Cześć i czołem,
kolejny rozdział przed Wami. Jak tam szkoła i nauka u Was? U mnie i Rogacza.. ugh. Szkoda mówić moja szkoła wariuje, a jej jeszcze bardziej :D A i tak ku mej radości zdołała znaleźć czas i sprawdzić, a błędów było sporo, więc bardzo Ci dziękuję, Rogaty! <3
A Was zapraszam i życzę miłego odrabiania matematyki, fizyki, angielskiego, itd.
Wasza,
Lupi♥
- To nie może być takie trudne – mruknął
pod nosem chłopak, przekręcając głowę na bok i przyglądając meblowi. Jego
towarzyszka stała tuż przy nim, również ze skupieniem wpatrując się w szafę.
Przysunęła się bliżej, wyciągając rękę i gładząc ostrożnie jej drzwi. Pod
palcami czuła parę uszczerbków, które musiały się pojawiać z biegiem lat.
- Nie mam innego pomysłu – westchnął drugi
uczeń, marszcząc brwi – I to właśnie ma być niemożliwe do wykonania. O to mu
chodzi.
- Nigdy nie mów nigdy – szepnęła dziewczyna,
odsuwając się od magicznego obiektu i rozglądając się wokół. Pokój Zniknięć przybrał
postać tak jakby strychu, a masa niepotrzebnych rzeczy leżała w każdym
miejscu. Przesunęła spojrzeniem po nieużywanej biblioteczce, starając się
odczytać tytuły książek widocznych zza brudnej szyby gablotki.
- Próbowałeś committitur opus? – zapytał ciemnowłosy, uśmiechając do
przyjaciółki, która zmarszczyła brwi – Czarna magia.
- Jasne – burknęła, przewracając oczami i
siadając bez namysłu na podłodze. Podciągnęła kolana pod brodę, oplatając nogi
ramionami. Brązowym spojrzeniem zmierzyła zamyślona szafkę, która była dość
rzadkim obiektem. Jak naprawić coś, co jest samo w sobie magiczne i pochłania
czary? W głowie ułożyła listę zaklęć, które by odpowiadały wymaganiom, ale po
kolei je skreślała. To musiało być coś starego, możliwe, że istniały tylko
parę inicjacji, które przyniosą rezultaty. Zerknęła na chłopaków, którzy
również pochłonięci byli swoimi myślami. Czarne oczy ślizgona błyszczały
intensywnie, ukazując jak wielką radochę robiło mu kolejne wyzwanie. Wiedziała,
że również kalkuluje szanse na znalezienie czaru. Ciemne włosy opadały na jego
bladą twarz, która wydawała się niemal mlecznobiała przy słabym świetle lampy. Palcami
gładził swoją różdżkę niemalże pieszczotliwie, postukując nią w drugą dłoń.
Promieniował przy tym spokojem oraz mocą, jak gdyby mrok panujący w pokoju
dodawała mu jedynie sił. Jego zupełne przeciwieństwo stało tuż za nim. Jasne
kosmyki drugiego ucznia wydawały się niemalże srebrne, a oczy dziwnie rtęciowe.
Jedynie łączyła ich jasna cera oraz ciemne stroje, a także ciemność, która czule ich otulała.
-Ovili simul - wyszeptał Teodor, kierując koniec różdżki na drzwi antyku. Różowy promień uderzył szybko w Szafkę Zniknięć, ale równie prędko zniknął.
- Może ona już jest naprawiona? – szepnęła Hermiona, zagryzając wargę, gdy spojrzenia chłopców skupiły się na niej – Może brakuje im połączenia?
-Ovili simul - wyszeptał Teodor, kierując koniec różdżki na drzwi antyku. Różowy promień uderzył szybko w Szafkę Zniknięć, ale równie prędko zniknął.
- Może ona już jest naprawiona? – szepnęła Hermiona, zagryzając wargę, gdy spojrzenia chłopców skupiły się na niej – Może brakuje im połączenia?
- Jest zbyt potężna by coś takiego się
stało – zaprzeczył ciemnowłosy, przeczesując dłonią włosy i wzdychając – Tu
chodzi o coś innego.
- Mam parę książek na temat Szafki Zniknięć
w dormitorium – burknęła gryfonka, widocznie niezadowolona, że ich praca nad
antykiem utknęłam w martwym punkcie – Coś w nich może znajdziemy.
- Nie pozostaje nam nic innego – przytaknął
Draco, podając rękę dziewczynie i pomagając jej podnieść się na nogi. Teodor
przyjrzał się jeszcze raz meblowi aż w końcu widząc przyjaciół równie bardzo
zamyślonych, szepnął, że ma plany i pozostawił ich sam na sam. Prefekt Naczelna
uśmiechnęła się za wychodzącym uczniem Domu Węża przesyłając mu w myślach
podziękowanie. Sama zaczęła powoli przesuwać się między zapełnionymi regałami,
przyglądając leżącym wszędzie drobiazgom. Muskała delikatnie opuszkami palców
najbliższe przedmioty, starając wyobrazić sobie skąd się tu wzięły i co tu
robią. Zerknęła przez ramię na blondyna, który wciąż z niewyraźną miną
obserwował mebel.
- Uda nam się – powtórzyła kolejny raz,
przesypując między palcami drobne koraliki. Srebrne oczy ślizgona przesunęły
się na nią wciąż promieniując dziwnym blaskiem, a różowe usta wygięły się w
bladym półuśmieszku.
- Nie chcę by nam się udało – wyszeptał,
zaskakując ją bezradnością wyczuwalną w głosie – Chciałbym móc odpuścić..
- Draco, wtedy twoja mama.. twoi rodzice –
chrząknęła, mrugając szybko – Najważniejsze, że profesor Dumbledore wie o
wszystkim. Voldemort nas nie zaskoczy, co to, to nie.
- Wpuszczę tu największe szuje, Granger, do
Hogwartu! – krzyknął, obracając się i z całej siły uderzając pięścią w stół –
Wiesz, co czuję mijając dzień w dzień te wszystkie dzieciaki. Jak widzę
pierwszoklasistów wciąż pochłaniających oczami korytarze? Małe dzieci biegające
i śmiejące się radośnie? Bo Hogwart to ich dom! Nasz dom! A ja przyczynię się
do jego upadku!
- Nie, Draco, to nie tak – westchnęła
zmęczona, kręcąc głową – Gdybyś robił to sam, gdybyś nie powiedział o tym
dyrektorowi.. wtedy byś postąpił źle. Ale masz nas, masz wsparcie samego
Dumbledore’a! Każdy z nas wie co się stanie, kiedy pojawią się w Hogwarcie
śmierociożercy.
- Będą oczekiwać, że zabiję dyrektora –
Malfoy zaczął się śmiać histerycznie, a jego szare oczy migotały trochę
szaleńczo – Ja, Draco Malfoy, mam zabić samego Albusa Dumbledore’a!
- Rozmawiałeś o tym z profesorem! –
krzyknęła dziewczyna, podchodząc powolnym krokiem do wściekłego ślizgona – Draco
działamy zgodnie z planem, jasne?
- Obiecaj mi, że gdy już tu się pojawią..
że nawet przez chwilę nie zwątpisz, że tego nie chciałem – poprosił ją, łapiąc
za nadgarstki i przyciągając do siebie – Granger, obiecaj mi.
- Obiecuję, że nie zwątpię w ciebie choćby
przez sekundę, gdy pojawią się śmierciożercy – stanowczo wyszeptała, opierając
swoje czoło o jego – Wierzę w ciebie, Draco.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo tego
potrzebuję – jęknął, obejmując ją i chowając twarz w gęstwinach loków. Hermiona
stanęła na palcach, zakładając ramiona na jego szyję i wtulając w ciepłe ciało
ukochanego. Oparła brodę o ramię ślizgona, patrząc na stojącą przy nich szafę.
Oczami wyobraźni zobaczyła zamaskowane postaci wychodzące z niej, rzucające
zaklęcia na uczniów. Korytarze odbijające krzyki, zniszczone ściany oraz
mrożący krew w żyłach świst zaklęć.
- Zawsze będę w ciebie wierzyć – szepnęła.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Harry upadł na ziemię, a jego głowa
nieprzyjemnie uderzyła o podłogę. Jęk wydobył się z jego ust, a powieki
zatrzepotały. Upewnił się, że jest cały i dopiero wtedy podparł się łokciami do
pozycji półleżącej. O ścianę naprzeciwko opierał się nonszalancko jego przeciwnik,
niemalże rozbawiony tą sytuacją. Zielone tęczówki błysnęły, gdy nastolatek
zaczął szybko rozważać swoje błędy, jak i to w jaki sposób rozegrać powinien
ten pojedynek.
- Za bardzo skupiasz się na myśleniu, a nie
działaniu – westchnął Erik, podchodząc do niego i kiwając głową do przeciwnika
gryfona – Niezłe rozegranie, Flint, ale następnym razem pilnuj tarczy.
- Poległem tuż po zablokowaniu sanguventis,
a potem od razu niepotrzebnie rzuciłem boecolumes
– Harry stwierdził w końcu z krzywym uśmieszkiem, podnosząc na nogi i
otrzepując spodnie. Gryfon podszedł do grupki przyjaciół, którzy siedzieli na
podłodze tuż za ochronną tarczą jaką rzucił auror w obawie, że odbite zaklęcie
może polecieć w ich stronę. Milli pocałowała swojego narzeczonego w nagrodę za
wygrany pojedynek, a reszta zgodnie teatralnie się skrzywiła Wybraniec usiadł
przy Hermionie, która ze spokojem wpatrywała się w ich nauczyciela. Prefekt
opierała się swobodnie o Blaise’a, a nogi położyła na udach Malfoya. Astoria
szeptała cicho z Teodorem, a Pansy z zamyśleniem bawiła się swoją różdżką.
- Dokładnie, jakieś uwagi, co powinien
zrobić Potter? – zapytał reszty Erik, stając przed nimi w małym rozkroku –
Zabini?
- Nie musiał blokować akurat cavete, wystarczyło zwykłe protego na to zaklęcie – mulat
uśmiechnął się do lekko zaskoczonego Złotego Chłopca – A potem mógł odpłacić
się tym samym.
- W porządku – przytaknął mężczyzna,
marszcząc nos – Niektóre zaklęcia nie wymagają mocnej tarczy. Czasem wystarczy
rzucenie słabej byle odbiła jedno zaklęcie i szybki atak. Innym razem lepiej
skupić się na ochronie i podejść przeciwnika sprytem. Malfoy twoja kolej.
- Jasne – na twarzy ślizgona mignął
uśmiech, gdy podnosząc się cmoknął gryfonkę w czoło. Hermiona wyprostowała się
i obserwowała uważnie, jak jasnowłosy wychodzi na arenę. Założył na szyję
srebrny naszyjnik, który przyniósł na zajęcia Erik zapewniając, że będzie on
chronił przed zaklęciami. Każde z nich przed rozpoczęciem musiało wypowiedzieć
parę starych zaklęć i teraz walczący, którzy mieli na szyjach wisiorki mieli
pewność, że zaklęcia rzucane przez przyjaciół nic im nie zrobią. A na pewno nic
trwałego, gdyż jedynie będą czuć uderzenia gorąca oraz pieczenie, jak zapewnił
ją dopiero co Harry. Ślizgoni stanęli naprzeciwko siebie, a ich spojrzenia
zetknęły się na chwilę. Marcus wykrzywił wargi w kpiącym grymasie, strzelając
kostkami u rąk.
- Zaczynajcie – Hutz stanął za resztą
również oglądając ze skupieniem walczących. Draco rzucił póki co dwa proste
zaklęcia, jak gdyby zachęcając Gloomy’ego do figli. Hermiona uśmiechnęła się
pod nosem, domyślając, że stara się wyprowadzić ślizgona z równowagi oraz
zachęcić do ataku. Marcus odbijał z rozluźnieniem każdą strużkę magii,
widocznie czekając na następną falę zaklęć. Malfoy kolejny raz posłał gromadę
zwykłych zaklęć, ale dorzucił do tego dwa bardziej skomplikowane. Marcus nie
zauważył dwóch czarno magicznych klątw i użył kolejny raz zwykłej tarczy, a
chwilę później przewrócił się na plecy pod wpływem mrocznych sztuczek ślizgona.
Dopiero teraz syn Lucjusza rozpoczął poważniejszą walkę, rzucając raz za razem
coraz to ciekawsze klątwy. Flint przeturlał się po podłodze, szybko prostując i
utrzymując tarczę. Korzystając z chwili również puścił niebieski promień w
stronę blondyna, który zachwiał stateczność młodego Malfoya. Młodszy ślizgon
uderzył z hukiem o ziemię, a jego wzrok złapał przestraszone oczy Hermiony. Ku
zaskoczeniu gryfonki Draco puścił jej oczko, a gdy Marcus stanął nad jak
przypuszczał wciąż oszołomionym przyjacielem, ten rzucił niewerbalne zaklęcie. Flint
z jękiem opadł na kolana, wypuszczając z dłoni różdżkę. Widzowie zaczęli
klaskać i w klasie zaszumiało od podnieconych ślizgonów, którzy zaczęli omawiać
pojedynek. Erik przeszedł przez barierę, zbliżając do obu uczniów i lecząc
prędko ich rany.
- Muszę przyznać, że wyglądałoby to
okropnie bez naszyjników – mruknął, zdejmując z szyi Marcusa amulet i zerkając
na resztę – Jaki błąd popełnił Flint?
- Był aż za bardzo pewien swojej wygranej –
Hermiona uśmiechnęła się do fukającego na nią Gloomy’ego – Zamiast rzucić
jeszcze parę zaklęć by się upewnić, podszedłeś do Draco bez zabezpieczenia.
- Gdyby nie naszyjniki ochronne nie miałby
się by się ruszyć – burknął Marcus, siadając przy blondynce, które przewróciła
oczami – Ale to prawda. Powinienem go chociaż unieruchomić.
- Bardzo dobrze, musicie sami wyciągać
wnioski i znajdywać luki w swoim zachowaniu – Hutz przyjrzał się siedzącym,
unosząc brew – Greengrass, twoja kolej.
Astoria podniosła się, przechodząc z gracją
na arenę i szybko zakładając amulet. Gryfonka patrzyła jak oczarowana, jak
zwykle piękna oraz uwodzicielska ślizgonka zmienia się w niebezpieczną oraz
cwaną czarownicę. Pojedynek między tą parą był gwałtowny, zażarty oraz w pewien
sposób frustrujący. Malfoy za każdym razem zdawał się wiedzieć jakie zaklęcie
rzuci Toria, a dziewczyna bez problemu odgadywała jego chytre pułapki. Czarna
Magia zdawała się dodawać walczącym pewnej drapieżności i dzikości, owijała się
wokół nich jak kokon i drażniła. W końcu Astoria nie doceniła Dracona, a jedna
z klątw uderzyła ją w kostki. Ciemnowłosa zachwiała się, ale blondyn szybko ją
złapał nim upadła. Różdżka nastolatki potoczyła się po podłodze, zapewniając,
że to już koniec walki. Kolejnym przeciwnikiem Draco była Pansy, która wolała
atakować niż się bronić, przez co traciła koncentrację. Po długich wymianach
zaklęć w końcu poległa, chociaż turlając się po ziemie przez odpychając
zaklęcie z jej gardła wydobył się chichot. Blaise i Malfoy szybko do niej
dobiegli, upewniając się, że jest cała.
- Teraz moja kolej – powiedziała spokojnie
Hermiona, gdy i Millicenta z jękiem upadła na posadzkę. Draco zastygł,
spoglądając na nią z niepewnością oraz zaskoczeniem. Jego dopiero co arogancki
uśmieszek zniknął, a oczy błysnęły złością.
- Nie – powiedział krótko, opuszczając dłoń
z różdżką i marszcząc brwi – Będziesz walczyć po mnie.
- Zabini – Hutz skinął na Blaise’a, który
podniósł się energicznie oraz sprężystym krokiem wyszedł na miejsce przy
jasnowłosym. Hermiona parsknęła pod nosem, zaciskając pięści i z obrażoną miną,
wpatrując w swoje stopy. Chłopcy walczyli ze sobą długo, traktując to jak
zabawę póki nie dostali ochrzanu od ich mentora. Dopiero wtedy ich
przekomarzania zmieniły się w walkę, ale Dracon był na tyle rozproszony, że nie
zdążył przemyśleć kolejnego posunięcia i został rozbrojony.
- Nie skupiał się na walce, a myślał o
zupełnie nieistotnych rzeczach – Teodor uśmiechnął się z rozbawieniem do
wkurzonego blondyna, który schylał się właśnie po swoją różdżkę – Teraz moja
kolej?
- Tak. Granger, ty też – mężczyzna z
namysłem wskazał nastolatkę, która uniosła brwi – Reszta stanie z boku i dalej
ćwiczcie ochronę umysłu. Malfoy i Bulstrode, Zabini i Greengrass, Flint i
Parkinson. Potter, a ty ćwicz niewerbalną.
- Ja też chcę walczyć – jęknął jak dzieciak
gryfon, patrząc z uporem na trenera. Wszyscy zamarli, gdyż póki co na ich
treningach nikt jeszcze nie sprzeciwił się jawnie poleceniu. Harry wydawał się
w ogóle nie zwracać na to uwagi, wpatrując dużymi oczami na aurora.
- A ja chcę smoka węgierskiego – prychnął
Hutz, zmieniając wygląd Pokoju Życzeń na jeszcze większą salę treningową.
- Wiesz, jeśli chcesz to ci takiego
załatwię – zachichotał kpiąco Wybraniec, bujając na stopach – Jestem wybrańcem,
więc mam z tego korzyści.
- Nie błaznuj, Potter – auror uśmiechnął się,
machając ręką – Będziesz jeszcze walczył.
- Trzymam cię za słowo, Hutz – tym samym
tonem odpowiedział gryfon, wracając na swoje miejsce i grzecznie ćwicząc magię
niewerbalną. Ślizgoni również rozpoczęli żmudne ćwiczenie umysłów, co było dla
nich dość proste, a jedynie co to wzmacniali obronę.
Hermiona natomiast wraz z Teodorem stanęli
naprzeciwko Erika. Auror przyjrzał się im przez chwilę z ciekawością, a potem
nakazał podać sobie ręce. Z fascynacją obserwował rosnącą wokół nich aurę i
mruczenie magii, które było wyczuwalne i
dla niech. Ostrożnie wyciągnął dłonie, łapiąc uczniów za ramiona oraz
przymykając powieki. Gryfonka zerknęła na ciemnowłosego, który również zamknął
oczy. W końcu ona sama dołączyła do dwójki czarodziei, wsłuchując w swój
oddech.
- Skupcie się na magii – spokojnym tonem
poprosił auror, uśmiechając pod nosem – Przestańcie myśleć. Przestańcie
wsłuchiwać się w głosy innych. Tylko oddech waszego partnera.
Prefekt Naczelna potulnie oddzieliła śmiech
Milki oraz krzyki Blaise’a, komentarze Draco czy inne szmery dochodzące od
ślizgonów i Harry’ego. Zgodnie z poleceniem starała się wyczuć Teodora, co nie
było trudnym zadaniem. Czuła jak jego aura przyzywa ja do siebie, jak jego
magia wiruje wokół niej oraz pochłania. Przysunęła się jeszcze bliżej
ciemnowłosego, czując ciepły oddech ślizgona na skroni. Przyjemny zapach lasu
oraz dziczy, który zawsze otaczał Notta wdarł się do jej nozdrzy. Zacisnęła
mocniej palce na jego przedramionach, drżąc, gdy musnął palcem wskazującym
odsłonięty nadgarstek.
- Hermiono poczuj bicie serca Teodora –
szepnął Erik, który otworzył powieki i obserwował tą dwójkę z fascynacją – A
ty, Teodorze, wsłuchaj się w cichy oddech Hermiony.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, gdy
poczuła jak tym razem to nastolatek się przysuwa. Zgodnie z poleceniem aurora
wyobraziła sobie, że jest jeszcze bliżej Notta. Przed oczami stanęła jej jedna
z wielu nocy, gdy nie mogła spać. Zeskakiwała wtedy z łóżka i przebiegała
korytarzem do jego pokoju. Zwykle Teodor leżał na materacu, czytając jeden ze
swoich magicznych kryminałów. Hermiona kładła się przy nim, wsuwając głowę w
ramię przyjaciela, wchłaniając jego zapach. Zasypiała wtedy bez problemu,
zasłuchana w szelest stron, szmer jego wdechów oraz mocne bicie serca. Teraz,
znowu mając go tak rozluźnionego i spokojnego, starała się poczuć mocne
uderzenia tego organu. Oderwała się jak gdyby od tego świata, uciszyła głosy
przyjaciół, skupiając jedynie na ciemnowłosym chłopcu. Czuła jak ciepło
rozchodzi się po jej całym ciele, a mrowienie przechodzi z koniuszków palców na
całe ramiona.
- Magia.. – wyszeptał Teodor, otwierając
gwałtownie oczy i spoglądając na równie oszołomioną Hermionę. Gryfonka
zamrugała, widząc jak ciemne włosy falują lekko jak gdyby od powiewu wiatru, a
oczy iskrzą siłą. Sama czuła się teraz wspaniale oraz nie umiała dobrać słów by
to opisać. Promieniała potęgą oraz mocą, a jej serce przyspieszyło, jakby
napędzane przez magię.
- Właśnie otworzyliście całkowicie waszą
więź – wyjaśnił Erik, machnięciem dłoni wyczarowując świecznik – Granger, zapal
jedną świeczkę. Bez użycia różdżki.
Gryfonka uśmiechnęła się delikatnie,
skupiając uwagę na wybranej świeczce. W myślach wyobraziła sobie, że ją zapala,
a potem wciąż idealnie uważna wymówiła w głowie ingrediencje.
- Ups – szepnęła, gdy cały świecznik zaczął
płonąć. Hutz zmarszczył brwi, a Teo szybkim machnięciem różdżki ugasił mały
pożar.
- Nauczcie się zapalać jedną świeczkę –
powiedział spokojnym głosem, obracając na pięcie i zostawiając ich samym sobą.
Gryfonka i ślizgon zerknęli na siebie niepewnie, a po chwili krzywo
uśmiechając. Polecenie może i wydawało się banalne, ale jego wykonanie teraz,
gdy magia w nich wirowała? Jedni z najzdolniejszych uczniów Hogwartu zgodnie
jęknęło.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Harry uśmiechnął się szeroko do idącej obok
niego dziewczyny, zastanawiając się jednocześnie, jak odpowiedzieć na jej
pytanie. Zerknął na nią kątem oka, obserwując nerwowy gest zakładania włosów za
ucho oraz skubanie paznokciami skrawka szaty. Przypomniał sobie, że to kiedyś
on zachowywał się równie nieśmiało przy niej, a ona wydawała się wtedy stoicko
spokojna. Teraz było jednak na odwrót, zamienili się rolami.
- Nie myślałem o tym – przyznał w końcu,
wsuwając kciuki do kieszeni spodni i uśmiechając do zarumienionej towarzyszki –
Ale teraz pomyślę.
- Byłoby świetnie, gdybyśmy do tego wrócili
– odpowiedziała trochę drżącym głosem, sunąc po jego twarzy brązowymi oczami.
Wybraniec skinął potakująco, znowu lustrując ją wzrokiem. Nie zmieniła się za
bardzo, a w sumie w ogóle. Tym razem była jednak od niego niższa, ale skośne
oczy oraz ciemna karnacja wciąż wydawały mu się wyjątkowe. Proste, czarne włosy
opadające na jej ramiona skojarzyły mu się z kruczymi skrzydłami.
- Porozmawiam o tym z Hermioną, Cho –
zapewnił jeszcze raz, powstrzymując prychnięcie, gdy oczy dziewczyny
pociemniały – A u ciebie, wszystko w porządku?
- Tak, tak – odpowiedziała szybko,
zagryzając wargę i stając na korytarzu, gdzie właśnie spacerowali. Potter
stanął przy nastolatce, wyglądając za okno na zaśnieżone wciąż błonia. Jak
bardzo musiał zirytować Założycieli, że wybrał akurat ten korytarz, gdy wracał
z Nottem i Malfoyem z ich małego, porannego sparringu. Gdyby jednak zdecydował się
zostać jeszcze dłużej w Komnacie Tajemnic z Hassibą, nie musiałby teraz przeprowadzać tak irytująco żmudnej
rozmowy z Chang.
