Dobry wieczór,
jak się trzymacie 22.09? :) Ja kicham i piję ciepłą herbatę, bo pogoda zmienna jest.
Bez przeciągania, zapraszam na kolejny rozdział. Chciałam na dodatek podziękować kochanemu Rogaczowi, który nie tylko stoczył dziś walkę z moimi błędami, ale również do niej należy część z Teodorem, jak i większość sceny Dramione. Wielkie brawa dla mojej niezastąpionej bety!
Miłego czytania,
Lupi♥
PS. Następny rozdział? W toku, ale kiedy będzie? Nie wiem, niestety trzecia klasa LO jest bardzo intensywna :(
- But Angie, Angie ain’t it good to be
alive? – zanucił spokojnie chłopak, obracając na plecy i wpatrując z
zamyśleniem w sufit – Angie, Angie, they can’t say we never tried.
- Masz przyjemny głos – mruknęła cicho
dziewczyna, opierając brodę na dłoni by móc się lepiej przyjrzeć towarzyszowi –
Coś cię trapi?
- Nie wiedziałem, że cię to interesuje –
burknął młody mężczyzna, siadając na miękkim materacu oraz naciągając na siebie
kołdrę. Rzucił spojrzeniem po stałym wystroju Pokoju Życzeń, zatrzymując wzrok
na porozrzucanych dookoła ubraniach oraz szatach. Mimo, że to już ich któreś
spotkanie z kolei wciąż nie nauczyli się powoli rozbierać. Napędzało ich
pożądanie, adrenalina i niepohamowana rządza. Nie uprawiali miłości, nawet nie
myśleli o niej. Musieli po prostu wyładować wszystkie uczucia, pozwolić sobie
na chwilę zapomnienia. Uśmiechnął się lekko na widok czarnego stanika
przewieszonego na klamce, która przypomniał mu o każdej chwili spędzonej tutaj.
- Ja też tak myślałam – przyznała szczerze
ślizgonka, przeciągając się jak kotka czym przyciągnęła jego uwagę. Leżała
zupełnie naga, a aksamitna kołdra przykrywała jedynie ją od pasa w dół.
Wydawała się niezwykle delikatna oraz blada na czarnej pościeli, a przy tym grymaśna oraz niebezpieczna. Rozczochrane brązowe pukle rozłożyły się w
wachlarz wokół jej głowy, duże oczy błyszczały figlarnie, gdy na nią spoglądał.
Pełne, czerwone wargi były opuchnięte co sprawiało, że jeszcze bardziej go kusiły. Teraz usta
ciemnowłosej uchyliły się, gdy śpiewała cicho razem ze Stonesami.
- Mama Blaise’a znała mojego tatę –
powiedział spokojnie, opierając się ramieniem o jedną z kolumienek łóżka
utrzymujących kotary. Astoria obróciła się na brzuch, odsłaniając alabastrowe
plecy, które szczególnie ozdabiały trzy pieprzyki tuż pod lewą łopatką. Przesunął
leniwie ręką po jej biodrze, badając miękkość oraz delikatność skóry
dziewczyny. Zadrżała, co wywołało jego cichy chichot.
- To nie dziwne w gruncie rzeczy –
zauważyła, unosząc brew i zerkając na jego palce, które gładziły jej bok – Moi
rodzice też znali twojego ojca chociaż byli trochę starsi.
- Saima i ojciec poznali się jeszcze przed
Hogwartem – kontynuował, ignorując ją zupełnie jakby był zbyt skupiony na
badaniu pleców młodej kobiety – Dziadkowie kolegowali się z jej rodzicami,
przez co tata i Saima spędzali dużo czasu razem. Podobno była rok młodsza, a
przydział do Slytherinu niczego nie zepsuł w ich relacji. Była jedyną z
niewielu osób, które popierały związek rodziców.
- Widzieli się po szkole? – spytała
delikatnie Greengrass, zagryzając wargę – Czy ich kontakt się urwał?
- Mama Blaise’a.. była przy porodzie –
wyszeptał, podciągając pod brodę kolana i obejmując nogi ramionami – Trzymała
mnie na rękach, gdy mama zasnęła zmęczona. Śpiewała mi piosenki i kołysała,
czekając na powrót taty, który był wtedy z Syriuszem na misji. Kiedy wrócili, a
mama się obudziła oddała mnie i poszła do salonu.. czekać. Podobno po szkole
ich kontakt się urwał, a ona przyszła tego wieczoru by ostrzec nas przed
szpiegiem. Sama nigdy nie przyłączyła się do śmierciożerców, a ojciec Blaise’a
podobno zginął, gdy za trzecim razem odmówił. Dowiedzieli się jednak, że jest
kret wśród Zakonników i.. będąc samej dopiero co po porodzie zostawiła małego synka z mężem i
przyszła do nich by.. ostrzec.
- Ojciec Blaise’a zginął później –
napomknęła, wzruszając ramionami – Podobno był najmądrzejszym krukonem od wielu
lat i Czarny Pan chciał mieć go w swoich szeregach jako jednego z dowódców. A
on raz za razem odmawiał. Ukrył Saimę i Blaise’a w Zakonie Feniksa, a sam
został w ich domu.. nie wrócił.
- Poznałem Blaise’a mając niecały miesiąc – zaśmiał
się ponuro zielonooki, strzelając kostkami palców – Saima przesiadywała razem z
moją mamą, zbliżyły się do siebie, ale nie zostały kimś więcej niż koleżankami. Jednak wciąż czekała po prostu na powrót
taty, a potem znikała. Raz mama źle się czuła i mama Blaise’a przyszła się mną
zająć. Trzymała mnie na rękach, gdy wrócił ojciec. Powiedział jej wtedy, że ..
może zginąć. I prosi by się mną zajęła.
- Nie mała prośba – szepnęła, przechylając
na bok głowę i mrużąc powieki – Masz jakieś zdjęcie siebie jako maluszka?
- Niby skąd? – prychnął, przewracając
oczami – Saima obiecała się mną zająć.
- Jeśli mam być szczera średnio jej to
wychodziło – chłodno stwierdziła zielonooka, zaskoczona sama złością jaką
odczuła przez to zaniedbanie – Mówiła coś jeszcze?
- Ojciec był pewien, że jeśli im coś się
stanie, to Syriusz lub Remus będą moimi opiekunami, więc nie prosił jej o to –
wyjaśnił, marszcząc brwi, gdy Toria usiadła – Prosił ją by w momencie, gdy
będzie mi coś groziło.. by mi pomogła.
- Grozi ci najpotężniejszy czarnoksiężnik,
Potter, nie od dziś, nie od wczoraj, a od paru lat – warknęła, pochylając się i
gniewnie wykrzywiając – Dlaczego więc nie zainteresowała się tobą wcześniej?
- Bo tata dał warunek – westchnął,
wyciągając rękę i odgarniając jej ciemny kosmyk z twarzy – Miała mi dać znać o sobie , dopiero wtedy gdy ja z Blaisem staniemy się przyjaciółmi. Zabini poinformował
ją o naszej relacji w święta, dlatego nas zaprosiła. By zobaczyć mnie po tak
wielu latach z bliska..
- Nie musiała się trzymać reguł – uparła
się ślizgonka, sięgając po kieliszek z bursztynowym alkoholem i podając go
chłopakowi – Mogła dać ci ochronę.
- Ale postanowiła wypełnić ostatnią
obietnicę złożoną mojemu ojcu na takich warunkach o jakie poprosił – wymamrotał, mocząc wargi w złotej
cieczy i oblizując je później językiem – Nie jestem zły, jestem w sumie..
uspokojony.
- Dlaczego? – spytała dziewczyna, nalewając
Ognistej i sobie.
- Taka jest moja historia, Toria –
uśmiechnął się, mrugając szybko by odpędzić widok Jamesa Pottera kiwającego do niego z aprobatą głową – Tak chciał ojciec, nie przeszkadzałaby mu
moja przyjaźń z wami. Byłby.. szczęśliwy. Więc czemu ja mam być teraz wściekły,
smutny? Już przez to przechodziłem po powrocie Syriusza.
- Miewasz czasem przebłyski intelektu – parsknęła , śmiejąc, gdy teatralnie zaczął ja spychać z łóżka. Pociągnęła go za
sobą, upadając miękko na puszysty dywan. Ciało Harry’ego rozłożyło się na niej,
a ciepły oddech połaskotał ją w szyję. Gryfon oparł się na łockiach po jej bokach,
nie zsuwając się z niej, a jedynie przyglądając z ciekawością oraz ciepłem.
- Potrzebowałem tej rozmowy – wyszeptał do
jej ucha, przygryzając je jednocześnie – Czego chcesz w zamian?
- Proste pytanie, Potter – zachichotała,
obejmując go nogami w biodrach i przyciągając bliżej – Chcę tylko ciebie.
- Ja ciebie też – jęknął, łącząc ich usta w
mokrym pocałunku. Tym razem namiętność oraz pożądanie nie przeważyło. Tym razem
uprawiali miłość, po raz pierwszy nie śpieszyli się. Smakowali siebie nawzajem,
uczyli od nowa. Ten jeden raz na podłodze w pokoju życzeń był inny, wyjątkowy.
Teraz patrzyli sobie w oczy, czytali z ruchu ust partnera. Ten jeden raz
kochali się. Nie zdawali sobie nawet z tego sprawy zbyt zaabsorbowani sobą,
jednak to właśnie ta chwila przeważyła na ich późniejszych wyborach. To uczucie
w zielonych oczach Harry’ego zapamiętała Greengrass, to ten szczery uśmiech na
pięknej twarzy Astorii, zapamiętał Harry. Tym razem stanowili prawdziwą całość.
Jedność. Byli chwilą, która miała się zaraz skończyć, a w ich wspomnieniach żyć
wiecznie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Kiedyś chcę mieć dzieci.
Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało,
przyglądając swojemu towarzyszowi, chłopak leżał na brzuchu na dywanie, kończąc właśnie pisać wypracowanie. Jednak teraz opierał brodę na dłoni i patrzył na nią z kpiącym
uśmieszkiem. Rękawy czarnej bluzki podwinął, a lewe ramię odznaczało się wytatuowanym wężem.
- Ja.. nie wiem sam – przyznał szczerze,
marszcząc czoło – Nie byłbym dobrym ojcem.
- Czemu tak myślisz? – uniosła brwi,
wpatrując w jego odbicie w lustrze przed którym stanęła – Nathaniel cię
uwielbia.
- Nigdy nie miałem do czynienia z dziećmi –
mruknął, bawiąc się trzymanym piórem – Nate, to co innego. Nie spędzam z nim całych dni, a
czasem parę godzin.
- Myślę, że byłbyś świetnym tatą –
stwierdziła, wzruszając ramionami, gdy ich spojrzenia zetknęły się w odbiciu –
Może ty tego nie widzisz, Draco, ale ja tak.
- Jak? – prychnął, podnosząc się na klęczki
i podchodząc do ukochanej. Stanął za nią, przesuwając powoli spojrzeniem po ich
sylwetkach. Uśmiechnął się, gdy zauważył, że jego bluza, którą na siebie
założyła kończyła się tuż nad kolanami. Wydawała się teraz taka krucha i
delikatna, ale widział hardość jej oczu.
- To proste, Draco – szepnęła, robiąc mały
krok w tył tak by oprzeć się plecami o jego tors. Przyciągnęła do siebie jego
ramiona, wtulając w niego. Chłopak wsunął nos w poplątane loki, które sterczały
na wszystkie strony. Przesunął dłonią po jej żebrach, wsuwając kciuk w pasek
jej spodni. Musnął gładką skórę gryfonki, wzbudzając tym u niej dreszcz. Młody
Malfoy napawał się tym momentem, starając zapamiętać najdrobniejszy szczegół.
To jak słodko pachniała, to jak jej włosy irytująco łaskotały go po twarzy, to
jak ciepła była i jak szeptała jego imię niczym kołysankę.
- Granger? – westchnął, czekając na
odpowiedź.
- Gdybyś miał mieć dzieci ze mną byłabym
pewna, że będą szczęśliwe – wyszeptała, czerwieniąc się i obracając głowę –
Znaczy nie mówię, że będziemy mieli dzieci. Albo nie. W końcu nie wiadomo co
będzie kiedyś, po prostu.. och, chodzi mi o to, że kobieta, która zostanie matką
twoich dzieci będzie miała szczęście.
- Chciałbym mieć jednak kiedyś dzieci –
mruknął po chwili milczenia, uśmiechając szeroko, gdy spojrzała na niego w
lustrze – Z Tobą.
- Nie mów tak, Draco, nie wiemy co będzie w
tym „kiedyś” – zauważyła, wzdychając – Nie wiem czy.. dotrwamy do planowania
takich rzeczy.
- Możemy już zacząć planować – zaśmiał się
ponuro, obracając w swoją stronę i przyglądając z namysłem jej rumieńcom –
Granger..
- Tak, Draco? – czekoladowe tęczówki
błysnęły ciepło, gdy blondyn złączył ich czoła. Czuła chłodne palce sunące po
jej ramionach oraz jego oddech na swoich ustach. Przełknęła głośno ślinę,
unosząc dłoń i wsuwając ją w jasne kosmyki. Pogładziła jego kark, przysuwając
jednocześnie bliżej.
- Kocham cię – Hermiona zastygła, gdy jego
usta wypowiedziały najcichszym szeptem te dwa słowa – Kocham cię, Granger.
Dziewczyna przymknęła powieki, oblizując
wargi i szukając w głowie odpowiedzi. Jednak teraz nie mogła się skupić, a w
uszach jej szumiało. Wzięła głęboki wdech, czując przyjemny zapach ślizgona.
Jej serce waliło tak mocno, że aż przestraszyła się, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Nie
mogła zebrać myśli ani ułożyć sensownego zdania. Słyszała tylko te dwa
słowa. Które dudniły jej w głowie, których rytm wybijało serce. Draco ją kocha.
Draco Malfoy ją kocha!
- Granger? – zamrugała, zerkając w niepewne
srebrne oczy. Pierwszy raz widziała blondyna tak odsłoniętego, tak wrażliwego.
Drżącymi opuszkami palców pogładziła jego policzek, muskając kciukiem jego wargi.
Stanęła na palcach, łącząc ich wargi ze sobą Tym razem to ona dominowała nad ich
pocałunkiem, to ona popchnęła go do tyłu sprawiając, że poleciał na łóżko. Nim
zdążył się odezwać weszła na materac obok niego, sadowiąc się na jego
biodrach i nachylając by znów przywrzeć wargami do jego ust. Poczuła jak
chłopak wzdycha zaskoczony jej brakiem granic, a po chwili długie palce złapały
w garść loki Prefekt, pociągając za nie. Gryfonka przez sekundę zastanawiała
się czy zaraz ich obróci jak to było do tej pory, ale widać tym razem
zaakceptował fakt, że to ona jest górą. Uśmiechnęła się do siebie, gdy złapał
za kraniec swojej bluzy, którą założyła. Pomogła mu ją z siebie ściągnąć, tak
samo jak podkoszulek. Szare spojrzenie błyszczało, gdy znów na siebie
spojrzeli.
- Bliżej – szepnęła chrapliwie, kładąc się
na nim i muskając opuchniętymi wargami jego szczękę. Skubnęła lekko zębami jego
ucho, przesuwając potem po jego policzku językiem. Nie miała pojęcia skąd u
niej ta nagła odwaga oraz niezaspokojona chęć bycia jak najbliżej. Jednak gdy
znów ich języki złączyły się w dzikim tańcu, poczuła rozlewające się po jej
ciele ciepło. Wczepiła się paznokciami w jego kark, wydobywając z gardła
chłopaka cichy pomruk. W odpowiedzi na tą zaczepkę Malfoy ugryzł ją mocniej w
dolną wargę, co było dziwnie przyjemnym doznaniem. Palący ból oraz mrowienie
sprawiły, że zapomniała o oddychaniu. Hermiona sprawnie zdjęła jego bluzkę,
odrzucając za siebie i mrużąc powieki z zadowoleniem. Przesunęła dłonią po
bladym torsie młodego czarodzieja, który był naprawdę dobrze wyrzeźbiony.
Blondyn popatrzył na nią z dołu wciąż leżąc na plechach, podczas gdy ona
siedziała na jego udach.
- Jesteś piękna – jęknął, wyciągając drżącą
rękę i dotykając ramienia dziewczyny. Przesunął nią po całej długości,
splatając ze sobą ich małe palce. Brązowe tęczówki żarzyły się w półciemnym
pomieszczeniu, gdy Draco usiadł by powrócić do pocałunku. Hermiona zaplotła
nogi za jego plecami, drapiąc go po nich paznokciami. Blondyn uśmiechnął się
wciąż starając się zdominować w tańcu ich języków. Zjechał po chwili wargami na
jej szyję, a zaskoczona przyjemnością jaką to dało Hermiona odchyliła się do
tyłu. Przymrużyła powieki, pozwalając sobie na głośne westchnienie, gdy chłodne
opuszki musnęły zapięcie jej biustonosza. W tym momencie każde rady jej mamy by
czekała na tego jedynego prysnęły. W tej sekundzie była gotowa mu się oddać,
całkowicie przypieczętować rosnące w niej uczucie do niego. W tej krótkiej
chwili miała ochotę skinąć głową i poznać smak tej nowej miłości.
- Nie – jęknęła, gdy drzwi otworzyły się z
hukiem. Zaskoczona sturlała się z łóżka, upadając na ziemię, a tuż przy niej w
pół pochylonej pozie znalazł się Draco z różdżką skierowaną w stronę wejścia.
Była zaskoczona oraz zaciekawiona tą szybką reakcją ukochanego, ale w minutę
otrzeźwiała i złapała jego nadgarstek by opuścił rękę. Była w szoku, że tak
szybko z delikatnego chłopca o pożądliwym wzroku zmienił się w chłodnego oraz
opanowanego mężczyznę. Srebrne tęczówki dopiero co promieniujące uczuciem
zastygły we wściekłym błysku. Sama miała ochotę wypróbować nowo poznane
zaklęcia, a szczególnie tych parę mocno turbujących.
- Ja.. – spojrzała na bladą twarz osoby,
która wtargnęła do ich pokoju, czując jak zaczyna się rumienić z zażenowania –
Przepraszam, ja..
Moment później drzwi znów trzasnęły, gdy spłoszony
gość uciekł. Ciepło oraz nienasycona potrzeba bycia z Draco zbladła, gdy w
końcu przetrawiła ostatnie parę minut. Wciąż siedziała na podłodze w samych
spodniach oraz staniku, z rozczochranymi włosami, opuchniętymi ustami oraz
mocnymi rumieńcami. Malfoy niczym przyczajony wąż stał tuż za nią, mocno
ściskając różdżkę, a jego oczy ponownie z lodowato przenikliwych stały się
szczere oraz zatroskane. Hermiona nie powstrzymała lekkiego uśmiechu,
przesuwając po nim spojrzeniem. Jasne kosmyki sterczały jak nigdy na wszystkie
strony, układając w niechlujnej fryzurze i opadając mu na czoło. Umięśniony
tors był zadraśnięty w paru miejscach, a spodnie luźno opadały mu na biodrach o
dziwo z rozpiętym paskiem. Gryfonka zarumieniła się zdając sobie sprawę, że to jej
palce z takim zaangażowaniem bawiły się jego zapięciem. Uniosła głowę wyłapując
jego kpiąco śmiejące się oczy, gdy wyciągnął rękę by pomóc jej wstać.
- Domyślam się, że to koniec? – wychrypiał,
zakładając kasztanowy lok za ucho nastolatki, gdy ta przygryzła wargę – W tej
chwili mam ochotę wyrwać ci różdżkę i nigdzie nie puszczać.
- A ja chciałabym być rzucił na mnie
Oblivate by zapomnieć o tym żenującym zdarzeniu – jęknęła, opierając czoło na
jego rozgrzanym ramieniu i uśmiechając delikatnie – Albo nie. Jeszcze rzuciłbyś
je tak nie umiejętnie, że wykasowałbyś mi ostatnie minuty.
- Nigdy nie rzucę na ciebie takiej klątwy –
parskną, unosząc palcem jej brodę i muskając łagodnie swoimi nabrzmiałymi
wargami maloniwe usta Prefekt – Nie chcę byś mnie zapomniała.
- I nigdy cię nie zapomnę – obiecała
żarliwie, wzdychając i odsuwając. Złapała leżącą niedaleko bluzkę, szybko ją na
siebie naciągając. Stanęła na chwilę przed lustrem, przyglądając z zaskoczeniem
szopie na głowie oraz czerwonym policzkom. Cóż, tego już nie ukryje. W odbiciu
zauważyła, że Draco opadł na łóżko z zapiętym już paskiem i patrzy na nią z
błyskami radości w oczach.
- Zostaniesz tu? – spytała, łapiąc bluzę
ślizgona i ponownie ją wkładając. Przesunęła palcami po lokach, chcąc je jakoś
ujarzmić.
- Skończę wypracowanie – machnął ręką na
leżące na podłodze książki, a po chwili zmrużył powieki – Ale tak, nigdzie się
nie ruszam.
- Plus dziesięć punktów dla Slytherinu,
panie Malfoy, za świetną odpowiedź – stwierdziła, stając w drzwiach – Nie
wychodź. Albo odejmę piętnaście.
- Gdzieżbym śmiał przy takiej groźbie –
parsknął, unosząc brew, gdy znowu się szeroko uśmiechnęła – Granger, różdżka.
- Zapomniałam – przewróciła oczami,
podchodząc do posłania i łapiąc z etażerki swoją własność. Zerknęła na ślizgona,
który obserwował ją nieustannie. Zrobiła krok w jego stronę, całując mocno w
kącik ust. Minutę później była już w salonie, wychodząc na zimne korytarze
Hogwartu. Rozejrzała się z namysłem, zastanawiając gdzie mógł uciec
niespodziewany gość.
- Dlaczego akurat w tym momencie? – spytała
samą siebie, ruszając w kierunku Wieży Gryffindora – I czemu akurat ty, Ginny,
a nie taka Pansy czy Toria?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Nie była pewna kogo bardziej nienawidziła w
tej chwili. Siebie, Hermiony czy tych cholernych ślizgonów! Przyspieszyła
kroku, czując jak złość oraz poczucie zdrady wzrasta. Wiedziała, że to nie ma
sensu, ta jej nagła wściekłość. Czarny Pan ją opętał drugi raz, zmusił do
robienia rzeczy, których nie chciała robić! Zraniła przy tym nie tylko swoją
rodzinę, ale w szczególności przyjaciół. Najbardziej Hermionę. To ona mówiła te
wszystkie straszne słowa, to ona patrzyła wtedy w te łagodne oczy i je mówiła! Teraz
niemalże biegła po pustym korytarzu, a jej kroki przerywały panującą ciszę.
- Cholerny Malfoy – burknęła, zatrzymując
się gwałtownie i opierając na parapecie – Cholerny Nott, cholerna Greengrass,
cholerna Parkinson! I wszyscy inni.
Wyklęła pod nosem każdego ślizgona, który
śmiał zabrać jej przyjaciółkę. Po chwili oparła czoło o chłodne szkło,
uspakajając oddech. Zamknęła powieki, skupiając się na każdym wdechu oraz
wydechu. Powoli złe uczucia z niej spływały i znów mogła logicznie myśleć. To
nie była niczyja wina, że jej przyjaciółka znalazła nowych znajomych. Powinna
być im wdzięczna, że opiekowali się nią podczas jej.. niesubordynacji. I
naprawdę cieszyła się radością Hermiony, przynajmniej starała. Z trudem, ale
jakoś zrozumiała, że relacje gryfonki z ślizgonami zmieniły się diametralnie.
Szczególnie istotnymi osobami stali się Teodor oraz Malfoy. Tych dwóch zajęło
ważne miejsce w życiu dziewczyny, oczywiście, reszta paczki też stanowiła
nowych członków rodziny, ale tych dwóch.. było innych. Teodor Nott z racji ich
więzi. Ginny musiała przyznać, że była to dla niej wciąż zagadka, ale sam w
sobie Prefekt jej w niczym nie przeszkadzał. Czuła się nawet bezpiecznie, gdy
siedział z nimi w pokoju. Młody czarodziej był raczej cichy oraz spokojny, ale
również kulturalny. Mało mówił, gdy uczyła się z Hermioną, ale jak już się
odezwał to konkretnie. Przynajmniej do niej, bo wiedziała, że dla innych bywał
złośliwy oraz chamski. Pewnie wpływ na jego stosunek do niej miała Miona, a
może i ta cała więź. Przestała się jednak martwić o przyjaciółkę, gdy zauważyła
jeden jedyny raz w ciemnych oczach ślizgona ciepło, troskę oraz miłość.
Wyjątkowo Nott nie zdążył ukryć uczuć w spojrzeniu, gdy wtargnęła do sypialni
ciemnowłosej. Co innego sytuacja miała się z drugim Wężem. Draco Malfoy.
Cholerny arogant zawrócił w głowie Herm! Nigdy by w to nie uwierzyła, ba! Rok
temu pobiegłaby do panny Granger i opowiedziała jakie głupoty usłyszała! A
teraz, po powrocie dowiaduje się, że dziewczyna oraz ten głupek są tak jakby
razem. Tak jakby, jasne. Parę razy już się zdarzyło, że przyłapała ich na
trzymaniu się za ręce, a nawet skradzionym pocałunkom. Okazywali sobie uczucia
jedynie u Prefektów, a na co dzień w szkole udawali wciąż wrogów. Wciąż z
trudem to trawiła, a para wyglądała na tak zauroczoną sobą. Tak mówił Harry, bo
ona nie widziała niczego innego w szarych oczach Malfoya poza kpiną. Ale
Wybraniec zapewniał ją, że ślizgon nie widzi świata poza ich przyjaciółką. Że
oddałby życie za nią. Nie wierzyła temu ani trochę. Szanowny arystokrata miałby
stanąć między Avadą, a jak zwykł mówić „zwykłą szlamą”? Prędzej Harry oświadczy
się jej matce niż zaufa ślizgonowi.
- Weasley? – ruda czarownica obróciła się,
zaskoczona czyjąś obecnością -Wszystko w porządku?
Siostra Rona zamarła, przyglądając
niechcianemu towarzyszowi. Brązowe oczy patrzyły na nią uważnie, a wąskie usta
zaciśnięte były w surową kreskę. Ciemne pukle były ułożone w niefrasobliwej
fryzurze, a końcówki włosów przy karku
lekko zwijały się w loczki. Przesunęła wzrokiem po wymiętych bojówkach oraz
niebieskiej bluzce, która ładnie podkreślała jego karmelową skórę.
- Tak – chrząknęła, strzelając kostkami
palców nerwowo – Ja.. po prostu.. patrzyłam na błonia.
- Masz problem ze wzrokiem, że musisz być
aż tak blisko szyby? – prychnął, opierając się plecami o przeciwległą ścianę
korytarza i uśmiechając kpiąco – Co się stało?
- Jesteś upierdliwy i zbyt ciekawski –
warknęła, marszcząc brwi, gdy jedynie przytaknął. Zgrzytnęła zębami, obracając
plecami do ślizgona. Czuła na sobie jego intensywne spojrzenie, gdy wciąż
uporczywie wpatrywała się na zaśnieżone tereny Hogwartu. To było dziwnie
niepokojące wiedzieć, że za nią jest jeden z wychowanków Domu Salazara, ale też
była pewna, że nic jej nie zrobi. Hermiona znaczyła coś dla nowych przyjaciół,
Ginny to widziała. To nie były tylko puste słowa, co miała okazję zauważyć.
Kiedy ostatnio siedziała w salonie Prefektów, a ślizgoni przyszli spędzić z
Naczelnymi wieczór wyłapała owe drobnostki, które ukazały jak dobrze znają jej
przyjaciółkę. Małe szczegóły, które w końcu pozwoliły jej uwierzyć, że ta
relacja między Wężami, a Granger jest.. prawdziwa. Samo to, że Pansy podała
Hermionie wiśniowego żelka, samej jedząc zielonego, świadczyło, że wie jakie
smaki gryfonka lubi. Albo fakt, że Astoria zrobiła ulubioną kawę Prefekt
Naczelnej bez pytania o ilość mleczka, cukru. Marcus natomiast, gdy wcześniej
się przygotowywał do ostatnich testów z Hermioną, wciąż pociągał ją za włosy
drocząc się tym samym ze swoją korepetytorką. Panna Weasley pamiętała, że gdy
starsza nastolatka pisała wypracowanie, a Harry bądź Ron złapali jeden z jej
loków, to chwilę później obrywali książką po głowie. Jednakże Hermiona tym
razem przewróciła oczami, mrucząc pod nosem, że jak nie przestanie to zada mu
więcej zadań. Millicenta ostatnio natomiast leżała na łóżku wychowanki Minerwy
i przeglądała magazyny ślubne, a JEJ Hermiona aktywnie brała udział w
fantazjach blondynki o weselu. Chichotały non stop oraz wskazywały różne
zdjęcia, co było tak dziwne.. a jednocześnie ukazywało, jak blisko są ze sobą.
- Nie przeszkadza ci, że twój przyjaciel
zadaje się z.. mugolaczką? – spytała nagle, siadając na podłodze i spoglądając
na wciąż spokojnie stojącego chłopaka. Blaise Zabini również był bardzo
związany z Mioną. Ostatnio siedział przy niej oraz nadawał na znany mu tylko
temat, a Hermiona machała ręką w poszukiwaniu czegoś, wciąż skupiona na pracy
domowej z eliksirów. Ginevra miała jej właśnie podać drugie pióro, ale ku jej
zaskoczeniu to Zabini sięgnął po zapisaną kartkę i podał brązowowłosej na co ta
uśmiechnęła się z wdzięcznością. Zabolało ją, że to mulat wiedział czego szuka
jego rozmówczyni, a nie ona. Nigdy nie miała problemów z odgadywaniem jej
ruchów, a teraz z przykrością zauważyła, że ślizgoni są w tym lepsi.
- Byłbym hipokrytą, gdyby miało mi to
przeszkadzać – parsknął, unosząc brew, gdy popatrzyła na niego z ciekawością –
Jestem w związku z mugolką, Weasley. Aryą.
- Arya – szepnęła rudowłosa gryfonka,
przytakując – Herm coś wspominała. I zupełnie popierasz .. ich relacje?
- Nie, szczerze mówiąc, to nie – zaśmiał
się, błyskając w ciemności białymi zębami – Nie podoba mi się to, że zamiast
wieczorem napić się ze mną Ognistej, to ten wariat leci do Hermiony. A ona
zamiast słuchać mnie i patrzeć na mnie maślanym wzrokiem, woli przypatrywać się
temu kretynowi.
- Pytałam poważnie – westchnęła, opierając
brodę na kolanach – Nie masz żadnych zastrzeżeń? To twój przyjaciel..
- Mój najlepszy przyjaciel i moja
najukochańsza przyjaciółka – poprawił ją od razu, zsuwając się po ścianie by
też usiąść na ziemi naprzeciwko niej – Draco ją kocha, Weasley. Uszczęśliwia. A
ona sprawia, że jego życie nabrało w końcu jakiegoś sensu. Więc nie, nie mam
żadnych zastrzeżeń.
Ginny skinęła powoli głową, zapamiętując te
słowa. Wzrok znów przesunął się na ciemnowłosego, który na nią patrzył. Poczuła
nagle, że się rumieni, gdy dotarło do niej co robi. Siedzi na korytarzu
wieczorem i rozmawia z okropnym wężem. Chociaż może Zabini nie był taki zły. Na
pewno był w pewien sposób pociągający, co również z zaskoczeniem zauważyła.
Oczywiście według niej wciąż daleko mu było do Harry’ego, ale nie dało się
zignorować lekko skośnych, migdałowych oczu, pełnych ust oraz łagodnie
zarysowanej szczęki. Nikt już na nią nie patrzył w ten sposób od paru miesięcy.
Tak normalnie, jak na każdą zwyczajną osobę.
- Skąd ten dylemat? – zapytał, prostując
nogi i wygodniej sadowiąc – Na temat Miony i Draco?
- Zastałam ich w.. niecodziennej sytuacji –
przyznała, czerwieniejąc, gdy uniósł brwi – Byli.. zajęci sobą w sypialni H.
- Ach, no tak – parsknął śmiechem,
przewracając oczami, co zapewne podłapał od gryfonki. Arystokraci rzadko kiedy
pozwalali sobie na takie zachowania, a Hermiona dość często wywracała oczami.
- Wiedziałam, że są razem, ale.. –
wzruszyła ramionami, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów – Chyba nie
rozumiałam do końca jak blisko, tak naprawdę.
- Ale byli całkiem nago? – spytał, a widząc
jej minę zaczął się głośno śmiać – Wybacz, Weasley, ale ja jedynie przyłapałem
ich, gdy Dracon był bez bluzki. Jeszcze nie widziałem by Hermiona miała na
sobie mniej niż spodnie oraz koszulkę.
- Zabini, jesteś totalnie dziwny –
stwierdziła cicho, uśmiechając, gdy rozłożył jedynie ramiona nie zaprzeczając –
Nie, nie było nago. Ale niewiele już im brakowało.
- Draco jej nie skrzywdzi – powtórzył,
widząc, że się wzdrygnęła – Nie jesteśmy tacy źli, Weasley.
- A my tacy dobrzy – szepnęła, biorąc
głęboki wdech. Błyszczące oczy Blaise znów złapały jej spojrzenie, a ona z
trudem wypuściła powietrze. Mulat podniósł się i kucnął tuż przed nią, na tyle
blisko by jego i jej kolana się zetknęły. Widziała teraz nawet jaśniejsze
plamki w jego tęczówkach oraz cienką bliznę przecinającą kącik jego ust.
Naprawdę ładnie wykrojonych oraz kuszących ust, co zauważyła ze wstydem.
- Jesteś jedną z najodważniejszych osób
jakie znam – powiedział powoli, pochylając jeszcze bliżej – Nie tylko na drugim
roku okazałaś się silniejsza niż Czarny Pan, ale i teraz. Bo jesteś ponad nim,
Weasley, skoro znalazłaś po tym wszystkim siłę by wrócić tutaj. By zwalczyć go
oraz wyrzucić z umysłu. I wróciłaś tutaj dla przyjaciół, do domu.
- Ja po prostu..
- Jesteś kim lepszym oraz silniejszym niż
myślisz – przerwał jej, uśmiechając pierwszy raz bez kpiny oraz pogardy –
Musisz jedynie uwierzyć w siebie, Ginny.
Chwilę później ślizgon wyprostował się,
rzucając ostatni raz na nią ciekawskim spojrzeniem oraz odchodząc. Stukot jego
butów na korytarzu w końcu zniknął, a ona została sama. Zamrugała powiekami,
przepędzając niechciane łzy, które się pojawiły znienacka. Co innego słyszeć takie
słowa od przyjaciół oraz rodziny, a co innego od zupełnie obcej osoby. Słone
krople zaczęły spływać po jej policzkach, uwalniając w końcu ten palący ból z
klatki piersiowej. Szlochała samotnie, chowając twarz w dłoniach oraz
wyrzucając z siebie wszystko, co mogła. Po raz pierwszy od wielu miesięcy
poczuła jak gdyby jakaś jej cząstka wróciła, a ona na powrót stała się córką
swoich rodziców, siostrą swoich braci. Całkowitą Ginny Weasley. I to przez
szczere słowa tego ślizgona, który swoją pasją w głosie oraz otwartością
zapewnił ją, że nie jest wcale potworem. Ruda nastolatka łkała spokojniej, a po
chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Głupi Zabini – westchnęła, kręcąc głową i
wybuchając histerycznym chichotem. Łzy oraz śmiech oczyściły jej duszę.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Tylko na to cię stać?
Dziewczyna obróciła się z prędkością kobry,
unosząc różdżkę i szepcząc kolejne zaklęcie. Zaśmiała się pod nosem, gdy
kolejne formułki same przyszły jej do głowy. Machała pewnie różdżką, wymawiając
niemalże z czułością łacińskie ingrediencje. Nie dała czasu przeciwnikowi na
atak, zmuszając do obrony. Czuła jak ciemność powoli się z nią utożsamia, czuła
jak magia muska ją oraz drażni się, zachęcając do zabawy. Uwielbiała aurę
Czarnej Magii, uwielbiała tą siłę. Tak kuszącą oraz zapewniającą potęgę, ale
równie bardzo chwiejną i brutalną. Wystarczył jeden błąd, jedno zatracenie w
niej, a powrót był niemożliwy. Długo uczyła się ją smakować tak by nie
uzależnić się od tej władzy jaką dawała, wytrwale ćwiczyła siłę woli nie
pozwalając sobie na przekroczenie granicy. Uśmiechnęła się, gdy chłopak w końcu
zaczął się bronić. Lubiła wyzwania od małego, lubiła poznawać nowe style przeciwników.
