dzisiaj ja ( Rogaś), bo Lupi wyjechała i na mnie zwaliła obowiązek wstawienia nowości. <3
Kazała przekazac: zaległości z czytaniem nadrobiła, komentarze napisze po powrocie, w następnym rozdziałach coraz więcej Dramione, mmm robi się gorąco :P
Pozdrawia i ściska z nad jeziora.
Ps. Byłabym wdzięczna za mnóstwo komentarzy, nawet tych najprostszych, bo dają one Lupi mnóstwo radości.
Ps.2. Moim zdaniem rozdział zajebisty. ( jaka ona zdolna <3 )
Buziaki, Rogaś :*
Hermiona
westchnęła cicho, składając w idealną kostkę koleją bluzkę. Spojrzała na
niewielką kupkę ulubionych ubrań, które leżały obok otwartej walizki. Ukochane
książki znalazły już swoje miejsce w środku, jak i również parę pergaminów na
prace domowe. Może i będą mieli tydzień wolnego, ale nie zmienia to faktu, że
mogą odłożyć lekcje na później. Ona sama już zaplanowała sobie, co i kiedy
odrobi.
-Co o tym
myślisz? – Harry przerwał chwilę milczenia, podnosząc głowę z poduszki by na
nią zerknąć. Przeszywające spojrzenie oczu koloru Avady przeszyło ją z
ciekawością zmieszaną z ciepłem.-Co myślę o reakcji Erica? – zmarszczyła brwi, szukając na dnie szafy swoich ulubionych puszystych skarpet –Cóż skoro uważa, że nie jesteś gotowy na poszukiwanie horkruksów, to może i ma rację?
-Miona, ja nie
muszę być na to przygotowany – młody Wybraniec jęknął sfrustowany, uderzając
pięścią w materac –Moim zadaniem byłoby pomaganie dyrektorowi, a nie walka ze
śmierciożercami!
-A co, jeśli i
by owa walka się zdarzyła? – spytała spokojnie, łapiąc w ręce puszysty materiał
skarpetek. Wyciągnęła je sprawnie, rzucając od razu do torby.
-Czyli popierasz
jego decyzje? – Potter westchnął ciężko, podając jej wskazany sweterek
–Dumbledore mówi, że to ode mnie zależy..
-Harry, a
zastanawiałeś się kiedyś.. – przerwała, unosząc głowę by móc odszukać
szmaragdowe tęczówki –Może.. może my jesteśmy jedynie pionkami w grze o władzę?
Gryfonka
zamarła, obserwując z ciekawością jak przyjaciel stara się ją zrozumieć. Nie
mógł spostrzec, że działania Naczelnego sprawiają, że działają jak ten im
zasugeruje. Nawet kiedy mają poczucie odpowiedzialności za podjęte decyzje, te
z góry były już zaplanowane. Sama nie widziała tych małych manipulacji nim
auror nie wytknął je wraz z argumentami. Od tamtej pory jej wiara w dyrektora,
jak i innych członków Feniksa zmalała.
-Ale czyjej?
Jasne, że nimi jesteśmy! Minister chciałby mnie widzieć przy swoim boku, ale
inni też.. – umilkł, widząc jej niezmienioną minę. W końcu odgadł tok myślenia
dziewczyny, a jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia –Chcesz powiedzieć, że
Dumbledore nas wykorzystuje? Niby jak? I skąd ten pomysł? Dyrektor nam pomagał
od początku, H, więc co ci przyszło do głowy?!
-Nic, tak tylko
myślałam – westchnęła, wkładając ostatnie koszulki. Zamknęła sprawnie wieko
walizki, zasuwając suwak. W końcu podniosła się, podchodząc do okna i
spoglądając na zewnątrz. Jutro będzie już w domu, słuchając głosów rodziców
dobiegających na dole. Przykryje się swoją kołdrą, pozwalając na chwilę
wytchnienia oraz lenistwa.
-No dobra.. –
szukający Gryffindoru stanął przy niej, opierając o parapet i spoglądając z
troską –Mów co cię gryzie, H.
-Boję się, Złoty
Chłopcze – wyszeptała, dotykając opuszkami palców chłodnej szyby. Zaczęła
rysować nie widoczne wzory, starając oczyścić myśli –Nie wiem komu możemy ufać,
kto działa dla własnych korzyści.. Harry, Dumbledore jest najpotężniejszym
magiem Jasnej Strony, doświadczonym czarodziejem, ale.. – spojrzała w zielone
tęczówki, które błyszczały w półciemnym pomieszczeniu –Wciąż jest człowiekiem.
Popełnia błędy, ulega emocjom.. Czy możemy mu ufać w stu procentach?
-Ufasz mu? –
zapytał równie cicho, zaciskając pięści. W blasku jednej zapalonej lampy Potter
wyglądał starzej. Podkrążone oczy, zmęczony wyraz twarzy oraz oczy, które
lśniły smutkiem. Nie tak powinien wyglądać nastolatek, który dopiero dojrzewa
magicznie i fizycznie.
-W pewnym
stopniu tak, ale.. nie jak kiedyś – przyznała po chwili milczenia, zagryzając
wargę. Wiedziała o przywiązaniu przyjaciela do swojego mentora. Stary czarodziej
stał się dla Harry’ego wzorem do naśladowania, bohaterem.
-Cóż.. ja ufam
Tobie – gryfon wetknął dłonie do kieszeni, odchylając do tyłu głowę –Może w
takim razie poszperamy w przeszłości dyrektora?
-Czekałam tylko
na tą propozycję – uśmiechnęła się smutno, obserwując zmagania chłopaka.
Widziała jak niechęć walczy z ponurą akceptacją, która w końcu przeważyła.
Chłopiec z blizną posiedział u niej jeszcze przez parę minut, wymykając się w
końcu z pokoju. Rozumiała, że musi teraz to wszystko przemyśleć. Odkryć na
nowo, jak i komu ufać. Sama wciąż nie znalazła odpowiedniej równowagi w tym
coraz zimniejszym świecie wojny..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Harry wypuścił
ze świstem powietrze, zamykając za sobą drzwi. Wciąż czuł się jakby dostał po
bebechach, a myśl o zdradzie dyrektora przyprawiała go o dreszcze. Starszy mag
był jedną z niewielu osób, której ufa. Albo ufał. Sam już nie wiedział co
myśleć, bo słowa Hermiony odbijały mu się echem. Zszedł z piętra sypialni,
napotykając w salonie Teodora. Ślizgon półleżał na fotelu, studiując z uwagą
jakąś starą książkę.
-Wyglądasz jak
lwiątko po złej kąpieli, Potter – zatrzymał go głos Węża, który teraz bacznie
mu się przyglądał. Czarne tęczówki przewiercały go na wylot, starając wyłapać
każdy szczegół. Znał to spojrzenie bardzo dobrze, widział je zawsze gdy
spoglądał w lustro.
-Powiedzmy, że
tak się czuję – mruknął zbyt zmęczony by myśleć nad ripostą. Widocznie
uległością jeszcze bardziej zaciekawił przebiegłego Nott’a, który teraz
pochylał się jego stronę.
-Co się stało? –
spytał niemal łagodnie ciemnowłosy przyjaciel Malfoya, odkładając tomisko na
bok. Teraz cała jego uwaga była skoncentrowana na nim. Harry po chwili
zawahania usiadł naprzeciwko chłopaka, mierząc z równym dystansem.
-Powiedzmy, że
grono zaufanych zmniejszyło mi się o jedną osobę – przyznał w końcu, opierając
głowę na rękach. –Nie wiem czy ufać Hermionie czy temu co podpowiada mi
przyzwyczajenie.
-Cóż, ja pewnie
skłoniłbym się do tej pierwszej opcji – powoli odpowiedział Teo, zerkając ponad
ramieniem na schody prowadzące do sypialni. Znów skupił na nim czarne tęczówki,
które teraz błyszczały niebezpiecznie. –Mam propozycje nie do odrzucenia.
Harry uniósł
jedynie brew, coraz bardziej zaciekawiony przeprowadzaną rozmową. Sam przed
sobą nawet nie próbował ukrywać sympatii do chłopaka, który siedział przed nim.
Nott swoją tajemniczością nie był najlepszą opcją na bycie przyjacielem
Hermiony, ale nie mógł nic zrobić. Wolałby chyba by dziewczyna była związana do
końca życia z komuś podobnym do Seamusa czy Cormaca.. choć po dłuższym namyśle
wolał już niebezpiecznego buntownika ze Slytherina niż tamtego kretyna.
-Czy
zastanawiałeś się nad .. Czarną Magią? – zmarszczył czoło czy cichy szept ślizgona
pytał o to, co usłyszał. A może źle zrozumiał? Może brał by to pod uwagę, gdyby
nie nerwowość towarzysza oraz jego wzrok skaczący co chwila wokół.
-Nott.. –
chrząknął, wiedząc że powinien w tym momencie wstać i popędzić do dyrektora.
Uczeń nie może znać zakazanej magii, a tym bardziej.. cóż, cokolwiek związanego
z czarną magią jest złe. Mimo tych wszystkich argumentów nie podniósł się,
chcąc usłyszeć dalszą część.
-Posłuchaj tylko
– zaprotestował cicho Teodor, niemal zsuwając się z fotela, kiedy pochylał się
jeszcze bliżej. Jego szept nie był głośniejszy niż tykanie zegara, zdenerwowany
ton ukrywany pod swobodnym uśmiechem –Tylko mnie wysłuchaj, Harry, a potem
zdecydujesz. – kiedy gryfon skinął, prefekt skinął w podziękowaniu głową
–Czarna Magia jest niebezpieczna, to fakt, ale to właśnie takiej będzie używać
Czarny Pan. Jeśli chcesz mieć większe szanse na pokonanie go musisz..
powinieneś.. poznać ją lepiej..
-Nie będę używać
Czarnej Magii – syknął szukający, nie podnosząc się jednak. Harry przymknął powieki,
starając zrozumieć również samego siebie.
-Oczywiście, nie
musisz, ale poznać nie zaszkodzi – mroczny nastolatek wykrzywił w krzywym
grymasie usta –Zastanów się.. Confudus jest podobny do Imperio, czyż nie? A na
przykład Crucio jest jedynie bardziej bolesne niż Diffindo.
-Są CZARNO
magiczne, Nott, ja nie będę bawić się nią jak Voldemort – zielonooki zadrżał,
wciąż siedząc nieruchomo.
-Jeśli ktoś
będzie chciał skoczyć z Wieży lepiej stać i błagać go? Czy rzucić Imperio
zmusić do zejścia, a potem uwolnić? – obaj chłopcy wbili w siebie twarde
spojrzenia, starając rozegrać kolejną partię jak najlepiej –Harry, nie chcę
zmuszać cię do rzucać klątw na lewo i prawo, ale.. to byłby niezły as w
rękawie, nie?
-Kto by mi
dawał.. teoretycznie rzecz jasna.. lekcje? – zapytał w końcu gryfon, uwalniając
z paraliżu. Musiał wyjść i wszystko przemyśleć albo wybuchnie od natłoku
informacji.
-Teoretycznie
rzecz jasna, to byłbym ja – kapitan Gryffindoru uśmiechnął się słabo,
dopuszczając z trudem tą myśl do przetwarzania. Zastanawiał się czy Hermiona
zdawała sobie w ogóle sprawę z .. zainteresowań przyjaciela.
-Przemyślę to –
powiedział uprzejmie, uciekając z salonu nim tamten zdążył odpowiedzieć. Szybko
przemierzał korytarze, skupiając na krokach. Całe szczęście, że nikt nie
zechciał z nim teraz rozmawiać, bo nie był pewny swojej stabilności. Odruchowo
chciał pójść do Gryffindoru, ale wizja obserwowania Rona, który siedzi z
Seamuem, a nie nim nie była kusząca. Albo ciemnowłosa Ginny posyłająca mu
pogardliwe uśmieszki. Zdecydowanie wolał ukrywać się w Pokoju Życzeń, który był
odskocznią od realnego świata.
Stając w wejściu
magicznego pomieszczenia nie miał zupełnie głowy do tworzenia jego wyglądu. Ku
uldze pomieszanej z zaskoczeniem zastał znajomą klasę, w której zwykle ćwiczył
z aurorem oklumencję. Tym razem jednak zamiast się uczyć zamierzał ujarzmić
zbiorowisko problemów, które kłębiły mu się w głowie. Opadł z wycieńczeniem na
swój fotel, wzdychając ciężko.
Po pierwsze,
sprawa z Dumbledore’m. Nie wyobrażał sobie by najpotężniejszy czarownik Jasnej
Strony mógł nimi manipulować. Każde działanie dyrektora było pełne troski oraz
swobody podejmowania następnych posunięć. Czy właśnie o to chodziło? Że mimo
tej wolności robili dokładnie co starszy mężczyzna chciał? Teraz nie wiedział
nawet, kiedy były to jego własne decyzje, a kiedy innych?
Zacisnął zęby
wiedząc, że zaufanie jakim darzył Naczelnego Hogwartu zmniejszyło się
minimalnie. Hermiona była zestresowana oraz rozkojarzona całą dzisiejszą
sprawą. Może powiedziała to nieumyślnie? Ale była wtedy taka zlękniona oraz
niepewna, wiedział że martwiła się jego reakcją. A on przyjął to nawet
spokojnie. Nawet.
Drugi problem –
propozycja Nott’a. Nie miał nawet z kim omówić ten ewenement. Chyba, że…
Poruszy ten temat na jednych z zajęć z Ericiem. Hutz na pewno mu podpowie co
powinien robić, w końcu sam miał do czynienia z mroczną siłą.
No właśnie..
skoro nie mógł nikomu ufać, czy auror zasługiwał na to? Cóż, tak. Był niemal
pewny na sto procent, że temu mężczyźnie może. Tylko czy nie popełniał tego
samego błędu po raz drugi? Dyrektorowi też ufał. I wciąż to robi.
Ale.. Eric? Tak.
Gryfon nie był pewny czy dlatego, że Hutz pokazał mu prawdziwą swoją twarz? Czy
to wspomnienia przeważyły? Czy może ostatnie mgliste mignięcie obrazu pięknej
żony aurora, która trzymała małego chłopca na kolanach? Synek czarodzieja miał
śliczne blond loczki oraz dołeczki w policzkach. Ale to nie na to zwrócił
uwagę. Nie. To oczy dziecka, tak soczysto zielone jak jego, zwróciły uwagę
Wybrańca. Tuż przy tym wspomnieniu było drugie. O nim samym. Ich pierwsze
spotkanie w gabinecie oraz uczucia towarzyszące aurorowi. Szok, ból i
wściekłość, kiedy spojrzał prosto na przyszłego nauczyciela. A potem
przywiązanie pomieszane z dziwnym blaskiem ciepła.
-Harry?
Chłopak podniósł
się w mgnienie oka, wyciągając różdżkę przed siebie. Był to już jego odruch,
ten nieprzyjemny nawyk, który nabiera znaczenia w trudnych czasach.
-Nie rób tego
więcej, bo mogę najpierw rzucić zaklęcie, a później.. pomyśleć – poprosił
niespodziewanego gościa, ganiąc się również w myślach, że nie zablokował drzwi.
–Co słychać, Luna?
Blondynka z
nieobecną miną usiadła naprzeciw niego, podciągając pod brodę kolana. Blond
kosmyki spięła w wysokiego koka, wkładając w niego swoją różdżkę. Ubrana w
wymięty pomarańczowy sweter oraz legginsy wyglądała trochę jak zagubiona
nastolatka. Szare oczy błyszczały rozmarzenie, a ich właścicielka spoglądała na
niego spod długich rzęs. Dopiero teraz Harry zauważył, że Pomyluna jest
naprawdę bardzo ładna. Miał dziecinny wyraz twarzy, ale dodawało jej to jedynie
uroku. Ogromne oczy upodobniały ją do niewinnego maleństwa, które wierzy we
wszystko co mu się powie.
-Masz czasem
wrażenie, że cały świat obrócił się przeciwko Tobie? – krukonka przekrzywiła
głowę, nie odwracając od niego smutnego spojrzenia. Westchnął, kiwając
niepewnie. Nie miał zamiaru wysłuchiwać, że to przez jakieś magiczne istoty,
ale cóż..
-Dość często –
odpowiedział, widząc że czeka na odpowiedź.
-Czasem
chciałabym urodzić się sto lat temu, kiedy to całe zamieszanie nie miało
jeszcze miejsca. – przyznała cicho, zaskakując go swoją trzeźwością umysłu.
–Mogłabym wtedy robić badania nad mikroskopijnymi stworzonkami, a nikt by się z
tego nie śmiał. Mogłabym paradować w niecodziennym ubraniu, a jedynie dostawałabym
karcące spojrzenia oburzonych czarownic.. Mogłabym wstawać bez myśli, że to
może właśnie dziś, któryś z moich przyjaciół zginie..
-Też bym tak
chciał – potaknął z bólem, zaciskając mocno palce na oparciu fotela –Mógłbym
całymi dniami latać na miotle, a żaden Lord bez nosa nie polowałby na mnie.
Mógłbym rozmawiać z moimi rodzicami, którzy każdego dnia budziliby mnie
śmiechami dobiegającymi z kuchni. Mógłbym nabijać się razem z Syriuszem z ich
kłótni, a wieczorami siadalibyśmy przy kominku opowiadając niestworzone
historie – zacisnął usta, mrugając by przegonić te skradzione marzenia sprzed
oczu –Ale to tylko cholerne gdybanie.. A właśnie w tym momencie ktoś gdzieś
ginie, torturowany przez śmierciożerców.
-Oh, Harry –
jasnowłosa otarła kryształową kroplę z policzka, patrząc na niego z ciepłem
–Powiedz, co cię trapi?
Ciemnowłosy
otworzył usta by odpowiedział półsłówkami, ale nie mógł. Zamiast tego wpatrywał
się w szare niczym niebo tęczówki i opowiedział wszystko. Każdy myśl, która
znalazła ujście z jego zapełnionej głowy, dodawała mu lekkości. Mówił o swojej
stracie, o trosce, która rosła z każdą chwilą kiedy widział przyjaciółkę w
towarzystwie młodych ślizgonów. Kontynuował wywód wspominając o rozterkach z
zaufaniem, Dumbledore’m czy Erikiem. Bez tchu streścił rozmowę z Teodorem, a
cichym szeptem wyznał, że mimo niechęci, czuł dziwny pociąg. Uciekł, bo bał się
tego pragnienia, które nakazywało mu uczyć się Mrocznych Sztuk. Zachrypnięty
opowiedział o dziwnym przeczuciu, że jak zacznie zagłębiać się w Czarną magię
to stanie się następnym Voldemortem. W końcu z bólem, przyznał się do ogromnej tęsknoty za
Blackiem, rodzicami oraz obawami, że wszystkich zawiedzie.
-Co mam robić,
Loony? – spytał, wyczerpany tymi wszystkimi wyznaniami.
-Myślę, że
możesz ufać przyjaciółce oraz mi – blondynka odchrząknęła, pocierając palcami
swoje skronią –Dyrektor jest wielkim magiem, ale i człowiekiem. Na twoim
miejscu oczyściłabym umysł i posłuchała instynktu.. A co do propozycji Teodra..
– dziewczyna przyjrzała mu się z dziwnym błyskiem w oczach –Nott nie
skrzywdziłby cię..
-Niby czemu? –
przerwał jej, zaskoczony tą pewnością.-Wtedy zraniłby Hermionę – powiedziała to tonem wyrozumiałym –No wiesz, ta więź i w ogóle.. – krukonka wzruszyła ramionami jakby najbardziej strzeżona tajemnica prefektów była bardzo powszechna –To widać i tyle. Dlatego.. możesz przystać na jego propozycję..
-A co z moimi..
hm. Obawami? Co jeśli nauka pochłonie mnie bardziej niż powinna? – zapytał z
nieukrywanym strachem, odwracając wzrok –Kto mnie powstrzyma?
-Ja – spojrzał
zaskoczona na pewną siebie nastolatkę, która z determinacją mu się przyglądała
–Harry, nikt się nie spodziewa po Wybrańcu znajomości mrocznych sztuk. Vol..
Sam-Wiesz-Kto będzie używać silnych klątw, a najlepszą obroną przed nimi będą..
-Zaklęcia równie
silne – podsumował, powoli podejmując decyzje. Jeśli ma pokonać czarną magię,
najlepiej zrobić to właśnie nią. Wciągnął głośno powietrze, przyrzekając przed
samym sobą, że w momencie, kiedy poczuje się z tym źle, zaprzestanie. Nie
stanie się kolejnym Mrocznym Lordem, nie będzie zabijać bezdusznie, a tym
bardziej podbijać świata. Wystarczy mu wygrany pojedynek z Voldemortem, a
później zapomni o tym wszystkim.
-Harry? – Luna
Lovegood uśmiechała się szeroko, a jej spojrzenie znów stało się rozmarzone
oraz nieobecne –Sto lat temu, moglibyśmy we dwójkę podróżować po całym świecie.
Pojechalibyśmy do Paryża? Albo Pragi?
-Jasne, że tak –
roześmiał się, przymykając oczy oraz pozwalając sobie na kolejne skradzione
marzenia –Pływalibyśmy w oceanie, a wieczorami robili ogniska..
-A nocą oglądali
księżyc, nie wiem czy wiesz, ale podobno z właśnie stamtąd przybyły do nas
takie malutkie stworzonka, którymi są..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
„Wargowie pojawiali się na przełajach dziejów, zwykle
w czystokrwistych rodach, których dzieje sięgają pierwszych Starożytnych.
Czarodzieje ci, znajdywali swoje zagubione odłamki dusz wśród zwierząt. Warg
może przenosić swoją świadomość umysłu do podopiecznego, kontrolować jego poczynienia
oraz ciało”
Hermiona uniosła
głowę, kiedy drzwi przedziału otworzyły się z hukiem. Zamknęła książkę,
ukradkiem wsuwając ją do swojej torby podręcznej. W wejściu stał Blaise, który
z szerokim uśmiechem wcisnął się na siedzenie naprzeciw niej. Szturchnął wciąż
drzemiącego Wybrańca, którego nawet i wybuch by nie obudził. Zaspany Harry,
mruknął coś pod nosem, wciskając się jeszcze bardziej w kąt.
-Cześć, skarbie
– mulat wyszczerzył się do niej radośnie, mrugając łobuzersko do siedzącej obok
niego Luny. Panna Lovegood beznamiętnie z powrotem zanurzyła się we własnej
lekturze, ignorując zaczepkę ślizgona.
-Co tam,
Diabełku? – zapytała uprzejmie, zastanawiając się reakcji śpiącego przyjaciela
po przebudzeniu. Na obecność Teodora jedynie się uśmiechnął niepewnie, ale po
paru chwilach obaj młodzieńcy dość szybko rozpoczęli dyskusję na temat jakiś
tam drużyn. Luna całkowicie odleciała, a obecność Notta skwitowała jedynie
skinięciem.
-Smok oraz Pansy
odrabiając prace domowe, rozumiesz to? PRACE DOMOWE – jęknął, wyrzucając ręce
do góry. Pech chciał, że przywalił łokciem prosto w żebra Wybrańca, który z
głuchym odgłosem otworzył powieki. –Wybacz, Potti.
-Czy jest jakieś
sensowne wytłumaczenie, dlaczego mnie uderzyłeś? – burknął zirytowany
zielonooki, przeczesując ręką gęstwinę włosów.
-Na moją obronę,
akurat opowiadałem o moim niefortunnym doborze przyjaciół – wymamrotał mulat,
klepiąc przepraszająco gryfona po ramieniu –Wyobraź sobie, że Draco z Pan robią
lekcje!
-Po co? – spytał
niemrawo Harry, rozciągając zesztywniałe mięśnie.
-Może po to,
żeby nie musieć nad nimi siedzieć w wolne dni? – ironicznie przerwała im pani
prefekt, unosząc kpiąco brwi –Weźmiemy z nich przykład?
-NIE – obaj
krzyknęli, jednocześnie posyłając sobie porozumiewawcze uśmieszki. Widać, to
właśnie był moment przełomowy przyszłej przyjaźni, gdyż obaj fanatycy Quddicha,
po godzinie marudzenia na „dziwne przypadki”, którymi okazali się ich
przyjaciele, postanowili przejść na inne tematy. Właśnie w takim momencie
zastał ich Teodor, który wrócił właśnie z przechadzki po pociągu. Bez słowa
usiadł przy oknie, zmuszając gryfonkę na wciśnięcie się pomiędzy niego, a Lunę.
Hermiona
przewróciła oczami, kiedy siedzący naprzeciwko zaczęli się wzajemnie
przedrzeźniać. Doprawdy potrafili obaj być tak dziecinni. Zabini z idealną
fryzurą na niegrzecznego chłopca, spoglądał z czystym rozbawieniem na Złotego
Chłopca. Obaj wydawali się troszeczkę zaskoczeni swobodą oraz rozpoznaniu w
sobie bratnich duszy.
No właśnie,
bratnie dusze. Zerknęła na Nott’a który beznamiętnie przypatrywał się mijanym
widokom. Czarne tęczówki odbijały mugolskie wioski oraz pola, a na bladej
twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Czarne kosmyki opadały chłopakowi na
oczy oraz kark, skręcając delikatnie na krańcach. Dotknęła jego dłoni swoimi
palcami, rozkoszując wibrowaniem magii pomiędzy nimi. Nagle wszystko stało się
wyraźniejsze, barwy, dźwięki a nawet zapach. Uśmiechnęła się mimowolnie, czując
tą iskierkę mocy, która zawsze przechodziła przez nich, gdy się dotykali. Było
to uczucie wręcz uzależniające swoją potęgą.
-Powinniśmy
spotkać się i poćwiczyć – Teo spoglądał na nią ciepło, splatając ich dłonie ze
sobą –Może coś nam się uda zdziałać.
-To byłoby miłe,
gdybym nie miała dziwnych zwidów miejsc, w których nie jestem – przyznała z rozbawieniem,
przymykając na moment powieki. Magia może nie była widoczna, ale wyczuwalna
owszem. Aura czarodziei gdy była potężna wibrowała w powietrzu, gromadząc się
wokół właściciela. Harry czy Dumbledore miel bardzo silną aurę, a magia jej i
Nott’a również wibrowała za każdym razem, gdy znajdowali się bliżej.
-Albo, gdybym
nie czuł dziwnych skoków ciśnienia przy niektórych – powiedział złośliwie,
wykrzywiając usta w łagodnym uśmiechu –Opowiem Ci wtedy więcej o wargach..
-Nie mogę się
doczekać – potwierdziła z entuzjazmem, przypominając sobie przeczytany
fragment. Czy to znaczyło, że Teodor zostawał w swoim ciele, jednocześnie będąc
wilkiem? A może jego materialna postać znikała?
-Niedługo
będziemy – Blaise podniósł się z niechęcią, uśmiechając jednocześnie niczym
dziecko, które chce ubłagać rodziców o dodatkowe pięć minut –Spotkamy się na
peronie?
-Nie odeszłabym
przed wyściskaniem Ciebie, Diabełku – przyrzekła Hermiona, czując ciepło, kiedy
nastolatek popatrzył na nią z rozbrajającym uczuciem. Często widywała takie
emocje u Pottera, który zawsze patrzył na nią z miłością. Właśnie, to widziała
i w tych brązowych oczach, które promieniowały śmiechem.
-Zapamiętam, to
sobie, słoneczko – odparł Zabini, wychodząc w końcu z ich przedziału. Chwilę
później słychać było jak przyjaciel wrzeszczy coś do kogoś, wzbudzając tym
samym wesołość całego wagonu.
Gryfonka
napotkała zamyślony wzrok Harry’ego, który przypatrywał jej się z łagodnością.
W końcu kapitan Gryffindoru wyrwał się z własnego świata, wystawiając język. Zaczęli
powoli się zbierać, a kiedy w miarę byli gotowi, pociąg zaczął zwalniać.
Hermiona złapała Pottera za rękę, wychodząc z przedziału i mieszając się w
tłumie uczniów. za każdym razem, gdy wychodzili z Express Hogwart trzymali się
choćby najmniejszym palcem, od taka tradycja. Teraz również stawiając pierwsze
kroki na peronie 9 i ¾, nie puszczali się, starając znaleźć mały kawałek dla
siebie.
Teodor pociągnął
ich do jednej z kolumn, stawiając swój kufer oraz przyjaciółki. Przy nich
stanęła chwilę później Astoria, która z uroczym uśmiechem podziękowała jakiemuś
biedakowi za przytarganie jej bagażu. Gryfonka zobaczyła Malfoyów witających
się z synem. Narcyza ubrana w elegancki płaszcz trzymała pod ramię ojca
platynowego. Chłopak zostawił przy nich bagaż i rozglądając się ruszył w kierunku
ich grupki. Obok niego pojawił się Zabini krzyczący coś do matki, która
podeszła do Malfoyów.
-No i jak tam?
Znaleźliście rodziny? – mulat z uśmiechem objął Astorię i Hermionę.
-Niee – Pansy
zmrużyła oczy próbując coś dostrzec. -Hej, ludzie – Milli wpadła na nich śmiejąc się radośnie.
-Co jest? –
Draco patrzył na nich z cieniem rozbawienia.
-Będę tęsknić! –
pisk blondynki przebił się przez okrzyki towarzyszące wszystkim na stacji.
Millicenta ze szczerym uśmiechem, objęła Pansy, która przewróciła na to czami.
-Pan, to chyba twoi
– srebrnooki pokazał głową na lewo. Stała tam wysoka, uśmiechnięta brunetka z
mężem, równie pięknym jak ona. Parkinson wycałowała Diabła oraz Smoka,
ściskając mocno Astorię z Mills. W końcu stanęła przy Harry’m, Hermionie i
Teodorze, uśmiechając ze smutkiem. Nie mogła ich przytulić w miejscu pełnym
arystokratów, gdyż wszyscy zgodnie ustalili, że ich przyjaźń pozostanie
sekretem.
-Już mi smutno –
wyszeptała cicho, szybko odchodząc do swoich opiekunów.
-Oho, widzę moją
siostrę – Astoria przytuliła chłopaków oraz Milli, zostawiając Hermionę na
koniec. Ze szklistymi oczami trzymała ją za rękę i przytknęła zimne wargi do
ucha gryfonki –Dzięki, że mi wybaczyłaś.
Po chwili
obserwowali, jak wita się z Dafne. Jej starsza siostra przyjrzała się gryfonce,
która odwróciła spojrzenie. Zaskoczona spostrzegła, że większość rodzin czysto
krwistych obserwuje ją z zaciekawianiem. Nawet Lucjusz patrzył zaskoczony, ukrywając
obrzydzenie pod obojętną maską.
-Czemu oni się
tak gapią? – trąciła Notta., wzbudzając u wszystkich śmiech.
-To sensacja,
sama wiesz. Mugolaczka z Gryffindoru stoi z Slytherinem – Draco uśmiechał się
rozbawiony jej rumieńcami.
-Phy,
arystokraci, a nie wiedzą, że nie ładnie jest tak się gapić – burknęła z
udawanym oburzeniem, ignorują skurz brzucha.
-O moi rodzice
tam są! I rozmawiają z Marcusa – blondynka skrzywiła się, widocznie z czegoś
nie zadowolona. Pożegnała się czym prędzej, uciekając do swojej rodziny.
-Ja widzę
swoich, ale poczekam z Tobą, H – Teodor patrzył na kogoś za jej plecami.
Obróciła się i zaniemówiła. Jego rodzice na fotografii w sypialni chłopaka byli
piękni, jednak na żywo wprawiali w zachwyt. Smukła kobieta o proporcjonalnych
rysach uśmiechała się. Lekko zadarty nosek i wielki niebieskie tęczówki
ocieplały jej bladą cerę. Długi, gęste czarne włosy opadały na ramiona. Ubrana
w ładny, czarny płaszcz rozmawiała z mężem. Wysoki brunet o muskularnej
budowie. Również miał czarne włosy, które sięgały ramion i lekki zarost.
Ubrany, jak żona w ciemny, czarodziejski płaszcz obejmował ją ramieniem.
-Nie, Teo. Nie
każ im czekać. Idź – przytuliła go i nie słuchając protestów pomachała na
pożegnanie. Obserwowała, jak matka tuli go, a ojciec klepie po ramieniu. Najmłodszy
z rodu Nott’ów posłał jej ostatnie spojrzenie, znikając po chwili w tłumie.
-MIONA!!! –
znała ten głos bardzo dobrze. Niedowierzając zobaczyła swoją przyjaciółkę
biegnącą w jej stronę. Wpadły sobie w ramiona, ściskając się i zataczając na
bok.
-Arya! Jak ja za
Tobą tęskniłam! – znów zaczęły się śmiać oraz tulić na przemian.
-Ja za Tobą też,
Miona! – znowu się obejmowały i nadal by to robiły, gdyby nie chrząknięcie.
Popatrzyły na intruza, Miona z irytacją, a mugolka z zaciekawieniem.
-Hermiono, nie
przedstawisz nas? – Zabini uśmiechał się niewinnie, nie odrywając wzroku od
nowo przybyłej. Gryfonka zlustrowała przyjaciółkę. Nie dziwiła się maślanemu
spojrzeniu płci brzydkiej. Arya Roser była urodziwą nastolatką. Długie i
pofalowane blond włosy sięgały za łopatki, wielkie fioletowe oczy okolone
długimi rzęsami biły radością oraz beztroską. Blondynka była średniego wzrostu,
ale w kozakach plus czapce mogłaby być równa Pansy. Ubrana w rozpięty kremowy
płaszcz i ciemne dżinsy. Spod nakrycia wyłaniało się polo, a z rękawów zwisały
wełniane rękawiczki. Dziewczyna była śliczna.
-Jestem Arya –
wyciągnęła szczupłą dłoń do mulata, uśmiechając uprzejmie.
-Blaise Zabini –
uroczy uśmiech pojawił się na twarzy mulata, a jego brązowe oczy nabrały
wesołych iskierek. Młody arystokrata pochwycił rękę mugolki, składając na niej
dżentelmeński pocałunek.
-Draco Malfoy –
platynowy również wyciągnął swoją długą kończynę. Roser zatrzymała na nim wzrok
dłużej, przyglądając z zaciekawieniem.
-Skąd tak w
ogóle tu jesteś? – Granger nie wytrzymała i patrzyła zdumiona na chichoczącą
przyjaciółkę.
-A no właśnie,
ładnie to tak nie mówić swojej najlepszej przyjaciółce, że się wcześniej wraca?
– uniosła jasne brwi i pogroziła jej palcem –Porozmawiamy o tym w domu, moja
panno.
-Jedziemy do
mnie? – zapytała, szukając wciąż rodziców –A mama i tata?
-Aha, Twoi
rodzice pojechali po babcię Mary i nie mogli tu przybyć. – wytłumaczyła z
figlarnym uśmiechem nastolatka, mocno przytulając Harry’ego –Cześć,
przystojniaku! Gotowy na następny sezon Plotkary?
-Oczywiście, Ar,
jak zawsze – entuzjastycznie poparł mugolkę ciemnowłosy, jednocześnie krzywiąc
kiedy napotkał obrzydzony wzrok wujostwa –A teraz, wybaczcie mi, ale piekło
czeka..
-Nie martw się,
uwolnię cię od niech, kiedy będę mogła – obiecała blondynka, całując w policzek
na pożegnanie. Hermiona również wyściskała przyjaciela, który z miną skazańca
podszedł do swojej rodziny.
-Czyli do
Ciebie? – gryfonka przerwała w końcu milczenie, szturchając delikatnie mugolkę
w bok.
-Ano do mnie –
potwierdziła z diabelskim błyskiem w oku nastolatka, obrzucając stojących obok
czarodziei znudzonym wzrokiem –Pożegnaj się z .. kolegami i chodźmy!
-Do zobaczenia,
Diabełku – przytulili się mocno, a potem nieśmiało popatrzyła na Dracona
–Do zobaczenia, Malfoy.
-Cześć, Miona
– odpowiedzieli równo i patrzyli, jak sylwetki dziewcząt znikają w pośród
innych uczniów. kiedy głośny gwizd przedarł się przez szum, popatrzyli na
siebie z rozkojarzeniem.
-Co się tak ślinisz,
czyżby ta mugolka ci przypadła do gustu? – zadrwił blondyn, ruszając ku
rodzinie.
-A ty co?
Zapomniałeś się i powiedziałeś „Miona” – zauważył mulat, wciskając ręce do
kieszeni. Tydzień się jeszcze nie rozpoczął, a on już tęsknił za kpinami
Parkinson oraz wymądrzeniem się Granger. Starzejesz się Diable, oj starzejesz.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona
przekręciła się na brzuch, z uśmiechem wpatrując w swoją najlepszą
przyjaciółkę. Arya siedząc na fotelu naprzeciwko niej klikała właśnie na
klawiaturze swojego laptopa, machając gołą stopą w rytm piosenki. Jasne fale
spływały jej na plecy, a fioletowe tęczówki odbijały światło padające z ekranu.
Tak bardzo tęskniła za tymi chwilami. Ona leżąca na łóżku, które było
identyczne do tego jej w Hogwarcie oraz śliczna mugolka, której buzia się nie
zamykała.
-To jest właśnie
Chloe – Roser przysiadła się do niej, wskazując palcem zdjęcie szczupłej
brunetki. Nie ma to jak szpiegowanie przez facebooka, uśmiechnęła się szeroko.
-I to ta nowa,
którą lubisz – podsumowała w końcu, czując lekkie ukłucie zazdrości. Chloe
będzie towarzyszyć Aryi w każdy dzień, który ona spędzi w Hogwarcie. Już dawno
nie czuła się tak bardzo odległa dziewczynie, która ze szczerą troską
spoglądała na nią.
-Wiesz, że
jesteś niezastąpiona, prawda? – spytała delikatnie blondynka, odkładając
laptopa na etażerkę. Położyła się obok Hermiony, łapiąc ją za rękę. Ciemne loki
zmieszały się z blond falami tworząc oryginalny obraz.
-Czasem bardzo
żałuję, że jestem czarownicą – przyznała cicho, przymykając powieki. Głos Ed’a
Sheerena rozbrzmiał w pokoju. –Gdybym nią nie była, to ja chodziłabym z Tobą do
szkoły, na zajęcia..
-Ja czasem też
żałuję, ale tego, że to ja nie jestem czarownicą – Arya spojrzała na nią z
zażenowaniem oraz ciepłem –Oddałabym prawi wszystko by chodzić do Hogwartu,
zazdroszczę Ci tego taak bardzo.. Ale, wiesz, H? Gdyby nie Twój talent, nie
poznałybyśmy Harry’ego czy Weasleyów. Gdyby nie ty, nasz przyjaciel mógłby być
martwy.
-Przesadzasz, Ar
– zaśmiała się, czując znów lekko i radośnie.
-Ja nigdy nie
przesadzam! – zachichotała Roser, wtykając palec w żebra przyjaciółki –A tak
szczerze, to tylko dlatego cię lubię.
-Odwołaj to,
kłamczucho – Hermiona poderwała się do góry, wzbudzając tym jeszcze większą
wesołość przyjaciółki.
-No, ale serio.
Gdyby nie ten magiczny patyk, to wiesz.. cienko by było – wciąż niezbyt udolnie
mówiła mugolka, uśmiechając szeroko –Ja cię w sumie, to nie lubię.
Pani prefekt
złapała poduszkę, waląc nią w blondynkę. Tamta z bojowym okrzykiem złapała
swoją broń, a chwilę później obie biegały po pokoju, wykrzykując hasła i
rzucając w siebie czym popadnie.
Hermiona
uśmiechała się radośnie, obserwując przyjaciółkę zmagającą się z kotarą, w
którą się zaplątała. Takich momentów jej brakowało. Tej beztroskiej lekkości,
jaką zawsze wywoływała Arya. Tego poczucia bliskości drugiej osoby, która zna
cię jak nikt inny, jednocześnie wciąż kochając.
Bo czy nie od
tego są przyjaciółki?
Potrafią
godzinami plotkować, chichotać oraz rozmawiać na błahe tematy. Potrafią w
jednej chwili zmienić ponury humor w radosne chwile. Potrafią spojrzeniem
przekonać do rzeczy niemożliwych. Uśmiechem zapewnić o swojej miłości. Śmiechem
zachęcić do brania wszystkiego co dobre z życia. Jednocześnie kłócą się o wiele
spraw, zawsze odnajdując drogę z powrotem do równowagi. Kazaniem nauczają oraz
wskazują właściwe decyzję.
Arya Roser była
jej pierwszą przyjaciółką, osobą, która jako pierwsza odmieniła świat młodej
Hermiony.
I kto wie?
Może to ona
właśnie będzie ostatnią osobą, z którą będzie się śmiać.
Bo od tego są
właśnie one.
Przyjaciółki.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Ten dzień
zapowiadał się jak każdy inny. Obudziła się rano, obudzona smakowitym zapachem
dobiegającym z kuchni. Wciąż w piżamie zeszła na dół, uśmiechając szeroko na
widok mamy, która ze skupieniem robiła naleśniki. Tata natomiast właśnie
pakował drugie śniadanie, zmierzając do wyjścia.
-Cześć, kotku –
przywitał ja ciepło ojciec, całując w czoło. Chwilę później słychać było warkot
silnika oraz odjeżdżającego samochodu.
Zaspana Hermiona
klapnęła ciężko na krzesło, obserwując rodzicielkę. Kobieta trajkotła przez
telefon, wskazując córce słoik z nutellą oraz serkiem danio. Gryfonka wsadziła
ciepłego naleśnika do buzi, czując słodką przyjemność. Uwielbiała je, naprawdę
uwielbiała.
-Kochanie,
idziesz dziś do Aryi? – Jane Granger odłożyła słuchawkę, dosiadając się do
córki. Właśnie to robiła od dwóch dnie, siedziała u przyjaciółki. Jej rodzice
mimo starań wciąż musieli pracować, a ona nie chciała przesiadywać samotnie.
Blondynka natomiast ubłagała rodziców o zwolnienie ze szkoły, niestety
przystali tylko na tamte dwa dni.
-Później, teraz
zostanę i coś odrobię – przyznała, zerkając na zegar. Miała pięć godzin, zanim
pojedzie odebrać mugolkę ze szkoły. Idealnie wyrobi się z transmutacją oraz
eliksirami. –O której wrócicie?
-Zapewne po
szóstej – matka przejrzała się ostatni raz w lustrze, w końcu stwierdzając że
musi już iść –Zadzwoń jak zmienisz plany!
-Okej –
krzyknęła, obserwując jak sylwetka opiekunki miga za oknem. Posmarowała
następnego naleśnika, wzdychając leniwie. Mała rzecz, a sprawia tyle
przyjemności.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Trzeci dzień bez
Hogwartu mijał zgodnie z przewidywaniami. Właścicielka brązowych pukli
pochylała się właśnie nad esejem z eliksirów, czując satysfakcję po odrobionej
Transmutacji. W takim tępię zdąży nawet zaczął wypracowanie na Zaklęcia, nie
wspominając o przeczytaniu rozdziału z Historii Hogwartu.
I właśnie w tej
chwili. Jednej z wielu, a jednocześnie wyjątkowej przeznaczenie zapukała do jej
drzwi. Dosłownie, cichy dźwięk przedarł się przez myśli skupionej uczennicy,
która z niemałym zaskoczeniem przerwała pisanie. Zeszła na dół, zerkając przez
oko Judasza i po chwili szeroko uśmiechając. Jest tylko jedna osoba, która z
taką ciekawością przykładałaby oko do drugiej strony.
-Co wy tu
robicie? – zapytała, uchylając drzwi. Blaise odskoczył od wejścia, uśmiechając
szeroko oraz niewinnie.
-Tęskniłem –
odpowiedział jakby to miało wszystko wyjaśniać. Nie wyjaśniało jednak niczego.
Stojący obok blondyn wzruszył jednie ramionami, dając znać że sam nie rozumie
swojej obecności w tym miejscu.
-Ćwiczyliśmy
teleportacje – mruknął, zerkając z ciekawością za jej ramię –Jesteś sama?
-Właźcie –
westchnęła, pozwalając obu chłopcom wejść do domu. Obaj z ciekawością
spoglądali na hol, a później i na kuchnię, do której ich zaprowadziła.
-Co to? – Diabeł
nachylił się z ciekawością wsadzając palec w mały otworek. Po chwili wrzasnął,
odskakując do tyłu. Z przerażeniem zaczął machać swoją dłonią, a blada twarz
zwróciła się w stronę gryfonki –Nie czuję ręki! Co mi jest!!
-Blaise Zabini!
Jesteś jak mały bachor – Hermiona wykrzyknęła, karząc nastolatkowi usiąść.
Skrzywiona złapała go za pokrzywdzoną kończynę i delikatnie ją masując –Nawet
maluch wiedzą, że się wpycha się palców do kontaktu!
-A to? – Dracon
nacisnął przycisk, z fascynacją patrząc jak z ekspresu cieknie kawa –Czy to
właśnie sika?
-Merlnie,
Malfoy, siadaj tu – szarpnęła blondyna do tyłu, pchając na drugi krzesło. Szyko
wyłączyła maszynę, obrzucając obu czarodziei rozbawioną miną –To jest ekspres
do kawy, czyli robi ten zbawienny napój.
-Sika kawą? –
Zabini wychylił się na bok, by zobaczyć owe stworzenie jeszcze raz –I czym je
karmisz?
-To maszyna –
wyjaśniła, wybuchając śmiechem –I karmi się prądem.
-A co to jest
prąd? – Diabeł już zapomniał o swojej poszkodowanej kończynie, z fascynacją
spoglądając na koleżankę –Masz może w domu ten.. telezor?
-Telezor? –
powtórzyła, ignorują pierwsze pytanie. Nie będzie się przecież zagłębiać w ruch
ładunków elektrycznych. Będą mieli tylko więcej pytań.
-No w nich
mugole oglądają małe ludziki – podpowiedział Zabini, wychodząc z kuchni na
poszukiwanie telezora. Malfoy pośpieszył za przyjacielem, nie pozostawiając
dziewczynie żadnego wyjścia. Kiedy usłyszała okrzyk zwycięstwa, domyśliła się,
że ten dzień będzie o wiele ciekawszy niż myślała.
-Możesz go
obudzić? – Draco pukał w ekran telewizora z ciekawością machając pilotem –Co
to?
-Pilot – wyrwała
ślizgonowi urządzenie, odwracając się w stronę Zabiniego, który z samozadowolonym uśmieszkiem stukał kontakt
linijką. –Blaise przestań i chodźże tu!
-Do czego służy
pilot? – Draco usiadł na sofie, wyciągając przed siebie swoje długie nogi. Miał
na sobie luźne, szare spodnie od dresu oraz sweterek. Wyglądał inaczej niż
zwykle, bardziej domowo? Zabini natomiast miał zwykłe bojówki oraz bluzkę z
logo jakiegoś zespołu. W końcu obaj zajęli wskazane miejsca, rozglądając wciąż z
zafascynowaniem.
-Pilot jest jak
różdżka – wcisnęła się między nich, włączając telewizor. Patrzyli z
niedowierzaniem jak zmienia kanały, po chwilę kłócąc się, który z nich pierwszy
będzie trzymać magiczne urządzenie.
Hermiona
zaśmiała się, obserwując skupione miny obu, kiedy włączyli akurat jakiś film. Ich
oczy urosły do wielkości galeonów, a buzie nie zamykały się od natłoku pytań. Kiedy
wybiła czternasta, dziewczyna była w trakcie wyjaśniania do czego służy stojący
w kącie rowerek mamy.
-Muszę iść –
spojrzała na nich niepewnie, nie wiedząc za bardzo jak się zachować. Draco
przyjrzał jej się z ciekawością, uśmiechając prawie niewidocznie. –Idę po Aryę.
-Możemy z Tobą? –
Diabeł aż podskoczył, szybko przebiegając do holu. Gryfonka otworzyła z
zaskoczenia buzię, kiedy Malfoy podążył za przyjaciele. Chcąc nie chcąc pięć
minut później siedziała w samochodzie, który odziedziczyła po dziadku, wraz z
dwójką ślizgonów.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Kochanie,
wszystko w porządku? – niska kobieta spojrzała na córkę z troską, ignorując
naganną minę męża. Teraz martwiła się o swoją dziedziczkę, a nie o ich idealną
reputację jako rodziny arystokrackiej. Mimo tej całej oziębłej fasady wciąż
miała serce, o czym czasem zapominał współmałżonek.
-Oczywiście, ale
– śliczna twarzyczka dziewczynki skrzywiła się w grymasie niechęci –Czy Flintowie
muszą dzisiaj przychodzić?
-Millicento, cóż
to ma znaczyć? – blondynka wzruszyła ramionami, odwracając z powrotem wzrok za
okno. Siedziała w olbrzymim salonie wraz z rodziną, słuchając radosnej
paplaniny kuzynek. Trzeci dzień upływał powoli, równie monotonnie co dwa
poprzednie.
W końcu wszystkie
jej kuzynki oraz ona sama została wygoniona na górę by się przygotować na obiad.
Nie miała pojęcia czemu miałoby to służyć, ale nie odzywała się. W swoim
królestwie mogła zrzucić maskę najsłodszej córeczki Bulstrode’ów. Pokój dziewczyny
był okrągły, niczym komnata w zamkniętej wieży. Tak, często się właśnie tak
czuła. Ściany miały kolor wrzosów, w jednym miejscu jaśniejsze, a w innym
ciemniejsze barwy. Duże łóżko w kształcie
półkola pokrywał ciemnofioletowy koc i masa poduszek. Oprócz tego stało również
brzozowe biurko, ogromna szafa, kozetka oraz … . Położyła się na moment na
środku pokoju, na puszystym dywanie w kolorze kości słoniowej, uśmiechając
szeroko. Na suficie poprzyklejała swoje ulubione zdjęcia. Pokrywały cały białe „niebo”
jej pokoju, przedstawiając piękne widoki oraz ludzi, na których ślizgonce
zależało.
-Millicento? –
irytujący głos kuzynki, wyrwał dziewczynę z chwili leniwego wypoczynku. Podniosła
się z kremowego dywanu, pewna że jeśliby ktoś ją tak zastał zrobiłby awanturę.
-Proszę –
odpowiedziała, przybierając kolejną z masek. Do pokoju weszły dwie z najstarszych
córek jej ciotki, mierząc ją chłodny, wzrokiem.
-Mama i
cioteczka prosiły byśmy pomogły ci się przygotować. – wytłumaczyła Isabell,
odgarniając swoje włosy za siebie. –A ty pomożesz nam, co ty na to?
-Cudowny pomysł –
powiedziała mimo, że w myślach właśnie krzywiła się od niechęci. Isa
uśmiechnęła się sztucznie, wciągając do pokoju swoją siostrę. Meredith była niemal
identyczna, a jedyna różnica polegała na długości jasnych pukli dziewczyn. Mer
miała je do ramion, a starsza z sióstr za łopatki.
Przez następne
dwie godziny Milli słuchając szczebiotu obu dziewcząt szykowała się na
uroczysty obiad. W końcu stanęła z boku, spoglądając na swoje odbicie w
ogromnym lustrze. Była dość niska oraz szczupła, wręcz chuderlawa. Odziana w
fioletową sukienkę, wyglądała skromnie, jak na czysto-krwistą pannę przystało. Materiał
opinał ją w talii, luźno spływając na dół oraz lekko się rozkładając. Sięgał parę
centymetrów nad kolanem, falując przy każdym jej ruchu. Długie rękawy były
lekko bufiaste, bez żadnych ozdobników. Założyła do tego ciemne rajstopy, a na
stopy wsuwając baletki. Żadnych obcasów, nie będzie się stroić dla aroganckiego
gnojka jakim jest Marcus.
-Ślicznie
wyglądasz – Meredith stanęła za nią, nakładając na usta czerwoną szmiknę. Millicenta
jeszcze raz przejechała spojrzeniem po misternie robionym koku, z którego już
zdążyły się wymknąć kosmyki. Była blada jak duch, a błękitne oczy lśniły
dziwnym blaskiem.
-Ty również –
uprzejmie skomplementowała złotą sukienkę kuzynki, która wręcz raziła po
oczach. Isabell natomiast przyodziała błękitną szatę, która dodawała jej
prawdziwego piękna. Taak, ród Bulstrode
posiadał wiele pięknych dziedziczek.
-W takim razie
idziemy – Mer stanęła w drzwiach, chichocząc irytująco. Ślizgonka mruknęła coś,
że zaraz dołączy, czekając aż obie francuski opuszczą jej pokój. Westchnęła ciężko,
widząc w odbiciu swoich oczu ogromny smutek. Zacisnęła usta pomalowane jedynie
błyszczykiem, przypominając o latach nauki. Musi po prostu znów stać się zimną,
dobrze wychowaną panną.
Słysząc głosy
powitania, wiedziała że pora na spotkanie z przeznaczeniem. Jako córka
gospodarzy musi stać przy rodzinie. Musi znów wkomponować się w idealny schemat
rodu. Z poważną miną minęła parę obrazów swoich przodków, zatrzymując się na
dłużej przy schodach. Miała świetny widok na gości, którzy właśnie gawędzili z
rodziną dziewczyny. Pan Flint obejmował żonę, śmiejąc serdecznie z
opowiedzianego przez jej ojca żartu. Tuż przy nich stał Marcus, który prowadził
rozmowę z kuzynkami Milli. Ubrany w ciemną szatę wyjściową, wyglądał zaiste
pociągająco. Ciemne włosy zaczesane do tyłu dodawały wyrazistości jego
policzkom oraz uwydatniały granatowe oczy.
-Dołącz do nas,
Millicento – ciotka Kirke zawołała do niej z dołu, sprawiając że parę osób obróciło
się w jej stronę. Zaczęła schodzić ze schodów z gracją wyuczoną od małego,
łapiąc ciemne spojrzenie. W tak utęsknionych tęczówkach nie dostrzegła nic
innego niż zaciekawienie oraz obojętność.
-Pozwolisz,
piękności? – z trudem odwróciła się do młodzieńca, który wyciągnął do niej
dłoń. Oczywiście, ostatni schodek i budzą się w ludziach dżentelmeńskie
odruchy. Złapała rękę chłopaka, pozwalając sobie na uśmiech pełen wdzięczności.
-Wasza córka
rozkwita niczym róża – pan Flint złożył pocałunek na dłoni młodej panny,
kulturalnie rzucając pochlebstwa. Blondynka skinęła w podzięce, obracając i
zajmując miejsce między rodzicami.
-Moi synowie nie
mogą od Ciebie odwrócić wzroku – matka Marcusa zamrugała niewinnie obrzucając
przy tym obu potomków. Marcus wciąż towarzyszył kuzynkom, spoglądając na nich
ponuro. Jego brat, Orion, który przed chwilą służył jej ramieniem potaknął
skinięciem.
-To niesamowite
jak nasi dziedzice dorastają – dodał trzy grosze od siebie jej wuj, który chyba
starał się przypomnieć o swojej obecności. Po paru chwilach, Flintowie odeszli,
a oni rozpoczęli ten sam rytuał powitalny z Traversami oraz innymi znakomitymi
przyjaciółmi rodziców.
Milli wciąż się
uśmiechała skromnie, dodając czasem jakiś uprzejmy komentarz albo udając
zawstydzoną pochlebstwami. Z tego, co zdążyła się zorientować wujostwo zaprzestało
im pomagać, skupiając się na zabawianiu gości. Marcus wciąż towarzyszył licznym
młodym kobietom, obracając się w ich kręgach niczym Casanova.
-Pójdź i trochę
poszalej – matka wyszeptała do uch córki, popychając ją by dodać pewności. Podziękowała
cicho, zanurzając się w tłumi licznych czarodziei. Nawet nie zwróciła uwagi, że
poszukuje znajomej sylwetki Astorii, której tu nie było. Zagryzła wargę, czując
się niepewnie oraz samotnie wśród wielu znajomych.
-Milli! – Isabel
złapała ją za ramię, pociągając do kąta, w którym stała ze swoimi
przyjaciółkami z Beauxbatons. Wszystkie francuski wystrojone w piękne suknie,
chichotały oraz plotkowały. Prawdopodobnie z tego co się dowiedziała, to
wszystkie szkoły magiczne zostały zamknięte na ten tydzień.
-Jak się
bawicie? – spytała beznamiętnie, ignorując ich krzywe spojrzenia.
-Świetnie, dziękujemy,
ale nie po to cię tu przyprowadziłam – Is otrzepała niewidzialny kurz z
błękitnego materiału –Co wiesz o Marcusie Flint’cie?
-Czemu mnie o to
pytasz? – nie udawała zaskoczenia, czując jak odruchowo się rumieni.
-Kończy w tym
roku Hogwart, a mamusia mówiła mi, że poszukują dla niego narzeczonej –
wyjaśniła cierpliwie kuzynka, przewracając oczami na teatralne westchnięcie psiapsiółek
–To co? Jakieś rady?
-Sama rozumiesz –
wyszeptała konspiracyjnie Gabriella, która również należała do rodu Bulstrode -Nasza
Isabell chce go uwieść..
-Zalecam wysłać go
najpierw do lekarza nim pójdziecie na całość – powiedziała, uśmiechając
złośliwie –Flint chyba pobijał rekordy wśród dziewcząt. Nie wiadomo jaki ma
syf.
Nie czekając na odpowiedź
odwróciła się na pięcie, szybko odchodząc. Ból jaki poczuła w piersi nasilił
się, a ona z trudem łapała oddech. Marcus poszukuje żony? A Isabell jest
kandydatką? Szybko wymknęła się na taras, uciekając jak najdalej od Sali demonicznej
rodziny. Chłodne powietrze uderzyło w nią, a ona niemal się zachłysnęła łzami. Zrzuciła
buty, wciąż podążając tylko sobie znaną ścieżką między krzakami. W pewnym
momencie potknęła się uderzając boleśnie kolanami o ziemię. Nie podniosła się,
bo i po co? Najchętniej umarłaby teraz na tym chłodzie w świetle gwiazd. O tak,
jeśli ma zginąć to zza młodu by ślicznie wyglądać i w trumnie.
-Milli?
-Czego chcesz? –
spytała beznamiętnie, ignorując falę ciepła, kiedy kucnął przy niej. –Zapomniałeś,
że nie jestem na Twojej liście? A może zgubiłeś narzeczoną?
-Uciekła przede
mną – powiedział równie cicho, wzdychając ciężko –O co Ci chodzi, Bulstrode?
-O nic, Flint,
zupełnie nic mnie nie obchodzisz ty, czy twoja żona – warknęła, gładząc
skostniałymi palcami oklapniętą trawę –Po co tu przyszedłeś?
-Jak mówiłem
uciekła ode mnie żona. Nie pierwszy i ostatni raz jak mniemam – burknął, a ona
była pewna, że właśnie wykrzywia się w ten swój Marcusowy sposób. –Skoro Cię
nie obchodzę to po płaczesz?
-Czemu myślisz,
że to przez Ciebie płaczę? – syknęła, sfrustrowana całą tą rozmową.
-Bo zakochałaś
się we mnie parę lat temu? – zironizował, wzbudzając w niej nagłą wściekłość. Podniosła
głowę, wbijając mordercze spojrzenie w błękitne oczy. W porywie uczucia,
uniosła dłoń by przywalić mu z całej siły, ale jak na ścigającego przystało
zdążył ją pochwycić –PUŚĆ MNIE!
-Żebyś mi znów
uciekła? – zapytał gorzko, przyciągając do siebie. Poczuła ciepły oddech
chłopaka na policzku oraz chłodne muśnięcie jego ust na płatku ucha –A teraz
mnie słuchaj, Millicento, bo nie będę się powtarzał. Zakochałem się w Tobie i
zamierzam Ciebie poślubić. – odsunął się minimalnie, wpatrując swoimi
tęczówkami w jej –Jeśli pozwolisz dokończymy nasze porachunki później.
Millicenta
zamarła, kiedy wpił się w jej wargi. Pocałunek nie był jak z jej marzeń. Nie był
słodki oraz powolny. Nie, pocałunek ze snów dziewczyny miał być leniwy oraz
beztroski. Ten, prawdziwy, był pełen gwałtowności oraz namiętności. Przyciągnęła
chłopaka bliżej, opadając razem z nim na trawę. Czekała na to od tylu lat,
czekała na taką chwilę. A teraz on, Marcus Flint, wyznał że ją kocha.
Chyba nawet nie
dotarło do niej, że to były zaręczyny, o których trąbiły następnego dnia
gazety.
Millicenta
zaczęła wypełniać swoje przeznaczenie, nawet nie wiedząc jak istotny ten
związek będzie w przyszłości.
Jak ja kocham Twoje opowiadanie za te tak różne postacie! :D Jesteś genialna w kreowaniu bohaterów :) Już chcę znać ciąg dalszy i będzie więcej Dramione :) Zaręczyny Mili i Marcusa..<3 Wchodzę przed spaniem i tu taka miła niespodzianka :) Rogasiowi też dziękujemy za korektę i wrzucenie tego cudeńka! :D
OdpowiedzUsuńMerlinie, dziękuję! Kiedy przeczytałam ten komentarz po prostu oniemiałam! To do mnie? Na moim blogu? O mojej historii? Cóż, jestem tak szczęśliwa, że .. nie umiem znaleźć słów.
UsuńDziękuję jeszcze raz ♥
Lupi
PS. Rogaty na pewno również dziękuje, jesteś pierwszą osobą, która zwróciła się i do niej, z czego słowo daje, jest równie szczęśliwa co ja :D
łaaaaaa jak sie ciesze :D przez cały fragment *a co to?* sie ryłam i płakałam ze śmiechu xdddd
OdpowiedzUsuńbosko! <3 weny życze <3
Hahahaha, mi też się podobał ten kawałek włącznie z bitwą Blaise vs kontakt :D Cieszę się niezmiernie, że aż tak się podobało, hahahaha!
UsuńWena się przyda i to bardzo, bo ostatnio wciąż mnie nęci, a potem znika :P
Ściskam cieplutko,
L♥
Po raz kolejny jestem pod dużym wrażeniem Twojej wyobraźni.
OdpowiedzUsuńSuper fragment z Millicentą.
Podziwiam i pozdrawiam :)
Moja wyobraźnia czasem mnie przeraża, a pisanie tej historii pozwala mi się uwolnić od nadmiaru myśli :D Milli miała wyjść trochę dramatycznie, bo cóż, ona jest taka dramatyczna :P Ale to dopiero początek wszystkiego !
UsuńBardzo dziękuję za te miłe słowa :3
Szczerząca się jak banan,
Lupi♥
Fenomenu tego rozdziału nie da się opisać słowami
OdpowiedzUsuńFenomenu mojej reakcji również :D
UsuńDziękuję x 1000000...000!!!
Ściskam,
Lupi♥
Super rozdział! Przepraszam, że tak późno czytam i komentuję, ale szkoła daje się we znaki :( Nie mogę się doczekać, aż dowiemy się czegoś o Teosiu i o wargach ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam!
Maggie Z.
Ugh, weź nic nie mów ;.; Szkoła - lekcje - nauczyciele - zadania domowe - bezsenność - cierpienie - znużenie i nuda. Taka reakcja łańcuchowa w moim wykonaniu :P
UsuńDziękuję, że w tym całym szkolnym szaleństwie znalazłaś chwilkę by wejść i zostawić jakiś komentarz. Ja sama mam teraz zaległości na blogach.. trzeba się ogarnąć :D
Wena się przyda,
zarumieniona ze szczęścia,
Lupi♥
Cudowny, wspaniały, idealny.
OdpowiedzUsuńPragnę Cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award na moim blogu. Szczegóły znajdziesz tutaj:
http://dramioneisall4me.blogspot.com/p/liebster.html
~I
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
UsuńDziękuję za komentarz, dziękuję, że czytasz i dziękuję za nominację :D Kiedy znajdę czas to spróbuję rozwiązać zagadkę LBA :P
Pozdrawiam ciepło,
Lupi♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział tak dobry, że chce mi się skakać. Kurde kurde kurde!
UsuńMilicenta z Flintem jako pierwsi oficjalnie razem... no i dlaczego ten związek będzie tak ważny?
O cholibka, jakby powiedział to Hagrid!
Masz u mnie wieeelkiego plusa za Eda Sheerana wplecionego w tekst, bo dosłownie kocham go nad życie.
A fragment z poznawaniem mugolskich sprzętów przez Diabla i Draco - mega!
Został mi chyba ostatni rozdział, nad czym szczerze mówiąc ubolewam. No nic, po raz ostatni - lecę dalej ;)
Cudowny rozdział, lecę dalej! :*
OdpowiedzUsuń