OSTRZEŻENIE
Moje Dramione (tak to wciąż Dramione mimo, że nie ma póki co wielu scen z głównym bohaterami) zbacza powoli na niebezpieczne rejony. Dlatego, jeśli nie przepadasz za dodatkami fantastycznymi albo motywami z innych książek.. cóż rozczarujesz się. Bo jestem maniaczką fantasy i dodam parę.. wątków, które mogą nie przypaść wam do gustu. No.. mam nadzieję, że nie zrezygnujecie oraz spróbujecie chociaż przeczytać moją historię ;)
Pozdrawiam, średnio zadowolona z bazgrołów na dole,
Lupi♥
PS. Już sprawdzone, dzięki Twojej kochanej becie <3 Rogaś
Erik wpatrywał się w mężczyznę, którego
zawsze podziwiał. Od najmłodszych lat słuchał opowieści o jego niezmąconej
cierpliwości, wszechwiedzy oraz dobroci. Jako mały chłopczyk starał się
naśladować swojego idola, popisując przed nim kiedy tylko mógł. Był inny od
swoich kolegów? Był. Wyróżniał się z tłumu innych uczniów? Tak. Czy został nagrodzony?
Może?
Biorąc pod uwagę, że to przez własną
brawurę zaprzepaścił świetlistą przyszłość, nie mógł obwiniać czarodzieja. Sam,
młody głupiec, zgłosił się do uczestnictwa w misji bez przygotowania, a te
błękitne oczy nie skupiły się na nim dłużej niż na trzy minuty. Liczył.
Nie był pewny czy po odkryciu jego
prawdziwego ja przez Voldemorta był bardziej zły, upokorzony, czy rozczarowany.
Wiedział, że to było warte poświęcenia jego fałszywej tożsamości. Był też
pewien, że gdyby sytuacja się powtórzyła zrobiłby to samo. Rzuciłby wszystko by
uratować swój skarb, swój prawdziwy promyk w ciemnym życiu. Dla Jacqueline przeszedłby
przez Hades niczym Orfeusz dla Eurydyki. Ale on by się nie odwróciłby. Nie
zaryzykowałby straty swojej żony.
Teraz również stojąc w gabinecie,
przyglądając się szarym tęczówkom, znów czuł mieszaninę uczuć. Był zły..
wściekły na tego starego .. . Ugh. Jedyną oznaką jego zdenerwowania były
zaciśnięte usta oraz oczy, które paliły twarz dyrektora. Czy na starość
całkowicie mu odbiło?
-Co o tym myślisz, młody przyjacielu?
Przyjacielu? Czy teraz zasłużył na kolejne
trzy minuty uwagi staruszka? Czy jego idol zdawał sobie sprawę, że Erik już go
wcale nie uwielbiał? Nie słuchał z utęsknieniem jego mądrości?
Niee.. Od paru lat Albus Dumbledore stał
się dla niego nikim. Jednym z potężniejszych magów, o których trąbiła prasa.
Dyrektorem Hogwartu, wspomnieniem z czasów szkolnych. Jacqueline nie raz
wspominała o starcu, ale to było dla niego bez znaczenia. Bo kim był on dla
czarodzieja nim stał się nauczycielem chłopca? Byłym szpiegiem, który poświęcił
długoletnią pracę dla młodej mugolki?
-Wezwałeś mnie tu bym wyraził opinię na
temat tego.. planu? – upewnił się, mimochodem pocierając dłonią o udo. Naczelny
skinął głową, uśmiechając z dobrocią.
Już dawno nie widział tego ciepłego
spojrzenia na sobie, tej przenikliwości oraz pobłażliwości. Kiedyś kochał być w
centrum uwagi nauczycieli, Dumbledore’a. Teraz czuł jedynie delikatne
obrzydzenie oraz posmak żółci na języku, na myśl o genialnym pomyśle dyrektora.
Ostatni raz kulił się pod tym spojrzeniem
po nieudanej misji. Kiedy musiał się przyznać do wszystkiego.. tych dobrych jak
i złych uczynków. Wiele par oczu skierowanych na niego, oceniało sytuację oraz
przyszłość aurora. Hmmm.. nie miał zbyt dobrej sławy w Biurze, gdyż przeszłość
nigdy nas nie zostawi. Będzie ukrywać się w mroku wspomnień od czasu do czasu
wychylając się i utrudniając życie. Jedynie ufali mu jego towarzysze z
dywizjonu oraz szef. Nikt więcej. Cień zamierzchłych czasów towarzyszył mu
bezustannie.
-Chłopak powinien o tym wiedzieć – wycedził
powoli, zastanawiając się ilu manipulacjom został poddany dzieciak. Wiedział o
jego bezwarunkowym zaufaniu, lojalności wobec Albusa. Młody był wpatrzony w
starca jak on, tyle że biedak nie miał nikogo innego. Aż do teraz. –Nie
uważasz, że jego rola jest na tyle duża, że ma prawo coś powiedzieć?
Czy Złote Dziecko nie dostrzegało tych
intryg? Każda rada czarodzieja miała jakiś motyw, chciała wywołać odpowiedni
skutek. A uczeń ulegał, zapewniany przez wszystkich o wielkości profesora.
-Harry jest nieletni, a..
-Nie mów nic więcej – ostro przerwał,
podnosząc się z fotela. Przeszedł w trzech susach do drzwi, zerkając przez
ramię na maga –Potter mi ufa. Jeśli zdradzisz mi szczegóły będę zmuszony mu o
wszystkim powiedzieć.
Nie czekał na odpowiedź, szybko wymykając
się na korytarz. Dopiero za zakrętem pozwolił sobie na wypuszczenie powietrza z
płuc. Może i był dobry w ukrywaniu emocji, to zbyt wielka dawka łamała i jego.
Czy powinien ostrzec chłopca? Uprzedzić
przed tym fatalnym pomysłem? Zaooponować tej ślepej wierze? Tyle czy młodzik mu
uwierzy? W końcu to Dumbledore był tym potężnym, Jasnym Magiem. A on aurorem z
mroczną przeszłością.
-Przepraszam – zerknął na dziewczynę, która
dopiero co na niego wpadła. Skrzywił się na tą nieuwagę, a tym bardziej na
własne zamyślenie. Powinien być bardziej skoncentrowany na tym co się wokół
niego działo, a nie toczyć bitwy myśli. Możliwe, że to on był tym, który
pojawił się niespodziewanie i wyłonił zza zakrętu, potrącając uczennice.
-Moja wina – burknął, wiedząc że tak
powinien. Spojrzał prosto w wielkie oczy, kojarzące mu się z błotem,
przyglądając zadartemu noskowi oraz pełnym malinowym wargom. Jednak to włosy,
te poskręcane loki, pozwoliły mu rozpoznać dziewczynkę. Na sto procent nikt
inny w zamku nie chodziłby tak spokojnie mając taki bajzer na głowie, nie
licząc Pottera oczywiście. –Hermiona Granger, prawda?
-Tak, panie Hutz – odpowiedziała bystro,
prześwietlając go spojrzeniem równie intensywnym co sam Harry. Jego uczeń miał ten nieznośny
nawyk wwiercania tych zielonych ślepi w niego, ignorując naruszaną przestrzeń.
Dobrali się idealnie. –Mogę w czymś pomóc?
-Tak się składa, że i owszem – powstrzymał
uśmiech na widok błysku ciekawości w tęczówkach małej, może nie błoto, a kawa?
Coraz bardziej podobała mu się małe zderzenie z gryfonką. –Muszę cię prosić o
pomoc, panno Granger.
-Wystarczy Hermiona – mruknęła,
przechylając na bok głowę i z nieukrywaną fascynacją przyglądając się jego
odznace aurora. –Chodzi o Harry’ego?
-Dokładnie – potwierdził, skłaniając ją do
wysłuchania swoich.. teorii spiskowych oraz niezmąconemu przeczuciu o
manipulowaniu przez dyrektora. Z przyjemnością odkrył, że dzieciak mu nie
przerywa, a jedyną oznaką wątpliwości było przygryzanie policzka. Siedzieli już
w pustej sali, zabezpieczeni zaklęciami przed ewentualnym podsłuchaniem. Oparł
łokcie o blat stołu, obserwując zmianę na twarzy uczennicy. Na początku pojawiła
się ciekawość, ale dość szybko zastąpiły ją wątpliwości. W końcu mignęła
rezygnacja aż naszła akceptacja.
Hermiona nie była głupia, a plotki o nowym
wcieleni Roveny stały się dla niego wreszcie uzasadnione. Młodziutka
przyjaciółka Wybrańca siedziała spokojnie na krześle, drżącymi palcami gładząc
kontur biurka. Niestety sterczące sprężyny przysłoniły jej twarz, nie mógł więc
zbyt wiele odczytać z mimiki. Z napiętych ramion wnioskował, że nowe informacje
ją zaskoczyły.
-Ufam profesorowi Dumbledore’owi – w końcu
cicho się odezwała, wypuszczając ciężko powietrze. Odgarnęła włosy na plecy,
wbijając w niego wzrok. Miała czerwone rumieńce, świadczące o zdenerwowaniu.
–Ale pana argumenty są.. dość dobre. A Harry ufa panu, co już o czymś świadczy.
Ja.. To jest dość niewiarygodne, prawda? Dyrektor zawsze go chronił i wspierał,
i udzielał porad, i był cierpliwy, i.. . Merlinie strzeż! – jęknęła, wstając
gwałtownie. Ku zaskoczeniu aurora złość podsyciła jej i tak już potężną aurę,
zaskakująco silną jak na mugolaczkę. –To było takie prymitywne! Nie ufaj
nikomu, Harry! Nie bój się przychodzić po rady, mój drogi! A to po co? By go
wykorzystać?!
Erik nie mógł się powstrzymać od
potakiwania, z ciekawością przypatrując się młodej czarownicy. Krążyła po
klasie jak rozwścieczona lwica, a ostre słowa podkreślały wzburzenie młodej
towarzyszki. W końcu wszystkie elokwentne porównania się skończyły, a uczennica
ponownie siedziała na swoim miejscu. Lekko skruszona, zerkała w jego stronę.
-Czy Harry jest gotowy na to ..? – spytała,
szczerze wierząc w jego opinie. Uniósł brwi, muskając palcami swoją różdżkę.
Czy dzieciak był gotów? O, tak. Złoty Chłopczyk miał zdumiewające umiejętności,
wystarczające by pokonać dorosłego.
-Potrzebuję czasu – odpowiedział szorstko.
Musi nauczyć malca jeszcze tylu rzeczy, tylu zaklęć. Nauczyć go nowego
spojrzenia na świat przez własny pryzmat, a nie podstawiany przez Dropsa.
-Harry zrobi co uzna za słuszne – mruknęła,
stukając irytująca paznokciami o blat –Ale spyta mnie o zdanie. A ja przekonam
go do zmiany decyzji.
-Jesteś bardzo pewna siebie – zauważył na
pozór spokojnie, ukrywając rozbawienie oraz ciekawość pod maską obojętności.
-Pan również był, kiedy zwrócił się z tym
do mnie – wytknęła, wstając i łapiąc swoją torbę. Zatrzymała się przed nim z zadumanym
uśmiechem. –Inaczej po co by mi to pan mówił?
Nie odpowiedział, odprowadzając ją wzrokiem
aż za drzwi. Sam nie był pewny, czemu wierzył w dziewczynę. Może z opowieści
Harry’ego? Albo wspomnień? A plotki o jej mądrości? Coś z tego pewnie miało wpływ
na ocenę sytuacji. Jak również wiedza o przywiązaniu Pottera do małej gryfonki.
Kto inny go przekona do rzeczy niemożliwych
niż przyjaciółka?
-.-.-.-.-.-..--..-.-.--.-.-.-..--..--..-.-.-..--..-.-.-
Teodor zerknął na siedzącą przed nim
dziewczynę. Spędzili cały wieczór na rozmowie, a teraz po trzech godzinach
zapadła cisza. Czy mu przeszkadzała? Nie. Lubił ją. Mógł spokojnie myśleć, bez
wiedzy że ktoś coś do niego mówi. To właśnie podziwiał w przyjaciółce, wiedzę
kiedy mogą milczeć, a kiedy nie.
W czasie trzech godzin oboje stwierdzili,
że pora pogłębić wiedzę na temat więzi. Nie mogli już tego odkładać na bok,
uciekać od nieuniknionej prawdzie. Są teraz połączeni wbrew woli, a ich magia
zaczyna świrować. Nie wspominając o tych cholernych przebłyskach myśli drugiej
osoby albo nagłych bólach głowy, jeśli któreś z nich toczy bitwę we własnej
głowie. Hm.. nie mówiąc już o tym, że Teodor naprawdę wolałby nie wiedzieć o
tej burzy hormonów szalejącej u dziewczyny przy każdym spotkaniu z Malfoyem.
Korzystając z chwili milczenia, rozejrzał
się z roztargnieniem po pokoju. Nie byli tu od dawna, całkowicie zapominając o
magicznej komnacie. Pokój Czterech Domów odkryty podczas szlabanu na początku
roku został przez nowe wydarzenia zatarty w pamięci. Jednak po paru minutach
błądzenia po ciemnych lokach, znaleźli drzwi. A potem weszli do oszałamiającego
pomieszczenia. Rozsiedli się na sofie, rozkładając wokół pergaminy, księgi i
pamiętniki.
Spojrzał znów na towarzyszkę, której
brązowe loczki błyszczały miedzianie w świetle ognia. Uwielbiał kominki od
dziecka, zauważając w wieku pięciolatka magiczne cienie i barwy ujawniające się
dzięki płomieniom.
-No? – spytał znów, widząc że czyta tą samą
stronę po raz kolejny. –O co chodzi?
-Myślę – mruknęła, wsuwając zakładkę i
odkładając tom na stół. Znowu siedziała po turecku, przygwożdżając go wzrokiem.
–O co chodzi w Twoich wspomnieniach. I co ty widziałeś?
Drgnął niezauważalnie, starając zbytnio nie
napinać. Widząc jednak jak Hermione unosi brwi, wiedział że to na nic. Zbyt
dobrze go znała.
-Nie wiem co widziałaś – przyznał, modląc w
duchu do Salazara o wsparcie –Ja widziałem Aryę. I parę innych spraw –
uśmiechnął się tym razem szczerze, pochylając w jej stronę –Co tak naprawdę
stało się na drugim roku?
-Zostałam spetryfikowana – ostrożnie
odpowiedziała, posyłając mu zamyślone spojrzenie.
Teodor poczuł wzbierającą się irytację oraz
złość, kiedy zacięła się. Złapał ją za nadgarstki, przyciągając bliżej. Kiedy
odległość zmniejszyła się na tyle by ich kolana stykały się, poluźnił uchwyt.
