-Harry? – brązowe oczy
spoglądały z niepewnością, a zaciśnięte usta dziewczynki ukazywały jej
prawdziwe zdenerwowanie. Obróciła główkę w stronę chłopca, nerwowo zakładając
pasmo włosów za ucho. –Coś nie tak?
-Wszystko w porządku, H. –
zielonooki dzieciak uśmiechnął się smutno, wyciągając dłoń w stronę małej
gryfonki. –Pomogę ci.
Dziewczynka przyglądała mu
się chwilę z namysłem, cicho wzdychając. Podała przyjacielowi szczotkę,
siadając mu między nogami. Przyjemny dreszcz przeszedł po jej plecach, gdy
delikatne druciki przejechały po jej głowie. Przymrużyła powieki chłonąc małą pieszczotę.
-Powiedz nam, Harry –
kolejna osoba wychyliła się zza oparcia fotela, pokrzepiająco uśmiechając się
do Pottera. Rude włosy sterczały, a piegowata twarz odznaczała się przy świetle
ognia.
-To nic takiego, serio.
Ja.. – Hermiona zmarszczyła brwi wyczuwając nerwowość gryfona. Jego ruchy były
silniejsze, a pociągnięcia gwałtowniejsze. –Zastanawiałem się czy gdybym.. czy
gdybym umarł wraz z rodzicami nie byłoby lepiej..
Ciemnowłosy chłopak otworzył szeroko oczy, wciągając
gwałtownie powietrze do płuc. Zamrugał parę razy przyzwyczajając wzrok do
światła, które go oślepiło. Skrzywił się niemal niezauważalnie sięgając drżącą
ręką po szklankę. Woda wylała mu się na koszulkę wtapiając w plamy potu, które
odznaczały się na szarej bluzce. Zmoczył zaschnięte wargi w chłodnej wodzie,
gasząc pożar we własnym gardle.
Uniósł wzrok z podłogi, przyglądając się skórzanej sofie oraz
paru fotelom. Dębowe deski lśniły jakby dopiero co ktoś je wypolerował, a Harry
mógł się w nich przejrzeć. Pokój był utrzymany w stonowanych odcieniach z
przewagą czerni.
-Jesteś w tym beznadziejny.
Autor tych pokrzepiających słów stał do niego tyłem, opierając
się o blat biurka. Mężczyzna obrócił się do niego przodem, mierząc zamyślonym
wzrokiem. Blizna ciągnąca się na połowie twarzy dodawały mu ponurego wyglądu.
Idealnie komponowała się z ciemnym strojem aurora.
-Mówiłeś mi to z milion razy, Hutz – stęknął gryfon, nerwowo
oblizując usta. Zawsze, gdy mówił coś do nauczyciela bez przemyślenia tego
wcześniej obawiał się, że ten go zostawi. Nie skończy tych tortur umysłowych,
które miały przynieść jakieś rezultaty. Zajęcia przeprowadzane przez Erika były
o niebo lepsze i mniej drastyczne niż te ze Snape’m. Pierwsza lekcja odbyła się
parę tygodni temu, ale ku przerażeniu aurora chłopak nie nabył żadnych
umiejętności.
-Miałem nadzieję, że da Ci to do pomyślenia, Potter – warknął
mężczyzna, zaplatając ramiona na piersi. Zmarszczył czoło wciąż pochłonięty
własnymi myślami –I że postarasz się coś zmienić.
-Nic to nie dało, hm? – mruknął zielonooki, odwracając
spojrzenie. Czuł się upokorzony na maksa. I pomyśleć, że chciałby kiedyś zostać
jednym z braci mundurowych Erika. –Czy to.. koniec..?
Erik Hutz swoimi docinkami, wrednymi komentarzami, a
jednocześnie cierpliwymi wskazówkami dość szybko zyskał sympatię chłopaka.
Potrafił mu doradzić nie tylko w kwestii leglimencji, ale również w sprawach
osobistych. Tak bardzo ukrytych myśli Wybrańca nie słyszał nikt poza nim.
-Możesz marzyć dalej, Potter – auror pokręcił głową,
pocierając dwoma palcami nasadę nosa. –To dopiero początek.
Harry uniósł zaskoczony brwi, obserwując z niepewnością
nauczyciela. Mężczyzna usiadł naprzeciwko niego, opierając ociężale łokcie o
kolana. Pochylił się do przodu zamykając oczy i ciężko wzdychając.
-Mam żonę. Wyobraź sobie najładniejszą Twoją
znajomą. – błękitne oczy mężczyzny błysnęły rozbawione –Jacqueline jest stokroć
piękniejsza. I nie chodzi mi wcale o jej duże zielone oczy czy niewinną urodę.
Jest wspaniałą osobą, Potter. Uratowała mnie.. – Erik zaśmiał się gorzko,
przykładając pięść do ust –Ode mnie samego. Pokazała na nowo życie.
-Jak się poznaliście? – Harry zmienił pozycję na siedzeniu,
nie będąc pewny co ma powiedzieć. Auror nigdy nie wspominał o swoim prywatnym
życiu. Ba! Nikt kto go zna nie pomyślałby, że ten ponury zrzęda może kogoś
pokochać.
-W Paryżu. Jacqueline jest francuską. – Hutz zmarszczył czoło
w zamyśleniu, łapiąc na palec wskazujący srebrny łańcuszek spoczywający na
zgłębieniu szyi. Pociągnął za niego delikatnie, wyłaniając spod koszulki złotą
obrączkę. –Spiłem się po nieudanej misji. Zginął wtedy jeden chłopak z mojego
dywizjonu. Byłem upity bardziej niż .. – auror skrzywił się nie mogąc dobrać
słów –A ona zatrzymała się obok mnie, kazała wsiąść do samochodu i zawiozła do
siebie. Ocknąłem się po dwudziestu godzinach w obcym łóżku. – Harry uśmiechnął
się pod nosem, wciągnięty w opowiadaną historię –Jacqueline zrobiła na
śniadanie naleśniki i jakby nigdy nic zaproponowała mi herbatę. Uciekłem czym
prędzej z jej mieszkania. Po tygodniu stałem z powrotem pod dębowymi drzwiami.
Na początku nie mogłem przestać myśleć o jej nogach wystających z krótkich
szortów. A dopiero później przypomniałem sobie ciepły głos, miękkie dłonie.
Słodkie oczy, spoglądające na mnie z ciekawością i rozbawieniem.
Erik zamilkł, bawiąc się złotym krążkiem. Przyglądał mu się w
różnym świetle jakby to był najcenniejszy skarb na świecie. A Złoty Chłopiec
siedział zahipnotyzowany, obserwując twardego człowieka, który właśnie odkrywał
się przed nim. Nie miał pojęcia czemu albo próbował nie myśleć o powodzie.
Teraz, gdy auror zaczął opowieść o sobie chciał znać resztę.
-Otworzyła drzwi? – spytał zachrypniętym głosem, prosząc w
myślach Pokój Życzeń o kolejną szklankę wody.
-Tak. Nie. Otworzył jej narzeczony. – mruknął, uśmiechając się
szeroko do krztuszącego się chłopaka. –Jacqueline miała go poślubić wciągu
miesiąca.
-I co zrobiłeś? – spytał nastolatek, przekrzywiając głowę z
ciekawości.
-Poprosiłem by została moją przyjaciółką. A potem wyznałem jej
swoje grzechy. Że zabijałem, że piłem, że nie potrafiłem związać się z kimś na
stałe. – zaginał palce, krzywiąc się przy każdym słowie –Aż w końcu, że się w
niej zakochałem.
-A ona? – Harry nie wytrzymał kolejnej przerwy w opowieści.
-Kazała mi się wynosić. – Erik parsknął śmiechem widząc
niedowierzenie młodego –Ale nie potrafiłem porzucić marzeń o Jacqueline de
Bellsan, a ona w końcu się złamała. Porzuciła tamtego mugola dwa dni przed
ślubem. Porzuciła zagniewaną rodzinę i przyrzekła mi, że jeśli ją oszukałem o
mej rzekomej miłości to mnie zabije.
-I? – naciskał Wybraniec, wsysając głośno powietrze.
-I wzięliśmy ślub rok później. A ja każdego dnia mówię, że ją
kocham. – wzruszył ramionami jak gdyby to była drobnostka, ale w jego oczach
lśniła tak wielka miłość, że Harry musiał spuścić wzrok –Ale ją oszukałem.
-Ja.. dlaczego? – szepnął chłopak, zaciskając nerwowo pięści.
-Rzuć zaklęcie, Harry – poprosił cicho czarodziej, niemal z
czułością mierząc go wzrokiem. Podał chłopakowi jego różdżkę, poklepując po
ramieniu. –A dowiesz się.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona skrzywiła się, kiedy przyłapała się na spoglądaniu na
swoją dłoń. Robiła to od pierwszej lekcji, czując dziwne mrowienie, które aż kusiło
by odlepić plastry. Zagryzła wargę unosząc głowę i wpatrując się znów w
nauczycielkę. Profesor McGonaggal nie zauważyła jej braku zainteresowania
lekcją, a może ignorowała ze względu na nią. Rzadko Kujonka Hogwartu była tak
rozkojarzona, więc zasługuje na jakieś ulgi, prawda?
