Hej,
kolejny rozdział, który mi się podoba. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba! Ostatnio mam ciągła ochotę by pisać, ale niestety każdego dnia przypominam sobie, że matura jest coraz bliżej ;<
Jak tam u Was?
Ściskam mocno,
Lupi♥
PS. Zapraszam też do "Wywiad w terenie", bo jest parę zmian :)
- Nie wyglądasz najlepiej.
Hermiona uniosła zaskoczona wzrok,
napotykając zaniepokojone oczy przyjaciela. Ciemnowłosy siedział naprzeciwko
niej w salonie, opierając ramieniem o gzyms kominka. W prawej dłoni trzymał
szklaneczkę z bursztynowym trunkiem, który popijał od czasu do czasu. Ubrany w
za dużą oraz pogniecioną koszulę kojarzył się jej z zagubionym chłopcem, którym
kiedyś był.
- To nie są słowa, o których marzy każda
dziewczyna – stwierdziła wesoło, wracając spojrzeniem do swoich notatek.
Zakreśliła piórem ważniejsze informacje, stawiając obok wykrzyknik. Niedługo
zbliżał się ich ważny test ze Starożytnych Run, a tuż później czaił się
sprawdzian z Astronomii. Ostatnio zaniedbała bardziej naukę skupiając się na
pomaganiu Ginny oraz Ronowi w nadrabianiu zaległości rodzeństwa, jak również
przyłożyli się bardziej z Marcusem do jego przygotowań do egzaminów. Oczywiście
nie mogła pominąć tych licznych wieczorów, gdy wybierała leżenie z Draco na
łóżku zamiast nauki.
- Boisz się mnie? – uniosła lekko brwi, gdy
zduszonym głosem zapytał o to Wybraniec. Tym razem przyjrzała mu się
dokładniej, zastanawiając dlaczego to właśnie go trapiło. Czarne pukle
sterczały w nieokrzesanej burzy ciemnych kołtunów, a parę kosmyków wpadało mu
do oczu. Powinna napisać Aryi, że Potter znów ma busz na głowie. Ostatnim razem
mugolka spędziła bite trzy godziny na układaniu fryzury zielonookiego by w
końcu pojawiły się jakieś rezultaty. Oprócz przydługich włosów, zdawał się
teraz mniej wychudzony. Zazwyczaj pobyt w Hogwarcie sprawiał, że jego policzki
znów były pełniejsze oraz zarumienione, a żebra nie wystawały w ten
przerażający sposób. Mogła by również przysiąc, że znów trochę urósł.
Przesunęła wzrokiem po jego ostro zarysowanych rysach twarzy, które wciąż jednak miały w sobie coś łagodnego. Tak jakby połączony został
arystokratyczny podbródek Jamesa Pottera oraz miękkie policzki Lily Evans.
Różowe usta Harry’ego były pełne oraz ładnie wykrojone, a gdy się uśmiechał
pojawiały się urocze dołeczki. Tym razem jednak zaciskał na dolnej wardze białe
zęby, przygryzając ją niepewnie.
- Nie – odpowiedziała spokojnie,
spoglądając w końcu w intensywnie zielone tęczówki. Widziała w nich gamę uczuć,
które migotały, ale tylko dla niej. Harry był mistrzem w ukrywaniu wielu emocji,
co nauczyło go trudne dzieciństwo z wujostwem. Rzadko kiedy pozawalał sobie na
okazanie słabości, ale kiedy byli sami pozwalał dziewczynie ujrzeć to co go
trapiło. Był jak otwarta księga, a Hermiona przecież je uwielbiała.
- Widziałem jak popatrzyłaś na mnie po treningu
– westchnął, pocierając ręką kark co było oznaką jego zdenerwowania, przez
chwilę zastanawiała się czy James Potter również miał ten tik – Nie jestem
pewien czy to był strach, czy obrzydzenie. Żadna z tych opcji mi nie przypadła
do gustu, ale.. cóż. Nie rozmawiałaś ze mną.
- Harry, trening był przed wczoraj, a ja
mam mnóstwo nauki – Hermiona zmrużyła powieki, odchylając na fotelu do tyłu –
Ty też powinieneś skupić się na zadaniach. Skończyłeś esej na Zaklęcia?
Zacząłeś się uczyć do Transmutacji? A Eliksiry? Przeczytałeś zadane dwa
rozdziały?
- Czemu ze mną nie rozmawiałaś? –
zignorował ją, kołysząc trzymaną szklanką tak by alkohol z niego nie wyleciał –
Nauka nigdy nie przeszkadzała Ci w rozmowach ze mną. A ostatnio ze mną nie
spędzasz czasu.
- Wiesz przecież, że pomagam Ginny i
Ronowi. To naprawdę nie jest proste, kiedy on nawet nic nie mówi! Patrzy tylko
na mnie.. i nic nie mówi – jęknęła Prefekt Naczelna, postukując paznokciami w
arkusze notatek – Jest również Marcus. Z Teodorem ćwiczymy też kontrolować
magię, a .. wieczory spędzam z Draco. Masz rację, Harry, przepraszam. Mam tyle
na głowie, że .. przepraszam.
- Z Draco – powtórzył cicho, przechylając
na bok głowę – Co się stanie, gdy Voldemort się o tym dowie?
- Naprawdę nie mam ochoty sobie wyobrażać
takiego scenariusza – mruknęła gryfonka, wzdrygając się – Kiedy widzę jego
znak.. i wiem, że w każdej chwili on może go wezwać..
- A co jeśli Voldemort dowiedziałby się, że
inny ślizgon zadaje się z.. kimś z nas? – zapytał Potter, wzruszając ramionami pod
jej spojrzeniem – Czysto hipotetycznie, rzecz jasna. Jeśli Seamus zaczął by się
spotykać z .. Hestią Carrow?
- Seamusowi podoba się Carrow? Żartujesz
sobie? – brązowooka prychnęła, przewracając oczami, gdy się skrzywił – Myślę,
że nie tylko Hestia byłaby narażona, ale i jej rodzina.
- Jak na przykład siostra bądź brat –
zauważył nerwowo, upijając kolejny łyk alkoholu. Oblizał błyszczące wargi,
spoglądając na nią ukradkiem.
- Zawsze Zakon mógłby im pomóc –
zasugerowała, wychylając się i chwytając w dłoń gorący kubek z ciepłym mlekiem
pomieszanym z miodem. Westchnęła, gdy po przełknięciu na języku została jej
słodycz po naparze.
- Powiedzmy, że pomógł. Myślisz, że wtedy
Hestia.. pomyślałaby inaczej o Seamusie? – chłopak odstawił pustą już szklankę
na stolik, siadając sztywno na fotelu – A może wpajane jej zasady byłby
silniejsze? Może ona.. się nim bawi?
- Seamus zrobiłby dla niej dużo, a ona
gdyby się nim bawiła, to zakończyłaby ich relację nim wypłynęło by to na
światło dzienne, a jej rodzinie zagroziłoby niebezpieczeństwo – zawyrokowała, zaplatając
na palec jeden z loków – Myślę, że w takim wypadku, gdy ich.. związek trwa, a
ona nie protestuje przed opieką Zakonu nad rodziną.. że jej zależy na Seamusie.
- Zależy, zależy czy zwykłe zależy? –
chrząknął, marszcząc czoło – Może to jej sposób na zdobycie ochrony dla tych,
których kocha?
- Byłaby wtedy głupia. Wykorzystałaby
uczucia zakochanego w niej chłopaka by chronić rodzinę, chociaż gdyby nie ta
relacja, to byliby bezpieczni? To nie ma sensu – parsknęła, z ciekawością
obserwując strapione oczy przyjaciela – Czy Hestia jest głupia?
- Nie, jest po prostu zagubiona – przyznaje
cicho Harry, uśmiechając smutno sam do siebie – Okazuje się zupełnie inną osobą
niż myślał. Okazuje się delikatna oraz krucha, mimo że w środku bywa równie
twarda co skała.
- W takim razie jej zależy na chłopaku
równie bardzo, co mu na niej – stwierdza spokojnie Hermiona, trącając stopą
kostkę zielonookiego – Kim ona jest?
- Kim kto jest? – mruczy czarodziej, a
widząc nieustępliwy wzrok przyjaciółki, odwraca spojrzenie – Czy to ważne?
- Tak – odpowiada od razu nastolatka,
pochylając się do przodu – Wszystko co cię dotyczy jest dla mnie ważne. Muszę
wiedzieć czy jest wystarczająco dobra dla ciebie.
- Możesz być zła – chrząka, przełykając
głośno ślinę – Naprawdę, H., nie wiem jak to się stało. Nie chciałem, ale.. to
było silniejsze, a ja nie miałem dość odwagi by to zakończyć. Miała to być
jedynie odskocznia, zabawa, ale..
- Nie będę zła – obiecała mu Hermiona,
podnosząc się z sofy i przybliżając do chłopaka. Usiadła mu na kolanach, łapiąc
za brodę by nakierować jego twarz w swoją stronę – Nawet jeśli mi powiesz, że
kochasz do upadłego Goyle’a, postaram się to zrozumieć.
- Ugh, Crabbe jest bardziej w moim guście –
parsknął gryfon, obejmując ją ostrożnie i gładząc dłonią po plecach – Co jeśli
jej nie zależy?
- Musi być wtedy tępa – uczennica uśmiecha
się, pstrykając zielonookiego w nos – Zdradź mi, Harry, kto skradł ci serce.
- Nie wierzę, że o tym rozmawiamy –
mamrocze pod nosem Wybraniec, napinając wszystkie mięśnie – Chyba, wciąż nie
jestem pewien, ale chyba.. zależy mi na Astorii.
- Astorii – dziewczyna wypuściła oddech,
nie wiedząc nawet, że go wstrzymywała, a po chwili zachichotała – Oczywiście,
że to ona! Jak mogłam być tak ślepa? Wszystko na to wskazywało!
