22 września 2014

Raz zachwiane zaufa­nie nig­dy nie odzys­ka pełnej równowagi.

Witam,
dzisiaj ja ( Rogaś), bo Lupi wyjechała i na  mnie zwaliła obowiązek wstawienia nowości. <3
Kazała przekazac: zaległości z czytaniem nadrobiła, komentarze napisze po powrocie, w następnym rozdziałach coraz więcej Dramione, mmm robi się gorąco :P
Pozdrawia i  ściska z nad jeziora.

Ps. Byłabym wdzięczna za mnóstwo komentarzy, nawet tych najprostszych, bo dają one Lupi mnóstwo radości.
 Ps.2. Moim zdaniem rozdział zajebisty. ( jaka ona zdolna <3 )

Buziaki,  Rogaś :*


Hermiona westchnęła cicho, składając w idealną kostkę koleją bluzkę. Spojrzała na niewielką kupkę ulubionych ubrań, które leżały obok otwartej walizki. Ukochane książki znalazły już swoje miejsce w środku, jak i również parę pergaminów na prace domowe. Może i będą mieli tydzień wolnego, ale nie zmienia to faktu, że mogą odłożyć lekcje na później. Ona sama już zaplanowała sobie, co i kiedy odrobi.
-Co o tym myślisz? – Harry przerwał chwilę milczenia, podnosząc głowę z poduszki by na nią zerknąć. Przeszywające spojrzenie oczu koloru Avady przeszyło ją z ciekawością zmieszaną z ciepłem.

-Co myślę o reakcji Erica? – zmarszczyła brwi, szukając na dnie szafy swoich ulubionych puszystych skarpet –Cóż skoro uważa, że nie jesteś gotowy na poszukiwanie horkruksów, to może i ma rację?

-Miona, ja nie muszę być na to przygotowany – młody Wybraniec jęknął sfrustowany, uderzając pięścią w materac –Moim zadaniem byłoby pomaganie dyrektorowi, a nie walka ze śmierciożercami!
-A co, jeśli i by owa walka się zdarzyła? – spytała spokojnie, łapiąc w ręce puszysty materiał skarpetek. Wyciągnęła je sprawnie, rzucając od razu do torby.
-Czyli popierasz jego decyzje? – Potter westchnął ciężko, podając jej wskazany sweterek –Dumbledore mówi, że to ode mnie zależy..

-Harry, a zastanawiałeś się kiedyś.. – przerwała, unosząc głowę by móc odszukać szmaragdowe tęczówki –Może.. może my jesteśmy jedynie pionkami w grze o władzę?
Gryfonka zamarła, obserwując z ciekawością jak przyjaciel stara się ją zrozumieć. Nie mógł spostrzec, że działania Naczelnego sprawiają, że działają jak ten im zasugeruje. Nawet kiedy mają poczucie odpowiedzialności za podjęte decyzje, te z góry były już zaplanowane. Sama nie widziała tych małych manipulacji nim auror nie wytknął je wraz z argumentami. Od tamtej pory jej wiara w dyrektora, jak i innych członków Feniksa zmalała.

-Ale czyjej? Jasne, że nimi jesteśmy! Minister chciałby mnie widzieć przy swoim boku, ale inni też.. – umilkł, widząc jej niezmienioną minę. W końcu odgadł tok myślenia dziewczyny, a jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia –Chcesz powiedzieć, że Dumbledore nas wykorzystuje? Niby jak? I skąd ten pomysł? Dyrektor nam pomagał od początku, H, więc co ci przyszło do głowy?!
-Nic, tak tylko myślałam – westchnęła, wkładając ostatnie koszulki. Zamknęła sprawnie wieko walizki, zasuwając suwak. W końcu podniosła się, podchodząc do okna i spoglądając na zewnątrz. Jutro będzie już w domu, słuchając głosów rodziców dobiegających na dole. Przykryje się swoją kołdrą, pozwalając na chwilę wytchnienia oraz lenistwa.

-No dobra.. – szukający Gryffindoru stanął przy niej, opierając o parapet i spoglądając z troską –Mów co cię gryzie, H.
-Boję się, Złoty Chłopcze – wyszeptała, dotykając opuszkami palców chłodnej szyby. Zaczęła rysować nie widoczne wzory, starając oczyścić myśli –Nie wiem komu możemy ufać, kto działa dla własnych korzyści.. Harry, Dumbledore jest najpotężniejszym magiem Jasnej Strony, doświadczonym czarodziejem, ale.. – spojrzała w zielone tęczówki, które błyszczały w półciemnym pomieszczeniu –Wciąż jest człowiekiem. Popełnia błędy, ulega emocjom.. Czy możemy mu ufać w stu procentach?

-Ufasz mu? – zapytał równie cicho, zaciskając pięści. W blasku jednej zapalonej lampy Potter wyglądał starzej. Podkrążone oczy, zmęczony wyraz twarzy oraz oczy, które lśniły smutkiem. Nie tak powinien wyglądać nastolatek, który dopiero dojrzewa magicznie i fizycznie.
-W pewnym stopniu tak, ale.. nie jak kiedyś – przyznała po chwili milczenia, zagryzając wargę. Wiedziała o przywiązaniu przyjaciela do swojego mentora. Stary czarodziej stał się dla Harry’ego wzorem do naśladowania, bohaterem.

-Cóż.. ja ufam Tobie – gryfon wetknął dłonie do kieszeni, odchylając do tyłu głowę –Może w takim razie poszperamy w przeszłości dyrektora?
-Czekałam tylko na tą propozycję – uśmiechnęła się smutno, obserwując zmagania chłopaka. Widziała jak niechęć walczy z ponurą akceptacją, która w końcu przeważyła. Chłopiec z blizną posiedział u niej jeszcze przez parę minut, wymykając się w końcu z pokoju. Rozumiała, że musi teraz to wszystko przemyśleć. Odkryć na nowo, jak i komu ufać. Sama wciąż nie znalazła odpowiedniej równowagi w tym coraz zimniejszym świecie wojny..

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Harry wypuścił ze świstem powietrze, zamykając za sobą drzwi. Wciąż czuł się jakby dostał po bebechach, a myśl o zdradzie dyrektora przyprawiała go o dreszcze. Starszy mag był jedną z niewielu osób, której ufa. Albo ufał. Sam już nie wiedział co myśleć, bo słowa Hermiony odbijały mu się echem. Zszedł z piętra sypialni, napotykając w salonie Teodora. Ślizgon półleżał na fotelu, studiując z uwagą jakąś starą książkę.
-Wyglądasz jak lwiątko po złej kąpieli, Potter – zatrzymał go głos Węża, który teraz bacznie mu się przyglądał. Czarne tęczówki przewiercały go na wylot, starając wyłapać każdy szczegół. Znał to spojrzenie bardzo dobrze, widział je zawsze gdy spoglądał w lustro.

-Powiedzmy, że tak się czuję – mruknął zbyt zmęczony by myśleć nad ripostą. Widocznie uległością jeszcze bardziej zaciekawił przebiegłego Nott’a, który teraz pochylał się jego stronę.
-Co się stało? – spytał niemal łagodnie ciemnowłosy przyjaciel Malfoya, odkładając tomisko na bok. Teraz cała jego uwaga była skoncentrowana na nim. Harry po chwili zawahania usiadł naprzeciwko chłopaka, mierząc z równym dystansem.

-Powiedzmy, że grono zaufanych zmniejszyło mi się o jedną osobę – przyznał w końcu, opierając głowę na rękach. –Nie wiem czy ufać Hermionie czy temu co podpowiada mi przyzwyczajenie.
-Cóż, ja pewnie skłoniłbym się do tej pierwszej opcji – powoli odpowiedział Teo, zerkając ponad ramieniem na schody prowadzące do sypialni. Znów skupił na nim czarne tęczówki, które teraz błyszczały niebezpiecznie. –Mam propozycje nie do odrzucenia.