Znajome mrowienie magii uspokoiło go na moment, otumaniając na minutę swoją
mocą.
-Daj spokój, urwisie – syknął, nachylając
tak by szeptać prosto do uch przyjaciółki –Chyba mi ufasz?
-Powierzyłabym Ci moje życie – przysięgła,
odchylając by spojrzeć mu w oczy. Ułatwiło mu to sprawę, bo one stanowiły dla
niego wszelkie odpowiedzi dotyczące pytań co dzieję się w jej głowie. –Ale z
tym związany jest i Harry, Ron.. moi bliscy.
-Nie skrzywdziłbym nikogo na kim ci zależy
– wyszeptał, powodując blady uśmiech dziewczyny i błysk w oczach. –Hermiono,
porzuciłem dla ciebie Ciemną Stronę. Pozwól mi poznać Bohatera, pomóc mu.
-Na drugim roku – zaczęła powoli,
zaciskając drobne palce na jego dłoniach –Po szkole grasował Bazyliszek.
Zostałam spetryfikowana, ale Harry’emu udało się go pokonać.
-Duża jaszczurka łaziła w Hogwarcie? –
upewnił się, zastanawiając czy w ogóle w jakimś procencie dobrze oceniał
Wybrańca. Bo zabicie Bazyliszka było dużym wyczynem. –Harry był dziedzicem?
-Nie – posłała mu spojrzenie pod tytułem
„myślałam, że to jasna sprawa” – Dziedzicem był Riddle, ale wykorzystał Ginny. Znalazła ona dziennik
należący do niejakiego Toma Riddle’a, znanego teraz jako Voldemort. Dziennik
wysysał z niej siłę życiową, wzmacniając horkruksa i ..
-Horkruksa? – przerwał przyjaciółce, szybko
odszukując odpowiedź w swojej głowie –Czarny Pan ma horkruksa?
-Parę – poprawiła go, wydymając dolną wargę
–Dziennik zniszczył Harry.
-Harry na drugim roku zabił Bazyliszka i zniszczył horkruksa
należącego do Lorda Voldemorta? – zamrugał, widząc jak uśmiech Hermiony się
powiększa –Coś jeszcze?
-Pytasz o osiągnięcia Harry’ego? –
zachichotała, na co przewrócił oczami, kiedy potaknął –Hmm, na pierwszym roku
Harry spotkał Voldemorta.. czekaj.. który opętał naszego nauczyciela od OPCM.
Zabrał mu Kamień Filozoficzny, powstrzymując przed odrodzeniem. Na drugim roku
już wiesz.. Na trzecim Syriusz Black.. tak ten uciekinier.. okazał się jego
ojcem chrzestnym, profesor Lupin przyjacielem rodziców, a on sam pokonał zgraję
dementorów – uniosła brwi, kiedy przestał jej przerywać –Na czwartym był
Turniej, a profesor Moody okazał się synem Croucha, który jest śmierciożercą.
Sam Moody został zamknięty w skrzyni. Harry stoczył walkę z Voldemortem, gdzie
tamten się odrodził, a Cedrik zginął. Na piątym założyliśmy GD, gdzie został
naszym nauczycielem. Potem byliśmy w Departamencie Tajemnic, gdzie Harry
znalazł przepowiednię. Okazało się to pułapką, Syriusz zginął, a Voldemort
opętał Harry’ego.
Teodor otworzył buzię parę razy, nie mogąc
jednak znaleźć żadnej dobrej odpowiedzi. Tego się nie spodziewał. Harry Złoty
Gryfon Potter okazał się naprawdę … kimś. nie wyobrażał sobie by przez te pięć,
sześć lat mieć aż tyle przerażających przygód. A tym bardziej kłopotów,
problemów, wojen oraz.. dobra. Współczuł Złotemu Dzieciakowi.. i to bardzo.
-Zatkało kakao? – Hermiona widocznie
rozbawiony, podgryzała ciastko. Dopiero zaczął rozumieć, że przyjaźń z
Bohaterem wiązała ze sobą listę obowiązków, powinności i pochrzanionych
sytuacji. Gryfonka jednakże uśmiechała się z wszechwiedzącą miną, zlizując
językiem okruszki z ust.
-To.. było zaskakujące – przyznał, chwilowo
oszołomiony. Postarał się wrócić myślami do rozmowy, odpychając te nowości na
bok. Później nad tym pomyśli. –Widziałem też Aryę oraz .. katastrofę z
eliksirem wielosokowym?
-Oj, Merlinie – zarumieniła się, chowając
twarz w dłoniach –To była masakra! Miałam zmienić się w Milli, a wyszło mi to
zupełnie na odwrót. Byłam..
-Słodkim kociątkiem – zaśmiał się, robiąc
niewinne oczy. Był pod wrażeniem umiejętności przyjaciółki, przyrządziła ten
eliksir na drugim roku? Zdumiewała go coraz bardziej.
-Daj spokój – jęknęła, nadal chowając
buzię. Złapał ją za brodę, kierując tak by móc spojrzeć w piękne oczy –Co?
-Jesteś uroczym kociakiem – zakpił, gładząc
palące policzki –Ale jeszcze bardziej zdolną wiedźmą.
-M.. Dziękuję? – mruknęła nieśmiało, gdyż
nie codziennie prawił jej komplementy. Skinął głową, wiedząc że teraz jej
kolej. Nie mógł powstrzymać nagłego stresu, kiedy i ona to wywnioskowała. Była
bardzo inteligenta, a za pewne nieodłączna ciekawość gryfonki zmusi go do
odpowiedzi na wiele pytać.
-Co widziałaś? – spytał łagodnie,
wyczuwając jej niepokój. Stresowała się podstawieniem go pod mur? Prychnął
cicho, ukrywając rozbawienie. Był ciekaw co widziała, a niecierpliwość jego
rosła wraz z przedłużającym się milczeniem.
-Widziałam ciebie – ostrożnie rozpoczęła,
niemal niezauważalnie napinając mięśnie. –I byłeś małym chłopcem. Towarzyszył
Ci..
Zamarł, szukając w głowie jakiegokolwiek
argumentu uzasadniającego jego postępowanie. Nie chciał by to widziała, nie
tego trupa rodzinnego.
-Wilk – szepnęła tak cicho, że najpierw
pomyślał, że się przesłyszał. Kiedy jednak czekoladowe tęczówki uważnie go
mierzyły wzrokiem, załapał.
-Możliwe, że pojawi się jeszcze w paru
wspomnieniach – potaknął, odchylając do tyłu głowę i mrużąc powieki. Obserwował
dziewczynę, która jak widać obalała w głowie parę teorii.
-Dlaczego towarzyszył, towarzyszy?, Tobie
wilk? – spytała, przygryzając koniuszek kciuka. Spod zmarszczonych brwi
spoglądały na niego bystre oczy, szukające jakiejkolwiek wskazówki. –On nadal
żyje?
-Żyje i mi towarzyszy – zmusił się do
odpowiedzi, łamiąc jednocześnie wpajane mu nauki dziadka. –Wybrał mnie. Tak się
zdarza, wiesz o tym.
-Zwierzęta wybierając sobie czarodziei –
zacytował zapewne jakiś podręcznik, dręcząc się z niezadanymi pytaniami –Ale to
było kiedyś. Teraz już tak nie jest. Prawda?
-Każdy ród ma jakąś historię – zachęcił ją
do mówienia, starając ukryć rosnący entuzjazm. Czy odkryje ten sekret? Uda jej
się, chociaż przez lata nikt nie odgadł jego sekretu?
