8 września 2016

Najgroźniejsze wojny toczą się w nas samych.

Witajcie!
Wybaczcie opóźnienie, ale musiałam dokończyć rozdział, a potem mi w połowie się nie spodobał, więc napisałam jeszcze raz.

Mam nadzieję, że Was nie zanudzi i się spodoba. Dziwnie jest po takiej przerwie coś wstawiać, ale jeszcze dziwniej było nie dodawać nic. Nie pytajcie jakim cudem laptop można zostawić daleko poza domem i czekać 2tygodnie aż do Was wróci.. to długa historia!

Następny rozdział właśnie zaczynam pisać, a że tego mi brakowało, to można się spodziewać szybszego dodania!

Ściskam mocno,
Lupi♥

PS. Rozdział NIE sprawdzony.






Krzyczał. Krzyczał co noc. Krzyczał głośno. Krzyczał.

- Obudź się, proszę, Draco, obudź się – błagała go, nachylając nad łóżkiem i chwytając za ramiona. Nie zdążyła nawet mrugnąć, gdy uderzyła plecami o podłogę a chłopak przyczajony niczym dzikie zwierzę kucnął nad nią, przyciskając różdżkę do jej krtani. Zmrużyła powieki zdumiona atakiem oraz szukając w rozbieganym spojrzeniu chociaż odrobiny braku szaleństwa.

- Hermiona? – zmarszczyła brwi, gdy silne ramiona chwyciły ją oraz odciągnęła, a inne odepchnęły od niej blondyna – Merlinie, Hermiono, nic ci nie jest?

- W porządku, Harry – szepnęła, podnosząc się z jego pomocą z podłogi. Teodor trzymał jasnowłosego śmierciożercę przy drugiej ścianie, miażdżąc mu gardło ramieniem – Teo, proszę…

- Mógł cię skrzywdzić – syknął ciemnowłosy Nott, nie puszczając z uścisku zdumionego Draco. Gryfonka przyglądała się jak srebrne spojrzenie wyostrza się, a wściekłość oraz głód mordu zmieniają się w szok oraz przerażenie. różdżka chłopaka upadła na ziemię z cichym łoskotem, który odbił się w małym pokoiku echem. Widziała jak wzrok Malfoya obiega jej sylwetkę oraz zatrzymuje się na bladym odcisku jego różdżki na szyi.

- Nie zraniłby mnie – zaprzeczyła cicho, nie przestając utrzymywać oczu na ukochanym Teodor również zauważył zmianę w przyjacielu, odsuwając się od niego niechętnie oraz rzucając mu lodowate spojrzenie.

- Co się z tobą dzieje? – warknął na milczącego wciąż blondyna, który odwrócił wzrok. Teodor skrzywił się z wściekłością, odwracając w stronę prostej jak struna dziewczyny – Nie możesz być z nim sama.

- Mogę, a co więcej będę – odparła chłodno, przyglądając z uwagą ciemnookiemu – Nie twoja sprawa.

- Owszem moja od kiedy postanowił cię zaatakować – ślizgon również skupił na niej uwagę, przenosząc złość z blondyna na nią – Hermiono, nie zgadzam się byś była z nim sama. Może cię skrzywdzić.

- Oczywiście, że nie masz tu nic do powiedzenia! – krzyknęła, zaciskając pięści i nie zdając sobie nawet sprawy, że wszystkie światła w namiocie zamigotały – To nie twoja sprawa, Teodorze! Nie wiesz co on przeszedł!

- Ty też tego nie wiesz! Inaczej może zastanowiłabyś się trochę nad swoim własnym bezpieczeństwem! – parsknął Nott, unosząc do góry ramiona – To nie jest ten sam chłopak. Był wśród okropnych drani, Hermiono, to nie jest pestka dla kogożkolwiek psychiki.

- Nie waż się go oceniać – brązowooka wstrzymała oddech, gdy poczuła mrowienie magii przebiegające po jej całym ciele – Nie masz prawa, Teodorze, nie masz prawa by go oceniać.

- Mam prawo dbać o ciebie i pilnować by nie stała ci się krzywda – zauważył ozięble ciemnowłosy, wskazując za siebie na Malfoya – A jego zaliczam do zagrożenia.

- Wyjdź stąd – wysyczała, wskazując drzwi – Wyjdź stąd natychmiast.

- Bez niego nie zamierzam – prychnął, przewracając oczami na jej pełne furii spojrzenie – Uspokój się nim wysadzisz namiot.

- W porządku – obrócili się zdumieni, gdy odezwał się sam Malfoy – W porządku, wyjdę, ale daj nam ostatnie pięć minut.

- Dobrze – Nott zerknął na nich ostatni raz, a potem pociągnął za sobą milczącego Harry’ego, pozostawiając ich samych.

Hermiona obróciła się plecami do stojącego pod ścianą blondyna, zaciskając pięści. Nie wierzyła, że chłopak mówił poważnie. Dopiero trzy dni temu go odzyskała, trzy dni leżał nieprzytomny w jej łóżku, a dziś, gdy po raz pierwszy się obudził już chcieli go jej odebrać.

- Zostałaś – wyczuła, że jasnowłosy się poruszył, ale nie zmieniła pozycji. Stała przy łóżku, muskając palcami szorstki koc.

- Przecież obiecałam – mruknęła, wciągając powietrze kiedy stanął tuż za nią, powoli obróciła się w jego stronę, chłonąc jego bliskość całą sobą. Srebrzyste tęczówki błyszczały boleśnie, ale co ją uderzyło niepewnością. Widziała jak dłonie chłopaka drżą, a oddech przyspiesza.

- Boję się, że mają rację – wymamrotał, unosząc ostrożnie rękę i delikatnie muskając palcami jej policzek – Mogę cię zranić.

- Możesz, ale tego nie zrobisz – westchnęła od łagodnej pieszczoty, robiąc krok w jego kierunku i nieruchomiejąc, gdy to on się cofnął – Draco…

- Przepraszam – zagryzł wargę, obserwując ją czule oraz uważnie – Byłaś jedyną myślą utrzymującą mnie przy zdrowych zmysłach.

- Przykro mi – wyznała szczerze, pochylając ku jego dłoni wciąż muskającej jej policzek – Przykro mi, że nie miałam jak ci pomóc. Wciąż nie mam.

- Pomogłaś i nadal to robisz – uniósł kąciki ust, nie reagując tym razem, gdy znów się zbliżyła. Poczuła dreszcz, gdy tym razem nie odsunął się na zbliżenie. Widziała jak jego źrenice rozszerzają się, a oddechy mieszają, kiedy stanęła na palcach. Delikatnie oparła dłonie na jego ramionach, przesuwając po zarysie bandaży oplatujących jego plecy i tors.

- Tęskniłam – wyszeptała, opierając czoło na jego obojczyku i wciągając niesamowity zapach jego skóry – Tak bardzo za tobą tęskniłam.

- Kocham cię – powiedział prosto do jej ucha, muskając wargami jej czoło, a potem skroń – Zamknij oczy, Mia - uśmiechnęła się, posłusznie zamykając powieki – Pamiętasz tamtą noc, gdy był bal? Szłaś na bosaka przez Hogwart, a potem tańczyliśmy ze sobą całą noc.

- Pamiętam – przytaknęła, przesuwając dłoń na jego tors w miejsce, gdzie najlepiej dało się wyczuć mocne bicie serca – Pamiętam każdą chwilę z tobą. I nie zapomnę.

- Nie dam ci zapomnieć – ciepłe wargi ślizgona przesunęły się po jej policzku, zahaczając o noc a potem o brodę – Będziesz moja do końca życia, Hermiono Granger, nie pozwolę ci odejść – drasnął zębami jej szyję, zatrzymując na chwilę przy obojczyku, gdzie zawsze miała najczulsze miejsce. Koniuszek języka obrysował jej ramię do krańca koszulki, którą najchętniej w tym momencie by zdjęła.