Harry uniósł jedynie brew, coraz bardziej zaciekawiony przeprowadzaną rozmową. Sam przed sobą nawet nie próbował ukrywać sympatii do chłopaka, który siedział przed nim. Nott swoją tajemniczością nie był najlepszą opcją na bycie przyjacielem Hermiony, ale nie mógł nic zrobić. Wolałby chyba by dziewczyna była związana do końca życia z komuś podobnym do Seamusa czy Cormaca.. choć po dłuższym namyśle wolał już niebezpiecznego buntownika ze Slytherina niż tamtego kretyna.
-Czy zastanawiałeś się nad .. Czarną Magią? – zmarszczył czoło czy cichy szept ślizgona pytał o to, co usłyszał. A może źle zrozumiał? Może brał by to pod uwagę, gdyby nie nerwowość towarzysza oraz jego wzrok skaczący co chwila wokół.

-Nott.. – chrząknął, wiedząc że powinien w tym momencie wstać i popędzić do dyrektora. Uczeń nie może znać zakazanej magii, a tym bardziej.. cóż, cokolwiek związanego z czarną magią jest złe. Mimo tych wszystkich argumentów nie podniósł się, chcąc usłyszeć dalszą część.
-Posłuchaj tylko – zaprotestował cicho Teodor, niemal zsuwając się z fotela, kiedy pochylał się jeszcze bliżej. Jego szept nie był głośniejszy niż tykanie zegara, zdenerwowany ton ukrywany pod swobodnym uśmiechem –Tylko mnie wysłuchaj, Harry, a potem zdecydujesz. – kiedy gryfon skinął, prefekt skinął w podziękowaniu głową –Czarna Magia jest niebezpieczna, to fakt, ale to właśnie takiej będzie używać Czarny Pan. Jeśli chcesz mieć większe szanse na pokonanie go musisz.. powinieneś.. poznać ją lepiej..

-Nie będę używać Czarnej Magii – syknął szukający, nie podnosząc się jednak. Harry przymknął powieki, starając zrozumieć również samego siebie.
-Oczywiście, nie musisz, ale poznać nie zaszkodzi – mroczny nastolatek wykrzywił w krzywym grymasie usta –Zastanów się.. Confudus jest podobny do Imperio, czyż nie? A na przykład Crucio jest jedynie bardziej bolesne niż Diffindo.

-Są CZARNO magiczne, Nott, ja nie będę bawić się nią jak Voldemort – zielonooki zadrżał, wciąż siedząc nieruchomo.
-Jeśli ktoś będzie chciał skoczyć z Wieży lepiej stać i błagać go? Czy rzucić Imperio zmusić do zejścia, a potem uwolnić? – obaj chłopcy wbili w siebie twarde spojrzenia, starając rozegrać kolejną partię jak najlepiej –Harry, nie chcę zmuszać cię do rzucać klątw na lewo i prawo, ale.. to byłby niezły as w rękawie, nie?

-Kto by mi dawał.. teoretycznie rzecz jasna.. lekcje? – zapytał w końcu gryfon, uwalniając z paraliżu. Musiał wyjść i wszystko przemyśleć albo wybuchnie od natłoku informacji.
-Teoretycznie rzecz jasna, to byłbym ja – kapitan Gryffindoru uśmiechnął się słabo, dopuszczając z trudem tą myśl do przetwarzania. Zastanawiał się czy Hermiona zdawała sobie w ogóle sprawę z .. zainteresowań przyjaciela.

-Przemyślę to – powiedział uprzejmie, uciekając z salonu nim tamten zdążył odpowiedzieć. Szybko przemierzał korytarze, skupiając na krokach. Całe szczęście, że nikt nie zechciał z nim teraz rozmawiać, bo nie był pewny swojej stabilności. Odruchowo chciał pójść do Gryffindoru, ale wizja obserwowania Rona, który siedzi z Seamuem, a nie nim nie była kusząca. Albo ciemnowłosa Ginny posyłająca mu pogardliwe uśmieszki. Zdecydowanie wolał ukrywać się w Pokoju Życzeń, który był odskocznią od realnego świata.
Stając w wejściu magicznego pomieszczenia nie miał zupełnie głowy do tworzenia jego wyglądu. Ku uldze pomieszanej z zaskoczeniem zastał znajomą klasę, w której zwykle ćwiczył z aurorem oklumencję. Tym razem jednak zamiast się uczyć zamierzał ujarzmić zbiorowisko problemów, które kłębiły mu się w głowie. Opadł z wycieńczeniem na swój fotel, wzdychając ciężko.

Po pierwsze, sprawa z Dumbledore’m. Nie wyobrażał sobie by najpotężniejszy czarownik Jasnej Strony mógł nimi manipulować. Każde działanie dyrektora było pełne troski oraz swobody podejmowania następnych posunięć. Czy właśnie o to chodziło? Że mimo tej wolności robili dokładnie co starszy mężczyzna chciał? Teraz nie wiedział nawet, kiedy były to jego własne decyzje, a kiedy innych?
Zacisnął zęby wiedząc, że zaufanie jakim darzył Naczelnego Hogwartu zmniejszyło się minimalnie. Hermiona była zestresowana oraz rozkojarzona całą dzisiejszą sprawą. Może powiedziała to nieumyślnie? Ale była wtedy taka zlękniona oraz niepewna, wiedział że martwiła się jego reakcją. A on przyjął to nawet spokojnie. Nawet.

Drugi problem – propozycja Nott’a. Nie miał nawet z kim omówić ten ewenement. Chyba, że… Poruszy ten temat na jednych z zajęć z Ericiem. Hutz na pewno mu podpowie co powinien robić, w końcu sam miał do czynienia z mroczną siłą.
No właśnie.. skoro nie mógł nikomu ufać, czy auror zasługiwał na to? Cóż, tak. Był niemal pewny na sto procent, że temu mężczyźnie może. Tylko czy nie popełniał tego samego błędu po raz drugi? Dyrektorowi też ufał. I wciąż to robi.

Ale.. Eric? Tak. Gryfon nie był pewny czy dlatego, że Hutz pokazał mu prawdziwą swoją twarz? Czy to wspomnienia przeważyły? Czy może ostatnie mgliste mignięcie obrazu pięknej żony aurora, która trzymała małego chłopca na kolanach? Synek czarodzieja miał śliczne blond loczki oraz dołeczki w policzkach. Ale to nie na to zwrócił uwagę. Nie. To oczy dziecka, tak soczysto zielone jak jego, zwróciły uwagę Wybrańca. Tuż przy tym wspomnieniu było drugie. O nim samym. Ich pierwsze spotkanie w gabinecie oraz uczucia towarzyszące aurorowi. Szok, ból i wściekłość, kiedy spojrzał prosto na przyszłego nauczyciela. A potem przywiązanie pomieszane z dziwnym blaskiem ciepła.
-Harry?

Chłopak podniósł się w mgnienie oka, wyciągając różdżkę przed siebie. Był to już jego odruch, ten nieprzyjemny nawyk, który nabiera znaczenia w trudnych czasach.
-Nie rób tego więcej, bo mogę najpierw rzucić zaklęcie, a później.. pomyśleć – poprosił niespodziewanego gościa, ganiąc się również w myślach, że nie zablokował drzwi. –Co słychać, Luna?

Blondynka z nieobecną miną usiadła naprzeciw niego, podciągając pod brodę kolana. Blond kosmyki spięła w wysokiego koka, wkładając w niego swoją różdżkę. Ubrana w wymięty pomarańczowy sweter oraz legginsy wyglądała trochę jak zagubiona nastolatka. Szare oczy błyszczały rozmarzenie, a ich właścicielka spoglądała na niego spod długich rzęs. Dopiero teraz Harry zauważył, że Pomyluna jest naprawdę bardzo ładna. Miał dziecinny wyraz twarzy, ale dodawało jej to jedynie uroku. Ogromne oczy upodobniały ją do niewinnego maleństwa, które wierzy we wszystko co mu się powie.
-Masz czasem wrażenie, że cały świat obrócił się przeciwko Tobie? – krukonka przekrzywiła głowę, nie odwracając od niego smutnego spojrzenia. Westchnął, kiwając niepewnie. Nie miał zamiaru wysłuchiwać, że to przez jakieś magiczne istoty, ale cóż..

-Dość często – odpowiedział, widząc że czeka na odpowiedź.
-Czasem chciałabym urodzić się sto lat temu, kiedy to całe zamieszanie nie miało jeszcze miejsca. – przyznała cicho, zaskakując go swoją trzeźwością umysłu. –Mogłabym wtedy robić badania nad mikroskopijnymi stworzonkami, a nikt by się z tego nie śmiał. Mogłabym paradować w niecodziennym ubraniu, a jedynie dostawałabym karcące spojrzenia oburzonych czarownic.. Mogłabym wstawać bez myśli, że to może właśnie dziś, któryś z moich przyjaciół zginie..

-Też bym tak chciał – potaknął z bólem, zaciskając mocno palce na oparciu fotela –Mógłbym całymi dniami latać na miotle, a żaden Lord bez nosa nie polowałby na mnie. Mógłbym rozmawiać z moimi rodzicami, którzy każdego dnia budziliby mnie śmiechami dobiegającymi z kuchni. Mógłbym nabijać się razem z Syriuszem z ich kłótni, a wieczorami siadalibyśmy przy kominku opowiadając niestworzone historie – zacisnął usta, mrugając by przegonić te skradzione marzenia sprzed oczu –Ale to tylko cholerne gdybanie.. A właśnie w tym momencie ktoś gdzieś ginie, torturowany przez śmierciożerców.
-Oh, Harry – jasnowłosa otarła kryształową kroplę z policzka, patrząc na niego z ciepłem –Powiedz, co cię trapi?

Ciemnowłosy otworzył usta by odpowiedział półsłówkami, ale nie mógł. Zamiast tego wpatrywał się w szare niczym niebo tęczówki i opowiedział wszystko. Każdy myśl, która znalazła ujście z jego zapełnionej głowy, dodawała mu lekkości. Mówił o swojej stracie, o trosce, która rosła z każdą chwilą kiedy widział przyjaciółkę w towarzystwie młodych ślizgonów. Kontynuował wywód wspominając o rozterkach z zaufaniem, Dumbledore’m czy Erikiem. Bez tchu streścił rozmowę z Teodorem, a cichym szeptem wyznał, że mimo niechęci, czuł dziwny pociąg. Uciekł, bo bał się tego pragnienia, które nakazywało mu uczyć się Mrocznych Sztuk. Zachrypnięty opowiedział o dziwnym przeczuciu, że jak zacznie zagłębiać się w Czarną magię to stanie się następnym Voldemortem. W końcu  z bólem, przyznał się do ogromnej tęsknoty za Blackiem, rodzicami oraz obawami, że wszystkich zawiedzie.
-Co mam robić, Loony? – spytał, wyczerpany tymi wszystkimi wyznaniami.

-Myślę, że możesz ufać przyjaciółce oraz mi – blondynka odchrząknęła, pocierając palcami swoje skronią –Dyrektor jest wielkim magiem, ale i człowiekiem. Na twoim miejscu oczyściłabym umysł i posłuchała instynktu.. A co do propozycji Teodra.. – dziewczyna przyjrzała mu się z dziwnym błyskiem w oczach –Nott nie skrzywdziłby cię..
-Niby czemu? – przerwał jej, zaskoczony tą pewnością.

-Wtedy zraniłby Hermionę – powiedziała to tonem wyrozumiałym –No wiesz, ta więź i w ogóle.. – krukonka wzruszyła ramionami jakby najbardziej strzeżona tajemnica prefektów była bardzo powszechna –To widać i tyle. Dlatego.. możesz przystać na jego propozycję..

-A co z moimi.. hm. Obawami? Co jeśli nauka pochłonie mnie bardziej niż powinna? – zapytał z nieukrywanym strachem, odwracając wzrok –Kto mnie powstrzyma?
-Ja – spojrzał zaskoczona na pewną siebie nastolatkę, która z determinacją mu się przyglądała –Harry, nikt się nie spodziewa po Wybrańcu znajomości mrocznych sztuk. Vol.. Sam-Wiesz-Kto będzie używać silnych klątw, a najlepszą obroną przed nimi będą..

-Zaklęcia równie silne – podsumował, powoli podejmując decyzje. Jeśli ma pokonać czarną magię, najlepiej zrobić to właśnie nią. Wciągnął głośno powietrze, przyrzekając przed samym sobą, że w momencie, kiedy poczuje się z tym źle, zaprzestanie. Nie stanie się kolejnym Mrocznym Lordem, nie będzie zabijać bezdusznie, a tym bardziej podbijać świata. Wystarczy mu wygrany pojedynek z Voldemortem, a później zapomni o tym wszystkim.
-Harry? – Luna Lovegood uśmiechała się szeroko, a jej spojrzenie znów stało się rozmarzone oraz nieobecne –Sto lat temu, moglibyśmy we dwójkę podróżować po całym świecie. Pojechalibyśmy do Paryża? Albo Pragi?

-Jasne, że tak – roześmiał się, przymykając oczy oraz pozwalając sobie na kolejne skradzione marzenia –Pływalibyśmy w oceanie, a wieczorami robili ogniska..
-A nocą oglądali księżyc, nie wiem czy wiesz, ale podobno z właśnie stamtąd przybyły do nas takie malutkie stworzonka, którymi są..

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Wargowie pojawiali się na przełajach dziejów, zwykle w czystokrwistych rodach, których dzieje sięgają pierwszych Starożytnych. Czarodzieje ci, znajdywali swoje zagubione odłamki dusz wśród zwierząt. Warg może przenosić swoją świadomość umysłu do podopiecznego, kontrolować jego poczynienia oraz ciało

Hermiona uniosła głowę, kiedy drzwi przedziału otworzyły się z hukiem. Zamknęła książkę, ukradkiem wsuwając ją do swojej torby podręcznej. W wejściu stał Blaise, który z szerokim uśmiechem wcisnął się na siedzenie naprzeciw niej. Szturchnął wciąż drzemiącego Wybrańca, którego nawet i wybuch by nie obudził. Zaspany Harry, mruknął coś pod nosem, wciskając się jeszcze bardziej w kąt.
-Cześć, skarbie – mulat wyszczerzył się do niej radośnie, mrugając łobuzersko do siedzącej obok niego Luny. Panna Lovegood beznamiętnie z powrotem zanurzyła się we własnej lekturze, ignorując zaczepkę ślizgona.

-Co tam, Diabełku? – zapytała uprzejmie, zastanawiając się reakcji śpiącego przyjaciela po przebudzeniu. Na obecność Teodora jedynie się uśmiechnął niepewnie, ale po paru chwilach obaj młodzieńcy dość szybko rozpoczęli dyskusję na temat jakiś tam drużyn. Luna całkowicie odleciała, a obecność Notta skwitowała jedynie skinięciem.
-Smok oraz Pansy odrabiając prace domowe, rozumiesz to? PRACE DOMOWE – jęknął, wyrzucając ręce do góry. Pech chciał, że przywalił łokciem prosto w żebra Wybrańca, który z głuchym odgłosem otworzył powieki. –Wybacz, Potti.

-Czy jest jakieś sensowne wytłumaczenie, dlaczego mnie uderzyłeś? – burknął zirytowany zielonooki, przeczesując ręką gęstwinę włosów.
-Na moją obronę, akurat opowiadałem o moim niefortunnym doborze przyjaciół – wymamrotał mulat, klepiąc przepraszająco gryfona po ramieniu –Wyobraź sobie, że Draco z Pan robią lekcje!

-Po co? – spytał niemrawo Harry, rozciągając zesztywniałe mięśnie.
-Może po to, żeby nie musieć nad nimi siedzieć w wolne dni? – ironicznie przerwała im pani prefekt, unosząc kpiąco brwi –Weźmiemy z nich przykład?

-NIE – obaj krzyknęli, jednocześnie posyłając sobie porozumiewawcze uśmieszki. Widać, to właśnie był moment przełomowy przyszłej przyjaźni, gdyż obaj fanatycy Quddicha, po godzinie marudzenia na „dziwne przypadki”, którymi okazali się ich przyjaciele, postanowili przejść na inne tematy. Właśnie w takim momencie zastał ich Teodor, który wrócił właśnie z przechadzki po pociągu. Bez słowa usiadł przy oknie, zmuszając gryfonkę na wciśnięcie się pomiędzy niego, a Lunę.

Hermiona przewróciła oczami, kiedy siedzący naprzeciwko zaczęli się wzajemnie przedrzeźniać. Doprawdy potrafili obaj być tak dziecinni. Zabini z idealną fryzurą na niegrzecznego chłopca, spoglądał z czystym rozbawieniem na Złotego Chłopca. Obaj wydawali się troszeczkę zaskoczeni swobodą oraz rozpoznaniu w sobie bratnich duszy.

No właśnie, bratnie dusze. Zerknęła na Nott’a który beznamiętnie przypatrywał się mijanym widokom. Czarne tęczówki odbijały mugolskie wioski oraz pola, a na bladej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Czarne kosmyki opadały chłopakowi na oczy oraz kark, skręcając delikatnie na krańcach. Dotknęła jego dłoni swoimi palcami, rozkoszując wibrowaniem magii pomiędzy nimi. Nagle wszystko stało się wyraźniejsze, barwy, dźwięki a nawet zapach. Uśmiechnęła się mimowolnie, czując tą iskierkę mocy, która zawsze przechodziła przez nich, gdy się dotykali. Było to uczucie wręcz uzależniające swoją potęgą.

-Powinniśmy spotkać się i poćwiczyć – Teo spoglądał na nią ciepło, splatając ich dłonie ze sobą –Może coś nam się uda zdziałać.
-To byłoby miłe, gdybym nie miała dziwnych zwidów miejsc, w których nie jestem – przyznała z rozbawieniem, przymykając na moment powieki. Magia może nie była widoczna, ale wyczuwalna owszem. Aura czarodziei gdy była potężna wibrowała w powietrzu, gromadząc się wokół właściciela. Harry czy Dumbledore miel bardzo silną aurę, a magia jej i Nott’a również wibrowała za każdym razem, gdy znajdowali się bliżej.

-Albo, gdybym nie czuł dziwnych skoków ciśnienia przy niektórych – powiedział złośliwie, wykrzywiając usta w łagodnym uśmiechu –Opowiem Ci wtedy więcej o wargach..
-Nie mogę się doczekać – potwierdziła z entuzjazmem, przypominając sobie przeczytany fragment. Czy to znaczyło, że Teodor zostawał w swoim ciele, jednocześnie będąc wilkiem? A może jego materialna postać znikała?

-Niedługo będziemy – Blaise podniósł się z niechęcią, uśmiechając jednocześnie niczym dziecko, które chce ubłagać rodziców o dodatkowe pięć minut –Spotkamy się na peronie?
-Nie odeszłabym przed wyściskaniem Ciebie, Diabełku – przyrzekła Hermiona, czując ciepło, kiedy nastolatek popatrzył na nią z rozbrajającym uczuciem. Często widywała takie emocje u Pottera, który zawsze patrzył na nią z miłością. Właśnie, to widziała i w tych brązowych oczach, które promieniowały śmiechem.

-Zapamiętam, to sobie, słoneczko – odparł Zabini, wychodząc w końcu z ich przedziału. Chwilę później słychać było jak przyjaciel wrzeszczy coś do kogoś, wzbudzając tym samym wesołość całego wagonu.
Gryfonka napotkała zamyślony wzrok Harry’ego, który przypatrywał jej się z łagodnością. W końcu kapitan Gryffindoru wyrwał się z własnego świata, wystawiając język. Zaczęli powoli się zbierać, a kiedy w miarę byli gotowi, pociąg zaczął zwalniać. Hermiona złapała Pottera za rękę, wychodząc z przedziału i mieszając się w tłumie uczniów. za każdym razem, gdy wychodzili z Express Hogwart trzymali się choćby najmniejszym palcem, od taka tradycja. Teraz również stawiając pierwsze kroki na peronie 9 i ¾, nie puszczali się, starając znaleźć mały kawałek dla siebie.

Teodor pociągnął ich do jednej z kolumn, stawiając swój kufer oraz przyjaciółki. Przy nich stanęła chwilę później Astoria, która z uroczym uśmiechem podziękowała jakiemuś biedakowi za przytarganie jej bagażu. Gryfonka zobaczyła Malfoyów witających się z synem. Narcyza ubrana w elegancki płaszcz trzymała pod ramię ojca platynowego. Chłopak zostawił przy nich bagaż i rozglądając się ruszył w kierunku ich grupki. Obok niego pojawił się Zabini krzyczący coś do matki, która podeszła do Malfoyów.

-No i jak tam? Znaleźliście rodziny? – mulat z uśmiechem objął Astorię i Hermionę.
-Niee – Pansy zmrużyła oczy próbując coś dostrzec.
-Hej, ludzie – Milli wpadła na nich śmiejąc się radośnie.

-Co jest? – Draco patrzył na nich z cieniem rozbawienia.

-Będę tęsknić! – pisk blondynki przebił się przez okrzyki towarzyszące wszystkim na stacji. Millicenta ze szczerym uśmiechem, objęła Pansy, która przewróciła na to czami.
-Pan, to chyba twoi – srebrnooki pokazał głową na lewo. Stała tam wysoka, uśmiechnięta brunetka z mężem, równie pięknym jak ona. Parkinson wycałowała Diabła oraz Smoka, ściskając mocno Astorię z Mills. W końcu stanęła przy Harry’m, Hermionie i Teodorze, uśmiechając ze smutkiem. Nie mogła ich przytulić w miejscu pełnym arystokratów, gdyż wszyscy zgodnie ustalili, że ich przyjaźń pozostanie sekretem.

-Już mi smutno – wyszeptała cicho, szybko odchodząc do swoich opiekunów.
-Oho, widzę moją siostrę – Astoria przytuliła chłopaków oraz Milli, zostawiając Hermionę na koniec. Ze szklistymi oczami trzymała ją za rękę i przytknęła zimne wargi do ucha gryfonki –Dzięki, że mi wybaczyłaś.

Po chwili obserwowali, jak wita się z Dafne. Jej starsza siostra przyjrzała się gryfonce, która odwróciła spojrzenie. Zaskoczona spostrzegła, że większość rodzin czysto krwistych obserwuje ją z zaciekawianiem. Nawet Lucjusz patrzył zaskoczony, ukrywając obrzydzenie pod obojętną maską.
-Czemu oni się tak gapią? – trąciła Notta., wzbudzając u wszystkich śmiech.

-To sensacja, sama wiesz. Mugolaczka z Gryffindoru stoi z Slytherinem – Draco uśmiechał się rozbawiony jej rumieńcami.
-Phy, arystokraci, a nie wiedzą, że nie ładnie jest tak się gapić – burknęła z udawanym oburzeniem, ignorują skurz brzucha.

-O moi rodzice tam są! I rozmawiają z Marcusa – blondynka skrzywiła się, widocznie z czegoś nie zadowolona. Pożegnała się czym prędzej, uciekając do swojej rodziny.
-Ja widzę swoich, ale poczekam z Tobą, H – Teodor patrzył na kogoś za jej plecami. Obróciła się i zaniemówiła. Jego rodzice na fotografii w sypialni chłopaka byli piękni, jednak na żywo wprawiali w zachwyt. Smukła kobieta o proporcjonalnych rysach uśmiechała się. Lekko zadarty nosek i wielki niebieskie tęczówki ocieplały jej bladą cerę. Długi, gęste czarne włosy opadały na ramiona. Ubrana w ładny, czarny płaszcz rozmawiała z mężem. Wysoki brunet o muskularnej budowie. Również miał czarne włosy, które sięgały ramion i lekki zarost. Ubrany, jak żona w ciemny, czarodziejski płaszcz obejmował ją ramieniem.

-Nie, Teo. Nie każ im czekać. Idź – przytuliła go i nie słuchając protestów pomachała na pożegnanie. Obserwowała, jak matka tuli go, a ojciec klepie po ramieniu. Najmłodszy z rodu Nott’ów posłał jej ostatnie spojrzenie, znikając po chwili w tłumie.
-MIONA!!! – znała ten głos bardzo dobrze. Niedowierzając zobaczyła swoją przyjaciółkę biegnącą w jej stronę. Wpadły sobie w ramiona, ściskając się i zataczając na bok.

-Arya! Jak ja za Tobą tęskniłam! – znów zaczęły się śmiać oraz tulić na przemian.
-Ja za Tobą też, Miona! – znowu się obejmowały i nadal by to robiły, gdyby nie chrząknięcie. Popatrzyły na intruza, Miona z irytacją, a mugolka z zaciekawieniem.

-Hermiono, nie przedstawisz nas? – Zabini uśmiechał się niewinnie, nie odrywając wzroku od nowo przybyłej. Gryfonka zlustrowała przyjaciółkę. Nie dziwiła się maślanemu spojrzeniu płci brzydkiej. Arya Roser była urodziwą nastolatką. Długie i pofalowane blond włosy sięgały za łopatki, wielkie fioletowe oczy okolone długimi rzęsami biły radością oraz beztroską. Blondynka była średniego wzrostu, ale w kozakach plus czapce mogłaby być równa Pansy. Ubrana w rozpięty kremowy płaszcz i ciemne dżinsy. Spod nakrycia wyłaniało się polo, a z rękawów zwisały wełniane rękawiczki. Dziewczyna była śliczna.
-Jestem Arya – wyciągnęła szczupłą dłoń do mulata, uśmiechając uprzejmie.

-Blaise Zabini – uroczy uśmiech pojawił się na twarzy mulata, a jego brązowe oczy nabrały wesołych iskierek. Młody arystokrata pochwycił rękę mugolki, składając na niej dżentelmeński pocałunek.
-Draco Malfoy – platynowy również wyciągnął swoją długą kończynę. Roser zatrzymała na nim wzrok dłużej, przyglądając z zaciekawieniem.

-Skąd tak w ogóle tu jesteś? – Granger nie wytrzymała i patrzyła zdumiona na chichoczącą przyjaciółkę.
-A no właśnie, ładnie to tak nie mówić swojej najlepszej przyjaciółce, że się wcześniej wraca? – uniosła jasne brwi i pogroziła jej palcem –Porozmawiamy o tym w domu, moja panno.

-Jedziemy do mnie? – zapytała, szukając wciąż rodziców –A mama i tata?
-Aha, Twoi rodzice pojechali po babcię Mary i nie mogli tu przybyć. – wytłumaczyła z figlarnym uśmiechem nastolatka, mocno przytulając Harry’ego –Cześć, przystojniaku! Gotowy na następny sezon Plotkary?

-Oczywiście, Ar, jak zawsze – entuzjastycznie poparł mugolkę ciemnowłosy, jednocześnie krzywiąc kiedy napotkał obrzydzony wzrok wujostwa –A teraz, wybaczcie mi, ale piekło czeka..
-Nie martw się, uwolnię cię od niech, kiedy będę mogła – obiecała blondynka, całując w policzek na pożegnanie. Hermiona również wyściskała przyjaciela, który z miną skazańca podszedł do swojej rodziny.

-Czyli do Ciebie? – gryfonka przerwała w końcu milczenie, szturchając delikatnie mugolkę w bok.
-Ano do mnie – potwierdziła z diabelskim błyskiem w oku nastolatka, obrzucając stojących obok czarodziei znudzonym wzrokiem –Pożegnaj się z .. kolegami i chodźmy!

-Do zobaczenia, Diabełku – przytulili się mocno, a potem nieśmiało popatrzyła na Dracona –Do zobaczenia, Malfoy.
-Cześć, Miona – odpowiedzieli równo i patrzyli, jak sylwetki dziewcząt znikają w pośród innych uczniów. kiedy głośny gwizd przedarł się przez szum, popatrzyli na siebie z rozkojarzeniem.

-Co się tak ślinisz, czyżby ta mugolka ci przypadła do gustu? – zadrwił blondyn, ruszając ku rodzinie.
-A ty co? Zapomniałeś się i powiedziałeś „Miona” – zauważył mulat, wciskając ręce do kieszeni. Tydzień się jeszcze nie rozpoczął, a on już tęsknił za kpinami Parkinson oraz wymądrzeniem się Granger. Starzejesz się Diable, oj starzejesz.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Hermiona przekręciła się na brzuch, z uśmiechem wpatrując w swoją najlepszą przyjaciółkę. Arya siedząc na fotelu naprzeciwko niej klikała właśnie na klawiaturze swojego laptopa, machając gołą stopą w rytm piosenki. Jasne fale spływały jej na plecy, a fioletowe tęczówki odbijały światło padające z ekranu. Tak bardzo tęskniła za tymi chwilami. Ona leżąca na łóżku, które było identyczne do tego jej w Hogwarcie oraz śliczna mugolka, której buzia się nie zamykała.
-To jest właśnie Chloe – Roser przysiadła się do niej, wskazując palcem zdjęcie szczupłej brunetki. Nie ma to jak szpiegowanie przez facebooka, uśmiechnęła się szeroko.

-I to ta nowa, którą lubisz – podsumowała w końcu, czując lekkie ukłucie zazdrości. Chloe będzie towarzyszyć Aryi w każdy dzień, który ona spędzi w Hogwarcie. Już dawno nie czuła się tak bardzo odległa dziewczynie, która ze szczerą troską spoglądała na nią.
-Wiesz, że jesteś niezastąpiona, prawda? – spytała delikatnie blondynka, odkładając laptopa na etażerkę. Położyła się obok Hermiony, łapiąc ją za rękę. Ciemne loki zmieszały się z blond falami tworząc oryginalny obraz.
-Czasem bardzo żałuję, że jestem czarownicą – przyznała cicho, przymykając powieki. Głos Ed’a Sheerena rozbrzmiał w pokoju. –Gdybym nią nie była, to ja chodziłabym z Tobą do szkoły, na zajęcia..

-Ja czasem też żałuję, ale tego, że to ja nie jestem czarownicą – Arya spojrzała na nią z zażenowaniem oraz ciepłem –Oddałabym prawi wszystko by chodzić do Hogwartu, zazdroszczę Ci tego taak bardzo.. Ale, wiesz, H? Gdyby nie Twój talent, nie poznałybyśmy Harry’ego czy Weasleyów. Gdyby nie ty, nasz przyjaciel mógłby być martwy.
-Przesadzasz, Ar – zaśmiała się, czując znów lekko i radośnie.

-Ja nigdy nie przesadzam! – zachichotała Roser, wtykając palec w żebra przyjaciółki –A tak szczerze, to tylko dlatego cię lubię.
-Odwołaj to, kłamczucho – Hermiona poderwała się do góry, wzbudzając tym jeszcze większą wesołość przyjaciółki.

-No, ale serio. Gdyby nie ten magiczny patyk, to wiesz.. cienko by było – wciąż niezbyt udolnie mówiła mugolka, uśmiechając szeroko –Ja cię w sumie, to nie lubię.
Pani prefekt złapała poduszkę, waląc nią w blondynkę. Tamta z bojowym okrzykiem złapała swoją broń, a chwilę później obie biegały po pokoju, wykrzykując hasła i rzucając w siebie czym popadnie.

Hermiona uśmiechała się radośnie, obserwując przyjaciółkę zmagającą się z kotarą, w którą się zaplątała. Takich momentów jej brakowało. Tej beztroskiej lekkości, jaką zawsze wywoływała Arya. Tego poczucia bliskości drugiej osoby, która zna cię jak nikt inny, jednocześnie wciąż kochając.

Bo czy nie od tego są przyjaciółki?

Potrafią godzinami plotkować, chichotać oraz rozmawiać na błahe tematy. Potrafią w jednej chwili zmienić ponury humor w radosne chwile. Potrafią spojrzeniem przekonać do rzeczy niemożliwych. Uśmiechem zapewnić o swojej miłości. Śmiechem zachęcić do brania wszystkiego co dobre z życia. Jednocześnie kłócą się o wiele spraw, zawsze odnajdując drogę z powrotem do równowagi. Kazaniem nauczają oraz wskazują właściwe decyzję.

Arya Roser była jej pierwszą przyjaciółką, osobą, która jako pierwsza odmieniła świat młodej Hermiony.

I kto wie?

Może to ona właśnie będzie ostatnią osobą, z którą będzie się śmiać.

Bo od tego są właśnie one.

Przyjaciółki.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny. Obudziła się rano, obudzona smakowitym zapachem dobiegającym z kuchni. Wciąż w piżamie zeszła na dół, uśmiechając szeroko na widok mamy, która ze skupieniem robiła naleśniki. Tata natomiast właśnie pakował drugie śniadanie, zmierzając do wyjścia.
-Cześć, kotku – przywitał ja ciepło ojciec, całując w czoło. Chwilę później słychać było warkot silnika oraz odjeżdżającego samochodu.

Zaspana Hermiona klapnęła ciężko na krzesło, obserwując rodzicielkę. Kobieta trajkotła przez telefon, wskazując córce słoik z nutellą oraz serkiem danio. Gryfonka wsadziła ciepłego naleśnika do buzi, czując słodką przyjemność. Uwielbiała je, naprawdę uwielbiała.
-Kochanie, idziesz dziś do Aryi? – Jane Granger odłożyła słuchawkę, dosiadając się do córki. Właśnie to robiła od dwóch dnie, siedziała u przyjaciółki. Jej rodzice mimo starań wciąż musieli pracować, a ona nie chciała przesiadywać samotnie. Blondynka natomiast ubłagała rodziców o zwolnienie ze szkoły, niestety przystali tylko na tamte dwa dni.
-Później, teraz zostanę i coś odrobię – przyznała, zerkając na zegar. Miała pięć godzin, zanim pojedzie odebrać mugolkę ze szkoły. Idealnie wyrobi się z transmutacją oraz eliksirami. –O której wrócicie?

-Zapewne po szóstej – matka przejrzała się ostatni raz w lustrze, w końcu stwierdzając że musi już iść –Zadzwoń jak zmienisz plany!
-Okej – krzyknęła, obserwując jak sylwetka opiekunki miga za oknem. Posmarowała następnego naleśnika, wzdychając leniwie. Mała rzecz, a sprawia tyle przyjemności.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Trzeci dzień bez Hogwartu mijał zgodnie z przewidywaniami. Właścicielka brązowych pukli pochylała się właśnie nad esejem z eliksirów, czując satysfakcję po odrobionej Transmutacji. W takim tępię zdąży nawet zaczął wypracowanie na Zaklęcia, nie wspominając o przeczytaniu rozdziału z Historii Hogwartu.
I właśnie w tej chwili. Jednej z wielu, a jednocześnie wyjątkowej przeznaczenie zapukała do jej drzwi. Dosłownie, cichy dźwięk przedarł się przez myśli skupionej uczennicy, która z niemałym zaskoczeniem przerwała pisanie. Zeszła na dół, zerkając przez oko Judasza i po chwili szeroko uśmiechając. Jest tylko jedna osoba, która z taką ciekawością przykładałaby oko do drugiej strony.

-Co wy tu robicie? – zapytała, uchylając drzwi. Blaise odskoczył od wejścia, uśmiechając szeroko oraz niewinnie.
-Tęskniłem – odpowiedział jakby to miało wszystko wyjaśniać. Nie wyjaśniało jednak niczego. Stojący obok blondyn wzruszył jednie ramionami, dając znać że sam nie rozumie swojej obecności w tym miejscu.

-Ćwiczyliśmy teleportacje – mruknął, zerkając z ciekawością za jej ramię –Jesteś sama?
-Właźcie – westchnęła, pozwalając obu chłopcom wejść do domu. Obaj z ciekawością spoglądali na hol, a później i na kuchnię, do której ich zaprowadziła.

-Co to? – Diabeł nachylił się z ciekawością wsadzając palec w mały otworek. Po chwili wrzasnął, odskakując do tyłu. Z przerażeniem zaczął machać swoją dłonią, a blada twarz zwróciła się w stronę gryfonki –Nie czuję ręki! Co mi jest!!
-Blaise Zabini! Jesteś jak mały bachor – Hermiona wykrzyknęła, karząc nastolatkowi usiąść. Skrzywiona złapała go za pokrzywdzoną kończynę i delikatnie ją masując –Nawet maluch wiedzą, że się wpycha się palców do kontaktu!

-A to? – Dracon nacisnął przycisk, z fascynacją patrząc jak z ekspresu cieknie kawa –Czy to właśnie sika?
-Merlnie, Malfoy, siadaj tu – szarpnęła blondyna do tyłu, pchając na drugi krzesło. Szyko wyłączyła maszynę, obrzucając obu czarodziei rozbawioną miną –To jest ekspres do kawy, czyli robi ten zbawienny napój.

-Sika kawą? – Zabini wychylił się na bok, by zobaczyć owe stworzenie jeszcze raz –I czym je karmisz?
-To maszyna – wyjaśniła, wybuchając śmiechem –I karmi się prądem.

-A co to jest prąd? – Diabeł już zapomniał o swojej poszkodowanej kończynie, z fascynacją spoglądając na koleżankę –Masz może w domu ten.. telezor?
-Telezor? – powtórzyła, ignorują pierwsze pytanie. Nie będzie się przecież zagłębiać w ruch ładunków elektrycznych. Będą mieli tylko więcej pytań.

-No w nich mugole oglądają małe ludziki – podpowiedział Zabini, wychodząc z kuchni na poszukiwanie telezora. Malfoy pośpieszył za przyjacielem, nie pozostawiając dziewczynie żadnego wyjścia. Kiedy usłyszała okrzyk zwycięstwa, domyśliła się, że ten dzień będzie o wiele ciekawszy niż myślała.
-Możesz go obudzić? – Draco pukał w ekran telewizora z ciekawością machając pilotem –Co to?

-Pilot – wyrwała ślizgonowi urządzenie, odwracając się w stronę Zabiniego, który z  samozadowolonym uśmieszkiem stukał kontakt linijką. –Blaise przestań i chodźże tu!
-Do czego służy pilot? – Draco usiadł na sofie, wyciągając przed siebie swoje długie nogi. Miał na sobie luźne, szare spodnie od dresu oraz sweterek. Wyglądał inaczej niż zwykle, bardziej domowo? Zabini natomiast miał zwykłe bojówki oraz bluzkę z logo jakiegoś zespołu. W końcu obaj zajęli wskazane miejsca, rozglądając wciąż z zafascynowaniem.

-Pilot jest jak różdżka – wcisnęła się między nich, włączając telewizor. Patrzyli z niedowierzaniem jak zmienia kanały, po chwilę kłócąc się, który z nich pierwszy będzie trzymać magiczne urządzenie.
Hermiona zaśmiała się, obserwując skupione miny obu, kiedy włączyli akurat jakiś film. Ich oczy urosły do wielkości galeonów, a buzie nie zamykały się od natłoku pytań. Kiedy wybiła czternasta, dziewczyna była w trakcie wyjaśniania do czego służy stojący w kącie rowerek mamy.

-Muszę iść – spojrzała na nich niepewnie, nie wiedząc za bardzo jak się zachować. Draco przyjrzał jej się z ciekawością, uśmiechając prawie niewidocznie. –Idę po Aryę.
-Możemy z Tobą? – Diabeł aż podskoczył, szybko przebiegając do holu. Gryfonka otworzyła z zaskoczenia buzię, kiedy Malfoy podążył za przyjaciele. Chcąc nie chcąc pięć minut później siedziała w samochodzie, który odziedziczyła po dziadku, wraz z dwójką ślizgonów.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

-Kochanie, wszystko w porządku? – niska kobieta spojrzała na córkę z troską, ignorując naganną minę męża. Teraz martwiła się o swoją dziedziczkę, a nie o ich idealną reputację jako rodziny arystokrackiej. Mimo tej całej oziębłej fasady wciąż miała serce, o czym czasem zapominał współmałżonek.
-Oczywiście, ale – śliczna twarzyczka dziewczynki skrzywiła się w grymasie niechęci –Czy Flintowie muszą dzisiaj przychodzić?

-Millicento, cóż to ma znaczyć? – blondynka wzruszyła ramionami, odwracając z powrotem wzrok za okno. Siedziała w olbrzymim salonie wraz z rodziną, słuchając radosnej paplaniny kuzynek. Trzeci dzień upływał powoli, równie monotonnie co dwa poprzednie.
W końcu wszystkie jej kuzynki oraz ona sama została wygoniona na górę by się przygotować na obiad. Nie miała pojęcia czemu miałoby to służyć, ale nie odzywała się. W swoim królestwie mogła zrzucić maskę najsłodszej córeczki Bulstrode’ów. Pokój dziewczyny był okrągły, niczym komnata w zamkniętej wieży. Tak, często się właśnie tak czuła. Ściany miały kolor wrzosów, w jednym miejscu jaśniejsze, a w innym ciemniejsze barwy.  Duże łóżko w kształcie półkola pokrywał ciemnofioletowy koc i masa poduszek. Oprócz tego stało również brzozowe biurko, ogromna szafa, kozetka oraz … . Położyła się na moment na środku pokoju, na puszystym dywanie w kolorze kości słoniowej, uśmiechając szeroko. Na suficie poprzyklejała swoje ulubione zdjęcia. Pokrywały cały białe „niebo” jej pokoju, przedstawiając piękne widoki oraz ludzi, na których ślizgonce zależało.

-Millicento? – irytujący głos kuzynki, wyrwał dziewczynę z chwili leniwego wypoczynku. Podniosła się z kremowego dywanu, pewna że jeśliby ktoś ją tak zastał zrobiłby awanturę.
-Proszę – odpowiedziała, przybierając kolejną z masek. Do pokoju weszły dwie z najstarszych córek jej ciotki, mierząc ją chłodny, wzrokiem.

-Mama i cioteczka prosiły byśmy pomogły ci się przygotować. – wytłumaczyła Isabell, odgarniając swoje włosy za siebie. –A ty pomożesz nam, co ty na to?
-Cudowny pomysł – powiedziała mimo, że w myślach właśnie krzywiła się od niechęci. Isa uśmiechnęła się sztucznie, wciągając do pokoju swoją siostrę. Meredith była niemal identyczna, a jedyna różnica polegała na długości jasnych pukli dziewczyn. Mer miała je do ramion, a starsza z sióstr za łopatki.

Przez następne dwie godziny Milli słuchając szczebiotu obu dziewcząt szykowała się na uroczysty obiad. W końcu stanęła z boku, spoglądając na swoje odbicie w ogromnym lustrze. Była dość niska oraz szczupła, wręcz chuderlawa. Odziana w fioletową sukienkę, wyglądała skromnie, jak na czysto-krwistą pannę przystało. Materiał opinał ją w talii, luźno spływając na dół oraz lekko się rozkładając. Sięgał parę centymetrów nad kolanem, falując przy każdym jej ruchu. Długie rękawy były lekko bufiaste, bez żadnych ozdobników. Założyła do tego ciemne rajstopy, a na stopy wsuwając baletki. Żadnych obcasów, nie będzie się stroić dla aroganckiego gnojka jakim jest Marcus.
-Ślicznie wyglądasz – Meredith stanęła za nią, nakładając na usta czerwoną szmiknę. Millicenta jeszcze raz przejechała spojrzeniem po misternie robionym koku, z którego już zdążyły się wymknąć kosmyki. Była blada jak duch, a błękitne oczy lśniły dziwnym blaskiem.

-Ty również – uprzejmie skomplementowała złotą sukienkę kuzynki, która wręcz raziła po oczach. Isabell natomiast przyodziała błękitną szatę, która dodawała jej prawdziwego piękna.  Taak, ród Bulstrode posiadał wiele pięknych dziedziczek.
-W takim razie idziemy – Mer stanęła w drzwiach, chichocząc irytująco. Ślizgonka mruknęła coś, że zaraz dołączy, czekając aż obie francuski opuszczą jej pokój. Westchnęła ciężko, widząc w odbiciu swoich oczu ogromny smutek. Zacisnęła usta pomalowane jedynie błyszczykiem, przypominając o latach nauki. Musi po prostu znów stać się zimną, dobrze wychowaną panną.

Słysząc głosy powitania, wiedziała że pora na spotkanie z przeznaczeniem. Jako córka gospodarzy musi stać przy rodzinie. Musi znów wkomponować się w idealny schemat rodu. Z poważną miną minęła parę obrazów swoich przodków, zatrzymując się na dłużej przy schodach. Miała świetny widok na gości, którzy właśnie gawędzili z rodziną dziewczyny. Pan Flint obejmował żonę, śmiejąc serdecznie z opowiedzianego przez jej ojca żartu. Tuż przy nich stał Marcus, który prowadził rozmowę z kuzynkami Milli. Ubrany w ciemną szatę wyjściową, wyglądał zaiste pociągająco. Ciemne włosy zaczesane do tyłu dodawały wyrazistości jego policzkom oraz uwydatniały granatowe oczy.
-Dołącz do nas, Millicento – ciotka Kirke zawołała do niej z dołu, sprawiając że parę osób obróciło się w jej stronę. Zaczęła schodzić ze schodów z gracją wyuczoną od małego, łapiąc ciemne spojrzenie. W tak utęsknionych tęczówkach nie dostrzegła nic innego niż zaciekawienie oraz obojętność.

-Pozwolisz, piękności? – z trudem odwróciła się do młodzieńca, który wyciągnął do niej dłoń. Oczywiście, ostatni schodek i budzą się w ludziach dżentelmeńskie odruchy. Złapała rękę chłopaka, pozwalając sobie na uśmiech pełen wdzięczności.
-Wasza córka rozkwita niczym róża – pan Flint złożył pocałunek na dłoni młodej panny, kulturalnie rzucając pochlebstwa. Blondynka skinęła w podzięce, obracając i zajmując miejsce między rodzicami.

-Moi synowie nie mogą od Ciebie odwrócić wzroku – matka Marcusa zamrugała niewinnie obrzucając przy tym obu potomków. Marcus wciąż towarzyszył kuzynkom, spoglądając na nich ponuro. Jego brat, Orion, który przed chwilą służył jej ramieniem potaknął skinięciem.
-To niesamowite jak nasi dziedzice dorastają – dodał trzy grosze od siebie jej wuj, który chyba starał się przypomnieć o swojej obecności. Po paru chwilach, Flintowie odeszli, a oni rozpoczęli ten sam rytuał powitalny z Traversami oraz innymi znakomitymi przyjaciółmi rodziców.

Milli wciąż się uśmiechała skromnie, dodając czasem jakiś uprzejmy komentarz albo udając zawstydzoną pochlebstwami. Z tego, co zdążyła się zorientować wujostwo zaprzestało im pomagać, skupiając się na zabawianiu gości. Marcus wciąż towarzyszył licznym młodym kobietom, obracając się w ich kręgach niczym Casanova.
-Pójdź i trochę poszalej – matka wyszeptała do uch córki, popychając ją by dodać pewności. Podziękowała cicho, zanurzając się w tłumi licznych czarodziei. Nawet nie zwróciła uwagi, że poszukuje znajomej sylwetki Astorii, której tu nie było. Zagryzła wargę, czując się niepewnie oraz samotnie wśród wielu znajomych.

-Milli! – Isabel złapała ją za ramię, pociągając do kąta, w którym stała ze swoimi przyjaciółkami z Beauxbatons. Wszystkie francuski wystrojone w piękne suknie, chichotały oraz plotkowały. Prawdopodobnie z tego co się dowiedziała, to wszystkie szkoły magiczne zostały zamknięte na ten tydzień.
-Jak się bawicie? – spytała beznamiętnie, ignorując ich krzywe spojrzenia.

-Świetnie, dziękujemy, ale nie po to cię tu przyprowadziłam – Is otrzepała niewidzialny kurz z błękitnego materiału –Co wiesz o Marcusie Flint’cie?
-Czemu mnie o to pytasz? – nie udawała zaskoczenia, czując jak odruchowo się rumieni.

-Kończy w tym roku Hogwart, a mamusia mówiła mi, że poszukują dla niego narzeczonej – wyjaśniła cierpliwie kuzynka, przewracając oczami na teatralne westchnięcie psiapsiółek –To co? Jakieś rady?
-Sama rozumiesz – wyszeptała konspiracyjnie Gabriella, która również należała do rodu Bulstrode -Nasza Isabell chce go uwieść..

-Zalecam wysłać go najpierw do lekarza nim pójdziecie na całość – powiedziała, uśmiechając złośliwie –Flint chyba pobijał rekordy wśród dziewcząt. Nie wiadomo jaki ma syf.
Nie czekając na odpowiedź odwróciła się na pięcie, szybko odchodząc. Ból jaki poczuła w piersi nasilił się, a ona z trudem łapała oddech. Marcus poszukuje żony? A Isabell jest kandydatką? Szybko wymknęła się na taras, uciekając jak najdalej od Sali demonicznej rodziny. Chłodne powietrze uderzyło w nią, a ona niemal się zachłysnęła łzami. Zrzuciła buty, wciąż podążając tylko sobie znaną ścieżką między krzakami. W pewnym momencie potknęła się uderzając boleśnie kolanami o ziemię. Nie podniosła się, bo i po co? Najchętniej umarłaby teraz na tym chłodzie w świetle gwiazd. O tak, jeśli ma zginąć to zza młodu by ślicznie wyglądać i w trumnie.

-Milli?
-Czego chcesz? – spytała beznamiętnie, ignorując falę ciepła, kiedy kucnął przy niej. –Zapomniałeś, że nie jestem na Twojej liście? A może zgubiłeś narzeczoną?

-Uciekła przede mną – powiedział równie cicho, wzdychając ciężko –O co Ci chodzi, Bulstrode?
-O nic, Flint, zupełnie nic mnie nie obchodzisz ty, czy twoja żona – warknęła, gładząc skostniałymi palcami oklapniętą trawę –Po co tu przyszedłeś?

-Jak mówiłem uciekła ode mnie żona. Nie pierwszy i ostatni raz jak mniemam – burknął, a ona była pewna, że właśnie wykrzywia się w ten swój Marcusowy sposób. –Skoro Cię nie obchodzę to po płaczesz?
-Czemu myślisz, że to przez Ciebie płaczę? – syknęła, sfrustrowana całą tą rozmową.

-Bo zakochałaś się we mnie parę lat temu? – zironizował, wzbudzając w niej nagłą wściekłość. Podniosła głowę, wbijając mordercze spojrzenie w błękitne oczy. W porywie uczucia, uniosła dłoń by przywalić mu z całej siły, ale jak na ścigającego przystało zdążył ją pochwycić –PUŚĆ MNIE!
-Żebyś mi znów uciekła? – zapytał gorzko, przyciągając do siebie. Poczuła ciepły oddech chłopaka na policzku oraz chłodne muśnięcie jego ust na płatku ucha –A teraz mnie słuchaj, Millicento, bo nie będę się powtarzał. Zakochałem się w Tobie i zamierzam Ciebie poślubić. – odsunął się minimalnie, wpatrując swoimi tęczówkami w jej –Jeśli pozwolisz dokończymy nasze porachunki później.

Millicenta zamarła, kiedy wpił się w jej wargi. Pocałunek nie był jak z jej marzeń. Nie był słodki oraz powolny. Nie, pocałunek ze snów dziewczyny miał być leniwy oraz beztroski. Ten, prawdziwy, był pełen gwałtowności oraz namiętności. Przyciągnęła chłopaka bliżej, opadając razem z nim na trawę. Czekała na to od tylu lat, czekała na taką chwilę. A teraz on, Marcus Flint, wyznał że ją kocha.
Chyba nawet nie dotarło do niej, że to były zaręczyny, o których trąbiły następnego dnia gazety.

Millicenta zaczęła wypełniać swoje przeznaczenie, nawet nie wiedząc jak istotny ten związek będzie w przyszłości.

15 komentarzy:

  1. Jak ja kocham Twoje opowiadanie za te tak różne postacie! :D Jesteś genialna w kreowaniu bohaterów :) Już chcę znać ciąg dalszy i będzie więcej Dramione :) Zaręczyny Mili i Marcusa..<3 Wchodzę przed spaniem i tu taka miła niespodzianka :) Rogasiowi też dziękujemy za korektę i wrzucenie tego cudeńka! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merlinie, dziękuję! Kiedy przeczytałam ten komentarz po prostu oniemiałam! To do mnie? Na moim blogu? O mojej historii? Cóż, jestem tak szczęśliwa, że .. nie umiem znaleźć słów.
      Dziękuję jeszcze raz ♥
      Lupi

      PS. Rogaty na pewno również dziękuje, jesteś pierwszą osobą, która zwróciła się i do niej, z czego słowo daje, jest równie szczęśliwa co ja :D

      Usuń
  2. łaaaaaa jak sie ciesze :D przez cały fragment *a co to?* sie ryłam i płakałam ze śmiechu xdddd
    bosko! <3 weny życze <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, mi też się podobał ten kawałek włącznie z bitwą Blaise vs kontakt :D Cieszę się niezmiernie, że aż tak się podobało, hahahaha!
      Wena się przyda i to bardzo, bo ostatnio wciąż mnie nęci, a potem znika :P
      Ściskam cieplutko,
      L♥

      Usuń
  3. Po raz kolejny jestem pod dużym wrażeniem Twojej wyobraźni.
    Super fragment z Millicentą.
    Podziwiam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja wyobraźnia czasem mnie przeraża, a pisanie tej historii pozwala mi się uwolnić od nadmiaru myśli :D Milli miała wyjść trochę dramatycznie, bo cóż, ona jest taka dramatyczna :P Ale to dopiero początek wszystkiego !
      Bardzo dziękuję za te miłe słowa :3
      Szczerząca się jak banan,
      Lupi♥

      Usuń
  4. Fenomenu tego rozdziału nie da się opisać słowami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fenomenu mojej reakcji również :D
      Dziękuję x 1000000...000!!!
      Ściskam,
      Lupi♥

      Usuń
  5. Super rozdział! Przepraszam, że tak późno czytam i komentuję, ale szkoła daje się we znaki :( Nie mogę się doczekać, aż dowiemy się czegoś o Teosiu i o wargach ;)
    Życzę weny i pozdrawiam!

    Maggie Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ugh, weź nic nie mów ;.; Szkoła - lekcje - nauczyciele - zadania domowe - bezsenność - cierpienie - znużenie i nuda. Taka reakcja łańcuchowa w moim wykonaniu :P
      Dziękuję, że w tym całym szkolnym szaleństwie znalazłaś chwilkę by wejść i zostawić jakiś komentarz. Ja sama mam teraz zaległości na blogach.. trzeba się ogarnąć :D
      Wena się przyda,
      zarumieniona ze szczęścia,
      Lupi♥

      Usuń
  6. Cudowny, wspaniały, idealny.

    Pragnę Cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award na moim blogu. Szczegóły znajdziesz tutaj:
    http://dramioneisall4me.blogspot.com/p/liebster.html

    ~I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
      Dziękuję za komentarz, dziękuję, że czytasz i dziękuję za nominację :D Kiedy znajdę czas to spróbuję rozwiązać zagadkę LBA :P
      Pozdrawiam ciepło,
      Lupi♥

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział tak dobry, że chce mi się skakać. Kurde kurde kurde!
      Milicenta z Flintem jako pierwsi oficjalnie razem... no i dlaczego ten związek będzie tak ważny?
      O cholibka, jakby powiedział to Hagrid!
      Masz u mnie wieeelkiego plusa za Eda Sheerana wplecionego w tekst, bo dosłownie kocham go nad życie.
      A fragment z poznawaniem mugolskich sprzętów przez Diabla i Draco - mega!
      Został mi chyba ostatni rozdział, nad czym szczerze mówiąc ubolewam. No nic, po raz ostatni - lecę dalej ;)

      Usuń
  8. Cudowny rozdział, lecę dalej! :*

    OdpowiedzUsuń