- Na pewno? – Harry najchętniej walnąłby
się w głowę za tą jego stałą troskę o innych. Wolałby naprawdę posiadać tą
zacną umiejętność zachowania dystansu do innych oprócz przyjaciół, tak jak
robią to ślizgoni. Przecież Teodor czy Draco nie dbają o nikogo i tego nie
ukrywają, chyba że to ktoś z ich paczki.
- To nic takiego – zapewniła go Cho,
przełykając ślinę, ale uparcie w niego wpatrując. Zielonooki powoli przytaknął,
w myślach kalkując wszelkie za i przeciw. Znów wyjrzał za szybę, pochłaniając
wzrokiem piękno natury. Biały puch przykrywał całkowicie tereny Hogwartu, a
kolejne płatki wciąż wirowały na wietrze.
- Kłamiesz – mruknął, wstrzymując na moment
oddech. Cho Chang uniosła kąciki ust ku górze, jak gdyby rozbawiona jego
stwierdzeniem. Ciemne rzęsy zafalowały, gdy spuściła wzrok, a chłodne palce
krukonki chwyciła jego dłoń. Harry zastygł zastanawiając się czy to był dobry wybór.
Oczywiście, po wielu spotkaniach z Hutzem nauczył się czytać z ludzi, szczerze
mówiąc, nigdy nie miał z tym problemu. Podobała mu się zabawa w wyłapywaniu
drobnostek w gestach innych oraz wymyślanie znaczeń tych tików.
- Michael nie jest tobą, Harry, a ja zdałam
sobie sprawę, że to co nas łączyło wciąż trwa – powiedziała łagodnie, ściskając
jego rękę i przysuwając się do niego bliżej – Nie chcę tego kończyć, Harry.
Gryfon zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę
w co tak naprawdę się wpakował. Stała przed nim uczennica z siódmego rocznika,
zdeterminowana by go uwieść. Przyjrzał się dziewczynie, zastanawiając czy to
koszmar, czy aż tak bardzo zirytował Merlina że ten uraczył go taką rozmową.
Cho wciąż była śliczna, wciąż potrafiła go kokietować. Jednak czegoś jej
brakowało, czegoś bardziej dzikiego i nieposkromionego.
- Nie ma czego kończyć, Chang, bo między
nami nic nie ma – uciął, gdy znów otwierała usta by wygłosić jakąś mowę.
Uwolnił rękę, robiąc jeden krok w tył i obrzucając dziewczynę lodowatym spojrzeniem
– Wracaj do swojego chłopaka, bo niedługo zabraknie ci czasu by docenić jego
obecność.
Obrócił się na pięcie, wolnym krokiem
odchodząc. Naprawdę nie lubił takich sytuacji oraz tak zdesperowanych
dziewczyn. Czy Cho dostrzegła w końcu w nim Harry’ego zwykłego nastolatka? Czy
wciąż kusiła ją wizja bycia z Harry’m Wybrańcem? Zacisnął pięści,
przyspieszając. Nie cierpiał również bycia sobą. Każda uczennica w Hogwarcie,
nie licząc tych z pierwszych i drugich roczników, wciąż zbyt nieśmiałych by na
niego popatrzeć, mówiła mu cześć. Tylko dlatego, że był kim był, chcieli się z
nim witać. Czy gdyby był zwykłym synem Jamesa i Lily Potterów, to wciąż tak
dużo osób by do niego lgnęło? Czy gdyby rola Złotego Chłopca przypadła takiemu
Seamusowi, to wciąż uczniowie nie spuszczali by go z oczu? Był pewien, że
Hermionę nie obchodzi jego tytuł. Jasne, wiedziała kim jest i wiedziała, co się
z tym wiąże, ale była bardziej przerażona jego położeniem niż dumna, że ma
znanego przyjaciela. Wciąż jej czekoladowe spojrzenie przepełnione było troską,
a wizja zbliżającej się wojny wywoływała u niej ataki histerii. Bała się o
niego, ale nie jako o Ostatnią Nadzieję Świata Magii, a jak o zwykłego brata.
Gdyby tylko mógł się w niej zakochać, ta miłość byłaby piękna w każdym akcencie!
Granger znała go najlepiej ze wszystkich, widziała jego zalety i poznała wady,
a wciąż stała u jego boku oraz szeptała kojące słowa.
- Potter?
Harry zatrzymał się, gdy dziewczęcy głos
rozbrzmiał przed nim. Na końcu korytarza stała Astoria, przyglądająca mu z
ciekawością. Długie i gęste brązowe włosy upięła w kucyka, który wyostrzył jej
rysy. Była blada jak zwykle, a w świetle świtającego słońca, którego pierwsze
płomyki przemykała za oknem, zdawała się być duchem bądź nimfą.
- Kim jestem według ciebie? – spytał
poważnym tonem, który sprawił, że tym razem to ona przyjrzała mu się z
ostrożnością oraz podejrzliwością – Kim jestem? Wybrańcem? Złotym Chłopcem? Czy
może po prostu zwyczajnym nastolatkiem?
- Nie jesteś ani tym, ani tym – odparła
spokojnie, stając metr od niego i uśmiechając krzywo – Ludzie widzą w tobie
ostatnią szansę na przetrwanie, na wygranie wojny. Inni dostrzegają jedynie
małego chłopca, który ma stawić czoło wielkiemu czarnoksiężnikowi. Ale wszyscy
widzą w tobie właśnie tego bohatera, który może wszystko odmienić. Jak dla mnie
jesteś irytującym gryfonem, który ma skłonności destrukcyjne, niewychowanym
oraz wciąż przerywającym innym. Jesteś durniem, Potter.
Harry zmarszczył brwi, gdy wzięła głęboki
oddech na koniec swojego wywodu. Poczuł jak się uśmiecha szeroko, wciąż
przetrawiając słowa ślizgonki. Nie potrafił jej rozgryźć, nie potrafił jej
zrozumieć. Była dziwną, pokręconą zagadką, który starał się rozwiązać, ale
gubił się już na początku. Napotkał zielone oczy, które był podobne, a jednocześnie
zupełnie różne od jego. Zaśmiał się ochryple, wiedząc że poległ w tej wojnie.
Jednym krokiem zmniejszył odległość między nimi, łapiąc szorstko za brodę
dziewczyny i zgniatając gwałtownie jej czerwone wargi. Nie wiedział czego ma
się spodziewać, co jeszcze bardziej się mu podobało. Uderzy go? Odepchnie?
Jednakże Greengrass wbiła palce w jego kark, przyciągając go jeszcze bliżej.
Ich zęby uderzyły o siebie, gdy wciąż wydawało im się, że są za daleko. Czuł
słodki smak jej ust, zapach ciała, gdy owinęła ramiona wokół niego. Czuł
przyjemny ciężar ciała nastolatki, kiedy oplotła go nogami w pasie, a on oparł
się o drzwi. Ślizgonka go otumaniała, zachwycała oraz pociągała aż za bardzo.
Otworzył na ślepo pierwsze drzwi, wciągając dziewczynę do pustego pomieszczenia.
Posadził ja zręcznie na starym biurku, ledwo rejestrując, że komnata okazała
się starą klasą. Oparł dłonie przy jej udach, czując pod palcami drewniany
blat.
- To nic nie znaczy – szepnęła Astoria,
łapiąc za skraj jego koszuli i pomagając mu ją zdjąć – Nic nie znaczy. Nic nie
znaczy.
- Nic – przytaknął, zrzucając z niej
sweterek i przywierając ustami do szyi kochanki. Zadrżał, gdy przesunęła
palcami po jego torsie, zahaczając palcami o jego spodnie i pociągając je w dół
– Nic. Nic nie znaczy.
- Nienawidzę cię – szepnęła ciemnowłosa
czarownica, gdy już całkowicie rozebrani stali naprzeciw siebie – Nienawidzę.
- Ja ciebie też – zapewnił ją Harry,
rozgorączkowanymi oczami zerkając w zielone oczy. Astoria roześmiała się sucho,
popychając go na ziemię i podejmując tym samym decyzję. Kiedy ich głośne
oddechy mieszały się ze sobą, a krzyki oraz jęki rozbrzmiały w klasie oboje
mieli w głowie pustkę. Liczyła się tylko osoba przy nich, towarzysz wspólnej
męki oraz partner w chwilowym zapomnieniu. Jednak.. to nic nie znaczy. Nic.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Mam krótkie nogi – westchnęła Milli,
stojąca przed lustrem i marszcząca z niezadowoleniem brwi. Blondynka przyjrzała
się swojej kremowej sukience sięgającej do połowy uda, wygładzając delikatnie
materiał.
- Ja mam krzywe kolana – mruknęła Pansy,
również krzywo patrząc na swoje odbicie. Upięła krucze pukle w koka,
odsłaniając tym samym łabędzią szyję. Założyła granatowy sweterek oraz czarną
spódnicę, nieco dłuższą nic kreacja Millicenty.
- A ja grube uda – jęknęła Hermiona, stając
między przyjaciółkami. Założyła ciemne spodnie oraz zieloną tunikę. Przyjrzała
się ze zdegustowaniem swojej fryzurze, gdzie każdy lok układał się w inną
stronę.
- Ja za to jestem idealna – Astoria
zaśmiała się, gdy cała trójka spojrzała na nią ze złością – Zdradzić wam
sekret?
- I tak cię nie lubimy, Toria – zapewniła
ją Pansy, siadając przy toaletce i nakładając ostatnie poprawki makijażu – Ale
podziel się swoją słodką tajemnicą.
- Jeśli wy będziecie uważać się za idealne,
to inni też tak będą was postrzegać – szepnęła teatralnie zielonooka, z
szerokim uśmiechem obracając się na palcach i śmiejąc radośnie, co zaskoczyło
pozostałe dziewczyny – Na dodatek czy to ma znaczenie czy mamy długie, krótkie,
grube, szpakowate nogi? Najważniejsze jest to by się dobrze czuć i cieszyć, że
wyglądamy tak, a nie inaczej.
- Co się stało z Astorią Greengrass, którą
znamy i nie cierpimy? – narzeczona Flinta uniosła jasną brew do góry,
obrzucając spojrzeniem strój przyjaciółki – Porwane spodnie i koszulka z The
Rolling Stones? Tak zamierzasz iść ubrana na obiad do mamy Blaise’a?
- Zabini mówił, że to nie jest żadne
oficjalne spotkanie – zauważyła cierpko Toria, związując włosy, a po chwili je
rozpuszczając – Jego mama mnie lubi.
- Gdzie byłaś wczoraj rano? – Pansy
rozsmarowała błyszczyk na pełnych wargach, robiąc przy tym śmieszną minę - Nie
było cię na śniadaniu, a zapomniałam spytać.
- Byłam zajęta – wzruszyła ramionami
ślizgonka, puszczając oczko Hermionie – Zostaw te włosy, H.
- Dzisiaj są bardziej tragiczne niż zwykle
– warknęła zirytowana Prefekt, odrzucając szczotkę za siebie na łóżko –
Wyglądam okropnie!
- Wyglądasz ślicznie – Milka przysunęła się
do zrozpaczonej przyjaciółki, odgarniając jej loki z twarzy i łapiąc za brodę –
Jesteś śliczna.
- Draco jak na arystokratę przystało ma
bardzo wyrafinowany gust – Parkinson zmrużyła powieki, przyglądając pannie
Granger – Zwraca uwagę tylko na piękne i wyjątkowe rzeczy. I rzadko kiedy ktoś
go zachwyca swoją urodą. A ty to robisz, Miona. Jeśli nam nie wierzysz, a my
mamy równie świetną klasę co on, to uwierz Draco.
- Nigdy nie patrzył na nikogo innego z tak
wielkim podziwem, fascynacją oraz oddaniem – zielonooka westchnęła stając przy
stojących w grupce przyjaciółkach i wyciągając przed siebie dłoń z bransoletką
od Milli. Pozostałe czarownice również wyprostowały ręce, na których
nadgarstkach błyszczały bliźniacze wisiorki – Jesteśmy najlepsze, dziewczyny,
jasne?
- Najlepsze – szepnęła Milka, śmiejąc się
głośno i obejmując koleżanki – Gdyby nie Marcus, to bym się wam oświadczyła!
- Chyba nie chciałem tego usłyszeć –
przedarł się przez ich chichot męski baryton.
- Skarbie, to nie tak jak myślisz –
krzyknęła zarumieniona Bulstrode, podbiegając na oszołomionego narzeczonego i
wieszając na jego szyi – Mówię, że gdyby nie ty, ale mam ciebie!
- Taak, tłumacz się, tłumacz – prychnął
ślizgon, odgarniając grzywkę z czoła i obejmując swoją słodką ukochaną –
Jesteśmy gotowi.
Hermiona skinęła głową, pospieszając
dziewczyny. Ostatni raz stanęła przed lustrem, przyglądając sobie. Tunika
sprawiała, że wyglądała szczuplej, a ziemna zieleń dodawała jej włosom blasku.
Ciemne spodnie wydłużały trochę nogi, których naprawdę nie lubiła. Wzrok
przyciągał sygnet na jej palcu, który jasno informował o przynależności do rodu
Teodora. Musnęła palcem ciemny kamień szlachetny, który hipnotyzował kolorem.
- Wyglądasz pięknie.
Uniosła głowę, zauważając, że w odbiciu za
nią stanął blondyn. Ubrany w eleganckie spodnie oraz szarą koszulę, zdawał się
trochę starszy niż normalnie. Włosy odgarnął do tyłu, eksponując tym ostry
zarys kości policzkowych oraz ich głębokie osadzenie. Zdawał się pochodzić nie
z tego świata, niczym duch. Blada dłoń splotła palce z jej, a pierścień Malfoya
błysnął przy jej. Oparł brodę na jej ramieniu, schylając się przy tym oraz
lekko uśmiechając. Hermiona przyglądała się sygnetowi chłopaka, który ją
obejmował. Kamień na srebrnej obrączce lśnił głęboką zielenią, oddając tym przywiązanie
Malfoyów do Salazara.
- Musimy iść – szepnęła, odchylając do tyłu
i rumieniąc, gdy czuła jak lustruje ją wzrokiem – Draco?
- Chyba mi się nie chce – westchnął,
muskając zimnymi wargami jej czoło – Ale musimy.
- Ty też nie wyglądasz najgorzej – mruknęła,
gdy schodzili po schodach. Srebrne tęczówki błysnęły rozbawieniem, gdy to
powiedziała. Dołączyli do salonu, gdzie oczekiwała już ich reszta. Milka z
Marcusem stali przy drzwiach rozmawiając o czymś, coś widocznie śmieszyło Gloomy’ego. Blaise stał przy Pansy i Teodora, którzy widocznie znów wymieniali
się niemiłymi komentarzami. Astoria wychodziła właśnie z łazienki, a jej oczy
spoczęły na wchodzącym właśnie do Pokoju Prefektów Harry’m.
- Gotowi? – mulat klasnął w dłonie,
przyciągając uwagę wszystkich.
- Bardziej nie będziemy – westchnął Draco,
łapiąc Hermionę za rękę.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Domy arystokratów miały robić wrażenie na
innych. I trzeba było przyznać, że zwykle zapierały dech w piersiach.
Czystokrwiści czarodzieje trzymający się tradycji dość często wybierali stare
zamki, duże wille albo bardzo piękne kamienice. Pałac Malfoya był okazały,
wielki i zadbany. Ogrody Narcyzy ozdabiały dwór, a każdy gość zawsze był
oszołomiony dobrym smakiem oraz gustem gospodarzy. Niedaleko ich domu
znajdywała się mała wioska, w której mieszkali kiedyś lojalni słudzy przodków
Lucjusza. Wszyscy mugole, a i czarodzieje ją zamieszkujący, do tej pory z
szacunkiem zerkali na postawny budynek, który oszałamiał. Dom Teodora natomiast
znajdywał się w środku głuszy, a mroczny las odcinał inne drogi dostępu.
