Heej,
rozdział spóźniony bardzo oraz taki.. sama nie wiem. Taki.. nijaki? Ale chciałam już go opublikować. Cóż, następny mam nadzieję będzie lepszy. I wcześniej dodany.
Jak spędzacie ferie? :)
Spóźniona i zmęczona,
Lupi♥
PS. Nie zbetowany, bo późno :)
PPS. Naprawdę.. następny będzie lepszy!
Ciemnowłosy chłopak wpatrywał się z
obojętnością w swój talerz, ze znudzeniem grzebiąc w nim widelcem. Zignorował
chrząknięcie ojca, ale czując lekkie kopnięcie pod stołem zareagował. Uniósł
głowę wpatrując się z lekką kpiną w poważną oraz chłodną twarz ojca. Jonathan
Nott naprawdę nie należał do tych przerażających manipulatorów, którzy
ustawiają dzieciom całe życie oraz wyznaczają im przyjaciół. Nie. W
rzeczywistości pan Nott był całkiem w porządku. Razem z żoną pozostawili
dziedzicowi wiele wyborów, godząc się z jego decyzjami oraz nawykami. Teodor od
dziecka mógł bawić się z kim chciał, a jednocześnie brać później za to
odpowiedzialność. Nigdy nie dostał żadnej listy z osobami za czy przeciw, które
mogą zrujnować mu reputacje. Oczywiście były umowne granice jego beztroskiego
wychowania. W towarzystwie innych arystokratów zachowywał się jak dżentelmen,
był poważny, pełen werwy oraz czarujący wobec pań. Nie przeciwstawiał się
rodzicom, ale pozwalał sobie na wypowiadanie własnych komentarzy.
-Teodorze? Odpowiedz proszę na pytanie
Victora, synu – Jonathan odłożył sztućce na półmisek, rzucając chłopakowi ostre
spojrzenie –Co myślisz o mugolakach w szkole?
-W sumie to o nich nie myślę – odpowiedział
sucho, muskając opuszkiem palca wzorek wyryty na starych, rodowych sztućcach –W
Slytherinie nie ma żadnych nie czystokrwistych dzieci.
-Ale w szkole są – zauważył pomocnie
mężczyzna siedzący naprzeciwko nastolatka, pocierając bezwiednie kciukiem o
policzek. Pan Greengrass był wysokim oraz umięśnionym byłym ślizgonem, którego
przenikliwe oczy mrużyły się nieustannie w cienkie szparki. Zwykle przeraźliwie
blady odcień cery kontrastował się z kolorem hebanowych włosów, które gdzieniegdzie miały srebrne nitki. Ubrany w odświętną szatę czarodziej prezentował
się dumnie oraz potężnie.
-Zawsze byli i będą – westchnął Wąż,
przesuwając spojrzeniem na lewy bok rozmówcy by przemknąć obojętnym spojrzeniem
po starszej córce przyjaciela ojca. Daphne wyglądała jak zwykle olśniewająco, a
jasne pukle upięła w wykwintnego koka. Miała delikatne rysy, różowe usta oraz
duże oczy, które z beznamiętnością wpatrywały się w kieliszek z winem. Astoria,
która siedziała obok niego natomiast stanowiła całkowite przeciwieństwo do
siostry. Alabastrowa cera, ostro zarysowane kości policzkowe i brązowe, proste
kosmyki, które odziedziczyła po ojcu.
-Doszły mnie jednakże plotki o twoich
zażyłych stosunkach z jedną z tych.. brudnych pokrak – Victor Greengrass niemal
opluł się jadem, którym podkreślił dwa ostatnie słowa –To okropne, że niektórzy
zniżają się do tego by wygadywać takie bzdury na temat naszych rodów. Moim
skromnym zdaniem, coś takiego powinno być karal..
-To prawda – przerwał w połowie mowy
dorosłego młody Nott, prostując lekko i przekrzywiając na bok z zaciekawieniem
głowę –Moje .. zażyłe stosunki z mugolaczką nie są żadną tajemnicą, panie
Greengrass. Mogę nieskromnie dodać, że jest nią Hermiona Granger, ta osławiona
przyjaciółka Wybrańca. Ja i ona jesteśmy .. w sumie to jesteśmy na tyle blisko,
że tworzymy jedność.
-Jonathanie – sapnął zaczerwieniony z
oburzenia gość honorowy, unosząc wysoko brwi na wybuch młodzieńczego wyznania
–Czy ty słyszysz własnego syna, przyjacielu? On i szlama? I to jeszcze szlama
Granger, to niepoważne..
-Niepoważny jesteś ty, Victorze – wszyscy
zamarli zaskoczeni, gdy w końcu odezwał się milczący do tej pory ojciec
ślizgona. Teodor niepewnie zerknął na rodziciela, który wpatrywał się uważnie w
ich gościa, przechylając kieliszek z jednej strony na drugą tak by czerwona
ciecz nie wyleciała –Przychodzisz do mojego domu jako gość, jako przyjaciel, a
masz czelność wyzywać przyjaciółkę mojego dziedzica od pokrak?
-Jonathan, to SZLAMA, brudnokrwista,
śmierdząca szmata! – krzyknął zbulwersowany pan Greengrass, uderzając pięścią w
stół –Chcesz mi powiedzieć, że stałeś się miłośnikiem tych.. tych.. dziwadeł?
-Ja.. – starszy z Nott’ów zamarł, ściskając
mocniej dłoń żony, która lekko pobladła wpatrywała się w ścianę. Ślizgon
napotkał chłodne spojrzenie ojca, a wtedy nikły uśmieszek pojawił się na zwykle
ponurym obliczu mężczyzny –Chcę powiedzieć, przyjacielu, że nie mieszam się w
sprawy swojego dziedzica. Jeśli ma kaprys na zabawę ze szlamą to nie oponuję..
wiesz jacy są teraz chłopcy w jego wieku. A to, że pobrudzi się przy tym
szlamem.. cóż, niech się bawi póki ma na to ochotę.
Teodor z trudem powtrzymał się przed
prychnięciem, widząc zadowolony wyraz twarzy ich gościa. Musiał przyznać, że
podziwiał swojego ojca, który jak nikt inny wiedział czego rozmówca oczekuje.
Jonathan Nott sprawnie przeciągnął pana Greengrassa na swoją stronę, a
jednocześnie zapewnił im alibi na jego „zażyłe stosunki” z Hermioną. Rodrigo na
pewno wspomni o jego zabawie ze
szlamą innym arystokratycznym tradycjonalistom, którzy jednie zaśmieją się z
młodzieńczej beztroski i zapomną o podejrzeniach, że ród starożytnych Nott’ów
zdradzi Czarnego Pana. Plan idealny. On może pokazywać się wszędzie z Hermioną,
nie bojąc się, że zaraz ktoś rzuci im w plecy Avadą, a jego ojciec ponownie
zanurzy się w lepkiej sieci polityki śmierciożerców.
-Teodorze, może wraz z Astorią pójdziecie
na spacer? – Katerina w końcu odzyskała głos, spoglądając na najmłodszych
arystokratów z troską –Pokaż pięknej damie bukiet zimowych róż..
-Oczywiście – mruknął młody gospodarz,
uprzejmie biorąc pod ramię dziewczynę. Przeszli szybko do pokoju obok by wyjść
na taras, a Astoria cicho westchnęła z ulgi. Chłodne powietrze zakłuło w
policzki, unosząc im lekko włosy.
Ogród w rezydencji Nott’ów nie umywał się
do przepięknego i zadbanego dzieła pani Malfoy, ale miał w sobie jakiś mroczny
urok. Stare rzeźby zdobiły trawnik przedstawiając tańczące nimfy czy greckie
bożki. Ogromne choinki kiwały się na boki, a różnorakie kwiaty i krzaki
dodawały trochę koloru posesji. Schody zatrzeszczały, kiedy ślizgonka schodziła
po nich by stanąć na ziemi. Teodor znów nie mógł się powstrzymać przed
zmierzeniem przyjaciółki wzrokiem. Stała do niego bokiem, kierując twarz w
stronę lasu, który stanowił jego drugi dom. Blask księżyca sprawiał, że
wyglądała jak jedna z marmurowych postaci zdobiących ich ogród. Granatowa suknia
opinała ją w talii, później spływając luzem do ziemi i falując przy kostkach.
Długie rękawy wykończone koronką, artystycznie wycięty dekolt usiany
niewielkimi różyczkami oraz kołnierzyk kreacji postawiony tak by eksponować
długą szyję młodej kobiety. Materiał zaszeleścił, kiedy uniosła ręce do głowy,
uwalniając brązowe pukle z ułożonego koczka. Wyjmowała powoli wsuwki, a każde
pasmo falowało, gdy opadało na jej ramiona. Obróciła się w jego stronę,
przyglądając przenikliwie zielonymi tęczówkami, które błyszczały w słabym
oświetleniu. Blade policzki lekko się zaróżowiły od mrozu, a czarne rzęsy
ozdabiało parę śnieżynek. Wygięła usta w uśmiechu, odsłaniając przy tym rządek
białych, prostych zębów. Dziewczyna ucieleśniała to co nazywał pięknem, a może
sama ustanowiła jego poglądy? W końcu to przy niej dorastał, to ona była jego
punktem odniesienia.
-Teodorze? – nastolatka zaśmiała się cicho,
przeczesując palcami włosy by jakoś je ułożyć –Bo pomyślę, że się jeszcze we
mnie zakochałeś.
-Czasem mam wrażenie, że właśnie to robię –
parsknął, dołączając do niej i ponownie chwytając tym razem za dłoń,
poprowadził ją jedną ze ścieżek –Ale wtedy otwierasz buzię, a cały czar znika.
-Jesteś doprawdy uroczy – powiedziała
rozbawiona, zatrzymując się na moment aby poprawić pantofelki –Twoja żona
będzie po prostu wniebowzięta za takie komplementy.
-Przynajmniej nie będzie musiała znosić
zazdrosnego o każde pochlebstwo męża – sarknął, wspominając ich żarty z
dzieciństwa z narzeczonego ślizgonki, kiedy to Draco liczył na przyjęciu ile
osób mówi pochwały jemu, a ile pannie Greengrass –Malfoy jednakże będzie dobrym
mężem, Ast. Może bywa wredny, złośliwy, arogancki czy napuszony, ale zapewni ci
bezpieczeństwo oraz dobrobyt.
-Wiem – potaknęła zamyślona, unosząc brwi
na widok osławionych zimowych róż. Musnęła opuszkiem jasnoniebieski płatek
kwiatka, zachwycając się pięknem rośliny –Kolejne cudowne małżeństwo wśród
arystokracji. Piękna czarownica z równie przystojnym czarodziejem, czysta krew,
znakomite rodowody. Tylko że.. nie chcę tego, Teo, nie chcę budzić się rano w
ogromnym łóżku u boku mężczyzny, który nigdy nie.. którego nie kocham.
-Astoria Rozalie Greengrass marząca o
prawdziwej miłości? – ciemnowłosy skrzywił się, kiwając na stopach –Skąd ta
zaskakująca zmiana, skarbie? Od narodzin wiedziałaś o swoim przesądzonym losie,
od maleńkiego uczysz się bycia dobrą żoną, od pierwszego słowa nauczano cię o
historii rodu Malfoy’ów, mając cztery lata pojawiłaś się w towarzystwie
narzeczonego i od tamtej pory to twoje zobowiązanie. Powiedz mi.. jak po takich
przygotowaniach, po tych wszystkich godzinach wysłuchiwania o obowiązku wobec
rodziny.. skąd pomysł o miłości?
-Zaskakujące, prawda? – powiedziała cicho,
nie odrywając spojrzenia od zimowej różyczki –Powtarzają nam od małego jak ważni
jesteśmy, jak ważne są nasze wybory, jak ważne są te małżeństwa. Ledwo co
mówisz, a już pamiętasz znaczące rody, uczysz się ich historii, herbów,
znaczenia w polityce. Pierwsze niepewne kroki dziecka, a dzień później już
nauka tańców. Zapamiętywanie tych wszystkich bzdur o narzeczonym, co lubi, co
nie.. A potem wystarczy ładnie ubrać i podstawić do kościoła. Przepis na udaną
pannę młodą.
-Gdyby twój ojciec cię teraz słyszał.. –
parsknął Wąż, ściskając mocniej szczupłą dłoń –Tyle włożył w twoje wychowanie,
a córeczka i tak myśli samodzielnie.
-Dlatego właśnie się przyjaźnimy, Teodorze,
właśnie za naszą zdolność do samodzielnego myślenia. Ty, ja czy Draco, Blaise i
reszta.. – zagryzła wargę, mrużąc powieki –Czy jak się stanę panią Malfoy
będziesz mnie odwiedzał?
-Jeśli nie przefarbujesz się na blond, to
pomyślę – uniósł brew, widząc błądzący na jej twarzy uśmieszek –Nie zmienisz
się, tylko dlatego, że dostaniesz nowe nazwisko. To wciąż będzie ta sama
Astoria.
-Nie, Teo, to nie będę już ja –
zaprotestowała delikatnie, obracając się w końcu w jego stronę –Kiedy Draco
wsunie mi pierścień rodowy na palec zniknie ta Astoria! Stając w białej sukni
zostanę pogrzebana z cichym tak na ustach. Przyszła pani Malfoy będzie inna,
będzie pusta! Bo dzień mojego ślubu, jest dniem, w którym się poddam. Spełnię
swój obowiązek wobec rodziny, a to znaczy, że stanę się taka jak inne
arystokratki!
-To powiedz nie – wyszeptał Nott,
przysuwając bliżej dziewczynę –Czy to tylko słowa o twojej odwadze, czy i tak
będziesz tam.. taka jak inne? Piękna i wyszkolona do bycia żoną.
-Nie mogę tego zrobić, a bardzo pragnę –
również ściszyła ton, opierając czoło o jego pierś i wdychając zapach
przyjaciela –Mam zobowiązania wobec rodziny.. Muszę utrzymać układy z rodziną
Draco, muszę zapewnić ojcu kolejną dobrą gałąź pokrewieństwa. Tak było, jest i
będzie, Teo, jesteśmy..
-Niewolnikami własnych rodzin – dokończył
niemal bezgłośnie, przytulając mocno kruche ramiona ślizgonki –Ale jesteśmy
razem, Toria.
-Czasem chciałabym móc się w tobie zakochać,
wiesz? – poczuł, że się uśmiecha, a chłodne opuszki palców musnęły jego kark
–Chciałabym powiedzieć, że kocham cię jak mężczyznę, a nie jak brata.
Teodor skinął głową, dobrze rozumiejąc o co
jej chodzi. Ale czy potrafiłby powiedzieć bez zawahania słowa miłości, które
nie oznaczałyby już ich przyjaźni, a miłość? Astoria jest piękną kobietą,
uzdolnioną magicznie, oczytaną, rozumiejącą go bez słów i zawsze wyrozumiała
wobec jego potrzeby samotności. Była jego podporą już jako siedmiolatka, a
nadal stanowiła bezpieczną przystań wśród wichury polityki, wymagań czy
obowiązków. Mógł bez problemu wyobrazić sobie przyszłość, w której pojawia się
na bankietach trzymając ją za rękę. Miałby pewność, że żona rozumiałaby jego
więź z Hermioną, a sama się przyjaźniła z gryfonką. Czułby się wspaniale mając
dwie ukochane przyjaciółki obok siebie, ale.. to wciąż by nie było fair wobec
Ast. Ślizgonka zasługiwała na tą wymarzoną acz zakazaną prawdziwą miłość. U jej
boku powinien stać mężczyzna gotowy rzucić Avadę w każdego, czarodziej czy
mugol, który nie czułby wyrzutów szepcząc czułe słówka, na które on by się nie
zdobył. Ich małżeństwo może byłoby i nienajgorsze, ale na pewno w końcu oboje
zostaliby przez nie złamane. Zniknęliby w odmętach własnych niespełnionych
marzeń. Gdyby tylko potrafili siebie kochać.. wtedy byłoby łatwiej.
-Nie wiem czy bym potrafił – przyznał,
gładząc gęste fale przyjaciółki.
-Zapewne nie, tak jak i ja – odsunęła się,
uśmiechając ze smutkiem –Może lepiej jest tak jak teraz? Ja mam swojego
Teodora, a ty mnie? Bo mając siebie nie zapomnimy kim jesteśmy.
-Nie, nie zapomnimy – westchnął, schylając
się i zrywając jeden kwiatek. Podał go zielonookiej, krzywiąc gdy niezauważony
kolec wbił mu się w palec –Zimowe róże są rzadkie..
-Wiem, dziękuję – odebrała podarunek,
podsuwając sobie pod nos oraz zaciągając pięknym zapachem –Wracamy?
-Powinniśmy, jest zimno, a ty nie wzięłaś
kurtki – wywrócił oczami, zarzucając jej swoją marynarkę na ramiona. Wrócili w
milczeniu na główną alejkę, a potem wsunęli się do ciepłego wnętrza willi.
Przechodząc przez hol, słyszeli uniesiony głos ojca dziewcząt, który opowiadał
jakąś historię gospodarzom. Astoria wyprostowała się, a maska uprzejmej panny
pojawiła się na jej twarzy. Usta ułożone w nieśmiały uśmiech, broda uniesiona,
a oczy beznamiętne acz niewinne. Ułożona kobieta, grzeczna córka, wyrafinowana
dama oraz wytrwała żona.
-Astoria? – Teodor musnął dłoń
przyjaciółki, która na moment przystanęła przed drzwiami –Pamiętaj o nas, a
będzie dobrze.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Mam tego dość!
-Ty masz dość? Jesteś nieczułym draniem!
-Zamknij się! To dla naszego dobra!
-Chyba twojego! Myślisz, że mordując
niewinnych zdobędziesz ich szacunek?
Dziewczyna zatrzymała się w holu, kiedy
ostatni wrzask matki odbił się echem po całej rezydencji. Zerknęła z tęsknotą
na drzwi, które właśnie się za nią zamknęły. Nienawidziła tego domu bardziej
niż czegokolwiek innego na świecie. Odstawiła torby na podłogę, machając ręką
na skrzata, który właśnie pojawił się w kącie. Ile by dała za zdolność
teleportowania się od tak! Mogłaby wtedy uciec stąd, od tego całego zamieszania
oraz od rodziny.
-Tchórz – szepnęła cicho, spoglądając na
swoje odbicie w lustrze oprawione w złotą ramę. Patrzyła na nią zmizerowana,
zmęczona oraz zlękniona nastolatka. Wciągnęła powiatrze, przypominając sobie
dlaczego tu tak naprawdę jest. Dlaczego gra dalej w teatrzyku arystokracji.
Christopher poświęcił dla niej wszystko, a ona marzy o ucieczce. Nie. Musiała
tu zostać, musiała walczyć jak on. Dla niego. Oczy jej sobowtóra błysnęły z
nową determinacją, a ona nie mogła powstrzymać się od dotknięcia koniuszkami
palców szkła. Ruszyła dalej korytarzem, kiwając głową na powitania masy
przodków, w której większości nie znosiła.
Zamarła, stając na progu salonu.
Zignorowała rodziców, którzy wciąż krzyczeli na siebie, nawet jej nie
zauważając. Meble były poprzesuwane w taki sposób by w centrum pomieszczenia
było więcej miejsca. Biały, puszysty dywan leżał zwinięty w kącie, a na jego
miejscu rozlała się ciecz. Zmarszczyła brwi starając zrozumieć czego właśnie
jest świadkiem. Zwinięte „coś” leżało niedaleko substancji, telepiąc się
niemalże niewidocznie. Przysunęła się jeszcze bliżej, czując nieodpartą
potrzebę zobaczenia „tego”. To co brała wcześniej za fałdy materiału tak
naprawdę było ramionami. Skulone nogi były bose, a plecy odkryte. Skóra
wcześniej biała teraz wyglądała na osmoloną oraz nadwęgloną. Zmasakrowana osoba
uniosła gwałtownie głowę, wyczuwając zapewne jej wzrok. Dzikie, duże oczy
spojrzały na nią z przerażeniem, męką oraz błaganiem. Czuła jak żołądek zaczyna
się skręcać, gdy przyglądała się licznym nacięciom na brudnej cerze.
Gdzieniegdzie brakowało fragmentów ciała, a mięsiste dziury wyglądały przerażająco.
Znów zerknęła na twarz chłopaka, który wyglądał na niewiele starszego od niej.
-Skarbie! – podskoczyła przerażona,
przypominając sobie o rodzicach. Matka szła już w jej stronę, wyciągając ręce
–Wybacz za bałagan, ale ojciec koniecznie musiał zaprosić przyjaciół.
-Kto to? – spytała, przyglądając tym razem
ojcu. Głowa ich rodu stała wyprostowana oraz dumna, a jego oczy błyszczały
niebezpiecznie. Koszula stanowiła najciekawszy element jego ubioru, a czerwone
plamy wyglądały dziwnie artystycznie na rękawach.
-Gość honorowy – zachichotał ojciec,
machając różdżką –Twoja matka jak zwykle przesadza. Wraz z przyjaciółmi
ćwiczyliśmy nowe zaklęcie i.. jakoś tak wyszło.
-Jakoś tak wyszło, też mi coś! Porysowaliście
podłogę! Nie mówiąc już o tych plamach na sofie – jęczała kobieta, wydymając
usta w marudnym grymasie –Trzeba będzie wyremontować cały pokój! Ta krew
wsiąknie..
Dziewczyna zrobiła krok do tyłu,
zastanawiając się jak to możliwe, że to jej rodzina. Kto może mieć bardziej
pochrzanionych rodziców niż ona? Czyja matka będzie biadolić nad plamami, kiedy
na środku pokoju leży torturowany człowiek? Czy ojciec może patrzeć na dziecko
tak zimno, a potem oczekiwać od niego najlepszego?
-Nie przesadzam! Mówię tylko, że ja tak nie
mogę – kontynuowała kobieta, podpierając dłonie o biodra –Dyane mi mówiła, że
zapach tego brudu unosił się przez niemalże tydzień! Tydzień, kochanie!
-Zamkniemy ten pokój, a skrzaty tu
posprzątają – arystokrata wzruszył ramionami beztrosko –Mugole już tacy są,
najdroższa, po prostu brudni.
-Zabij go.. – wyszeptała nastolatka, znowu
skupiając uwagę na zmasakrowanym chłopaku.
-Słucham? – ojciec uniósł brwi zaskoczony.
-Pansy, nie wolno przerywać dorosłym przy
rozmowie – pani Parkinson skarciła córkę, która ledwo co stała w pionie –Dobrze
się czujesz, kwiatuszku?
-Zabij go – powtórzyła głośniej ślizgonka,
czując jak zjedzone ciastko na Pokątnej szuka drogi ucieczki –Zabij go!
-Córuś, ale August i Poello mieli jeszcze
wrócić na drugą rundę zabawy – parsknął rozbawiony żądaniem mężczyzna, sięgając
po kieliszek z winem –Wiem, że to przykry widok, ale mugole to ogólnie
nienormalne element rewolucji, a..
Pansy wstrzymała oddech, szukając w sobie
resztek spokoju. W końcu szybkim krokiem minęła matkę, stając naprzeciwko
rozkoszującego się winem ojca. Wyrwała mu różdżkę, kierując ją na leżącą
ofiarę. Czuła delikatność patyka, jego misternie zrobiony trzon, a jeszcze
bardziej chłód oraz ciężar. Uniosła rękę, ostatni raz spoglądając na niebieskie
oczy mugola. Chłopak patrzył na nią z ciepłem oraz wdzięcznością, na którą nie
zasłużyła.
-Reducto – powiedziała niemal bezgłośnie,
czując jak jej pokłady cierpliwości się rozbijają na małe kawałeczki. Chłopiec
również się rozbił na części, gdy zaklęcie redukujące uderzyło go w klatkę
piersiową. Krew trysnęła na wszystkie strony, tak samo jak i różne części
ciała, jeśli można tak nazwać zwęglone cząstki.
Pansy upadła na ziemię wymiotując i
krztusząc się krzykiem, który uwiązł jej w gardle. Nie mogła uwierzyć, że to
zrobiła! Ona! Nie ojciec, który dręczył tego mugola przez ostatnie godziny. Nie
matka, która właśnie odskoczyła do tyłu. A ona.
-Pansy! – krzyknęła kobieta, rozglądając
dookoła –Kochanie, popatrz co narobiłaś? Teraz musimy wymienić większość mebli,
bo te plamy nie spiorą się już na pewno! Obrzydlistwo!
Dziewczyna parsknęła śmiechem, czując że
traci przytomność. Tak. Teraz już zasłużyła na to spojrzenie pełne
wdzięczności, teraz już sama potrzebowała czyjejś pomocy. Uśmiechnęła się
szeroko, przypominając sobie te ciepłe oczy chłopaka. Chwilę później straciła
kontakt z rzeczywistością.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Ciemność otaczała go z każdej strony, a
chłodne powietrze przeszywało na wskroś. Biały puch trzeszczał pod jego nogami,
a parę gałęzi zaczepiało o kurtkę, kiedy przedzierał się między drzewami.
Energicznym krokiem przemierzał niezbadany las, który ukrywał ich posiadłość
wśród licznych gęstwin. Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy obrócił się
by zerknąć na swojego towarzysza. Czarny jak noc wilk przystanął przy nim bez
najmniejszej zadyszki, a czekoladowe oczy spojrzały na niego pytająco. Gdyby
wilk mógł się odezwać pewnie pytałby czemu stoją. Nigris uwielbiał spacery po
lesie, oczywiście sam zapewne poznał już każdy sekret puszczy, ale każda ich
wspólna wyprawa prowadziła do coraz ciekawszego miejsca.
-Idziemy dalej? – spytał cicho, wyciągając
dłoń by pogładzić główkę zwierzaka. Ciemna sierść była przyjemna w dotyku,
gładka i puszysta, a jednocześnie w jakiś pokrętny sposób twarda.
Warg, którym był chłopak, uśmiechnął się
szerzej, obserwując lojalny wzrok swojego wilkora. Nie wyobrażał sobie życia,
nie.. nie wyobrażał siebie bez tego futrzastego przyjaciela. Dziadek zawsze mu
powtarzał, że co drugi dziedzic krwi Nott’ów wypełnia przeznaczenie powiązane z
ich prastarymi przodkami. W dzień, kiedy jego matka go urodziła, na świecie
pojawił się również jego wilk. Już jako chłopiec rozumiał pupila, który warczał
co chwila na wszystkich. Prawdopodobnie to jednak nie Nigris był jego
podopiecznym, a on jego, gdyż to właśnie wilk ratował mu skórę z najgorszych
opresji.
Teodor ruszył dalej odprowadzając wzrokiem
znikającą w zaroślach postać wilkora, który później wyłaniał się z innej
strony. Spokojnym krokiem pokonywał kolejne przeszkody rozkoszując się spokojem
panującym w czasie nocy. Co prawda nie czuł się całkowicie swobodnie, gdyż
gdzieś w tyle głowy wyczuwał brak znajomego szumu. Więź, którą dzielił z
mugolaczką nie dawała mu spokoju. Rzadko kiedy nie mógł jej „wyczuć” czy
„usłyszeć”, zwykle miewał przebłyski uczuć dziewczyny czy zarys miejsca, w
którym była. Tym razem jednak nie czuł niczego oprócz niespokojnego buczenia.
Jakby zasięg nadwyrężył się i roztroił, a on nie miał jak naprawić nadajnika.
Nie wiedział co w takiej sytuacji powinien
zrobić, a tym bardziej co ten paradoks w ogóle oznaczał. Sam fakt, że czuł to
niesamowite przywiązanie do gryfonki mógłby zwalić na więź, chociaż dobrze
wiedział, że ona jest dodatkiem. Kochał ją? Kochał i to bardzo, czy pożądał? Nie, definitywnie nie. Troszczył
się o nią? Tak. Opiekował się? Tak. Martwił się o nią? Tak.
-Nigris.. – zawołał swojego czworonożnego
przyjaciela, który minutę później przycupnął przy nim, spoglądając z pogardą na
pana –Musimy wracać do domu..
Musi wrócić. Musi napisać, zadzwonić, a
nawet teleportować się pod dom dziewczyny. Nie wiedział co bardziej wzbudziło w
nim niepokój. Rozłąka? Cisza? Świadomość, że jest gdzieś tam z Malfoyem? A może
to nad wyraz dziwne buczenie, które nie pozawalało mu się na niczym skupić. Sam
nie wiedział, które z powyższych faktów było gorsze. Prawdopodobnie obawa o
dziewczynę. Bo nikt nie miał prawa jej tknąć, zranić, a tym bardziej mu ją
odebrać. Nikt.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Czyli gdzie jesteś?
Hermiona uśmiechnęła się słysząc niepewność
w głosie rozmówcy. Oparła się o framugę, przyglądając z ciekawością jak ich
gospodyni karmi swoją córeczkę. Kobieta wyglądała na taką szczęśliwą, gdy
malutka dziewczynka chichotała z uciechy na widok zabawnych min mamy.
-Billy.. – dziewczyna westchnęła,
przymykając powieki i rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca na twarzy –Możesz
się po prostu tu teleportować?
-Niech będzie – zgodził się chłopak, a ona
niemal widziała jak zniecierpliwiony przewraca oczami –Serio jesteś z Malfoyem?
-Tak, a teraz zamknij się i skup na moim
głosie – poinstruowała go, obracając w stronę salonu, w którym blondyn siedział
wraz z mężem Laury. Obaj panowie wyglądali na zrelaksowanych oraz zadowolonych,
siedząc i oglądając jakiś film w telewizji. Ponownie przesunęła się bardziej w
cień, zaciskając palce na słuchawce. Rozpoczęła opisywać od początku podróż
samochodem, wypadek oraz ratunek, który udzielili im mugole. Wiedziała, że Williamowi
będzie wygodniej teleportować się w nieznane miejsce, kiedy będzie mógł podążać
za jej głosem. Paplała bez sensu, zastanawiając się co właściwie Weasley robił
w jej domu. Gdy zadzwoniła na numer domowy odebrała Molly, nawołując
najstarszego syna i prosząc by Hermiona mu wszystko opowiedziała. Wciąż jednak
nie wiedziała, gdzie są jej rodzice lub co właściwie porabiają.
-Hermiono? – Gryfonka uniosła głowę,
spoglądając na uśmiechniętą twarz gospodyni. Laura unosiła brwi do góry,
kołysząc na rękach dziewczynkę oraz przypatrując jej z uwagą –Połączenie jest
już zakończone.
-O, zamyśliłam się – przyznała nastolatka,
odwieszając słuchawkę na ścianę z rumieńcami zawstydzenia –Podobno zaraz
powinna przybyć dla nas odsiecz.
-Szybcy są – zgodziła się Laura, gdy w tym
samym momencie ktoś zapukał do drzwi domku. Za progiem stał wysoki mężczyzna.
Jego długie, rude włosy zaplecione rzemykiem w kucyka opadały na plecy.
Uśmiechał się szeroko, a jego umięśnione ciało zasłaniał czarny płaszcz.
-Dzień dobry, pani – przywitał się
kulturalnie, puszczając nad ramieniem kobiety oczko czarownicy –Hej Miona! Już
rozrabiasz, a ja byłem pewny, że to Potter Cię we wszystko wkręca!
-Bo tak jest – przytaknęła od razu, mierząc
go zaciekawionym spojrzeniem. Jak zwykle miał ubrania w rockowym stylu, no i
nie odłączne buty ze smoczej skóry
–Widzę, że dobrze się
trzymasz, Billy.
-Wzajemnie, skarbie – parsknął, wchodząc do
holu i wyciągając do zaskoczonej mugolki rękę –Bill Weasley.
-Laura – powtórzyła zauroczona chłopakiem
właścicielka domu, obracając w stronę salonu –Zapraszam, może zrobić herbaty?
-Dziękuję bardzo, ale my się musimy zbierać
– wyszczerzył się najstarszy syn państwa Weasley, unosząc brwi na widok
blondyna, który patrzył na niego z milczeniem –Nie poznaliśmy się jeszcze. Jestem
Bill.
-Draco – ślizgon uśmiechnął się cierpko,
stając obok prefekt i kiwając głową na powitanie –Dzięki za przybycie, Bill.
-Nie myśl, że miałem wybór – parsknął rozbawiony
rudzielec, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza –Ubierajcie się i w drogę.
-Przyjechałeś samochodem? – Laura wyjrzała
za okno, szukając auta.
-Tak, ale zaparkowałem już wcześniej obok
zepsutego cacka Dracona – skłamał beztrosko absolwent Hogwartu, przechodząc z
powrotem do holu –Bardzo dziękuję za pomoc jakiej im państwo udzielili.
-Nie ma problemu, naprawdę – zaprzeczył gospodarz,
ściskając młodych na pożegnanie –Ludzie powinni sobie pomagać.
-Bardzo dziękujemy – Hermiona powtarzała te
dwa słowa non stop, przytulając mocno Laurę –Bardzo, bardzo.
-To los was na nas skazał – wyszeptała kobieta,
obejmując męża i machając im jeszcze w drzwiach –Uważajcie na siebie!
Otworzyła oczy, kiedy gwałtownie poczuła
grunt pod stopami. Nogi się pod nią podłamały i gdyby nie szybka reakcja
chłopaka, upadłaby na ziemię.
-Wybacz twarde lądowanie – Bill westchnął
oraz uśmiechnął się przepraszająco, stawiając ją z powrotem do pionu.
Dziewczyna zerknęła na Dracona, który miał szeroko otwarte oczy i wpatrywał się
w dom przed którym wylądowali.
-William! Co tak długo? – krzyk pani
Weasley przykuł ich uwagę, gdy rudowłosa kobieta wybiegła na taras –Mogłeś
przynajmniej..
-Nie spóźnić się na drugie śniadanie –
dokończył gładko następny lekko zachrypnięty głos.
-Charlie! – gryfonka niemal pisnęła,
przebiegając po stopniach i zarzucając ramiona na szyję kolejnego rudowłosego
–Co ty tu robisz?
-Przedwczesne wakacje są wiarygodną
wymówką? – uśmiechnął się figlarnie, unosząc ją parę centymetrów nad ziemię
–Tęskniłem za tobą, nawet nie wiesz jak bardzo.
Brązowe tęczówki starszego brata Rona
błysnęły ciepłem, gdy odsuwał nastolatkę na długość ramienia by zmierzyć ją
spojrzeniem. Charlie był również wysoki oraz szczupły jak jego bracia, ale pod
bluzą zarysowane były wyraźnie mięśnie. To właśnie ten Weasley oprócz Ronalda
czy Gin był jej najbliższy. Kiedy się poznali podczas jeszcze wcześniejszych
wakacji, wystarczyła im jedna rozmowa by zaprzyjaźnić się niczym brat z
siostrą. Dracon przeniósł spojrzenie na nich i uśmiechnął się kpiąco.
-Wejdźcie do środka – zaprotestowała Molly -Kochaniutka,
zaraz Ci wszystko wytłumaczymy, ale na pewno jesteście głodni, prawda Draco?
Chodźcie zjecie sobie coś. No już, już, do kuchni.
Platynowy popatrzył lekko zszokowany na
panią Weasley. Nie spodziewał się takiego przywitania. Weszli do jadalni, gdzie
panował istny harmider. Wielu ludzi chodziło po pomieszczeniu głośno
dyskutując. Dwójka przybyszów stanęła przy ścianie. Hermiona poznała z wyglądu
wielu czarodziei, a ich widok lekko ją zaskoczył. Niektórzy byli jednak dla
niej obcy. Wszyscy mówili i spoglądali w jedną stronę. Zaciekawiona, kto jest
tak ważną postacią stanęła na palcach. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
-Harry?! – krzyknęła, a goście umilkli.
Każdy patrzył z ciepłem na brązowowłosą i nieufnością na młodego Malfoya.
Zacisnęła pięści, biorąc głęboki oddech, a ci którzy ją znali zeszli jej z
drogi –Harry Jamesie Potterze! Jak śmiałeś?!
Ruszyła w stronę zielonookiego, ignorując
cichy śmiech Billa i Charliego.
-Daję 10 galeonów, że będzie drzeć się z
pięć minut – najstarszy szepnął do brata.
-Pięć? Co ty, zejdzie się i z dziesięć –
poskramiacz smoków usiadł na blacie.
W tym czasie Hermiona przeszła kolejny metr
i znajdywała się coraz bliżej Wybrańca, który otworzył szeroko oczy.
-Jak śmiałeś? Ty cholerny Złoty Smarkaczu!
– uniosła piąstki i nie zdążyła wykonać ruchu, kiedy została zmiażdżona przez
ramiona chłopaka. Śmiał się głośno, gdy zaczęła go wyklinać od wredot i gnomów
ogrodowych. W końcu dziewczyna zaprzestała walki, również mocno ściskając
przyjaciela –Oj, Harry, tak za tobą tęskniłam.
-Wiem, ja za tobą też, Miona – szepnął, a
potem spojrzał w jej oczy, uśmiechając szeroko –Musimy porozmawiać.
Ciemnowłosy gryfon złapał ją za rękę,
wyciągając z tłumu dorosłych. Wyszli z powrotem na korytarz, pociągając za sobą
ślizgona, który bez słowa ruszył za nimi po schodach. Hermiona zadrżała, gdy
chaos jaki wywołali został stłumiony przez drzwi. Przyjrzała się tak znajomej
sypialni Rona, która każdym szczegółem przypominała jej rudego. Harry wraz z
odwiecznym wrogiem usiedli na pufach przy oknie, patrząc na nią z oczekiwaniem.
-Nie wiem, Malfoy, czy można ci ufać, ale i
tak wiesz już za dużo – chłopak z blizną rozłożył się na swoim siedzisku –Są
dwa wyjścia.
-Usuniecie mi pamięć – zgadł od razu
dziedzic Lucjusza, kątem oka przyglądając zamyślonej ukochanej. Hermiona przycupnęła
na łóżku Weasleya, oglądając zamglonymi oczami stojące na etażerce zdjęcia
oprawione w ramki.
-Albo – Harry zagryzł wargę, nie
spuszczając twardego wzroku z węża –Albo zmienisz strony. Będziesz po stronie
dobra, a nie Voldemorta. Przystąpisz do Zakonu.
-Zakonu Feniksa? – Draco uniósł wysoko
brwi, znowu skupiając się na swoim rozmówcy –Myślałem, że to bujda.
-Bo o to chodzi, to tajne stowarzyszenie –
Hermiona obróciła się ku nim, trzymając w dłoni fotografię –Co wybierasz?
-Zakon – odpowiedział bez chwili zawahania,
wpatrując w ciepłe, brązowe tęczówki.
-Przemyśl to, Malfoy – Wybraniec patrzył na
niego z powagą –To ważna sprawa, musisz być pewny. Jeśli nas zdradzisz..
-Nie zdradzę, Potter – przerwał gryfonowi
stanowczym tonem, starając powstrzymać kolejne zerknięcie na prefekt –Nie zdradzę.
.-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.-
.-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.- .-.-.-.-
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko,
otwierając powieki. Obróciła się na drugi bok by móc przyjrzeć się swojemu
towarzyszowi, który ją mocno przytulał. Ponownie zaskoczyło ją ciepło w
brązowych oczach oraz całkowita akceptacja. Wyciągnęła dłoń, muskając
delikatnie policzek mulata. Przesunęła opuszkami po szczęce, nosie na koniec
zarysowując kontur miękkich warg.
-Arya – wyszeptał cicho, pochylając i
łącząc ich usta w krótkim pocałunku –Cudowna pobudka.
-Najlepsza w całym moim życiu – zgodziła się,
wdychając z rozkoszą zapach czarodzieja –Blaise?
-Tak, księżniczko? – ślizgon przekrzywił
głowę, obserwując ją z zadowoleniem.
-Musimy powiedzieć Hermionie – westchnęła,
zagryzając policzek –Będzie zła?
-Zła, że jej przyjaciele się kochają? –
Zabini uniósł brwi, przekręcając na plecy –Zaskoczona? Rozbawiona? Tak, ale
zła?
-Wiesz, dziewczyny mają pewne zasady –
blondynka przewróciła oczami, gdy prychnął na jej słowa z kpiną –Jak przyjaźnią
się, to raczej starają się wybierać chłopaków, których druga nie określa mianem
najlepszych przyjaciół. Bo jak się nie ułoży, to będzie w nieciekawej sytuacji.
-Arya, Arya, Arya.. – zanucił rozbawiony
chłopak, szukając na oślep jej dłoni leżącej na materacu –Dopiero mamy za sobą
jedną noc, a ty już stajesz się taką pesymistką?
-Zjadłeś ostatniego żelka nie wybaczyłam ci
tego jeszcze – zaśmiała się, siadając po turecku i rzucając jedno spojrzenie na
lustro. Jasne pukle były rozczochrane w najgorszy możliwy sposób. Cóż, widok o
poranku w piżamie oraz podkrążonymi oczami nigdy nie jest przyjemny.
-Jesteś piękna – w lustrze pojawiło się
odbicie Diabełka, który oplótł ramiona wokół jej talii przysuwając do siebie –A
ta noc była moim zdaniem najlepsza w całym moim życiu.
-Doprawdy? – uniosła brwi, przypominając
sobie ile przed nim odkryła w nocy. Nie, nie kochali się ani nic z tych rzeczy.
Ich wspólna noc polegała na leżeniu pod kocem, oglądaniem plotkary oraz cichym wyznaniom
–Piękna? Nawet opuchnięta?
-Piękna – potwierdził muskając ustami jej
ramię i uśmiechając lekko.
-Nawet zasmarkana? – kontynuowała z
delikatnym uśmieszkiem na twarzy –Nawet z czerwonymi plamami?
-Piękna – tym razem jego usta opadły na
zagłębienie na szyi dziewczyny.
-Nawet ze zmarszczkami? – zachichotała,
czując jego oddech na uchu.
-Hmm.. wtedy wymienię cię na nowszy model –
wyszeptał, przygryzając płatek małżowiny –Może Katie nie będzie pomarszczona?
-Idiota – krzyknęła, gdy zrzucił ją z
łóżka, uderzając poduszką w głowę –Pożałujesz!
-Już się boję – zachichotał, kiedy z
bojowym okrzykiem rzuciła się na niego trzymając mocno pościel. Odskoczył,
chwytając własną broń, czyli ukochanego miśka blondynki. Rozpoczęła się wielka
bitwa, a śmiech chłopaka mieszał się z piskami rozchichotanej nastolatki.
-Katie? Katie? – Arya zmrużyła powieki, gdy
wyrwał jej broń. Chwyciła szybko kubek stojący na stoliku, strasząc że wyleje
na niego zawartość. Ślizgon wyszczerzył się szeroko, podcinając ją i upadając z
ukochaną na miękki dywan. Przygniótł jasnowłosą swoim ciężarem, pozwalając ich
czołom zetknąć się ze sobą. Fioletowe tęczówki błyszczały dziko, gdy
wyrównywali oddechy.
-Wygrałem – powiedział w końcu, zanurzając
nos w jej włosach i chuchając w nie –Wygrałem!
-Mhmm.. – mugolka uśmiechnęła się, przyciągając
go oraz mocno całując –Nie czuję żebyś wygrał, kochanie.
-Nie? – mulat uniósł brwi, unosząc na
łokciach by móc spojrzeć z podejrzliwością na figlarny uśmieszek dziewczyny –Gdyż?
-Wygrany nie może chyba spodziewać się
ataku, prawda? – przygryzła wargę, unosząc szybko rękę i wylewając na
zaskoczonego czarodzieja jego zawartość. Wykorzystując oszołomienie chłopaka, uciekła
spod niego na łóżko śmiejąc głośno.
-Małpa – warknął, zgarniając z oczu kleistą
substancję, która sklejała mu włosy –Czy to jest..
-Kisiel wiśniowy – potaknęła, wypinając
dumnie pierś –Chyba ja wygrałam.
-Chyba jednak nie – sarknął nastolatek,
podnosząc powoli z podłogi i wykrzywiając złośliwie –Jak mówiłaś, księżniczko? Wygrany
nie może spodziewać się ataku?
-Chyba żartujesz – blondynka otworzyła
zaskoczona buzię, gdy wyciągnął w jej stronę ramiona –Nawet nie próbuj!
-Chyba jednak nie żartuję – zaśmiał się,
łapiąc uciekającą znowu jasnowłosą oraz przerzucając ją sobie przez ramię –Powinniśmy
cię umyć, złośnico.
-O nie! Blaise! – kolejne krzyki stały się
coraz bardziej piskliwe, podczas gdy młodzieniec przeniósł ich do łazienki. Chwilę
później wepchnął dziewczynę pod prysznic, odkręcając korki. Ciepłe strumienie
uderzyły w nich zmywając ostatnie resztki snu. Arya zaśmiała się głośno,
opierając o ściankę i wpatrując w równie mokrego ukochanego. Ciemne kosmyki
opadały mu na czoło lepiąc się do niego, tak samo jak szara koszulka. Przysunęła
się do mulata, oplatając go w talii oraz stając na palcach by pocałować wygięte
w uśmiech wargi. Poczuła słodki smak wiśniowego kisielu, który właśnie stał się
jej ulubionym smakiem.
-Kretyn – wyszeptała w jego usta, czując
się tak bardzo szczęśliwie.
-Diabeł – poprawił ją, mocno przytulając i
całując jeszcze raz –I to cały twój.
-Mój – powtórzyła, wiedząc że to prawda. Nikt
inny nie sprawiał by czuła się tak niesamowicie, wyjątkowo oraz beztrosko co
on. Zadrżała z radości, oswajając z nową myślą.
Tak.
Blaise Zabini był jej.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Wiesz, że jakby tu weszła moja mama albo
tata, to cóż.. mogliby inaczej zinterpretować fakt, że na łóżku ich córki leży
chłopak?
Dziewczyna zamknęła drzwi, obserwując z
uśmieszkiem niespodziewanego gościa. Rzuciła plecak na miejsce przy biurku,
zdejmując jednocześnie bluzę. Ponownie zerknęła na posłanie, unosząc brwi, gdy
towarzyszył nie ruszył się nawet o cal. Podeszła bliżej, przyglądając znajomym
rysom. Poczuła przyjemny dreszcz, gdy magia przeskoczyła z niego na nią i z
powrotem. Cudowne mrowienie wzmogło się, kiedy ułożyła się na krawędzi
materaca.
-Twoja różdżka leży na biurku – powiedział cicho,
obracając twarzą w jej stronę –Czemu?
-Zapomniałam jej zabrać, chciałam mieć
dzień bez magii – przewróciła oczami, wiedząc jak cała ta przygoda się
zakończyła –Martwiłeś się o mnie, bo..?
-Szumiało mi w głowie – parsknął, splatając
ich palce i umacniając przepływ magii –Nie lubię, gdy jesteś tak daleko. To brzęczenie
sprawia, że czuję się jakbym wsadził głowę w gniazdo os.
-Martwiłeś się o mnie niepotrzebnie –
zachichotała, gdy skrzywił się na te słowa –Byłam z Malfoyem i.. nic mi nie
jest.
-Może dlatego właśnie się martwiłem –
burknął, mrużąc powieki –Jestem niezmiernie ciekaw co takiego się wydarzyło, że
twoje serce ruszyło jak porażone na wzmiankę o Draco?
-Nie przyspieszyło na wzmiankę o nim, a..
no cóż ze zdenerwowania – Gryfonka zagryzła wargę, rumieniąc się siarczyście –To
trochę.. zawstydzające rozmawiać o tym z tobą, wiesz?
-Wiem – uśmiechnął się szeroko, zaciskając
mocniej palce na jej nadgarstkach –Był miły?
-Bardzo – potaknęła gorąco, znowu
wzdychając i kręcąc głową –Jesteś jego przyjacielem! Nie mogę z tobą o tym
rozmawiać!
-Hermiona – ciemnowłosy nie mógł się
powstrzymać przed cichym parsknięciem, łapiąc brązowooką za brodę tak by na
niego spojrzała –Jestem jego przyjacielem, to prawda. Ba! Jestem facetem i
rozmowa o uczuciach również nie sprawia mi przyjemności, ale.. ale jestem
również twoim najbliższym towarzyszem do końca życia, więc mów śmiało.
-Nie wyjdzie to poza ściany tego pokoju? –
upewniła się, tylko po to by skinął kolejny raz głową na potwierdzenie –Tak,
Malfoy był miły.
-Miły? Czy miły miły? – Teodor znowu
oberwał trzepnięcie w głowę, ale nawet to nie powtrzymało go od chichotu.
-Miły miły – przyznała w końcu, opadając z
westchnieniem na poduszki –Dużo rozmawialiśmy.
-Całowaliście się? – Hermiona znowu
pisnęła, co było wyraźnym potwierdzeniem –Dobra, o TYM akurat nie musimy
rozmawiać..
-Super – burknęła, chowając twarz w
pościeli –Ja.. już nie wiem, Teo. Jednocześnie wiem, że on.. to on, ale wiem,
że jest też inny.
-I? – przerwał ciszę, również się kładąc
tylko, że na boku.
-I chciałabym chyba poznać tego innego
Draco – wyznała cicho.
-Miona? – ślizgon ściszył ton, gładząc
troskliwie plecy przyjaciółki –Czy.. czy ty się zakochujesz?
-Nie, ja.. – prefekt naczelna zamarła,
obracając gwałtownie na plecy i wstrzymując oddech –Merlinie.. ja się
zakochałam!
-To coś złego? – ciemnooki zmarszczył brwi
widząc przerażenie nastolatki, która otwierała, to zamykała usta.
-Nie, ale.. – Hermiona podciągnęła kolana
pod brodą, uśmiechając smutno do Teodora –To zakazane.
-Zakazany owoc smakuje najlepiej, prawda? –
wyszeptał, ściskając mocno jej dłoń –To co?
A mnie się podobał!
OdpowiedzUsuńByło w nim sporo powagi, ale też śmiechu i radości. I ten fragment z Pansy... to akurat było przerażające.
I niezmiernie się cieszę, że Draco wybrał Zakon (choć w sumie to było do przewidzenia).
A co do Astoii i Teodora, to cóż... jakoś tak skrycie życzę im by odkryli w sobie romantyzm i byli razem ;p
Kłamczucha z cb! Napisałaś, że średnio ci wyszedł, a tu takie cudo! <3 no i ta końcóweczka to po prostu *-*
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekać nast. :D weny życze <3
W takim momencie? Nie rób nam tego :-:
OdpowiedzUsuńRozdział był przyjemny, fajnie się go czytało. Może i mało się działo, ale czasem fajnie przeczytać takie opisy "co u kogo się dzieje". Oczywiście najbardziej podobał mi się kawałek o Aryi i Blaisie <3 Oni są cudowni *.*
No i Harry wrócił! :D Cały i zdrowy ^_^ A Draco będzie w Zakonie Feniksa! Aaaaaa <3 Relacja Astorii i Teodora jest cudowna. Kochają się jak brat i siostra co w takich opowiadaniach jest niezwykle ujmujące c;
Co prawda zachowanie rodziców Pansy i Teodora mnie przeraziło... ale to świadczy o tym, że potrafisz pisać sceny radosne, cukierkowe, ale też te bardziej drastyczne i okrutne- a to wspaniała umiejętność :D
Życzę dużo puchowego śniegu (który zaszczycił mnie dzisiaj swoją obecnością *.*) podczas ferii, weny, weny, weny oraz zdrówka i masę dobrego humoru <3
/AM
Nijaki? A właśnie, że super!
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się te różnice między arystokratycznymi rodzinami. To, że nie wszyscy rodzice są źli, np. rodzice Teodora. Naprawdę podoba mi się to, w jaki sposób przedstawiasz te różnice.
Współczuję Astorii. Tego, że sama nie może sobie wybrać męża. Draco i Hermionie też współczuję, bo widać, że się w sobie zakochują a nie mogą być razem. Cieszy mnie za to to, że Draco przystąpił do Zakonu Feniksa. Mam nadzieję, że jego rodzice się o tym nie dowiedzą.
Bardzo podoba mi się też to, że Arya i Blaise są razem tacy szczęścliwi.
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
dramione-never-forget-you.blogspot.com
W jakim momencie ?! Jak mogłaś!
OdpowiedzUsuńczekam na nowy :D
mam nadzieję, że będzie szybciej ;3
Łal, łał, łał jak zwykle. Wielki szacunek! Ten rozdział... Hmm... Może nie było w nim baaardzo dużo akcji, ale była piękny. Tak, był piękny. Bardzo mi się podobał, jak każde Twoje dzieło, bo inaczej Twoich rozdziałów nie umiem nazwac. Znakomity.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się przyjaźń Teo i Astorii. Jest taka... Przyjemna.
Fragmentem z Pansy zmroziłaś mi krew w żyłach. Czytałam z gęią skórką i musiała na chwilę przerwac. Ty to wszystko w taki realistyczny sposób opisujesz,że czułam się jakbym tam była koło niej.
Hermiona i jej przyjaźń z Weasleyami <3 No i Draco i Harry<3
Bardzo lubię więź Hermiony i Teo. Jest taka... Nie p[otrafię tego opisac.
No, ale wisienkę zostawiłam na koniec...
BLAISE I ARYA! Boże jacy oni cudowni, wspaniali, genialni, świetni... KOCHAM ICH! Miałam taaaaaki uśmiech, kiedy to czytałam! Cudo!
Weny, zdrówka, czasu życzę i czekam na rozdział!
Rozdział niesamowity, no cóż..., jak każdy :)
OdpowiedzUsuńDraco w Zakonie, Draco w Zakonie, Draco w ZAKONIE! <3
Poza tym Arya i Blaise, uwielbiam tę parę, serducho bije mi zawsze tak niesamowicie szybko gdy czytam o ich spotkaniach.
Jeśli chodzi o Pansy... Autentycznie się wzruszyłam. Opisałaś to z takim... bólem, praktycznie namacalnym. Brakuje mi słów.
Nadal nie umiem pogodzić się z tym, że Astoria wciąż mówi o Malfoyu jako o swoim przyszłym mężu. Ale teraz, skoro nastąpiły tak duże zmiany, MUSI udać się tego uniknąć.
Bardzo podobał mi się ten rozdział. Nie wiem czy był krótszy niż zazwyczaj, czy może mi czytało się go tak szybko?
Jak zwykle kłaniam się do pasa, zdejmuję przed Tobą niewidzialną czapkę i podziwiam Twój talent.
Radosna po przeczytaniu rozdziału,
Kercia <3
Cudo *.*
OdpowiedzUsuńTroszkę powagi, ale też dużo takich romantycznych i radosnych scen. Szczególnie końcówka powaliła <3 Naprawdę super i jak dobrze, że Draco jest "po tej dobrej" stronie, chociaż nawet jako zły charakter byłby taki... No... Taki jak jest Draco, czyli za*ebisty (sorry, inaczej nie da się go opisać :D )
Pozdrawiam i weny życzę <3