* Dla dwóch wariatek bez których świat nie byłby tak kolorowy i skomplikowany *
-Nobody sees, nobody knows
We are a secret, can't be exposed
That's how it is, that's how it goes
Far from the others, close to each other
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover, cover, cover
That's when we uncover…
Hermiona zatrzymała się na progu,
wsłuchując w nieznany głos. Ledwo wyczuwalny uśmiech w drżeniu śpiewu dodawał
piosence tego czegoś. Teodor siedział na fotelu, z przymrużonymi powiekami
spoglądając na artystkę. Spokojny wyraz twarzy świadczył o jego całkowitym
zrelaksowaniu. Zerknęła zaciekawiona na sofę, dostrzegając znajomą osobę.
Ciemne włosy opadały na policzki dziewczyny, kiedy ta pochylała się do przodu w
transie melodii. Miała zamknięte oczy, wciąż podkreślone grubą kreską. Wybijała
rytm palcami na udzie, rozkoszując się własnym brzmieniem.
Gryfonka oparła się o ścianę, pozwalając
niewidzialnym dźwiękom porwać się w wir uczuć. Każde słowo wyśpiewane przez
ślizgonkę sprawiało, że znalazła się w magicznym świecie. Oczami wyobraźni
widziała barwy, które otaczały ich i tańczyły w rytm śpiewu. Cichy syk drewna z
kominka zdawał się pomarańczowym błyskiem, szum wiatru szarą linią, a wszystko
inne było połączone i artystycznie umodelowane przez wokalistkę. Chrypka, która
zaatakowała jej gardło dodała szorstkości, jednocześnie brzmiąc delikatnie.
-Ehm – cisza jaka zapadła wręcz bolała,
wyrywając prefekt z własnych doznań. Otworzyła oczy jak i reszta, przyglądając
się z podziwem ciemnowłosej. Upiła łyk wody, chrząkając oraz szukając wzroku
przyjaciela. –I.. co myślisz?
-Wiesz, że.. – Teodor przeczesał palcami
włosy, starając się znaleźć właściwy dobór słów –Nie umiem. To było.. ładne?
Gryfonka prychnęła, nieświadomie
powiadamiając obu wychowanków Domu Węża o swojej obecności. Natychmiast
przyszpili ją spojrzeniem, chociaż jak dziewczyna podejrzewała, Nott od
początku wiedział, że tu jest. Czarne tęczówki wciąż przysłaniała mgiełka
zamyślenia, która nie opuściła jeszcze chłopaka.
-Ładne? Nie słuchaj go.. to było.. –
Hermiona podeszła bliżej ich, kucając na sofie tuż przy koleżance. –Cudowne!
Magiczne! Nie wiem.. nie do określenia..
-Dziękuję.. – powiedziała cicho ślizgonka,
wyraźnie speszona i zawstydzona zdradzeniem swojego sekretu. Obciągnęła rękawy
swetra, wpatrując się z mieszanką niepewności w gryfonkę.
-Nie wiedziałam, że śpiewasz – stwierdziła
ten oczywisty fakt prefekt, machając różdżką by przywołać dodatkową szklankę.
–A masz czym się chwalić!
-Mama mówiła, że jestem jej słowikiem –
wyznała wokalistka bardzo cichym szeptem.
-Zaśpiewasz coś jeszcze? – poprosiła
gryfonka, uśmiechając szeroko na widok błysków w zielonych tęczówkach.
-.-.-.-.-.-.-.-..-.-.-.-..-.-.-.-.-.-.-..-.-.-.-.--..-.-.-.-.-.-
Czekoladowe tęczówki znów wypalały jej
dziurę w plecach, a ich właścicielka zapewne przygryzała kącik ust tocząc w
myślach zażartą dyskusję. Kiedy jednak obróciła się by zdjąć buty, dziewczyna
wpatrywała się w kawałek pergaminu leżący przed nią. Długi pióro zataczało
ósemki, kręcąc się wokół własnej osi w dłoniach gryfonki. Brązowe loki opadały
niesfornie na twarz Prefekt Naczelnej dodając pewnej dzikości oraz
temperamentu. Z ledwością udało jej się nie uśmiechnąć, gdy palące spojrzenie
ponownie wbiło się w nią, kiedy tylko położyła się na plecach. Podciągnęła
nogi, zginając kolana i szukając wygodniejszej pozycji. Ślizgońskie łóżka były
porównywalnie wygodne do tych, czyli w sumie nic zaskakującego.
-To zaczyna być zabawne – powiedziała na
głos, utrzymując znany wszystkim poważny ton. Trudno było odrzucić stare
nawyki, kiedy to od dziecka wpajano jej zdyscyplinowanie, spokój oraz obojętność.
„Musisz rozdawać karty”
-Przestań – gryfonka powiedziała to
stanowczo lecz z dawką pewnej łagodności, którą zaskoczyła gościa. Rzadko ktoś
mówił do niej w ten sposób.
-Co mam przestać? – podbiła stawkę,
zastanawiając się ile będzie musiała poświęcić by Granger spasowała. Zwykle w
tej chwili ludzie dawali jej spokój. „Musisz być poważna.”
-Przestań udawać
Astorię-Księżniczkę-Slytherinu-Greengass – głos Hermiony był wciąż delikatny,
jedwabiście spokojny. Dziewczyna przymknęła powieki, starając uspokoić mimikę
twarzy nim obróci się do towarzyszki.
-A skąd pomysł, że kogoś udaję? – oparła
się na łokciach by skrzyżować w końcu wzrok z palącym i bystrym spojrzeniem.
Niemal równie przeszywającym co Malfoya. „Musisz być zimna”
-Nikogo tu nie ma.. – Kujonka Hogwartu
zmarszczyła brwi w zamyśleniu, pocierając nieświadomie puszkiem pióra po
wgłębieniu szyi. Ludzi dało się tak łatwo czytać. I łamać.
-Nikogo nie udaję – zaprotestowała ozięble,
w myślach podziwiając upartą lwicę. Teraz nawet Millicenta dałaby sobie spokój.
Co tam Mills, sam Nott by się wahał! „Musisz zapomnieć o uczuciach, one są
słabością ludzi”
-Czemu więc służyła w takim razie maska
zrozpaczonej dziewczyny? Wtedy w łazience? – drgnęła nieznaczenie,
przypominając sobie chwilę słabości. Chwilę, gdy zaufała sobie i swojemu
instynktowi by zdać się na Granger. –Aż tak bardzo chciałaś mnie poznać?
-To nie jest proste – wyprostowała się,
zsuwając na kraniec łóżka. Omal nie zagapiła się i jeszcze by zachichotała.
Ojciec zabije ją, jeśli dowie się o tej chwili. Momencie zawahania czy kierować
się wpajanym zasadami .. czy swoim sercem. Czy jest w stanie szczerze się
otworzyć przed gryfonką? Po raz drugi? A jeśli ta to obróci przeciwko niej? „Nie
możesz ufać ludziom”
-Życie z natury jest skomplikowane – dyplomatycznie
potwierdziła Hermiona, odkładając pióro na blat biurka. Obdarzyła ją nieśmiałym
uśmiechem, sięgając po kartonowe pudełko. Ślizgonka z ciekawością dobrze ukrytą
pod maską chłodu, obserwowała niemal z namaszczeniem ruchy koleżanki. Gryfonka usiadła
obok niej, posuwając karton między nie.
-Co to? – spytała, wiedząc że tego właśnie
oczekuje mała kujonka. Jak się spodziewała, brązowooka promieniowała z dumy nad
własnym sprytem. Jednakże zupełnie ją zaskakując odpowiedzią.
-Moje życie.
Ślizgonka uniosła brwi, kiedy nakrycie
zostało odrzucone na bok. Pozwoliła Hermionie wyjmować po kolei swoje skarby.
Poczynając od misia, którego dostała od zmarłego dziadka, przez małe muszelki z
wakacji, po albumy ze zdjęciami. Po raz pierwszy od wielu lat Astoria poczuła,
że mocne mury, którymi odgradza się od ludzi pękają. Ostatnim człowiekiem,
któremu to się udało był Teodor. Lecz.. Hermiona Granger swoją prostotą oraz
otwartością sprawiła, że jej schron runął.
Ostrożnie otworzyła fioletowy album,
czytając z fascynacją dedykację czy czym te zapiski były. Wokół mocno
podkreślonego markerem środku różnymi pisakami zapisano w różnych językach
jeden wyraz. Na każdym wolnym miejscu lśniło słowo przyjaciel, różowe, zielone,
niebieskie, pomarańczowe..
„883 506 899 – zawsze odbiorę”
-Numer telefonu Aryi – odpowiedziała
Hermiona, nie czekając aż o to zapyta. Gryfonka podciągnęła kolana pod brodę,
oplatając ramionami nogi. Uśmiechała się z taką tęsknotą, radością oraz
ciepłem, że nie była wstanie nie wzruszyć się jej wrażliwością.
Przekręciła stronę, wpatrując z
zaskoczeniem na zdjęcia. Na pierwszej fotografii mała szatynka z pobrudzoną
buzią mrużyła powieki w stronę fotografa, huśtając się na hamaku. Miała
podkulone nogi by znalazło się miejsce i dla drugiej dziewczynki. Była nią
blondynka, o oszałamiająco fioletowych oczach, które z ciepłem obserwowały
przyjaciółkę.
-Ty i Arya? – dotknęła palcem przyklejonego
obok kwiatka.
-Tak, tuż po przypieczętowaniu naszej
przyjaźni – zaśmiała się głośno, wskazując na opakowanie po czekoladzie, które
trzymało się dzięki taśmie. –Czekolada NPPSINZ.
-Co znaczy skrót? – zapytała, uśmiechając
na widok następnych fotografii.
-Najlepsze przyjaciółki pod słońcem i na zawsze - usłyszała w odpowiedzi.
Czasem Hermiona bądź mugolka były same, czasem
razem bądź w towarzystwie innych. Do niektórych pozowały, a inne były robione z
zaskoczenia. Czasem śmiały się i obejmowały, a innym razem siedziały poważne
bądź wyraźnie obrażone. Oprócz zdjęć, które ku fascynacji czarownicy nie
poruszały się, znajdywały się również pamiątki. Papierki po słodyczach, bilety
do.. kina?, a nawet blond kosmyki pomieszane z brązowymi. Granger opowiadała o
wybranych fotografiach, wspominała anegdotki czy swój żal co do niektórych
kłótni. Astoria nie była w stanie odwrócić wzroku od rosnących przyjaciółkach,
od życia tak innego niż jej.
Hermiona w basenie. Arya na rowerze.
Hermiona na zjeżdżalni. Arya z tysiącami małych warkoczyków. Hermiona w
ogrodniczkach, a Arya w sukience. Hermiona z burzą loków, a Arya z prostymi
puklami. Hermiona uśmiechnięta, Arya z zaczerwionymi oczami. Hermiona z plastrem
na głowie, Arya trzymając lalkę.
Pojawił się również kruczoczarny gryfon i
rudowłosy zdrajca krwi. (czy ona też nim nie była, spędzając czas z Hermioną?)
Potter był na większości ruchomych zdjęciach. Leżący na śniegu, tulący się z
przyjaciółką na kanapie w ładnym pomieszczeniu, śpiący w samochodzie z głową na
jej ramieniu. Najbardziej podobało jej się jednak zdjęcie na samej górze.
Kujonka stała tam, a raczej siedziała na baranach u Pottera. Obok stała niska blondynka, Arya,
obejmująca się z przystojnym chłopakiem. W tle widać było miasto nocą,
migoczące światła. Fotografia nie poruszała się, szkoda. Były ta prawdziwa
magia.
Wiele innych chwil życia gryfonki,
uchwyconych w tym jednym momencie. Niby nic nie znaczącym, a odgrywającym
ogromną rolę w życiu. Grengrass nie miała pojęcia ile czasu spędziła
przeglądając album albo oglądając inne pamiątki. Przepołowionego misia na pół,
bo był jeden, a obie chciały spać z nim jednocześnie. Kawałek zielonego
materiału z sukienki Hermiony, gdy ta niechcący zgubiła się w lesie i rwała ją
by ktoś znalazł dziewczynkę. Stare skarpetki, które skrywały karteczki pełne
błahych rozmów z podstawówki.
-Moje ulubione – pokazała Granger ramkę,
obklejoną płatkami różnych kwiatów. Hermiona ubrana w czarną, krótką sukienkę i
ciemne rajstopy okryta była dużą peleryną. Jeszcze bardziej napuszone włosy
sterczały na wszystkie strony, a uśmiech ukazywał sztuczne kły. Arya założyła
ku jej rozbawieniu szkolne szaty prefekt oraz spiczasty kapelusz, a w dłoni
dzierżyła różdżkę któregoś z przyjaciół. Obie stały po dwóch stronach Pottera,
obwiniętego w papier toaletowy!
-Nawet nie wiesz ile musiałyśmy go w to
owijać – jęknęła dziewczyna, chichocząc cicho. –Zdjęcie z urodzin Masona,
chłopaka Aryi. Mieliśmy najlepsze stroje!
-Wiedzą o magii? – spytała, stawiając ramkę
na etażerkę. Hermiona uśmiechała się szeroko, pakując powoli swoje skarby.
-Arya wie od początku, ale Mas nie –
wytłumaczyła, wzruszając ramionami.
Astoria oparła się pokusie by powstrzymać
dziewczynę od schowania albumu. Zamiast tego oparła się wygodniej o kolumnę
zerkając na zachmurzone niebo. Księżyc nie doda jej otuchy i tym razem.
-Od dziecka uczę się Reguł – chrząknęła,
wiedząc że gryfonka napina mięśnie. Tym razem ona ją zaskoczyła swoją
otwartością. Uśmiechnęła się blado, odgarniając włosy z twarzy. –Zabraniali mi
wszystkiego co ludzkie..
Panna Greengrass poczuła nagłą suchość w
gardle. Zacisnęła jednak pięści, nie pozwalając sobie stchórzyć. Jeśli teraz
nie powie wszystkiego, utknie w swojej szarości. Chrząknęła, rozpoczynając od
nowa. Opowiadała cicho, ale ze spojrzenia pełnego otuchy i zrozumienia,
wiedziała że ona ją słucha. Nie przerywała, gdy mówiła o Regułach. Nie
przerywała, gdy wspominała o lekcjach wypierania uczuć. Nie przerywała, gdy
Astoria zaczęła szlochać z powodu oziębłego ojca. Nikt nie wiedział, że Królowa
Slytherinu od małego uczyła się bezwzględności, oziębłości, chłodu,
bezczelności. Wpajano jej, że jest ważniejsza. Powtarzano o wyjątkowości
pochodzenia. Przypominano o spełnianiu oczekiwań. Upominano za najmniejsze
błędy, jak na przykład za niski ukłon wobec starszego.
„Musisz być najdoskonalszą wersją samej
siebie”
„Musisz być lepsza od tym kim jesteś”
„Nie możesz być sobą, jeśli nie dasz rady
być idealna”
Odruchowo Hermiona przyciągnęła do siebie
ślizgonkę i ją mocno przytuliła. Zielone tęczówki zamigotały łzami i szczupłe
ramiona objęły gryfonkę.
-Pieprzyć ich – szepnęła Miona, gładząc ją
uspokajająco po plecach.
-Pieprzyć ich – powtórzyła, czując jak
gryfonka złamała wszystkie bariery. Nie będzie w stanie już udawać złej suki
przy niej. Nie będzie w stanie odwrócić się od niej plecami. Co jak co, ale
lojalność trudno u niej zdobyć, jeśli jednak się komuś uda. Astoria Grengrass
będzie w stanie zabić by ochronić przyjaciela.
Kiedy księżyc uwolnił się wreszcie z objęć
chmur, zalśnił na niebie. Przywitał się ze znajomym Lasem, jeziorem, zaglądając
w pośpiechu do małych duszyczek. Oświetlił jedną z sypialnie, otulając swym
blaskiem śpiące uczennice. Brązowe włosy obu zmieszały się na poduszce, a nogi
splotły przez sen. Obie spały okryte kocem, o który zadbał ich przyjaciel.
Księżyc nie musiał być wszechwidzący by zauważyć, że niedawno zasiane ziarno
przyjaźni wypuściło pierwszy pąk.
Czy magia nie tkwi właśnie w tych
niezauważalnych zmianach?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Niebo ma tysiące odcieni. Nie musiała
zerkać na sztalugę Teodora by zauważyć tysiące warstw nałożonych na siebie.
Może wydawało się jednolite, jednak po dłuższym przyjrzeniu się można było
zauważyć ciemniejsze bądź jaśniejsze miejsca. Białe, puchowe chmury omijało z
szacunkiem lśniącą, złotą kulę. Słońce było prawdziwym władcą błękitnej krainy.
Hermiona zamknęła oczy, pozwalając swoim
myślom dryfować. Soczysto zielona trawa przy najmniejszym ruchu łaskotała ją w
odsłonięte ramiona lub powodując ciarki na plecach. Źdźbła tańczyły z wiatrem
oraz szumem Matki Natury. Gryfonka obróciła się na brzuch by przyjrzeć się
swoim towarzyszom.
Teodor z pobrudzonymi rękoma, stał przy
sztaludze z pędzlem w dłoni i pochłonięty swoim hobby, wyłączył się. Spoglądał
czasem przed siebie z nieobecnym spojrzeniem, mrucząc pod nosem własne komentarze.
Niedaleko siedziała Astoria, z długopisem i zeszytem, spisując słowa nowej
piosenki. Bez zaskoczenia zobaczyła przy niej Diabła z gitarą oraz głową pełną
pomysłów. Od czasu przyłapania jej na śpiewaniu, nie raz została zaproszona na
ich spotkania. Siadała z książką, wsłuchując się w rytm wybijany na gitarze,
chrapliwy głos Blaise’a oraz łagodny Astorii. Z tego co opowiadali mieli zamiar
stworzyć w przyszłości prawdziwy duet, czego życzyła im z całego serca. Pod
pobliskim drzewem po turecku siedziała Pansy, bazgroląc coś z prędkością
światła w swoim notatniku. Otóż Parkinson przyznała się do zamiłowania do
pisania. Pokazała gryfonce parę swoich wierszy i historii, które mimo paru
błędów były wciągające. Granger uśmiechnęła się do siebie zdając sobie sprawę
ile już wie o swoich ślizgonach. Tak jej. A to nie wszystko! Z początkiem
grudnia dowiedziała się, że przesłodka Milli jest pełna entuzjazmu oraz
energii. Blondynka była uzdolnionym fotografem, wyłapywała w otaczającym ją
świecie drobnostki. Na ruchomych zdjęciach pokazywała swój własny pogląd na
świat, szczegóły, które innym umykały.
-Przestań, Flint! – właśnie omawiana elfica
przymierzała się do zrobienia kolejnego ujęcia, szamocząc z Marcusem. Cóż chyba
ślepy by zauważył ich wzajemne zauroczenie oraz zaborczość względem siebie.
Gloomy, skąd ksywka wciąż nie wiedziała, złapała blond ślizgonkę wpół kręcąc
wkoło. Mar, który odbywał z nią dodatkowe sesje zamierzał zostać aurorem.
Pilnowała go, więc w nauce z chęcią tłumacząc bądź pomagając w każdej sytuacji.
Podsumowując, równo z nastaniem zimy miała
już więcej niż świadomość rosnącej między nią, a Nimi sympatii. I już się tego
nie bała, a wręcz z fascynacją poznawała okrutnych ślizgonów z drugiej strony.
Wiedziała, że Harry ma o tym inne zdanie, ale sam był zaprzątnięty własnymi
sprawami, więc nie oponował. Charlie Weasley, do którego w końcu napisała, dał
jej swoje błogosławieństwo, obiecując jednakże swoją gotowość do skopania komuś
tyłka. Arya, której wszystko opisała, kazała dać się ponieść chwili.
-Jak to możliwe?
Obróciła się na bok, przyglądając
ostatniemu ze swoich towarzyszy. Platynowy młodzieniec dosiadł się do niej,
ostrożnie uśmiechając. Odruchowo zerknęła na zagojoną już dłoń, drgając z
zaskoczenia, kiedy musnął palcem miejsce po ranie. Niemal zerknęła przez ramię
na Teodora, przypominając sobie rozmowę o jej uczuciach względem Malfoya.
-Mamy pamiętniki od Drop.. profesora
Dumbledora – poprawiła się z zażenowaniem, przewracając oczami na ten nowy
nawyk. Wina ślizgonów! –Ale nie znalazłam jeszcze nic o tym.
-To niesamowite – przyznał, siadając w
bezpiecznej odległości. Oparł wygodnie łokcie o kolana, nachylając się do niej.
–To była głęboka rana, a wieczorem z tego co mówił Nott znikła..
-Czytałam o tym, że magia uzdrawia
czarodziei, ale nigdy o tak szybkim – również spojrzała na dowód wyjątkowości
więzi. W pamiętnikach od profesora Dumbledore’a opis rozwoju umiejętności
uzdrawiania pojawił się po roku trwania w połączeniu. U nich po paru
tygodniach. –Dyrektor mówi, że magia Teodora przyspiesza gojenie. Bo nasza moc
jest silniejsza, gdy jesteśmy blisko..
-Jestem ciekaw czy jak któreś z was zginie,
to moc pozwoli go wskrzesić – Hermiona zmarszczyła brwi zerkając na ślizgona.
Rtęciowe tęczówki z zamyśleniem i drapieżnym błyskiem przyglądały się
Teodorowi. –A może wtedy zginiecie we dwoje?
-Nie sądzę, żebyśmy chcieli to kiedyś
przetestować – powiedziała dobitnie, wzdrygając się na samą myśl o przywracaniu
życia Teo. A tym bardziej o jego śmierci.
-Nie gadaj, że nie przeszło ci to przez
myśl – parsknął, z powrotem wbijając w nią przeszywający wzrok. Równie palący i
hipnotyzujący, co sprawiający wrażenie wszechwiedzącego. –Ile nowych rzeczy
można by wywnioskować!
-Twoje zapędy wiedzy są.. psychopatyczne,
Malfoy – stwierdziła oschle, zakładając ręce na piersi. Nie mogła jednak
odwrócić spojrzenia od zamyślonej miny chłopaka, a jego mroczna aura
przyciągała ją. –Nie jesteśmy samobójcami..
-Nie byłbym tego pewny – uśmiechnął się
kpiąco, pstrykając palcami –Czy to nie ty, Granger, zawsze się pchasz tam,
gdzie jest niebezpiecznie?
-Nie mam zapędów samobójczych – warknęła, w
myślach przyznając się samej sobie do słuszności stwierdzenia. Zawsze była tam,
gdzie coś się działo, ale czy to jej wina, ze Harry przyciągał kłopoty? –I
widać szczęście mi nie sprzyja. Za to ty jesteś psychopatą!
-Czyli mogę być niestabilny emocjonalnie i
moja chęć wiedzy jest uzasadniona – parsknął śmiechem, sugestywnie muskając
palcami swoją różdżkę. –Ale, Granger, pomyśl.. Może można by to rozwinąć,
umiejętność samoleczenia, na tyle by słabe niemowlaki nie umierały albo
poranieni.
-To dlatego masz zamiar wbić mi nóż w serce
– nie dowierzała, niemal chichocząc kiedy spojrzał na nią znacząco za dobór słów
–Żeby odkryć rewolucję w medycynie?
-Między innymi – przytaknął, wykrzywiając
się w grymasie rozbawienia –Chociaż sam widok Ciebie z nożem by mi wystarczył.
-Nie jesteś zabawny, Malfoy – prychnęła,
odwracając się do niego plecami i odchodząc. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na
niezauważalny uśmiech. Ślizgoni to może parszywi dranie, ale za to jacy zabawni
w swoim psychicznym zachowaniu.
Zerknęła na obraz Teodora, unosząc wysoko
brwi. Każde jego dzieło wprawiało ją często w zachwyt albo zdumienie. Idealne
pociągnięcia ołówków, kredek czy pędzla hipnotyzowały swoją złożonością,
konstrukcją. Teraz też przyglądając się źdźbłom zboża wydawało jej się, że
zaraz zafalują, a wiatr tańczący wśród nich zaszumi. Błękitne niebo składało
się z tak wielu barw, że cudem według niej było uzyskanie tak wyważonego
odcienia. Zielone liście mieszały się na gałęziach, zachęcając do odkrywania
ich kolorów oraz specjalnych niedociągnięć.
-I co myślisz? – spytał, odrzucając za
siebie paletę oraz pędzelek. Ciemne włosy lśniły w świetle, a cienie na
policzkach wygładziły jego ostre rysy. Przy lewej skroni pociągnął palcem
pomarańczową farbą, a na podbródku miał trochę zieleni. Nie mówiąc już o jego
dłoniach, które całe umazane czerwienią, czernią, błękitem i innymi barwami, przynosiły
na myśl małego chłopca, który maluje pierwszy raz.
-Dobrze wiesz – mruknęła, ścierając plamy
farby z jego twarzy. Jakimś cudem umiała odczytać przekaz jego dzieł,
zrozumieć. A Teodor, który stał się mistrzem w rozpoznawaniu jej uczuć, bez
problemu wiedział co myśli.
-Zawsze miło usłyszeć pochlebstwa na głos –
zauważył, przesuwając palcem po jej nosie. Wykrzywił usta złośliwie, dodając
jeszcze odciski kciuków na policzkach. –Musimy pogadać.
Hermiona drgnęła, wiedząc że czego będzie
dotyczyć rozmowa. I nie, nie chodzi o jej chorobę. Tylko o więź i jej skutkach.
Pogawędkę tę odkładali od początku, uciekając przed odpowiedzialnością oraz
konsekwencjach. Teraz jednakże, Nott dawał jej do zrozumienia, że pora stawić
temu czoła. Czy tego chciała?
Gryfonka przez chwilę poczuła obrzydzenie
do samej siebie. Nie tylko przed tym uciekała. Stchórzyła również przed
gryfonami, odważnymi współdomownikami, chowając się w Pokoju Prefektów, jedząc
tu śniadania, obiady i kolacje. Ukryła się w otoczce, stając za ślizgonami i
pozwalając oddalać się znanym przyjaciołom.
Musiała nadrobić starty. Porozmawiać na
poważnie z Harry’m. Przyjrzeć się Ginny, jej zachowaniu, może uda się jakoś
pomóc dziewczynie. Znaleźć chwilę dla Neville’a, Luny, a nawet i dla.. Rona.
Może pora mu przebaczyć?
-Wieczorem, okej? – Teodor zmrużył powieki,
przyglądając się dziewczynie podejrzliwie. W końcu przewrócił oczami,
uśmiechając delikatnie.
-Biegnij nadrobić zaległości – nie musiała
pytać skąd to wiedział. Tak było i już.
Ciemne tęczówki błysnęły, kiedy sylwetka
smukłej gryfonki zniknęła za drzwiami. Wygięte w uśmiechu wargi, zacisnęły się
w wąską linię. Teodor obrócił się w stronę gromady ślizgonów. Wszyscy przestali
na moment rozmawiać, zerkając na niego z ciekawością oraz zaniepokojeniem. Aura
węża stała się gęstsza oraz potężniejsza, kiedy skinął by usiedli obok. Wiele
par oczu wbiło się w niego, zachęcając do mówienie.
-Musimy porozmawiać.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Mhmmm..
Szorstkie dłonie przesunęły się na jej
biodra, przyciągając bliżej. Lepkie usta przyssały się do szyi, zostawiając
czerwone znamiona. Dziewczyna otworzyła oczy, czując jak pożądanie chłopaka
przejmuje nad nim kontrole. Palce majstrowały przy staniku, podczas gdy miękkie
wargi miętosiły ucho.
Myśli uczennicy pędziły, starając sobie
przypomnieć jakim cudem się tu znalazła. Nie pamiętała drogi do ciemnego
pomieszczenia, które okazało się sypialnią. Nie miała pojęcia czemu siedzi na
kolanach Tim’a, Tom’a czy jak mu tam. Skrzywiła się, czując obślizgły język na
obojczyku. Wyrwała się z uścisku, omal nie przewracając na podłogę. Zamarła
zaskoczona widokiem dziewczyny. Blada twarz miała odcień najprawdziwszego
śniegu. Czerwone usta ułożyła się w wielkie O. Duże oczy podkreślone czarną
kreską, ciemnymi cieniami raziły pustką. Brązowe tęczówki lśniły w
przyciemnionym pokoju, taksując ją wzrokiem. Bezdusznie, niemal złośliwie.
-Ginevra? – krukon złapał ją za ramię,
pojawiając się w lustrze tuż nad nią –Kontynuujemy?
Gryfonka drgnęła, odsuwając poza zasięg
jego nachalnych dłonie. Z trudem się podniosła do pionu, wpatrując niemal ze
zgrozą w krwiste szpilki na własnych stopach. Ugh, jakie to niewygodne.
Zrzuciła buty, marszcząc nad nimi nos. Nienawidziła jakichkolwiek obcasów..
gdzie są jej trampki, Merlinie! Z powrotem spojrzała w lustro, podchodząc z
obawą bliżej. To nie była ona. Spódniczka niemal odsłaniając tyłek? Koronkowy
biustonosz, eksponujący jej piersi? Czarne pukle upięte w ściśniętego kucyka na
czubku głowy? Ten.. makijaż? I .. szpilki!
-Ginevro, jeśli skończyłaś się w siebie
wpatrywać.. to zapraszam do siebie – Tim/Tom czy jak mu tam, wydawał się
rozzłoszczony zaprzestaniem ich.. obmacywaniem.
-Nie mów do mnie Ginevra – syknęła,
szukając swojej bluzki. Z powątpieniem uniosła skrawek materiału. Czując
nieprzyjemną żółć na języku, sięgnęła po dużą bluzę krukona.
-Kotku.. dopiero co ględziłaś, jak nie
cierpisz zdrobnień.. – chłopak jęknął, krzywiąc na nią z rozczarowaniem
–Mieliśmy się zabawić, pamiętasz? Mały numerek za pomoc w pracy domowej?
-Nie jestem tanią dziwką – krzyknęła,
rozglądając się za różdżką. Kpiący śmiech tego zboczeńca odbił się echem w jej
uszach.
-Doprawdy? To spanie z każdym facetem w
szkole jest.. – podniósł się, podchodząc do niej z wściekłością –NORMALNE, Ginevro?
Była rudowłosa skamieniała, zaciskając
palce na znalezionej chwilę wcześniej różdżce. Podniosła się z klęczek,
chowając magiczny patyk za pasek. W trzech krokach znalazła się tuż przed tym
śmieciem. Z prędkością światła przywaliła mu w krocze, a kiedy zginając się z
bólu jego twarz była na jej poziomie, zamachnęła się pięścią.
-Nie mów do mnie „Ginevra”, Timy – syknęła,
masując kostki palców. W myślach podziękowała starszym braciom, w szczególności
Billowi za bijatyki. Czują się odrobinę lepiej, ruszyła do wyjścia.
-Jestem Toby!
Czyli nie zgadła. Jej myśli szybko skupiły
się jednak na zaskakującej sytuacji. Siedziała na kolanach u Tom’a, Toby’ego,
który zasugerował, że .. jest łatwa. Co było niemożliwe, jeśli nadal kochała
Harry’ego. Nigdy nie chciała nikogo innego, nie wliczając Johna Deppa, więc nie
możliwe żeby się stała.. rozwiązła. Absurd! Co nie zmienia faktu, że była o
krok od zrobienia TEGO z Timem. Toby’m.
-Hej, Ginevra!
Zatrzymała się, kiedy wysoki obibok
zastąpił jej wyjście z Pokoju Krukonów. Uniosła brwi, czując śmiechy oraz
natarczywe spojrzenia w ich stronę. Dzieciak nie miał z trzynastu lat, jednak
nie przeszkadzało to mu w położeniu ręki na jej pośladku. Z wprawą złapała za
chudy nadgarstek, obracając się i powodując jego upadek na kolana. Ścisnęła
mocniej, słysząc jego pisk z powodu wykręconej ręki.
-Nigdy więcej tego nie rób – ostrzegła,
puszczając niespodziewanie swoją ofiarę i popychając do przodu. Odprowadzana
ciszą, wymknęła się z obcego terytorium. Ugh, to było obleśne i .. wulgarne.
Czemu nagle wzbudzała takie zainteresowanie u płci brzydkiej? Wiedziała, że
jest ładna, jak próżnie by to nie brzmiało. Ale faceci lubili rude, nie? A ona
na dodatek potrafiła z nimi gawędzić bądź zmiażdżyć ciętą ripostą. Każdy to
wiedział. Aż do teraz.. może jednak stała się .. panną lekkich obyczajów?
Tylko to do niej nie pasowało. Ludzie!
Piętnaście minut zajęło jej podjęcie decyzji o pierwszym pocałunku z młodym
Forrestem, dzieciakiem przyjaciela mamy. Chłopiec siedział nieruchomo, kiedy ta
mówiła za i przeciw na głos!
Musiała znaleźć kogoś. Musiała znaleźć
Hermionę nim jeszcze wiedziała kim jest. Przyjaciółka jej pomoże, zawsze to
robiła! Odetchnęła, kierując się w stronę Wieży Gryffindoru. Ignorowała
zaczepki czy nachalne spojrzenia, przygotowując w myślach mowę. Nie może wyjść
na wariatkę czy przewrażliwioną dziewczynkę. Wie co jej dolega!
-Weasley!!
Zatrzymała się zaskoczona, spoglądając
niepewnie na starsze dziewczyny. Trzy uczennicy zagrodziły jej drogę, wpatrując
nieprzychylnie. Przełknęła ślinę, spoglądając na wołającą. Zielone tęczówki
uderzyły swoją wściekłością, pogardą oraz żalem?
-Co? – spytała, chcąc przerwać napiętą
ciszę. Stojąca tuż obok blondynka, skrzywiła się słysząc jej bezczelność. Widać
była psiapsiółką wyższej szatynki o jarzącym spojrzeniem. Ostatnie z nich o
czarnych puklach, brązowym wzrokiem błądziła po niej. Pansy Parkinson.
-Nie waż się zbliżyć do Harmiony – siostra
Rona uniosła głowę zaskoczona, otwierając buzię by coś odpowiedź, ale
Greengrass ją uprzedziła –Jesteś nic nie wartą zołzą, Weasley.
-Ast – porcelanowa ślizgonka zbladła, a jej
błękitne oczy utkwione w przyjaciółce były pełne zdumienia oraz oszołomienia.
–Daj spokój..
-Nie wierzę, że to mówię, ale Astoria ma
rację – ulubienica Diabła i Malfoya, zrobiła w jej stronę krok. Ginny wciągnęła
głośno powietrze, kiedy Pansy szturchnęła ją palcem wskazującym –Nie wiem o co
ci chodzi, Weasley, ale wystarczająco H wycierpiała.
-Nic nie zrobiłam Hermionie – warknęła,
odpychając ślizgonki –A wy nie wpychajcie wszędzie nochali.
Minęła ja czym prędzej, przyspieszając.
Taaak, dzisiejszy dzień jest zaskakujący. Młoda czarownica skrzywiona
przebiegła korytarz, omijając nielicznych studentów magii. Widać Merlin nie
miał dziś za knuta litości.
Uśmiechnęła się z ulgą, kiedy po drugiej
stronie zauważyła znajomą burze loków. Przyjaciółka kierowała się ku obrazowi,
wyraźnie spiesząc. Młoda Weasleówna omal się nie zakrztusiła, kiedy
nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach.
-HERMIONA!
Całe szczęście, dzięki Godrykowi, że starsza
dziewczyna się zatrzymała. Granger obróciła się w jej stronę, unosząc do góry
brwi. Ginny przebiegła dzielący je odcinek, odganiając nieprzyjemne wrażenie
napięcia. Znajome czekoladowe oczy lustrowały ją z niepokojem oraz znajomym
błyskiem ciekawości. Weasley odruchowo zwróciła uwagę na ubiór przyjaciółki, a
szczególnie na przewieszoną przez ramię torbę, z której zwisała zielona
apaszka. Czy to przypadkiem nie ten kawałek materiału, którym tak się chwaliła
niedawno Parkinson?
-Wszędzie cię szukałam – wyznała, ciężko
oddychając i uśmiechając do znajomej twarzyczki. Herma znów uniosła brwi,
przygryzając jednocześnie wargę.
-Coś się stało? – spytała niepewnie, ale
ostrożnie. Zbyt ostrożnie jak na gust Ginny. Skinęła krótko, zbierając się na
długą przemowę.
-Ja.. – zachłysnęła się powietrzem,
mrugając gwałtownie. Uśmiech znowu wykrzywił jej usta, kiedy drobna dłoń
pomogła utrzymać się w pionie. Spojrzała w gryfońskie oczy, pełne troski oraz
ciepła. –Zastanawiałam się ile potrzeba szlamu by ..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Le..
„Oczyść umysł, Potter, stwórz w myślach
pokój”
Harry wyobraził sobie cztery ściany,
drewnianą podłogę. Zero okien. Zero drzwi.
„Stwórz coś w tym pustym łbie, rzecz, w
której schowasz myśli i wspomnienia”
W pomieszczeniu pokazała się ogromna szafa.
Stała na środku, wyglądając na starą oraz zakurzoną.
- Legilimens..
„-Głupi dzieciaku! – czerwona twarz wujka
Vernona pochylała się nad nim. Lepka dłoń złapała go za ramię, wyciągając ze
składziku na miotły.
-Ja ni..-Stul pysk, jak do ciebie mówię, niewdzięczniku ! – mały czarodziej poleciał na ścianę, osuwając się na podłogę. Całe powietrze uleciało z jego płuc pod wpływem uderzenia, a plecy zapłonęły bólem. Ogromna sylwetka wuja pojawiła się przed nim, zmuszając do uniesienia głowy.
-Ja napr..
-CICHO! – mięsiste palce wbiły się dziecku
w brodę, gdy mężczyzna przyszpilił go do ściany. Grube wargi wygięły się w
drapieżnym uśmiechu, a wąskie oczy błysnęły złością –Wiem, co myślisz,
chłopcze. Jaki to pech, że tu jesteś, co? Ale to MY musimy cię znosić,
gówniarzu. MY.
-Gdybym miał wybór.. – zaczął buntowniczo
maluch, wyzywająco wbijając laserowe tęczówki w wuja. –Wybrałbym..
-Nie obchodzi mnie to, smarkaczu – sarknął
grubas, wybuchając śmiechem –Ale gdybym ja miał wy…
-Zamieszkam z Syriuszem – starszy gryfon
uśmiechał się szeroko, spoglądając na dwójkę przyjaciół. Idący obok rudy
chłopak uniósł brwi, ale odpowiedział uniesieniem kciuków oraz entuzjastycznym
krzykiem.
-Zastanawiam się.. – obaj młodzieńcy
spojrzeli na milczącą do tej pory dziewczynę. Brązowe loki zalśniły w ostatnich
promieniach słońca. –Czy Syriusz potrafi gotować? Bo ty, Harry, nie obraź się,
ale jesteś w tym beznadziejny..
-Merlinie! – Ronald parsknął śmiechem, a po
chwili dołączyła do niego pozostała dwójka –Nie masz o co się martwić?
-Harry jest chudy, a ja uważ..”
Harry Potter podniósł się gwałtownie do
pozycji siedzącej. Ciężkie dyszenie zakłóciło ciszę w pomieszczeniu. Złapał się
za skronie, starając uspokoić bicie serca oraz skołatane myśli. Pokój był do
bani, nie mówiąc już o szafie! Cholera! Myślał, że to jest właśnie to! Że tym
razem się uda, a zamiast tego Erik wlazł mu do głowy w sekundę.
-Nie było tak źle – auror stanął przed nim,
pochylając tak by mieli twarze na tej samej wysokości. Poorana zmarszczkami
twarz złagodniała pod wpływem jego depresyjnego spojrzenia. –Ty po prostu nie
chcesz chronić tej cholernej szafki.
-To dla zabawy sprawiam sobie ból? –
zironizował słabo, kręcąc głową –Jestem beznadziejny..
-Jesteś bystry i inteligentny, Potter, więc
nie rozpaczaj. Wiesz to równie dobrze co ja – zaznaczył starszy mężczyzna,
zaciskając palce na jego ramieniu –Nie znałem Twoich rodziców, Harry, ale James
jak i Lilyanne słynęli ze swojej wyjątkowości. Masz to w genach, dzieciaku.
-Bo pomyślę, Hutz, że chcesz bym się
wzruszył – powiedział po chwili młody, odzyskując na nowo siły. Erik skrzywił
się teatralnie, unosząc różdżkę. –Daj mi chwilę..
Auror skinął głową, odchodząc na bok i
ukradkiem mu się przyglądając. Wybraniec nie zdawał sobie sprawy jak potężnym
jest czarodziejem. Jego magia promieniowała w całym pomieszczeniu, a jej aura
zdawała się lśnił siłą. Nie zawsze wyczuwało się magię, nawet pod postacią
aury, ale ta niewidzialna energia wokół dzieciaka. Erik nigdy czegoś takiego
nie widział, tak wielkiej i nieujarzmionej całkowicie potęgi. Dwa razy na ich
lekcjach zdarzyło się, że Voldemort zaatakował umysł chłopca. Agent Biura
Aurorów nie zapomni do końca życia Harry’ego na podłodze, walczącego z Mrocznym
Lordem. Ale dzięki temu udało mu się zobaczyć, że magia dzieciaka chce się
bronić. Chce jego bronić, tylko ten dureń nie umie jej nakierować.. Stąd pomysł
z pokojem i czymś, co będzie chciał chronić.
-Gotowy? – spytał, zastanawiając się jak
szybko trybiki chłopaka przeskakują. Złote Dziecko Dumbledore’a było
bystrzejsze niż myślał. Może Potter nie przepadał za zgłębianiem lektur, ale
przyswajał wiedzę szybko. A potem potrafił ją wykorzystać.
-Chyba tak – zielone oczy stały się poważne
oraz zamyślone –Na pięć?
Harry usłyszał pomruk zgody mężczyzny,
samemu już odpływając. Nie starał się regulować oddechu, a tym bardziej
oczyszczać umysł. Skupił się tym razem na tym, gdzie ukryje myśli. Ma to
chronić za wszelką cenę? Za co w takim razie był gotowy się poświęcić? Czy coś
w ogóle miało dla niego taką wartość? Drgnął, kiedy pomysł wpadł mu do głowy.
To jest to.
-Pięć..
W myślach widział już pomieszczenie.
-Cztery..
To MUSI się udać.
Poczuł dziką pewność, że wszystko się uda.
-Dwa..
Wdech, wydech.
- Legilimens.. – szept Erika rozległ się
tuż przy nim, a zaklęcie zaatakowało umysł. Nagle usłyszał głuche stęknięcie
oraz huk. –Niech cię szlag, Potter..
Obrócił się zaskoczony, wpatrując w aurora.
Erik Hutz leżał po drugiej stronie, masując głowę. Siła odparcia ataku odrzuciła
go fizycznie! na parę metrów.
-Udało się, dzieciaku – obolały mężczyzna z
blizną podniósł, otrzepując spodnie. –Mamy pierwsze kroki za płoty, Potter!
Harry wziął głęboki oddech, nie wiedząc
nawet, że przestał na moment oddychać. Powoli docierało do niego, że owa
taktyka jest genialna. Uśmiechnął się szeroko, czując ciepło na myśl o tym
wszystkim.
-Jasna cholera! – Erik promieniował
szczęściem, łapiąc jego ramiona by podnieść do pionu –Potter, ty cwany lisie,
udało się!
Wybraniec wybuchł śmiechem, kiedy silne
ręce przyciągnęły go bliżej by nauczyciel mógł go uściskać. Dziwne ciepło
zalało całe jego ciało, a zapomniana część serca dołączyła do reszty. Łzy
błysnęły mu w oczach, kiedy wdychał tytoniowy zapach swojego mistrza. Auror
klepał go po plecach wciąż wykrzykując pochlebstwa na przemian z
przekleństwami.
-Czy to jest formalne zachowanie? – spytał
kpiąco, nawiązując do jednego z pierwszych spotkań, gdzie auror ględził o
formalności ich lekcji.
-Dopóki nie złapiesz mnie za tyłek –
warknął Erik, puszczając go, ale wciąż trzymając dłonie na ramionach
nastolatka. Blizna nie odznaczała się za bardzo, gdy mężczyzna uśmiechał się
szczerze –W czym ukryłeś myśli?
-Nie w czym, a u kogo – poprawił dorosłego
czarodzieja, zwinnie wyswobodzając się z uścisku. Nie czekając na odpowiedź gryfon złapał torbę, kierując się do wyjścia.
Zanim wyszedł obrócił się raz, napotykając zamyślone oczy nauczyciela. Erik
wydawał się analizować wszystko od początku, wyganiając go ręką. Harry uśmiechnął
się szeroko, idąc korytarzem. Niech czarodzieje wielbią Merlina!
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Szczupła blondynka stanęła na środku
swojego pokoju. Uśmiechnęła się smutno, odrzucając torbę oraz pompony na bok.
Jak zwykle, gdy miała potworny nastrój rzuciła się na swoje łóżko. Z
zamkniętymi powiekami liczyła w myślach ile jeszcze potrwa nim spotka się z
przyjaciółką.
-Panienko?Nastolatka uśmiechnęła się do lokaja, mrucząc coś o naleśnikach na obiad. Mężczyzna ulotnił się, zapewniając że przygotuje wymarzony obiad. Jasnowłosa prychnęła pod nosem, zsuwając z materacu by usiąść przy biurku. Westchnęła, kolejny raz czytając list. Jak się spodziewała znajome, drobne literki zajmowały trzy strony pergaminu. Przewróciła oczami ba wizje brązowookiej, która z zapałem tłumaczyła jej, że Blair i Nate żyją w toksycznym związku. Dotarła do momentu o jej nowych znajomych..
-Oj, H. – zagryzła wargę, martwiąc się by
„choroba serca” dziewczyny nie przyprawiła jej bólu. Hermiona mimo twardej miny
była wrażliwa i delikatna. Właśnie ona stanowiła najbardziej moralną część jej
człowieczeństwa. Granger zawsze otwarcie krytykowała działania blondynki,
dawała rady bądź milczała, czekając aż ona też dojdzie do jakiegoś wniosku.
Może zdaje się niektórym, że to głupie..
ona natomiast uważała H za największy skarb. Żadna koleżanka nie kolegowała się
z nią dla samej przyjaźni. Zawsze chodziło o popularność, bogatych rodziców
bądź imprezy. A Hermiona w przedszkolu potrafiła ją uspokoić, dodać otuchy,
zganić czy pochwalić. Czarownica była dla niej prawdziwą siostrą.
Usłyszała znajomy dźwięk, a po chwili na
telefonie pojawił się znajomy numer. Zawsze miała nadzieję przez te pięć sekund
nim uruchamiał się wyświetlacz, że to Herm.
Mason.
-Cześć – grzecznie się przywitała, spoglądając
w lustro. Krótka spódniczka zawirowała przy obrocie, podkreślając umięśnione
nogi. Ciasny top opinał jej płaski brzuch oraz uwydatniał piersi, drapiąc metką
w plecy. – Co tam?
-Hej, pysiek – przewróciła oczami nad tą
ksywką, która na pewno miała sprawić, że zmiękną jej kolana –Co tam?
-Patrzę w lustro – powiedziała bezmyślnie,
muskając palcami wystającą nitkę –A tam?
-Jadę z chłopakami do Katie, robię
imprezkę.. jedziesz, kotku? – nastolatka zmarszczyła brew na imię zazdrosnej
koleżanki. Obróciła się w stronę szafy, rozmyślając w co by się ubrać –A tak
poza tym.. ślicznie dziś wyglądałaś, dziecinko i ..
-Jadę, więc daj mi chwilkę – przerwała mu
pochlebstwa, zastanawiając się czemu akurat dziś wyglądała ślicznie w stroju
czirliderki, a nie jak na każdym treningu. –Papatki.
Rozłączyła się, wyciągając jednocześnie
turkusową sukienkę. Sprawdziła metkę żeby zerknąć na projektanta. Kiecka od Domenico
Dolce & Stefano Gabbana? Ujdzie. Z
błyskiem w oku zrzuciła ubrania, idąc jak Bóg ją stworzył do łazienki. Osobistej,
żeby nie było. Po krótkim, chłodnym prysznicu, stojąc w samym koronkowym
komplecie, rozczesała jasne pukle. Upięła włosy w ukośnego, luźnego warkocza,
kończąc na ramieniu. Zakryła gumkę maleńką kokardką, zrobioną ze wstążki.
Nasunęła na siebie nowe ubranie, robiąc obrót. No, no, no..
Jeszcze makijaż, delikatny, dziś stawia na
niewinny look. Uśmiechnęła się szeroko, wyobrażając sobie biadolenie Hermiony o
jej metamorfozach z niegrzecznej w aniołka, itp. Z powrotem weszła do siebie,
zaglądając do szuflady z butami.
-No nie.. – syknęła, sięgając po telefon,
stojący na etażerce. W starej modzie łączył słuchawkę pętelką, a numer
wykręcało się obracając palcem kółko –Roza, czy wiesz, gdzie mogą być moje
buty? Czarne szpilki? Te nowe? … Dziękuję.
Chwilę później pokojówka stała pod
drzwiami, trzymając pudełko. Została nagrodzona wdzięcznym uśmiechem młodej
dziewczyny. Czirliderka nasunęła na stopy obuwie, ponownie sprawdzając jak się
prezentuje w lustrze.
-Hm, hm – zacmokała z satysfakcją, mrugając
niby zalotnie rzęsami –Jestem idiotką, co?
Pokręciła głową, łapiąc torebkę oraz
szukając komórki. Równo z dzwonkiem, na parapecie spoczął cień. Dziewczyna
zamarła, przyglądając się białemu puchaczowi. Z torbę pod pachą, otworzyła okno
by wpuścić sowę do środka.
-Witaj,
Hedwigo – przywitała znajome ptaszysko, sięgając po herbatniki. Od lat
trzymała je w pokoju wraz z wodą dla dzielnego ptaka. Z fascynacją musnęła
puchowe pióra, w końcu odwiązując i list. –Hermiona znów cię męczy, staruszko?
Oj nie ładnie.. – dzwonek znów rozbrzmiał w pokoju, więcz krzywiąc się odebrała
–Hej, skarbie.. hm.. gotowa? Tak ja.. – zatrzymała się w drodze do drzwi,
milknąc w półsłowie –Mason nie mogę. Przepraszam.
Rozłączyła się, ściskając mocno telefon w
dłoni. To nie H. Blondynka osunęła się na podłogę, nie bacząc na sukienkę czy
buty. Raz za razem czytała list, niemal go dziurawiąc wzrokiem.
Kiedy Edmund przyszedł by zawołać ją na
obiad, zastał dziewczynę w tym samym miejscu. Z kolanami pod brodą, zniszczonym
makijażem, nad którym tyle pracowała. Z odrzuconymi butami oraz wyłączonym
telefonem. Panienka domu łkała w ciszy, marznąc przy otwartym oknie. Włosy
okalały zaczerwienione policzki, drżące wargi i zapłakane oczy, które nie
odrywały się od koperty.
Edmund wyszedł po cichu, zastanawiając się
co mogło wprawić w taki nastrój pogodną, Rosier?
Odpowiedź była prosta.
Arya Rosier dowiedziała się o
niebezpieczeństwie dotyczącym najlepszej przyjaciółki.
-.-.-.-.-..-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.--..-.--.-.-..---.-..--..--.-..-.--.-.-.-
Hermionie zawirował przed oczami cały
świat. Okna, ściany i uczniowie zamazali się w jedną plamę, nieustannie się
kręcącą. Poczuła, jak obiad przewraca jej się w brzuchu, domagając spokoju. Ale
to nie powstrzymało gryfonki przed głośnym śmiechem, który jak echo odbijał się
w Hogwarcie.
-Zwymiotuję! – krzyknęła, gdy kurczak i
ziemniaczki niebezpiecznie podskoczyły.
Zatrzymała się w końcu, wlepiając
rozmarzony wzrok w szeroko uśmiechniętego chłopaka. Roztrzepane włosy, zielone,
jak lasery, tęczówki oraz znajoma blizna na czole. Znoszona bluza z nazwą
jakiejś drużyny qudditcha, sprane dżinsy oraz trampki. Jej kochany przyjaciel
szczerzył się szeroko jak gdyby zapomniał, że poluje na niego najpotężniejszy
czarnoksiężnik. To było takie znajome. Ale jednocześnie zauważyła niewielką
zmianę. Może w bardziej wyprostowanej posturze albo pewności w oczach, które
prześwietlały ją równie intensywnie jak na pierwszym roku.
-Mówiłem już, że jesteś najwspanialsza? –
spytał po chwili, wsuwając dłonie do kieszeni. Hermiona uniosła brwi zaskoczona,
przekrzywiając z ciekawością głowę na bok.
-Nie przypominam sobie – uśmiechnęła się
szeroko na to jawne kłamstwo, zmuszając tym chłopaka do cichego chichotu –Ale
możesz nadrobić zaległości.
-Jesteś.. – przerwał gwałtownie,
przyciągając niespodziewanie do siebie. Wtulił nos w puszyste loki, wciągając
zapach truskawek. Poczuł jak dziewczyna się rozluźnia, ostrożnie oplatając go
rękoma w pasie. Było to takie miłe, wiedzieć że ktoś zawsze odwzajemni twój
uścisk. Nie przepadał za kontaktem fizycznym z ludźmi, przyznawał sam przed
sobą, że nie był do tego przyzwyczajony. Wujostwo nauczyło go, że dotyk był
zły. Gwałtowny. Mający sprawić ból. Ale w Hogwarcie, Norze nauczył się
przyjmować uściski, muskanie dłoni czy klepanie po plecach. Nie miało mu to sprawić
przykrości, a wesprzeć, więc jakby mógł to odtrącać?
-Zaczynam się bać – usłyszał stłumiony głos
Hermiony, a jej drobna postura uwolniła się z mocnego uścisku. Czekoladowe
tęczówki biły szczęściem, troską oraz.. miłością. Nie był pewny czy to to, ale..
to ciepło kojarzyło mu się z miłością. –Co się stało?
-Nic – odpowiedział, kręcąc czupryną na
potwierdzenie. Wiedział, że gryfonka wiedziała o jego awersji do kontaktu
fizycznego, ale pomogła mu to przełamać. Może właśnie dlatego była mu taka
bliska? Jej uściski, pocałunki, czochranie czy walenie w żebra odbierał jako
okazywanie uczucia, dobrego, wiernego ciepła. A nie odtrącenia.-No dobra, Potter, czekam na sprawozdanie – stłumił szeroki uśmiech, wyczuwając ton, który zaczął nazywać „mów po dobroci, póki interesuje mnie Twoje zdanie” oraz „i tak się dowiem, głupcze”. Przewrócił oczami na jej upór oraz widoczne zaciekawienie, które bawiło go niemal tak samo jak fochy przyjaciółki.
-Co powiesz na spacer? – zaproponował
posłusznie, kłaniając się niczym dżentelmen z romansideł. Delikatny jak dzwonki
śmiech ponownie rozbrzmiał w na w pół pełnym korytarzu. Jak podejrzewał pani
prefekt chwilę później wsunęła mu dłoń pod ramię, obdarzając słodkim acz
podejrzliwym spojrzeniem. Po paru minutach ich ręce splotły się w znajomym
uścisku, a dżentelmeński fason zniknął. Po prostu zawsze trzymali się za ręce,
kiedy uciekali przed Filchem, nauczycielami, a nawet innymi uczniami. Dodawało
to chyba im otuchy na pierwszym czy drugim roku, a teraz .. tak im zostało.
Zamyślona towarzyszka wyczuła jego gonitwę
myśli, milcząc w czasie drogi do znanego im Pokoju Życzeń. Harry znów
podziękował w myślach Merlinowi za taką przyjaciółkę. Nie umiałby się otworzyć
przed kimkolwiek innym, jak przed nią. Może to przez mugolskie korzenie? Albo
podobne w mentalny sposób charaktery? Nie wiedział czemu, ale to właśnie ta
zarozumiała, uparta kujonka stała mu się najbliższa ze wszystkich ludzi. I
dlatego była też w ogromnym niebezpieczeństwie.
Erik zasugerował mu już odcięcie się od
dziewczyny, powolne oddalanie. Rozumiał aurora, który chciał chronić
niewinnych, naprawdę wierzył, że mężczyzna stara się zabezpieczyć go na
przyszłość. Na wojnę, w którą nie może pociągnąć ani Miony, ani Rona. Nikogo na
kim mu zależy choćby w najmniejszym stopniu. To było niedopuszczalne.
-Przepraszam, że spędzaliśmy ostatnio mało
czasu – zamrugał zaskoczony, wyrwany z własnych myśli. Widać Hermiona również
nie marzyła o niebieskich migdałach, tocząc ze sobą osobistą walkę. Teraz
siedząc na ławce obok niego, pod osłoną wielu zaklęć ocieplających,
powstrzymujących deszcz czy ostrzegającymi przed intruzem, dziewczynka
siedziała prosto z poczuciem winy wymalowanym na twarzy.
-To w równie wielkim stopniu moja wina –
zaprzeczył delikatnie, przyglądając się znów przyjaciółce. Nie wyglądała tak
źle jak po Incydencie z Ronem. Brązowe loki okalały łagodne rysy twarzy
dziewczyny. Błyszczące oczy wpatrywały się w niego uważnie oraz zbyt
intensywnie by było to dozwolone w moralnym kodeksie. Możliwe, że przejęła to
gapienie się od Wężów, którzy co poniektórzy maniakalnie łamali reguły
zachowania się wśród innych. Tak. To wpatrywanie się było .. jak odbicie jego
samego. On również (wcale nie znaczyło to, że pasuje do Slytherinu!)
prześwietlał innych wzrokiem, ignorując kodeks dobrego wychowanie.
-Powiedz mi o wszystkim co mnie ominęło –
uśmiechnął się szelmowsko, spełniając a’la rozkaz towarzyszki. Opowiadał o
zajęciach z Erikiem, o swoich postępach oraz ostatnim sukcesie. Opowiadał o
lekcjach z Dumbledorem, który pokazywał mu wspomnienia młodego Voldemorta. Z
ciekawością wypytywała go o nowe informacje o Mrocznym Lordzie, obsesyjnie
zapamiętując wszystko. W bliskiej przyszłości usłyszy z tysiące teorii od
dziewczyny. Kontynuował opis rozwoju barier własnego umysłu, z nieukrytym szacunkiem
wspominając swojego nauczyciela.
-Ufasz mu – wytknęła mu gryfonka,
odwracając zamglone spojrzenie od Zakazanego Lasu. –Dlaczego?-Jest aurorem – skrzywiła się na tak prostą odpowiedź, więc nie pozwalając jej przerwać pociągnął odpowiedź dalej –Jest też.. Erik stracił wiele przez Voldemorta. On.. miał synka wiesz? – wzdrygnął się odruchowo wspominając najskrytsze wspomnienia swojego mistrza, który pokazał mu wszystkie –Był podobny trochę do mnie.. Miał na imię Harry, ale to oczy. Zielone jak ja i myślę, że może jestem jego wyobrażeniem starszej wersji syna. – powiedział po raz pierwszy swoje przypuszczenia na głos, mimowolnie przypominając sobie ostatni obraz dziecka. Zmasakrowane ciałko malucha, który stał się ofiarą Mrocznego Lorda. –Został zabity w zemście za udaną misję sabotażową Erika. Był szpiegiem wśród śmierciożerców..
-Czyli jednym z nich? – spytała ostrożnie,
marszcząc brwi.
-Jeśli pytasz czy ma Mroczny Znak.. to tak
– obserwował z dziwną zadumą przelatujące przez nią emocje. Szok, złość, troska,
wściekłość, ból oraz akceptację. Nie był pewny powodów tak wielu uczuć, ale
domyślał się przyczyny każdej. Z ulgą wyłapał to ostatnie, które zapewniło go o
zaufaniu przyjaciółki –Powiedział, że przy założeniu Zakonu Feniksa paru z nich
zgłosiło się do tego zadania. Mieli przejść do historii jako zapomniani
szpiedzy. Ale on się zgodził, zdesperowany po śmierci przyjaciela. Był młodym
aurorem bez ukończonego szkolenia, ale.. udało mu się.
-Został wykryty? – szepnęła z przejęcia,
zaciskając drobne palce na swoich kolanach.
-Na jednej z.. Dostali zadanie wymordowania
mugoli z niewielkiego miasteczka na północy Francji.. okazało się, że była tam
Jaquline, jego narzeczona, więc zamiast ją zabić ukrył. Zdemaskował go jeden z
oddanych Voldemortowi – przełknął ślinę, pamiętając najdrobniejszy szczegół
tamtych wydarzeń –Erik dołączył do przybyłych Zakonników. I tak do tej pory
jest jednym z nich.
-Mieliście dużo czasu na zwierzenia –
stwierdziła po paru minutach, powoli przetwarzając wszystko w głowie. Popatrzyła
na niego z czymś przypominającym dumę oraz podziw, a jednocześnie złość i
strach –Czemu to wszystko powiedział?
-Otworzył się przede mną – zaczął łagodnie,
splatając znowu ich dłonie –Żebym nie bał się zrobić tego samego.. chyba też
żebym nie był zażenowany czy przerażony pokazywaniem mu wspomnień – skrzywił
się, wiedząc ile auror o nim wie –I przyznaję, że lepiej mieć poczucie, że też
coś o nim wiem.
-A co na to Dumbledore? – zmieniła temat,
zapewne chcąc kupić czas na analizowanie wcześniejszej rozmowy. Jednakże ten
nowy wątek chciał zostawić na później. Nie chciał wzbudzić jej niepokoju
własnymi troskami czy teoriami.
-Ufa Erikowi. Rozmawiałaś z Ronem? –
zmienił bardzo taktownie ich rolę, zaczynając własne przesłuchanie.
Pogratulował sobie w myślach, kiedy to
dziewczyna zaczęła opowiadać wszystko co go ominęło. Słuchał uważnie każdego
szczegółu, podpytując o parę drobiazgów. Uśmiechnął się w myślach, pozwalając
przyjaciółce rozdrabniać każdy wątek, słuchając skarg, problemów czy niepewnych
decyzji. Z ręką na sercu musiał przyznać, że opowieści o ślizgonach. Nie
powstrzymał śmiechu w niektórych momentach albo pogardliwego prychania.
Ślizgoni może nie byli tacy źli na jakich pozowali?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Nie musiała podnosić głowy by wiedzieć kto
wszedł do Pokoju Wspólnego.
Nie musiała przerywać bazgrania we własnym
notatniku by zgadywać kto usiadł obok niej.
Nie musiała zerknąć na przybysza by mieć
pewność, że jest tym kim jest.
Nie musiała robić niczego z tych rzeczy,
kiedy przejście się otworzyło wpuszczając ową osobę. Może gwałtowne szepty
mogły coś podpowiedzieć, nagłe poruszenie wśród chłopców czy cichy szmer
nawoływań dziewczyn. Ale to jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że wie kto
to. Tym bardziej kiedy po komnacie rozbrzmiał dziewczęcy chichot, tak niewinny
i słodki, że dziwić się można było że wydobywał się z gardła jednej z nich. Ale
w każdym domu jest wyjątek, a oni też takowy mieli. Nie chciało jej się
ukrywać przed samą sobą, że po prostu to wiedziała, z powodu zawiłej historii
oraz wyczuwania swojego nemezis. Starała się nie okazać gwałtownego bólu w
okolicach sercach, gdy łóżko ugięło się pod ciężarem niechcianej towarzyszki.
Skupiła się jeszcze bardziej na własnych zawijasach w zeszycie, chcąc okazać
swoją obojętność. Była pewna, że wraz z podniesieniem wzroku tamta ją przejrzy,
zawsze robiła to z zadziwiającą spostrzegawczością.
-Opowiesz mi w co tym razem wpakowali się Twoi
bohaterowie?
-Czy po opowiedzeniu tego, dasz mi spokój?
– spytała, nie ukrywając irytacji, złości czy żalu.
-Nie – usłyszała niemal jak tamta przewraca
oczami, odpowiadając ze znaną sobie bezczelnością.
-A co mam zrobić byś to uczyniła? – syknęła,
starając się przypomnieć sobie co w ogóle widziała w niej. Może to właśnie ta
chęć do łamania reguł, bezwzględność czy charyzma, która ją otaczała
przyciągnęła ją do ślizgonki. Cały czas wyczuwała aurę władczości,
pobłażliwości oraz niesamowitej zdolności do skupiania na sobie uwagi. Taak,
już pamiętała co było takiego intrygującego w dziewczynie. Jak również
irytującego oraz nieczułego.
-Szczerze, kochanie, to nic – zamarła czując
jak czarownica nachyla się w jej stronę, jak kiedyś gdy chciała podzielić się
sekretem. –Bo ja po prostu chcę ciebie.
-To zabrzmiało bardzo dwuznacznie –
parsknęła śmiechem, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Pokręciła głową,
w końcu ulegając i unosząc wzrok. Jak się spodziewała od razu pochłonęła ją
towarzyszka, która niczym prawdziwa królowa rozglądała się władczo. –Mam nadzieję,
że twoje zauroczenie mną minęło, kotku?
-Nigdy się z siebie nie uleczymy –
wiedziała, że to był najprawdziwsza prawda z możliwych. Nie miała dość siły by
nie dać się omamić ich przyjaźnią. Nie miała w ogóle ochoty zapominać o niej, a
tym bardziej o zawiłych relacjach.
-Wiem o tym, ale zawsze warto mieć
nadzieję, że w końcu ktoś zmądrzeje i cię zabije – powiedziała z uśmiechem,
obserwując jak uwaga nemezis skupia się na niej. Zielone oczy błysnęły
rozbawieniem, ciepłem oraz ostrożnością. –Coś się stało, skarbie, że mnie
zaszczyciłaś dzisiaj swoją obecnością?
-Chciałabym zakończyć to błędne koło –
uniosła brwi widząc poważną minę zielonookiej. Ciemne pasma ułożone w idealnego
koka, zaostrzyły rysy ślizgonki. Krwiste wargi wygięły w kulawym grymasie, a
duże oczy błyszczały niebezpiecznie. –Jesteśmy jak dwa magnezy, raz się
przyciągamy by po chwili odepchnąć. Sprawiamy sobie ból ignorowaniem,
jednocześnie czerpiąc przyjemność z każdej rozmowy.. Ale potem jest ta pustka. Wiedza,
że teraz będziemy cierpieć za każdą chwilę szczęścia – ślizgonka zamrugała
gwałtownie, pozwalając sobie na krótką chwilę oszołomienia, kiedy tamta
kontynuowała –Prawda jest taka, że nie mogę już wytrzymać. A Hermiona dzisiaj
spowodowała, że.. wiem, że tobie też zaczyna na niej zależeć, prawda? Mi też,
ona jest .. inna. – zachichotała, kiedy niezwykle elokwentna księżniczka nie
potrafiła dobrać odpowiednich słów –A dziś rozmawiałyśmy. I chcę dać ci wybór,
kochanie.
-Wybór? – powtórzyła, wiedząc że tego
oczekiwała. Jak się nie myliła, tamta skinęła, kontynuując.
-Jeśli wierzysz, że dasz radę mi wybaczyć
te.. błędy to. Bądźmy siostrami jak kiedyś – niemal by się wzruszyła, gdyby nie
otaczający je wychowankowie Slytherina –Ale jeśli myślisz, że nam się nie uda. Zakończmy
to raz na zawsze. Zostańmy wspomnieniem, sekretem przyjaciółek z czasów
pieluch.
Młoda autorka thrillerów, zmarszczyła brwi.
Wiedziała, że to jedyna szansa na zostawienie tych wielu, skomplikowanych trosk
za sobą. Koniec jakiejkolwiek relacji z piękną młodą damą, która z
nieprzeniknioną miną wpatrywała się w jej oczy. Ale to właśnie w nich zobaczyła
te ciepło, troskę, niepokój oraz strach. Czy była w stanie ponownie wybrać
swoją nemezis? Czy nie wolałaby tak naprawdę kazać jej się wypchać? Czy jest
gotów oddać jej swoją miłość, lojalność, a możliwe, że zostanie z niczym?
-Pieprz się, Greengrass – powiedziała po
wielu chwilach wahania. Zobaczyła jak zielone oczy rozszerzając się, a na
pełnych wargach pojawia się uśmiech. Nie ten sztuczny a’la Księżniczki
Slyterinu, ani pełny wyższości jak przy rozmowach ze ślizgonami czy innymi
uczniami. Niee.. ten był taki sam jaki posłała Hermionie, tak sam jaki posyłała
jej zanim poszły do szkoły. A zazdrość, nowi znajomi oraz różne nieporozumienia
rozdzieliły je.
-Pieprz się, Parkinson – odpowiedziała jej
towarzyszka, zrzucając wszystkie maski na ten moment ponownego porozumienia.
Ciemność i noc zawsze pozwalały Parkinson zebrać myśli. Kojąca cisza, przerywana jedynie jej oddechem dawała wolność myślom. Wyobrażała sobie wszystkie te rzeczy, które ukrywała za dnia. Pozwalała sobie na rozpatrzeć troski ukryte w najciemniejszym kawałku umysłu.
Pansy nie była pewna czy dobrze zrobiła
nawet teraz leżąc w łóżku, przykryta egipską pościelą oraz zasłuchana w odgłos
deszczu. Czy uda im się tym razem? Wytrwać ze sobą mimo wielu słownych wojen? Mimo
różnych ideałów? Czy to co tak starannie pielęgnowały przetrwało? Przekręciła się
na drugą stronę, słysząc odgłos otwieranych drzwi. Ciemna sylwetka wsunęła się do
środka, przebiegając do jej łóżka. Materac ugiął się pod dodatkowym ciężarem, a
chłodne stopy otarły się o łydki dziewczyny.
-Zakaz spacerowania po nocach – mruknęła jak
przystało na prefekta, ale odpowiedział jej cichy śmiech. Westchnęła głośno
obracając się plecami do natręta, czując ciepło drugiego ciała. Wiedziała, że
nowa lokatorka zrobiła to samo, przyjmując pozycję, którą stworzyły już jaki
siedmiolatki.
-Niech pochłonie cię potwór z szafki –
usłyszała stłumiony melodyjny głos, który zapamiętywała zawsze przed
zaśnięciem. Przewróciła oczami, dotykając równie zimnymi palcami u stóp nogi
przyjaciółki.
-A ciebie ten z pod łóżka – dokończyła wieczorną
tradycję, wsłuchując się w spokojny oddech ślizgonki.
Cóż. Może to nie było takie złe jak
myślała? Może im się uda jak kiedyś?
Bo była w stanie jej wybaczyć. I robiła to
za każdym razem, kochając ją i nienawidząc jednocześnie.
Jej wspomnienie.
Jej pierwsza przyjaciółka.
Jej kompanka do momentu powstania Tria z
Draco oraz Blaise’m.
Jej znienawidzona koleżanka.
Jej wróg numer jeden.
Jej przyjaciółka.
Jej siostra.
Jej nemezis.
Jej Astoria Greengrass.
Dobry wieczór,
jak mijają wam wakacje? Jeszcze ostatnie dni trzeba je jak najlepiej wykorzystać!
Strasznie się cieszę z tylu wyświetleń *.* Merlinie! Dziękuję wam za każde wejście i za każdy komentarz, który karmi mojego wena jak dzieci kaczki jesienią !
Bardzo wam dziękuję!
Przesyłam całusy,
Lupi♥
Dobry wieczór,
jak mijają wam wakacje? Jeszcze ostatnie dni trzeba je jak najlepiej wykorzystać!
Strasznie się cieszę z tylu wyświetleń *.* Merlinie! Dziękuję wam za każde wejście i za każdy komentarz, który karmi mojego wena jak dzieci kaczki jesienią !
Bardzo wam dziękuję!
Przesyłam całusy,
Lupi♥
Pierwsza? :D Genialne, kocham to, ze piszesz , perspektywy różnych bohaterów i, że każdy ma swoje problemy :) Już czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńObawiałam się, że ciągły brak Dramione może odstraszyć, więc ogromną otuchę mi przynosisz :D Rozdział poprawiam, ale postaram się jak najszybciej dodać.
A ja czekam na następny komentarz, dziękuję <3
Ściskam,
L.L♥
Kurde no, kocham Cię. Rozdział fenomenalny. Po prostu cudowny. Uwielbiam go.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
eva
Bo się zarumienię :3
UsuńBardzo się cieszę, że się podoba!
Dziękuję za komentarz <3
Lupi♥
Niestety nocuje u kolezanki i nie moge czegos dlugiego napisac :c
OdpowiedzUsuńBardZo podobal mi die rozdZial ale jedna sprawa dowiedzialam sie ze w ksiazkach astoria byla mlodsza niz draco blaise pansy i nott.
Jej starsza siostra byla w ich wieku
Hmm, wydawało mi się, że gdzieś o tym wspominałam. U mnie Astoria jest w wieku Draco i reszty ferajny, a Dafne ukończyła Hogwart :P
UsuńA ja wypatruję nowości u Ciebie!
Buziaki,
L.L.♥
kocham twój styl pisania, serio. nie zanudzasz, a twoje zdania (budowa, styl itd.) są takie naturalne.. ja jak coś próbuje napisać to mam wrażenie, że ktoś wziął i porozrzucał pojedyńcze.zdania na kartce.. xd
OdpowiedzUsuńno a co do rozdziału to...
ZAJEBISTY <3 szczególnie to pogodzenie :D
Każdy komentarz od Ciebie sprawia, że policzki mnie bolą od uśmiechania się *.*
UsuńDziękuję za taką motywację!
Po prostu, gdy czytam to co napisałaś nie mogę uwierzyć, że nie pomyliłaś bloga xD
Ściskam,
Lupi♥
Jej świetny rozdział. Kurde mimo że naprawdę nie lubię Dramione, to Twoje opowiadanie przekonuje mnie, że jednak czasem warto sięgnąć po coś za czym się nie przepada, bo może nas to bardzo mile zaskoczyć ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
ps nowy rozdział na http://utkana-z-wiatru.blogspot.com/
Dziękuję!!!
UsuńCieszę się, że podoba Ci się coś czego nie lubisz >.<
Mam nadzieję, że dalej się nie zawiedziesz :)
Pozdrawiam,
Lupi♥
PS. Na pewno przeczytam nowości u Ciebie ;D
znalazłam niedawno twojego bloga i nie mogłam się oderwać zanim nie przeczytałam wszystkiego; świetna historia, doskonałe wykonanie - bardzo mi się podoba, wiele ciekawych relacji, wszechobecna magia... po prostu świetnie - pomysł z opowieścią draco - trafiony :)
OdpowiedzUsuńhp-to-jeszcze-nie-koniec.blogspot.com
oczywiście dodaję blog do obserwowanych, żeby nie przegapić kolejnego rozdziału
Cóż.. można się uśmiechać 1 września?
UsuńMOŻNA, bo ja gdy zobaczyłam ten komentarz nie mogłam powstrzymać się od pisku radości. Rodzicom wytłumaczyłam, że chodzi oczywiście o powrót do szkoły, ale..
DZIĘKUJĘ!!!
Naprawdę :3
Obyś się nie zawiodła!
Pozdrawiam,
Lupi♥
Skończyłam! Trochę mi tego szkoda....
OdpowiedzUsuńPrzyznam, ze czytałam to na raty miedzy nauką. I komentarz może być trochę nieskładny, lub o czymś zapomnę. Przepraszam.
Zacznę od Harry'ego. W końcu sukces! Jak widać jest utalentowany i tylko trzeba mu trochę pomóc. Cieszę się, że w końcu porozmawiał z Hermioną...
Dalej Ginny. Zaskoczyłaś mnie nią, nie sądziłam, ze jest pod wpływem zaklęcia? Eliksiru? Czekam na ciąg dalszy z nią...
Podobają mi się fragmenty ze Ślizgonami (jak zawsze). Naprawdę dobrze je opisujesz, są wyjątkowe i przyjemnie się je czyta. Utalentowana gromadka ;-)
Hermiona, o czym chce rozmawiać z nią Theo. I o co chodziła z tym listem do Aryi (nie wiem czy dobrze odmieniam).
Pansy i Astoria ♥ Nie wiem co więcej można wspominać.
To jest chwila w której żałuję, że nie mam jeszcze czego nadrabiać.
Podsumowując świetne opowiadanie, na pewno zostaną na bardzo, bardzo długo. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, a miniaturkę obejrzę jutro.
Weny, weny i jeszcze raz weny (i wolnego czasu),
Croy
Hahahaha, doskonale rozumiem co miałaś na myśl pisząc o dziwnych spojrzeniach ludzi w autobusie. Tak samo krzywo zerkali dziś na mnie, kiedy czytając komentarz jechałam w busie. Cóż.. mugole, nic nie poradzimy :D
UsuńRozdziały są długie, więc rozumiem czemu czytałaś na raty xD Ale minus właśnie taki, że nie potrafię skracać. po prostu kiedy widzę niektóre sytuacje w innych rozdziałach.. to szlag mnie trafia i łącze je od nowa.
To ja też zacznę od Harry'ego :D Jak dla mnie J.K. przez przypadek uczyniła z niego taką niedorajdę.. No bo proszę.. w ostatnich tomach bywał.. głupiutki i zaślepiony. A ja zawsze go sobie wyobrażałam jako bystrego, utalentowanego i potężnego czarodzieja. Miał w końcu potężne dziedzictwo, smykałkę.. I został aurorem :D
Ginny jest dla mnie.. w sumie nie wiem kim. Na początku miała być tą dobrą, potem złą. A teraz.. hmm.. nie zdradzę xD Wszystko się okaże, co jest prawdą, co fikcja czy wymysłami samych bohaterów :D
Arya (dobrze odmieniałaś) będzie miała swoje pięć minut, ale nie teraz. Póki co ten list zostanie tajemnicą między nią, a kimś..
Cóż Teodor wie, że już od dłuższego czasu gryfonka unika rozmowy na temat więzi, a on zaczyna się niecierpliwić :3
Pansy i Astoria są dedykowanej wyjątkowej osóbce, która śledzi to wszystko w wolnym czasie. Taak, przyjaciółki bywają naszymi nemezis.
U mnie to jest ta chwila, kiedy dociera do mnie, że ktoś to czyta i docenia! Aż palce świerzbią by skończyć następny rozdział :P
Bardzo dziękuję, że poświęciłaś dłuższą chwilkę przeczytałaś to, a nawet polubiłaś ☻
Poszukiwaczka wolnego czasu,
Lupi♥
Mugole, mugole... Ale na mnie zwykle dziwnie patrzą, dziś czytałam "Światło pod wodą" (po raz kolejny) i było to samo...
UsuńTak z ciekawości, ile maja twoje rozdziały? Dla mnie są w sam raz, i gdyby były wakacje to pewnie pochłonęłabym wszystko na raz, ale rok szkolny...
Dla mnie Harry dorasta dopiero około siódmej części, gdzieś w połowie. Co prawda wcześniejsze śmierci go zmieniały (Cedrik, Syriusz, Dumbledore), ale dopiero wojna i wyprawa pozbawiły go tej głupiej dziecinności. Tak planuję zrobić tez u mnie.
Twoja Ginny jest świetna, sama nie wiem co o niej sądzić i to jest dobre. Też mam z nią problem w opowiadaniu, idiotka czy ta zła... Sama jeszcze nie zdecydowałam.
Czekam z niecierpliwością na Arye (mogłabyś gdzieś wstawić jak odmieniać to imię xD).
Ja sama kocham czytać komentarze, i wiem coś o tym pisaniu, gdyby tylko był na to czas... Twojego opowiadania nie da się nie lubić, od początku po prostu przepadłam.
Croy
Cieszę się razem z Harry'm, że mu się udało, cieszę się razem z Pansy i Astorią, ze (może) uda im się na nowo zżyć.
OdpowiedzUsuńNIE CIESZĘ SIĘ jednak z Arią, bo nie wiem o co chodzi z tym durnym listem!
A Ginny, och, Ginny, biedactwo. Nawet mi jej żal.
Wspominałam już, jak bardzo lubię Twojego Harry'ego? W wielu fan fickach przedstawiany jest jako zepsuty nastolatek, a tu jest idealny :)
23;00 na karku, ale ja wytrwale podążam dalej :)