- Słucham? – Potter zmarszczył brwi,
obserwują rozbawione oczy kujonki, która go przytuliła.
- Wiedziałem, że ktoś zawrócił ci w głowie,
ale nie mogłam zauważyć kto – wyjaśnia dziewczyna, kręcąc z niedowierzeniem
burzą loków – Odpowiedź miałam pod samym nosem!
- Nie jesteś zła? – upewnił się, ale gdy
szczupłe ramiona oplotły jego szyję, już znał odpowiedź. Chłopak zanurzył nos w
gęstej grzywie ukochanej przyjaciółki, czując jak ulga powoli ogarnia jego
ciało. Nawet nie wiedział, że aż tak się stresował tą rozmową, że te sekrety aż
tak go dusiły.
- Cieszę się bardziej niż powinnam –
zaśmiała się gryfonka, czochrając włosy Harry’ego. Hermiona musnęła chłodnym
nosem szyję szatyna, sprawiając że młody mężczyzna przytulił ją jeszcze mocniej.
Przez parę minut pozwolili sobie na chwilę słabości, tonąc w swoim uścisku.
Harry rozluźnił się, wygodniej sadowiąc na fotelu, ale zaciskając mocniej palce
na biodrze dziewczyny, gdy ta chciała z niego zejść. Przyciągnął ją z powrotem
do siebie, opierając brodę na ramieniu brunetki. Uśmiechnął się, kiedy oparła
się o niego, pozwalając przeciągnąć ten moment.
- Ciekawe czy twoje dzieci też będą mieć
taką szopę na głowie – szepnął Harry, pociągając z czułością za jeden z pukli –
Czy może jednak geny Malfoya przezwyciężą te sprężynki.
- Słucham? – Hermiona wydała z siebie coś
pomiędzy okrzykiem oburzenia, a piskiem, gdy dotarły do niej jego słowa –
Harry!
- Wiesz, że nie mam nic przeciwko niemu,
prawda? – mruknął, przesuwając ręką po jej ramionach i zaplatając ich palce –
Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś to powiem, ale.. gdy chce potrafi się
zachować. I myślę, że naprawdę mu na tobie zależy.
- Zastanawiałeś się kiedyś co by było,
gdybyście porozmawiali dłużej na Pokątnej? Może byś zdążył go polubić na tyle,
że wizja Slytherinu by ci nie przeszkadzała – dziewczyna zacisnęła mocniej
palce na jego dłoni, muskając opuszkami w łagodnej pieszczocie – Może
zostalibyście przyjaciółmi.
- Nie żałuję, że jestem w Gryffindorze,
Miona – zaprotestował ze śmiechem, muskając wargami jej policzek – Gdyby nie
to, to zapewne nie zyskałbym tak cudownej przyjaciółki.. siostry. Wiesz, że cię
kocham?
- Bardzo, bardzo – wyszeptała, siadając tak
by widzieć jego wyraz twarzy. Uśmiechnęła się blado, widząc zamglone spojrzenie,
którym ją mierzył – Kocham cię, Harry.
- Kocham cię, Hermiono – powtórzył, gładząc
kciukiem mokre policzki kujonki – Kocham na tyle by wierzyć, że czeka nas
wspaniała przyszłość. Gdy już.. zabiję Voldemorta, gdy skończy się to
wszystko.. myślisz, że nic się nie zmieni? Znaczy.. zabiję go. I możliwe, że
nie tylko Voldemorta..
- Wszystko się zmieni, bo my sami staniemy
się innymi osobami – wyjaśniła mu spokojnie, przełykając szloch – Ale wciąż
będę cię kochać. Splamiony krwią bądź nie, będziesz moim Harrym. Ja też nie
będą sobą po wojnie, ja też.. będę walczyć.
- Nie chcę byś się zmieniała – mruknął,
marszcząc gniewnie brwi – Do cholery! Jestem Wybrańcem! Jeśli będę chciał, to
zostaniesz ukryta! Hermiono, nie będziesz musiała walczyć! Zapewnię ci ochronę,
ukryję cię i ..
- Ja chcę, Harry, ja chcę być przy tobie –
przerwała mu, zatykając jego usta dłonią – Wiem, że jeśli byś chciał, to
wywlekli by mnie siłą i zamknęli. Jednak.. Harry, proszę, zrozum, że chcę
walczyć. Chcę być wśród innych, walczyć o innych..
- Nie, to nie musi tak wyglądać –
zaprotestował słabym głosem, nie ukrywając już spływających po jego bladych
policzkach łez – Nie musisz skazywać się na męki, na tortury. Będziesz
bezpieczna, będziesz ukryta i..
- Chcę walczyć o ciebie – szepnęła, przyciskając
jego czoło do swojego – Chcę tego, Harry. A jeśli kochasz mnie równie bardzo co
ja ciebie, to zrozumiesz. Ty też chcesz walczyć o mnie, prawda?
- Walczę dla ciebie, Hermiono, walczę tylko
z myślą byś była bezpieczna – chrząknął, chwytając ją mocniej – Oczywiście dla
innych też, ale nie miałbym tyle siły oraz.. odwagi, gdyby nie wizja ciebie
szczęśliwej oraz radosnej za parę lat.
- Pozwól więc bym ja walczyła dla ciebie –
wyszeptała gorączkowo, kładąc dłonie na jego drżącej brodzie i zaciskając by skupił
na niej zielone spojrzenie – Pozwól bym zawalczyła o ciebie, Harry. O wujka
moich dzieci. O ojca chrzestnego mojego syna bądź córki.
- W porządku, w porządku – powtórzył,
chowając twarz w zgłębieniu jej szyi. Hermiona oplotła go mocniej ramionami, przyciskając
się do znajomego szczupłego acz silnego ciała przyjaciela. Wsunęła palce w
czarne kosmyki, przeczesując je łagodnie. Zawsze ten gest go uspakajał, jak i
jej ciche nucenie. Zaczęła cicho śpiewać kołysankę, pozwalając chłopcu się
wypłakać. Oto Wybraniec, Ostatnia Nadzieja, najsławniejszy czarodziej świata
magicznego szlocha w jej objęciach. Czemu inni nie widzą, że jest wciąż małym
chłopcem? Czemu wywierają na nim presję? Przecież to wciąż dziecko, to wciąż
zagubiony dzieciak, który wpatrywał się w nią nieufnie.
- Kiedyś to się skończy, Harry, obiecuję –
przyrzekła ciemnowłosemu, muskając suchymi wargami czubek jego głowy – Kiedyś
to będzie jedynie koszmar nocny.
- Nie mogę się doczekać tego kiedyś –
wychrypiał po paru minutach, wzdychając ze zmęczeniem – Naprawdę zostanę ojcem
chrzestnym twoich dzieci?
- Zadajesz głupie pytania, głuptasie,
oczywiście, że tak – zaśmiała się, odchylając do tyłu by móc spojrzeć w
przekrwione oczy, które błysnęły radością – Będziesz najwspanialszym ojcem
chrzestnym mojego pierworodnego.
- Cóż, teraz po prostu musimy zrobić
wszystko by wygrać i byś mogła wypełnić obietnicę – zachichotał, muskając
palcami jej brzuch – Będziemy kiedyś szczęśliwi, prawda?
- Będziemy – złożyła kolejne przyrzeczenie,
biorąc głęboki wdech – Będziemy bardzo szczęśliwi.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona uwielbiała zagadki, miała na ich
punkcie obsesje. Już jako mała dziewczynka bawiła się z tatą w Sherlocka Holmesa
oraz Dr Watsona. Potrafiła łączyć przeróżne kawałki układanki w całość, tak by
dostać odpowiedź na zadawane pytanie. Wiedziała też, że dla Teodora to ludzie
byli chodzącymi znakami zapytania. Czasem siadali obok siebie na korytarzu i
obserwowali przechodzących uczniów. Na przemian zauważali drobnostki oraz
opracowywali do nich prawdopodobne teorie, a kto był lepszy ten miał prawo jako
pierwszy iść się umyć do Łazienki Prefektów. Dlatego teraz była pewna, że
Teodor rozgryzł ich cel przed nią. Zauważała jego pełne skupienia oczy
wbijające się w chłopaka, jego zamyślenie, gdy odrzucał nowe propozycje
podsuwane przez jego umysł. Aż w końcu błysk zrozumienia oraz żal, że kolejna
osoba okazała się dość prostym obiektem.
- Ostatnio rozmawiałam z Harrym – powiedziała
nagle, podciągając kolana pod brodę. Przysiadła na parapecie w zapełnionym
korytarzu, otulając lepiej ciepłym swetrem.
- Wiem, po dwóch godzinach z nim wyglądałaś
potwornie – przypomniał jej, że gdy wrócił zastał ją samą na sofie z mokrymi
policzkami oraz chmarą chusteczek rozrzuconych po salonie – Gdyby nie moja
szybka reakcja wciąż przypominałabyś jakiegoś potworka.
- To nie ty, a lody – prychnęła,
uśmiechając jednak. Teodor się o nią troszczył, uwielbiał się z nią wykłócać, a
tym bardziej dyskutować, jednak gdy zastawał ją zapłakaną stawał się zagubiony.
Jednak po miesiącach wspólnego mieszkania nauczył się, że pucharek lodów z bitą
śmietaną oraz syropem malinowym potrafi zdziałać cuda. I uspokoić rozpłakaną
nastolatkę.
- Jednak ja znam twoje ulubione smaki –
przewrócił oczami, opierając się bokiem o ścianę i w końcu kierując na nią
ciemne oczy – Rozumiem, że chcesz mi powiedzieć o czym?
- O wojnie – te słowa wydawały się dziwne
na korytarzu, gdzie rozbrzmiewają śmiechy dzieci. Przyjrzała się mijanym
uczniom, którzy uśmiechali się, chichotali albo gawędzili beztrosko. Przestali
już zatrzymywać na nich wzrok, gdyż przywykli, że znana przyjaciółka Pottera
przyjaźni się z tym niebezpiecznym ślizgonem.
- Och tak – westchnął cicho, odchylając
głowę na bok w zamyśleniu. Teodora wzrok przesunął się po rozbieganym tłumie,
gdy czekał aż rozwinie wątek. Gryfonka przyjrzała mu się z ciepłem, wiedząc, że
jego rysy są wyryte już w jej pamięci. To jak wysuwa szczękę, gdy jest zły, to
jak marszczy brwi, gdy stara się ją zrozumieć. Jak z ironią unosi brew, kpiąc z
niej. Albo jak kąciki jego ust drżą, kiedy powstrzymuje śmiech. Doskonale
wiedziała jak mleczna jest jego cera, jak czarne oraz miękkie są jego włosy.
Umiała odtworzyć z pamięci wygląd jego giętkiego ciała, to jak zawsze się
rozciąga na łóżku niczym kot. Wiedziała, że postukiwanie palcami o kolana to oznaka
jego zdenerwowania oraz zniecierpliwienia, że drga mu policzek, gdy po raz
trzeci nie podoba mu się wstęp jego eseju. Zdawała sobie sprawę, że nienawidził
pozaginanych stron w książkach, a poplamione kartki wprawiały go w irytację.
Najchętniej zaszywał się w ich salonie albo jej pokoju, gdzie w samych
skarpetkach biegał po dywanie. Kiedy coś przeskrobał zerkał nerwowo w prawo nim
coś mówił, ale przy innych nie miał problemu z kłamstwami. Domyślała się, że
mimo tak rozległej wiedzy na jego temat wciąż miała mnóstwo rzeczy do odkrycia.
Czasem dowiadywali się o sobie czegoś przypadkiem, a innym razem dzięki więzi.
- Umówiłeś się z Harrym, Teodorze? – zapytała
w końcu, sprawiając, że jego źrenice rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Co masz na myśli? – spytał zdumiony, a
ona widziała jak odrzuca różne teorie.
- Czy rozmawiałeś z Harrym o wojnie i..
ochronie dla mnie? – spytała, zaciskając mocniej palce na rękawie swetra – Nie
knuliście żadnych spisków, w których miałam zostać zamknięta Merlin wie gdzie i
czekać na koniec wojny?
- Nie – odpowiedział szczerze, unosząc lewą
brew – Chociaż przyznam, że ten plan mi pasuje. Domyślam się jednak, że w
pierwowzorze nie powinnaś o nim wiedzieć?
- Obiecaj mi, że nie wymyślisz nic głupiego
z Harrym bądź Draco? Lub Blaisem – poprosiła, wyciągając rękę. Ślizgon
przyglądał się jej z namysłem, podając swoją dłoń i pozwalając przyciągnąć
bliżej. Pogładził opuszkami palców zarumieniony policzek przyjaciółki,
uśmiechając krzywo, gdy objęła go w pasie. Stanął między jej nogami,
przysuwając bliżej oraz wzdychając, gdy oplotła go mocniej ramionami w talii.
Oparła brodę na jego torsie, spoglądając mu w oczy.
- Nic nie mógłbym zrobić, jeśli uparłabyś
się na swoje – zauważył, delikatnym gestem odgarniając jej loki z twarzy i
wsuwając za ucho – Wiem, że chcesz walczyć. I wiem, że sobie poradzisz,
skarbie.
- Czyli obiecujesz? – naciskała, mrużąc
powieki – Pozwolisz mi walczyć?
- Gdybym mógł, to bym zabronił, ale wiem,
że mnie nie posłuchasz w tej kwestii – wyznał, unosząc lekko kąciki ust ku
górze – Po co marnować czas na planowanie jak cię tu przytrzymać pod kluczem
skoro dość szybko znajdziesz sposób na ucieczkę? Lepiej cię przygotować jeszcze
bardziej do walki.
- Dziękuję – szepnęła, rozluźniając, gdy
przewrócił oczami.
- Gdyby nie więź.. nie rozumiałbym tego –
przyznał, marszcząc nos – Nie dziw się więc pozostałym, że szukają idiotycznych
rozwiązań jakby tu cię ukryć. Gdyby nie więź.. robiłbym to samo.
- W jedności siła – zauważyła, śmiejąc z
jego kpiącego wzroku – Wolę zginąć na bitwie wśród przyjaciół niż samotnie w
świecie bez nich.
- Nie wygaduj głupstw, nie umrzesz –
prychnął, cmokając z dezaprobatą – Będziesz walczyć obok mnie, a prędzej
pozwolę się zeswatać z Jęczącą Martą niż patrzeć jak umierasz przy mnie.
- Myślę, że Marta gustuje w ciemnowłosych –
zażartowała, uderzając piętami w jego łydki, gdy chciał się odsunąć od niej –
Coś się stało? Myślałam, że etap ukrywania się mamy już za sobą?
- Owszem, każdy wie, że mam fioła na twoim
punkcie – mruknął, muskając wargami jej czoło – Ale tamten naprzeciwko ma coś
chyba przeciwko naszemu jawnemu okazywaniu uczuć.
Hermiona wychyliła się zza przyjaciela, od
razu czerwieniejąc. Puściła ślizgona, który zaczął się głośno śmiać i
chichocząc oparł się z powrotem o ścianę obok. Gryfonka westchnęła,
dostrzegając grymas niezadowolenia na twarzy Dracona. Malfoy stał niedaleko w
otoczeniu grupki ślizgonów, a jego srebrne spojrzenie niemalże promieniało
złością. Dziewczyna od razu zauważyła, że wyglądał dziś wyjątkowo przystojnie.
Znaczy, zawsze, prezentował się ładnie, ale dziś przykuwał jeszcze bardziej
uwagę. Jasne blond włosy nie ułożył w codzienną fryzurę, postanawiając pozwolić
im niesfornie opadać na oczy. Spod narzuconej szaty szkolnej wystawały ciemne
spodnie oraz zwykła szara bluzka z długimi rękawami, która podkreślały srebro
jego tęczówek. Przesunęła z powrotem wzrok na jego twarz, łapiąc zirytowane
spojrzenie. Jednak nim zdążyła odetchnąć chłód oraz złość wyparowały, a
zastąpiła je zwykła obojętność.
- Nie lubię tej pustki – szepnęła do
siebie, przełykając posmak żółci. Oczywiście, rozumiała tą wystudiowaną maskę
niesmaku, ale za każdym razem to ją odrzucało. W takich chwilach zastanawiała
się czy ten Draco z ciepłym uśmiechem oraz pożądliwym spojrzeniem istniał
naprawdę czy jedynie w jej snach. Zadziwiało ją, że za parę godzin te chłodne
palce będą gładzić jej plecy, a różowe wargi, wygięte teraz w ironicznym
grymasie, będą miażdżyć jej usta.
- Wierz mi, on nie cierpi tego, że ja mogę
z tobą teraz rozmawiać – Teo zachichotał, pochylając i całując ją głośno w
policzek, szepcząc prosto do ucha – A tym bardziej nienawidzi, że ja mogę cię
dotykać.
- Jesteś złośliwy? – parsknęła, zerkając
znów na ukochanego. Nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok jego zaciśniętych
pięści oraz gniewnie skrzywionym ustom. Ile by dała by móc teraz go pocałować!
Właśnie tego złego oraz zirytowanego ślizgona! Posłała jeszcze jeden uśmiech
blondynowi, przyglądając jego towarzyszom. Przy jego boku stała wyprostowana
Pansy z nudą machając różdżką. Dziewczyna również była znakomitą aktorką, a
gryfonka lubiła ją obserwować. Twarz Parkinson była teraz maską nonszalancji
oraz wyższości, a brązowe oczy skanowały ze znużeniem otoczenie. Splotła czarne
włosy w warkocza, przerzucając go przez ramię. Czerwone wargi wykrzywiały się
pogardliwie, gdy pierwszoroczne puchonki potknęły się na pobliskich schodach.
Pans powiedziała jakiś komentarz wzbudzając u grupki ślizgonów śmiech. Przy
arystokratce na piętach bujał się nieznany jej śligon, równie intrygujący co
chłopcy z Domu Węża. Brązowe pukle ułożył w niefrasobliwą fryzurę, a jego
błękitne oczy jaśniały pogodnie. Wyglądał niemalże przyjaźnie, a jedynie odraza
we wzroku przypomniała jej, że musi należeć do czystokrwistego rodu. Z drugiej
strony stały bliźniaczki Carrow, starając się wpasować w zamknięte grono Kasty.
Jednakże tak jak Pansy zaszczycała rozmową tego ucznia, tak Draco ignorował
wpatrzone w niego siostry.
- Kim jest ten chłopak? – spytała ciemnookiego
Węża, który szukał czegoś w swojej torbie. Teo zerknął przez ramię, sprawdzając
kogo ma na myśli.
- Graham Pritchard, piąty rok – szatyn
westchnął z irytacją, wsadzając z powrotem książki – Kuźwa, zapomniałem
cholernego eseju.
- Zdążysz wrócić jeszcze na Transmutacje –
zapewniła go, z pamięci przywołując jego plan lekcji – Ale lepiej już idź.
Inaczej się możesz spóźnić.
- Do zobaczenia później, skarbie – Teodor
ostatni raz się do niej przysunął, przyciskając swoje ciepłe wargi do jej czoła
i uśmiechając złośliwie. Hermiona zauważyła, że oczy Draco niemalże zabiją Notta,
gdy ten śmiejąc się cicho odchodzi. Ukryła swoje rozbawienie, pozwalając włosom
opaść na ramiona. Wzięła głęboki wdech, zastanawiając czy da radę znieść
obojętność na bladej twarzy ukochanego. Jednak nie mogła się oprzeć pokusie by
na niego nie zerknąć. Blondyn wydawał się wciąż trochę zły, ale jego uwaga
skupiła się na Pansy. Kujonka przyjrzała się ślizgonce, która właśnie dołączyła
do grupki. Naprawdę nie znosiła Tracey, ale dziś czuła niemalże palącą
nienawiść. Davis rozpięła szatę szkolną by zaprezentować nieregulaminową
spódniczkę, ledwo kończącą się w połowie uda. Do tego założyła obcisły top, a
jej piersi wydawały się większe niż spod szaty. Miała mocny makijaż, który tak
naprawdę psuł urok ślizgonki. Za mocno się malowała zdaniem Hermiony, ale tak
naprawdę ona się na tym nie znała. Nie używała tych wszystkich kosmetyków co
inne, a tym bardziej nie przykładała takiej wagi do ubrań. Teraz miała na sobie
zwykły, wymięty sweter, który za bardzo przypominał jej o babci by miała go
wyrzucić. Założyła dziś jedynie trochę bardziej dopasowane spodnie niż zwykle,
ale i tak zasłaniała to wszystko szata.
- Wszystko w porządku?
- Czemu mnie ostatnio wszyscy o to pytają?
– parsknęła, uśmiechając się blado by złagodzić ostrość swojego tonu. Zauważyła,
że Draco zaczął rozmawiać z Tracey, która przymilnie się do niego przybliżyła. Odwróciła
szybko wzrok, czując nie miły ucisk w brzuchu. Zeskoczyła z parapetu, ignorując
kolejny kaprys zerknięcia na Malfoya.
- Bo wszyscy się o ciebie troszczą –
stwierdził Blaise, łapiąc jej torbę i przerzucając sobie przez ramię – Macie
teraz Zaklęcia, prawda?
- Jestem dużą dziewczynką, nie trzeba aż
tak chuchać by nie stała mi się krzywda – burknęła, czując w środku ciepło, że
pamięta rozkład jej zajęć – Ty natomiast ostatnio promieniejesz.
- Wiem, że jesteś dzielna, Miona, ale za bardzo cię kochamy by pozwolić sobie na niezamartwianie się o ciebie – wyjaśnił
mulat, kiwając głową do grupki ślizgonów, gdy ich mijali – Przepraszam jeszcze
raz, że zapomniałem dziś o kawie.
- Blaise, spotykam się z tobą rano w
bibliotece by spędzić z tobą czas, a nie po kubek kawy – zaśmiała się, gdy
trzeci raz dziś wrócił do tematu swojego gapiostwa – Wydawałeś się rano taki
rozpromieniony. Ale teraz niemalże błyszczysz od radości.
- To przez Aryę – mruknął, pokazując jej
szereg białych ząbków – Dawno nie czułem się taki.. wolny, wiesz? Sprawia, że
wojna wydaje się jedynie chwilowym złym etapem. Czymś co minie i będziemy mogli
cieszyć się życiem.
- Bo to prawda, Blaise, to niedługo się
skończy – zapewniła go łagodnie, pozwalając by jego palce splotły się z jej.
Mulat westchnął, obejmując ją ramieniem i ignorując spojrzenia innych.
- Czy jutro też się widzimy? – zapytał, gdy
stanęli pod jej klasą, a on zsunął z ramienia torbę gryfonki – Czy może Draco u
ciebie nocuje?
- Jeśli przyjdzie, to wyślę sowę – obiecała
przyjacielowi, odbierając swoją własność oraz uśmiechając krzywo – Pięć minut
rozmowy z tobą, a czuję się tysiąc razy lepiej.
- Pomyśl co by się stało, gdybyś spędziła
ze mną całą noc – prychnął, gdy przewróciła oczami robiąc zniesmaczoną minę –
Nie krzyw się tak, słoneczko, bo pojawią się zmarszczki.
- Dobra, odwołuję wcześniejsze słowa –
krzyknęła ze śmiechem, unosząc dłonie – Pięć minut z tobą i mam dość!
- To dlatego, że walczysz z pokusą
pocałowania mnie – zażartował, łapiąc ją za łokcie i przyciągając do siebie –
Lubię, gdy się śmiejesz, H.
- Ja lubię śmiać się z tobą, Blaise – wyszeptała,
stając na palcach i cmokając go w policzek – A teraz leć na Transmutację by nie
zdobyć szlabanu.
- Oczywiście, proszę pani – zasalutował,
robiąc parę kroków do tyłu oraz puszczając jej oczko – Moja propozycja
nocowania jest wciąż aktualna, słoneczko.
- Zabini – jęknęła, gdy głowy pobliskich
osób uniosły się na ten ostatni okrzyk chłopaka. Prefekt Naczelna zmarszczyła
czoło, czując jednak, że uśmiech wkrada się na jej twarz. Ile by dała by to
Draco tak krzyczał do niej na korytarzu?
- Mogłabyś zerknąć na moje wypracowanie? –
Neville zarumienił się, przygryzając wargę – Chodzi mi o końcówkę, bo..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Stała czujność.
Chłopak uśmiechnął się lekko, zerkając na
stojącą obok dziewczynę. Obserwował z ciekawością jak z gracją przechodzi na
środek pomieszczenia. Rozejrzała się, a z jej lekko rozchylonych ust uciekło
ciche westchnienie. Przesunął spojrzeniem po pokoju, zastanawiając się ile pokoleń
czarodziei musiało zapracować na to bogactwo. Jego uwagę szczególnie przykuł
stary, pięknie rzeźbiony kredens, na którym stały ramki ze zdjęciami. Na
większości nich pojawiały się poważne twarze dwóch dziewcząt.
- Napatrzyłeś się już? – jego towarzyszka
cmoknęła ze znudzeniem, odgarniając zbłąkany kosmyk z twarzy.
- Zawsze jesteś tak niecierpliwa? – mruknął
rozbawiony, odwracając i powoli przemierzając kolejny pokój. To było
nierealistyczne dla niego, że niektórzy mieszkają w takich luksusach, obnoszą się
z tym tak otwarcie. Jednakże nigdy nie zamieniłby swojego rodzinnego domu na te
wille, które wydawały mu się pełne przepychu, a jednocześnie zimne.
- Mam pracę, ciekawszą niż to – przewróciła
oczami, gdy stanął przed rzeźbą przedstawiającą smoka – To obsesja, prawda?
- Zapewne nawet nie znają nazwy gatunku –
parsknął, muskając ostrożnie opuszkami palców grzbietu stworzenia – Pamiętasz
jak na piątym roku Filch się wkurwiał, gdy po korytarzu biegały małe papierowe
smoczki?
- Trudno zapomnieć tym bardziej, że to ja
zostałam oskarżona jako pierwsza – zachichotała, opierając brodę na jego
ramieniu i marszcząc zabawnie nos – Ja, która zawsze świeciłam przykładem dla
innych. A wy, starsi i poważniejsi, robiliście miny niewiniątek.
- Gdybyśmy wtedy się zaprzyjaźnili Hogwart
nie postałby długo – stwierdził, zerkając na swoją partnerkę, która jedynie się
uśmiechnęła – Dobrze, że pod koniec mojego pobytu wpadłaś na mnie.
- To ty wpadłeś na mnie, kretynie –
zaprzeczyła, a niebieskie włosy zmieniły się na powrót we wrzaskliwy róż –
Pamiętam to bardzo dobrze.
- Doprawdy? Mi się wydaje, że biegłaś jak
szalona po korytarzu potrącając niewinne osoby – chłopak z trudem uniknął
wymierzonego kuksańca, gdy młoda kobieta straciła inne argumenty na swoją
obronę. Wciąż śmiejąc się cicho pod nosem, zaczął wchodzić na drugie piętro.
Uciekł spojrzeniem od obrazów przedstawiających tortury na mugolach,
zastanawiając się kto normalny wiesza takie paskudztwa na ścianach. Tak jak
wspominał Moody dom był opustoszały, a skrzaty zostały uśpione przez ich
kontakt w środku. Usłyszał jak była uczennica Hogwartu rozpoczyna z kimś
rozmawiać, prosząc zapewne dopiero przybyłego Gabe’a o pozostanie na dole.
Obserwowali dom już od czterech godzin, czekając aż z domu wyjdą właściciele.
Zdążyli omówić już plan z milion razy, ale jak na pilną uczennicę Alastora
przystało dziewczyna musiała wymienić raport z Gabrielem.
Kolejny korytarz okazał się równie pełen
obrazów oraz innych dzieł sztuki. Niektóre doprawdy okazywały się interesujące,
ale większość wywoływała ciarki. W końcu dotarł pod wskazane drzwi, które
niczym się nie różniły od pozostałych. Nacisnął lekko klamkę, wsuwając po cichu
do środka. Pokój okazał się ładny, czysty oraz nienaturalnie pusty. Nigdy by
nie pomyślał, że ktoś tu na co dzień mieszka, gdyż ściany były puste, a
wszystkie osobiste przedmioty.. cóż, nie było ich. Pudrowo różowe ściany
kojarzyły się z księżniczką, tak samo jak duże łóżko oraz jasne meble. Na
wygładzonej perfekcyjnie pościeli leżała wielka torba, w której ułożone były
ubrania.
- Kim jesteś?
- Nie zabierzesz tych rzeczy – powiedział
spokojnie, odwracając się od bagażu by spojrzeć na właścicielkę pokoju. Uniósł
brwi zaskoczony, gdy zauważył, że stała w drzwiach łazienki obwinięta jedynie
ręcznikiem. Odruchowo zanotował w głowie, że była olśniewająca. Długie, smukłe
nogi oraz ładnie umięśnione uda, które od połowy zakrywał puchaty ręcznik.
Miała dość ostro zarysowane obojczyki, a jasne kosmyki włosów przylepiły się do
jej skroni. Reszta włosów spływała na plecy w delikatnych falach. Miała również
przykuwającą wzrok twarz o owalnym kształcie. W przeciwieństwie do większości
arystokratów miała miękkie rysy kości policzkowych oraz mniej wystający
podbródek. Duże oczy wpatrywały się w niego z niechęcią oraz odrobiną strachu, ale
dość szybko zmieniły się w chłodną obojętność. Naprawdę nienawidził tych
pustych spojrzeń czystokrwistych czarodziei, którzy przypominali wtedy niemalże
bezuczuciowe zombie.
- Zabiorę to co będę chciała – syknęła, a
czerwone niczym wiśnie wargi wygięły się w niemiłym grymasie – Nie jestem
jeszcze gotowa.
- To lepiej się pospiesz, bo nie mamy dużo
czasu – zauważył, uśmiechając ironicznie – I nie, nie zabierzesz tego. Masz
wyparować, maleńka, więc jeśli spakujesz coś co da wskazówkę innym, że
uciekłaś, a nie.. zniknęłaś, to plan poszedł się pierdolić.
- W porządku – westchnęła, podchodząc do
szafy i wyciągając komplet ubrań – Możesz się na mnie nie patrzeć? Jestem w
samym ręczniku.
- Zapewne dlatego się gapię – przyznał,
prychając, gdy oblała się rumieńcem – Pospiesz się po prostu.
Gdy blondynka zniknęła za drzwiami,
machnięciem różdżki odłożył jej bagaż na miejsce. Planowali to od tygodni.
Wszystkie jej rzeczy zostaną, ma zniknąć. Gazety mają się rozpisywać o
zaginięciu jednej z najsławniejszych młodych czarownic, jej rodzina ma płakać,
że ktoś ją porwał. Śmierciożercy będą wściekli, rodzina dziewczyna będzie się
pieklić. Widział już wybuch paniki na świecie, gdy w końcu media ogłoszą, że
znana córka polityka wyparowała. Nikt nie domyśli się, że owa córka sama
poprosiła o pomoc. Nikt nie wpadnie na pomysł, że młodsza siostra czarownicy
uknuła ten spisek z równie znaną młodą wiedźmą – Hermioną Granger.
- Jestem gotowa – jasnowłosa arystokratka
założyła na siebie sukienkę, która wydawała się prosta. Szaroniebieski materiał
sięgał niemalże do jej kolan, a dekolt był skromny. Na to założyła kardigan,
naciągając nerwowo rękawy na dłonie. Przesunął po niej spojrzeniem śmiejąc w
duchu jak niewinna i cnotliwa się teraz zdawała.
- Miałaś nic nie brać – skrzywił się,
wskazując srebrny wisiorek. Dziewczyna zakryła go dłonią, jakby chroniąc.
- To jedyna pamiątka po mojej matce, nie
mogę tego zostawić – szepnęła, zaciskając usta.
- W porządku – powtórzył jej wcześniejsze
słowa, podchodząc bliżej. Zauważył jak źrenice jasnowłosej się rozszerzyły, gdy
łagodnie rozwarł zaciśniętą pięść by przyjrzeć naszyjnikowi. Chwilę później
guzik, który trzymał zmienił się w idealny duplikat. Zauważył jak błękitne
tęczówki młodej kobiety rozbłysły, gdy musnęła kopię swojego skarbu opuszkami
palców.
- Wygląda podobnie – przyznała, marszcząc
czoło, gdy jej go podał.
- Nie zrobiłem go dla siebie, bo tak mi się
twój spodobał – zaśmiał się, przewracając oczami – Odłóż go tam gdzie zwykle
trzymasz ten prawdziwy.
- Zwykle mam go przy sobie – zignorowała
jego westchnięcie, podchodząc do szkatułki z biżuterią na etażerce oraz
uchylając wieko. Niemalże z czułością włożyła tam jego rekwizyt, zamykając
dokładnie wieczko.
- Czasu nie mamy bym każdy twój pierścionek
duplikował – zirytował się, rozglądając po pokoju z niechęcią – Jesteś już
gotowa?
- Mogę zabrać jeszcze jedną rzecz? –
poprosiła, mijając go w drzwiach i wchodząc do komnaty naprzeciwko. Z
zaskoczeniem, poszedł za nią, opierając się o futrynę drzwi, gdy blondynka
przeszukiwała sypialnię swojej siostry.
- Naprawdę? – nie mógł powstrzymać
uśmiechu, gdy stanęła przed nim z pluszowym misiem w ramionach – Nie jesteś już
za duża na przytulanki?
- Czasem bliskości nie potrafią nam
zapewnić ludzie – mruknęła, spoglądając na niego z dziwnym żalem oraz gorzkim
doświadczeniem – Czasem ludzie, których kochamy nie czują tego samego. Czasem
pragniesz by ktoś cię przytulił, a zamiast tego leżysz samotnie na łóżku. W
takich chwilach zabawka z dzieciństwa zmienia się w prawdziwą ostoję.
- Twój narzeczony musi być popieprzony
skoro nie chciał cię przytulać – sarknął, mierząc ją znacząco wzrokiem, przez
co znów się zarumieniła – Czy teraz jesteś gotowa, maleńka?
- Teraz już tak – przytaknęła wciąż z
czerwonymi policzkami, a on ku własnemu przerażeniu stwierdził, że wygląda
nawet uroczo. Ruszyli korytarzem w stronę schodów w milczeniu, bijąc się z
własnymi myślami. Czuł na sobie jej spojrzenie, gdy podchodzili do schodów.
- Tatuś ci nie mówił, że nie ładnie się tak
w kogoś wgapiać? – spytał w końcu, kiedy byli na pół piętrze. Momentalnie się
wyprostowała, rzucając mu niemiły wzrok.
- Masz jakiś problem? – warknęła, a
błękitne tęczówki zamigotały gniewem, gdy się uśmiechnął. Parsknęła, obracając
na pięcie i sztywniejąc. Chłopak nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy zorientował
się co ją tak zszokowało. Na sofie leżała starsza kobieta, wyglądając na
nieprzytomną. Ubrana była w tradycyjny strój służących wśród arystokracji. Nad
kanapa pochylała się natomiast jego przyjaciółka, a na ich widok z uśmiechem
podbiegła.
- Miło mi cię poznać! Mogę mówić do ciebie
Daphiś? – różowowłosa wyszczerzyła się radośnie, nie martwiąc wcale brakiem
reakcji blondynki.
- Kto to? – spytał, wskazując na niechcianą
pokojówkę.
- Widocznie została pominięta w planie i
gdy się pojawiła odurzyłam ją – aurorka wydawała się podchodzić do tegona
całkowitym luzie, niewzruszona zupełnie dziwną sytuacją.
- Nimfadoro, jesteś jedyną znaną mi osobą,
która z taką nonszalancką mówi o odurzaniu innych – zachichotał, gdy kosmyki
zmieniły się gwałtownie na czerwony kolor – Możemy już iść?
- Nie mów tak do mnie, gburze, albo
posmakujesz uroku z mej różdżki – syknęła, mrużąc powieki, a potem obejmując
ramieniem cichą blondynkę – Chodźmy, Daph, ale proszę nie mów do mnie moim
imieniem. Wolę być nazywana Tonks.
- Nimfadosia ma kompleksy – zacmokał,
rzucając ostatni raz zaklęcia by się upewnić, że nie zostawili żadnych śladów.
Widział jasną czuprynę Gabriela na dworze, gdy pełnił straż.
- Twój chłopak jest niegrzeczny – zauważyła
Daphne, uśmiechając łagodnie do aurorki, która wybuchła głośnym śmiechem.
- Nie jest moim chłopakiem – wykrzyknęła,
ocierając łzy – Kto by z nim wytrzymał? Charlie Weasley jest bardzo irytującym
palantem.
- Ty natomiast jesteś ucieleśnieniem samych
cnót – prychnął rudowłosy, kiwając głową do kolegi. Gabriel wyjął z kieszeni
świstoklika, przypominającego widelec.
- Odwal się – warknęła Tonks, dotykając
palcem sztućca – Nie pozostaje mi nic innego, Daphne, jak powitać w bazie
Zakonu.
- Grimmauld Place 12 jest teraz twoim
domem, maleńka – dorzucił Charlie, krzyżując rozbawione spojrzenie z błękitnym.
Blondynka wzięła głęboki wdech, łapiąc widelec i przytakując cicho. Tak. Teraz
ma być bezpieczna. Teraz będzie bezpieczna.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Nie lubię, gdy jesteś taki ponury –
westchnęła dziewczyna, siadając na fotelu i odkładając na bok z cichym
westchnieniem notatki. Brązowe pukle uciekły spod niechlujnego koka jakiego
zrobiła, okalając teraz jej owalną buzię. Duże, niebieskie oczy wpatrywały się
ze smutkiem w towarzysza, który patrzył się na swoje wypracowanie. Hermiona
wzięła głęboki oddech, marszcząc z zamyśleniem brwi. Zerknęła na siedzącą obok
Ginny, która z uporem zmagała się z esejem na Wróżbiarstwo. Kto by
przypuszczał, że ta zwariowana wiedźma zada im kiedyś pisemną pracę domową?
- Proszę, uśmiechnij się – przesiadła się
na sofę, wyciągając pomiętą kartkę z zesztywniałych palców. Odrzuciła ją za
siebie, chwytając lodowate ręce chłopaka w swoje.
- Hermiono – Teodor uniósł głowę znad
książki, obserwując ją z troską oraz współczuciem – Daj spokój.
- Mam już dość – warknęła, zamykając
powieki – Mam dość, że mój wiecznie roześmiany przyjaciel nie potrafi się
głośno śmiać! Mam dość, Teo! Chcę usłyszeć znów jego głos! Do jasnej cholery,
chcę żeby coś powiedział!
- Nie zmusisz go do tego wrzaskami –
zauważył cierpliwie ślizgon, unosząc brwi – Uspokój się, H.
- Przepraszam – mruknęła, siadając znów
obok rudowłosego, który przeniósł na nią smutne spojrzenie błękitnych oczu.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado, łącząc ich dłonie w mocnym uścisku –
Przepraszam, Ron. Tęsknię za tobą. Przepraszam..
- Chcesz może herbaty? – zaproponował jej
ciemnooki wąż, wstając ze swojego stanowiska – Ginny?
- Nie, dziękuję – odmówiła Prefekt, opierając
ze znużeniem głowę o poduszkę. Ruda poprosiła o zwyczajną czarną, ponownie
chowając wśród ton papierów. Kujonka przymknęła powieki, słuchając powolnych
oddechów przyjaciół. Słyszała też szmer, gdy pióro przesuwało się po papierze
oraz cichą krzątaninę Notta w kuchni. Odetchnęła, rozluźniając z czasem.
Naprawdę miała już problemy by wytrzymać z bratem Gin. Na początku chciała go
nienawidzić tak bardzo.. jednak to nie on wyrządził jej krzywdę, a Voldemort.
Nie mogła znienawidzić przyjaciela, który został tak wykorzystany oraz
zniszczony.. bała się jednak, że nie zapanuje nad złością, gdy go ujrzy. Bała
się, że w jej oczach pojawi się nienawiść oraz wściekłość, ale kiedy ujrzała
rudego.. chciała go jedynie przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze.
Rudy jednak nie odezwał się jeszcze, czasem jedynie uśmiechając. Najchętniej
spędzał czas z Harrym, ale ostatnio równie często przychodził tu. Nie
dostrzegła w jego wzroku złości bądź niesmaku, gdy Teodor przesiadywał z nimi w
salonie. Zadbała by nie napotkał u nich w salonie innych ślizgonów, szczególnie
Draco. Ale on milczał. A ona z dnia na dzień traciła nadzieję, że znów usłyszy
ten jego ciepły głos.
- Nie chcę żebyś była smutna – Hermiona
niemalże krzyknęła, gdy cichy szept rozbrzmiał w pokoju. Usiadła gwałtownie,
dostrzegając kątem oka, że książka spadła z kolan Ginny.
- Ronaldzie, Merlnie, Ron – uśmiechnęła się
szeroko, czując jak łzy pojawiają się w jej oczach. Z niepewnością wyciągnęła
dłoń, dotykając ostrożnie ramię przyjaciela. Rudy wstrzymał oddech, obserwując
ją równie nieśmiało.
- Przepraszam, Hermiono – z jego suchych
warg znów wydobyły się kolejne słowa, a gryfonka nie wytrzymała i z głuchym
jękiem objęła wychudzonego syna Molly. Po paru chwilach wahania ramiona piegowatego
również ją przytuliły, a ona uczepiła się go jeszcze mocniej. Wzięła głęboki
wdech, napawając radością, która ją ogarnęła.
- Tęskniłam – wyszeptała mu do ucha,
odchylając trochę do tyłu. Niebieskie oczy Rona błysnęły troską, smutkiem oraz
szczęściem, kiedy odgarnęła mu z czoła rude pukle. Wydawał się teraz taki
kruchy, a jednocześnie bardziej przypominał dawnego Ronalda.
- Byłem okropny, byłem potworem –
wymamrotał, marszcząc czoło – Tak mi przykro, ja..
- Wiem, ja też – przerwała mu, łapiąc za
policzki i całując w czoło – Nigdy więcej tego nie rób, Ronaldzie, nigdy więcej
nie milcz. To było okropne widzieć cię tu, a jednocześnie wiedzieć, że cię nie
ma.
- Nie mogłem.. dopiero twoje łzy, twój
głos.. przedarł się – wyjąkał, robiąc się od razu czerwony. Zerknął nad jej
ramieniem na siostrę, która szlochała. Wyciągnął ramiona, w które rudowłosa
dziewczynka wbiegła od razu. Hermiona wstała, przechodząc do kuchni by dać
rodzeństwu chwilę dla siebie. Przytuliła natychmiast stojącego przy blacie
Teodora, który przygotowywał herbatę. Ślizgon bez słowa, objął ją pozwalając by
jej ostatnie łzy zamoczyły jego koszulkę.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Za każdym razem to wydaje się być jeszcze
lepsze.
Dziewczyna oparła brodę na jego torsie,
zerkając z rozbawieniem w zielone oczy. Harry uśmiechnął się, odgarniając
brązowy pukiel z czoła kochanki. Wciąż z trudem łapał oddech, a widok
opuchniętych warg Astorii przypomniał mu ostatnie parę minut. Czerwone usta
ślizgonki były niesamowite, miękkie oraz ciepłe. Uwielbiał, gdy go całowała,
gdy sunęła po jego ciele.
- O czym myślisz? – spytała, przebiegając
palcami po jego brzuchu. Zielonooki przez chwilę starał się otrząsnąć, czując
jej dłoń na swoim udzie. Salazarze! Przed chwilą skończyli uprawiać dziki i
namiętny seks, a ona w minutę sprawiła, że miał ochotę na więcej.
- O twoich ustach – przyznał, szczerząc,
gdy zaskoczona zamarła – Lubię o nich myśleć. I paru innych nieprzyzwoitych
rzeczach. Jak na przykład co te usta potrafią.
- Po każdym seksie stajesz się coraz
bardziej wygadany – stwierdziła, siadając i odgarniając włosy na plecy. Harry
przesunął spojrzeniem po jej wystających obojczykach, pełnych piersiach, które
wciąż miały ślady jego zębów oraz płaskiemu brzuchu, po którym lubiła jak ją
gładził. Położył dłoń na kolanie kochanki, gładząc z czułością.
- Po każdym kontakcie z tobą staję się po
prostu niegrzeczny – mruknął, uśmiechając, gdy nachyliła się ku niemu. Zielone
tęczówki Astorii błysnęły figlarnie, gdy cmoknęła go w nos, a potem odskoczyła
do tyłu. Przeszła po dywanie do barku, a on mógłby się założyć, że włożyła
więcej wysiłku niż zwykle w bujaniu pupą. Zamrugał by odgonić wizję, w której
jego palce się zaciskają na tych biodrach oraz przyciągają bliżej niego.
- Masz może ochotę na lampkę wina? –
spytała, machając kieliszkiem. Zaprzeczył co ją zaskoczyło, gdyż po każdym
stosunku zazwyczaj pili alkohol. Niepewnie popatrzyła na trzymaną butelkę, a
potem na niego.
- Daphne jest już bezpieczna – odezwał się
pięć minut później, gdy Astoria z powrotem wdrapała się na łóżko, trzymając
ostrożnie szkło z czerwonym napojem. Ślizgonka podała mu by przytrzymał jej
picie, łapiąc jego bluzkę z podłogi i zakładając na siebie.
- To dziwne, zdajesz sobie z tego sprawę? –
westchnęła, opierając plecami o kolumienkę i kładąc stopy na jego udach –
Dziesięć temu minut jęczałeś moje imię, a teraz mówisz o mojej siostrze.
- Myślałem, że chcesz wiedzieć – zauważył,
opierając na łokciu by lepiej ją widzieć – Wierz mi, że w głowie mam wciąż
ciebie leżącą pode mną oraz wijącą w ten cudowny sposób.
- Lubię, gdy taki jesteś – zaśmiała się,
mocząc wargi w alkoholu – Taki.. rozluźniony, sprośny oraz zabawny.
- Zabrzmiało to prawie jak komplement,
Greengrass, więc uważaj – zażartował, przewracając oczami na jej udawaną minę
pełną przerażenia.
- Jak Hermiona zareagowała na historię
Saimy? – spytała Astoria, obserwując jak klatka piersiowa gryfona zaczęła
opadać w miarowym tempie.
- Tak jak ty. Była trochę zła, ale
rozumiała prośbę mojego taty – westchnął, wyginając kąciki ust ku górze – To
również nie jest normalne. Mówisz o mojej niemalże siostrze, swojej
przyjaciółce, kiedy leżymy razem w łóżku.
- Zamknij się, Potter – parsknęła
dziewczyna, szturchając go stopą. Przyglądali się sobie w milczeniu, nieśmiało
uśmiechając. Rzadko się zdarzały takie momenty, gdy nie pożerali się
wygłodniałymi spojrzeniami, a zamiast tego przypatrywali z czułością. Już dawno
przeszli etap szybkiej ucieczki po stosunku, ciesząc również godzinami
spędzonymi w łóżku na rozmowach. Harry pozwolił sobie na chwilę całkowitego
rozluźnienia, słysząc spokojny oddech arystokratki. W takim momencie czuł się
senny oraz bezpieczny, wiedział, że to jest ich bańka mydlana. Kiedyś w końcu
pęknie, ale teraz mogli się cieszyć swoim własnym światem.
- Co zrobisz kiedy Hermiona i Malfoy po
wojnie będą wciąż razem? – spytał, zakrywając oczy ramieniem. Rok temu
wyśmiałby kogoś, kto powiedziałby, że będzie leżeć nago na wielkim łóżku i
rozmawiać o życiu z Księżniczką Slytherinu.
- Mówisz, że po tym jak wezmą ślub? –
wiedział, że się uśmiechnęła, nawet na nią nie patrząc – Nie wiem. Może też
wtedy będę zakochana. A może będę skupiona na karierze?
- Zostaniesz najpiękniejszą modelką jaką
świat widział – zgodził się, znając dobrze jej marzenie o połączeniu śpiewu z
projektowaniem ubrań, modelingiem.
- Nie martw się, wezmę ciebie wtedy na
zakupy i w końcu kupisz koszulę bardziej dopasowaną – zachichotała, muskając
jednocześnie palcem jego szarą koszulkę. Widząc, że wciąż zasłania oczy,
przyłożyła nos do ramienia, zaciągając się zapachem nastolatka. O Merlinie, to
chore jak bardzo lubiła czuć jego woń.
- Dzięki, Toria, mogę w końcu odetchnąć –
uśmiechnęła się, gdy użył jej zdrobnienia, a potem wyciągnął na oślep rękę.
Splotła ich palce, pozwalając się przyciągnąć. Ułożyła się przy jego boku,
kładąc znów głowę na jego klatce piersiowej.
- A ty? Zostaniesz znakomitym aurorem,
złapiesz śmierciożerów.. będziesz do końca życia walczyć ze złem? – okryła ich
lepiej narzutą, czując że chłopak ma zimne stopy – A może rzucisz to wszystko i
postanowisz zawojować na boisku jako szukający?
- Łapanie czarnoksiężników brzmi świetnie –
mruknął w jej włosy, muskając je wargami – Nim uporałbym się ze śmierciożercami
zdążyłbym zostać ministrem.
- Nie mieszaj się do polityki, potrafi być
bardzo.. zagmatwana – westchnęła, krzywiąc ze smutkiem – Mój ojciec podobno
kiedyś był inny. Daph wspominała, że często się z nią bawił. A potem został
politykiem i te gierki go wciągnęły, zmieniły.. złamały i stał się potworem.
- Polityka mnie nie interesuje – zapewnił
ją, przeczesując brązowe włosy kochanki – Prędzej zostałbym nauczycielem niż..
- Och, proszę, Hogwart nie przeżyłby z tobą
semestru – zaśmiała się, ale wizja Pottera jako nauczyciela bardzo się jej
spodobała. Widziała już te szczenięce oczy wszystkich uczennic, które
wpatrywałyby się w niego jak w obrazek.
- Przeżył sześć lat? Przeżył – obruszył
się, pstrykając ją w nos – Zostanę aurorem. Założę rodzinę. Będę szczęśliwy.
- Nie wiem co bardziej jest niebezpieczne..
Ty w Hogwarcie czy twoje dzieci z równie dużą przypadłością przyciągania
kłopotów – westchnęła, kiedy mocniej pociągnął za jeden z nawiniętych na palcu
pukli – Auć, ty dzikusie.
- Sama tego chciałaś, wredoto – prychnął,
uśmiechając szerzej, gdy przetoczyła się na niego. Ciemnowłosa usiadła na jego
biodrach, rysując paznokciami cudaczne wzory na jego ramionach. Pełne usta
ułożyły się w kuszącym grymasie, gdy Harry zaczął się przyglądać jej poczynaniom.
- Chcę czegoś innego – wymruczała, przechylając
na bok głowę i odgarniając ciemną grzywę na plecy – Czego ty chcesz, Harry?
- Zostań ze mną – poprosił, łącząc ich
dłonie i przyciągając bliżej. Młoda Greengrass splotła z nim mocniej palce,
pozwalając sobie na kolejne westchnienie rozkoszy, gdy wilgotne wargi chłopaka
spoczęły na jej ramieniu. Wygięła szyję, zachęcając go do dalszej wędrówki po
własnym ciele, zaciskając jednocześnie uda na jego biodrach. Lubiła, gdy z jego
gardła wydobywał się ten warkot pomieszany z jękiem. Miała nad nim kontrolę,
mogła w tym momencie sprawić by był jedynie jej. I uwielbiała to.
- Nigdy cię nie zostawię – szepnęła,
schylając oraz łącząc ich usta słodkim pocałunkiem. Westchnęła, kiedy zamienił
ich pozycję jednym szarpnięciem. Zwykle nie lubiła, gdy mężczyzna za wszelką
cenę chciał dominować. Harry jednakże był inny, nie wymuszał własnej kontroli. Często
pozwalał by to ona ich prowadziła w tym tańcu pełnym namiętności, ale czasem
również wymuszał u niej posłuszeństwo. Pokochała to w jaki sposób mruczał jej
imię, gdy unosiła biodra na jego spotkanie. Pokochała szorstkość jego palców
sunących po ciele, zaciskających się mocniej przed chwilą uniesienia. Uwielbiała
migotanie jego oczu, gdy kazał się w siebie wpatrywać. Uśmiechnęła się
delikatnie, mocniej ściskając jego dłonie.
- Nigdy nie pozwolę ci odejść.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- I wtedy właśnie się odezwał – skończyła mówić,
opadając na miękki materac i rozkładając ramiona na boki – To był.. szok. Zwątpiłam
już w to, wiesz? Myślałam, że nigdy się nie odezwie, a.. odezwał się.
Hermiona pokręciła głową, przewracając na
bok i spoglądając na leżącego obok chłopaka. Jej towarzysz wydawał się
pochłonięty własnymi myślami, ale potakiwał, gdy mówiła. Musnęła palcem jego
ramię, gdy kolejny raz odleciał gdzieś w swoich rozmyślaniach. Jasne włosy
wydawały się wciąż nieułożone, roztrzepane, jak nigdy. Ciemne kręgi pod oczami zdawały
się wyjaśniać jego znużenie oraz zmęczenie, a ją ścisnęło serce na widok tego
zaniedbania. Szara bluzka, którą założył wydawała się być idealnie na niego
mierzona, a rękawy podciągnął do ramion odsłaniając przedramiona. Zerknęła na
czarny tatuaż przedstawiający czaszkę oraz węża, który niemalże z niej kpił. Znowu
przeniosła spojrzenie na twarz blondyna, chłonąc to zamyślenie na bladym
obliczu. Wydymał wtedy zabawnie dolną wargę, niczym małe dziecko. Jego spojrzenie
było zamglone, a srebrzyste tęczówki jaśniały.
- Kocham cię – szepnęła, przyciągając od
razu jego wzrok. Zarumieniła się, gdy przenikliwie na nią patrzył. Tak jak się
spodziewała lód w jego oczach zmienił się w ciepłe iskierki, które ją
przyzywały.
- Mógłbym tego słuchać do końca życia –
westchnął, wyciągając rękę oraz dotykając palcami jej czerwonego policzka –
Tego jak wypowiadasz te dwa słowa.
- No proszę, Draco Malfoy, jest
romantykiem? – zaśmiała się, gdy skrzywił się kapryśnie – O czym myślałeś?
- O niczym, wszystkim.. nie wiem sam –
mruknął, przymykając powieki – Myślałem jak to będzie ujrzeć cię za dziesięć
lat .. szczęśliwą z mężem u boku.
- Mężem? – powtórzyła, marszcząc brwi, gdy
przytaknął krótko – Co ty sobie znów ubzdurałeś, Malfoy?
- Będziesz szczęśliwa, będziesz miała
dobrego męża – stwierdził, ignorując jej ciche prychnięcie – Zasługujesz na to,
Granger, a ja.. nie wiem czy będę w stanie to zapewnić.
- A co jeśli nie będę chciała kogoś innego?
– fuknęła, siadając oraz zeskakując z łóżka – Czemu za wszelką cenę chcesz mnie
zeswatać z kimś.. innym?
- Popatrz na siebie – burknął, unosząc na
łokciach by móc na nią spoglądać zmęczonymi oczami – Jesteś piękna, inteligentna
oraz.. dobra. Powinnaś poślubić kogoś zasłużonego w tej wojnie, równie mądrego
oraz.. dobrego.
- Żartujesz, prawda? – jęknęła,
przewracając oczami i zatrzymując na środku pokoju – Jesteś dobry, Malfoy,
stoisz po naszej stronie. Pomagasz Dumbledore’owi. O co ci chodzi? Kocham ciebie,
a nie kogoś innego! Ciebie! Właśnie takiego jaki jesteś.
- O to chodzi, Granger, taki jestem –
warknął, krzywiąc ze złości – Ale taki jestem teraz. A gdy wojna się skończy będę
kimś innym. Będę miał krew na rękach, krew dzieci! Kurwa, czy ty nie rozumiesz,
że muszę wpuścić to śmierciożerców? Tutaj! Do Hogwartu! Do dzieci!
- Dyrektor wie, a to najważniejsze –
zauważyła chłodno, zaplatając ramiona na piersi – Czemu starasz się zrobić z
siebie potwora?
- Bo nim jestem – krzyknął, również stając
na nogi i zaciskając pięści – Mówiąc szczerze los tych wszystkich ludzi mnie
nie obchodzi! Nie mam nic przeciwko by śmierciożercy się nimi zabawili. Chcę mieć
jedynie pewność, że nikt nie zapomni dzięki komu Voldemort wygra!
- On nie wygra – wrzasnęła Hermiona,
czerwieniejąc na policzkach z gniewu – Nie waż się tak nawet mówić! To Harry
wygra!
- Doprawdy, Granger? Powiedz mi jak ma
Potter kuźwa wygrać, gdy Czarny Pan zdobędzie najlepiej strzeżone miejsce w
Anglii? – parsknął kpiącym śmiechem, uśmiechając zimno – Kiedy ich tu
wpuszczę.. będą martwi. Uczniowie, Zakon i nasz cudowny Wybraniec.
- Zamknij się – syknęła dziewczyna, a łzy
zaczęły moczyć jej policzki – Wcale tak nie myślisz.
- Nienawidzę tej twojej durnej niewinności –
burknął, przewracając w szale krzesło przy biurku. Chwilę później na podłogę spadły
książki oraz notatki z blatu, a jego pięść uderzyła w drzwi garderoby gryfonki.
Ślizgon zmrużył oczy, zaciskając dłonie na niewielkim stoliku wywracając go.
- Co ty robisz? – westchnęła ze znużeniem
Hermiona, co wkurzyło go tylko bardziej. Zaczął wszystkich wyklinać oraz śmiać
się, mówiąc że będą martwi. Że Voldemort wygra, a świat czarodziei w końcu
będzie taki jak powinien. Z każdym kolejnym słowem pokój Prefekt zmieniał się w
pobojowisko. Kujonka obserwowała swojego chłopaka, który niszczył każdy
przedmiot, starając się tym zranić siebie, a tym bardziej ją. Pierwszy raz
widziała go tak załamanego, tak.. przestraszonego. Widziała w jego spojrzeniu
obłęd oraz paraliżujący strach, gdy dotarło do niego, że wojna jest tak blisko.
Wiedziała, że nie umie poradzić sobie z tą myślą.. a teraz wyładowuje emocje. Drgnęła,
gdy szarpnął za dzrzwiczki do biblioteczki, wybijając szybki. Podziękowała w
duchu, że Teodor poszedł na patrol i nie jest świadkiem załamania blondyna.
- Nienawidzę tego! Nienawidzę tej szkoły! –
wrzasnął jasnowłosy, odwracając w końcu w jej stronę. Wzięła głęboki oddech
zdając sobie sprawę, że zaraz padną raniące słowa. Poznała ślizgona na tyle by
wiedzieć, że gdy czuł się przerażony, niepewny, to chciał ranić innych. Bliskie
osoby czy nie, miały odczuć jego gniew. To była chyba jego największa wada. Dość
szybko odkrywał słabe punkty ludzi i naciskał na nie.
- Kocham cię – powiedziała, gdy otworzył
usta. Zauważyła, że jego ramiona opadają na te słowa, a źrenice się rozszerzają.
Zrobiła krok w jego stronę, ale uniósł dłonie jak gdyby ją ostrzegając.
- Wyjdź stąd, Granger – szepnął, odwracając
plecami.
- Kocham cię takiego jaki jesteś teraz –
powtórzyła delikatniej, zbliżając się do niego bez pośpiechu. Położyła dłoń na
napiętych plecach, gładząc je czule – Może się zmienisz, ale ja też. Może nie
będzie cię obchodzić śmierć tych dzieci, nikt cię nie obchodzi. Ale mnie
obchodzisz ty.
- Zostaw mnie – poprosił chrapliwym głosem,
drżąc gdy oplotła go ramionami, przyciskając policzek do jego pleców.
- Nie wyjdę, Draco, nie zostawię cię samego
– rzekła zdecydowanym głosem, jeszcze mocniej obejmując – Wiem, że mi nic nie
zrobisz.
Chłopak westchnął, okręcając się tak by
również ją do siebie przycisnąć. Oparł brodę na czubku jej głowy, mocno
wbijając palce w jej biodra. Hermiona wetknęła nos w zagłębienie jego szyi,
wdychając znajomy zapach. Czuła jak serce blondyna zwalnia oraz przystosowuje
się do jej tempa. Pogładziła z czułością jego plecy, szepcząc słowa pełne ukojenia.
Ramiona Dracona drżały, gdy szlochał w jej ramionach. Wylewał łzy za tych
wszystkich, którzy zginą, za ból, którego doświadczą. Nikt go nie obchodził? Gdyby
nie widziała żalu oraz poczucia winy, które go gasiły od wielu tygodni.. może i by
uwierzyła. Ale teraz nie.
- Przepraszam – wymamrotał w końcu do jej
ucha, gdy godzinę później siedzieli wciąż na podłodze w tym samym miejscu,
gdzie wcześniej stali. Stykali się ramionami, a twarz blondyna skryta była w
jej włosach.
- Przetrwamy to – szepnęła, odchylając do
tyłu. Zacisnęła usta na widok jego przekrwionych oczu oraz śladów łez na
policzkach. Wytarła je kciukiem, pieszcząc zarumieniony policzek ślizgona.
- Bez ciebie bym nie przeżył – przyznał,
wciągając ją na swoje kolana. Kujonka uśmiechnęła się blado, obejmując go w
pasie nogami i opierając swoje czoło na jego. Wpatrywali się w siebie,
oddychając wprost na swoje usta.
- Będziemy razem walczyć, razem zwyciężymy,
a potem razem odnajdziemy szczęście – zapewniła go, przeczesując palcami jasne
pasemka – Nie chcę nikogo innego, Draco. Chcę tylko ciebie.
- Nie zamierzam cię odtrącać, Granger,
jestem zbyt wielkim egoistą – mruknął, mrugając szybko oraz wzruszając
ramionami – Chciałbym móc powiedzieć coś tak okropnego byś chciała sama odejść.
W końcu byś kogoś pokochała kto by na to zasługiwał.
- Nie rób tego – poprosiła go, muskając
wargami jego kącik ust – To byłoby bezsensowne, bo wciąż pragnę tylko ciebie.
- Kocham cię – wyznał, wzdychając, gdy się
pocałowali. Hermiona jęknęła, uchylając wargi by wpuścić jego język. Jak zawsze
podążył za nią w tańcu pożądania oraz walki o dominację. Draco przesunął dłonie
z jej zaczerwienionych policzków na biodra, popychając ją do tyłu. Gryfonka opada
plecami na miękki dywan, kładąc własne ręce na jego torsie. Uniosła kraniec
jego koszulki, dotykając gorącej skóry, która była równie delikatna co twarda. Jego
usta zsuwają się na szyję czarownicy, którą jednocześnie całuje jaki i kąsa. Zębami
musnął obojczyk nastolatki, która westchnęła głośno na to doznanie. Dziewczyna
zadrżała, przesuwając językiem po dolnej wardze ukochanego. Pocałunek znów
zmienił się z gwałtownego w bardziej leniwy, a długie palce nastolatka sunęły
po jej udach.
- Ja ciebie też kocham – wycharczała, gdy
docisnął swoje biodra do jej, jednocześnie gryząc w ramię. Chłopak uniósł na
moment głowę uśmiechając do niej szczerze, a potem znów przywarł do niej
ustami. Musnął palcami jej szyję, ramiona oraz piersi, docierając do skrawka
koszulki.
- Granger, chyba oszaleję – jęknął, kiedy
musnęła nosem jego policzek pozwalając zsunąć z siebie bluzkę. Hermiona uśmiechnęła
się, pomagając mu zdjąć własną koszulkę. Przyglądali się sobie chwilę w
milczeniu, ale gdy ten moment trwał za długo szarpnęła za jego ręce. Przyłożyła
jego dłonie do swoich bioder, wsuwając z powrotem na jego kolana oraz przysuwając
jeszcze bliżej. Wbiła paznokcie w jego plecy, gdy jego palce pogładziły jej uda
od wewnątrz zatrzymując tuż przed centralnym miejscem. Czuła jak krew uderza
jej do głowy na myśl o jego dotyku tam. Docisnęła znów usta do jego obojczyka,
ssąc oraz liżąc bladą skórę. Głuchy jęk chłopaka sprawił, że poczuła się
cudownie. Wiedza, że to ona tak na niego działa.
- Musimy przestać albo nie dam rady się
powstrzymać – wymamrotał, gładząc zapięcie jej biustonosza i odchylając do
tyłu. Prefekt Naczelna sapnęła na to nagłe zerwanie kontaktu, uchylając lekko
wargi. Spoglądała na swojego towarzysza, który błyszczącymi oczami się w nią
wpatrywał. Widziała w nich wszystko co chciała, a pewność, że jest gotowa stać
się kobietą.. była prawdziwa.
- Ja.. – przerwała, gdy z korytarza dobiegł
ich wyraźny dźwięk kroków na schodach. Zamknęła powieki wiedząc, że to koniec
spędzania czasu sam na sam. Idealnie w chwili gdy zarzuciła na siebie bluzkę,
drzwi otworzyła się z hukiem. W wejściu stała zarumieniona Milli, ignorując
zupełnie wygląd zdemolowanego pokoju oraz półnagiego przyjaciela. Niebieskie tęczówki
błyszczały gorączkowo, gdy oparła się o ścianę biorąc głębokie wdechy.
- Co się stało? – warknął ślizgon, sięgając
po swoją koszulkę.
- Wiemy.. – wydukała zmęczona blondynka,
kręcąc głową – Wiemy jak naprawić szafkę.
<3 cudowny *.*
OdpowiedzUsuńA co z Nathanielem?
Dziękuję <3
UsuńW następnym rozdziale się pojawi i Nathaniel, i parę innych postaci! ;>
nie nie nie no a było tak przyjemnie na koniec no kiedy w końcu dojdą do tego cudownego momentu już się nie mogę doczekać :D zawsze muszą przeszkodzić, Cudowny rozdział tyle spraw tyle emocji ah :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę dużej weny do kolejnego rozdziału <3
Hahaha, po prostu muszę się zebrać w sobie by pozwolić im na chwilę relaksu bez osób trzecich, które im przeszkadzają :D Ale już niedługo.. :>
UsuńŚciskam ciepło,
L♥
Czekam na kolejny. Wczoraj znalazłam twoje opowiadanie i pochłaniam je zdecydowanie zbyt zachłannie. Myśle że to ff jest niebezpieczne...wczówam sie w nie bardziej niż we własne życie hahahah. Dramione-oczywiście cudne :3 Pozdrawiam kochana i życze weny ~Eliza
OdpowiedzUsuńOpowiadanie pochłonęło mnie bez reszty, super i jeszcze raz super.
OdpowiedzUsuńPozdrwiam Annelis :-)
Bardzo dziękuję :D
UsuńOpowiadanie pochłonęło mnie bez reszty, super i jeszcze raz super.
OdpowiedzUsuńPozdrwiam Annelis :-)
Nie mam weny. XD Jestem jeszcze nieprzytomna po ostatniej zarwanej nocce. Ale cóż.. Muszę skomentować. ;D
OdpowiedzUsuńJestem uzależniona od Twojego opowiadania. Uwielbiam. ☆ Już chyba nie muszę mówić, jaka była moja reakcja, jak zobaczyłam rozdział. *____* (Trochę z opóźnieniem czytam, ale to szczegół ;]) Nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła tego.. Harry i Astoria ♡♡♡ *,* Cudni są.
Co mogę dodać? Rozdział: niesamowity, genialny, wspaniały, zachwycający.. I cała reszta pozytywnych określeń. ^.^
Czekam z niecierpliwością na kolejny. ;)
Pozdrawiam
xNightyy
Hahaha, o Merlinie! Dziękuję aż cała się zarumieniłam od tylu cudownych słów! <3
UsuńSzkoda mi Hermiony,musi sobie poradzić z obawami o tyle osób, Harry oraz rozumiem trochę podejście Draco, strach sprawił ze starał sie wszystkich odepchnąć. Świetny rozdział, czekam na wielki moment Herm i Draco :)
OdpowiedzUsuń