Wybaczcie opóźnienie, ale musiałam dokończyć rozdział, a potem mi w połowie się nie spodobał, więc napisałam jeszcze raz.
Mam nadzieję, że Was nie zanudzi i się spodoba. Dziwnie jest po takiej przerwie coś wstawiać, ale jeszcze dziwniej było nie dodawać nic. Nie pytajcie jakim cudem laptop można zostawić daleko poza domem i czekać 2tygodnie aż do Was wróci.. to długa historia!
Następny rozdział właśnie zaczynam pisać, a że tego mi brakowało, to można się spodziewać szybszego dodania!
Ściskam mocno,
Lupi♥
PS. Rozdział NIE sprawdzony.
Krzyczał.
Krzyczał co noc. Krzyczał głośno. Krzyczał.
-
Obudź się, proszę, Draco, obudź się – błagała go, nachylając nad łóżkiem i
chwytając za ramiona. Nie zdążyła nawet mrugnąć, gdy uderzyła plecami o podłogę
a chłopak przyczajony niczym dzikie zwierzę kucnął nad nią, przyciskając
różdżkę do jej krtani. Zmrużyła powieki zdumiona atakiem oraz szukając w
rozbieganym spojrzeniu chociaż odrobiny braku szaleństwa.
-
Hermiona? – zmarszczyła brwi, gdy silne ramiona chwyciły ją oraz odciągnęła, a
inne odepchnęły od niej blondyna – Merlinie, Hermiono, nic ci nie jest?
-
W porządku, Harry – szepnęła, podnosząc się z jego pomocą z podłogi. Teodor
trzymał jasnowłosego śmierciożercę przy drugiej ścianie, miażdżąc mu gardło
ramieniem – Teo, proszę…
-
Mógł cię skrzywdzić – syknął ciemnowłosy Nott, nie puszczając z uścisku
zdumionego Draco. Gryfonka przyglądała się jak srebrne spojrzenie wyostrza się,
a wściekłość oraz głód mordu zmieniają się w szok oraz przerażenie. różdżka
chłopaka upadła na ziemię z cichym łoskotem, który odbił się w małym pokoiku
echem. Widziała jak wzrok Malfoya obiega jej sylwetkę oraz zatrzymuje się na
bladym odcisku jego różdżki na szyi.
-
Nie zraniłby mnie – zaprzeczyła cicho, nie przestając utrzymywać oczu na
ukochanym Teodor również zauważył zmianę w przyjacielu, odsuwając się od niego
niechętnie oraz rzucając mu lodowate spojrzenie.
-
Co się z tobą dzieje? – warknął na milczącego wciąż blondyna, który odwrócił
wzrok. Teodor skrzywił się z wściekłością, odwracając w stronę prostej jak
struna dziewczyny – Nie możesz być z nim sama.
-
Mogę, a co więcej będę – odparła chłodno, przyglądając z uwagą ciemnookiemu –
Nie twoja sprawa.
-
Owszem moja od kiedy postanowił cię zaatakować – ślizgon również skupił na niej
uwagę, przenosząc złość z blondyna na nią – Hermiono, nie zgadzam się byś była
z nim sama. Może cię skrzywdzić.
-
Oczywiście, że nie masz tu nic do powiedzenia! – krzyknęła, zaciskając pięści i
nie zdając sobie nawet sprawy, że wszystkie światła w namiocie zamigotały – To
nie twoja sprawa, Teodorze! Nie wiesz co on przeszedł!
-
Ty też tego nie wiesz! Inaczej może zastanowiłabyś się trochę nad swoim własnym
bezpieczeństwem! – parsknął Nott, unosząc do góry ramiona – To nie jest ten sam
chłopak. Był wśród okropnych drani, Hermiono, to nie jest pestka dla kogożkolwiek psychiki.
-
Nie waż się go oceniać – brązowooka wstrzymała oddech, gdy poczuła mrowienie
magii przebiegające po jej całym ciele – Nie masz prawa, Teodorze, nie masz
prawa by go oceniać.
-
Mam prawo dbać o ciebie i pilnować by nie stała ci się krzywda – zauważył
ozięble ciemnowłosy, wskazując za siebie na Malfoya – A jego zaliczam do
zagrożenia.
-
Wyjdź stąd – wysyczała, wskazując drzwi – Wyjdź stąd natychmiast.
-
Bez niego nie zamierzam – prychnął, przewracając oczami na jej pełne furii
spojrzenie – Uspokój się nim wysadzisz namiot.
-
W porządku – obrócili się zdumieni, gdy odezwał się sam Malfoy – W porządku,
wyjdę, ale daj nam ostatnie pięć minut.
-
Dobrze – Nott zerknął na nich ostatni raz, a potem pociągnął za sobą milczącego
Harry’ego, pozostawiając ich samych.
Hermiona
obróciła się plecami do stojącego pod ścianą blondyna, zaciskając pięści. Nie
wierzyła, że chłopak mówił poważnie. Dopiero trzy dni temu go odzyskała, trzy
dni leżał nieprzytomny w jej łóżku, a dziś, gdy po raz pierwszy się obudził już
chcieli go jej odebrać.
-
Zostałaś – wyczuła, że jasnowłosy się poruszył, ale nie zmieniła pozycji. Stała
przy łóżku, muskając palcami szorstki koc.
-
Przecież obiecałam – mruknęła, wciągając powietrze kiedy stanął tuż za nią, powoli
obróciła się w jego stronę, chłonąc jego bliskość całą sobą. Srebrzyste
tęczówki błyszczały boleśnie, ale co ją uderzyło niepewnością. Widziała jak
dłonie chłopaka drżą, a oddech przyspiesza.
-
Boję się, że mają rację – wymamrotał, unosząc ostrożnie rękę i delikatnie
muskając palcami jej policzek – Mogę cię zranić.
-
Możesz, ale tego nie zrobisz – westchnęła od łagodnej pieszczoty, robiąc krok w
jego kierunku i nieruchomiejąc, gdy to on się cofnął – Draco…
-
Przepraszam – zagryzł wargę, obserwując ją czule oraz uważnie – Byłaś jedyną
myślą utrzymującą mnie przy zdrowych zmysłach.
-
Przykro mi – wyznała szczerze, pochylając ku jego dłoni wciąż muskającej jej
policzek – Przykro mi, że nie miałam jak ci pomóc. Wciąż nie mam.
-
Pomogłaś i nadal to robisz – uniósł kąciki ust, nie reagując tym razem, gdy
znów się zbliżyła. Poczuła dreszcz, gdy tym razem nie odsunął się na zbliżenie.
Widziała jak jego źrenice rozszerzają się, a oddechy mieszają, kiedy stanęła na
palcach. Delikatnie oparła dłonie na jego ramionach, przesuwając po zarysie
bandaży oplatujących jego plecy i tors.
-
Tęskniłam – wyszeptała, opierając czoło na jego obojczyku i wciągając
niesamowity zapach jego skóry – Tak bardzo za tobą tęskniłam.
-
Kocham cię – powiedział prosto do jej ucha, muskając wargami jej czoło, a potem
skroń – Zamknij oczy, Mia - uśmiechnęła się, posłusznie zamykając powieki –
Pamiętasz tamtą noc, gdy był bal? Szłaś na bosaka przez Hogwart, a potem
tańczyliśmy ze sobą całą noc.
-
Pamiętam – przytaknęła, przesuwając dłoń na jego tors w miejsce, gdzie
najlepiej dało się wyczuć mocne bicie serca – Pamiętam każdą chwilę z tobą. I
nie zapomnę.
-
Nie dam ci zapomnieć – ciepłe wargi ślizgona przesunęły się po jej policzku,
zahaczając o noc a potem o brodę – Będziesz moja do końca życia, Hermiono
Granger, nie pozwolę ci odejść – drasnął zębami jej szyję, zatrzymując na
chwilę przy obojczyku, gdzie zawsze miała najczulsze miejsce. Koniuszek języka
obrysował jej ramię do krańca koszulki, którą najchętniej w tym momencie by
zdjęła.