-Harry? – stuknęła łokciem przyjaciela, który tak samo jak on
wpatrywał się tępo w ścianę. Nie musiał wiedzieć, że ona również była
nieaktywna na lekcji.
-Yhym – mruknął, łapiąc za pióro i pisząc pierwsze usłyszane
słowa. Hermiona powstrzymała uśmiech, rozpoczynając pisanie własnej notatki.
Czuła się strasznie nie swojo. Nie potrafiła nawet wytłumaczyć samej sobie
tego.. odczucia. Zamrugała gwałtownie czując, że znów zaczyna odlatywać. I
nagle przestała słyszeć wychowawczynię Gryfindoru. Zimny dreszcz przebiegł
przez jej plecy, a kończyny zwiotczały. Nie zauważyła momentu, w którym pióro
spadło na podłogę. Ani bólu, kiedy przygryzła sobie język do krwi. Metaliczny
smak w jej ustach stracił znaczenie niemal od razu. Szum w głowie dziewczyny
przywoływał na myśl odgłos fal uderzających o piach. Albo warkot silnika
samolotu. Albo coś innego dokuczliwego, a jednocześnie przyjemnego.
-H..iona?
Słyszał też znajomy głos przyjaciela, który w tej chwili
patrzył na nią zaskoczony. Tego nie widziała, bo przed oczami zamajaczyły jej
inne obrazy. Skojarzyły jej się ze slajdami, które nakładają się na siebie
tworząc bezładną całość. Mignęło coś przypominającego zamglone sylwetki ludzi.
Oraz wielkie okna, które ukazywały błonia oraz, jak się gryfonka domyślała
jezioro. Znów poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach, a mrowienie kończyn
stało się bardziej odczuwalne.
-Miona? W porządku? – znajome zielone oczy były okrągłe jak
spodki. Harry wpatrywał się w Hermionę z troską i strachem.
-Tak – mruknęła oszołomiona dziewczyna, dotykając ostrożnie
kciukiem blatu. Ręce drżały jej nieprzyjemnie, a nogi ugięły się pod nią, gdy
próbowała wstać. Za drugim razem chwiejnie ruszyła w stronę drzwi.
-Panno Granger?
Ku zaskoczeniu całej klasy, jak i samej nauczycielki uczennica
nie zatrzymała się. Ledwo trzymając się prosto dziewczyna zniknęła za zakrętem.
Wiele par oczu spoczęło na oniemiałym gryfonie, który z otwartą buzią wciąż
wpatrywał się w wejście. Harry Potter obawiał się, że jego najbliższa
przyjaciółka powoli traciła rozum.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Mały chłopiec, może dwuletni siedział w ogrodzie. Ciemne włosy opadały mu niesfornie na czoło, a tłuste rączki co chwila je odgarniały. Ciemnowłosa kobieta siedziała na ławce niedaleko, pogrążona w lekturze. Czarnowłosy malec przyglądał się zabawkowym karłom, kiedy coś poruszało się na trawie. Wijące się stworzenie, pełzło w stronę maluszka. Żmija coraz bardziej zbliżała się do dziecka, gdy nagle rozległo się warknięcie. Z cienia przybiegł mały wilk, który jednym ruchem złapał węża.
-Teodor! Salazarze, nic Ci nie jest! – kobieta porwała synka w ramiona. Francis Nott, dziadek ślizgona, stał na tarasie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Mały chłopiec, może dwuletni siedział w ogrodzie. Ciemne włosy opadały mu niesfornie na czoło, a tłuste rączki co chwila je odgarniały. Ciemnowłosa kobieta siedziała na ławce niedaleko, pogrążona w lekturze. Czarnowłosy malec przyglądał się zabawkowym karłom, kiedy coś poruszało się na trawie. Wijące się stworzenie, pełzło w stronę maluszka. Żmija coraz bardziej zbliżała się do dziecka, gdy nagle rozległo się warknięcie. Z cienia przybiegł mały wilk, który jednym ruchem złapał węża.
-Teodor! Salazarze, nic Ci nie jest! – kobieta porwała synka w ramiona. Francis Nott, dziadek ślizgona, stał na tarasie.
-Co się stało, Kathy?
-Żmija o mało nie ukąsiła, Teo. Gdyby nie on – skinęła na szczeniaka –To byłoby źle.
-Mówiłem Ci, że nic mu nie zrobi. On ma go chronić, nie zabić – mężczyzna uśmiechnął się uspokajająco do synowej. Chciał pogłaskać zwierzaka, ale ten pokazał ząbki i nastroszył sierść.
-Doprawdy? – kobieta wciąż wydawała się nieprzekonana -To czemu nie da się go dotykać?
-Bo tylko prawowity właściciel może. – starszy mężczyzna skrzywił się ponuro –Kiedy dorośnie chłopiec, dorośnie i wilk.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona oparła się o ścianę, przykładając czoło do kolan.
Czuła, że zaraz zwróci śniadanie. Ból w głowie nasilił się jeszcze bardziej, a
ona powoli traciła świadomość. Szum powrócił atakując jej zmysły. Nie poczuła
momentu, gdy uderzyła skronią o podłogę. Nie usłyszała własnego urywanego
oddechu, gdy pogrążyła się w nieznanej ciemności.
-Granger?
Otworzyła oczy zaskoczona widokiem chłopaka. Siedziała pod
drzewem na błoniach, a chłodny wiatr unosił jej włosy. Nie pamiętała jak się tu
znalazła. Nie pamiętała po co.
-Granger, dobrze się czujesz?
Młody mężczyzna kucnął przed nią, pochylając się powoli w jej
stronę. Teraz ich twarze były na tej samej wysokości, a ona mogła odkryć nowy
ciemnoniebieski odcień jego oczu. Tak głęboko osadzonych, tak wyróżniających
się.
-Może pójdziemy do pani Pomfrey?
Zaproponował spokojnie, chociaż po nerwowym drganiu małego
palca poznała, że się denerwuje. Stop. Skąd wiedziała, że to jest tik? Skąd
wiedziała, że On się denerwuje?
Zmarszczyła brwi i starając się zignorować szpilki wbijające w
głowę, zmierzyła przybyłego wzrokiem. Proste czarne spodnie, ciemna koszula
wystająca zza szaty. Czyste tenisówki, które wyglądały na nowe.
-Salazarze. Granger czy ty mnie słyszysz?
Hermiona parsknęła śmiechem, słysząc narastający strach
chłopaka. Zamrugała powiekami odpędzając nowe obrazy nasuwające się przed jej
oczami. W końcu udało się dziewczynie wziąć głęboki oddech.
-Pomóż mi. – wycharczała ostatkiem sił, opierając głowę o pień
drzewa. Ostatnie co zapamiętała to głośne przekleństwo ślizgona i nieznany jej
zapach.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
W ładnym
pokoju z zielonymi ścianami było otwarte okno. Na łóżeczku przy ścianie
siedział ten sam chłopiec, tylko trochę starszy. Z uśmiechem szkicował coś
ołówkiem. Na kartce pojawiła się sylwetka wilka.
-Kochanie,
kładź się już – Katherina weszła do pokoju i przysiadła się do synka –Znowu
rysujesz?
-Tak, wiem
jak go nazwę, mamo – uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-Zdradzisz
mi? – kobieta wyjęła malcowi szkicownik, nakrywając go jednocześnie kołdrą.
-Nie,
dopiero jutro – pokiwał stanowczo głową –Kiedy będzie pełnia wypowiem jego
wilcze imię, które zachowa.
-Dobrze, a
teraz śpij, mój wilku – zgasiła światło jednym ruchem różdżki, zbierając
również porozrzucane kredki z podłogi na koniec podeszła do chłopca i pocałowała
syna w czoło –Zamknąć okno?
-Nie, chcę
go słyszeć. Lubię, jak wyje. To jest jego śpiew, tak mówi dziadek. Robi to dla
mnie, wiesz?
Kobieta
opuściła pomieszczenie, a minutę później rozległ się skowyt wilków. Teodor podszedł
do okna i wypatrywał swojego stróża. Jak na zawołanie z lasu wyłonił się ciemny
kształt. Brązowe tęczówki lśniły w mroku.
-Dobranoc …
Nigris.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Szare tęczówki przyglądały się Hermionie z
ciepłem. Ich właściciel obdarzył gryfonkę szerokim uśmiechem, poklepując z
czułością po kolanie. Gryfonka zamknęła na moment powieki, starając się
przypomnieć ostatnie minuty.
-W porządku, Hermiono. To nic groźnego –
dyrektor niemal natychmiast odgadł jej myśli –Jest już dobrze.
-Co.. to było? Co się ze mną dzieje? –
szepnęła, przerażona uczennica. Kiedy po raz drugi uchyliła powieki spostrzegła
wyciągniętą w jej stronę rękę ze szklanką wody. Uniosła się do pozycji
siedzącej, równocześnie rozpoznając gabinet Naczelnego Hogwartu. Półleżała na
sofie, okryta drapiącym acz ciepłym kocem. Obok, na drugiej kanapie, leżała
znajoma sylwetka ślizgona. Wąż wyglądał jakby śnił, a kropelki potu zabłysły na
jego czole.
-Ty, Hermiono, jak i Teodor połączyliście
dziś po raz pierwszy umysły – wyjaśnił czarodziej, gładząc swoją srebrzystą
brodę. –Wasze ciała nie przygotowane na tak gwałtowne spotkanie magii,
wyczerpały się po pierwszych minutach.
-A ten ból? I obrazy? – prefekt podciągnęła
kolana pod brodę, ściskając mocno naczynie.
-Ból pojawił się, bo to był pierwszy raz.
A.. obrazy. – zamyślone oczy starca błysnęły z ciekawością –Co dokładniej
widziałaś, panno Granger?
-Myślę, że.. klasę? Byli tam ludzie..
uczniowie. Okno i błonia. – starała się przypomnieć jakiś szczegół, ale
wszystko jej się wymykało. –Ale potem.. potem widziałam..
-Moje wspomnienia. – ślizgon obrócił głowę
w ich stronę, z cichym jękiem wybudzając się ze snu. Z wdzięcznością przyjął
własną szklankę z wodą, obserwując wraz z przyjaciółką dyrektora. Profesor
chodził po gabinecie w kółko, bijąc się widocznie z własnymi myślami.
-Skąd? .. Widziałeś moje..? – odgadła
brązowowłosa, wydymając dolną wargę. Miała ochotę od razu spytać co takiego
widział. Oraz dowiedzieć się, co ona dokładnie widziała. Teodor skinął krótko
głową, przyglądając się jej czarnymi oczami. Nie musiała mu czytać w myślach by
wiedzieć, że myśli o tym samym.
-Czy to może się powtarzać, panie
profesorze? – spytała, starając się zignorować ciekawość. Dyrektor w końcu się
zatrzymał, obdarzając ich pokrzepiającym uśmiechem.
-Myślę, Hermiono, że to dopiero początek. –
powiedział delikatnie, siadając na krześle niedaleko ich. Poprawił okulary,
wygładzając dodatkowo szaty. –Powiem wam szczerze, moi mili, że sam jestem
zaskoczony. Więź rozwija się szybko. Szybciej niż jest to opisane w
dziennikach.
-Moglibyśmy.. przeczytać te dzienniki? –
ślizgon zmarszczył nos, za pewne zastanawiając się czemu wcześniej nikt nie
wspominał o czyiś radach.
-Każda więź wygląda inaczej. Relacje między
ludźmi są różne. – Albus Dumbledore pokręcił głową w zamyśleniu –Nie chcę
zakłócić rozwoju. Ale też wam tego utrudniać. Jeśli już widzicie wspomnienia.
Nie. Jeśli już możecie widzieć coś oczami drugiej osoby.. – stary czarodziej
pochylił się w ich stronę –To znaczy, że ja też się pomyliłem. Wasza więź jest
bardziej wyjątkowa niż myślałem.
-To.. niebezpieczne? – Teodor wypowiedział
pytanie dziewczyny na głos. Odruchowo uczniowie złapali się za dłonie, czując w
sobie oparcie. Otuchę, której będą potrzebować jeszcze przez wiele godzin, dni,
miesięcy. A nawet lat.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Boisz się?
Hermiona westchnęła ciężko, potakując.
Szczupłe ramiona oplotły ją, a zapach powoli kojarzący się już z dziewczyną
owiał jej twarz. Ciemne włosy koleżanki splotły się z jej, tworząc paletę
różnych odcieni brązów i czerni.
-Mogę Ci jakoś pomóc? – spytała ślizgonka,
wypuszczając ją z uścisku. Siedziały na włochatym dywanie w salonie Prefektów.
Kubki z herbatą, która już wystygła stały na stoliku wraz z talerzykiem
ciasteczek. Obie nastolatki przykryły się kocem, dorzucając czasem drewienka do
trzaskającego ogniska.
-Nie, Pan. Jakoś to będzie, ale dziękuję –
gryfonka poprawiła oparcie, głaszcząc opuszkami palców stronice książki.
Zerknęła kątem oka na towarzyszkę. Parkinson włożyła granatowy golf i parę
szarych rurek. Swoje szaty rzuciły na łóżko gryfonki tuż przed przejściem do
salonu. –Dobra. Wracamy do nauki?
-Jasne – ślizgonka obdarzyła ją szerokim
uśmiechem, robiąc przy okazji minę pilnej uczennicy. –Do roboty, szefowo.
-A co takiego robicie? – Blaise zastukał do
już otwartych drzwi, obdarzając je figlarnym spojrzeniem. Nie czekając na
odpowiedź doskoczył do nich w trzech susach, lokując się między przyjaciółkami.
–No?
-Miona daje mi korki z eliksirów –
wyjaśniła oburzona Pansy, waląc mulata pięścią w ramię. –Siedzisz mi na nodze,
baranie.
-Ups, przepraszam, Pans – Diabeł poprawił
się, znowu wbijając gryfonce łokieć między żebra. Uśmiechnął się do nich
niewinnie, przytulając mocno. –Wygodnie paniom?
-Wybaczcie, ale wychował się w puszczy –
Dracon Lucjusz Malfoy równie swobodnie co współlokator wszedł do pomieszczenia.
Na dodatek nie zamknął drzwi, pozwalając kolejnym osobom na niespodziewane
odwiedziny. –Nie idziecie na obiad?
-Jak widać nie, Malfoy – warknęła gryfonka,
zaciskając zęby. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że między innymi przez niego
zrezygnowała z obiadu. Nie miała ochoty spoglądać na niego po południowych
wydarzeniach.
-Postanowiłyśmy zjeść tutaj, Hermiona ma
znajomych wśród skrzatów – wyjaśniła ze śmiechem ślizgonka, prostując
zesztywniałe nogi. Blondyn usiadł w fotelu, uśmiechając się szczerze do
przyjaciółki.
-To chyba nic dziwnego jak na Granger – błysnął
zębami, kiedy wbiła w niego wściekły wzrok. Uwielbiał ją denerwować.
-Cześć wszystkim – głos Astorii wywołał z
pokoju Teodora, który uniósł brwi na widok gości. Których zbierało się coraz
więcej ku przerażeniu gospodyni. -Oh, Pan. Ślicznie wyglądasz, jak nigdy –
młoda Greengas poprawiła włosy i uśmiechnęła się złośliwie do znajomej.
-Dzięki, ty.. hmm.. również? – Pansy
posłała jej sztuczny uśmiech i sięgnęła po swój kubek. –A tak serio, powinnaś
zobaczyć sukienki H. ma ich tysiąc.
-Trzy, Pansy, tylko trzy – sprostowała
kujonka, obserwując Astorię, która usiadła na kolanach Malfoya.
–Może mi coś doradzisz, Granger? – zielonooka
posłała gryfonce nieśmiały uśmiech, trzepiąc równocześnie Draco w głowę, gdy
ten omal jej nie zrzucił na podłogę -Wiesz, szukam sukienki na ślub Dafne i ..
-To dopiero w czerwcu, wariatko. – do pokoju
weszła ładna blondynka. Ukośna grzywka opadała jej na fiołkowe oczy. Ubrana w
zielone rurki i czarną bokserkę z napisem „LOVE”. Na nogach miała botki, a ręce
obwieszone pstrokatymi bransoletkami. Szeroki uśmiech rozjaśniał jej elfią twarz.
-No i co z tego Milli? Ty też powinnaś się zainteresować, skoro zostałaś zaproszona!
– zrugała nowo przybyłą Księżniczka Slytherinu, machając beztrosko stopami -Wracając,
myślisz, że miałabyś coś ciekawego?
-Millicenta
Bulstrode – blondynka wepchnęła się na miejsce obok zielonookiej, sprawiając że
Malfoy zniknął pod dwoma dziewczętami.
-Hermiona Granger. – prefekt posłała
jej szeroki uśmiech i przewracając oczami na westchnięcia Astorii, odpowiedziała
na wcześniejsze pytanie -Hmm,
może akurat nie ja, ale znam osobę, która coś wykombinuje. W czerwcu ten ślub? Poproszę
Ar jak najszybciej.
Pansy skrzywiła się ukradkiem widząc jak
Greengass rozmawia z Granger. To one miały się zakumplować, a może nawet
zaprzyjaźnić. Już nie ukrywała, że potrzebuje towarzystwa normalnej dziewczyny,
nie jednych z tych głupich lasek typu Davis. Nie podobało jej się, że Hermiona
ma tak dobry kontakt z tą pusta zołzą. Astoria zawsze przypominała swoją
siostrę, którą to Pan nienawidziła od dziecka. No dobra może Milli jest w
porządku, chociaż jedyna prawdziwa kumpela siostry Daphne. Ale..
-Pan? – dłoń Hermiony mignęła przed jej
twarzą. –Wszystko okey?
-Tak- ślizgonka posłała jej uśmiech.
-Na pewno? – Hermiona przyjrzała się
Parkinson wnikliwie –Blaise chciałby dołączyć do naszych korepetycji.
-Dajesz korki? Ja też mogę! – Astoria
złożyła ręce, jak do modlitwy.
-A może nasza Panna Genialne udzieli korków
nam wszystkim? – Draco wcisnął twarz między gęste włosy obu koleżanek. Jego
przenikliwe oczy, skierowały się na Hermionę, jakby wyzywając do spoglądania na
jego osobę.
-Wam? – Gryfonce zabrakło słów. Może i
naprawdę coraz bardziej lubiła towarzystwo tej grupy, to wizja lekcji i
tłumaczenia im wszystkiego wydawała się.. śmieszna. Żadne z nich nie ukrywało
swojego pochodzenia, arystokratycznych zachowań, a także przynależności do
Kasty Hogwartu. Było to jakby bractwo w szkole, w którym to dzieci z
elitarnych, starych rodzin przewodziło. Często organizowali bale, imprezy albo
uzgadniali dni, kiedy to wypadają mecze Qudditcha. Hermiona dobrze pamiętała,
jak po raz pierwszy o tym usłyszała. Wydawało jej się to głupie i
przereklamowane, a na dodatek zbyt.. wyszukane. Teraz, po paru latach, gdy
spostrzegła, że Kasta (czy Krąg jak kto woli) naprawdę daje rezultaty przestała
tak ostro oceniać ich pracę.
-Problem, Granger? – Draco musiał odgadnąć
jej myśli, bo złośliwy uśmieszek zamigotał w szarych tęczówkach.
-Nie mam żadnego, Malfoy - wymusiła radosny ton, zaciskając mocniej palce
na książce.
-Czyli nie jedliście obiadu? – Blaise
zatarł dłonie z uciechy, zerkając w stronę aneksu kuchennego. –Co powiecie na
specjał Diabła?
–Spełnisz moje marzenie – Pansy podniosła
się szybko, gotowa pomóc przyjacielowi w walce z kuchenką. –Za niecałą godzinę
będzie podane!
-Oni nie spalą nam kuchni.. prawda? –
spytała niepewnie, przyglądając się jak Zabini wzywa skrzata i wymienia mu
potrzebne składniki. Parkinson założyła fartuch, nakładając na głowę mulata
Czapkę kucharską.
-Blaise jest mistrzem garów – uspokoił ją o
dziwo Malfoy, mrugając szelmowsko -A kiedy Ci pasuje? My się dostosujemy –
srebrne oczy patrzyły na nią z rozbawieniem.
-Ee, może jutro po lekcjach? – przytaknęli
zgodnie –Gdzie?
Milli uśmiechnęła się nieśmiało, zerkając z
niepewnością na nowo poznaną dziewczynę. Odruchowo skubała skórki przy
paznokciach, zastanawiając się nad całym tym pomysłem. Astoria wymieniła się spojrzeniami ze
ślizgonami, po czym uśmiechając się przepraszająco wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia. – przyznała, wydymając
dolną wargę. –Może Pokój Życzeń? Wiesz, gdzie to jest?
-Tak. Pokój Życzeń, jutro po lekcjach. – powtórzyła
Hermiona z roztargnieniem. Chwilę później została w salonie rozbrzmiały śmiechy
znajomych, którzy zrelaksowani rozpoczęli wywody na temat zbliżającego się
meczu qudditcha. Gryfonka wymknęła się ukradkiem ze swojego miejsca, uciekając
na parapet. Podciągnęła nogi pod brodę, kierując wzrok na ślizgonów. Blaise
wraz Pansy urzędowali przy kuchence, mieszając i tnąc różne składniki przysmaku
Diabła. Mulat w fartuchu i czapce opadającej na oczy wyglądał uroczo, idealny
model do magazynu „Mężczyzna w rodzinie” czy innego pisemka. Jego oczy
błyszczały, kiedy śmiał się z żartów przyjaciółki, a dołeczki w policzkach
dodawały chłopięcego wdzięku. Pansy z kolei przy chłopaku wyglądała na
zrelaksowaną oraz naturalną. Szczery uśmiech nie znikał z jej zwykle poważnej
twarzy. Machała beztrosko rękoma, czując się w towarzystwie Blaise bezpiecznie.
Duże brązowe oczy ze skupieniem śledziły ruchy Diabła, pilnując by nie stała mu
się krzywda.
-Jesteś gnojkiem, Smoku – głośny śmiech od
strony kanap zwrócił jej uwagę. Millicenta stała na środku z założonymi rękoma
na biodrach. Przy swoich niecałych 158 centymetrach wyglądała jak rozkapryszona
księżniczka. Blond czupryna, układana zapewne przez cały poranek, była teraz
rozczochrana. Duże oczy nastolatki lśniły jak niemowlakowi, a pełne usta układały
się w literę O. Panna Bulstrodge mogłaby być porcelanową laleczką, jedną z
najpiękniejszych. Tuż za nią, rozłożona na zwolnionym fotelu półleżała Astoria,
która wydawała się całkowitym przeciwieństwem niskiej ślizgonki. Brązowe pukle,
uwolnione przed chwilą z gumki, były napuszone oraz pofalowane. Złagodziły
trochę ostre rysy dziewczyny, uwydatniając migdałowe oczy. Zielone tęczówki
błyszczały rozbawieniem oraz pewną domieszką politowania. Czerwone wargi
wyginały się w leniwym uśmiechu, kiedy blondynka krzyczała piskliwie na
Malfoya. Tak. Astoria Greengrass była niczym Królowa Lodu o ognistym
temperamencie. Niewielu dostrzegało w niej delikatność, którą tak dogłębnie
skrywała pod maskami rozpuszczonej arystokratki. W nogach ślizgonki siedział
Teodor, który ku zaskoczeniu Hermiony wydawał się idealnie wkomponowany w
sielankę Węży. Czarne włosy opadały mu czarne oczy, które przysłonięte mgiełką
zamyślenia obijały ogień z kominka. Blady odcień jego skóry nie kontrastował
się tak bardzo jak zwykle, zarumieniony od ciepła płomieni. Nott był w końcu
jednym z nich, o czym to Hermiona często zapominała.
-Jak ręka?
Hermiona tak zaintrygowana grupką
ślizgonów, nie zauważyła jak jeden z nich podkradł się do niej. Teraz Dracon
Malfoy opierał się o parapet, muskając udem jej stopy. Odsunęła je
niezauważalnie, zerkając ponownie na chłopaka. Blondyn uniósł brew, ignorując
bądź nie zauważając jej minimalnego ruchu.
-Nie sprawdzałam – przyznała, chrząkając
cicho. Nie rozumiała swojej reakcji, czytaj nagłych rumieńców, kiedy to uparty
ślizgon chwycił ją za nadgarstek. Mocny uchwyt nie sprawiał minimalnego bólu,
jednakże umożliwiając wyszarpnięcie się.
-Powinnaś była zmienić opatrunek, Granger,
albo przynajmniej rzucić zaklęcie odkażające czy coś – zganił ją, przybierając złośliwy
ton –A może Panna Doskonała nie pomyślała o tym?
-Gdybym była pewna, że masz serce, a na
dodatek jakieś uczucia .. to stwierdziłabym, że to troska – odpowiedziała
szyderczo, nie czując jednak żadnej satysfakcji, kiedy zacisnął usta.
Obserwowała go z rosnącym poczuciem winy, kiedy odwiązywał bandaż, uważając by
nie sprawić jej cierpienia. Odwróciła wzrok, napotykając nad ramieniem Malfoya
mroczne oczy Notta. Nie była pewna czy o przez więź, czy aż tak dobrze go
znała, ale niemal słyszała jego niepokój.
-Jak.. Salazarze?! – zaskoczony pomruk
Dracona, odwrócił jej uwagę. Chłopak wpatrywał się z oszołomieniem w jej dłoń.
Wciągnęła powietrze z sykiem, obserwując różowiutką skórę po wewnętrznej
części. Nie było śladów blizn, a tym bardziej ran czy strupów. –Byłaś u
Pomfrey, Granger?
-Nie – szepnęła, kręcąc głową. Dotknęła
palcami miękkie miejsca, z których wczoraj sączyła się krew. Przełknęła głośno
ślinę, przypominając sobie słowa Dumbledore’a. O ich magii, która przelewała
się między nią, a Teodorem. Potrafili się szybciej uzdrawiać niż normalni
czarodzieje.
-Jak w takim razie…
-Cicho – przerwała mu, marszcząc brwi.
Wyciągnęła swoją różdżkę, oddychając coraz szybciej. Czy to na pewno była więź?
A może dyrektor się mylił? A może magia wcale nie uzdrawiała? Przyłożyła czubek
magicznego patyka do ręki, wbijając go delikatnie.
-Co ty.. GRANGER! – krzyknął, kiedy
wypowiedziała cicho zaklęcie. Głęboka rana pojawiła się, sprawiając że
zakręciło jej się lekko w głowie. Poczuła jak Malfoy sięga po swoją różdżkę, a
ślizgoni podbiegają do niej.
-Co się.. Miona?! – Astoria uniosła wysoko
brwi, spoglądając na nią z zaskoczeniem –Co ty robisz?
-Ona..
-Pomyśl tylko Teo. – dziewczyna wyłączyła w
głowie krzyki ślizgonów, skupiając wzrok na siedzącym wciąż w tym samym miejscu
Teodorze. Chłopak nie wydawał się zdziwiony faktem, że specjalnie się
skaleczyła. Prawdopodobnie obserwował ich cały czas i odgadł gryfonki zamiary.
–Jeśli ona zniknie, kiedy będziesz obok.. To może być ostateczny dowód, że jest
więź między nami!
-Bo dzisiejszy ból głowy, wspomnienia i
wizje, to był przypadek? – prychnął Wąż, podnosząc się powoli z podłogi. –Albo
to, że odgadujemy swoje myśli? Czy może fakt, że sam Dumbledore tak powiedział?
To PRZYPADEK?
-Nie. Ale.. to mogło być coś innego! –
Hermiona zeskoczyła z parapetu, odtrącając pomocne dłonie wyciągnięte w jej
stronę. Czuła jak krew ścieka na podłogę, brudząc rękaw bluzy. –Cholera! To
chore! Nie było żadnych przypadków więzi od stuleci! Aż nagle bum i my ją mamy?
Nagle stajemy się wyjątkowi, bo ją mamy? Mamy więcej mocy? Po co..?
-Mogę chociaż spróbować nie pozwolić Ci się
wykrwawić? – Draco stanął przy niej, sięgając po bandaż. Skinęła głową,
wyciągając ku niemu rękę.
-Salazarze! A więc o to Ci chodzi? – Teodor
w trzech susach pokonał dzielącą ich odległość. Jego oczy płonęły furią,
złością, a może wszystkim na raz? Wszyscy ślizgoni umilkli czując jak aura
chłopaka wiruje wokół niego. –Jesteś zła, bo to ty masz większą moc, a nie
Potter?! Bo Wybrańcowi bardziej się przyda?
-Tak – przyznała, czując pieczenie oczu.
Łzy pojawiły się znienacka, rozmazując widok rozgniewanego ślizgona.
–Zrobiłabym wszystko by to był Harry.
-Świetnie – syknął Teodor, mrużąc powieki.
Wcisnął dłonie do kieszeni bluzy, wychodząc jak tornado z salonu. Drzwi
trzasnęły za nim, gdy zniknął w ciemnym korytarzu.
-Miona? – Astoria położyła jej dłoń na
ramieniu, pokrzepiająco ściskając.
-To bez znaczenia – mruknęła, spuszczając
głowę. Podłoga wydawała jej się aż nadto interesująca. Nie wiedziała jak, ale
węże posłuchali może instynktu bądź przeczucia, że nie ma teraz ochoty na
pogawędki. Wstrząśnięty kłótnią Blaise wrócił do kuchni, ciągnąc za sobą Pan.
Milli z przyjaciółką usiadły na kanapie, prowadząc cicho rozmowę.
-Nie chciałam by tak to zabrzmiało –
powiedziała po chwili, kiedy chłodne palce Malfoya obwijały jej ranę bandażem.
–Chodzi mi o to, że.. Harry powinien dostać każdy wspomagacz. Nie ja.
-Los jest złośliwy – potwierdził Dracon,
kiwając w stronę łazienki. Tak jak poprzednio podsadził ją na blat, samemu
myjąc dłonie w umywalce. –Jednak nie da się go oszukać, Granger. Twoje słowa
czy pragnienia nie zmienią już tego, co zdecydował. Ty i Nott macie więź. Nie
Potter czy Weasley.
-Czyli to co powiedziałam.. to czcza
gadanina? – zagryzła wargę, obserwując ślizgona. Zmoczył kawałek papieru w
chłodnej wodzie, sięgając znów po jej dłoń. Delikatnie zaczął wycierać krwawe
ślady z palców dziewczyny.
-Nie. Jedynie cios dla Notta – stwierdził,
marszcząc brwi. Zmoczył kolejny kawałek, starając się nie pobrudzić bandaża.
–Takie ślizgońskie zachowanie.
-Czyli głupie – podsumowała, uśmiechając
się ze smutkiem na widok jego rozbawionego wzroku. Srebrne tęczówki błyszczały,
kiedy ich właściciel taksował jej twarz.
-Nie. Bardziej wredne, nie głupie. –
przekręcił głowę na bok, przypominając trochę ptaka zafascynowanego czymś
fascynującym. –Ale zupełnie do Ciebie nie pasującym, Granger.
-Uznam to za komplement? – bardziej spytała
niż stwierdziła, oglądając jego dzieło. Zadowolona z oczyszczonych rąk, zsunęła
się z blatu i wyrzuciła papierki do śmietnika. –Jeszcze raz dziękuję, Malfoy.
Ruszyła do wyjścia, słysząc że chłopak po
raz drugi myje dłonie. Zza drzwi ukazał się salon, przemieniony teraz bardziej
w jadalnie. Mały stolik stał się większy, a fotele i sofa zmieniły się w
krzesła. Blaise i Pansy kończyli pichcić, a Astoria z Millicentą rozkładać
sztućce oraz talerze.
-To był komplement – drgnęła, słysząc
jedwabisty głos tuż przy swoim uchu. Draco minął ją nonszalancko, machając
różdżką w stronę plamy krwi na podłodze. Gryfonka poczuła nagły żar na
policzkach, a w brzuchu stado hipogryfów latających w koło.
-Można już siadać – zakomenderował Diabeł,
podchodząc do stojącej samotnie prefekt. Uśmiechnął się w ten blaise’owaty
sposób, mrugając szelmowsko i obejmując dziewczynę w talii –Nie martw się,
skarbie. Nie mogę w pełni szczerze powiedzieć, że cię rozumiem. Nikt nie może,
ale świadomość.. kogoś w swojej głowie może być lekko uszczypliwa.
-Wiesz, że nie tylko o to chodziło –
westchnęła, odgarniając chłopakowi zbłąkane włosy z oczu. Diabeł spojrzał na
nią przenikliwie, unosząc brew do góry.
-Mam nadzieję, że Harry docenia swoje
szczęście. Wielu zaprzedało by duszę diabłu za taką lojalność – powiedział
cicho nastolatek, poważniejszym tonem. Po chwili znów błysnął zębami, ciągnąc
ją w stronę siedzących ślizgonów. –A teraz spróbuj mojego kurczaka w sosie z
karczodropków, skarbie. Rozpłyniesz się jak masełko na patelni.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona leżała na swoim łóżku, zaciskając
palce na okładce czytanej książki. Już po raz trzeci miała zacząć ją czytać,
ale po raz kolejny myśli zaprzątały jej umysł. Pogładziła opuszkami palców
kwiecisty wzór swojej kołdry, uśmiechając smutno. Z zamkniętymi powiekami dość
łatwo mogła sobie wyobrazić, że leży na identycznym łóżku lecz w zupełnie innym
pokoju. Widziała liliowo – limetkowe ściany, puszysty dywan kości słoniowej,
dębowe meble oraz łóżko. Łóżko z kolumnami, na których wiły się kwiaty. Łóżko z
kwiatową poszewką i czerwonymi poduszkami. Łóżko z baldachimem, który osłaniał
ją przed nocnymi marami. Pamiętała ile czasu zajęło jej i Aryi znalezienie
chodź w 50% podobnego posłania do jej. Dwóm dwunastolatkom wydawało się to
genialnym pomysłem! Po pierwszym roku Hogwartu, Hermiona opowiedziała wszystko
przyjaciółce. Obie wpadły na pomysł zakupu identycznego łóżka. A jak Arya się
uparła.. to zawsze dostawała to co chciała, czyż nie?
Bardziej poczuła magię chłopaka niż go
usłyszała, kiedy wsunął się do jej komnaty. Jego aura nie promieniowała już
wściekłością, a raczej wyczerpaniem oraz smutkiem. Materaz ugiął się pod
ciężarem ślizgona, a teodorowaty zapach dotarł do jej nozdrzy. Spod
półprzymkniętych powiek obserwowała przyjaciela, który z nieprzeniknioną miną
spoglądał na nią. Nott ujął chłodnymi palcami jej zdrową dłoń, gładząc wewnętrzną
stronę. Ścisnęła jego rękę, żartobliwie nie chcąc puścić. Rozkoszowała się tą
pieszczotą wychodzącą poza fizyczny kontakt. Gdzieś półświadomie wyczuwała
magię rwącą się w stronę węża. Była wyczerpana psychicznie po dzisiejszych
wydarzeniach.. a może to on był tak cholernie zmęczony?
-Nie wiem czy kiedyś to mówiłem, ale.. –
nie musiała spoglądać na niego by wyczuć nieznaczny uśmiech Notta –Uwielbiam tą
piżamkę.
-Mhm, nie mówiłeś – zerknęła na zielony podkoszulek
z wielkim misiem oraz spodenki do łydek w tysiące mniejszych misiaczków. –Też ją
lubię. Przepraszam. Nie chciałam by tak to..
-Wiem – przerwał jej przykładając swoją
dłoń do jej ust by przerwać żałosne wyjaśnienia –Ja też przepraszam. Po prostu
to cholernie frustrujące wiedzieć, że mimo naszej więzi ty wciąż myślisz o Harry’m!
Wciąż się zamyślasz, wciąż denerwujesz kiedy znika ci z oczu. Hermiona. On nie
jest dzieckiem.
Gryfonka zmarszczyła brwi, odsuwając jego
rękę. Czy miał rację? Czy to zmieniło się w obsesje? Jej troska o Harry’ego? Zawsze
się bała o przyjaciela, zawsze czekała aż wydarzy się coś złego. Chroniła Wybrańca
jak lwica.
-Jest jednak Chłopcem Przepowiedni,
Teodorze. Ktoś musi mu pomóc, szukać rozwiązania albo.. dawać wsparcie. A nie
odbierać jedną z .. – pokręciła głową nie mogąc znaleźć dobrego słowa. Czym była
więź? Oprócz łamaniem wszelkich norm, dawała też siłę. Moc, która przydałaby
się Wybawicielowi.
-Nic już nie zmienisz – zauważył delikatnie
Nott, opierając czoło na jej czole. –Więź jest między tobą, a mną. Tak zadecydował
Los?
-Przykro mi, że to powiedziałam – opadła na
poduszki, przygarniając do piersi pluszowego misia. –Byłam zła, rozkojarzona..
-I podniecona bliskością Malfoya – dodał cierpko
ślizgon, niemal się uśmiechając na zaskoczoną minę gryfonki. Rozpalone policzki
były nadto kolejnym dowodem –Oj, Miona. Myślałaś, że nie zauważę?
-To przez te rumieńce? – jęknęła, chowając
twarz w brzuchu Norberta, ukochanej przytulanki –A może głupie riposty?
-Niee.. chodziło mi raczej o plątaninę
ekscytacji, irytacji, ciekawości, fascynacji, przyjemności z powodu jego
obecności – wyliczał na palcach, nie spuszczając z niej oczu –Ale tak. Błyszczące
oczy potwierdziły moje przypuszczenia.
-Ja.. To nic takiego. Sama nie wiem co mi
dolega – sama słyszała swój drżący głos, który zdradzał zdenerwowanie. I zażenowanie.
–Myślę, że to zwykła ciekawość ślizgonami.
-Hermiono, Blaise – ślizgon usiadł prosto,
nachylając się w jej stronę z poważną miną –Blaise jak i Dracon, potrafią
fascynować. Wciągnąć w świat intryg, walki o władzę czy dominację. To jest jak
hazard, H. A ty nie powinnaś zapominać o starych przyjaciołach.
-Nie zapominam – zaprotestowała gwałtownie,
zagryzając policzek –Nie wpadłam w ich świat, Teo.
-Kiedy ostatnio gadałaś z Ronem? Ginny? –
spytał łagodnie, kładąc rękę na ramieniu dziewczyny –Kiedy pisałaś ostatni list
do Charliego?
-To.. – westchnęła, czując jak łzy stają w
jej oczach. Jak mogła zapomnieć o liście od starszego Weasleya? Tego rozbrajającego,
niegrzecznego Charliego? –Nie miałam kiedy… A Ginny i Ron.. Merlinie.
-Ogranicz trochę spotkania z Malfoyem,
urwisie, póki jeszcze możesz – powiedział stanowczo, zaciskając mocniej palce –On
cię lubi, Miona.
-Lubi? – wciągnęła głośno powietrze,
starając ukryć uśmiech cisnący się na jej usta.
-Tak. Swoimi uwagami, drażniącymi
spostrzeżeniami, drwinami czy odpychającymi intencjami – Teodoro gorzko się
zaśmiał, uwalniając ją z uścisku –W ten pokręcony sposób troszczy się o Ciebie.
-Nie masz o co być zazdrosny – starała się
zażartować, jednakże uzyskując całkowicie odwrotny skutek. Starała się wrócić
do realistycznego podejścia do życia. –A nawet jeśli.. nie zakochałby się we
mnie ślizgon. W szczególności Draco Malfoy.
-Nie martwię się tym, co on zrobi. –
zaprzeczył przyjaciel, spoglądając głęboko w brązowe oczy –Boję się, że to ty
się w nim zakochasz.
-Nie ma szans – zaśmiała się trochę
wymuszenie, zdając sobie sprawę, że nie miała już nic do ukrycia. Nie przed tym
wężem, który bez problemu czytał jej emocje. –To durne zauroczenie. Chyba.
-Też tak myślę – skinął krótko Teodor,
sięgając po jej dłoń. Przyglądali się w milczeniu opadającemu bandażowi. –Pora zacząć
czytać pamiętniki, hm?
-Hmm.. – mruknęła, gładząc wskazującym
palcem niewielką bliznę po rozcięciu. Nie poczuła nawet, kiedy się zrosło. Chłodne
usta Teodora musnęły czubek jej głowy, mrucząc ciche dobranoc.
Hermiona leżała w ciemności, słuchając
kroków ślizgona. Czy to było to? Zauroczenie? Gulgotanie w brzuchu pasowałoby
do grypy, prawda? A chrząkanie nim coś powie do anginy? A drżenie rak do
pląsawicy? A błyszczące oczy do gorączki? Definitywnie była chora. Bo to nie
normalne by ktoś tak na kogoś reagował, nawet jak na magiczny świat. Arya zwykle
opowiadała o motylach w brzuszku, a ona czuła że ma tam stado hardodziobów. Albo
wspominała o cisnącym się na usta głupim uśmiechu. Ona się nie śmiała z
Malfoyem. Tylko kłóciła.. a czy to też nie jest intensywne uczucie?
Musiała się jeszcze zastanowić, chociaż
jeśli to zauroczenie.. to i tak jest chora. Bo po co inaczej takie określenia
jak zaziębiona? Czyli za bardzo przeziębiona. Zagmatwana? Zbyt skomplikowana. Zamęczona?
Mówi samo za siebie.
Zakochana.
Za bardzo kocha.
-Cholera, Malfoy – przeklęła głośno.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Powiesz mi coś o Kaście? – Hermiona siedziała
na konarze drzewa, poprawiając szalik wokół szyi. Było zimno, a mimo tego pozwoliła
się wyciągnąć po ostatniej lekcji na mały spacerek.
-Skąd to nagłe zainteresowanie? – spytał,
nie podnosząc głowy. Szkicował coś zapamiętale, co jakiś czas rzucając jej
zamyślone spojrzenia. Pewnie wyczuwał poddenerwowanie spowodowane dzisiejszymi
korepetycjami.
-Pansy i Astoria nie przepadają za sobą? –
bardziej stwierdziła niż spytała, bawiąc się w dłoni na wpół zniszczonym
liściem -A one nie są obie w tej kaście?
-Są, ale w kaście nie jest jak kiedyś. –
przyznał w końcu, krzywiąc się na złamany ołówek. Nadal mrucząc pod nosem na
kiepskich wytwórców ołówków, wyciągnął z kieszeni nowy. -Dzieciaki należące do
niej stały się zuchwałe i zapomniały, że głównym celem Kręgu było łączenie
domów, a nie kłótnie w jednym.
-Łączenie Domów? – zaciekawiła się
szczerze, prostując -Myślałam, że to sami ślizgoni. I, że organizują bale,
mecze..
-Teraz tak jest, kiedyś każdy dom miał
swoich przedstawicieli, tych wybranych. – skrzywił się nie popierając pomysłu
podziału na „wyjątkowych uczniów” -Od wieków to Malfoyowie, jak i Greengass. Lovegood.
– uśmiechnął się do niej, mrugając -Taa, Luna byłaby w Kaście. I chyba Smith czy
Bones. Nie pamiętam..
-Teraz ich potomkowie chodzą do różnych
Domów? – dopasowywała nazwiska do znajomych, rozdzielając u Krukonów, Puchonów
bądź Ślizgonów. –A Gryffindor?
-Zgadnij – prychnął cicho, jakby chciał
powiedzieć, że sam głupi pomysł jest by pytać.
-Harry? – zaproponowała niepewnie, skubiąc
kciuk.
-Tak Potterowie to jedni z założycieli
Kasty. – widoczną przyjemność sprawiało mu tłumaczenie jej czegoś o czym nie
miała pojęcia -Odrzucali jednak przynależność i dopiero James Potter
potwierdził, że jego rodzina pamięta o hierarchii Hogwartu.
-Ojciec Harry’ego należał do Kręgu? –
cholera, Teodor wiedział jak zaciekawić ją każdym tematem.
-Tak i nie. Przypominał o sobie na
niektórych spotkaniach, ale nie była aktywny. – stwierdził po namyśle, zapewne
cytując kogoś ze swojej rodziny -Wolał błaznować z resztą Huncwotów.
-No dobra, czyli Potter i ..? – schyliła
się by zawiązać sznurówkę.
-Nie wiem.. Jordan. Ale Lee już nie chodzi
do szkoły. – Teo przewrócił oczami, rozsmarowując kciukiem grube kreski.
-Nie rozumiem, w niektórych domach jest
więcej osób, a w innych mniej. – powiedziała swoje myśli na głos, czekając na
wyjaśnienia.
-Wyłamywali się albo zapominali o
dziedzictwie. Ale Tiara też umieszcza różnych członków w różnych domach – podniósł
się, podając jej po dżentelmeńsku pomocną dłoń -No albo zostali wykluczeni.
-Wykluczeni? – powtórzyła, szybko równając
z nim krok.
-Taak, jeśli złamali kodeks to wywalano
ich. –uśmiechnął się pod nosem, to właśnie między innym w niej kochał.
Ciekawość i żądzę wiedzy, którą sam posiadał.
-Aha, a jaki to kodeks? – zarumieniona z
przypływu wiedzy, patrzyła na niego błyszczącymi oczami.
-Tajny kodeks, Miona. – przytrzymał gałąź,
która była golusieńka. Jak większość już roślin o tej porze.
-Znasz go? – rozszerzyła oczy zdziwiona.
-Może – mruknęła obrażona coś pod nosem,
gdy dał do zrozumienia, że to koniec tej rozmowy.
-Teo? – spytała, gdy wyszli już na błonia. Pierwsze
krople zmoczyły ich płaszcze, ostrzegając przed zbliżającym się deszczem.
-Dziś jesteś aż nadto rozmowna – zauważył,
łagodząc to uśmiechem. –Tak?
-Jesteś czymś zmartwiony – delikatnie powiedziała
coś co oboje wiedzieli. Mogła przysiąc, że w tej chwili ślizgon wyklina więź. –Powiesz
mi czym?
-Moja babcia jest ciężko chora – wyszeptał
po chwili wahania. Brązowooka zadrżała, wciągając głośno powietrze. W jakiejś
części podświadomości wiedziała o tym. Co przerażało ją jeszcze bardziej.
-Może chcesz do niej pojechać? – spytała,
zastanawiając się czy o tym rozmawiał z rodziną i Dumbleodorem -Mogę cię kryć,
Teo.
-Ojoj, co ja z Tobą robię, panno Granger.
Regulamin zaczynasz łamać – nieświadomie poprawiła mu humor, jak zwykle w sumie
-Lepiej się zbierajmy do Pokoju Życzeń, pani profesor.
Z grymasem niezadowolenia, ruszyła za nim
pustym korytarzem, rozmyślając na temat zbliżających się korków. W ciszy
zmierzali do miejsca spotkania się z członkami Kasty. Na siódmym piętrze
panowała cisza. Podeszli do pojawiających się wrót i weszli do pomieszczenia.
Wystrój komnaty przypominało spotkanie grupy wspierającej, na środku stało
wiele wodnych foteli odgradzanych stoliczkami. Pozostały dwa wolne siedzenia.
Najbliżej nich siedziała Milli Bulstrode wesoło gawędząc z Astorią. Miejsce
dalej zajmowali Zabini z Malfoyem. Rozmawiali z wysokim chłopakiem, z
postawionymi na żel czarnymi włosami. Na jego kolanach położone nogi miała
Pansy. Parkinson bawiła się różdżką, rzucając od czasu do czasu uśmiech
chłopakowi. Z uśmiechem powitała ich i mrugnęła okiem do zaskoczonej gryfonki.
-Sam się wprosił – Pansy wzruszyła
ramionami, zmieniając pozycję.
-Już nie mogliśmy się doczekać – Astoria
cmoknęła ją w policzek i krokiem modelki zajęła z powrotem miejsce. Granger
zaczynała wierzyć, że każdy ciuch na tej ślicznej szatynce wygląda, jak z
wystawy. Milli przesłała im po buziaku naciągając na głowę czapkę przypominającą
trochę głowę pandy. Po co jej czapka w pokoju?
-Nasza pani profesor – Blaise pokazał białe
ząbki, a Malfoy skinął głową. Ich kolega podniósł się z fotela, kłaniając po
dżentelmeńsku. Nowa cech Slytherinu: elokwentni i kulturalni.
-Mam nadzieję, że to nie problem, skarbie?
– uśmiechnął się tak zaraźliwie, że cudem przypomniała sobie, że nie ładnie tak
się szczerzyć.
-Ale ty to już miałeś, Flint, czyż nie? – uniosła
brwi, kiedy zmizerniał. Usiadła na własnym fotelu, wciąż przyglądając siódmoroczniakowi
–Co jest?
-Mam egzaminy w tym roku, aa, mhm. Nie jestem
zbyt bystry – wymamrotał, wzbudzając tym wesołość u młodszych kolegów. –Możesz mi
pomóc?
-Flint..
-Wystarczy Gloomy, skarbie – mrugnął do
niej szelmowsko, krzywiąc na szturchnięcie Malfoya. –Ale serio. Przerobić spokojnie
możemy ich materiał, znaczy wasz. I tak nic nie rozumiem.
-To od czego zacząć? – spytała niepewnie,
odbierając od Pansy swój zeszyt z notatkami.
-Szczerze? – Draco spojrzał na nią z
nieznacznym uśmiechem na ustach -To od samego początku..-Początku? – zaśmiała się, ale widząc ich poważne twarze zamilkła –Em. Nie mówcie mi, że nie wiecie, jak co kroić i mieszać i… naprawdę?
Cisza. Zerknęła z niepokojem na Teodora,
który oparł się wygodnie na siedzeniu.
-Ja starałem im się pomóc, ale po dwóch
godzinach dałem spokój. – Nott wzruszył ramionami bezradnie –To porażka i tyle,
Miona.
-Ohh, nie przesadzaj, nie mogą być tak
beznadziejni! – broniła ślizgonów, modląc się do Merlina o cierpliwość. -No
dobra to zacznijmy od początku.. – przed każdym pojawił się podręcznik do
pierwszej klasy – Otwórzcie na stronie …
.*.*.*.
-TO było straszne! – krzyk gryfonki odbił
się od ścian pustego korytarza. Zapewne gdzieś tam ukryta Pani Norris właśnie
otworzyła oczy, wypatrując uczniów.
-Bez przesady – zaśmiał się Draco idąc po
jej lewej stronie, z niecnym uśmieszkiem.
-Przynajmniej wytrzymałaś – poparł Blaise,
pokazując wulgarny gest krztuszącemu się z rozbawienia Teodorowi.
-Jak wy zdawaliście? – odpowiedział jej
tylko głośny śmiech Ślizgonów. Hermiona pokręciła głową z politowaniem i
szturchnęła idącego obok Malfoya. Jak zauważyła Astoria szła kawałek przed nimi
rozmawiając z Gloomy’m. Blaise wykłócał się Nottem, przepychając z jednej
strony korytarza na drugi. Na końcu wędrowała Milli zapatrzona w przestrzeń
będąc myślami w swoim świecie. A obok gryfonki dreptała Pansy z Draconem.
-Dałaś radę i to najważniejsze, H – Parkinson
była z siebie niezwykle dumna, w końcu udało jej się pokroić muchogłówki bez
bałaganu. Szarooki prychnął, spoglądając na przyjaciółkę z pobłażaniem. Sam nie
miał problemów z eliksirami, o czym cała Kasta wiedziała. Nie mógł sobie jednak
odmówić spędzenia czasu z ich nową koleżanką. Samo patrzenie, jak marszczy
nosek tracąc cierpliwość albo mimowolne obwijanie włosów na palec fascynowały
go. Na dodatek znowu poczuł truskawki, ten przeklęty zapach nie dający mu
spokoju od drugiej klasy.
-Draco? – podniósł głowę słysząc małą
brunetkę. Pansy patrzyła na niego wyczekująco.
-Co jest? – spytał elokwentnie, łapiąc się
na tym, że przeszli już do części lochów.
-Powiesz nam, co myślisz o Granger? – rozejrzał
się zdziwiony, dopiero zauważając, że obiekt jego rozmyślań zniknął -Poszła na
moment do dormitorium, odłożyć nasze wypracowania, które obiecała sprawdzić.
-Aha. – kolejna długa wypowiedź, zganił się
w myślach.
-No to co myślisz? – uniosła brwi widząc
jego zdenerwowanie.
-Nic – burknął i przytrzymał otwarte drzwi
do Pokoju Wspólnego Slytherinu –Niby co mam powiedzieć?
-No, że jest miła – zaczęła Pansy.
-Zabawna – Diabeł wyszczerzył się.
-Inteligentna – dodała Astoria.
-Sprytna – Teodor wsadził ręce w kieszenie.
-Śliczna – dokończył wyliczanie Marcus. Po
czym został zgromiony szarym spojrzeniem. Uśmiechnął się chytrze i niewinnie
dodał -A ty co myślisz?
-Jest zarozumiałą Panną Ja Wiem Wszystko,
która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy – uśmiechnął się w myślach, widząc
ich zaskoczone miny. –Ale ma ładne oczy.
Draco nie mógł powstrzymać chichotu, który
zdradził jego plany. Pansy pisnęła, wskakując mu na plecy, jak wtedy gdy była
młodsza. Przewrócił oczami, z zamyśleniem spostrzegł wreszcie, że gryfonka
zdobyła sympatię ludzi, na których mu zależało. Uczniów słynących ze
ślizgońskiej natury. Bo jakim cudem Millicenta patrzyła z uśmiechem na kujonkę
gawędzącą ze swoją przyjaciółką? Wobec Greengrass Bulstrodge była bardzo
zaborcza. Albo jak Marcus Flint, pierwszorzędny gracz nie czystej gry, stara
się pochlebić nie nachalnej dziewczynie? Czy Pansy, która nigdy nie szukała
towarzyszki, zadowalając się nimi, nagle walczyła o przyjaźń prefekt? A Diabeł
i jego szybkie decyzje? Nieprzemyślane znajomości, które kończyły się klęską? Do
tej pory kręcił się wokół brązowookiej, przywiązując się nowej małej
siostrzyczki.. Nie mówiąc o Teodorze, który nagle przestał być takim chodzącym
cieniem o mrocznych oczach? Czy sama Księżniczka Slytherinu uśmiechająca się
szczerze?
I on.
Król Domu Salazara, dziedzic Malfoyów,
przyszły śmierciożerca o sadystycznych zapędach. Najseksowniejszy chłopak
Hogwartu, gwiazda sezonu w „Czarownicy”, a numer jeden w „Eliksiry, ciuszki i
pogaduszki”.
On w sumie naprawdę nie miał serca.
Bo Ona je miała.
Cześć, dobry wieczór!
Późno bo późno, ale jest ;) Długi, wyczerpujący i zawiły, wiem. Niedługo wszystko się wyjaśni. I co więcej pojawi więcej Dramione, obiecuję. Moja beta sama mnie zganiła, że czeka na naszą wybuchową dwójkę za długo.
A i następny rozdział również będzie niebawem!
Dziękuję za cierpliwość,
Lupi♥
Twoje opowiadanie jest cudowne, tak jak i rozdział. Niemalże się rozpływam, gdy je czytam. Błagam Cię, nigdy nie przestawaj pisać! ; *
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
eva
Właśnie takie komentarze sprawiają, że moja rodzina wątpi w moje zdrowie psychiczne. "To nienormalne tak się szczerzyć do komputera" Ahh, ale jak się nie uśmiechać na takie miłe słowa?
UsuńDziękuje, strasznie bardzo dziękuję!
Ściskam,
Lupi♥
............ Koniec awww <3
OdpowiedzUsuńPierwsze to kompletnie nie zrozumialam tej sceny co Draco sciagnal jej opatrunek i nie bylo rany. Ona wbila sobie rozdzke w dlon, krzyknela cos do Ńotta... Cos o Harrym. Nie wiem nie moglam sie skupic na niej kompletnie i czytalam ja dwa razy i wciaz nie wiem... Xd
OdpowiedzUsuńDramione sie zaczyna awww <3 to takie kochane jest wszystko xd moglas zaczynac wolniej z ta miloscia to prawda ale teraz jest super <3
dramione idzie po woli... Teo sie martwi ze Herm sie zakocha a ja tu sory ale widze ze Draco sie zakochuje <3
Mowie ci daj czesciej dormitorium Gryfonow i cos od nich bo Hermiona strasznie sie odciela. teodor nawet zauwazyl xd
KIEDY NASTEPNY???? <3 :D ?
-Verrsace
Zapraszam na kolejny rozdzial www.theeternalexile.blogspot.com
Verrsace :3
UsuńNastępny się piszę, bo chociaż mam 30 do przodu to wciąż coś zmieniam. Wiem, że mniej Gryfonów, ale już niedługo będą i oni xD Czy to dobrze, że rozwijam już waek Dramione czy nie? Bo nie wiem sama :< Ale moja beta mówi, że pora dodawać więcej scen z nimi.
Mhmm, mam nadzieję, że nie ma dużo rzeczy, których nie rozumiesz, a w następnym może się wszystko wyjaśni :D
Ściskam,
Lupi♥
PS. Muszę nadrobić u Ciebie zaległości *.*
Dawaj Dramione <3 juz pora.
UsuńI czy ja jestem JEDYNA OSOBA KTORA NIE MA BETY XD LOL
Zostałaś nominowana do Liebster Award. ;* Szczegóły na moim blogu: http://hogwart-zmienicprzyszlosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńTo miło wiedzieć, że komuś się podoba coś co piszę :3
Pozdrawiam,
Lupi♥
Długi. Wyczerpujący. Zawiły. Wspaniały.
OdpowiedzUsuńKOCHANA, PISZESZ NIESAMOWICIE.
Tylko czasami nie mogłam zrozumieć niektórych rzeczy, ale to nic. ;*
Draco jest cudowny. *_*
~Inka
zapraszam do siebie:
dramioneisall4me.blogspot.com
(Jest już nn)
O! Dziękuję!!! <33
UsuńJeśli czegoś nie rozumiesz to pytaj, ale serio mam nadzieję, że po następnym coś się rozjaśni :3
Pozdrawiam,
Lupi♥
PS. Zaraz poczytam Twoja historię xD
Świetny rozdział :) Widzę, że Dramione coraz bliżej *.* Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :) I ten cały Krąg, kasta bardzo mnie zaciekawiły :) Mam nadzieję, że niedługo bardziej rozwiniesz ten wątek ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
PS. W wolnym czasie zapraszam na moje niedawno zaczęte opowiadanie http://dramione-never-forget-you.blogspot.com/ :) Twoja opinia wiele dla mnie znaczy :)
Taak, Dramione będzie raz bliżej, a raz dalej, ale w końcu .. będzie więcej scen z nimi :P Krąg/Kasta będą się pojawiać jeszcze, ale.. sama sobaczysz xD
UsuńLiczę, że zostaniesz na dłużej,
Ściskam,
L.L♥
PS. Na pewno wejdę i skomentuję :3
Ta końcówka: "On w sumie naprawdę nie miał serca.
OdpowiedzUsuńBo Ona je miała." podbiła moje serce. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział <3
Wahałam się nad tą końcówką, ale cieszę się, że jednak niczego nie zmieniłam :3 Jeśli podoba się czytelnikom, to mi tym bardziej!
UsuńZapraszam na następne rozdziały,
pozdrawiam,
Lupi♥
zakochałam sie w 2 ostatnich zdaniach, zresztą chyba jak wszyscy *-* na brode Merlina to było boskie! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńOch, nawet nie wiem od czego zacząć. Początek tajemniczy, co takiego ukrywa nauczyciel? I to wspomnienie Harry'ego... Podoba mi się współpraca ich wszystkich, korki, które jak widać nie są najlatwiejsze. Wszyscy Ślizgoni w jednym miejscu, w dodatku współpracujący....
OdpowiedzUsuńWięź Hermiony i Theo coraz bardziej się wzmacnia i dobrze. Uwielbiam ten aspekt u ciebie, oryginalny i pełen niespodzianek.
Co tu jeszcze... Koncowka z Draco! Masz świetne jego monologi, widać tak dużo uczuć i przemyśleń...
Sama nie wiem co dalej, został mi w końcu jeszcze rozdział i szkoda mi kończyć.
Jednak znikam, ale zaraz wracam ;-)
Croy
Początek podobał mi się niesamowicie, było to takie tajemnicze!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta zażyłość między Ślizgonami a Hermioną. Jest taka... ach, sama nie wiem, ale cudna!
Uwielbiam końcówkę z Draco. Ogólnie uwielbiam Draco, więc cóż tu mogę więcej powiedzieć :D
"Najseksowniejszy chłopak Hogwartu, gwiazda sezonu w „Czarownicy”, a numer jeden w „Eliksiry, ciuszki i pogaduszki”."
Rozłożyłaś mnie tym na łopatki! :D
Za to trochę wkurza mnie Theo. Wiem, że chce dla Granger dobrze, ale moim zdaniem powinien kibicować jej i Malfoyowi, a nie ich od siebie odpychać. Dziwne.
Czytam dalej, zostało mi tylko pięć rozdziałów, chociaż przy ich długości, pewnie nie skończę do pólnocy. Nie żeby mnie do martwiło :D
No to zmykam dalej!
Ja to się już pogubiłam z tymi wszystkimi kręgami, nie kręgami, jakimś tam pokojem wspólnym, który się otwiera, jak go potrzebujesz, ale muszą otworzyć te drzwi osoby z innych domów ( nie pamiętam nazwy)...
OdpowiedzUsuńTak po za tym to rozdział przecudny *.* Ogólną opinię wystawię, kiedy przeczytam resztę rozdziałów :*
Jeej! *O* Bo to miłooość! <333
OdpowiedzUsuńTak, ja nadal powoli nadrabiam zaległości :D
I mam nadzieję, że te rozdziały nigdy się nie skończą! ;*