-Hermiono to nie tak jak myślisz.. ja.. po
prostu.. – dziewczyna zmarszczyła czoło, nerwowo wyginając palce –H. to dziwne,
poprane uczucie i ja nie mam siły by z nim walczyć, bo czuję się przy tym
durniu jak.. jak ktoś wyjątkowy, wiesz? Blaise pozwala mi być jak najlepszą
częścią siebie, wciąż się śmieję, wciąż mam ochotę na niego patrzeć, wywoływać
u niego uśmiech i.. całować.
-Tak się zastanawiam.. czy Miona naprawdę
cię tak przeraża? Bo moim zdaniem nie jest taka straszna żeby nas mordować od
tak – właścicielka pokoju podskoczyła zaskoczona, obracając się w stronę okna,
gdzie na parapecie siedział czarodziej, uśmiechając się z lekką kpiną –Może być
zaskoczona, bo nie wie o naszej rozwijającej się znajomości, ale nie wyobrażam
sobie by rzuciła się na nas z Avadą.
-Wiesz, że mam coś takiego jak drzwi? –
parsknęła, machając dookoła ręką by na koniec przeczesać jasne kosmyki na
głowie –Wiem, ale.. czuję się okropnie. Ona nie wiedziała o „naszej znajomości”
przez tyle miesięcy, a teraz mam jej powiedzieć, że co.. że wybacz, Mionka, ale
twój przyjaciel i ja .. czemu tak patrzysz?
-Lubię po prostu na ciebie patrzeć – mulat
przesunął się w głąb pomieszczania, przysuwając do zirytowanej blondynki –Tak
samo jak ty lubisz mnie całować.. możemy spełnić tą twoją zachciankę,
księżniczko.
-Arogancki palant – syknęła, pozwalając się
jednak objąć oraz wzdychając, gdy chłodnymi opuszkami palców musnął jej plecy –A
jaką ty masz zachciankę, karmelku?
-Karmelku? – powtórzył niedowierzająco,
opierając własne czoło o jej –Nie masz nic lepszego?
-Mhmm.. nie – zachichotała wspinając się na
palce i muskając ustami wargi ukochanego –Lubię karmelki.. bardzo lubię.
-Wariatka – wyszeptał lekko schrypniętym
głosem, pochylając się by oddać pocałunek. Blondynka zadrżała od samego dotyku
jego dłoni na biodrach, gdy przyciągnął ją do siebie gwałtownie. Zaplotła
mocniej ręce na szyi mulata, starając się zmniejszyć całkowicie dzielącą ich
odległość. Wsunęła palce w rozczochrane, ciemne kosmyki czując się lekka oraz
szczęśliwa. Nie była pewna czy kiedyś jej się to znudzi, bo uczucie
towarzyszące przy tak bliskim kontakcie z czarodziejem było uzależniające,
pochłaniające i magiczne. Każde muśniecie ich ramion, każdy pocałunek był inny,
wyjątkowy, niepowtarzalny. Nagle zdała sobie sprawę, że już nie stała, a
siedziała na blacie swojego biurka, z którego zostały zrzucone wszystkie
rzeczy. Oplotła nogami biodra ślizgonka, wywołując u niego ciche warknięcie,
które sprawiło, że nie mogła powstrzymać zadowolonego pomruku. Świat przestał
dla niej istnieć. Liczył się tylko Blaise, jego ciepłe i miękkie usta, jego
chłodne dłonie muskające jej kark. Dopóki nie rozległ się głośny krzyk Roda
Stewarta śpiewającego „If you want my body and you think I'm sexy” nie zdawała
sobie sprawy z jakim trudem łapie oddech.
-Blaise.. – szepnęła, odchylając głowę do
tyłu by zaczerpnąć głębokiego wdechu –To Hermiona.. muszę odebrać.
-Chyba ją zabiję.. – jęknął, odsuwając się
niechętnie i rozglądając za dzwoniącą komórką –Czy to nie dziwne, że akurat tą
piosenkę ustawiłaś na dzwonek?
-To tylko, gdy Miona dzwoni – przewróciła
oczami, wskakując na łóżko i łapiąc przyczynę przerwanych pieszczot –Zapewne
dla ciebie ustawiłabym „Highway to hell” AC/DC czy piosenkę z Willy Wonky,
karmelku.
-Co to jest Willy Wonka? – zapytał
zdezorientowany chłopak, ale dziewczyna już odebrała połączenie, rzucając mu
jedynie rozbawiony grymas. Blaise pokazał jej język, siadając na krześle przy
biurku, okraczywszy je długimi nogami i opierając brodę na oparciu. Zaczął się
na nim okręcać wokół, przyglądając tablicy korkowej wiszącej nad blatem.
Dziewczyna poprzewieszała tam mnóstwo zdjęć z różnych okresów życia. Zobaczył
małą blondynkę wraz z Hermioną, która obejmowała dużego miśka. Na fotografiach
pojawiały się w większości obie przyjaciółki, ale zdarzały się wyjątki gdzie
był też Potter. Arya i Harry leżący na trawie czy robiący głupie miny w stronę
aparatu. Zatrzymał na dłużej wzrok na wysokim blondynie, który całował jego
ukochaną w policzek, a gdzie indziej obejmował roześmianą czirliderkę. Uniósł
jedno ze zdjęć, które jeszcze nie zostało powieszone, a leżało na kupce
niedaleko. Blondynka w błękitnej sukience tańczyła w ramionach Masona,
uśmiechając się szeroko.
-Blaise, chyba musimy troszkę zmienić
plany, bo H. chciałaby.. Blaise? Wszystko w porządku? – nastolatka podeszła do
wciąż zamyślonego czarodzieja, który wpatrywał się w trzymany skrawek papieru
–Zdjęcie z wakacji.. Mason zaprosił mnie na rodzinną kolację do restauracji i
jego ojciec zrobił nam zdjęcie. Wtedy jeszcze było okej..
-Może teraz też byłoby okej, gdybym się nie
wtrącił – westchnął, marszcząc czoło i przeczesując włosy –Byłaś z nim
szczęśliwa?
-Na początku, ale potem tylko się
raniliśmy.. – mugolka prychnęła z oburzeniem wyciągając z rąk ukochanego
zdjęcie i ściskając je mocno –I nie Blaise, nic nie byłoby okej, gdybyś się nie
pojawił..
-Ale może uratowalibyście wasz zwią..
-Nie, nie uratowalibyśmy, bo ja już nic do
niego nie czuję – zaprotestowała gorliwie, uśmiechając ze smutkiem i podstawiła
mulatowi fotografię przed nos, po czym ją przerwała na pół, odrzucając za
siebie –Nie ma już Masona i Aryi, teraz jest Blaise i Arya.
-Blaise i Arya.. – powtórzył cicho Zabini
smakując te trzy słowa, wyciągając ręce by dotknąć opuszkami palców lekko
opuchnięte usta jasnowłosej –To chyba najpiękniejsze zdanie na świecie.
-Słyszałam lepsze – dziewczyna uniosła brwi
wysoko, siadając na kolanach czarodzieja i gładząc jego policzek –Ale
prawdopodobnie ulokowałabym je w mojej liście dziesięciu najlepszych zdań na
świecie.
-Masz listę najlepszych zdań na świecie? –
Diabełek uśmiechnął się szeroko, przekrzywiając głowę na bok –Zdradzisz mi
miejsce pierwsze?
-„Jack Sparrow... KAPITAN Jack
Sparrow" – Arya chrząknęła, udając że uchyla rąbek kapelusza, ale widząc
niepewną minę chłopaka walnęła czołem o jego ramię –Piraci z Karaibów, Blaise!
Johnny Depp! Jack Sparrow! Widzę, że musimy uzupełnić twoje przerażające braki
kinomaniaka.
-Em, prawdopodobnie taak – przyznał
rozbawiony, pstrykając załamaną nastolatkę w nos –A drugie najlepsze zdanie?
-„Poproś o pocałunek, Arya” – wyszeptała
cicho, cytując czarodzieja, którego oczy błysnęły tym niesamowitym ciepłem
–Tak, to zdecydowanie zajmuje drugie miejsce.
-Jesteś niesamowita – zaśmiał się
chrapliwie, wplątując palce w jasne kosmyki i przyciągając do siebie bliżej –I
moja.
-Twoja – zgodziła się, oddając czule
pocałunek.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Białe skrzydła przecinały powietrze
odznaczając się na ciemnym niebie. Ptak minął czubki drzew, lawirując sprawnie
między gałęziami. W końcu zanurkował w dół, wyrównując lot dopiero nad
powierzchnią niewielkiego jeziorka. Ostre pazury musnęły spokojną taflę tworząc
różnej wielkości koła. Sowa wydawała się nieuchwytna oraz szybka, a błyszczące oczy
wbijały się od dłuższego czasu w rosnący przed nią dwór. Ptaszysko pozwoliło
szponom ostatni raz musnąć chłodnej wody nim poderwała się wyżej, kierując już
w stronę ostatecznego celu. Opadła na parapet zrzucając z niego trochę śniegu i
zerknęła do środka.
Pokój był duży, większy niż zwyczajne
pomieszczenia do których latała. Ściany utrzymywały się w szmaragdowym odcieniu
współgrającym z ciemnymi, dębowymi panelami. W centralnym miejscu stało wielkie
łóżko z baldachimem, które wydawało się pomieścić z piątkę osób. Na
przeciwległej stronie stało ciemne biurko, na którym poukładane były pergaminy
oraz książki. Tuż obok znajdywała się duża biblioteczka kusząca widokiem wielu
okładek. W pokoju postawiono również parę foteli, stoliczek oraz zdobiony
barek. Wszystko wydawało się nienaruszone, bez pyłku kurzu. Można by pomyśleć,
że pokój jest nieużywany, gdyby nie parę zdjęć poprzyczepianych do ściany przy
drzwiach lub porozrzucanych na siedzeniach licznych ubraniach.
