29 stycznia 2015

Za­kocha­nie to za­led­wie przed­sionek miłości.

Heej,
rozdział spóźniony bardzo oraz taki.. sama nie wiem. Taki.. nijaki? Ale chciałam już go opublikować. Cóż, następny mam nadzieję będzie lepszy. I wcześniej dodany.
Jak spędzacie ferie? :)
 
Spóźniona i zmęczona,
Lupi♥
 
PS. Nie zbetowany, bo późno :)
PPS. Naprawdę.. następny będzie lepszy!
 
 
 
 
Ciemnowłosy chłopak wpatrywał się z obojętnością w swój talerz, ze znudzeniem grzebiąc w nim widelcem. Zignorował chrząknięcie ojca, ale czując lekkie kopnięcie pod stołem zareagował. Uniósł głowę wpatrując się z lekką kpiną w poważną oraz chłodną twarz ojca. Jonathan Nott naprawdę nie należał do tych przerażających manipulatorów, którzy ustawiają dzieciom całe życie oraz wyznaczają im przyjaciół. Nie. W rzeczywistości pan Nott był całkiem w porządku. Razem z żoną pozostawili dziedzicowi wiele wyborów, godząc się z jego decyzjami oraz nawykami. Teodor od dziecka mógł bawić się z kim chciał, a jednocześnie brać później za to odpowiedzialność. Nigdy nie dostał żadnej listy z osobami za czy przeciw, które mogą zrujnować mu reputacje. Oczywiście były umowne granice jego beztroskiego wychowania. W towarzystwie innych arystokratów zachowywał się jak dżentelmen, był poważny, pełen werwy oraz czarujący wobec pań. Nie przeciwstawiał się rodzicom, ale pozwalał sobie na wypowiadanie własnych komentarzy.
-Teodorze? Odpowiedz proszę na pytanie Victora, synu – Jonathan odłożył sztućce na półmisek, rzucając chłopakowi ostre spojrzenie –Co myślisz o mugolakach w szkole?
-W sumie to o nich nie myślę – odpowiedział sucho, muskając opuszkiem palca wzorek wyryty na starych, rodowych sztućcach –W Slytherinie nie ma żadnych nie czystokrwistych dzieci.
-Ale w szkole są – zauważył pomocnie mężczyzna siedzący naprzeciwko nastolatka, pocierając bezwiednie kciukiem o policzek. Pan Greengrass był wysokim oraz umięśnionym byłym ślizgonem, którego przenikliwe oczy mrużyły się nieustannie w cienkie szparki. Zwykle przeraźliwie blady odcień cery kontrastował się z kolorem hebanowych włosów, które gdzieniegdzie miały srebrne nitki. Ubrany w odświętną szatę czarodziej prezentował się dumnie oraz potężnie.
-Zawsze byli i będą – westchnął Wąż, przesuwając spojrzeniem na lewy bok rozmówcy by przemknąć obojętnym spojrzeniem po starszej córce przyjaciela ojca. Daphne wyglądała jak zwykle olśniewająco, a jasne pukle upięła w wykwintnego koka. Miała delikatne rysy, różowe usta oraz duże oczy, które z beznamiętnością wpatrywały się w kieliszek z winem. Astoria, która siedziała obok niego natomiast stanowiła całkowite przeciwieństwo do siostry. Alabastrowa cera, ostro zarysowane kości policzkowe i brązowe, proste kosmyki, które odziedziczyła po ojcu.
-Doszły mnie jednakże plotki o twoich zażyłych stosunkach z jedną z tych.. brudnych pokrak – Victor Greengrass niemal opluł się jadem, którym podkreślił dwa ostatnie słowa –To okropne, że niektórzy zniżają się do tego by wygadywać takie bzdury na temat naszych rodów. Moim skromnym zdaniem, coś takiego powinno być karal..
-To prawda – przerwał w połowie mowy dorosłego młody Nott, prostując lekko i przekrzywiając na bok z zaciekawieniem głowę –Moje .. zażyłe stosunki z mugolaczką nie są żadną tajemnicą, panie Greengrass. Mogę nieskromnie dodać, że jest nią Hermiona Granger, ta osławiona przyjaciółka Wybrańca. Ja i ona jesteśmy .. w sumie to jesteśmy na tyle blisko, że tworzymy jedność.
-Jonathanie – sapnął zaczerwieniony z oburzenia gość honorowy, unosząc wysoko brwi na wybuch młodzieńczego wyznania –Czy ty słyszysz własnego syna, przyjacielu? On i szlama? I to jeszcze szlama Granger, to niepoważne..
-Niepoważny jesteś ty, Victorze – wszyscy zamarli zaskoczeni, gdy w końcu odezwał się milczący do tej pory ojciec ślizgona. Teodor niepewnie zerknął na rodziciela, który wpatrywał się uważnie w ich gościa, przechylając kieliszek z jednej strony na drugą tak by czerwona ciecz nie wyleciała –Przychodzisz do mojego domu jako gość, jako przyjaciel, a masz czelność wyzywać przyjaciółkę mojego dziedzica od pokrak?
-Jonathan, to SZLAMA, brudnokrwista, śmierdząca szmata! – krzyknął zbulwersowany pan Greengrass, uderzając pięścią w stół –Chcesz mi powiedzieć, że stałeś się miłośnikiem tych.. tych.. dziwadeł?
-Ja.. – starszy z Nott’ów zamarł, ściskając mocniej dłoń żony, która lekko pobladła wpatrywała się w ścianę. Ślizgon napotkał chłodne spojrzenie ojca, a wtedy nikły uśmieszek pojawił się na zwykle ponurym obliczu mężczyzny –Chcę powiedzieć, przyjacielu, że nie mieszam się w sprawy swojego dziedzica. Jeśli ma kaprys na zabawę ze szlamą to nie oponuję.. wiesz jacy są teraz chłopcy w jego wieku. A to, że pobrudzi się przy tym szlamem.. cóż, niech się bawi póki ma na to ochotę.
Teodor z trudem powtrzymał się przed prychnięciem, widząc zadowolony wyraz twarzy ich gościa. Musiał przyznać, że podziwiał swojego ojca, który jak nikt inny wiedział czego rozmówca oczekuje. Jonathan Nott sprawnie przeciągnął pana Greengrassa na swoją stronę, a jednocześnie zapewnił im alibi na jego „zażyłe stosunki” z Hermioną. Rodrigo na pewno wspomni o jego zabawie ze szlamą innym arystokratycznym tradycjonalistom, którzy jednie zaśmieją się z młodzieńczej beztroski i zapomną o podejrzeniach, że ród starożytnych Nott’ów zdradzi Czarnego Pana. Plan idealny. On może pokazywać się wszędzie z Hermioną, nie bojąc się, że zaraz ktoś rzuci im w plecy Avadą, a jego ojciec ponownie zanurzy się w lepkiej sieci polityki śmierciożerców.