A ten był naprawdę zjawiskowo intrygujący, nigdy nie wiedziała czego się
spodziewać.
- Wydajesz się zmęczony – stwierdziła z
kpiącą czułością, unikając fatalnie rzuconego uroku. Nawet nie wiedziała, że
przypomina teraz legendarną Morganę. Czarne jak krucze skrzydła włosy unosiły
się, gdyż magia buchała od niej falami. Blada twarz kontrastowała się z
otaczającym ją mrokiem, a krwiste wargi wyginały w drapieżnym uśmiechu. Brązowe
oczy błyszczały nienaturalnie, gdy bawiła się z płynącą wokół niej energią.
- A ty nie skupiona – odpowiedział
ciemnooki czarodziej, uskakując w bok i przyglądając z ciekawością, jak jego
zaklęcia powala ją na ziemię. Dziewczyna jęknęła czując siłę czaru, którym
oberwała. Zamrugała oczami, pozbywając się mroczek oraz powoli unosząc do
pozycji pół siedzącej. Zerknęła spod byka na Teodora, który uśmiechnął się do
niej z kpiną.
- To było bardzo, ale to bardzo wredne
zagranie – zaśmiała się, łapiąc wyciągniętą rękę ślizgona i podnosząc. Poczuła,
że ciemnowłosy zmierzył ją wzrokiem, sprawdzając czy na pewno jest cała. Nie
mogła powstrzymać szczerego uśmiechu, gdy znów napotkał jej oczy.
- Ktoś musi ci ucierać nosa – wzruszył
ramionami, krzywiąc na widok rozcięcia na swojej bluzce, czyli pamiątce po
zaklęciu tnącym w jej wykonaniu. Pansy zagryzła wargę, rozglądając wokół.
Machnęła ręką do Draco, który czujnie na nią patrzył i zapewne widział
widowiskowy upadek ślizgonki. Blondyn był czasem nadopiekuńczy, ale to samo
tyczyło się i Blaise’a, który rozmawiał z Hermioną. Z tego co słyszała gryfonka
rozpaczała, bo nie mogła nigdzie znaleźć swojej rudej przyjaciółki, która
zastała ją oraz Malfoya w.. zabawnej sytuacji. Zabini natomiast spotkał młodą
Weasley oraz z nią rozmawiał, co wprawiło wszystkich w niemałe zaskoczenie.
- Jak twoje i Miony ćwiczenia? – spytała
Notta, który wyleczył ostatnie skaleczenia. Teodor mruknął coś pod nosem,
uśmiechając na widok zaciętej walki pomiędzy Astorią, a Marcusem. Pansy
zrozumiała, że to koniec ich sojuszu oraz chęci ślizgona do spędzania z nią czasu.
Bez żalu przeszła się dalej, kierując w bardziej ciekawe miejsce. Oczywiście,
to właśnie pojedynki z Teo przynosiły jej ukojenie. Przy nim mogła się wykazać,
skupić całkowicie na walce oraz wykrzyczeć z siebie niemiłe uczucia. Tak jak
zapowiadał ciemnowłosy było jej lepiej po każdym sparringu. Znowu czuła się ..
wolna oraz normalna. Koszmary z biednym mugolem przestały ją gnębić, chociaż
wciąż czasem się pojawiały. Jednak przestała widzieć siebie jako coś złego, a
znów zaczęła dostrzegać dawną Pansy. Po części dzięki temu rozumiała rudą
Ginny, to jak trudno dojść do siebie po różnych zdarzeniach. Jednakże
ostatnio.. ostatnio we śnie spotkała Chrisa, jej kochanego brata, który wydawał
się być równie spokojny, co ona ostatnio.
- I just wanna live while I'm alive? –
zanuciła pod nosem, siadając pod ścianą i sięgając po butelkę z wodą.
- Bon Jovi – zauważyła Hermiona, która
dosiadła się oraz również złapała picie.
- Chris uwielbiał ich oraz wciąż cytował mi
piosenki – wyjaśniła, podnosząc głowę, gdy rozległ się głośny huk.
Od razu skierowała wzrok na walczących,
którzy już zgromadzili wokół siebie grono widzów. Blaise usiadł przy niej,
dotykając opuszkiem palca zadrapanie na jej nadgarstku, które pominął Nott w
leczeniu. Splotła dłoń z mulatem, skupiając się znów na reszcie. Na samym
środku Pokoju Życzeń stał Harry, mierzący różdżką w aurora. Erik ze skupieniem
wpatrywał się w swojego ucznia, który rozpoczął atak. Zaklęcia śmigały i gdyby
nie wcześniej założona tarcza zapewne większość uroków poleciałaby w ich
stronę. Zielonooki był naprawdę frustrująco intrygującym czarodziejem, a Pansy
lubiła na niego patrzeć. Szczególnie w takich chwilach jak ta, gdy gryfon
pozwalał sobie na ujawnienie ciemniejszej strony swojej osobowości. Czuła
przyjemny dreszcz od bijącej od niego potęgi oraz siły, która była mieszanką
Jasnej jak i Mrocznej magii. Zielone oczy szukającego Gryffindoru płonęły,
pociemniały oraz wydawały się być jeszcze bardziej hipnotyzujące. Włosy
sterczały na wszystkie strony, ruchy stały się płynne, gdy unosił dłoń z
trzymaną różdżką. Różowe usta Pottera wyginały się w drapieżnym uśmiechy, kiedy
odskakiwał na bok. Wydawało się, że magia z niego wypływała albo nawet, że on
sam jest magią. Promieniował nią, kusił i nęcił. Niemalże zapraszał by się
zbliżyć, a wtedy jak kobra przyciągał i pogrążał.
-
Jest piękny – westchnęła Milka, opierając się plecami o nogi narzeczonego – W
tym momencie sama Bellatrix przeszłaby na jego stronę.
- Zbyt pewnie się czuje – mruknął pod nosem
Draco, zajmując miejsce przy Hermionie, która przysunęła się do niego. Blondyn
zerknął na nią, uśmiechając kącikiem ust i zakładając pukiel włosów za ucho.
Ponownie przesunął srebrne spojrzenie na przeciwnika nastolatka. Erik Hutz
założył luźne czarne spodnie od dresów oraz granatową bluzę, której rękaw był
porwany. Jego zazwyczaj poważna twarz wydawała się tym razem bardziej
rozbawiona sytuacją, a postura bardziej rozluźniona. Auror widocznie bawił się
ze swoim podopiecznym podpuszczając go. Pansy, która poznała niedawno historię
tego mężczyzny uważała, że jest jedną z bardziej ciekawych osób jakie zna.
Mężczyzna, który dołączył do popleczników Czarnego Pana dla swojego mentora –
Albusa Dumbledore’a – a potem zatracił się w pasji do Mrocznej Magii. Dopiero
jego piękna żona wydobyła z niego dobro. Czyż to nie była niesamowita fabuła na
jakąś opowieść?
- To intrygujące z jaką łatwością mu to
przychodzi – szepnął Zabini, unosząc brwi, gdy Wybraniec rzucił niewerbalny
czar. Zaklęcie odbiło się jednak od tarczy starszego aurora, który zmrużył powieki.
Ponownie uroki rozbłysły jak fajerwerki, gdy dwaj czarodzieje rozpoczęli
niemalże obsesyjnie walkę. Harry mamrotał formułki, każdą kolejną coraz
mocniejszym głosem. Erik natomiast wykorzystywał swoje doświadczenie i zmuszał
chłopca do jednoczesnej obrony, jak i podjudzał jego chęć działania do
bezmyślnego ataku.
- Nic mu nie będzie, H. – Marcus przerwał
ciszę, która zapadła, gdy gryfon poleciał do tyłu uderzając mocno plecami o
ścianę. Zielone tęczówki zaszły mgłą, a z pół otwartych warg uciekło krótkie
westchnienie. Prefekt Naczelna podniosła się szybko, a jedynie refleks Dracona,
który złapał ją za nadgarstek powstrzymał kujonkę przed rzuceniem się w stronę
przyjaciela. Dziewczyna jęknęła z bezsilności, pozwalając jasnowłosemu
czarodziejowi przyciągnąć się na kolana. Wczepiła się palcami w ramię
ukochanego, który z uwagą obserwował Hutza. Pansy pogładziła łagodnie napięte
plecy brązowookiej, rozumiejąc dobrze jej instynkt. Bardziej zaciekawiła ją
reakcja drugiej przyjaciółki, która wzdrygnęła się. Nie miała na myśli
wrażliwej na takie widoki Milli, która już z zaszklonymi oczami patrzyła na tą
scenę, a na opanowaną Torię. Ślizgonka zgrzytnęła zębami, marszcząc brwi i nie
odrywając zielonego spojrzenia od gryfona. Znała ją na tyle dobrze by widzieć złość
oraz żal na jej twarzy. Blade policzki zarumieniły się delikatnie, a długie
palce muskały niespokojnie leżącą obok różdżkę. Parkinson powstrzymała się
przed złośliwym uśmiechem, gdy Astoria zerknęła na nią zapewne wyczuwając, że
jest obserwowana.
- Kretyńska brawura gryfonów – parsknęła
Greengrass, jak gdyby wyjaśniając tym swoje nagłe zaangażowanie.
- Zaiste, kretyńska – przytaknęła Pans,
unosząc brwi, gdy uwaga reszty znów skupiła się na arenie. Potter podniósł się
powoli na nogi, ocierając ramieniem czoło mokre od potu. Jego ręce trzęsły się,
gdy odpychał się od ściany by stanąć prosto. Jednak po paru minutach wydawał
się znów być sobą, a kąciki ust uniosły się lekko. Hutz skinął aprobująco
głową, gdy gryfon machnął ręką, że jest gotów.
- Pamiętaj by nie skupiać się na chwili –
poradził auror, sprawdzając stabilność magicznej ściany, która chroniła widzów
przed oberwaniem zaklęciem – Skup się na przeciwniku, przyglądaj się jego
ruchom. Staraj się myśleć jak on i wyprzedzać go o krok.
- Jestem gotów – potwierdził Wybraniec,
odbijając szybko zaklęcie. Hutz parsknął śmiechem, gdy urok podduszający minął
go jedynie o parę milimetrów. Ku zdumieniu ślizgonów już na trzecich zajęciach
okazało się, że mężczyzna nie będzie się z nimi patyczkował oraz za każdym
razem używał wymyślnych zaklęć czarnomagicznych. Kiedy wybierał pod koniec
zajęć dwójkę uczniów, z którymi walczył, to było dla nich wyróżnienie.
Oczywiście to Harry’emu poświęcał najwięcej czasu i oni to rozumieli. Również
pilnował by Hermiona z Teodorem pracowali nad sobą. Na każde spotkanie miał dla
innych inne zadanie, które mimo, że wydawało się proste okazywało się bardzo
trudne. Granger była jak małe dziecko, a jej aura hulała w najlepsze. Teo
natomiast miał problem ze znalezieniem równowagi. Zbyt często używał dużej
dawki magii, chociaż była potrzebna jej niewielka dawka. Pansy z chęcią
oglądała tą dwójkę, gdy łapali się za ręce i jedynie pstryknięciem palców
zapalali mnóstwo świeczek. Albo gdy zwyczajne zaklęcie odpychające niemalże
złamało Gloomy’emu kręgosłup.
- Nie spiesz się – mruknęła cicho, gdy
Harry rozpoczął kontruderzenie. Erik pozwolił sobie na cichy śmiech, gdy jego
młody przyjaciel niczym tornado przemknął w jego stronę. Uroki rozbłysły, kiedy
się zderzyły, a głośny huk rozległ się na sali. Auror wydawał się zatracić w
magicznym pojedynku równie bardzo co młody gryfon. Wypowiadali coraz
brutalniejsze formułki, kolorowe strumienie magii wibrowały, a jedynie ciszę
przerywały głośne oddechy walczących. Wybraniec posłał falę gorąca na swojego
nauczyciela, który ugasił ją machnięciem różdżki. Równie sprawnie odbił klątwę
rozdzierającą, a samemu rzucił zaklęcie. Potter uchronił się, ale chwilę
później jego oczy zrobiły się wielkie, a kolana ugięły. Chłopak upadł na
ziemię, wypuszczając różdżkę z dłoni.
- Harry – krzyknęła przerażona Hermiona,
zrywając na równe nogi i pędząc do trzęsącego się nastolatka. W niecała minutę
przebyła dzielącą ich odległość, ostrożnie dotykając napiętych pleców
ciemnowłosego – Merlinie, Harry?
- W porządku – wychrypiał gryfon, unosząc
głowę i ukazując trupio bladą twarz. Zielone oczy błyszczały jednak
podekscytowaniem oraz dziwną satysfakcją, która przestraszyła Prefekt Naczelną.
Pansy wraz z resztą stanęła obok, starając się zrozumieć co przed chwilą się wydarzyło.
Ją też zaniepokoiła ta niebezpieczna radość Złotego Chłopca, który właśnie się
uśmiechnął krzywo do spokojnego mentora.
- Weź głęboki wdech, przytrzymaj w płucach
i powoli wypuść – poradził mu Erik, unosząc ku góry jedną brew – To była dobra
walka, Potter.
- To ostatnie.. co to było? – Teodor wpatrywał
się w aurora z fascynacją oraz nieukrytym szacunkiem – Wyglądało jak.. nie
wiem.
- Teodor Nott czegoś nie wie – prychnęła pod
nosem Pansy, zaplatając ramiona na piersiach.
- Rzuciłem zaklęcie odurzające, a
niewerbalnie oszałamiacz plus lekki urok podduszający – wyjaśnił mężczyzna,
dotykając palcem rany na przedramieniu – Każde z tych zaklęć tak naprawdę
wymaga albo jednej mocnej tarczy, albo trzech różnych z różnego zakresu. Potter
jak mogliście zauważyć w pewnej chwili postawił na dość ogólnikową, luźną
ochronę, a mocniejsze uroki odrzucał oddzielnie. Teraz również chciał odbić
jeden czar, ale nie pomyślał, że mogą to być trzy z różnej dziedziny. Dlatego przebiły
jego powłokę ochronną i uderzyły.
- Ślizgońskie zagranie – stwierdził Blaise,
pomagając koledze podnieść się na nogi. Hermiona wciąż wpatrywała się w zielonookiego
z troską, a jej usta drżały.
- To prawda, ale wasi przeciwnicy mogą być
również bardzo mądrymi osobami – zauważył chłodno Erik, sięgając po butelkę z
wodą i wypijając połowę na raz – Walczący dzielą się na różne typy. Albo tych
co skupiają się na ataku czy obronie, albo przyczajonych, albo polegających na
własnej sile. Nie wiecie nigdy przed kim staniecie.
- Jeszcze raz – wycharczał Harry,
przeczesując ręką splątane oraz wilgotne włosy – Ostatnia walka.
- Nie – twardo odpowiedział auror, a widząc
złość chłopca, westchnął cicho i złapał go pod brodę by młody spojrzał w jego
oczy – Nie chcesz chyba paść z wyczerpania, prawda? Dzisiaj naprawdę spisałeś
się świetnie, ale nie przesadzaj ze swoją wytrzymałością.
- Na wojnie nikt nie będzie dbał o to czy
jestem zmęczony – syknął zirytowany czarodziej, prostując sztywno.
- Ciesz się w takim razie, że jeszcze na
niej nie jesteś – warknął starszy mężczyzna, mrużąc powieki z zirytowania – Po prostu
na dziś wystarczy, Harry. Okej?
- Okej – westchnął gryfon, a jego złość
oraz upór zniknęły. Przyjrzał się Erikowi, który uniósł kąciki ust i zaczął
mruczeć formułki lecznicze by zagoić jego najmniejsze zadrapania.
Pansy uśmiechnęła się lekko widząc troskę
ich nauczyciela, gdy ten rozmawiał z Harrym. Przysunęła się bliżej Hermiony,
która wciąż sztywno stała z boku. Złapała lodowatą dłoń przyjaciółki w geście
pokrzepienia, gdy ta dużymi oczami wpatrywała się w podłogę. Wiedziała, że
Czarna Magia ją przeraża. Widziała jak spięta była, gdy Potter walczył z
kimkolwiek. Znała ją już na tyle by zrozumieć, że to nie brak zaufania do
kontrolowania swojej mrocznej strony gryona ją tak bolał, a sama wizja, że
chłopak zostanie zraniony. Prefekt westchnęła cicho, pozwalając się objąć. Pansy
wetknęła nos w poplątane loki, wdychając truskawkowy zapach czarownicy.
- Będzie dobrze – wyszeptała pewnym głosem,
odsuwając do tyłu i muskając wargami policzek gryfonki – Jest silny, H., a mamy
jeszcze trochę czasu.
- Będzie dobrze – powtórzyła brązowooka,
potrząsając głową – Nie boję się tylko o niego. Ale o was wszystkich. Nie mogę
was stracić, Pans.
- Nigdy nas nie stracisz, jasne? –
ślizgonka wbiła mocniej palce w ramiona kujonki, chcąc skupić na sobie
całkowicie jej uwagę – Cokolwiek i kiedykolwiek się wydarzy, Hermiono. Będziemy
razem, bo jesteśmy rodziną.
Pansy naprawdę wierzyła w te słowa. Kiedy to
powiedziała zrozumiała, że to jest prawda. Nie miała nikogo więcej oprócz tej
grupki młodych ludzi stłoczonych w Pokoju Życzeń. Jej matka oraz ojciec.. łączyła
ich jedynie krew oraz korzenie. Jednakże tych przyjaciół kochała bardziej niż
własnych kuzynów. W każdym z nich odnalazła spokojnie cząstkę swojego brata, a
Chris byłby szczęśliwy widząc jakich ma cudownych czarodziei wokół siebie. Spojrzała
w brązowe oczy Hermiony, która uśmiechnęła się do niej szczerze.