Nottowie również zadbali by na sam widok willi ludzie stawali zachwyceni
pięknem. A na przykład Blackowie wybrali rodzinną kamienicę, która do tej pory
wywoływała dreszcze u mugolaczki. Mimo niezbyt sympatycznego wystroju
mieszkanie Syriusza było bardzo majestatyczne oraz zaskakująco ładne. Jednakże
żaden z ich domów nie przypominał miejsca, w którym wychowywał się Blaise. Ku
zdumieniu Hermiony Zabini za pomocą świstoklika przetransportował ich z Hogsmeade,
do którego odprowadziła ich profesor Sprout, w góry. Teraz stali naprzeciwko
okazałego domu, który był w każdym stopniu wyjątkowy. Budynek znajdywał się na
skarpie, co sprawiało wrażenie jakby unosił się w powietrzu. Prowadziła do
niego przysypana białym puchem ścieżka, która kończyła się przed paroma
stopniami. Budynek był szary, elegancki oraz dziwnie zwariowany. Mienił się
przyjemnie pokryty białym puchem, a ogromne drzwi właśnie się uchyliły. Na
niewielki ganek wyszła właścicielka tego domostwa, machając do nich lewą ręką.
- Wow – wykrztusiła jedynie gryfonka, znowu
napawając oczy widokiem ośnieżonych szczytów ogromnych gór, które wydawały się
być jak z bajki. Niebo zdawało się być jednocześnie niesamowicie lazurowe i
szare, a chmury zasłaniały doliny, na które mogli spoglądać.
- Niesamowite – dorzucił Harry, rozglądając
wokół i mrugając szybko, gdy ślizgoni ruszyli do wyczekującej ich kobiety.
Hermiona z przyjacielem szybko dogonili resztę, wciąż pochłaniając
najdrobniejsze szczegóły. To jak rześkie wydawało się powietrze, to jak
zachęcająco wyglądał las niedaleko. Dopiero przed wejściem Prefekt Naczelna
przyjrzała się uważniej matce mulata. Saima Zabini była bardzo oryginalną oraz zaskakującą
arystokratką. Miała łagodnie zarysowane kości policzkowe, prosty nos oraz
głęboko osadzone migdałowe oczy. Tak jak syn miała karmelowy odcień skóry, a
pełne czerwone usta wyginały się w szczerym uśmiechu. Czarne, gęste włosy
opadały jej łagodnie na plecy, a na niektórych kosmykach pobłyskiwały wplecione
w nie koraliki. Kobieta założyła na siebie sukienkę, która kojarzyła się
dziewczynie z indiańskimi szamankami. Wiele kolorowych wzorów nakładało się na
siebie, a przy najmniejszym ruchu zdawały się ożywać. Na nadgarstkach pani
Zabini brzęczały liczne bransoletki, a również na widocznych kostkach zawiesiła
ozdoby.
- Cześć, Draco – odezwała się zaskakująco
ciepłym, lekko zachrypniętym głosem i wyciągnęła ramiona do uśmiechniętego
blondyna – Dawno u nas nie byłeś, kochanie.
- W wakacje ostatnio – odparł grzecznie
młody Malfoy, gdy wypuściła go z mocnego uścisku. Od razu splótł palce ze
speszoną gryfonką, która przyglądała się jak zaurocozna pani domu. Błękitne jak
ocean tęczówki spoczęły na niej, a ciemne rzęsy zafalowały, gdy kobieta
zmierzyła ją oceniającym wzrokiem.
- Hermiona Granger jak mniemam – szepnęła
zadumana Saima, stając bliżej gryfonki i delikatnie muskając palcem wskazującym
jej policzek – Jesteś jeszcze piękniejsza niż się spodziewałam.
- Dziękuję – mruknęła zarumieniona Granger,
przygryzając wargę i stojąc prosto przed wciąż zamyśloną matką Diabła. Mulatka
wygięła usta w uśmiechu, przekrzywiając głowę na bok i wzdychając.
- Jesteś ostatnio dość głośnym tematem
rozmów wśród moich znajomych – przyznała, rzucając spojrzeniem na złączone
dłonie dziewczyny i ślizgona, a potem mrużąc powieki na blondyna, który z pewną
siebie miną patrzył na arystokratkę – Przykro mi, że żyjecie w czasach, gdy
najpiękniejsze uczucie trzeba ukrywać.
- My.. – Hermiona urwała w połowie, gdy
piękna czarownica znów na nią zerknęła.
- Draco jest moim drugim synem, Hermiono,
wasz sekret jest bezpieczny – powiedziała delikatnie, dotykając ramienia
jasnowłosego ślizgona – Ten dom jest też jego domem, więc nikt nie ma prawa
odmówić wam okazywania sobie uczuć. Nikt nigdy nie ma prawa by dwójka młodych i
zakochanych osób została zmuszona do..
- Mamo, proszę, nie smęć – jęknął Blaise,
odciągając przyjaciółkę od rodzicielki i przewracając oczami na jej czułe
powitania z resztą grupy. Pansy i Astoria zostały uściskane po kilka razy, a
Teodor niemalże musiał ścierać z policzków pozostałości po szmince kobiety. Kiedy
pani Zabini skończyła piąty raz gratulować Milli i Marcusowi ich zaręczyn, stanęła
przed Wybrańcem. Harry wyprostował się, gdy te czujne oraz bystre oczy
zatrzymały się na nim.
- Harry Potter – przedstawił się, chociaż
było to zbędnym zabiegiem. Jednakże Saima skinęła aprobująco głową i złapała
mocno jego wyciągniętą dłoń.
- Wyglądasz jak James – powiedziała łagodnym
tonem, śmiejąc pod nosem – Mimo innych oczu wciąż posiadasz jego iskierki w
spojrzeniu.
- Znała pani mojego ojca? – spytał
zaskoczony Potter, zapominając o tym by udawać zdystansowanego młodzieńca.
- Trudno było nie znać Jamesa Pottera –
stwierdziła poważnym głosem, a po chwili w jej błękitnym spojrzeniu błysnęła
tęsknota oraz czułość – Ale ja znałam osobiście twojego ojca.
- Czy..
- Odpowiem na twoje pytania po jedzeniu,
Harry – przerwała mu stanowczo Saima, wskazując by ruszyli za nią – Obiad
będzie za pół godziny. Kochanie, kiedy przybędzie Arya?
- Dziesięć minut – szybko odpowiedział
Blaise, rozglądając wokół. Hermiona szła na końcu co chwila przystając i znów
przetrawiając, jak pięknym miejscem jest dom Zabinich. Korytarze były jasne, a
ciemne panele kontrastowały się z beżowymi ścianami. W holu wisiało mnóstwo
obrazów, które dodawały miejscu magii. Jednakże to salon wywołał cichy okrzyk
zaskoczenia z ust gryfonki. Zamiast ściany wychodzącej na świat były lustra na
całą jej szerokość. Przez szkło widać było przepaść w dół oraz nieziemski widok
na wzgórza, doliny i lasy. Ośnieżone szczyty, pokryty śniegiem las, błękitne
niebo. Młoda szatynka podeszła bliżej szklanej tafli, chłonąc wzrokiem widok
nie z tego świata. Przesunęła spojrzeniem po całym pomieszczeniu, które
utrzymywane było w ciepłych, domowych kolorach. Tu również ściany ozdabiały
obrazy, a w rogu pokoju stał olbrzymi fortepian. Kręcone schody prowadziły na
piętro, gdzie właśnie prowadził ją Blaise. Razem z Harrym wspięli się wyżej,
pozostawiając ślizgonów na dole. Korytarz był kolorowy i to dosłownie, gdyż
widocznie został pomalowany ręcznie licznymi farbami. W niektórych miejscach
były to jedynie pociągnięcia, dziwne wzory, ale metr dalej widniał duży ogród.
- Mama chciała by każde miejsce miało jakąś
cząstkę nas – wyjaśnił mulat, wskazując odciśniętą dłoń małego dziecka – Jak
miałem pięć lat postanowiła pomalować tu białe ściany. Kupiła mnóstwo farb i
następne dwa dni spędziliśmy tutaj rysując co się nam żywnie podobało.
- Oryginalny pomysł – przytaknął
zielonooki, wybuchając śmiechem, gdy minęli obrazek ukazujący same cukierki –
Masz super mamę.