-Teodorze, może wraz z Astorią pójdziecie na spacer? – Katerina w końcu odzyskała głos, spoglądając na najmłodszych arystokratów z troską –Pokaż pięknej damie bukiet zimowych róż..
-Oczywiście – mruknął młody gospodarz, uprzejmie biorąc pod ramię dziewczynę. Przeszli szybko do pokoju obok by wyjść na taras, a Astoria cicho westchnęła z ulgi. Chłodne powietrze zakłuło w policzki, unosząc im lekko włosy.
Ogród w rezydencji Nott’ów nie umywał się do przepięknego i zadbanego dzieła pani Malfoy, ale miał w sobie jakiś mroczny urok. Stare rzeźby zdobiły trawnik przedstawiając tańczące nimfy czy greckie bożki. Ogromne choinki kiwały się na boki, a różnorakie kwiaty i krzaki dodawały trochę koloru posesji. Schody zatrzeszczały, kiedy ślizgonka schodziła po nich by stanąć na ziemi. Teodor znów nie mógł się powstrzymać przed zmierzeniem przyjaciółki wzrokiem. Stała do niego bokiem, kierując twarz w stronę lasu, który stanowił jego drugi dom. Blask księżyca sprawiał, że wyglądała jak jedna z marmurowych postaci zdobiących ich ogród. Granatowa suknia opinała ją w talii, później spływając luzem do ziemi i falując przy kostkach. Długie rękawy wykończone koronką, artystycznie wycięty dekolt usiany niewielkimi różyczkami oraz kołnierzyk kreacji postawiony tak by eksponować długą szyję młodej kobiety. Materiał zaszeleścił, kiedy uniosła ręce do głowy, uwalniając brązowe pukle z ułożonego koczka. Wyjmowała powoli wsuwki, a każde pasmo falowało, gdy opadało na jej ramiona. Obróciła się w jego stronę, przyglądając przenikliwie zielonymi tęczówkami, które błyszczały w słabym oświetleniu. Blade policzki lekko się zaróżowiły od mrozu, a czarne rzęsy ozdabiało parę śnieżynek. Wygięła usta w uśmiechu, odsłaniając przy tym rządek białych, prostych zębów. Dziewczyna ucieleśniała to co nazywał pięknem, a może sama ustanowiła jego poglądy? W końcu to przy niej dorastał, to ona była jego punktem odniesienia.
-Teodorze? – nastolatka zaśmiała się cicho, przeczesując palcami włosy by jakoś je ułożyć –Bo pomyślę, że się jeszcze we mnie zakochałeś.
-Czasem mam wrażenie, że właśnie to robię – parsknął, dołączając do niej i ponownie chwytając tym razem za dłoń, poprowadził ją jedną ze ścieżek –Ale wtedy otwierasz buzię, a cały czar znika.
-Jesteś doprawdy uroczy – powiedziała rozbawiona, zatrzymując się na moment aby poprawić pantofelki –Twoja żona będzie po prostu wniebowzięta za takie komplementy.
-Przynajmniej nie będzie musiała znosić zazdrosnego o każde pochlebstwo męża – sarknął, wspominając ich żarty z dzieciństwa z narzeczonego ślizgonki, kiedy to Draco liczył na przyjęciu ile osób mówi pochwały jemu, a ile pannie Greengrass –Malfoy jednakże będzie dobrym mężem, Ast. Może bywa wredny, złośliwy, arogancki czy napuszony, ale zapewni ci bezpieczeństwo oraz dobrobyt.
-Wiem – potaknęła zamyślona, unosząc brwi na widok osławionych zimowych róż. Musnęła opuszkiem jasnoniebieski płatek kwiatka, zachwycając się pięknem rośliny –Kolejne cudowne małżeństwo wśród arystokracji. Piękna czarownica z równie przystojnym czarodziejem, czysta krew, znakomite rodowody. Tylko że.. nie chcę tego, Teo, nie chcę budzić się rano w ogromnym łóżku u boku mężczyzny, który nigdy nie.. którego nie kocham.
-Astoria Rozalie Greengrass marząca o prawdziwej miłości? – ciemnowłosy skrzywił się, kiwając na stopach –Skąd ta zaskakująca zmiana, skarbie? Od narodzin wiedziałaś o swoim przesądzonym losie, od maleńkiego uczysz się bycia dobrą żoną, od pierwszego słowa nauczano cię o historii rodu Malfoy’ów, mając cztery lata pojawiłaś się w towarzystwie narzeczonego i od tamtej pory to twoje zobowiązanie. Powiedz mi.. jak po takich przygotowaniach, po tych wszystkich godzinach wysłuchiwania o obowiązku wobec rodziny.. skąd pomysł o miłości?
-Zaskakujące, prawda? – powiedziała cicho, nie odrywając spojrzenia od zimowej różyczki –Powtarzają nam od małego jak ważni jesteśmy, jak ważne są nasze wybory, jak ważne są te małżeństwa. Ledwo co mówisz, a już pamiętasz znaczące rody, uczysz się ich historii, herbów, znaczenia w polityce. Pierwsze niepewne kroki dziecka, a dzień później już nauka tańców. Zapamiętywanie tych wszystkich bzdur o narzeczonym, co lubi, co nie.. A potem wystarczy ładnie ubrać i podstawić do kościoła. Przepis na udaną pannę młodą.
-Gdyby twój ojciec cię teraz słyszał.. – parsknął Wąż, ściskając mocniej szczupłą dłoń –Tyle włożył w twoje wychowanie, a córeczka i tak myśli samodzielnie.
-Dlatego właśnie się przyjaźnimy, Teodorze, właśnie za naszą zdolność do samodzielnego myślenia. Ty, ja czy Draco, Blaise i reszta.. – zagryzła wargę, mrużąc powieki –Czy jak się stanę panią Malfoy będziesz mnie odwiedzał?
-Jeśli nie przefarbujesz się na blond, to pomyślę – uniósł brew, widząc błądzący na jej twarzy uśmieszek –Nie zmienisz się, tylko dlatego, że dostaniesz nowe nazwisko. To wciąż będzie ta sama Astoria.
-Nie, Teo, to nie będę już ja – zaprotestowała delikatnie, obracając się w końcu w jego stronę –Kiedy Draco wsunie mi pierścień rodowy na palec zniknie ta Astoria! Stając w białej sukni zostanę pogrzebana z cichym tak na ustach. Przyszła pani Malfoy będzie inna, będzie pusta! Bo dzień mojego ślubu, jest dniem, w którym się poddam. Spełnię swój obowiązek wobec rodziny, a to znaczy, że stanę się taka jak inne arystokratki!
-To powiedz nie – wyszeptał Nott, przysuwając bliżej dziewczynę –Czy to tylko słowa o twojej odwadze, czy i tak będziesz tam.. taka jak inne? Piękna i wyszkolona do bycia żoną.
-Nie mogę tego zrobić, a bardzo pragnę – również ściszyła ton, opierając czoło o jego pierś i wdychając zapach przyjaciela –Mam zobowiązania wobec rodziny.. Muszę utrzymać układy z rodziną Draco, muszę zapewnić ojcu kolejną dobrą gałąź pokrewieństwa. Tak było, jest i będzie, Teo, jesteśmy..
-Niewolnikami własnych rodzin – dokończył niemal bezgłośnie, przytulając mocno kruche ramiona ślizgonki –Ale jesteśmy razem, Toria.
-Czasem chciałabym móc się w tobie zakochać, wiesz? – poczuł, że się uśmiecha, a chłodne opuszki palców musnęły jego kark –Chciałabym powiedzieć, że kocham cię jak mężczyznę, a nie jak brata.
Teodor skinął głową, dobrze rozumiejąc o co jej chodzi. Ale czy potrafiłby powiedzieć bez zawahania słowa miłości, które nie oznaczałyby już ich przyjaźni, a miłość? Astoria jest piękną kobietą, uzdolnioną magicznie, oczytaną, rozumiejącą go bez słów i zawsze wyrozumiała wobec jego potrzeby samotności. Była jego podporą już jako siedmiolatka, a nadal stanowiła bezpieczną przystań wśród wichury polityki, wymagań czy obowiązków. Mógł bez problemu wyobrazić sobie przyszłość, w której pojawia się na bankietach trzymając ją za rękę. Miałby pewność, że żona rozumiałaby jego więź z Hermioną, a sama się przyjaźniła z gryfonką. Czułby się wspaniale mając dwie ukochane przyjaciółki obok siebie, ale.. to wciąż by nie było fair wobec Ast. Ślizgonka zasługiwała na tą wymarzoną acz zakazaną prawdziwą miłość. U jej boku powinien stać mężczyzna gotowy rzucić Avadę w każdego, czarodziej czy mugol, który nie czułby wyrzutów szepcząc czułe słówka, na które on by się nie zdobył. Ich małżeństwo może byłoby i nienajgorsze, ale na pewno w końcu oboje zostaliby przez nie złamane. Zniknęliby w odmętach własnych niespełnionych marzeń. Gdyby tylko potrafili siebie kochać.. wtedy byłoby łatwiej.
-Nie wiem czy bym potrafił – przyznał, gładząc gęste fale przyjaciółki.
-Zapewne nie, tak jak i ja – odsunęła się, uśmiechając ze smutkiem –Może lepiej jest tak jak teraz? Ja mam swojego Teodora, a ty mnie? Bo mając siebie nie zapomnimy kim jesteśmy.
-Nie, nie zapomnimy – westchnął, schylając się i zrywając jeden kwiatek. Podał go zielonookiej, krzywiąc gdy niezauważony kolec wbił mu się w palec –Zimowe róże są rzadkie..
-Wiem, dziękuję – odebrała podarunek, podsuwając sobie pod nos oraz zaciągając pięknym zapachem –Wracamy?
-Powinniśmy, jest zimno, a ty nie wzięłaś kurtki – wywrócił oczami, zarzucając jej swoją marynarkę na ramiona. Wrócili w milczeniu na główną alejkę, a potem wsunęli się do ciepłego wnętrza willi. Przechodząc przez hol, słyszeli uniesiony głos ojca dziewcząt, który opowiadał jakąś historię gospodarzom. Astoria wyprostowała się, a maska uprzejmej panny pojawiła się na jej twarzy. Usta ułożone w nieśmiały uśmiech, broda uniesiona, a oczy beznamiętne acz niewinne. Ułożona kobieta, grzeczna córka, wyrafinowana dama oraz wytrwała żona.
-Astoria? – Teodor musnął dłoń przyjaciółki, która na moment przystanęła przed drzwiami –Pamiętaj o nas, a będzie dobrze.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Mam tego dość!
-Ty masz dość? Jesteś nieczułym draniem!
-Zamknij się! To dla naszego dobra!
-Chyba twojego! Myślisz, że mordując niewinnych zdobędziesz ich szacunek?
Dziewczyna zatrzymała się w holu, kiedy ostatni wrzask matki odbił się echem po całej rezydencji. Zerknęła z tęsknotą na drzwi, które właśnie się za nią zamknęły. Nienawidziła tego domu bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Odstawiła torby na podłogę, machając ręką na skrzata, który właśnie pojawił się w kącie. Ile by dała za zdolność teleportowania się od tak! Mogłaby wtedy uciec stąd, od tego całego zamieszania oraz od rodziny.
-Tchórz – szepnęła cicho, spoglądając na swoje odbicie w lustrze oprawione w złotą ramę. Patrzyła na nią zmizerowana, zmęczona oraz zlękniona nastolatka. Wciągnęła powiatrze, przypominając sobie dlaczego tu tak naprawdę jest. Dlaczego gra dalej w teatrzyku arystokracji. Christopher poświęcił dla niej wszystko, a ona marzy o ucieczce. Nie. Musiała tu zostać, musiała walczyć jak on. Dla niego. Oczy jej sobowtóra błysnęły z nową determinacją, a ona nie mogła powstrzymać się od dotknięcia koniuszkami palców szkła. Ruszyła dalej korytarzem, kiwając głową na powitania masy przodków, w której większości nie znosiła.
Zamarła, stając na progu salonu. Zignorowała rodziców, którzy wciąż krzyczeli na siebie, nawet jej nie zauważając. Meble były poprzesuwane w taki sposób by w centrum pomieszczenia było więcej miejsca. Biały, puszysty dywan leżał zwinięty w kącie, a na jego miejscu rozlała się ciecz. Zmarszczyła brwi starając zrozumieć czego właśnie jest świadkiem. Zwinięte „coś” leżało niedaleko substancji, telepiąc się niemalże niewidocznie. Przysunęła się jeszcze bliżej, czując nieodpartą potrzebę zobaczenia „tego”. To co brała wcześniej za fałdy materiału tak naprawdę było ramionami. Skulone nogi były bose, a plecy odkryte. Skóra wcześniej biała teraz wyglądała na osmoloną oraz nadwęgloną. Zmasakrowana osoba uniosła gwałtownie głowę, wyczuwając zapewne jej wzrok. Dzikie, duże oczy spojrzały na nią z przerażeniem, męką oraz błaganiem. Czuła jak żołądek zaczyna się skręcać, gdy przyglądała się licznym nacięciom na brudnej cerze. Gdzieniegdzie brakowało fragmentów ciała, a mięsiste dziury wyglądały przerażająco. Znów zerknęła na twarz chłopaka, który wyglądał na niewiele starszego od niej.
-Skarbie! – podskoczyła przerażona, przypominając sobie o rodzicach. Matka szła już w jej stronę, wyciągając ręce –Wybacz za bałagan, ale ojciec koniecznie musiał zaprosić przyjaciół.
-Kto to? – spytała, przyglądając tym razem ojcu. Głowa ich rodu stała wyprostowana oraz dumna, a jego oczy błyszczały niebezpiecznie. Koszula stanowiła najciekawszy element jego ubioru, a czerwone plamy wyglądały dziwnie artystycznie na rękawach.
-Gość honorowy – zachichotał ojciec, machając różdżką –Twoja matka jak zwykle przesadza. Wraz z przyjaciółmi ćwiczyliśmy nowe zaklęcie i.. jakoś tak wyszło.
-Jakoś tak wyszło, też mi coś! Porysowaliście podłogę! Nie mówiąc już o tych plamach na sofie – jęczała kobieta, wydymając usta w marudnym grymasie –Trzeba będzie wyremontować cały pokój! Ta krew wsiąknie..
Dziewczyna zrobiła krok do tyłu, zastanawiając się jak to możliwe, że to jej rodzina. Kto może mieć bardziej pochrzanionych rodziców niż ona? Czyja matka będzie biadolić nad plamami, kiedy na środku pokoju leży torturowany człowiek? Czy ojciec może patrzeć na dziecko tak zimno, a potem oczekiwać od niego najlepszego?
-Nie przesadzam! Mówię tylko, że ja tak nie mogę – kontynuowała kobieta, podpierając dłonie o biodra –Dyane mi mówiła, że zapach tego brudu unosił się przez niemalże tydzień! Tydzień, kochanie!
-Zamkniemy ten pokój, a skrzaty tu posprzątają – arystokrata wzruszył ramionami beztrosko –Mugole już tacy są, najdroższa, po prostu brudni.
-Zabij go.. – wyszeptała nastolatka, znowu skupiając uwagę na zmasakrowanym chłopaku.
-Słucham? – ojciec uniósł brwi zaskoczony.
-Pansy, nie wolno przerywać dorosłym przy rozmowie – pani Parkinson skarciła córkę, która ledwo co stała w pionie –Dobrze się czujesz, kwiatuszku?
-Zabij go – powtórzyła głośniej ślizgonka, czując jak zjedzone ciastko na Pokątnej szuka drogi ucieczki –Zabij go!
-Córuś, ale August i Poello mieli jeszcze wrócić na drugą rundę zabawy – parsknął rozbawiony żądaniem mężczyzna, sięgając po kieliszek z winem –Wiem, że to przykry widok, ale mugole to ogólnie nienormalne element rewolucji, a..
Pansy wstrzymała oddech, szukając w sobie resztek spokoju. W końcu szybkim krokiem minęła matkę, stając naprzeciwko rozkoszującego się winem ojca. Wyrwała mu różdżkę, kierując ją na leżącą ofiarę. Czuła delikatność patyka, jego misternie zrobiony trzon, a jeszcze bardziej chłód oraz ciężar. Uniosła rękę, ostatni raz spoglądając na niebieskie oczy mugola. Chłopak patrzył na nią z ciepłem oraz wdzięcznością, na którą nie zasłużyła.
-Reducto – powiedziała niemal bezgłośnie, czując jak jej pokłady cierpliwości się rozbijają na małe kawałeczki. Chłopiec również się rozbił na części, gdy zaklęcie redukujące uderzyło go w klatkę piersiową. Krew trysnęła na wszystkie strony, tak samo jak i różne części ciała, jeśli można tak nazwać zwęglone cząstki.
Pansy upadła na ziemię wymiotując i krztusząc się krzykiem, który uwiązł jej w gardle. Nie mogła uwierzyć, że to zrobiła! Ona! Nie ojciec, który dręczył tego mugola przez ostatnie godziny. Nie matka, która właśnie odskoczyła do tyłu. A ona.
-Pansy! – krzyknęła kobieta, rozglądając dookoła –Kochanie, popatrz co narobiłaś? Teraz musimy wymienić większość mebli, bo te plamy nie spiorą się już na pewno! Obrzydlistwo!
Dziewczyna parsknęła śmiechem, czując że traci przytomność. Tak. Teraz już zasłużyła na to spojrzenie pełne wdzięczności, teraz już sama potrzebowała czyjejś pomocy. Uśmiechnęła się szeroko, przypominając sobie te ciepłe oczy chłopaka. Chwilę później straciła kontakt z rzeczywistością.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-. 
Ciemność otaczała go z każdej strony, a chłodne powietrze przeszywało na wskroś. Biały puch trzeszczał pod jego nogami, a parę gałęzi zaczepiało o kurtkę, kiedy przedzierał się między drzewami. Energicznym krokiem przemierzał niezbadany las, który ukrywał ich posiadłość wśród licznych gęstwin. Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy obrócił się by zerknąć na swojego towarzysza. Czarny jak noc wilk przystanął przy nim bez najmniejszej zadyszki, a czekoladowe oczy spojrzały na niego pytająco. Gdyby wilk mógł się odezwać pewnie pytałby czemu stoją. Nigris uwielbiał spacery po lesie, oczywiście sam zapewne poznał już każdy sekret puszczy, ale każda ich wspólna wyprawa prowadziła do coraz ciekawszego miejsca.
-Idziemy dalej? – spytał cicho, wyciągając dłoń by pogładzić główkę zwierzaka. Ciemna sierść była przyjemna w dotyku, gładka i puszysta, a jednocześnie w jakiś pokrętny sposób twarda.
Warg, którym był chłopak, uśmiechnął się szerzej, obserwując lojalny wzrok swojego wilkora. Nie wyobrażał sobie życia, nie.. nie wyobrażał siebie bez tego futrzastego przyjaciela. Dziadek zawsze mu powtarzał, że co drugi dziedzic krwi Nott’ów wypełnia przeznaczenie powiązane z ich prastarymi przodkami. W dzień, kiedy jego matka go urodziła, na świecie pojawił się również jego wilk. Już jako chłopiec rozumiał pupila, który warczał co chwila na wszystkich. Prawdopodobnie to jednak nie Nigris był jego podopiecznym, a on jego, gdyż to właśnie wilk ratował mu skórę z najgorszych opresji.
Teodor ruszył dalej odprowadzając wzrokiem znikającą w zaroślach postać wilkora, który później wyłaniał się z innej strony. Spokojnym krokiem pokonywał kolejne przeszkody rozkoszując się spokojem panującym w czasie nocy. Co prawda nie czuł się całkowicie swobodnie, gdyż gdzieś w tyle głowy wyczuwał brak znajomego szumu. Więź, którą dzielił z mugolaczką nie dawała mu spokoju. Rzadko kiedy nie mógł jej „wyczuć” czy „usłyszeć”, zwykle miewał przebłyski uczuć dziewczyny czy zarys miejsca, w którym była. Tym razem jednak nie czuł niczego oprócz niespokojnego buczenia. Jakby zasięg nadwyrężył się i roztroił, a on nie miał jak naprawić nadajnika.