-
Nie przestawaj – poprosiła, wyginając w łuk, gdy chłodne palce wsunęły się pod
jej sweter i zahaczyły o guzik od spodni. Poczuła uśmiech ślizgona, wciąż z
twarzą na jej szyi. Równie dobrze czuła chłodne palce, które odpięły już guzik
i jedna z dłoni wsunęła się pod nie. Draco zrobił krok w jej stronę, sprawiając
że kolana ugięły się pod nią i opadła na plecy na materac. Wciągnęła z sykiem
powietrze, gdy opadł na nią, przygniatając specjalnie swoimi biodrami jej.
Otworzyła powieki dostrzegając łobuzerskie iskierki w jego oczach, gdy
obserwował reakcje gryfonki na swój dotyk. Rozszerzyła odruchowo uda,
przyciągając go jeszcze bliżej. Tak bardzo tęskniła za jego uzależniającym
dotykiem. Za wargami gniotącymi jak teraz jej usta, za palcami zręcznie
masującymi jej kark oraz plecy.
-
Czy nie minęło już pięć minut? – zapytał w pewnym momencie, odrywając się od
niej i zerkając na drzwi. Hermiona zamrugała zdumiona dopiero po chwili
rozumiejąc sens jego pytania. Niechętnie otworzyła więź między nim a Teodorem
dość szybko wychwytując z myśli przyjaciela, że dadzą im spokój. Zapewne miała
z tym coś wspólnego Astoria bądź Pansy, ale nie chciała się teraz tym zajmować.
-
Mamy całą noc – zapewniła, wyciągając ręce i chwytając go pasek od spodni –
Całą.
-
Brzmi to cudownie – przytaknął, uśmiechając się i tym razem nawet jego oczy
pojaśniały dawnym blaskiem – Bardzo, bardzo cudownie.
-
Doprawdy? – uniosła brwi, siadając na materacu oraz popychając go tak by to on
tym razem wylądował na plecach. Z cwaniackim uśmiechem blondyn pozwolił na to,
chwytając ją za biodra i przyciągając. Nachyliła się nad nim łącząc ich usta w
kolejnym namiętnym pocałunku oraz przyciskając swoje biodra do jego. Draco
stęknął na ten ruch, wbijając palce w jej uda oraz zjeżdżając nimi niżej. Nie mogła
powstrzymać się od syku, gdy musnął ją a ona tracąc kontrolę opadła na niego.
Zmarszczyła brwi na zgrzyt jego zębów i blask bólu w oczach. Dopiero wtedy mgła
pożądania oraz tęsknoty opuściła jej zmęczony umysł, a ona zdała sobie sprawę z
własnej głupoty. Zsunęła się z niego szybko, unosząc koszulkę by spojrzeć na
bandaże pokrywające ciało chłopaka.
-
Nie możesz się tak przemęczać – wytknęła mu, zauważając ze zdumieniem ze jej
własna bluzka leżała na brzegu łóżka.
-
Chyba żartujesz – zamrugał zaskoczony, unosząc na łokciach – Nie chcesz mi
chyba dać teraz wykład?
-
Dopiero się obudziłeś! To mogłoby krytycznie pogorszyć twój stan i.. –
zamilkła, gdy spojrzał sugestywnie na swoje krocze a potem na nią –
Przepraszam, że.. ja.. nie pomyślałam o tym wcześniej.
-
Jesteś najbardziej dziwną osobą na świecie – zawyrokował, opadając na plecy i
wzdychając – Okrutnica.
-
Wiesz, że chciałabym też – zarumieniła się na jego zadowolony uśmieszek – Ale
pomyśl trzeźwo. Jesteś przytomny od niecałej godziny, a twój organizm…
-
Pragnie tylko ciebie – dokończył nie tak jak chciała, ale przewrócił oczami –
Czuję to, wierz mi.
-
Draco, martwię się – przeprosiła kolejny raz, zerkając ukradkiem na jego krocze
a potem na chłopaka – Może chcesz się wykąpać?
-
Czy pomożesz mi w tym? – uśmiechnął się kolejny raz, sprawiając że soczysty
rumieniec dziewczyny jedynie się pogłębił – W myciu, oczywiście.
-
Nie wiem czy to dobry pomysł – chrząknęła, chwytając za brzeg jego koszulki –
Nie patrz tak na mnie. Chce ci pomóc się rozebrać.
-
Nic nie mówię – zaśmiał się, unosząc ramiona i pozwalając zdjąć z siebie
ubranie – Nawet nie przeszłoby mi przez głowę by protestować na taką
propozycję.
-
Możesz przestać? – westchnęła, ale uśmiechając się lekko. Skoro Draco na nowo
był swoim aroganckim wcieleniem to oznaczało, że wracał do dawnego siebie. A
skoro tak szybko udało mu się ją zawstydzić, to oznaczało, że jest sobą.
-
Za bardzo lubię twoje rumieńce – przyznał, muskając palcem jej czerwony
policzek - Zaraz wracam – obiecał, pochylając się i muskając ustami jej czoło –
Nie zaśnij.
Przyglądała
się jak znika za drzwiami i dopiero wtedy podniosła się z łóżka. Trzęsącymi się
palcami zdjęła z siebie i tak na wpół zsunięte spodnie. Chwyciła koszulkę
chłopaka i założyła ją zamiast swojej. Już dawno tego nie robiła, a pachnący
nim materiał kończył się w połowie jej uda. Uśmiechnęła się szeroko na
wspomnienie ostatnich chwil. Musiała przyznać sama przed sobą, że w chwili gdy
Draco przycisnął jej różdżkę do szyi przestraszyła się. nie jego, a kolejnych dni,
gdzie wszyscy będą ich pilnować. Nie bała się Malfoya, nie od kiedy poznała
jego drugą stronę. Owszem bywał złośliwy oraz mroczny, ale ją kochał. Kochał na
tyle by nie chcieć zranić.
-
Jak zwykle myślisz szybciej, co? – jasnowłosy puścił jej oczko, gdy zauważył,
że na łóżku ułożyła już maści, eliksiry oraz bandaże. Posłusznie usiadł na
wskazanym miejscu, nie krępując się jak zawsze, że spodnie nisko opadają mu na
biodrach. Hermiona powstrzymała grymas złości na widok jego ran oraz blizn,
które nabył przez ostatnie miesiące. Wiedziała, że niektóre musiały być od
zaklęć tnących, a inne zapewne od bicza. Podobno za nieposłuszeństwo
śmierciożercy musieli znosić kary cielesne. Jednak najświeższe były te po
wybuchu, których by nie nabył, gdyby wypił cały eliksir. Delikatnie nałożyła
warstwę maści na rany, starając się robić to najostrożniej jak się da.
-
Kim jest ta dziewczyna? – zapytała w pewnym momencie, przesuwając w lewo. Wstyd
było jej, że mimo trzech dni od przybycia dwojga ocalałych, to wciąż nie zamieniła
z jasnowłosą ani słowa. Nie wychodziła ze swojego pokoju od chwili
przyniesienia tu nieprzytomnego Draco. Obserwowała jak Teodor oraz Astoria
oczyszczali jego rany, a potem leczyli te, które się dało. Spała na niewygodnym
krześle obok i dopiero jego wrzaski ją zbudziły. Krzyczał pół dnia, a ona pół
dnia starała się go wybudzić.
-
Evelyn? – uniósł głowę, zerkając na nią przez ramię – Ona żyje, prawda?
Salazarze, całkowicie zapomniałem spytać.
-
Żyje – uniosła brwi widząc jego poczucie winy oraz ulgę na potwierdzenie
obecności wśród nich dziewczynki – No więc?
-
Pomogła mi uciec – przyglądał się jej z zainteresowaniem, gdy teraz smarowała
rany na jego torsie – Jest druidem.
-
Druidem? – powtórzyła zaskoczona, unosząc wzrok z ciekawością – Takim.. prawdziwym?
-
Tak – uśmiechnął się krzywo, widząc jej błyszczące oczy – Dlatego potrzebowałem
jej pomocy w eliksirze.