-Twoi przodkowie byli bardzo potężnymi
magami – skrzywiła się, szukając w pamięci najważniejszych szczegółów –Mieli
silne powiązania z Czarną Magią oraz starożytną krwią czarodziei. Byli jednymi
z pierwszych wspominanych w kronikach czarownikami.
-Mamy w żyłach magię starożytnych –
podchwycił z chytrym błyskiem w oczach, czekając na rozwój wypowiedzi.
-Tak, jak wiadomo przynosiło to przeróżne
dodatkowe umiejętności – zgodziła się, wciągając głośno powietrze –Jak na
przykład wężomowa czy umiejętności zielarskie, a nawet łączenie się ze
zwierzakami..
-Co przypadło Nott’om? – spytał, a
podniecenie błyszczało w jego oczach, powodując rosnącą fascynację Hermiony.
-Mieliście.. macie.. wilka na herbie
rodzinnym – przełknęła ślinę, marszcząc nos –Mieliście mocne powiązania z
nimi..
-Dokładnie jak ród Traversów z kotami, a
Yaxley’ów z niedźwiedziami – zacisnął zęby, wzdychając cicho –My z wilkami.
Obserwowała jak trybiki powoli przeskoczyły
w odpowiednie miejsce, a zagadka zostaje rozpracowana. Brązowe tęczówki
pociemniały ze zgrozy, a oddech uczennicy przyspieszył. Hermiona zachowała
spokój, przyswajając fakty z niezachwianą powagą. W końcu ponownie uniosła
brodę, potwierdzając jego przypuszczenia o rozwiązanej tajemnicy.
Uniósł brew, podnosząc się powoli. Jej
czujne oczy nie spuszczały z niego wzroku, irytująco śledząc każdy ruch.
Wiedział, że jest zestresowana, zaskoczona oraz.. troszkę przestraszona, emocje
dziewczyny mieszały się z jego doprowadzając tym samym ślizgona o ból głowy.
Nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem
na widok jakże czerwonych policzków prefekt, gdy rozpiął pierwsze guziki
koszuli. Z każdym kolejnym jego uśmiech powiększał się aż w końcu nie mógł się
powstrzymać od sugestywnej miny. Uzyskał efekt, gdy gryfonka zaśmiała się
cicho, teatralnie mdlejąc. Gdy ostatni guzik odpadł, napiął mięśnie. Zsunął
koszulę z ramion, odkładając na sofę. W sekundę dziewczyna znalazła się obok
niego, dotykając palcami czterech podłużnych blizn na plecach. Były jak blade
linie, zaczynając się pod łopatką, a kończąc dziesięć centymetrów niżej.
-Co się stało? – zapytała z przejęciem,
śledząc ich szlak. Chłopak obrócił się przodem, uśmiechając łagodnie.
-Wilk – szepnął, pozwalając sobie na chwilę
odetchnienia. Jak miło było wiedzieć, że ktoś spoza rodziny wie o jego
brzemieniu.
-Kim ty, u licha, jesteś?
Cofnął się do tyłu, ponownie nasuwając na
siebie koszulę. Nie odpowiedział, bo po co? Wiedziała. Pięć minut później wciąż
stali w tych samych miejscach, tocząc bitwę myśli i mierząc wzrokiem. Hermiona
przełknęła ślinę, ignorując chęć rzucenia się ślizgonowi do gardła.
-Jesteś wargiem.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dracon Lucjusz Malfoy był znudzony.
Srebrnymi oczami przyglądał się tak znanemu
pomieszczeniu.
Dębowa podłoga, równie stara co sam
Hogwart, lśniła czystością. Przy ścianach pokoju stały kanapy i fotele, z
których można było wszystko obserwować, samemu kryjąc się w cieniu. Ulubione
miejsce pierwszoroczniaków, które dopiero asymilowały się w imperium Salazara.
Na przeciwnej stronie od drzwi umieszczony został ogromny kominek, ręcznie
rzeźbiony i dopracowany w najmniejszym szczególe. Właśnie tam znajdywało się
drugie z najlepszych miejsc do obserwacji, główne siedzenia. Wilka sofa
zapadała się zawsze pod ciężarem siedzącego, idealnie układając. Stały również
trzy fotele, równie wygodne co kanapa, stojące wokół stolika. Każde z siedzeń
było skórzane, utrzymane w barwach czerni i zieleni. W pokoju nie było ciemno,
ale jednocześnie zbyt jasno. Idealnie. Niskie sklepienie sufitu ozdabiały
licznie wyrzeźbione węże, tworząc skomponowane arcydzieło.
Draco stał w wejściu do Pokoju Wspólnego,
spoglądając na wszystko z góry. Pokonał parę stopni na dół, stając na
wyszlifowanej podłodze. Czasem się zastanawiał kiedy ktoś ją myje? Może
skrzaty? Albo to było jedno z fantastycznych zaklęć ich patrona.
-Cześć, Deee!
Młody arystokrata zatrzymał się oniemiały,
obracając powoli w stronę pechowca, który chwycił go za ramię. Obrzydzony
spoglądał na rok młodszą, a może dwa?, ślizgonkę, która uśmiechała się słodko.
Rude pukle ułożone w idealnego koka, czarna sukienka, kończąca się wysoko nad
kolanami, ugh, prawie jej majtki wystawały. Wysokie szpilki ozdobione paroma ćwiekami.
Ślizgonka z krwi i kości? Niezupełnie.
-Znamy się? – spytał grzecznie, ze wzgardą
spoglądając na dłoń na swoim ramieniu. Dziewczyna przynajmniej załapała, szybko
zabierając rękę i mrugając rzęsami. –Bo nie wydaję mi się żebyśmy kiedykolwiek
zostali sobie przedstawieni.
-Jestem Rachel – zachichotała, kiedy
wykrzywił delikatnie kąciki ust. Po chwili jednał zrozumiała, że to szyderczy
grymas, a nie miły uśmieszek.
-I nie jestem pewny czy chciałbym cię
kiedykolwiek poznać – dodał ponuro, idąc powoli w stronę głównych siedzeń.
Fotele jak i kanapa pzry komiku były puste, bo każdy wiedział kto mógł tam
siadać. Między innymi on. Albo w szczególności?
-Zastanawiałam się czy wybierasz się
niedługo na kolację? – jak widać biedna Raquel zapomniała dziś o instynkcie.
-Wydaję mi się, że właśnie w tym momencie
postanowiłem zrezygnować – mruknął, obrzucając komnatę wzrokiem. Napotkał parę
ciekawskich, którzy szybko odwrócili spojrzenia. A tak panował względny spokój,
oprócz trzech prawdopodobnie papużek Rebbecki, które siedziały w kącie
chichocząc.
-Oh.. źle się poczułeś? – zaniepokojona
sięgnęła dłonią do jego twarzy, czym zaskoczyła go tak bardzo, że aż
przystanął. Zamrugał zaskoczony, powoli odzyskując względny spokój. Złapał
mocno za nadgarstek Ruby, odciągając jej dłoń od czoła. Ścisnął mocno,
ignorując cichy syk ślizgonki.
-Tak. Dokładnie – pochylił się w stronę
bladej już Ronnie, zabijając ją wzrokiem –Chciałem być.. litościwy, ale
widocznie do ciebie nie docierają żadne iluzje? W takim razie słuchaj, Riky, uważnie
– nachylił się jeszcze bardziej, podnosząc jednocześnie głos by chciwe sępy
mogły go usłyszeć –Nie mam pojęcia kim jesteś. I nie interesuje mnie to
bardziej niż zdechły robak na ulicy..
-A.. ale – obszedł rudowłosą, która, o
Salazarze, poszła za nim. Zniecierpliwiony syknął, szybko obracając się w
stronę tego wrzodu na jego arystokratycznym tyłku.
-Milcz, jak do mnie mówisz – poradził
cicho, zrywając kontakt wzrokowy. Wreszcie w miarę uspokojony dotarł do swojego
tronu. Rzucił torbę obok, rozkładając się na przytulnym fotelu. Oparł nogi o
stół, rozciągając się jak na król przystało.
-Oj, oj.. komu zniszczyłeś życie tym razem?
– uśmiechnął się tym razem szczerze, obracając w stronę przybysza. Nim się
obejrzał ślizgona usiadła na ramię fotela, układając na nim uda. Czarne pasma
miała rozpuszczone, lekko pofalowane. Migdałowe oczy wciąż lekko zaspane
skojarzyły mu się ze śpiącym kotkiem. Zerkając na pognieciony szmaragdowy
sweter oraz rurki zgadywał, że naprawdę spała.
-Roxanne, ale na początku byłem miły –
sprostował, obejmując przyjaciółkę w pasie. Dziewczyna ułożyła główkę na jego
ramieniu, dotykając nosem obojczyka. –Dobrze się czujesz?
-Nie mogę już się przytulić do
najgroźniejszego Smoka w Slytherinie? – mruknęła, a on wyczuł jej kpiący
uśmieszek –Nie ma żadnej Roxanne wśród węży, kochanie.
-Psujesz mi wizerunek – potwierdził, ale
zaprzeczając stwierdzeniu oparł brodę na czubku główki ślizgonki. Odetchnął
spokojnie, wdychając ten przyjemny zapach towarzyszki. –Może to była Rosalie?
-Rosalie jest na pierwszym roku, Draconie
– zaprotestowała, obracając się tak, że plecami opierała się o jego tors.
Posłusznie oplótł ją w inny sposób, obserwując jak przeszukuje tłum. –Która to
głuptasie?
Syn Lucjusza omal się nie zaśmiał, widząc
jak obserwująca ich Rosemary skuliła się wśród psiapsiółek. Hmm, może za jedną.
Bo jak się okazało tuż po napotkaniu jego spojrzenia trzy pozostały odeszły.
Jeszcze troszkę i będzie prawie jej współczuł. Prawie.
-Tamta – wskazał palcem, tym razem
zapominając o dobrym wychowaniu. Król wskazał palcem, wszyscy zareagowali. Jego
towarzyszka zachichotała, gdy Rosette zarumieniła się pod odstrzałem tylu par
oczu. Węże zerknęły na nich, czekając na rozwój sytuacji. Czy zgniotą ślizgonę,
czy oszczędzą?
-Rachel Terdark, nikt ważny – skwitowała
ciemnowłosa, posyłając ofierze kwaśny uśmiech. Ojć, Rachel z wielkim hukiem
spadła w hierarchii. Draco obejrzał się na skryte w cieniu kanapy, gdzie
pierwszaczki grzecznie pobierały lekcje. Cóż, może zapamiętały by nie odzywać
się nie pytanym, nie dotykać bez zgody, a tym bardziej zakłócać spokój rodzinie
królewskiej Slytherinu. Ich imperium działało prosto acz skomplikowanie.
Najważniejsi byli oni, a im bliżej byłeś z nimi tym ważniejszy się stawałeś.
Kiedy kogoś karcili, sępy polujący na ich aprobatę roztrzepywały biedaka na
strzępy. Gdy kogoś chwalili, ten zyskiwał przywileje typu bliższe miejsce przy
stole. Gra cały czas się toczyła, a sztuką było ustalać zasady i je łamać
bezkarnie. Spiski, intrygi, niedopowiedzenia..
-Myślałeś o tym, co mówił Nott?
Gdyby jego rozmyślenia przerwał ktoś inny,
skończyłby marnie. Jednak ten zachrypnięty od spania głosik robił to
regularnie, równie często co zrzędząc czy szepcząc szczere słówka.
-Tak – odpowiedział ostrożnie, przebierając
palcami włosy dziewczyny. Bawił się nimi, zaplatając wśród kciuka i
wypuszczając. Ciche mruczenie jak u zadowolonej kocicy, wywołało u niego cichy
śmiech. –Oh, skarbie, co się dzieje?
-Chodzi o to, że.. – Pansy zmarszczyła
brwi, skubiąc niepewnie wystającą nitkę na rękawie. W końcu spojrzała na niego
tak znanymi tęczówkami, lśniącymi jak dwa diamenty. Brązowy kolor od razu
skojarzył mu się z jesiennym lasem albo poranną kawą. Takie gorzkie, ciepłe..
pełne rezerwy. Granger również miała podobny odcień, chociaż bardziej kojarzący
się z czekoladą. No i oczy gryfonki były pełne emocji, a nie ukrytych za maską
jak u Parkinson.
-Mam kogoś pobić? – spytał poważnie,
szukając w myślach jakiejkolwiek podpowiedzi, co tak zdenerwowało przyjaciółkę.
Odtworzył ostatnie rozmowy, nie mogąc się doszukać przyczyny. –A może
powiedzieć Blaise’owi by reaktywował operację „Recykling plastiku”?
Pansy zaśmiała się szczerze, obdarzając go
tak szerokim uśmiechem, że obawiał się o jej policzki. Zamiast tego zaczął
obmyślać nową intrygę mającą na celu zniszczyć kogoś, kto sprawił przykrość
jego Parkinson. Trzeba będzie przeprowadzić egzekucje publicznie by przypomnieć
tym pustym lalką, kto jest tak naprawdę dla nich ważny. Żadnego więcej
upokarzania, irytowania czy złego spoglądania na Pansy. Już obaj tego
dopilnują..
-Nie, nic z tych rzeczy – skarciła go
łagodnie, odczytując zamiary z blasku jego oczu. Cóż, zawsze robiła to niemal
perfekcyjnie. Czasem obawiał się, że czyta mu w myślach. –Chodzi o Astorię..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Pik. Błysk. Pik.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko,
pochylając nad aparatem. Jasne włosy upięte w wysokiego koczka, powoli uwalniały
się spod gumki. Poczuła jak wzrok jej towarzysza taksuje ją, przyglądając
zielonemu sweterkowi z dekoltem, czarnej spódniczce i grubym rajstopom.
Zdjęcie wyszło idealnie, a leżący na łóżku
chłopak ukazał jej swoja nową twarz. Z leniwym uśmieszkiem spoglądał na nią,
obracając głowę w stronę obiektywu. To chyba najlepsze ujęcie ze wszystkich.
-Co zamierzasz robić w przyszłości?
Przyjemny dreszcz przeszedł przez jej
plecy, słysząc ten kusząco zachrypnięty głos. Drgnęła, czując ciepły oddech na
karku. Młody mężczyzna oparł brodę na ramieniu dziewczyny, zaglądając przez
ramię na wyświetlacz aparatu.
-Właśnie to – odpowiedziała cicho, klikając
by pokazać inne zdjęcie. Astoria skacząca z łóżka na nią, Pansy wędrująca
korytarzem z zamyśloną miną, Tracey Davis zarzucająca włosy, Draco śmiejący się
z głową odrzuconą do tyłu, Blaise robiący głupie miny, a nawet Hermiona z
Teodorem wracająca z Zakazanego Lasu. –Chcę zatrzymywać czas w tym momencie.
Chcę by ich twarze zostały zapamiętane, chcę ich widzieć.
-Co widzisz na tym? – spojrzała na
fotografię przedstawiającą Marcusa niosącego miotłę z treningu. Przełknęła
ciężko ślinę, nie odwracając już spojrzenia od wybranego ujęcia. Co widziała?
Marcusa Flinta, oszałamiającego siódmoroczniaka, który swoimi kpinami oraz odwagą
zaszedł tak daleko. Świetnego ścigającego, który nie często słucha kapitana.
Marcusa, członka Kasty, który z chęcią krytykuje młodszych, bierze co chcę i
nie przejmuje się innymi. Gloomy’ego, który nie bał się wszcząć bójki, kiedy
ktoś zranił kogoś z jego przyjaciół.
-Widzę ciebie, zagubionego. Chłopczyka,
który musi zacząć podejmować ważne decyzje, które zadecydują o jego życiu i
życiu jego rodziny – musnęła palcem sylwetkę chłopaka, gładząc zarys jego
włosów –Widzę młodego mężczyznę, który za wieloma maskami chowa swoje prawdziwe
ja. Marcusa Flinta złośliwego pajaca, który tak naprawdę bije się z myślami co
począć po Hogwarcie. I wiesz co myślę? – obróciła głowę na bok, na moment
zachwycając się bliskością Gloomy’ego. Wciąż opierał brodę na jej ramieniu,
jego ręka oparta za plecami Milli, muskała łopatki dziewczyny wzbudzając w niej
dreszcze. Spojrzała prosto w szafirowe tęczówki, które sprawiały że zwykle nie
oddychała. –Myślę, że wcale nie zostaniesz podwładnym Czarnego Pana.. jesteś
ponad to.
Nie wiedziała za bardzo czy aparat sam
wypadł jej z rąk, czy może go odłożyła. Na pewno minutę później jej dłonie
wplotły się w gęste pukle chłopaka, który sprawnym ruchem posadził ją sobie na
kolanach. Wciągnęła głośno powietrze, zaciągając się jego perfumami, kiedy
nachylił się w jej stronę. Jego usta zbliżały się coraz bardziej, zatrzymując
milimetry od warg Millicenty. Wymieniali się oddechem, wciąż nie odrywając
wzroku od swoich oczu.
-Nawet nie próbuj! – krzyknęła, wybudzając
się z transu. Podniosła się gwałtownie, zahaczając stopami o nogi chłopaka i
lądując na podłodze. Jęknęła z bólu, ale widząc Marcusa pochylającego się,
znowu odskoczyła. Stanęła w bezpiecznej odległości, mierząc ślizgona wzrokiem.
Czarne włosy były zmierzwione przez jej palce, usta rozchylone, a oczy
rozszerzone. Oblizała spierzchnięte wargi, starając się odczytać myśli
ścigającego.
-Ehm, wszystko okej? – spytał z jeszcze
większą chrypką, spuszczając stopy na podłogę. Jego błękitne tęczówki lśniły,
gdy przyglądał się jej z zaskoczeniem i podejrzliwością.
-Nie! Nic nie jest okej ty.. ty.. –
jęknęła, uderzając dłonią w czoło. Przyjrzała się swojej sypialni,
zastanawiając skąd on w ogóle tu się wziął. –Salazarze! Marcusie nie chcę o tym
rozmawiać! Nie chcę! Nie będę twoją kolejną zabawką, która w końcu ci się
znudzi i..
-I co? Porzucę ciebie jak każdą inną –
spytał, śmiejąc się gorzko. Milli zacisnęła usta, kiedy przyjaciel podszedł do
niej w trzech susach, sprawiając że musiała się cofnąć. Kiedy plecy oparły się
o ścianę, Flint uśmiechnął się złośliwie, kładąc dłonie po obu jej stronach.
-Dokładnie, Flint, jak każdą wcześniejszą –
wypluła te słowa, czując że zaczyna się bać, a skaczące hipokgryfy w brzuchu
zmieniają w supeł strachu. Każdy kto chodził do Hogwartu znał impulsywność
Marcusa, jego gwałtowność oraz chęć do zabawy. –Chcesz się ze mną przespać by
dodać do swojej listy?
-Blisko, Mills, blisko – syknął, pochylając
głowę. Jego oczy błyszczały wściekle, a usta wygięły w grymasie –Chcę..
-Salazarze! – Millicenta niemal odetchnęła
z ulgą, słysząc pisk przyjaciółki i trzask otwieranych drzwi. Marcus opuścił
ramiona, piorunując ją ostatni raz wzrokiem oraz obracając w stronę
współlokatorki.
-Cześć, Asty – przywitał się grzecznie,
posyłając szeroki uśmiech dziewczynie towarzyszącej Greengrass –Pans.
-Jeśli macie ochotę na wiecie co, to
wystarczyło.. – Astoria oparła dłonie na biodrach, wzruszając bezradnie
ramionami –Powiesić stanik na klamce? Albo sam napis „nie przeszkadzać”?
-Albo po prostu zamknąć pokój – dodała
Parkinson, unosząc brew na widok roztrzepanych włosów Gloomy’ego. –Nie miałeś
przypadkiem iść na trening, Mar?
Milli odsunęła się od ściany, szybko
przechodząc na drugą stronę pokoju. Rzuciła się na łóżko, przekręcając na
brzuch i przyglądając rozmowie. Przełknęła zazdrość, obserwując jak Marcus
Cholerny Flint gawędzi z Parkinson. Jak sobie już przypomniała chłopak
przyszedł to do Astorii, która miała mu przekazać notatki Hermiony. Skrzywiła
się mimowolnie na myśl, że ślizgona już tu nie będzie za rok. Jej ukochany
pójdzie w świat, na pole bitwy Jasnych z Ciemnymi.
-Granger ostrzegła mnie, że jeśli nie
przyjdę dzisiaj na lekcje z nią, to.. – Flint zadrżał teatralnie, wzbudzając
śmiech dziewczyn. Ale nie Milli, która wciąż obojętnie na wszystko wylegiwała
się na łóżku.
-Draco cię zabije – Pansy poklepała
chłopaka pokrzepiająco, opowiadając o torturach jakie kapitan im zgotuje.
Millicenta zerknęła na przyjaciółkę, która
stała właśnie przed lustrem. Astoria wspominała coś o pogodzeniu z Parkinson,
czym zaskoczyła ślizgonkę. Blondynka nieraz słyszała opowieści o ich przyjaźni,
a sama mogła obserwować dni zgody i niezgody. Widziała nie raz cierpienie
Greengrass, kiedy po paru godzinach z Pansy ta łkała z nieznanego jej powodu.
Może i dobrze, ze w końcu się pogodziły?
Ale czy to oznacza, że ona sama straci
status najlepszej przyjaciółki Astorii? Pójdzie w cień Kasty? nie była głupia,
wiedziała co Slytherin o niej myśli. Słyszała niemiłe uwagi oraz komentarze
innych za każdym razem, gdy nie brała udziału w gnębieniu czy obrażaniu
uczniów. Nie lubiła tego, nie lubiła sprawiać im bólu.
Astoria złapała jej spojrzenie, posyłając
pytającą minę. Niemal słyszała jej kpiący głos, gdy pytała „A Tobie co się
stało, kochanie?”. Przewróciła oczami, czując że supeł w brzuchu powoli
odpuszcza. Może i Pansy była bliska Greengrass, ale ona też.
-No dobra, lecę bo się jeszcze spóźnię i
pani profesor mnie zadźga piórem – głos Marcusa wyrwał ją z burzy rozmyślań,
który stał już przy drzwiach. Zerknął na nią, posyłając uroczy uśmieszek –Nie
mogę się doczekać drugiej części naszej pogawędki, aniołku.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Dziewczyna wpatrywała się w swój kubek, z
fascynacją obserwując walkę ciemności z jasnością. Uśmiechnęła się krzywo,
wspomagając łyżeczką ciemną stronę mocy. Dyfuzja to jedno z ciekawszych
doświadczeń, które zachodzi wokół nas, a którego nie dostrzegamy. Perfumy,
ciepło od kaloryfera, a nawet herbata. Ciemny kolor rozprzestrzenił się w
szklance, układając w przeróżne smugi. Przyjemny zapach owocowy dotarł do jej
nozdrzy, kusząc by już upiła łyk zbawiennej herbaty. Nie chciała jednak
popełnić tego samego błędu co zwykle, bo język gryfonki został oparzony zbyt
wiele razy.
-Czy muszę to przepisywać?
Hermiona zerknęła na towarzysza, który
siedział na fotelu z plikiem pergaminów. Uniosła brew na widok tej
cierpiętniczej miny oraz błagalnych tęczówek.
-Chcesz zostać aurorem, Gloomy? –
odpowiedziała pytaniem, uśmiechając złośliwie na jego jęki. Prawdziwy
męczennik. –Ciasteczko?
-Mhm, poproszę – młody arystokrata odstawił
kubek ze swoją kawą, powracając do przepisywania.
Gryfonka podniosła się, kierując do aneksu kuchennego.
Mimo tych wszystkich protestów, pojękiwań okazało się, że Flint jest naprawdę
bystrym uczniem. Leniwym jak Harry, ale również inteligentnym i bardzo dobrym
uczniem. Sięgnęła do szafki z opakowaniem
Zamiast tego brązowe oczy skupiły się na
stojącej świeczce, która stała na stoliku po drugiej stronie pokoju. Przyciągnęła
wzrok dziewczyny, która z zamyśleniem przygryzła wargę. Przymknęła powieki,
wbijając czekoladowe tęczówki w lont, w myślach prosząc by się zapaliła. Magia
bez różdżkowa była niespotykana, ale rozważając z Teodorem swoje nowe, potężne
umiejętności zastanawiali się czy mogliby je na tyle rozwinąć.
-Zapal się – wyszeptała cicho, wyciągając
dłoń w jej stronę. Czuła się głupio robiąc to bez magicznego patyka, ale..
impuls zwykle ją nie zawodził. –Incendio..
Skupiła się na nowym wyzwaniu, zapominając
chwilowo o uczącym się ślizgonie. Wyleciało jej z głowy wszystko oprócz
formułki zaklęcia, które powtarzała i powtarzała. Czuła jak magia wokół niej
wiruje, jak gdyby prosząc o uwolnienie.
Nie wiedziała czemu serce jej niemal
stanęło. Czy przez nagły dotyk czyjejś dłoni na ramieniu, czy wybuch, który na
moment ją oślepił. Jęknęła cicho, dotykając opuszkami palców powiek, które
zapiekły. Słyszała krzyk Marcusa, który prawdopodobnie spadł s kanapy. Zadrżała
czując nagłe znużenie oraz zmęczenie, które zmusiło ją do ciężkiego wydechu.
-To było.. intrygujące – chrapliwy głos
Teodora, przywrócił ją do rzeczywistości. Otworzyła oczy, które od razy się
rozszerzyły na widok zniszczeń. W miejscu gdzie stała świeczka była czarna
plama, która przechodziła na ścianę. Czarne smugi zdobiły farbę, psując
estetykę pokoju.
-Ja cię.. ja.. – Flint zakasłał, machając
ręką wokół twarzy by odgonić śmierdzący dym. Skrzywiony spojrzał na dwójkę
prefektów, którzy taksowali wzrokiem zniszczenia. –Co to, na Salazara, było?
-Nie mam pojęcia – Nott uśmiechnął się
krzywo, rozluźniając wbijające się palce w ramię dziewczyny. Przejechał po jej
ramieniu, zahaczając palcami o jej i splatając. Zrobił to machinalnie, niemal
bezwiednie wykonując tą prostą czynność. –Ale było mega!
Hermiona wciąż rozkojarzona, pozwoliła
swojemu ociężałemu ciału oprzeć się na chłopaku. Jego zapach spowodował, że
ponownie zaczęła myśleć, a cała sytuacja powoli się rozjaśniała. Marcus z
różdżką, którą ugasił ich mały pożar, nachylał się nad niedoszłą świeczką.
-Ja.. chciałam ją zapalić – chrząknęła,
słysząc drżenie swojego głosu –Znaczy. Chciałam wypróbować efekty naszej
więzi.. i tak wyszło.
-Czyli co? – Gloomy postukał paznokciem w
przypalony stoliczek, unosząc wątliwie brew –Chciałaś zapalić patyk, a..
-Spłonął cały las – dokończył Nott,
przechylając w zamyśleniu głowę –Udało się rzucić zaklęcie, idealnie w
momencie, w którym cię dotknąłem..
-Tak – przyznała, przysiadając na fotelu,
przez co ślizgon musiał opaść na ramię. Wciąż siedząc blisko siebie, starali
się rozgryźć zagadkę. –Wypowiadałam w myślach zaklęcie, ale nic się nie działo.
A kiedy mnie złapałeś, coś przeskoczyło i..
-Bum – podsumował Flint, mrugając
gwałtownie. Przyjrzał się poważnym prefektom, zastanawiając czy to nie jakiś
kiepski żart –Chcecie mi powiedzieć, że kiedy się dotykacie jesteście
potężniejsi?
-Tak – Teodor spojrzał na gryfonkę czarnymi
jak smoła oczami, zagryzając policzek –Trzeba by to sprawdzić.. Myślę, że.. –
chłopak podniósł się szybko, niemal wybiegając do pobliskiego pokoju. Zniknął w
swojej komnacie, wciąż bełkocząc coś o magii bezróżdżkowej.
-To było.. – Marcus znów usiadł na swoim
miejscu, uśmiechając pokrzepiająco do niemrawej korepetytorki –Inspirujące i ..
-To chyba jakieś żarty! – podskoczyli,
słysząc głośny trzask otwieranych drzwi oraz wściekłości niespodziewanego
gościa.
Gardło boli jak cholera. Mam na 8 do szkoły a słowa nie moge powiedzieć, wiec czytam...
OdpowiedzUsuńCzytam i czytam i ten rozdzial bardzo mi sie podoba jest super ;D
Jak ty to robisz ze piszesz takie długie rozdziały?
To jest straszne, ja tak nie umiem.
Co mi sie najbardziej podobało?
Hym Draco chyba z Pansy.
Oraz na pewno Milicenta z Flintem. Mimo tego ze niby Milicenta jest dobra to i tak jej nie lubie. TEAM ASTORIA która u ciebie jest blondynka czy brunetka?
U mnie bedzie brunetka. Nie chciałam ci wczoraj więcej spamic wiec ci napisze tutaj ze pojawi sie jeszcze 5 rozdziałów. Piąty udostępnienie z tego Paryża xd i bedzie on tam miał jakies wydarzenie.
Pozniej bedzie miesiąc prZerwy w którym zacznę pisac O Astorii. Pasuje Ci?
