Heej,
na początek przepraszam za tak długą nieobecność, ale sami wiecie jak to jest ze szkołą i nauczycielami ;.; 30 zadanek z dnia na dzień? Co to dla nas, biednych uczniów, którzy mają więcej niż jeden przedmiot. O tym chyba zapomina każdy nauczyciel -.-
Dobra wracając do tego co chciałam powiedzieć! Jadę w przyszłym tygodniu na wycieczkę, więc rozdział następny na 90% będzie już w weekend. Ten pisałam i poprawiałam z milion razy, bo każda rozmowa z moją betą, ( tak wiem, kochasz mnie i jestem genialna :* ) powodowała tysiące nowych pomysłów :P
Już nie zawracam głowy głupotami,( i dobrze :P )
Lupi♥
PS. Proszę, jeśli czytasz, to zostaw komentarz :) Ja też proszę <3 Rogaś
Głośne śmiechy, krzyki oraz zboczone uwagi
przywitały kapitana tuż po wejściu do szatni. Chłopak uśmiechnął się, witając
znajomych zawodników oraz kierując się do własnej szafki. Zatrzymał się parę
razy by odpowiedzieć na proste pytania, uprzejmie wysłuchując, a później
odpowiadając zdawkowo. W końcu udało mu się dojść na sam tył, gdzie na ławce
przycupnął już jego przyjaciel. Mulat uśmiechał się szeroko, przyglądając się kiedy
kapitan zaczął zdejmować koszulkę.
-Jeszcze chwila, a zacznę się bać o moją
cnotę? – szarooki uniósł sugestywnie brew, gdy w oczach Diabła pojawił się
dziki blask. Blaise pochylił się w jego stronę niewinnie, mrugając szybko jakby
zawstydzony.
-Wybacz, ale robiłeś to tak zmysłowo –
westchnął teatralnie, zawiązując własne buty. Kiedy znów się wyprostował,
brązowe tęczówki znów błyszczały figlarnie –Nie powinieneś w taki sposób
zdejmować koszulki, skarbie, bo przyprawisz mnie o zawał.
-Dlatego kiedy zdejmuję spodnie to idę do
łazienki. Jeszcze rzuciłbyś się na mnie przy ludziach – prychnął Dracon,
wciągając przez głowę zieloną bluzę. Zabini przewrócił oczami, idealnie
naśladując przy tym mimikę Parkinson. –Uuu, nie ładnie. Wszystko powiem Pan!
-Wtedy ja powiem, że w zeszły weekend nie
byłeś na imprezie przez humorek, a nie szlaban z McSztywną – odciął się
przyjaciel, podskakując w miejscu niczym czterolatek –Albo, że schowałeś
ostatniego Burbona pod kafelkami w łazience!
-To ja wtedy jej zdradzę o Twoim pomyśle na
urodziny – zaśmiał się blondyn, jednocześnie odwracając głowę w stronę nagłego
zamieszania. Krzyki chłopaków przybrały na głosie w chwili, kiedy kolejna osoba
stanęła w wejściu. Spojrzenia zawodników skupiły się na gościu, który spokojnym
krokiem przemierzał ich szatnię. Żaden z ślizgonów nie pisnął żadnej aluzji,
sugestii to dziewczyny, która niemal z królewskim wdziękiem ich mijała. Cóż,
gdyby to był ktoś inny zapewne nie oszczędzaliby w słowach, ale każdy Wąż
wiedział, że ciemnowłosa jest nietykalna.
-Co dostanę na urodziny? – Pansy uniosła
brew, opierając się o szafkę Malfoya i obserwując obu młodych mężczyzn. Czarne
pukle opadały na jej plecy, zawijając się na końcówkach. Ślizgona obrzuciła
spojrzeniem paru niedyskretnych gapiów, ponownie uśmiechając do kapitana –No?
Dracon nie mógł powstrzymać się od
szerokiego uśmiechu, zerkając jednocześnie na pobladłego Blaise. Ścigający
jednak szybko się ogarnął, ponownie wykrzywiając usta w cwany uśmieszek. Oparł
się ręką na miotle, kładąc jednocześnie brodę na dłoni.
-Nie chcesz wiedzieć, kotek, chyba że
wolisz złamać mi serce – zniżył głos do szeptu, niby niepewny jej uczuć co do
niego. Młody Malfoy wiedział, że każda inna dziewczyna na miejscu jego
przyjaciółki padłaby teraz na kolana albo wręcz umarła z wrażenia. Diabeł jeśli
chciał, a często tak było, potrafił jednym spojrzeniem zmusić innych do
posłuszeństwa.
-Oh, oczywiście, że nie! – Pan posłała im
wszystkowiedzące spojrzenie, muskając palcami odruchowo swój obojczyk. Zawsze
tak robiła, gdy się martwiła albo bała. Kapitanowi Slytherinu nie umknął
najmniejszy ruch dziewczyny, mimo że akurat wiązał sznurówki. Ostrożnie
przyjrzał się przyjaciółce, która ostatnio stała się melancholijna. Nie był
pewny, czy Astoria znów ją zraniła, czy może wydarzyło się coś innego.
-Trzeba było tego nie mówić – powiedział
bez sekundy opóźnienia, ukrywając uważnie wszystkie obserwacje w swojej głowie.
Był w tym świetny. –Teraz jego ego nie zmieści się nawet w naszym dormitorium..
-Twoje słowa, Dracusiu-pępusiu, sprawiają,
że mam podejrzenia, że jesteś.. zazdrosny? – mulat uniósł brwi, budując głosem
coraz większe napięcie.
-To czcze gadanie, Zabini – syknął,
krzywiąc się na nowe przezwisko. Czasem się zastanawiał czemu w ogóle
zaprzyjaźnił się z tym chłopakiem. Naprawdę, idiota potrafił go wkurzyć
bardziej niż Weasley, wprawić w taką wściekłość, że demolował całe dormitorium.
Jednym zdaniem sprawiał, że Malfoy tracił kontrolę nad gniewem.
-Masz rację, Draconku-pieprzony-gnojku –
zaświergotał radośnie Blaise, mrugając szelmowsko do obserwującej ich Pansy
–Każdy wie, że Pans woli mnie!
-Wmawiaj sobie – prychnął wciąż lekko
zirytowany, ale widząc ożywienie ślizgonki postanowił tym razem darować
przytyki chłopaka. Dziewczyna nie wytrzymała, wybuchając głośnym śmiechem.
-Pozwólmy mu żyć marzeniami, kochanie –
powiedziała między napadami chichotów, pozwalając sobie na szczery grymas
rozbawienia. Jej duże brązowe oczy, teraz radosne, skanowały to jednego, to
drugiego Węża –Ale wiecie, że kocham was tak samo, prawda moje szkarady?
Blondyn nie mógł powstrzymać się od cichego
prychnięcia, pozwalając ślizgonce objąć się za szyję i pociągnąć w dół.
Zaciągnął się jej słodkimi perfumami, które zachwycały wszystkich. Skromnie
wspominał, że to on je wybrał. Blaise również się pochylił, muskając ustami
policzek Parkinson. Stali po obu stronach dziewczyny, nachyleni do niej z uśmiechami.
Właśnie w takich chwilach każde z nich dziękowało Salazarowi za swoich
przyjaciół. Bo co by on, Dracon Lucjusz Malfoy, zrobił gdyby nie przypominali
mu kim tak naprawdę jest?
-Po Hogwarcie wyjedziemy i zamieszkamy we
trójkę – entuzjastycznie dodał Blaise, przerzucając sobie miotłę przez ramię.
Młody Malfoy nie mógł powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem, prowadząc wciąż
objętych kompanów do wyjścia. Jego drużyna widząc, że pora się zbierać szybkim
tempem wyszła z szatni. Po paru chwilach ślizgoni stali na boisku, rozciągając
się na chłodnym powietrzu.
-I kupimy sobie kotka – dodał przesłodzonym
głosem, krzywiąc się na rozleniwioną drużynę –Co jest, Pucey? Zapomniałeś już
jak robi się porządne przysiady?
-Niee, Malfoy – burknął Adrian, przeczesując
palcami długie, kasztanowe włosy. -A ty musisz już się tak rządzić?
-20 przysiadów cała drużyna – Malfoy
uśmiechnął się mściwie, słysząc jęki zawodników. Wsunął dłonie do kieszeni
bluzy, odchylając do tyłu –Za dziwne odgłosy dodatkowo 10.
Tym razem żaden z jego podwładnych nie
pisnął, wbijając wzrok w ziemię i robiąc posłusznie ćwiczenie. Dracon
zlustrował wszystkich wzrokiem, napotykając jednocześnie wkurzony wzrok Blaise.
Cóż, nie było wyjątków w qudditchu i Diabeł o tym wiedział, ale nie przeszkadzało
mu to widocznie w mordowaniu go wzrokiem.
-Nie zdziwiłabym się, gdyby w nocy któryś z
nich podciął ci gardło – Pansy stała obok niego, z naciągniętym na głowę
kapturem. Uśmiechała się wyraźnie rozbawiona jego władzą oraz naburmuszoną miną
Zabiniego. –Ale nie martw się, będę cię bronić jak kobra!
-Może lepiej gdybyś im pozwoliła – mruknął
bardziej do siebie niż do przyjaciółki, która usłyszała jego odpowiedź. Poczuł,
że podejrzliwie zerknęła na niego, zapewne zastanawiając się czy to żart, czy
coś innego. –Dobra, glizdy, pięć okrążeń w tri miga!
-Na miotle? – Blaise wyszczerzył się,
przebiegając szybko obok Parkinson. Nim jednak kapitan zdążył go zrugać, ten
uciekł –Żartowałem, szefie, żartowałem!
Niemal parsknął śmiechem, widząc jak reszt
rzuciła nieprzyjemnymi określeniami do ścigającego, który odważył się na takie
pyskówki. No dobra, może gdyby to był ktoś inny to kazałby zrobić jeszcze z dwa
kółka, ale.. Blaise to Blaise. Przyjrzał się w czasie przebieżki tamtych ich
tempie oraz szybkości. Jake Farley, jeden z pałkarzy, wyprzedził kolegów,
sprawdzając własną wytrzymałość. Właśnie rozpoczął drugie okrążenie, mijając go
spokojnie. Niedaleko po nim biegł sam Diabeł, któremu nawet zadyszka nie
przeszkodziła w żartowaniu czy uśmiechaniu się jak na szaleńca przystało. Po
piętach Zabiniemu biegli Pucey z Harperem. Adrian, kolejny pałkarz, miał już
rumieńce, ale nie stracił rytmu. Bastian Harper, który zajął jego miejsce w
drużynie rok temu, widocznie zmęczył się po trzecim okrążeniu. Na końcu biegł
Miles Bletchley ich najlepszy obrońca, który ze swoim dobrze zbudowanym ciałem
poruszał się szybciej niż spodziewał się sam Dracon.
-Sebastian obawiał się, że zechcesz wrócić
w tym roku na szukającego – Parkinson widocznie również skanowała ich drużynę,
dodając swoje komentarze. Spojrzał znów na Harpera, który ze swoimi czarnymi
loczkami oraz brązowymi tęczówkami czarował zwykle ślizgonki.
-Wiesz, że nigdy nim nie chciałem być –
mruknął, przypominając sobie jak za wszelką cenę starał się o to głupie
stanowisko. W końcu udało mu się pokonać konkurencje na drugim roku, a ojciec
wynagrodził mu to w sponsorowaniu drużyny. Na początku bawiła go wściekłość
Pottera, kiedy musieli walczyć i na boisku. Po paru latach znudziło mu się to,
a Blaise w końcu przekonał go by zajął miejsce ścigającego jak chciał nim
przyszedł do Hogwartu. –Tylko tak mogłem wkurzyć Złotą Trójcę.
-Mhm, a może sprawić by ktoś zwrócił na Ciebie uwagę? – Pansy z pokerową miną przyglądała się zdyszanym chłopakom,
którzy dostali dwie minuty na odetchnięcie. W końcu przeniosła na niego wzrok,
uśmiechając delikatnie –Szkoda tylko, że zepsułeś swój plan prawie doskonały
chwilę później, co?
Wzdrygnął się na to wspomnienie, starając
znów zepchnąć na tył. Nie cierpiał tamtej chwili w każdej minucie swojego bytu.
Chwila kiedy stali naprzeciwko siebie na tyle blisko by mógł czuć truskawki, a
jednocześnie tak daleko, że nie mógł jej dosięgnąć. Burza brązowych loków
skacząca, gdy dziewczyna w podskokach podeszła do obu drużyn. Opalona buzia, na
której cały czas przyklejony był uśmiech. Oraz oczy, brązowe jak czekolada,
ciepłe oraz bystre, skanujące sytuację. W ciszy przysłuchiwała się ich kłótni,
zaciskając usta. W końcu nie wytrzymała pyskując mu, co niemal sprawiło że się
wtedy zaśmiał. Oh, tak Granger miała go wtedy za niezłego cwaniaka. Sam nie
wpadłby na pomysł przekupstwa, inaczej na miotle latałby i w pierwszej klasie..
-Smoku? – spojrzał na swojego przyjaciela,
który przerzucał miotłę z jednej ręki do drugiej. –Latamy?
-Wiecie co robić – mruknął, obserwując jak
każdy po kolei się unosi i zajmuje swoje miejsce. Zerknął kawałek dalej,
wyobrażając sobie, że ta sama dziewczynka podbiega teraz. Kłóci się z nim,
sprawiając że jego serce zabiło mocniej. –Gdzie jest Flint?
-Gloomy? – Pansy zamrugała szybko,
rozglądając się wokół. Taak, aktorka idealna.
-A znasz innego upartego i nieokrzesanego
ścigającego Slytherinu? – zapytał kpiącą, wymyślając w myślach tortury dla
spóźniającego się węża. Będzie cierpiał, ale sam sobie zgotował taką śmierć..
torturę. –No? Gdzie on jest, Genevieve?
-Oh, naprawdę
myślisz, że używając mojego drugiego imienia wymusisz na mnie posłuszeństwo? –
spytała ślizgonka, spoglądając na przyjaciela ze złośliwością. Blondyn
zmarszczył brwi na widok zadowolonej miny dziewczyny, która odwróciła się na
pięcie i ruszyła do wyjścia.
-Myślałem, że
się przyjaźnimy! I mnie kochasz! – krzyknął za nią, powodując jedynie, że
przystanęła przy bramie.
-Czy nie za to
Ty mnie właśnie kochasz? – spytała spokojnie, rzucając mu szeroki uśmiech. Chwilę
później zniknęła, zostawiając co go samego. Spojrzał w górę na swoich
podwładnych, którzy grzecznie wykonywali przeznaczone im zadania. Skoro
Parkinson mu nie powiedziała, to Blaise również tego nie zrobi. Uśmiechnął się
ponuro, wybierając wzrokiem swoją nową ofiarę.
Malfoy zawsze
dostaje to co chce, czyż nie?
-PUCEY?!
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Hermiona
przyglądała się niemrawo ścianie, wciąż niepewna jak to możliwe, że płomień
wyrządził takie szkody. Czy to w ogóle możliwe? Czy magia jej i Teodora jest aż
tak potężna?
-To chyba jakieś żarty! – podskoczyła, słysząc głośny trzask
otwieranych drzwi oraz głos pełen wściekłości niespodziewanego gościa.
Spojrzała na owego awanturnika, który właśnie przemierzał dzielącą ich
odległość. Zmierzwione włosy wyglądały jak zwykle roztrzepane oraz
nieujarzmione. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, jak przerażająco i
pociągająco wygląda, gdy jego oczy promieniowały. Bluzka z długimi rękawkami
idealnie na nim leżała, a spodnie podkreślały wąskie biodra.
-Co się stało? – spytała od razu, powstrzymując odruch by ułożyć mu
jakoś ciemne kosmyki. I tak po chwili znów stałyby na wszystkie strony.
Widziała kątem oka jak Marcus prostuje się wyzywająco unosząc podbródek, a
Teodor beznamiętnie opiera się o ścianę.
-ERIK ! – Harry warknął, zaciskając dłonie w pięści. Nie bała się go
nawet w najmniejszym stopniu, obserwując szalejącą w nim wściekłość. Jego magia
kręciła się wokół niemal drażniąc swoją nieokrzesanością oraz potęgą.
-Auror Hutz? – spytała spokojnie, ignorując jego spojrzenie pełne
złości oraz irytacji. –Co ..?
-Dumbledore chciał pokazać mi kolejne wspomnienie, a potem.. – przerwał
gwałtownie, zerkając ponad jej ramieniem. Widocznie uzmysłowił sobie, że nią są
sami, a towarzyszący im ślizgoni, obserwowali ich z ciekawością. –Możemy
pogadać na osobności?
-Oh, boisz się nas, Bliznowaty? – Flint kpiąco uniósł brew, bawiąc się
teatralnie różdżką.
-Nie. – zielonooki również przybrał bojową postawę, sięgając ręką do
kieszeni –Nie mam jednak ochoty by Voldemort o wszystkim wiedział.
-Coś insynuujesz? – Hermiona niemal wyczuła jak Gloomy się nastroszył,
skracając szybko dystans między nimi. Flint stał teraz tak blisko, że bez
problemu widziała jego znamię na obojczyku.
-Kończysz szkołę, Flint – gryfon pokręcił głową, odchylając do tyłu.
–Co czeka cię potem? Służba u Lorda Voldemorta?
-Nie powinieneś tak rzucać oskarżeniami na prawo i lewo, Potter –
prefekt niemal jęknęła, kiedy kolejna osoba wpakowała się do ich salonu. Tym
razem to Marcus pobladł, kiedy ostre spojrzenie srebrnych tęczówek spoczęło na
nim –Zaczynałem się o ciebie martwić, Flint.
-Hm? Zapomniałem widocznie wspomnieć o korkach u Miony.. – mruknął
Marcus, komicznie zerkając na kapitana z pokorą –Wiedziałem, że zrozumiesz..
-A może wiedziałeś, że wyciągnąłbym cię na boisko siłą? – zapytał
niemal uprzejmie Malfoy, przenosząc wściekły wzrok na młodą dziewczynę
–Zrobiłaś to specjalnie?
-Nie mam pojęcia o czym mówisz, Malfoy – syknęła, zirytowana nagłym
zamieszaniem.
-Mówię o..
-Możemy w końcu porozmawiać? – Harry zignorował odwiecznego wroga,
wcinając mu się w zdanie. Zaciskał zęby ze złości oraz irytacji.
-Nie jestem cholernym sługusem Czarnego Pana! – wykrzyknął Gloomy,
sprawiając że gryfonce omal nie pękły bębenki w uszach –Nie mów tego więcej,
Potter!
-Czyli dołączysz do Jasnej Strony, Flint? Będziesz walczyć i z nim, i z
własną rodziną? – Hermiona zamknęła szybko usta, czując jak napięcie wzrasta.
Wiedziała, że limit tolerancji Harry’ego właśnie upłynął, a furia zaczyna na
powrót się budzić. Z każdym rokiem ich przyjaźni, zaczęła rozpoznawać tykanie
bomby u chłopaka. Nie złościł się za często, jednak kiedy wybuchał.. niszczył
wszystko wokół.
-Potter..
-A może jeszcze mi powiesz, że poświęcasz się dla większego dobra? –
kontynuował przeraźliwie radosnym głosem pełnym zrozumienia gryfon –Że zabijesz
nawet ojca, który stoi wśród popleczników Voldemorta? Będziesz spokojnie
patrzył na śmierć matki?
-Potter..
-Może sam ich zabijesz? Na dowód miłości? – Harry zaśmiał się
szaleńczo, a echo pustego dźwięku odbiło się w pomieszczeniu –Jesteś jak każdy
czystokrwisty sługus Lorda, Flint, niczym się od nich nie różnisz, a moż..
-Zamknij się! – Hermiona szarpnęła przyjaciela za ramię, chcąc zwrócić
na siebie jego uwagę. Zadrżała pod tym zimnym wzrokiem, który po chwili znów
stały się pełen troski oraz strachu –Harry?
-Nie podchodź – jęknął, odskakując od nich na parę metrów. Dziewczyna
obserwowała ciemnowłosego, który upadł na ziemię. Jego ciałem wstrząsnął
dreszcz, a głuchy gulgot wydostał się z gardła Pottera. Ignorując zalecenia
Bohatera, kucnęła przy nim, obejmując trzęsące się ramiona gryfona swoimi.
Przytuliła go mocno, gładząc dłonią plecy Pottera.
W pokoju panowała cisza przerywana jedynie cichymi pomrukami Wybrańca,
który toczył właśnie bitwę z samym sobą. Hermiona oparła policzek na łopatce
przyjaciela spoglądając na resztę. Marcus stał zszokowany z wciąż wyciągniętą
ręką z różdżką, patrzył na nich zdezorientowany oraz przerażony. Obok niego
Malfoy niczym pomnik, nie drgnął nawet palcem, a jego oczy błyszczały tą chorą
fascynacją. Jedynie Teodor poruszył się, znikając za drzwiami łazienki. Po
sekundzie kucał przy niej, podając wilgotny ręcznik do schłodzenia gryfona.
Uśmiechnęła się blado, muskając kompresem kark przyjaciela. Harry usiadł
niepewnie, opierając się plecami o ścianę. Pozwolił dziewczynie na przykładanie
chłodnego materiału, spoglądając wrogo na węży.
-Do dna – Nott znów kucał przy nich, tym razem z szklaneczką wody. Ku
zaskoczeniu dziewczyny, zielonooki skinął z wdzięcznością wypijając duszkiem.
-Mówiłem, że masz nie podchodzić – gryfon burknął do przyjaciółki,
strzykając skostniałym palcami –Jak bym zrobił ci krzywdę..
-Nie zrobiłbyś – pewnie odpowiedziała Hermiona, uśmiechając delikatnie
–Ufam Tobie, Harry.
-Nie powinnaś – mruknął cicho chłopak, uciekając spojrzeniem gdzieś na
bok. Prefekt skrzywiła się na to jawne odrzucenie, przypominając samej sobie,
że robił to z troski o jej bezpieczeństwo. Kiedy emocje przejmowały nad nim
kontrolę, Mroczny Lord miał łatwiejszy dostęp do podjudzania negatywnych uczuć.
Mimo postępu z oklumencją, nastolatek nie umiał odciąć się zupełnie od dziwnej
więzi.
-Mogę spytać co to, cholera, było? – Dracon ocknął się z własnych
myśli, przyglądając im podejrzliwie. –Potter?
-Zasłabłem – stwierdził beztrosko Harry, uśmiechając bezczelnie na
wyraz zniecierpliwienia malujący się na twarzy blondyna –Troszczysz się o mnie?
-Niezupełnie – szarooki zerknął na brązowooką, która nadal patrzyła ze
smutkiem na przyjaciela –To.. napad jakiejś choroby?
-Tak.. bardzo dokuczliwej odmiany opętania – zielonooki obojętnie
odpowiedział, ignorując potępiającą minę dziewczyny. –Nazywa się Lordus
Voldemortus..
-To nie temat do
żartowania – wypomniała mu Hermiona, podnosząc się z podłogi. Stała naprzeciw
dwóch ślizgonów lustrując z dziwnym błyskiem w oczach –A wy nikomu o tym nie
powiecie, jasne?
-Co z tego będę
miał? – od razu spytał Malfoy, uśmiechając krzywo na widok oburzenia prefekt
–No, Granger?
-Zmienię termin
korków z Marcusem – zaproponowała, wciągając gwałtownie powietrze, gdy pokręcił
głową.
-Sam zmieni
termin, jeśli chce pozostać w składzie – powiedział powoli Król Slytherinu,
nachylając w jej stronę –Wymyśl coś lepszego albo już dziś będą o tym gadać.
-To co chcesz w
zamian za dochowanie tajemnicy? – zapytała niechętnie, zaplatając ramiona na
piersi –Mam odrabiać Twoje lekcje? Pomóc w czymś?
-Zrobiłabyś
wszystko, prawda? – Hermiona skinęła niepewnie, zaczynając się denerwował. Nie
podobał jej się ten blask oczu węża, a tym bardziej dziwna ekscytacja.
-Jeśli nie
byłoby to czymś złym – potaknęła, przygryzając nerwowo wargę –Albo jednym z
Twoich psychopatycznych intryg..
-Nie jestem
psychopatą – zaprzeczył gwałtownie platynowy, mrużąc powieki –Jestem wyjątkowy,
tak, ale nie psychiczny.
-Właśnie tak
mówią typowi psychopaci – zauważył Gloomy, uśmiechając niepewnie do gryfonki
–Nikomu nie powiem, jeśli wciąż będę mógł przychodzić się pouczyć.. – zerknął
na wściekłego kapitana –Tylko może jakiś inny dzień?
-Na pewno inny
dzień – sucho stwierdził Malfoy, wbijając zły wzrok w prefekt –Nie powiem
nikomu, ale dług.. odbiorę w zanadrzu.
-Już się boję –
mruknęła cicho gryfonka, obserwując zbierającego swoje rzeczy Flinta.
-Mam nadzieję –
Draco pochylił się ku niej jeszcze bardziej, tak że teraz mogła podziwiać z
bliska płynne srebro w jego oczach. Musnął ustami skrawek płatka jej ucha,
szepcząc niemal łagodnie –Już niedługo, Granger.
Hermiona
wstrzymała odruch by zrobić krok w jego kierunku, nie chciała się przyznawać
nawet sama przed sobą, że miała na to ochotę. Wystarczyłby jeden kroczek, a
mogłaby go objąć, poczuć mięśnie skrywane pod jego plecami. Mimo tego dziwnego
przymusu, stała wyprostowana, patrząc prosto w szare tęczówki. Nie mogła nic
wyczytać z maski Malfoya, żadnych uczuć czy emocji. Po prostu patrzył na nią
oceniająco, czekając aż jego kumpel zbierze książki i uda się z nim na trening.
-Na razie –
Marcus wyszedł za kapitanem, który szybkim krokiem przemierzał już korytarz.
Skinęła głową, obserwując zamykające się drzwi.
-No.. – Teodor
oparł się o ścianę niedaleko Harry’ego, który powoli odzyskiwał kolory -To my
chyba musimy sobie pogadać, co?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Zielone bystre
spojrzenie zamigotał w półciemnym pomieszczeniu, odbijając płomienie ognia. Ich
właścicielka nachyliła się ku kominka, chłonąc wzrokiem kolorowe języki. Wręcz
ją przyzywały swoim tańcem, zachęcając by słuchała. A ona robiła to, co
chciały. Przyglądała się jak pomarańczowy zmienia się w odcień czerwonego na
zmianę z żółtym. Obserwowała przedstawioną historię, ignorując pieczenie
powiek. Czasem siadając przy ogniu, wpatrując się w hipnotyzujące płomienie
można spędzić w jednej pozycji sporo czasu.
-Co o tym
myślisz?
Dziewczyna
westchnęła cicho, wyrwana z własnych krain rozmyślań. Czuła jak zdrętwiały jej uda, na których opierała
łokcie. Po chwili znów dotarł do niej znajomy szmer rozmów, cichych chichotów
czy skrobania piór na pergaminie. Oparła się wygodniej na swoim fotelu,
rozglądając po Pokoju Wspólnym. Każdy siedział w tym samym miejscu wraz z
przyjaciółmi bądź książkami.
-Astorio?
-Myślę, że
irytujące jest ciągłe zadawanie mi tego samego pytania – odpowiedziała chłodno,
spoglądając na siedzącą niedaleko koleżankę. Hestia Carrow aż się zaczerwieniła
z upokorzenia, gdy inne dziewczyny potaknęły –Jesteś strasznie niecierpliwa,
Hestio.
-Przepraszam –
bąknęła niemrawo jedna z bliźniaczek Carrow, z udawaną pokorą zwieszając głowę.
Królowa domu Salazara nie mogła powstrzymać się od cichego parsknięcia, widząc
ten jawny przejaw buntu. Jak się spodziewała żadna z towarzyszących im
ślizgońskich dam nie poszła śladem Carrow.
-Domyślam się –
powiedziała przekornie, prostując zesztywniałe nogi. Wciąż z maską obojętności
na twarzy, przyjrzała się ślizgonkom. Hestia siedział tuż przy siostrze, niemal
wchodziły sobie wzajemnie na kolana. Tuż przy nich przycupnęła Tracey Davis,
malując sobie paznokcie różowym lakierem –Nie wiem, co mam powiedzieć. Wiesz,
że to tylko durne spotkania, prawda?
-Oh, jasne, że
tak – poparła ją entuzjastycznie druga panna Carrow, a jej blade policzki
przybrały barwę wiśni –W ogóle to beznadziejny pomysł z tym całym Klubem… No bo
to takie.. mugolskie.
-Hm? Moim
zdaniem sama idea jest ciekawa – Astoria nie mogła się powstrzymać przed
uniesieniem brwi, gdy dziewczynka znów zbladła. Mogła się tego spodziewać,
zawsze tak biedacy robili, gdy mówiła coś na przekór im. –W takim razie z kim
mówiłaś, że chcesz się wybrać, Floro?
-Z Blaisem –
jeszcze moment i dodałaby „o pani”, na szczęście ślizgonka wytrzymała jej
spojrzenie, unosząc delikatnie podbródek. Zielonooka powstrzymała się przed
wywróceniem oczu, ale ironiczny grymas wykrzywił jej wargi. –A ty, Tracey?
-Chciałam
poprosić Draco.. – Davis przerwała gwałtownie, unosząc wzrok znad pędzelka i
uśmiechając nieśmiało do Królowej –Jeśli nie masz nic przeciwko, Ast.
-Z tego co
słyszałam Dracon nie zamierza się wybierać na tą szopkę – powoli powiedziała
Greengrass, uśmiechając do zbliżającej się Milli –Ale zapewne jak się wybierze,
to ze mną.
-Hmm.. to może
poproszę Jake’a – od razu zgodziła się Tracey, zapominając o pierwszym
kandydacie. Millicenta przywitała się ze wszystkimi koleżankami, siadając na
zwolnionym przez Florę miejscu. W końcu to Bulstrode miała najpotężniejszą
pozycję z jej dwórek.
-A ty, Milli, z
kim się wybierasz? – spytała Flora, wręcz kipiąc podekscytowaniem –Ja już dziś
poproszę Blaise’a!
-Czy to nie
panowie proszą panie, Flo? – blondynka zamrugała niewinnie, otrzepując ze
swojego stroju niewidzialny kurz. Fioletowa spódniczka kończyła się tuż nad
kolanem ślizgonki, idealnie podkreślając jej szczupłą talię oraz eksponując
nogi.
-To nie
średniowiecze – zaprzeczyła Tracey pociągając nosem –Nie masz nikogo na
celowniku?
-Może mam, może
nie – Astoria przyjrzała się przyjaciółce, która beznamiętnie zaczęła
przeglądać jakiś magazyn. Filigranowa arystokratka zachowywała się od wczoraj
dość.. dziwnie. Kiedy przyłapała ją z Flintem w pokoju, Milli stała się cicha
oraz melancholijna. Podejrzewała na początku, że się na nią obraziła za
przeszkodzeniu w chwili sam na sam z jej odwieczną miłością, ale.. Millicenta
nie chciała nawet poruszyć tematu ślizgona, ignorując zaczepki czy dwuznaczne
aluzje.
-Hestio, a ty? –
spytała z miłym uśmiechem, przyglądając się ukradkiem swojej przyjaciółce –Z
kim się wybierasz? Słyszałam, że Marcus Flint jest jeszcze wolny..
-O, pomyślę nad
tym – Carrow ucieszyła się z jej rady, ściskając dłoń siostry. Bliźniaczki
Carrow ułaskawione, phy. Ale to reakcja Mills ją zaintrygowała. Dziewczyna
wyprostowała się, sztywno napinając mięśnie. Uśmieszek zszedł z jej twarzy, a
oczy odruchowo przeszukiwały tłum. Coraz ciekawiej.
-Reasumując.. –
przekręciła się na fotelu, siadając po turecku –Każda kogoś ma oprócz słodkiej
Milli oraz Flory?
-No.. ja idę z
Zabinim – zaprzeczyła ta głupsza z sióstr, poprawiając fryzurę gestem pełnym
elegancji.
-Oh, skarbie,
ale Diabeł na pewno pójdzie z Pansy – zauważyła złośliwie, mówiąc jednocześnie
czułym tonem. Taak, Flora to ta głupsza, zawsze jej się myliły. No, bo kto inny
mógłby być aż tak pewny siebie, jeśli chodzi o Blaise’a? każda ślizgonka chyba
wiedziała, ze jeśli mulat ma do wyboru Parkinson to właśnie ją wybierze..
-Chyba, że się
pokłócą – zauważyła spostrzegawczo Carrow, poruszając konspiracyjnie brwiami.
Nie zauważyła nawet ostrzegawczych sygnałów koleżanek, które teraz wstrzymały
oddech.
-Dobra rada,
skarbie – Greengrass nachyliła się dziewczyny, zniżając głos do szeptu, ale
jednocześnie dbając by towarzyszki dobrze słyszały każde słowo –Nie radzę
mieszać się w relacje między Pansy, a kogokolwiek, jasne?
-Al..
-Pansy jest moją
najlepszą przyjaciółką – syknęła już głośniej, podnosząc do normalnej pozycji
–A jeśli ktoś jej podpadnie.. cóż, postaram się by dostał karę.. rozumiesz?
-Tak.. – głupsza
z sióstr potakiwała jak jakaś maszynka, niemal odgryzając sobie język.
-A wy? – przyjrzała
się Tracey oraz Hestii, które równie grzecznie przyjęły tą wiadomość.
Westchnęła ciężko, opierając brodę na dłoni oraz nie zaszczycając już ślizgonek
wzrokiem –Do zobaczenia późnieeeej.
Każda
arystokratka podniosła się, szybko uciekając na swoje stałe miejsca. Czas
audiencji się zakończył, a Królowa znudzona towarzyszkami dawała widoczny znak
swojego zniecierpliwienia. Astoria niemal jęknęła, gdy Flora omal co nie
dygnęła na koniec. Jakim cudem w Slytherinie znajdywały się takie osoby?
Salazar jeden wie..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona usiadła
sztywno na sofie, obserwując jak obaj czarodzieja rozsiadają się na fotelach.
Przyjrzała się Teodorowi, który nie przysiadł się do niej jak zwykle,
utrzymując dystans. Rozumiała, że nie chciał naciskać na Wybrańca ani nie
eksponować łączącej ich więzi. Wystarczała sama jej świadomość by Harry czuł
się osaczony. Nott wykrzywił ironicznie usta, opierając łokcie na kolanach.
Gdyby siedziała bliżej mogłaby pewnie słuchać jak trybiki mu przeskakują, a on
tworzy w głowie jakiś genialny plan.
-Może chcesz się
jeszcze napić wody? – spytała przyjaciela, chcąc przerwać upiorną ciszę. Nie
czuła się teraz ani trochę komfortowo, kiedy gryfon i ślizgon przyglądali się
sobie z przerażającą przenikliwością.
-Nie, dziękuję,
Miona – powiedział spokojnie, posyłając jej zmęczony uśmiech –Nott, o czym
chcesz rozmawiać?
-Zawsze brałem
cię za kretyna – Teo uniósł rękę by uciszyć jęk prefekt, a jednocześnie
powstrzymując Pottera od komentarza –Myślałem, że wiedząc co osiągnąłeś jako
dzieciak będziesz.. kimś. Uważałem, że gdyby nie Hermiona nie zdałbyś, a gdyby
nie Dumbledore nie przeżyłbyś roku.. – młody chłopak odchylił głowę do tyłu,
mrużąc powieki w zamyśleniu –Ale.. Miona opowiedziała mi co nieco o waszych
przygodach i..
-I? – zielonooki
uniósł brwi, nadal beznamiętnie słuchając ślizgona.
-Hermiona nie
przyjaźniłaby się z kretynem – podsumował Prefekt Naczelny, poważniejąc –A
Czarny Pan nie obawiałby się jakieś głupiego nastolatka.. Powiedz mi, Potter, o
co w tym wszystkim chodzi?
-O życie ludzi?
O świat magii? O większe dobro? – Harry zaśmiał się gorzko, zaciskając pięści i
przykładając je do skroń –O to chodzi ludziom, Dumbledorowi.. A ja chcę zabić
go zanim on znów zniszczy komuś życie. Zanim zabije rodziców, dzieci,
przyjaciół.. niewinnych czy winnych – Wybraniec podniósł się gwałtownie,
oddychając ciężko –Nie będę ci wciskał kitu o lepszej przyszłości.. Ja ..
chciałbym pomścić rodziców..
Hermiona
zamknęła powieki, słuchając jak oddech przyjaciela się wyrównuje. Skrzypienie
sprężyn podpowiedziało jej, że znów usiadł. Trzask płomieni był jedynym
dźwiękiem, który od czasu do czasu rozbrzmiewał w salonie. Czy wiedziała o co w
tym wszystkim chodziło? W tej wojnie dobra ze złem? Nie wyobrażała sobie by
nastolatek, jej przyjaciel, miał stoczyć bitwę z najpotężniejszym
czarnoksiężnikiem. Kiedy oczami wyobraźni Harry stał naprzeciwko Voldemorta..
nie. Nie chciała nawet myśleć o tym.
-Masz już jakiś
pomysł jak go pokonać? – Teodor w końcu się odezwał, rzucając uprzednio parę
zaklęć by nikt nie przyszedł bez zapowiedzi. Harry otworzył usta, zamykając je
szybko. Zerknął niepewnie na przyjaciółkę, która bacznie obserwowała węża.
-Ja mu ufam –
powiedziała pewnym głosem, uśmiechając szeroko do Nott’a, który obdarzył ją
ciepłym spojrzeniem –Teodor jest teraz z nami.
Przez kolejną
godzinę gryfonka obserwowała jak dwóch najważniejszych dla niej chłopaków,
powoli zaczyna dostosowywać się do nowej sytuacji. Teodor zdjął maskę, którą
zwykle nosił, uśmiechając swoim charakterystycznym krzywym uśmieszkiem. Harry
też się rozluźnił, czasem dodając kąśliwy komentarz. Poważne tematy póki co
odeszły na bok, a dyskusja na temat jak pokonać Czarnego Pana została odłożona na
później. Teraz siedzieli we trójkę, rozmawiając o byle czym. Tak jak zawsze
chciała i sobie wyobrażała.
Nie patrzyła już
na zegarek, chłonąc chwilę błogiego spokoju. Harry opowiadał anegdotki z życia
wzięte doprowadzając tym Teodora do śmiechu. Właśnie słuchali o tym jak Hagrid
upiększył kuzyna czarodzieja. Świński ogonek pasował jak ulał do tego
gumochłona. Hermiona spojrzała ukradkiem na obu chłopców, starając się wyryć
ten obraz w głowie. Nie wiedziała kiedy znów będzie tak radośnie, tak
normalnie. Harry machał rękoma starając się ukazać całą historię w komiczny
sposób, Teodor rozwalony na fotelu parskał śmiechem odrzucając głowę do tyłu.
Nie zauważyła nawet, kiedy jej mięśnie rozluźniły się, a głowa opadła na ramię
łóżka. Wciąż słysząc głosy przyjaciół, oddała się ramionom Morfeusza.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Kochanie –
czyjś oddech połaskotał ją po policzku, powodując dreszcze. Nie chciała się
jeszcze budzić, wolała trwać w tym słodkim półśnie. Nawet nie zwróciła uwagi na
to kiedy i ile spała, ale na pewno nie miała ochoty z tego rezygnować.
-Musisz być
bardziej brutalny – dopowiedział czyjś głos, który bardzo się skojarzył jej z
chrypką Teodora. Niemal wyczuła jego złośliwy uśmiech, który musiał się właśnie
pojawić na jego twarzy.
-Nawet nie
próbuj, Zabini – warknął ktoś w jej obronie, stojąc gdzieś przy drzwiach.
Merlinie, poszła spać na parę minut, a cały salon zapełnił się Wężami.. Jęknęła
cicho, przewracając się na drugą stronę.
-Minka,
kochanie, pora wstawać – Blaise się nie poddawał, pociągając delikatnie za
kosmyk włosów gryfonki. Po paru pomrukach, dziewczyna otworzyła nieprzytomnie
powieki spoglądając z wyrzutem na budziciela. Diabeł kucał przy sofie,
szczerząc radośnie ząbki. Jego potargane włosy, ułożone w niechlujną fryzurę,
lśniły w świetle jakby kropelkami wody.
-Jesteś mokry –
powiedziała wciąż sennie, wzbudzając tym dziką wesołość ślizgona.
-Oh, tak, nasz
cudowny dyktator znany jak Dracon Tyran III dopiero zwolnił nas z treningu –
Blaise przeczesał palcami mokre kosmyki, rzucając wrogie spojrzenie gdzieś za
nią. –Zaczęło akurat padać, kiedy stwierdził, że nie jesteśmy terminatorami.
-Nie, za to
jesteście bardziej ociężali niż Longbotton i Goyle razem wzięci – odpowiedział
mściwie Król Slytherinu, wciąż stojąc przy drzwiach. Dopiero po chwili dotarło
do gryfonki, że to on ją uchronił przed brutalną pobudką. Podniosła się do
pozycji siedzącej, zsuwając z siebie ciepły koc. Zerknęła na niego zaskoczona,
czując jak przyjemne ciepło znika, a zastępuje je chłód.
-Przykryłem cię
– Teodor usiadł obok niej, uśmiechając ciepło. Musnął palcami jej dłoń,
wprawiając w drżenie magię ich otaczającą.
-Doprawdy uroczo
– Malfoy niemal syknął, wbijając wściekły wzrok w spokojnego Nott’a,
jednocześnie otwierając wejście –A teraz słodziaczki może zechcecie ruszyć się
do Wielkiej Sali?
Hermiona uniosła
zaskoczona brwi, wstając wraz ze ślizgonami. Widziała, że Blaise również z
ciekawością zerka na swojego przyjaciela, wzruszając ramionami na nieme
pytania. Za to Teodor mimo poważnej miny, niemal kipiał samozadowoleniem.
Zamrugał niewinnie kiedy na niego popatrzyli, mrucząc coś o burczącym brzuchu.
-Czasem się
zastanawiam po co się z nimi kumpluje – Diabeł wziął ją pod ramię,
odprowadzając wzrokiem prowadzących obu Węży. Blondyn wyraźnie ignorował
towarzyszącego mu prefekta, jedynie przyspieszając.
-Ja też –
poparła go entuzjastycznie, uśmiechając chytrze –Albo z Tobą. Nie mam pojęcia..
-Słyszałaś to? –
mulat zatrzymał się, szarpnięciem nakazując jej to samo. Stanęli nieruchomo,
starając jak najciszej oddychać. W końcu gryfonka pokręciła przecząco głową, z
ciekawością rozglądając. –To był huk złamanego serca. Mojego, Minka.
-Ups? – zaśmiała
się głośno, nagle rozbudzona. Krztusząc się śmiechem, ruszyła dalej, zataczając
koła.
-UPS? Złamałaś
MI serce i mówisz cholerne UPS? – Hermiona obróciła się wciąż roześmiana,
widząc jak Blaise zaczyna dramatyzować. –Nikt nie łamie serca Blaise’owi
Nigellusowi Zabiniemu, a potem mówi UPS! NIKT!
Pani Prefekt
Naczelna zamarła, kiedy zaczął biec w jej kierunku. Dopiero po chwili,
zrozumiała że nie śmiech powinien być jej teraz w głowie, a ucieczka. Z piskiem
ruszyła przed siebie, zmuszając nogi do współpracy. Ominęła paru uczniów, pędząc
niczym lew na polowaniu. Tylko, że tym razem to ona miała być ofiarą, a jej
łowcą wąż. Zaśmiała się na tą myśli, tracąc tempo, ale nie zapał. W końcu
dostrzegła znajome sylwetki Węży, którzy wciąż o czymś dyskutowali. Ale to nie
oni byli jej celem.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Czarne oczy błyszczały,
kiedy wysoki chłopak przyglądał się towarzyszowi. Ciemnowłosy nie mógł się
powstrzymać od ledwo zauważalnego uśmiechu satysfakcji. Idąc tym samym tempem
są kolega, obmyślał w głowie dalszy plan działania. Zawsze to robił, musiał
mieć plan B, jeśli jakimś cudem A nie wypali. Teraz też stworzył kilka
scenariuszy, które doprowadzą go do zwycięstwa.
Zerknął ponownie
na blondyna, który ze zdecydowanym wyrazem twarzy starał się go ignorować.
Dracon był w tym mistrzem już od niemowlęcia, coś mu się nie podobało, to
zlewał to lub tą osobę. W sumie nie był pewny, czemu wciąż się kolegowali.
Kolejny raz zrugał się w myślach za te bzdety, koncentrując na wielkim planie.
-O co ci chodzi,
Malfoy? – spytał utrzymując poważną minę, chociaż wszystko w nim krzyczało żeby
się roześmiał. Oo, tak. Był rozbawiony, a rosnąca niechęć ślizgona dokładała
tylko oliwy do ognia.
-Czemu tak
sądzisz? – musiał przyznać, że Smok był doskonałym aktorem. Cóż, oni wszyscy z
domu Salazara musieli posiadać umiejętności aktorskie, ale niektórzy jak on czy
Draco byli w tym mistrzami.
-Hmm, zastanówmy
się.. – powstrzymał drganie warg, widząc jak wszystko idzie po jego myśli. W
tym samym momencie niemal się potknął, kiedy zamiast korytarza, którym szli
zobaczył Diabła. Wąż stał przed nim, łapiąc się za serce i coś mówiąc. Chwilę
później, kiedy zamrugał ponownie szedł tą samą drogą. Skrzywił się mimowolnie
na tą nagłą wizję, czując delikatne pulsowanie skroni. Zawsze to kończyło się
bólem głowy.
-Nott?
Zawiesiłeś się? – głos Malfoya ociekał sarkazmem, chociaż w jego oczach
dostrzegł ciekawość oraz odrobinę strachu. Hmm, zapewne widok jego mówiącego, a
chwilę później nieobecnego myślami spowodował u blondyna troskę.
-Tak jakby –
przyznał z roztargnieniem, masując obolały kark –Wracając, Draco, do naszej
rozmowy. Wydawało mi się, że wcześniej nie kipiałeś tak.. podłym humorem jak
teraz.
-Spieprzaj, Nott
– warknął wściekły dziedzic Lucjusza, mijając jakieś uczennice –Nie Twój
zakichały interes.
-Oczywiście, że
mój – zaprotestował spokojnie, rozpływając w chwili tuż przed osiągnięciem celu
–To przy mnie tracisz swój doborowy nastrój, przyjacielu..
-Może cię nie
lubię? – szare tęczówki skupiły się na nim, kiedy Król Slytherinu zrozumiał, że
to nie jest główny temat tej błahej pogawędki. Prawie się uśmiechnął, widząc
jak chłopak zaczyna tworzyć własne koncepcje oraz teorie o jego spisku.
-A może lubisz
bardziej kogoś innego? – zaproponował lekko, utrzymując na twarzy niezmąconą
maskę obojętności. Sekundę później jak na zawołanie przebiegła obok nich
dziewczyna. Brązowe loki mignęły, kiedy gryfonka niczym lwica umykała mulatowi.
Dracon spojrzał
niemal odruchowo za panią prefekt, która właśnie schowała się za zaskoczonym
Wybrańcem. Teodor mógł teraz zaobserwować u ślizgona jak twarde oczy
łagodnieją, a na wąskich ustach pojawił się niezauważalny cień uśmiechu. Wielki
Malfoy aż kipiał frustracją, powodowaną za niemy zakaz zbliżania się do
Hermiony. Wyglądał jak zwykle zimno czy nonszalancko, a swoją miną mówił „mam
wszystko w głębokim poważaniu”, ale na tą jedną minutę jego oczy lśniły
tęsknotą. To właśnie wystarczyło mu na szybkie podjęcie decyzji co do
następnego ruchu.
-Jak chcesz mogę
jej powiedzieć parę miłych słówek o Tobie, ale.. – powiedział cicho, tak żeby tylko
Pan i Władca Węży to usłyszał. Wstrzymał oddech, kiedy rtęciowe tęczówki
przyszpiliły się do niego, a na umyśle poczuł nacisk czyjejś obecności. I nie,
nie była to jego przyjaciółka. Bez problemu zablokował blondyna, zaciskając ze
złości zęby. –Oczekuję przysługi.
-Nie wiedziałem,
że umiesz oklumencje – Draco uniósł brew, jak gdyby próba włamania się do
czyiś myśli była normalna.
-A ja, że ty
leglimencje – zripostował, omijając Blaise, Pottera oraz Hermionę. Odwrócił się
w idealnym momencie, łapiąc rtęciowy wzrok. Malfoy skinął krótko głową,
przyjmując jego ofertę oraz jej konsekwencje. Misja? Wypełniona.
Pewnym krokiem
wszedł do Wielkiej Sali, zajmując swoje stałe miejsce. Skinął głową Marcusowi,
który o dziwo rozwiązywał jakieś zadania, jednocześnie wpychając do buzi całego
tosta.
W momencie kiedy
sam nałożył sobie na talerz parę kanapek, do pomieszczenia weszły ślizgnoki z
Astorią na czele. Jego przyjaciółka uśmiechała się z wyższością, nagradzając
poszczególne osoby z ich domu spojrzeniami. W końcu usiadła tuż przy nim,
wzdychając ciężko. Fiołkowy zapach dziewczyny przynosił na myśl czasy gdy byli
młodsi. Greengrass już wtedy szykowała się na podbój szkoły, ćwicząc swoje
maski Królowej.
-Co jest? –
spytał, kiedy znów westchnęła, opierając rękę na stole a na niej brodę. Brązowe
włosy lśniły w świetle świec, a zielne tęczówki pociemniały. Uwielbiał szkicować
przyjaciółkę, która w każdym momencie fascynowała go ilością osobowości oraz
barw. Była jak paleta pełna kolorów, a każdy oznaczał coś innego.
-Nic, jestem
zmęczona – wyjaśniła, przyglądając Pansy oraz Milli siadających naprzeciwko. Ponownie
go szturchnęła łokciem, kiwając na dzban z herbatą.
-Nie masz
rączek? – prychnął, sięgając jednocześnie po naczynie. Astoria burknęła coś pod
nosem, dziękując mu jednakże, kiedy ciepły napój znalazł się w jej kubku. Teodor
przewrócił oczami, słysząc jak siedzący po drugiej stronie dziewczyny Harper
proponuje, że poda Królowej talerz z kanapkami. Jakby sama nie mogła wyciągnąć ręki
i nałożyć parę kromek. Ślizgoni robili wszystko by skupić uwagę królewskiej
rodziny na sobie.
-Dracuś? –
Blaise, który przed chwilą wcisnął się pomiędzy Millicentę oraz Pansy,
wyszczerzył ząbki do blondyna. Malfoy usiadł tuż przed nim, odwracając w stronę
przyjaciela. –Wiesz, kto zajął pierwsze miejsce w magazynie „Amortencja” jako najbardziej
pociągający czarodziej młodego pokolenia?
-Ja? – spytał arystokrata,
przeczesując ręką blond kosmyki.
-Nie, skarbie,
przykro mi – mulat zrobił smutną minkę, spuszczając wzrok na omawianą gazetkę. –Potter.
-To nie jest tak
zaskakujące – Milli wzruszyła ramionami, rzucając im zdawkowe spojrzenie –Nie dość,
że jest popularny to i przystojny..
-Salazarze!
Millicento Bulstrode albo to odwołasz, albo będziesz spać w salonie – Astoria zbladła,
marszcząc gniewnie brwi na współlokatorkę –Nawdychałaś się czegoś?
-Ast, daj spokój
– Pansy przewróciła oczami, popijając łyk gorącej czekolady –Harry jest niezły,
a ty możesz ględzić ile wlezie.
Teodor
uśmiechnął się na te słowa, przypatrując jak Parkinson z tą samą nonszalancją
zerka Blaise'owi przez ramię. Zupełnie nie przejęła się tym, że sprzeciwiła się
samej Królowej, która zwykle za nieposłuszeństwo karała. Tym razem jego
przyjaciółka jedynie zacisnęła usta, ignorując ten przytyk. Często zastanawiał
się jak te dwie wytrzymywały ze sobą, mając tak różne osobowości. Widać jednak
przyjaźń nie zna granic, a one musiały się z tym pogodzić.
-Nie ma gajowego,
Flictwika oraz Sprout – powiedział cicho Dracon, odkładając ostrożnie kubek.
–Nie widziałem też dzisiaj Snape’a..
-McGonagall jest
zestresowana – kontynuował swój monolog, rozglądając ukradkiem –Zawsze, gdy się
stresuje drga jej mięsień na lewym policzku. A Slughorn wygląda jakby miał
zaraz się porzygać..
-Wszędzie
widzisz spiski – Pan przerwała w połowie, wciągając głośno powietrze. Dyrektor
podniósł się z miejsca powoli przechodząc na podium. Jego srebrna broda
zamigotała w świetle świec, a twarz postarzała. Zamiatając granatowymi szatami,
doszedł na swoje miejsce, z którego wygłaszał przemówienia.
-Moi drodzy –
rozpoczął spokojnym głosem, który przerwał wszelkie rozmowy. Wszystkie oczy
skupiły się na starym magu, który uśmiechnął się dobrotliwie –Wybaczcie, że
przerwę wam tą przyjemną czynność, jaką jest zapełnianie brzuchów. Tak, panie
Zabini, to arcypilna sprawa – mulat aż skamieniał, zaskoczony, że dyrektor z
takiej odległości usłyszał jego markotny pomruk –Niestety nastały dość
niespokojne słowa, moi młodzi przyjaciele, a szkoła, która miała być
schronieniem dla was musi zostać ponownie zabezpieczona. – stary Drops zacisnął
usta, widocznie zasmucony następną wiadomością –Ministerstwo nakazało nałożyć
dodatkowe zabezpieczenia na naszą placówkę, a wzmocnienie tymczasowych zaklęć
wymagać będzie czasu.. Dlatego z przykrością muszę was zawiadomić, że Hogwart
zostanie zamknięty na tydzień..
Głośne krzyki
przerwały dalszą wypowiedź Naczelnego, mieszając ze sobą w niezrozumiały szum. Teodor
spojrzał prosto w szare tęczówki Malfoya, który nie ukrywał zaskoczenia. Millicenta
wraz z Pansy zaczęły mówić jednocześnie o przemowie dyrektora, przekrzykując
tym samym wypowiedź Flinta. Zabini siedział skamieniały, zapominając o widelcu,
który właśnie upuścił na ziemię. Wydawało się, że na ten moment cała szkoła
magii została pochłonięta przez chaos, a przerażeni oraz zaskoczeni uczniowie
skupili się w tej jednej Sali.
Kiedy uniósł
głowę, napotkał brązowe oczy Hermiony, która siedziała niemrawo przy hałaśliwym
stole Gryffindora. Obok niej Wybraniec podniósł się szybko, mówiąc coś i wymykając
od zgiełku. Pani prefekt otworzyła usta, jakby chciała coś mu powiedzieć, a on
nie potrzebował tej telekinezy czy więzi by odczytać słowa z malinowych warg.
Hogwart został
zamknięty na tydzień.
cudowny rozdział; cieszę się, że jest, bo już nie mogłam się doczekać :) uwielbiam wszystkie kreowane przez ciebie postaci - ale najbardziej chyba samego notta :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tak szybko pierwszego komentarza! :D Następny będzie dodany czym prędzej, już go poprawiam i szlifuję na ile potrafię :D
UsuńNie wiesz, jak wielką mi przyjemność sprawiłaś! Moi bohaterowie to ja sama oraz ludzie mnie otaczający. W każdym potrafię odnaleźć cechy ich wyróżniające, więc ślizgoni mogą być aż nad zdolni :3
Bardzo dziękuję:))
Pozdrawiam cieplutko,
Lupi♥
ghh juz jestem spóźniona a to twoj rozdział :C
OdpowiedzUsuńPrzeczytam jak wróce :D I wtedy zaczynam rozdział na www.theeternalexile.blogspot.com i na www.last-lovesong.blogspot.com
Ciekawe czy wyrobie się z dwoma :D
Jak wrócisz to napisz jak ci się podobało :P
UsuńBo ja znów zostałam oczarowana Twoją historią, ale kochanie, gdzie jest Nate? :D
No i czekam z niecierpliwością na Astorię :3
łał, łał, łał i jeszcze raz łał. Twoją powieśc czytam od mniej więcej tygodnie i już pochłonęłam wszystkie rozdziały. Bardzo spodobała mi się Twoja wizja Hogwartu, przyjaźni i miłości.
OdpowiedzUsuńNaprawdę urzekłaś mnie tym światem i czekam na kolejny rozdział :)
Merlinie!
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję ♥♥♥
To najmilsze słowa jakie może autor otrzymać ♥
Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz,
Lupi♥
a-a-ale jak to zamknięty? :o
OdpowiedzUsuńrozdział zajebisty, a plan Teodora.. no bomba! :D xd
nie martw sie myśle ze wszyscy rozumiemy problem szkoły xd
weny życze <3
Ano zamknięty zasługa Rogasia tak powiem :D
UsuńOh, Teodor jest geniuszem, niezawodnie wymyśla plany ♥
Taak, szkoła - istny koszmar każdego ucznia :D
Pozdrawiam cieplutko,
L.♥
Zamknięty, o choinka!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jaką przysługę chce od Malfoya Nott i co z tego wyniknie. Och, proszę, niech dramione rozwija się troszkę szybciej! ^^
Czytam dalej, tylko zrobię sobie coś do jedzenia (choroba przykuła mnie do łóżka, wiec siedzę w domu) ;)
Hej, Lupi! :*
OdpowiedzUsuńJestem okropna, wiem...
Wracam tutaj po... roku?
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.... Postanowiłam wrócić do czytania Twojego bloga, chociaż nie wiem jak szybko uda mi się nadrobić niemal dwa lata rozdziałów, tym bardziej, że nie mogę narzekać na nadmiar wolnego czasu... Ale, hej! Mam całe życie przed sobą, prawda? :D Chociaż mam nadzieję, że tym razem nie będzie znowu rocznych przerw w czytaniu...
No nic, zobaczymy jak to mi pójdzie! ;)
Ten rozdział cudowny, chociaż skoro pisałaś go dwa lata temu, to pewnie nawet nie pamiętasz co w nim jest? Ale w każdym razie jest świetny! :D Już zapomniałam jak cudowne są Twoje rozdziały i jak przyjemnie się je czyta...
Pozdrawiam cieplutko, no i mam nadzieję, że wybaczysz mi roczną nieobecność...