3 października 2015

Miłość jest pier­wszą wśród nieśmier­telnych rzeczy.

Hej,
kolejny rozdział, który mi się podoba. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba! Ostatnio mam ciągła ochotę by pisać, ale niestety każdego dnia przypominam sobie, że matura jest coraz bliżej ;<
Jak tam u Was?
 
Ściskam mocno,
Lupi♥
 
PS. Zapraszam też do "Wywiad w terenie", bo jest parę zmian :)
 
 
 
 
 
- Nie wyglądasz najlepiej.

Hermiona uniosła zaskoczona wzrok, napotykając zaniepokojone oczy przyjaciela. Ciemnowłosy siedział naprzeciwko niej w salonie, opierając ramieniem o gzyms kominka. W prawej dłoni trzymał szklaneczkę z bursztynowym trunkiem, który popijał od czasu do czasu. Ubrany w za dużą oraz pogniecioną koszulę kojarzył się jej z zagubionym chłopcem, którym kiedyś był.

- To nie są słowa, o których marzy każda dziewczyna – stwierdziła wesoło, wracając spojrzeniem do swoich notatek. Zakreśliła piórem ważniejsze informacje, stawiając obok wykrzyknik. Niedługo zbliżał się ich ważny test ze Starożytnych Run, a tuż później czaił się sprawdzian z Astronomii. Ostatnio zaniedbała bardziej naukę skupiając się na pomaganiu Ginny oraz Ronowi w nadrabianiu zaległości rodzeństwa, jak również przyłożyli się bardziej z Marcusem do jego przygotowań do egzaminów. Oczywiście nie mogła pominąć tych licznych wieczorów, gdy wybierała leżenie z Draco na łóżku zamiast nauki.

- Boisz się mnie? – uniosła lekko brwi, gdy zduszonym głosem zapytał o to Wybraniec. Tym razem przyjrzała mu się dokładniej, zastanawiając dlaczego to właśnie go trapiło. Czarne pukle sterczały w nieokrzesanej burzy ciemnych kołtunów, a parę kosmyków wpadało mu do oczu. Powinna napisać Aryi, że Potter znów ma busz na głowie. Ostatnim razem mugolka spędziła bite trzy godziny na układaniu fryzury zielonookiego by w końcu pojawiły się jakieś rezultaty. Oprócz przydługich włosów, zdawał się teraz mniej wychudzony. Zazwyczaj pobyt w Hogwarcie sprawiał, że jego policzki znów były pełniejsze oraz zarumienione, a żebra nie wystawały w ten przerażający sposób. Mogła by również przysiąc, że znów trochę urósł. Przesunęła wzrokiem po jego ostro zarysowanych rysach twarzy, które  wciąż jednak miały w sobie coś łagodnego. Tak jakby połączony został arystokratyczny podbródek Jamesa Pottera oraz miękkie policzki Lily Evans. Różowe usta Harry’ego były pełne oraz ładnie wykrojone, a gdy się uśmiechał pojawiały się urocze dołeczki. Tym razem jednak zaciskał na dolnej wardze białe zęby, przygryzając ją niepewnie.

- Nie – odpowiedziała spokojnie, spoglądając w końcu w intensywnie zielone tęczówki. Widziała w nich gamę uczuć, które migotały, ale tylko dla niej. Harry był mistrzem w ukrywaniu wielu emocji, co nauczyło go trudne dzieciństwo z wujostwem. Rzadko kiedy pozawalał sobie na okazanie słabości, ale kiedy byli sami pozwalał dziewczynie ujrzeć to co go trapiło. Był jak otwarta księga, a Hermiona przecież je uwielbiała.

- Widziałem jak popatrzyłaś na mnie po treningu – westchnął, pocierając ręką kark co było oznaką jego zdenerwowania, przez chwilę zastanawiała się czy James Potter również miał ten tik – Nie jestem pewien czy to był strach, czy obrzydzenie. Żadna z tych opcji mi nie przypadła do gustu, ale.. cóż. Nie rozmawiałaś ze mną.

- Harry, trening był przed wczoraj, a ja mam mnóstwo nauki – Hermiona zmrużyła powieki, odchylając na fotelu do tyłu – Ty też powinieneś skupić się na zadaniach. Skończyłeś esej na Zaklęcia? Zacząłeś się uczyć do Transmutacji? A Eliksiry? Przeczytałeś zadane dwa rozdziały?

- Czemu ze mną nie rozmawiałaś? – zignorował ją, kołysząc trzymaną szklanką tak by alkohol z niego nie wyleciał – Nauka nigdy nie przeszkadzała Ci w rozmowach ze mną. A ostatnio ze mną nie spędzasz czasu.

- Wiesz przecież, że pomagam Ginny i Ronowi. To naprawdę nie jest proste, kiedy on nawet nic nie mówi! Patrzy tylko na mnie.. i nic nie mówi – jęknęła Prefekt Naczelna, postukując paznokciami w arkusze notatek – Jest również Marcus. Z Teodorem ćwiczymy też kontrolować magię, a .. wieczory spędzam z Draco. Masz rację, Harry, przepraszam. Mam tyle na głowie, że .. przepraszam.

- Z Draco – powtórzył cicho, przechylając na bok głowę – Co się stanie, gdy Voldemort się o tym dowie?

- Naprawdę nie mam ochoty sobie wyobrażać takiego scenariusza – mruknęła gryfonka, wzdrygając się – Kiedy widzę jego znak.. i wiem, że w każdej chwili on może go wezwać..

- A co jeśli Voldemort dowiedziałby się, że inny ślizgon zadaje się z.. kimś z nas? – zapytał Potter, wzruszając ramionami pod jej spojrzeniem – Czysto hipotetycznie, rzecz jasna. Jeśli Seamus zaczął by się spotykać z .. Hestią Carrow?

- Seamusowi podoba się Carrow? Żartujesz sobie? – brązowooka prychnęła, przewracając oczami, gdy się skrzywił – Myślę, że nie tylko Hestia byłaby narażona, ale i jej rodzina.

- Jak na przykład siostra bądź brat – zauważył nerwowo, upijając kolejny łyk alkoholu. Oblizał błyszczące wargi, spoglądając na nią ukradkiem.

- Zawsze Zakon mógłby im pomóc – zasugerowała, wychylając się i chwytając w dłoń gorący kubek z ciepłym mlekiem pomieszanym z miodem. Westchnęła, gdy po przełknięciu na języku została jej słodycz po naparze.

- Powiedzmy, że pomógł. Myślisz, że wtedy Hestia.. pomyślałaby inaczej o Seamusie? – chłopak odstawił pustą już szklankę na stolik, siadając sztywno na fotelu – A może wpajane jej zasady byłby silniejsze? Może ona.. się nim bawi?

- Seamus zrobiłby dla niej dużo, a ona gdyby się nim bawiła, to zakończyłaby ich relację nim wypłynęło by to na światło dzienne, a jej rodzinie zagroziłoby niebezpieczeństwo – zawyrokowała, zaplatając na palec jeden z loków – Myślę, że w takim wypadku, gdy ich.. związek trwa, a ona nie protestuje przed opieką Zakonu nad rodziną.. że jej zależy na Seamusie.

- Zależy, zależy czy zwykłe zależy? – chrząknął, marszcząc czoło – Może to jej sposób na zdobycie ochrony dla tych, których kocha?

- Byłaby wtedy głupia. Wykorzystałaby uczucia zakochanego w niej chłopaka by chronić rodzinę, chociaż gdyby nie ta relacja, to byliby bezpieczni? To nie ma sensu – parsknęła, z ciekawością obserwując strapione oczy przyjaciela – Czy Hestia jest głupia?

- Nie, jest po prostu zagubiona – przyznaje cicho Harry, uśmiechając smutno sam do siebie – Okazuje się zupełnie inną osobą niż myślał. Okazuje się delikatna oraz krucha, mimo że w środku bywa równie twarda co skała.

- W takim razie jej zależy na chłopaku równie bardzo, co mu na niej – stwierdza spokojnie Hermiona, trącając stopą kostkę zielonookiego – Kim ona jest?

- Kim kto jest? – mruczy czarodziej, a widząc nieustępliwy wzrok przyjaciółki, odwraca spojrzenie – Czy to ważne?

- Tak – odpowiada od razu nastolatka, pochylając się do przodu – Wszystko co cię dotyczy jest dla mnie ważne. Muszę wiedzieć czy jest wystarczająco dobra dla ciebie.

- Możesz być zła – chrząka, przełykając głośno ślinę – Naprawdę, H., nie wiem jak to się stało. Nie chciałem, ale.. to było silniejsze, a ja nie miałem dość odwagi by to zakończyć. Miała to być jedynie odskocznia, zabawa, ale..

- Nie będę zła – obiecała mu Hermiona, podnosząc się z sofy i przybliżając do chłopaka. Usiadła mu na kolanach, łapiąc za brodę by nakierować jego twarz w swoją stronę – Nawet jeśli mi powiesz, że kochasz do upadłego Goyle’a, postaram się to zrozumieć.

- Ugh, Crabbe jest bardziej w moim guście – parsknął gryfon, obejmując ją ostrożnie i gładząc dłonią po plecach – Co jeśli jej nie zależy?

- Musi być wtedy tępa – uczennica uśmiecha się, pstrykając zielonookiego w nos – Zdradź mi, Harry, kto skradł ci serce.

- Nie wierzę, że o tym rozmawiamy – mamrocze pod nosem Wybraniec, napinając wszystkie mięśnie – Chyba, wciąż nie jestem pewien, ale chyba.. zależy mi na Astorii.

- Astorii – dziewczyna wypuściła oddech, nie wiedząc nawet, że go wstrzymywała, a po chwili zachichotała – Oczywiście, że to ona! Jak mogłam być tak ślepa? Wszystko na to wskazywało!

- Słucham? – Potter zmarszczył brwi, obserwują rozbawione oczy kujonki, która go przytuliła.

- Wiedziałem, że ktoś zawrócił ci w głowie, ale nie mogłam zauważyć kto – wyjaśnia dziewczyna, kręcąc z niedowierzeniem burzą loków – Odpowiedź miałam pod samym nosem!

- Nie jesteś zła? – upewnił się, ale gdy szczupłe ramiona oplotły jego szyję, już znał odpowiedź. Chłopak zanurzył nos w gęstej grzywie ukochanej przyjaciółki, czując jak ulga powoli ogarnia jego ciało. Nawet nie wiedział, że aż tak się stresował tą rozmową, że te sekrety aż tak go dusiły.

- Cieszę się bardziej niż powinnam – zaśmiała się gryfonka, czochrając włosy Harry’ego. Hermiona musnęła chłodnym nosem szyję szatyna, sprawiając że młody mężczyzna przytulił ją jeszcze mocniej. Przez parę minut pozwolili sobie na chwilę słabości, tonąc w swoim uścisku. Harry rozluźnił się, wygodniej sadowiąc na fotelu, ale zaciskając mocniej palce na biodrze dziewczyny, gdy ta chciała z niego zejść. Przyciągnął ją z powrotem do siebie, opierając brodę na ramieniu brunetki. Uśmiechnął się, kiedy oparła się o niego, pozwalając przeciągnąć ten moment.

- Ciekawe czy twoje dzieci też będą mieć taką szopę na głowie – szepnął Harry, pociągając z czułością za jeden z pukli – Czy może jednak geny Malfoya przezwyciężą te sprężynki.

- Słucham? – Hermiona wydała z siebie coś pomiędzy okrzykiem oburzenia, a piskiem, gdy dotarły do niej jego słowa – Harry!

- Wiesz, że nie mam nic przeciwko niemu, prawda? – mruknął, przesuwając ręką po jej ramionach i zaplatając ich palce – Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś to powiem, ale.. gdy chce potrafi się zachować. I myślę, że naprawdę mu na tobie zależy.

- Zastanawiałeś się kiedyś co by było, gdybyście porozmawiali dłużej na Pokątnej? Może byś zdążył go polubić na tyle, że wizja Slytherinu by ci nie przeszkadzała – dziewczyna zacisnęła mocniej palce na jego dłoni, muskając opuszkami w łagodnej pieszczocie – Może zostalibyście przyjaciółmi.

- Nie żałuję, że jestem w Gryffindorze, Miona – zaprotestował ze śmiechem, muskając wargami jej policzek – Gdyby nie to, to zapewne nie zyskałbym tak cudownej przyjaciółki.. siostry. Wiesz, że cię kocham?

- Bardzo, bardzo – wyszeptała, siadając tak by widzieć jego wyraz twarzy. Uśmiechnęła się blado, widząc zamglone spojrzenie, którym ją mierzył – Kocham cię, Harry.

- Kocham cię, Hermiono – powtórzył, gładząc kciukiem mokre policzki kujonki – Kocham na tyle by wierzyć, że czeka nas wspaniała przyszłość. Gdy już.. zabiję Voldemorta, gdy skończy się to wszystko.. myślisz, że nic się nie zmieni? Znaczy.. zabiję go. I możliwe, że nie tylko Voldemorta..

- Wszystko się zmieni, bo my sami staniemy się innymi osobami – wyjaśniła mu spokojnie, przełykając szloch – Ale wciąż będę cię kochać. Splamiony krwią bądź nie, będziesz moim Harrym. Ja też nie będą sobą po wojnie, ja też.. będę walczyć.

- Nie chcę byś się zmieniała – mruknął, marszcząc gniewnie brwi – Do cholery! Jestem Wybrańcem! Jeśli będę chciał, to zostaniesz ukryta! Hermiono, nie będziesz musiała walczyć! Zapewnię ci ochronę, ukryję cię i ..

- Ja chcę, Harry, ja chcę być przy tobie – przerwała mu, zatykając jego usta dłonią – Wiem, że jeśli byś chciał, to wywlekli by mnie siłą i zamknęli. Jednak.. Harry, proszę, zrozum, że chcę walczyć. Chcę być wśród innych, walczyć o innych..

- Nie, to nie musi tak wyglądać – zaprotestował słabym głosem, nie ukrywając już spływających po jego bladych policzkach łez – Nie musisz skazywać się na męki, na tortury. Będziesz bezpieczna, będziesz ukryta i..

- Chcę walczyć o ciebie – szepnęła, przyciskając jego czoło do swojego – Chcę tego, Harry. A jeśli kochasz mnie równie bardzo co ja ciebie, to zrozumiesz. Ty też chcesz walczyć o mnie, prawda?

- Walczę dla ciebie, Hermiono, walczę tylko z myślą byś była bezpieczna – chrząknął, chwytając ją mocniej – Oczywiście dla innych też, ale nie miałbym tyle siły oraz.. odwagi, gdyby nie wizja ciebie szczęśliwej oraz radosnej za parę lat.

- Pozwól więc bym ja walczyła dla ciebie – wyszeptała gorączkowo, kładąc dłonie na jego drżącej brodzie i zaciskając by skupił na niej zielone spojrzenie – Pozwól bym zawalczyła o ciebie, Harry. O wujka moich dzieci. O ojca chrzestnego mojego syna bądź córki.

- W porządku, w porządku – powtórzył, chowając twarz w zgłębieniu jej szyi. Hermiona oplotła go mocniej ramionami, przyciskając się do znajomego szczupłego acz silnego ciała przyjaciela. Wsunęła palce w czarne kosmyki, przeczesując je łagodnie. Zawsze ten gest go uspakajał, jak i jej ciche nucenie. Zaczęła cicho śpiewać kołysankę, pozwalając chłopcu się wypłakać. Oto Wybraniec, Ostatnia Nadzieja, najsławniejszy czarodziej świata magicznego szlocha w jej objęciach. Czemu inni nie widzą, że jest wciąż małym chłopcem? Czemu wywierają na nim presję? Przecież to wciąż dziecko, to wciąż zagubiony dzieciak, który wpatrywał się w nią nieufnie.

- Kiedyś to się skończy, Harry, obiecuję – przyrzekła ciemnowłosemu, muskając suchymi wargami czubek jego głowy – Kiedyś to będzie jedynie koszmar nocny.

- Nie mogę się doczekać tego kiedyś – wychrypiał po paru minutach, wzdychając ze zmęczeniem – Naprawdę zostanę ojcem chrzestnym twoich dzieci?

- Zadajesz głupie pytania, głuptasie, oczywiście, że tak – zaśmiała się, odchylając do tyłu by móc spojrzeć w przekrwione oczy, które błysnęły radością – Będziesz najwspanialszym ojcem chrzestnym mojego pierworodnego.

- Cóż, teraz po prostu musimy zrobić wszystko by wygrać i byś mogła wypełnić obietnicę – zachichotał, muskając palcami jej brzuch – Będziemy kiedyś szczęśliwi, prawda?

- Będziemy – złożyła kolejne przyrzeczenie, biorąc głęboki wdech – Będziemy bardzo szczęśliwi.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Hermiona uwielbiała zagadki, miała na ich punkcie obsesje. Już jako mała dziewczynka bawiła się z tatą w Sherlocka Holmesa oraz Dr Watsona. Potrafiła łączyć przeróżne kawałki układanki w całość, tak by dostać odpowiedź na zadawane pytanie. Wiedziała też, że dla Teodora to ludzie byli chodzącymi znakami zapytania. Czasem siadali obok siebie na korytarzu i obserwowali przechodzących uczniów. Na przemian zauważali drobnostki oraz opracowywali do nich prawdopodobne teorie, a kto był lepszy ten miał prawo jako pierwszy iść się umyć do Łazienki Prefektów. Dlatego teraz była pewna, że Teodor rozgryzł ich cel przed nią. Zauważała jego pełne skupienia oczy wbijające się w chłopaka, jego zamyślenie, gdy odrzucał nowe propozycje podsuwane przez jego umysł. Aż w końcu błysk zrozumienia oraz żal, że kolejna osoba okazała się dość prostym obiektem.

- Ostatnio rozmawiałam z Harrym – powiedziała nagle, podciągając kolana pod brodę. Przysiadła na parapecie w zapełnionym korytarzu, otulając lepiej ciepłym swetrem.

- Wiem, po dwóch godzinach z nim wyglądałaś potwornie – przypomniał jej, że gdy wrócił zastał ją samą na sofie z mokrymi policzkami oraz chmarą chusteczek rozrzuconych po salonie – Gdyby nie moja szybka reakcja wciąż przypominałabyś jakiegoś potworka.

- To nie ty, a lody – prychnęła, uśmiechając jednak. Teodor się o nią troszczył, uwielbiał się z nią wykłócać, a tym bardziej dyskutować, jednak gdy zastawał ją zapłakaną stawał się zagubiony. Jednak po miesiącach wspólnego mieszkania nauczył się, że pucharek lodów z bitą śmietaną oraz syropem malinowym potrafi zdziałać cuda. I uspokoić rozpłakaną nastolatkę.

- Jednak ja znam twoje ulubione smaki – przewrócił oczami, opierając się bokiem o ścianę i w końcu kierując na nią ciemne oczy – Rozumiem, że chcesz mi powiedzieć o czym?

- O wojnie – te słowa wydawały się dziwne na korytarzu, gdzie rozbrzmiewają śmiechy dzieci. Przyjrzała się mijanym uczniom, którzy uśmiechali się, chichotali albo gawędzili beztrosko. Przestali już zatrzymywać na nich wzrok, gdyż przywykli, że znana przyjaciółka Pottera przyjaźni się z tym niebezpiecznym ślizgonem.

- Och tak – westchnął cicho, odchylając głowę na bok w zamyśleniu. Teodora wzrok przesunął się po rozbieganym tłumie, gdy czekał aż rozwinie wątek. Gryfonka przyjrzała mu się z ciepłem, wiedząc, że jego rysy są wyryte już w jej pamięci. To jak wysuwa szczękę, gdy jest zły, to jak marszczy brwi, gdy stara się ją zrozumieć. Jak z ironią unosi brew, kpiąc z niej. Albo jak kąciki jego ust drżą, kiedy powstrzymuje śmiech. Doskonale wiedziała jak mleczna jest jego cera, jak czarne oraz miękkie są jego włosy. Umiała odtworzyć z pamięci wygląd jego giętkiego ciała, to jak zawsze się rozciąga na łóżku niczym kot. Wiedziała, że postukiwanie palcami o kolana to oznaka jego zdenerwowania oraz zniecierpliwienia, że drga mu policzek, gdy po raz trzeci nie podoba mu się wstęp jego eseju. Zdawała sobie sprawę, że nienawidził pozaginanych stron w książkach, a poplamione kartki wprawiały go w irytację. Najchętniej zaszywał się w ich salonie albo jej pokoju, gdzie w samych skarpetkach biegał po dywanie. Kiedy coś przeskrobał zerkał nerwowo w prawo nim coś mówił, ale przy innych nie miał problemu z kłamstwami. Domyślała się, że mimo tak rozległej wiedzy na jego temat wciąż miała mnóstwo rzeczy do odkrycia. Czasem dowiadywali się o sobie czegoś przypadkiem, a innym razem dzięki więzi.

- Umówiłeś się z Harrym, Teodorze? – zapytała w końcu, sprawiając, że jego źrenice rozszerzyły się z zaskoczenia.

- Co masz na myśli? – spytał zdumiony, a ona widziała jak odrzuca różne teorie.

- Czy rozmawiałeś z Harrym o wojnie i.. ochronie dla mnie? – spytała, zaciskając mocniej palce na rękawie swetra – Nie knuliście żadnych spisków, w których miałam zostać zamknięta Merlin wie gdzie i czekać na koniec wojny?

- Nie – odpowiedział szczerze, unosząc lewą brew – Chociaż przyznam, że ten plan mi pasuje. Domyślam się jednak, że w pierwowzorze nie powinnaś o nim wiedzieć?

- Obiecaj mi, że nie wymyślisz nic głupiego z Harrym bądź Draco? Lub Blaisem – poprosiła, wyciągając rękę. Ślizgon przyglądał się jej z namysłem, podając swoją dłoń i pozwalając przyciągnąć bliżej. Pogładził opuszkami palców zarumieniony policzek przyjaciółki, uśmiechając krzywo, gdy objęła go w pasie. Stanął między jej nogami, przysuwając bliżej oraz wzdychając, gdy oplotła go mocniej ramionami w talii. Oparła brodę na jego torsie, spoglądając mu w oczy.

- Nic nie mógłbym zrobić, jeśli uparłabyś się na swoje – zauważył, delikatnym gestem odgarniając jej loki z twarzy i wsuwając za ucho – Wiem, że chcesz walczyć. I wiem, że sobie poradzisz, skarbie.

- Czyli obiecujesz? – naciskała, mrużąc powieki – Pozwolisz mi walczyć?

- Gdybym mógł, to bym zabronił, ale wiem, że mnie nie posłuchasz w tej kwestii – wyznał, unosząc lekko kąciki ust ku górze – Po co marnować czas na planowanie jak cię tu przytrzymać pod kluczem skoro dość szybko znajdziesz sposób na ucieczkę? Lepiej cię przygotować jeszcze bardziej do walki.

- Dziękuję – szepnęła, rozluźniając, gdy przewrócił oczami.

- Gdyby nie więź.. nie rozumiałbym tego – przyznał, marszcząc nos – Nie dziw się więc pozostałym, że szukają idiotycznych rozwiązań jakby tu cię ukryć. Gdyby nie więź.. robiłbym to samo.

- W jedności siła – zauważyła, śmiejąc z jego kpiącego wzroku – Wolę zginąć na bitwie wśród przyjaciół niż samotnie w świecie bez nich.

- Nie wygaduj głupstw, nie umrzesz – prychnął, cmokając z dezaprobatą – Będziesz walczyć obok mnie, a prędzej pozwolę się zeswatać z Jęczącą Martą niż patrzeć jak umierasz przy mnie.

- Myślę, że Marta gustuje w ciemnowłosych – zażartowała, uderzając piętami w jego łydki, gdy chciał się odsunąć od niej – Coś się stało? Myślałam, że etap ukrywania się mamy już za sobą?

- Owszem, każdy wie, że mam fioła na twoim punkcie – mruknął, muskając wargami jej czoło – Ale tamten naprzeciwko ma coś chyba przeciwko naszemu jawnemu okazywaniu uczuć.

Hermiona wychyliła się zza przyjaciela, od razu czerwieniejąc. Puściła ślizgona, który zaczął się głośno śmiać i chichocząc oparł się z powrotem o ścianę obok. Gryfonka westchnęła, dostrzegając grymas niezadowolenia na twarzy Dracona. Malfoy stał niedaleko w otoczeniu grupki ślizgonów, a jego srebrne spojrzenie niemalże promieniało złością. Dziewczyna od razu zauważyła, że wyglądał dziś wyjątkowo przystojnie. Znaczy, zawsze, prezentował się ładnie, ale dziś przykuwał jeszcze bardziej uwagę. Jasne blond włosy nie ułożył w codzienną fryzurę, postanawiając pozwolić im niesfornie opadać na oczy. Spod narzuconej szaty szkolnej wystawały ciemne spodnie oraz zwykła szara bluzka z długimi rękawami, która podkreślały srebro jego tęczówek. Przesunęła z powrotem wzrok na jego twarz, łapiąc zirytowane spojrzenie. Jednak nim zdążyła odetchnąć chłód oraz złość wyparowały, a zastąpiła je zwykła obojętność.

- Nie lubię tej pustki – szepnęła do siebie, przełykając posmak żółci. Oczywiście, rozumiała tą wystudiowaną maskę niesmaku, ale za każdym razem to ją odrzucało. W takich chwilach zastanawiała się czy ten Draco z ciepłym uśmiechem oraz pożądliwym spojrzeniem istniał naprawdę czy jedynie w jej snach. Zadziwiało ją, że za parę godzin te chłodne palce będą gładzić jej plecy, a różowe wargi, wygięte teraz w ironicznym grymasie, będą miażdżyć jej usta.

- Wierz mi, on nie cierpi tego, że ja mogę z tobą teraz rozmawiać – Teo zachichotał, pochylając i całując ją głośno w policzek, szepcząc prosto do ucha – A tym bardziej nienawidzi, że ja mogę cię dotykać.

- Jesteś złośliwy? – parsknęła, zerkając znów na ukochanego. Nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok jego zaciśniętych pięści oraz gniewnie skrzywionym ustom. Ile by dała by móc teraz go pocałować! Właśnie tego złego oraz zirytowanego ślizgona! Posłała jeszcze jeden uśmiech blondynowi, przyglądając jego towarzyszom. Przy jego boku stała wyprostowana Pansy z nudą machając różdżką. Dziewczyna również była znakomitą aktorką, a gryfonka lubiła ją obserwować. Twarz Parkinson była teraz maską nonszalancji oraz wyższości, a brązowe oczy skanowały ze znużeniem otoczenie. Splotła czarne włosy w warkocza, przerzucając go przez ramię. Czerwone wargi wykrzywiały się pogardliwie, gdy pierwszoroczne puchonki potknęły się na pobliskich schodach. Pans powiedziała jakiś komentarz wzbudzając u grupki ślizgonów śmiech. Przy arystokratce na piętach bujał się nieznany jej śligon, równie intrygujący co chłopcy z Domu Węża. Brązowe pukle ułożył w niefrasobliwą fryzurę, a jego błękitne oczy jaśniały pogodnie. Wyglądał niemalże przyjaźnie, a jedynie odraza we wzroku przypomniała jej, że musi należeć do czystokrwistego rodu. Z drugiej strony stały bliźniaczki Carrow, starając się wpasować w zamknięte grono Kasty. Jednakże tak jak Pansy zaszczycała rozmową tego ucznia, tak Draco ignorował wpatrzone w niego siostry.

- Kim jest ten chłopak? – spytała ciemnookiego Węża, który szukał czegoś w swojej torbie. Teo zerknął przez ramię, sprawdzając kogo ma na myśli.

- Graham Pritchard, piąty rok – szatyn westchnął z irytacją, wsadzając z powrotem książki – Kuźwa, zapomniałem cholernego eseju.

- Zdążysz wrócić jeszcze na Transmutacje – zapewniła go, z pamięci przywołując jego plan lekcji – Ale lepiej już idź. Inaczej się możesz spóźnić.

- Do zobaczenia później, skarbie – Teodor ostatni raz się do niej przysunął, przyciskając swoje ciepłe wargi do jej czoła i uśmiechając złośliwie. Hermiona zauważyła, że oczy Draco niemalże zabiją Notta, gdy ten śmiejąc się cicho odchodzi. Ukryła swoje rozbawienie, pozwalając włosom opaść na ramiona. Wzięła głęboki wdech, zastanawiając czy da radę znieść obojętność na bladej twarzy ukochanego. Jednak nie mogła się oprzeć pokusie by na niego nie zerknąć. Blondyn wydawał się wciąż trochę zły, ale jego uwaga skupiła się na Pansy. Kujonka przyjrzała się ślizgonce, która właśnie dołączyła do grupki. Naprawdę nie znosiła Tracey, ale dziś czuła niemalże palącą nienawiść. Davis rozpięła szatę szkolną by zaprezentować nieregulaminową spódniczkę, ledwo kończącą się w połowie uda. Do tego założyła obcisły top, a jej piersi wydawały się większe niż spod szaty. Miała mocny makijaż, który tak naprawdę psuł urok ślizgonki. Za mocno się malowała zdaniem Hermiony, ale tak naprawdę ona się na tym nie znała. Nie używała tych wszystkich kosmetyków co inne, a tym bardziej nie przykładała takiej wagi do ubrań. Teraz miała na sobie zwykły, wymięty sweter, który za bardzo przypominał jej o babci by miała go wyrzucić. Założyła dziś jedynie trochę bardziej dopasowane spodnie niż zwykle, ale i tak zasłaniała to wszystko szata.

- Wszystko w porządku?

- Czemu mnie ostatnio wszyscy o to pytają? – parsknęła, uśmiechając się blado by złagodzić ostrość swojego tonu. Zauważyła, że Draco zaczął rozmawiać z Tracey, która przymilnie się do niego przybliżyła. Odwróciła szybko wzrok, czując nie miły ucisk w brzuchu. Zeskoczyła z parapetu, ignorując kolejny kaprys zerknięcia na Malfoya.

- Bo wszyscy się o ciebie troszczą – stwierdził Blaise, łapiąc jej torbę i przerzucając sobie przez ramię – Macie teraz Zaklęcia, prawda?

- Jestem dużą dziewczynką, nie trzeba aż tak chuchać by nie stała mi się krzywda – burknęła, czując w środku ciepło, że pamięta rozkład jej zajęć – Ty natomiast ostatnio promieniejesz.

- Wiem, że jesteś dzielna, Miona, ale za bardzo cię kochamy by pozwolić sobie na niezamartwianie się o ciebie – wyjaśnił mulat, kiwając głową do grupki ślizgonów, gdy ich mijali – Przepraszam jeszcze raz, że zapomniałem dziś o kawie.

- Blaise, spotykam się z tobą rano w bibliotece by spędzić z tobą czas, a nie po kubek kawy – zaśmiała się, gdy trzeci raz dziś wrócił do tematu swojego gapiostwa – Wydawałeś się rano taki rozpromieniony. Ale teraz niemalże błyszczysz od radości.

- To przez Aryę – mruknął, pokazując jej szereg białych ząbków – Dawno nie czułem się taki.. wolny, wiesz? Sprawia, że wojna wydaje się jedynie chwilowym złym etapem. Czymś co minie i będziemy mogli cieszyć się życiem.

- Bo to prawda, Blaise, to niedługo się skończy – zapewniła go łagodnie, pozwalając by jego palce splotły się z jej. Mulat westchnął, obejmując ją ramieniem i ignorując spojrzenia innych.

- Czy jutro też się widzimy? – zapytał, gdy stanęli pod jej klasą, a on zsunął z ramienia torbę gryfonki – Czy może Draco u ciebie nocuje?

- Jeśli przyjdzie, to wyślę sowę – obiecała przyjacielowi, odbierając swoją własność oraz uśmiechając krzywo – Pięć minut rozmowy z tobą, a czuję się tysiąc razy lepiej.

- Pomyśl co by się stało, gdybyś spędziła ze mną całą noc – prychnął, gdy przewróciła oczami robiąc zniesmaczoną minę – Nie krzyw się tak, słoneczko, bo pojawią się zmarszczki.

- Dobra, odwołuję wcześniejsze słowa – krzyknęła ze śmiechem, unosząc dłonie – Pięć minut z tobą i mam dość!

- To dlatego, że walczysz z pokusą pocałowania mnie – zażartował, łapiąc ją za łokcie i przyciągając do siebie – Lubię, gdy się śmiejesz, H.

- Ja lubię śmiać się z tobą, Blaise – wyszeptała, stając na palcach i cmokając go w policzek – A teraz leć na Transmutację by nie zdobyć szlabanu.

- Oczywiście, proszę pani – zasalutował, robiąc parę kroków do tyłu oraz puszczając jej oczko – Moja propozycja nocowania jest wciąż aktualna, słoneczko.

- Zabini – jęknęła, gdy głowy pobliskich osób uniosły się na ten ostatni okrzyk chłopaka. Prefekt Naczelna zmarszczyła czoło, czując jednak, że uśmiech wkrada się na jej twarz. Ile by dała by to Draco tak krzyczał do niej na korytarzu?

- Mogłabyś zerknąć na moje wypracowanie? – Neville zarumienił się, przygryzając wargę – Chodzi mi o końcówkę, bo..

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Stała czujność.

Chłopak uśmiechnął się lekko, zerkając na stojącą obok dziewczynę. Obserwował z ciekawością jak z gracją przechodzi na środek pomieszczenia. Rozejrzała się, a z jej lekko rozchylonych ust uciekło ciche westchnienie. Przesunął spojrzeniem po pokoju, zastanawiając się ile pokoleń czarodziei musiało zapracować na to bogactwo. Jego uwagę szczególnie przykuł stary, pięknie rzeźbiony kredens, na którym stały ramki ze zdjęciami. Na większości nich pojawiały się poważne twarze dwóch dziewcząt.  

- Napatrzyłeś się już? – jego towarzyszka cmoknęła ze znudzeniem, odgarniając zbłąkany kosmyk z twarzy.

- Zawsze jesteś tak niecierpliwa? – mruknął rozbawiony, odwracając i powoli przemierzając kolejny pokój. To było nierealistyczne dla niego, że niektórzy mieszkają w takich luksusach, obnoszą się z tym tak otwarcie. Jednakże nigdy nie zamieniłby swojego rodzinnego domu na te wille, które wydawały mu się pełne przepychu, a jednocześnie zimne.

- Mam pracę, ciekawszą niż to – przewróciła oczami, gdy stanął przed rzeźbą przedstawiającą smoka – To obsesja, prawda?

- Zapewne nawet nie znają nazwy gatunku – parsknął, muskając ostrożnie opuszkami palców grzbietu stworzenia – Pamiętasz jak na piątym roku Filch się wkurwiał, gdy po korytarzu biegały małe papierowe smoczki?

- Trudno zapomnieć tym bardziej, że to ja zostałam oskarżona jako pierwsza – zachichotała, opierając brodę na jego ramieniu i marszcząc zabawnie nos – Ja, która zawsze świeciłam przykładem dla innych. A wy, starsi i poważniejsi, robiliście miny niewiniątek.

- Gdybyśmy wtedy się zaprzyjaźnili Hogwart nie postałby długo – stwierdził, zerkając na swoją partnerkę, która jedynie się uśmiechnęła – Dobrze, że pod koniec mojego pobytu wpadłaś na mnie.

- To ty wpadłeś na mnie, kretynie – zaprzeczyła, a niebieskie włosy zmieniły się na powrót we wrzaskliwy róż – Pamiętam to bardzo dobrze.

- Doprawdy? Mi się wydaje, że biegłaś jak szalona po korytarzu potrącając niewinne osoby – chłopak z trudem uniknął wymierzonego kuksańca, gdy młoda kobieta straciła inne argumenty na swoją obronę. Wciąż śmiejąc się cicho pod nosem, zaczął wchodzić na drugie piętro. Uciekł spojrzeniem od obrazów przedstawiających tortury na mugolach, zastanawiając się kto normalny wiesza takie paskudztwa na ścianach. Tak jak wspominał Moody dom był opustoszały, a skrzaty zostały uśpione przez ich kontakt w środku. Usłyszał jak była uczennica Hogwartu rozpoczyna z kimś rozmawiać, prosząc zapewne dopiero przybyłego Gabe’a o pozostanie na dole. Obserwowali dom już od czterech godzin, czekając aż z domu wyjdą właściciele. Zdążyli omówić już plan z milion razy, ale jak na pilną uczennicę Alastora przystało dziewczyna musiała wymienić raport z Gabrielem.

Kolejny korytarz okazał się równie pełen obrazów oraz innych dzieł sztuki. Niektóre doprawdy okazywały się interesujące, ale większość wywoływała ciarki. W końcu dotarł pod wskazane drzwi, które niczym się nie różniły od pozostałych. Nacisnął lekko klamkę, wsuwając po cichu do środka. Pokój okazał się ładny, czysty oraz nienaturalnie pusty. Nigdy by nie pomyślał, że ktoś tu na co dzień mieszka, gdyż ściany były puste, a wszystkie osobiste przedmioty.. cóż, nie było ich. Pudrowo różowe ściany kojarzyły się z księżniczką, tak samo jak duże łóżko oraz jasne meble. Na wygładzonej perfekcyjnie pościeli leżała wielka torba, w której ułożone były ubrania.

- Kim jesteś?

- Nie zabierzesz tych rzeczy – powiedział spokojnie, odwracając się od bagażu by spojrzeć na właścicielkę pokoju. Uniósł brwi zaskoczony, gdy zauważył, że stała w drzwiach łazienki obwinięta jedynie ręcznikiem. Odruchowo zanotował w głowie, że była olśniewająca. Długie, smukłe nogi oraz ładnie umięśnione uda, które od połowy zakrywał puchaty ręcznik. Miała dość ostro zarysowane obojczyki, a jasne kosmyki włosów przylepiły się do jej skroni. Reszta włosów spływała na plecy w delikatnych falach. Miała również przykuwającą wzrok twarz o owalnym kształcie. W przeciwieństwie do większości arystokratów miała miękkie rysy kości policzkowych oraz mniej wystający podbródek. Duże oczy wpatrywały się w niego z niechęcią oraz odrobiną strachu, ale dość szybko zmieniły się w chłodną obojętność. Naprawdę nienawidził tych pustych spojrzeń czystokrwistych czarodziei, którzy przypominali wtedy niemalże bezuczuciowe zombie.

- Zabiorę to co będę chciała – syknęła, a czerwone niczym wiśnie wargi wygięły się w niemiłym grymasie – Nie jestem jeszcze gotowa.

- To lepiej się pospiesz, bo nie mamy dużo czasu – zauważył, uśmiechając ironicznie – I nie, nie zabierzesz tego. Masz wyparować, maleńka, więc jeśli spakujesz coś co da wskazówkę innym, że uciekłaś, a nie.. zniknęłaś, to plan poszedł się pierdolić.

- W porządku – westchnęła, podchodząc do szafy i wyciągając komplet ubrań – Możesz się na mnie nie patrzeć? Jestem w samym ręczniku.

- Zapewne dlatego się gapię – przyznał, prychając, gdy oblała się rumieńcem – Pospiesz się po prostu.

Gdy blondynka zniknęła za drzwiami, machnięciem różdżki odłożył jej bagaż na miejsce. Planowali to od tygodni. Wszystkie jej rzeczy zostaną, ma zniknąć. Gazety mają się rozpisywać o zaginięciu jednej z najsławniejszych młodych czarownic, jej rodzina ma płakać, że ktoś ją porwał. Śmierciożercy będą wściekli, rodzina dziewczyna będzie się pieklić. Widział już wybuch paniki na świecie, gdy w końcu media ogłoszą, że znana córka polityka wyparowała. Nikt nie domyśli się, że owa córka sama poprosiła o pomoc. Nikt nie wpadnie na pomysł, że młodsza siostra czarownicy uknuła ten spisek z równie znaną młodą wiedźmą – Hermioną Granger.

- Jestem gotowa – jasnowłosa arystokratka założyła na siebie sukienkę, która wydawała się prosta. Szaroniebieski materiał sięgał niemalże do jej kolan, a dekolt był skromny. Na to założyła kardigan, naciągając nerwowo rękawy na dłonie. Przesunął po niej spojrzeniem śmiejąc w duchu jak niewinna i cnotliwa się teraz zdawała.

- Miałaś nic nie brać – skrzywił się, wskazując srebrny wisiorek. Dziewczyna zakryła go dłonią, jakby chroniąc.

- To jedyna pamiątka po mojej matce, nie mogę tego zostawić – szepnęła, zaciskając usta.

- W porządku – powtórzył jej wcześniejsze słowa, podchodząc bliżej. Zauważył jak źrenice jasnowłosej się rozszerzyły, gdy łagodnie rozwarł zaciśniętą pięść by przyjrzeć naszyjnikowi. Chwilę później guzik, który trzymał zmienił się w idealny duplikat. Zauważył jak błękitne tęczówki młodej kobiety rozbłysły, gdy musnęła kopię swojego skarbu opuszkami palców.

- Wygląda podobnie – przyznała, marszcząc czoło, gdy jej go podał.

- Nie zrobiłem go dla siebie, bo tak mi się twój spodobał – zaśmiał się, przewracając oczami – Odłóż go tam gdzie zwykle trzymasz ten prawdziwy.

- Zwykle mam go przy sobie – zignorowała jego westchnięcie, podchodząc do szkatułki z biżuterią na etażerce oraz uchylając wieko. Niemalże z czułością włożyła tam jego rekwizyt, zamykając dokładnie wieczko.

- Czasu nie mamy bym każdy twój pierścionek duplikował – zirytował się, rozglądając po pokoju z niechęcią – Jesteś już gotowa?

- Mogę zabrać jeszcze jedną rzecz? – poprosiła, mijając go w drzwiach i wchodząc do komnaty naprzeciwko. Z zaskoczeniem, poszedł za nią, opierając się o futrynę drzwi, gdy blondynka przeszukiwała sypialnię swojej siostry.

- Naprawdę? – nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy stanęła przed nim z pluszowym misiem w ramionach – Nie jesteś już za duża na przytulanki?

- Czasem bliskości nie potrafią nam zapewnić ludzie – mruknęła, spoglądając na niego z dziwnym żalem oraz gorzkim doświadczeniem – Czasem ludzie, których kochamy nie czują tego samego. Czasem pragniesz by ktoś cię przytulił, a zamiast tego leżysz samotnie na łóżku. W takich chwilach zabawka z dzieciństwa zmienia się w prawdziwą ostoję.

- Twój narzeczony musi być popieprzony skoro nie chciał cię przytulać – sarknął, mierząc ją znacząco wzrokiem, przez co znów się zarumieniła – Czy teraz jesteś gotowa, maleńka?

- Teraz już tak – przytaknęła wciąż z czerwonymi policzkami, a on ku własnemu przerażeniu stwierdził, że wygląda nawet uroczo. Ruszyli korytarzem w stronę schodów w milczeniu, bijąc się z własnymi myślami. Czuł na sobie jej spojrzenie, gdy podchodzili do schodów.

- Tatuś ci nie mówił, że nie ładnie się tak w kogoś wgapiać? – spytał w końcu, kiedy byli na pół piętrze. Momentalnie się wyprostowała, rzucając mu niemiły wzrok. 

- Masz jakiś problem? – warknęła, a błękitne tęczówki zamigotały gniewem, gdy się uśmiechnął. Parsknęła, obracając na pięcie i sztywniejąc. Chłopak nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy zorientował się co ją tak zszokowało. Na sofie leżała starsza kobieta, wyglądając na nieprzytomną. Ubrana była w tradycyjny strój służących wśród arystokracji. Nad kanapa pochylała się natomiast jego przyjaciółka, a na ich widok z uśmiechem podbiegła.

- Miło mi cię poznać! Mogę mówić do ciebie Daphiś? – różowowłosa wyszczerzyła się radośnie, nie martwiąc wcale brakiem reakcji blondynki.

- Kto to? – spytał, wskazując na niechcianą pokojówkę.

- Widocznie została pominięta w planie i gdy się pojawiła odurzyłam ją – aurorka wydawała się podchodzić do tegona całkowitym luzie, niewzruszona zupełnie dziwną sytuacją.

- Nimfadoro, jesteś jedyną znaną mi osobą, która z taką nonszalancką mówi o odurzaniu innych – zachichotał, gdy kosmyki zmieniły się gwałtownie na czerwony kolor – Możemy już iść?

- Nie mów tak do mnie, gburze, albo posmakujesz uroku z mej różdżki – syknęła, mrużąc powieki, a potem obejmując ramieniem cichą blondynkę – Chodźmy, Daph, ale proszę nie mów do mnie moim imieniem. Wolę być nazywana Tonks.

- Nimfadosia ma kompleksy – zacmokał, rzucając ostatni raz zaklęcia by się upewnić, że nie zostawili żadnych śladów. Widział jasną czuprynę Gabriela na dworze, gdy pełnił straż.

- Twój chłopak jest niegrzeczny – zauważyła Daphne, uśmiechając łagodnie do aurorki, która wybuchła głośnym śmiechem.

- Nie jest moim chłopakiem – wykrzyknęła, ocierając łzy – Kto by z nim wytrzymał? Charlie Weasley jest bardzo irytującym palantem.

- Ty natomiast jesteś ucieleśnieniem samych cnót – prychnął rudowłosy, kiwając głową do kolegi. Gabriel wyjął z kieszeni świstoklika, przypominającego widelec.

- Odwal się – warknęła Tonks, dotykając palcem sztućca – Nie pozostaje mi nic innego, Daphne, jak powitać w bazie Zakonu.

- Grimmauld Place 12 jest teraz twoim domem, maleńka – dorzucił Charlie, krzyżując rozbawione spojrzenie z błękitnym. Blondynka wzięła głęboki wdech, łapiąc widelec i przytakując cicho. Tak. Teraz ma być bezpieczna. Teraz będzie bezpieczna.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Nie lubię, gdy jesteś taki ponury – westchnęła dziewczyna, siadając na fotelu i odkładając na bok z cichym westchnieniem notatki. Brązowe pukle uciekły spod niechlujnego koka jakiego zrobiła, okalając teraz jej owalną buzię. Duże, niebieskie oczy wpatrywały się ze smutkiem w towarzysza, który patrzył się na swoje wypracowanie. Hermiona wzięła głęboki oddech, marszcząc z zamyśleniem brwi. Zerknęła na siedzącą obok Ginny, która z uporem zmagała się z esejem na Wróżbiarstwo. Kto by przypuszczał, że ta zwariowana wiedźma zada im kiedyś pisemną pracę domową?

- Proszę, uśmiechnij się – przesiadła się na sofę, wyciągając pomiętą kartkę z zesztywniałych palców. Odrzuciła ją za siebie, chwytając lodowate ręce chłopaka w swoje.

- Hermiono – Teodor uniósł głowę znad książki, obserwując ją z troską oraz współczuciem – Daj spokój.

- Mam już dość – warknęła, zamykając powieki – Mam dość, że mój wiecznie roześmiany przyjaciel nie potrafi się głośno śmiać! Mam dość, Teo! Chcę usłyszeć znów jego głos! Do jasnej cholery, chcę żeby coś powiedział!

- Nie zmusisz go do tego wrzaskami – zauważył cierpliwie ślizgon, unosząc brwi – Uspokój się, H.

- Przepraszam – mruknęła, siadając znów obok rudowłosego, który przeniósł na nią smutne spojrzenie błękitnych oczu. Dziewczyna uśmiechnęła się blado, łącząc ich dłonie w mocnym uścisku – Przepraszam, Ron. Tęsknię za tobą. Przepraszam..

- Chcesz może herbaty? – zaproponował jej ciemnooki wąż, wstając ze swojego stanowiska – Ginny?

- Nie, dziękuję – odmówiła Prefekt, opierając ze znużeniem głowę o poduszkę. Ruda poprosiła o zwyczajną czarną, ponownie chowając wśród ton papierów. Kujonka przymknęła powieki, słuchając powolnych oddechów przyjaciół. Słyszała też szmer, gdy pióro przesuwało się po papierze oraz cichą krzątaninę Notta w kuchni. Odetchnęła, rozluźniając z czasem. Naprawdę miała już problemy by wytrzymać z bratem Gin. Na początku chciała go nienawidzić tak bardzo.. jednak to nie on wyrządził jej krzywdę, a Voldemort. Nie mogła znienawidzić przyjaciela, który został tak wykorzystany oraz zniszczony.. bała się jednak, że nie zapanuje nad złością, gdy go ujrzy. Bała się, że w jej oczach pojawi się nienawiść oraz wściekłość, ale kiedy ujrzała rudego.. chciała go jedynie przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Rudy jednak nie odezwał się jeszcze, czasem jedynie uśmiechając. Najchętniej spędzał czas z Harrym, ale ostatnio równie często przychodził tu. Nie dostrzegła w jego wzroku złości bądź niesmaku, gdy Teodor przesiadywał z nimi w salonie. Zadbała by nie napotkał u nich w salonie innych ślizgonów, szczególnie Draco. Ale on milczał. A ona z dnia na dzień traciła nadzieję, że znów usłyszy ten jego ciepły głos.

- Nie chcę żebyś była smutna – Hermiona niemalże krzyknęła, gdy cichy szept rozbrzmiał w pokoju. Usiadła gwałtownie, dostrzegając kątem oka, że książka spadła z kolan Ginny.

- Ronaldzie, Merlnie, Ron – uśmiechnęła się szeroko, czując jak łzy pojawiają się w jej oczach. Z niepewnością wyciągnęła dłoń, dotykając ostrożnie ramię przyjaciela. Rudy wstrzymał oddech, obserwując ją równie nieśmiało.

- Przepraszam, Hermiono – z jego suchych warg znów wydobyły się kolejne słowa, a gryfonka nie wytrzymała i z głuchym jękiem objęła wychudzonego syna Molly. Po paru chwilach wahania ramiona piegowatego również ją przytuliły, a ona uczepiła się go jeszcze mocniej. Wzięła głęboki wdech, napawając radością, która ją ogarnęła.

- Tęskniłam – wyszeptała mu do ucha, odchylając trochę do tyłu. Niebieskie oczy Rona błysnęły troską, smutkiem oraz szczęściem, kiedy odgarnęła mu z czoła rude pukle. Wydawał się teraz taki kruchy, a jednocześnie bardziej przypominał dawnego Ronalda.

- Byłem okropny, byłem potworem – wymamrotał, marszcząc czoło – Tak mi przykro, ja..

- Wiem, ja też – przerwała mu, łapiąc za policzki i całując w czoło – Nigdy więcej tego nie rób, Ronaldzie, nigdy więcej nie milcz. To było okropne widzieć cię tu, a jednocześnie wiedzieć, że cię nie ma.

- Nie mogłem.. dopiero twoje łzy, twój głos.. przedarł się – wyjąkał, robiąc się od razu czerwony. Zerknął nad jej ramieniem na siostrę, która szlochała. Wyciągnął ramiona, w które rudowłosa dziewczynka wbiegła od razu. Hermiona wstała, przechodząc do kuchni by dać rodzeństwu chwilę dla siebie. Przytuliła natychmiast stojącego przy blacie Teodora, który przygotowywał herbatę. Ślizgon bez słowa, objął ją pozwalając by jej ostatnie łzy zamoczyły jego koszulkę.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Za każdym razem to wydaje się być jeszcze lepsze.

Dziewczyna oparła brodę na jego torsie, zerkając z rozbawieniem w zielone oczy. Harry uśmiechnął się, odgarniając brązowy pukiel z czoła kochanki. Wciąż z trudem łapał oddech, a widok opuchniętych warg Astorii przypomniał mu ostatnie parę minut. Czerwone usta ślizgonki były niesamowite, miękkie oraz ciepłe. Uwielbiał, gdy go całowała, gdy sunęła po jego ciele.

- O czym myślisz? – spytała, przebiegając palcami po jego brzuchu. Zielonooki przez chwilę starał się otrząsnąć, czując jej dłoń na swoim udzie. Salazarze! Przed chwilą skończyli uprawiać dziki i namiętny seks, a ona w minutę sprawiła, że miał ochotę na więcej.

- O twoich ustach – przyznał, szczerząc, gdy zaskoczona zamarła – Lubię o nich myśleć. I paru innych nieprzyzwoitych rzeczach. Jak na przykład co te usta potrafią.

- Po każdym seksie stajesz się coraz bardziej wygadany – stwierdziła, siadając i odgarniając włosy na plecy. Harry przesunął spojrzeniem po jej wystających obojczykach, pełnych piersiach, które wciąż miały ślady jego zębów oraz płaskiemu brzuchu, po którym lubiła jak ją gładził. Położył dłoń na kolanie kochanki, gładząc z czułością.

- Po każdym kontakcie z tobą staję się po prostu niegrzeczny – mruknął, uśmiechając, gdy nachyliła się ku niemu. Zielone tęczówki Astorii błysnęły figlarnie, gdy cmoknęła go w nos, a potem odskoczyła do tyłu. Przeszła po dywanie do barku, a on mógłby się założyć, że włożyła więcej wysiłku niż zwykle w bujaniu pupą. Zamrugał by odgonić wizję, w której jego palce się zaciskają na tych biodrach oraz przyciągają bliżej niego.

- Masz może ochotę na lampkę wina? – spytała, machając kieliszkiem. Zaprzeczył co ją zaskoczyło, gdyż po każdym stosunku zazwyczaj pili alkohol. Niepewnie popatrzyła na trzymaną butelkę, a potem na niego.

- Daphne jest już bezpieczna – odezwał się pięć minut później, gdy Astoria z powrotem wdrapała się na łóżko, trzymając ostrożnie szkło z czerwonym napojem. Ślizgonka podała mu by przytrzymał jej picie, łapiąc jego bluzkę z podłogi i zakładając na siebie.

- To dziwne, zdajesz sobie z tego sprawę? – westchnęła, opierając plecami o kolumienkę i kładąc stopy na jego udach – Dziesięć temu minut jęczałeś moje imię, a teraz mówisz o mojej siostrze.

- Myślałem, że chcesz wiedzieć – zauważył, opierając na łokciu by lepiej ją widzieć – Wierz mi, że w głowie mam wciąż ciebie leżącą pode mną oraz wijącą w ten cudowny sposób.

- Lubię, gdy taki jesteś – zaśmiała się, mocząc wargi w alkoholu – Taki.. rozluźniony, sprośny oraz zabawny.

- Zabrzmiało to prawie jak komplement, Greengrass, więc uważaj – zażartował, przewracając oczami na jej udawaną minę pełną przerażenia.

- Jak Hermiona zareagowała na historię Saimy? – spytała Astoria, obserwując jak klatka piersiowa gryfona zaczęła opadać w miarowym tempie.

- Tak jak ty. Była trochę zła, ale rozumiała prośbę mojego taty – westchnął, wyginając kąciki ust ku górze – To również nie jest normalne. Mówisz o mojej niemalże siostrze, swojej przyjaciółce, kiedy leżymy razem w łóżku.

- Zamknij się, Potter – parsknęła dziewczyna, szturchając go stopą. Przyglądali się sobie w milczeniu, nieśmiało uśmiechając. Rzadko się zdarzały takie momenty, gdy nie pożerali się wygłodniałymi spojrzeniami, a zamiast tego przypatrywali z czułością. Już dawno przeszli etap szybkiej ucieczki po stosunku, ciesząc również godzinami spędzonymi w łóżku na rozmowach. Harry pozwolił sobie na chwilę całkowitego rozluźnienia, słysząc spokojny oddech arystokratki. W takim momencie czuł się senny oraz bezpieczny, wiedział, że to jest ich bańka mydlana. Kiedyś w końcu pęknie, ale teraz mogli się cieszyć swoim własnym światem.

- Co zrobisz kiedy Hermiona i Malfoy po wojnie będą wciąż razem? – spytał, zakrywając oczy ramieniem. Rok temu wyśmiałby kogoś, kto powiedziałby, że będzie leżeć nago na wielkim łóżku i rozmawiać o życiu z Księżniczką Slytherinu.

- Mówisz, że po tym jak wezmą ślub? – wiedział, że się uśmiechnęła, nawet na nią nie patrząc – Nie wiem. Może też wtedy będę zakochana. A może będę skupiona na karierze?

- Zostaniesz najpiękniejszą modelką jaką świat widział – zgodził się, znając dobrze jej marzenie o połączeniu śpiewu z projektowaniem ubrań, modelingiem.

- Nie martw się, wezmę ciebie wtedy na zakupy i w końcu kupisz koszulę bardziej dopasowaną – zachichotała, muskając jednocześnie palcem jego szarą koszulkę. Widząc, że wciąż zasłania oczy, przyłożyła nos do ramienia, zaciągając się zapachem nastolatka. O Merlinie, to chore jak bardzo lubiła czuć jego woń.

- Dzięki, Toria, mogę w końcu odetchnąć – uśmiechnęła się, gdy użył jej zdrobnienia, a potem wyciągnął na oślep rękę. Splotła ich palce, pozwalając się przyciągnąć. Ułożyła się przy jego boku, kładąc znów głowę na jego klatce piersiowej.

- A ty? Zostaniesz znakomitym aurorem, złapiesz śmierciożerów.. będziesz do końca życia walczyć ze złem? – okryła ich lepiej narzutą, czując że chłopak ma zimne stopy – A może rzucisz to wszystko i postanowisz zawojować na boisku jako szukający?

- Łapanie czarnoksiężników brzmi świetnie – mruknął w jej włosy, muskając je wargami – Nim uporałbym się ze śmierciożercami zdążyłbym zostać ministrem.

- Nie mieszaj się do polityki, potrafi być bardzo.. zagmatwana – westchnęła, krzywiąc ze smutkiem – Mój ojciec podobno kiedyś był inny. Daph wspominała, że często się z nią bawił. A potem został politykiem i te gierki go wciągnęły, zmieniły.. złamały i stał się potworem.

- Polityka mnie nie interesuje – zapewnił ją, przeczesując brązowe włosy kochanki – Prędzej zostałbym nauczycielem niż..

- Och, proszę, Hogwart nie przeżyłby z tobą semestru – zaśmiała się, ale wizja Pottera jako nauczyciela bardzo się jej spodobała. Widziała już te szczenięce oczy wszystkich uczennic, które wpatrywałyby się w niego jak w obrazek.

- Przeżył sześć lat? Przeżył – obruszył się, pstrykając ją w nos – Zostanę aurorem. Założę rodzinę. Będę szczęśliwy.

- Nie wiem co bardziej jest niebezpieczne.. Ty w Hogwarcie czy twoje dzieci z równie dużą przypadłością przyciągania kłopotów – westchnęła, kiedy mocniej pociągnął za jeden z nawiniętych na palcu pukli – Auć, ty dzikusie.

- Sama tego chciałaś, wredoto – prychnął, uśmiechając szerzej, gdy przetoczyła się na niego. Ciemnowłosa usiadła na jego biodrach, rysując paznokciami cudaczne wzory na jego ramionach. Pełne usta ułożyły się w kuszącym grymasie, gdy Harry zaczął się przyglądać jej poczynaniom.

- Chcę czegoś innego – wymruczała, przechylając na bok głowę i odgarniając ciemną grzywę na plecy – Czego ty chcesz, Harry?

- Zostań ze mną – poprosił, łącząc ich dłonie i przyciągając bliżej. Młoda Greengrass splotła z nim mocniej palce, pozwalając sobie na kolejne westchnienie rozkoszy, gdy wilgotne wargi chłopaka spoczęły na jej ramieniu. Wygięła szyję, zachęcając go do dalszej wędrówki po własnym ciele, zaciskając jednocześnie uda na jego biodrach. Lubiła, gdy z jego gardła wydobywał się ten warkot pomieszany z jękiem. Miała nad nim kontrolę, mogła w tym momencie sprawić by był jedynie jej. I uwielbiała to.

- Nigdy cię nie zostawię – szepnęła, schylając oraz łącząc ich usta słodkim pocałunkiem. Westchnęła, kiedy zamienił ich pozycję jednym szarpnięciem. Zwykle nie lubiła, gdy mężczyzna za wszelką cenę chciał dominować. Harry jednakże był inny, nie wymuszał własnej kontroli. Często pozwalał by to ona ich prowadziła w tym tańcu pełnym namiętności, ale czasem również wymuszał u niej posłuszeństwo. Pokochała to w jaki sposób mruczał jej imię, gdy unosiła biodra na jego spotkanie. Pokochała szorstkość jego palców sunących po ciele, zaciskających się mocniej przed chwilą uniesienia. Uwielbiała migotanie jego oczu, gdy kazał się w siebie wpatrywać. Uśmiechnęła się delikatnie, mocniej ściskając jego dłonie.

- Nigdy nie pozwolę ci odejść.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- I wtedy właśnie się odezwał – skończyła mówić, opadając na miękki materac i rozkładając ramiona na boki – To był.. szok. Zwątpiłam już w to, wiesz? Myślałam, że nigdy się nie odezwie, a.. odezwał się.

Hermiona pokręciła głową, przewracając na bok i spoglądając na leżącego obok chłopaka. Jej towarzysz wydawał się pochłonięty własnymi myślami, ale potakiwał, gdy mówiła. Musnęła palcem jego ramię, gdy kolejny raz odleciał gdzieś w swoich rozmyślaniach. Jasne włosy wydawały się wciąż nieułożone, roztrzepane, jak nigdy. Ciemne kręgi pod oczami zdawały się wyjaśniać jego znużenie oraz zmęczenie, a ją ścisnęło serce na widok tego zaniedbania. Szara bluzka, którą założył wydawała się być idealnie na niego mierzona, a rękawy podciągnął do ramion odsłaniając przedramiona. Zerknęła na czarny tatuaż przedstawiający czaszkę oraz węża, który niemalże z niej kpił. Znowu przeniosła spojrzenie na twarz blondyna, chłonąc to zamyślenie na bladym obliczu. Wydymał wtedy zabawnie dolną wargę, niczym małe dziecko. Jego spojrzenie było zamglone, a srebrzyste tęczówki jaśniały.

- Kocham cię – szepnęła, przyciągając od razu jego wzrok. Zarumieniła się, gdy przenikliwie na nią patrzył. Tak jak się spodziewała lód w jego oczach zmienił się w ciepłe iskierki, które ją przyzywały.

- Mógłbym tego słuchać do końca życia – westchnął, wyciągając rękę oraz dotykając palcami jej czerwonego policzka – Tego jak wypowiadasz te dwa słowa.

- No proszę, Draco Malfoy, jest romantykiem? – zaśmiała się, gdy skrzywił się kapryśnie – O czym myślałeś?

- O niczym, wszystkim.. nie wiem sam – mruknął, przymykając powieki – Myślałem jak to będzie ujrzeć cię za dziesięć lat .. szczęśliwą z mężem u boku.

- Mężem? – powtórzyła, marszcząc brwi, gdy przytaknął krótko – Co ty sobie znów ubzdurałeś, Malfoy?

- Będziesz szczęśliwa, będziesz miała dobrego męża – stwierdził, ignorując jej ciche prychnięcie – Zasługujesz na to, Granger, a ja.. nie wiem czy będę w stanie to zapewnić.

- A co jeśli nie będę chciała kogoś innego? – fuknęła, siadając oraz zeskakując z łóżka – Czemu za wszelką cenę chcesz mnie zeswatać z kimś.. innym?

- Popatrz na siebie – burknął, unosząc na łokciach by móc na nią spoglądać zmęczonymi oczami – Jesteś piękna, inteligentna oraz.. dobra. Powinnaś poślubić kogoś zasłużonego w tej wojnie, równie mądrego oraz.. dobrego.

- Żartujesz, prawda? – jęknęła, przewracając oczami i zatrzymując na środku pokoju – Jesteś dobry, Malfoy, stoisz po naszej stronie. Pomagasz Dumbledore’owi. O co ci chodzi? Kocham ciebie, a nie kogoś innego! Ciebie! Właśnie takiego jaki jesteś.

- O to chodzi, Granger, taki jestem – warknął, krzywiąc ze złości – Ale taki jestem teraz. A gdy wojna się skończy będę kimś innym. Będę miał krew na rękach, krew dzieci! Kurwa, czy ty nie rozumiesz, że muszę wpuścić to śmierciożerców? Tutaj! Do Hogwartu! Do dzieci!

- Dyrektor wie, a to najważniejsze – zauważyła chłodno, zaplatając ramiona na piersi – Czemu starasz się zrobić z siebie potwora?

- Bo nim jestem – krzyknął, również stając na nogi i zaciskając pięści – Mówiąc szczerze los tych wszystkich ludzi mnie nie obchodzi! Nie mam nic przeciwko by śmierciożercy się nimi zabawili. Chcę mieć jedynie pewność, że nikt nie zapomni dzięki komu Voldemort wygra!

- On nie wygra – wrzasnęła Hermiona, czerwieniejąc na policzkach z gniewu – Nie waż się tak nawet mówić! To Harry wygra!

- Doprawdy, Granger? Powiedz mi jak ma Potter kuźwa wygrać, gdy Czarny Pan zdobędzie najlepiej strzeżone miejsce w Anglii? – parsknął kpiącym śmiechem, uśmiechając zimno – Kiedy ich tu wpuszczę.. będą martwi. Uczniowie, Zakon i nasz cudowny Wybraniec.

- Zamknij się – syknęła dziewczyna, a łzy zaczęły moczyć jej policzki – Wcale tak nie myślisz.

- Nienawidzę tej twojej durnej niewinności – burknął, przewracając w szale krzesło przy biurku. Chwilę później na podłogę spadły książki oraz notatki z blatu, a jego pięść uderzyła w drzwi garderoby gryfonki. Ślizgon zmrużył oczy, zaciskając dłonie na niewielkim stoliku wywracając go.

- Co ty robisz? – westchnęła ze znużeniem Hermiona, co wkurzyło go tylko bardziej. Zaczął wszystkich wyklinać oraz śmiać się, mówiąc że będą martwi. Że Voldemort wygra, a świat czarodziei w końcu będzie taki jak powinien. Z każdym kolejnym słowem pokój Prefekt zmieniał się w pobojowisko. Kujonka obserwowała swojego chłopaka, który niszczył każdy przedmiot, starając się tym zranić siebie, a tym bardziej ją. Pierwszy raz widziała go tak załamanego, tak.. przestraszonego. Widziała w jego spojrzeniu obłęd oraz paraliżujący strach, gdy dotarło do niego, że wojna jest tak blisko. Wiedziała, że nie umie poradzić sobie z tą myślą.. a teraz wyładowuje emocje. Drgnęła, gdy szarpnął za dzrzwiczki do biblioteczki, wybijając szybki. Podziękowała w duchu, że Teodor poszedł na patrol i nie jest świadkiem załamania blondyna.

- Nienawidzę tego! Nienawidzę tej szkoły! – wrzasnął jasnowłosy, odwracając w końcu w jej stronę. Wzięła głęboki oddech zdając sobie sprawę, że zaraz padną raniące słowa. Poznała ślizgona na tyle by wiedzieć, że gdy czuł się przerażony, niepewny, to chciał ranić innych. Bliskie osoby czy nie, miały odczuć jego gniew. To była chyba jego największa wada. Dość szybko odkrywał słabe punkty ludzi i naciskał na nie.

- Kocham cię – powiedziała, gdy otworzył usta. Zauważyła, że jego ramiona opadają na te słowa, a źrenice się rozszerzają. Zrobiła krok w jego stronę, ale uniósł dłonie jak gdyby ją ostrzegając.

- Wyjdź stąd, Granger – szepnął, odwracając plecami.

- Kocham cię takiego jaki jesteś teraz – powtórzyła delikatniej, zbliżając się do niego bez pośpiechu. Położyła dłoń na napiętych plecach, gładząc je czule – Może się zmienisz, ale ja też. Może nie będzie cię obchodzić śmierć tych dzieci, nikt cię nie obchodzi. Ale mnie obchodzisz ty.

- Zostaw mnie – poprosił chrapliwym głosem, drżąc gdy oplotła go ramionami, przyciskając policzek do jego pleców.

- Nie wyjdę, Draco, nie zostawię cię samego – rzekła zdecydowanym głosem, jeszcze mocniej obejmując – Wiem, że mi nic nie zrobisz.

Chłopak westchnął, okręcając się tak by również ją do siebie przycisnąć. Oparł brodę na czubku jej głowy, mocno wbijając palce w jej biodra. Hermiona wetknęła nos w zagłębienie jego szyi, wdychając znajomy zapach. Czuła jak serce blondyna zwalnia oraz przystosowuje się do jej tempa. Pogładziła z czułością jego plecy, szepcząc słowa pełne ukojenia. Ramiona Dracona drżały, gdy szlochał w jej ramionach. Wylewał łzy za tych wszystkich, którzy zginą, za ból, którego doświadczą. Nikt go nie obchodził? Gdyby nie widziała żalu oraz poczucia winy, które go gasiły od wielu tygodni.. może i by uwierzyła. Ale teraz nie.

- Przepraszam – wymamrotał w końcu do jej ucha, gdy godzinę później siedzieli wciąż na podłodze w tym samym miejscu, gdzie wcześniej stali. Stykali się ramionami, a twarz blondyna skryta była w jej włosach.

- Przetrwamy to – szepnęła, odchylając do tyłu. Zacisnęła usta na widok jego przekrwionych oczu oraz śladów łez na policzkach. Wytarła je kciukiem, pieszcząc zarumieniony policzek ślizgona.

- Bez ciebie bym nie przeżył – przyznał, wciągając ją na swoje kolana. Kujonka uśmiechnęła się blado, obejmując go w pasie nogami i opierając swoje czoło na jego. Wpatrywali się w siebie, oddychając wprost na swoje usta.

- Będziemy razem walczyć, razem zwyciężymy, a potem razem odnajdziemy szczęście – zapewniła go, przeczesując palcami jasne pasemka – Nie chcę nikogo innego, Draco. Chcę tylko ciebie.

- Nie zamierzam cię odtrącać, Granger, jestem zbyt wielkim egoistą – mruknął, mrugając szybko oraz wzruszając ramionami – Chciałbym móc powiedzieć coś tak okropnego byś chciała sama odejść. W końcu byś kogoś pokochała kto by na to zasługiwał.

- Nie rób tego – poprosiła go, muskając wargami jego kącik ust – To byłoby bezsensowne, bo wciąż pragnę tylko ciebie.

- Kocham cię – wyznał, wzdychając, gdy się pocałowali. Hermiona jęknęła, uchylając wargi by wpuścić jego język. Jak zawsze podążył za nią w tańcu pożądania oraz walki o dominację. Draco przesunął dłonie z jej zaczerwienionych policzków na biodra, popychając ją do tyłu. Gryfonka opada plecami na miękki dywan, kładąc własne ręce na jego torsie. Uniosła kraniec jego koszulki, dotykając gorącej skóry, która była równie delikatna co twarda. Jego usta zsuwają się na szyję czarownicy, którą jednocześnie całuje jaki i kąsa. Zębami musnął obojczyk nastolatki, która westchnęła głośno na to doznanie. Dziewczyna zadrżała, przesuwając językiem po dolnej wardze ukochanego. Pocałunek znów zmienił się z gwałtownego w bardziej leniwy, a długie palce nastolatka sunęły po jej udach.

- Ja ciebie też kocham – wycharczała, gdy docisnął swoje biodra do jej, jednocześnie gryząc w ramię. Chłopak uniósł na moment głowę uśmiechając do niej szczerze, a potem znów przywarł do niej ustami. Musnął palcami jej szyję, ramiona oraz piersi, docierając do skrawka koszulki.

- Granger, chyba oszaleję – jęknął, kiedy musnęła nosem jego policzek pozwalając zsunąć z siebie bluzkę. Hermiona uśmiechnęła się, pomagając mu zdjąć własną koszulkę. Przyglądali się sobie chwilę w milczeniu, ale gdy ten moment trwał za długo szarpnęła za jego ręce. Przyłożyła jego dłonie do swoich bioder, wsuwając z powrotem na jego kolana oraz przysuwając jeszcze bliżej. Wbiła paznokcie w jego plecy, gdy jego palce pogładziły jej uda od wewnątrz zatrzymując tuż przed centralnym miejscem. Czuła jak krew uderza jej do głowy na myśl o jego dotyku tam. Docisnęła znów usta do jego obojczyka, ssąc oraz liżąc bladą skórę. Głuchy jęk chłopaka sprawił, że poczuła się cudownie. Wiedza, że to ona tak na niego działa.

- Musimy przestać albo nie dam rady się powstrzymać – wymamrotał, gładząc zapięcie jej biustonosza i odchylając do tyłu. Prefekt Naczelna sapnęła na to nagłe zerwanie kontaktu, uchylając lekko wargi. Spoglądała na swojego towarzysza, który błyszczącymi oczami się w nią wpatrywał. Widziała w nich wszystko co chciała, a pewność, że jest gotowa stać się kobietą.. była prawdziwa.

- Ja.. – przerwała, gdy z korytarza dobiegł ich wyraźny dźwięk kroków na schodach. Zamknęła powieki wiedząc, że to koniec spędzania czasu sam na sam. Idealnie w chwili gdy zarzuciła na siebie bluzkę, drzwi otworzyła się z hukiem. W wejściu stała zarumieniona Milli, ignorując zupełnie wygląd zdemolowanego pokoju oraz półnagiego przyjaciela. Niebieskie tęczówki błyszczały gorączkowo, gdy oparła się o ścianę biorąc głębokie wdechy.

- Co się stało? – warknął ślizgon, sięgając po swoją koszulkę.

- Wiemy.. – wydukała zmęczona blondynka, kręcąc głową – Wiemy jak naprawić szafkę.

11 komentarzy:

  1. <3 cudowny *.*
    A co z Nathanielem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      W następnym rozdziale się pojawi i Nathaniel, i parę innych postaci! ;>

      Usuń
  2. nie nie nie no a było tak przyjemnie na koniec no kiedy w końcu dojdą do tego cudownego momentu już się nie mogę doczekać :D zawsze muszą przeszkodzić, Cudowny rozdział tyle spraw tyle emocji ah :D
    pozdrawiam i życzę dużej weny do kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, po prostu muszę się zebrać w sobie by pozwolić im na chwilę relaksu bez osób trzecich, które im przeszkadzają :D Ale już niedługo.. :>
      Ściskam ciepło,
      L♥

      Usuń
  3. Czekam na kolejny. Wczoraj znalazłam twoje opowiadanie i pochłaniam je zdecydowanie zbyt zachłannie. Myśle że to ff jest niebezpieczne...wczówam sie w nie bardziej niż we własne życie hahahah. Dramione-oczywiście cudne :3 Pozdrawiam kochana i życze weny ~Eliza

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie pochłonęło mnie bez reszty, super i jeszcze raz super.

    Pozdrwiam Annelis :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie pochłonęło mnie bez reszty, super i jeszcze raz super.

    Pozdrwiam Annelis :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam weny. XD Jestem jeszcze nieprzytomna po ostatniej zarwanej nocce. Ale cóż.. Muszę skomentować. ;D
    Jestem uzależniona od Twojego opowiadania. Uwielbiam. ☆ Już chyba nie muszę mówić, jaka była moja reakcja, jak zobaczyłam rozdział. *____* (Trochę z opóźnieniem czytam, ale to szczegół ;]) Nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła tego.. Harry i Astoria ♡♡♡ *,* Cudni są.
    Co mogę dodać? Rozdział: niesamowity, genialny, wspaniały, zachwycający.. I cała reszta pozytywnych określeń. ^.^
    Czekam z niecierpliwością na kolejny. ;)
    Pozdrawiam
    xNightyy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, o Merlinie! Dziękuję aż cała się zarumieniłam od tylu cudownych słów! <3

      Usuń
  7. Szkoda mi Hermiony,musi sobie poradzić z obawami o tyle osób, Harry oraz rozumiem trochę podejście Draco, strach sprawił ze starał sie wszystkich odepchnąć. Świetny rozdział, czekam na wielki moment Herm i Draco :)

    OdpowiedzUsuń