Właściciel pokój po raz enty spojrzał na swoje
odbicie w lustrze, przyglądając się krytycznie szarej koszuli, którą właśnie
zapinał. Nim dopiął ostatni guzik rozmyślił się i z powrotem zaczął zdejmować
odzienie. Z niezadowoloną miną przeszedł z a’la greckiej łazienki z powrotem do
swojego kącika w pięknej willi. Rzucił kolejną koszulę na łóżko, stając na
środku by przyjrzeć się ewentualnemu wyborowi.
-Czasem zastanawiam się czy mam w domu
nastoletniego syna, czy córkę – przerwał napiętą ciszę delikatny głos. Smukła
kobieta wsunęła się do komnaty, uśmiechając ciepło do syna. Jasne włosy
zaplotła w luźnego warkocza, którego miała przerzuconego przez ramię. Fryzura
była niedbała, a osamotnione pukle nasuwały się na zaokrągloną twarz. Duże szaroniebieskie
tęczówki błyszczały w bladym świetle, a pełne malinowe wargi wyginały się w
łagodnym uśmiechu.
-Nie mam nastroju do żartów – burknął
chłopak, przeczesując nerwowo rozczochrane już kosmyki równie platynowych
włosów co matki.
-Wy nigdy nie macie nastroju do żartów –
jęknęła blondynka, zaplatając ramiona na piersi i unosząc wysoko brwi –Co cię
tak trapi, Draco?
-Nie mam żadnych ubrań – westchnął iście
zdenerwowany dziedzic, wzruszając ramionami –W co mam się ubrać skoro nie mam
żadnych idealnych koszul?
-Masz więcej koszul niż większość twoich
koleżanek – pani domu przewróciła oczami, wskazując na porozrzucane ciuchy
–Możesz mi powiedzieć co nie tak jest z tymi.. ?
-Nie mam pojęcia – przyznał Draco,
spuszczając wzrok na gołe stopy –Nie mam pojęcia w czym dobrze wyglądam, mamo.
-O, to coś nowego – zgodziła się kobieta,
śmiejąc na zgorszoną minę synka –A gdzie się podział twój wieczny optymizm
„jestem cudowny nie ważne co założę”?
-To nie optymizm, a realistyczne podejście
do życia – burknął, wsuwając kciuki do kieszeni –Ale są pewne wyjątki od tej
reguły.
-Wyjątki? Czy może jeden specjalny wyjątek?
– matka ślizgona zmrużyła powieki, przyglądając obronnej minie chłopca –Mogę
spytać.. gdzie się wybierasz?
-Mogę nie odpowiadać..? Do przyjaciółki –
młody Malfoy nie odwrócił spojrzenia od podejrzliwych oczu Narcyzy, jedynie
lekko unosząc kąciki ust –Czemu to cię dziwi?
-Nie dziwi mnie fakt, że stroisz się dla
Pansy, Astorii czy Milli jak powiadasz, ale.. – żona Lucjusza zbliżyła się do
czarodzieja, unosząc jego brodę palcem wskazującym –Ale dziwi mnie, że myślisz,
że mnie oszukasz, kochanie.
-Nie oszukałem – warknął ślizgon, gniewnie
prychając –Nie powiedziałem do KTÓREJ przyjaciółki.
-Mogę zgadywać? – arystokratka zaśmiała się
perliście, potrząsając głową –Średniego wzrostu, kasztanowe loki, brązowe
tęczówki, melodyjny sopran, inteligentna, ułożona, waleczna gryfonka?
-Czekoladowe – Draco złapał ostatnią
wiszącą koszulę, wsuwając ją na umięśnione ramiona –Ma czekoladowe oczy nie
brązowe.
-Ale gorzka czekolada? Mleczna? – Narcyza
uśmiechnęła się z rozbawieniem, siadając na łóżku i opierając policzek o
kolumienkę –Nie zakładałabym tej czarnej, skarbie, może spróbuj jeszcze raz
tamtą granatową?
-Orzechowa, ma złote przebłyski – mruknął,
przygryzając wargę, ale słuchając rady rodzicielki –Zapinać czy nie?
-Ostatni guzik nie i zostaw włosy takie jak
są – nakazała krytycznym tonem, obserwując dalsze przygotowania nastolatka,
który wkładał skarpetki –Czyli idziesz do niej?
-Tak – skinął głową, machając na skrzata by
zaczął sprzątać, a potem podchodząc do okna żeby wpuścić czekającą od paru
minut sowę –Coś nie tak, mamo?
-Niee, miałam nadzieję, że uratujesz mnie
przed piekielnym planem swojego ojca – marudziła smutnym tonem, który nie
powinien być używany przez ułożoną oraz poważną damę za jaką uchodziła –On mnie
chce zabić!
-Nie wiem co wygaduje znowu ta kobieta,
ale.. – mężczyzna stanął w drzwiach, marszcząc czoło na ostatnie słowa żony
–Chciałem by towarzyszyła mi na spotkaniu i tyle.
-Aha, spotkaniu z ludźmi, którzy będą
szukali tylko luki w naszym idealnym wizerunku rodzinnym – parsknęła siostra
Bellatrix, uderzając dłonią o czoło –Nie mam ochoty siedzieć przy stole wraz z tymi
pustymi marionetkami, które będą się prześcigać w swoim rzekomym bogactwie!
-Cyziu, musimy pójść na tą kolację – ojciec
Dracona rzucił zaciekawione spojrzenie na blondyna, który poprawiał kołnierzyk
–Draco też wychodzi, więc nie będziesz chyba chciała zostać tutaj bez
towarzystwa.
-Wolę być sama w domu niż u próżnych van
Dakernnerów, którzy znów starają się wkupić w łaski lepszych – jasnowłosa
arystokratka zmarszczyła z obrzydzeniem nos, jak gdyby samo wyobrażenie sobie
tamtych ludzi w jej towarzystwie było niewyobrażalne –Czy naprawdę nie ma opcji
bym tu została? Proszę, Lu, ja nie chcę tam iść!
-Narcyzo, zachowujesz się jak rozkapryszona
księżniczka! – burknął z nikłym uśmieszkiem Malfoy Senior, unosząc kpiąco brew
–Nawet Draco nie był tak nieznośny!
-Bo nie byłem nigdy rozkapryszoną
księżniczką? – nastolatek przewrócił oczami, mierząc się wzrokiem w lustrze
–Jak już to można by mnie określić jako uroczego czarusia.
-Zgoda, pójdę – pani Malfoy podniosła się z
łóżka, kiwając stanowczo głową, a potem unosząc kciuki na widok latorośli.
Obróciła się z powrotem do męża, który podejrzliwie mrużył powieki –Ale ty,
skarbie, wybierzesz się ze mną na galę mody wystawianą przed Ombrea.
-Narcyś..
-Coś za coś, Lu, czyż nie? – dama ostatni
raz uśmiechnęła się do synka, wychodząc po chwili z uniesioną do góry brodą na
korytarz. Starszy z panów zamrugał zaskoczony, odprowadzając plecy ukochanej aż
na korytarz.
-
Doprawdy, wciąż w niej jest ta kapryśna
córeczka Blacków – pokręcił głową, a jego wąskie usta wykrzywiły się w szerokim
acz lekko ironicznym uśmiechu –A co do ciebie, synu, to nie powiedziałbym
uroczy czaruś, a raczej rozpuszczona księżniczka. Nie martw się, to chyba
rodzinne zachowanie.. masz to po matce.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Pansy otworzyła gwałtownie powieki,
wciągając z głośnym świstem powietrze do płuc. Opadła z powrotem na poduszki,
zaciskając palce na satynowej pościeli. Wzięła kolejny drżący oddech,
pozwalając sobie na ciche westchnięcie. Była w łóżku, najbezpieczniejszym
miejscu w całym tym domu. A jednak czuła się jak gdyby w każdym momencie
mogłaby zginąć. Oblizała spierzchnięte wargi, starając wyprzeć z umysłu resztki
koszmaru, który nawiedzał ją bez ustanku.
-Obudziłaś się..
Zamarła, przekręcając głowę na bok by
dostrzec mężczyznę, stojącego przy oknie. Jej ojciec wyglądał za okno, ale
teraz jego oczy skupiły się na niej, a na ustach pojawił ciepły uśmiech, którym
obdarzał ją tak rzadko.
-Coś się stało? – spytała, wiedząc, że
widok taty nad ranem nie wróżył niczego dobrego. Oczywiście, kiedyś marzyła o
tym by budząc się słyszeć jego głos, śmiech matki oraz tupot stóp Chrisa, ale
odkąd skończyła pięć lat wiedziała, że to pozostanie jedynie marzeniem.
-Nie, nic się nie stało, dziecinko – głos
ojca zmienił się. Pamiętała, że gdy była młodsza miał łagodniejsze brzmienie,
kojarzył się z trzaskającym ogniem w kominku. Teraz jednak zamiast ciepłej
chrypki, brzmiał jak zawodowy palacz, a stalowa nutka zawitała w nim na zawsze
–Musimy jednak omówić wczorajszą sytuację..
Pansy zamarła, starając się powstrzymać
przed wykrzywieniem twarzy w niesmak lub inny grymas. Ojciec byłby na nią
wściekły, a złość tego mężczyzny była bardzo niebezpieczna. Uniosła się na
łokciach, poprawiając poduszkę by wygodniej się oprzeć, a potem znowu zerknęła
na swojego gościa. Pan Parkinson przysiadł się do niej na materacu, pocierając
z zamyśleniem bródkę.
-Zabiłam człowieka – powiedziała dziwnym
głuchym tonem, który był równie obcy co wypowiedziane słowa.
-Nie, nie zabiłaś człowieka – zaśmiał się
gardłowo arystokrata, chociaż jego oczy błyszczały pustką –Zabiłaś mugola,
dziecinko, a to co innego. Postąpiłaś porywczo, ale słusznie. Nie powinnaś być
taka litościwa, to.. coś powinno umrzeć po licznych torturach, cierpieniach..
Ale pozbyłaś się tego śmiecia i jestem z ciebie dumny, Pansy, jestem dumny z
mojej małej córeczki.
Ślizgonka powstrzymała się przed wrzaskiem,
podciągając pod kołdrą kolana pod brodę i kładąc na nich policzek. Pozwoliła
kurtynie włosów opaść na twarz, tak by ojciec nie widział walki emocji na niej.
Jak miała pięć lat zrobiłaby wszystko by padły właśnie te słowa z ust tatusia.
Nie rozumiała czemu rodzice ją izolują od siebie, nie wiedziała że tak naprawdę
nic dla nich nie znaczyła. Dla matki była zabawką, małą dziewczynką, którą
można poubierać w kolorowe sukieneczki, ale gdy trzeba było się nią zająć
odstawiano ją do pokoju by to niania ją wymyła, nakarmiła, zabawiła. Ojciec
natomiast brał ją na kolana, gdy przeprowadzano z nim wywiad, zabierał ją na
uroczystości w pracy, był wtedy najlepszym tatusiem na świecie. Jednak gdy
przekraczali próg zostawiał ją na korytarzu samą, idąc do gabinetu. Kiedyś
musiała siedzieć na chłodnej posadzce przez cztery godziny nim znalazły ją
opiekunki. Jedynie z całej tej popieprzonej rodzinki, to Christopher był
prawdziwym jej członkiem. Starszy brat zawsze o nią dbał, nie było dnia by się
z nią nie pobawił, by nie opowiedział bajki na dobranoc. Łamał dla niej
wszelkie nakazy, zakazy rodziców, którzy starali się z niego zrobić
beznamiętnego arystokratę.
-Co teraz będzie, tato? – wyszeptała cicho,
ponownie zerkając na rodziciela –Co będzie?
-Oh, Pansy, nie masz czym się martwić –
uspokoił ją, klepiąc po policzku w niby troskliwym geście –Nikt się o tym nie
dowie, chociaż społeczeństwo powinno ci dziękować. Szczerze powiedziawszy..
zaskoczyłaś mnie, malutka. Myślałem, że będziesz słaba jak twój nieszczęsny
brat, że nie dostrzeżesz wielkości naszego rodu..
-Chris nie był słaby – zaprzeczyła
odruchowo, ignorując okrzyki instynktu by siedziała cicho –Był odważny.
-Twój brat był tchórzliwym, zakłamanym
smarkaczem, dziecinko – warknął mężczyzna, podnosząc się i przechadzając po
pokoju –Christopher to zdradziecki kundel, który obrócił się przeciwko swojej
rodzinie! Ten cholerny dzieciak nie dość, że od dziecka był nieposłuszny, to
potem działał przeciwko nam! Tchórzliwy idiota!
-Christoph..
-Posłuchaj mnie, Pansy! – ojciec podskoczył
do niej, zaciskając mocno pale na jej ramionach i szarpiąc tak gwałtownie, że
uniosła się z łóżka –Christopher to równy śmieć co mugole! Jego śmierć to
najlepsza rzecz jaka nam się przytrafiła! Ba! To najlepsze co mogłem zrobić!
-Co mogłeś zrobić..? – dziewczyna poczuła
nieprzyjemny skurcz w brzuchu, ignorując rosnący ból w miejscach, gdzie
paznokcie czarodzieja wbijały się w jej skórę.
-Tak, kochanie, najprostsze rozwiązanie
bywa najlepszą opcją – uśmiech zniknął z jego twarzy, która nabrała kamiennego
wyrazu –Christopher był słaby, za słaby. Nie widział nic złego u szlam czy tych
plugawych mugolach. Cholerny bachor narozrabiał za bardzo, a konsekwencje jego
wybryków musiałem ponosić ja! Dlatego to zrobiłem, dziecinko, musiałem sama
rozumiesz.
-Ty..
-Kochałem go, wiesz? Uwielbiałem, kiedy
jako trzylatek wskakiwał mi na kolana i udawał, że się bijemy.. – pan Parkinson
zachichotał, znowu siadając na jej łóżku i pociągając ją tak, by usiadła mu na
nogach, jak wtedy gdy była mała –Naprawdę był cudownym malcem, ale najlepszym
wspomnieniem jest chwila, kiedy biłem go tak długo aż umarł. Niezapomniany
widok tych żywych oczu, które gasły.. dzięki mnie.
Pansy wzdrygnęła się, gdy szorstkie palce
przesunęły się po jej policzkach. Wpatrywała się w oczy ojca, który opowiadał
właśnie jak zabił syna. Przypomniała sobie ciepłe tęczówki Chrisa,
niesymetryczny uśmiech oraz dołeczek jaki się pojawiał na jego lewym policzku.
Krzaczaste brwi, opalona twarz i białe zęby. Ciemne włosy, szalone błyski w
oczach oraz optymizm. Myślała, że został zabity przez śmierciożerców omyłko,
była pewna że zginął tragicznie. Jednak tak drastycznego obrotu spraw się nie
spodziewała. Jej najdroższy brat zmarł w tym domu, zamordowany przez ich ojca.
Wiedziała, że nie spełniał oczekiwać głowy ich rodu. Chris był zbyt dobry dla
ludzi, zbyt łagodny dla wszystkich. Traktował na równi każdą istotę żywą,
opiekował się każdym kto opieki wymagał. Został Krukonem, a nie Ślizgonem.
Zignorował lekcje czarnej magii, skupiając się na zdobywaniu wiedzy na temat
tej jasnej strony. Starał się przekonać ich rodzinę do zmiany stanowiska, ale
nigdy nie zrobił aż tak poważnego kroku by zdradzić ojca.
-Dlaczego? – udało się jej wykrztusić, a
łzy które męczyły ją od wczoraj znalazły ujście.
-Poszedł do Dumbledore’a, powiedział mu
wszystko co wiedział – parsknął Parkinson, marszcząc czoło –A potem ten
zdradziecki kruk przyszedł do mnie by dać MI ostatnią szansę, rozumiesz,
skarbie? Powiedział, że mogę się jeszcze do nich przyłączyć lub nie, ale on i
tak cię stąd zabierze.. nie mogłem mu na to pozwolić, Pansy, nie mogłem mu tego
wybaczyć. Rozumiesz mnie, prawda, dziecinko?
-Rozumiem – powiedziała stanowczo, czując
że słowo to zraniłoby Chrisa. Ale sam kazał jej przeżyć, a ona musiała to
przyrzeczenie wypełnić. Musiała żyć, ale żeby żyć musi nie wchodzić ojcu w
drogę. Zacisnęła zęby zsuwając się z kolan rodzica i przysuwając na miejsce
obok niego.
-To dobrze,
kotku, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć – zaśmiał się pogodnie, podnosząc i
podchodząc do drzwi –Nie zawiedź mnie, Pansy Genevieve.
Arystokratka
zacisnęła na moment powieki, widząc wyraźnie Chrisa. Jak stał w lekkim
rozkroku, z wsuniętymi kciukami do kieszeni kurtki. Roztrzepane ciemne włosy,
bystre spojrzenie oraz miękkie usta wyginające się w słodkim uśmieszku. Ciepłe
palce gładzące ją po głowie, zapach deszczu i ciepły szept „musisz przeżyć,
maleńka, musisz żyć. Obiecaj mi, że nie dasz się złamać, obiecaj”. Czując nagły
przypływ odwagi, obróciła się do stojącego w drzwiach ojca, uśmiechając lekko i
rozluźniając ramiona. Podniosła się z gracją, lekko dygając w oznace szacunku
dla głowy rodziny.
-Nie zawiodę
cię, tatusiu – powiedziała stanowczym tonem, wyobrażając sobie dumny uśmieszek
brata. Zawsze zachęcał ją do okłamywania rodziców –Będziesz jeszcze ze mnie
dumny, obiecuję.
Ostatnie słowa
nie kierowała do ojca, który z zadowoloną miną wyszedł, a do ducha
Christophera, którego wyczuwała od chwili jego śmierci. Czuła obecność
braciszka w najgorszych momentach, jakby czuwał nad nią jako anioł stróż. Nie
zawiedzie go, nie Chrisa.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dracon przyglądał się z ciekawością
gobelinowi, który zajmował połowę ściany w holu. Przedstawiona scena ukazywała
stado wilków stojących w mrocznym lesie. Na środku, między wilkorami kucała kobieta,
odwrócona tyłem, odchylając jednak do tyłu głowę tak by można było dostrzec jej
ostre rysy oraz jarzące się zielone tęczówki. Uśmiechała się nieśmiało,
odgarniając prawdą dłonią włosa na plecy. Wyglądała niesamowicie a jednocześnie
troszkę przerażająco, gdy nikła w cieniu mroku.
-To Taida według mojego prapraprapra i
jeszcze trochę przodka – młody Malfoy obrócił się, zerkając na młodego
arystokratę, który pojawił się właśnie po drugiej stronie holu. Opierając się
na kulach chłopiec przybliżył się do niego, ignorując opiekuńcze spojrzenie
pokojówki, która jak cień podążała za nim –Tak naprawdę nikt nie wie jak miała
na imię.. niektórzy nazywali ją Lupą, a inni po prostu wilczycą.
-Wilczycą? Tą od Remusa i Romulusa? –
jasnowłosy uniósł z zaciekawieniem brwi, a widząc zadowolenie dzieciaka, że
może się popisać przed starszym kolegą poczuł ciepło. Oczywiście jak każdy
czystokrwisty młodzieniec znał historię każdego rodu, a także krążące o nich
legendy –Nott’owie wywodzą się od starożytnego Rzymu?
-Bliźniacze wilki były podobno naszymi
przodkami – potwierdził Nathaniel, również przyglądając się gobelinowi –Taida
jest patronką naszej rodziny.
-Ładna jak na opiekunkę – mruknął ślizgon,
wywołując tym litościwy grymas malca, który pokręcił ze znużeniem głową –Lepsza
piękna wilczyca niż groźny smok, który mimo swej potęgi nie pozwala na siebie
długo patrzeć.
-Rodzina, obowiązek, honor* – Nate
wyprostował się mówiąc dewizę rodzinną, która była wyszyta złotą nicią na dole
dzieła –Jestem gotów, Draco, możemy ruszać.
-W porządku – szarooki ostatni raz zerknął
na postać z gobelina, a potem biorąc chłopca pod ramię, wyprowadził go na
zewnątrz –Teodor już na miejscu?
-Tak – ciemnowłosy chłopiec przygryzł
wargę, wsuwając się na miejsce pasażera w sportowym samochodzie ślizgona –I z
tego co wiem, to chyba będziemy i tak za wcześnie.
-Myślałem, że jest późniejsza pora –
skłamał gładko Wąż, wyjeżdżając z zasięgu willi Rodu Wilków. Kątem oka zobaczył
kpiący uśmieszek najmłodszego z Nott’ów, który wyglądał za okno –No co? Nate,
co cię tak bawi?
-Nic – odciął się malec, patrząc błękitnymi
jak szafiry tęczówkami na kierowcę –Draco.. mogłeś po prostu powiedzieć, że nie
możesz się już doczekać spotkania z Hermioną, a nie wymyślać, że nie
zauważyłeś.
-Nie kłamałem – burknął ślizgon, dociskając
pedał gazu. Jechali przez chwilę w ciszy do momentu aż ślizgon mruknął coś pod
nosem, obracając w stronę dziwnie milczącego brata Teodora –Może nie
powiedziałem konkretnie.
-Oczywiście, Draco, ludzie rzadko mówią
konkrety – przytaknął poważnie chłopczyk, marszcząc z namysłem brwi –Ludzie są
okrutni, kłamliwi i tchórzliwi.
-Nienawidzisz nas? – Malfoy przygryzł
policzek, zastanawiając się czemu to jego zabolała ta gorycz w głosie dzieciaka
–Albo raczej gardzisz własnym gatunkiem.
-Nie nienawidzę i nie gardzę ludźmi, ja po
prostu.. ja po prostu ich żałuję – Nathaniel odgarnął ciemne pasemko włosów,
zaciskając kościste dłonie na kolanach –Zbyt wiele sprawiamy sobie bólu,
tworzymy niepotrzebne mury. Co to za różnica czy ktoś jest mugolem,
czarodziejem czy półkrwi? Ma serce, rozum i duszę, Draco, czyli ma uczucia. A
co za tym idzie tak naprawdę jest silny.
-Hmm, niektórzy uważają, że miłość czy radość
sprawiają że człowiek jest słaby – przyznał blondyn, skupiając się na drodze,
ale zerkając od czasu do czasu na towarzysza –Ale czy miłość to nie jest
najsilniejsze uczucie?
-Może i najsilniejsze, ale też najbardziej
rozczarowujące oraz rozpraszające – Nate wzruszył obojętnie ramionami –Myślisz
o jednej osobie, skupiasz się tylko na niej, a o innych zapominasz. Czy to jest
piękno miłości? Zaniedbywanie rodziny, przyjaciół?
-To już jest obsesja, Nathan, a nie miłość.
Kocham moją matkę oraz ojca, kocham Pansy czy Blaise’a, a jednak wciąż dbam o
nich wszystkich, pamiętam o każdym innym przyjacielu także – zaprotestował
gorliwie Dracon, stając na światłach i bębniąc palcami o kierownicę –A ty? Kogo
kochasz, największy sceptyku miłości tej epoki?
-Nie jestem sceptykiem, a realistą, Dracze.
Ludzie zapominają o pierwotnym znaczeniu uczuć, komplikują wszystko zamiast dać
się ponieść emocjom oraz iść za głosem serca – błękitnooki przewrócił oczami,
uśmiechając pokrętnie jak jego starszy brat –Oraz owszem.. ja również kocham. Kocham
Teodora, kocham moich rodziców, chociaż stali mi się równie obcy co inni
członkowie rodziny. Ale.. kocham też Hermionę.
-Czujesz się przy niej słaby? – Malfoy
Junior zmrużył powieki czując dziwną dumę z dziewczyny. Gryfonka zdobyła sympatię
tego zamkniętego w sobie chłopca, a on wiedział, że to było niesamowite
uczucie.
-Nie, ja.. – Nathaniel potrząsnął głową,
pocierając skronie –Czuję się przy niej silniejszym niż czułem kiedykolwiek.
-W takim razie jak miłość może osłabiać
człowieka? Skoro obaj czujemy się przy Granger lepszymi wersjami siebie? –
blondyn zamarł na moment, kiedy wąskie usta dzieciaka ułożyły się w rozbawiony
grymas –Co?
-Właśnie to powiedziałeś, wiesz? – Natie
zachichotał, naciągając na uszy czapkę –Przyznałeś, że ją kochasz.
-Jesteś większym manipulatorem niż cała
gromada polityków, Nathanielu Alexandrze Nott – westchnął zirytowany Malfoy,
parkując przed domem mugolaczki –Ale ta rozmowa zostaje między nami, jasne?
-Jak słońce, Draco – arystokrata skinął
stanowczo głową, zgaszając silnik i przechodząc na drugą stronę. Pomgół
młodszemu koledze wysiąść oraz oprzeć się na kulach, a potem zgarniając jeszcze
bukiet kwiatów dla gospodyni oraz jej matki, ruszyli na ganek. Zastukał do
solidnych drzwi, przyglądając podekscytowanemu maluchowi. Nathaniel wyglądał
niezwykle krucho w słabym świetle lampy oraz skrzącemu się za nim puchem
śniegu. Miał jednak rumieńce na policzkach, a jego oczy lśniły dziwną
ekscytacją oraz niecierpliwością. Nie rozumiał na początku, czemu na przyjęcie
do Granger został zaproszony ten mały, ale widząc jak pobudził to zwykle
cichego chłopca, zrozumiał gryfonkę.
-Witajcie – powitała ich matka czarownicy,
która zakładała właśnie płaszcz, jednocześnie zapraszając do środka –Oh, Draco,
dziękuję za kwiaty! Daj wsadzę od razu do wazonu, Nathanielu możesz zostawić
kule przy wejściu.
Nastolatek uśmiechnął się grzecznie,
obserwując znikającą w salonie panią Granger. Mąż kobiety stanął w wejściu do
pomieszczenia, zapinając mankiety koszuli. Zmierzył obu przybyszów zaciekawionym
wzrokiem, unosząc przy tym brwi.
-Hermiona z chłopakami jest w kuchni –
wskazał kierunek skinięciem głowy, sięgając po klucze oraz kurtkę –Na pewno
będzie zaskoczona, że już jesteście.
Jasnowłosy ślizgon poczekał na zdejmującego
buty chłopca, prowadząc go później do wskazanego przez gospodarza
pomieszczenia. Zastanawiał się czy mężczyzna przejęzyczył się czy może oprócz
Granger oraz Nott’a był ktoś jeszcze. Oczywiście, minutę później pluł sobie w
brodę, że nie pomyślał o ewentualnym zaproszeniu samego Wybrańca. Oparł się o
framugę, obserwując trójkę młodych czarodziei. Hermiona spięła loki w luźnego
koka na czubku głowy, a dresowe spodnie opadały jej nisko na biodrach. Wymięty,
stary sweter z licznymi dziurami dodawał dziewczynie uroku, a podwinięte rękawy
ukazywały umazane w mące dłonie, którymi odgarniała parę niesfornych pukli,
zostawiając przez to białe ślady na policzkach. Na blacie przy niej siedział
Teodor, nie odrywający swoich czarnych oczu od gryfonki. Ślizgon nie ubrał się
jakoś specjalnie, a wiecznie wytarte spodnie jak zwykle należały do części jego
stroju. Założył do tego równie czarny sweter, który podkreślał jego smukłą
sylwetkę. Oprócz tej dwójki w kuchni była jeszcze jedna osoba. Złoty Chłopiec
otwierał właśnie lodówkę, przeciągając ręką po i tak rozczochranych włosach.
Gryfon jak to miał w zwyczaju założył zwykłe, znoszone spodnie, a do tego
dodatkowo granatową koszulę. Całość u kogoś innego zapewne wyglądałaby
zwyczajnie, ale ten dziwny urok Bohatera sprawiał, że Potter przypominał nawet
teraz wojownika.
-Jesteście wcześniej niż się spodziewałam –
Hermiona zauważyła ich pierwsza, ale Malfoy dałby sobie rękę uciąć, że tak
naprawdę zrobiła to jako ostatnia. Teodor ze swoim wyostrzonym słuchem warga
słyszał ich już na pewno w holu, a Ulubieniec Świata wykazywał się dość
niesamowitą intuicją. Zapewne wyczuł ich przybycie stojąc nawet tyłem, niby
zajęty wyjmowaniem kartonu mleka.
-Myśleliśmy, że moglibyśmy pomóc –
powiedział spokojnie, zerkając na niższego towarzysza. Ku jego zaskoczeniu oczy
dziecka nie wpatrywały się w dziewczynę, a w stojącego przy niej gryfona.
Nathaniel po raz pierwszy w swoim krótkim żywocie milczał onieśmielony czyjąś
osobą.
-Dodatkowe ręce zawsze się przydadzą –
kujonka uśmiechnęła się szeroko do młodszego arystokraty, również dostrzegając
jego zaskoczenie oraz niedowierzanie –Nate poznaj mojego najlepszego
przyjaciela, Harry’ego Pottera, Harry to jest właśnie Nathaniel, o którym ci
opowiadałam.
-Hej – przywitał się zielonooki, ukrywając
rozbawiony grymas, gdy chłopczyk mu nie odpowiedział, jednocześnie wciąż na
niego patrząc –H. naprawdę dużo o tobie mówiła. Owinąłeś ją sobie wokół małego
paluszka.
-Skoro już tu jesteście, to umyjcie ręce i
pomóżcie mi z babeczkami – przerwała ciszę gospodyni, kiedy brat Teodora wciąż
milczał –Natie zajmiesz się ciastkami, okej? A ty Malfoy możesz pokroić banany
do sałatki.
-Nożem? – blondyn popatrzył na podawane
ostrze jak na dziwne narzędzie, a potem zerknął na leżące przed nim owoce
–Super… co robią oni, jeśli mogę spytać?
-Gorącą czekoladę – wyszczerzył się szeroko
Potter, wskazując na rondelek na kuchence, w której rozpuszczał tabliczki
słodyczy –Jestem mistrzem w robieniu tej niebiańskiej ambrozji!
-I proszę powiedzcie mi, że gryfoni są
stuprocentowo normalni – parsknął syn Lucjusza, krzywiąc do krojonego żółtego
banana –Ten nóż jest chyba tępy.
-To ty jesteś tępy, kretynie – Hermiona
wytrzeszczyła oczy z niedowierzaniem, wybuchając niepohamowanym śmiechem –Czy
ty kiedykolwiek kroiłeś banany?
-Nie, a zanim spytasz.. nie kroiłem żadnych
owoców czy warzyw – powiedział dostojnym głosem ślizgon, wzruszając ramionami
–One już były podawane na tacy.
-To za pewne wyjaśnia, że kroisz je w
skórce – zachichotała dziewczyna, wzdychając ciężko –Trzeba je najpierw obrać..
Natie uważaj na skorupki jajek.. Malfoy, słuchaj mnie. Najpierw obierz, a potem
pokrój, to nie takie trudne.
-Mogłaś powiedzieć to wcześniej – syknął
Wąż, krzywiąc ze złością na śmiejących się z niego Wybrańca wraz z Nott’em –A
co robi właściwie Teodor? Oprócz utrzymywania w pionie ściany?
-Pilnuję pieca – mroczny ślizgon uśmiechnął
się kpiąco, wskazując na ciasto w piekarniku –To ważne zadanie dla
odpowiedzialnych mężczyzn.
-Może i ważne, ale nie tak jak obieranie
bananów – prychnął Dracon, z największym skupieniem krojąc drugi owoc. Hermiona
powstrzymała kolejny napad śmiechu, słuchając z rozbawieniem utarczek dwóch
węży na temat „ważniejszej” pracy w kuchni. Zerknęła na mieszającego krem
Harry’ego, który parskał śmiechem za każdym razem, gdy któryś z wychowanków Snape’a
argumentował swoje stanowisko w tej dyskusji. Później przyjrzała się
najmłodszemu z panów, który rzucał co chwila okiem na jej przyjaciela. Nate,
który usiadł na taborecie, ozdabiał właśnie babeczki różnymi wzorkami. Założył
szmaragdową bluzkę, którą wraz z nią kupił oraz bojówki. Jego szafirowe
spojrzenie błyszczało żwawo, a różowe wargi wyginały się w coraz szerszym
uśmiechu. Roztrzepane czarne loczki, skakały kiedy unosił głowę aby popatrzeć
na innych.
-Wiem, że na mnie patrzysz – powiedział
cichym głosem, wpatrując się w ciastko, które ozdabiał czekoladowymi płatkami
–I wiem, że oceniasz moje zdrowie.
-Nie, patrzę na ciebie bo to lubię –
zaprzeczyła, uśmiechając lekko, gdy zmarszczył czoło –Kiedy cię widzę, muszę
się na ciebie napatrzeć. Wiem wtedy, że jesteś blisko mnie.
-Zawsze będę blisko ciebie, Hermiono, nawet
kiedy mnie nie będziesz widziała – odpowiedział delikatnie, oblizując opuszek
palca wskazującego, który ubrudził bitą śmietaną –Kiedy przyjdą czasy, gdy nie
będziemy mogli porozmawiać.. ja i tak będę niedaleko ciebie.
-Używasz zbyt poważnych pojęć jak na swój
wiek, Natie, a na dodatek wygadujesz bzdury – westchnęła Gryfonka, opierając
brodę na brudnych dłoniach –Będę cię widziała, gdy będziesz blisko. Bo nigdzie
nie znikniesz.
-Nie, nie zniknę – zgodził się chłopczyk,
unosząc błękitne spojrzenie, w którym krył się smutek, powaga, ale i pewna
mroczna akceptacja swojego losu –Ja po prostu umrę.
-Umrzesz, gdy będziesz miał za sobą parę
dekad – Hermiona stanowczo potwierdził dla niej oczywistą oczywistość, ale
widząc ten lekko rozbawiony, lekko kpiący wzrok malca zamarła. Wyciągnęła ręce,
gładząc opuszkami policzek małego Nott’a, a potem przysunęła usta do bladego
ucha –Nie umrzesz, bo nie pozwolę ci na to, rozumiesz?
-Rozumiem – odszepnął Nathaniel, wdychając
zapach truskawek, którym otaczała się jego starsza przyjaciółka. Uśmiechnął się
ciepło, wiedząc że na taką odpowiedź właśnie liczyła. Obserwował zadowoloną
Hermionę, która wstawiała do piekarnika ostatnią blachę ciastek. Przyjrzał się przyjaciółce,
starając zapamiętać właśnie taką. Później przesunął spojrzenie na stojącego
obok nastolatki blondyna. Dlaczego ludzie nie widzieli tego ciepłego spojrzenia
Draco? Czemu nie dostrzegali magii uczuć tej dwójki? Cóż.. on to widział, a
skoro nikt inny nie, to.. na nim leżała odpowiedzialność by połączyć tych
dwoje. Przed śmiercią, która zbliżała się coraz bardziej chciał zobaczyć H. w
ramionach Malfoya, szczęśliwą oraz bezpieczną.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona uśmiechała się tak długo i
szeroko, że czuła jak jej policzki zaczynają boleć. Ponownie starała się
powstrzymać, jednak przyjaciele z premedytacją nie pozwalali na to. Opadła
znowu na plecy, biorąc głęboki oddech. Kolejny raz rozejrzała się po pokoju,
czując przyjemny dreszcz na widok tylu osób. W salonie siedzieli wszyscy ci,
których tak kochała. Skupili się na puszystym dywanie, postanawiając po trzech
godzinach rozmów zagrać w grę karcianą. Każda para usiadła naprzeciwko siebie,
chociaż debata jak tu się podzielić jeszcze trwała. W końcu Gryfonka znalazła
się między Millicentą, a Aryą. Jej mugolska przyjaciółka grała w parze z
Blaise’m, a słodka Milli ze swoim narzeczonym. Astoria usiadła przed Pansy,
gdyż Nathaniel mimo licznych propozycji uparł się na granie z Harry’m. Wciąż
miał czerwone policzki oraz cichy głosik, gdy mówił coś do Złotego Bohatera,
ale powoli się rozkręcał. Gryfonka przesunęła spojrzeniem dalej, przyglądając
swojemu partnerowi. Draco z lekkim grymasem rozbawienia przyglądał się swoim
kartom, słuchając jednocześnie przekomarzania Diabła oraz Teodora, który jako
że mógłby odczytać karty Hermiony z jej głowy, postanowił odpuścić rozgrywkę.
Jasne kosmyki znów sprawiały wrażenie dłuższych, kiedy opadły zawadiacko na
czoło nastolatka. Usta wygięte w pokrętnym uśmieszku kusiły, a jasne zęby
błyskały od czasu do czasu, kiedy wybuchał śmiechem. Napotkała wreszcie srebrne
tęczówki, który błyszczały ciepłem i radością, a teraz intensywnie się w nią
wpatrywały. Malfoy uniósł brew, jakby pytając o co chodzi.
-Stop! – krzyknęła Astoria, wskazując na
nich palcem –Kent, mają kenta!
-Nie mamy – parsknął śmiechem ślizgon,
ukazując swoje słabe karty –Pudło, Toria!
-Ale..
-Mówiłem chyba byś nie krzyczała za każdym
razem, kiedy dłużej na siebie patrzą – warknął Harry, który niemal lubował się
w wytykaniu błędów okropnej jego zdaniem dziewczynie –Jesteś beznadziejna w tej
grze, Greengrass.
-Nie jestem beznadziejna w tej grze czy
jakiejkolwiek innej czynności – zielonooka arystokratka uniosła wysoko brodę,
wydymając jednocześnie pełne usta –Jestem świetna we wszystkim.
-Na pewno w irytowaniu innych – potaknął
gorliwe gryfon, tasując po mistrzowsku karty –Albo w byciu męczącą.
-Ja przynajmniej nie męczę innych swoją
głupotą, Potter – warknęła oburzona Królowa Slytherinu, sięgając po talerz z
owocami –I umiem ułożyć włosy.
-To prawda, Hermiona nie wie co to jest
szczotka – parsknął Wybawca, sprawiając że Astoria zmrużyła powieki –Ale nie
ładnie tak wypominać, panno Greengrass.
-Chodziło mi o ciebie, idioto, Hermiona z
taką burzą loków wygląda uroczo, a ty.. – ślizgonka uśmiechnęła się słodko,
mierząc młodego mężczyznę wzrokiem –Ty wyglądasz jakby cię wypluł bazyliszek.
-A ty jak po staranowaniu przez trestale –
burknął lekko urażony czarodziej, rozdając kolejną turę. Hermiona w tym czasie
zdążyła wraz z Pansy przynieść nową tacę ze słodyczami, a Milli i Marcus
wymienili ukradkiem czułe słówka.
-Czy ty w ogóle wiesz jak wyglądają
trestale, Potter? – Harry nagle spoważniał, a jego zielone tęczówki
pociemniały, jak gdyby przysłonił je cień. Westchnął ciężko, spuszczając wzrok
na leżącą przed nim talię, a potem zmarszczył z zamyśleniem brwi.
-Wybacz, Harry, ona często najpierw mówi
potem myśli – Milli przerwała napiętą ciszę, która zapadła, gdy ślizgoni zdali
sobie sprawę co spotkało Harry’ego. Każdego nagle zaciekawiły zdjęcie wiszące
na ścianach, a pani prefekt naczelna poczuła ukłucie żalu.
-Harry.. jak.. jak one wyglądają? –
Nathaniel przygryzł dolną wargę, podciągając kolana pod brodę i marszcząc nosek
–Są straszne?
-Nie, nie są straszne – zaprzeczył od razu
zielonooki, potrząsając z namysłem głową –Są.. inne. Przypominają trochę
zmutowane nietoperze.. mają czarną skórę, która pokrywa ich szkielety.. duże skrzydła
oraz.. oczy bez źrenic.
-Brzmi dość.. okropnie – zauważył Marcus,
popijając gorącą czekoladę –I jedzą surowe mięso.
-Cóż.. podobno Krukoni są inteligentni,
Ślizgoni tchórzliwi, a Gryfoni odważni.. – Blaise wzruszył ramionami,
uśmiechając lekko –Znam wiele wyjątków odbiegających od tych klasyfikacji.
-Zapomniałeś o Puchonach – zauważyła
Hermiona, częstując wszystkich ciastkami ozdobionymi przez Nate’a –Mamy cztery
domy w Hogwarcie.
-Puchoni to ciamajdowate pluszaki –
parsknął Draco, przewracając oczami kiedy prefekt sapnęła z oburzenia –A Diabeł
mówił o wyjątkach.
-Cedrik Diggory był jednym z
najodważniejszych ludzi jakich znam – Harry powiedział stanowczo, zaciskając
zęba na wspomnienie kolegi –Zginął z różdżką w dłoni.
-W porządku.. wszędzie są wyjątki –
przyznał Marcus, obserwując z namysłem telewizor –Może obejrzymy jakiś film?
Teo i Blaise wciąż mówili o tym.. czymś.
-Telewizor – powtórzył enty raz gospodyni,
przewracając oczami, ale uśmiechając szeroko –W porządku, może być film.. co
powiecie na..
-Shreka! – krzyknęła Arya z entuzjazmem,
przybijając piątkę najmłodszemu z Nott’ów, który od razu poparł jej pomysł
–Prrrosimy, H.!
Draco nie mógł się nie zaśmiać, kiedy
kolejna scena z zielonym ogrem wprawiła wszystkich w śmiech. Obrócił się lekko
by móc zerknąć na towarzyszy, którzy nie odrywali wzroku od magicznego
urządzenia. Millicenta oraz Marcus siedzieli przytuleni do siebie, ale
całkowicie pochłonięci oglądaniem. Jasnowłosa od czasu do czasu, muskała sygnet
rodowy Flinta, który nosiła jako jego narzeczona. Marcus opierał brodę na jej
ramieniu, muskając ustami co jakiś czas blond kosmyki czy gładkie policzki
ukochanej. Ślizgon nie mógł się oprzeć wrażeniu, że podgląda ich z jakieś
intymnej sytuacji, a nie w czasie oglądania bajki. Uśmiechnął cię lekko,
przesuwając wzrok dalej. Harry przeklęty Potter wylegiwał się w fotelu,
trzymając na kolanach miskę z jakimiś żelkami, które podjadała mu leżąca na
kanapie obok Astoria. Zielonooka z szczerym ubóstwieniem chichotała za każdym
razem, gdy Osioł pojawiał się w kadrze. W jej nogach przycupnęła Pansy, która
wydawała się w zupełnie innym świecie. Cóz. Dracon znał na tyle swoją
przyjaciółkę by wiedzieć, że za tą radosną fasadą dziewczyna cierpi. Kiedy
jednak zaczepił ją dzisiaj na korytarzy, Parkinson wymigała się złym
samopoczuciem. Już dawno nie widział jej tak smutnej oraz melancholijnej, o
czym będzie musiał pogadać z Zabinim. Zerknął na następną osobę, którą okazał
się właśnie Blaise. Diabeł siedział na sofie, ale jego oczy nie skupiły się na
filmie, a na dziewczynie siedzącej pod nim na dywanie. Blondyn wstrzymał
oddech, kierując tam spojrzenie. Hermiona opierała się o nogi mulata wraz ze
swoją mugolską przyjaciółkę. Z tej perspektywy nie wiedział na którą dokładnie
zerkał mulat, ale miał nieprzyjemne przeczucie, że to Gryfonka skupiła jego
uwagę. Trudno żeby było inaczej, kiedy tak siedząc gładziła po głowie małego
Nate’a, który półleżał na dziewczynie. Prefekt wydawała się całkowicie
zrelaksowana, przeczesując czule ciemne pukle chłopczyka. Obok siedział Teodor,
który muskał ramieniem bok brązowookiej. Zapewne znowu nieświadomie tworzyli
obrazek zakochanych. Bez trudu wyobraził sobie Hermionę jako żonę ślizgona, a
małego Nathaniela jako ich syna. Czysta sielanka. Jednak, gdy czekoladowe
tęczówki skierowały się na niego zamarł. Chciał się uśmiechnąć, puścić jej
oczko, ale nie potrafił. Poczucie winy błyszczało w ukochanych oczach, które
szybko spuściła na malca.
-Śpi – Hermiona zwróciła na siebie uwagę
reszty, wskazując na pogrążonego w śnie Nott’a.
-Nie śpię – ziewnął chłopiec, otwierając z
trudem powieki.
-Ależ tak, zaraz będziesz spać – parsknęła
czule Gryfonka, całując go w czoło –Mam przygotowany dla ciebie pokój na górze.
-Ale.. ktoś musi mi opowiedzieć bajkę –
burknął urażony chłopczyk, z trudem wstając na drżące nogi.
-Ja pójdę z tobą – zaproponowała Astoria,
która traktowała dzieciaka jak swojego braciszka.
-Nie, chciałbym by to był Harry –
błękitnooki posłał Wybrańcu błagalne spojrzenie –Proszę?
-Nie umiem opowiadać bajek – zastrzegł zaskoczony
gryfon, omal nie krztusząc się połykanym żelkiem –Serio.
-Cóż.. gorzej od Teodora nie może być –
zażartował Nate, chwilę później dostając od brata poduszką w twarz –Możesz
opowiedzieć o.. Hogwarcie.
-W porządku, ale reklamacji nie przyjmuję –
westchnął rozbawiony Potter, wyprowadzając małego przyjaciela z pokoju.
Hermiona uśmiechnęła się lekko obserwując wychodzącą dwójkę. Była zaskoczona
nagłą sympatią Harry’ego wobec chłopczyka, obawiała się że jej przyjaciel
będzie bardziej onieśmielony, a może nawet stremowany uwielbieniem Nathaniela.
Ten jednak od razu wpisał Nate’a na listę osób do chronienia.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Pansy
wymknęła się z salonu, zostawiając tam roześmianych przyjaciół. Ostatni raz
zerknęła na nich, wzdychając ciężko. Czuła się okropnie. Była mordercą, a
starała bawić wraz z nimi. Miała krew na rękach, ale pozwalała się ściskać oraz
odpowiadała uśmiechem na każdy uśmiech jej paczki. Obserwowała przyjęcie
pożegnalne czując jak supeł w brzuchu zacieśnia się z każdym wesołym
parsknięciem Diabła, z każdym docinkiem Draco, a tym bardziej zatroskanym
spojrzeniem Hermiony, która zerkała na nią niepewnie. Czy zasłużyła na to? Jak
w ogóle mogła spędzać z nimi czas? Udawać, że jest starą, dobrą Pansy,
która może i pisała przeróżne dramaty w
swoim zeszycie, ale nigdy nie stawała się własną bohaterką? Teraz jej świat
runął w gruzach, a umysł stawał się coraz bardziej niestabilny.
Weszła jak najszybciej na drugie piętro,
chcąc schować się w pokoju przyjaciółki. Musi posiedzieć chwilę samotnie,
zebrać siły na kolejne żarty oraz radosne uśmieszki. Przeszła przez korytarz,
zatrzymując się przed uchylonymi drzwiami zza których wydobywało się światło.
-Naprawdę nie umiem tego robić – usłyszała
cichy głos, który jednak zmienił swoje brzmienie w jej głowie. Wspomnienie
wypłynęło samo, a teraz gdy się przysunęła do wnęki by podejrzeć wnętrze pokoju
zamarła. Na szerokim łóżku pod pościelą leżała drobna osóbka. Skupiła
spojrzenie jednak na towarzyszu, który przed chwilą się odezwał. Długie nogi,
smukłe ramiona oraz strzecha ciemnych włosów. Wiedziała, że to Harry, ale
patrząc z boku widziała Christophera. Wyglądali tak podobnie, co ku jej
zdziwieniu dopiero zobaczyła. Te same ruchy, które były pełne klasy mimo
niewiedzy chłopaka.
-Wymyśl coś – poprosił niemal szeptem Nate.
Pansy oparła czoło o framugę, mrużąc powieki. „Serio, Pans? Przecież wiesz, że
jestem w tym okropny” Chris zawsze tak powtarzał, a ona mówiła dokładnie to co
mały Nott – „Oh, Chlis, plose no.. wymysl cos!”.
-W porządku to będzie niesamowita historia
o.. – zielonooki opadł na plecy przy usypiającym dziecku, zastanawiając się –O chłopcu,
który pobił trolla w łazience.
-W łazience? – podłapał malec, przykrywając
szczelniej kocem –Jakiej łazience?
-Łazience dla dziewczyn – mruknął niedbale
Wybraniec, uśmiechając lekko –I nie pytaj, co tam robił.. on.. hmm.. zgubił coś
bardzo ważnego.
-Co zgubił? – dociekał brat Teodora, a
młoda Parkinson powstrzymała kwitnący na twarzy uśmiech. Czekała na dalszą
wypowiedź opowiadającego, ale odpowiedziała jej cisza. Zniecierpliwiona,
przysunęła się bliżej, chcąc usłyszeć ciąg dalszy.
-Zgubił tam.. magiczną żyrafę! – Harry wydawał
się dumny z takiego obrotu spraw –I nim spytasz, żyrafa była dziewczynką, więc
miała prawo być w łazience.
-Wiesz, że to.. hm.. – Nathaniel roześmiał
się, ale odpuścił temat –Kontynuuj, dobrze ci idzie.
-Może damy sobie spokój? – wystękał Chłopiec,
Który Przeżył –Jestem okropny w te klocki..
-Dobrze ci idzie – Pansy była bardziej
zaskoczona niż chłopaki, kiedy zrozumiała, że to jej głos przerwał prośbę
Pottera. Przesunęła się tak by widzieli ją przy ścianie, uśmiechając lekko –Co dalej,
Harry?
-Cóż.. – zielone tęczówki błysnęły, chociaż
ona widziała je w odcieniu brązu takiego jak miał Christopher –Skoro pytasz,
Pans, to może sama coś wymyśl.
Ślizgonka na jedno uderzenia serca
pozwoliła sobie na ostatni powrót do czasów dzieciństwa. Moment, kiedy leżała
jak Nate, przyglądając się braciszkowi. Chwili, kiedy on posyłał jej uśmieszek
pełen ciepła oraz rozbawienia, a potem słowo w słowo mówił to co wybraniec „Skoro
pytasz, Pans, to może sama coś wymyśl”. Pół sekundy później siadała na łóżku po
drugiej stronie chorego czarodzieja, uśmiechając lekko. Tak, może i Chris nie
żył, ale wciąż mogła kontynuować ich tradycję opowiadania bajek na dobranoc. Spojrzała
na starszego towarzysza, który unosił wysoko brwi. W tym momencie coś w niej
przeskoczyło, a Harry przestał być jedynie przyjacielem Hermiony. Teraz był
równie ważny dla niej, bo to właśnie w nim zobaczyła znów jego. Swojego brata.
Harry Potter w tej minucie przestał być drażniącym oraz bawiącym ją gryfonem, a
wypełnił częściowo lukę w jej sercu. Zacznie go traktować jak brata, jak traktowała
Christophera.
-W porządku – powiedziała, co było szczerze
mówiąc jedynie połową prawdy.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Granger?
-Malfoy? – Gryfonka obróciła się szybko,
omal nie upuszczając dzbanuszka z herbatą.
-Mówiłem chyba żebyś mówiła mi po imieniu –
westchnął ślizgon, opierając nonszalancko o blat w kuchni –A może mam ci
przypomnieć?
-Nie, nie musisz, to było.. – dziewczyna odstawiła
naczynie, ale nie spojrzała na blondyna, jak gdyby tocząc walkę w środku –Musimy
porozmawiać.
-Cóż, to nie brzmi najlepiej – przyznał niechętnie,
unosząc wzrok na sufit –Niech zgadnę.. rozmyślałaś nad zaistniałą sytuacją i..
uważasz, że to był błąd.
-Nie. Tak. Tak, nie! – prefekt skrzywiła
się, ale w końcu przesunęła wzrok na rozmówcę –To nie powinno się zdarzyć.
-Ale się zdarzyło – wzruszył ramionami Król
Slytherinu, uśmiechając lekko –I ci się podobało.
-Tobie również – zauważyła, ale nie
zaprzeczyła stwierdzonego wcześniej faktu –Jednak nie możemy tego robić.
-Czemu? – Draco zmarszczył brwi, szukając
rozwiązania –Co stoi nam na przeszkodzie?
-Wykluczając to, że nie umiemy nie kłócić
się chociaż raz dziennie? Że ranimy się non stop? – parsknęła, krzyżując
ramiona na piersiach –Posłuchaj, Malfoy, to jest nierealne.
-Nierealne jest również, że gryfon
przyjaźni się ze ślizgonem, a mamy tam w salonie przykład, że jednak jest to
możliwe – warknął, czując jak jego serce zamiera –Nie chcesz być ze
śmierciożercą?
-Nie, to nie o to chodzi.. ja.. –
nastolatka przełknęła ślinę, mrugając by się nie rozpłakać. Miała ochotę rzucić
wszystko i przytulić się do chłopaka aby zapomnieć o całym świecie, ale.. nie
mogła tego zrobić. Nie mogła ich narażać, jego, Harry’ego, ślizgonów. Nie mogła,
a to znaczy że musi być dzielna –Zakochałam się chyba w kimś innym.
-Słucham? – szare tęczówki błysnęły bólem
pomieszanym z niedowierzaniem, kiedy ukochana blondyna stanęła w drzwiach,
rzucając mu ostatni smutny uśmiech.
-Przepraszam, Draco – wyszeptała, znikając
chwilę później na korytarzu. Hermiona wbiegła szybko na górę, zmierzając prosto
do swojego pokoju. Pansy wspominała, że się tam udaje, więc może dowie się
wreszcie co tak bardzo gnębi jej ślizgońską przyjaciółkę. Otworzyła drzwi,
zamierając w pół kroku, a chwilę później sapnęła. Na jej łóżku leżały dwie
osoby, które wydawały się aż za bardzo skupione na sobie. Chrząknęła, mając
nadzieję, że zapomni widok prawie półnagich przyjaciół we własnym pokoju, a co
dopiero na swoim materacu.
-Orz w mordę misia – jęknęła dziewczyna,
spychając z siebie kochanka. Jasne włosy były całe skołtunione, a różowe
usteczka rozchylone w duże O.
-Nie ujęłabym tego lepiej – przyznała wciąż
zszokowana Gryfonka, obserwując mulata, który lekko zarumieniony zapinał guziki
koszuli –Czy.. co.. jak?
-H., to nie.. oh, ja.. – Arya zamknęła oczy
z rezygnacją, wskazując palcem na chłopaka –To wszystko jego wina!
-Blaise? – Hermiona uniosła brwi, a widząc
rozbawiony grymas ślizgona nie powstrzymała uśmieszku –Powiesz mi o co tu
chodzi?
-Zakochałem się, Miona – powiedział szczerze,
spoglądając z uczuciem na załamującą się blondynkę –Kocham Aryę, to ona jest tą
tajemniczą miłością mojego życia.
-Chyba mam zawał – mruknęła Gryfonka,
potrząsając głową –A co z Masonem?
-Powiem mu jak tylko wróci od dziadków –
westchnęła mugolka, wyciągając rękę w stronę ukochanego –Ja też się zakochałam,
Hermi.
-Widzę właśnie – parsknęła śmiechem
brązowooka, kręcąc głową. Miała już wypytać o szczegóły, ale zadzwonił dzwonek
do drzwi –Zaraz wysłucham tej jakże zapowiadającej się ciekawie historii.
-Okej – jasnowłosa dziewczyna uśmiechnęła
się z wdzięcznością, rzucając na szyję przyjaciółki –Opowiemy ci wszystko.
-Zaraz wracam – zapowiedziała prefekt,
dając im do zrozumienia by nie zamierzali jeszcze raz aż tak bardzo zatracić
się w sobie. Nastolatka odetchnęła, przechodząc przez hol i szukając najmniej
zaskakującej wiadomości dnia. Jednak mimo tylu zadziwiających sytuacji, to
chwila kiedy otworzyła drzwi wskoczyła na miejsce pierwsze. Widząc osobę
stojącą na gangu, widząc podpuchnięte od płaczu oczy oraz tak druzgocący widok
gościa, nie wiedziała co powiedzieć –Co się stało?
-Nie żyje..
Pierwsza! ;D Chyba dzisiaj nie będę spać ;-; Biegnę czytać <3
OdpowiedzUsuńTyle wątków, tyle wszystkiego dobrego *0* Czytałam to prawie godzinę a czas mi zleciał jakby to było 10 minut.
UsuńBlaise i Arya, Nathanel- mój kochany <3 ta jego wrażliwość, dziecięca niewinność mnie urzeka ^^
Malfoy'owie- Czekałam na fragment o nich, bo uwielbiam sposób w jaki ich opisujesz. Jako normalnych ludzi, a nie nieczułych śmierciożerców (jak rodziców Pansy na przykład)
Troszkę mnie boli to co Herm powiedziała Draco, ale wiem,że wyjdzie im to na dobre ;D
Co do Pansy to sposób w jaki opisujesz jej ból sprawia, że czuję to co ona. A nigdy nie miałam podobnych doświadczeń (na szczęście)! Końcówka mnie zaniepokoiła, bo moja pierwsza myśl po przeczytaniu tego to "Ron", ale wątpie w to... więc czekam na następny rozdział i odpowiedź ;)
Zorientowałam się, że się nie podpisałam w poprzednim komentarzu >< W każdym bądź razie to ja! :D
Dużo, dużo weny i pozytywnej energii <3
/AM <3
Aż godzinę? Może powinnam skrócić długość rozdziałów? Cieszę się, że się nie dłużył ! Uff, co za ulga, że ktoś polubił Nathaniela! Jest moim małym Nott'em, którego lubię(w mojej głowie i staram się pokazac go jak najlepiej). Malfoyowie .. przyznaję, że mieli być na początku niezbyt mili, ale.. jak raz wymyśliłam by Cyzia mówiła do Lucjusza "Lu" czy "Lucy".. nie mogłam się powstrzymać. Draco wcale nie będzie cierpiał przez rodzinę! To wypadło na Pansy, której fragmenty sprawiają mi wielką przyjemność w pisaniu. Brzmi to makabrycznie, ale mogę się sprawdzić w takich scenach, bo będą potem częściej się pojawiać >,< Hermiona zdaje sobie sprawę co tak naprawdę znaczy ich uczucie w świetle wojny i boi się, że skupi się na uczuciu nie walce. Hmm, postaram się jakoś to później ukazać. Ale Draco musi poczuć się odrzucony :D
UsuńNie, to nie Ron:) na niego później przyjdzie czas!
Dziękuję jeszcze raz "to ja" :**
Ściskam i się wzruszam!
Jak mogłaś w takim momencie! Dlaczego robisz to mojemu biednemu Dracze? Nie! Tak nie można! On musi być z Hermioną ;-; ...
OdpowiedzUsuńNie mogłam się powstrzymać :D Biedny Draco, biedny Draco.. nie martw się wyjdzie mu to na dobre. Chłopak musi pamiętać jakie będą konsekwencje jego wybryków! I cii, ale w sekrecie zdradzę, że jeszcze będzie :D
UsuńŚwietny rozdział! Jeden z moich ulubionych! Idealnie opisujesz uczucia Pansy po tym, co zrobiła. Normalnie jakbym czuła to co ona!
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się rozmowa Blaise&Arya na początku i rozmowa rodziny Malfoyów. Pewnie pisałam to już kilka razy, ale bardzo lubię sposób w jaki przedstawiasz tę rodzinę, zupełnie inaczej :)
No i dlaczego Hermiona to powiedziała?! Przecież dla niej Draco wstąpił we wcześniejszym rozdziale do Zakonu i wszystko miało być tak pięknie! Mam nadzieję, że szybko się zejdą ;) Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału!
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
dramione-never-forget-you.blogspot.com
Bardzo dziękuję za tyli miłych słów *_*
UsuńObawiam się fragmentów z Pansy, bo rzadko piszę takie rzeczy, ale ktoś musi cierpieć i wypadło na nią! Cieszę się, że się udają!
Blaise i Arya cieszą się sobą póki mogą! Lubię pisać o nich jak o słodkiej parze, ale.. wycierpią swoje. Malfoy'owie są trochę inni, haha, i cieszę się, że jakoś wychodzi ukazywanie ich w nie tak złym świetle. Chciałam zrobić z nich tą "normalniejszą" rodzinkę. Powiedziała, bo się boi, ale Draco czekał tak długo.. poczeka jeszcze moment.
Wenę porywam, a Ciebie mocnooooo ściskam!
Wydaje.mi sie czy to naprawde skończyło sie w TAKIM CHOLERNYM MOMENCIE?!
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubie jak coś sie.dzieje, ale jeszcze bardzie lubie happy end, więc wiesz xd
Weny życze <3
Aż podskoczyłam przy tym CapsLk! Obiecuję, że niedługo będzie radośniej! Ja jestem teraz szczęśliwsza, więc bohaterowie też tacy będą :D jeden rozdział i BUM, będzie lepiej!
UsuńWysyłam gorące uściski!<3
O matko.... Żal smutek i rozpacz. Daczeeeeego?!
OdpowiedzUsuńHaha, bo autorka miała zły kaprys :P Ale teraz jest luźniej w szkole, więc i im dam więcej szczęścia :D
UsuńGorąco pozdrawiam! :D
O Boże. O BOŻE. O NIE. Dlaczego w tym momencie? Powiedz,czemu?
OdpowiedzUsuńRozdział piękny,ale.... CZEMU W TYM MOMENCIE??
Blaise i Arya<33333333333333333333333333333333333333333 Koooocham ich! Chciałabym więcej i więcej scen z nim,ale... No cóż, wybaczam, bo reszta też genialna :D
Ale czemu Hermiona nie chce Draco? Ej. Czemu?
Biedna Pansy. Powinna komuś powiedziec. Biedna Pansy. (tak,wiem powtórka, nie potrafię znaleźc słów-ZA DUŻO EMOCJI)
Młodzi panowie Nott i Harry<3 Moja kolejna miłośc.
Piękne uczucie między Mili a Marcusem. Słodziaki :D
Jednym słowem- super. Wspaniały rozdział. I BLAISE I ARYA!!!!!!!!!!!!!!! Jej!
Weny, zdrowia i czasu życzę, bo chcę się dowiedziec, kto nie żyje!
Lubię takie zakończenia :D
UsuńBlaise & Arya zgadzam się <3 ale z miłości do nich sprawię im jeszcze trochę komplikacji.. czyli będzie dość dużo o nich!
Hermiona chce go, ale się boi.. hm, postaram się to później wyjaśnić :D
Pansy niedługo wszystko powie.. ale komu? xD
Harry i Nathaniel, ah, oni będą w przyszłości się nieźle ze sobą bawić :P
Dziękuję tysiąckroć i jeszcze do potęgi trylionowej!
Uwielbiam każdy Twój komentarz, bo moje policzki przy nich niemalże pękają od uśmiechu! <333
Mocno ściskam i wenę zabieram!
Jestem chyba dziś zbyt zmęczona, zbyt zaskoczona i zbyt przerażona wydarzeniami z tego rozdziału, żeby pisać coś więcej. Powiem tylko, że Hermiona zachowała się jak idiotka w stosunku do Malfoya, a Arya i Blaise są uroczy. No i o co chodzi na końcu?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale przepraszam, padam z nóg i nawet nie potrafię skleić jakiegoś dobrego komentarza.
Czekam na następny, uwielbiam Cię, jak zawsze,
Całuję!
Kerciak, komentarz od Ciebie mógłby składać się jedynie z ":)", a ja bym była wniebowzięta! Twoja obecność na tym blogu dodaje mi wciąż pewności, że to co robię nie jest takie przerażające, bo czy tak znakomita autorka jak ty marnowałaby czas na jakieś nudy? Mam nadzieję, że nie :P Oh, Hermiona okazuje się wcale nie najmądrzejszą czarownicą, prawda? hehe, nikt nie jest idealny! Ale będzie dobrze. po prostu potrzebuję tej odskoczni między nimi na później :D
UsuńKomentarz kocham, bo jest od Ciebie!
Mocno ściskam i całuję! <3333333333
To jest świetne!! Zaczęłam czytać tego bloga przed wczoraj i przeczytałam już wszystkie rozdziały. Piszesz naprawdę fenomenalnie i masz cudowny styl, naprawde dawno nie czytałam tak dobrego dramione. W tym opowiadaniu pokochałam wszystkich bohaterów jestem nimi oczarowana! Pięknie wykreowałaś i przedstawiłaś charaktery postaci. Podoba mi się ta niesamowita więź między Hermą i Theo. Mały Nott jest taki uroczy i szkoda, że w tak młodym wieku został już tak okropnie doświadczony przez życie. Diabełek jest zabawny i błyskotliwy, dokładnie taki ja go sobie wyobrażam :). Pansy i Astoria to tak naprawde wspaniałe i mądre dziewczyny skrzywdzone prze los. Harry to po prostu Harry, wspaniały przyjaciel. Mili i Arya to dwie wariatki, które mają w sobie coś dziecencego, ale to jest w nich najlepsze. Flint to zagubiony chłopak, który znalazł w końcu sens. Draco to kochany narcyz, Herma jest niezastąpiona. Każdy z tych bohaterów łączy tą historie w całość i za to cie właśnie uwielbiam (*^▽^*)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że napiszesz to opowiadanie do końca i się nie poddasz :)).
Nowa i wierna czytelniczka:
~TESSA:*
Jestem pełna podziwu, bo.. wow! Rozdziały nie są krótkie, wiem sama je piszę, więc wow.. przeczytałaś je tak szybko?! Nawet nie wiesz jak.. jak .. jejku. Nie umiem sklecić odpowiedniej odpowiedzi, bo zaniemówiłam! Dziękuję Ci, Tesso, bo to co napisałaś jest najpiękniejszym co może przeczytać autor! <3 Na dodatek wszystko widzisz.. tak myślę, że widzisz ich jak ja, bohaterów! Tak bardzo Ci dziękuję, mam nadzieję cię nie zawieźć! Bloga skończę na pewno, bo to moje wyzwanie, ale raczej martwię się, że czytelnicy znikną jak odkryją jaka jeszcze daleka droga do ostatecznego zakończenia!
UsuńKOCHAM ten komentarz. Chyba go wydrukuję i powiesze nad łóżkiem :3
Dziękuję po stokroć ! <33