Nie wiedział co w takiej sytuacji powinien zrobić, a tym bardziej co ten paradoks w ogóle oznaczał. Sam fakt, że czuł to niesamowite przywiązanie do gryfonki mógłby zwalić na więź, chociaż dobrze wiedział, że ona jest dodatkiem. Kochał ją? Kochał i to bardzo,  czy pożądał? Nie, definitywnie nie. Troszczył się o nią? Tak. Opiekował się? Tak. Martwił się o nią? Tak.
-Nigris.. – zawołał swojego czworonożnego przyjaciela, który minutę później przycupnął przy nim, spoglądając z pogardą na pana –Musimy wracać do domu..
Musi wrócić. Musi napisać, zadzwonić, a nawet teleportować się pod dom dziewczyny. Nie wiedział co bardziej wzbudziło w nim niepokój. Rozłąka? Cisza? Świadomość, że jest gdzieś tam z Malfoyem? A może to nad wyraz dziwne buczenie, które nie pozawalało mu się na niczym skupić. Sam nie wiedział, które z powyższych faktów było gorsze. Prawdopodobnie obawa o dziewczynę. Bo nikt nie miał prawa jej tknąć, zranić, a tym bardziej mu ją odebrać. Nikt.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
 -Czyli gdzie jesteś?
Hermiona uśmiechnęła się słysząc niepewność w głosie rozmówcy. Oparła się o framugę, przyglądając z ciekawością jak ich gospodyni karmi swoją córeczkę. Kobieta wyglądała na taką szczęśliwą, gdy malutka dziewczynka chichotała z uciechy na widok zabawnych min mamy.
-Billy.. – dziewczyna westchnęła, przymykając powieki i rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca na twarzy –Możesz się po prostu tu teleportować?
-Niech będzie – zgodził się chłopak, a ona niemal widziała jak zniecierpliwiony przewraca oczami –Serio jesteś z Malfoyem?
-Tak, a teraz zamknij się i skup na moim głosie – poinstruowała go, obracając w stronę salonu, w którym blondyn siedział wraz z mężem Laury. Obaj panowie wyglądali na zrelaksowanych oraz zadowolonych, siedząc i oglądając jakiś film w telewizji. Ponownie przesunęła się bardziej w cień, zaciskając palce na słuchawce. Rozpoczęła opisywać od początku podróż samochodem, wypadek oraz ratunek, który udzielili im mugole. Wiedziała, że Williamowi będzie wygodniej teleportować się w nieznane miejsce, kiedy będzie mógł podążać za jej głosem. Paplała bez sensu, zastanawiając się co właściwie Weasley robił w jej domu. Gdy zadzwoniła na numer domowy odebrała Molly, nawołując najstarszego syna i prosząc by Hermiona mu wszystko opowiedziała. Wciąż jednak nie wiedziała, gdzie są jej rodzice lub co właściwie porabiają.
-Hermiono? – Gryfonka uniosła głowę, spoglądając na uśmiechniętą twarz gospodyni. Laura unosiła brwi do góry, kołysząc na rękach dziewczynkę oraz przypatrując jej z uwagą –Połączenie jest już zakończone.
-O, zamyśliłam się – przyznała nastolatka, odwieszając słuchawkę na ścianę z rumieńcami zawstydzenia –Podobno zaraz powinna przybyć dla nas odsiecz.
-Szybcy są – zgodziła się Laura, gdy w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi domku. Za progiem stał wysoki mężczyzna. Jego długie, rude włosy zaplecione rzemykiem w kucyka opadały na plecy. Uśmiechał się szeroko, a jego umięśnione ciało zasłaniał czarny płaszcz.
-Dzień dobry, pani – przywitał się kulturalnie, puszczając nad ramieniem kobiety oczko czarownicy –Hej Miona! Już rozrabiasz, a ja byłem pewny, że to Potter Cię we wszystko wkręca!
-Bo tak jest – przytaknęła od razu, mierząc go zaciekawionym spojrzeniem. Jak zwykle miał ubrania w rockowym stylu, no i nie odłączne buty ze smoczej skóry –Widzę, że dobrze się trzymasz, Billy.
-Wzajemnie, skarbie – parsknął, wchodząc do holu i wyciągając do zaskoczonej mugolki rękę –Bill Weasley.
-Laura – powtórzyła zauroczona chłopakiem właścicielka domu, obracając w stronę salonu –Zapraszam, może zrobić herbaty?
-Dziękuję bardzo, ale my się musimy zbierać – wyszczerzył się najstarszy syn państwa Weasley, unosząc brwi na widok blondyna, który patrzył na niego z milczeniem –Nie poznaliśmy się jeszcze. Jestem Bill.
-Draco – ślizgon uśmiechnął się cierpko, stając obok prefekt i kiwając głową na powitanie –Dzięki za przybycie, Bill.
-Nie myśl, że miałem wybór – parsknął rozbawiony rudzielec, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza –Ubierajcie się i w drogę.
-Przyjechałeś samochodem? – Laura wyjrzała za okno, szukając auta.
-Tak, ale zaparkowałem już wcześniej obok zepsutego cacka Dracona – skłamał beztrosko absolwent Hogwartu, przechodząc z powrotem do holu –Bardzo dziękuję za pomoc jakiej im państwo udzielili.
-Nie ma problemu, naprawdę – zaprzeczył gospodarz, ściskając młodych na pożegnanie –Ludzie powinni sobie pomagać.
-Bardzo dziękujemy – Hermiona powtarzała te dwa słowa non stop, przytulając mocno Laurę –Bardzo, bardzo.
-To los was na nas skazał – wyszeptała kobieta, obejmując męża i machając im jeszcze w drzwiach –Uważajcie na siebie!
 
 
Otworzyła oczy, kiedy gwałtownie poczuła grunt pod stopami. Nogi się pod nią podłamały i gdyby nie szybka reakcja chłopaka, upadłaby na ziemię.
-Wybacz twarde lądowanie – Bill westchnął oraz uśmiechnął się przepraszająco, stawiając ją z powrotem do pionu. Dziewczyna zerknęła na Dracona, który miał szeroko otwarte oczy i wpatrywał się w dom przed którym wylądowali.
-William! Co tak długo? – krzyk pani Weasley przykuł ich uwagę, gdy rudowłosa kobieta wybiegła na taras –Mogłeś przynajmniej..
-Nie spóźnić się na drugie śniadanie – dokończył gładko następny lekko zachrypnięty głos.
-Charlie! – gryfonka niemal pisnęła, przebiegając po stopniach i zarzucając ramiona na szyję kolejnego rudowłosego –Co ty tu robisz?
-Przedwczesne wakacje są wiarygodną wymówką? – uśmiechnął się figlarnie, unosząc ją parę centymetrów nad ziemię –Tęskniłem za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo.
