, uśmiechając z zadowoleniem – Wszystko, co nie będzie oznaczało zranienia cię. Bądź nie zagrozi twemu bezpieczeństwu. Jesteś ważniejsza.

- Czyli mamy umowę – zgodziła się niechętnie, wzdychając – Szukałeś mnie, prawda?

- Tak – potaknął, wstając i podając jej dłoń by pomóc podnieść się z podłogi – Pani Weasley prosiła byśmy się już położyli spać.

- Wciąż wydaje mi się to dziwne, że będziecie tu spać – przyznała, wychodząc na korytarz. Uśmiechnęła się na widok Milli, przekradającej się właśnie do pokoju chłopców. Blondynka puściła im oczko, przykładając palec do ust. Miała założoną już piżamę, kojarzącą się z koszulami z dawnych lat. Ku zaskoczeniu Hermiony ślizgonka wydawała się w nim jeszcze bardziej niewinna, a jednocześnie bardziej drapieżna.

- Zrobiliśmy małe zmiany w rozmieszczeniu – wyznał, gdy zachichotała na zachowanie przyjaciółki – Milli będzie spać z Marcusem u nas. Ja z Harrym, a Blaise z Pansy. Toria ma przenocować u siostry.

- Ron i Ginny w starym pokoju z Charliem – dodała cicho, zatrzymując przy swoich drzwiach – A Draco?

- Dobranoc, skarbie – odparł jedynie Teodor, zatrzymując na chwilę wzrok na wejściu do jej pokoju, a po sekundzie znów wpatrując się w nią z czułością – Widzimy się rano.

- Śpij dobrze, Teo – stanęła na palcach, zwyczajowo składając pocałunek tuż przy jego brodzie. Nacisnęła zimną klamkę, wsuwając do własnej sypialni. Wciąż czuła się w niej nieswojo, ale Potter uparł się wraz Syriuszem, że ten pokój ma być jej. Uśmiechnęła się ze smutkiem na wspomnienie radosnych oczu Blacka, gdy słuchał argumentów swojego chrześniaka. Zielonooki tłumaczył, że przyjaciółka będzie spędzać u nich połowę wakacji, a Black jedynie z ciepłym uśmiechem zgadzał się na wszystko. Zadrżała, czując ból, że wizja Huncwota nie ziściła się. Nie zdążył nawet odremontować opuszczonego pomieszczenia, które dziś malowali, a chciał zrobić to sam. Przesunęła wzrokiem po liliowych ścianach, którymi właśnie wyróżniała się komnata. Większość pomieszczeń na Grimmlaud Place była utrzymana w barwach Slytherinu, a ta sypialnia była inna. Syriusz wyjaśnił, że pokój należał kiedyś do jego ciotki - Lukrecji. Meble były stare, drewniane, ładnie zdobione. Duże biurko stała naprzeciwko wejścia, a wielka mapa świata wisiała nad blatem. Na lewo stała duża szafa z wyrzeźbionymi na drzwiczkach kwiatami wijącymi się na pnączach. W centrum pokoju ustawiono łóżko, jak w każdej innej komnacie wielki i wygodne. Zatrzymała oczy na leżącym na jej posłaniu chłopaku, który wydawał się drzemać. Jasne kosmyki opadały na jego czoło, sprawiając że wydawał się kruchy oraz łagodny. Niemalże wyglądał równie niewinnie co śpiące dziecko, a jego rysy się wygładziły. Dostrzegła ciemne sińce pod oczami, przypominające jej o jego ciągłym stresie.

- Czuję się molestowany – powiedział w pewnym momencie, uśmiechając kącikami ust, ale nie uchylając powiek – Jak długo zamierzasz jeszcze stać w jednym miejscu, Granger?

- Tak długo jak będę chciała – odparła swobodnie, podchodząc do swojej walizki, w której zabrała potrzebne ubrania oraz drobne przedmioty. Wyciągnęła piżamę wraz z niezbędnymi przyborami, kierując w stronę łazienki. Odłożyła rzeczy na stoliczek, muskając palcami marmurowy blat. Kolejny raz dom Blacków wydał się jej totalnym zaprzeczeniem wyobrażenia. Na pierwszy rzut oka zdawał się być straszny, niezadbany oraz stary, ale gdy wchodziło się do niektórych pomieszczeń…

- Fleur niech Merlin cię błogosławi – mruknęła, dostrzegając stojące na blacie świeczki. Łazienka była większa niż ich w Hogwarcie, a jednocześnie przytulna oraz przyjemna. Ciemne drewno, na którym stała było zaklęte by się nagrzewać, a wspomagał czary w tym niewielki kominek umieszczony z boku. Wanna ustawiona na środku zdawała się większa od zwykle spotykanych, ale nie przypominała basenu. Na marmurowym rancie wanny ustawione były flakoniki z pachnącymi solami, kolorowymi mydełkami oraz puszystymi ręcznikami. Hermiona zrzuciła z siebie sweter oraz spodnie, odkręcając zręcznie wysadzane niebieskimi kamykami kurki. Wybrała sól o zapachu czekolady, sprawiając że zaczęła kłębić się piana. Machnięciem różdżki odpaliła ogień w kominku, przygaszając jednocześnie światło w pomieszczeniu. Powoli wsunęła się do gorącej wody, a miły dreszcz rozszedł się po całym jej ciele. Mięśnie powoli się rozluźniły, gdy całkowicie się zanurzyła. Odchyliła się do tyłu, opierając wygodnie o idealnie wyrzeźbiony kraniec wanny. Ciche westchnienie wydostało się z jej gardła, gdy dostrzegła zaczarowany sufit. Ciemne niebo z licznymi lśniącymi gwiazdami oszołomiło ją, a zauroczenie łazienką wzrosło jeszcze bardziej. Przymknęła w końcu powieki, oddychając spokojnie i ciesząc chwilą relaksu. Wyobrażała sobie, że za parę lat urządzi podobnie własną łazienkę, gdzie będzie mogła odpoczywać oraz uciekać od problemów dnia codziennego. Będzie wsłuchiwać się w odgłosy dochodzące z kuchni, a może i za parę lat w śmiech własnych dzieci?

- Dlaczego mnie nie zostawisz?

Drgnęła zaskoczona, otwierając oczy. Opierający się o blat umywalki Draco zdawał być zbyt pogrążony w myślach by zwrócić uwagę na szok dziewczyny. Od razu podciągnęła pod siebie nogi, ciesząc w duchu, że magiczna piana znikała wolniej. Wciąż była nią zakryta po samą brodę, więc wciąż zawstydzona acz trochę mniej, wyprostowała kolana. Malfoy wsunął kciuki do kieszeni spodni, garbiąc lekko co nigdy mu się nie zdarzało. Przejechała wzrokiem po jego spiętych ramionach, docierając do ostrego podbródka i zaciśniętych ust. Stalowe spojrzenie wbijał gdzieś ponad nią, będąc wciąż zamyślonym.

- Za bardzo cię kocham – odpowiedziała szczerze, uśmiechając smutno, gdy na nią popatrzył przenikliwie – Czemu chcesz mnie odtrącić?

- Będziesz bezpieczniejsza beze mnie – powtórzył argument, który zawsze wysuwał jako pierwszy przy podobnych dyskusjach – Gdyby tylko nie twój upór…

- Powiedział co wiedział – mruknęła, przewracając oczami – Jesteś cholernym dupkiem, Draco. Najpierw mnie w sobie rozkochujesz, a teraz wyklinasz, że nie chcę odejść. Możesz wbić sobie w końcu do tego pustego łba, że cię nie zostawię? Możesz mnie przykuć łańcuchami do wieży Gryffindoru, a ja i tak cię znajdę.

- Zabrzmiało niczym groźba – zauważył z pokrętnym uśmiechem, unosząc brwi – Jeśli chcesz mnie gonić w takim stroju, to nie mam nic przeciwko.

- Kretyn – westchnęła, unosząc dłoń i chlapiąc na niego wodą – Nie zmieniaj tematu, uparty ślizgonie. Chcę w końcu mieć tą rozmowę za sobą, a nie krążyć wokół niej.

- W porządku – zgodził się, pochylając trochę do przodu – Wyłóżmy karty na stół, Granger.

- W porządku – zacytowała go, biorąc głęboki wdech – Czy to jedyny powód przez który mnie odtrącasz? Troska o mnie?

- Wydaje mi się, że jest wystarczająco dobry – prychnął, gdy podkreśliła słowo „jedyny” – Zrozum mnie, Granger. Kocham cię od jakiegoś dłuższego czasu… troszczę się o ciebie na swój pokręcony sposób i wizja, że może ci się coś stać, bo nie umiem utrzymać… siebie z daleka, to.. złe. Tyle już poświęciłem by na mecie przegrać z własnym egoizmem?

- Też jestem egoistką – Hermiona zmarszczyła czoło, namyślając się – Proszę, Draco, nie rób tego. Nie chcę byś mnie odsuwał, bo się troszczysz. Ja też się troszczę o ciebie.. nie uważasz, że razem będzie nam łatwiej?

- A co jeśli pewnego dnia zobaczysz jak kogoś torturuje? – spytał z kpiną, wysuwając do przodu szczękę – Machniesz na to ręką? Nie popatrzysz jak na potwora?

- Nie jesteś nim – syknęła, zgrzytając zębami – Malfoy, do cholery, przestań się nad sobą rozczulać. Powiem wprost, więc staraj się zapamiętać – wzięła drżący oddech, mrużąc powieki by powstrzymać wzbierające się w oczach łzy - Potrzebuję cię, Draco.

- Jeśli cię skrzywdzę… jeśli coś ci zrobię – jęknął, przeczesując palcami włosy i czochrając je przy tym – Nigdy sobie nie wybaczę.

- Nie odejdziesz, prawda? – Hermiona obserwowała jak ślizgon powoli się do niej zbliża. Malfoy kucnął przy wannie, opierając o rent łokieć i przysuwając jeszcze bardziej. Szare tęczówki migotały uczuciami, gdy pozwolił jej ujrzeć siebie bez tych wszystkich masek. Chłodnymi palcami przesunął po jej nagim ramieniu, wędrując opuszkami aż do jej ust.

- Nie odejdę – obiecał, opierając własne czoło o jej i wciągając zapach gryfonki – Niech cię szlag, Granger, nie odejdę.

- Przysięgnij – zażądała, wsuwając dłoń w jego rękę i ściskając – Przysięgnij, Draco.

- Przysięgam – szepnął wprost do ucha Hermiony, muskając je jednocześnie wargami. Brązowooka uśmiechnęła się z ulgą, czując jak ucisk w brzuchu znika całkowicie. Ostatni tydzień był dla niej koszmarem, gdyż w chwili, gdy Milli wpadła do jej pokoju z wesołą nowiną… wszystko się zmieniło. Blondyn się odsunął całkowicie, minimalizując ich kontakt. Widziała jak toczył wojnę z samym sobą na jej temat, a serce krajało się dziewczynie na ten widok. Pozwoliła mu jednak na parę dni samotności nim ta rozłąka zaczęła wpływać i na nią. Wyczekiwała chwili, gdy powie, że to koniec. Teraz znów widziała to ciepło w stalowym spojrzeniu, które ją rozpalało. Uniosła głowę, łącząc ich wargi w delikatnym pocałunku. Skubała jego dolną wargę, przesuwając po niej również językiem. Głuchy jęk chłopaka wywołał u gryfonki dreszcze, która z nową pasją rozpoczęła badanie jego podniebienia. Smak Malfoya zawsze na nią tak wpływał, chciała więcej. Potrzebowała. Objęła szyję jasnowłosego ramionami, nie przejmując się już swoją nagością. Draco przejechał dłonią po jej mokrych lokach, gładząc plecy ukochanej.

- Jesteś lodowata – syknął, gdy go ugryzła w obojczyk za karę za przerwanie pocałunku. Syn Lucjusza musnął ręką jej ramienia, marszcząc gniewnie brwi, gdy zamoczył palce w wodzie – Woda jest zimna, Granger. Po co w niej tyle siedziałaś?

