3 września 2014

Miniaturka #1

UWAGA!!
Zanim przeczytasz, drogi czytelniku, chciałabym wspomnieć tutaj o trzech drobnostkach, które są ważne!

Po pierwsze, za nowy nagłówek dziękuję wspaniałej i niepowtarzalnej Verrsace, która pochwaliła się przede mną swoją biegłością w grafice! Kochana, będę Cię od teraz męczyć.

Dwa.
Chciałabym wspomnieć tutaj o dwóch wspaniałych blogach, które zawsze sprawiają, że się uśmiecham.
http://na-skraju-wolnosci.blogspot.com/ <- jeśli to czytacie, to wiecie jaka to piękna historia. A jeśli nie.. Lycheey Lora jest niesamowitą autorką tego cuda, która paroma słowami przeniesie was w magiczny świat. Poznacie zakręconą francuzeczkę, która wraz ze znaną nam Hermioną Granger i Draconem Malfoyem zawojowali świat. Cudowne opisy.. zabawne dialogi.. tajemnice.. to właśnie zawiera ta historia.
Drugi wspaniały blog http://theeternalexile.blogspot.com/ jest oryginalnym dziełem wspominanej już Verrsace. Co powiecie na temat skrzydlatych istotach, które zamieszkują nasz świat? Pięknie, szybcy i niebezpieczni, a jednocześnie zagubieni nastolatkowie. Młodzi z doświadczeniem zbieranym przez wieki, odrodzone anioły.. Intrygi, miłości, łamane serca.. Kliknijcie w linka i dajcie się ponieść chwili.. chwili zapomnienia w niesamowitym świecie stworzonym przez Verrsace.

Po trzecie.

Zapraszam na moją pierwszą miniaturkę.

Lupi♥
 
 
 

Miniaturka #1




-Jeszcze wina, mademoiselle?
Kelner przyglądał się swojej klientce, starając zachować swój profesjonalizm. Nie mógł się jednak oprzeć pokusie by nie wpatrywać się w młodą damę jak w obrazek. Wokół dziewczyny unosiła się aura smutku, tajemniczości i czegoś jeszcze. Wyprostował się, kiedy odwróciła twarz w jego stronę. Pełne wargi wygięły się w miłym uśmiechu, który nie dotarł do brązowych oczu. Hmm.. okazała się młodsza niż na początku myślał, ale i tak zachwycała go swoim pobytem tutaj. Chociaż nie była oszałamiająco piękna, zdawało się że była i nawet przeciętnego wyglądu to coś w jej małej osobie przyciągało, skupiało uwagę.
-Nie, dziękuję – odpowiedziała cicho, z zagranicznym akcentem –Poprosiłabym jednak o rachunek..
Kelner zamrugał zaskoczony, spoglądając na wciąż puste krzesło naprzeciwko klientki. Siedziała tak od trzydziestu minut, popijając wino i spoglądając na panoramę Paryża. Zastanawiał się od samego początku na kogo tak czekała, miasto miłości czekało na nią z wieloma atrakcjami, a ta kobieta siedziała. I czekała. A on nie przyszedł.
-Muszę odmówić – chrząknął, rumieniąc pod bystrym spojrzeniem –Wino na koszt firmy, mademoiselle.
-Ale ja.. – zacisnęła usta, kiedy zamaszyście pokręcił głową. W końcu ciepłe błyski mignęły w jej oczach, kiedy pochylała się by podnieść torebkę. –Dziękuję.
Mężczyzna odprowadził dziewczynę wzrokiem, obserwując jak staje po drugiej stronie ulicy. Zatrzymała się przy wystawie, widocznie nie mogąc pogodzić się z wystawieniem. Zastanawiał się co za kretyn podbił jej serce, łamiąc później wiele razy. Drgnął, słysząc jak jeden z gości woła go. Ze smutkiem obrócił się, zapamiętując już na zawsze brązowe oczy pełne rozczarowania.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Światło latarni zamigotało, kiedy stara żarówka zaczęła podupadać. Ostatkiem sił udało jej się utrzymać swój blask, nie chcąc spłoszyć młodą kobietę. Szczupła szatynka okryta szczelnie płaszczem przechadzała się wokół starej latarni wyraźnie zniecierpliwiona oraz zestresowana. Ignorowała mijanych ludzi, widocznie czekając na kogoś specjalnego. Mdłe lampki z wystawy wyłoniły z burzy brązowych loków miodowe kosmyki. Chociaż mogły być również fioletowe bądź czerwone, trudno stwierdzić nawet w świetle rzucanym przez niewielki diody. Kobieta przeskakiwała z nogi na nogę, otrzepując zielone botki z błota. Cała jej sylwetka odznaczała się podenerwowaniem oraz zniecierpliwieniem. Spod beżowego płaszcza wystawały szczupłe acz nie patyczkowate nogi. Młoda dziewczyna zachowała dłonie w kieszenie, rozglądając ze znużeniem. W końcu po paru minutach jej oczy, które obojętnie oglądały wystawę porcelany spoczęły na przechodniu. Mężczyzna był wysoki jak żyrafa, ale również umięśniony jak na obrońcę Armat przystało. Czarna peleryna sprawiała, że wiele ludzi obracało się za nim z zaskoczeniem bądź obrzydzeniem. Nie często po ulicach chodził człowiek z peleryną niczym Bat-man oraz miotłą pod pachą.
-Spóźniłeś się – dziewczynę mimo karcącego tonu uśmiechnęła się na blask płomienistych włosów wydobywających się zza dużej czapki.
-Wiem, przepraszam – mruknął ze skruchą, przerzucając miotłę do drugiej ręki. Pochylił się by musnąć lodowatymi ustami policzek towarzyszki. –Nie gniewasz się za bardzo?

-Może mnie jakoś udobruchasz – łaskawie odpowiedziała, biorąc mężczyznę pod ramię. Z westchnieniem pozwoliła się objąć, wdychając znajomy zapach tytoniu. –Paliłeś?
-Nieee – spróbował ją ułagodzić, uśmiechając szeroko tak jak lubiła. Delikatne zmarszczki pojawiły się przy oczach brunetki, która zachichotała. –Jak w pracy, Miona?

-Ugh, lepiej nie pytaj – jęknęła, wtulając się bardziej w szeroki tors mężczyzny. Wciąż ją zadziwiała ta metamorfoza. Pamiętała chłopaka jako malca z rudymi odstającymi włosami oraz patyczkowatymi nogami i rękoma. Później zakompleksionego nastolatka, który za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie uwagę. Sama nie wiedziała kiedy przestała go postrzegać jako dzieciaka, rozkapryszonego i niewychowanego brata przyjaciółki. Pierwsza zmiana jaka zaszła u niego była niezauważalna. Ron przestał jej przerywać wpół zdania by powiedzieć jakąś ciekawostkę na temat szachów czy qudditcha. Dostrzegła to dopiero po paru dniach, kiedy zwyczajowo chciała go zrugać, gdy położył jej dłoń na plecach. Ten jednak wciąż potakując oraz zadając nowe pytanie, przyciągnął ją do siebie by nie weszła w kałuże. Oszołomiona zapomniała o czym to mówiła, ale chłopak przypomniał jej delikatnie, przewracając oczami. Druga zmiana była w wyglądzie. Ronny przestał marudzić na swetry oraz znoszone ciuchy, a bardziej się nimi chwalił. Opowiadał historię każdej koszulki czy kamizelki, sprawiając że wszyscy mieli łzy w oczach. No właśnie, trzecia zmiana dotyczyła jego bycia. Przestał być zarozumiały, a stał się prawdziwym sobą. To wtedy Hermiona powoli zaczęła doceniać przyjaciela, jego luzackie podejście oraz słowa pocieszenia. Opowiadał żarty, kiedy płakała uśmiechając triumfalnie na jej chichot. Siadał i tulił ją szepcząc krzepiące historie albo wyśmiewając głupi zachowanie. Ronald Weasley przestał być cieniem Wybawiciela, a stał prawdziwym trzecim filarem Złotego Tria. Zmian było ogromna, każda zaskakująca oraz przynosząca zmiany.
Teraz idąc ciemną uliczką i czując umięśnione ramię  oplatające jej talię czuła się jak kiedyś. Młoda, zakręcona na punkcie chłopaka oraz wrażliwa na każdą krzywdę. To właśnie ta ręka co teraz pieściła jej palce u dłoni zawsze stawiała ją do pionu. To te oczy wpatrzone w nią teraz stawały się światełkami w ciemnym tunelu. To te liczne piegi liczyła za dnia, starając zapomnieć o troskach.
-Czyli nie najgorzej – podsumował jej wywód na temat irytującej pracy z ciężarną Levander Brown. Rudzielec cały czerwony jak zwykle o wzmiance o byłej starał się zmienić temat. Zaczął opowiadać o wyczynach na boisku, hipnotyzując ją swoim podekscytowaniem w głosie. Potrafił godzinami opowiadać o jednym z trików, a ona równie długo z chęcią go wysłuchiwała.
-Mamy mało czasu – powiedziała z żalem, kiedy przyglądali się mijanym samochodom. Wreszcie światła zamrugały, a zielny ludzik zasygnalizował im drogę wolną. Rozpoczęli tor z przeszkodami, starając stawać tak by nie wejść w błoto. Po paru chwilach zdyszani ale wciąż trzymając się za dłonie wybuchli śmiechem.
-Jak bardzo mało? – spytał, ocierając jej łzy spływające po policzku. Zasmucona, złapała jego palce, ponownie splatając ze swoimi. Nie cierpiała poruszać tego tematu, nie z nim.

-Wiesz, że będzie zły, gdy się obudzi, a mnie nie będzie przy nim – wyczuła jego niechęć, ale zignorowała spojrzenie pełne smutku oraz złości –Pospieszmy się, Ronnie.
-Nie możesz być jego niewolnicą, Herm – powiedział spokojnie, ale za tym tonem kryła się wściekłość. Tyle, że rudy jej nie rozumiał. Nie miał tych samych problemów czy obowiązków, żył chwilą.

-Nie jestem – zaprotestowała, wzdychając ciężko –Po prostu nie lubię go rozczarowywać.
-Dlatego pozwalasz mu na wszystko? – zaśmiał się ponuro, ściskając mocniej jej rękę. –Jesteś od niego zależna.
-Jestem, ale.. – uśmiechnęła się szeroko, wzruszając ramionami na myśl o wspominanym –Uwielbiam gdy się uśmiecha, albo przytula mnie i szepcze coś co pewnie jest kocham cię.

-Wmawiaj to sobie dalej – parsknął, ale na obrażoną minę dziewczyny pokazał język. –Harry ma nad Tobą władze, a ty nic nie robisz.
-Uwielbiasz Harry’ego – zauważyła, drżąc z zimna. Weasley objął ją mocniej, chuchając na kark, gdy mówił.
-Uwielbiałem – zaznaczył wyraźnie, wykrzywiając w teatralnym grymasie grozy –Teraz jest straszny. Gorszy niż Voldemort.

-A co takiego robi? – zachichotała, opierając swój ciężar na chłopaku.

-Jest zaborczy i trzyma cię krócej na smyczy niż kiedyś – zatrzymali się równocześnie, przyglądając sobie z zamyśleniem –Nie masz już dla mnie czasu, Herm.
-Zawsze znajdę – zmrużyła powieki, widząc jego zbolałą minę –Ronnie, jesteś dla mnie ważny. Nawet z petem w buzi sprawiasz, ze wszystko jest lepsze, łatwiejsze.

-A ty sprawiasz, ze zapominam o całym świecie będąc tylko z Tobą – wyszeptał, opierając czoło o jej czoło –Kocham cię, Hermiono.
-A ja kocham ciebie, Ron – przyrzekła, czując że magiczny moment umyka im w chwili odgłosy klaksonu –Ale kocham też Harry’ego.

-Nie mamy już zbyt wiele czasu na te skradzione chwile, co? – naciągnął czapkę na uszy, pozwalając prowadzić dalej –Jeśli go zostawisz, to rzucę dla ciebie palenie.
-Obiecałeś mi to już, kiedy byłam zajęta Teodorem – wytknęła mu, wspominając te same ukradzione minuty, ciepłe uśmiechy i czułe słówka nim wracała do domu. Teraz historia zataczała koło, a rudy chłopak ponownie namawiał ją do porzucenia obowiązków.

-On to co innego – zaśmiał się cicho, kopiąc grudkę kamyka. Kiedy dziewczyna uniosła głowę nie mogła powstrzymać uśmiechu. W umówionym miejscu stał wysoki blondyn, chodząc w kółko. Platynowe włosy roztrzepane lśniły w świetle lampy, a srebrne oczy błyszczały szarawo. Mężczyzna pomachał im, mrużąc powieki na widok towarzysza dziewczyny.
-Co tak długo? – spytał na przywitanie, wsuwając dłonie do kieszeni. –Masz szczęście, Miona, że cię kryłem. Harry jeszcze leży spokojnie.

Była gryfonka pochyliła się, z czułością dotykając chłodnymi palcami kocyka. Mały chłopczyk leżący w szmaragdowym wózeczku, przypatrywał jej się z oburzeniem. Całe szczęście, że jeszcze nie mówił a mamrotał coś, co tylko on rozumiał. Inaczej zapewne wytknąłby jej to spóźnienie. Był identyczny co tatuś oprócz brązowej czupryny, jedynej rzeczy jaką po niej odziedziczył. Rtęciowe tęczówki błyszczały łobuzeresko, a czerwony nosek idealnie komponował się z całym zimowym kombinezonem malca.
-Cześć skarbie – cicho wyszeptała, gładząc palcem policzek chłopczyka. Dracon jak zwykle zabezpieczył wózek zaklęciami ocieplającymi aby jego małemu skarbowi nic się nie stało. –Mamusia i tatuś przyjdą po ciebie wieczorem, dobrze?

-On ciebie nie rozumie, H – Ronald przewrócił oczami, ignorując niechętne spojrzenie męża przyjaciółki. Wzdrygnął się przez ten przenikliwy wzrok, szybko wbijając wzrok w chrześniaka. Nadal uważał, że była prefekt stawała na głowie dla niego.
-Rozumie więcej od ciebie, Weasley, ma to w genach – wysyczał dziedzic Lucjusza, uśmiechając z dumną –Teodor ma cztery lata a potrafi już rzucać pierwsze zaklęcia.. kiedy ty rzuciłeś pierwszy urok, Weasley?

-Mal..
-Możecie przestać? – Hermiona stanęła pomiędzy dwoma z najważniejszych mężczyzn w jej życiu. Popatrzyła błagalnie na męża, który z cichym prychnięciem odsunął się na bok. Rudzielec przytulił przyjaciółkę na pożegnanie –Jak wrócicie do domu zmień mu pieluchę.
-Jasne, H, przerabiałem już to z Teodorem – wspomniał o starszym synku, wzdrygając na wspomnienie rozwrzeszczanego malca. Dobrze, że tamten był chrześniakiem Pottera. On wolał tego spokojnego, drugiego dzieciaka Malfoyów.

-I nie pal przy nim – dorzucił na odchodnym Malfoy, obejmując młodą żonę w pasie. Przyglądał się jak brązowe oczy Hermiony błyszczą, a rumieńce pojawiają przy złączeniu rąk małżeństwa. Zawsze fascynowała go ta chemia pomiędzy tamtą dwójką, gdy byli ze sobą zapominali o całym świecie. W końcu zniknęli za rogiem, skąd prawdopodobnie mieli się teleportować do Opery Helgi Huffelpuff.

Obrońca Armat westchnął, zaglądając do wózka. Szare oczka mrugały niepewnie, analizując jego osobę. Harry robił to identycznie co jego rodzice, z dystansem i chłodem rozważał swoją sytuację. Na pięciomiesięczne dziecko wydawał się aż nadto mądre.
-No to co, stary? – oparł łokcie o rączkę wózka, uśmiechając ze smutkiem –Idziemy do mnie czy do ciebie?
-Gle..glu..lel – niemowlak odpowiedział mu, szczerząc radośnie swoje nie uzębione dziąsła.
-Czyli do mnie – podsumował, popychając wózek ostrożnie do przodu. Po paru minutach Harry zasnął, ukołysany szumem paryskiej ulicy.
Ronald westchnął cicho, skręcając bez namysłu w boczny zaułek. Jak zwykle w takich momentach zastanawiał się jakby to wszystko wyglądało, gdyby Potter nie zginął w potyczce z byłymi śmierciożercami.  Gdyby zamiast się teleportować, zostałby na te piętnaście minut razem z resztą Złotego Tria. Gdyby posłuchał instynktu i poczekał aż Hermiona, jak i Harry się rozejdą w swoje strony. Zamiast tego zniknął tuż pred ostatnią bitwą Złotego Chłopca. Nie widział błysków zaklęć odbijających się w kałużach, nie słyszał upiornych krzyków brązowookiej i ostatniego uśmiechu kruczoczarnego. Siedział bezpiecznie w domu, zdejmując buty oraz rzucając się na łóżko. Nieświadomy, że jego najbliższy przyjaciel zasłonił własnym ciałem Hermionę, ochronił ją i dziecko. Wybraniec osierocił trójkę dzieci oraz młodą żonę, ratując jednocześnie życie ciężarnej przyjaciółce.
Minęło osiem miesięcy od jego śmierci, osiem miesięcy pełnych bólu i otępienia.  Osiem miesięcy obwiniania się. Osiem miesięcy poczucia pustki, gdy po napisaniu listu przychodziła świadomość, że nikt go nie przeczyta. Osiem miesięcy licznych telefonów z prośbą o wywiad czy skomentowanie tego smutnego wydarzenia. Osiem miesięcy spoglądania w smutne oczy Hermiony, które widziały jak Wybawiciel czarodziei pada na ziemię.

Jedyną odskocznią był właśnie on. Przypomniał im o życiu, wyrwaniu się z żałoby. Maluszek, który krzycząc  wniebogłosy pobudził ich do działania, zachęcił jego do dalszego życia.

Leżący przed nim mały Harry.
Harry Nathaniel Malfoy.

 

8 komentarzy:

  1. poryczałam sie :'c <3 BOSKIE <3

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się - jest boskie! i do tego zaskakujące - byłam pewna, że hermiona jest z harrym, który jest zaborczym chłopakiem, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, świetnie ci to wyszło :

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna miniaturka <3 Na początku myślałam, że Hermiona jest z Harrym, przy Teodorze byłam zdziwiona a przy ostatnich zdaniach płakałam :"(

    Maggie Z.

    OdpowiedzUsuń
  4. No kochanie genialna miniaturka, zaskakująca, emocjonująca po prostu fenomenalna...
    Rogaś <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic dodać nic ująć! Po prostu świetne! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Lupi ta miniaturka jest tak genialna ze umieram czytając ją po raz trzeci a zaraz zabieram się (w końcu) do czytania wszystkich rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeeeezu... śliczna... pisz takich jak najwięcej... popłakałam się... Napisałaś to tak, że widziałam własnymi oczami wyobraźni, jak Harry pada nieżywy na ziemię, a Hermiona klęczy koło niego i płacze, tuląc jego martwe ciało...
    PIĘKNA MINIATURKA!!!

    Pozdrawiam
    dramione-hogwarckie-opowiesci.bloghspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę bardzo dobra miniatura. Tutaj doskonale pasowało to jak lubisz plątać, żeby czytelnik nie domyślił się, o kogo właściwie chodzi :) Ale w głównym opowiadaniu mam tego powoli dość, kilka razy - fajnie, ale w prawie każdym rozdziale to już męczy.

    OdpowiedzUsuń