Hej,
tak żyję, a blog nie jest porzucony! Niestety ten rok taki właśnie jest... zabiegany. Nie dość, że szkoła, to kursy oraz nawał roboty z przygotowaniem się do matury. Mam nadzieję, że to zrozumiecie :) Kiedy mogę to staram się pisać, a następny rozdział na pewno będzie szybciej dodany! Ta przerwa wydawała się dla mnie okropnie dłuuuga.
Cóż, jeszcze raz zapewniam, że blog nie zostanie porzucony!
Wasza,
Lupi♥
Londyn
słynie z deszczowej oraz bardzo kapryśnej pogody, szczególnie w okresie
zimowym, gdy deszcz często zaskakuje gwałtownymi opadami. Śnieg rzadko kiedy
pokrywa całe ulice, jedynie od czasu do czasu ozdabiając dachy domów białym
puchem. Co parę lat jednakże i w Wielkiej Brytanii temperatura spadała poniżej
zera, a sople ozdabiały okna. Właśnie wypadał taki luty, że ludzie opatulali
się szalikami oraz ciepłymi płaszczami przemykając ulicą. Widoczne
niezadowolenie na ich twarzach pojawiało się, gdy wiatr nasilał się, a mróz
szczypał w policzki. Całe miasto stało się istnym chaosem, gdy po raz trzeci
tego samego dnia kolejny samochód wpadł w poślizg w samym centrum. Kierowcy
utknęli w korkach, ale obserwując innych mieszkańców, którzy przemierzali
miasto na własnych nogach, niemalże zataczając od porywistego wiatru oraz
ślizgając na chodnikach, uspakajali się. Woleli spędzić kolejną godzinę w
nagrzanym samochodzie niż narażać się na tą dziwną pogodę.
Na
Grimmlaud Place ruch był mniejszy, a jedynie bezdomne koty buszujące na
śmietniku zagłuszały ciszę panującą na ulicy. Londyńczycy nie zwracając
zupełnie uwagi na otoczenie, marząc jedynie o ciepłej herbacie oraz powrocie do
domu pojawiali się oraz znikali. Nikogo nie zaskakiwała stara kamienica, w której
parę okien jaśniało światłem. Czasem któryś przechodzień rzucał okiem z
utęsknieniem na bijące ciepło z mieszkań, a co piąty zauważał dziwną numerację,
gdzie między jedenastym, trzynastym pominięto jeden numer. Tuż za zakrętem ta
pomyłka uciekała mu z pamięci, a zimno przypominało o niekorzystnych warunkach.
Otóż
ich oczom nie uciekał jedynie dom spod numeru dwunastego, ale i ruch jaki w nim
panował. Czarne, stare drzwi co chwila były otwierane, a ubrane na ciemno
postacie wchodziły do środka. Deski na korytarzu cicho pojękiwały, gdy goście
przemykali ciemnym pomieszczeniem do lepiej oświetlonej kuchni. Stare lampy
gazowe migały dając blade światło, ale hol wciąż wydawał się chłodny oraz
ponury.
-
Czemu nikt nie wyrzuci tego stojaka na parasole? – jęknęła dziewczyna, masując
obolałą nogą i wchodząc do najprzytulniejszego miejsca w mieszkaniu, którym
była kuchnia – Nie dość, że jest totalnym bezguściem, to atakuje ludzi.
-
To pamiątkowy antyk, Nim – parsknął chłopak, bujający się na krześle przy stole
i trzymający w dłoniach parujący kubek – Wyglądasz jak zmokła kura.
-
Ty natomiast jak kretyn, ale to typowe u ciebie – burknęła różowowłosa aurorka,
witając z pozostałymi. Molly Weasley stała przy kuchence z patelnią w dłoni,
uśmiechając szeroko do dziewczyny. Starsi mężczyźni siedzieli przy drugim końcu
stołu, rozmawiając o czymś z ożywieniem. Alastor Moody, Kingsley Shacklebolt oraz Artur Weasley nachylali się w swoją
stronę, wymieniając komentarzami. Przy oknie natomiast stał Bill wraz ze swoją
jasnowłosą ukochaną, która zaparzała herbatę dla nowoprzybyłych.
-
Jak zwykle milutka – sarknął Charlie, unosząc brwi, gdy rozległy się kolejne
kroki na korytarzu. Nie tylko on zamarł, a reszta towarzystwa wyciągnęła różdżki
w pogotowiu. Brakowało jedynie dwóch trzech osób, a dość wyraźnie można było
rozpoznać, że do domu weszła większa grupka osób. Moody od razu zgasił światło,
a każdy przygotował się do opcjonalnej walki z wrogiem. Najciszej jak mogli
ustawili się po bokach, a pani Weasley stanęła przy drzwiach z uniesioną
patelnią. Wstrzymali oddech, gdy z okropnym skrzypnięciem drzwi się uchyliły,
czekając na ujawnienie się przybyłych.
-
Czemu tu jest tak ciemno? – rozległ się szept i idealnie w tym momencie, ktoś
zapalił lampę. Członkowie Zakonu zmrużyli powieki, a pani Weasley z głuchym
westchnieniem opuściła patelnię.
-
Co wy robicie? – Harry Potter przyglądał się znajomym osobom z zaskoczeniem
oraz lekkim rozbawieniem, gdy zauważył skierowane na nich różdżki.
-
Harry, a co ty tu robisz, kochaniutki? – mama Rona wyciągnęła w tym momencie
ramiona do chłopaka, ale Kingsley przycisnął chłopaka do ściany, łypiąc na
niego podejrzliwie. Stojący w wejściu towarzysze chłopaka wydali z siebie
głośny sprzeciw na takie traktowanie, a w dłoniach ślizgonów również pojawiły
się różdżki.
-
Jakie jest drugie imię wujka Harry’ego? – spytał ciemnoskóry mężczyzna,
wbijając koniec różdżki w żebra gryfona.
-
Hank, a teraz mnie puść, Kingsley – wydusił z siebie zielonooki, marszcząc z
gniewem brwi – O co chodzi?
-
Czyżbyście już swojego Bohatera nie poznawali? – syknął stojący przy
ciemnowłosym blondyn, zaciskając gniewnie pięści – W taki sposób go witacie?
-
Co tu do diaska robi Malfoy? – spytał jeden z obecnych mężczyzn, którego
brązowe oczy nieprzychylnie spoglądały na obstawę znanego dzieciaka – To
śmierciożerca zapewne tak jak jego ojciec!
-
Odwal się od mojego ojca – warknął Dracon, a jego srebrne tęczówki błysnęły ze
złości – Nie waż się mówić czegokolwiek o mojej rodzinie.
-
A to..
-
Draco i reszta są ze mną – przerwał innemu członkowi Zakonu Harry, wzruszając
ramionami – Można im ufać.
-
Mocne słowa – zauważył Charlie, uśmiechając szeroko do przybyłych, a jego wzrok
zatrzymał się na wciąż nieobecnej dziewczynie – Cześć, tak poza tym.
-
Cześć – odparła z chichotem Hermiona, gdy reszta popatrzyła na starszego
chłopaka jak na wariata. Dopiero co mierzył w nich różdżką, a teraz macha na
przywitanie? Marcus uniósł brwi z szoku, gdy gryfonka podbiegła do młodego
mężczyzny, zarzucając mu ramiona na szyję. Teodor jedynie przewrócił oczami, a
Harry lekko uśmiechnął. Astoria oraz Pansy od razu rozpoznawały w nim starszego
przyjaciela dziewczyny, a Milli wciąż z niepokojem rozglądała się wokół. Blaise
zerknął z ukosa na skrzywionego blondyna, który wciąż wbijał gniewny wzrok w
swojego rozmówcę.
-
Masz mokre włosy – jęknął Charlie, przyciągając ją jednak bliżej i całując w
zimny nos. Kujonka zaśmiała się, przytulając przyjaciela jeszcze mocniej. Pani
Weasley kolejny raz wyściskała Harry’ego, który zmieszany zerknął na podopiecznych
Slughorna. Kobieta powędrowała za jego spojrzeniem, uśmiechając ciepło do każdego,
zmuszając jednocześnie do zajęcia miejsc przy stole i biorąc się za robienie
ciepłych naparów. Ślizgoni dość niechętnie usiedli po jednej stronie stołu, a
inni członkowie po drugiej, zerkając na siebie z nieufnością. Charlie nie
zwracając na to uwagi usiadł przy Harrym, pociągając młodszą gryfonkę na swoje
kolana i wciskając w ręce swój kubek. Hermiona podziękowała, szybko upijając
łyk gorącej herbaty cytrynowej, która była jej ulubioną, tak samo jak chłopaka.
Dracon zignorował fakt, że jego dziewczyna siedziała innemu na kolanach, dobrze
wiedząc jakie ich łączy uczucie. Pansy przysiadła na krawędzi krzesła między
blondynem, a Blaisem, który skrzyżował wzrok ze spłoszoną Milli kucającą na
kolanach Flinta.
-
Jest brzydka pogoda – chrząknęła Tonks, nie cierpiąc tej napiętej ciszy.
Została nagrodzona spojrzeniami pełnymi litości od wszystkich, co wywołało na
jej twarzy uśmieszek.
-
Jaka ty spostrzegawcza – prychnął Charlie, unosząc brwi, gdy włosy zmieniły
kolor na czerwony – Jak mogłaś zostać aurorem?
-
Przymnij jadaczkę albo właduje ci różdżkę w gardło – syknęła Nimfadora,
przesuwając by Fleur miała dostęp do blatu, na którym położyła tackę z ciepłymi
ciasteczkami. Oczy ślizgonów spoczęły na jasnowłosej piękności, która posłała
im olśniewający uśmiech. Millicenta, Pansy oraz Astoria spojrzały na nią z
niechęcią, a reszta grupy z oczarowaniem. Hermiona obróciła się, zerkając kątem
oka na Malfoya, który patrzył na ukochaną Billa z ciekawością, ale nie
szczenięcym oddaniem jak zwykle robiła to płeć brzydka. Szare spojrzenie
przesunęło się po twarzy blondynki z ciekawym błyskiem, a po chwili Draco
złapał wzrok gryfonki.
-
Zapewne pamiętacie Fleur z Turnieju – powiedziała z nikłym uśmiechem kujonka,
wskazując na byłą reprezentantkę Beauxbatons, która skupiła na sobie uwagę wszystkich.
-
Fleur z francuskiego oznacza kwiat – Flint drgnął, gdy popatrzyli na niego z
rozbawieniem. Milka zmarszczył brwi, zaplatając ramiona na piersi – Tak tylko
mi się przypomniało po prostu..
-
Marcus, non? – spytała francuzka, przesuwając spojrzenie dalej – Millicenta?
Blaise, Pansy, Draco? – błękitne spojrzenie zatrzymało się na dłużej na
Malfoyu, który uniósł brew – Astoria, Teodor?
-
Dokładnie – przytaknął Harry, uśmiechając szeroko do dziewczyny – Ślicznie
wyglądasz, Fleur, słyszałem, że wybrałaś już sukienkę.
-
Qui, qui! Jest bardzo beau! – zachichotała wdzięcznie czarownica, obracając w
stronę przybyłego właśnie Billa, który przewrócił oczami – Bill nie pomaga
wybrać gâteau de mariage!
Hermiona
zmarszczyła brwi, jednocześnie uśmiechając, gdy najstarszy syn Weasleyów
pstryknął potomkinię willi w nos. Wcześnie nie przepadała za blondynką, ale ku
zaskoczeniu wszystkich Francuzka utrzymywała po Turnieju kontakt z Harrym,
między którymi wytworzyła się nić przyjaźni. Później młoda czarownica zakochała
się w bracie Rona, który wydawał się świata poza nią nie widzieć. Nikt z
rodziny Williama nie zapałał sympatią do wybranki chłopaka, ale po śmierci
Freda.. Młoda kobieta okazała się niezastąpionym wsparciem dla nich, a bliźniak
zmarłego otworzył się właśnie przed nią. Od tamtej pory nikt nie widział
przeciw wskazań ich uczuciom, a Hermiona dostrzegła w niej to, o czym mówił
Harry. Pod tą otoczką dumą oraz próżności, znajdywała się zadziorna i wrażliwa
wiedźma.
-
Mówi o torcie – Molly postawiła tackę z filiżankami, machnięciem różdżki
rozstawiając je przed wszystkimi – Całe szczęście, że jest teraz z nami też
kolejna dziewczyna. Dora uciekała tylko na wzmiankę o magazynach ślubnych.
-
Nimfa non bon – westchnęła Fleur, siadając na krześle i opierając brodę na
dłoni – Zero pomocy. Zero.
-
Nie ględź, masz teraz pomocnicę – Charlie przewrócił oczami na rozbawioną minę
matki, która znów stanęła przy kuchence – Serio, człowiek może oszaleć z tymi
dwoma i ich perypetiami na temat mody ślubnej.
-
Nie wiedziałam, że znasz tak trudne słowa – w drzwiach stanęła kolejna osoba,
rzucając rudowłosemu nieprzychylny wzrok. Jasne acz nie tak jak francuski włosy
upięte były w luźnego warkocza, przerzuconego przez ramię. Dziewczyna miała na
sobie luźną bluzkę z nadrukiem AC/DC oraz legginsy. Błękitne oczy spoczęły na siedzącej
na kolanach chłopaka gryfonce, patrząc na nią z ledwo ukrywaną złością.
-
Daph? – Astoria zerwała się z miejsca z zaskoczeniem wpatrując się w siostrę.
Obie arystokratki pisnęły, wpadając sobie w ramiona. Zebrani uśmiechnęli się
łagodnie, widząc szczęście w oczach obu sióstr Greengrass.
-
Toria, co ty tu robisz? – spytała starsza czarownica, odsuwając na chwilę od siebie siostrzyczkę. Zielone tęczówki ślizgonki błyszczały od ulgi oraz radości, gdy
machnęła ręką na stojącego przy oknie Wybrańca. Chłopak podszedł do nich
bliżej, nie chcąc jednak przeszkodzić. Ku jego zaskoczeniu, jak i reszty
zgromadzonych Daphne przyciągnęła go, przytulając.
-
Na co dzień nie jest tak rozkoszna – stwierdził Charlie, wzbudzając wesołość
zgromadzonych. Siedzący tu członkowie Zakonu dobrze wiedzieli, że panna
Greengrass została tu ukryta na życzenie samego Albusa Dumbleodra, więc nikt
nie miał co do niej zastrzeżeń. Przywykli, że córka jednego z najbardziej
znanych polityków przesiadywała w Kwaterze Głównej pomagając przyprowadzić w
domu porządek, a jednocześnie wprowadzając więcej radości.
-
Wybacz, Harry – jasnowłosa odsunęła się, rumieniąc soczyście, co było
niepodobne do opanowanej zwykle byłej uczennicy Hogwartu – Chciałam po prostu
podziękować za pomoc oraz..
-
To nic takiego – przerwał jej wciąż zdumiony uściskiem gryfon, unosząc do góry
ręce – Ja jedynie o to poprosiłem. Twórcą całej operacji jest Hermiona oraz
Teo.
-
Zwłaszcza Hermiona – poprawił go Nott, częstując się ciasteczkiem pani Weasley,
która popatrzyła na niego ze szczęściem oraz dobrocią – To jej zasługa.
-
Daj spokój, robiliśmy to razem – Prefekt zaczerwieniła się, gdy uwaga innych
spoczęła na niej, a szczególnie, gdy Charlie zepchnął ją ze swoich kolan,
popychając ku stojącym rozmówcom.
-
Dziękuję, Hermiono – Daphne uśmiechnęła się niepewnie, obejmując mugolaczkę –
Tak bardzo dziękuję, uratowałaś mi życie.
-
Zasługujesz na coś lepszego niż życie u boku tego dupka – szepnęła gryfonka,
ściskając szczupłe ramiona jasnowłosej – Mam nadzieję, że wszystko w porządku?
-
Gazety od dwóch tygodniach trąbią tylko o twoim zniknięciu – wtrącił Draco,
upijając łyk herbaty – Przez trzy dni nawet twoje zdjęcie widniało na pierwszej
stronie.
-
Widziałam się też z ojcem – przyznała Astoria, wzdrygając się – Wypytywał czy
wiem coś o tym, a potem zapewniał, że
zrobi wszystko by cię odnaleźć.
-
Ministerstwo huczy od plotek – przytaknął Artur Weasley, odchylając na krześle
i zerkając na wypatrującego przez okno Moody’ego – Podobno wynajął aurorów
prywatnie na przeszpiegi.
-
Nie mi o tym nie mów, Arturze, ten łajdak wpycha swoje paluchy tam gdzie nie
powinien – zgryźliwie sarknął Alastor, ignorując że w pomieszczeniu znajdują
się dzieci polityka – Pies na posyłki Sam-Wiesz-Kogo się znalazł.
-
Macki Czarnego Pana się mnożą – zgodził się mężczyzna, wcześniej krzywo
patrzący na ślizgonów, którym okazał się Derren Brules – pracownik Ministerstwa
oraz przyjaciel Alastora.
-
Rozrastają i zatruwają umysły ludziom – Remus Lupin stanął w drzwiach z mokrymi
włosami przyklejonymi do skroni oraz czerwonym od mrozu policzkom. Zielonooki
wpadł w ramiona przyjaciela Jamesa, który mocno go objął.
-
Ludzie mogliby z tym walczyć, ale strach przyćmiewa ich rozsądek – Albus
Dumbledore również wszedł do kuchni, sprawiając, że zapanowała luźniejsza acz
smutna atmosfera. Bystre spojrzenie dyrektora zmierzyło wszystkich, a na ustach
pojawił się uśmiech skierowany do towarzyszy Harry’ego.
-
Ludzie wierzą w co chcą, Albusie – Alastor przeklął pod nosem, siadając znów
przy stole. Na samym szczycie zajął miejsce Naczelny Hogwartu, chciwie
zaciskając palce na kubku z herbatą, wręczonym przez Molly.
-
Jak widać nie każdy zna prawda, a i nie każdy chce ją znać – westchnął Artur,
masując skronie – Wiedziałeś, że Harry przyjdzie?
-
Sam tutaj go pewnie zaprosił – burknął Moody, łypiąc szklanym okiem na starego
czarodzieja.
-
Owszem, jego przyjaciół także – ślizgoni uśmiechnęli się do siebie, gdy reszta
siedzących spojrzała na nich z namysłem. Rudowłosa kobieta zaczęła mruczeć pod
nosem niepochlebne rzeczy, a Nimfadora oraz Charlie wymienieni rozbawione
spojrzenia.
-
Są dziećmi, Albusie, dziećmi! – krzyknęła wzburzona Molly, trzaskając garnkami
– To źle się skończy!
-
Ostatnio tak właśnie się stało, gdy ukrywaliśmy prawdę przed Harrym –
przypomniał smutnym głosem Dumbledore, patrząc z zamyśleniem w przestrzeń –
Musisz mi zaufać, Molly.
-
Ależ ufam, ale się nie zgadzam z tym – tupnęła nogą matka Rona, podpierając
biodra ramionami. Draco musiał przyznać, że nie doceniał tej kobiety. Nigdy na
myśl by mu nie przyszło podniesienie głosu w obecności dyrektora, a tym
bardziej by złorzeczyć na niego. Nawet jego rodzice z dystansem podchodzili do
tego wielkiego maga, a natomiast matka siódemki rudych Weasleyów wygrażała mu
ręką i otwarcie się z nim nie zgadzała. Poczuł napływ sympatii do tej kobiety, która
nie miała do nich żadnych uprzedzeń. Tak samo myśleli i inni ślizgoni, czując
wyrzuty sumienia na myśl o wcześniejszych złych skojarzeniach z kobietą. Pansy
czuła ból w klatce, gdy wyobraziła sobie, że ta sympatyczna czarownica mogłaby
być jej matką. Ile by dała za to ciepło, którym tak częstowała ich Molly.
Uśmiechy, pokrzepiające spojrzenia oraz dobre serce, którym ich uraczyła.
Oddałaby wszystko by jej dzieciństwo było rozjaśnione miłością takiej matki. O
tym samym pomyślała w tej chwili Astoria, uśmiechając, gdy szmatka wylądowała
na głowie Billa, gdy ten podkradł ciastko z tacy. W tej chwili Weasleyowie
wydawali się być potężniejsi niż ich rodzina, bardziej cenniejsi. Zazdrościła
własnej siostrze, która mieszkała w tym ponurym miejscu i spędzała czas z tymi
ludźmi. Zazdrościła Daphne, że Molly bez pytania ile dziewczyna słodzi podała
jej gorący napar, a stojąc za nią opierała dłonie na ramionach młodej
czarownicy. Widziała pełne wdzięczności oczy blondynki, która nie wydawała się
zaskoczona tymi ciepłymi gestami.
-
Dlaczego ich zaprosiłeś, Albusie? – Kingsley wskazał grupkę młodych, którzy
skubali ciastka i w ciszy słuchali wieści ze świata.
-
Nie są pełnoletni – wtrącił Artur, podając Fleur imbryczek z owocową herbatą –
Nie zmieniajmy się w desperatów jak Czarny Pan.
-
Nie są też członkami Zakonu, mój drogi – najstarszy mężczyzna przyjrzał się
obecnym uczniom z namysłem – Są jednak członkami Gwardii Dumbledore’a, której
przywódcą jest Harry. Dlatego są tu obecni. Harry i ja ufamy naszym nowym
sprzymierzeńcom.