-
A czemu nie uwarzyliście dwóch eliksirów? – zapytała, zamierając, gdy poczuła
jak nieruchomieje – Draco?
-
To okropne, ale nie była w planie jako żywa – chrząknął, drgając pod jej
uważnym spojrzeniem – Do ostatniej chwili miałem ją zostawić w zamku.
-
Co się stało, że zmieniłeś decyzję? – sięgnęła po bandaż, zamierając, gdy
chwycił ją za nadgarstek by przykuć na nowo uwagę. Widziała jak niepewność oraz
wstyd przenikają i zmieniają się w smutek pomieszany z żalem.
-
Ty – oblizała spierzchnięte usta, posłusznie czekając na resztę historii –
Jesteś jedyną osobą dla której warto być dobrym. Dla której chcę być lepszy.
Zostawiłbym Evelyn na pewną śmierć i tortury, ale wtedy.. wtedy pomyślałem o
tobie i nie mogłem. Nie mogłem jej zostawić, bo nie wiem jakbym mógł na ciebie
spojrzeć i nie czuć się jak potwór – wyjaśnił na jednym oddechu, spuszczając
wzrok na ich dłonie na nowo splecione – Gdybym cię nie miał.. nie miałbym
serca.
-
Kocham cię – wyszeptała, przysuwając i miękko całując. Przesunęła palcami po
jego twarzy, łapiąc za brodę i przyciągając bliżej – Kocham cię, Draco Malfoy.
-
A ja kocham ciebie, Hermiono Granger – uśmiechnął się, opierając swoje czoło o
jej oraz wciągając z ulgą powietrze do płuc – Tak bardzo, że czasem mnie to
przeraża.
-
Wiem – również się rozluźniła, prostując i kontynuując opatrywanie jego ran.
Nie powstrzymała rumieńca, gdy przyciągnął ją tak, że siedziała na nim okrakiem
w samych majtkach oraz koszulce, kończąc wiązanie bandaża. Pstryknęła go w nos,
zsuwając i wskazując łóżko. Chłopak bez protestu tym razem posłusznie wsunął
się pod koc, obserwując jak machnięciem dłoni sprawia, że szklanka przylatuje
do niej, a dzbanek z wodą nalewa ostrożnie. Hermiona nawet nie zdawała sobie
jak potężną wiedźmą się staje, a to tylko dzięki więzi z Teodorem. Ona już nie
zwracała uwagi na magię niewerbalną, która przychodziła jej z dziecięcą
łatwością, chociaż wielu musiało się trudzić by rzucić pojedynczy czar. Czasem
dorównywała sile Harry’ego, który od początku miał wiele mocy w sobie.
-
Podoba mi się, gdy jesteś moją panią doktor – stwierdził, kiedy podała mu
kolejne flakoniki eliksirów oraz wodę do popicia. Dziewczyna uśmiechnęła się
delikatnie, czekając aż wypije by odstawić szklankę na bok. Zgasiła lampę,
posuwając na oślep do łóżka, gdzie czekały na nią silne ręce chłopaka. Położyła
się na plecach, czując jak mały palec jasnowłosego splata z jej.
-
Cieszę się, że znów mam cię obok – wyszeptała w ciemność, uśmiechając smutno –
Brakowało mi tego.
-
Mi też – przytaknął, przekręcając na bok i wsuwając nos w jej loki – Bardzo.
-
A teraz śpij – poprosiła, muskając wargami jego kraniec ust – Śpij, a gdy się
obudzisz będę obok.
I
zasnął po raz pierwszy snem bez koszmarów, krwi oraz tortur.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-
Daj jej spokój.
Pansy
zmarszczyła brwi, ale posłusznie odsunęła się by rudy chłopak mógł usiąść obok
jasnowłosej dziewczynki. Przyglądała się jak Weasley podaje nieznajomej kubek z
gorącą herbatą oraz kanapkę. Ślizgonka, którą jedynie kojarzyła z widzenia,
była całkowicie przerażona oraz zestresowana od pierwszego dnia, gdy ją
wyciągnęła spod przewalonego pomostu. Musieli ją oszołomić żeby Astoria z rudym
mogli oczyścić jej rany oraz uleczyć, gdyż mała się wyrywała i płakała. Dopiero
wieczorem odzyskała przytomność, chociaż udawała, że śpi. Pansy wiedziała jaka
jest prawda, ale dała jej spokój. Jednak kolejnego dnia ciszy powoli miała
dość. Potrzebowała informacji kim jest i co robi teraz u nich, a Malfoy w
najlepsze spał. Drgnęła odruchowo, zerkając na oddalony pokój Hermiony i
prosząc w myślach by chociaż tamta dwójka mogła się chwilowo odprężyć. Należało
się to im.
-
Nic jej nie robię – powiedziała, gdy Ron rzucił jej kolejne złe spojrzenie – Po
prostu pytam.
-
To przestań – niebieskie tęczówki błysnęły groźnie, gdy prychnęła. Usiadła na
fotelu, przyglądając podejrzliwie dziewczynce, o której nie było mowy. Kim była
ta mała czarownica? I czemu wciąż się na nią patrzyła z tą fascynacją. Jej
śmierciożerca nic nie wspominał o jakiejkolwiek towarzyszce blondyna. Jej?
Zgrzytnęła zębami, czując jak przewraca jej się w brzuchu na tą myśl. To prawda,
dużo zawdzięczała śmierciożercy o złotych oczach.. zbyt dużo. Uratował ją tyle
razy, ostatnio dosłownie wyrywając śmierci ze szponów. Pamiętała jak bardzo
bolało, gdy ją opatrywał. Pamiętała jego szczere przeprosiny i prośby by się
nie poddawała.
- Już, Raven, zaraz będzie po
wszystkim – szeptał chłopak, przyciskając dłonie do jej rany i szepcząc kolejny
urok. Skrzywiła się na nagłe gorąco palące jej skórę oraz obrzydliwy zapach
krwi pomieszany z jakimś eliksirem. Miał zgrabne palce, co zauważyła niechętnie.
Równie sprawnie się nimi posługiwał, ratując jej marne życie. Gdyby miała siłę
może by zaprotestowała.. zginęłaby. Uciekła z tego świata, ale nie miała ochoty
otwierać buzi. Nie chciała krzyczeć. Pokazać cierpienia.
- To było bezmyślne z twojej
strony, ptaszyno – karcił ją, jednocześnie ratując. Wpatrywała się w jego
maskę, zastanawiając co pod nią kryje. Jedynie oczy, złote i tak żywe wbijały
się w nią z przejęciem.
- Czemu mi pomagasz? –
spytała godzinę później, gdy posadził ją nad strumieniem i obmywał własne
brudne od jej krwi dłonie w wodzie. Przyglądała się jak z kocią gracją klęka, a
potem obraca w stronę lasu.
- Czemu mi to utrudniasz? –
odpowiedział pytaniem, a ona wiedziała, że się uśmiecha pod maską.
- Znałeś mojego brata? –
dotknęła palcem zabandażowanej nogi, gdzie najbardziej bolało. Nawet nie
zauważyła kiedy opadł na ziemię obok niej, wyciągając dłonie do małego ogniska,
które zapalił.
- Christophera Parkinsona? –
westchnął cicho, szturchając butem kawałek palącego się patyka – Nie. Nie
znałem twojego brata.
- Więc co nas łączy?
- Nie łączy nas nic –
nachylił się ku niej tak blisko, że mogła dostrzec w złotych tęczówkach ciemne
plamki brązu – Ale to nie znaczy, że nie mam ci pomagać. Mówiąc szczerze, Pansy
Genevie Parkinson, myślałem, że będziesz równie świrnięta co twój ojciec.
- A więc znałeś mojego ojca –
mruknęła, unosząc brwi, kiedy zsunął z siebie czarną pelerynę i nałożył na jej
ramiona. Zadrżała na nagłe ciepło oraz dziwny skurcz w brzuchu na ten miły gest
– Nie prosiłam o to.