- Specyficzną, ale super – zgodził się
uśmiechnięty Blaise, otwierając pierwsze drzwi. Znaleźli się w niczym mugolskim
studiu nagraniowym. Komnata była ogromna, a w wyznaczonych miejscach stały
przeróżne instrumenty. Poprzez ścianę z gitarami, skrzypcami, po dużą
wiolonczelę i harfę, aż po fortepian i indiańskie bębny. Ślizgon wyjaśnił, że
to gabinet jego matki, która spędzała tu największą ilość czasu. Następny pokój
był pracownią plastyczną, a sztalugi, obrazy oraz farby zajmowały każdą wolną
przestrzeń. Przy tym było jedno wielkie okno na góry, gdzie szukała inspiracji
Saima. Następnie minęli łazienkę oraz pokój poświęcony szkole, który przypominał
gabinet dyrektora. Zabini poprowadził ich dalej, wskazując jedynie balkon,
gdzie w wakacje wystawiali leżaki oraz koce by się wylegiwać na słońcu.
- Mój pokój – ogłosił brązowooki, uchylając
powoli drzwi. Hermiona uśmiechnęła się widząc niebieski kolor ścian oraz miękki
dywan koloru kości słoniowej. Po ich bosymi stopami przyjemnie się zapadał,
kiedy przeszli na środek. Meble były drewniane, trochę stare, a niektóre
bardziej nowoczesne. Ogromne łóżko, skierowane w stronę jednej ściany, która
tak jak salon składała się z samego szkła, zachęcało do położenia się i
wpatrywania godzinami w widok. Na pozostałych ścianach wisiało mnóstwo zdjęć, a
na większości z nich pojawiał się sam mulat wraz Pansy i Draco. W kącie stały
jego gitary, ale również skrzypce. Ogromna szafa i biblioteczka zdawały się
idealnie wkomponowywać w pomieszczenie.
- Niezła kolekcja – zauważyła Hermiona
stając przy starym gramofonie i przeglądając jego płyty kompaktowe, które
ułożone zostały na niskiej półce – Niektóre to prawdziwe białe kruczki.
- Najcenniejszy mój dobytek – zaśmiał się,
unosząc brwi, gdy Harry stanął przed
obrazem wiszącym przed wejściem – A to malunek mamy tuż po urodzeniu mnie.
- Macie artystyczne dusze – stwierdziła
Hermiona, chichocząc na widok rysunku ukazującego przytulanki w kształcie
misiów.
- Albo jesteśmy zdrowo świrnięci –
parsknął, obejmując przyjaciół i prowadząc ich do wyjścia, kiedy kolejny raz
rozbrzmiał krzyk Saimy by zeszli – Chodźcie nim sama tu wejdzie i będziecie
musieli wysłuchiwać słodkich historii o jej problemach z małym mną.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie,
obserwując towarzyszy. Zatrzymała wzrok na roześmianej przyjaciółce, która z
błyszczącymi oczami popatrzyła na chłopaka siedzącego obok. Głośne chichoty,
mieszające się głosy towarzyszyły od początku ich przyjścia. Kiedy zasiedli
pani Zabini dość szybko wprowadziła luźną atmosferę, szczerze się ciesząc z
tego harmidru. Rozmawiała z każdym chociaż przez chwilę, parskała śmiechem na
wygłupy chłopców oraz z rumieńcami obserwowała słodkie spojrzenia Milli oraz
Marcusa.
- W porządku? – usłyszała szept, a ciepła
dłoń pogładziła jej kolano. Zerknęła z ukosa na chłopaka, który nałożył jej
przed chwilą trochę sałatki. Brązowe oczy migotały ciepło oraz radośnie, a
wargi wykrzywiały w łobuzerskim grymasie.
- Jak najlepszym – zapewniła go, muskając
wargami jego policzek i puszczając oczko – Dziękuję, że mnie zaprosiłeś.
- Jesteś częścią nas, Arya – Blaise
wzruszył ramionami, łącząc pod stołem ich dłonie – Częścią mojego życia.
Musiałaś tu być.
- Twoja mama jest niesamowita – szepnęła
blondynka, poprawiając odruchowo rękawy błękitnej koszuli, którą założyła
specjalnie na tą okazję – Już wiem po kim masz to pozytywne spojrzenie na
świat.
Arya obróciła się w stronę matki
ukochanego, która akurat nakładała Hermionie swój specjał – przypiekany kozi
ser z sosem malinowym. Krwiste wargi wyginały się przy tym w uśmiechu, a oczy
migotały. Saima odgarnęła nonszalancko włosy za ramię, podając talerz
dziewczynie Draco i rozglądając komu, czego brakuje. Mulatka złapała jej wzrok,
a po chwili posłała ciepły uśmieszek. Mugolka była nią oczarowana od samego
początku, gdy tylko wraz z Blaisem przekroczyli próg tego wyjątkowego domu.
Pani Zabini stała wtedy akurat z Pansy oraz Marcusem i dyskutowała z nimi na
temat wylicytowanego ostatnio obrazu Renoira. Kiedy zatrzasnęły się za nimi
drzwi, obróciła się w ich stronę, a czujne oczy spoczęły na niej. Mierzyły się
wzrokiem, każda z ciekawością wpatrując w drugą. Jasnowłosa nastolatka
wyprostowała się, biorąc głęboki wdech i nie pozwalając sobie odwrócić
spojrzenia. I właśnie wtedy Saima roześmiała się podchodząc do niej sprężystym
krokiem i mocno przytulając. Stres dziewczyny zniknął w sekundę, a kolejne
dziesięć minut witała się ze ślizgonami, ściskała Harry’ego i całowała Hermionę
po policzkach. Mimo, że nie znała ich wszystkich bardzo długo, to czuła się
częścią tej grupy. Jednym z elementów, który dawał tą zwariowaną całość.
- Po obiedzie wybieracie się na spacer?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona parsknęła śmiechem, gdy Arya z
Harrym zaczęli biegać wokół siebie oraz obrzucać śniegiem. Jasnowłosa mugolka
szybko dobiegła do uciekającego gryfona i wskoczyła mu na plecy, przewalając go
na ziemię.
- Zachowują się jak dzieci – zauważył
Draco, który trzymał ją za rękę i non stop poprawiał czapkę, zsuwającą mu się
na oczy – Popaprane dzieci.
- Czy to nie piękne, że wciąż potrafią je w
sobie odnaleźć? – gryfonka wzruszyła ramionami, kręcąc głową na widok Pottera
ze śniegiem na twarzy – Aryę i Harry’ego łączy parę spraw, dlatego potrafią się
dogadać.
- Czy oni.. jakie sprawy ich łączą? – po
raz pierwszy Astoria nie potrafiła się wysłowić, wsuwając dłonie do kieszeni
płaszcza – Znaczy, czy byli kiedyś czymś więcej niż przyjaciółmi?
- Merlinie, nie! – Hermiona wybuchnęła
śmiechem, machając do radosnej dwójki – Nie, to raczej.. nie mogę o tym mówić. Jedynie
co to, to, że łączy się to z utratą Syriusza.
- Rozumiem – zielonooka skinęła głową,
fukając, gdy biała śnieżka odbiła się od jej ramienia. Harry błysnął zębami,
unosząc zadziornie brwi, co wywołało złe spojrzenie ślizgonki – Potter, co ty
robisz!
- Nic – krzyknął Wybraniec, unosząc do góry
ręce w akcie niewinności – To nie ja!
Blaise przewrócił oczami, gdy i on oberwał
kulką ze śniegu. Arya pokazała mu język, obracając się na pięcie oraz
uciekając, gdy ruszył za nią w pogoni. Milka zachichotała, stając na palcach i
muskając malinowymi wargami blady policzek Marcusa. Flint objął ją mocniej,
szepcząc coś do ucha. Pansy jęknęła niechętnie, gdy Złoty Chłopiec wybrał ją na
swoją kolejną ofiarę. Po chwili obie wychowanki Snape knuły zemstę, co
strasznie rozbawiło ciemnowłosego.
- Nott! – Harry zwołał przyjaciela,
machając błagalnie rękoma – Pomóż mi!
- Muszę? – burknął Teodor, zerkając
pytająco na Prefekt, która uśmiechnęła się w odpowiedzi – Niech będzie.
Hermiona zachichotała pod nosem, obserwując
wszystkich przyjaciół. Chciałaby widzieć ich tutaj za rok, gdy już to się
skończy. Równie beztroskich, uśmiechniętych oraz zakręconych. Chciała spacerować
tędy z silnym ramieniem Draco oplatającym jej talię, słyszeć śmiech
zielonookiego oraz chichot Milki. Pragnęła tego z całego serca, tak bardzo, że
powoli czuła się tym przytłoczona. Malfoy idący przy niej, przypatrywał się
górom oraz niebu, a jego jasne pasma błyszczały się w świetle zachodzącego
światła. Zarumienione policzki od zimna były niecodziennym widokiem, ale od
razu Hermionie nasunęła się inna chwila, gdy mogły się one pojawiać. Zaczerwieniła
się przez swoje fantazyjne skojarzenia, odwracając wzrok. Czasem zastanawiała
się czy kiedyś zobaczy go w takiej sytuacji, czy kiedyś zbliżą się w ten sposób
do siebie. Jednakże, czy była na to gotowa? Czy była pewna, że to jemu zamierza
oddać się całkowicie? Owszem, była zakochana w Malfoyu. Dostrzegała na
korytarzu jego oceniające spojrzenia, łagodnie uniesiony kącik ust czy błysk
wściekłości i smutku w oczach, gdy musieli udawać przed innymi, że wciąż są
wrogami. Powoli zauważała jak rozpoznać jego humory, kiedy jakie maski nakłada.
Przy niej jednakże rzadko się to zdarzało, co sam przyznawał. Przy niej był
sobą. Draco Malfoyem czy nawet jego lepszą odsłoną, jak twierdził Blaise.
- O czym myślisz? – grafitowo niebieskie
oczy przyglądały się jej z niesamowitą intensywnością. Hermiona wstrzymała
oddech w piersiach, przyglądając mu równie ciekawie. Dracon nigdy nie wydawał
się piękniejszy niż teraz. Owszem, nie był idealny chociaż wiele dziewcząt tak
go widziało, co ją zawsze zastanawiało. Ona sama zauważyła cienką bliznę
przebiegającą przez jego jedną brew, która była pamiątką po jego pierwszym
upadku z miotły. Jednak według niej przykuwał wzrok, samą swoją postawą już się
wyróżniał. Był jednocześnie arogancki oraz zimny, a gdy byli sami zmieniał się
w ciepłego choć złośliwego chłopaka.
- O tobie – przyznała szczerze, zagryzając
wargę – O nas.
- Brzmi poważnie – zauważył, muskając
kłykciami jej policzek – I co wymyśliłaś?
- Nic – szepnęła, wsuwając dłonie do
kieszeni jego płaszcza i jednocześnie przysuwając bliżej niego – Co będzie
potem, Draco?
- Będziemy my – stwierdził, opierając czoło
o jej – Będziemy się kłócić godzinami, a potem uparcie milczeć. Będziemy się
godzić na różne sposoby, a każdy z nich będzie wyjątkowy. Będziemy wieczorami
wychodzić do restauracji albo siedzieć pod kocem i czytać książki. Będziemy żyć
każdym dniem, wciąż będąc obok siebie.
- Podoba mi się takie potem – zaśmiała się,
muskając delikatnie wargami jego chłodne usta – I podoba mi się teraz.
- Wiem, Granger, mi też – mruknął, łapiąc
ją za brodę i pogłębiając pocałunek. Wdarł się ciepłym językiem do jej ust,
przesuwając nim po zębach, co wywołało cichy jęk aprobaty. Ich wargi łączyły się
miękko, gdy smakowali się w słodkim uczuciu, które między nimi kwitło. Gryfonka
przysunęła się jeszcze bliżej, czując jak serce zaczyna jej galopować. Pragnęła
go mieć jak najbliżej, mieć go tylko dla siebie.
- Jesteście
niemożliwi – krzyknął Harry rzucając w nich śnieżką i trafiając ślizgona prosto
w głowę – Zostawić nas na chwilę sam na sam!
- I już nie widzą poza sobą świata –
przytaknął Blaise, pomagając się otrzepać zaśnieżonej Aryi, którą wrzucił
wcześniej do zaspy – A jesteśmy też my!
- Dajcie im spokój – westchnęła Millicenta,
przewracając oczami i marszcząc nos – Niech się cieszą chwilą.
- Dość ciężko to robić, gdy się na nas
gapicie – zauważył chłodno jasnowłosy, rzucając przyjaciołom miażdżący wzrok –
Czego chcecie?
- Was – zaświergotała Pansy, unosząc w górę
obie dłonie, w których trzymała kulki ze śniegu. Reszta poszła za jej
przykładem, wykrzywiając radośnie do rozbawionej pary. Minutę później
rozpoczęła się prawdziwa wojna, a w górach kolejny raz odbił się echem radosny
śmiech grupy przyjaciół.
Saima Zabini stała w oknie, obserwując syna
i pozostałych młodych czarodziei. Oparła się czołem o chłodną szybę, chłonąc
wzrokiem ich szczęśliwe twarze, złączone dłonie. Byli jeszcze tacy młodzi,
dopiero wkraczali w prawdziwy świat. Jeszcze byli tak naprawdę dziećmi, a tak
rzadko mogli się z nimi utożsamiać. Wszyscy wymagali od nich dojrzałej postawy,
dorosłego spojrzenia na świat. Dlaczego? Dlaczego wojna była tak blisko? Dlaczego
ich zmieni? Czy naprawdę ten młody, ciemnowłosy syn Jamesa był ich ostatnią
deską ratunku? Czemu to dziecko ma stanąć naprzeciw Czarnego Pana, a nie
potężni czarodzieje?
- Pamiętam – szepnęła, zerkając na ściskane
w dłoni zdjęcie. Patrzył na nią przystojny nastolatek, tak podobny do tego
bawiącego się przed jej domem. Roztrzepane krucze włosy, radosne spojrzenie
brązowych oczu oraz szeroki uśmiech – Pamiętam, Jim, pamiętam co obiecałam.
Chyba komentuję pierwszy raz, mimo,że jestem stała czytelniczką. Uwielbiaam twojego bloga i sposób wyrażania emocji jakie w nim się znajdują, pierwszy raz mam okazje czytać tak dojrzałe dramione. DZIĘKUJĘ ci za to z całego seca.... zaineteresował mnie wątek z Jamesem potterem było super gdybyś dąła coś więcej.. Ba albo pisała o relacjachJames Lily Syr i Remi...
OdpowiedzUsuńJa natomiast dziękuję, że skomentowałaś! :D Bardzo, bardzo, bo niestety ostatnio pojawia się mniej komentarzy:< a one naprawdę motywują, szczególnie gdy jest się w klasie maturalnej!
UsuńSzczerze mówiąc, mam pomysł na Jima, Lily, Syriusza i Remusa, ale najpierw skończę jedno opowiadanie, a potem zabiorę za następne :D chociaż może na miniaturkę się kiedyś skuszę :D
Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa!
ooo ale fajną mamę ma Blaise super :D ah ciekawe co obiecała :D świetny rozdział i to jak oni wszyscy są szczęśliwi :) Harry i Astoria piękna para haha jak sie potoczy zobaczyy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Harry i Astoria nie będą mieli łatwiej niż Draco z Mioną. Ale cóż zobaczymy jak to będzie :)
UsuńDziękuję za komentarz!
Kolejny rozdział magiczny! Oczarowywujesz mnie za każdym razem. Mam nadziję, że szybko dodaaz kolejny bo nie mogę się już do czekać. Rzadko zdarza się, tak dojrzałe Dramione a twój blog jest oryginalny a zarazem zabawny i realistycznie przytłaczający wizją zbliżającej się wojny.
OdpowiedzUsuń~Z.W.
Bardzo dziękuję za te motywujące oraz miłe słowa! :3
UsuńRozdziały staram się pisać w każdej wolnej chwili, ale w 3klasie LO czasem takowych nie ma;<
Pozdrawiam ciepło,
L.♥
Super rozdział, podoba mi sie twist akcji z ksiązki. Ciekawi mnie związek pani Zabini i Jamesa Pottera, kolacja tez bardzo fajnie opisana, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! :>
UsuńŚwietny rozdział. Czekam niecierpliwie na następny. Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAnna
Dziękuję, a wenę chętnie przyjmuję. A jeszcze chętniej więcej czasu wolnego xd
UsuńPozdrawiam ciepło,
Lupi♥