- Serio chcesz się o to teraz kłócić? – jęknęła, odczuwając w tym samym momencie, że wychowanek Snape’a miał rację. Musiała siedzieć w kąpieli dłużej niż sądziła, gdyż otaczająca ją woda była naprawdę zimna.

- Mogłaś się przeziębić i rozchorować – zauważył z grymasem niepokoju, sięgając za nią po ręcznik i podając dziewczynie – Miałaś być mądrą czarownicą.

- Zabrzmiało to jak zażalenie – prychnęła, posłusznie się jednak otulając miękkim materiałem. Z pomocą ślizgona wyszła z marmurowej wanny, stając na ciepłym drewnie. Woda spływała po jej ciele, tworząc niewielką kałuże. Nie zwróciła na to jednak uwagi zbyt pochłonięta obserwowaniem oczu Malfoya. Draco zagryzł wargę, przyglądając jej z niemalże fascynacją, gdy kropelki tworzyły linie na jej obojczykach, ramionach i nogach. Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało, robiąc krok w jego stronę i stając tuż przed nim.

- Chcę cię taką zapamiętać – szepnął, odgarniając kasztanowe kosmyki z czoła Prefekt Naczelnej. Draco pochylił się całując ją czule w czoło, a potem policzki oraz powieki. Zaczął przesuwać wargami w kierunku jej ust, które uchyliły się w oczekiwaniu na pocałunek. W końcu przestał się z nią bawić, pozwalając ich językom na nowo rozpocząć taniec. Dziewczyna wsunęła zimne dłonie pod jego koszulkę, przesuwając je na plecy blondyna. Wbiła mocniej paznokcie, gdy przesunął językiem po jej zębach, wzbudzając tym samym w niej dreszcze. Jęknęła, opierając na nim całkowicie, dzięki czemu ręcznik wciąż się na niej trzymał. Draco szarpnął za wilgotne włosy dziewczyny, pogłębiając pocałunek.

- Draco – odchyliła się do tyłu, ułatwiając mu dostęp do swojej szyi, którą właśnie kąsał i całował. Przyjrzała się chłopakowi, który zamglonymi oczami wpatrywał się w nią z ciepłem oraz… pożądaniem. Przełknęła głośno ślinę, unosząc ręce tak by ręcznik się z niej zsunął. Zarumieniła się, gdy stanęła w końcu przed nim zupełnie naga. Szare tęczówki nie opuściły jednak wzroku z jej oczu, mięknąc jedynie na ten wyczyn. Hermiona uśmiechnęła się niepewnie, ale ciepło oraz oddanie blondyna ją uspokoiło. Złapała skrawek jego koszulki, pomagając mu ją z siebie zdjąć. Ponownie go objęła, drżąc pod łagodnym dotykiem długich palców na swoim ciele.

- Kocham cię – wyszeptał żarliwie wprost w jej usta, zsuwając dłonie na biodra i przyciągając do siebie.

- Kochaj się ze mną – poprosiła, muskając wargami jego kącik ust.

- Jesteś pewna? – syknął, czując język czarownicy na swoim obojczyku. Odsunął się nieznacznie, chwytając ją za brodę i unosząc głowę Hermiony do góry – Mogę czekać, skarbie, ja nie chcę cię zmuszać.

- Kochaj się ze mną – powtórzyła pewnie, chwytając za pasek u jego spodni – Jestem pewna.

- Przestanę, gdy mi powiesz – zapewnił ją, splatając ich palce ze sobą i całując wewnętrzne strony jej nadgarstków – Obiecuję.

- Zamknij się, Draco – zaśmiała się, mrużąc powieki. Ślizgon zacisnął dłonie na jej biodrach, pociągając za sobą na podłogę. Ciepłe drewno grzało plecy gryfonki, gdy się ułożyła wygodnie pod chłopakiem. Przyciągnęła jego głowę do siebie, wpijając w opuchnięte już wargi. Czuła na swoim udzie reakcje ciała Malfoya na jej ciało, co wywołało kolejny miły dreszcz. Parsknęła śmiechem, gdy przejechał językiem po szyi i ramionach czarownicy. Zaczepiła palcami o skrawek jego dżinsów, gładząc miękką skórę. Powoli odlatywała do nowego świata, który smakował czarodziejem. Draco wydawał się być pochłonięty nią w równym stopniu co ona nim.

Brązowe tęczówki napotkały srebrzyste, które błysnęły miłością.

Malinowe wargi wygięły w uśmiechu na widok ciepłych oczu chłopaka.

Hermiona skinęła powoli głową, spijając wyznanie chłopaka z jego ust, gdy muskał nimi w pocałunkach jej twarz. Uchyliła wargi by odpowiedzieć mu z równie wielką pasją, ale głos uwiózł jej w gardle w następnej chwili.

Wrzask pełen bólu przerwał ciszę.

Przebił jej serce.

13 komentarzy:

  1. Jeżeli coś się stał Nathanielowi, to znajdę i zabiję !
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostałam od Rogacza SMSa "grożą Ci" i przez chwilę serce mi stanęło :D >,<
      Ale przyjęłam do wiadomości!
      Pozdrawiam ciepło,
      drżąca ze strachu,
      Lupi♥

      Usuń
  2. Co tu się dzieje ?! nie kończy się w takich momentach !!!! Chce następny rozdział teraz ! Już !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny prawie gotowy, a czeka jedynie na ostatnie poprawki :D
      Haha, dziękuję za komentarz, od razu uśmiech pojawił się na twarzy! :D
      Ściskam,
      Lupi♥

      Usuń
  3. Rany to opowiadanie jest cudowne !!!!!! Jak można przerywać w takiej chwili!!!!!!! I na prawde obawiam się powodu tego krzyku. Czekam na naxta I mam ogromną nadzieje, że nadejdzie on szybko. Natrafiłam na to opowiadanie wczoraj I zakochałam się w nim. Szczerze sądziłam, że nie pojawi się juz żadne opowiadanie tak dobre jak dramione "gdy jesteśmy sami" ale jestem na 1000....% pewna, że Twoje go przebija. Czekam, czekam ....... :-) :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wina mojej złośliwej natury by kończyć w takim momencie :D
      Wow, przeczytałaś wszystko od wczoraj?! ;o Jestem pod wielkim wrażeniem. Wow.
      Dziękuję za te wszystkie.. miłe słowa.
      O rany!
      Lecę pisać kolejny rozdział!
      Ściskam mocno,
      Lupi♥

      Usuń
  4. nie nie nie nie tak nie może być co się stało co się dzieje nie może tak być a miało być tak fajnie oby to nie było coś złego a już miałam taką nadzieję że będzie tak super :(
    Ja chcę szybko kolejny bo nie wytrzymam co tam się dzieję :)
    Pozdrawiam i życzę dużo dużo dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdym razem cieszę się jak głupia, gdy czytam Twoje komentarze! :D
      Bardzo Ci dziękuję, że aktywnie komentujesz! To naprawdę niesamowite wsparcie i otucha!
      Bardzo dziękuję, a wenę z chęcią chłonę,
      Lupi♥

      Usuń
  5. Dawno mnie tutaj nie było, jeżeli mowa o komentarzach, bo rozdziały czytam na bieżąco, ale jakoś ostatnio nie potrafię odnaleźć się w twoim opowiadaniu i dlatego powstrzymałam się od komentarzy. Jakoś dla mnie wszystko zatrzymało się w próżni. Ujęło mnie w tym opowiadaniu właśnie wielowątkowość, tak rzadko spotykana wśród innych opowiadań, a ostatnio mam doczynienia z dramione, które jak widamo, jest głównym "paringiem" jeżeli cokolwiek takiego uznajesz, jednak brakuje mi tej równowagi postaci... Nie zrozum mnie źle, zawsze chwalę sposób w jaki piszesz, jak kreujesz bohaterów, ale jeżeli mam być szczera, a staram się zawsze, to ten rozdział powrócił do tych rozdziałów, które kochałam, które były poświecone innym, nie tylko Hermionie, którą przez to, że jest wszędzie zaczyna mi się nią czkać. No i gdzie moja ulubienica? Miało być więcej Pansy, taka była obietnica. Ja tam wierzę, że i będzie o niej, bo obydwie wiemy, że ta postać ma (dla mnie) największy potencjał z twoich postaci i jest twoim (jak dla mnie) w tym opowiadaniu największym sukcesem!!! Pomarudziłam, pomarudziłam, więc przejdźmy do pozytywów. I tu moja droga królujesz, jest ich znacznie więcej. Jak ty to ślicznie opisujesz, te ich uczucia, twój Draco jest tutaj tak wspaniały, to jest mój Malfoy, najbardziej realny Malfoy z Malfoyów, a uwierz mi, poznałam ich wielu :) I o ile Hermiona mnie nie porywa o tyle Draco ratuje ich wszystkie wspólne chwile, jest tak barwny, że przysłąnia Hermionę! Jego lęki są tak oczywiste i to, jak okazuje Hermionie miłośc wzrusza mnie, bardzo mnie wzrusza. To ona powinna się martwić o niego, nie on o nią, to on wymaga troski, nie ona, bo to on zmienił swoje życie, rzucił całe dziedzictwo dla niej, nie ona dla niego. I cholera, zdolna jesteś, tak zdolna <3 mał Nate... ja się o niego boje, boje się, bo nie chcę aby umierał. Nie zrobisz mi tego... Wybacz, za tak długą nieobecność :)
    I jeszcze musze cię pochwalić za systematyczność i szacunek dla czytelników. To jest teraz takie rzadkie... Zawsze nas słuchasz, cenisz rady, odpowiadasz ze zrozumieniem na krytykę! Tylko chwalić.
    Życze dużo weny, prosze o więcej Pansy!!!
    Anonimowa Scarlett

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, szczerze przyznam, że za każdym razem przed przeczytaniem Twoich komentarzy biorę głęboki wdech na uspokojenie ;D Od razu mi serce stanął na drugie zdanie, ale przeczytałam cały! Wielowątkowość.. prawdę mówiąc, to jest największy dla mnie problem. Nie wiem czy czytelnicy wolą skupić się na dramione czy lubią również inne wątki. I wydawało mi się, że to właśnie te poboczne rzeczy bardziej zanudzając. Ale skoro mówisz, że wielowątkowość barwi, to może przestanę się stopować :P Pansy będzie więcej. Serio, jak obiecałam tak będzie! A teraz znów jestem czerwona i wyszczerzona, że Draco podbił Twoje serce! Z nim też czasem mam wątpliwości. Nie chcę go zmienić totalnie, ale jednocześnie ukazać go tak jak sama widzę :> Hermiona zapewne różnie się podoba. Staram się jak mogę i (osobiście >,<) lubię ich wszystkich. I ona się martwi, tylko lepiej radzi sobie z emocjami. Dla Malfoya to dużo nowego, przerost. Ale cieszę się, że i ich chwilę Ci się podobają. Nate.. już mówiłam mam do niego ogromny sentyment. Tak naprawdę to plecionka różnych osób, a jego postać jest dla mnie ważna. Czy go zabiję? Pozwolę to sobie zachować póki co w tajemnicy :D
      Systematyczność? Hah, tu raczej minus. Ostatnio mam tak mało czasu, że strasznie Was zaniedbałam :< Jednak staram się poprawić.
      Jeszcze raz dziękuję za te wszystkie słowa. Postaram się wyrwać z próżni. Pisanie odrywa mnie od tego szarego świata z czyhającą maturą!
      Dziękuję bardzo!
      Szczęśliwa, rozpromieniona i wdzięczna,
      Lupi♥

      Usuń
  6. o rany ,ale piszesz dziewczyno ! nieziemsko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Dziękuję!
      Pozdrawiam ciepło,
      Lupi♥

      Usuń
  7. kiedy kolejny rozdział?! to jak uzależnienie, mało mi emocji między draco a herm niech coś się zacznie dziać:D

    OdpowiedzUsuń