Po miesiącu pojawi sie "druga księga" "druga część"
Jakoś tak :D
dziękuje ze tak mnie wspierasz i jestes moim stałym czytelnikiem <3
Nie moge az tego wyrazić jak sie cieszę <3
Piszesz mi takie super komentarze z telefonu, a ja tylko takie jak ten :c
-Verrsace
Oksy, odpisuję :D
UsuńHmm, piszę długie, czasem aż za długie, ale to mój problem :< nie umiem ich dzielić na pół, bo widok jednego rozdziału przepołowionego.. nie potrafię tego zrobić, więc nie dzielę :P
Hahaha, Astoria ma kasztanowe, brązowe pukle podobne do Hermiony ;D
Oczywiście, że mi pasuje! Nie mogę się doczekać Twojej historii o Astorii!
Możesz mi wierzyć, że to nie trudne być stałym czytelnikiem u Ciebie. Jak raz zanurzysz się w opowieści o Alex, Syriuszu.. to nie da rady się oderwać.. DLATEGO PISZ ♥
Każdy komentarz od Ciebie jest jak chałka z nutellą plus kakao. Uwielbiam czytać wszystko co napiszesz!
Ściskam mocno,
Lupi♥
łoooooooo już sie nie moge doczekać kto wejdzie :D rozdział świetny a co.do tej notki na początku to ja bardzo lubie fantasy więc wiesz xd weny życze :D <3
OdpowiedzUsuńTo dobrze, mam nadzieję że moja wypaczona wyobraźnia nie odstraszy Cię do czytania! Za każdym razem, gdy widzę komentarz od Ciebie, czuję się tak wspaniale! Naprawdę ktoś to czyta! I komentuje!
UsuńBardzo dziękuję ♥
oj obawiam się, że to draco jest wściekły, że został wystawiony :) rozdział świetny jak zwykle zresztą; jak dla mnie to w każdym rozdziale nie musi być dobitnie ukazane dramione, bo przecież nie o to chodzi, im więcej wątków tym historia jest ciekawsza :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się spodobało :D Oh, nie powiem, uwielbiam komplikować życie moim bohaterom i robić chaos w ich nudnym świecie xD
UsuńMam nadzieję, że zatrzymasz się u mnie na dłużej!
Pozdrawiam cieplutko,
Lupi♥
Po pierwsze, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że pojawiam sie tak późno. W końcu mam teraz weekend i trochę czasu by to wszystko nadrobić.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze podoba mi sie sam początek. Nie wiem co prawda, co planujesz zrobić, ale sama postawa Erica i jego rozmowa z Hermioną została świetnie przedstawiona. Jak zareaguje jednak Harry?
Dodatkowo ta sytuacja z Draco... Biedna Rachel, ale widać tu charakterek i hierarchie Ślizgonów. Ale ten Marcus i Milli... Kocham takie wątki, chyba sama zauważyłaś ;-)
Dalej mój ulubiony wątek więzi. Kim jest Theo? Jakoś nic mi to nie mówi i liczę na więcej informacji. Ich moce gdy są razem szaleją, będą bardzo potężni, mam nadzieje, że będzie więcej takich scen. A ta końcówka? Kto wejdzie? I dlaczego jest taki wzburzony? Nie mogę doczekać się nowości...
Mam jednak jedno zażalenie, chyba na tyle pochlebstw, jedna ostra uwaga ci się przyda. Gdzie jest Blaise!?!? Tylko jego mi tu brakowało, uwielbiam jego, kocham go, a jego charakterek i poczucie humoru... Ja chcę więcej!
Życzę ci mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo weny i wolnego czasu oczywiście,
Croy
P.S. Przepraszam za te potrójne słowa, wpływ angielskiego i nauki mowy zależnej (Jeśli nie kojarzysz, użycie 2 razy obok siebie proszę znaczy że błagam) xD
Po pierwsze mogę i wieczność czekać na choćby jeden komentarz od Ciebie, Croy! Każdy z nich sprawia, że palce mi świerzbią by coś napisać :D
UsuńEric Hutz to auror specjalny xD powstał w mojej głowie, kiedy oglądałam z tatą Mission Impossible. Mi początek też się spodobał, więc cieszy mnie, że i Tobie przypadł do gustu !
Taak, trzeba pokazać kto tu rządzi, a Dracon nadaję się do tego idealnie.
Marcus i Milli to będzie interesujący duet przez całą historię !
Hmm, Teodor okazuję się coraz bardziej dziwny i tajemniczy, ale kiedyś wszystko się wyjaśni. Jak pisałam uwielbiam książki fantasy w tym Grę o Tron, która jest jedną z moich obsesji. Stąd się wzięło imię Aryi oraz pomysł z wargami. Nie wiem jeszcze czy dobry, ale tak napisałam w oryginale, a nie chciałam zbytnio zmieniać moich pierwszych pomysłów.
Oh, w następnym rozdziale specjalnie dla Ciebie pojawi się Blaise ♥
Ściskam i bardzo dziękuję za komentarz,
Lupi♥
Uwielbiam Erica, przypomina mi po części mojego Artura, choć sama nie wiem... O moim Arturze było dość mało informacji na razie.
UsuńWiem o twoim zafascynowaniu Grą o Tron i ciekawi mnie co też wymyślisz. Lubie tajemnicę, ale wiesz w końcu trzeba je zdradzić.
Blaise ♥ Czekam na niego, rozdział kolejny przeczytam niestety potem.
Zapraszam na akcję #RóżoweCiasteczka , która pozwala promować swoje opowiadanie i znaleźć czytelników. Więcej na: http://goo.gl/VtjGXi
Rozdział super i strasznie ciekawy :) Bardzo podoba mi się ten cały wątek więzi :) Zastanawiam się tylko, kim jest Teo, bo słowo warg coś mi mówi, ale nwm jeszcze co ;) Trzeba będzie poszukać :) I zastanawia mnie, kto wszedł do pokoju życzeń i co dokładnie usłyszał i zobaczył ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
Bardzo dziękuję za tak miłe słowa :3
UsuńWątek więzi będzie trwać aż do końca, bo sama lubię pisać fragmenty z nim związane.
Teodor jest potężnym czarodziejem o tajemniczym pochodzeniu oraz wielu sekretach. W każdym następnym rozdziale, będziemy poznawać jego zawiłą osobowość.
Cóż, zapraszam do następnej notki, a się dowiesz kto odwiedził naszych bohaterów :D
Ściskam mocno,
Lupi♥
O kurczę, ale się dzieje!
OdpowiedzUsuńMimo wszystko... DRAMIONE, gdzieś ty uleciało?
Potrzebuję go jak powietrza, przykro mi :)
Ciekawym wątkiem wydaje mi się byś Milicenta i Flint. Naprawdę jestem zaciekawiona.
Bardzo chcialabym jechać dalej, zostało mi tylko kilka rozdziałów, ale dokończę je rano, gdyż padam z nóżek.
No to do juterka ;)
Świetny! Lecę dalej ;**
OdpowiedzUsuńUwaga, uwaga! Ja nadal tu jestem i czytam! Miałam wieelką przerwę, za którą bardzo przepraszam, ale w końcu przypomniałam sobie o twoim cudownym opowiadaniu i... jestem! Idę czytać dalej, z nadzieję, że uda mi się przeczytać wszystko bez kolejnych dłuższych przerw!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepluutko! ;*
Dziedzicem był Riddle, nie Ginny!
OdpowiedzUsuńO, Merlinie, nie wierzę, że to napisałam x,x Błąd poprawiony!
Usuń