- Nigdy o nic nie prosisz,
wiem – wyglądał dziwnie w zwykłych czarnych, pobrudzonych ziemią spodniach oraz
koszulce z długim rękawem i wciąż założoną na twarzy maską – Ale to nie znaczy,
że niczego nie potrzebujesz.
- Wciąż nie powiedziałeś
czemu mi pomagasz – zauważyła ze zmęczeniem, wyciągając dłoń i dotykając jego
maski tam, gdzie było czoło – Spokojnie, nie zdejmę jej. Chcę tylko poczuć, że
jesteś prawdziwy.
- Jestem równie realny co ty,
Raven – szepnął, pozwalając jej palcom przesunąć się po dziwnych wzorach
wyrytych na chłodnym metalu – Czemu ty? Bo kiedy spojrzałaś wtedy na korytarzu
mi w oczy.. biła od ciebie taka duma, wściekłość oraz dziwna tajemniczość, że
musiałem zrozumieć. A potem oszołomiłaś wilkołaka, ratując desperacko dziecko..
przykro mi, że nam nie wyszło – przybrał łagodniejszy ton, gdy wstrzymała
oddech na wzmiankę o małej puchonce – Zrozumiałem, że masz wielkie serce, Pansy
Genevie. Większe niż ktokolwiek inny. I największym żalem musiałbym cię zabić.
- I dlatego postanowiłeś zmienić
strony? – zaśmiała się dość histerycznie, chwytając w dłoń swoją różdżkę – Bo
mam wielkie serce?
- Nie – spojrzał na nią z
powagą, przysuwając mimo, że różdżka zaczęła się wbijać w jego tors – Czarny
Pan stał się potworem. Miał naprawdę ciekawe plany, ale popsuła to żądza krwi.
Żałuje tego bardzo – zatrzymał się na chwilę, będąc jedynie kilka centymetrów
od niej z wbitą mocno różdżką – Nie zmieniłem stron, Pansy, po prostu cię
polubiłem. I postanowiłem pomóc.
- Jesteś jeszcze bardziej
szalony niż ja – mruknęła, opuszczając różdżkę i obserwując jak złote oczy
błyszczą dziwną satysfakcją – Więc jesteśmy wrogami.
- Mamy wspólnego sojusznika –
śmierciożerca zerknął na niebo jakby szukając odpowiedzi na tylko swoje pytania
– Skoro o tym mowa… pora byśmy porozmawiali o całkowicie pochrzanionym planie
Malfoya.
- Draco? – Pansy wyprostowała
się od razu, a senność i ból straciły na sile – Mów!
I
powiedział. Powiedział o każdym szczególe, który dopracowali. O godzinie na
którą mają się stawić, na problemach jakie mogą wystąpić. Kiedy skończył nie
czekała zbyt długo i bez słowa zniknęła. Skrzywiła się teraz na myśl, że
zachowała się okropnie dla chłopca, który przekazał jej tak istotne wiadomości.
-
Muszę się przejść – powiedziała, podnosząc i ignorując zaskoczenie Weasleya
oraz Astorii wyszła na zewnątrz. Zastała przy ognisku rozmawiających spokojnie
pozostałych towarzyszy, a zielone tęczówki Pottera zamigotały troską na jej
widok.
-
Wszystko w porządku? – zapytał, wstając by podejść.
-
Tak, zrobię obchód – uśmiechnęła się blado, wskazując wejście – Myślę, że
Astorii przyda się wsparcie. Powinna pójść spać nim ruszymy dalej.
-
Dobrze – Wybraniec ostatni raz na nią spojrzał, wchodząc w końcu do namiotu by
odnaleźć swoją ukochaną. Przeniosła niechętnie wzrok na milczącego teraz Notta,
który równie przenikliwie na nią patrzył.
-
Zapewne jutro będziesz musiała opowiedzieć wszystkim skąd wiedziałaś o planie
Malfoya – zauważył w końcu, unosząc koniuszki ust do góry – Sam jestem ciekaw.
-
Zapewne będę musiała – przyznała, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy i
spoglądając w płomienie – Po ostatnich miesiącach dziwnie znów być w tak
głośnym gronie, prawda?
-
Tak – przytaknął, zerkając za ramię na namiot. Pansy usiadła obok niego na
głazie, opierając wygodniej o ramię ślizgona. Kiedyś taka bliskość między nimi
byłaby nie do pomyślenia. Ale ostatni dłuższy czas mieli tylko siebie. To
Teodor budził ją z koszmarów, to Teodor pilnował by jadła. Dziwna była teraz
myśl by wrócić do grupki głośnych bliskich, gdzie każdy o każdego się troszczy.
To co połączyło ich.. było inne. Razem żyli, razem spali, razem zabijali. To
oni wymyślali plany jak podejść śmierciożerców, jak najszybciej zabić. A teraz
siedzą obok siebie przy ognisku i słuchają śmiechu Astorii oraz protestu Rona
Weasleya na jakiś pomysł Bohatera.
-
Tęsknię czasem za naszym drzewem – mruknęła, mając na myśli ogromną wierzbę, na
którą się wspinali i na szerokich gałęziach spali. Lubiła siadać na ich gałęzi,
przyglądać się jak Nott obiera im owoce albo szkicuje. Odkryła, że i ona
pojawia się czasem w jego szkicowniku. Nigdy nie miała oczu. Jak o to spytała,
to dowiedziała się, że nie umie ich zrozumieć. Cokolwiek to znaczyło poczuła
się dziwnie na myśl, że ktoś ją obserwuje. Że czarne jak noc tęczówki podążają
za nią oraz błyszczą rozbawieniem, gdy jak wtedy się zarumieniła.
-
Ja tęsknię za jaskinią – wyznał chłopak, sprawiając, że dostała gęsiej skórki.
Jaskinia.
Tak, też za nią tęskniła.
Tam towarzyszyła im cisza oraz zapach
ogniska. Zrobili sobie posłania z mchu oraz liści, które szelestem usypiały ich
do snu. Jednak ona wspominała inny moment, chwilę, w której odkryła.. sama
jeszcze nie wiedziała co. Leżała na swoim miejscu, wpatrując się w ogień i
obserwując z ciekawością swojego ciemnowłosego towarzysza. Nie miał na sobie
koszulki, a krople wody z pobliskiego jeziorka lśniły na jego bladym torsie.
Nie mogła nigdy pojąć co dziewczyny widziały u niego… ale wtedy zrozumiała.
-
Tak – oblizała spierzchnięte wargi, czując jak Teodor wyprostowuje nogi i
wzdycha. Zerknęła na niego kątem oka, przyglądając jak jego wzrok kieruje się w
końcu na nią.
-
Jednak dobrze jest znów być też z innymi – stwierdził, uśmiechając szelmowsko,
gdy z trudem odwróciła oczy – Zrobię obchód wokół i..
-
Nie – podniosła się szybko, odgarniając włosy do tyłu – Ja zrobię obchód. Musze
pomyśleć i.. wiesz.
-
W porządku – skinął w końcu głową, wstając i wskazując namiot – Pójdę w takim
razie sprawdzić jak sobie radzą.
Przytaknęła,
obracając i kierując w kierunku lasu. Gałęzie pękały pod jej butami, gdy
specjalnie na nich stawała. Przystanęła dopiero kilka metrów dalej, unosząc
dłoń i muskając palcami barierę, którą nałożyli wcześniej. Musiała przyznać, że
była silna oraz trwała, ale ostrożnie zaczęła iść wzdłuż by się upewnić, że
nigdzie nie jest nadszarpnięta. Dopiero po godzinie na nowo stanęła przed
namiotem, uchylając wejście i wsuwając się do środka. Uśmiechnęła się na widok
śpiącego u siebie Harry’ego z wtuloną w niego Astorią. W salonie spał Weasley z
radiem włączonym, gdyż własny pokój udostępnił małej dziewczynce i jej. Minęła
łazienkę, gdzie był Teodor, wchodząc do przydzielonego jej pokoju. Rzuciła
okiem na leżącą w łóżku blondynkę, sięgając do swojego plecaka i wyciągając z
niego szatę śmierciożercy. Ścisnęła ją mocniej, prostując. Evelyn wciąż spała,
więc bardziej spokojna opuściła pokój. Na korytarzu czekał na nią Nott,
przyglądający pelerynie, którą ściskała.
-
Jesteś pewna? – zapytał cicho, wskazując na wyjście z namiotu.
-
Potrzebuję tego – chrząknęła, spuszczając wzrok, ale unosząc głowę kiedy coś do
niej wyciągnął.
-
Przyda ci się – stwierdził, kiedy odebrała od niego srebrną maskę. Skinęła
krótko głową, pozwalając się odprowadzić na zewnątrz. Ostatni raz przyrzekła,
że wróci przed świtem aż w końcu ruszyła przed siebie. Ominęła z łatwością
bariery, nie naruszając ich i znikając z lasu z cichym pstryknięciem.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-
Mogę cię pocałować?
Wiedziała
że nie powinna o to pytać. To było z jej strony głupie, bezmyślne i całkowicie
nieprzemyślane. Ale nie mogła się powstrzymać. Nie kiedy jego palce delikatnie
muskały jej ramiona, a oczy troskliwie wpatrywały się w niewielkie siniaki.
-
To chyba nie najlepszy pomysł – stwierdził cicho chłopak, a ona poczuła tą samą
falę rozczarowania co zawsze. Czemu akurat ci których pragnęła, nie pragnęli
jej?
-
Nie przeszkadza mi, że jest.. ona – powiedziała szczerze, uśmiechając krzywo –
Jeśli cię to pocieszy ja również nie myślałbym o tobie. A o.. nim.
-
Właśnie dlatego to by było nie w porządku – zauważył delikatnie, chwytając ją
za brodę by nie uciekała spojrzeniem – Jesteś piękna. Jesteś odważna, mądra
oraz zabawna. Nie mogę dać ci tego co oczekujesz, bo kocham inną.
-
Ja też kocham innego, ale jego tu nie ma. Co więcej nawet jakby tu był.. to by
mnie nie chciał – przewróciła oczami, kiedy przysunął jej szklankę z mieszanką
eliksirów – Potrzebuję bliskości. Na chwilę zapomnieć o wszystkim.
-
Przykro mi – odsunął się, czekając aż dopije lekarstwa. Przyglądała się jak
odstawia naczynie, a potem zarzuca szkolną szatę na siebie i ostatni raz na nią
zerka – Widzimy się później?
-
Tak – przytaknęła, unosząc brwi – Skąd wiesz, że wciąż żyje?
-
Bo zrobiłem wszystko by tak było – zesztywniał, mrużąc powieki – Jest daleko.
Jest bezpieczna.
-
Mam nadzieję – stwierdziła szczerze, machając mu na pożegnanie. Opadła na fotel
ze zmęczeniem, zastanawiając kiedy aż tak życie ją wykańczało. Musnęła palcem
nowe blizny, które zarobiła stając na czele Gwardii Dumbledore’a. mówiąc
szczerze miała nadzieję, że kiedy wróci Harry i zobaczy ją jako przywódcę
odważnych uczniów.. kiedy dostrzeże ją w czasie walki, to chwyci ją w ramiona i
pocałuje. Jednak on nie wracał, a jej jedynym łącznikiem z ukochanym była
Millicenta. Stanęła przed lustrem wpatrując w siebie ze smutkiem oraz złością.
Co była w niej nie tak, że z taką mocą pokochała jednego chłopaka? Chciałaby
tylko by ktoś powiedział, że ją kocha. Że jest dla niego ważna. Że jest piękna
i jej pragnie.
-
Ginny? Gotowa? – Neville wszedł do Pokoju Życzeń, uśmiechając się blado na
widok jej poharatanego brzucha.
-
Tak – chwyciła przyjaciela za rękę, zamykając za nimi Pokój Zniknięć i
podążając na lekcje. Hogwart był straszny. Pierwszy raz od wielu lat tratowania
zamku jak domu bała się. ślady krwi często zdobiły posadzki, gdy mugolaki
obrywali zaklęciami tnącymi. Nauczyciele jak Carrowowie torturowali nie tylko
fizycznie, ale i psychicznie. Tak bardzo żałowała pierwszoroczniaków, które z
płaczem wracały z lekcji.
-
Postaraj się dziś nie szaleć – poprosił Longbottom, gdy się rozdzielali na
korytarzu.
Obiecała i prawie przyrzeczenie dotrzymała.
Wieczorem miała jedynie
dodatkowego siniaka na policzku, gdy odważyła się przeciwstawić jakiemuś
aroganckiemu ślizgonowi z szóstego roku. Nie wolno był jednak ignorować jej
takich oszczerstw rzucanych w kierunku przyjaciół czy rodziny. Czasem żeby
znosić ciągłe bicie oraz upokarzanie wymyślała tysiące sposób na zabicie tej
osoby. Z chęcią wyobrażała sobie jak Carrow ginie z ręki Hermiony, jak ten
tchórz Snape błaga Harry’ego o litość. Cieszyła się, że Zabini trenował z nią
sztukę blokady umysłu. Inaczej gdyby jej myśli dotarły do kogoś… mogłaby być
martwa.
-
Dobrze się czujesz? – zapytała wieczorem jasnowłosą ślizgonkę, która stała przy
oknie i wpatrywała w ciemność. Lubiła jak iluzja Milli znikała, a widać było
brzuch. Blondynka była jeszcze piękniejsza niż zwykle, gładząc czule rosnące w
niej dziecko.
-
Marcus się ostatnio nie odzywał – wyjaśniła cicho pani Flint, zerkając na nią z
obawą – Nie odpisał na trzy ostatnie listy. Martwię się o niego.
-
Może jest na misji? – zagryzła wargę, wyciągając ramiona do przyjaciółki.
Slytherin wierzył, że Gloomy jest agentem. Pracuje z aurorami, ale to zmyłka,
bo jest szpiegiem. Inaczej Milli mogłaby być w niebezpieczeństwie, ale do tej
pory wszyscy wierzyli w tą historię.
-
Nie wiem nawet gdzie i z kim – mruknęła jasnowłosa, chwytając ją za dłoń i
przyciągając do swojego brzucha – Kopie, czujesz?
-
Będzie z twojego dziecka niezłe ziółko – przytaknęła, uśmiechając na delikatny
ruch pod bladą cerą dziewczyny. Milka również trochę pojaśniała, sięgając do
stoliczka, gdzie jak zawsze czekały na nią krakersy oraz kiszona kapusta,
którymi się ostatnio zajadała. Ku całkowitemu obrzydzeniu jej oraz Blaise’a.
-
Wciąż nie powiedziałam Astorii – przyznała ślizgonka, skubiąc ciastka – Czuje
się dziwnie z tym.. niedomówieniem. Ale nie umiem się zebrać by to powiedzieć.
-
Co to za przyjaźń, gdzie boisz się powiedzieć o dziecku? – zapytała sucho,
zastanawiając się co by ona powiedziała Hermionie. Powiedziałaby od razu? Czy
jak Milli czekała na dobry wybór? A co jeśli to Herm zaszłaby w ciążę z.. z
Malfoyem?
-
Nie boję się, nie chcę jedynie dodawać zmartwień – zaprotestowała Milka,
przeczesując palcami jasne pukle – Może trochę przejęłabym się jej opinią..
wiesz, chodzę do szkoły i mam brzuch, ale.. jestem mężatką. To i tak więcej niż
ona i Harry, prawda?
-
Prawda – Ginny z trudem uniknęła skrzywienia się na wzmiankę o zielonookim.
Greengrass zamiast niej… Millicenta wciąż nie dostrzegała jej totalnego oddania
oraz lojalnej miłości wobec Wybrańca. Może to i lepiej.
-
Poproszę Blaise’a chyba o zostanie ojcem chrzestnym naszego maleństwa – ruda
drgnęła, przenosząc znów uwagę na towarzyszkę – Musimy jeszcze ustalić to z
Marcusem, ale oboje jesteśmy tego zdania. Blaise nam bardzo pomaga.
-
Blaise jest opiekuńczy, to słodkie – przytaknęła, uśmiechając szeroko na widok
zadowolenia blondynki – Byłby wniebowzięty.
-
Gdybym mogła wybrać matkę chrzestną, to wybrałabym ciebie – Ginny podziękowała,
wiedząc, że to nie do końca prawda. Milli wpierw poprosiłaby Astorie, Pansy czy
Hermionę nim nawet pomyślałby o jej kandydaturze. Ale zostały na siebie skazane
i starały sobą zastąpić brak tych najbliższych przyjaciółek.
Millicenta
zaczęła w końcu się zbierać, a kiedy przyszedł Blaise, musiała jeszcze
wysłuchać monologu o regularnym chodzeniu spać. Po kilku minutach jasnowłosa
zniknęła, obiecując od razu położyć się do łóżka. Mulat opadł na kanapę obok
Ginny, uśmiechając na widok przygotowanego już alkoholu.
-
Ognista? – uniósł zdumiony brwi, kiedy rozlała im nie po kieliszku, a po całej
szklance.
-
Mamy co świętować, prawda? – przypomniała o szczęśliwej wiadomości sprzed
godziny od przyjaciół, że przejęli żywego Malfoya. Zabini przytaknął radośnie,
pochłaniając na raz alkohol. Powoli zniknęła pierwsza butelka, a po niej dwie
kolejne. Ginny pokochała ostatnio działanie alkoholu. Lubiła chwile, gdy
szumiało jej w uszach, a gorzki posmak zostawał w palącym gardle. Lubiła czuć
się tak wolno oraz bezwładnie. Lubiła śmieć się głupkowato oraz z trudem
utrzymując równowagę. Polubiła też pijanego Blaise’a, który opowiadał głupie
żarty bądź historie. Zapominał wtedy o Aryi, o Draco, o Pansy. Był jej.
Skupiony na niej oraz kolejnej szklance alkoholu. Podobało jej się, że nie
ganił za kolejną butelkę, nie krytykował. Uśmiechał się. Śmiał się. Nie
protestował, gdy go przytulała.
-
Myślisz, że w innym świecie mógłby mnie pokochać?
Słuchała
mocnych uderzeń jego serca, siedząc obok z położoną na jego torsie głową.
Blaise wpatrywał się w zaczarowane niebo nad nimi, odnajdując różne konstelacje
i śmiesznie je nazywając.
-
Na pewno – mruknął, nawijając na palec jeden z rudych pukli – Jesteś naprawdę
śliczną i wyjątkową dziewczyną, Ginny.
-
A ty? – obróciła się tak by w ciemnym pokoju chociaż trochę widzieć jego oczy.
-
Musiałbym być głupi bądź ślepy by tego nie zauważyć – zmarszczył brwi w namyśle
– Głupi. Nawet ślepy widzi twój blask.
-
Nie jesteś głupi – szepnęła, wyciągając dłoń i muskając jego czoło. przesunęła
palcem po jego nosie, a potem wargach. Mulat wpatrywał się w nią pół
przytomnie, nie protestując, gdy przerzuciła nogę przez jego biodro by
przysunąć się bliżej.
-
Ginny…
-
Szzz – uciszyła go, przysuwając swoją twarz bliżej. Musnęła wargami jego
policzek, wciągając do płuc od niedawna znany zapach – Zapomnij o wszystkim.
Zapomnij o wojnie, o nich. Zapomnij o świecie, Blaise.
-
Nie mogę – jęknął, gdy zsunęła usta na jego szyję – Nie mogę, Ginny, ja..
-
Ja też – ugryzła go w szyję, popychając stanowczo na plecy i nachylając.
Przycisnęła swoje biodra do jego, ocierając sugestywnie – Ale nie ma tu nikogo
oprócz nas. Nie ma tu Aryi, Blaise. Ona może być już martwa, a nawet jeśli nie…
to cię nie pamięta. Nie istniejesz dla niej – szepnęła, zdzierając z niego
jednym ruchem koszulkę. Pocałowała jego tors, gładząc mięśnie opuszkami – Nie
istniejesz dla nikogo oprócz mnie – kontynuowała wędrówkę wargami, zatrzymując
przy pasku. Odpięła sprawnie zamek oraz otworzyła rozporek, uśmiechając kiedy
wplątał palce w jej włosy – Właśnie tak, Blaise, jesteś teraz mój.
-
Nie – westchnął, pociągając ją do góry i wysuwając spod niej. Spojrzała na
niego zdumiona, kiedy podnosił się z trudem z ziemi – Nie mogę.
-
Wydaje mi się, że możesz – wskazała na jego krocze, uśmiechając krokietująco –
Oboje wiemy, że chcesz.
-
Przepraszam – wymamrotał, podciągając spodnie i łapiąc swoją bluzkę. Na nowo
usiadł, gdyż stanie zabierało zbyt wiele energii. Pokój się teraz zmienił, a
mulat opadł na wiele poduszek – Idźmy spać.
-
Dobrze – zgodziła się, również układając na poduszkach i wpatrując w niebo.
Kolejny raz została sama. Kolejny raz jej serce zaczyna bić dla złego chłopca.
Podeszła po cichu do śpiącego już spokojnie Blaise’a, przyglądając mu ze
smutkiem. Wyciągnęła dłoń, gładząc jego włosy i nachylając. Łagodnie musnęła
wargami jego rozchylone usta, smakując je i zapamiętując miękkość.
-
Arya.. – wyszeptał cicho, obracając w jej stronę.
-
Pudło – westchnęła, odsuwając i wracając na swoje miejsce.
Może taka jest jej
rola.
Bycie odrzuconą i nieszczęśliwie zakochaną aż po kres swoich dni.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Poczekaj!
Zatrzymała
się powoli, zastanawiając czy to odpowiednia chwila na panikę. Jednak nie
musiała się jeszcze niczym martwić, bo nikt nawet nie domyślał się kim jest.
Miała maskę oraz pelerynę i stała się niewidzialna dla tych śmieci.
-
Nie widziałaś może Xaviera? – zapytał starszy mężczyzna, od którego śmierdziało
piwem.
-
Nie – wzruszyła ramionami, nawet nie wiedząc kim jest Xavier. Ruszyła dalej
przez obozowisko, zatrzymując na chwilę przy jednym ognisku, a potem krocząc
wśród namiotów dalej.
-
Hej, złotko, może do nas dołączysz? – przyjrzała się młodemu śmierciożercy,
który wskazał na jeden namiot, gdzie jego dwóch kolegów zaczęło właśnie
rozbierać równie piękne co mopsy kobiety.
-
To na pewno kusząca propozycja, ale Raven ma inne plany – obróciła się równie
zdumiona co pryszczaty chłopak w kierunku skraju drzew, gdzie stał wyprostowany
śmierciożerca.
-
O, Raphael, ja.. wybacz – chrząknął smarkacz, znikając w namiocie i zapominając
całkowicie o jej obecności. Pansy przyjrzała się zbliżającemu, uspakajając
szalejące serce.
-
Co ty tu robisz? – spytała z ciekawością, pozwalając pociągnąć do cienia za
kilkoma drzewami.
-
Mógłbym spytać o to samo, prawda? – warknął, popychając ją mocniej i ściskając
za rękę. Skrzywiła się na szarpnięcie w pępku, gdy ich teleportował z obozu
śmierciożerców. Wyrwała się z mocnego uścisku, cofając gdy zrobił krok w jej
kierunku.
-
Musiałam.. musiałam pomyśleć – mruknęła, opierając plecami o jakieś drzewo –
Skąd ty się tam wziąłeś?
-
Prawdopodobnie stąd, że zamordowałaś tak wielu ludzi z tamtego obozu, że Czarny
Pan kazał mi mieć na oku to miejsce – wysyczał, nachylając ku niej – Nie
spodziewałem się, że będziesz taka głupia by tam wracać.
-
Mam maskę, szatę… nikt mnie nie poznał – zauważyła sucho, marszcząc brwi –
Przestań krzyczeć.
-
Nie krzyczę – parsknął, unosząc do góry ramiona – Merlinie, Pansy! Jakby ktoś
spytał o hasło? Jakby ktoś zdjął twoją maskę?
-
To bym go zabiła – wzruszyła ramionami, kiedy na nowo zaczął prosić o
cierpliwość wszystkich wielkich magów – A potem oni by mnie zabili wiem.
-
Nie, nie zabiliby cię – prychnął, krzyżując ramiona na piersiach –
Torturowaliby cię, zrobili z ciebie dziwkę, znów bawili i może ktoś w końcu
łaskawie zostawiłby ci sznurowadło byś mogła się na nim powiesić.
-
I tak kiedyś umrę – zauważyła, ignorując ten przerażający scenariusz.
-
Tak chcesz umrzeć? Jak złamana, zapłakana dziewczynka? – zaśmiał się szyderczo
– Oboje wiemy, że chcesz zginąć w walce. Jak wojownik. Nie jak tchórz.
-
Przeszkadzasz mi w tym umieraniu – mruknęła, zdejmując kaptur, a potem maskę i
rzucając okiem na chodzącego w każdą stronę chłopaka – Raphael.. jak anioł
stróż, co?
-
Chyba mi nie wychodzi – westchnął, prostując kiedy do niego podeszła – Czego
chcesz, Raven?
-
Chciałam podziękować – wymamrotała, ostrożnie zdejmując z niego szatę, która
opadła na ziemię.
-
A teraz? – przechylił głowę, kiedy przysunęła się jeszcze bliżej i wyciągnęła
dłonie do jego maski.
-
Teraz chcę.. – przełknęła z trudem siłę, uśmiechając blado – Teraz chcę ciebie.
-
Nie potrzebuję takich podziękowań – wyszeptał, prostując tak, że jego głowa była
poza jej zasięgiem – Nie..
-
To nie są podziękowania – zaprzeczyła, sięgając do swojej koszulki i ściągając
ją jednym ruchem – Teraz chcę ciebie. Potrzebuję zrozumienie, Raphaelu. I od
ciebie je dostanę.
-
Będziesz żałować – westchnął, muskając jednak palcami jej biodra i pozwalając
się przysunąć bliżej – Będziesz?
-
Nie – uśmiechnęła się, kiedy objęła go za szyję, a śmierciożerca sprawnie
podciągnął ją do góry tak by oplatała udami jego biodra. Przeniósł ich na
miękki mech, klękając z nią wciąż wtuloną w silny tors.
-
Pansy.. – szepnął, gdy zsunęła z jego twarzy maskę i odrzuciła ją na bok.
Arystokratka zamarła przyglądając ze zdumieniem migdałowym oczom o długich
rzęsach, lekko garbatemu nosowi oraz symetrycznym, szlachetnym rysom.
Wyciągnęła dłoń, przesuwając opuszkami po złocistej skórze i muskając palcami
wargi.
-
Au – skrzywiła się z rozbawieniem, gdy ugryzł ją w palec – Czemu nigdy nie
zdejmujesz maski?
-
Bo nikomu nie ufam – stwierdził, muskając nosem jej nos i delikatnie
przesuwając ustami po jej policzku – Przestań – skarcił ją, kiedy niecierpliwie
sięgnęła do jego spodni.
-
Nie pragniesz mnie? – zaskoczona zamarła, czując jak rumieńce pojawiają się na
jej policzkach.
-
Nie bądź jeszcze głupsza niż zwykle – zaśmiał się, dociskając do niej biodra –
Oczywiście, że cię pragnę. Od pierwszego dnia, kiedy spojrzałaś na mnie z taką
niechęcią jak na robaka – objął ją ramieniem, obracając do siebie plecami i
przyciągając do swojego torsu oraz nachylając by szeptać jej prosto do ucha –
Wiem, że byś żałowała dzisiejszej nocy. Może nie dziś, nie jutro, ale wkrótce.
-
Nie żałowałabym, wiem co robię i…
-
Właśnie w tym problem, kochana, że nie wiesz – pocałował ją w obojczyk,
wciągając głęboko zapach skóry ciemnowłosej – Wciąż żądzą tobą emocje po
uratowaniu przyjaciela. Chcę ciebie. Ale chcę nie przez wdzięczność, a przez
pragnienie.
-
Raphael?
-
Podoba mi się jak wypowiadasz moje imię – stwierdził z rozbawieniem, nakrywając
ją swoim płaszczem – Tak?
-
Nie wiem czemu to robisz.. ale dziękuję – westchnęła, przymykając powieki na
łagodne masowanie jej ramion – Nie powinnam, ale ci ufam.
-
Wiem – uśmiechnął się znów cwaniacko, cmokając ją w czoło – A teraz śpij, Pansy
Genevie. Niedługo czeka nas nowe niebezpieczeństwo.
Zasnęła
ukołysana jego biciem serca, oddechem we włosach oraz silnym ramionom, którymi
ją obejmował. Nie rozumiała czemu ją zbierał wciąż na kawałki i nie pozwalał
upaść. Ale ten jeden raz czuła się w pełni sobą.
I
było jej z tym dobrze.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-
Naprawdę nie chcę wiedzieć co oznacza ten uśmiech.
-
I się nie dowiesz – zaśmiała się Hermiona, obracając i posyłając radosne
spojrzenie przyjacielowi, który oparł się o blat obok niej – Jak się czujesz?
-
Dobrze – przewrócił oczami, gdy i tak przysunęła mu flakonik z okropnym w smaku
eliksirem. Wypił cały do dna, zabierając od niej kubek z kawą i biorąc
ogromnego łyka – Obrzydliwe. I lekarstwo, i kawa.
-
Jesteś taki brytyjski z tą herbatą – prychnęła, kiedy zabrał się za parzenie
wspaniej herbaty – Czuję się tak dobrze, wiesz?
-
Widzę – uśmiechnął się do niej, obejmując w pasie i do siebie przyciągając –
Cieszę się, że wrócił. Naprawdę.
-
Ja też – stanęła na palcach, całując go głośno w policzek i unosząc brwi na
jego krzywy uśmieszek.
-
Czemu nikt mi nie powiedział o zbiorowym tuleniu? – Harry stanął w dresach w
wejściu, marszcząc na nich brwi – Zostałem wykluczony? Wiecie ile ludzie by
oddali by chociaż mnie złapać za rękę? A wy gardzicie przytuleniem mnie?
-
Trzeba popracować nad twoją skromnością – stwierdziła Hermiona, wyciągając
jednak do niego rękę i wciąż obejmując rudego – Zaczynasz mi przypominać
pewnego świetnego nauczyciela.
-
Ooo tak, dogadałbyś się teraz z Lockhartem – przytaknął entuzjastycznie Ron,
poklepując kumpla po plecach – Już widzę wasze wspólne rozmowy.
-
Pełne miłości do samych siebie – dodała gryfonka, parskając śmiechem na
przerażenie malujące się na twarzy Pottera – Widzę, że zaczynasz rozumieć
powagę sytuacji.
-
Już nigdy nie wspomnę o swojej wspaniałości – przytaknął, szczerząc się wesoło
i przybijając żółwika wchodzącemu właśnie blondynowi, który łaskawie również
wyciągnął pięść i stuknął – Prawda, Malfoy? Ty też coś wiesz o wielkim ego.
-
Moje ego często dostaje kopniaka od pewnego roztrzepanego posiadacza kołtunów –
odparł rozbawiony Malfoy, opierając o szafkę i uśmiechając, gdy dziewczyna
stanęła obok niego i pozwoliła się objąć – Mamy jakieś plany na dziś?
-
Harry, zamierzasz zaatakować Ministerstwo? – zapytała rozbawiona Astoria,
dołączając do ich grupki oraz nalewając i sobie herbaty rudego, który jedynie
mruknął coś pod nosem o arystokratycznych zwyczajach.
-
Myślę, że dziś możemy jeszcze odpocząć – stwierdził Harry, przyglądając swoim
przyjaciołom z radością – Dawno nie byliśmy razem i nie mogliśmy się po prostu
nacieszyć spokojem, prawda?
-
Zaczynasz stawać się sentymentalny – zauważył z przytykiem Nott, ziewając oraz
zabierając kubek oburzonej Hermionie – Chociaż dzień lenistwa przydałby się nam
wszystkim.
-
Mówiąc szczerze taki pomysł mi się bardzo podoba – westchnęła z zadowoleniem
gryfonka, wzruszając ramionami – Posiedźmy, porozmawiajmy. Zapomnijmy chociaż
na jeden dzień o tym co jest poza tym namiotem.
-
Piękne plany, kochani, ale muszę wszystko popsuć – wszyscy obrócili się ku
Pansy, która stanęła wśród z nich ze smutkiem w oczach – Mam złe wieści.
-
Czemu zawsze musisz mieć złe wieści – jęknął Ron, a Astoria parsknęła śmiechem
na jego rozczarowanie na twarzy – Nie mogłabyś czasem przyjść i stwierdzić, że
masz świetne wieści?
-
Wybacz, Weasley, postaram się to zmienić – syknęła Pansy, wsuwając dłonie do
kieszeni i zerkając na Teodora oraz Hermionę – Śmierciożercy planują atak.
-
Kiedy? – Harry zamarł z kanapką przy twarzy, odkładając ją na talerz mimo złych
spojrzeń Astorii.
-
Jutro – odpowiedziała Pansy, spuszczając wzrok.
-
Gdzie? – Hermiona zapytała w końcu, widząc jak nerwowa staje się przyjaciółka.
-
Pansy? – Draco również zmarszczył brwi obserwując smutek malujący się w oczach
ślizgonki.
-
Szpital – odparła w końcu, prostując się i przybierając stanowczą pozę –
Zamierzają zabić małego lorda.
-
Niemożliwe, że go znaleźli – Teodor przesunął się, kiedy Hermiona wybiegła z
kuchni do łazienki przez targające nią torsje. Astoria poszła za przyjaciółką,
nakazując Malfoyowi zostać – Pansy, to niemożliwe!
-
Mamy kreta – stwierdził Ron, strzelając nerwowo palcami – W Zakonie mamy
zdrajcę.
-
Musimy powiedzieć.. komuś – zauważył Draco, zagryzając wargę – Komuś komu ufamy
całkowicie.
-
Weasleyowie, Daphne, Erik Hutz, Lupin, Tonks…
-
A co z małym? – Draco machnął ręką, wciągając z sykiem powietrze – Co robimy
jutro?
-
Porwiemy go nim oni zdążą powiedzieć Avada – stwierdził Harry, uśmiechając
pocieszająco do Teodora – Uratujemy go.
-
Nathaniel… nie mogą go dorwać.
-
I nie dorwą – Pansy uniosła brwi – Mamy więc zajęcie na dziś. Trzeba wszystko
zaplanować.
Harry
przytaknął, Draco przymknął powieki, a Teodor i Ron wymienili spojrzenia. Nie mieli
czasu by się sobą nacieszyć. Nie mieli chwili by odpocząć. Nie mieli możliwości
by powiedzieć sobie wszystko co by chcieli, gdyż nikt na nich nie czekał. Czas nie
stanął w miejscu.
Teraz
ktoś ginął.
Teraz
ktoś ich zdradził.
Teraz
przyszedł czas by przygotowali się na kolejną bitwę.
Razem.
Razem
są silniejsi, lepsi, mądrzejsi.
Bo
mimo wszystko znów są razem.
Odwaga
Harry’ego, inteligencja Hermiony, bezwzględność Draco, spryt Teodora,
niezłomność Pansy, siła Astorii oraz optymizm Rona.
Razem
mogą uratować Nathaniela.
A
potem może i świat.
Awww ładnie wszyła Ci ta scena z Draco i Miona, tyle miłości ��
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
Usuńzero odpoczynku mają :( super rozdział 😍
OdpowiedzUsuńNo niestety, ale "wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz."
UsuńKiedy to czytałam, nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać. Z jednej strony szczęśliwa, a z drugiej jeden wielki ryk.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny.
KH
Cieszy mnie ta huśtawka nastrojów, bo mam dokładnie tak samo, gdy piszę :D
Usuńpozdrawiam cieplutko,
L♥
Absolutnie i niezaprzeczalnie wielbię wątek Pansy i Raphael'a
OdpowiedzUsuńA co zrobi Mili, kiedy dziecko urodzi się w Hogwarcie? Skoro nikt oprócz wiadomych osób nie wie...
Draco i Hermiona <3 To dobrze, że wszyscy tak martwią się o Hermionę i się nią tak opiekują, ale moim zdaniem ona na prawdę potrafi się obronić. W niektórych sytuacjach, powinni dać jej spokój.
Ginny dobierająca się do Blais'a? Rozumiem to, bo czuje się troche odrzucona przez Harry'ego, no i samotna. Ale Blaise wspaniale pokazał, że kocha Aryę.
Mam nadzieję, że uratują Nate'a.
Pozdrawiam,
Kitty
Wiesz już może, kiedy dodasz następny rozdział? Po prostu nie mogę się doczekać!
UsuńWybacz brak odpowiedzi, ale nie miałam czasu by zajrzeć ;<
UsuńOwszem, powinni, ale trwa wojna i cóż, zaczyna ich to przerastać stąd ciągła troska oraz strach przed utraceniem kontroli. A ona im się w końcu wymknie.
Nowy rozdział już dziś.
Bardzo dziękuję za przemiłe słowa!
Pozdrawiam ciepło,
Lupi ♥
O jezu kocham cię!
OdpowiedzUsuńIdę czytać
Rardjsdo
Okey
OdpowiedzUsuńKocham wątek z draco
Mam na jego punkcie obsesję
Twój blog jest zdecydowanie moim najnajnajbardziej ulubionym
Najbardziej podoba mi się to że nie ciągnie się u ciebie jak masa z cukru wątek dramione i tylko dramione
Pięknie opisujesz pansy
Nigdy nie rozumiałam podejścia do jej osoby
Przecież J. K. Rowling nigdy nie pisała że jest za przeproszeniem dzi*ką
Teodora ubóstwiam
Harry'ego w końcu lubię
Astoriaaaaaa świetna
Hermiona... Prawdziwa gryfonka
chyba nigdy nie wyjdzie mi napisanie komentarza
Nie lubię tego tobić a u ciebie wszystko mi się podoba i już nie wiem jak mam chwalić bohaterów skoro wszystkich lubię!
To niemożliwe!
Musisz być świetną osobą
Nie wiem co pisać dalej...
Chuba skpńczę teraz
Tak
Tak samo jak poprzednim razem nie lubię przecinków
(Zdecydowanie czuję się głupia po tym komentarzu)
O rany, dziękuję! Tyle miłych słów, że aż mnie zatkało! Nie wiem co powiedzieć sensownego oprócz zwykłego, ale szczerego dziękuję.
UsuńGenialny!!! AAAA <3333
OdpowiedzUsuń♥
UsuńUwielbiam to jak piszesz.Jestem w zbyt wielkim szoku by napisać sensowny komentarz.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam Twoje komentarze, które są niezłym kopem motywacji!
UsuńBardzo proszę, zmień czcionkę. Opowiadanie wydaje się być super, ale przez comic sansa nie da się go przeczytać :/
OdpowiedzUsuńNowy rozdział ma zwykłą czcionkę, za którą ja nie przepadam, bo wolę właśnie tą. Ale oczywiście zmienię :D
UsuńPozdrawiam ciepło,
Lupi
Znalazłam Twojego bloga niedawno i gi pokochałam. Cała ekipa po prostu super! Historia Miony i Draco niby podobna do innych, a jednak tak inna i wyjątkowa. Pozdrawiam i życzę weny!!!!
OdpowiedzUsuń~ Lunatyczka