Brązowe tęczówki starszego brata Rona błysnęły ciepłem, gdy odsuwał nastolatkę na długość ramienia by zmierzyć ją spojrzeniem. Charlie był również wysoki oraz szczupły jak jego bracia, ale pod bluzą zarysowane były wyraźnie mięśnie. To właśnie ten Weasley oprócz Ronalda czy Gin był jej najbliższy. Kiedy się poznali podczas jeszcze wcześniejszych wakacji, wystarczyła im jedna rozmowa by zaprzyjaźnić się niczym brat z siostrą. Dracon przeniósł spojrzenie na nich i uśmiechnął się kpiąco.
-Wejdźcie do środka – zaprotestowała Molly -Kochaniutka, zaraz Ci wszystko wytłumaczymy, ale na pewno jesteście głodni, prawda Draco? Chodźcie zjecie sobie coś. No już, już, do kuchni.
Platynowy popatrzył lekko zszokowany na panią Weasley. Nie spodziewał się takiego przywitania. Weszli do jadalni, gdzie panował istny harmider. Wielu ludzi chodziło po pomieszczeniu głośno dyskutując. Dwójka przybyszów stanęła przy ścianie. Hermiona poznała z wyglądu wielu czarodziei, a ich widok lekko ją zaskoczył. Niektórzy byli jednak dla niej obcy. Wszyscy mówili i spoglądali w jedną stronę. Zaciekawiona, kto jest tak ważną postacią stanęła na palcach. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
-Harry?! – krzyknęła, a goście umilkli. Każdy patrzył z ciepłem na brązowowłosą i nieufnością na młodego Malfoya. Zacisnęła pięści, biorąc głęboki oddech, a ci którzy ją znali zeszli jej z drogi –Harry Jamesie Potterze! Jak śmiałeś?!
Ruszyła w stronę zielonookiego, ignorując cichy śmiech Billa i Charliego.
-Daję 10 galeonów, że będzie drzeć się z pięć minut – najstarszy szepnął do brata.
-Pięć? Co ty, zejdzie się i z dziesięć – poskramiacz smoków usiadł na blacie.
W tym czasie Hermiona przeszła kolejny metr i znajdywała się coraz bliżej Wybrańca, który otworzył szeroko oczy.
-Jak śmiałeś? Ty cholerny Złoty Smarkaczu! – uniosła piąstki i nie zdążyła wykonać ruchu, kiedy została zmiażdżona przez ramiona chłopaka. Śmiał się głośno, gdy zaczęła go wyklinać od wredot i gnomów ogrodowych. W końcu dziewczyna zaprzestała walki, również mocno ściskając przyjaciela –Oj, Harry, tak za tobą tęskniłam.
-Wiem, ja za tobą też, Miona – szepnął, a potem spojrzał w jej oczy, uśmiechając szeroko –Musimy porozmawiać.
Ciemnowłosy gryfon złapał ją za rękę, wyciągając z tłumu dorosłych. Wyszli z powrotem na korytarz, pociągając za sobą ślizgona, który bez słowa ruszył za nimi po schodach. Hermiona zadrżała, gdy chaos jaki wywołali został stłumiony przez drzwi. Przyjrzała się tak znajomej sypialni Rona, która każdym szczegółem przypominała jej rudego. Harry wraz z odwiecznym wrogiem usiedli na pufach przy oknie, patrząc na nią z oczekiwaniem.
-Nie wiem, Malfoy, czy można ci ufać, ale i tak wiesz już za dużo – chłopak z blizną rozłożył się na swoim siedzisku –Są dwa wyjścia.
-Usuniecie mi pamięć – zgadł od razu dziedzic Lucjusza, kątem oka przyglądając zamyślonej ukochanej. Hermiona przycupnęła na łóżku Weasleya, oglądając zamglonymi oczami stojące na etażerce zdjęcia oprawione w ramki.
-Albo – Harry zagryzł wargę, nie spuszczając twardego wzroku z węża –Albo zmienisz strony. Będziesz po stronie dobra, a nie Voldemorta. Przystąpisz do Zakonu.
-Zakonu Feniksa? – Draco uniósł wysoko brwi, znowu skupiając się na swoim rozmówcy –Myślałem, że to bujda.
-Bo o to chodzi, to tajne stowarzyszenie – Hermiona obróciła się ku nim, trzymając w dłoni fotografię –Co wybierasz?
-Zakon – odpowiedział bez chwili zawahania, wpatrując w ciepłe, brązowe tęczówki.
-Przemyśl to, Malfoy – Wybraniec patrzył na niego z powagą –To ważna sprawa, musisz być pewny. Jeśli nas zdradzisz..
-Nie zdradzę, Potter – przerwał gryfonowi stanowczym tonem, starając powstrzymać kolejne zerknięcie na prefekt –Nie zdradzę.
.-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.-
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, otwierając powieki. Obróciła się na drugi bok by móc przyjrzeć się swojemu towarzyszowi, który ją mocno przytulał. Ponownie zaskoczyło ją ciepło w brązowych oczach oraz całkowita akceptacja. Wyciągnęła dłoń, muskając delikatnie policzek mulata. Przesunęła opuszkami po szczęce, nosie na koniec zarysowując kontur miękkich warg.
-Arya – wyszeptał cicho, pochylając i łącząc ich usta w krótkim pocałunku –Cudowna pobudka.
-Najlepsza w całym moim życiu – zgodziła się, wdychając z rozkoszą zapach czarodzieja –Blaise?
-Tak, księżniczko? – ślizgon przekrzywił głowę, obserwując ją z zadowoleniem.
-Musimy powiedzieć Hermionie – westchnęła, zagryzając policzek –Będzie zła?
-Zła, że jej przyjaciele się kochają? – Zabini uniósł brwi, przekręcając na plecy –Zaskoczona? Rozbawiona? Tak, ale zła?
-Wiesz, dziewczyny mają pewne zasady – blondynka przewróciła oczami, gdy prychnął na jej słowa z kpiną –Jak przyjaźnią się, to raczej starają się wybierać chłopaków, których druga nie określa mianem najlepszych przyjaciół. Bo jak się nie ułoży, to będzie w nieciekawej sytuacji.
-Arya, Arya, Arya.. – zanucił rozbawiony chłopak, szukając na oślep jej dłoni leżącej na materacu –Dopiero mamy za sobą jedną noc, a ty już stajesz się taką pesymistką?
-Zjadłeś ostatniego żelka nie wybaczyłam ci tego jeszcze – zaśmiała się, siadając po turecku i rzucając jedno spojrzenie na lustro. Jasne pukle były rozczochrane w najgorszy możliwy sposób. Cóż, widok o poranku w piżamie oraz podkrążonymi oczami nigdy nie jest przyjemny.
-Jesteś piękna – w lustrze pojawiło się odbicie Diabełka, który oplótł ramiona wokół jej talii przysuwając do siebie –A ta noc była moim zdaniem najlepsza w całym moim życiu.
-Doprawdy? – uniosła brwi, przypominając sobie ile przed nim odkryła w nocy. Nie, nie kochali się ani nic z tych rzeczy. Ich wspólna noc polegała na leżeniu pod kocem, oglądaniem plotkary oraz cichym wyznaniom –Piękna? Nawet opuchnięta?
