Cześć,
szczerze nie wiem co powiedzieć, ale mam nadzieję, że rozumiecie szkoła, klasówki oraz "przed świętami chciałabym byśmy przerobili to i to" ;<
Postaram się wszystkie zaległości nadrobić i pokomentować, ale potrzebuję czasu :)
Już nie przedłużając życzę miłego niedzielnego wieczorku oraz w miarę luźnego tygodnia,
Lupi♥
Draco czuł się jakby przejechał po nim
Hogwart Express, a potem zostałby zdeptany przez stado trestali. Zacisnął zęby,
ostrożnie poruszając nogami oraz ramionami by znaleźć najbardziej bolące
miejsca. Wynik nie był zadowalający, gdyż wszystkie mięśnie błagały o litość
nie mówiąc o pieczeniu na torsie. Ponownie wziął głęboki oddech, uchylając w
końcu powieki. Czerwony kolor był pierwszą rzeczą jaką zauważył. Drugą był
fakt, że w powietrzu unosił się zapach pergaminów i truskawek. Trzecią
niespodzianką i najbardziej zaskakującą była dłoń zaciśnięta na jego palcach.
Zamrugał zaskoczony, zerkając niepewnie na postać leżącą obok niego. Gryfonka
widocznie zasnęła nieumyślnie na łóżku, gdy sprawdzała jego stan. Głowa
dziewczyny spoczywała przy jego ramieniu, a burza loków łaskotała jego
przedramię. Hermiona zdążyła się przebrać w stare dresy, które w przedziwny
sposób dodały jej tylko uroku. Wyglądało, że śniło się pani prefekt coś miłego,
bo rozchylone usta układały się w nikły uśmiech.
-Au – syknął cicho, gdy bezwolnie przysunął
się jeszcze bliżej śpiącej. Zamarł, nie chcąc jej budzić, a tym bardziej zostać
przyłapanym na molestowaniu ją wzrokiem w stanie spoczynku. Nie uznałaby tego
zapewne za romantyczny gest, a raczej nękanie. Ostatni wieczór pamiętał jak
przez mgłę, jedynie urywki z korytarza czy nocnych rozmów. Nie był pewien co
jej powiedział. Albo co ona mówiła. W głowie miał jednak błysk czekoladowych
tęczówek, gdy wspominała coś o rozkochaniu go w sobie. Odparł, że to
niemożliwe, bo nawet gdyby chciała nie zmieniło to faktu, że on już ją kochał.
To pogmatwane uczucie znalazło w końcu jakąś nazwę. Kochał. Był zakochany w
Pannie Doskonałej. Najmądrzejszej czarownicy. Najpiękniejszej.
Miłość. Jaki to dziwny stan. Człowiek kocha
tak bardzo i na tak wiele sposobów. On kochał swoich rodziców, kochał matkę,
która uwielbiała babrać się w ogrodzie, kochał ojca, który zawsze był gotowy mu
pomóc. Kochał tego idiotę Blaise’a jak brata, a słodką Pansy jak siostrę.
Kochał Astorię jak przyjaciółkę, ale.. nie jak żonę, którą miała się kiedyś
stać. Ta miłość była już zarezerwowana dla Niej. To bolało, nękało i męczyło,
ale nie zrezygnuje z tego. Nawet gdyby miał wybór zapomnienia o tym uczuciu..
nie zrezygnowałby z zapamiętanych uśmiechów gryfonki, nielicznych skierowanych
do niego. Nie oddałby za największe skarby melodii jej śpiewu czy przyjemnych
dreszczy, gdy znajdywała się tak blisko.
Cóż. Reasumując wpadł po uszy w zakazaną
historię swojego przeklętego uczucia, która nie chciała się skończyć. Zagryzł
wargę, przyglądając się jak jej klatka unosi się i opada, jak bezwiednie
zacisnęła rękę na jego palcu. Czy w innym czasie mógłby starać się o jej
względy? Arystokraci, a mugolaki. Wyobraził sobie minę ojca, gdyby
przyprowadził wybraną przez siebie narzeczoną. Matka uśmiechnęłaby się i
zagadała nastolatkę o jakieś głupoty, ciesząc jego szczęściem. Lucjusz zapewne
stałby chwilę wmurowany, ze zmarszczonym czołem spoglądając na niego. Musiałby
wytrzymać ten lodowaty wzrok, a potem skinąć stanowczo głową. To byłaby niema
konwersacja z ojczulkiem, on pyta „jesteś pewien? Czy tą ją kochasz? Czy jesteś
gotów wprowadzić mugolaczkę do czystokrwistego rodu? Czy ona się nie złamie?”, a
on wierząc w siłę lwicy potaknąłby. Wtedy już potoczyłoby się wszystko dobrze,
pan Malfoy ukłoniłby się po dżentelmeńsku, prowadząc ich na patio, gdzie matka
pękałaby z dumy z wyglądu ogrodu.
Zmarły dziadek Abraxas nie byłby taki
litościwy. Znając go, wyszedłby z domu oburzony i zniesmaczony zachowaniem
spadkobiercy. Dopiero po rozmowie z bratem, Magnusem, uznałby szlamę w ich
rodzinie. Stryjeczny dziadek Magnus, ile Draco by oddał za rozmowę z nim.
Jednak został „wyrzucony” przez Malfoy’ów, a tym bardziej skreślony przez
Lucjusza. Jednakże on by go zrozumiał, wspierał i doradzał.
Co do innych rodów, dałby sobie rękę uciąć,
że najpierw by obrzucili ich błotem. Wilczy ród Nott’ów stanąłby po ich
stronie, a Zabini i Grengrassowie dołączyliby po przekonaniu o słuszności.
Mając akceptację największych rodzin, wszystko by poszło jak z górki. Prasa
trąbiłaby o „księciu i mugolaczce”, a oni staliby się legendą.
Gdyby tylko nie istniał żaden, cholerny
Lord Voldemort. Drgnął, zaciskając pięść i starając wyrzucić obrazy ze swojej
głowy. Spędził najgorsze parę dni w swoim życiu. Musiał złamać się i uklęknąć
przed czarnoksiężnikiem, musiał przełknąć dumę i prosić o litość. Nie miał
wyboru, żadnego cudownego wyboru. Albo on stanie w szeregach Czarnego Pana,
albo jego matka zostanie zgładzona. Lucjusz nie patrzył na niego, nie będąc w
stanie prosić go o pomoc. A mama? Nic nie wiedziała, póki go nie ujrzała. Czy
mogli protestować? Nie, inaczej następnego dnia trąbili by o „tragicznej
śmierci wpływowej rodziny arystokratów”. Dlatego zgrzytnął zębami, padając na
kolana i chyląc czoła przed największym złem dzisiejszych czasów. Wpatrywał się
w krwiste tęczówki, nie ważąc poruszyć, a później nie krzyczał, gdy bolesne
zaklęcie zmieniło całe jego życie. Zniósł ból, zniósł upokorzenie, a potem
prawdę, przypieczętowaną ciemnym znakiem. Stał się śmierciożercą, cholernym
sługusem.
-Jak się czujesz? – przeniósł zaskoczony
wzrok na pytającą, która zerkała z cieniem bólu na zaciśniętą jego rękę wokół
swoich palców. Rozluźnił uścisk, pozwalając jej wyswobodzić się. Poczuł ukłucie
pustki, gdy ciepłe opuszki przestały go dotykać.
-Jak nowonarodzony – chrząknął, uśmiechając
łagodnie do swojej akuszerki –A ty?
-Jak po maratonie – mruknęła, siadając i
przeczesując gęstwinę loków. Ciepłe tęczówki skupiły się na nim oraz uważnie
taksowały –Rany będą zanikać, ale musisz przyjmować codziennie dawkę eliksirów.
Rano i.. w sumie wiesz..
-Wiem – potaknął lekko rozbawiony
zmieszaniem gryfonki, kiedy sobie uzmysłowiła, że w sumie to był najlepszy z
tego przedmiotu tuż po niej. Nie przeszkadzało to jednak w słuchaniu świegotu
nastolatki, więc milczał.
-Chcesz.. porozmawiać? – spytała w końcu,
speszona tym intensywnym lustrowaniem. Znowu spuściła głowę, bawiąc się swoimi
dłońmi i wiercąc niespokojnie.
-Nie wiem – odpowiedział cicho, łapiąc ją
za nadgarstek oraz zmuszając by znów na niego zerknęła.
-Okej, nie będę cię zmuszać, po prostu to
tak, że ja.. – plątała się w tłumaczeniu, zamierając, kiedy pociągnął ją
mocniej. Zachwiała się i oparła łokciem o jego uda, rumieniąc odruchowo.
-Nie wiem czy chcę byś wiedziała co tam się
wydarzyło – dokończył myśli, przysuwając dziewczyną bliżej. Powstrzymał syk
bólu, bo ciepło od niej bijące było warte chwilowego bólu klatki, gdy oparła
się o jego bok. –To było okropne, koszmarne, a..
-Powinieneś z kimś o tym pogadać, zwierzyć
się – zaoponowała, nachylając bliżej. Uderzyła go myśl, że gdyby tylko się
uniósł ich usta by się zetknęły. Poczułby ich smak, zbadał miękkość.
-Ja..
-Miona, pobudka! – podskoczyli, gdy drzwi
otworzyły się gwałtownie, a gość stanął oszołomiony w miejscu. Ciemne,
zmierzwione kudły Nott’a sterczały na wszystkie strony, a jego oczy
pociemniały. Draco mógł poczuć jak aura chłopaka się zmieniła, a czarne
tęczówki skupiły na nim z dzikim blaskiem –O.
-Dzień dobry, Teo – Granger wyprostowała
się, kolejny raz pąsowiejąc.
-Mm.. – mruknął ślizgon, wsuwając kciuki do
przednich kieszeni i nie ruszając się z miejsca.
-Czyżby cię zamurowało? Pyskaty Nott nie
może znaleźć żadnej ciętej riposty? – Książe Slytherinu nie mógł powstrzymać
się przed komentarzem, pierwszy raz zaskakując węża na tyle by ten milczał –Daj
spokój, Teo.
-On był ranny i.. tak wyszło – Prefekt
Naczelna wzruszyła bezradnie ramionami, wskazując zabandażowaną klatkę
piersiową młodego śmierciożercy –Nie mogłam go zostawić konającego na
korytarzu, prawda?
-Precyzując, to ja chciałem ją zaprowadzić
do waszego salonu, bo Granger paradowała w nocy jak amazonka – dodał Dracon,
bez problemu przywołując obraz dziewczyny w tym niesamowicie pociągającym i
seksownym wdzianku. –Podkreślam, Nott, w nocy.
-Byłam u Torii i się zasiedziałam –
warknęła rozjuszona kujonka, wydymając dolną wargę. Podniosła się z łóżka,
splatając ramiona na piersi i unosząc dumnie brodę –Nie muszę się wam w ogóle
tłumaczyć. Za to ty, Teodorze, nie zapomniałeś o czymś?
-Odrobiłem Transmutację – powiedział szybko
ciemnowłosy, uśmiechając lekko na wyniosły ton przyjaciółki –Naprawdę, zrobiłem
ten durny esej.
-Świetnie, ale myślałam o zasadach dobrego
wychowania – uniosła brwi, wskazując drzwi –Wyjdź i wejdź jak na człowieka
przystało.
-Ale..
-Teodor – syknęła Hermiona, obracając się
na pięcie i podchodząc do biurka. Malfoy z fascynacją obserwował jak
najmroczniejszy uczeń z domu Salazara wycofuje się i staje za wejściem,
posłusznie pukając w dębowe drzwi –Możesz wejść.
-Dziękuję – Nott przewrócił oczami,
opierając się o framugę i rzucając blondynowi zaciekawione spojrzenie –Jak
leci, Smoku?
-Jestem śmierciożercą – powiedział
beznamiętnie, unosząc kpiąco jedną brew do góry –A co u ciebie, Teosiu?
-Interesujące – mruknął pod nosem Wąż,
ignorując pytanie przyjaciela. Zamiast tego zerknął spod rzęs na Hermionę,
która przysiadła z powrotem na łóżku by podać choremu eliksiry –Bawisz się w
Madame Pomfrey?
-Opiekuję się jednym z twoich kumpli, z
którymi spiskujesz – odpowiedziała nonszalancko, uśmiechając mściwie, gdy obaj
zamarli –Nawet ty, Teo, nie uzbierałbyś tyle szlabanów w ostatnim czasie.
-Boli mnie, że w to wątpisz – burknął, nie
zaprzeczając jej teorii –Kiedy stąd pójdziesz Malfoy?
-Jest ranny – Hermiona zmarszczyła brwi,
wpychając w dłoń blondyna miksturę uzdrawiającą –Nie możesz go tak wyganiać.
-Może być ranny, ale nie w tym pokoju! –
jęknął ciemnowłosy, przekrzywiając na bok głowę i wzdychając z irytacją - To
twoja sypialnia, Miona.
-Co ty nie powiesz? To oznacza, że mogę
przyjmować takich gości jakich chcę, co nie? – spytała retorycznie, pociągając
nerwowo jeden z loków –Dlatego Malfoy może jeszcze sobie poleżeć.
-Ale.. to twoje łóżko – ciemne oczy
przesunęły się po nich, a ich właściciel uderzył głową o ścianę –Nie podoba mi
się to..
-Spokojnie, Nottie, nie zaciągam w ten
sposób Granger do łóżka na nie wiadomo jakie figle – parsknął rozbawiony
Dracon, szczerząc zęby w diabolicznym uśmieszku –Ona sama jak już to będzie
mnie na nie zaciągała.
-Chyba śnisz – prychnęła Gryfonka,
podskakując kiedy smukły palec obwinął się wokół jej najmniejszego –Albo
podałam ci złe eliksiry..
-Albo to uboczne efekty po upadku z Wieży –
mruknął Teodor wciąż z czołem opartym o ścianę –Z której dopiero zamierzam cię
zrzucić.
-Albo po prostu staram się użyć swojego
uroku Malfoy’ów byś się na mnie nie gniewała za ostatnie nie udane spotkanie –
dodał blondyn, uśmiechając szerzej na widok niepewnej miny dziewczyny –Serio,
Granger, starałam się przełożyć przyjęcie ze śmierciożercami, ale za bardzo
nalegali na moją obecność.
-W porządku, to nie twoja wina – uspokoiła
go prefekt, czując że powoli się rozluźnia. Oparła się plecami o kolumienkę utrzymującą kotarę i przyjrzała uważnie swojemu pacjentowi –Możesz tu odpocząć,
Malfoy.
-Cały dzień? – Draco przygryzł policzek,
namyślając się –Cały dzień w twoim towarzystwie? Z chęcią, Granger.
-Cały dzień musimy się z nim użeraaać? –
Teodor przeczesał nerwowo włosy, gdy napotkał zaskoczone spojrzenia –Co?
-Teoś, skarbie – Miona pokręciła głową,
otrzepując spodnie z niewidzialnego brudu –Czy ktoś powiedział, że możesz z
nami zostać?
-Żartujesz.. prawda?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Harry zatrzymał się przed rzeźbą chimery,
biorąc uspakajający oddech. Nigdy nie stresował się spotkaniem z dyrektorem tak
jak teraz. Cóż, nigdy też nie brał pod uwagę bycia jedynie pionkiem w
manipulacjach profesora, a tym bardziej nieświadomym uczestnikiem jego intryg.
Jednak delikatna aluzja Hermiony, a później słuchanie narzekań Erika dało mu do
myślenia. W końcu zwrócił uwagę na to, że stary Naczelnik Hogwartu nie był
jedynie dobrotliwym dziadkiem, a potężnym czarodziejem. Wysoko postawionym
mężczyzną, który potrafił swoją charyzmą przekonywać do siebie ludzi.
-Cytrynowe dropsy – mruknął, wsuwając
pospiesznie do odsłoniętego korytarza. Stanął przed wielkimi wrotami, które odgradzały
go jeszcze od przenikliwego spojrzenia błękitnych tęczówek.
-Wejdź, chłopcze – ponownie przemknęła mu
przez głowa myśl, skąd dyrektor u licha wiedział, że tu stał. Przekręcił jednak
mosiężną gałkę, wsuwając się do środka. Nie mógł powstrzymać lekkiego
skrzywienia na widok tak znajomego i dobrotliwego uśmiechu Dumbledore’a –Masz
może ochotę na herbatkę, Harry?
-Dziękuję – przewrócił oczami, siadając na
wskazanym fotelu. spojrzał z rozbawieniem na opartego o przeciwległą ścianę
Erika, który ze zmarszczonym czołem przyglądał się byłemu idolowi. Profesor
McGonaggal natomiast siedziała prosta jak struna, postukując nerwowo opuszkami
palców o blat stołu. –Czy coś się stało?
-Nie masz czym się przejmować, mój drogi –
starszy mężczyzna odchylił się na fotelu, wsuwając do ust mała pastylkę –Razem
z panem Hutzem ustaliliśmy, że jesteś już gotów na pierwszą wyprawę.
-Horkruksy? – zielonooki wciągnął ze
świstem powietrze, ponownie zerkając z ukosa na aurora, który skinął
nieznacznie głową –Kiedy wyruszymy i gdzie, i czy..
-Spokojnie, Potter – przerwał mu nauczyciel
oklumencji, unosząc do góry dłoń –Nie chcę wiedzieć kiedy, gdzie i jak, dlatego
wstrzymaj się jeszcze, dzieciaku. Po pierwsze, pytanie, czy czujesz się gotowy?
Harry zgrzytnął zębami, zaciskając mocniej
palce na kolanach. Czy był gotów? Od miesiąca brał dodatkowe lekcje z Czarnej
Magii u Malfoya oraz Nott’a, od dłuższego czasu również z Erikiem spędzał czas
na uczeniu się magii niewerbalnej oraz trudniejszych zaklęć. Miona robiła mu
pranie mózgu na temat najważniejszych zasad dobrego pojedynku, a nawet
obmyślała plany awaryjne, jeśli mieliby zostać z dyrektorem zaatakowani przez
śmierciożerców. Czy był gotów?
-Tak – odparł spokojnie, odpowiadając
równie taksującym spojrzeniem na wzrok Erika. Auror wiedział, że miał korki ze
ślizgonami, a sam opowiadał mu o dawkowaniu wiedzy. Jak ujarzmić zapędy oraz
rosnące pragnienie rzucania Zakazanych Zaklęć.
-Panie Hutz? – pracownik Ministerstwa
drgnął, odrywając w końcu czarne tęczówki od ucznia. Mruknął coś pod nosem,
wychodząc powoli z gabinetu wraz z nauczycielką Transmutacji. Harry zagryzł
wargę, obracając z powrotem w stronę Dubledore’a.
-To kiedy, panie profesorze? – zapytał,
przekrzywiając na bok głowę.
-Jutro w nocy, Harry, proszę nie wspominaj
o tym nikomu – Naczelny uśmiechnął się łagodnie, podnosząc i podchodząc bliżej
do chłopca –Musisz mi jednak obiecać, że będziesz ostrożny i będziesz się
słuchał.
-Oczywiście – potaknął, krzyżując ukradkiem
palce. Jednak pod tymi błękitnymi tęczówkami, które z niezmąconą powagą
wpatrywały się w niego poczuł się jak dziecko, małe, głupiutkie maleństwo,
które myśle, że skrzyżowanie palców go uratuje.
-Świetnie – dyrektor mrugnął do niego
szelmowsko, wyciągając długimi palcami kolejnego dropsa i wsuwając go do ust
–Zatem leć do znajomych, mój drogi chłopcze. Naciesz się jeszcze lenistwem.
-Dziękuję, panie profesorze – podniósł się,
uprzejmie mrucząc pożegnanie. Wymknął się z Wieży Dyrektora i ruszył
przyciemnionym korytarzem. jutro. Już jutro opuści bezpieczne mury Hogwartu i
wraz z Dumbledorem rozpocznie prawdziwą walkę. Koniec z ukrywaniem się, koniec
z nadzieją, że to się zaraz skończy. Musi stanąć u boku innych i unieść różdżkę
na przeciwnika. Nie może wciąż polegać na Naczelnym Hogwartu, musi sam się
wykazać. Musi..
-Musisz pozbyć się tego cholernego nawyku –
zatrzymał się, obracając z nieukrytym uśmieszkiem na aurora. Tak jak się
spodziewał mężczyzna czekał na niego by dorzucić swoje trzy grosze.
-Jakiego nawyku? – spytał, podchodząc
bliżej do wnęki, w której ukrywał się mężczyzna –Myślałem, że praca cię
wzywała.
-Miałem na myśli ten idiotyczny kompleks
bohatera, Potter – warknął były śmierciożerca, wyginając w krzywym grymasie
usta –Ta cała idea „muszę walczyć, muszę chronić innych, muszę się poświęcać”.
-Muszę wreszcie zacząć coś robić –
zaprotestował nastolatek, wsuwając kciuki do kieszeni i marszcząc gniewnie brwi
–Muszę..
-Już robisz. Uczysz się z Nott’em i
Malfoyem.. uczysz się z Hermioną zaklęć, a z Dumbledore’m poznajesz przeszłość
Riddle’a – wyliczał starszy, unosząc po kolei palce prawej dłoni.
-Robię, ale to nie wystarczy, kiedy będę
musiał stanąć przed Voldemortem. To nie pozwoli mi poznać smak bitwy nim nie
skrzyżuję zaklęć z Czarnym Panem – wykrzyczał zielnooki, czując znajomy nacisk
magii oraz jej buzowanie – Muszę wyjść z dyrektorem..
-Musisz zrozumieć, że brzemię wojny nie
jest tylko twoje – powiedział równie zezłoszczony auror –Jeśli pójdziesz i
zginiesz, to koniec. Wojna byłaby przegrana.
-Oh, czyli chodzi tu tylko o zwycięstwo? –
parsknął Wybraniec, przełykając rosnącą gulę w gardle. Zabolało. Nawet Erik
widział w nim jedynie Złotego Chłopca –Kiedy wojna się zacznie i tak zginę.
-Wojna już trwa, głupi dzieciaku! - Hutz zacisnął pale na ramionach dzieciaka,
potrząsając nim –Nie chodzi o zwycięstwo czy przegraną, a o nadzieję. Jesteś
iskrą, Potter, ludzie wciąż unoszą różdżki, bo w ciebie wierzą! Jeśli umrzesz
nim zdążymy połączyć siły, to.. to wtedy będzie koniec.
-Nie chcę być iskrą – mruknął młodzieniec,
oblizując spierzchnięte ustaw.
-Ja też .. ale życie nie jest sprawiedliwe
– wymamrotał auror, rozluźniając uścisk i wzdychając z rezygnacją –Jesteś
jeszcze dzieckiem, Potter, dzieckiem, które okrzykniętą Ostatnią Nadzieją.
-Dlatego muszę.. muszę.. – chłopak wzruszył
ramionami, przymykając powieki –Co właściwie muszę?
-Musisz wrócić cały, Potter – Erik
wyszeptał cicho, przyciągając ucznia do siebie i zamykając w niedźwiedzim
uścisku –Rozumiesz? Masz wrócić, Harry.
-A jeśli mi się nie uda? – wymamrotał
gryfon w szaty starszego opiekuna, który stał się dla niego kimś więcej niż
nauczycielem już jakiś czas temu. Przypominał mu swoim ciętym języczkiem
Syriusza, widział w nim swojego ojca chrzestnego. W sposobie poruszania się,
ukrywanej trosce oraz mrocznej i niesprawiedliwej przeszłości. Nie wspominając
o czarnym humorze.
-Oh, to wtedy cię znajdę poćwiartuję i
wrzucę trestalom na pożarcie..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Czy ty mnie właściwie słuchałeś? –
dziewczyna uniosła brwi, kiedy szarawe tęczówki skierowały się z powrotem na
nią. Ślizgon zamrugał, zerkając kątem oka na rozłożone przed nim pergaminy.
-Niestety, ale Historia Magii jest dla mnie
wciąż.. zbyt skomplikowana – powiedział szczerze, odchylając się do tyłu i
posyłając korepetytorce nieśmiały uśmiech –Wybacz, ale nawet Twój wywód wydawał
się..
-Jaki? – Gryfonka założyła ręce na piersi,
prostując i robiąc lekko oburzoną minę –Porównujesz moją pomoc do wykładów
profesora Binnsa?
-Nie, Merlinie broń! – parsknął Król Węży,
opierając łokcie na kolanach i pochylając do przodu –Zacznijmy od tego, że masz
o wiele seksowniejszy głos. Nie mówiąc o tym jak ci oczy błyszczą przy
opowiadaniu. Binns natomiast wydaje się zbyt.. martwy.
-Malfoy! – krzyknęła nastolatka, chichocząc
cicho i rumieniąc od wcześniejszych słów –Jesteś okropny.
-Ale i przystojny – dodał z cwanym
uśmieszkiem, przysuwając się jeszcze bliżej. Byli razem wciąż w pokoju prefekt,
a głowa Teodora pojawiała się od czasu do czasu w szparze drzwiach. Teraz,
korzystając z okazji wspólnej nauki, usiedli na pościelonym łóżku, naprzeciwko
siebie.
-Nie zapomnijmy o skromności – potaknęła,
również przesuwając się w jego stronę. Ich kolana się zetknęły, a końcówki
palców dłoni napotkały na chłodnym nakryciu.
-Nie zaprzeczasz, że jestem mega ciachem? –
Draco zadrżał z przyjemności, gdy delikatnie musnął opuszkami dłoń dziewczyny.
-Musiałabym być ślepa.. – wymamrotała,
oszołomiona bliskością, Hermiona –Lub głupia.
-Cieszę się w takim razie, że tak nie jest
– ślizgon niemal się zachłysnął powietrzem, czując jak ręka nastolatki
odpowiada na pieszczoty. Uśmiechnął się, gdy ich małe palce splotły się ze
sobą, a drugie ręce rozpoczęły ten sam rytuał –Wybaczysz mi kiedyś?
-Już to zrobiłam – przyznała cicho,
przygryzając niepewnie dolną wargę. Szare spojrzenie odruchowo spoczęło na
malinowych ustach, a blondyn z trudem powstrzymał się przed posmakowaniem
pierwszego pocałunku z panią prefekt –Malfoy?
-Tak, Granger? – odpowiedział równie
chrapliwym głosem, nachylając jeszcze bliżej. Z rozkoszą wziął wdech
truskawkowego zapachu ukochanej, starając nacieszyć chwilą.
-Czy ty..
-Co wy wyrabiacie? – oboje podskoczyli,
odsuwając się od siebie nerwowo. Hermiona z mocno czerwonymi policzkami,
zamrugała nieprzytomnie, odwracając wzrok na nieproszonego gościa.
-Puka się – mruknął blondyn, pozwalając
gryfonce wypuścić dłonie z uścisku. Zerknął ze złością, ale i wdzięcznością na
Wybrańca. Soczysto zielone tęczówki błysnęły groźnie, a ich właściciel uniósł
różdżkę z szybkością kobry.
-Malfoy.. może i się pogodziliśmy, może i
dogadujemy, ale.. – Złoty Chłopiec zmrużył powieki, robiąc powolny krok na
przód, wciąż mierząc w ślizgona –Ale nie będę się zastanawiał chociaż przez
sekundę, jeśli ją skrzywdzisz, jasne?
-Potter..
-Słuchaj mnie – syknął wciąż zezłoszczony
Harry, ignorując protest przyjaciółki, która już starała się odwrócić jego
uwagę od blondyna –Powiem to tylko raz, Malfoy. Jeden włos z niej spadnie,
jedne ranka pojawi, jeden siniak, a będziesz kwiczał jak..
-Harry! – prefekt naczelna złapała za
koniec magicznego patyka chłopaka, obniżając go na dół. Brązowooka wydęła
wargi, robiąc naburmuszoną minę –Odbiło ci? Daj już spokój!
-Nie, w porządku, nie krępuj się, Potty –
Teodor znów wsunął się ukradkiem do pokoju, uśmiechając z nieukrywaną
satysfakcją na dwójkę kłócących się gryfonów –Może coś w końcu do niej dotrze.
-Jesteście niemożliwi.. obaj – mruknęła już
lekko rozbawiona mugolaczka, kręcąc z politowaniem głową –Martwicie się aż tak
o moją cnotę?
-To nie temat do żartów – powiedział
zirytowany Harry, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy –To poważna sprawa.
-W porządku.. kiedy będę zamierzała
uprawiać z kimś seks porozmawiamy – Hermiona parsknęła śmiechem widząc miny
całej trójki młodzieńców, którzy odwrócili wzrok.
-Yhym, ee.. chciałem pogadać – burknął w
końcu Złoty Chłopiec, powodując krzywe uśmieszki na twarzach ślizgonów. Draco
jednak chwilę później zbladł, bo z pokoju wspólnego dotarł do niego sopran
Pansy. Wraz z wciąż zagniewanym Teodorem opuścili pokój, gotowi zmierzyć się ze
zezłoszczoną ślizgonką.
-Coś się stało? – Prefekt Naczelna zamknęła
drzwi, dając znak przyjacielowi by usiadł wraz z nią na parapecie. Chwilę
później ze smutnym grymasem, wysłuchała historii ciemnowłosego, jego rozterek
oraz poważnej rozmowie z Erikiem.
-Kiedy? – spytała w końcu, gdy gryfon
mruknął coś o zbieraniu się do Wieży Gryffindoru.
-W nocy – odpowiedział spokojnie,
pozwalając się objąć oraz mocno uścisnąć. Z lekkim wzruszeniem przyciągnął
dziewczynę bliżej, gładząc uspakajająco jej plecy –Ej, będzie dobrze.
-Wiem, ale.. – westchnęła w jego koszulkę,
zaciskając mocno palce na bluzie –Harry?
-Hmm?
-Po prostu uważaj na siebie, okey?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Astoriaa..
Dziewczyna uniosła głowę, uśmiechając lekko
do spoglądającego na nią chłopaka. Podniosła się z gracją z fotela, pozwalając
ślizgonowi pocałować się w policzek i mocno przytulić. Naprawdę miała już dosyć
tego dnia, chociaż ten dopiero dobiegał połowy. Od rana nie mogła się ruszyć z
Pokoju Wspólnego z uprzejmą miną przyjmując życzenia urodzinowe oraz podarunki.
-W porządku? – skinęła krótko, odsuwając
się od Blaise’a i przewracając oczyma –Okej, nie będę biadolił kolejnych
wyświechtanych tekstów, ale.. mam dla ciebie cudowny podarunek, o którym
skrycie marzyłaś, a małe diabełki wyszeptały mi w sekrecie Twoje sny.
-Doprawdy? – młoda arystokratka zaśmiała
się szczerze, wyobrażając sobie prawdziwą reakcję przyjaciela na swoje sny.
Koszmary, które dręczyły ją od początku roku, cholerne nocne mary. Zamiast
tego, wygładziła delikatnie śliski materiał spódnicy i otrzepała ładną
bluzeczkę z niewidzialnych okruszków –W takim razie zaskocz mnie, Diabełku.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem,
piękna Torio – mulat skłonił się teatralnie, wyciągając w jej stronę niewielki
opakowanie –Otwórz i dziękuj za takiego superaśnego BFF, szczęściaro.
-Skromniś – parsknęła, otwierając
zawiniątko. Zaintrygowana uniosła wyżej świstek papieru, a jej oczy rozszerzały
się z każdą czytaną linijką –Koncert?
-Chyba mówiłem, że jestem zarąbisty? –
zaśmiał się, przygryzając wargę i tłumacząc jak to musiał natrudzić by zdobyć
bilety. Astoria wciąż zaskoczona, starała się zachować w miarę spokojnie, ale
widząc genialny podarunek niemal wyła z uciechy.
-Skąd wiedziałeś o moim tajnym planie? –
spytała, kiedy wytłumaczył, że wiedząc, że rezygnuje z wyjścia do opery, to na
pewno skusi się na wizytę do …, gdzie dziś grał ich ukochany zespół.
-Pans – wzruszył ramionami, uśmiechając
wciąż ni to z rozbawieniem, ni to z radością –To co? Idziemy?
-Oczywiście, jak mogłabym przegapić taką
okazję? – prychnęła, ponownie mocno ściskając chłopaka –Teraz tylko trzeba
przekonać Hermionę.
-Wspomnij, że to Stonesi, a będzie już
Twoja – zażartował, przeczesują nonszalancko dłonią włosy. W końcu mruknął coś
o Sowiarni i zniknął, zostawiając Królową samą wraz z kolejką osób chętnych by
zaskarbić sobie jej przychylność. Panna Greengrass jednakże wiedziała kim jest
i kogo reprezentuje, więc z chłodnym spojrzeniem dziękowała kolejnym ślizgonom
za „pamięć” oraz „sentymentalny podarunek”. Kątem oka zobaczyła nareszcie
upragniony widok Millicenty, która pomachała jej ukradkiem. Miało to znaczyć,
że Gryfonka siedzi już u niej w pokoju.
-Dziękuję, Hestio, to naprawdę miłe –
mruknęła machinalnie, odbierając z drżących dłoń jednej z bliźniaczek
opakowanie z ulubionymi perfumami –A teraz wybaczcie, ale muszę coś załatwić.
Podniosła się z fotela i mijając poważnych uczniów,
zniknęła w ciemnym korytarzu prowadzącym do dormitorium. Odetchnęła głośno, gdy
dębowe wejście zatrzasnęło się za nią, a zamiast twarzy bez wyrazu zobaczyła
roześmiane przyjaciółki.
-Miona – przytuliła mocno gryfonkę,
mrugając porozumiewawczo do pozostałych dziewcząt. Operacja „lwica w sukience”
rozpoczęta.
-Przepraszam, Tori, nie wiedziałam że masz
urodziny – wymamrotała zawstydzona prefekt naczelna, gdy uwolniły się z objęć
–Przepraszam!
-W porządku – zaśmiała się, ściskając
mocniej dłoń przyjaciółki –Nie gniewam się, urodziny i tak bywają
przereklamowane.
-Urodziny? Przereklamowane? – niedowierzała
dziewczyna, mrugając niemrawo –Merlinie, przecież wszyscy czekają z
niecierpliwością na ten dzień!
-Możliwe, ale ja w żadne urodziny nie
mogłam robić tego co chciałam – powiedziała powoli, wzruszając ramionami i uśmiechając lekko –Chociaż teraz.. Miona,
jejjuu. Chciałam wymusić na tobie przysługę, ale.. lepiej powiem wszystko!
-Mów – powiedziała zaniepokojona Kujonka,
opadając wraz z innymi na kanapę. Zauważyła, że Milli uniosła zdziwiona brwi, a
Parkinson uśmiechnęła z rozbawieniem –Jaka przysługa?
-Słuchaj.. chodzi o to, że mam dziś
urodziny, ale osiemnastego grudnia wypada również oficjalne i arystokrackie
wyjści do opery, które od wieków stało się już tradycją. Jednak miałam
nadzieję, że może będziesz chciała mnie zastąpić, bo z tego co wiem, to mówiłaś
ostatnio Marcusowi, że lubisz Moliera, którego sztukę dziś będą wystawiać i pomyślałam, że jeśli pójdziesz za mnie, to obie skorzystamy!
-Możesz powtórzyć to wolniej? – poprosiła
spokojnie przyjaciółka Wybrańca, mrużąc ze skupieniem oczy –Bo nie zrozumiałam
za wiele.
-Ast chce żebyś poszła za nią do opery na
Moliera – podpowiedziała usłużnie Pansy, wsuwając do ust czekoladkę –Ona sama
poszłaby z Blaise’m na koncert.
-The Rolling Stones – dodała z uznaniem
Milli, szturchając Parkinson by podała jej również cukierka –Rozumiesz?
-Ale..
-Proszę! – Astoria zrobiła błagalną minkę,
widząc jak maluje się powoli zrozumienie w oczach gryfonki –Mionaś?
-Macie eliksir wielosokowy? – zapytała w
końcu, a dziki pisk rozniósł się echem prawdopodobnie po całym zamku.
Zielonooka zaczęła podskakiwać do góry, a blondynka dość szybko do niej
dołączyła.
-Daphne podesłała – odpowiedziała Pansy,
oblizując opuszek palca –To co? Operacja „lwica w sukience” reaktywacja?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Pięknie wyglądasz, Astorio.
Zielone tęczówki skupiły się na mężczyźnie,
który stanął naprzeciwko niej. Arystokratka skinęła w podzięce głową,
poprawiając eleganckim gestem rękawiczki. W końcu ponownie uniosła głowę, a jej
oczy ze szczególnym blaskiem przyglądały się budowli przed nią. Opera im.
(poprzedni rozdział) robiła imponujące wrażenie, a jej przepych niemal
oszałamiał. Teatr był starym, majestatycznym budynkiem, na tyle ogromnym, że
mógłby przytłaczać swoją konstrukcją. Jednak miał sobie również coś
delikatnego, lekkiego, jakby stawiano ją z łatwością, czemu przeczyły rozmiary
teatru. Ona sama uwielbiała takie miejsca, piękne, misternie zdobione, z mnóstwem
szczegółów, które przyciągały wzrok każdego przechodnia, każdego czarodzieja.
-W porządku, teraz wejdziemy do środka –
młoda kobieta nachyliła się nad nią, odcinając widok teatru od oczu dziewczyny.
Matczynym gestem smukłe palce kobiety pogładziły materiał szaty, a usta ułożyły
w lekkim uśmiechu –Zdejmiesz płaszcz, pogawędzimy i zajmiemy swoje miejsca,
jasne?
-Jasne, Da – odpowiedziała siostrze
nastolatka, zostając dzięki temu nagrodzona szczerym chichotem. Daphne okazała
się piękną damą, której alabastrowa karnacja kojarzyła się z płatkami śniegu.
Długie, jasne pukle zebrane w ozdobnym koczku lśniły jak aureola.
-I co moje drogie? Wchodzimy do środka? –
pan Greengrass zaproponował im miłym tonem, kiwając w pozdrowieniu znajomej w
futrzanym płaszczu. Hermiona skinęła głową, posyłając ojcu niepewny uśmiech.
Raźnym acz dostojnym krokiem ruszyli w stronę schodów prowadzonych do ogromnych
drzwi.
Po przekroczeniu progu zaskoczyło ją ogarniające
ciepło, kiedy zadziałały zaklęcia ocieplające. Sam główny hol został
zaprojektowany przez Gryffindora, czerwone boazerie ozdobione złotymi freskami sprawiały,
że nie mogła od nich oderwać oczu. Przysunęła się bliżej ściany, śledząc uważnie
wzrokiem maciupki wzór splatających się ze sobą lwów.
-Panno Grengrass? – obróciła się, czują jak
rumieniec pojawia się na zwykle bladych policzkach Astorii. Z zaskoczeniem
zauważyła, że nie musi nawet unosić brody by zerknąć w oczy zaczepiającego ją
mężczyzny –Mógłbym może pomóc w..
-Nie, dziękujemy, ja z chęcią pomogę
narzeczonej – Hermiona wstrzymała oddech, widząc jak poważna mina szatniarza
czerwieni się ze wstydu. Westchnęła cicho, obracając się w stronę
„narzeczonego”. Dracon w garniturze, na który zarzuconą miał jeszcze szatę
wyjściową wyglądał zniewalająco. I nic nie ujmowały my włosy zaczesane do tyłu,
które zaostrzyły jego mężne rysy. Ślizgon skłonił się, wyciągając ręce po jej
płaszcz –Jak się miewasz, Astorio?
-Cudownie, wręcz nie mogę się doczekać
trzech godzin siedząc i oglądając kolejne nudne przedstawienie – wymamrotała z
odpowiednią dozą irytacji Gryfonka, podając mu swoje odzienie i powstrzymując
cudem prychnięcie, gdy ślizgon odrzucił jej szatę, jak i swoją do stojącego
niedaleko szatniarza –A co u ciebie?
-Przyznam, że tym razem, to może być
przyjemne - szare tęczówki zmierzyły ją z rozbawieniem, a na wąskich ustach
pojawił uśmieszek zadowolenia –Wyglądasz olśniewająco, kochanie.
-Ty również – mruknęła Prefekt Naczelna,
czując dziwny skurcz na myśl, że chłopak mówi to z myślą o przyjaciółce, a nie
o niej –Lubisz Moliera?
-Mam pewien sentyment do „Świętoszka”, to
tak jakby mój pierwszy raz z Molierem – zaśmiał się, proponując jej ramię i
zataczając powoli kręgi w stronę rodzin arystokrackich –Szkoda, że Diabła nie
będzie.
-Szczęściarz – potwierdziła ponuro,
sztywniejąc gdy przed nimi stanął Malfoy Senior. „Gdy jesteś z Draco bądź rozluźniona,
żartobliwa i arogancka. Gdy z Daphne bądź kim chcesz, przy ojcu udawaj
grzeczną. A przy Malfoyach… cóż.. kulturalna i chłodna” .
-Witaj, Astorio – Lucjusz skłonił głowę,
mierząc ją znużonymi oczami. Jasne pukle spiął na karku, przewiązując je ciemną
wstążką. I niech Merlin ma ją w opiece, ale to chyba jedyny mężczyzna, który w
takiej fryzurze wygląda tak męsko. Platynowe włosy były najjaśniejsze z
Malfoyów, a ciemnoniebieskie oczy migotały ostro w półciemnym pomieszczeniu.
–Jak radzi sobie w szkole, panno Greengrass?
-Bardzo dobrze, dziękuję, panie Malfoy –
dygnęła delikatnie, zaciskając mocniej palce na rękawie ślizgona. Nie spuściła
wzroku, gdy ponownie przyszpilił ją spojrzeniem godnym znudzonego buldoga
–Muszę przyznać, że ostatnie zajęcia z eliksirów były bardzo pouczające.
-Doprawdy? – mruknął niezainteresowany
śmierciożerca, postukując opuszkami w głowicę swojej laski. W pewnym momencie
jego mina złagodniała, a kąciki ust uniosły się.
-Draconie, Astorio – dołączyła do nich sama
siostra Bellatrix, uśmiechając delikatnie do męża. Narcyza miała upiętą blond
grzywę w misternie zrobiony kok. Delikatne kryształki pobłyskiwały na jej
głowie, wplecione w niektóre kosmyki. Zielona suknia upinała ją w talii,
później lekko będą rozkloszowaną. Długie rękawy kończyły się tuż nad
nadgarstkami pięknym wzorem wyszytym srebrną nicią.
-Pięknie wyglądasz, mamo – Draco pocałował
rodzicielkę w policzek, pozwalając się na moment objąć –Jak Twoje .. drzewka?
-Wyśmienicie, skarbie, rosną niczym dar
Salzara – zaśmiała się, łapiąc za policzki dziewczynę i całując w oba –Każdego
dnia stajesz się coraz piękniejsza. Niedługo dorównasz samej Afrodycie,
kochana.
-Bardzo dziękuję – wymamrotała speszona,
uwalniając się i ponownie szukając u ślizgona oparcia –Pani wygląda niczym
anioł bożonarodzeniowy.
-Jesteś urocza, kochanie – Narcyza
uśmiechnęła się, muskając jednocześnie palcami szatę męża –Nie rób takiej
ponurej miny, Lucy.
-Narcyzo – warknął małżonek, ale mimo
ostrej reprymendy jego usta ułożyły się w lekkim grymasie rozbawienia. Malfoy
Senior objął żonę, muskając wargami jej dłoń i składając na wewnętrznej strony
lekkie muśnięcie –Proszę, jeszcze ktoś usłyszy.
-Jesteś paranoikiem, Lucjuszu – westchnęła
matka Dracona, dygając niczym dama w stronę znajomej arystokratki –Jakoś w domu
mogę tak na ciebie wołać.
-W domu – potaknął, przybierając z powrotem
obojętny wyraz twarzy i obracając się w stronę młodych –Draconie, Astorio
wybaczcie, ale musimy dołączyć do państwa Bulstrode.
-W porządku – mruknął blondyn, czekając aż
rodzice odejdą kawałek. Skrzywił po chwili z lekkim niesmakiem, napotykając jej
wzrok –Wybacz. Wiesz jacy oni są..
-Kochają się – powiedziała cicho Hermiona,
zaskoczona tym faktem. Była pewna, że u Malfoyów Lucjusz jest draniem, a jego
żona popychadłem. Oczywiście, pamiętała, że Draco już wspominał o mylnych
opiniach i plotkach.. ale widzieć tych dwoje, ich zachowanie.. –Lucy?
-Mhmm, mama mówi, że Lucjusz nadaje się dla
starego zgreda – wywrócił oczami, ponownie wciągając ją w tłum czarodziei.
Dziewczyna starała się utrzymać beznamiętną mimikę, ale nie mogła się
powstrzymać od cichego wzdychania na widok architektury, przepychu oraz
krążącej wokół nich magii. W głębi teatr przybierał kolor domu Huffelpuff i Ravenclow,
jednak one tak jak i sami założyciele nie wpływali na nią tak intensywnie jak
główny hol urządzony przez patrona Lwów. Dopiero później, gdy weszła już do ogromnej
sali teatralnej przeszedł jej po plecach dreszcz. Pomieszczenie to przeznaczone
było tylko dla arystokratów. Nawa Salazara Slytherina. Zielono srebrna aula, ślizgońska
a mimo to po rozejrzeniu się, Hermiona musiała się uśmiechnąć. Prawdopodobnie
przez wpływ jej nowych wężowych przyjaciół zaczęła dostrzegać, a nawet doceniać
wielkość i przepych arystokracji, bo gdyby nie oni to nie byłoby tu jej i nie czekałaby
na rozpoczęcie się spektaklu. Molier jej miłość, mugolska fascynacja oraz
wymarzone dzieło na czarodziejskiej scenie. Czego chcieć więcej?
-Toria – Gryfonka drgnęła, gdy szczupłe
ramiona oplotły ją i przyciągnęły –Wyglądasz bajecznie, skarbie!
-Jak każda z nas – parsknęła, przyglądając
z ciepłem stojącej ślizgonce. Millicenta miała na sobie długą, granatową suknię,
która kojarzyła się z epoką średniowiecza. Miała dwie warstwy materiału oraz
długie bufiaste rękawy. Blond pukle zebrane w misternie robioną fryzurę plus
diamentowe kolczyki dopełniały całość. Cóż, tutaj wszyscy byli poubierani w
takim stylu pełnym bogactwa oraz zdobień. Z tego co zauważyła wcześnie Pansy
miała podobny strój. Kreacja panny Parkinson składała się z czarnej,
jedwabistej togi, która po mistrzowsku ułożona dodawała dziewczynie uroku
szamanki.
-Jednak, to ty zawsze jesteś gwiazdą
wieczoru – zaoponował Dracon, lustrując ją po raz kolejny dziwnie zamyślonym
wzrokiem. Hermiona uniosła kpiąco brew, rzucając jednak ostrożne spojrzenie na
swoje odbicie w jednym z licznych luster. Szmaragdowy materiał oplatał ją mocno
w talii, uwydatniając kobiece atuty. Rękawy były proste i gładkie bez zbędnych
zdobień tak samo jak dekolt. Jednak im niżej tym ukazywała się magia sukni. Od
bioder, rozłożysta jakby krynolin ją podtrzymywał, była lekko pofałdowana.
Srebrna nić tworzyła niesamowite wzory, które w czasie ruchu błyskały i
zmieniały układ.
-Raczej moja kreacja przyciąga wzrok –
sprostowała, czując palący rumieniec na policzkach. Srebrne tęczówki błysnęły,
a Król Węży przekrzywił na bok głowę.
-Albo to co się kryję pod całą tą fasadą –
wyszeptał do jej ucha, odciągając od koleżanki. Poprowadził ją na górę,
przepuszczając w drzwiach na jeden z licznych balkonów u góry. Mieli
prawdopodobnie jedno z najlepszych miejsc, a miękkie fotele zapewniały komfort
na całą sztukę.
-Granger byłaby zachwycona – drgnęła, gdy
głos Malfoya przebił się przez fantazjowanie o zbliżającym spektaklu. Zerknęła
z ukosa na towarzysza, gładząc palcem srebrny wzór.
-Prawdopodobnie – zgodziła się, widząc że
czeka na reakcję. Blondyn uśmiechnął się jednak lekko, opierając wygodniej na
siedzeniu.
-Czasem mam wrażenie .. – przerwał w
połowie, wyciągając rękę i ujmując dłoń ślizgonki w swoją. Zaczął ją
pieszczotliwie gładzić, powodując tym niechciany dreszcz u prefekt naczelnej
–Chciałbym by Granger.. wyobrażasz sobie gryfońską kujonkę jako arystokratkę?
-Nie – zaśmiała się gorzko, krzywiąc na
myśl na taką wizję –Wydaje mi się, że nie sprostowałaby tym wszystkim zasadom,
tradycjom.. tej całej maskaradzie.
-Jeśli poślubiłaby jedno z nas.. – uniósł
brew, gdy podskoczyła –Nie wiadomo przecież.. może odnajdzie w sobie miłość do
Blaise’a? Albo Nott’a? Wtedy nie ominęłaby tej całej szopki.
-Nie wydaje mi się by było to możliwe –
mruknęła Hermiona, wyobrażając sobie samą siebie w białej sukni stojącą przy
Diable czy Teo –Zabini jest dla niej jak brat, a.. Teodor, ta cała więź..
-A ja? – zmarszczyła brwi, znów kierując
wzrok na tlenionego.
-Ty? – zagryzła wargę żeby nie wybuchnąć
histerycznym chichotem –Przykro mi, Dracon, ale nie wydaje mi się żebyś eee
spełniał wymogi.
-Wymogi do czego? – Gryfonka wstrzymała
oddech, czując znajome wyładowania magii. Uniosła głowę napotykając
najczarniejsze tęczówki na świecie, które błyszczały dziko.
-Teodorze, nie wiedziałem, że w tym roku
masz miejsce z nami – ślizgon podniósł się i podał na powitanie dłoń koledze,
który uśmiechał się kpiąco.
-Dokładniej tuż obok Ast – Nott usiadł po
drugiej stronie dziewczyny znów wpatrując się w nią z rozbawieniem i lekkim
zaskoczeniem –Wyglądasz prześlicznie.
-A ty niesamowicie – powiedziała zgodnie z
prawdą, odruchowo poprawiając mu kołnierzyk –Wiesz może kto jeszcze będzie nam
towarzyszyć?
-Doszły mnie słuchy o obecności Pansy oraz
młodych Flintów wraz z uroczą Milli – ciemnowłosy rozejrzał się wokół,
nonszalancko rozsiadając na przeznaczonym dla niego fotelu –Świętoszek.. główna
rola przypadła podobno Romulusowi Tengeschen.
-Uwielbiam Moliera – mruknęła nim
przypomniała sobie w czyim ciele się znajduje. Jednak ta informacja nie wywołał
zaskoczenia chłopców, którzy skwitowali to lekkim wzruszeniem ramion –Molier to
niesamowita osobistość..
Dziewczyna przerwała znów upominając samą
siebie. Nie może się rozgadywać, musi wczuć się w rolę zimnej damy tak jak
kazała jej Astoria. Po paru minutach dołączyli do nich znajomi z Hogwartu, a Milla
puściła jej łobuzerskie oczko. Pansy rozpoczęła luźną pogawędkę ze Smokiem, a
ostatni z Flintów dołączył tuż przed rozpoczęciem pierszego aktu.
Gdy dzwon zabrzmiał po raz pierwszy,
Hermiona nie mogła powstrzymać się by nie wyciągnąć szyi i rozejrzeć po raz
ostatni po oświetlonej auli.
-Warto by było złamać przepisy by się tu
dostać, prawda? – Teodor nachylił się do niej, splatając mały palec z jej w
fałdach sukni młodej kobiety by to ukryć.
-Warto – wyszeptała cicho, rozkoszując
drugim dźwiękiem gongu.
Wszystkie świece, które unosiły się w
powietrzu zgasły, a sala pogrążyła się w ciemności. Trzecie uderzenie ucichło
powoli, a szepty zamilkły. Przestawienie czas zacząć!
-Miłego oglądania, Miona.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Chyba mogę powiedzieć to po raz pierwszy
szczerze, ale.. podobało mi się.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, obracając
w stronę kroczącego obok ślizgona. Dracon jak na dżentelmena przystało miał
zamiar ją odprowadzić po same drzwi, a przekonanie go, że obiecała „Hermionie”
opowiedzieć wszystko na bieżąco nie zaskoczyła go. Właśnie dlatego szli teraz w
ciemnym korytarzu, a jedynym odgłosem był stukot obcasów ślizgonki/gryfonki.
-Mi również – przyznała entuzjastycznie,
czując kolejną falę radości udanego wieczora. Spektakl okazał się niesamowity,
a towarzystwo Węży wyśmienite. W przerwach gawędzili wesoło, zapominając o
wszelkich maskach obojętności i chłodu. Brat Marcusa okazał się inteligentnym młodzieńcem,
który z chęcią dzielił się z nimi swoją wiedzą. Sam Gloomy nie spuszczał wzroku
z narzeczonej, która niczym młoda niewiasta wciąż się rumieniła. Teodor
natomiast milczał przez większość wieczoru od czasu do czasu mrucząc jakiś
komentarz. Pansy w przeciwieństwie do niego paplała non stop, zabawiając ich
różnymi anegdotkami.
-Wiem – powiedział spokojnie, rozpinając
leniwie szatę i mankiety –Widać było to w twoich oczach.
Hermiona zarumieniła się siarczyście,
dziękując Założycielem o ciemność w korytarzach. Sama ledwo widzała zarys
towarzysza, który walczył z guzikami. Musiała przyznać sama przed sobą, że
wieczór był wspaniały między innym dzięki chłopakowi. Blondyn nie pozostawił
jej samej choćby na minutę, odprowadzając do łazienki i czekając pod nią.
Zaproponował jej wino, a później pilnował by nie zabrakło słodkiego alkoholu w
kieliszku Astorii. Opowiedział również zabawne legendy na temat teatru,
jednocześnie komentując niektórych arystokratów. Obserwowali z góry
zapełniającą się widownię, a Malfoy mruczał do ucha ślizgonki najnowsze plotki.
-Jesteś bardzo skromny – westchnęła, czując
lekki smutek, gdy wkroczyli na korytarz, na którym znajdował się pion Prefektów
Naczelnych. Żałowała, że to już koniec. Co prawda całe to przedstawienie
„jestem damą Grengrass” było nużące, ale również zabawne. Poznała siostrę
przyjaciółki, która okazała się bardziej opiekuńcza niż mówiła Toria. Ojciec
dziewcząt był znakomitym aktorem i udawał wspaniałego ojca, który kocha swoje
córeczki.
-To chyba koniec – mruknął równie ponuro
blondyn, zatrzymując pod obrazem. Spojrzał na prefekt srebrnymi oczami, które
zamigotały w słabym świetle pochodni. Ślizgon patrzył na nią z powagą
pomieszaną z ciekawością. Zrobił jeden powolny krok, zmniejszając i tak już
niewielką odległość między nimi. Hermiona skamieniła, wdychając do płuc zapach
piżmu oraz ten jedyny charakterystyczny dla tego właśnie chłopaka.
-Chyba tak – westchnęła cicho, czując dziwny
skurcz w podbrzuszu. Blade palce musnęły jej zaczeriwniony policzek, a potem lekko
go pogładziły –Co ty..
Nie zdążyła nic zrobić, gdy wąskie wargi
złączyły się z jej. Usta Malfoya okazały się zdumiewająco miękkie i ciepłe. Na
początku było to lekkie muśnięcie, ale w pewnym momencie dłonie śligona
znalazły się na tali gryfonki, a on przyciągnął ją jeszcze bardziej do siebie. Hermiona nie mogła powstrzymać cichego jęku
owijając mu ręce na karku, a palce wplatając w jasne włosy. Nie zdawała sobie
sprawy, że czekała na tą chwilę. Nie pamiętała już w którym momencie blondyn po
raz pierwszy pojawił się w jej głowie jako przystojny uczeń, a nie wredny
arystokrata. A teraz właśnie smakowała jego usta, oddychała tym samym
powietrzem, a jego palce gładził jej plecy. Upiorny syn Lucjusza całował
mugolaczkę! Nie. To nie była ona.. wciąż wyglądała jak Astoria, a to znaczy, że
Malfoy całował nie ją, a tak naprawdę Grengrass, która..
-Au! – zamrugała szybko starając się
powstrzymać rosnące poczucie upokorzenia oraz zranienia, obserwując
zaskoczonego ślizgona. Blondyn stał teraz parę kroków dalej, gdyż zdążyła się
odsunąć. Dotykał opuszkiem zranionej wargi, spoglądając z konscentracją na
kropelkę krwi. Hermiona skrzywiła się, przypominając że nie miała innego
sposobu na ucieczkę z silnych ramion węża. Nie reagował, kiedy go odpychała, a
dopiero, gdy go ugryzła, uwolnił ją.
-Wiedziałem – Draco wydawał się zadowolony,
a błysk złości w szarych tęczówkach zamienił się w rozbawienie –Nie ładnie
gryźć, panno Grengrass, oj nie ładnie.
-Nie reagowałeś – warknęła cicho, chcąc
ukryć zbierające i kotłujące się w niej emocje.
-Nie, byłaś zbyt.. absorbująca – blondyn wyszczerzył
się, powoli oddalając, ale nim jego sylwetka znikła w mroku, obrócił się
jeszcze na moment aby puścić oko zaskoczonej dziewczynie –Miłych snów, Granger.
aha! wiedziałam, że draco się domyśli :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;) świetnie piszesz ;3
OdpowiedzUsuńPadłam!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, znakomity, genialny, warto było czekac. Jedne do czego się mogę przyczepic to mała ilośc Blaisa, za to Hermiona i Draco... <3
Twoje opowiadanie wywołuje we mnie mnóstwo emocji, których nie potrafię opisac. Potem nie mogę spac, bo się zastanawiam, czy Blaise będzie z Aryą.
Niech Harry uważa.
Jak zwykle życzę weny, czasu i zdrowia.
Rozdział boski, świetny, genialny, cudowny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJak Draco zdrowiał w pokoju Hermiony to po prostu było tak śmieszne, że nie mogłam przestać się śmiać ;) I to takie smutne, że nie mogą być razem :(
Ach ta Astoria, zamiast do opery to na koncert ;) co wyrośnie z tego młodego pokolenia ;)
I to jak Hermiona na końcu z Draconem = cudo <3
Jestem ciekawa, kiedy się domyślił ;)
Długo było trzeba czekać na kolejny rozdział, ale na taki było warto <3 to chyba jeden z moich ulubionych <3 po protu kocham <3
Ja mam w szkole tak samo :( jestem z mazowieckiego, więc wgl mamy ferie jako pierwsi, więc semestr się już "zaraz" kończy, więc są tony sprawdzianów, bo przecież muszą być oceny by z czegoś wystawić -_-
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
aaaaaale jak too?nie wierze, pocałowali sie *-* no po prostu niesamowite!!! <3 weny życze i do następnego <3 :D
OdpowiedzUsuńOoo ja *0* Bardzo mi się podobał opis Draco jako narzeczonego- taki opiekuńczy, romantyczny i w ogóle *.* Jestem bardzo ciekawa kiedy się zorientował/ czy wiedział, że Hermiona zmieniła się w Astorię ;D Co raz więcej Dramione, więc robi się coraz ciekawiej <3
OdpowiedzUsuńTo tyle co do rozdziału. A tak do ogółu, to chciałam Ci powiedzieć Kochana Lupi, że wielbię Twojego bloga i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Strasznie mi się podoba sposób w jaki piszesz. Wygląd bloga jest śliczny, dzięki czemu (przynajmniej jak dla mnie) lepiej się czyta treść.
Duuuuużo weny, cierpliwości do nauczycieli, więcej czasu oraz wytrwałości w pisaniu <3
/AM
Cześć Lupi,
OdpowiedzUsuńpozwolę sobie zdrobnić Lupus Lumos, bo czuję się jakbym Cię znała od dawna! To niesamowite, że potrafisz umieścić w historii miłosnej problemy oraz rozterki, które spotykamy my sami. Jestem nastolatką, no powiedzmy ostatni rok, a czuję się jak dziecko, gdy czytam Twoje Dramione. Chłonę każde zdanie, każdy wyraz i rozpływam się. Po prostu odlatuję do świata, gdzie Hermiona siedzi z książką, gdzie Draco spogląda na nią ukradkiem, gdzie Teodor bawi się w złego chłopca, a Blaise podbija serca urokiem. Potrafisz, dziewczyno, poruszyć serca czytelników. Potrafisz w miłosnej historii wprowadzić ciekawe wątki poboczne, które pozwalają się rozwinąć głównemu uczuciu Draco i Miony. Szczerze? Nie wyobrażam sobie już Hermiony bez Teodora czy Zabiniego jako przyjaciół czy Harry'ego, który boi się czarnej magii. Kocham kanon (oprócz Romione), ale kocham też Twoją alternatywę. Chciałam Ci podziękować, że udostępniasz nam to. I dzielisz się swoim talentem, który wciąż rozwijasz. Chciałam również od razu wspomnieć, że pamiętam o Twojej becie. Rogasiowi również należą się oklaski, bo jak wspominasz to ona betuje oraz wspomaga Twoją wenę. Nie wiem co dodać oprócz.. do następnego!
Kocham,
ZH
Lupi moja najdroższa!
OdpowiedzUsuńZaczynając ten komentarz chciałam użyć wielu wielkich słów ale stwierdziłam, że ten rozdział ich nie potrzebuje.
Ten rozdział, który zaparł mi dech w piersiach, który sprawił, że siedzę z drżącymi rękami i szybko bijacym sercem nie potrzebuje niczego.
Idealny.
Perfekcyjny.
Najlepszy.
Od początku wiedziałam, że Draco się domyśli ale końcówka mnie powaliła, przykuła do fotela i kazała brać głębokie oddechy.
To niesamowite, że jeśli chodzi o sceny Dramione w Twoim opowiadaniu poszłaś na jakość a nie na ilość. Za każdym razem gdy czytam tu scenę Malfoy-Granger nie umiem wprost przestać szczerzyć się do monitora!
Zazdrośni i zatroskani o Mionę chłopcy (mówię tu o Teo i Harry'm) są przeuroczy! *.*
No od razu bardziej ubóstwiam Blaise'a i Torię - poszli na koncert Stonesów (OMG ♥) zamiast do opery!
I pocałunek a także ostatnie słowa Malfoya mogę określić tylko jako - BXYAWGFBXIGMJPSJAVAVZGXIEMNFK JEZUS MARIA HDUWVGXJSVXKW!!!!!
Uffff. Mam nadzieje, ze mi wybaczysz ale nie mogłam inaczej. Walenie w klawiaturę trochę mi pomogło uspokoić nerwy i wirujące myśli po tym rozdziale.
Kocham, kocham, kocham i przepraszam za spóźnienie,
Twoja Kercia ♥
Serio?
OdpowiedzUsuńSerio?
-.-
W takim momncie?
Serio?
Jezu
Serio?
Ale jak.
Jezus
Maria
Chyba
Sie
Postrzelę.
W takim momencie. Skończyć w takim momencie,...
To jak powiedzieć ze Ron jest przystojniejszy od Draco. A. neville w pierwszej klasie był dobrą dupą.
OMG
PRZYPRAWISX MNIE O ZAWAŁ!!!!!
Ale rozdział jest super <3 motywuje mnie do pisania mojego, co cenie w twoich rozdziałach :D
Czekam na więcej i ... INFORMUJ MNIE