- Jesteśmy rodziną – przytaknęła gryfonka,
a to była najlepsza odpowiedź jaką mogła dać według Pansy. Bo to była po prostu
prawda.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Znowu ten pokój i znowu jego właścicielka. Młody
chłopak wszedł bez pukania do przyjemnej sypialni, nawet się nie wahając. Co mogłoby
się wydawać przerażające dobrze wiedział, że dziewczyna jest sama. Rozejrzał się
mimowolnie po komnacie, znając każdy najdrobniejszy jej element. Skrzywił się
na widok nieporządku na biurku, który jak zawsze był zawalony papierami oraz
książkami. Nie był zaskoczony, że nie zastał kujonki siedzącej na parapecie z
nosem w książce. Coraz częściej znikała, zwykle spędzając czas z Malfoyem, ale
tym razem słyszał śpiew dochodzący zza drzwi łazienki. Uwielbiał te momenty, które
zdawały się być tak zwyczajne. Jakby wizja zbliżającego się końca zblakła przy takich
prostych czynnościach jak śpiewanie pod prysznicem, szukanie szaty czy
chociażby leniwe wieczory przed kominkiem. Położył się na miękkim materacu,
rozluźniając powoli. Jego zamysłem była rozmowa z dziewczyną, poważna oraz dość
ponura. Oczywiście więź mu ułatwiała zrozumienie tego co czuła, tego co chciała
oraz czego się bała. Znał ją aż za dobrze, ale wciąż nie tak jakby chciał. W sumie
rzadko kiedy potrafił zrozumieć jej tok myślenia, a już na pewno mieszankę szalejących
uczuć. Doprawdy najgorsze były chwile, gdy spotykała się z Draco. Dostawał
niemalże migreny, gdy szczęście, niepewność oraz dzika radość atakowały jego
umysł. Nie przeszkadzało mu to, w sumie bawiła go ta bitwa emocji, a
szczególnie jej powód. Miesiąc temu byłby zły, że dziewczyna zaczęła ulegać
urokowi blondyna. Bał się, że sielanka się urwie prędzej niż myślą. Tyle że z
dnia na dzień zauważył zmianę w jej oczach, rumieńce oraz częste zamyślone
spojrzenie. Zakochała się.
-
Teo? – Hermiona wyszła z łazienki ubrana w długie spodnie dresowe oraz zieloną
bluzkę Draco, które służyły jej jako piżama – Coś się stało?
Uśmiechnął się widząc sterczące loki oraz
czerwone policzki po gorącej kąpieli. Wydawała się taka ciepła oraz słodka
niczym czekolada, ale wiedział, że potrafiła być równie ostra co papryczka
chilli. Zerknął w czekoladowe oczy, które były jego osobistymi odskoczniami. Lubił
rozkoszować się ich kolorem, które raz kojarzyły się z drapiącą w gardle
whisky, a innym razem ze zmieloną kawą. Jak przez ostatnie dni i teraz odnalzł
w nich iskierki szczęścia i wtedy właśnie zrozumiał. Nie było sensu w
rozpoczęciu tej rozmowy, bo wystarczyła chwila by rozwiać te wszystkie
wątpliwości. Oczy Hermiony były najlepszym sposobem by odgadnąć jej myśli. Bez problemy
dostrzegał ukryte w nich uczucia, a tym lepiej je interpretował. Teraz pokazały
mu one jej szczęście, jej miłość, oddanie i wtedy już wiedział, wiedział że nie
może tego odebrać. Nie może odebrać jej szczęścia i miłości, nie może odebrać
jej Draco, i właśnie wtedy postanowił sobie, że co by się nie działo zrobi
wszystko żeby oni byli razem, szczęśliwi, żeby ONA była szczęśliwa, nawet jeśli
miałby przypłacić to życiem.
- To okrutne, ale jestem wdzięczny, że
Carrow zaatakował tamtą bliźniaczkę – odezwał się po chwili, obserwując jak
odkłada ręcznik na krzesło, a potem na niego zerka – Gdyby wtedy jej nie
torturował.. gdybyś nie usłyszała krzyku..
- To troszkę przerażające – zauważyła,
wskakując na miejsce na łóżku tuż przy nim i sięgając po jego rękę – Teo, co
się dzieje?
- Mam na myśli, że gdyby nie Carrow, to
byśmy nigdy nie zostali połączeni – wyjaśnił, kręcąc głową by się otrząsnąć – Byłbym
pusty już do końca mojego życia. Bo nigdy moja dusza nie byłaby w całości. Nigdy
nie zaznałbym spokoju, szczerej radości. Nie wiem czy byłbym w stanie kochać
kogoś.
- Teodorze, oczywiście, że byś kogoś
pokochał – prychnęła, przyciągając jego chłodną dłoń do swojego rozgrzanego
policzka – Pamiętaj, że ja jestem częścią twojej duszy, ale ty jesteś drugą
połówką mojej. Dumbledore powiedział, że mamy stare dusze oraz potężne rdzenie
magiczne, dlatego właśnie zyskaliśmy więź.
- Hermiona.. wojna się zbliża i oboje o tym
wiemy, dlatego.. – chłopak zmarszczył brwi, podpierając się łokciem by móc
spojrzeć prosto w ciepłe oczy nastolatki - Dlatego obiecuje Ci.. że ją
przeżyjesz.
- Teo..
- Jesteś moją przyjaciółką, ale i częścią
mojej rodziny – kontynuował, a czarne spojrzenie błyszczało mocą - Przeżyjesz tą
wojnę. Zrobię wszystko żebyś przetrwała, żebyś była szczęśliwa i żebyś zawsze miała
w oczach to ciepło. Rozumiesz, Hermiono? Przeżyjesz.
- Teo – dziewczyna szepnęła, a słone krople
zostawiały ślady na wciąż czerwonych polikach. Młody Nott starł się odruchowo
kciukiem, ale gryfonka jęknęła głośno jakby dopiero przyswajając jego wyznanie.
Prefekt uniosła wzrok na twarz swojego przyjaciela, czując jak serce zaczyna
bić jej coraz szybciej. Pierwszy raz widziała łzy bólu, ale i obietnicy w jego
mrocznych oczach. To w tamtym momencie czarownica uświadomiła sobie, że to nie
jest kolejne przyrzeczenie bez pokrycia, teraz to był cel jego życia, ale i priorytet
w trakcie wojny. Jedyne co mogła wtedy zrobić to wpaść w ramiona przyjaciela,
pozwolić łzom płynąć, łzom wzruszenia i strachu. Te słowa jej coś uświadomiły,
coś o czym wiedziała od dawna, ale coś co dopiero dzisiaj odczuła. Zbliża się
wojna. Wojna, która krwawe żniwo i trzeba się przygotować na najgorsze, na
śmierć i cierpienie tak bliskich nam osób.
- Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz –
szepnęła w jego klatkę piersiową, gdy pół godziny później wciąż leżeli na
łóżku, mocno w siebie wtuleni. Teodor gładził ją uspakajająco po włosach,
zaplatając od czasu do czasu wybrany lok na palec. Kujonka położyła głowę na
jego klatce piersiowej, wsłuchując w mocne bicie serca ślizgona.
- Nie zostawię – powiedział delikatnym
głosem, przyciągając jej uwagę. Przyjrzała jego twarzy, którą też znaczyły
ślady łez.
- Obiecaj mi, że przeżyjesz – poprosiła,
ściskając mocniej jego dłoń. Wzrok Notta wyostrzył się, odnajdując wciąż
zamglone czekoladowe spojrzenie.
- Nie zostawię cię – powtórzył,
przyciągając do ust palce brązowowłosej i muskając każdy kłykieć wargami.
- Obiecaj mi, że będziemy razem – szloch wydarł
się z piersi młodej kobiety, chociaż zdawać by się mogło, że skończyły się jej
już łzy – Obiecaj mi, Teo, że będziemy razem.
- Nie zostawię cię – przyjrzał się
przyjaciółce równie smutnymi oraz przestraszonymi oczami, przyciągając do
siebie – Nigdy. Nigdy cię nie zostawię, Hermiono.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Powiedz mi, skarbie, co tak trapi twoją
kudłatą główkę?
Dziewczyna parsknęła śmiechem, gdy poduszka
walnęła ją prosto w głowę. Uśmiechnęła się do przyjaciółek, które przyglądały
się jej z troską. Milli, Toria oraz Pansy siedziały przy niej na podłodze, a
ciepłe głosy czarownic ją uspakajały.
- Nie rozmawiałam wciąż z Ginny – mruknęła ponuro,
widząc jak rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. Była ślizgonkom wdzięczna
za ich pokrzepiającą obecność oraz trwanie przy jej boku.
- Daj czas rudej Weasley – Astoria wzruszyła
ramionami, przysuwając sobie pucharek z lodami Pansy i podkradając ciemnowłosej
trochę – Przeżyła zapewne szok.
- Draco bez koszulki sprawia, że dziewczyny
mdleją – prychnęła Milka, machając różdżką nad paznokciami u stóp zmieniając
ich kolor z ciemnego fioletu na błękitny – Albo uciekają z krzykiem.
- Dobrze, że miał spodnie inaczej padłaby
trupem – zachichotała Parkinson, wyrywając swój deser z chciwych rąk zielonookiej
– A mówią poważnie, Miona, to minęły dopiero trzy dni.
- Cztery – poprawiła ją Prefekt, wbijając
łyżeczkę w czekoladową gałkę pyszności – Minęły cztery dni, a gdy do niej
podchodzę mamrocze o jakimś ważnym zajęciu i ucieka.
- Musi to przetworzyć po prostu –
skwitowała Greengrass, uśmiechając łagodnie do zasmuconej gryfonki – Uwierz mi,
potrzebuje jedynie trochę przestrzeni by uporządkować sobie wszystko w głowie.
- A potem znów będzie cacy – dodała blondynka,
opadając do tyłu na poduszki – Na dodatek masz nas, H.
- Bez was bym już totalnie zginęła –
przyznała Hermiona oddając swoje lody ucieszonej arystokratce, której zielone
oczy błysnęły radośnie na ten dar. Podniosła się, podchodząc do okna i
wyglądając za nie. Ostatnio czuła się jak marionetka, która nie może się
wydostać z plątaniny sznurków. Jakby nie mogła złapać oddechu, a każdy jej krok
byłby zaplanowany. Powoli się dusiła, a wizja wojny stała się realna. Rozmowa z
Teodorem sprzed wczoraj była jak.. jakby dopiero otworzyła oczy. Jakby stała
plecami do obrazu wojny, krwi oraz wiążących się z nią konsekwencji. A on ją
obrócił i zmierzyła się z tym. Teraz obserwując Harry’ego na treningu widziała
go walczącego ze śmierciożercami. Jego każdy upadek był jej, jego każda rana
była jej. Bolało ją to, że nie może go ochronić. Że nie może ochronić ich
wszystkich. Byli rodziną, a ona była gotowa oddać za nich życie. Właśnie ta
myśl sprawiła, że to poczucie bycia lalką na sznurkach zniknęło. Nikt nie wie
czy zginie w czasie tych wakacji. A może
jako babcia ślicznych wnuków?
- Na pewno wszystko w porządku? – Pansy stanęła
przy niej, a tuż za nią wychylała się zmartwiona Astoria oraz niepewna
Millicenta.
- Co jeśli to zacznie się już jutro? – szepnęła,
przyglądając tak znajomym twarzą. Oczy Parkinson rozszerzyły się lekko, Toria
zbladła, a jasnowłosa ślizgona otworzyła szeroko buzię.
- Będziemy razem – przerwała w końcu ciszę
zielonooka, uśmiechając z trudem – To najważniejsze.
- Będziemy razem – powtórzyła Milli, kuląc
w sobie – Będziemy z osobami, które kochamy.
- Draco powiedział, że mnie kocha –
wyszeptała Hermiona, przełykając ciężko ślinę. Widziała zaskoczenie dziewczyn,
a chwilę później zaczęły się przekrzykiwać. Kujonka zmarszczyła brwi, ignorując
ich pytania kiedy to się stało, jak się wtedy zachowywał. Odcięła się od nich
zupełnie, wsłuchując w swój przyspieszony oddech. A co jeśli wojna nie zacznie
się jutro, a na przykład tej nocy? Co jeśli Voldemort zaatakuje Hogwart? Jeśli nie
zdąży odnaleźć Draco w oszalałym tłumie uczniów? Nie zdąży.. nie zdąży mu
powiedzieć, że też go kocha?
- Wiedziałam, wiedziałam, że nie wytrzyma i
ci to wyzna w końcu – Pansy chichotała z arystokratkami, ale gdy zobaczyła niemalże
oszalały wzrok gryfonki uśmiech zamarł jej na twarzy.
- Gdzie on jest? – spytała nastolatka, biorąc
głęboki wdech – Pans?
- Miał szlaban u McGonagall za to ostatnie
spóźnienie – odpowiedziała Astoria, marszcząc brwi – Pewnie już skończył, ale..
- Przepraszam was, ale muszę go znaleźć –
czarownica była już przy drzwiach, rzucając im ostatni nieśmiały uśmiech –
Możemy przełożyć dzisiejszy wieczór na jutro? Znaczy możecie tu spać, ale ja
naprawdę muszę.. go znaleźć.
- Jasne, H., leć – Milli machnęła na nią
ręką, co było ostatnią rzeczą jaką zobaczyła brązowowłosa. Hermiona przebiegła
szybko przez salon, napotykając zaskoczonego Teodora w wejściu. Chłopak bez
słowa ją przepuścił, dobrze wiedząc, że właśnie toczy się w niej walka. Krzyknął
coś by tak nie biegła, ale nie usłyszała go. Korytarz po korytarzu dziewczyna
zbliżała się do swojego celu. Jednak klasa w której miała się odbywać kara
blondyna była pusta. Kujonka jęknęła cicho, pędząc w stronę zejścia do ciemnych
oraz mokrych terenów Snape’a. Czuła jak mięsień prosił ją o łaskę, ale
upierdliwie robiła krok po kroku. Kiedy zeszła do podziemi uderzył w nią chłód,
a powietrze zaczęło parzyć w płucach. Potykała się o każdy możliwy kamień, nie
chcąc traci czasu na szukanie różdżki. Dopiero na ostatnim odcinku dojrzała
jasne światło padające oraz blond czuprynę. Ostatkiem sił dobiegła do syna
Lucjusza, łapiąc go za rękaw szaty. Sekundę później została powalona na ziemię,
a kraniec różdżki czarodzieja wbijał się jej boleśnie w krtań.
- Granger? – chłopak zamarł, a jego
lodowate oczy zmiękły. Cofnął szybko magiczny patyk, muskając rękoma jej głowę,
ramiona oraz nogi, jakby sprawdzając czy jest cała.
- Draco – złapała z trudem oddech,
uśmiechając, gdy szare spojrzenie znowu złapało jej wzrok – Kocham cię.
- Co się stało? – spytał z niepokojem,
wciąż klęcząc przy niej, gdy ona ostrożnie siadała – Salazarze, Granger,
przeraziłaś mnie!
- Draco – powtórzyła, łapiąc go za ciepłe
dłonie i wpatrując uważnie w rozbiegane oczy. Dopiero gdy mocniej ścisnęła jego
palce, wzrok ślizgona się wyostrzył oraz skupił na niej. Hermiona czuła, że
serce jej przyspieszyło, gdy z rosnącym uczuciem oglądała szare tęczówki. Były fascynujące
jak każda najmniejsza niebieska plamka w nich, szczególnie w ciemnym jak noc korytarzu.
- Na pewno nic się nie stało? – spytał kolejny
raz, pochylając ku niej i otaczając ją swoim zapachem. Dziewczyna wciągnęła
głęboko znajomą woń Malfoya, upajając nią. Szukała w sobie odwagi by zrobić to
po co tu przyszła. Wojna mogła właśnie w tej chwili się rozpocząć, właśnie w
tej chwili Voldemort może szykować śmierciożerców do ataku. A ona nie mogła
myśleć o niczym innym niż o cudownym mrowieniu dłoni, gdy długie palce blondyna
muskały je pieszczotliwie.
- Kocham cię – powtórzyła, widząc jak
zdumienie oraz radość pojawiają się w ukochanych oczach. Dracon otworzył buzię
by chwilę później ją zamknąć, wciąż nie odrywając od niej wzroku.
- Granger – szepnął, nachylając w końcu i
łącząc ich usta pocałunkiem. Gwałtownie zmiażdżył jej wciąż drżące wargi,
skubiąc je zębami. Jęknął głucho, gdy pociągnęła go na siebie, opadając na
plecy. Hermiona zadrżała czując chłód ich otaczający oraz ciepłe palce blondyna
na swoim biodrze. Pozwoliła by otumaniająca przyjemność oraz błogość rozpłynęła
się po niej wraz z każdym pocałunkiem jasnowłosego. Wplotła palce w jego włosy,
szarpiąc za nie lekko, gdy się odsunął minimalnie – Powtórz to, Granger.
- Kocham cię – wyszeptała, uśmiechając
szeroko, gdy wygiął kąciki ust ku górze – Kocham cię. Kocham cię, Draco.
Ojacie ♡
OdpowiedzUsuńCudo.
Wywołało łzy (a uwierz... u mnje to nie takie hop)
I bylo taaakie słodkie ♡
Rany, łzy? :D ;o
UsuńDziękuję!
Kocham ten rozdział.!
OdpowiedzUsuńBył piękny ❤❤❤
Tyle emocji, tyle wyznań!
Cudowny:*
Zaczarowana ❤
Cieszę się, że się spodobał, bo mi też :>
UsuńI cieszę się, że nie przesadziłam z tymi "wyznaniami" :)
Pozdrawiam ciepło,
L♥
aż a tak liczyłam na pikantne szczegóły a tu ruda musiała przyjść :D
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział <3
pozdrawiam
Hahahaha, zbieram się powoli na te pikantne szczegóły, ale nie ma zbyt łatwo, zawsze ktoś ma idealne wyczucie czasu! :D
UsuńŚciskam mocno,
Lupi♥
Cudownie było :)
OdpowiedzUsuńAle jeżeli zamierzasz uśmiercić Teo to ja się obrażam, ot co!
Weny życzę ;)
Hahahah, cóż los jeszcze nie zdecydował kto zginie, a kto przeżyje! :D Koło fortuny się toczy, a na kogo wypadnie? Cóż, tego sama wciąż nie wiem!
UsuńRozdział super, cieszy mnie reakcja Harry'ego, jego spokój. Zachwyciło mnie relacja Hermiony i Draco w jakim kierunku się rozwija :) Ginny mnie trochę denerwuje ale to nic :) Pisz dalej bo jestem uzależniona od tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńJa ogl nie przepadam za postacią Ginny, ale staram się jak mogę by jej nie "zepsuc" ;D
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał i dziękuję za komentarz! :>