22 września 2015

Miłości nie udowadnia się słowami.

Dobry wieczór,
jak się trzymacie 22.09? :) Ja kicham i piję ciepłą herbatę, bo pogoda zmienna jest.
 
Bez przeciągania, zapraszam na kolejny rozdział. Chciałam na dodatek podziękować kochanemu Rogaczowi, który nie tylko stoczył dziś walkę z moimi błędami, ale również do niej należy część z Teodorem, jak i większość sceny Dramione. Wielkie brawa dla mojej niezastąpionej bety!
 
Miłego czytania,
Lupi♥
 
PS. Następny rozdział? W toku, ale kiedy będzie? Nie wiem, niestety trzecia klasa LO jest bardzo intensywna :(
 
 
 
 
 
 
 
 
- But Angie, Angie ain’t it good to be alive? – zanucił spokojnie chłopak, obracając na plecy i wpatrując z zamyśleniem w sufit – Angie, Angie, they can’t say we never tried.
- Masz przyjemny głos – mruknęła cicho dziewczyna, opierając brodę na dłoni by móc się lepiej przyjrzeć towarzyszowi – Coś cię trapi?
- Nie wiedziałem, że cię to interesuje – burknął młody mężczyzna, siadając na miękkim materacu oraz naciągając na siebie kołdrę. Rzucił spojrzeniem po stałym wystroju Pokoju Życzeń, zatrzymując wzrok na porozrzucanych dookoła ubraniach oraz szatach. Mimo, że to już ich któreś spotkanie z kolei wciąż nie nauczyli się powoli rozbierać. Napędzało ich pożądanie, adrenalina i niepohamowana rządza. Nie uprawiali miłości, nawet nie myśleli o niej. Musieli po prostu wyładować wszystkie uczucia, pozwolić sobie na chwilę zapomnienia. Uśmiechnął się lekko na widok czarnego stanika przewieszonego na klamce, która przypomniał mu o każdej chwili spędzonej tutaj.
- Ja też tak myślałam – przyznała szczerze ślizgonka, przeciągając się jak kotka czym przyciągnęła jego uwagę. Leżała zupełnie naga, a aksamitna kołdra przykrywała jedynie ją od pasa w dół. Wydawała się niezwykle delikatna oraz blada na czarnej pościeli, a przy tym grymaśna oraz niebezpieczna. Rozczochrane brązowe pukle rozłożyły się w wachlarz wokół jej głowy, duże oczy błyszczały figlarnie, gdy na nią spoglądał. Pełne, czerwone wargi były opuchnięte co sprawiało, że jeszcze bardziej go kusiły. Teraz usta ciemnowłosej uchyliły się, gdy śpiewała cicho razem ze Stonesami.
- Mama Blaise’a znała mojego tatę – powiedział spokojnie, opierając się ramieniem o jedną z kolumienek łóżka utrzymujących kotary. Astoria obróciła się na brzuch, odsłaniając alabastrowe plecy, które szczególnie ozdabiały trzy pieprzyki tuż pod lewą łopatką. Przesunął leniwie ręką po jej biodrze, badając miękkość oraz delikatność skóry dziewczyny. Zadrżała, co wywołało jego cichy chichot.
- To nie dziwne w gruncie rzeczy – zauważyła, unosząc brew i zerkając na jego palce, które gładziły jej bok – Moi rodzice też znali twojego ojca chociaż byli trochę starsi.
- Saima i ojciec poznali się jeszcze przed Hogwartem – kontynuował, ignorując ją zupełnie jakby był zbyt skupiony na badaniu pleców młodej kobiety – Dziadkowie kolegowali się z jej rodzicami, przez co tata i Saima spędzali dużo czasu razem. Podobno była rok młodsza, a przydział do Slytherinu niczego nie zepsuł w ich relacji. Była jedyną z niewielu osób, które popierały związek rodziców.
- Widzieli się po szkole? – spytała delikatnie Greengrass, zagryzając wargę – Czy ich kontakt się urwał?
- Mama Blaise’a.. była przy porodzie – wyszeptał, podciągając pod brodę kolana i obejmując nogi ramionami – Trzymała mnie na rękach, gdy mama zasnęła zmęczona. Śpiewała mi piosenki i kołysała, czekając na powrót taty, który był wtedy z Syriuszem na misji. Kiedy wrócili, a mama się obudziła oddała mnie i poszła do salonu.. czekać. Podobno po szkole ich kontakt się urwał, a ona przyszła tego wieczoru by ostrzec nas przed szpiegiem. Sama nigdy nie przyłączyła się do śmierciożerców, a ojciec Blaise’a podobno zginął, gdy za trzecim razem odmówił. Dowiedzieli się jednak, że jest kret wśród Zakonników i.. będąc samej dopiero co po porodzie zostawiła małego synka z mężem i przyszła do nich by.. ostrzec.
- Ojciec Blaise’a zginął później – napomknęła, wzruszając ramionami – Podobno był najmądrzejszym krukonem od wielu lat i Czarny Pan chciał mieć go w swoich szeregach jako jednego z dowódców. A on raz za razem odmawiał. Ukrył Saimę i Blaise’a w Zakonie Feniksa, a sam został w ich domu.. nie wrócił.
- Poznałem Blaise’a mając niecały miesiąc – zaśmiał się ponuro zielonooki, strzelając kostkami palców – Saima przesiadywała razem z moją mamą, zbliżyły się do siebie, ale nie zostały kimś więcej niż koleżankami. Jednak wciąż czekała po prostu na powrót taty, a potem znikała. Raz mama źle się czuła i mama Blaise’a przyszła się mną zająć. Trzymała mnie na rękach, gdy wrócił ojciec. Powiedział jej wtedy, że .. może zginąć. I prosi by się mną zajęła.
- Nie mała prośba – szepnęła, przechylając na bok głowę i mrużąc powieki – Masz jakieś zdjęcie siebie jako maluszka?
- Niby skąd? – prychnął, przewracając oczami – Saima obiecała się mną zająć. 
- Jeśli mam być szczera średnio jej to wychodziło – chłodno stwierdziła zielonooka, zaskoczona sama złością jaką odczuła przez to zaniedbanie – Mówiła coś jeszcze?
- Ojciec był pewien, że jeśli im coś się stanie, to Syriusz lub Remus będą moimi opiekunami, więc nie prosił jej o to – wyjaśnił, marszcząc brwi, gdy Toria usiadła – Prosił ją by w momencie, gdy będzie mi coś groziło.. by mi pomogła.
- Grozi ci najpotężniejszy czarnoksiężnik, Potter, nie od dziś, nie od wczoraj, a od paru lat – warknęła, pochylając się i gniewnie wykrzywiając – Dlaczego więc nie zainteresowała się tobą wcześniej?
- Bo tata dał warunek – westchnął, wyciągając rękę i odgarniając jej ciemny kosmyk z twarzy – Miała mi dać znać o sobie , dopiero wtedy gdy ja z Blaisem staniemy się przyjaciółmi. Zabini poinformował ją o naszej relacji w święta, dlatego nas zaprosiła. By zobaczyć mnie po tak wielu latach z bliska..
- Nie musiała się trzymać reguł – uparła się ślizgonka, sięgając po kieliszek z bursztynowym alkoholem i podając go chłopakowi – Mogła dać ci ochronę.
- Ale postanowiła wypełnić ostatnią obietnicę złożoną mojemu ojcu na takich warunkach o jakie poprosił – wymamrotał, mocząc wargi w złotej cieczy i oblizując je później językiem – Nie jestem zły, jestem w sumie.. uspokojony.
- Dlaczego? – spytała dziewczyna, nalewając Ognistej i sobie.
- Taka jest moja historia, Toria – uśmiechnął się, mrugając szybko by odpędzić widok Jamesa Pottera kiwającego do niego z aprobatą głową – Tak chciał ojciec, nie przeszkadzałaby mu moja przyjaźń z wami. Byłby.. szczęśliwy. Więc czemu ja mam być teraz wściekły, smutny? Już przez to przechodziłem po powrocie Syriusza.
- Miewasz czasem przebłyski intelektu – parsknęła , śmiejąc, gdy teatralnie zaczął ja spychać z łóżka. Pociągnęła go za sobą, upadając miękko na puszysty dywan. Ciało Harry’ego rozłożyło się na niej, a ciepły oddech połaskotał ją w szyję. Gryfon oparł się na łockiach po jej bokach, nie zsuwając się z niej, a jedynie przyglądając z ciekawością oraz ciepłem.
- Potrzebowałem tej rozmowy – wyszeptał do jej ucha, przygryzając je jednocześnie – Czego chcesz w zamian?
- Proste pytanie, Potter – zachichotała, obejmując go nogami w biodrach i przyciągając bliżej – Chcę tylko ciebie.
- Ja ciebie też – jęknął, łącząc ich usta w mokrym pocałunku. Tym razem namiętność oraz pożądanie nie przeważyło. Tym razem uprawiali miłość,  po raz pierwszy nie śpieszyli się. Smakowali siebie nawzajem, uczyli od nowa. Ten jeden raz na podłodze w pokoju życzeń był inny, wyjątkowy. Teraz patrzyli sobie w oczy, czytali z ruchu ust partnera. Ten jeden raz kochali się. Nie zdawali sobie nawet z tego sprawy zbyt zaabsorbowani sobą, jednak to właśnie ta chwila przeważyła na ich późniejszych wyborach. To uczucie w zielonych oczach Harry’ego zapamiętała Greengrass, to ten szczery uśmiech na pięknej twarzy Astorii, zapamiętał Harry. Tym razem stanowili prawdziwą całość. Jedność. Byli chwilą, która miała się zaraz skończyć, a w ich wspomnieniach żyć wiecznie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Kiedyś chcę mieć dzieci.
Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało, przyglądając swojemu towarzyszowi, chłopak leżał na brzuchu na dywanie, kończąc właśnie pisać wypracowanie. Jednak teraz opierał brodę na dłoni i patrzył na nią z kpiącym uśmieszkiem. Rękawy czarnej bluzki podwinął, a lewe ramię odznaczało się  wytatuowanym wężem.