-
Nie mówimy o tym, że im nie ufamy, dyrektorze – Bill chrząknął, czując
spojrzenie matki wbijające się w jego plecy – Ale czy to dobry pomysł by
wrzucać ich na głęboką wodę? Obarczać barki nadchodzącą wojną?
-
Nie powiesz mi, że uważasz, że jesteśmy teraz beztroscy – Hermiona prychnęła,
siedząc na krześle między Charliem, a Teodorem – Nie jesteśmy dziećmi, Bill,
zabrano nam tą niewinność już jakiś czas temu. Im więcej wiemy tym lepiej się odnajdziemy w
razie niebezpieczeństwa.
-
Macie Hogwart, Herm! Jesteście tam bezpieczni, po co więc mieszać wam głowach
o.. – William zmarszczył brwi, gdy Prefekt walnęła dłonią o stół ze złości.
-
Hogwart jest teraz bezpieczny, ale nie będzie taki zawsze! – krzyknęła, kręcąc
głową – Wiem, Bill, że po prostu się martwisz o nas, ale zrozum.. widzieliśmy
więcej niż w naszym wieku powinniśmy! Byliśmy świadkami śmierci Freda!
Walczyliśmy ze śmierciożercami, ledwo co sobie radząc, więc proszę nie mówi mi,
że nie jesteśmy w to wplątani!
-
Nie powinniście wychodzić poza tereny Hogwartu – rzucił Dereen, marszcząc czoło
– Walkę zostawcie dorosłym, a..
-
Dorosłym? My jesteśmy równie biegli w magii – wtrącił Teodor, odstawiając kubek
s głuchym łoskotem – A dorosłymi staniemy się waszym zdaniem kiedy? Gdy
skończymy szkołę? Marcus jest na ostatnim roku i nie wie co go czeka za murami.
A wy wolicie go tak zostawić?
-
Cudem udało wam się wyjść cało, a i tak nie całkiem z ostatniej potyczki z
poplecznikami Sami-Wiecie-Kogo – przyjaciel Moody’ego cmoknął z dezaprobatą –
Nie poradzicie sobie w walce z wykwalifikowanym przeciwnikiem.
-
Możemy się zmierzyć – syknął Draco, krzywo uśmiechając – Chyba, że nie chcesz
się zniżać do poziomu dzieci?
-
Wykwalifikowanym przeciwnikiem – powtórzył Harry, nachylając nad stołem – Co
przez to rozumiesz?
-
Kogoś z większym doświadczeniem w walkach i .. lepszymi umiejętnościami niż
normalne przeciętnego ucznia – auror wzruszył ramionami, drapiąc po policzku –
Nie obraźcie się, ale nie macie pojęcia o co chodzi w walce.
-
Doprawdy? Czy uznajesz w takim razie, że Lord Voldemort ma umiejętności na
poziomie.. przeciętnego ucznia? – zielone oczy Harry’ego błysnęły groźnie, a
jego moc zagęściła atmosferę w kuchni. Molly upuściła talerz, słysząc syk
chłopaka, a Daphne wzdrygnęła się – Wyobraź sobie, nadęty aurorze, że walczyłem
z nim już dwa razy i wydawał mi się dość.. potężny. Ile razy ty z nim
walczyłeś?
-
Nie walczyłem – mruknął Dareen, rumieniąc się – Ale..
-
A z Bellatrix? Stałeś z nią oko w oko? Widziałeś szaleństwo oraz obłęd na jej
twarzy? – Wybraniec zaśmiał się ponuro, kręcąc głową – Wyobraź sobie, że
Hermiona tak. Walczyła z nią, z Dołohowem, Carrowem.. miałeś z którymś z nich
do czynienia, aurorze?
-
Nie, ale..
-
Wiesz, że są jednymi z najlepszych wojowników Voldemorta? – Potter uniósł brwi
na widok bladej twarzy mężczyzny – A my z nimi walczyliśmy. I żyjemy.
-
Nie wszyscy – zauważył sucho czarodziej, sprawiając, że Molly zamarła, a Artur
niemalże wylał na siebie gorącą herbatę. Bill zacisnął pięści, podnosząc z
miejsca i jedynie zaciśnięta na jego ramieniu dłoń Fleur, powstrzymała go przed
rzuceniem się na mężczyznę. Ku zdumieniu Hermiony i paru osób, Charliego
złapała za rękę Daphne, ściskając ją mocno. Kasztanowłosy zmrużył powieki, ale
nie drgnął, splatając palce z arystokratką.
-
Gdyby nie obecny tu profesor Dumbledore rozkwasiłabym ci nos – syknęła
Nimfadora, stukając palcami w różdżkę – Zważ co mówisz.
-
Nie powinieneś bezcześcić pamięć poległych, Darrenie – surowo skarcił aurora
Albus, gniewnie zaciskając usta – Fred Weasley był jednym z najbardziej
utalentowanych młodych uczniów Hogwartu. Poległ w honorowej walce wraz z
Syriuszem.
-
Wiem, przepraszam – przyjaciel Alastora spojrzał na rudych rodziców, którzy
skinęli sztywno głowami. Hermiona kucnęła przed panią Weasley, zbierając
stłuczone szkło. Fleur zaczęła jej pomagać, posyłając słaby uśmiech.
-
Wróćmy zatem do naszych głównych tematów – westchnął, przybierając poważny
wyraz twarzy Naczelny Szkoły Magii, złączając koniuszki palców u rąk – Tom
Riddle sieje coraz większy zamęt.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
W
jednym z groteskowo wyglądających okien stała dziewczyna, opierając o chłodne
szkło i spoglądając na szarą ulicę. Brązowe tęczówki odbijały światła latarni,
a ich właścicielka z zadumaną miną odgarniała kasztanowe pukle z twarzy. Młoda
czarownica zadrżała, gdy kamienica zatrzeszczała, smagana lodowatym wiatrem.
Naciągnęła odruchowo rękawy bardziej na dłonie, zaplatając ramiona na piersi.
-
Trzymaj, skarbie – zerknęła na przybyłego towarzysza, który wyciągnął w jej
stronę granatowy, powyciągany sweter, o którym zapomniała zupełnie w wakacje.
Westchnęła zakładając dodatkowe ubranie, a na ustach chłopakach pojawił się
uśmiech rozbawienia. Stary sweter sięgał jej niemalże do połowy ud, a rękawy
wisiały, jednak ciepło jakie nakrycie dawało przezwyciężyło całkowicie tą zbrodnię modową.
-
Nie wiedziałam, że będzie tu tyle osób – mruknęła, przesuwając spojrzenie na
pomieszczenie, w którym się znajdywała. Dom Syriusza wciąż sprawiał wrażenie
ponurego miejsca, ale na pierwszy rzut oka widać było w nim różnice. Hol był
wciąż trochę straszny, a stojak na parasole raził brzydotą w oczy, ale kuchnia
okupywana i w tej chwili przez panią Weasley była czystsza, bardziej domowa.
Salon, gdzie teraz stała również przeszedł małą metamorfozę. Zielono oliwkowe
ściany wydawały się w lepszym stanie bez wypłowiałych gobelinów, które zwykle
ją odstraszały. Zakurzony dywan również został odświeżony, a podłoga czystsza
oraz ładniejsza. Dziurawa sofa została okryta miłym pledem tak samo jak i
fotel, wydając się tym samym przytulniejszym. Kominek był oczyszczony z kurzu,
a ogień trzaskał radośnie, ocieplając pokój. Oszklone serwantki po raz pierwszy
od wieków wydawały się być w dobrym stanie, a w szybkach można było się
przejrzeć. Stojące w środku drogocenne pamiątki nie zmieniły położenia,
przyciągając uwagę zgromadzonych. Drewniany sekretarzyk również lśnił
czystością, a postawiony na nim wazon z niezapominajkami roztaczał słodki
zapach kwiatów.
-
Czyżby mama zagoniła cię do sprzątania? – spytała z uśmiechem, muskając palcami
ciężkie zasłony, które kiedyś miały zapewne również zielony kolor.
-
Nie, to.. dłuższa historia – przyznał młody mężczyzna, spoglądając na stojących
w grupie gości. Czarodzieje wyraźnie o czymś dyskutowali, a co poniektórzy marszczyli
brwi w zamyśle.
-
Kim są ci wszyscy ludzie? – szepnęła, opierając plecami o parapet i
przygryzając wargę – Nie znam większości z nich.
-
Paru z tych starszych facetów o groźnym spojrzeniu, to przyjaciele
Szalonookiego – brązowooki przyjaciel nastolatki zachichotał pod nosem – Nie
mają za grosz poczucia humoru, wierz mi. Jedynie burczą pod nosem, w sumie gorzej
niż z samym Alastorem.
-
Nie udawaj, wiem, że lubisz Moody’ego – Hermiona przewróciła oczami, ignorując
teatralnie oburzenie syna Molly – A reszta?
-
Kingsley i jego zaufane grono popleczników, starzy członkowie Zakonu bądź
dzieci tamtych – Charlie przeniósł wzrok na drugą grupkę dyskutujących
czarodziejów – Oni są akurat zza granicy, a również znalazło się miejsce dla
kilku emerytowanych kumpli dyrka.
-
I nasza rodzina – dodał Bill, stając przy nich i wciskając Hermionie kubek z
gorącą herbatą – O, profesor McGonagall – Bill uśmiechnął się szeroko, gdy profesorka
weszła do pomieszczenia. Godzinę temu zostali wygonieni z kuchni, gdzie
dyskusje przeszły na tematy, które jak przyznał dyrektor nie będą ich dotyczyć.
Ślizgoni wraz z Harrym oraz Daphne uciekli do pokoi na piętrze. Hermiona parę
minut temu zeszła na dół by znaleźć Charliego, ale widok tak wielu nowych osób
ją zaskoczył.
-
Jest i twoja piękność – kasztanowłosy machnął ręką, przykuwając tym uwagę
brata.
Śliczna
blondynka stawiała akurat tackę na stole zapełnioną talerzykami z wypiekami
pani Weasley. Większość uwagi płci brzydkiej skupiła się na niej, gdy z gracją
schyliła się by ustawić talerzyki w prostej linii. Jasne kosmyki opadały jej
luźno na ramiona, a szare oczy uwodziły samym blaskiem. Francuzka wyprostowała
się, muskając palcami niebieską sukienkę jaką założyła, strzepując niewidzialne
okruszki. Uniosła jednakże wzrok, gdy usłyszała głos chłopaka, w chmurnym
spojrzeniu pojawiły się radosne iskierki. Usta wygięły w szerokim uśmiechu, gdy
w trzech susach pokonała dzielącą ich odległość. Stanęła przy Billu, który
czułym gestem poprawił jej ciepły sweterek na ramionach.
-
Fleur, chodź przekazać cudowne wieści Minerwie – Bill pociągnął narzeczoną,
która westchnęła, ale posłusznie ruszyła u boku rudowłosego czarodzieja.
Dopiero, kiedy zniknęła za drzwiami mężczyźni w pomieszczeniu otrząsnęli się z
oczarowania.
-
Twój ojciec cię szuka – siostra Astorii podeszła do nich powolnym krokiem,
uśmiechając nieśmiało w kierunku gryfonki. Hermiona odpowiedziała również
lekkim uniesieniem kącików ust, przyglądając arystokratce z ciekawością.
-
Myślałem, że zamierzałaś czekać na górze do końca? – kujonka poczuła, jak
Charlie przesuwa ją delikatnie tak by stała przy nim wciąż objęta w pasie.
Uniosła wzrok przyglądając uważnie tak znanej jej twarzy, dostrzegając
rozszerzone źrenice przyjaciela. Chłopak z ciepłem wpatrywał się w blondynkę, a
jego rysy złagodniały.
-
Jeszcze raz chciałam ci podziękować, Hermiono – jasnowłosa zignorowała zupełnie
chłopaka, wzdychając ciężko – Teo mówi, że męczyłaś się tym parę nocy by zadbać
o każdy szczegół. Naprawdę nie wiem jak mogę się odwdzięczyć. .
-
To naprawdę nic takiego – zawstydzona Hermiona, wzruszyła ramionami, gdy
kasztanowłosy czarodziej parsknął śmiechem – Co?
-
Nauczysz się w końcu przyjmować komplementy? – prychnął, szczypiąc ją w ramię
za co dostał mocnego kuksańca – I przestań mnie bić.
-
Zasłużyłeś, bałwanie – sarknęła oburzona nastolatka, mrużąc groźnie powieki –
Umiem przyjmować miłe słowa.
-
I od razu wyzywasz, ty to jednak dzieckiem jesteś – mruknął, uśmiechając
szeroko, gdy fuknęła niczym kotka – Uwielbiam cię w tym swetrze, wiesz?
-
Charlie – Hermiona odsunęła się, zaplatając ramiona na piersiach. Daphne
przyglądała się im z ciekawością wymalowaną na twarzy.
-
No co? Mówię prawdę – brązowe oczy młodego czarodzieja błysnęły, gdy się
nachylił i założył kosmyk włosów dziewczyny za ucho, muskając palcami jej
policzki – I szczerze powiedziawszy twoje włosy też lubię. Są dzikie i
nieokiełznane, jak ty.
-
Przestań – wychowanka Domu Lwa zaczerwieniła się, odwracając wzrok – O co
chodzi?
-
Właśnie o to – westchnął, muskając wargami jej czoło w czułym geście – Udowodniłem,
że nie umiesz przyjmować komplementów. Daphne na przykład nawet nie drgnie, gdy
stwierdzę, że w tym wydaniu wygląda zniewalająco.
-
Bo ci nie wierzę, smoczy maniaku – blondynka uniosła brwi, gdy chłopak zmierzył
ją niezbyt taktownie wzrokiem – I co? Rozmyśliłeś się?
-
Nie, jeszcze bardziej upewniłem, że tak mi się podobasz najbardziej – Charlie
wyszczerzył się szeroko, puszczając oczko młodej arystokratce – Wolę cię w
wydaniu mojej Daphne, niż zimnej damy, którą nie jesteś.
-
Doprawdy, zero reakcji – mruknęła pod nosem Hermiona, gdy blade policzki
Greengrass zaczerwieniły się soczyście.
-
Jestem w tym coraz lepszy – przyznał syn Molly, przechylając na bok głowę, ale
nie odwracając przeszywającego spojrzenia od siostry Astorii, która równie
zahipnotyzowana patrzyła na niego. Gryfonka przyjrzała się im jeszcze raz,
czując jak w środku rozlewa się po niej ciepło. Charlie był naprawdę cudownym
facetem, ale równie trudnym. Był bardziej cichy od braci, ale również mocno się
troszczył o bliskich. Nie pozwalał sobie jednak zbliżyć się do innych ludzi, a
ona i Harry byli jedynymi wyjątkami. Charles po prostu nie przepadał za innymi,
gdyż uważał ich za zbyt omamionych bogactwem oraz nieistotnymi według niego
celami, jak zdobywanie awansów w pracy. On sam miał pasję jaką była smokologia,
a nauka w Rumunii była dla niego spełnieniem marzeń. Dziewczyna wciąż pamiętała
smutek, gdy musieli się żegnać parę dni przed końcem wakacji, bo chłopak musiał
wyjechać. Kochała go jednak tak bardzo, jak tylko mogła. Był dla niej jak brat
z marzeń, a jego oczy często mówiły jej, że dla niego również była jak siostra.
-
Czy wy.. ? – chrząknęła, gdy po paru minutach wciąż milczeli, przyglądając
sobie z intensywnością. Czuła się jakby naruszała ich prywatność, gdyż uczucie
między nimi ją trochę przytłoczyło.
-
Nie – niemalże krzyknęła Daphne, rumieniąc kolejny raz i kręcąc głową – Nie,
nie. My tylko.. jesteśmy przyjaciółmi.
-
Przyjaciółmi – powtórzył z rozbawieniem Charlie, odgarniając nonszalancko
kosmyki włosów z czoła – Skoro tak uważasz.
-
Nie.. znaczy. To skomplikowane – mruknęła w końcu jasnowłosa, marszcząc czoło –
Muszę iść.. do zobaczenia później, Hermiono.
-
Jasne – dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie do uciekającej niemalże byłej
ślizgonki by sekundę później posłać przyjacielowi nieprzychylne spojrzenie –
Serio?
-
Wiem, że mogłem o tym wspomnieć wcześniej, ale.. – chłopak wzruszył ramionami,
pochmurniejąc – Jak słyszałaś, to skomplikowane. Na tyle by rozpisać się na
milion kartek.
-
Nie chodziło mi o sekret twojego serca – westchnęła brązowooka, opierając
dłonie na jego torsie – Czemu tu stoisz?
-
Chyba właśnie umysł kobiety i jej rozumowanie wskoczyły na wyższy poziom,
którego nie rozumiem – przyznał, obejmując ją odruchowo co skwitowała lekkim
uśmiechem – Wskazówka?
-
Idź za nią – powiedziała łagodnie, wyplątując z silnych ramion. Złapała go
jednak za nadgarstek, gdy niepewnie ruszył w kierunku wyjścia – Odpowiedz
szczerze, Charles, zależy ci na niej?
-
Chyba tak – szepnął, spuszczając na sekundę oczy by po chwili z dziwną
determinacją popatrzeć w czekoladowe tęczówki – Tak. Bardzo.
-
Idź za nią i to powtórz – odparła z większą stanowczością, puszczając
przyjaciela. Charlie przyjrzał się jej ostatni raz, a po chwili szybkim krokiem
przemierzył salon. Przemknął między grupkami mężczyzn, znikając w końcu na
holu. Hermiona oparła się z powrotem o parapet, czując że na ustach pojawił się
kolejny uśmiech. Bill niedługo poślubi piękną Fleur, a serce Charliego skradła
równie śliczna Daphne. Pani Molly będzie szczęśliwa równie bardzo, co ona.
Hermiona
przyjrzała się tym wszystkim zgromadzonym tu ludziom, zastanawiając na ile
można im ufać. Zdaniem Dumbledore wystarczająco by zaprosić do Głównej Bazy
Zakonu, ale dobrze wiedziała, że wraz z Moody’m i Snapem zadbał czarodziej o
zabezpieczenie. Każdy tu przebywający zapomni o tym miejscu w sekundzie, gdy
wyjdzie przez drzwi. Będą pamiętać o spotkaniu, ale miejsce okaże się jedynie
iluzją, zamglonym pomieszczeniem. Jedynie rodzina Weasleyów, Tonks, Lupin plus
grono najbardziej zaufanych osób będzie znało dokładny adres kamienicy. Ślizgoni
również wybrali zabezpieczenie jakim jest zmienienie paru detali w pamięci, nie
chcąc nadużywać zaufania innych.
-
Mam nadzieję, że nie wyjdę na wielkiego desperata, którym się czuję,
rozpoczynając rozmowę? – podskoczyła, gdy ktoś odezwał się za nią, a kubek
wyślizgnął się z jej dłoni. Odruchowo chciała go złapać, a gorący napar zalał
dłonie gryfonki. Syknęła przyciągając ręce do piersi i kucając by pozbierać
resztki kubka.
-
Przepraszam – westchnęła, zauważając, że zalała buty chłopaka, który kucnął by
pomóc pozbierać jej kawałki naczynia – Zamyśliłam się i..
-
Nie, to ja przepraszam – przerwał jej, chwytając w tym samym momencie ten sam
fragment co ona. Unieśli głowi, spoglądając na siebie z niepewnymi uśmiechami –
Mama tyle razy mi powtarzała bym nie podchodził ludzi od tyłu.
-
A moja by nie trzymać gorącego kubka – parsknęła, przewracając oczami oraz
wrzucając pozbierane kawałki na tackę. Machnięciem różdżki pozbyła się drobin
oraz cieczy z podłogi.
-
Jak widać oboje mamy problemy ze słuchaniem rodziców – stwierdził, stając
naprzeciw niej i wyciągając rękę. Jednak w chwili, gdy uścisnęli dłonie
nastolatka wyrwała się, krzywiąc z bólu.
-
Poparzyłam je chyba – westchnęła, wpatrując w zaczerwienione plamy, które się
powiększały. Ruszyła szybko do łazienki, przystającej do salonu. Kątem oka
zauważyła, że jej towarzysz idzie za nią, a potem wsuwa się niepewnie do
łazienki. Uśmiechnęła się do niego blado, otwierając górną szufladę i
wyciągając ramiona by zdjąć koszyk. Nie była niska, ale jak się okazało nawet
stawanie na palcach niewiele dało. Poczuła, że nieznajomy zbliżył się do niej,
niemalże opierając tors o jej plecy.
-
Pomogę ci – młody czarodziej stanął za nią, łapiąc za uchwyt pudełka i
ściągając je na dół. Hermiona zamarła na chwilę na taka bliskość, ale sekundę
później sprawca całej tej afery stanął przy blacie.
-
Dziękuję – mruknęła, grzebiąc w koszyku pełnym eliksirów leczniczych oraz
maści. Zirytowana, zgrzytnęła zębami, gdy nie mogła znaleźć poszukiwanego
lekarstwa. Nagle przy niej znów pojawił się chłopak, sprawnie przeszukując
pudełko. Uśmiechnął się do niej wyciągając maść na oparzenia.
-
Mogę ci pomóc – zaoferował drugi raz, spoglądając na jej dłonie – Wiem co nie
co na ten temat.
-
W porządku – zgodziła się, wyciągając przed siebie ręce. Przyjrzała się
jednocześnie mężczyźnie, który okazał się być młodszy niż przypuszczała.
Brązowe włosy były w zupełnym nieładzie, a przy karku i za uszami skręcały w niewielkie
loczki. Miał lekko krzaczaste brwi, które dodawały mu czegoś męskiego.
Niebieskie oczy okalały długie niczym u lalki rzęsy, a pełne usta wyciągały w
uśmiechu. Był wysoki, zapewne równie wysoki co Teodor bądź Draco. Jednocześnie
miał szersze ramiona oraz bardziej kwadratową szczękę. Jednak ostre rysy,
wysunięty podbródek oraz wyprostowana sylwetka miały w sobie coś z
arystokracji. Ze skupieniem wcierał chłodną maść w jej dłonie, a jego ruchy
były łagodne oraz ostrożne.
-
Myślę, że warto zabandażować je chociażby na dziś – zasugerował, unosząc głowę
i krzyżując z nią wzrok. Drgnęła zaskoczona, kiwając potakująco na znak zgody.
Chłopak złapał bandaż, sprawnie nim operując – Przepraszam jeszcze raz.
-
Nie masz za co – odpowiedziała, uśmiechając do niego nieśmiało. Błękitne
spojrzenie błysnęło, gdy zerknął na nią. Przyciągnął prawą dłoń nastolatki do
swojej twarzy, chwytając skrawek bandaża do buzi i przegryzając by łatwiej
oderwać używany kawałek. Hermiona poczuła się nagle bardziej skrępowana niż minutę
temu, widząc ten intensywny wzrok.
-
Co powiesz na eliksir przeciwbólowy? – chrząknął, zabierając się za drugą rękę
czarownicy – Będzie ci łatwiej.
-
Nie jest tak źle, a eliksir tego typu zawsze sprawia, że jestem trochę
rozkojarzona – zauważyła, zagryzając wargę i uciekając spojrzeniem w bok – Na
dodatek mój chłopak non stop powtarza mi, że po nich się śmiesznie zachowuje.
Draco
wspomniał o tym tylko raz, gdy była zmuszona wypić ową miksturę po zajęciach z
Erikiem. Była tak zmęczona, poobijana oraz przeziębiona, że blondyn wieczorem
przyniósł jej eliksir i pilnował by wypiła cały. Spędził z nią całą noc, a
następnego dnia stwierdził, że działają na nią otępiająco. Teraz jednak
poczuła, że wypadało jej wspomnieć o Malfoyu, a tak napomknięty wydawał się
niemalże przez przypadek.
-
Nie będę w takim razie namawiał – zawiązał kokardkę na koniec, przyglądając
oceniająco swojej pracy – Chyba nie jest źle.
-
Jest świetnie – przyznała, oceniając z jaką precyzją oraz dokładnością obwiązał
jej dłonie. Wyglądała z bandażem dziwnie, ale ból był mniejszy – Dziękuję.
-
Jak mówiłem, to moja wina – przypomniał, myjąc ręce po maści i puszczając oczko
rozmówczyni – Przynajmniej mogłem się popisać talentem udzielania pomocy.
-
A ja swoją niezdarnością – westchnęła, odgarniając lok z czoła i uśmiechając –
Masz obcy akcent.
-
Przyłapany, a myślałem, że już dobrze mi szło udawanie Brytyjczyka – przyznał,
śmiejąc pod nosem – Jestem z Włoch.
-
Zmiana pogody była pewnie ogromnym przeżyciem – zauważyła rozbawiona,
przewracając oczami – Ale wiem chociaż skąd ta opalenizna.
-
Nie spędzam całych dni na plażach – zastrzegł z udawanym oburzeniem, krzywiąc
grymaśnie – To wrodzony talent szybkiego łapania słońca. Chociaż u was nie ma
go za wiele.
-
Tym razem mamy nawet śnieg – spojrzeli równocześnie na drzwi, słysząc
podniesione głosy. Hermiona zmarszczyła czoło, opuszczając łazienkę ze swoim
rozmówcą, który równie zaniepokojony co ona rozglądał się po salonie. Przy
stoliku stał gburowato wyglądający auror, patrząc spod byka na niewzruszonego
niczym George’a. Kujonka drgnęła, obserwując bladą oraz wymęczoną twarz
rudowłosego, który zaciskał pięści. Kolega Moody’ego wyglądał na wyprowadzonego
z równowagi jego brakiem reakcji, niemalże plując jadem w swoim głosie.
-
Myślisz, że masz prawo oceniać naszą pracę, młody człowieku? – syknął
mężczyzna, czerwieniejąc na policzkach – Nie wiesz nic o wojnie oraz jej
działaniach.
-
Akurat tu się pan myli, bo wiem aż za dużo – stwierdził bliźniak, garbiąc
zauważalnie z przytłaczającego go smutku – Straciłem już znacznie więcej niż
pokorę czy..
-
No widzisz! Nie masz pojęcia, co wyprawia się na świecie! A śmiesz mówić mi, że
Biuro Aurorów działa nieodpowiedzialnie oraz bez pomyślunku! – siwy czarodziej
parsknął chrapliwym śmiechem, unosząc brwi w rozbawieniu – Uwierz mi, że nie
chcesz się w to mieszać, a..
-
Niech mi pan wierzy, że chce czy nie jest w to zamieszany – Hermiona stanęła
przed młodym Weasleyem, który uniósł zaskoczony głowę. Napotkała jego zmęczone
oczy, które biły smutkiem, ale i wdzięcznością – W porządku? Może przyniósłbyś
nam ciastka twojej mamy?
-
Z marmoladą? – spytał bez przekonania, posłusznie odchodząc. Dziewczyna
wstrzymała oddech wiedząc, że kiedyś na taką prośbę bliźniak by parsknął
śmiechem oraz jeszcze chętnie rozjuszył aurora. To, że bez słowa oddalił się od
zamieszania było dołujące oraz.. dziwne.
-
Może mi pan wierzyć, że nie ma osoby, której nie dotyczyłaby wojna –
powiedziała spokojnie do trochę uspokojonego czarodzieja, przy którym zbiła się
grupka innych magów – Dzieci, młodzież, dorośli i starsi.. każdy coś straci,
każdy kogoś straci. Właśnie dlatego rozlew krwi nigdy nie powinien mieć
miejsca.
-
A kto mówi o wojnie, panienko? – zachichotał kolega siwowłosego awanturnika,
pstrykając palcami – Owszem jest małe zamieszanie, ale..
-
Mordowanie mugoli, torturowanie czarodziei nie jest dla pana idealną wskazówką
naprowadzającej na myśl o zbliżającej się Drugiej Wojnie Magicznej? – wychowanka
Minerwy uśmiechnęła się lodowato, a czekoladowe oczy stały się lodowate – Może
i staracie się wyprzeć taki pomysł, ale taka jest prawda. Sami-Wiecie-Kto
zbiera popleczników, szerzy zło, a ludzie cierpią. Wszyscy przypomnieli sobie
nagle, że Voldemort to coś więcej niż złe wspomnienie.
-
Nie wymawiaj tego imienia, wariatko! – krzyknął cherlawy młodzieniec, wstając
gwałtownie z sofy – Nikt nie ma prawa wspominać o Nim, a tym bardziej tak
niedoświadczona szlama.
-
Uważaj na język, Ralph – warknął milczący do tej pory błękitnooki towarzysz
dziewczyny, robiąc krok w stronę ich grupki – Wydawało mi się, że takie
brzydkie słowa nie powinny padać w domu Albusa Dumbledore’a.
-
To mój dom, a jak jeszcze wymówisz to słowo, to cię po prostu zabiję - Hermiona
drgnęła, gdy zielonooki gryfon stanął przy niej. Zauważyła od razu jego złe
spojrzenie oraz napięte mięśnie, kiedy nachylił się by musnąć ustami jej
policzek. Nastolatka z rozbawieniem obserwowała reakcje starych gości Albusa,
którzy po chwili poznali tożsamość Wybrańca. Harry bez okularów przestał być
tak oczywistym Chłopcem, Który Przeżył, ale jego soczyście zielone spojrzenie
oraz wyłaniająca się zza czarnych włosów blizna mówiły same za siebie.
-
Coś się stało? – spytała od razu, zerkając ponad nim czy ich ślizgońscy
przyjaciele również zeszli z góry – Nie powinieneś zostawiać ich z Ginny i
Ronem!
-
Widzę ciebie też nie powinienem, bo na chwilę stracę cię z oczu, a ty już
jesteś ranna –syn Potterów syknął pod nosem, chwytając ją za nadgarstki i
unosząc dłonie do góry – Jak to zrobiłaś?
-
Nie wspominałaś, że twoim chłopakiem jest Harry Potter – przerwał im chłopak,
który przyczynił się do jej okaleczenia, dużymi oczami wpatrując w przyjaciela
gryfonki.
-
Bo nim nie jest – zaśmiała się lekko, wyplątując z uchwytu ciemnowłosego, który
skupił uwagę na nowym rozmówcy.
-
Harry Potter – przywitał się jak gdyby nigdy nic, wyciągając dłoń w stronę
zaskoczonego młodzieńca. Starsi mężczyźni odsunęli się kawałek, widząc, że nie
zostali dość dobrze przyjęci przez znanego nastolatka.
-
Alex Berleu – przedstawił się Włoch, a Hermiona dopiero zdała sobie sprawę, że
do tej pory nie znała jego tożsamości. Błękitny wzrok Alexa przesunął się na
nią, a usta wygięły w szerokim uśmiechu – Skoro to jest Wybraniec, to piękna
dziewczyna przy jego boku i nie będąca jego ukochaną, to zapewne.. Hermiona
Granger.
-
Przyłapana – powtórzyła jego wcześniejsze słowa, uśmiechając nieśmiało – Nie
wiem co o mnie słyszałeś, ale połowa to wierutne plotki.
-
Póki co pogłoski nie myliły się co do twojej oszałamiającej urody, więc
domyślam się, że i te dotyczące nieprzeciętnej inteligencji się potwierdzą –
westchnął rozbawiony, gdy zaczerwieniła się cała – Miło mi was poznać.
-
To prawda, dlatego właśnie ma przydomek Panny Wszechwiedzącej – dziewczyna zamarła,
gdy znajomy głos rozległ się tuż za nią. Obróciła się powoli by napotkać
srebrne oczy, które jarzyły się niebezpiecznym blaskiem. Draco przebrnął
ostatni dzielący ich odcinek, nie spuszczając z niej natarczywego wzroku. Szara
bluza, którą założył jeszcze bardziej podkreślała szarość jego tęczówek, które
ją tak hipnotyzowały. Jasne kosmyki były roztrzepane, jak gdyby wiele razy
przejechał po nich ręką.
-
Alex poznaj Draco – przedstawiła ich sobie, uśmiechając delikatnie w stronę
Malfoya – To właśnie mój chłopak.
Ślizgon
rozluźnił się, gdy powiedziała ostatnie zdanie. Napięcie zniknęło z jego
ramion, gdy wyciągnął dłoń i uścisnął ją z Włochem. Chwilę później przysunął
się do niej, uśmiechając kącikami ust. Gryfonka zarumieniła się lekko, widząc
zaskoczone spojrzenie paru osób stojących na tyle blisko by słyszeć ich
rozmowy. W końcu uniosła wzrok, gdy chłodne palce musnęły wierzch jej ręki.
-
Idziesz? – spytał cicho Malfoy, kiwając na górę. Potaknęła, wymieniając ostatni
uśmiech z nowo poznanym chłopakiem i splatając ręce z ukochanym. Harry puścił
jej oczko, rozpoczynając rozmowę z Alexem. Hermiona zadrżała, wchodząc na górę
i zastanawiając się o czym teraz myśli blondyn. Czuła intensywne spojrzenie
ukochanych oczu oraz ukłucie niepokoju na jego kamienną twarz.
-
Wszystko w porządku? – przerwała ciszę, która zaczęła jej ciążyć. Zatrzymali się
na starym korytarzu, który prowadził do pokoju przeznaczonym ślizgonom. Dracon przyjrzał
się jej z zamyśleniem, kręcąc głowa.
-
Ja po prostu..
Nigdy
nie dowiedziała się co chciał powiedzieć, gdyż w tym momencie jedne drzwi
otworzyły się z trzaskiem, a z pokoju gościnnego wyszła najmniej spodziewana
osoba. Hermiona poczuła jak kolejny raz dzisiejszego dnia kolana jej mkną, gdy
dostrzegła znajomy uśmiech. Blada twarz chłopca rozpromieniła się, a białe
ząbki błysnęły w słabym uśmiechu. Czarne włosy opadały na jego szafirowe
spojrzenie, które w jednej sekundzie z całkowicie pustego zmieniło się w
radosne.
-
Cześć – głos malca był ochrypły oraz skrzekliwy, a jego nogi zaczęły drżeć ze
zmęczenia. Gryfonka westchnęła cicho, przyglądając zapadniętym policzkom oraz
ciemnym sińcom pod oczami. Wspomnienie dziecka, które pamiętała było zupełnie
różne od rzeczywistości. Ciemnowłosy wydawał się cieniem tamtego schorowanego
chłopczyka, który niknął z dnia na dzień.
-
Nathaniel…
Super :) Naprawdę czekałam na to miesiąc i opłaciło się. Jak mówiłam rozdział super pod każdym względem. Zastanawia mnie tylko sprawa z Nathanielem I Alexem. Życzę dużo weny i napisz jak najszybciej kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńJeszcze raz przepraszam, ale czasu coraz mniej ;<
UsuńDziękuję bardzo za komentarz! Był niezłym zastrzykiem motywacji:D
Ściskam,
L.♥
ojojoj ale super :D Dobrze Hermiona dobrze powinna mu jeszcze bardziej dogadać :D
OdpowiedzUsuńsuper rozdział warto czekać pozdrawiam :)
Hahha, dziękuję za miłe słowa :D
UsuńNie będziecie musieli już tyle czekać w przyszłości, przynajmniej mam taką nadzieję :>
Ahh... tyle czekam na Nathaniela ♡ czekam na pokazanie więzi Teodora i Herm przed tymi dupkami! No! :D
OdpowiedzUsuńW następnym rozdziale też pojawi się Nate :D Zapraszam!
UsuńI dziękuję bardzo za komentarz, Irytku :))