- Nie przestawaj – poprosiła, wyginając w łuk, gdy chłodne palce wsunęły się pod jej sweter i zahaczyły o guzik od spodni. Poczuła uśmiech ślizgona, wciąż z twarzą na jej szyi. Równie dobrze czuła chłodne palce, które odpięły już guzik i jedna z dłoni wsunęła się pod nie. Draco zrobił krok w jej stronę, sprawiając że kolana ugięły się pod nią i opadła na plecy na materac. Wciągnęła z sykiem powietrze, gdy opadł na nią, przygniatając specjalnie swoimi biodrami jej. Otworzyła powieki dostrzegając łobuzerskie iskierki w jego oczach, gdy obserwował reakcje gryfonki na swój dotyk. Rozszerzyła odruchowo uda, przyciągając go jeszcze bliżej. Tak bardzo tęskniła za jego uzależniającym dotykiem. Za wargami gniotącymi jak teraz jej usta, za palcami zręcznie masującymi jej kark oraz plecy.

- Czy nie minęło już pięć minut? – zapytał w pewnym momencie, odrywając się od niej i zerkając na drzwi. Hermiona zamrugała zdumiona dopiero po chwili rozumiejąc sens jego pytania. Niechętnie otworzyła więź między nim a Teodorem dość szybko wychwytując z myśli przyjaciela, że dadzą im spokój. Zapewne miała z tym coś wspólnego Astoria bądź Pansy, ale nie chciała się teraz tym zajmować.

- Mamy całą noc – zapewniła, wyciągając ręce i chwytając go pasek od spodni – Całą.

- Brzmi to cudownie – przytaknął, uśmiechając się i tym razem nawet jego oczy pojaśniały dawnym blaskiem – Bardzo, bardzo cudownie.

- Doprawdy? – uniosła brwi, siadając na materacu oraz popychając go tak by to on tym razem wylądował na plecach. Z cwaniackim uśmiechem blondyn pozwolił na to, chwytając ją za biodra i przyciągając. Nachyliła się nad nim łącząc ich usta w kolejnym namiętnym pocałunku oraz przyciskając swoje biodra do jego. Draco stęknął na ten ruch, wbijając palce w jej uda oraz zjeżdżając nimi niżej. Nie mogła powstrzymać się od syku, gdy musnął ją a ona tracąc kontrolę opadła na niego. Zmarszczyła brwi na zgrzyt jego zębów i blask bólu w oczach. Dopiero wtedy mgła pożądania oraz tęsknoty opuściła jej zmęczony umysł, a ona zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Zsunęła się z niego szybko, unosząc koszulkę by spojrzeć na bandaże pokrywające ciało chłopaka.

- Nie możesz się tak przemęczać – wytknęła mu, zauważając ze zdumieniem ze jej własna bluzka leżała na brzegu łóżka.

- Chyba żartujesz – zamrugał zaskoczony, unosząc na łokciach – Nie chcesz mi chyba dać teraz wykład?

- Dopiero się obudziłeś! To mogłoby krytycznie pogorszyć twój stan i.. – zamilkła, gdy spojrzał sugestywnie na swoje krocze a potem na nią – Przepraszam, że.. ja.. nie pomyślałam o tym wcześniej.

- Jesteś najbardziej dziwną osobą na świecie – zawyrokował, opadając na plecy i wzdychając – Okrutnica.

- Wiesz, że chciałabym też – zarumieniła się na jego zadowolony uśmieszek – Ale pomyśl trzeźwo. Jesteś przytomny od niecałej godziny, a twój organizm…

- Pragnie tylko ciebie – dokończył nie tak jak chciała, ale przewrócił oczami – Czuję to, wierz mi.

- Draco, martwię się – przeprosiła kolejny raz, zerkając ukradkiem na jego krocze a potem na chłopaka – Może chcesz się wykąpać?

- Czy pomożesz mi w tym? – uśmiechnął się kolejny raz, sprawiając że soczysty rumieniec dziewczyny jedynie się pogłębił – W myciu, oczywiście.

- Nie wiem czy to dobry pomysł – chrząknęła, chwytając za brzeg jego koszulki – Nie patrz tak na mnie. Chce ci pomóc się rozebrać.

- Nic nie mówię – zaśmiał się, unosząc ramiona i pozwalając zdjąć z siebie ubranie – Nawet nie przeszłoby mi przez głowę by protestować na taką propozycję.

- Możesz przestać? – westchnęła, ale uśmiechając się lekko. Skoro Draco na nowo był swoim aroganckim wcieleniem to oznaczało, że wracał do dawnego siebie. A skoro tak szybko udało mu się ją zawstydzić, to oznaczało, że jest sobą.

- Za bardzo lubię twoje rumieńce – przyznał, muskając palcem jej czerwony policzek - Zaraz wracam – obiecał, pochylając się i muskając ustami jej czoło – Nie zaśnij.

Przyglądała się jak znika za drzwiami i dopiero wtedy podniosła się z łóżka. Trzęsącymi się palcami zdjęła z siebie i tak na wpół zsunięte spodnie. Chwyciła koszulkę chłopaka i założyła ją zamiast swojej. Już dawno tego nie robiła, a pachnący nim materiał kończył się w połowie jej uda. Uśmiechnęła się szeroko na wspomnienie ostatnich chwil. Musiała przyznać sama przed sobą, że w chwili gdy Draco przycisnął jej różdżkę do szyi przestraszyła się. nie jego, a kolejnych dni, gdzie wszyscy będą ich pilnować. Nie bała się Malfoya, nie od kiedy poznała jego drugą stronę. Owszem bywał złośliwy oraz mroczny, ale ją kochał. Kochał na tyle by nie chcieć zranić.

- Jak zwykle myślisz szybciej, co? – jasnowłosy puścił jej oczko, gdy zauważył, że na łóżku ułożyła już maści, eliksiry oraz bandaże. Posłusznie usiadł na wskazanym miejscu, nie krępując się jak zawsze, że spodnie nisko opadają mu na biodrach. Hermiona powstrzymała grymas złości na widok jego ran oraz blizn, które nabył przez ostatnie miesiące. Wiedziała, że niektóre musiały być od zaklęć tnących, a inne zapewne od bicza. Podobno za nieposłuszeństwo śmierciożercy musieli znosić kary cielesne. Jednak najświeższe były te po wybuchu, których by nie nabył, gdyby wypił cały eliksir. Delikatnie nałożyła warstwę maści na rany, starając się robić to najostrożniej jak się da.

- Kim jest ta dziewczyna? – zapytała w pewnym momencie, przesuwając w lewo. Wstyd było jej, że mimo trzech dni od przybycia dwojga ocalałych, to wciąż nie zamieniła z jasnowłosą ani słowa. Nie wychodziła ze swojego pokoju od chwili przyniesienia tu nieprzytomnego Draco. Obserwowała jak Teodor oraz Astoria oczyszczali jego rany, a potem leczyli te, które się dało. Spała na niewygodnym krześle obok i dopiero jego wrzaski ją zbudziły. Krzyczał pół dnia, a ona pół dnia starała się go wybudzić.

- Evelyn? – uniósł głowę, zerkając na nią przez ramię – Ona żyje, prawda? Salazarze, całkowicie zapomniałem spytać.

- Żyje – uniosła brwi widząc jego poczucie winy oraz ulgę na potwierdzenie obecności wśród nich dziewczynki – No więc?

- Pomogła mi uciec – przyglądał się jej z zainteresowaniem, gdy teraz smarowała rany na jego torsie – Jest druidem.

- Druidem? – powtórzyła zaskoczona, unosząc wzrok z ciekawością – Takim.. prawdziwym?