- Ja.. nie wiem sam – przyznał szczerze, marszcząc czoło – Nie byłbym dobrym ojcem.
- Czemu tak myślisz? – uniosła brwi, wpatrując w jego odbicie w lustrze przed którym stanęła – Nathaniel cię uwielbia.
- Nigdy nie miałem do czynienia z dziećmi – mruknął, bawiąc się trzymanym piórem – Nate, to co innego. Nie spędzam z nim całych dni, a czasem parę godzin.
- Myślę, że byłbyś świetnym tatą – stwierdziła, wzruszając ramionami, gdy ich spojrzenia zetknęły się w odbiciu – Może ty tego nie widzisz, Draco, ale ja tak.
- Jak? – prychnął, podnosząc się na klęczki i podchodząc do ukochanej. Stanął za nią, przesuwając powoli spojrzeniem po ich sylwetkach. Uśmiechnął się, gdy zauważył, że jego bluza, którą na siebie założyła kończyła się tuż nad kolanami. Wydawała się teraz taka krucha i delikatna, ale widział hardość jej oczu.
- To proste, Draco – szepnęła, robiąc mały krok w tył tak by oprzeć się plecami o jego tors. Przyciągnęła do siebie jego ramiona, wtulając w niego. Chłopak wsunął nos w poplątane loki, które sterczały na wszystkie strony. Przesunął dłonią po jej żebrach, wsuwając kciuk w pasek jej spodni. Musnął gładką skórę gryfonki, wzbudzając tym u niej dreszcz. Młody Malfoy napawał się tym momentem, starając zapamiętać najdrobniejszy szczegół. To jak słodko pachniała, to jak jej włosy irytująco łaskotały go po twarzy, to jak ciepła była i jak szeptała jego imię niczym kołysankę.
- Granger? – westchnął, czekając na odpowiedź.
- Gdybyś miał mieć dzieci ze mną byłabym pewna, że będą szczęśliwe – wyszeptała, czerwieniąc się i obracając głowę – Znaczy nie mówię, że będziemy mieli dzieci. Albo nie. W końcu nie wiadomo co będzie kiedyś, po prostu.. och, chodzi mi o to, że kobieta, która zostanie matką twoich dzieci będzie miała szczęście.
- Chciałbym mieć jednak kiedyś dzieci – mruknął po chwili milczenia, uśmiechając szeroko, gdy spojrzała na niego w lustrze – Z Tobą.
- Nie mów tak, Draco, nie wiemy co będzie w tym „kiedyś” – zauważyła, wzdychając – Nie wiem czy.. dotrwamy do planowania takich rzeczy.
- Możemy już zacząć planować – zaśmiał się ponuro, obracając w swoją stronę i przyglądając z namysłem jej rumieńcom – Granger..
- Tak, Draco? – czekoladowe tęczówki błysnęły ciepło, gdy blondyn złączył ich czoła. Czuła chłodne palce sunące po jej ramionach oraz jego oddech na swoich ustach. Przełknęła głośno ślinę, unosząc dłoń i wsuwając ją w jasne kosmyki. Pogładziła jego kark, przysuwając jednocześnie bliżej.
- Kocham cię – Hermiona zastygła, gdy jego usta wypowiedziały najcichszym szeptem te dwa słowa – Kocham cię, Granger.
Dziewczyna przymknęła powieki, oblizując wargi i szukając w głowie odpowiedzi. Jednak teraz nie mogła się skupić, a w uszach jej szumiało. Wzięła głęboki wdech, czując przyjemny zapach ślizgona. Jej serce waliło tak mocno, że aż  przestraszyła się, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Nie mogła zebrać myśli ani ułożyć sensownego zdania. Słyszała tylko te dwa słowa. Które dudniły jej w głowie, których rytm wybijało serce. Draco ją kocha. Draco Malfoy ją kocha!
- Granger? – zamrugała, zerkając w niepewne srebrne oczy. Pierwszy raz widziała blondyna tak odsłoniętego, tak wrażliwego. Drżącymi opuszkami palców pogładziła jego policzek, muskając kciukiem jego wargi. Stanęła na palcach, łącząc ich wargi ze sobą Tym razem to ona dominowała nad ich pocałunkiem, to ona popchnęła go do tyłu sprawiając, że poleciał na łóżko. Nim zdążył się odezwać weszła na materac obok niego, sadowiąc się na jego biodrach i nachylając by znów przywrzeć wargami do jego ust. Poczuła jak chłopak wzdycha zaskoczony jej brakiem granic, a po chwili długie palce złapały w garść loki Prefekt, pociągając za nie. Gryfonka przez sekundę zastanawiała się czy zaraz ich obróci jak to było do tej pory, ale widać tym razem zaakceptował fakt, że to ona jest górą. Uśmiechnęła się do siebie, gdy złapał za kraniec swojej bluzy, którą założyła. Pomogła mu ją z siebie ściągnąć, tak samo jak podkoszulek. Szare spojrzenie błyszczało, gdy znów na siebie spojrzeli.
- Bliżej – szepnęła chrapliwie, kładąc się na nim i muskając opuchniętymi wargami jego szczękę. Skubnęła lekko zębami jego ucho, przesuwając potem po jego policzku językiem. Nie miała pojęcia skąd u niej ta nagła odwaga oraz niezaspokojona chęć bycia jak najbliżej. Jednak gdy znów ich języki złączyły się w dzikim tańcu, poczuła rozlewające się po jej ciele ciepło. Wczepiła się paznokciami w jego kark, wydobywając z gardła chłopaka cichy pomruk. W odpowiedzi na tą zaczepkę Malfoy ugryzł ją mocniej w dolną wargę, co było dziwnie przyjemnym doznaniem. Palący ból oraz mrowienie sprawiły, że zapomniała o oddychaniu. Hermiona sprawnie zdjęła jego bluzkę, odrzucając za siebie i mrużąc powieki z zadowoleniem. Przesunęła dłonią po bladym torsie młodego czarodzieja, który był naprawdę dobrze wyrzeźbiony. Blondyn popatrzył na nią z dołu wciąż leżąc na plechach, podczas gdy ona siedziała na jego udach.
- Jesteś piękna – jęknął, wyciągając drżącą rękę i dotykając ramienia dziewczyny. Przesunął nią po całej długości, splatając ze sobą ich małe palce. Brązowe tęczówki żarzyły się w półciemnym pomieszczeniu, gdy Draco usiadł by powrócić do pocałunku. Hermiona zaplotła nogi za jego plecami, drapiąc go po nich paznokciami. Blondyn uśmiechnął się wciąż starając się zdominować w tańcu ich języków. Zjechał po chwili wargami na jej szyję, a zaskoczona przyjemnością jaką to dało Hermiona odchyliła się do tyłu. Przymrużyła powieki, pozwalając sobie na głośne westchnienie, gdy chłodne opuszki musnęły zapięcie jej biustonosza. W tym momencie każde rady jej mamy by czekała na tego jedynego prysnęły. W tej sekundzie była gotowa mu się oddać, całkowicie przypieczętować rosnące w niej uczucie do niego. W tej krótkiej chwili miała ochotę skinąć głową i poznać smak tej nowej miłości.
- Nie – jęknęła, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Zaskoczona sturlała się z łóżka, upadając na ziemię, a tuż przy niej w pół pochylonej pozie znalazł się Draco z różdżką skierowaną w stronę wejścia. Była zaskoczona oraz zaciekawiona tą szybką reakcją ukochanego, ale w minutę otrzeźwiała i złapała jego nadgarstek by opuścił rękę. Była w szoku, że tak szybko z delikatnego chłopca o pożądliwym wzroku zmienił się w chłodnego oraz opanowanego mężczyznę. Srebrne tęczówki dopiero co promieniujące uczuciem zastygły we wściekłym błysku. Sama miała ochotę wypróbować nowo poznane zaklęcia, a szczególnie tych parę mocno turbujących.
- Ja.. – spojrzała na bladą twarz osoby, która wtargnęła do ich pokoju, czując jak zaczyna się rumienić z zażenowania – Przepraszam, ja..
Moment później drzwi znów trzasnęły, gdy spłoszony gość uciekł. Ciepło oraz nienasycona potrzeba bycia z Draco zbladła, gdy w końcu przetrawiła ostatnie parę minut. Wciąż siedziała na podłodze w samych spodniach oraz staniku, z rozczochranymi włosami, opuchniętymi ustami oraz mocnymi rumieńcami. Malfoy niczym przyczajony wąż stał tuż za nią, mocno ściskając różdżkę, a jego oczy ponownie z lodowato przenikliwych stały się szczere oraz zatroskane. Hermiona nie powstrzymała lekkiego uśmiechu, przesuwając po nim spojrzeniem. Jasne kosmyki sterczały jak nigdy na wszystkie strony, układając w niechlujnej fryzurze i opadając mu na czoło. Umięśniony tors był zadraśnięty w paru miejscach, a spodnie luźno opadały mu na biodrach o dziwo z rozpiętym paskiem. Gryfonka zarumieniła się zdając sobie sprawę, że to jej palce z takim zaangażowaniem bawiły się jego zapięciem. Uniosła głowę wyłapując jego kpiąco śmiejące się oczy, gdy wyciągnął rękę by pomóc jej wstać.
- Domyślam się, że to koniec? – wychrypiał, zakładając kasztanowy lok za ucho nastolatki, gdy ta przygryzła wargę – W tej chwili mam ochotę wyrwać ci różdżkę i nigdzie nie puszczać.
- A ja chciałabym być rzucił na mnie Oblivate by zapomnieć o tym żenującym zdarzeniu – jęknęła, opierając czoło na jego rozgrzanym ramieniu i uśmiechając delikatnie – Albo nie. Jeszcze rzuciłbyś je tak nie umiejętnie, że wykasowałbyś mi ostatnie minuty.
- Nigdy nie rzucę na ciebie takiej klątwy – parskną, unosząc palcem jej brodę i muskając łagodnie swoimi nabrzmiałymi wargami maloniwe usta Prefekt – Nie chcę byś mnie zapomniała.
- I nigdy cię nie zapomnę – obiecała żarliwie, wzdychając i odsuwając. Złapała leżącą niedaleko bluzkę, szybko ją na siebie naciągając. Stanęła na chwilę przed lustrem, przyglądając z zaskoczeniem szopie na głowie oraz czerwonym policzkom. Cóż, tego już nie ukryje. W odbiciu zauważyła, że Draco opadł na łóżko z zapiętym już paskiem i patrzy na nią z błyskami radości w oczach.
- Zostaniesz tu? – spytała, łapiąc bluzę ślizgona i ponownie ją wkładając. Przesunęła palcami po lokach, chcąc je jakoś ujarzmić.
- Skończę wypracowanie – machnął ręką na leżące na podłodze książki, a po chwili zmrużył powieki – Ale tak, nigdzie się nie ruszam.
- Plus dziesięć punktów dla Slytherinu, panie Malfoy, za świetną odpowiedź – stwierdziła, stając w drzwiach – Nie wychodź. Albo odejmę piętnaście.
- Gdzieżbym śmiał przy takiej groźbie – parsknął, unosząc brew, gdy znowu się szeroko uśmiechnęła – Granger, różdżka.
- Zapomniałam – przewróciła oczami, podchodząc do posłania i łapiąc z etażerki swoją własność. Zerknęła na ślizgona, który obserwował ją nieustannie. Zrobiła krok w jego stronę, całując mocno w kącik ust. Minutę później była już w salonie, wychodząc na zimne korytarze Hogwartu. Rozejrzała się z namysłem, zastanawiając gdzie mógł uciec niespodziewany gość.
- Dlaczego akurat w tym momencie? – spytała samą siebie, ruszając w kierunku Wieży Gryffindora – I czemu akurat ty, Ginny, a nie taka Pansy czy Toria?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Nie była pewna kogo bardziej nienawidziła w tej chwili. Siebie, Hermiony czy tych cholernych ślizgonów! Przyspieszyła kroku, czując jak złość oraz poczucie zdrady wzrasta. Wiedziała, że to nie ma sensu, ta jej nagła wściekłość. Czarny Pan ją opętał drugi raz, zmusił do robienia rzeczy, których nie chciała robić! Zraniła przy tym nie tylko swoją rodzinę, ale w szczególności przyjaciół. Najbardziej Hermionę. To ona mówiła te wszystkie straszne słowa, to ona patrzyła wtedy w te łagodne oczy i je mówiła! Teraz niemalże biegła po pustym korytarzu, a jej kroki przerywały panującą ciszę.
- Cholerny Malfoy – burknęła, zatrzymując się gwałtownie i opierając na parapecie – Cholerny Nott, cholerna Greengrass, cholerna Parkinson! I wszyscy inni.
Wyklęła pod nosem każdego ślizgona, który śmiał zabrać jej przyjaciółkę. Po chwili oparła czoło o chłodne szkło, uspakajając oddech. Zamknęła powieki, skupiając się na każdym wdechu oraz wydechu. Powoli złe uczucia z niej spływały i znów mogła logicznie myśleć. To nie była niczyja wina, że jej przyjaciółka znalazła nowych znajomych. Powinna być im wdzięczna, że opiekowali się nią podczas jej.. niesubordynacji. I naprawdę cieszyła się radością Hermiony, przynajmniej starała. Z trudem, ale jakoś zrozumiała, że relacje gryfonki z ślizgonami zmieniły się diametralnie. Szczególnie istotnymi osobami stali się Teodor oraz Malfoy. Tych dwóch zajęło ważne miejsce w życiu dziewczyny, oczywiście, reszta paczki też stanowiła nowych członków rodziny, ale tych dwóch.. było innych. Teodor Nott z racji ich więzi. Ginny musiała przyznać, że była to dla niej wciąż zagadka, ale sam w sobie Prefekt jej w niczym nie przeszkadzał. Czuła się nawet bezpiecznie, gdy siedział z nimi w pokoju. Młody czarodziej był raczej cichy oraz spokojny, ale również kulturalny. Mało mówił, gdy uczyła się z Hermioną, ale jak już się odezwał to konkretnie. Przynajmniej do niej, bo wiedziała, że dla innych bywał złośliwy oraz chamski. Pewnie wpływ na jego stosunek do niej miała Miona, a może i ta cała więź. Przestała się jednak martwić o przyjaciółkę, gdy zauważyła jeden jedyny raz w ciemnych oczach ślizgona ciepło, troskę oraz miłość. Wyjątkowo Nott nie zdążył ukryć uczuć w spojrzeniu, gdy wtargnęła do sypialni ciemnowłosej. Co innego sytuacja miała się z drugim Wężem. Draco Malfoy. Cholerny arogant zawrócił w głowie Herm! Nigdy by w to nie uwierzyła, ba! Rok temu pobiegłaby do panny Granger i opowiedziała jakie głupoty usłyszała! A teraz, po powrocie dowiaduje się, że dziewczyna oraz ten głupek są tak jakby razem. Tak jakby, jasne. Parę razy już się zdarzyło, że przyłapała ich na trzymaniu się za ręce, a nawet skradzionym pocałunkom. Okazywali sobie uczucia jedynie u Prefektów, a na co dzień w szkole udawali wciąż wrogów. Wciąż z trudem to trawiła, a para wyglądała na tak zauroczoną sobą. Tak mówił Harry, bo ona nie widziała niczego innego w szarych oczach Malfoya poza kpiną. Ale Wybraniec zapewniał ją, że ślizgon nie widzi świata poza ich przyjaciółką. Że oddałby życie za nią. Nie wierzyła temu ani trochę. Szanowny arystokrata miałby stanąć między Avadą, a jak zwykł mówić „zwykłą szlamą”? Prędzej Harry oświadczy się jej matce niż zaufa ślizgonowi.
- Weasley? – ruda czarownica obróciła się, zaskoczona czyjąś obecnością -Wszystko w porządku?
Siostra Rona zamarła, przyglądając niechcianemu towarzyszowi. Brązowe oczy patrzyły na nią uważnie, a wąskie usta zaciśnięte były w surową kreskę. Ciemne pukle były ułożone w niefrasobliwej fryzurze, a końcówki włosów  przy karku lekko zwijały się w loczki. Przesunęła wzrokiem po wymiętych bojówkach oraz niebieskiej bluzce, która ładnie podkreślała jego karmelową skórę.
- Tak – chrząknęła, strzelając kostkami palców nerwowo – Ja.. po prostu.. patrzyłam na błonia.
- Masz problem ze wzrokiem, że musisz być aż tak blisko szyby? – prychnął, opierając się plecami o przeciwległą ścianę korytarza i uśmiechając kpiąco – Co się stało?
- Jesteś upierdliwy i zbyt ciekawski – warknęła, marszcząc brwi, gdy jedynie przytaknął. Zgrzytnęła zębami, obracając plecami do ślizgona. Czuła na sobie jego intensywne spojrzenie, gdy wciąż uporczywie wpatrywała się na zaśnieżone tereny Hogwartu. To było dziwnie niepokojące wiedzieć, że za nią jest jeden z wychowanków Domu Salazara, ale też była pewna, że nic jej nie zrobi. Hermiona znaczyła coś dla nowych przyjaciół, Ginny to widziała. To nie były tylko puste słowa, co miała okazję zauważyć. Kiedy ostatnio siedziała w salonie Prefektów, a ślizgoni przyszli spędzić z Naczelnymi wieczór wyłapała owe drobnostki, które ukazały jak dobrze znają jej przyjaciółkę. Małe szczegóły, które w końcu pozwoliły jej uwierzyć, że ta relacja między Wężami, a Granger jest.. prawdziwa. Samo to, że Pansy podała Hermionie wiśniowego żelka, samej jedząc zielonego, świadczyło, że wie jakie smaki gryfonka lubi. Albo fakt, że Astoria zrobiła ulubioną kawę Prefekt Naczelnej bez pytania o ilość mleczka, cukru. Marcus natomiast, gdy wcześniej się przygotowywał do ostatnich testów z Hermioną, wciąż pociągał ją za włosy drocząc się tym samym ze swoją korepetytorką. Panna Weasley pamiętała, że gdy starsza nastolatka pisała wypracowanie, a Harry bądź Ron złapali jeden z jej loków, to chwilę później obrywali książką po głowie. Jednakże Hermiona tym razem przewróciła oczami, mrucząc pod nosem, że jak nie przestanie to zada mu więcej zadań. Millicenta ostatnio natomiast leżała na łóżku wychowanki Minerwy i przeglądała magazyny ślubne, a JEJ Hermiona aktywnie brała udział w fantazjach blondynki o weselu. Chichotały non stop oraz wskazywały różne zdjęcia, co było tak dziwne.. a jednocześnie ukazywało, jak blisko są ze sobą.
- Nie przeszkadza ci, że twój przyjaciel zadaje się z.. mugolaczką? – spytała nagle, siadając na podłodze i spoglądając na wciąż spokojnie stojącego chłopaka. Blaise Zabini również był bardzo związany z Mioną. Ostatnio siedział przy niej oraz nadawał na znany mu tylko temat, a Hermiona machała ręką w poszukiwaniu czegoś, wciąż skupiona na pracy domowej z eliksirów. Ginevra miała jej właśnie podać drugie pióro, ale ku jej zaskoczeniu to Zabini sięgnął po zapisaną kartkę i podał brązowowłosej na co ta uśmiechnęła się z wdzięcznością. Zabolało ją, że to mulat wiedział czego szuka jego rozmówczyni, a nie ona. Nigdy nie miała problemów z odgadywaniem jej ruchów, a teraz z przykrością zauważyła, że ślizgoni są w tym lepsi.
- Byłbym hipokrytą, gdyby miało mi to przeszkadzać – parsknął, unosząc brew, gdy popatrzyła na niego z ciekawością – Jestem w związku z mugolką, Weasley. Aryą.
- Arya – szepnęła rudowłosa gryfonka, przytakując – Herm coś wspominała. I zupełnie popierasz .. ich relacje?
- Nie, szczerze mówiąc, to nie – zaśmiał się, błyskając w ciemności białymi zębami – Nie podoba mi się to, że zamiast wieczorem napić się ze mną Ognistej, to ten wariat leci do Hermiony. A ona zamiast słuchać mnie i patrzeć na mnie maślanym wzrokiem, woli przypatrywać się temu kretynowi.
- Pytałam poważnie – westchnęła, opierając brodę na kolanach – Nie masz żadnych zastrzeżeń? To twój przyjaciel..
- Mój najlepszy przyjaciel i moja najukochańsza przyjaciółka – poprawił ją od razu, zsuwając się po ścianie by też usiąść na ziemi naprzeciwko niej – Draco ją kocha, Weasley. Uszczęśliwia. A ona sprawia, że jego życie nabrało w końcu jakiegoś sensu. Więc nie, nie mam żadnych zastrzeżeń.
Ginny skinęła powoli głową, zapamiętując te słowa. Wzrok znów przesunął się na ciemnowłosego, który na nią patrzył. Poczuła nagle, że się rumieni, gdy dotarło do niej co robi. Siedzi na korytarzu wieczorem i rozmawia z okropnym wężem. Chociaż może Zabini nie był taki zły. Na pewno był w pewien sposób pociągający, co również z zaskoczeniem zauważyła. Oczywiście według niej wciąż daleko mu było do Harry’ego, ale nie dało się zignorować lekko skośnych, migdałowych oczu, pełnych ust oraz łagodnie zarysowanej szczęki. Nikt już na nią nie patrzył w ten sposób od paru miesięcy. Tak normalnie, jak na każdą zwyczajną osobę.
- Skąd ten dylemat? – zapytał, prostując nogi i wygodniej sadowiąc – Na temat Miony i Draco?
- Zastałam ich w.. niecodziennej sytuacji – przyznała, czerwieniejąc, gdy uniósł brwi – Byli.. zajęci sobą w sypialni H.
- Ach, no tak – parsknął śmiechem, przewracając oczami, co zapewne podłapał od gryfonki. Arystokraci rzadko kiedy pozwalali sobie na takie zachowania, a Hermiona dość często wywracała oczami.
- Wiedziałam, że są razem, ale.. – wzruszyła ramionami, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów – Chyba nie rozumiałam do końca jak blisko, tak naprawdę.
- Ale byli całkiem nago? – spytał, a widząc jej minę zaczął się głośno śmiać – Wybacz, Weasley, ale ja jedynie przyłapałem ich, gdy Dracon był bez bluzki. Jeszcze nie widziałem by Hermiona miała na sobie mniej niż spodnie oraz koszulkę.
- Zabini, jesteś totalnie dziwny – stwierdziła cicho, uśmiechając, gdy rozłożył jedynie ramiona nie zaprzeczając – Nie, nie było nago. Ale niewiele już im brakowało.
- Draco jej nie skrzywdzi – powtórzył, widząc, że się wzdrygnęła – Nie jesteśmy tacy źli, Weasley.
- A my tacy dobrzy – szepnęła, biorąc głęboki wdech. Błyszczące oczy Blaise znów złapały jej spojrzenie, a ona z trudem wypuściła powietrze. Mulat podniósł się i kucnął tuż przed nią, na tyle blisko by jego i jej kolana się zetknęły. Widziała teraz nawet jaśniejsze plamki w jego tęczówkach oraz cienką bliznę przecinającą kącik jego ust. Naprawdę ładnie wykrojonych oraz kuszących ust, co zauważyła ze wstydem.
- Jesteś jedną z najodważniejszych osób jakie znam – powiedział powoli, pochylając jeszcze bliżej – Nie tylko na drugim roku okazałaś się silniejsza niż Czarny Pan, ale i teraz. Bo jesteś ponad nim, Weasley, skoro znalazłaś po tym wszystkim siłę by wrócić tutaj. By zwalczyć go oraz wyrzucić z umysłu. I wróciłaś tutaj dla przyjaciół, do domu.
- Ja po prostu..
- Jesteś kim lepszym oraz silniejszym niż myślisz – przerwał jej, uśmiechając pierwszy raz bez kpiny oraz pogardy – Musisz jedynie uwierzyć w siebie, Ginny.
Chwilę później ślizgon wyprostował się, rzucając ostatni raz na nią ciekawskim spojrzeniem oraz odchodząc. Stukot jego butów na korytarzu w końcu zniknął, a ona została sama. Zamrugała powiekami, przepędzając niechciane łzy, które się pojawiły znienacka. Co innego słyszeć takie słowa od przyjaciół oraz rodziny, a co innego od zupełnie obcej osoby. Słone krople zaczęły spływać po jej policzkach, uwalniając w końcu ten palący ból z klatki piersiowej. Szlochała samotnie, chowając twarz w dłoniach oraz wyrzucając z siebie wszystko, co mogła. Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczuła jak gdyby jakaś jej cząstka wróciła, a ona na powrót stała się córką swoich rodziców, siostrą swoich braci. Całkowitą Ginny Weasley. I to przez szczere słowa tego ślizgona, który swoją pasją w głosie oraz otwartością zapewnił ją, że nie jest wcale potworem. Ruda nastolatka łkała spokojniej, a po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Głupi Zabini – westchnęła, kręcąc głową i wybuchając histerycznym chichotem. Łzy oraz śmiech oczyściły jej duszę.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Tylko na to cię stać?
Dziewczyna obróciła się z prędkością kobry, unosząc różdżkę i szepcząc kolejne zaklęcie. Zaśmiała się pod nosem, gdy kolejne formułki same przyszły jej do głowy. Machała pewnie różdżką, wymawiając niemalże z czułością łacińskie ingrediencje. Nie dała czasu przeciwnikowi na atak, zmuszając do obrony. Czuła jak ciemność powoli się z nią utożsamia, czuła jak magia muska ją oraz drażni się, zachęcając do zabawy. Uwielbiała aurę Czarnej Magii, uwielbiała tą siłę. Tak kuszącą oraz zapewniającą potęgę, ale równie bardzo chwiejną i brutalną. Wystarczył jeden błąd, jedno zatracenie w niej, a powrót był niemożliwy. Długo uczyła się ją smakować tak by nie uzależnić się od tej władzy jaką dawała, wytrwale ćwiczyła siłę woli nie pozwalając sobie na przekroczenie granicy. Uśmiechnęła się, gdy chłopak w końcu zaczął się bronić. Lubiła wyzwania od małego, lubiła poznawać nowe style przeciwników. A ten był naprawdę zjawiskowo intrygujący, nigdy nie wiedziała czego się spodziewać.
- Wydajesz się zmęczony – stwierdziła z kpiącą czułością, unikając fatalnie rzuconego uroku. Nawet nie wiedziała, że przypomina teraz legendarną Morganę. Czarne jak krucze skrzydła włosy unosiły się, gdyż magia buchała od niej falami. Blada twarz kontrastowała się z otaczającym ją mrokiem, a krwiste wargi wyginały w drapieżnym uśmiechu. Brązowe oczy błyszczały nienaturalnie, gdy bawiła się z płynącą wokół niej energią.
- A ty nie skupiona – odpowiedział ciemnooki czarodziej, uskakując w bok i przyglądając z ciekawością, jak jego zaklęcia powala ją na ziemię. Dziewczyna jęknęła czując siłę czaru, którym oberwała. Zamrugała oczami, pozbywając się mroczek oraz powoli unosząc do pozycji pół siedzącej. Zerknęła spod byka na Teodora, który uśmiechnął się do niej z kpiną.
- To było bardzo, ale to bardzo wredne zagranie – zaśmiała się, łapiąc wyciągniętą rękę ślizgona i podnosząc. Poczuła, że ciemnowłosy zmierzył ją wzrokiem, sprawdzając czy na pewno jest cała. Nie mogła powstrzymać szczerego uśmiechu, gdy znów napotkał jej oczy.
- Ktoś musi ci ucierać nosa – wzruszył ramionami, krzywiąc na widok rozcięcia na swojej bluzce, czyli pamiątce po zaklęciu tnącym w jej wykonaniu. Pansy zagryzła wargę, rozglądając wokół. Machnęła ręką do Draco, który czujnie na nią patrzył i zapewne widział widowiskowy upadek ślizgonki. Blondyn był czasem nadopiekuńczy, ale to samo tyczyło się i Blaise’a, który rozmawiał z Hermioną. Z tego co słyszała gryfonka rozpaczała, bo nie mogła nigdzie znaleźć swojej rudej przyjaciółki, która zastała ją oraz Malfoya w.. zabawnej sytuacji. Zabini natomiast spotkał młodą Weasley oraz z nią rozmawiał, co wprawiło wszystkich w niemałe zaskoczenie.
- Jak twoje i Miony ćwiczenia? – spytała Notta, który wyleczył ostatnie skaleczenia. Teodor mruknął coś pod nosem, uśmiechając na widok zaciętej walki pomiędzy Astorią, a Marcusem. Pansy zrozumiała, że to koniec ich sojuszu oraz chęci ślizgona do spędzania z nią czasu. Bez żalu przeszła się dalej, kierując w bardziej ciekawe miejsce. Oczywiście, to właśnie pojedynki z Teo przynosiły jej ukojenie. Przy nim mogła się wykazać, skupić całkowicie na walce oraz wykrzyczeć z siebie niemiłe uczucia. Tak jak zapowiadał ciemnowłosy było jej lepiej po każdym sparringu. Znowu czuła się .. wolna oraz normalna. Koszmary z biednym mugolem przestały ją gnębić, chociaż wciąż czasem się pojawiały. Jednak przestała widzieć siebie jako coś złego, a znów zaczęła dostrzegać dawną Pansy. Po części dzięki temu rozumiała rudą Ginny, to jak trudno dojść do siebie po różnych zdarzeniach. Jednakże ostatnio.. ostatnio we śnie spotkała Chrisa, jej kochanego brata, który wydawał się być równie spokojny, co ona ostatnio.
- I just wanna live while I'm alive? – zanuciła pod nosem, siadając pod ścianą i sięgając po butelkę z wodą.
- Bon Jovi – zauważyła Hermiona, która dosiadła się oraz również złapała picie.
- Chris uwielbiał ich oraz wciąż cytował mi piosenki – wyjaśniła, podnosząc głowę, gdy rozległ się głośny huk.
Od razu skierowała wzrok na walczących, którzy już zgromadzili wokół siebie grono widzów. Blaise usiadł przy niej, dotykając opuszkiem palca zadrapanie na jej nadgarstku, które pominął Nott w leczeniu. Splotła dłoń z mulatem, skupiając się znów na reszcie. Na samym środku Pokoju Życzeń stał Harry, mierzący różdżką w aurora. Erik ze skupieniem wpatrywał się w swojego ucznia, który rozpoczął atak. Zaklęcia śmigały i gdyby nie wcześniej założona tarcza zapewne większość uroków poleciałaby w ich stronę. Zielonooki był naprawdę frustrująco intrygującym czarodziejem, a Pansy lubiła na niego patrzeć. Szczególnie w takich chwilach jak ta, gdy gryfon pozwalał sobie na ujawnienie ciemniejszej strony swojej osobowości. Czuła przyjemny dreszcz od bijącej od niego potęgi oraz siły, która była mieszanką Jasnej jak i Mrocznej magii. Zielone oczy szukającego Gryffindoru płonęły, pociemniały oraz wydawały się być jeszcze bardziej hipnotyzujące. Włosy sterczały na wszystkie strony, ruchy stały się płynne, gdy unosił dłoń z trzymaną różdżką. Różowe usta Pottera wyginały się w drapieżnym uśmiechy, kiedy odskakiwał na bok. Wydawało się, że magia z niego wypływała albo nawet, że on sam jest magią. Promieniował nią, kusił i nęcił. Niemalże zapraszał by się zbliżyć, a wtedy jak kobra przyciągał i pogrążał.
 - Jest piękny – westchnęła Milka, opierając się plecami o nogi narzeczonego – W tym momencie sama Bellatrix przeszłaby na jego stronę.
- Zbyt pewnie się czuje – mruknął pod nosem Draco, zajmując miejsce przy Hermionie, która przysunęła się do niego. Blondyn zerknął na nią, uśmiechając kącikiem ust i zakładając pukiel włosów za ucho. Ponownie przesunął srebrne spojrzenie na przeciwnika nastolatka. Erik Hutz założył luźne czarne spodnie od dresów oraz granatową bluzę, której rękaw był porwany. Jego zazwyczaj poważna twarz wydawała się tym razem bardziej rozbawiona sytuacją, a postura bardziej rozluźniona. Auror widocznie bawił się ze swoim podopiecznym podpuszczając go. Pansy, która poznała niedawno historię tego mężczyzny uważała, że jest jedną z bardziej ciekawych osób jakie zna. Mężczyzna, który dołączył do popleczników Czarnego Pana dla swojego mentora – Albusa Dumbledore’a – a potem zatracił się w pasji do Mrocznej Magii. Dopiero jego piękna żona wydobyła z niego dobro. Czyż to nie była niesamowita fabuła na jakąś opowieść?
- To intrygujące z jaką łatwością mu to przychodzi – szepnął Zabini, unosząc brwi, gdy Wybraniec rzucił niewerbalny czar. Zaklęcie odbiło się jednak od tarczy starszego aurora, który zmrużył powieki. Ponownie uroki rozbłysły jak fajerwerki, gdy dwaj czarodzieje rozpoczęli niemalże obsesyjnie walkę. Harry mamrotał formułki, każdą kolejną coraz mocniejszym głosem. Erik natomiast wykorzystywał swoje doświadczenie i zmuszał chłopca do jednoczesnej obrony, jak i podjudzał jego chęć działania do bezmyślnego ataku.
- Nic mu nie będzie, H. – Marcus przerwał ciszę, która zapadła, gdy gryfon poleciał do tyłu uderzając mocno plecami o ścianę. Zielone tęczówki zaszły mgłą, a z pół otwartych warg uciekło krótkie westchnienie. Prefekt Naczelna podniosła się szybko, a jedynie refleks Dracona, który złapał ją za nadgarstek powstrzymał kujonkę przed rzuceniem się w stronę przyjaciela. Dziewczyna jęknęła z bezsilności, pozwalając jasnowłosemu czarodziejowi przyciągnąć się na kolana. Wczepiła się palcami w ramię ukochanego, który z uwagą obserwował Hutza. Pansy pogładziła łagodnie napięte plecy brązowookiej, rozumiejąc dobrze jej instynkt. Bardziej zaciekawiła ją reakcja drugiej przyjaciółki, która wzdrygnęła się. Nie miała na myśli wrażliwej na takie widoki Milli, która już z zaszklonymi oczami patrzyła na tą scenę, a na opanowaną Torię. Ślizgonka zgrzytnęła zębami, marszcząc brwi i nie odrywając zielonego spojrzenia od gryfona. Znała ją na tyle dobrze by widzieć złość oraz żal na jej twarzy. Blade policzki zarumieniły się delikatnie, a długie palce muskały niespokojnie leżącą obok różdżkę. Parkinson powstrzymała się przed złośliwym uśmiechem, gdy Astoria zerknęła na nią zapewne wyczuwając, że jest obserwowana.
- Kretyńska brawura gryfonów – parsknęła Greengrass, jak gdyby wyjaśniając tym swoje nagłe zaangażowanie.
- Zaiste, kretyńska – przytaknęła Pans, unosząc brwi, gdy uwaga reszty znów skupiła się na arenie. Potter podniósł się powoli na nogi, ocierając ramieniem czoło mokre od potu. Jego ręce trzęsły się, gdy odpychał się od ściany by stanąć prosto. Jednak po paru minutach wydawał się znów być sobą, a kąciki ust uniosły się lekko. Hutz skinął aprobująco głową, gdy gryfon machnął ręką, że jest gotów.
- Pamiętaj by nie skupiać się na chwili – poradził auror, sprawdzając stabilność magicznej ściany, która chroniła widzów przed oberwaniem zaklęciem – Skup się na przeciwniku, przyglądaj się jego ruchom. Staraj się myśleć jak on i wyprzedzać go o krok.
- Jestem gotów – potwierdził Wybraniec, odbijając szybko zaklęcie. Hutz parsknął śmiechem, gdy urok podduszający minął go jedynie o parę milimetrów. Ku zdumieniu ślizgonów już na trzecich zajęciach okazało się, że mężczyzna nie będzie się z nimi patyczkował oraz za każdym razem używał wymyślnych zaklęć czarnomagicznych. Kiedy wybierał pod koniec zajęć dwójkę uczniów, z którymi walczył, to było dla nich wyróżnienie. Oczywiście to Harry’emu poświęcał najwięcej czasu i oni to rozumieli. Również pilnował by Hermiona z Teodorem pracowali nad sobą. Na każde spotkanie miał dla innych inne zadanie, które mimo, że wydawało się proste okazywało się bardzo trudne. Granger była jak małe dziecko, a jej aura hulała w najlepsze. Teo natomiast miał problem ze znalezieniem równowagi. Zbyt często używał dużej dawki magii, chociaż była potrzebna jej niewielka dawka. Pansy z chęcią oglądała tą dwójkę, gdy łapali się za ręce i jedynie pstryknięciem palców zapalali mnóstwo świeczek. Albo gdy zwyczajne zaklęcie odpychające niemalże złamało Gloomy’emu kręgosłup.
- Nie spiesz się – mruknęła cicho, gdy Harry rozpoczął kontruderzenie. Erik pozwolił sobie na cichy śmiech, gdy jego młody przyjaciel niczym tornado przemknął w jego stronę. Uroki rozbłysły, kiedy się zderzyły, a głośny huk rozległ się na sali. Auror wydawał się zatracić w magicznym pojedynku równie bardzo co młody gryfon. Wypowiadali coraz brutalniejsze formułki, kolorowe strumienie magii wibrowały, a jedynie ciszę przerywały głośne oddechy walczących. Wybraniec posłał falę gorąca na swojego nauczyciela, który ugasił ją machnięciem różdżki. Równie sprawnie odbił klątwę rozdzierającą, a samemu rzucił zaklęcie. Potter uchronił się, ale chwilę później jego oczy zrobiły się wielkie, a kolana ugięły. Chłopak upadł na ziemię, wypuszczając różdżkę z dłoni.
- Harry – krzyknęła przerażona Hermiona, zrywając na równe nogi i pędząc do trzęsącego się nastolatka. W niecała minutę przebyła dzielącą ich odległość, ostrożnie dotykając napiętych pleców ciemnowłosego – Merlinie, Harry?
- W porządku – wychrypiał gryfon, unosząc głowę i ukazując trupio bladą twarz. Zielone oczy błyszczały jednak podekscytowaniem oraz dziwną satysfakcją, która przestraszyła Prefekt Naczelną. Pansy wraz z resztą stanęła obok, starając się zrozumieć co przed chwilą się wydarzyło. Ją też zaniepokoiła ta niebezpieczna radość Złotego Chłopca, który właśnie się uśmiechnął krzywo do spokojnego mentora.
- Weź głęboki wdech, przytrzymaj w płucach i powoli wypuść – poradził mu Erik, unosząc ku góry jedną brew – To była dobra walka, Potter.
- To ostatnie.. co to było? – Teodor wpatrywał się w aurora z fascynacją oraz nieukrytym szacunkiem – Wyglądało jak.. nie wiem.
- Teodor Nott czegoś nie wie – prychnęła pod nosem Pansy, zaplatając ramiona na piersiach.
- Rzuciłem zaklęcie odurzające, a niewerbalnie oszałamiacz plus lekki urok podduszający – wyjaśnił mężczyzna, dotykając palcem rany na przedramieniu – Każde z tych zaklęć tak naprawdę wymaga albo jednej mocnej tarczy, albo trzech różnych z różnego zakresu. Potter jak mogliście zauważyć w pewnej chwili postawił na dość ogólnikową, luźną ochronę, a mocniejsze uroki odrzucał oddzielnie. Teraz również chciał odbić jeden czar, ale nie pomyślał, że mogą to być trzy z różnej dziedziny. Dlatego przebiły jego powłokę ochronną i uderzyły.
- Ślizgońskie zagranie – stwierdził Blaise, pomagając koledze podnieść się na nogi. Hermiona wciąż wpatrywała się w zielonookiego z troską, a jej usta drżały.
- To prawda, ale wasi przeciwnicy mogą być również bardzo mądrymi osobami – zauważył chłodno Erik, sięgając po butelkę z wodą i wypijając połowę na raz – Walczący dzielą się na różne typy. Albo tych co skupiają się na ataku czy obronie, albo przyczajonych, albo polegających na własnej sile. Nie wiecie nigdy przed kim staniecie.
- Jeszcze raz – wycharczał Harry, przeczesując ręką splątane oraz wilgotne włosy – Ostatnia walka.
- Nie – twardo odpowiedział auror, a widząc złość chłopca, westchnął cicho i złapał go pod brodę by młody spojrzał w jego oczy – Nie chcesz chyba paść z wyczerpania, prawda? Dzisiaj naprawdę spisałeś się świetnie, ale nie przesadzaj ze swoją wytrzymałością.
- Na wojnie nikt nie będzie dbał o to czy jestem zmęczony – syknął zirytowany czarodziej, prostując sztywno.
- Ciesz się w takim razie, że jeszcze na niej nie jesteś – warknął starszy mężczyzna, mrużąc powieki z zirytowania – Po prostu na dziś wystarczy, Harry. Okej?
- Okej – westchnął gryfon, a jego złość oraz upór zniknęły. Przyjrzał się Erikowi, który uniósł kąciki ust i zaczął mruczeć formułki lecznicze by zagoić jego najmniejsze zadrapania.
Pansy uśmiechnęła się lekko widząc troskę ich nauczyciela, gdy ten rozmawiał z Harrym. Przysunęła się bliżej Hermiony, która wciąż sztywno stała z boku. Złapała lodowatą dłoń przyjaciółki w geście pokrzepienia, gdy ta dużymi oczami wpatrywała się w podłogę. Wiedziała, że Czarna Magia ją przeraża. Widziała jak spięta była, gdy Potter walczył z kimkolwiek. Znała ją już na tyle by zrozumieć, że to nie brak zaufania do kontrolowania swojej mrocznej strony gryona ją tak bolał, a sama wizja, że chłopak zostanie zraniony. Prefekt westchnęła cicho, pozwalając się objąć. Pansy wetknęła nos w poplątane loki, wdychając truskawkowy zapach czarownicy.
- Będzie dobrze – wyszeptała pewnym głosem, odsuwając do tyłu i muskając wargami policzek gryfonki – Jest silny, H., a mamy jeszcze trochę czasu.
- Będzie dobrze – powtórzyła brązowooka, potrząsając głową – Nie boję się tylko o niego. Ale o was wszystkich. Nie mogę was stracić, Pans.
- Nigdy nas nie stracisz, jasne? – ślizgonka wbiła mocniej palce w ramiona kujonki, chcąc skupić na sobie całkowicie jej uwagę – Cokolwiek i kiedykolwiek się wydarzy, Hermiono. Będziemy razem, bo jesteśmy rodziną.
Pansy naprawdę wierzyła w te słowa. Kiedy to powiedziała zrozumiała, że to jest prawda. Nie miała nikogo więcej oprócz tej grupki młodych ludzi stłoczonych w Pokoju Życzeń. Jej matka oraz ojciec.. łączyła ich jedynie krew oraz korzenie. Jednakże tych przyjaciół kochała bardziej niż własnych kuzynów. W każdym z nich odnalazła spokojnie cząstkę swojego brata, a Chris byłby szczęśliwy widząc jakich ma cudownych czarodziei wokół siebie. Spojrzała w brązowe oczy Hermiony, która uśmiechnęła się do niej szczerze.
- Jesteśmy rodziną – przytaknęła gryfonka, a to była najlepsza odpowiedź jaką mogła dać według Pansy. Bo to była po prostu prawda.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Znowu ten pokój i znowu jego właścicielka. Młody chłopak wszedł bez pukania do przyjemnej sypialni, nawet się nie wahając. Co mogłoby się wydawać przerażające dobrze wiedział, że dziewczyna jest sama. Rozejrzał się mimowolnie po komnacie, znając każdy najdrobniejszy jej element. Skrzywił się na widok nieporządku na biurku, który jak zawsze był zawalony papierami oraz książkami. Nie był zaskoczony, że nie zastał kujonki siedzącej na parapecie z nosem w książce. Coraz częściej znikała, zwykle spędzając czas z Malfoyem, ale tym razem słyszał śpiew dochodzący zza drzwi łazienki. Uwielbiał te momenty, które zdawały się być tak zwyczajne. Jakby wizja zbliżającego się końca zblakła przy takich prostych czynnościach jak śpiewanie pod prysznicem, szukanie szaty czy chociażby leniwe wieczory przed kominkiem. Położył się na miękkim materacu, rozluźniając powoli. Jego zamysłem była rozmowa z dziewczyną, poważna oraz dość ponura. Oczywiście więź mu ułatwiała zrozumienie tego co czuła, tego co chciała oraz czego się bała. Znał ją aż za dobrze, ale wciąż nie tak jakby chciał. W sumie rzadko kiedy potrafił zrozumieć jej tok myślenia, a już na pewno mieszankę szalejących uczuć. Doprawdy najgorsze były chwile, gdy spotykała się z Draco. Dostawał niemalże migreny, gdy szczęście, niepewność oraz dzika radość atakowały jego umysł. Nie przeszkadzało mu to, w sumie bawiła go ta bitwa emocji, a szczególnie jej powód. Miesiąc temu byłby zły, że dziewczyna zaczęła ulegać urokowi blondyna. Bał się, że sielanka się urwie prędzej niż myślą. Tyle że z dnia na dzień zauważył zmianę w jej oczach, rumieńce oraz częste zamyślone spojrzenie. Zakochała się.
 - Teo? – Hermiona wyszła z łazienki ubrana w długie spodnie dresowe oraz zieloną bluzkę Draco, które służyły jej jako piżama – Coś się stało?
Uśmiechnął się widząc sterczące loki oraz czerwone policzki po gorącej kąpieli. Wydawała się taka ciepła oraz słodka niczym czekolada, ale wiedział, że potrafiła być równie ostra co papryczka chilli. Zerknął w czekoladowe oczy, które były jego osobistymi odskoczniami. Lubił rozkoszować się ich kolorem, które raz kojarzyły się z drapiącą w gardle whisky, a innym razem ze zmieloną kawą. Jak przez ostatnie dni i teraz odnalzł w nich iskierki szczęścia i wtedy właśnie zrozumiał. Nie było sensu w rozpoczęciu tej rozmowy, bo wystarczyła chwila by rozwiać te wszystkie wątpliwości. Oczy Hermiony były najlepszym sposobem by odgadnąć jej myśli. Bez problemy dostrzegał ukryte w nich uczucia, a tym lepiej je interpretował. Teraz pokazały mu one jej szczęście, jej miłość, oddanie i wtedy już wiedział, wiedział że nie może tego odebrać. Nie może odebrać jej szczęścia i miłości, nie może odebrać jej Draco, i właśnie wtedy postanowił sobie, że co by się nie działo zrobi wszystko żeby oni byli razem, szczęśliwi, żeby ONA była szczęśliwa, nawet jeśli miałby przypłacić to życiem.
- To okrutne, ale jestem wdzięczny, że Carrow zaatakował tamtą bliźniaczkę – odezwał się po chwili, obserwując jak odkłada ręcznik na krzesło, a potem na niego zerka – Gdyby wtedy jej nie torturował.. gdybyś nie usłyszała krzyku..
- To troszkę przerażające – zauważyła, wskakując na miejsce na łóżku tuż przy nim i sięgając po jego rękę – Teo, co się dzieje?
- Mam na myśli, że gdyby nie Carrow, to byśmy nigdy nie zostali połączeni – wyjaśnił, kręcąc głową by się otrząsnąć – Byłbym pusty już do końca mojego życia. Bo nigdy moja dusza nie byłaby w całości. Nigdy nie zaznałbym spokoju, szczerej radości. Nie wiem czy byłbym w stanie kochać kogoś.
- Teodorze, oczywiście, że byś kogoś pokochał – prychnęła, przyciągając jego chłodną dłoń do swojego rozgrzanego policzka – Pamiętaj, że ja jestem częścią twojej duszy, ale ty jesteś drugą połówką mojej. Dumbledore powiedział, że mamy stare dusze oraz potężne rdzenie magiczne, dlatego właśnie zyskaliśmy więź.
- Hermiona.. wojna się zbliża i oboje o tym wiemy, dlatego.. – chłopak zmarszczył brwi, podpierając się łokciem by móc spojrzeć prosto w ciepłe oczy nastolatki - Dlatego obiecuje Ci.. że ją przeżyjesz.
- Teo..
- Jesteś moją przyjaciółką, ale i częścią mojej rodziny – kontynuował, a czarne spojrzenie błyszczało mocą - Przeżyjesz tą wojnę. Zrobię wszystko żebyś przetrwała, żebyś była szczęśliwa i żebyś zawsze miała w oczach to ciepło. Rozumiesz, Hermiono? Przeżyjesz.
- Teo – dziewczyna szepnęła, a słone krople zostawiały ślady na wciąż czerwonych polikach. Młody Nott starł się odruchowo kciukiem, ale gryfonka jęknęła głośno jakby dopiero przyswajając jego wyznanie. Prefekt uniosła wzrok na twarz swojego przyjaciela, czując jak serce zaczyna bić jej coraz szybciej. Pierwszy raz widziała łzy bólu, ale i obietnicy w jego mrocznych oczach. To w tamtym momencie czarownica uświadomiła sobie, że to nie jest kolejne przyrzeczenie bez pokrycia, teraz to był cel jego życia, ale i priorytet w trakcie wojny. Jedyne co mogła wtedy zrobić to wpaść w ramiona przyjaciela, pozwolić łzom płynąć, łzom wzruszenia i strachu. Te słowa jej coś uświadomiły, coś o czym wiedziała od dawna, ale coś co dopiero dzisiaj odczuła. Zbliża się wojna. Wojna, która krwawe żniwo i trzeba się przygotować na najgorsze, na śmierć i cierpienie tak bliskich nam osób.
- Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz – szepnęła w jego klatkę piersiową, gdy pół godziny później wciąż leżeli na łóżku, mocno w siebie wtuleni. Teodor gładził ją uspakajająco po włosach, zaplatając od czasu do czasu wybrany lok na palec. Kujonka położyła głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując w mocne bicie serca ślizgona.
- Nie zostawię – powiedział delikatnym głosem, przyciągając jej uwagę. Przyjrzała jego twarzy, którą też znaczyły ślady łez.
- Obiecaj mi, że przeżyjesz – poprosiła, ściskając mocniej jego dłoń. Wzrok Notta wyostrzył się, odnajdując wciąż zamglone czekoladowe spojrzenie.
- Nie zostawię cię – powtórzył, przyciągając do ust palce brązowowłosej i muskając każdy kłykieć wargami.
- Obiecaj mi, że będziemy razem – szloch wydarł się z piersi młodej kobiety, chociaż zdawać by się mogło, że skończyły się jej już łzy – Obiecaj mi, Teo, że będziemy razem.
- Nie zostawię cię – przyjrzał się przyjaciółce równie smutnymi oraz przestraszonymi oczami, przyciągając do siebie – Nigdy. Nigdy cię nie zostawię, Hermiono.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Powiedz mi, skarbie, co tak trapi twoją kudłatą główkę?
Dziewczyna parsknęła śmiechem, gdy poduszka walnęła ją prosto w głowę. Uśmiechnęła się do przyjaciółek, które przyglądały się jej z troską. Milli, Toria oraz Pansy siedziały przy niej na podłodze, a ciepłe głosy czarownic ją uspakajały.
- Nie rozmawiałam wciąż z Ginny – mruknęła ponuro, widząc jak rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. Była ślizgonkom wdzięczna za ich pokrzepiającą obecność oraz trwanie przy jej boku.
- Daj czas rudej Weasley – Astoria wzruszyła ramionami, przysuwając sobie pucharek z lodami Pansy i podkradając ciemnowłosej trochę – Przeżyła zapewne szok.
- Draco bez koszulki sprawia, że dziewczyny mdleją – prychnęła Milka, machając różdżką nad paznokciami u stóp zmieniając ich kolor z ciemnego fioletu na błękitny – Albo uciekają z krzykiem.
- Dobrze, że miał spodnie inaczej padłaby trupem – zachichotała Parkinson, wyrywając swój deser z chciwych rąk zielonookiej – A mówią poważnie, Miona, to minęły dopiero trzy dni.
- Cztery – poprawiła ją Prefekt, wbijając łyżeczkę w czekoladową gałkę pyszności – Minęły cztery dni, a gdy do niej podchodzę mamrocze o jakimś ważnym zajęciu i ucieka.
- Musi to przetworzyć po prostu – skwitowała Greengrass, uśmiechając łagodnie do zasmuconej gryfonki – Uwierz mi, potrzebuje jedynie trochę przestrzeni by uporządkować sobie wszystko w głowie.
- A potem znów będzie cacy – dodała blondynka, opadając do tyłu na poduszki – Na dodatek masz nas, H.
- Bez was bym już totalnie zginęła – przyznała Hermiona oddając swoje lody ucieszonej arystokratce, której zielone oczy błysnęły radośnie na ten dar. Podniosła się, podchodząc do okna i wyglądając za nie. Ostatnio czuła się jak marionetka, która nie może się wydostać z plątaniny sznurków. Jakby nie mogła złapać oddechu, a każdy jej krok byłby zaplanowany. Powoli się dusiła, a wizja wojny stała się realna. Rozmowa z Teodorem sprzed wczoraj była jak.. jakby dopiero otworzyła oczy. Jakby stała plecami do obrazu wojny, krwi oraz wiążących się z nią konsekwencji. A on ją obrócił i zmierzyła się z tym. Teraz obserwując Harry’ego na treningu widziała go walczącego ze śmierciożercami. Jego każdy upadek był jej, jego każda rana była jej. Bolało ją to, że nie może go ochronić. Że nie może ochronić ich wszystkich. Byli rodziną, a ona była gotowa oddać za nich życie. Właśnie ta myśl sprawiła, że to poczucie bycia lalką na sznurkach zniknęło. Nikt nie wie czy zginie  w czasie tych wakacji. A może jako babcia ślicznych wnuków?
- Na pewno wszystko w porządku? – Pansy stanęła przy niej, a tuż za nią wychylała się zmartwiona Astoria oraz niepewna Millicenta.
- Co jeśli to zacznie się już jutro? – szepnęła, przyglądając tak znajomym twarzą. Oczy Parkinson rozszerzyły się lekko, Toria zbladła, a jasnowłosa ślizgona otworzyła szeroko buzię.
- Będziemy razem – przerwała w końcu ciszę zielonooka, uśmiechając z trudem – To najważniejsze.
- Będziemy razem – powtórzyła Milli, kuląc w sobie – Będziemy z osobami, które kochamy.
- Draco powiedział, że mnie kocha – wyszeptała Hermiona, przełykając ciężko ślinę. Widziała zaskoczenie dziewczyn, a chwilę później zaczęły się przekrzykiwać. Kujonka zmarszczyła brwi, ignorując ich pytania kiedy to się stało, jak się wtedy zachowywał. Odcięła się od nich zupełnie, wsłuchując w swój przyspieszony oddech. A co jeśli wojna nie zacznie się jutro, a na przykład tej nocy? Co jeśli Voldemort zaatakuje Hogwart? Jeśli nie zdąży odnaleźć Draco w oszalałym tłumie uczniów? Nie zdąży.. nie zdąży mu powiedzieć, że też go kocha?
- Wiedziałam, wiedziałam, że nie wytrzyma i ci to wyzna w końcu – Pansy chichotała z arystokratkami, ale gdy zobaczyła niemalże oszalały wzrok gryfonki uśmiech zamarł jej na twarzy.
- Gdzie on jest? – spytała nastolatka, biorąc głęboki wdech – Pans?
- Miał szlaban u McGonagall za to ostatnie spóźnienie – odpowiedziała Astoria, marszcząc brwi – Pewnie już skończył, ale..
- Przepraszam was, ale muszę go znaleźć – czarownica była już przy drzwiach, rzucając im ostatni nieśmiały uśmiech – Możemy przełożyć dzisiejszy wieczór na jutro? Znaczy możecie tu spać, ale ja naprawdę muszę.. go znaleźć.
- Jasne, H., leć – Milli machnęła na nią ręką, co było ostatnią rzeczą jaką zobaczyła brązowowłosa. Hermiona przebiegła szybko przez salon, napotykając zaskoczonego Teodora w wejściu. Chłopak bez słowa ją przepuścił, dobrze wiedząc, że właśnie toczy się w niej walka. Krzyknął coś by tak nie biegła, ale nie usłyszała go. Korytarz po korytarzu dziewczyna zbliżała się do swojego celu. Jednak klasa w której miała się odbywać kara blondyna była pusta. Kujonka jęknęła cicho, pędząc w stronę zejścia do ciemnych oraz mokrych terenów Snape’a. Czuła jak mięsień prosił ją o łaskę, ale upierdliwie robiła krok po kroku. Kiedy zeszła do podziemi uderzył w nią chłód, a powietrze zaczęło parzyć w płucach. Potykała się o każdy możliwy kamień, nie chcąc traci czasu na szukanie różdżki. Dopiero na ostatnim odcinku dojrzała jasne światło padające oraz blond czuprynę. Ostatkiem sił dobiegła do syna Lucjusza, łapiąc go za rękaw szaty. Sekundę później została powalona na ziemię, a kraniec różdżki czarodzieja wbijał się jej boleśnie w krtań.
- Granger? – chłopak zamarł, a jego lodowate oczy zmiękły. Cofnął szybko magiczny patyk, muskając rękoma jej głowę, ramiona oraz nogi, jakby sprawdzając czy jest cała.
- Draco – złapała z trudem oddech, uśmiechając, gdy szare spojrzenie znowu złapało jej wzrok – Kocham cię.
- Co się stało? – spytał z niepokojem, wciąż klęcząc przy niej, gdy ona ostrożnie siadała – Salazarze, Granger, przeraziłaś mnie!
- Draco – powtórzyła, łapiąc go za ciepłe dłonie i wpatrując uważnie w rozbiegane oczy. Dopiero gdy mocniej ścisnęła jego palce, wzrok ślizgona się wyostrzył oraz skupił na niej. Hermiona czuła, że serce jej przyspieszyło, gdy z rosnącym uczuciem oglądała szare tęczówki. Były fascynujące jak każda najmniejsza niebieska plamka w nich, szczególnie w ciemnym jak noc korytarzu.
- Na pewno nic się nie stało? – spytał kolejny raz, pochylając ku niej i otaczając ją swoim zapachem. Dziewczyna wciągnęła głęboko znajomą woń Malfoya, upajając nią. Szukała w sobie odwagi by zrobić to po co tu przyszła. Wojna mogła właśnie w tej chwili się rozpocząć, właśnie w tej chwili Voldemort może szykować śmierciożerców do ataku. A ona nie mogła myśleć o niczym innym niż o cudownym mrowieniu dłoni, gdy długie palce blondyna muskały je pieszczotliwie.
- Kocham cię – powtórzyła, widząc jak zdumienie oraz radość pojawiają się w ukochanych oczach. Dracon otworzył buzię by chwilę później ją zamknąć, wciąż nie odrywając od niej wzroku.
- Granger – szepnął, nachylając w końcu i łącząc ich usta pocałunkiem. Gwałtownie zmiażdżył jej wciąż drżące wargi, skubiąc je zębami. Jęknął głucho, gdy pociągnęła go na siebie, opadając na plecy. Hermiona zadrżała czując chłód ich otaczający oraz ciepłe palce blondyna na swoim biodrze. Pozwoliła by otumaniająca przyjemność oraz błogość rozpłynęła się po niej wraz z każdym pocałunkiem jasnowłosego. Wplotła palce w jego włosy, szarpiąc za nie lekko, gdy się odsunął minimalnie – Powtórz to, Granger.
- Kocham cię – wyszeptała, uśmiechając szeroko, gdy wygiął kąciki ust ku górze – Kocham cię. Kocham cię, Draco.

10 komentarzy:

  1. Ojacie ♡
    Cudo.
    Wywołało łzy (a uwierz... u mnje to nie takie hop)
    I bylo taaakie słodkie ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham ten rozdział.!
    Był piękny ❤❤❤
    Tyle emocji, tyle wyznań!
    Cudowny:*
    Zaczarowana ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się spodobał, bo mi też :>
      I cieszę się, że nie przesadziłam z tymi "wyznaniami" :)
      Pozdrawiam ciepło,
      L♥

      Usuń
  3. aż a tak liczyłam na pikantne szczegóły a tu ruda musiała przyjść :D
    cudowny rozdział <3
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, zbieram się powoli na te pikantne szczegóły, ale nie ma zbyt łatwo, zawsze ktoś ma idealne wyczucie czasu! :D
      Ściskam mocno,
      Lupi♥

      Usuń
  4. Cudownie było :)
    Ale jeżeli zamierzasz uśmiercić Teo to ja się obrażam, ot co!
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah, cóż los jeszcze nie zdecydował kto zginie, a kto przeżyje! :D Koło fortuny się toczy, a na kogo wypadnie? Cóż, tego sama wciąż nie wiem!

      Usuń
  5. Rozdział super, cieszy mnie reakcja Harry'ego, jego spokój. Zachwyciło mnie relacja Hermiony i Draco w jakim kierunku się rozwija :) Ginny mnie trochę denerwuje ale to nic :) Pisz dalej bo jestem uzależniona od tego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ogl nie przepadam za postacią Ginny, ale staram się jak mogę by jej nie "zepsuc" ;D
      Cieszę się, że rozdział się podobał i dziękuję za komentarz! :>

      Usuń