Heej,
jak obiecałam tak jest :D Powiem szczerze, że nie mogłam się doczekać by go udostępnić chociaż akcja nie jest zbyt porywająca. Ale dziś jest czwartek, jutro nie ma lekcji, a w radiu lecą świąteczne piosenki. Uwielbiam ten okres !
Radosna i uśmiechnięta,
Lupi♥
Fioletowe oczy błysnęły odbijając kolorowe
światełka, a długie rzęsy rzuciły cienie na policzki. Właścicielka
zdumiewających tęczówek uniosła głowę, a jej pełne wargi wygięły się w krzywym
uśmieszku. Chwilę później dziewczyna znów skupiła się na swoim zadaniu smukłymi
palcami zawieszając kolorowe „sopelki” na karniszu, stając lekko na palcach.
Ostrożnie zaczepiła ozdobę, czując pierwszą oznakę dumy z własnej pracy.
-Cudownie – poczuła silne ramiona
oplatające ją w talii, które ostrożnie opuściły ją z krzesła na podłogę.
Skinęła potakująco, odchylając się do tyłu by zobaczyć pełen efekt swojej
roboty. Malutki pokoik, którego ściany przypominały kolor nieba latem ocieplił
się znacząco. Czyste firanki zwisały schludnie, delikatnie muskając drewniane
panele. Kolorowe lamki zostały przymocowane do karnisza, a ozdobne gałązki
ułożone zostały na parapecie wraz z błyszczącymi szyszkami. W powietrzu unosił
się przyjemny zapach wanilii oraz pierniczków.
-Jeszcze choinka – westchnęła cicho,
uwalniając z objęć chłopaka. Zerknęła na niego z ukosa, przyglądając jak schyla
się po wskazane wcześniej pudło. Zielone drzewko stało już w wyznaczonym
miejscu, ładnie rozkładając gałązki. Mason uśmiechnął się do niej delikatnie,
wyciągając ostrożnie pierwszą bombkę. Arya zagryzła wargę również gładząc
delikatnie szklane ozdoby. Zastanawiała się co by powiedziała Miona na ten
widok. Starego domku, antycznych mebli oraz soczysto zielonej choince. Zapewne
wzdychałaby i mruczała z zadowolenia. Hermi uwielbiała święta tak jak i ona.
Obie od dziecka ozdabiały domy, ubierały drzewka i piekły ciasteczka, którymi
później karmiły ptaszki. Cóż, żadna z nich nie miała talentu do gotowania.
-Wygląda wspaniale – blondynka uśmiechnęła
się szeroko do stojącej w progu kobiety. Anabelle Donovan była damą w podeszłym
wieku, która stała się jej podopieczną w świątecznym wolontariacie. Dwa lata
temu poznała tą niepozorną babcię, której wciąż pomagała. Na początku jej
zadaniem było odwiedzanie starszej pani, rozmawianie oraz czytanie wybranych
tomików poezji. Pielęgniarki, które pracowały dla tej staruszki wciąż szeptały
między sobą, jak ich pracodawczyni marudzi oraz wymyśla przeróżne historie.
Arya została ostrzeżona o dziwnych opowieściach pani Donovan oraz wspominkach o
nijakim wymyślonym przez kobietę mężczyzny. Jednak Anabelle posiadała
niecodzienny ostry języczek, nie szczędząc przy tym nastolatce komentarzy na
samym początku wolontariatu. O tak, Arya nie cierpiała tych wizyt, które
odbywały się dwa razy w tygodniu! Jednak po miesiącu spędzania czasu z panią
Donovan zrozumiała, że tak naprawdę kobieta cierpi. Cała jej rodzina odzywała
się do niej w szczególnych przypadkach, a ona została pozostawiona na pastwę pustego
domu, ale wynagradzał jej to spadek po mężu jak twierdzili inni.
-Dziękuję – obserwowała przez chwilę damę,
która dumnym krokiem podeszła do bujanego fotela. Kolejną cechą
charakterystyczną był ubiór Anabelle. Eleganckie, wyszukane suknie oraz masa
biżuterii. Dodatkowe siwe pukle upinały w koczka z tyłu głowy, który dodawał
jej ostrych rysów twarzy.
-Spisaliście się dziś na medal, ale gdybym
miała być szczera .. – Donovan przekrzywiła na bok głowę, krytycznie mierząc
wszystko znudzonym wzrokiem –Jak dla mnie zbyt kolorowo. Czy te lampki muszą
mieć tyle barw?
-Są świetne – nie zgodziła się, cicho
parskając śmiechem, gdy starsza pani zaczęła marudzić o oszczędzaniu energii.
Mason wywrócił oczami, wsuwając dłonie do kieszeni i burcząc coś pod nosem o
zimnym stylu mieszkania. Anabelle uniosła brwi, unosząc z prawdziwą gracją
filiżankę i upijając łyczek.
-Aryo, twoja herbata zaraz wystygnie –
zwróciła jej uwagę, upominając spojrzeniem. Blondynka posłusznie usiadła na
sofie, obejmując palcami delikatną porcelanę. Jej chłopak znów westchnął,
przechodząc do holu. Ostrożnie stąpał, omijając kartony, z których jego
dziewczyna wyciągała ozdoby. Pięć minut później pojawił się ubrany już w zimową
kurtkę oraz czapką nasuniętą na uszy, uprzejmie żegnając się z gospodynią.
Pocałował Aryę na pożegnanie,
przypominając o wieczornym spotkaniu. Chwilę później obie panie słyszały
oddalający się odgłos silnika, a jedynym dźwiękiem w opustoszałym domu były
kolędy lecące z radia.
-Światełka są śliczne – powiedziała
wreszcie, obserwując jak lustro w złotej oprawie odbija blask latarni stojącej
przed domem.
-Widziałam lepsze – burknęła Anabelle,
machając pojednawczą dłonią –Zamiast durnych pogaduszek o lampeczkach, które
dodajmy przysporzą mnie o ból głowy, powiedz mi co się dzieje z twoim
narzeczonym?
-Mason to mój chłopak – poprawiła
tradycyjnie, wygodniej się sadowiąc na miękkim siedzeniu i zanurzając usta w
gorącej wciąż herbacie –Nic się nie stało.
To nie była prawda i dobrze zdawała sobie z
tego sprawę. Ostatnio między nią, a blondynem doszło do sprzeczki, a w jej
czasie padło kilka niemiłych słów. Tydzień temu podczas treningu poprosiła
zagrywającego by przyniósł jej telefon z torby. Po paru minutach od jego
odejścia, ruszyła na poszukiwanie zaginionego. Znalazła masona w szatni,
czytającego ze zmarszczonym czołem kartki. A dokładniej mówiąc listy. Listy,
które nigdy nie powinny wpaść w jego ręce, listy zapisane eleganckim pismem,
które nigdy nie powinno zostać przez niego odczytane. I nie chodziło tak
naprawdę, że to co piszę Blaise jest tajne czy prywatne, ale że to było do
NIEJ. Te słowa, te komentarze czy przytyki, które zwykle znajdywały się w
korespondencji były tylko i jedynie dla NIEJ. Mas nie miał prawa tego czytać,
nie miał żadnego cholernego prawa spoglądać na te słowa, napisane śliczną
kaligrafią. Bo to były jej słowa. Dla niej. Od niego.
-Mówiłam ci kiedyś, że w młodych latach
należałam raczej do tych.. jak to się mówi? Szarych myszek? – córka
wiceburmistrza uniosła wzrok z ciekawością, wsuwając do ust ciepłe jeszcze
ciasteczko –Oh, kochana, byłam niesamowita! W większej grupie nic się nie
odzywałam, wolałam wtapiać się w tło, ale.. gdy zostawałam z przyjaciółkami
stawałam się zupełnie inną osobą.. zupełnie. Moje .. towarzyszki były dla mnie
najważniejsze, Aryo, do czasu aż..
-Aż? – nie wytrzymała w końcu nastolatka,
obserwując zupełnie zamyśloną kobietę. Szare oczy ponownie odzyskały blask, a
smutne spojrzenie utkwiła Anabelle w ogniu tańczącym w kominku.
-Poznałam chłopaka – wyszeptała cicho pani
Donavan, marszcząc w zadumie brwi –Był jak każdy inny. Wysoki, smukły, lekko
opalony.. poruszał się z dziwną gracją, wręcz elegancją.. kiedy go zobaczyłam..
byłam pewna, że to jeden z tych narcystycznych dzieciaków. Zadufany w sobie,
wpatrzony w siebie synalek tatusia.. – starsza dama zachichotała, a jej wzrok
znów się zamglił –Alicia oraz Gracja od razu zaczęły subtelne adoracje, a on..
popatrzył na mnie i uśmiechnął się. byłam okropna, Aryo, okropna. Ze wstydem
przyznaję, że moja bezczelność oraz arogancja osiągała przy nim maksymalny
poziom. Denerwował mnie w każdym szczególe! Jednak kiedy.. mój tato zmarł, to
on wyciągnął mnie z dołka. Przyjaciółki pocieszały i były przy mnie, ale on
swoimi kaprysami wywoływał u mnie.. skrajne emocje – lśniąca kropla pojawiła
się na pomarszczonym policzku, spływając powoli –Od nienawiści po..
-Miłość? – dokończyła blondynka, czując
dreszcz przebiegający jej po plecach.
-Miłość – przytaknęła Anabelle, a jej
kąciki ust zadrżały –Kochałam go jak głupia. oddałam mu serce, rozum i
dziewictwo. Oddałam wszystko, a on.. on.. po miesiącu pełnym rozkosznego
ciepła.. powiedział, że odchodzi – szare tęczówki skryły się za powiekami, a
jedynie przerażająco smutny głos kobiety świadczył o jej stanie –Nic nie
zrobiłam, Aryo. Powiedział bym go poprosiła by został.. wręcz błagał o moje
krzyki, które skłoniłyby go do pozostania ze mną.. – dłonie staruszki zacisnęły
się wokół medalionu, który nigdy nie opuszczał jej szyi –Powiedziałam by
odszedł, że chcę zapomnieć. Wtedy on.. powiedział, że może to sprawić, że
zapomnę o wszystkim.. spytał czy jestem tego pewna. Nie byłam w stanie..
jedynie na co się zdobyłam to by wymazał pamięć moim przyjaciółkom, nie.. nie
wierzyłam, że o zrobi, ale.. – kobieta obróciła się w jej stronę, mrużąc oczy
–Nikt nie pamięta tego chłopca. Alicia i Gracja są pewne, że zwariowałam.. moja
matka tak samo. Żadna z nich nie ma pojęcia, że istniał ktoś taki jak on. Że
wręcz mieszkał z nami przez trzy miesiące!
-Ty pamiętasz – wyszeptała cicho
jasnowłosa, czując nagłą suchość w gardle –Jak miał na imię?
-Był piękny.. – odpowiedziała równie
spokojnie dama, dotykając drżącą dłonią ust –Wiesz, czemu przypisali mi
lekarstwa? Moje przyjaciółki, kochana Alicia i Gracja, postarały się bym
zaczęła przyjmować te tabletki.. bym o nim zapomniała. Zapomniała, że on
istniał.. tak jak i one.
-Bały się – stwierdziła dziewczyna, wiedząc
że właśnie teraz powinna zadbać by Anabelle wzięła wspominane lekarstwa.
Lekarze nieraz tłumaczyli jej o zaburzeniach pamięci staruszki, o jej
wymyślonym ukochanym. Jednak słyszała tą historię po raz pierwszy. I miała
wrażenie, że to wszystko prawda.
-Ja też się czasem boję, że zwariowałam –
zaśmiała się chrapliwie Ana, wyciągając w stronę młodej towarzyszki rękę z
medalionem –Ale to znalazłam dzień po jego odejściu. Na stoliczku obok..
Arya pogładziła niemal z czcią obudówkę
medaliku. Srebrny, wyglądał jak te stare zegarki, które skrywały się w środku.
Piękny wzór dziwnych znaczków pokrywał zewnętrzną warstwę, a po drugiej stronie
widniał symbol przypominający zamek. Niczym z bajki wysokie wieże oraz smukłe
baszty. Nacisnęła delikatnie guzik, pozwalając połówkom się odchylić i ukazać
tajemnice skrywaną w środku. Wstrzymała oddech, czując jak przyspiesza jej
serce, a oczy rozszerzają z zaskoczenia. Z jednej strony było zdjęcie
przedstawiające młodego chłopaka, który uśmiechał się do aparatu i całował po
chwili stojącą obok młodą dziewczynę. Postacie poruszały się, a Arya dałaby
sobie rękę uciąć, że śmiejąca się na fotografii nastolatka to Anabelle. Przełknęła
z trudem ślinę, kierując ciekawe oczy na drugą połówkę. Nie było tam nic innego
jak jakieś wygrawerowane zdanie, ale w nieznanym jej języku.
-Co to oznacza? – spytała z fascynacją znów
oglądając ruchome zdjęcie.
-Nie wiem – westchnęła kobieta, pochylając
w stronę gościa i mierząc dziewczynę ostrym spojrzeniem –Zastanawiam się..
czemu nie zemdlałaś na widok poruszającej się fotografii?
-Powiedzmy, że.. już coś w tym stylu
widziałam – przyznała, zaciskając usta i uśmiechając niepewnie –Czemu mi to
pani pokazała?
-Widziałaś.. – powtórzyła niemrawo starsza
dama, poprawiając rękawy własnej sukni. W końcu znów westchnęła, prostując na
fotelu i odpowiedziała smutnym uśmiechem –Mason nie jest jedynym mężczyzną w
twoim sercu, Aryo. Widać to w twoich oczach.
-Blaise nie ma tu nic do rzeczy –
zaprotestowała słabo, zamykając medalik i oddając kobiecie –To przyjaciel, ja..
widziałam go tylko dwa razy. Mason jest przy mnie. Kocha mnie i opiekuje się
mną.. Ja myślę, że jest dla mnie równie ważny co pani ukochany.
-Nie wydaje mi się – powiedziała szczerze
kobieta, ściskając w dłoni łańcuszek –Nie mówię, że kogucik Mason jest zły, ale..
Aryo. Jesteś pewna, że to ten jedyny?
-Tak – powiedziała stanowczo nastolatka,
wyrzucając z głowy ciepłe, kakaowe tęczówki, niechlujnie ułożone pukle czy
lekko arogancki uśmieszek –Mason to właśnie ten. I dlatego się z nim dzisiaj
spotkam i.. zapieczętuję nasz związek.
-Aryo, nie podejmuj pochopnej decyzji –
Anabelle zagryzła wargę, nerwowo poprawiając loki. Blondynka czuła na sobie
przenikliwe spojrzenie, gdy zaczęła chować opakowania po ozdobach do schowka
–Nie lepiej poczekać? Masonowi nie musisz niczego udowadniać.
-Nie robię tego dla niego, pani Donovan –
westchnęła, otrzepując ręce i powoli ubierając. Nie. Nie robiła tego dla
swojego cudownego chłopaka. Nie robiła tego też dlatego, że Mas ma
niewiarygodnie urocze dołeczki w policzkach, jasne, krótkie włosy czy lekko
garbaty nos. Nie robiła tego, bo odczuwała aż tak wielkie pożądanie. Nie robiła
tego, bo wszystkie koleżanki swój pierwszy raz mają za sobą. Nie. –Robię to dla
siebie.
-Arya..
-Muszę to zrobić i.. chcę – dodała mniej
pewnym tonem, nasuwając na uszy czapkę. Czy była gotowa wyrzucić z głowy
uśmiech Diabła? Czułe słówka, które jej wysyłał? Przestanie w końcu wypatrywać
to okropne ptaszysko i skupi się na wiadomościach od Mas’a? musi to zrobić by
przekonać sama siebie, że to właśnie chce. I że to jest potrzebne by związek z
najlepszym rozgrywającym wskoczył na nowy poziom.
-Uważaj na siebie – poprosiła ją w końcu
kobieta, wciąż bujając w fotelu. Arya zatrzymała się, obserwując przez chwilę
staruszkę. Mogła spokojnie zobaczyć w niej tą rozśmianą „szarą myszkę”.
Dziewczynkę, która straciła ukochanego.
-Jak on miał na imię? – spytała, łapiąc
chłodną klamkę i zatrzymując w półkroku –Ten ukochany pani z przeszłości? Jak
miał na imię?
-Był piękny. Kochałam go... – wyszeptała
cicho po raz kolejny swoją mantrę, odpychając do tyłu i pobudzając fotel do
lekkiego kołysania –A ja go kochałam..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Uwielbiam .. Micka. Mogłabym zostać panią
Jagger, a jeszcze lepiej Astorią Richards.
Pansy uniosła głowę, kiedy usłyszała
znajomy sopran. Nie mogła się powstrzymać od chichotu na widok przyjaciółki,
która wyraźnie radosna usiadła tuż przy niej. Brązowe włosy zaplotła w koczka,
a zielone oczy podkreśliła jedynie kredką. Cóż, nawet w tym wydaniu wyglądała
zjawiskowo.
-Ja też – Diabeł uniósł głowę z blatu,
przecierając leniwie oczy i mamrocząc coś do siebie –Jestem wykończonyyy..
-Nie wiem co mnie bardziej dziwi.. fakt, że
Zabini chciałby zostać panią Jagger czy.. – Draco uśmiechnął się krzywo,
unosząc dostojnym gestem puchar z sokiem dyniowym –Czy to, że Astoria jest taka
radosna po wczorajszej operze.
-Wieczór był niezwykle udany – odparła
beztrosko nastolatka, jednocześnie lekko mrużąc powieki –Nie podobało Ci się moje
towarzystwo, kochanie?
-Byłaś wspaniała, skarbie, jak zwykle –
odparł nonszalancko Król Węży, unosząc przy tym kącik ust w lekkim grymasie
–Muszę przyznać, że najbardziej podobał mi się wieczór..
-Doprawdy? – Pansy wstrzymała oddech,
obserwując dziwną rozmowę przyjaciół. Czuła jak Toria się spięła, a ona sama
poczuła lekki skurcz brzucha. O ich cudownym planie miał się NIKT nie
dowiedzieć. Nikt. Nawet Draco, który musiała przyznać zachowywał się wczoraj
niesamowicie grzecznie. Przynajmniej w ich obecności.
-Mhmm, już rozumiem dlaczego każdy chłopak
z chęcią wyskoczyłby za Tobą z wieży – blondyn zamruczał zmysłowo, oblizując
usta –I dlaczego zawsze są chętni by do Ciebie wrócić mimo, że odsyłasz ich z
kwitkiem.
-Cieszę się, że mogłam zapewnić ci tą
rozrywkę – parsknęła lekko zaniepokojona Astoria, rzucając szybkie spojrzenie
na siedzącą obok Parkinson –Kochana, podasz mi dżem truskawkowy?
-Proszę – Pans znów obróciła się,
przyglądając ukradkiem Malfoyowi. Szare tęczówki błyszczały, a ich właściciel
był widocznie z siebie bardzo, ale to bardzo zadowolony. Jak na jej gust aż za
bardzo, ale cóż.. to ona zawsze gasiła ten jego dziki entuzjazm. W pewnym
momencie żelazny wzrok chłopaka przyszpilił jej, a ona nie mogła się
powstrzymać przed lekkim skrzywieniem. O tak, znała tą sztuczkę! Dracon będzie
się w nią wpatrywał póki nie spuści wzroku lub nie drgnie nerwowo. Lubiła
denerwować blondyna swoim talentem do wytrzymywania tych chłodnych kalkulacji.
Jako jedyna ze Slytherinu potrafiła utrzymać spokojny, a nawet rozbawiony wyraz
twarzy dłużej niż pięć minut. Nawet Astoria wymiękała po trzech.
-Podasz mi dżem? – zapytał miło nastolatek,
wciąż się w nią wpatrując.
-Głuptasie, stoi tuż obok Twojego talerza –
odpowiedziała równie słodkim głosikiem, pozwalając sobie na krótki uśmieszek.
Oh! Jak ona uwielbiała to robić!
-To naprawdę urocze, że wzroku nie możecie
od siebie oderwać, ale chciałbym zwrócić uwagę, że wciąż nie ma Teodora – Flint
odezwał się po raz pierwszy, nalewając do filiżanki Milli herbaty. Chwilę
później dodał trochę soku malinowego oraz szczyptę imbiru.
-Co z tego? Nott często jest wcześniej niż
my albo w ogóle – mruknął Blaise, nonszalancko wzruszając ramionami –Pewnie
znów zdobywa nowe ścieżki Zakazanego Lasu.. lub siedzi na szlabanie.
-Nie wydaje mi się by jakiś nauczyciel
specjalnie dla panicza Nott’a wstawał wcześniej i męczył się z nim już o świcie
– Millicenta oblizała wargi, smakując ciepłego napoju. Siedzący przy niej
Marcus promieniował szczęściem, a jego błękitne tęczówki nie opuszczała czułość,
gdy zerkał na ukochaną –Myślę, że włóczy się gdzieś po lesie.
-Kto go tam wie.. – wymamrotała Astoria,
zerkając Pansy przez ramię na czytany przez nią artykuł –Czy to nie Weasley?
-Mhmm – ciemnowłosa ślizgonka skinęła
głową, a po chwili zaciskała usta w cienką linię –Gazety wciąż roztrząsają
sprawę opętania dwójki najmłodszych dzieci państwa Weasleyów. Podobno lekarze
twierdzą, że oba przypadki są skrajne, a takich szkód mógł dokonać potężny
czarnoksiężnik bla bla bla. Jakby nikt nie wiedział Kto za tym stoi.
-Nie będą przecież otwarcie trąbić o
Czarnym Panie – Flint wzruszył ramionami, marszcząc w rozdrażnieniu czoło –Zacznijcie
myśleć logicznie.
-Marcus..
-Nie idź za mną – warknął najstarszy z
przyjaciół w stronę narzeczonej, podnosząc się gwałtownie i wychodząc z
Wielkiej Sali z zaciśniętymi pięściami.
-A temu co znowu się stało? – Diabeł uniósł
brwi zaskoczony, obracając się by zerknąć na twarze towarzyszy.
-Wojna się stała, Blaise – westchnęła Milli
zbierając się do wyjścia i poszukania ukochanego mimo jego uwagi. Z opuszczoną
głową poszła śladem Gloomy’ego zostawiając za sobą wciąż lekko oszołomionych
Węży.
-Wciąż nie bardzo wiem o co cho..
-Mar będzie musiał teraz stanąć po którejś
stronie – przerwał mulatowi Dracon, a jego szare oczy pociemniały. Przy stole
Slytherinu zapadła nieprzyjemna cisza, która zmusiła każdego ślizgona z osobna
do przemyślenia niektórych spraw.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.--.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona przyglądała się czubkom choinek,
które wciąż pokryte białym puchem kołysały się na prawo i na lewo. Westchnęła
cicho, a jej ciepły oddech spowodował lekką mgiełkę na chłodnej szybie. Znów
uniosła wzrok wyżej starając poczuć po raz kolejny aurę szkoły i znów się tą
chwilą upajać. Magia otaczająca ją ze wszystkich stron był odprężająca, a cisza
panująca po tej stronie Hogwartu relaksująca. Gryfonka przymknęła powieki
oddając się całkowicie tej chwili, pozwalając własnym myślom dryfować
spokojnie. Pierwszą myślą był oczywisty brak Harry’ego. Od rana znajomi ją
zaczepiali i pytali gdzie to się podział ich Wybraniec, Złoty Chłopczyk. A ona
z lekkim grymasem smutku mruczała o sprawach rodzinnych. Co ciekawe nikt nie
zwrócił uwagi, że brak Pottera zsynchronizował się z ewidentną nieobecnością
dyrektora. Ludzie czasem nie dostrzegali faktów podstawionych im pod sam nos.
Drugim problem nie dającym jej dzisiaj spać
był Malfoy. Od tej pory będzie go tak nazywać. Problem. Ślizgon przynosi same
kłopoty i wszystko komplikuje! To miało być spokojne wyjście, spełnienie
marzeń, a jednocześnie zabawna przygoda. Ona jako arystokratka, jako sama
Astoria Greengrass. Jedynie co miała robić to nie uśmiechać się za szeroko i
być wyprostowaną oraz oziębłą. Zamiast tego pod sam koniec wszystko zepsuła!
Jak mogła pozwolić temu.. temu.. gumochłonowi dać się pocałować?! W ogóle co za
bezczelne zachowanie! Ona spokojnie stoi i się żegna, a ten Problem rzuca się
na nią. Stała jak kłoda! … albo przynajmniej nie przyciągnęła go tak brutalnie
jak on ją. Może i w chwili otępienia pozwoliła sobie wsunąć palce w gęstwinę
blond kosmyków czy też lekko uchyliła wargi, ale.. To była jego wina. Jego nie
jej. To on ją całował, a nawet nie ją a osobę którą myślał że jest! Ha! Nie
wiedziała już co gorsze. Myśl, że gdyby Draco Malofy znów ją pocałował to by
uległa, czy fakt jak nieprzyjemnie jej było gdy znów przypominała sobie, że ona
to ona, a nie Astoria. Chociaż.. w sumie wiedział to, prawda? Jakoś się
domyślił, że nie była jego cudowną narzeczoną. A i tak ją pocałował.
Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu,
który cisnął się jej na usta, gdy i ta myśl ją zaatakowała. Wiedział o tym.
Znów westchnęła, tym razem wypuszczając jeszcze więcej powietrza, a na mgiełce
jaka powstała narysowała uśmiechniętą buźkę. Z zaskoczeniem zauważyła, że już
nie opiera się o parapet sama, a obok namalowanego uśmieszku pojawiła się
smutna minka. Zerknęła z ukosa na towarzysza, który wbijał wzrok gdzieś poza
horyzont.
-Powinieneś pójść do fryzjera – mruknęła w
końcu, lustrując wygląd młodzieńca. Wysoki, barczysty dość dobrze zbudowany
opierał się przy niej z gracją jakiej nie powinien posiadać ktoś o takich
wymiarach. Długie, ciemne włosy sięgały mu już prawie do ramion, a co dłuższe
pukle wpadały do oczu.
-Jest taka tradycja wśród arystokracji, że
od momentu włożenia pierścionka na palec narzeczonej para nie może ścinać
włosów – powiedział cicho, uśmiechając lekko i zerkając na nią spod grzywki –Do
momentu, gdy Milli nie powie mi tak, a nas połączy przysięga nie mogę nic
zrobić z tym chaosem na głowie.
-To troszkę dziwne – mruknęła, unosząc
kpiąco brwi –Czy narzeczone mają tak samo?
-Mhmm – mruknął, opierając brodę na dłonie
i chuchając znów na szkło –Mugole też mają jakieś takie dziwne tradycje.
-To co dla mnie jest normalne, dla was jest
dziwne – prychnęła przypominając sobie zachwyt dwóch Węży nad ekspresem do kawy
–Co Cię trapi?
-Czas – wyznał cicho, znów muskając
opuszkiem palca zimne okno i rysując tylko sobie znany szlak –Leci zbyt szybko,
Miona. Zaraz będzie koniec roku, a wtedy..
-Podjąłeś już jakąś decyzje? – spytała
przybierając delikatny ton oraz obserwując jak jego tęczówki rozjaśniają się.
-Moja rodzina stoi po stronie Czarnego Pana
– odezwał się po dłuższej chwili, wciąż wypatrując czegoś na zewnątrz –Mój
ojciec jest gotowy poświęcić się dla dobra sprawy, a matka jedynie co robi to
zamartwia się i każdej nocy czeka na niego. Nigdy nie wiadomo w jakim wróci
stanie.. czy wróci żywy. Przez ostatni rok postarzała się bardziej niż przez
ostatnie lata.. martwi się wciąż.
-Kocha Twojego ojca, dlatego.. –
zaryzykowała Gryfonka, wstrzymując oddech gdy krótko skinął głową.
-Wiem, że Millicenta mnie kocha, a ja
kocham z całego serca ją – w końcu obrócił twarz w jej stronę, a szafirowe
spojrzenie wbiło się w nią z niemym błaganiem oraz niesamowitą intensywnością
–Miona.. Hermiono.. nie chcę by jej się coś stało, nie chcę by każdego
cholernego dnia czekała na mój powrót. Dlatego proszę.. proszę.. powiedz mi czy
jeśli stanę wśród popleczników Dumbledore, czy on zapewni jej bezpieczeństwo?
-Marcus.. ja nie wiem co zrobi dyrektor,
mogę jedynie się domyślać, że zrobiłby wszystko by jego uczniom nic się nie
stało – chrząknęła nerwowo, ale wraz z wypowiadanymi słowami czuła, że ma
rację. Może i stary Naczelnik Hogwartu bywał zimnym draniem, manipulatorem czy
niezłym intrygantem, ale tego była pewna. Zależało mu na każdym dziecku uczącym
się w tym zamku. Bez wyjątku. –Nie mogę ci zbyt wiele obiecać Gloomy, jestem
tylko..
-Jesteś Hermioną Granger, Miona, jesteś
przyjaciółką Wybrańca, złotym filarem tej szkoły oraz najmądrzejszą czarownicą
jaką Drops ma wśród swoich ludziach! – parsknął trochę rozpaczliwe ślizgon,
zaciskając gwałtownie palce na jej nadgarstkach –Możesz mi obiecać, że po
wojnie, gdy.. Potter pokona Mrocznego Lorda, a nas wszystkich wezmą pod lupę i na
stryczek.. możesz obiecać, że zrobisz wszystko by uratować Milli? By nie
trafiła do Azkabanu, a tym bardziej do Sali śmierci? Błagam..
-Marcus – szepnęła cicho, zaglądając w
zamglone smutkiem oczy i skłaniając Węża do wzięcia głębokiego oddechu –Obiecuję,
że zrobię wszystko by uratować Millicentę, Ciebie oraz resztę.
-Nie musisz mnie ratować – Hermiona
pozwoliła się przyciągnąć i objąć, a chłodny oddech połaskotał ją w szyję,
gdzie chwilę później położył głowę siódmioroczniak –Proszę tylko by Milli przeżyła,
Miona, tylko Milli.
-Cii… - Gryfonka przymknęła oczy, gładząc
zmęczonego podejmowaniem ciężkich wyboróc ślizgona –Wszystko będzie dobrze,
Gloomy, wszystko jeszcze będzie dobrze.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Mam już zakupioną suknię! Będzie podobna
do tej, ale bez tej dolnej koronki..
Dziewczyna uśmiechnęła się słuchając
słodkiego szczebiotu koleżanki. Milli siedziała na jej łóżku wśród licznych
gazet, wskazując co rusz jakiś obrazek i opowiadając o przygotowaniach do
ślubu. Tym razem jej ofiarą została Pansy, która ułożyła się wygodnie na
środku, przygotowana już na długie wywody blondynki. Hermiona zmusiła się do
zachowania spokoju oraz poprawiania eseju Parkinson. Nawet nie zauważyła
momentu w którym większość czasu zaczęła spędzać z ślizgonami. Wychowankowie
Snape’a okazali się świetnymi kompanami, a ich poczucie humoru oraz niektóre
zabawne zachowania wciąż wywoływały w niej salwy śmiechu. Właśnie dziś, gdy
tylko otworzyła drzwi do pokoju zwróciła uwagę, że nie wywołało u niej żadnego
zaskoczenia obecność dziewczyn. Pansy jak zwykle pisała coś w swoim notatniku,
Milli malowała paznokcie, a Astoria kończyła odrabiać Transmutację.
-No dobra, H – zielonooka Królowa
Slytherinu usiadła naprzeciwko niej, unosząc przy tym z wyrachowaniem brew do
góry –Możesz nam zdradzić pikantne szczegóły wczorajszego wyjścia?
-Naprawdę chcesz bym opowiedziała Ci o
sztuce, którą wolałaś zamienić na koncert? – prychnęła Gryfonka, mocząc pióro w
kałamarzu i przekreślając jakiś błąd –Molier jest..
-Głuptasie, możesz wywijać się od spowiedzi
jak długo chcesz, ale .. – Astoria nachyliła się, zniżając głos do szeptu –Znam
też o wiele bardziej brutalne metody na wyciąganie z kogoś prawdy.
-Uważaj, Miona, Astoria potrafi niebywale
długo męczyć łaskotkami – zachichotała Milli, teatralnie się wzdrygając pod
ostrym spojrzeniem przyjaciółki –Ostatnio Pans omal ducha ze śmiechu nie
wyzionęła!
-To było straszne – potwierdziła niedoszła
ofiara, uśmiechając z rozbawieniem –Mów, Hermiona, my też chcemy znać
szczegóły.
-Byłyście tam z nami – ostatni raz
postarała się odwrócić ich uwagę, ale widząc karcącą minę Millicenty wiedziała
już, że przegrała.
-Chodzi nam o wieczór, skarbie –
potwierdziła jej teorię Toria, przekrzywiając z ciekawości głowę –Moment, gdy
Draco stwierdził, że rozumie czemu każdy mój ex jest na moje zawołanie.
-Ploty mówią, że to przez magię Twoich
pocałunków – parsknęła Pansy, unikając poduszki, którą rzuciła w nią
przyjaciółka.
-Hmm, zależy czy całuje z języczkiem, czy
nie – dodała od siebie ukochana Flinta, unosząc przy tym do góry palec –I smak
błyszczyka.
-Większość lubi malinową pomadkę – zgodziła
się Królowa, stukając opuszkiem w swoje wargi –A pocałunek nie może być ani
szybki, ani wolny, bo to wy musicie narzucać swoje tempo.
-Jakie ty narzuciłaś Draco, Mionaś? –
Parkinson zachichotała pod nosem –Bo wydawał się dość .. zadowolony.
-Powiedział wam o tym? – niemal pisnęła
kujonka, czując czerwone policzki, które zaczęły ją piec ze wstydu –Merlinie,
czy są jakieś tematy o których nie rozmawiacie tak otwarcie? Czy o seksie też
tak rozprawiacie?
-Uuu, czyli to nie był tylko niewinny
pocałunek? – Astoria zawyła z uciechy, podciągając kolana pod brodę i
uśmiechając jeszcze szerzej –Uprawialiście seks?
-Tutaj? – Milli machnęła ręką wokół,
również nie ukrywając swojej radości –Był delikatny?
-My..
-Jak to zrobiliście? – Greengrass skrzywiła
się lekko –W łóżku? Na stojąco? Na korytarzu? A może w salonie?
-Dobra wystarczy – Pansy zeskoczyła z
materaca, siadając na dywanie obok całej czerwonej gryfonki –Nie widzisz, że
jeszcze jedna uwaga odnośnie stosunku, a nasza dziewica spłonie niczym feniks.
-Stosunek? – blondynka również zajęła
miejsce między nimi, marszcząc czoło –Jak do ozięble brzmi.
-Dobra, koniec dyskusji JAK to brzmi, czy
na czym TO polega – Toria zachichotała mimo wypowiedzianych słów, a po chwili
robiła przepraszającą minę do gryfonki –Wybacz, Miona, to była mała zemsta.
-Zemsta? – wydukała wciąż zawstydzona
przyjaciółka Wybrańca, marszcząc z niezrozumieniem czoło.
-Mhm, następnym razem, gdy kogoś pocałujesz
przybiegniesz do nas – potaknęła Pansy, sięgając po kubek z herbatą –A my nie
dowiemy się o zbliżeniu między Tobą, a kimś od kogoś nieistotnego, rozumiesz?
-W końcu pierwsza zasada brzmi: Twoje
przyjaciółką muszą obowiązkowo zostać poinformowane o całusach i .. innych
stosunkach – potwierdziła to Milli, częstując wszystkich pierniczkami
przyniesionymi wcześniej –A poza tym nie jesteś sama na tym świecie z
niezbrukanym wieńcem niewinności, Hermiono.
-Zbrukany wieniec niewinności? Uważasz, że
to lepiej niż dziewica? To też zimne określenie? – Parkinson zakrztusiła się
ciasteczkiem, ignorując urażoną minę blondynki.
-Jesteś dziewicą? – Gryfonka uniosła brwi z
ciekawością, zastanawiając się jednocześnie czemu jest tym zaskoczona. Co
prawda dość dużo czasu jej zajęło przyswojenie faktu, że w świecie czarodziei
są już niemal dorośli, ale i tak rzeczy typu planowanie ślubu czy szok, bo ktoś
jest jeszcze niedoświadczony w tematach płciowych ją zaskakiwały. Czarodzieje
uważali za normalne by siedemnastolatkowie uprawiali seks, a ona uczyła się od
dziecka by poczekać do minimum dwudziestki.
-Czekałam na Marcusa niemal od drugiej
klasy – wyznała z uroczym rumieńcem przyszła pani Flint, wzruszając beztrosko
ramionami –Wiem, że on swój pierwszy raz ma dawno za sobą, ale ja chcę przeżyć
tę magiczną chwilę właśnie z nim.
-Przynajmniej będzie na tyle doświadczony
by była to naprawdę „magiczna chwila” – mruknęła Astoria, podnosząc się i
podchodząc do okna, przy którym w tej samej chwili wylądowała sowa.
Arystokratka szybko odebrała list, pozwalając ptaszysku z powrotem wylecieć.
-Kto to? – Milli zaczęła zjadać kolejnego
pierniczka, obserwując jednocześnie poważne oblicze przyjaciółki.
-Harry – szepnęła Parkinson, a sekundę
później obserwowały jak Miona odbiera kremową kopertę od Torii.
-Chcesz być sama? – Asr popatrzyła na nią z
ciepłem pomieszanym z troską.
-Nie – zaprotestowała cicho, w pełni im
ufając oraz czując w nich pewnego rodzaju oparcie –Nie chcę być sama.
Ślizgonki zgodnie skinęły głowami i
rozsiadły się obok niej na łóżku. Miona usadowiła się po środku, Pansy
naprzeciwko, a Bulstrode i szatynka po bokach. Drżącymi palcami rozerwała kopertę.
Na wierzchu nie było ani adresu, ani imienia czy nazwiska. W środku była
pocztówka. Gryfonka zagryzła wargi i zaczęła czytać, z każdym kolejnym słowem
napięcie z niej schodziło.
„Wesołych Świąt Miona!!!
Przepraszam, że się nie odzywam. Wszystko u
mnie okey. Razem z Feniksem prawie dotarliśmy do celu. Podróż była trudna, bez Ciebie
to nie to samo. Mieliśmy małe wpadki, ale jesteśmy cali. Nie wyobrażasz sobie,
ile można tu zwiedzić! Kiedyś przyjedziemy i rozpoczniemy naszą wycieczkę od
nowa. Z każdym dniem odczuwam Twój brak. Nikt mi nie wali po głowie pergaminami
i nie czyta dobranocek. Moje krótkie wakacje niedługo się kończą. Za parę
tygodni będziemy mogli wspólnie wymyśleć kolejny projekt. Żałuję, że ominą mnie
śnieżne zabawy i pyszne dania Twojej matki. Pozdrów ich. Prezent nie jest
najlepszy, ale trudno znaleźć czas na pamiątki. Tobie i tak się bardziej
spodoba niż suknie czy inne dziewczęce rupiecie.
Tęsknię.
Cerva”
Hermiona uśmiechnęła się smutno. Co to za
czasy, że przyjaciel nie może napisać nie zaszyfrowanej wiadomości? Obróciła
karteczkę i zobaczyła zdjęcie jakiegoś małego miasteczka, które pokrywał biały
puch.
-I jak? – ciszę przerwała Pansy, dotykając
pokrzepiająco ramienia gryfonki.
-Hm? – brązowooka wyrwał się z własnych
myśli, uśmiechając blado -Dobrze, wróci prawdopodobnie za pa..
-Nie mów nam! – Astoria przerwała jej
gwałtownie, przyciskając dłonie do uczu w rozpaczliwym geście. -Hermiono,
jesteśmy arystokratami i Czarny Pan zaczyna się o nas upominać.
-Do was należy wybór. – zauważyła ostrożnie
panna Granger przypominając sobie poranną rozmowę z Marcusem.
-Nie całkiem od nas... raczej od naszych
rodzin, a ja muszę przyznać, że mój ojciec aktywnie wspiera politykę
Sama-Wiesz-Kogo –Astoria wyglądała na spiętą, a ściągnięte ciemne brwi dodawały
jej strudzonego wyglądu –Nie wiem co robić..
-Astoria.. nie rozumiem. Jesteś silną,
piękną oraz potężną czarownicą, która bezpiecznie znajduje się w najlepiej
strzeżonym miejscu. Nic Tobie, nic wam, tutaj nie grozi! Możecie przemyśleć
swoją przyszłość, a potem zdecydować jaką decyzję podjąć. A nie to co inni
oczekują – Hermiona widziała, jak dziewczyny zamyślają się, a ich oblicza
pochmurnieją –Hej, ja.. ufam wam. Szczerze, traktuję Was jak przyjaciółki.
Jesteście dla mnie ważne, ale jeśli staniecie po drugiej stronie .. to nie
będzie szczera przyjaźń, a na niej mi zależy. Chcę móc wam mówić wszystko, a
nie tylko czy całowałam się z Malofyem czy nie.
-Dubledore nas ochroni, prawda? Jest najsilniejszy
z wszystkich żyjących.. – Greengass uniosła głowę z niepewną minę, chociaż jak
zwykle brzmiała na spokojną i zrelaksowaną –Jeśli stanę u boku innych
popleczników dyrektora, to ten nas ochroni?
-Nie mogę mówić za profesora Dumbledore’a,
ale.. mogę złożyć przysięgę, że Harry zrobi wszystko by was obronić –
odpowiedziała cicho, dotykając opuszkami pocztówki –Jest Wybrańcem, prawda? Ludzie
go słuchają, chociaż on sam tego nie dostrzega.. jeśli on stanie przy was, to
inni czarodzieje staną wokół by bronić jego przyjaciół..
-Nie jestem przyjaciółką Pottiego, Miona –
parsknęła cicho zielonooka, wyciągając jednak dłoń i ściskając za rękę gryfonkę
–Ale jestem Twoją przyjaciółką, dlatego.. jestem gotowa stanąć przy tobie.
-Ja też – Pansy chrząknęła, przygryzając wargę
oraz przyglądając kujące smutnymi oczami –Już mówiłam, że jestem z Tobą i Harry’m.
-No to, wiwat Złote Dziecko – Millicenta
wzruszyła ramionami, gdy na nią spojrzały, a chwilę później mocno uściskała –Może
złóżmy sobie przysięgę, co?
-Jaką znowu przysięgę, Mills? – zielone
oczy wpatrywały się w blondynkę roześmiane, a cień, który chwilę wcześniej
dodawał im mroku zniknął –Naczytałaś się głupich książek i wciąż oczekujesz
jakiś durnych przysiąg.
-Przysięgę przyjaźni! Kupimy bransoletki i
będziemy je nosić! – Bulstrode jak zwykle cieszyła się, jak mała dziewczynka. Narzeczona
Flinta potrafiła zarazić wszystkich dziecięcym entuzjazmem, a wiecznie
uśmiechnięte oczy błyszczały non stop niesamowitym światłem. Za to ją właśnie
kochały.
-Lepiej rozpakuj prezent, zanim wymyśli
żebyśmy zaczęły ubierać się tak samo! – śmiejąca się z miny jasnowłosej Astoria
niemal się zachłysnęła powietrzem. Hermiona przewróciła oczami, wysuwając z
koperty niewielką paczuszkę. W małym kartonie była skórzana saszetka.
Rozwiązała rzemyk i wysypała zawartość. Na łóżko wypadł naszyjnik. Na zwykłym
brązowym sznureczku było przyczepiony złoty medalion z wygrawerowanym „H.G.”, a
po drugiej stronie wyryto pradawne runami.
-Piękny – szepnęła któraś z dziewczyn.
Miona skinęła głową i nacisnęła mały zamek. Klapki medaliku otworzyły się. Na
lewym wieczku było lusterko bez rysy, które odbijało ich zaciekawione twarze. Z
drugiej napis „Usque ad
consummationem saeculi adero”.
-Będę tam do końca – przetłumaczyła cichym
szeptem Pansy, nie odrywając wzroku od pięknego podarunku.
-Co to znaczy? – spytała Milli, która
właśnie obejrzała ostrożnie naszyjnik i podała zielonookiej.
-Hm, może to jakaś wskazówka? – Astoria
potarła napis, oddając z powrotem medalik właścicielce. -Albo Potter jest
romantykiem.
-Nie mam pojęcia. Pewnie coś znaczy. – Hermiona
założyła niemal z namaszczeniem błyskotkę i schowała pod bluzę. Wydawało jej
się to właściwe, niemal konieczne. Nie chciała aby ktoś widział upominek od przyjaciela.
-Czy między wami.. ee.. coś jest? –
zapytała z nieukrytą ciekawością Parkinson opadając leniwie na poduszki.
-Między mną, a Harry’m? – zachichotała Gryfonka,
podciągając kolana pod brodę –Nie! To mój.. brat! Nie mogłabym go pocałować! Fu!
To tak jakbyś ty miała obściskiwać się z Teo!
-Teodor dość dobrze całuje – odpowiedziała z
chytrym uśmieszkiem Astoria, wybuchając śmiechem na widok ich min –No co? Takie
chodzą plotki..
-Ja bym go nie pocałowała – skrzywiła się
Hermiona, pociągając nerwowo za jeden z wolnych kosmyków –Tak samo Blaise’a czy
Harry’ego.. są dla mnie jak bracia.
-Co innego Malfoy, hmm? – wychowanka Domu Lwa
westchnęła, a widząc twarde spojrzenia ślizgonek, rozpoczęła opowieść. Nie pozwoliła
im wtrącić się chociażby na chwilę tłumacząc zawiłość czynów Dracona, a potem
mieszanki własnych uczuć. Przyjaciółki wysłuchały jej spokojnie, później
zgodnie z jej prośbą nic nie komentując. Powróciły w ciszy do własnych zajęć, a
godzinę później goście wyszli z dormitorium najmądrzejszej uczennicy, która
odetchnęła z ulgą. Była już wyczerpana. Psychicznie, emocjonalnie i fizycznie.
-Usque
ad consummationem saeculi adero. – wyszeptała w ciemnościach, leżąc pod
ciepłą kołdrą. Potarła napis na medalionie, powoli zasypiając i wpatrując się w
podarunek. Jak przez mgłę zamiast siebie w lusterku mignęło jej odbicie
zielonych tęczówek. Tak bardzo znajomych. Zasnęła śniąc o chłopaku z burzą
czarnych włosów i wesołym spojrzeniu.
.*.*.*.
Dziewczyna otworzyła powieki, czując
znajomy zapach oraz ciepło. Obróciła się na drugi bok, przyglądając w ciemności
zarysowi sylwetki przyjaciela. Wyciągnęła dłoń, muskając palcami spięte ramię
chłopaka. Zacisnęła mocniej rękę, pociągając nocnego gościa na materac obok
siebie.
-Co się stało? – przysunęła się do leżącego
już nieruchomo ślizgona, przekładając rękę przez jego biodra i przytulając
mocno –Teo?
-Moja babcia nie żyje – wyszeptał w końcu,
również przekręcając się bok i chowając twarz w puszystych lokach –Zmarła godzinę
temu.
-Teo, tak mi przykro – jego silne ramiona przycisnęły
ją jedynie mocniej do umięśnionej klatki. Nie płakał, ale cierpiał. Po paru
minutach, może godzinie albo dwóch zaczął oddychać mniej nerwowo.
-Miona? – mruknęła, dając znać chłopakowi,
że wciąż nie śpi – Poszłabyś ze mną na pogrzeb babci?
-Tak – nie musiała długo myśleć –A teraz
śpij, Teo, po prostu śpij.
.*.*.*.
Hermiona westchnęła, kiedy kolejna grupa
pierwszoroczniaków przebiegła obok niej, zmuszając ją do chwilowego postoju. Skrzywiła
się, ciągnąć własną walizkę dalej od tłumu maluchów. W pociągu coraz więcej
osób opuszczało korytarz, zajmując miejsce. Gryfonka również upatrzyła sobie
pusty przedział, starając się ułożyć własną walizkę na półce. W momencie gdy
podskoczyła po raz enty, drzwi rozsunęły się, a do zajętego przez nią przedziału
weszła Kasta. Dziewczyny śmiejąc się opadły na siedzenia, a Marcus patrząc z
politowaniem na gryfonkę, jednym ruchem wsadził jej kufer na górę.
-Dzięki, Gloomy – usiadła między Diabłem, a
Pansy, która zajadała się czekoladową żabą.
-Co, chciałaś od nas uciec? – Astoria z
bezczelnym uśmiechem rzuciła w nią szalikiem, jednocześnie rzucając zaklęcia
maskujące oraz wyciszające na pomieszczenie.
-Nie od was – Hermiona skrzywiła się
teatralnie, przybijając piątkę z roześmianym Zabinim –Tylko od ciebie.
-Rozczulasz mnie swoimi wyznaniami
miłosnymi – wszyscy przewrócili oczami, kiedy Greengrass jak zwykle musiała
postawić kropkę.
-Przynajmniej są szczere – prychnęła kujonka,
rozglądając się uważnie –Gdzie jest Malfoy?
-To miłe, że się o mnie tak troszczysz,
Granger – brązowooka uniosła wzrok, mierząc chłodnym spojrzeniem rozbawionego
węża, który właśnie lokował się na miejscu tuż przed nią –Tym bardziej, że
wczoraj mnie unikałaś.
-Nie unikałam nikogo, a w szczególności
ciebie, Malfoy – mruknęła urażona dziewczyna, obserwując intensywnie blat stołu
–Wczoraj byłam po prostu zajęta.
-Oczywiście, rozumiem – blondyn skinął
poważnie głową, chociaż już z jego tonu można było wywnioskować co sądzi
naprawdę –Co takiego porabiałaś?
-Nic co by cię mogło zainteresować –
warknęła, zaciskając usta i ponownie staczając bitwę na spojrzenia. W pewnym
momencie niemal się roześmiała, a to co kiedyś wydawało jej się bezlitosnym i wnikliwym prześwietleniem w stylu Malofya,
teraz sprawiło jej chorą przyjemność. Miło było wiedzieć, że tak uważnie ją
obserwuje. Uniosła odruchowo kąciki ust, odkrywając że stalowe tęczówki nie są
nawet zimne. Były raczej ciepłe oraz troszkę rozbawione, ale nie chłodne.
-Możesz mi wierzyć, że na pewno by mnie
zainteresowało – odpowiedział zniżając głos, nachylając nad stołem. Dziewczyna wstrzymała
oddech, czując przyjemny dreszcz, gdy ich kolana się zetknęły.
-Nie wiem co byłoby fascynującego w upojnym
wieczorze z Transmutacją – mruknęła trochę zdezorientowana dotykiem ślizgona,
który wciąż nie spuścił z niej oczu –Nudy.
-Nic co robisz nie jest nudne –
zaprotestował łagodnie, otwierając by coś dodać, ale nagle jakby uprzytomnił
sobie, że nie są sami. Przeniósł wzrok dalej niemal zmuszając osłupiałych
przyjaciół do udawania kulturalnych i nie podsłuchujących.
-Może.. zagramy w karty? – zapytał niespokojnie
Blaise, starając skupić na sobie uwagę przyjaciółki. Nie zbyt podobało mu się
to co robił blondyn, czymkolwiek by to było. Wolał by wciąż trzymał się z dala
od jego małej Miony.
-Świetny pomysł – potaknęła Pansy, kopiąc
jednocześnie Astorię. Niestety nie trafiła, a zaskoczony Gloomy aż krzyknął
bardziej z szoku niż bólu.
-W co zagramy? – Smok opadł znów na
siedzenie, obserwując z lekkim zmieszaniem zagubionych towarzyszy. Robili wszystko
co mogli by zapomnieć o krótkiej chwili przeznaczonej tylko dla niego i
Granger.
-Poker? – rzuciła Astoria, strzelając
kostkami u rąk, dzięki czemu zdobyła kuksańca od Gloomy’ego.
-Nie umiem grać w pokera – przyznała Gryfonka,
uśmiechając nieśmiało do roześmianych przyjaciół.
-Możesz..
-Możesz grać ze mną – przerwał blondynowi w
połowie zdania Diabeł, rozdając już karty –Podłapiesz troszkę dzisiaj, a w
drodze do szkoły będziesz groźnym przeciwnikiem.
-Zgoda – Hermiona zmusiła się by popatrzeć
na mulata, który zaczął opisywać jej ogólne zasady gry. Nie mogła się jednak
skupić, gdyż myślami wracała wciąż do motyli, które rozszalały się w brzuchu
oraz faktu, że kolana Malfoya wciąż stykały się z jej. Kiedy uniosła na moment
wzrok zauważyła lekki uśmiech Dracona, który jedyne co to uniósł brew.
-Wszystko jasne? – Blaise szturchnął ją,
podając plik kart.
-Nie – westchnęła, nie odrywając spojrzenia
od rtęciowych tęczówek –Ale mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni.
-Wkrótce – odpowiedział blondyn, który znów
zerkał na nią z ciepłem –Już niedługo, Granger, załapiesz zasady.
-Mam nadzieję..
.*.*.*.
Biały płatek opadał delikatnie migocząc w
świetle lam ulic oraz tańcząc swój własny taniec na wietrze. W końcu zakończył
wędrówkę opadając na policzek chłopaka i powoli się roztapiając. Nastolatek dotknął
opuszkiem palca chłodne miejsce, ścierając drobinę wody, w którą zdążyła się
już zmienić śnieżynka. Chwilę później z powrotem obrócił się w stronę drzewa, o
które się opierał i spróbował się wdrapać. Liczne treningi pozwoliły mu na to
by niemal nonszalancko zarzucił nogę na gałąź. Starając się nie hałasować,
zaczął przeskakiwać z gałązki na gałązkę, siadając na odpowiedniej gałęzi okrakiem.
Wzdychając na widok przemoczonych rękawiczek, ponowił wędrówkę. Musi jeszcze
wyciągnąć się na tyle by móc.. przeskoczyć na balkonik. Z gracją pantery
zeskoczył z balustrady, lądując bezpiecznie na balkonie. Otrzepał spodnie oraz
kurtkę, czując rosnące podekscytowanie. Cicho przysunął się do okna, starając
dostrzec cokolwiek zza firanki. Przeleciał wzrokiem po ślicznym, dziewczęcym pokoju
szukając w nim jego właścicielki. W końcu zlokalizował drobną sylwetkę leżącą
na łóżku. Obrócona do niego przodem dziewczyna miała przymknięte powieki i
pomyślałby, że śpi gdyby nie lśniące od łez policzki. Stuknął ostrożnie knykciami
o szybę, starając się zwrócić na siebie uwagę małej osóbki. Niemal się
zachłysnął własnym zachwytem, gdy fioletowe tęczówki skrzyżowały się z jego. Mugolka
przypatrywała mu się uważnie, podchodząc do drzwi od balkonu. Złapała za
klamkę, wciąż jednak jej nie naciskając, jakby nie będąc pewnym czy może to
zrobić. Chłopak zmarszczył brwi, unosząc rękę i kładąc ją na oknie. Uśmiechnął się,
gdy ona też ułożyła własną po swojej stronie. Klamka opadła, a ciepłe
pomieszczenie przyjemnie zastąpiło lodowaty chłód powietrza.
-Mam coś dla Ciebie – powiedział łagodnie, machając
drugą ręką, w której ściskał kwiatka. Troszkę poturbowany, ale cały został
bezpiecznie dostarczony do właścicielki Zabiniego serca –Arya?
-Zrobiłam coś głupiego, Blaise – wyszeptała
cicho blondynka, kładąc roślinkę bezpiecznie na etażerce. Odwróciła się znów do
mulata, który stał tuż przy niej –Coś okropnie głupiego.
-Co się stało, księżniczko? – czarodziej zmarszczył
troskliwie czoło, lokując chłodne palce na bladych policzkach mugolki –Powiedz mi.
-Oddałam się Masonowi, a on.. a on mnie
zostawił – wyszeptała cicho blondynka, przypominając sobie najokropniejszą
chwilę ostatnich dni. Moment, gdy po obudzeniu się w brudnej pościeli zamiast
swojego chłopaka zastała karteczkę. Cholerną notatkę „Było super, skarbie. Do zobaczenia
w szkole!’. Nie tak miała wyglądać pierwsza noc z mężczyzną. Nie tak. Miała czuć
się adorowana, podziwiana, a już na pewno kochana. Zamiast tego poczuła
wykorzystana.
-Heej, skarbie – brązowooki przyciągnął ją
do siebie, tuląc mocno w ramionach –Ja ciebie nie zostawię, księżniczko, nawet
jeśli każesz mi wyjść przez balkon.
-Cieszę się, że cię widzę, Blaise –
westchnęła blondynka, pozwalając pociągnąć się na łóżko i znów przytulić –Mówiłeś
kiedyś, że znasz dobry sposób na uśnięcie..
-A ja się cieszę, że widzę ciebie –
odpowiedział szeptem, zanurzając twarz w blond kosmykach i delikatnie kołysząc
drobne ciało ukochanej –Co zrobisz z Masonem?
-Porozmawiam z nim, może musiał załatwić coś
ważnego – przyznała spokojnie, nie wiedząc nawet, że właśnie wbiła kolejny nóż
w serce mulata.
-Nie rozstaniesz się z nim? – zapytał beznamiętnie
ślizgon, zaciskając z nerwów zęby.
-Nie, porozmawiam z nim – westchnęła, a w
tym samym momencie Zabini poczuł jak jego serce zaczyna znów się rozpadać –Co z
tą kołysanką, Diabełku?
Blaise zaczął cicho nucić znaną mu z
dzieciństwa melodię, uśmiechając ze smutkiem, gdy rozluźnione Arya usypiała w
jego ramionach. Póki co musiało mu to wystarczyć, póki co. Bo był pewien, że w
pewnym momencie blondynka go pokocha. Może nie z taką mocą jak on kocha ją, ale
to tylko kwestia czasu. Musi cierpliwie utrzymywać swoje połamane serce w
ryzach, bo Arya kiedyś zobaczy w nim kogoś więcej. I wtedy.. wtedy może ona też
będzie go kołysać i szeptać czułe słówka.
-Kocham Cię – powiedział łagodnie,
przykrywając uroczą mugolkę kocem. Pogładził suchy już policzek opuszkami
palców, napawając się przez chwilę bliskością ukochanej –Kocham.
O matkooo! Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńALLLELUJA PIERWSZA
OdpowiedzUsuńIrytek mnie zirytował. Miałam być pierwsza!!!!
UsuńGrr.
Rozdział super, ale myślałam że Astoria bedzie zła że Hermiona z jej przyszłym narzeczonym się całowała...... A jednak :D
Teo biedny. On jest taki taki... inny cichy tajemniczy. Takie biedactwo :D
Już myslałam ze to bedzie rozbierany poker ;D juz myślałam ze okej akurat ty bys byla wstanie to wsadzić do rozdziału :D
A myślisz, że Irytek jestem bo co? :D
UsuńWszystko przemyślane :D
Super rozdział!!! Biedna Arya :'( Oficjalnie nienawidzę Masona. Jak można być takim idiotą?! Ale Blaise jak zawsze kochany <3 I ta rozmowa Draco z Hermioną w przedziale *.* Współczuję Teodorowi :'( Mam nadzieję, że Hermona spełni obietnicę i pójdzie z nim na ten pogrzeb :( I bardzo zaciekawiła mnie opowieść tej starszej pani :) Szkoda mi jej :/
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
dramione-never-forget-you.blogspot.com
Jeju, jak zwykle ekstra! Boże wspaniale, cudownie, przepięknie i tak...! KOCHAM!
OdpowiedzUsuńW sumie żal mi Aryi, ale to znak , żeby zostawiła tego debila i szubko leciała do Blaisa!
W ogóle Blaise jest taki kochany i cudowny i ja go uwielbiam, więc na miejscy Aryi bym się nie zastanawiała długo xD
A i kocham Hermionę i Draco!
Weny duuużo, zdrówka i czasu.
O kurde.
OdpowiedzUsuńTylko tak mogę opisać ten rozdział.
Po pierwsze: ciekawi mnie niezmiernie o kim mówiła starsza pani! Może ktoś z arystokratycznego rodu? ^^
Po drugie: żal mi Aryi (Arii?). Biedna mała, głupi Mason! Ciekawe jak potoczy się to dalej.
No i po trzecie: Dramione ♥ Jestem totalnie zachwycona, uwielbiam twojego Malfoya i relację między nim a Hermioną. Jest taka skomplikowana ale cudowna ♥
To idealny prezent na święta, ten twój rozdział Lupi. Dziękuję, to najcudowniejsze co mogłaś mi dać.
Życzę Ci weny i dużo szczęścia, nie mam pomysłu na bardziej wyszukane życzenia, bo wiem że wszystko co napiszę nie będzie równało się z Twoimi niesamowitymi opisami, które tworzysz tak umiejętnie.
W każdym razie: rozdział wspaniały, no i wesołych świąt! :)
Kocham,
Kercia ♥
najpierw sie popłakałam ze śmiechu, a potem tak po prostu xd cudowny, fantastyczny, niesamowity, dajta mi szybko kolejny, bo zdycham! xd :D twierdzisz, że mało sie dzieje, a tu BUM! na odwrót xd weny życze i do następnego <3
OdpowiedzUsuń