-Piękna – potwierdził muskając ustami jej ramię i uśmiechając lekko.
-Nawet zasmarkana? – kontynuowała z delikatnym uśmieszkiem na twarzy –Nawet z czerwonymi plamami?
-Piękna – tym razem jego usta opadły na zagłębienie na szyi dziewczyny.
-Nawet ze zmarszczkami? – zachichotała, czując jego oddech na uchu.
-Hmm.. wtedy wymienię cię na nowszy model – wyszeptał, przygryzając płatek małżowiny –Może Katie nie będzie pomarszczona?
-Idiota – krzyknęła, gdy zrzucił ją z łóżka, uderzając poduszką w głowę –Pożałujesz!
-Już się boję – zachichotał, kiedy z bojowym okrzykiem rzuciła się na niego trzymając mocno pościel. Odskoczył, chwytając własną broń, czyli ukochanego miśka blondynki. Rozpoczęła się wielka bitwa, a śmiech chłopaka mieszał się z piskami rozchichotanej nastolatki.
-Katie? Katie? – Arya zmrużyła powieki, gdy wyrwał jej broń. Chwyciła szybko kubek stojący na stoliku, strasząc że wyleje na niego zawartość. Ślizgon wyszczerzył się szeroko, podcinając ją i upadając z ukochaną na miękki dywan. Przygniótł jasnowłosą swoim ciężarem, pozwalając ich czołom zetknąć się ze sobą. Fioletowe tęczówki błyszczały dziko, gdy wyrównywali oddechy.
-Wygrałem – powiedział w końcu, zanurzając nos w jej włosach i chuchając w nie –Wygrałem!
-Mhmm.. – mugolka uśmiechnęła się, przyciągając go oraz mocno całując –Nie czuję żebyś wygrał, kochanie.
-Nie? – mulat uniósł brwi, unosząc na łokciach by móc spojrzeć z podejrzliwością na figlarny uśmieszek dziewczyny –Gdyż?
-Wygrany nie może chyba spodziewać się ataku, prawda? – przygryzła wargę, unosząc szybko rękę i wylewając na zaskoczonego czarodzieja jego zawartość. Wykorzystując oszołomienie chłopaka, uciekła spod niego na łóżko śmiejąc głośno.
-Małpa – warknął, zgarniając z oczu kleistą substancję, która sklejała mu włosy –Czy to jest..
-Kisiel wiśniowy – potaknęła, wypinając dumnie pierś –Chyba ja wygrałam.
-Chyba jednak nie – sarknął nastolatek, podnosząc powoli z podłogi i wykrzywiając złośliwie –Jak mówiłaś, księżniczko? Wygrany nie może spodziewać się ataku?
-Chyba żartujesz – blondynka otworzyła zaskoczona buzię, gdy wyciągnął w jej stronę ramiona –Nawet nie próbuj!
-Chyba jednak nie żartuję – zaśmiał się, łapiąc uciekającą znowu jasnowłosą oraz przerzucając ją sobie przez ramię –Powinniśmy cię umyć, złośnico.
-O nie! Blaise! – kolejne krzyki stały się coraz bardziej piskliwe, podczas gdy młodzieniec przeniósł ich do łazienki. Chwilę później wepchnął dziewczynę pod prysznic, odkręcając korki. Ciepłe strumienie uderzyły w nich zmywając ostatnie resztki snu. Arya zaśmiała się głośno, opierając o ściankę i wpatrując w równie mokrego ukochanego. Ciemne kosmyki opadały mu na czoło lepiąc się do niego, tak samo jak szara koszulka. Przysunęła się do mulata, oplatając go w talii oraz stając na palcach by pocałować wygięte w uśmiech wargi. Poczuła słodki smak wiśniowego kisielu, który właśnie stał się jej ulubionym smakiem.
-Kretyn – wyszeptała w jego usta, czując się tak bardzo szczęśliwie.
-Diabeł – poprawił ją, mocno przytulając i całując jeszcze raz –I to cały twój.
-Mój – powtórzyła, wiedząc że to prawda. Nikt inny nie sprawiał by czuła się tak niesamowicie, wyjątkowo oraz beztrosko co on. Zadrżała z radości, oswajając z nową myślą.
Tak.
Blaise Zabini był jej.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Wiesz, że jakby tu weszła moja mama albo tata, to cóż.. mogliby inaczej zinterpretować fakt, że na łóżku ich córki leży chłopak?
Dziewczyna zamknęła drzwi, obserwując z uśmieszkiem niespodziewanego gościa. Rzuciła plecak na miejsce przy biurku, zdejmując jednocześnie bluzę. Ponownie zerknęła na posłanie, unosząc brwi, gdy towarzyszył nie ruszył się nawet o cal. Podeszła bliżej, przyglądając znajomym rysom. Poczuła przyjemny dreszcz, gdy magia przeskoczyła z niego na nią i z powrotem. Cudowne mrowienie wzmogło się, kiedy ułożyła się na krawędzi materaca.
-Twoja różdżka leży na biurku – powiedział cicho, obracając twarzą w jej stronę –Czemu?
-Zapomniałam jej zabrać, chciałam mieć dzień bez magii – przewróciła oczami, wiedząc jak cała ta przygoda się zakończyła –Martwiłeś się o mnie, bo..?
-Szumiało mi w głowie – parsknął, splatając ich palce i umacniając przepływ magii –Nie lubię, gdy jesteś tak daleko. To brzęczenie sprawia, że czuję się jakbym wsadził głowę w gniazdo os.
-Martwiłeś się o mnie niepotrzebnie – zachichotała, gdy skrzywił się na te słowa –Byłam z Malfoyem i.. nic mi nie jest.
-Może dlatego właśnie się martwiłem – burknął, mrużąc powieki –Jestem niezmiernie ciekaw co takiego się wydarzyło, że twoje serce ruszyło jak porażone na wzmiankę o Draco?
-Nie przyspieszyło na wzmiankę o nim, a.. no cóż ze zdenerwowania – Gryfonka zagryzła wargę, rumieniąc się siarczyście –To trochę.. zawstydzające rozmawiać o tym z tobą, wiesz?
-Wiem – uśmiechnął się szeroko, zaciskając mocniej palce na jej nadgarstkach –Był miły?
-Bardzo – potaknęła gorąco, znowu wzdychając i kręcąc głową –Jesteś jego przyjacielem! Nie mogę z tobą o tym rozmawiać!
-Hermiona – ciemnowłosy nie mógł się powstrzymać przed cichym parsknięciem, łapiąc brązowooką za brodę tak by na niego spojrzała –Jestem jego przyjacielem, to prawda. Ba! Jestem facetem i rozmowa o uczuciach również nie sprawia mi przyjemności, ale.. ale jestem również twoim najbliższym towarzyszem do końca życia, więc mów śmiało.
-Nie wyjdzie to poza ściany tego pokoju? – upewniła się, tylko po to by skinął kolejny raz głową na potwierdzenie –Tak, Malfoy był miły.
-Miły? Czy miły miły? – Teodor znowu oberwał trzepnięcie w głowę, ale nawet to nie powtrzymało go od chichotu.
-Miły miły – przyznała w końcu, opadając z westchnieniem na poduszki –Dużo rozmawialiśmy.
-Całowaliście się? – Hermiona znowu pisnęła, co było wyraźnym potwierdzeniem –Dobra, o TYM akurat nie musimy rozmawiać..
-Super – burknęła, chowając twarz w pościeli –Ja.. już nie wiem, Teo. Jednocześnie wiem, że on.. to on, ale wiem, że jest też inny.
-I? – przerwał ciszę, również się kładąc tylko, że na boku.
-I chciałabym chyba poznać tego innego Draco – wyznała cicho.
-Miona? – ślizgon ściszył ton, gładząc troskliwie plecy przyjaciółki –Czy.. czy ty się zakochujesz?
-Nie, ja.. – prefekt naczelna zamarła, obracając gwałtownie na plecy i wstrzymując oddech –Merlinie.. ja się zakochałam!
-To coś złego? – ciemnooki zmarszczył brwi widząc przerażenie nastolatki, która otwierała, to zamykała usta.
-Nie, ale.. – Hermiona podciągnęła kolana pod brodą, uśmiechając smutno do Teodora –To zakazane.
-Zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda? – wyszeptał, ściskając mocno jej dłoń –To co?
 

8 komentarzy:

  1. A mnie się podobał!
    Było w nim sporo powagi, ale też śmiechu i radości. I ten fragment z Pansy... to akurat było przerażające.
    I niezmiernie się cieszę, że Draco wybrał Zakon (choć w sumie to było do przewidzenia).
    A co do Astoii i Teodora, to cóż... jakoś tak skrycie życzę im by odkryli w sobie romantyzm i byli razem ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Kłamczucha z cb! Napisałaś, że średnio ci wyszedł, a tu takie cudo! <3 no i ta końcóweczka to po prostu *-*
    Nie moge sie doczekać nast. :D weny życze <3

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim momencie? Nie rób nam tego :-:
    Rozdział był przyjemny, fajnie się go czytało. Może i mało się działo, ale czasem fajnie przeczytać takie opisy "co u kogo się dzieje". Oczywiście najbardziej podobał mi się kawałek o Aryi i Blaisie <3 Oni są cudowni *.*
    No i Harry wrócił! :D Cały i zdrowy ^_^ A Draco będzie w Zakonie Feniksa! Aaaaaa <3 Relacja Astorii i Teodora jest cudowna. Kochają się jak brat i siostra co w takich opowiadaniach jest niezwykle ujmujące c;
    Co prawda zachowanie rodziców Pansy i Teodora mnie przeraziło... ale to świadczy o tym, że potrafisz pisać sceny radosne, cukierkowe, ale też te bardziej drastyczne i okrutne- a to wspaniała umiejętność :D
    Życzę dużo puchowego śniegu (który zaszczycił mnie dzisiaj swoją obecnością *.*) podczas ferii, weny, weny, weny oraz zdrówka i masę dobrego humoru <3
    /AM

    OdpowiedzUsuń
  4. Nijaki? A właśnie, że super!
    Bardzo podobają mi się te różnice między arystokratycznymi rodzinami. To, że nie wszyscy rodzice są źli, np. rodzice Teodora. Naprawdę podoba mi się to, w jaki sposób przedstawiasz te różnice.
    Współczuję Astorii. Tego, że sama nie może sobie wybrać męża. Draco i Hermionie też współczuję, bo widać, że się w sobie zakochują a nie mogą być razem. Cieszy mnie za to to, że Draco przystąpił do Zakonu Feniksa. Mam nadzieję, że jego rodzice się o tym nie dowiedzą.
    Bardzo podoba mi się też to, że Arya i Blaise są razem tacy szczęścliwi.
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :)
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z.
    dramione-never-forget-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. W jakim momencie ?! Jak mogłaś!
    czekam na nowy :D
    mam nadzieję, że będzie szybciej ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Łal, łał, łał jak zwykle. Wielki szacunek! Ten rozdział... Hmm... Może nie było w nim baaardzo dużo akcji, ale była piękny. Tak, był piękny. Bardzo mi się podobał, jak każde Twoje dzieło, bo inaczej Twoich rozdziałów nie umiem nazwac. Znakomity.
    Podoba mi się przyjaźń Teo i Astorii. Jest taka... Przyjemna.
    Fragmentem z Pansy zmroziłaś mi krew w żyłach. Czytałam z gęią skórką i musiała na chwilę przerwac. Ty to wszystko w taki realistyczny sposób opisujesz,że czułam się jakbym tam była koło niej.
    Hermiona i jej przyjaźń z Weasleyami <3 No i Draco i Harry<3
    Bardzo lubię więź Hermiony i Teo. Jest taka... Nie p[otrafię tego opisac.
    No, ale wisienkę zostawiłam na koniec...
    BLAISE I ARYA! Boże jacy oni cudowni, wspaniali, genialni, świetni... KOCHAM ICH! Miałam taaaaaki uśmiech, kiedy to czytałam! Cudo!
    Weny, zdrówka, czasu życzę i czekam na rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział niesamowity, no cóż..., jak każdy :)
    Draco w Zakonie, Draco w Zakonie, Draco w ZAKONIE! <3
    Poza tym Arya i Blaise, uwielbiam tę parę, serducho bije mi zawsze tak niesamowicie szybko gdy czytam o ich spotkaniach.
    Jeśli chodzi o Pansy... Autentycznie się wzruszyłam. Opisałaś to z takim... bólem, praktycznie namacalnym. Brakuje mi słów.
    Nadal nie umiem pogodzić się z tym, że Astoria wciąż mówi o Malfoyu jako o swoim przyszłym mężu. Ale teraz, skoro nastąpiły tak duże zmiany, MUSI udać się tego uniknąć.
    Bardzo podobał mi się ten rozdział. Nie wiem czy był krótszy niż zazwyczaj, czy może mi czytało się go tak szybko?
    Jak zwykle kłaniam się do pasa, zdejmuję przed Tobą niewidzialną czapkę i podziwiam Twój talent.
    Radosna po przeczytaniu rozdziału,
    Kercia <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo *.*
    Troszkę powagi, ale też dużo takich romantycznych i radosnych scen. Szczególnie końcówka powaliła <3 Naprawdę super i jak dobrze, że Draco jest "po tej dobrej" stronie, chociaż nawet jako zły charakter byłby taki... No... Taki jak jest Draco, czyli za*ebisty (sorry, inaczej nie da się go opisać :D )
    Pozdrawiam i weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń