Przepraszam! Przepraszam!
Rozdział spóźniony, bardzo ;<
Dlatego..
Ta zniewaga,
Dramione wymaga!
Nie zawracam dłużej głowy i życzę miłej lektury!!
Ściskam,
Lupi♥
PS. Cudowny początek zawdzięczamy Rogasiowi, która jak zwykle stała się dla mnie prawdziwym wsparciem i natchnieniem!
Rozdział dedykowany cudownej i niepowtarzalnej Verrsace, która swoimi snapami potrafi wywołać szeroki uśmiech w najgorszy dzień. Również zachęcam do kliknięcia tu: http://www.theeternalexile.blogspot.com/ lub tu: http://last-lovesong.blogspot.com/ <33
Jej cera jest jak śnieg który dopiero spadł
na błonia, piękny, delikatny, nieskazitelnie czysty. Drzewa lekko kołysały się
pod całunem zimy pokrywającym gałęzie. Jej oczy przypominają fioletowe
przebiśniegi, które próbują się przebić przez warstwę puszystego puchu. Bywa
niczym sopel lodu, dostojna, zimna, ale po bliższym kontakcie z ciepłem
drugiego człowieka topi się, jak śnieżynka schwytana w dłoń.
Ona sama jest niczym Królewna Zimy, pełna
sprzeczności, z pozory zimna, twarda, boleśnie odpychająca ludzi, ale w głębi
duszy jest jak pochmurny, zimowy wieczór przy gorącej czekoladzie, z ulubioną
książką w pięknej scenerii. Jeśli tylko przebijesz się przez skorupę lodowatego
otoczenia, sprawia wiele radości, ciepła i wyzwala w ludziach czułość oraz chęć
spędzania z nią każdej, nawet najmniejszej chwili .. byle w jej towarzystwie.
Śnieżny całun otulał Hogwart, a opadające
kolejne płatki tańczyły na wietrze. Blaise z uśmiechem obserwował tak znajomy
krajobraz, magiczny. W takich momentach naprawdę czuł, że ta szkoła to jego
drugi dom. Zerknął z rozbawieniem na swoją towarzyszkę, która stała parę metrów
od niego. Brązowe pukle lśniły w przytłumionym świetle, a iskrzące się śnieżynki
we włosach dodawały ich właścicielce magicznego blasku. Zarumienione od zimna
policzki odznaczały się na bladej twarzy gryfonki, a duże czekoladowe tęczówki
biły radością. Hermiona wyglądała jak prawdziwa księżniczka, kiedy ze śmiechem
obracała się w koło.
-Diable! – spojrzała na niego, unosząc brwi
na widok zamyślonego przyjaciela –O czym myślisz?
-Jesteś śliczna – powiedział, spoglądając
na nią z ciepłem –Prawdziwa gryfońska księżniczka..
-To nowy tekst z księgi „Zabiniowata gadka
na podryw”? – zachichotała, mrużąc powieki oraz robiąc urażoną minę –Musisz się
bardziej postarać, Casanovo.
-Doprawdy? – parsknął, zastanawiając się
jakim to sposobem dziewczyna odgadła jego myśli. Chwilę później biegła wzdłuż
brzegu jeziora, uciekając przed nim z głośnym piskiem. Może zobaczyła to w
oczach ślizgona? A może już na tyle go znała, że bez trudu rozszyfrowywała tok
myślenia węża? Nie zastanawiając się dłużej ruszył w pogoni za zgrabną lwicą,
która wciąż broczyła w śniegu. Dracon powinien być z niego dumny, że mimo
zakwasów po ostatnim treningu był w stanie dogonić prefekt naczelną w trzech
susach. Opadli razem na zaspę, a przenikliwy chłód starał się przebić przez
ich, zabezpieczone zaklęciami ocieplającymi, kurtki. Wciągnął do płuc zapach
truskawek, przytulając nastolatkę mocniej do piersi.
-Lepiej – zdyszana, obróciła się w jego
stronę –Może zdobędziesz moje serce.
-Ono już jest moje – stwierdził, pozwalając
niewielkim płatkom rozpuścić się na języku –Chciałbym się w Tobie zakochać,
Miona.
-Ja w Tobie też – zmarszczyła czoło,
siadając i zgniatając w dłoniach zimny śnieg –Może byłoby łatwiej.
-Bylibyśmy cudną parą – potaknął,
przeczesując rozczochrane włosy –Pewnie zbyt cudowną i dlatego się nie kochamy
w ten sposób.
-Szkoda – westchnęła, odgarniając
niesfornego loka z czoła –Jak Twoja wybranka?
-W porządku – zmarkotniał, również lepiąc
śnieżkę –Jest w szczęśliwym związku z takim tam kretynem.
-O.. starałeś się ją oczarować swoim
urokliwym uśmiechem? – próbowała go rozbawić z marnym skutkiem, a brązowe
tęczówki Zabiniego błyszczały smutno –Powiesz kto to?
-Nie powiem – parsknął śmiechem, widząc jej
złość pomieszaną z rozczarowaniem –Wybacz, ale nie będę rzucał miłość mojego
życia na pożarcie wściekłej lwicy.
-Nie skrzywdziłabym kogoś kogo kochasz –
zaprotestowała gorliwie, odrzucając sporą grudkę białego puchu za siebie –Nawet,
jeśli sama nie pałałabym do niej sympatią.
-Polubiłabyś ją – Blaise uśmiechnął się
krzywo, zastanawiając czy nie lepiej zwierzyć się z zakazanego uczucia jakim
obdarzył przyjaciółkę pani prefekt. Tylko czy przyjęłaby to spokojnie? A może
stwierdziła, że to jedynie zauroczenie? Zachcianka? Bo czy w jego wieku
dopuszczalna była ta prawdziwa, najczystsza miłość? Kiedyś by prychnął i
popatrzył na siebie jak na głupca. Miał przecież przed sobą całe życie! Otaczało
go tysiące pięknych kobiet, czekało na niego wiele przygód oraz wyzwań.
Jak mógłby kochać kogoś w ten specjalny
sposób?
Jak mógłby kochać kogoś tak obsesyjnie?
Jak mógłby kochać aż tak bardzo?
No, jak?
Arya była jednak inna. Stała się marzeniem
ze snów, stałym bywalcem w jego myślach. Widział ją dwa razy. Tylko dwa razy.
Czy to w ogóle było szczere uczucie? Przecież nie znał jej.. a właśnie, że
znał! Przez trzy tygodnie wymienili się ponad setką listów. Mimo początkowej
niechęci, zaczęła mu ufać. Jeszcze bardziej po przypadkowym wyznaniu o Shelly,
jego byłej, o czym „zapomniał” wspomnieć.
-Blaise? – Hermiona uśmiechnęła się do
niego łagodnie, podnosząc ociężale na nogi –Odleciałeś myślami do swojej
wybranki?
-Czuję się chory – mruknął, również wstając
i otrzepując z pokrywającego go śnieżynek.
-Chory z miłości – brązowooka naciągnęła mu
czule czapkę na uszy, muskając palcami jego policzek –Wiesz, że jestem z Tobą?
Mimo wszystko?
-Jesteś moją wojowniczką – powiedział
cicho, łapiąc jej dłonie w swoje i przykładając do ust –Wojowniczką o lwim
sercu.
-Noo.. teraz Ci się udało – uśmiechnęła się
szeroko, a ślizgon poczuł, że jego problemy chociaż w połowie zniknęły
–Podbiłeś moje serce. Jestem wojowniczką, a nie księżniczką.
-Skarbie, ja już od dawna mam Twoje serce w
garści – chuchnął ciepłym oddechem na zmarznięte ręce dziewczyny –A teraz
wracamy do środka i idziemy się wygrzać, bo mojej wojowniczce jeszcze palce
odpadną.
-Z gorącą czekoladą i truskawkami –
entuzjastycznie dodała, pozwalając się przyjacielowi objąć oraz pociągnąć w
stronę wejścia –A kim jest Twoja wybranka?
-Księżniczką – westchnął, odpędzając sprzed
oczu specyficzny, fioletowy kolor tęczówek mugolki.
Jak przebiśniegi.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Conjunctivitus – Harry opadł na kolana,
odruchowo wciągając z przerażeniem powietrze. Ciemność. Nic nie widział,
jedynie czerń. Zamrugał, starając się dostrzec cokolwiek, jednakże nic to nie
dało.
-Co to za, cholerne, zaklęcie? – warknął,
pocierając palcami powieki –Nott?
-Aguamenti – ślizgon wyszeptał cicho za
nim, a zimny strumień uderzył w plecy gryfona. Wściekły Wybraniec obrócił się,
niemal sycząc na nieuczciwego przeciwnika –Potter, mniej gadania, więcej
działania.
-Nic nie widzę – jęknął zielonooki,
zaciskając palce mocniej na różdżce –Jak mam walczyć skoro nic nie widzę?
-Słuchaj – parsknął Teodor, tym razem
bardziej z lewej strony nastolatka –Furnunculus..
-Szlag – burknął zirytowany gryfon, czując
swędzenia na twarzy. Wyobraził sobie jak beznadziejnie musi teraz wyglądać.
Mokry od głowy po stopy z wielkimi bąblami na czole oraz policzkach, a
jednocześnie miotający się wokół.
-Słuchaj, Potter – Nott ściszył głos,
cierpliwie czekając na jego reakcję. Harry zgodnie z poleceniem wyciszył się,
oddychając powoli. Kiedy wyrównał oddech, a jego umysł oczyścił się z
natrętnych myśli skinął głową. Był gotów na olejną część tortur. Skupił się,
wsłuchując w otaczający go świat. Wydawało mu się, że usłyszał szelest szaty
Węża, ale nie dałby głowy.
-Locomotor Mortis – drgnął, kiedy
uświadomił sobie prawdziwe znaczenie wyzwania rzuconego przez ciemnookiego. Nie
miał słuchać dźwięków, a magię! Tak jak przed chwilą najpierw wyczuł strumień
magii, który skierowany był na niego. Uśmiechnął się, starając tym samym
zmysłem wyczuć Teo. Aura ślizgona zamigotała delikatnie, a on w końcu
zlokalizował prefekta.
-Petrificus totalus – wyszeptał, dyskretnie
unosząc różdżkę. Usłyszał głuche uderzenie oraz zduszony jęk w trafionego
ucznia. Złoty Chłopiec wymruczał przeciw zaklęcia, zrzucając z siebie uroki.
Musiał zmrużyć powieki, gdy światło zamroczyło go na moment. W końcu wysuszony
oraz wolny od nieprzyjemnych zaklęć, podniósł się do pionu. Teodor leżał parę
metrów dalej, marszcząc z naganą brwi. Zielonooki zaśmiał się cierpko,
uwalniając swojego nauczyciela i pomagając mu wstać.
-Dobra robota, Harry – powiedział w końcu
Teodor, uśmiechając szeroko i klepiąc ucznia po ramieniu –W końcu mnie
posłuchałeś!
-Mogłeś mówić wprost, a nie „słuchaj” –
burknął z radosnym błyskiem gryfon, zadowolony z dużego kroku na przód w jego
pojedynkowej edukacji –Jeszcze jedna rundka?
-Oczywiście – potaknął entuzjastycznie
ciemnowłosy ślizgon, stając z powrotem na środku pomieszczenia. Po niecałych dziesięciu
minutach to Harry po raz enty tego wieczora leżał na plecach, krzywiąc na
minimalny ruch. Mimo jednak zakwasów oraz znużenia cieszył się z dzisiejszego
sukcesu. Powalił tego przebiegłego ślizgona na łopatki, ten jeden jedyny raz
udało mu się nie tylko rozbroić, ale i sparaliżować przeciwnika. Nie żeby nie
lubił swojego kolegi, jednakże wspomnienie tych wszystkich uroków, które
zostały na niego rzucone.. białe, szare, a nawet jedno zaklęcie czarnomagiczne,
cóż.. wiadomo, dlaczego tak się cieszył.
-Cały? – Harry skinął głową, rozcierając
ramię, które drasnęło ostatnie zaklęcie. Westchnął, podnosząc się na nogi i
przyglądając ukradkiem ślizgonowi. Teodor odszedł w kąt, kolejny raz oglądając
z fascynacją i freski, i bazyliszka. Wybraniec opadł na wyczarowane wcześniej
poduszki, starając odzyskać siły. Jego spojrzenie mimowolnie przesunęło się na
leżącą obok torbę, z której wystawała nachalnie książka od eliksirów. Jęknął,
wyciągając pergamin oraz pióro, gotowy zmierzyć się z czekającym go zadaniem.
-To byyły doobree waalkii, Harry Potteerze
– Hassiba wyłoniła się z cienia, a jej lśniące czerwone tęczówki błysnęły
–Każdy ssiniak to zznak nowej nauki, a nowa nauka to ssukcess.
-Doprawdy? – mruknął, opuszczając z
powrotem rękaw na posiniaczone ramiona –Czyje to ssłowa?
-Mojego misstrzaa – kobra zwinęła się
naprzeciwko niego, unosząc głowę do góry by mieć oczy na tym samym poziomie co
chłopak –Uczyssz ssię zakazzanych ssztuk, młody magu.
-Czarnej magii – potaknął, z ciekawością
zerkając na jej tułów. Hassiba jak się okazało nie musiała wciąż spędzać czas
przy wejściu do „tajemniczej komnaty”, ale mogła przemieszczać się po całej
komnacie. Była jakby ruchomą rzeźną, gdyż jej łuski wciąż były kamienne.
-Dla wielu to zgubne, mój mały – wysyczała
kobra, rozwijając kaptur przy szyi –Ale massz potencjał.. władasssz magią
równie dobrze co Twój poprzednik.
-Kim był mój poprzednik? – Harry poczuł
zimny dreszcz, kiedy krwiste spojrzenie znów skupiło się na nim –Lord
Voldemort?
-Tom Marvolo Riddle – odpowiedział w końcu wąż,
przekrzywiając na bok swoją głowę –Nie był wtedy jeszcze mrocznym lordem, mój
mały, był uczniem jak ty.
-Nie jessstem taki jak on – zaprotestował
słabo Wybraniec, zaciskając mocniej palce na piórze –Zamordował niewinnych
ludzi.. torturował… moi rodzice nie żyją przez niego.
-Jesssteś taki jak on, ssynu człowieka –
parsknęła wężyca, wysuwając ciemny język –Ale nim owładnęła magia, która Tobie
się podporządkowuje. Jesssteś bardziej podobny do młodego Toma niż myśślissz.
Ta sama potęga, ta sama ambicja.. te ssame talenty.
-Wężomowa – wyszeptał, wzdychając z
irytacją –Rozmawiałaśś z Voldemortem?
-Niee – wąż przesunął się delikatnie, z
gracją nie odpowiadającego jego wymiarom –Nie zznam Lorda Voldemorta, mój mały.
-Rozmawiałaśś z Tomem? – zgrzytnął zębami,
niemal widząc jej uśmiech –Hassibo, nie czass na gierki!
-Pozznałam chłopca zbyt zatrutego swoimi
żalami by zauważył włassne zatracanie – potwierdziła, robiąc koło wokół
poduszek Wybrańca –Młody Riddle chciał wiele, za wiele jak na tak
niewyszkolonego czarodzieja.
-Ja też mogę się zapomnieć – mruknął
ponuro, doceniając po raz pierwszy wężyce. Hassiba rozmawiała z nim za każdym
razem, a ich każda kolejna pogawędka dawała mu do myślenia.
-Nie jesteś taki zachłanny, mój mały –
zaprotestowała wiekowa strażniczka, obdarzając go ciepłym, wężowym spojrzeniem
- Massz co ważniejsze przyjaciół gotowych Cię powstrzymać.
-Jaki był Vol.. Tom? – zapytał, z
ciekawością spoglądając na Hassibę.
-Jesszcze nie pora na takie rozmowy –
strażniczka Salazara, pochyliła się nad chłopakiem –Mogę natomiassst pomóc
odrobić Ci essej na eliksssiry, mój mały.
Harry przewrócił oczami, przywyczajony już
do zbywania jego pytań o młodego Voldemorta. Wężyca ignorowała go wtedy,
mrucząc czasem, że nie jest gotów poznać historię swojego wroga. Wciąż słyszał
o swojej zawiści oraz wrogości do czarnoksiężnika. Trzeba było jednak przyznać,
że Hassiba była nadzwyczaj inteligentnym stworzeniem. Tłumaczyła strapionemu
Wybrańcu niektóre tematy z eliksirów czy zaklęć, opowiadając przy okazji o
swoim Mistrzu. Domyślał się, że chodziło o Salazara Slytherina, ale czerwonooka
strażniczka nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła tym teoriom.
-Witaj, Hassibo – Teodor przysiadł się do
nich, kłaniając z gracją przed kobrą. Uważał, że strażniczka zasługuje na
szacunek ze względy na Mistrza, a tym bardziej za wiedzę.
-Skończyłeś już obmyślał szatański plan
zostania nowym Mrocznym Lordem? – zapytał kpiarsko gryfon, żartując sobie z
fascynacji ślizgona Komnatą Tajemnic.
-Jesteś prawie tak zabawny jak Dracon –
prychnął urażony Wąż, gładząc szczupłymi palcami swoją różdżkę –Nie zostałbym
Mrocznym Lordem. Jak już to królem..
-Czasem się zastanawiam kiedy żartujesz, a
kiedy nie – przyznał z rozbawieniem Wybraniec, chowając pergamin z napisanym
już wypracowaniem do torby –Gdzie właściwie zniknął Malfoy?
-Trzy dni temu pojawił się w Pokoju
Wspólnym Snape, który kazała Draco pójść do jego gabinetu – powiedział to co
zwykle Nott, tym razem unosząc wzrok znad magicznego patyka –Hestia Carrow
twierdzi, że widziała Lucjusza pod drzwiami Severusa…
-Jakieś .. sprawy rodzinne? – zaproponował
ostrożnie Harry, z uwagą obserwując bezdenne tęczówki.
-Możliwe – zgodził się bez przekonania
ciemnowłosy, odwracając w końcu spojrzenie od nastolatka –Miejmy nadzieję, że
chodzi tylko o sprawy rodzinne… Pojedynek?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Pansy obróciła się do towarzyszek,
potrząsając trzymaną butelką. Ciche okrzyki entuzjazmu, wywołały jej szeroki
uśmiech pełen zadowolenia. Machnięciem różdżki przywołała kieliszki, do których
nalała złoty trunek. Zerknęła ukradkiem na gryfonkę, która w bordowym sweterku
z reniferem i czarnych legginsach wyglądała niewinnie. Burza loków otaczała jej
twarzyczkę, malinowe wargi rozciągały w grymasie rozbawienia, a zwykle wesołe
oczy, przysłaniała mgiełka zamyślenia. O jej nogi opierała się sama Królowa
Węży, pisząc ze skupieniem list do siostry. Astoria w dresowych, szarych
spodniach z luźnym krokiem i bluzą Malfoya wyglądała jakby dopiero z łóżka
wstała, co było w sumie prawdą. Brązowe włosy spięła w niedbałego koka, a na
nogach prezentowała dumnie skarpety–kapciuchy sięgające do kolan. Milicenta
wylegiwała się niczym kot na łóżku, przeglądając kolorowy magazyn „Czarownica”.
-Miona? – panna Parkinson uniosła
kieliszek, wciąż niepewna reakcji przyjaciółki.
-Chętnie – stwierdziła wyrwana z własnych
marzeń nastolatka, unosząc brwi –Gryffindor nie jest taki ułożony, Pans.
-Co ty nie powiesz? – parsknęła Toria,
poklepując dłonią kolana prefekt naczelnej –Zapewne urządzacie dzikie orgie?
-A Potter biega bez koszulki – dodała
ulubienica Smoka, stukając szkłem i chichocząc, gdy zielonooka zrobiła
przerażoną minę.
-Może jeszcze Longbotton polewa wszystkim
Ognistą? – dodała swoje trzy grosze narzeczona Marcusa, szczerząc drobne zęby w
uśmiechu.
-Jesteście nienormalne – Hermiona pokiwała
głową z politowaniem.
-Kto jest nienormalny, Gryfoniaro? – Milli
rzuciła w nią poduszkę – Chcesz wojny?!
-Wy! – ta sama poszewka uderzyła ją w twarz
– Greengrass, zaraz będziesz trupem!
-Aaa! – śmiechy i okrzyki bojowe
rozśmieszyły Pansy, która opadła na zwoloniony fotel. Największa kujonka wraz z
Astorią skakały po łóżku waląc się poduszkami, a zrzucona na podłogę Milicenta
dławiła się śmiechem. Brązowe pukle dziewczyn splątały się ze sobą, gdy obie
wojowniczki przewróciły się na materac. Chwilę leżały uspakajając się, ale
sekundę później z wrzaskiem godnym lwa, skoczyła na Pansy. Parkinson pozwoliła
im rzucić siebie na dywan, a później torturować łaskotkami. W końcu trzy
zmachane oraz zarumienione uczennice leżały, dysząc na podłodze.
-Hemina – wystękała Toria, unosząc na
łokciach i rzucając ciepłe spojrzenie przyjaciółce –Może oficjalnie pasujemy
Cię na członka Filia lunam.
-Na kogo? – Gryfonka z ciekawością usiadła,
przyglądając się jak Astoria wymienia spojrzenia z ślizgonkami.
-Przyniosę świecę i maź – Milli wybiegła z
pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Pansy również zaczęła układać świeczki na
półkach oraz stole, a Astoria jednym zaklęciem doprowadziła pokój do ładu. Z
uśmieszkiem wszechwiedzącym zaczęła budować namiot z koców, kładąc końce
materiały na fotelu oraz krześle.
-Idź, to założyć – Pansy podała jej mały
pakunek, pchając w stronę łazienki –Zawołamy Cię z powrotem.
Hermiona zmarszczyła brwi, oglądając na
dębowe drzwi. W końcu zrzuciła z siebie ubrania, przyglądając strojowi, który
miała założyć. Była to czarna, zwiewna szata, która kończyła się w połowie
łydki. Przylegała do ramion, opadając falami w dół, a postrzępiony materiał
dodawał jej groteski. Długie rękawy obszyte były srebrną nicią, tworząc jakieś
misterne wzory.
-Pokaż mi no się – Milla wsunęła się do
łazienki, mierząc ją wystudiowanym wzrokiem profesjonalistki. Zabroniła
dziewczynie spoglądać w lustro, rozpuszczając dzikie loki kojonki. Z precyzją
zrobiła brązowookiej makijaż, psikając na koniec również pięknymi perfumami.
-O.. – mruknęła zaskoczona Hermiona, gdy w
końcu ujrzała swoje odbicie. Stała przed nią jednak nie ułożona uczennica, a
prawdziwa wojowniczka. Suknie leżała na niej idealnie zarysowując talie oraz
zaokrąglenia. Srebrne wzory dodawały magicznego wdzięku sukience, a brokat
jakim została posypana jej twarz błyszczał. Kreski namalowane przez ślizgonkę
podkreślały głębie oczu gryfonki, również tworząc niesamowitą całość z całym
przebraniem.
-Dokładnie – blondynka pokiwała z
zadowoleniem głową, pozostawiając ją na moment samą –Możesz wyjść!
Prefekt Naczelna po raz kolejny wydała z
siebie zduszony okrzyk, gdy stanęła zszokowana w wejściu. Zapalone wszędzie
świece były jedynym źródłem światła, a porozkładane wszędzie koce sprawiały
wrażenie, że znajdują się w jakiejś jaskinie albo zupełnie w innym wieku. Na
środku pomieszczenia stały trzy ślizgonki, ubrane w identyczne szaty co one,
tylko, że z założonymi kapturami.
-Podejdź do nas – zanuciła
melodyjnie Astoria, stojąca na środku –Jesteś gotowa domknąć koło, które ma
cztery kąty, wybranko?
-Koło nie może mieć ką.. – druga połówka
Teodora zamknęła buzię, kiwając jedynie głową.
-Filia
Lunam to stowarzyszenie sióstr nocy, które ślubują sobie wierność oraz
lojalność – Astoria zignorowała komentarz, wciąż śpiewającym tonem kontynuując
ceremonię.
-Filia
Lunam to cztery żywioły w jednym, cztery osoby z jedną duszą – Pansy dodała
swój fragment, łapiąc wyciągniętą dłoń zielonookiej.
-Filia
Lunam to córki księżyca złączone magią, krwią oraz przyjaźnią – dołączyła
Milli, również ściskając rękę Torii.
-Filia
Lunam to my, a połączone więzią braterstwa wzmocnione przez noc oraz
zrodzone w blasku księżyca – dokończyły równo, unosząc wysoko ramiona.
-Czy ty, Hermiono, jesteś gotowa stanąć
wśród nas? – blond kosmyki wymykały się spod kaptura Millicenty, która
pochyliła głową.
-Jestem – wyszeptała zauroczona ceremonią
nastolatka, splatając palce ze ślizgonką.
-Czy ty, Hermiono Jean, jesteś gotowa
dopełnić kręgu? – Pansy idealnie modulowała głos, dodając całej scenerii
jeszcze więcej groteski.
-Jestem – powtórzyła głośniej, również
łącząc dłonie z przyjaciółką.
-Czy ty, Hermiono Jean Granger, jesteś
gotowa stać się naszą siostrą? – Astoria spojrzała na nią, a zielone oczy
błysnęły spod okrycia.
-Jestem! – krzyknęła, pozwalając
trzymającym dziewczynom pociągnąć siebie na podłogę. Grzecznie uklęknęła,
obserwując jak Parkinoson wraz z Bulstrode tańczą wokół niej i wydają z siebie dziwne
okrzyki.
-Będziesz pomocna, wierna, gotowa do
poświęceń – Greengrass zamoczyła palce w jakimś słoiku, stając przed gryfonką
–Będziesz stróżem, przyjaciółką oraz siostrą, Hermiono?
-Będę – dziewczyna uśmiechnęła się, kiedy
Królowa Węży pociągnęła opuszkami po jej policzku zostawiając dwa długie pasma.
-W takim razie – Ast oznaczyła również
drugą stronę twarzy przyjaciółki, opuszczając w dół ręce –Powstań jako członkini Filii, jako nasza siostra.
Hermiona grzecznie podniosła się z klęczek,
śmiejąc głośno, gdy Pansy mocno ją uściskała. Chwilę trwała w ramionach każdej
z dziewcząt, wciąż czując dziwną ekscytację całą tą ceremonią. Posiedziały
jeszcze przez chwilę ze sobą, kończąc udany wieczór ostatnią kolejką Ognistej.
Astoria zapewniona przez Milli o pustym Pokoju Wspólnym oraz korytarzach,
odprowadziła nową nocną córę na zewnątrz.
-Odprowadzę Cię – zaoferowała zielonooka,
odrzucając kaptur i odsłaniając roześmiane oblicze.
-Żeby wracając zarobić szlaban – Gryfonka
potrząsnęła lokami, napawając się przez chwilę egzotycznym wyglądem
towarzyszki. Czasem miała moment zachwytu, gdy Toria niemal promieniowała swoim
pięknem. Długie włosy opadały ślizgonce na ramiona, a blade rysy wyostrzyły się
w półciemnym korytarzu –Idź do dziewczyn, Toria.
-Ale..
-Astorio – prefekt uśmiechnęła się,
popychając przyjaciółkę w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu
–Dobranoc.
-Branoc – Królowa ostatni raz się
obejrzała, obserwując oddalającą się sylwetkę nowej siostry. Uśmiechnęła się
lekko, kiedy Gryfonka zniknęła w mrocznych cieniach –Witaj w rodzinie, H.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona westchnęła cicho, stąpając powoli
ciemnymi korytarzami. Ten wieczór był inny niż myślała.. był wyjątkowy.
Wyobrażała sobie, że posiedzi ze śligonkami, pośmieje i pozna po raz kolejny od
innej strony. A tu taka niespodzianka, a teraz należy do ich tajnego
stowarzyszenia sióstr magii. Z tego co mówiły wymyśliła to Astoria jako mała
dziewczynka. Pansy była współzałożycielką, a Milli dołączyła dopiero na
pierwszym roku w Hogwarcie. Później ścieżki dziewcząt trochę się rozeszły, ale
wciąż mogły na siebie liczyć.
Zerknęła na swoje ubranie, dziwną suknię,
która sprawiała, że niemal zlewała się z otaczającą ją ciemnością. Między
innymi dlatego nie przepadała za lochami. Były zimne, mroczne oraz ciemne.
Przyspieszyła, skręcając w następną alejkę. Jeszcze skręt w prawo i znajdzie
się na oświetlonym korytarzu. Odetchnęła, przepraszając cicho obudzone postacie
z obrazów. Starała się poruszać jak najciszej, chociaż tak naprawdę Filch nie
mógłby jej nic zrobić. Jest w końcu Prefekt Naczelną.
-Merlinie – jęknęła, kiedy na trzecim
piętrze wpadła na kogoś. Torba z cichym łoskotem upadła na ziemię, a ona omal
nie podzieliła jej losu. Zacisnęła mocno palce na materiale zaskakującego
nocnego marka, czując jak silne ramiona oplatają ją by utrzymała równowagę.
Uniosła zdziwiona wzrok, wciągając z przerażeniem powietrze –Malfoy, co ty tu
robisz?
-Mmm.. lochy – mruknął nieprzytomnie
chłopak, spoglądając na nią zamglonymi oczami. Był przeraźliwie blady, a
kropelki potu lśniły na jego czole –Kim je.. Granger?
-Co się stało? – zmarszczyła brwi, gdy
wciąż wpatrywał się w nią oszołomiony i lekko otumaniony –Malfoy!
-Nic się nie stało – odpowiedział po
chwili, a zmęczenie w jego oczach zniknęło zastąpione przez troskę oraz
zaciekawienie –Co ty robisz tu o tej porze, Granger?
-Łapię takich jak ty – parsknęła, schylając
się po upuszczoną torbę. Dracon wykonał gest jakby chciał pomóc, ale po jego
twarzy przeszedł jedynie grymas bólu –Źle się czujesz?
-Bywało gorzej – burknął, posyłając jej
krzywy uśmieszek –Chodź, odprowadzę Cię.
-Nie musisz, jestem..
-Prefekt Naczelną, która w stroju amazonki
patroluje korytarze? – uniósł brwi, a szarawe spojrzenie zsunęło się powoli po
jej ciele –Po pierwsze, Nott nie pozwoliłby Ci chodzić samej w nocy. A po
drugie, już na pewno nie w takim stroju. Dlatego nie kręć nosem, a przyjmij
dżentelmeńską ofertę.
-Niby ty jesteś tym dżentelmenem – skrzywiła
się z niesmakiem, ruszając jednak w stronę Pokoju Prefektów. Blondyn szedł tuż
obok, oddychając dość płytko –Wyglądasz okropnie, Malfoy.
-Cóż, daleko mi teraz do Ciebie, ale nie
może być aż tak źle – mruknął, mrugając gwałtownie. W pewnym momencie oparł się
o ścianę, zgrzytając zębami –Może troszkę źle się czuję.
-Możesz nie drama.. – Gryfonka zamarła,
czując jak serce w niej zamiera. Przyglądała się jak czerwona struga spływa po
ramieniu ślizgona, kapiąc na ciemną posadzkę –W coś ty się wpakował?
-To nic – starał się odwrócić uwagę
nastolatki, ale Hermiona nagle rozbudzona pociągnęła bladego chłopca do
pobliskiego, ukrytego wejścia prowadzącego do salonu prefektów. Miała niejasne
przeczucie, że to „nic takiego” jest poważniejsze niż myśli. W pewnym momencie,
ciężar Węża spoczął na jej ramionach, a Malfoy lekko się zataczając doczłapał
do sypialni gryfonki. Opadł tam na łóżko, wzdychając cicho z bólu.
-W porządku – mruknęła bardziej do siebie,
pomagając mu zdjąć szatę. Czarny podkoszulek był przesiąknięty krwią, lepiąc
się do bladego ciała syna Lucjusza. Półnagi Dracon zadrżał, zerkając na
oglądającą go brązowooką.
-Dobrze się czujesz, Granger? – zapytał z
troską, widząc przeraźliwie trupią twarz ukochanej.
-Draco – szepnęła wciąż będąc w szoku. W
końcu pozbierała rozszalałe myśli, odwracając wzrok od przyciągającego
spojrzenie tatuażu. Różdżką przywołała szybko potrzebne rzeczy, rozstawiając
eliksiry oraz bandaże na etażerce. Z tego co się orientowała Malfoy miał rany
na torsie, które w dość makabryczny sposób sączyły powoli ciemnoczerwoną ciecz.
Rzuciła niewerbalnie zaklęcie skanujące zdrowie, ale poczuła dziwną aurę.
Zacisnęła zęby, wiedząc że teraz eliksiry nic nie pomogą. Muszą poczekać
jeszcze aby Zakazane Zaklęcia rozproszyły się, wtedy bez żadnych negatywnych
konsekwencji lecznicze napoje może pomogą. Hermiona sięgnęła po ręcznik
zanurzając go w chłodnej wodzie. Delikatnie musnęła największą szramę
przebiegającą przez tors ślizgona. Poczuła jak chłopak napiął mięśnie, a cichy
syk wydobył się z zaciśniętych ust.
-Szzz – zamruczała uspakajająco, wycierając
spływające stróżki krwi. Westchnęła, zdając sobie sprawę, że zaczęła robić to
jeszcze delikatniej. Nie chciała sprawić
mu więcej bólu niż dotychczas, mimo wrednego charakterku nie zasłużył na to.
-Przypominasz.... mi trochę .. – srebrne
tęczówki zamglone mgiełką bólu błyszczały niesamowicie w półciemnym
pomieszczeniu –Merlina..
-Uznam to za przedziwny komplement –
chrząknęła, wyżymając materiał i ponownie schładzając rozpalone ciało blondyna
–Ty mi natomiast przypominasz ..
-Nieziemskiego rycerza konającego w
ramionach przepięknej damy? – zaśmiał się chrapliwie, pojękując następnie i
dygocząc. Nowe krople potu zalśniły na jego czole, a oczy migotały
rozgorączkowane –Nie.. Granger. Nie pasujesz na damę..
-Nie pasuję – zgodziła się z łagodnym
uśmiechem, kładąc dłoń na policzku młodzieńca. Zagryzła wargę wyczuwając wysoką
temperaturę, a potem nie powstrzymała się przed zanurzeniem palców w platynowe
kosmyki. Malfoy przymknął powieki oddając się pieszczocie i oddychając
spokojniej. Gryfonka wstrzymała oddech, spuszczając po raz pierwszy wzrok na
Księcia Slytherinu by przyjrzeć mu się dokładniej. Draco leżąc nieprzytomnie na
jej łóżku wydawał się w dziwny sposób komponować z nim. Ciemne spodnie opinały
zgrabnie jego biodra, wydłużając jeszcze bardziej nogi. Blady tors kojarzył się
ze śniegiem, a nawet zaczerienione rany nie sprawiały wrażenia brzydkich na
jego ciele. Mięśnie odznaczały się na alabastrowej skórze, która jedynie na
lewym ramieniu została „okaleczona”. Czarny znak przyciągał spojrzenie, a
symbolika tatuażu przerażała.
-Bolało? – nie mogła się powstrzymać przed
zapytaniem, opuszkiem palca wskazującego dotykając zarysu czaszki.
-Jak cholera.. – mruknął, zaciskając pięść
na kołdrze –Bolało niemal tak bardzo jak.. jak..
-Crucio? – rzuciła, opierając łokieć na
materacu przy jego boku, a na nadgarstku kładąc brodę. Z fascynacją gładziła
węża, który w jakiś tajemniczy sposób znalazł miejsce na ramieniu nastolatka.
-Nie.. cruciatus to pestka przy tym jak męczę
się.. – wymamrotał, dygocząc i cicho wzdychając –Miłość jest gorsza.
-Nie wiedziałam, że wiesz czym ona jest –
prychnęła, spuszczając ze skruchą wzrok –Przepraszam.. odruch.
-Odruch – powtórzył, wykrzywiając usta w
krzywym uśmieszku –Ja odruchowo Ciebie ranię, Granger, więc czemu ty byś nie
miała mnie?
-Niee… ty drażnisz mnie nałogowo – również
się uśmiechnęła, niemal podskakując gdy blade palce zacisnęły się na jej
nadgarstku.
-Hmm.. lubię cię drażnić – przyznał,
odsuwając swoje ramię z dala od niej, a własne palce przesuwając wzdłuż dłoni
dziewczyny –Jesteś wtedy taka.. słodka..
-Słodka? – otworzyła buzię zaskoczona, nie
potrafiąc znaleźć żadnych słów wyrażających szok jaki czuła –Dlatego mnie
drażnisz.. prowokujesz?
-Powiedz jeszcze raz prowokujesz.. –
wyszczerzył się łobuzersko, a jedynie nieobecne spojrzenie przypominało jej o
jego niestabilnym stanie –Jesteś przy tym niezwykle prowokująca.
-Za to ty jesteś niezwykle .. zmienny –
powiedziała ponuro, zerkając na zegarek. Jeszcze trzydzieści minut i będzie
mogła podać eliksiry –Raz jesteś .. miły to za dużo powiedziany, ale jednak
ujdzie. A następnego dnia stajesz się zimny, a potem znów uśmiechasz i.. i ..
-Czujesz się zagubiona? – zapytał poważnie,
a przez chwilę wydawało się gryfonce, że stał się na powrót przytomny i
skupiony –Nie wiesz co myśleć?
-Mhmm.. – potaknęła, obserwując jak jego
palce kończą wędrówkę i splatają z jej –Nie wiem co czuć, Malfoy, i mnie to
niesamowicie irytuje.
-Chciałbym.. sam wiedzieć czy.. –
potrząsnął głową, wzdychając ciężko –Wiem czym jest miłość, Granger.. wiem. To
taki stan, gdy chciałbyś chronić kogoś tak bardzo, że sam niemal umierasz z
tęsknoty.. gdy niemal jesteś chory. Rzygam miłością.
-Dlaczego umierasz z tęsknoty? –
zignorowała resztę jego wypowiedzi, po raz kolejny wplatając dłoń w platynowe
kosmyki. Poczuła jak zadrżał, a jego pierś uniosła się gwałtownie. Stalowy wzrok przygwoździło ją, a ślizgon zahipnotyzował intensywnością tego
spojrzenia.
-Muszę poślubić Astorię.. a chciałbym.. –
zmarszczył brwi, wyciągając rękę przed siebie i dotykając niepewnie końcówek
loków –Chciałbym.. sam.. chciałbym.. móc kochać kogoś innego.
-Masz rację, Malfoy, zupełnie nie ogarniam
świata arystokratów – stwierdziła w końcu, robiąc nachmurzoną minę –Czy wy
macie prawo decydować za siebie w jakimkolwiek aspekcie waszego życia?
-Tak.. możemy wybrać sobie imię dla
dziecka. A w sumie nie, bo tradycja nakazuje – zamknął powieki, namyślając się
–Mamy wybór, Granger. Każdy go ma.. czyż nie?
-Ty właśnie dokonałeś wyboru – powiedziała
cicho, zaciskając mocniej palce na jego dłoni.
-To nie tak.. – również ściszył głos,
niemal załamując się –On.. albo ja.. albo zabiłby mamę.. musiałem, Granger..
musiałem.. albo ja, albo ona, rozumiesz?
-Przykro mi – przełknęła z trudem ślinę,
starając się nie wyrwać z jego coraz silniejszego uścisku –Boli..
-Wybacz, Granger – poluźnił palce, nie
wypuszczając jednak jej dłoni –Wiesz, że ból bywa czasem najbezpieczniejszą
opcją?
-Dlatego mnie często ranisz? – przypomniała
sobie ich ostatnią rozmowę w Sowiarni oraz ten tajemniczy blask wężowatych
oczu.
-Nie.. – znów zerknęła w szarawe tęczówki,
które błyszczały rozbawieniem –Muszę być dla ciebie okrutny.
-Dlaczego?
-Inaczej.. – zacisnął usta, przekrzywiając
głowę i posyłając jej chytry uśmieszek –Zakochałabyś się we mnie, a to
skończyłoby się katastrofalnie.
-Jesteś bardzo pewny siebie – prychnęła,
nachylając się nad nim instynktownie –Skąd wiesz, że ty pierwszy nie
zakochałbyś się we mnie?
-To jest niemożliwe – westchnął, rzucając
błagalne spojrzenie na eliksiry –Mogę już..?
-Hm, tak – zaczęła po kolei wybierać
magiczne syropy, mrucząc pod nosem niewyraźnie na temat ich przepisów –Myślę,
że gdybym chciała, to byś mógł się we mnie zakochać.
-Możliwe – uniósł brew w grymasie kpiny,
połykając wskazane mikstury. Niemal promieniował zadowoleniem oraz arogancją,
gdy zlustrował ją spojrzeniem –Ale łatwo to zrobić i bez tego czy chcesz czy
nie..
-Co? – zamrugała zaskoczona, obserwując jak
ślizgon połyka eliksir Słodkiego Snu. W tym momencie pożałowała, że mu go
podała. Znów nie uzyska odpowiedzi na tyle pytań.
-Nic.. – na bladej twarzy pojawił się nikły
cień rozbawienia, a mięśnie chłopaka się rozluźniły –Nic nie wiesz, Hermiono.
Prefekt zagryzła wargę obserwując jak rysy
Księcia Slytherinu wygładziły się, a długie rzęsy rzucały cień na zapadnięte
policzki. Śpiąc wyglądał niewinnie i bezbronnie, niemal jak prawdziwy anioł.
Pozlepiane kosmyki gdzieniegdzie przykleiły mu się do czoła, a na czubku
pojawił mały kogucik. Teraz dość łatwo mogła go sobie wyobrazić jako małego chłopczyka,
która usnął po dniu wyczerpującej zabawy. Draco był przystojny w dość
specyficzny sposób. Gdy był przytomny stawał się ostry, chłodny i tajemniczy,
ale nieprzytomny wydawał się delikatny. I zmęczony. Pogładziła znowu jego ramię
obserwując Mroczny Znak. Nigdy nie starała się za bardzo wczuć w rolę
śmierciożercy.. nie stawiała się w ich sytuacji. A może.. może niektórzy nie
mieli wyboru tak jak Draco? Bo co to za wolność, gdy decyzja przeważy o życiu
matki, brata. Westchnęła, zgarniając zakrwawione bandaże i wynosząc je do
łazienki. Starannie posprzątała ślady nocnych przygód, ponownie siadając na
fotelu przy łóżku. Poczeka jeszcze z parę minut by zobaczyć czy eliksiry
podziałają i się przyjmą.
-Zwycięzcami w miłości są pokonani
przez miłość – powtórzyła bezwiednie często powtarzany przez babcię aforyzm. Nawet
nie wiedziała ile w tym prawdy, a tym bardziej, że sama ma to doświadczyć.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-To co mam zrobić?
Teodor uniósł brew, zerkając z politowaniem
na przyjaciela. Oparł się wygodnie o ramię fotela, wyciągając daleko przed
siebie nogi. Zlustrował uważnie siedzącego naprzeciwko Flinta, który wbijał w
niego zagubione spojrzenie. Zwykle ułożone włosy ślizgona były teraz
zmierzwione, a koszula niedawno bez żadnego zagięcia, cała pognieciona. Zapewne
większość ślizgońskich dziewcząt uznałaby granatowe bokserki w samochodziki
plus rozpiętą koszulę za urocze, ale Nott’owi Marcus kojarzył się teraz
bardziej ze specyficzną odmianą wariata.
-Chyba nie załapałem – powiedział powoli,
przerywając by upić łyka whisky ze szklaneczki –Czy ty próbujesz wyciągnąć ode
mnie radę jak.. jak zaplanować miesiąc miodowy?
-Nie, ja próbuję wyciągnąć od ciebie radę
gdzie możemy z Milką wyjechać – zaoponował oburzony uczeń z siódmego roku,
przejeżdżając dłonią po twarzy –To musi być coś.. magicznego. Niezapomnianego..
-Zabierz ją do McDonalda mugolskiego –
zaproponował ciemnooki, parskając śmiechem –Blaise wciąż opowiada o tym „niesamowicie,
ekscytująco, bombastycznym miejscu, gdzie drzwi się same otwierają”.
-Teo – warknął ani trochę nierozbawiony
Gloomy, opierając łokcie na kolanach i kiwając się na boki –Mills zasługuje na
coś wyjątkowego.. co dziewczyny uważając za mega romantyczne?
-Porównujesz mnie do dziewczyn – prefekt skrzywił
się na myśl, że kiedyś również może się zakochać. Z punktu widzenia obserwatora
wydawało się to beznadziejne uczucie. Miłość. Marcus wciąż się zamartwiał o
blondynkę i starał zaimponować, on naprawdę nie miał ochoty mieć w głowie
jedyną myśl „co ona pomyśli o..”. A inny przypadek jakim był Blaise również nie
przypadł mu do gustu. Czystokrwisty arystokrata, wieczny błazen,
przystojniaczek z wiankiem fanek wpadł jak drops w sok dyniowy. Zakochany po
uszy w mugolce, z którą wszelkie prawa czy tradycje zabraniały mu być. Plus chłopak
Aryi, nijaki Mason, o którym czasem wspomina Miona. Cóż.. kolejny dość
specyficzny rodzaj tego zauroczenia. Cierpienie i ból.
-Nie, ale.. oh, daj spokój, Nott – Marcus zerknął
do swojej szklanki przechylając nią na boki na tyle by nie wylać drogocennego
napoju –Pomożesz mi?
-Nie znam się na tych wszystkich
amorkowatych duperelach – stwierdził, starając się zmienić swój ton z kpiącego
na przepraszający. Czy to najsilniejsze uczucie było w ogóle warte zachodu? Z jednej
strony widział na co dzień uśmiechniętego Gloomy’ego, który szczerzył się jak
Weasley do Francuzek, ale był szczęśliwy. Wręcz promieniał, gdy Millicenta
pojawiała się w pobliżu. Jego magia szalała, a oczy błyszczały. Taak, Marcus
kochał swoją narzeczoną, a ona kochała jego. I byli zachwyceni i upojeni tymi
emocjami. Z drugiej strony miał jak na tacy podany inny przykład. Dracon, który
wręcz sprawiał wrażenia masochisty. Srebrne tęczówki śledziły ukradkiem jego
przyjaciółkę, a blade oblicze stawało się otwarte jak książka, gdy nastolatek
nie potrafił zapanować nad hormonami. Niemal mógł słyszeć szybkie bicie serca
ślizgona czy wyczuwać ten skok tempaeratury, gdy tylko Hermiona rozpinała
sweter. To było.. złe. Bolesne. To jak Wąż musiał cierpieć by nie pozwolić
sobie na ujawnienie prawdziwych uczuć. Byle tylko chronić ukochaną, byle być
pewnym o jej bezpieczeństwie.
-Ale potrafisz nieźle rozpracowywać ludzi –
zauważył usłużnie Flint, chrząkając pod nosem –Co się spodoba Milce?
-Ty w tym stroju – burknął, przymykając
powieki. W rzeczy samej Teodor nie przepadał za towarzystwem innych, ale dla
niektórych robił wyjątki. Tym szczególnym przypadkiem był między innymi Marcus,
który nie dość, że potrafił prowadzić inteligentne dyskusje, to jednocześnie
umiał wyczuć jego nastroje. Starszy chłopak bawił go dość często swoją
rozbudowaną osobowością. Flint chciał być twardy i niezłomny, starał się grać
groźnego członka rodziny królewskiej, a jednocześnie przy wybrance swojego
serca stawał się miękki. Łagodny i lojalny dla przyjaciół, chamski oraz mściwy
dla pozostałych, nawet pobratymców.
-Idiota – parsknął Gloomy, ponownie biorąc
haust alkoholu. Teodor wyszczerzył się, czując przyjemne ciepło bijące od
kominka. Naprawdę był wdzięczny, że jego towarzysz miał tak pomocnych
współlokatorów, którzy na jedno skinięcie zostawili ich samych. Sam codziennie
dziękował Salazarowi za osobny Pokój Wspólny, dormitorium czy piętro. Mieszkanie
z Hermioną było przyjemne i odprężające. Ta świadomość, że ktoś na niego czeka,
że ktoś martwi się, gdy się spóźnia. Na początku trochę zaskakiwało go, kiedy
wracając z patrolu zastawał prefekt w salonie. Miona upewniała się czy się
stawił, a potem szła spać. Teraz wydawało się to normalne, dzienna rutyna. Brązowe
tęczówki, które z ciepłem spoglądały na niego. Pełne usta układające w uśmiech,
gdy napotykał jej wzrok. Urocze rumieńce, kiedy ją zawstydzał sugestywnymi
komentarzami czy dziki blask oczy, gdy łamał się i opowiadał o sobie. Cóż. Kochał
Mionę, kochał tak bardzo, że go to przerażało czasami. Ale wciąż uważał, że
miłość, ta inna, co czuł Malfoy, Zabini czy Flint, jest zbyteczna.
-Moja rada? – uniósł głowę, wzdychając z
rezygnacją. Tak jak się spodziewał siódmioroczniak niemal podskoczył z radości,
zerkając na niego bezwiednie.
-Heej – obrócili się obaj, gdy jasna
czupryna wsunęła się zza drzwi. Piękna Millicenta weszła do pokoju ubrana w
sprane dresy oraz rozciągniętą koszulkę, jednocześnie wyglądając niczym dama. Błękitne
spojrzenie przeniosło się na niego, a malinowe wargi wygięły w niepewnym
uśmiechu. Bulstrode bywała taka niewinna, a jednocześnie strachliwa w jego
towarzystwie. Nic do niej nie miał, oczywiście, uważał, że jest urocza oraz
słodka, ale nie potrafił wysilić się na nawiązanie dłuższej rozmowy z
chochlikiem.
-Hej – powtórzył tępo Marcus, niemal
zachowując nonszalancką postawę. Niemal. Bo chwilę później wyciągał w stronę
małej ramiona, zachęcając by się do nich przysiadła.
-Hej – tym razem Milli poinformowała ich o
burzy hormonów, szczerząc głupio do swojego narzeczonego. Teodor z naukową
fascynacją spoglądał na siedzącą obok siebie parkę, która nie była w stanie
oderwać od siebie spojrzenia.
-Hej – mężczyzna, który zamierzał zdawać w
tym roku SUMy powinien chyba zdobyć się na większą elokwencję, ale jak to było?
Miłość ogłupia?
-Jeśli któreś z was znów powie to słowo, to
chyba strzelę w was Avadką – przerwał te szczenięce zaloty, nim blondynka
zdążyła odmruknąć wyraz klucz. Teodor uśmiechnął się, widząc ich zaskoczone
miny –Już zapomnieliście o mojej obecności?
-Oczywiście, że nie – Millicenta zamrugała,
odgarniając warkocza na plecy i prostując na swoim miejscu –Przeszkodziłam wam
w czymś?
-Nie – prędko zaprzeczył jej kochanek,
kiwając głową na przyjaciela.
-Tak – odpowiedział w tym samym czasie
Nott, powstrzymując chytry uśmieszek –Prowadziliśmy dość interesującą
konwersację.
-O.. w takim razie.. – podniosła się z
sofy, przygryzając niepewnie wargę –Pójdę już?
-Nie, to..
-Przyszłaś tu tylko by pokazać Marcusowi,
że nawet w wymiętych dresach wyglądasz pociągająco? – zapytał z niedowierzaniem
ślizgon, przerywając wypowiedź Gloomy’ego.
-Słucham? – błękitne oczy rozszerzyły się z
zaskoczenia, a ciemne Flinta stwardniały.
-Nieważne – machnął ręką Nott, wstając z
wygodnego fotela i odkładając z głośnym stuknięciem szklankę –Gdybyś była tak
miła, Mills, to porozmawiaj z tym durniem o waszym miesiącu miodowym i randce..
Naprawdę nie mam już sił by tłumaczyć mu, że będziesz zachwycona, gdy zabierze
cię nawet i na jakąś łąkę.
-Łąkę? Randka? – blondynka zerknęła z ukosa
na ukochanego, chichocząc –Co ty wymyśliłeś, Gloomy?
-Ja..
-Flint w ten sposób stara się zaprosić cię
na romantyczny, zimowy piknik podczas którego omówicie szczegóły ślubu –
podpowiedział zagubionemu koledze Wąż, stając w drzwiach i uśmiechając
łobuzersko do zaskoczonego siódmioroczniaka –Wspominałeś coś o kocu, świecach i
koszu piknikowym? Jutro pokażę ci tą polanę, a wieczorem możecie pójść na
schadzkę.
-To cudowny pomysł, Marcus – ślizgonka uwiesiła
się na ramieniu chłopaka, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Ciemnoszafirowe
tęczówki zerknęły z wdzięcznością na mrocznego nastolatka, który jedynie uniósł
palce do góry i zamknął za sobą drzwi.
Cóż, Gloomy wisiał mu przysługę.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
„Kochana Da,
jak się miewasz? W ostatnim liście
wydawałaś się dość przestraszona zbliżającą uroczystością twoich zaślubin. Pamiętaj,
że ten idiota nie może cię skrzywdzić, bo inaczej cały ród Greengrassów odwróci
się od niego. Ojciec na pewno nie pozwoliłby oddać twojej ręki jakiemuś
draniowi, Daphne. Pamiętaj, że jestem z Tobą. Zawsze.
Za tydzień jak się nie mylę wypada wyjście do opery, a
wszystkie arystokratyczne rodziny wystroją się i stawią na miejscu, utrzymując
fasadę idealnych. Wiesz, że nie cierpię corocznych sztuk wystawianych parę dni
przed Wigilią. Muszę przyznać, że mam pewien pomysł i liczę, że mi pomożesz. Jedna
z moich przyjaciółek na pewno nie pogardziłaby pójściem do legendarnego
Czarodziejskiego Teatru im. Ignatii Wildsmith, a tym bardziej Molierem.
Kocham Cię,
Ria
NO W KOŃCU.
OdpowiedzUsuńHm... I tak za mało Dramione :D.
Chętnie dowiedziała bym się więcej o tych sekretach. Są intrygujące.
Czekam na rozdział!
~I.
Haha, dobra już dobra! W następnym rozdziale będzie jeszcze więcej Dramione, nie chciałam by post był za dłuuugi!
UsuńSekrety niedługo się wyjaśnią! <3
Ściskam,
Lupi♥
Dobra, przejdźmy do rutyny. Rozdział jak zwykle porażający, wciągający i taaaki dobry. Jeju, jesteś genialna, uwielbiam Cię.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Diabełka i Aryę, to wciąż mi mało, chociaż opisujesz to pięknie. Ja kocham Diabełka, a jego przyjaźń z Mionką jest piękna.
Brawo Harry! W końcu mu się udało. Brawo!
Dobra, Draco ma wyjaśnienie, że zranił Mionkę, sprawy wyższe wzywały, to zrozumiałe.
Mili i Marcus <3
A co do Teo... Nigdy za nim nie przepadałam, ale chyba mnie do niego przekonujesz.
Dobra, super rozdział, świetny... Kurcze muszę znaleźc więcej synonimów od "wspaniały".Genialny!
Uwielbiam Cię, życzę weny, czasu, zdrowia, weny... I czasu!
I czekam niecierpliwie na rozdział!
Dobra, przejdźmy do rutyny. Komentarz jak zwykle wywołał szeroki uśmiech, a mój kochany braciszek patrzył na mnie jak na wariatkę. Jak mam być normalna skoro czytam takie cudowne komentarze? Jak mam się nie cieszyć jak głupia? :D
UsuńDziękuję, bo własnie takie słowa, takie długie komentarze powodują, że.. czuję się doceniona? mam ochotę pisać i pisac i uciec ze szkoły >.<
Blaise i Arya już niedługo będzie ich dużo, bo blondi namiesza, oj namiesza!
Milli i Marcus staram się ich ukazać jako parę właśnie taką.. pewną, ale delikatną? Kochającą się mimo młodego wieku :D
Teodor ma specjalne miejsce w moim serduchu <33 Cieszę się, że go polubiłaś !
Dziękuję po raz enty! <333
Jesteś świetna! Rzeczywiście przydałoby się więcej Dramione. Błagam postaraj się wstawiać rozdziały częściej! Życzę weny! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo się cieszę, że komentujesz :D Dramione będzie więcej, bo Draco zacznie eee Malfoyowski podryw !
UsuńRozdziały niestety nie będą częściej, bo mam szkołę, sprawdziany i sama wiesz jak to jest ;< Nauczyciele nie są tacy jak w Hogwarcie, niestety ;<
Pozdrawiam i ściskam,
Lupi♥
świetny rozdział
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńNo dobra, Lupi, co ja mam z Tobą zrobić? ^^
OdpowiedzUsuńPORANIŁAŚ MOJEGO DRACONA :C
Ale mogę Ci to wybaczyć, co więcej, z pewnością to zrobię bo, uwaga uwaga, pojawiło się DRAMIONE ♥
Scena z ta dwójka była przecudowna, magiczna, wyznanie Draco - cud, miód i orzeszki! *.*
Uwielbiam wielowątkowość Twojego opowiadania. Nie wiem czy kiedykolwiek to mówiłam, ale nigdy nie spotkałam się z ładną Millicentą, co jest bardzo ciekawe :D
Podobał mi się rytuał zaprzysiężenia, który przeszła Hermiona. Czułam się tak magicznie! *.*
Aa, zapomniałabym o takim cudownym Blaisie, który totalnie mnie oczarowal tym, w jaki sposób myślał o przyjaciółce Hermiony ♥♥
Kurde, mogłabym mówić jeszcze wiele a i tak nie oddałabym uczuć, które czułam czytając ten rozdział, wiec prześlę Ci tylko mentalne uściski i będę życzyć jak najwięcej weny ♥
Twoja,
Kercia ;*
Aaa, Lupi, spojrzysz tutaj? Nominowałam Cię do pewnej - według mnie - fajnej akcji. Zobacz, może Cię zainteresuje :)
Usuńhttp://w-chmurach-milosci.blogspot.com/2014/11/top-10-dramione.html
Ściskam :)
Kerciak!
UsuńUwielbiam czytać Twoje komentarze, które zachwycają mnie niczym Albusa skarpetki >.< A co tam? Poraniłam Draco, ale wyjdzie mu to na dobre! Dracuś będzie teraz zmienny niczym Shrek, który podrywał Fionę.
Czasem obawiam się, że jest aż za dużo wątków, ale niestety a może stety nie umiem przestać o nich pisać. Milla, Marcus czy Astoria wydają się równie ważni co Harry lub Teo <3
Ja też mogłabym pisać jeszcze wiele, bo radości nigdy za wiele, a twoje komentarze przekraczają górną granicę "Happy", więc szaleję :D
Ściskam,
Lupi♥
Przeczytałam ten rozdział tydzień temu ale jak zwykle nie zdążyłam skomentowąć. A więc...
OdpowiedzUsuńA PIEPRZYC OFICJALNY TON!!!! omg draco i MIONA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1
Wiesz co? Najpierw się wtyłumacze xD Czekasz tyle na moje komentarze bo głupia ja ustawiłam sobie logowanie do bloggera sms'em i aby sie zalogowac musze czekac na kod sms'em. to denerwuje, a poza tym przez to nie ma jak dać"zapamiętaj hasło" I trudno mi komentować :( Na serio :(
Poza tym dziewczyno ale ty masz talentu!!! Rozdziały są długie i świetne. Wiem ze czasem mówie ze nie moge czytac bo za długie... ale co z tego zawsze moge przeczytac później przecież ;D
A POZA TYM ROZDZIAŁ DEDYKOWANY VERRSACE TO ROZDZIAL JAK HERMIONA LECZY RADY DRACO!!! WAAAAAT <3 <3 <3 <3 <3 ALE MEGA SUPER EKSTRA BOSKO NIEZIEMSKO NIEBIAŃSKO CUDOWNIE <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 Rozdział mi się podoba shipuje Blaise'a i Aryje(?) ryje ryj... Aryja ma ryja !!! HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH Wiem wiem... nie śmieszne.
Harry:( jeszcze bardziej jak TOM :( Wiem ze dziewczyny lubią BAD BOYÓW ALE HARRY?!?!?!?!?! <3
Przerabiamy dziady an polskim i ten obrządek Mili, Pansy i Astorii mi przypominał to !!! XD XD OMG TYLE EMOCJI!! A powinnam być opanowana! Zapraszam na moje blogi
VERRSACE
W sumie nie ma tak duzo tylko 6000 sama mam 4 i myslałam ze to za mało xD
UsuńRozdział świetny jak zawsze <3 Polubiłam Flinta i Mili razem :) I biedny Draco :( Blaise jak zawsze boski <3 I rozmowa Draco i Hermiony po prostu genialna *.*
OdpowiedzUsuńI przepraszam, że komentuje dopiero teraz, ale wcześniej nie miałam czasu przeczytać :( Mam nadzieję, że mi wybaczysz ;)
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
o jej, o boże, o jej! *^* Dramione <3 <3 <3 zajebisty rozdział, taki.. ajxksndapdoeficjzksjrghtoepsdofgyhbbdawfh *-* <3 weny życze i do nast. <3 :D
OdpowiedzUsuń