- Tak – uśmiechnął się krzywo, widząc jej błyszczące oczy – Dlatego potrzebowałem jej pomocy w eliksirze.

- A czemu nie uwarzyliście dwóch eliksirów? – zapytała, zamierając, gdy poczuła jak nieruchomieje – Draco?

- To okropne, ale nie była w planie jako żywa – chrząknął, drgając pod jej uważnym spojrzeniem – Do ostatniej chwili miałem ją zostawić w zamku.

- Co się stało, że zmieniłeś decyzję? – sięgnęła po bandaż, zamierając, gdy chwycił ją za nadgarstek by przykuć na nowo uwagę. Widziała jak niepewność oraz wstyd przenikają i zmieniają się w smutek pomieszany z żalem.

- Ty – oblizała spierzchnięte usta, posłusznie czekając na resztę historii – Jesteś jedyną osobą dla której warto być dobrym. Dla której chcę być lepszy. Zostawiłbym Evelyn na pewną śmierć i tortury, ale wtedy.. wtedy pomyślałem o tobie i nie mogłem. Nie mogłem jej zostawić, bo nie wiem jakbym mógł na ciebie spojrzeć i nie czuć się jak potwór – wyjaśnił na jednym oddechu, spuszczając wzrok na ich dłonie na nowo splecione – Gdybym cię nie miał.. nie miałbym serca.

- Kocham cię – wyszeptała, przysuwając i miękko całując. Przesunęła palcami po jego twarzy, łapiąc za brodę i przyciągając bliżej – Kocham cię, Draco Malfoy.

- A ja kocham ciebie, Hermiono Granger – uśmiechnął się, opierając swoje czoło o jej oraz wciągając z ulgą powietrze do płuc – Tak bardzo, że czasem mnie to przeraża.

- Wiem – również się rozluźniła, prostując i kontynuując opatrywanie jego ran. Nie powstrzymała rumieńca, gdy przyciągnął ją tak, że siedziała na nim okrakiem w samych majtkach oraz koszulce, kończąc wiązanie bandaża. Pstryknęła go w nos, zsuwając i wskazując łóżko. Chłopak bez protestu tym razem posłusznie wsunął się pod koc, obserwując jak machnięciem dłoni sprawia, że szklanka przylatuje do niej, a dzbanek z wodą nalewa ostrożnie. Hermiona nawet nie zdawała sobie jak potężną wiedźmą się staje, a to tylko dzięki więzi z Teodorem. Ona już nie zwracała uwagi na magię niewerbalną, która przychodziła jej z dziecięcą łatwością, chociaż wielu musiało się trudzić by rzucić pojedynczy czar. Czasem dorównywała sile Harry’ego, który od początku miał wiele mocy w sobie.

- Podoba mi się, gdy jesteś moją panią doktor – stwierdził, kiedy podała mu kolejne flakoniki eliksirów oraz wodę do popicia. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, czekając aż wypije by odstawić szklankę na bok. Zgasiła lampę, posuwając na oślep do łóżka, gdzie czekały na nią silne ręce chłopaka. Położyła się na plecach, czując jak mały palec jasnowłosego splata z jej.

- Cieszę się, że znów mam cię obok – wyszeptała w ciemność, uśmiechając smutno – Brakowało mi tego.

- Mi też – przytaknął, przekręcając na bok i wsuwając nos w jej loki – Bardzo.

- A teraz śpij – poprosiła, muskając wargami jego kraniec ust – Śpij, a gdy się obudzisz będę obok.

I zasnął po raz pierwszy snem bez koszmarów, krwi oraz tortur.

 -.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Daj jej spokój.

Pansy zmarszczyła brwi, ale posłusznie odsunęła się by rudy chłopak mógł usiąść obok jasnowłosej dziewczynki. Przyglądała się jak Weasley podaje nieznajomej kubek z gorącą herbatą oraz kanapkę. Ślizgonka, którą jedynie kojarzyła z widzenia, była całkowicie przerażona oraz zestresowana od pierwszego dnia, gdy ją wyciągnęła spod przewalonego pomostu. Musieli ją oszołomić żeby Astoria z rudym mogli oczyścić jej rany oraz uleczyć, gdyż mała się wyrywała i płakała. Dopiero wieczorem odzyskała przytomność, chociaż udawała, że śpi. Pansy wiedziała jaka jest prawda, ale dała jej spokój. Jednak kolejnego dnia ciszy powoli miała dość. Potrzebowała informacji kim jest i co robi teraz u nich, a Malfoy w najlepsze spał. Drgnęła odruchowo, zerkając na oddalony pokój Hermiony i prosząc w myślach by chociaż tamta dwójka mogła się chwilowo odprężyć. Należało się to im.

- Nic jej nie robię – powiedziała, gdy Ron rzucił jej kolejne złe spojrzenie – Po prostu pytam.

- To przestań – niebieskie tęczówki błysnęły groźnie, gdy prychnęła. Usiadła na fotelu, przyglądając podejrzliwie dziewczynce, o której nie było mowy. Kim była ta mała czarownica? I czemu wciąż się na nią patrzyła z tą fascynacją. Jej śmierciożerca nic nie wspominał o jakiejkolwiek towarzyszce blondyna. Jej? Zgrzytnęła zębami, czując jak przewraca jej się w brzuchu na tą myśl. To prawda, dużo zawdzięczała śmierciożercy o złotych oczach.. zbyt dużo. Uratował ją tyle razy, ostatnio dosłownie wyrywając śmierci ze szponów. Pamiętała jak bardzo bolało, gdy ją opatrywał. Pamiętała jego szczere przeprosiny i prośby by się nie poddawała.




- Już, Raven, zaraz będzie po wszystkim – szeptał chłopak, przyciskając dłonie do jej rany i szepcząc kolejny urok. Skrzywiła się na nagłe gorąco palące jej skórę oraz obrzydliwy zapach krwi pomieszany z jakimś eliksirem. Miał zgrabne palce, co zauważyła niechętnie. Równie sprawnie się nimi posługiwał, ratując jej marne życie. Gdyby miała siłę może by zaprotestowała.. zginęłaby. Uciekła z tego świata, ale nie miała ochoty otwierać buzi. Nie chciała krzyczeć. Pokazać cierpienia.

- To było bezmyślne z twojej strony, ptaszyno – karcił ją, jednocześnie ratując. Wpatrywała się w jego maskę, zastanawiając co pod nią kryje. Jedynie oczy, złote i tak żywe wbijały się w nią z przejęciem.

- Czemu mi pomagasz? – spytała godzinę później, gdy posadził ją nad strumieniem i obmywał własne brudne od jej krwi dłonie w wodzie. Przyglądała się jak z kocią gracją klęka, a potem obraca w stronę lasu.

- Czemu mi to utrudniasz? – odpowiedział pytaniem, a ona wiedziała, że się uśmiecha pod maską.

- Znałeś mojego brata? – dotknęła palcem zabandażowanej nogi, gdzie najbardziej bolało. Nawet nie zauważyła kiedy opadł na ziemię obok niej, wyciągając dłonie do małego ogniska, które zapalił.

- Christophera Parkinsona? – westchnął cicho, szturchając butem kawałek palącego się patyka – Nie. Nie znałem twojego brata.

- Więc co nas łączy?

- Nie łączy nas nic – nachylił się ku niej tak blisko, że mogła dostrzec w złotych tęczówkach ciemne plamki brązu – Ale to nie znaczy, że nie mam ci pomagać. Mówiąc szczerze, Pansy Genevie Parkinson, myślałem, że będziesz równie świrnięta co twój ojciec.

- A więc znałeś mojego ojca – mruknęła, unosząc brwi, kiedy zsunął z siebie czarną pelerynę i nałożył na jej ramiona. Zadrżała na nagłe ciepło oraz dziwny skurcz w brzuchu na ten miły gest – Nie prosiłam o to.

- Nigdy o nic nie prosisz, wiem – wyglądał dziwnie w zwykłych czarnych, pobrudzonych ziemią spodniach oraz koszulce z długim rękawem i wciąż założoną na twarzy maską – Ale to nie znaczy, że niczego nie potrzebujesz.

- Wciąż nie powiedziałeś czemu mi pomagasz – zauważyła ze zmęczeniem, wyciągając dłoń i dotykając jego maski tam, gdzie było czoło – Spokojnie, nie zdejmę jej. Chcę tylko poczuć, że jesteś prawdziwy.

- Jestem równie realny co ty, Raven – szepnął, pozwalając jej palcom przesunąć się po dziwnych wzorach wyrytych na chłodnym metalu – Czemu ty? Bo kiedy spojrzałaś wtedy na korytarzu mi w oczy.. biła od ciebie taka duma, wściekłość oraz dziwna tajemniczość, że musiałem zrozumieć. A potem oszołomiłaś wilkołaka, ratując desperacko dziecko.. przykro mi, że nam nie wyszło – przybrał łagodniejszy ton, gdy wstrzymała oddech na wzmiankę o małej puchonce – Zrozumiałem, że masz wielkie serce, Pansy Genevie. Większe niż ktokolwiek inny. I największym żalem musiałbym cię zabić.

- I dlatego postanowiłeś zmienić strony? – zaśmiała się dość histerycznie, chwytając w dłoń swoją różdżkę – Bo mam wielkie serce?

- Nie – spojrzał na nią z powagą, przysuwając mimo, że różdżka zaczęła się wbijać w jego tors – Czarny Pan stał się potworem. Miał naprawdę ciekawe plany, ale popsuła to żądza krwi. Żałuje tego bardzo – zatrzymał się na chwilę, będąc jedynie kilka centymetrów od niej z wbitą mocno różdżką – Nie zmieniłem stron, Pansy, po prostu cię polubiłem. I postanowiłem pomóc.

- Jesteś jeszcze bardziej szalony niż ja – mruknęła, opuszczając różdżkę i obserwując jak złote oczy błyszczą dziwną satysfakcją – Więc jesteśmy wrogami.

- Mamy wspólnego sojusznika – śmierciożerca zerknął na niebo jakby szukając odpowiedzi na tylko swoje pytania – Skoro o tym mowa… pora byśmy porozmawiali o całkowicie pochrzanionym planie Malfoya.

- Draco? – Pansy wyprostowała się od razu, a senność i ból straciły na sile – Mów!




I powiedział. Powiedział o każdym szczególe, który dopracowali. O godzinie na którą mają się stawić, na problemach jakie mogą wystąpić. Kiedy skończył nie czekała zbyt długo i bez słowa zniknęła. Skrzywiła się teraz na myśl, że zachowała się okropnie dla chłopca, który przekazał jej tak istotne wiadomości.

- Muszę się przejść – powiedziała, podnosząc i ignorując zaskoczenie Weasleya oraz Astorii wyszła na zewnątrz. Zastała przy ognisku rozmawiających spokojnie pozostałych towarzyszy, a zielone tęczówki Pottera zamigotały troską na jej widok.

- Wszystko w porządku? – zapytał, wstając by podejść.

- Tak, zrobię obchód – uśmiechnęła się blado, wskazując wejście – Myślę, że Astorii przyda się wsparcie. Powinna pójść spać nim ruszymy dalej.

- Dobrze – Wybraniec ostatni raz na nią spojrzał, wchodząc w końcu do namiotu by odnaleźć swoją ukochaną. Przeniosła niechętnie wzrok na milczącego teraz Notta, który równie przenikliwie na nią patrzył.

- Zapewne jutro będziesz musiała opowiedzieć wszystkim skąd wiedziałaś o planie Malfoya – zauważył w końcu, unosząc koniuszki ust do góry – Sam jestem ciekaw.

- Zapewne będę musiała – przyznała, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy i spoglądając w płomienie – Po ostatnich miesiącach dziwnie znów być w tak głośnym gronie, prawda?

- Tak – przytaknął, zerkając za ramię na namiot. Pansy usiadła obok niego na głazie, opierając wygodniej o ramię ślizgona. Kiedyś taka bliskość między nimi byłaby nie do pomyślenia. Ale ostatni dłuższy czas mieli tylko siebie. To Teodor budził ją z koszmarów, to Teodor pilnował by jadła. Dziwna była teraz myśl by wrócić do grupki głośnych bliskich, gdzie każdy o każdego się troszczy. To co połączyło ich.. było inne. Razem żyli, razem spali, razem zabijali. To oni wymyślali plany jak podejść śmierciożerców, jak najszybciej zabić. A teraz siedzą obok siebie przy ognisku i słuchają śmiechu Astorii oraz protestu Rona Weasleya na jakiś pomysł Bohatera.

- Tęsknię czasem za naszym drzewem – mruknęła, mając na myśli ogromną wierzbę, na którą się wspinali i na szerokich gałęziach spali. Lubiła siadać na ich gałęzi, przyglądać się jak Nott obiera im owoce albo szkicuje. Odkryła, że i ona pojawia się czasem w jego szkicowniku. Nigdy nie miała oczu. Jak o to spytała, to dowiedziała się, że nie umie ich zrozumieć. Cokolwiek to znaczyło poczuła się dziwnie na myśl, że ktoś ją obserwuje. Że czarne jak noc tęczówki podążają za nią oraz błyszczą rozbawieniem, gdy jak wtedy się zarumieniła.

- Ja tęsknię za jaskinią – wyznał chłopak, sprawiając, że dostała gęsiej skórki. 

Jaskinia. 

Tak, też za nią tęskniła. 

Tam towarzyszyła im cisza oraz zapach ogniska. Zrobili sobie posłania z mchu oraz liści, które szelestem usypiały ich do snu. Jednak ona wspominała inny moment, chwilę, w której odkryła.. sama jeszcze nie wiedziała co. Leżała na swoim miejscu, wpatrując się w ogień i obserwując z ciekawością swojego ciemnowłosego towarzysza. Nie miał na sobie koszulki, a krople wody z pobliskiego jeziorka lśniły na jego bladym torsie. Nie mogła nigdy pojąć co dziewczyny widziały u niego… ale wtedy zrozumiała.

- Tak – oblizała spierzchnięte wargi, czując jak Teodor wyprostowuje nogi i wzdycha. Zerknęła na niego kątem oka, przyglądając jak jego wzrok kieruje się w końcu na nią.

- Jednak dobrze jest znów być też z innymi – stwierdził, uśmiechając szelmowsko, gdy z trudem odwróciła oczy – Zrobię obchód wokół i..

- Nie – podniosła się szybko, odgarniając włosy do tyłu – Ja zrobię obchód. Musze pomyśleć i.. wiesz.

- W porządku – skinął w końcu głową, wstając i wskazując namiot – Pójdę w takim razie sprawdzić jak sobie radzą.

Przytaknęła, obracając i kierując w kierunku lasu. Gałęzie pękały pod jej butami, gdy specjalnie na nich stawała. Przystanęła dopiero kilka metrów dalej, unosząc dłoń i muskając palcami barierę, którą nałożyli wcześniej. Musiała przyznać, że była silna oraz trwała, ale ostrożnie zaczęła iść wzdłuż by się upewnić, że nigdzie nie jest nadszarpnięta. Dopiero po godzinie na nowo stanęła przed namiotem, uchylając wejście i wsuwając się do środka. Uśmiechnęła się na widok śpiącego u siebie Harry’ego z wtuloną w niego Astorią. W salonie spał Weasley z radiem włączonym, gdyż własny pokój udostępnił małej dziewczynce i jej. Minęła łazienkę, gdzie był Teodor, wchodząc do przydzielonego jej pokoju. Rzuciła okiem na leżącą w łóżku blondynkę, sięgając do swojego plecaka i wyciągając z niego szatę śmierciożercy. Ścisnęła ją mocniej, prostując. Evelyn wciąż spała, więc bardziej spokojna opuściła pokój. Na korytarzu czekał na nią Nott, przyglądający pelerynie, którą ściskała.

- Jesteś pewna? – zapytał cicho, wskazując na wyjście z namiotu.

- Potrzebuję tego – chrząknęła, spuszczając wzrok, ale unosząc głowę kiedy coś do niej wyciągnął.

- Przyda ci się – stwierdził, kiedy odebrała od niego srebrną maskę. Skinęła krótko głową, pozwalając się odprowadzić na zewnątrz. Ostatni raz przyrzekła, że wróci przed świtem aż w końcu ruszyła przed siebie. Ominęła z łatwością bariery, nie naruszając ich i znikając z lasu z cichym pstryknięciem.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Mogę cię pocałować?

Wiedziała że nie powinna o to pytać. To było z jej strony głupie, bezmyślne i całkowicie nieprzemyślane. Ale nie mogła się powstrzymać. Nie kiedy jego palce delikatnie muskały jej ramiona, a oczy troskliwie wpatrywały się w niewielkie siniaki.

- To chyba nie najlepszy pomysł – stwierdził cicho chłopak, a ona poczuła tą samą falę rozczarowania co zawsze. Czemu akurat ci których pragnęła, nie pragnęli jej?

- Nie przeszkadza mi, że jest.. ona – powiedziała szczerze, uśmiechając krzywo – Jeśli cię to pocieszy ja również nie myślałbym o tobie. A o.. nim.

- Właśnie dlatego to by było nie w porządku – zauważył delikatnie, chwytając ją za brodę by nie uciekała spojrzeniem – Jesteś piękna. Jesteś odważna, mądra oraz zabawna. Nie mogę dać ci tego co oczekujesz, bo kocham inną.

- Ja też kocham innego, ale jego tu nie ma. Co więcej nawet jakby tu był.. to by mnie nie chciał – przewróciła oczami, kiedy przysunął jej szklankę z mieszanką eliksirów – Potrzebuję bliskości. Na chwilę zapomnieć o wszystkim.

- Przykro mi – odsunął się, czekając aż dopije lekarstwa. Przyglądała się jak odstawia naczynie, a potem zarzuca szkolną szatę na siebie i ostatni raz na nią zerka – Widzimy się później?

- Tak – przytaknęła, unosząc brwi – Skąd wiesz, że wciąż żyje?

- Bo zrobiłem wszystko by tak było – zesztywniał, mrużąc powieki – Jest daleko. Jest bezpieczna.

- Mam nadzieję – stwierdziła szczerze, machając mu na pożegnanie. Opadła na fotel ze zmęczeniem, zastanawiając kiedy aż tak życie ją wykańczało. Musnęła palcem nowe blizny, które zarobiła stając na czele Gwardii Dumbledore’a. mówiąc szczerze miała nadzieję, że kiedy wróci Harry i zobaczy ją jako przywódcę odważnych uczniów.. kiedy dostrzeże ją w czasie walki, to chwyci ją w ramiona i pocałuje. Jednak on nie wracał, a jej jedynym łącznikiem z ukochanym była Millicenta. Stanęła przed lustrem wpatrując w siebie ze smutkiem oraz złością. Co była w niej nie tak, że z taką mocą pokochała jednego chłopaka? Chciałaby tylko by ktoś powiedział, że ją kocha. Że jest dla niego ważna. Że jest piękna i jej pragnie.

- Ginny? Gotowa? – Neville wszedł do Pokoju Życzeń, uśmiechając się blado na widok jej poharatanego brzucha.

- Tak – chwyciła przyjaciela za rękę, zamykając za nimi Pokój Zniknięć i podążając na lekcje. Hogwart był straszny. Pierwszy raz od wielu lat tratowania zamku jak domu bała się. ślady krwi często zdobiły posadzki, gdy mugolaki obrywali zaklęciami tnącymi. Nauczyciele jak Carrowowie torturowali nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Tak bardzo żałowała pierwszoroczniaków, które z płaczem wracały z lekcji.

- Postaraj się dziś nie szaleć – poprosił Longbottom, gdy się rozdzielali na korytarzu. 

Obiecała i prawie przyrzeczenie dotrzymała. 

Wieczorem miała jedynie dodatkowego siniaka na policzku, gdy odważyła się przeciwstawić jakiemuś aroganckiemu ślizgonowi z szóstego roku. Nie wolno był jednak ignorować jej takich oszczerstw rzucanych w kierunku przyjaciół czy rodziny. Czasem żeby znosić ciągłe bicie oraz upokarzanie wymyślała tysiące sposób na zabicie tej osoby. Z chęcią wyobrażała sobie jak Carrow ginie z ręki Hermiony, jak ten tchórz Snape błaga Harry’ego o litość. Cieszyła się, że Zabini trenował z nią sztukę blokady umysłu. Inaczej gdyby jej myśli dotarły do kogoś… mogłaby być martwa.

- Dobrze się czujesz? – zapytała wieczorem jasnowłosą ślizgonkę, która stała przy oknie i wpatrywała w ciemność. Lubiła jak iluzja Milli znikała, a widać było brzuch. Blondynka była jeszcze piękniejsza niż zwykle, gładząc czule rosnące w niej dziecko.

- Marcus się ostatnio nie odzywał – wyjaśniła cicho pani Flint, zerkając na nią z obawą – Nie odpisał na trzy ostatnie listy. Martwię się o niego.

- Może jest na misji? – zagryzła wargę, wyciągając ramiona do przyjaciółki. Slytherin wierzył, że Gloomy jest agentem. Pracuje z aurorami, ale to zmyłka, bo jest szpiegiem. Inaczej Milli mogłaby być w niebezpieczeństwie, ale do tej pory wszyscy wierzyli w tą historię.

- Nie wiem nawet gdzie i z kim – mruknęła jasnowłosa, chwytając ją za dłoń i przyciągając do swojego brzucha – Kopie, czujesz?

- Będzie z twojego dziecka niezłe ziółko – przytaknęła, uśmiechając na delikatny ruch pod bladą cerą dziewczyny. Milka również trochę pojaśniała, sięgając do stoliczka, gdzie jak zawsze czekały na nią krakersy oraz kiszona kapusta, którymi się ostatnio zajadała. Ku całkowitemu obrzydzeniu jej oraz Blaise’a.

- Wciąż nie powiedziałam Astorii – przyznała ślizgonka, skubiąc ciastka – Czuje się dziwnie z tym.. niedomówieniem. Ale nie umiem się zebrać by to powiedzieć.

- Co to za przyjaźń, gdzie boisz się powiedzieć o dziecku? – zapytała sucho, zastanawiając się co by ona powiedziała Hermionie. Powiedziałaby od razu? Czy jak Milli czekała na dobry wybór? A co jeśli to Herm zaszłaby w ciążę z.. z Malfoyem?

- Nie boję się, nie chcę jedynie dodawać zmartwień – zaprotestowała Milka, przeczesując palcami jasne pukle – Może trochę przejęłabym się jej opinią.. wiesz, chodzę do szkoły i mam brzuch, ale.. jestem mężatką. To i tak więcej niż ona i Harry, prawda?

- Prawda – Ginny z trudem uniknęła skrzywienia się na wzmiankę o zielonookim. Greengrass zamiast niej… Millicenta wciąż nie dostrzegała jej totalnego oddania oraz lojalnej miłości wobec Wybrańca. Może to i lepiej. 

- Poproszę Blaise’a chyba o zostanie ojcem chrzestnym naszego maleństwa – ruda drgnęła, przenosząc znów uwagę na towarzyszkę – Musimy jeszcze ustalić to z Marcusem, ale oboje jesteśmy tego zdania. Blaise nam bardzo pomaga.

- Blaise jest opiekuńczy, to słodkie – przytaknęła, uśmiechając szeroko na widok zadowolenia blondynki – Byłby wniebowzięty.

- Gdybym mogła wybrać matkę chrzestną, to wybrałabym ciebie – Ginny podziękowała, wiedząc, że to nie do końca prawda. Milli wpierw poprosiłaby Astorie, Pansy czy Hermionę nim nawet pomyślałby o jej kandydaturze. Ale zostały na siebie skazane i starały sobą zastąpić brak tych najbliższych przyjaciółek.

Millicenta zaczęła w końcu się zbierać, a kiedy przyszedł Blaise, musiała jeszcze wysłuchać monologu o regularnym chodzeniu spać. Po kilku minutach jasnowłosa zniknęła, obiecując od razu położyć się do łóżka. Mulat opadł na kanapę obok Ginny, uśmiechając na widok przygotowanego już alkoholu.

- Ognista? – uniósł zdumiony brwi, kiedy rozlała im nie po kieliszku, a po całej szklance.

- Mamy co świętować, prawda? – przypomniała o szczęśliwej wiadomości sprzed godziny od przyjaciół, że przejęli żywego Malfoya. Zabini przytaknął radośnie, pochłaniając na raz alkohol. Powoli zniknęła pierwsza butelka, a po niej dwie kolejne. Ginny pokochała ostatnio działanie alkoholu. Lubiła chwile, gdy szumiało jej w uszach, a gorzki posmak zostawał w palącym gardle. Lubiła czuć się tak wolno oraz bezwładnie. Lubiła śmieć się głupkowato oraz z trudem utrzymując równowagę. Polubiła też pijanego Blaise’a, który opowiadał głupie żarty bądź historie. Zapominał wtedy o Aryi, o Draco, o Pansy. Był jej. Skupiony na niej oraz kolejnej szklance alkoholu. Podobało jej się, że nie ganił za kolejną butelkę, nie krytykował. Uśmiechał się. Śmiał się. Nie protestował, gdy go przytulała.

- Myślisz, że w innym świecie mógłby mnie pokochać?

Słuchała mocnych uderzeń jego serca, siedząc obok z położoną na jego torsie głową. Blaise wpatrywał się w zaczarowane niebo nad nimi, odnajdując różne konstelacje i śmiesznie je nazywając.

- Na pewno – mruknął, nawijając na palec jeden z rudych pukli – Jesteś naprawdę śliczną i wyjątkową dziewczyną, Ginny.

- A ty? – obróciła się tak by w ciemnym pokoju chociaż trochę widzieć jego oczy.

- Musiałbym być głupi bądź ślepy by tego nie zauważyć – zmarszczył brwi w namyśle – Głupi. Nawet ślepy widzi twój blask.

- Nie jesteś głupi – szepnęła, wyciągając dłoń i muskając jego czoło. przesunęła palcem po jego nosie, a potem wargach. Mulat wpatrywał się w nią pół przytomnie, nie protestując, gdy przerzuciła nogę przez jego biodro by przysunąć się bliżej.

- Ginny…

- Szzz – uciszyła go, przysuwając swoją twarz bliżej. Musnęła wargami jego policzek, wciągając do płuc od niedawna znany zapach – Zapomnij o wszystkim. Zapomnij o wojnie, o nich. Zapomnij o świecie, Blaise.

- Nie mogę – jęknął, gdy zsunęła usta na jego szyję – Nie mogę, Ginny, ja..

- Ja też – ugryzła go w szyję, popychając stanowczo na plecy i nachylając. Przycisnęła swoje biodra do jego, ocierając sugestywnie – Ale nie ma tu nikogo oprócz nas. Nie ma tu Aryi, Blaise. Ona może być już martwa, a nawet jeśli nie… to cię nie pamięta. Nie istniejesz dla niej – szepnęła, zdzierając z niego jednym ruchem koszulkę. Pocałowała jego tors, gładząc mięśnie opuszkami – Nie istniejesz dla nikogo oprócz mnie – kontynuowała wędrówkę wargami, zatrzymując przy pasku. Odpięła sprawnie zamek oraz otworzyła rozporek, uśmiechając kiedy wplątał palce w jej włosy – Właśnie tak, Blaise, jesteś teraz mój.

- Nie – westchnął, pociągając ją do góry i wysuwając spod niej. Spojrzała na niego zdumiona, kiedy podnosił się z trudem z ziemi – Nie mogę.

- Wydaje mi się, że możesz – wskazała na jego krocze, uśmiechając krokietująco – Oboje wiemy, że chcesz.

- Przepraszam – wymamrotał, podciągając spodnie i łapiąc swoją bluzkę. Na nowo usiadł, gdyż stanie zabierało zbyt wiele energii. Pokój się teraz zmienił, a mulat opadł na wiele poduszek – Idźmy spać.

- Dobrze – zgodziła się, również układając na poduszkach i wpatrując w niebo. Kolejny raz została sama. Kolejny raz jej serce zaczyna bić dla złego chłopca. Podeszła po cichu do śpiącego już spokojnie Blaise’a, przyglądając mu ze smutkiem. Wyciągnęła dłoń, gładząc jego włosy i nachylając. Łagodnie musnęła wargami jego rozchylone usta, smakując je i zapamiętując miękkość.

- Arya.. – wyszeptał cicho, obracając w jej stronę.

- Pudło – westchnęła, odsuwając i wracając na swoje miejsce.

Może taka jest jej rola. 

Bycie odrzuconą i nieszczęśliwie zakochaną aż po kres swoich dni.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Poczekaj!

Zatrzymała się powoli, zastanawiając czy to odpowiednia chwila na panikę. Jednak nie musiała się jeszcze niczym martwić, bo nikt nawet nie domyślał się kim jest. Miała maskę oraz pelerynę i stała się niewidzialna dla tych śmieci.

- Nie widziałaś może Xaviera? – zapytał starszy mężczyzna, od którego śmierdziało piwem.

- Nie – wzruszyła ramionami, nawet nie wiedząc kim jest Xavier. Ruszyła dalej przez obozowisko, zatrzymując na chwilę przy jednym ognisku, a potem krocząc wśród namiotów dalej.

- Hej, złotko, może do nas dołączysz? – przyjrzała się młodemu śmierciożercy, który wskazał na jeden namiot, gdzie jego dwóch kolegów zaczęło właśnie rozbierać równie piękne co mopsy kobiety.

- To na pewno kusząca propozycja, ale Raven ma inne plany – obróciła się równie zdumiona co pryszczaty chłopak w kierunku skraju drzew, gdzie stał wyprostowany śmierciożerca.

- O, Raphael, ja.. wybacz – chrząknął smarkacz, znikając w namiocie i zapominając całkowicie o jej obecności. Pansy przyjrzała się zbliżającemu, uspakajając szalejące serce.

- Co ty tu robisz? – spytała z ciekawością, pozwalając pociągnąć do cienia za kilkoma drzewami.

- Mógłbym spytać o to samo, prawda? – warknął, popychając ją mocniej i ściskając za rękę. Skrzywiła się na szarpnięcie w pępku, gdy ich teleportował z obozu śmierciożerców. Wyrwała się z mocnego uścisku, cofając gdy zrobił krok w jej kierunku.

- Musiałam.. musiałam pomyśleć – mruknęła, opierając plecami o jakieś drzewo – Skąd ty się tam wziąłeś?

- Prawdopodobnie stąd, że zamordowałaś tak wielu ludzi z tamtego obozu, że Czarny Pan kazał mi mieć na oku to miejsce – wysyczał, nachylając ku niej – Nie spodziewałem się, że będziesz taka głupia by tam wracać.

- Mam maskę, szatę… nikt mnie nie poznał – zauważyła sucho, marszcząc brwi – Przestań krzyczeć.

- Nie krzyczę – parsknął, unosząc do góry ramiona – Merlinie, Pansy! Jakby ktoś spytał o hasło? Jakby ktoś zdjął twoją maskę?

- To bym go zabiła – wzruszyła ramionami, kiedy na nowo zaczął prosić o cierpliwość wszystkich wielkich magów – A potem oni by mnie zabili wiem.

- Nie, nie zabiliby cię – prychnął, krzyżując ramiona na piersiach – Torturowaliby cię, zrobili z ciebie dziwkę, znów bawili i może ktoś w końcu łaskawie zostawiłby ci sznurowadło byś mogła się na nim powiesić.

- I tak kiedyś umrę – zauważyła, ignorując ten przerażający scenariusz.

- Tak chcesz umrzeć? Jak złamana, zapłakana dziewczynka? – zaśmiał się szyderczo – Oboje wiemy, że chcesz zginąć w walce. Jak wojownik. Nie jak tchórz.

- Przeszkadzasz mi w tym umieraniu – mruknęła, zdejmując kaptur, a potem maskę i rzucając okiem na chodzącego w każdą stronę chłopaka – Raphael.. jak anioł stróż, co?

- Chyba mi nie wychodzi – westchnął, prostując kiedy do niego podeszła – Czego chcesz, Raven?

- Chciałam podziękować – wymamrotała, ostrożnie zdejmując z niego szatę, która opadła na ziemię.

- A teraz? – przechylił głowę, kiedy przysunęła się jeszcze bliżej i wyciągnęła dłonie do jego maski.

- Teraz chcę.. – przełknęła z trudem siłę, uśmiechając blado – Teraz chcę ciebie.

- Nie potrzebuję takich podziękowań – wyszeptał, prostując tak, że jego głowa była poza jej zasięgiem – Nie..

- To nie są podziękowania – zaprzeczyła, sięgając do swojej koszulki i ściągając ją jednym ruchem – Teraz chcę ciebie. Potrzebuję zrozumienie, Raphaelu. I od ciebie je dostanę.

- Będziesz żałować – westchnął, muskając jednak palcami jej biodra i pozwalając się przysunąć bliżej – Będziesz?

- Nie – uśmiechnęła się, kiedy objęła go za szyję, a śmierciożerca sprawnie podciągnął ją do góry tak by oplatała udami jego biodra. Przeniósł ich na miękki mech, klękając z nią wciąż wtuloną w silny tors.

- Pansy.. – szepnął, gdy zsunęła z jego twarzy maskę i odrzuciła ją na bok. Arystokratka zamarła przyglądając ze zdumieniem migdałowym oczom o długich rzęsach, lekko garbatemu nosowi oraz symetrycznym, szlachetnym rysom. Wyciągnęła dłoń, przesuwając opuszkami po złocistej skórze i muskając palcami wargi.

- Au – skrzywiła się z rozbawieniem, gdy ugryzł ją w palec – Czemu nigdy nie zdejmujesz maski?

- Bo nikomu nie ufam – stwierdził, muskając nosem jej nos i delikatnie przesuwając ustami po jej policzku – Przestań – skarcił ją, kiedy niecierpliwie sięgnęła do jego spodni.

- Nie pragniesz mnie? – zaskoczona zamarła, czując jak rumieńce pojawiają się na jej policzkach.

- Nie bądź jeszcze głupsza niż zwykle – zaśmiał się, dociskając do niej biodra – Oczywiście, że cię pragnę. Od pierwszego dnia, kiedy spojrzałaś na mnie z taką niechęcią jak na robaka – objął ją ramieniem, obracając do siebie plecami i przyciągając do swojego torsu oraz nachylając by szeptać jej prosto do ucha – Wiem, że byś żałowała dzisiejszej nocy. Może nie dziś, nie jutro, ale wkrótce.

- Nie żałowałabym, wiem co robię i…

- Właśnie w tym problem, kochana, że nie wiesz – pocałował ją w obojczyk, wciągając głęboko zapach skóry ciemnowłosej – Wciąż żądzą tobą emocje po uratowaniu przyjaciela. Chcę ciebie. Ale chcę nie przez wdzięczność, a przez pragnienie.

- Raphael?

- Podoba mi się jak wypowiadasz moje imię – stwierdził z rozbawieniem, nakrywając ją swoim płaszczem – Tak?

- Nie wiem czemu to robisz.. ale dziękuję – westchnęła, przymykając powieki na łagodne masowanie jej ramion – Nie powinnam, ale ci ufam.

- Wiem – uśmiechnął się znów cwaniacko, cmokając ją w czoło – A teraz śpij, Pansy Genevie. Niedługo czeka nas nowe niebezpieczeństwo.

Zasnęła ukołysana jego biciem serca, oddechem we włosach oraz silnym ramionom, którymi ją obejmował. Nie rozumiała czemu ją zbierał wciąż na kawałki i nie pozwalał upaść. Ale ten jeden raz czuła się w pełni sobą.

I było jej z tym dobrze.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

- Naprawdę nie chcę wiedzieć co oznacza ten uśmiech.

- I się nie dowiesz – zaśmiała się Hermiona, obracając i posyłając radosne spojrzenie przyjacielowi, który oparł się o blat obok niej – Jak się czujesz?

- Dobrze – przewrócił oczami, gdy i tak przysunęła mu flakonik z okropnym w smaku eliksirem. Wypił cały do dna, zabierając od niej kubek z kawą i biorąc ogromnego łyka – Obrzydliwe. I lekarstwo, i kawa.

- Jesteś taki brytyjski z tą herbatą – prychnęła, kiedy zabrał się za parzenie wspaniej herbaty – Czuję się tak dobrze, wiesz?

- Widzę – uśmiechnął się do niej, obejmując w pasie i do siebie przyciągając – Cieszę się, że wrócił. Naprawdę.

- Ja też – stanęła na palcach, całując go głośno w policzek i unosząc brwi na jego krzywy uśmieszek.

- Czemu nikt mi nie powiedział o zbiorowym tuleniu? – Harry stanął w dresach w wejściu, marszcząc na nich brwi – Zostałem wykluczony? Wiecie ile ludzie by oddali by chociaż mnie złapać za rękę? A wy gardzicie przytuleniem mnie?

- Trzeba popracować nad twoją skromnością – stwierdziła Hermiona, wyciągając jednak do niego rękę i wciąż obejmując rudego – Zaczynasz mi przypominać pewnego świetnego nauczyciela.

- Ooo tak, dogadałbyś się teraz z Lockhartem – przytaknął entuzjastycznie Ron, poklepując kumpla po plecach – Już widzę wasze wspólne rozmowy.

- Pełne miłości do samych siebie – dodała gryfonka, parskając śmiechem na przerażenie malujące się na twarzy Pottera – Widzę, że zaczynasz rozumieć powagę sytuacji.

- Już nigdy nie wspomnę o swojej wspaniałości – przytaknął, szczerząc się wesoło i przybijając żółwika wchodzącemu właśnie blondynowi, który łaskawie również wyciągnął pięść i stuknął – Prawda, Malfoy? Ty też coś wiesz o wielkim ego.

- Moje ego często dostaje kopniaka od pewnego roztrzepanego posiadacza kołtunów – odparł rozbawiony Malfoy, opierając o szafkę i uśmiechając, gdy dziewczyna stanęła obok niego i pozwoliła się objąć – Mamy jakieś plany na dziś?

- Harry, zamierzasz zaatakować Ministerstwo? – zapytała rozbawiona Astoria, dołączając do ich grupki oraz nalewając i sobie herbaty rudego, który jedynie mruknął coś pod nosem o arystokratycznych zwyczajach.

- Myślę, że dziś możemy jeszcze odpocząć – stwierdził Harry, przyglądając swoim przyjaciołom z radością – Dawno nie byliśmy razem i nie mogliśmy się po prostu nacieszyć spokojem, prawda?

- Zaczynasz stawać się sentymentalny – zauważył z przytykiem Nott, ziewając oraz zabierając kubek oburzonej Hermionie – Chociaż dzień lenistwa przydałby się nam wszystkim.

- Mówiąc szczerze taki pomysł mi się bardzo podoba – westchnęła z zadowoleniem gryfonka, wzruszając ramionami – Posiedźmy, porozmawiajmy. Zapomnijmy chociaż na jeden dzień o tym co jest poza tym namiotem.

- Piękne plany, kochani, ale muszę wszystko popsuć – wszyscy obrócili się ku Pansy, która stanęła wśród z nich ze smutkiem w oczach – Mam złe wieści.

- Czemu zawsze musisz mieć złe wieści – jęknął Ron, a Astoria parsknęła śmiechem na jego rozczarowanie na twarzy – Nie mogłabyś czasem przyjść i stwierdzić, że masz świetne wieści?

- Wybacz, Weasley, postaram się to zmienić – syknęła Pansy, wsuwając dłonie do kieszeni i zerkając na Teodora oraz Hermionę – Śmierciożercy planują atak.

- Kiedy? – Harry zamarł z kanapką przy twarzy, odkładając ją na talerz mimo złych spojrzeń Astorii.

- Jutro – odpowiedziała Pansy, spuszczając wzrok.

- Gdzie? – Hermiona zapytała w końcu, widząc jak nerwowa staje się przyjaciółka.

- Pansy? – Draco również zmarszczył brwi obserwując smutek malujący się w oczach ślizgonki.

- Szpital – odparła w końcu, prostując się i przybierając stanowczą pozę – Zamierzają zabić małego lorda.

- Niemożliwe, że go znaleźli – Teodor przesunął się, kiedy Hermiona wybiegła z kuchni do łazienki przez targające nią torsje. Astoria poszła za przyjaciółką, nakazując Malfoyowi zostać – Pansy, to niemożliwe!

- Mamy kreta – stwierdził Ron, strzelając nerwowo palcami – W Zakonie mamy zdrajcę.

- Musimy powiedzieć.. komuś – zauważył Draco, zagryzając wargę – Komuś komu ufamy całkowicie.

- Weasleyowie, Daphne, Erik Hutz, Lupin, Tonks…

- A co z małym? – Draco machnął ręką, wciągając z sykiem powietrze – Co robimy jutro?

- Porwiemy go nim oni zdążą powiedzieć Avada – stwierdził Harry, uśmiechając pocieszająco do Teodora – Uratujemy go.

- Nathaniel… nie mogą go dorwać.

- I nie dorwą – Pansy uniosła brwi – Mamy więc zajęcie na dziś. Trzeba wszystko zaplanować.

Harry przytaknął, Draco przymknął powieki, a Teodor i Ron wymienili spojrzenia. Nie mieli czasu by się sobą nacieszyć. Nie mieli chwili by odpocząć. Nie mieli możliwości by powiedzieć sobie wszystko co by chcieli, gdyż nikt na nich nie czekał. Czas nie stanął w miejscu.

Teraz ktoś ginął.

Teraz ktoś ich zdradził.

Teraz przyszedł czas by przygotowali się na kolejną bitwę.

Razem.

Razem są silniejsi, lepsi, mądrzejsi.

Bo mimo wszystko znów są razem.

Odwaga Harry’ego, inteligencja Hermiony, bezwzględność Draco, spryt Teodora, niezłomność Pansy, siła Astorii oraz optymizm Rona.

Razem mogą uratować Nathaniela.

A potem może i świat.




19 komentarzy:

  1. Awww ładnie wszyła Ci ta scena z Draco i Miona, tyle miłości ��

    OdpowiedzUsuń
  2. zero odpoczynku mają :( super rozdział 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, ale "woj­ny zaczy­nają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz."

      Usuń
  3. Kiedy to czytałam, nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać. Z jednej strony szczęśliwa, a z drugiej jeden wielki ryk.
    Pozdrawiam i czekam na następny.
    KH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie ta huśtawka nastrojów, bo mam dokładnie tak samo, gdy piszę :D
      pozdrawiam cieplutko,
      L♥

      Usuń
  4. Absolutnie i niezaprzeczalnie wielbię wątek Pansy i Raphael'a
    A co zrobi Mili, kiedy dziecko urodzi się w Hogwarcie? Skoro nikt oprócz wiadomych osób nie wie...
    Draco i Hermiona <3 To dobrze, że wszyscy tak martwią się o Hermionę i się nią tak opiekują, ale moim zdaniem ona na prawdę potrafi się obronić. W niektórych sytuacjach, powinni dać jej spokój.
    Ginny dobierająca się do Blais'a? Rozumiem to, bo czuje się troche odrzucona przez Harry'ego, no i samotna. Ale Blaise wspaniale pokazał, że kocha Aryę.
    Mam nadzieję, że uratują Nate'a.
    Pozdrawiam,
    Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz już może, kiedy dodasz następny rozdział? Po prostu nie mogę się doczekać!

      Usuń
    2. Wybacz brak odpowiedzi, ale nie miałam czasu by zajrzeć ;<
      Owszem, powinni, ale trwa wojna i cóż, zaczyna ich to przerastać stąd ciągła troska oraz strach przed utraceniem kontroli. A ona im się w końcu wymknie.

      Nowy rozdział już dziś.

      Bardzo dziękuję za przemiłe słowa!

      Pozdrawiam ciepło,
      Lupi ♥

      Usuń
  5. O jezu kocham cię!
    Idę czytać

    Rardjsdo

    OdpowiedzUsuń
  6. Okey
    Kocham wątek z draco
    Mam na jego punkcie obsesję
    Twój blog jest zdecydowanie moim najnajnajbardziej ulubionym
    Najbardziej podoba mi się to że nie ciągnie się u ciebie jak masa z cukru wątek dramione i tylko dramione
    Pięknie opisujesz pansy
    Nigdy nie rozumiałam podejścia do jej osoby
    Przecież J. K. Rowling nigdy nie pisała że jest za przeproszeniem dzi*ką
    Teodora ubóstwiam
    Harry'ego w końcu lubię
    Astoriaaaaaa świetna
    Hermiona... Prawdziwa gryfonka
    chyba nigdy nie wyjdzie mi napisanie komentarza
    Nie lubię tego tobić a u ciebie wszystko mi się podoba i już nie wiem jak mam chwalić bohaterów skoro wszystkich lubię!
    To niemożliwe!
    Musisz być świetną osobą
    Nie wiem co pisać dalej...
    Chuba skpńczę teraz
    Tak
    Tak samo jak poprzednim razem nie lubię przecinków
    (Zdecydowanie czuję się głupia po tym komentarzu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, dziękuję! Tyle miłych słów, że aż mnie zatkało! Nie wiem co powiedzieć sensownego oprócz zwykłego, ale szczerego dziękuję.

      Usuń
  7. Uwielbiam to jak piszesz.Jestem w zbyt wielkim szoku by napisać sensowny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam Twoje komentarze, które są niezłym kopem motywacji!

      Usuń
  8. Bardzo proszę, zmień czcionkę. Opowiadanie wydaje się być super, ale przez comic sansa nie da się go przeczytać :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział ma zwykłą czcionkę, za którą ja nie przepadam, bo wolę właśnie tą. Ale oczywiście zmienię :D
      Pozdrawiam ciepło,
      Lupi

      Usuń
  9. Znalazłam Twojego bloga niedawno i gi pokochałam. Cała ekipa po prostu super! Historia Miony i Draco niby podobna do innych, a jednak tak inna i wyjątkowa. Pozdrawiam i życzę weny!!!!
    ~ Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń