Cześć, kochani!
Nie wiem jakim cudem udało mi się napisać ten rozdział. W
każdej wolnej chwili pozwalałam sobie na upust emocji, więc dziś gorzko-słodko.
Mam nadzieję, że Wam, drodzy gimnazjaliści egzaminy poszły
znakomicie. A jeśli wciąż jesteście niepewni, to głowa do góry. Na tym świat
się nie kończy!
Wam, maturzyści, życzę mnóstwa szczęścia i spokoju. Wiem
jaki to stres, bo sama z nim właśnie walczę. Doprawdy od dawna nie czułam
takiej pustki w głowie, jak ostatnio robiąc fizykę. Niech moc będzie z Wami! A
dla pocieszenia i motywacji - WAKACJE przed nami!
Następny rozdział po 23.05, bo wtedy kończę matury!
Dziękuję za ostatnie komentarze - jesteście wspaniali!
Ściskam i pozdrawiam,
Lupi♥
PS. Trzymajcie za nas kciuki od jutra!
PPS. Nie sprawdzony rozdział, bo beta przez matury nie dała
rady;< Dlatego z góry przepraszam za każdy błąd!
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.*
Hermiona zamknęła zbiorek wierszy, wyglądając za okno.
Słońce przyjemnie grzało jej policzki, gdy z przymrużonymi powiekami
obserwowała leniwie świat. Słyszała śmiech dzieci, które biegały bądź siedziały
piętro niżej w ogrodzie. Jak fascynującym było obserwowanie tych niewinnych
twarzy, wygiętych w uśmiechach ustach, mimo bólu jakie odczuwały. Podziwiała tą
siłę w szczupłych nogach pięciolatków, które dzielnie utrzymywały wiotkie
ciałka.
- Czemu przerwałaś?
Nie odrywając spojrzenia od dzieci, przysunęła się bliżej
szyby. Oparła o nią czoło, pozwalając na nowo odciąć światu zewnętrznemu. Tak
naprawdę jej świat zaczynał się i kończył ostatnio w tym maleńkim pokoiku.
Nauczyła się poruszać w nim po ciemku, nauczyła się kroczyć tak by deski nie
skrzypiały. Obróciła się powoli, przesuwając wzrokiem po białych ścianach oraz
miękkiej pufie stojącej w kącie. W końcu dotarła do niewielkiego stoliczka, na
którym z wazonu wystawał bukiecik kolorowych kwiatków oraz porozrzucane były
papierki po cukierkach. Tuż przy etażerce stało duże posłanie, chociaż może nie
wyróżniające się niczym szczególnym. Może to szczupła osoba leżąca pod białą
narzutą sprawiała, że łóżko zdawało się tak gigantyczne. Może to zlewający się
odcień skóry z kołdrą dodawał dziwnej aluzji. A może ona powoli traciła zmysły?
- Czemu nie poczytamy czegoś weselszego? – spytała,
przejeżdżając krańcem języka po spierzchniętych wargach. W pokoiku było
przyjemnie, ani za ciepło, ani za zimno, ale jej za każdym razem schło w
gardle. Przesunęła palcami po grubych lokach, pozwalając na chwilę chłodnemu
powietrzu musnąć jej kark. W końcu odsunęła się od parapetu, wracając na stałe
miejsce przy łóżku. Zerknęła bezwiednie na aparaturę, która uspakajająco
wydawała dziwne dźwięki. Jednak dokładnie widziała jak bije serce chłopca, jak
walczy o dodatkowe lata. Miesiące. Dni.
- Jeśli wolisz – skinęła krótko głową, opierając wygodniej o
oparcie i skubiąc bezmyślnie niebieski lakier, którym Arya pomalowała jej parę
dni wcześniej paznokcie. Odprysł już w paru miejscach, ale nie miała kiedy tak
naprawdę o siebie zadbać.
- O czym myślisz? – odezwała się po dłuższej chwili,
poprawiając mu jednocześnie poduszkę. Odruchowo spojrzała czy krew nie
pobrudziła kawałka bandaża przy wenflonie. Przejechała opuszkiem po sinym
ramieniu chłopca, czując łagodny puls.
- O wolności – szepnął, otwierając powieki i odnajdując jej
spojrzenie. Westchnęła, gdy szafirowe tęczówki z niesamowitą intensywnością
wbiły się w nią. Twarz Nathaniela stała się bardziej groteskowa niż ją
pamiętała. Policzki zapadły się, ostatnie rumieńce zniknęły, a sińce pojawiły
pod podkrążonymi oczami. Chłopiec nieustannie drżał, często tracił apetyt, a
jedynie co robił całymi dniami, to wpatrywał się w sufit.
- O wolności – powtórzyła, odgarniając łagodnym ruchem czarne
kosmyki z jego twarzy. Dziecko uśmiechnęło się do niej łagodnie, przytakując –
Co o niej myślisz?
- Myślę o śmierci – poprawił ją karcącym tonem, wywołując
ciarki. Często zapominała, że mimo tak młodego wieku Nate był dojrzały. Czasem
jego oczy zdawały się znać sekrety świata, były osoby doświadczonej. Kogoś kto
wiedział, że śmierć nadejdzie wkrótce.
- Mógłbyś czasem pomyśleć o życiu – stwierdziła, uciekając
spojrzeniem do maskotki, którą położył w nogach. Czarny jak smoła smok
wpatrywał się nią pustymi oczami, a język wystawał w zabawny sposób – Od kogo
go dostałeś?
- Kater.. mamy – odparł krótko, opadając z powrotem na
poduszki. Przesunął się na skraj, odwracając do niej tyłem by nie widziała jego
twarzy. Hermiona patrzyła na plecy, starając zignorować widoczny kręgosłup
rysujący się nawet pod szpitalną piżamą chłopca. Zamiast tego ułożyła się na materacu
za nim, ostrożnie kładąc dłoń na jego ramieniu. Wiedziała, że temat rodziny dla
Nathaniela był trudny. Chłopczyk tak naprawdę nie miał dzieciństwa, nie znał
rodziców, dziadków. Był chory od najmłodszych lat, umierający więc rodzina nie
chciała go męczyć. A raczej siebie stałym żegnaniem najmłodszego dziedzica,
który z roku na rok znikał. Jedynym towarzyszem chłopa byli lekarze, czasami
matka oraz starszy brat.
- Nazywa się jakoś? – spytała, powolnymi ruchami gładząc go
po smolistych lokach. Nate wzruszył ramionami, dając znak, że ten temat nie
jest zbyt dobry. Oparła się wygodniej, wciągając przyjemny zapach dziecka. Jak
zwykle pachniał czystością, słodyczami oraz trawą o poranku – Mogę ci zdradzić
sekret?
- Zabiorę go do grobu – parsknął cicho, okręcając by móc na
nią spojrzeć. Hermiona uśmiechnęła się, gdy ich oczy znalazły się na tej samej
wysokości. Na nowo pochłonęła ją piękna barwa tęczówek, w których zamigotała po
raz pierwszy od dawna ciekawość – Obiecuję nikomu nie powiem.
- Uważam, że celowo odpychasz od siebie rodzinę –
powiedziała spokojnie, nie pozwalając mu się odezwać – I to rozumiem. Też to
chyba robię, chociaż nie ma to zbyt wielkiego znaczenia. I tak ich nie zranię,
bo nie będą mnie pamiętać. Ale to chyba pomoże bardziej mi, wiesz?
- Zamierzasz zabrać rodzicom wspomnienia? – szepnął
zdumiony, gdy po pięciu minutach w końcu rozgryzł sens jej wyznania. Hermiona
skrzywiła się lekko, ale nie zaprotestowała. Nate wyciągnął powoli drżącą dłoń,
kładąc ją na jej policzku – Czemu nie jesteś więc z nimi? Nie powinnaś
pielęgnować wspomnień z rodzicami?
- Cóż, mówiąc szczerze, to po prostu się boję – zaśmiała się
chrapliwie, zamykając powieki – Wolę udawać, że to normalne tygodnie. Że
wszystko będzie dobrze, że wojny nie ma, Harry to zwyczajny dzieciak, a .. a
Draco.. żyje.
- Rozumiem – odparł po namyśle, uśmiechając pocieszająco.
Gryfonka odetchnęła z ulgą, widząc brak wzburzenia w oczach dziecka. Nigdy nie
chciałaby go zawieść, ale nie umiała nie podzielić się z nikim swoimi planami.
Oczywiście, Teodor wszystko wiedział i popierał, a jednak czuła usilną potrzebą
uzyskania przebaczenia u małego czarodzieja.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię kocham –
wyszeptała, nachylając i muskając wargami czoło ciemnowłosego. Chłopiec wtulił
się w nią, zaczynając szlochać. Tuliła szczupłe ciałko małego Notta, szepcząc
ciepłe słowa pocieszenia, obietnice oraz puste słowa nadziei. Powoli się
uspakajał i oddech, i drżące bicie jego serca, a dziewczyna patrzyła jak
ostatnie krystaliczne krople znikają z mokrych policzków.
- Nie chcę umierać – mruknął cicho, gdy przykrywała go
kołdrą oraz kolejny raz poprawiała wbitą igłę. Zawahała się przez chwilę, ale
kiedy oddech na nowo się wyregulował, a malec zasnął opuściła pokoik. Zamknęła
ostrożnie drzwi, zsuwając na podłogę tuż za nimi. Nie umiała udawać dłużej
twardej kobiety, gdy za tymi leciutkimi ścianami umierał najsłodszy chłopiec
świata. Nie umiała udawać pełnej nadziei, kiedy z dnia na dzień pozostawał z
niego cień.
Miała już dość.
Chciała się poddać.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Czasem się zastanawiam czy to nie jeden z twoich
idiotycznych dowcipów, wiesz?
Harry uśmiechnął się krzywo, kopiąc końcówką buta kamyk.
Oparł się wygodniej o płytę, zerkając na szary kamień naprzeciwko. Patrzył z
dziwną nostalgią na wyryte imię Syriusza, jego tytuł oraz rok urodzenia i
śmierci. Patrzył na grób swojego ojca chrzestnego, zastanawiając czy nie
zachowuje się niewłaściwie. Oczywiście, nikt na niego nie krzyczał, nikt nie
zwrócił mu nawet uwagi gdy z dwiema puszkami piwa wyszedł z domu, przechodząc
do małego ogródka, na którym Blackowie chowali zmarłych. Odnalazł bez trudu najnowszy
nagrobek, sadowiąc przy nim i otwierając obie puszki. Słońce już zniknęło, ale
wciąż było na tyle ciepło by móc w krótkim rękawku patrzeć na ciemne niebo.
Jednocześnie światło padało z okien kuchni, gdzie czasami majaczyła sylwetka
Molly, szykującej kolację.
- Chociaż muszę przyznać twoja śmierć była głupia – mruknął,
klepiąc pocieszająco zimny kamień – Mogłeś, Syriuszu, bardziej się postarać by
wzbudzić podziw i zostać zapamiętanym jako wielki bohater, a nie ślamazara
zaplątana w firankach. Oczywiście, nie bierz tego do siebie – przewrócił
oczami, wyobrażając sobie obrażonego przyjaciela, a jednocześnie ostatniego
członka rodziny jaka mu pozostała – I tak cię podziwiałem. Podziwiam. W końcu
jesteś Syriuszem Łapą Blackiem, prawda?
Minął miesiąc od kiedy wysiedli z pociągu. Miesiąc od kiedy
ostatni raz spędził długie godziny z wszystkimi znajomymi. Na peronie jak
zwykle stał z Weasleyami, a potem ruszył do wyjścia. Jednak Artur wcisnął mu do
ręki świstoklika, a minutę później stał pod tymi drzwiami. Do środka wciągnął
go Bill, ściskając oraz szepcząc miłe słówka powitania. Grimmauld Place, nie zmieniło się zbytnio od
jego ostatniego pobytu tu. Jak się dowiedział rodzina rudzielców na czas
wakacji postanowiła często go odwiedzać, a na co dzień dotrzymywali mu
towarzystwa Daphne z Charliem. Pani Weasley za cel wzięła sobie utuczenie go, a
Artur z Remusem znikali z domu na całe godziny. Towarzystwa dotrzymywało mu
rodzeństwo Weasley oraz odwiedzający ich Zakonnicy.
- Zastanawiałem się czy nie posprzątać ci trochę w pokoju –
chrząknął, krzywiąc złośliwie – Ale jednak postanowiłem zostawić dla potomnych.
Zabawnie by było, gdyby po wojnie otworzyć tu muzeum, co? Nie martw się, nie
zrobię tego. Twój sekret bałaganiarza jest bezpieczny.
Jak zwykle nikt mu nic nie chciał powiedzieć. Dodatkowo jego
kontakt z Hermioną został ograniczony, gdyż on miał zakaz opuszczania schronu,
a gryfonka spędzała czas z rodziną. Wymieniali się czasem listami, gdy Teo na
prośbę przyjaciółki służył za posłańca. Upił kolejny łyk gorzkiego napoju,
spoglądając na wciąż pełną butelkę stojącą obok nagrobka Syriusza. Nie wiedział
czy oczekiwał, że alkoholu będzie w niej ubywać magicznie, ale widok pełnej
pojemności wywołał smutek.
- Czy oprócz umiejętności wężomowy umiesz też rozmawiać z
butelką piwa? – odwrócił głowę w kierunku kamienicy, gdzie po schodach tarasu
schodziła dziewczyna. Niechciany towarzysz okazał się ładnie ubraną, młodą
kobietą o oczach równie zielonych co kolor trzymanej przez niego butelki.
Astoria mimo braku obecności szerszej publiczności wciąż zakładała kolorowe
sukienki oraz eleganckie marynarki. Teraz jednak szła w luźnych spodniach od
piżamy oraz za dużej bluzce z jednym z bohaterów Marvela.
- Mówiłaś chyba że nie cierpisz tej koszulki – zauważył,
wskazując prosto na Hulka – Co tu robisz?
- Sprawdzam czy z moim pokręconym chłopakiem wszystko w
porządku – odpowiedziała spokojnie, siadając na trawie tuż obok niego. Wyjęła
mu z dłoni butelkę, upijając łyk oraz lekko krzywiąc – To jakiś mugolski chłam?
- Tak – uśmiechnął się szeroko, gdy otarła ręką usta. Czasem
Astoria przestawała zachowywać się jak dumna księżniczka, a wtedy podobała mu
się jeszcze bardziej. Chwile w których wskakiwała na jego łóżko, przytulając
oraz kładąc przy nim. Chwile, gdy jadła pyszne zapiekanki Molly rękoma, a sos
spływał jej po brodzie. Bawiło go, kiedy starała się pomóc Fleur z doborem
lakieru do paznokci, użyczając własnych do eksperymentów. A tym bardziej
podobały mu się chwile ich sam na sam. Gdy stawała się dzika, nieokrzesana, a jednocześnie
wrażliwa oraz spokojna. Lubił te sprzeczności w ślizgonce, które wywoływały w
nim przyjemne dreszcze.
- Będę mogła iść na ślub Billa i Fleur? – spytała , jak
gdyby to on miał decydujący głos. Drgnął, wypierając z myśli liczne pytania
ostatnio do niego kierowane. Albus Dumbledore uczynił go swoim dziedzicem jak
mawiali cicho poplecznicy zmarłego dyrektora. Jednak Moody, Remus czy państwo
Weasley wciąż wyganiali go ze spotkań. Wciąż traktowali jak dziecko, podczas
gdy inni wciąż pytali o opinie.
- Jeśli nie przeszkodzi ci rudy odcień włosów – przewrócił
oczami, gdy zachichotała. On zgodnie z planem będzie udawać jednego z kuzynów
pana młodego. Domyślał się, że obie siostry Greengrass również bez problemu
zmienią się w członków rodziny Rona. Prawdopodobnie Daphne mogła się stać nawet
„legalnym” Weasleyem, gdyż związek jej oraz Charliego kwitł.
- Jakoś przeżyje nawet piegi – stwierdziła w końcu,
posyłając mu delikatny uśmiech. Wiatr zdmuchnął brązowe kosmyki na piękną twarz
arystokratki, ale Toria jedynie zamknęła oczy, z przyjemnością pozwalając
przyrodzie muskać jej nagie ramiona lekkimi podmuchami. Harry patrzył na
dziewczynę, która była prawdziwą zagadką. Parę dni temu spotkali się po raz
pierwszy od zakończenia roku, a on wciąż pamiętał jak uradował go jej widok.
- Idziesz czy nie?
- Idę – krzyknął, chwytając kolejne dwie blaszki ciastek
świeżo upieczonych przez mamę Rona. Przewrócił oczami na zniecierpliwienie
Charliego, który sam pozostał w salonie, a i tak marudził. Uśmiechnął się do
siedzących przy stole państwa Weasley oraz Remusa z Tonks. Nimfadora nie
skomentowała tego nawet słowem, zerkając jedynie z utęsknieniem na alkohol w
szklance pana Weasleya. Od dwóch tygodni sama nie mogła tknąć niczego
niezdrowego, bo dowiedziała się, że jest w ciąży. Przechodząc obok dalekiej
kuzynki, puścił do niej perskie oko, które na chwilę wywołało smutny uśmieszek.
Wyszedł na korytarz, unikając kolizji z rozrzuconymi na podłodze książkami,
które porządkował ostatnio Stworek.
- Cześć.
Zamarł zdumiony unosząc wzrok. Na końcu korytarza stała
całkowicie przemoczona dziewczyna. Biała sukienka do kostek przylegała do
gibkiego ciała ukazując idealną kondycję młodej kobiety. Brązowe pukle zdawały
się ciemniejsze podkreślając jednocześnie bladą twarz ślizgonki.
- Cześć – odparł chrapliwie, spoglądając na ukochaną.
Astoria nie przypominała tej dumnej dziewczyny, która na koniec szkoły zdążyła
skrzyczeć go po stokroć. Teraz duże oczy były pełne strachu oraz smutku, wargi
drżały z zimna, a w dłoni ściskała niewielką torbę. Bez słowa odstawił butelki
na podłogę, wyciągając w jej stronę ramiona. Nie był pewien czy to zrobi, ale
nastolatka w trzech sekundach znalazła się przy nim obejmując z całej siły.
Przytulił ją mocno, gładząc po wilgotnych włosach oraz wciągając fiołkowy
zapach.
- Harry.. – Charlie zamarł, otwierając szeroko buzię i
zerkając za siebie do salonu, gdzie siedzieli pozostali – Hmm, Daphne? Chodź.
W ten oto sposób druga córka Lorda Greengrass zniknęła w
niewiadomych okolicznościach. Oczywiście gazety rozpisywały coraz to nowsze
teorie spiskowe, wielu arystokratów zaczęło panikować, a rząd zapewniał, że to
jedynie przypadek by to dwie dziedziczki zostały porwane. Przypadek.
Oczywiście, Astoria od kiedy weszła do Grimmlaud nie opuściła go dalej niż do
ogródka. Nawet nie chciała tego robić, była w pełni usatysfakcjonowana
bliskością starszej siostry oraz swojego chłopaka. Dostała oddzielny pokój
niedaleko komnaty Daphne, ale spała w nim raz. Później spędzała noce z Harrym,
a także dni, gdyż rzadko kiedy potrzebowała coś ze swojej sypialni. Z tego co
dowiedział się Wybraniec Astoria została uświadomiona przez ojca w trakcie
uroczystej kolacji, że skoro Daphne zniknęła to ona zajmie jej miejsce. I
poślubi tyrana od którego uratowali jasnowłosą ukochaną Charliego. Spanikowana
ślizgonka uciekła, nie zabierając ze sobą prawie żadnych rzeczy.
- Harry – zamrugał wyrwany z własnych myśli, spoglądając na
równie zamyśloną dziewczynę. Astoria wpatrywała się w niego z uwagą, a usta
wygięła w łagodnym uśmiechu – Jesteś teraz przywódcą jasnej strony.
- Nie, nie jestem przywódcą Jasnej Strony – westchnął,
wyciągając spod koszulki nieszczęsny wisiorek R.A.B., za który oddał życie
Dumbledore, a który okazał się fiaskiem – Nie mogę być.
- Owszem, jesteś – zmarszczyła brwi, wyciągając dłoń i
stukając palcem w jego czoło – Albus Dumbledore od zawsze traktował cię jako
dziedzica. Podobno pojawiasz się w testamencie, a nikt nie wątpi, że teraz ty
dowodzisz.
- Nie jestem nim – mruknął, zagryzając wargę oraz mrużąc
powieki ze złością – Nie mogę poprowadzić tylu ludzi do.. donikąd. Nie wiem co
mam robić, Ast. Nie wiem gdzie zacząć cokolwiek, a ty twierdzisz, że dodatkowo
mam na barkach ciężar odpowiedzialności za tyle osób.
- Czemu nie widzisz plusów, głuptasie, skoro jesteś
przywódcą możesz zasięgnąć radą u każdego ze starszych. Możesz dowiedzieć się
czegoś nowego bądź wskazać czym powinni inni się zająć – podniosła głos, gdy
widocznie skrzywiony miał protestować – Harry! Spróbuj spojrzeć na to z innej
perspektywy – przysunęła się do niego, muskając wargami wargi gryfona – Spróbuj
przez chwilę być tym bezwzględnym ślizgonem, który gdzieś tam w tobie siedzi.
Zielonooki chłopak przymknął powieki, chłonąc lekki dotyk
ust ciemnowłosej na policzku. Przyciągnął ją do siebie, obejmując oraz
przytulając tak by oparła się plecami o jego klatkę piersiową. Astoria
zamruczała z zadowoleniem, splatając ich palce oraz unosząc głowę do góry by
móc obserwować niebo. Młody Potter przyjrzał się jej przez chwilę, również
zerkając na gwiazdy. Błyszczały blado na ciemnym niebie, hipnotyzując swoim
pięknem. Czy był zdolny zastąpić dyrektora? Oczywiście, że nie. Na dodatek
przez lekcje Czarnej Magii nie był nawet nieskalanie czysty jak powinien jako
przywódca. Jednakże jeśli mógł uratować ich, mógł uratować Astorię, to zrobi
to. Nie chciał był jeszcze bardziej wytykany palcami niż teraz, ale jeśli..
jeśli i inni uznają go za zastępcę Dumbledore’a, to będzie musiał sobie
poradzić. Wystarczy, że Hermiona i Ron na nowo będą obok niego, wystarczy, że
ślizgoni nie odstąpią od jego boku, wystarczy że uwierzą w niego. Może on też
to zrobi. Może mają szansę. Może.. może im się uda.
- Widzisz tamtą gwiazdę? – uniosła dłoń, wskazując na
jaśniejszą kropkę na niebie.
- Widzę – przytaknął, czując że się uśmiecha.
- To orion, a tam regulus – szepnęła ciepło, przesuwając
rękę kawałek dalej – A tamta? Tamta to syriusz, wiesz?
- Syriusz – powtórzył miękko, uśmiechając szeroko. Pocałował
odruchowo arystokratkę w głowę, niemo dziękując za wsparcie. Zawsze umiała
powiedzieć coś bez zbędnych słów. Oparł się wygodniej o nagrobek, wpatrując w
gwiazdę swojego ojca chrzestnego. Była piękna, wyróżniająca się na tle innych.
- Podobno w gwiazdach jest ukryte nasze przeznaczenie –
dodała, a jej oczy błysnęły radośnie jak gdyby miała dar odczytania ich treści
– Co widzisz?
- Nadzieję – odpowiedział krótko.
W końcu to im pozostało.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dziewczyna obserwowała przez chwilę chłopaka, który patrzył
pustym wzrokiem na ekran. Od dłuższego czasu przestał zwracać uwagę na fabułę,
uciekając myślami daleko od jej pokoju. Od niej. Ostatnio coraz częściej
przyłapywała brązowe tęczówki zamglone, smutne. Zaniepokojone. Lęk ściskał ją
za serce, gdy zwykle radosne usta zaciskały się w cienką linię. Nie dość że on
wymykał się z jej rozpaczliwego uścisku, to samo robiła Hermiona. Ostatnie ich
wspólne dni były najdziwniejszymi na przełomie całej przyjaźni. Panna Granger
była blada, niechętnie się odzywała, a nawet płomienne przemówienia na temat
jej beztroski zniknęły. Herm patrzyła ze smutkiem na wszystko wokół, starając
się zapamiętać każdy szczegół. Jakby miała już tu nie wrócić.
- Zdradzisz mi w końcu co cię tak trapi?
Chłopak drgnął zaskoczony, odrywając wzrok od ekranu, który
jako jedyny dawał światło w sypialni właścicielki. Zerknął na nią, a ta
przerażająca rozpacz ją zaciekawiła kolejny już raz. Pozwoliła by ciepłe palce
mulata musnęły jej policzek, przesuwając na szyję oraz ramiona. Przymknęła
powieki, ciesząc z delikatnej pieszczoty nastolatka.
- Nie chcę cię martwić niepotrzebnie – wymamrotał w końcu,
opadając na poduszki i wzdychając – Po prostu mi zaufaj.
- Ufam ci, Blaise – przytaknęła żarliwie, układając głowę na
jego torsie. Przycisnęła ucho do serca chłopaka, ciesząc każdym silnym
uderzeniem. Fioletowe oczy Aryi spoczęły na nowo otrzymanych przez mulata
kwiatach. Fiołki ładnie zdobiły pokój, przypominając o cudownych chwilach sam
na sam. Ale przeczuwała, że ich znaczenie może być inne. Od kiedy czarodziej
zapoczątkował dziwny rytuał wręczenia jej kwiatków przy każdej sposobności
odkryła, że mają różne znaczenia. W tajemnicy przed wszystkimi zakupiła książkę
z objaśnieniami, a potem wklejała po każdym otrzymanym kwiatku do zeszytu z
kolorowymi podpisami co znaczy. Były już bezsłowne komunikaty o tęsknocie,
miłości, zakochaniu, flircie, ale fiołków nie dostała. Przełknęła z trudem
ślinę, wyrzucając z głowy głupie myśli. Przecież te wszystkie kwiatki mogły nie
mieć żadnego znaczenia dla Zabiniego. Po prostu ona sama sobie dodawała takie a
nie inne symbole. A fiołki na pewno znaczą coś równie radosnego co słonecznik –
zabawę.
- Ostatnio.. zrobiłem coś złego – przymknęła powieki,
słuchając ciepłego barytonu. Przytaknęła, że słucha, muskając opuszkiem palca
ramię chłopaka – Można powiedzieć, że zabiłem. Nie zaprotestowałem gdy ktoś
zabijał przy mnie. Może jednak nie powinnaś mi ufać.
- Ufam – powtórzyła stanowczo, marszcząc czoło – Czy ta
osoba miała powody by to zrobić?
- Tak – odparł krótko, chyba nawet za szybko, ale
zignorowała rosnącą niepewność.
- Czy żałujesz? – kiedy zaprotestował, podniosła się na
łokciach by móc popatrzeć w oczy Blaise’a – W porządku.
- Nic więcej nie powiesz? – zaśmiał się ironicznie,
przewracając oczami – Powiedziałem właśnie, że kogoś zabiłem! A ty mówisz „w
porządku”?
- Nigdy nie mówiłam, że jestem normalna – burknęła, siadając
i zaplatając ramiona na piersi – Czego oczekujesz, Blaise? Że ucieknę? Będę
krzyczeć? Czy tego chcesz? – uniosła brwi, gdy pustym wzrokiem patrzył na sufit
– Czemu chcesz mnie odsunąć, Blaise? Czemu.. uciekasz?
- Chcę jedynie byś zrozumiała kim jestem – mruknął,
przykładając dłonie do twarzy – Nie jestem.. taki dobry jakbym chciał. Jakbyś
chciała. Jestem czasem ciut.. zły.
- Każdy z nas jestem czasem ciut zły – wyciągnęła rękę,
kładąc ją na ramieniu spiętego nastolatka, ale ciemnowłosy zeskoczył z łóżka –
Co się dzieje? Tak naprawdę?
- Nie słuchasz mnie, Arya – warknął, stając na środku
pokoju. Jasnowłosa zmrużyła powieki by lepiej widzieć czarodzieja ukrytego w
mroku. Jedynym dźwiękiem im towarzyszącym był śmiech z filmu, a ekran niewiele
oświetlał.
- Zawsze cię słucham – prychnęła, unosząc dumnie brodę – Ale
proszę, wyjaśnij mi co takiego nie rozumiem.
- Okej, okej – zaśmiał się ponuro, ciut histerycznie –
Jestem potworem. Czasem. On jest we mnie, budzi się i nie umiem nad nim
zapanować. Wtedy nie obchodzi mnie czy ten ktoś czuje ból. Jeśli zasłużył na
to, to go zabiję.
- Dobra – potaknęła spokojnie, co jedynie zaskoczyło mulata
– Rozumiem, bywasz złym człowiekiem. Ale nie zmienia to faktu, że ci ufam. Znam
cię. Kocham cię.
- Arya..
- Wiem, że u was sytuacja robi się nieciekawa – przerwała mu
zimnym głosem – Czasem słyszę rozmowy rodziców. Pamiętaj, że mój ojciec jest
wiceburmistrzem i jest na bieżącą. Słyszę, co się u was dzieje. I rozumiem, że
obawiasz się zmian.. jakie przyniesie wojna – chrząknęła, mrugając szybko –
Boisz się, że w trakcie następnych miesięcy zostaniesz zmuszony do robienia
złych rzeczy.. tych bardzo złych, ale, Blaise, to wciąż będziesz ty. Może i z
krwią na rękach, może i z koszmarami, beznadziejną pustką. Ale twoje serce
będzie biło niezmienionym rytmem. Rytmem, który pokochałam.
- Arya..
- Zamknij się, Zabini – burknęła, zeskakując zwinnie z łóżka
i podchodząc do niego – Zrozum, że nie obchodzi mnie co zrobisz. Jeśli zapewni
to, że przeżyjesz… jeśli wrócisz do mnie, jeśli wciąż będziesz mnie chciał..
kocham cię. Nie mam zamiaru zostawiać cię po tylu radosnych chwilach tylko z
powodu tej przeklętej wojny.
- Nie chcę by stała ci się krzywda – szepnął, przyciągając
ją do siebie i mocno obejmując – Nie chcę się bać o ciebie. Wolę byś żyła
dalej, beze mnie, niż byś miała zginąć.
- Nie wiem czy będę umiała – mruknęła, stając na palcach by
dosięgnąć jego ust – Przeżyjemy razem. Albo razem zginiemy, okej?
Blaise przycisnął swoje wargi do jej, nie odpowiadając.
Blondynka zapomniała o wszystkich obawach, żarliwie odpowiadając na pocałunek.
Czy mogła im się stać jakaś krzywda, gdy kochali się tak bardzo? Czy los mógł
być na tyle okrutny by ich rozdzielić? Na zawsze? Mimo że powtarzali oboje w
myślach, że życie nie jest takie brutalne, to ich dotyk był rozpaczliwy.
Naglący, delikatny, pełen obaw, a jednocześnie namiętności. Miłość nie powinna
być tak silna między dwojgiem młodych ludzi, ale dla nich stała się jedynym
powodem do życia. Dla nich świat zaczynał się i kończył w tym pokoju.
Bo skąd Arya miała wiedzieć, że nim zauważy ta bajka
zniknie?
Bo skąd Blaise mógł wiedzieć, że jego plan ochrony
dziewczyny okaże się największym błędem?
Bo skąd mogli wiedzieć, że ich świat niedługo się skończy?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Powinnaś założyć coś radośniejszego, wiesz?
Dziewczyna odwróciła wzrok od lustra, zerkając za siebie.
Jak zwykle chłopak bez problemu przekradł się do jej sypialni, a ona tego nie
zauważyła. Odepchnęła niepokojącą myśl o swoim zagubieniu, że nie potrafiła
poczuć nawet łączącej ich magii. Kolejny raz przyjrzała się z uwagą swoim
dłoniom, które zdawały się być bledsze niż zwykle w wakacje.
- Nie chcę nic innego – mruknęła w końcu, sięgając po
kolejną spinkę i upinając loki w koka – Nie chcę.
- Przestań zachowywać się jak dziecko. Egoistyczne dziecko –
skarcił ją ostrzejszym tonem, chociaż czarne tęczówki zamigotały troską –
Millicenta byłaby niezadowolona z żałobnej sukienki, wiesz?
- Czy to ma jakikolwiek sens? – wzruszyła ramionami,
zerkając na niego z dziwną obojętnością – Dla mnie nie.
- Och, myślałem, że najmniej lubię twoją osobowość jako
zagubionej sierotki, ale zmieniam zdanie – Teodor stanął obok niej, krzywo się
uśmiechając – Jako okropna przyjaciółka oraz porzucona dziewczynka zachowujesz
się jeszcze bardziej irytująco.
Hermiona zrobiła krok w tył, odbierając słowa jako policzek.
Spuściła wzrok na swoje buty, proste balerinki, a później na nowo spojrzała na
niechcianego gościa. W oczach Notta nie ujrzała jednak ani złości, ani
rozczarowania, a ciepło oraz wiarę. Czy potrafiła znaleźć w sobie resztki
szczęścia? Czy umiała w końcu oderwać się od rozpaczliwych myśli o Draco?
- Potrafisz – szepnął, czytając jej w myślach bez
najmniejszego problemu. W końcu odetchnęła, odwracając się plecami do niego.
Teo rozpiął suwak, pomagając zsunąć z niej czarną sukienkę. Bez słowa założyła
na nowo spodnie oraz bluzę, pozwalając się wyprowadzić z pokoju. Porozmawiali
przez chwilę z jej rodzicami, zapewniając że będą ostrożni, a jutro dziewczyna
pojawi się z powrotem w domu. Hermiona z trudem wytrzymała tą rozmowę,
obserwując pełne miłości twarze rodziców. Starała się odsunąć, jak mówił
Nathaniel, odsunąć by mniej ją bolało to co miała zrobić. Chwyciła dłoń
przyjaciela, krzywiąc na specyficzne szarpnięcia w okolicach pępka. Nogi ugięły
się pod nią jak zwykle, ale silny uchwyt Teo nie pozwolił upaść. Zastanawiała
się czy to kwestia genów arystokracji czy jakaś sztuczka, że ani Nott, ani inni
ślizgońscy przyjaciele nie mieli problemów z teleportacją. Musi w wolnej chwili
znaleźć jakieś ciekawostki na ten temat w książkach, może był sposób na wady
teleportacji.
- Dzień dobry – przywitała się z dziadkiem chłopców, który
akurat siedział w salonie, gdy przeszli przez willę rodziny. Francis wciąż
zdawał się jej chłodnym starcem o niebywałej inteligencji oraz sprycie, ale
oczy przestały być aż tak zimne. Lord Nott był mężczyzną po przejściach o
zapewne równie mrocznej przeszłości, co cały ród. Jednak nigdy nie ugiął przed
nikim karku. Ani przed Ministerstwem, ani przed Voldemortem.
- Hermiona – powiedział powolnie, zerkając na nią z
zamyśleniem. Zadrżała na myśl co skrywały jego ciemne tęczówki, które błysnęły
na ich widok – Co tu robisz, słodkie dziewczę?
- Mieliśmy mały kryzys – odpowiedziała zdawkowo, uśmiechając
łagodnie do ponurego staruszka – Cieszę się, że Nathaniel jest w szpitalu. Moja
babcia zaopiekuje się nim jak najlepiej.
- Dziękuję, ale to nie był mój pomysł – machnął ręką,
sprawiając że sygnet seniora rodu błysnął w świetle lamp – To Katerina wciąż
wierzy w tego chłopca.
- To pański wnuk – zauważyła gryfonka, krzywiąc na
znieczulicę Lorda. Francis jednak odwrócił głowę w kierunku kominka, dając tym
samym znać, że rozmowę uważa za zakończoną. Dziewczyna zgrzytnęła zębami, ale
zgodnie z Teodorem opuściła pokój. Weszli na piętro mijając służbę, a ona
kolejny raz z ciekawością popatrzyła na pokojówkę. Wciąż ją zaskakiwało ile
tradycji pozostało w Starożytnych Rodach. Myślała, że jedynie skrzaty pełnią
służbę u arystokracji, ale przyjaciele szybko wyprowadzili ją z błędu. Oczywiście,
skrzaty były w kuchni i zajmowały się najgorszymi pracami, ale podawanie
jedzenia, usługiwanie na balach było zadaniem ludzi. Również każda szanująca
się rodzina miała osobiste pokojówki oraz lokai, którzy spełniali zachcianki
lordowskich mości.
- Wybieraj – rzekł Teodor, gdy weszli do sąsiadującej obok
niego sypialni. Hermiona z ciekawością przyjrzała się błękitnym ścianom oraz
brzozowym meblom. Ze zdumieniem przesunęła wzrokiem po rzeźbionym biurku,
wielkiej biblioteczce oraz lustrze, na koniec obracając w kierunku dużego
posłania. Pokój przypominał ten z jej dziecinnych marzeń, nawet miękki dywan na
środku dębowych desek zdawał się pochodzić ze snów. Jeden rzut okiem na Teodora
upewnił ją w jej podejrzeniach.
- Kiedy? – spytała zdumiona, patrząc jak z nonszalancją
opadł na materac.
- Kiedy tylko cię poznali – wyznał w końcu, uśmiechając
szeroko – Bez problemu opisałem im ten pokój, a remont zajął parę chwil. Ciut
dłużej czekaliśmy na renowacje tych mebli, bo były w pokojach rzadko
użytkowanych. Ale kilka dobrych zaklęć, magia skrzatów oraz matki i ta dam.
Pokój twoich marzeń.
- Prawda – przyznała, uśmiechając do przyjaciela. Teodor
przewrócił oczami, ale wskazał jej głową drzwi do następnego pomieszczenia. Z
ciekawością przeszła do przestrzennej łazienki, która również nie przypominała
znane jej dotychczas standardy. Wanna wielkości niewielkiego basenu zajmowała
sam środek pomieszczenia, a liczne słoiki z solami oraz zapachami zdobiły
szafeczki. Marmurowa podłoga ogrzewała jej stopy, gdy podeszła do kolejnego
przejścia.
- Nie byłam pewna co ci się spodoba.
Odwróciła się, napotykając ciepłe oczy Kateriny. Matka
Teodora ubrana w podobną do rzymskich tunik sukienkę, stanęła obok niej.
Kasztanowe pukle upięła w warkocza, który odejmował jej lat. Wyglądała pięknie
oraz podobnie do starożytnych boginek, gdy z takim spokojem na twarzy patrzyła
na nią. Hermiona też zerknęła na komnatę, którą zajmowały jedynie ubrania.
Liczne suknie, spódnice, spodnie, halki, buty, biżuteria ułożone na półkach
wyglądały niczym w kolorowych gazetach. Jednak gdy wyciągnęła dłoń i dotknęła
miękkiego materiału, zrozumiała, że to nie sen.
- Jest niesamowicie – mruknęła, chociaż nie należała do
fanek przebieranek. Musiała jednak przyznać, że nie było na świecie osoby,
która by zaprzeczyła, że jej garderoba była wyjątkowa.
- Zawsze chciałam mieć córkę, więc może troszkę przesadziłam
– stwierdziła w końcu Katerina, gdy Hermiona wciąż nie wiedziała za bardzo co
ze sobą począć. Spojrzała z rozbawieniem na strapioną kobietę, która uśmiechnęła
się niepewnie – Teodor wspominał, że nie przepadasz za.. wyszukaniem strojów.
- Nigdy mnie to nie interesowało szczególnie – przyznała,
przechodząc na środek pokoiku. Przyjrzała się z ciekawością niewielkiemu
stopniu, na którym zapewne powinna przymierzać kreacje. Z każdej strony
otaczały ją lustra oraz ozdoby, sprawiając że poczuła się jak księżniczka.
Chociaż zwykle wolała być wojowniczką, to tym razem ta kobiecość jej pasowała.
- Mogę ci pomóc, jeśli się zgodzisz – zaproponowała łagodnie
Lady Nott, wskazując jej podest – Naprawdę, gdy już przejrzysz wszystko
będziemy mogli zmienić wystrój oraz..
- Jest idealnie – przerwała, posłusznie wchodząc na
podwyższenie oraz spoglądając na miłą kobietę – I chętnie skorzystam z twojej
pomocy.
Katerina uśmiechnęła się szeroko, przechodząc od razu do
wieszaków z sukniami. Nie zajęło zbyt wiele czasu by wiele kreacji lewitowało
przed Hermioną czekając na jej decyzję. Gryfonka jednak wolała obserwować
krzątającą się wokół niej matkę chłopców. Widziała ciemne obwódki wokół oczu,
które świadczyły o nieprzespanych nocach. Zapewne przeżywała rozłąkę z młodszym
synem, ale Prefekt Naczelna wierzyła, że podjęli dobrą decyzję. Lord Voldemort
nie będzie szukać czystokrwistego dziedzica w mugolskim szpitalu na przedmieściach.
A tym bardziej nie będzie podejrzewać, że w trafił pod opiekę staruszki – babci
Hermiony, która pokochała chłopca jak wnuka. W głębi duszy sama gryfonka, jak i
Katerina wierzyły, że może mugolscy lekarze znajdą lekarstwo na chorobę
dziecka.
Po godzinie mile spędzonej przy swobodnych rozmowach z
kobietą, Hermiona przyglądała się własnemu odbiciu. Z ciekawością obserwowała
dziewczynę stojącą przed nią, która w turkusowej sukience prezentowała się
niebywale ładnie. Materiał kończył się w połowie jej ud, a od tyłu przedłużony
falował przy kostkach. Góra kreacji była luźna, podkreślająca pełny biust oraz
talię, ale w sprytny sposób zakrywając niedoskonałości. Najbardziej obawiała
się swoich nie tak szczupłych jak u modelek ud, ale po namowach kobiety odważyła
się włożyć krótką sukienkę. Teraz zapomniała o swoich kompleksach brzydkich nóg
oraz odrapanych kolan, z dumą obserwując wyeksponowaną jej kobiecą figurę.
Nasunęła na stopy rzymskie sandałki, dziękując Morganie za cudowne zaklęcie
wiążące te liczne paseczki. Ciężkie loki Katerina pozostawiła rozpuszczone,
spinając jedynie trzy kosmyki srebrną spinką, odsłaniając jej twarz. Delikatny
makijaż podkreślił brązowe oczy, ale nie ukrył młodych rys gryfonki. Pomalowane
błyszczykiem wargi oblizała odruchowo, uśmiechając na oburzone prychnięcie
swojej stylistyki. Wyglądała naprawdę ślicznie, a co ważniejsze jak ona.
- Jeszcze to – spojrzała na podany przez arystokratkę sygnet
rodowy, nasuwając go na środkowy palec. Ostatni raz przyjrzała się sobie,
zastanawiając jak zareagowałby Draco. Czy skwitowałby to ironicznym uśmiechem?
A może by jedynie pocałował ją delikatnie, a jednocześnie aprobująco?
- Dziękuję – szepnęła, odnajdując w zwierciadle wzrok
utkwione w niej Kateriny. Kobieta położyła dłoń na jej ramieniu, pocieszająco
ściskając.
- Na pewno chciałby byś była szczęśliwa – powiedziała
łagodnie, nawet nie wiedząc o kim konkretnie mówi. Hermiona przytaknęła,
ciesząc w myśli na wyrozumiałość oraz cierpliwość tej ciepłej kobiety.
- Byłabym szczęśliwa gdyby był obok mnie – odpowiedziała ze
smutkiem, wychodząc z garderoby – Gdybym miała pewność, że wszystko się dobrze
skończy.
- Ależ to jest właśnie najlepsze w tej grze – zaśmiała się
ponuro, a jednocześnie radośnie matka Teodora, której oczy błysnęły dziwnie –
Nigdy nie wiesz co czeka na mecie.
- Jakiej grze? – spytała Hermiona, uśmiechając do
czekającego na nią przyjaciela.
Teodor uniósł brew na jej widok, taksując uważnie wzrokiem.
W końcu czarne tęczówki pojaśniały radośnie oraz aprobująco, a młody Nott
wyciągnął w jej kierunku dłoń. Katerina zadowolona z reakcji, poprawiła
machnięciem różdżki kołnierz koszuli pierworodnego, a później westchnęła z
zadowoleniem.
- Prostej – wzruszyła ramionami ciemnowłosa, całując syna w
policzek, a potem rzucając jej ostatnie spojrzenie w drzwiach – Grze w życie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Kiedy była małą dziewczynką marzyła o pięknym ślubie godnym
księżniczki. Wyobrażała sobie ogromną salę podobną do tej w Hogwarcie, ale dwa
razy większą oraz bardziej zdobioną. Liczne girlandy podwieszona na kolumnach
miały ocieplić misternie zdobione wnętrze. Goście wystrojeni w najpiękniejsze
szaty czekali by na jej wejście. Przystojny narzeczony w bogato zdobionym fraku
stałby na końcu wraz z jej rodziną oraz przyjaciółkami. Ojciec zdobyłby się na
uśmiech pełen wzruszenia oraz dumy, gdy maszerowaliby w rytm marszu przez salę.
Suknia godna królowej przykuwałaby uwagę innych, dzwony rozbrzmiałyby w
najbliższych wioskach, gdy padłoby sakramentalne tak. Małe kuzynki trzymałyby
za nią tren, ciesząc się z wyróżnienia. Jej ślub miał być tematem numer jeden,
miał nie schodzić z pierwszych stron gazet przez kolejny rok. Ludzie
oczekiwaliby nowinek o pełnym przepychu weselu, o najznakomitszych gościach, o
najpiękniejszej parze młodej.
- Gotowa?
Zamrugała, przeganiając dawne marzenia. Była wtedy młodsza,
mniej rozumiejąca to co się dzieje wokół. Tak naprawdę wciąż tego nie
przyjmowała do wiadomości, wciąż tego nie dostrzegała. Tworzyła swoją własną
wizję świata. Życia.
- Chyba bardziej nie mogę – stwierdziła, przyglądając
oceniająco swojemu odbiciu. Pierwszą różnicą między snem o ślubie, a
rzeczywistością była suknia. Nie przypominała tych bufiastych, błyszczących,
które lubiła wycinać z magazynów. Kiedy przechodząc tydzień temu przez mugolski
Londyn zobaczyła tą kreacje.. och, niech Merlin ma ją w opiece! Nie minęła
chwila, gdy weszła do starego acz eleganckiego sklepu, w którym przywitała ją
starsza lecz sympatyczna kobieta. Spytała czy mogłaby przymierzyć tamtą z
wystawy, a gdy materiał ułożył się na jej ciele już wiedziała. Kupiła ją od
razu, wysyłając już z domu sowę do Astorii oraz Marcusa.
- Wyglądasz fantastycznie – dodała jej ukochana
przyjaciółka, a teraz też druhna oraz świadkowa. Nie mogła zaprzeczyć, że
prosta suknia opinająca jej biust oraz talię ładnie się prezentowało. Od bioder
materiał spływał swobodnie, sprawiając że wyglądała jeszcze smuklej oraz
niewinniej. Włosy upięła z pomocą Astorii w luźnego warkocza, wsuwając w niego
maleńkie kolorowe i żywe kwiatki. Bez nałożonego jeszcze welonu przypominała teraz
elfa leśnego, a może willę?
- Coś starego – Greengrass wpięła w jej włosy ozdobną
spinkę, która będzie podtrzymywać welon – Coś niebieskiego – ciemnowłosa
uśmiechnęła się ironicznie, wskazując na założoną już podwiązkę – Coś
pożyczonego – teraz arystokratka odpięła wiszący do tej pory na jej szyi
naszyjnik – Proszę. Jesteś gotowa na nowe życie, kochanie.
- Dziękuję – Milli przyjrzała się szlachetnemu kamieniu,
połyskującemu teraz nad jej piersiami. Zdawała sobie sprawę jak cenny był to
wisiorek dla przyjaciółki, ostatnia pamiątka po matce. Powstrzymała napływające
do oczu łzy, wciągając powietrze do płuc. Nie przytuliły się, nie chcąc popsuć
tego oszałamiającego wyglądu jasnowłosej, ale ich splecione dłonie oraz
uśmiechy mówiły same za siebie.
- Wiem, że nie o takim ślubie marzyłaś, ale..
- Nie – przerwała jej miękko, wskazując z dumą na długi
welon – Właśnie to będzie ślub moich marzeń.
Mówiła szczerze. Może nie przypomina tej wyśnionej
księżniczki, może zamiast na salę balową wyjdzie na plażę, a jej gośćmi nie
będą znakomici celebryci, a obcy ludzie. Marzyła wcześniej o zamku, wielu
diamentach oraz eleganckich stołach. Teraz jednak stała w niewielkim domku w
stylu hawajskim na jednej z licznych małych wysepek na oceanie. Specjalnie wraz
z Pansy wybrały tą najmniejszą, odległą od znanego im świata. Teodor z Marcusem
stworzyli sprytnie świstokliki, a organizacją zajęła się ona. Porozmawiała z
tubylcami, który uradowała wieść o weselu i zaproszeniu na nim. Nie
przeszkadzało jej, że ich nie zna. Wystarczyły uśmiechy tych dobrych ludzi by
to zrobiła. Wyjdzie za mąż na piaszczystej plaży, wśród najbliższych przyjaciół.
- Och.. wyglądasz.. wow.
Blaise zamrugał patrząc na nią wielkimi oczami. Uśmiechnęła
się szeroko, przyglądając jak w końcu jego oczy znowu połyskują radośnie.
Zabini założył eleganckie spodnie oraz koszulę, zarzucając nawet marynarkę.
Była pewna, że jak inni gości rzucił wcześniej czar chłodzący. Prezentował się
niebywale przystojnie z zaczesanymi do tyłu włosami, które odsłaniały migdałowe
oczy oraz kości policzkowe. Kolejna różnica. Do ołtarza nie będzie prowadzić
jej ojciec, a przyjaciel. Wybór Blaise’a był prosty, odruchowy. Tak naprawdę
bardziej cieszyła się takim obrotem spraw. Wiedziała, że Zabini nie pozwoli jej
się potknąć, będzie ją trzymać mocno do końca.
- Wydawało mi się, że matka starała się nauczyć cię większej
ogłady – zażartowała, zarzucając woalkę na twarz. Blaise skinął głowę,
kłaniając z galanterią oraz wyciągając do niej dłoń.
- Bez butów? – zapytał zaskoczony, gdy wychodzili na
piaszczystą plażę. Zatrzymali się pozwalając Astorii stanąć przed nimi.
Chwyciła w drugą dłoń bukiet kolorowych, egzotycznych kwiatów. Parę metrów
dalej z liści palmowych zrobiono ozdobny ołtarz, a pochodnie wbite na bokach
zapłonęły. Wiklinowe krzesła ciągnęły się w paru rzędach, a zasiadający na nich
mieszkańcy wioski z niecierpliwością ją oczekiwali. Zanurzyła z przyjemnością
palce w miękkim, ciepłym wciąż pisaku. Słońce właśnie chyliło się ku zachodowi,
a stojący z boku muzycy rozpoczęli grę. Kolejna zmiana. Zamiast tradycyjnego
marszu weselnego wybrała prostą acz pasującą piosenkę z ulubionej bajki – Lilo
i Stich. Wciąż dziękowała za to Hermionie, a początkowa muzyka z filmu pasowała
do miejsca idealnie.
- Panno Bulstrode, znajomość z panią to była przyjemność –
Blaise powoli ruszył, gładząc ją po ściskanej dłoni – To ostatni moment, gdy
mogę tak powiedzieć, prawda?
- Nie mów, że się stresujesz – zachichotała, prostując
ramiona, gdy minęli pierwszych gości. Przez chwilę obserwowała jak idąca przed
nimi Astoria przykuwa uwagę licznych młodzieńców. Musiała przyznać, że w tej
bordowej suknie wyglądała przepięknie. Włosy pozostawiła rozpuszczone,
zakładając na głowę jedynie ozdobną opaskę. Chwilę później oczy pozostałych
skupiały się na niej, a ona cieszyła się ich uwagą. Uśmiechnęła się, gdy minęli
pierwszy rząd. Napotkała iskrzące spojrzenie Harry’ego, radosny uśmiech Pansy
oraz zachwyconą minę Hermiony. Ukochana Blaise’a mrugała co chwilę, wciąż nie
wierząc w rozgrywające się przed nią wydarzenia. Przy ołtarzu stał kapłan z
tutejszej wioski, prosty oraz dobroduszny staruszek.
- Opiekuj się nią, Gloomy – Blaise wsunął jej dłoń w ciepłą
rękę Marcusa, który wyglądał oszałamiająco we fraku oraz lekko rozwianych
włosach.
- Jak najlepiej, przyjacielu – obiecał Flint, ściskając
uroczyście dłoń mulata. Zabini usiadł na miejscu obok swojej partnerki, kiwając
jej głową. Milli obróciła się oddając swój bukiet stojącej za nią Astorii. Tuż
przy Marcusie stał Teodor, pełniący funkcję świadka. Płynnym ruchem odsunęła z
twarzy woalkę, ukazując zarumienioną twarz. Odnalazła oczy Marcusa, chłonąc z
rozkoszą ich szafirowy połysk. Czy żałowała, że jej marzenia się nie spełniły?
Nie. Właśnie się spełniały, po prostu
uległy wielu modyfikacjom. Co najważniejsze ona czuła się jak
księżniczka, a mężczyzna, którego pokochała był obok. Tak samo jak przyjaciele,
którzy kochali ją bardziej niż własna rodzina. Nie mogło być lepiej. Ceremonia
trwała, a Milli słyszała jedynie bicie swojego serca. Nie odrywała oczy od
przystojnej twarzy narzeczonego, obserwując jak ostatnie promienie pięknie
oświetlają jego oblicze. Słuchała głosu kapłana, skrzeku mew latających nad
oceanem i śpiewu muzyków. Wsłuchiwała się w ciche skrzypienie płonących
pochodni, szmer piasku oraz przewracanych stron. Czuła słony zapach wody,
słodki kwiatów oraz cytrusowy perfum ukochanego. Dopiero uśmiech na ustach, które
tak pięknie się wyginały przypomniał jej o teraźniejszości. Zerknęła na
kapłana, który patrzył na nich z radością.
- Ja, Marcus Gabriel, biorę Ciebie, Millicento Aido, za żonę
i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę
aż do śmierci.
- Ja, Millicenta Aida, biorę Ciebie, Marcusie Gabrielu, za
męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie
opuszczę aż do śmierci.
Powtórzyła płynnie, ściskając mocniej palce ślizgona. Nigdy
nie myślała, że ta ostatnia część przysięgi.. śmierć, może rozdzielić ich aż
tak szybko. Ale Marcus złożył już papiery na wydział aurorski, poinformował
rodzinę o braku poparcia dla Czarnego Pana, a potem bez chwili zawahania
poprosił o możliwość dołączenia oficjalnie do Zakonu. Tymczasowo stał się
wrogiem numer jeden, ale nie bał się. Nie wiedziała czy to przez odwagę
pokochała go jeszcze bardziej czy może przez tą głupiutką brawurę.
- Millicento, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i
wierności.. – Marcus odebrał od Teodora złotą obrączkę, nasuwając ją powoli na
jej palec. Drgnęła nieznacznie, gdy zimny krążek oplótł jej palec węzłem
wiecznym oraz zobowiązującym. Długo czekała by poczuć jej ciężar oraz
prezentować z dumą.
- Marcusie, przyjmij
tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności.. – lekko drżącymi palcami
nasunęła chłopakowi złoty krążek. Chwycili się szczęśliwi za dłoni, prosząc
Założycieli o dar łaski oraz błogosławieństwo.
- Możecie się pocałować – oznajmił kapłan, unosząc ręce do
góry. Milli przysunęła się do ukochanego, zamykając oczy dopiero przed samym
złączeniem ich warg. Marcus całował ją słodko, delikatnie, a jednocześnie
zachłannie. Zacisnęła palce na jego marynarce, przyciskając się jeszcze
bardziej.
Na zawsze chciała pamiętać tą chwilę.
Kolejne minuty był ciągiem różnych momentów, które dopiero
potem uporządkowała. Przyjaciele rzucili się na nich z gratulacjami, ściskając
oraz całując. Nieznajomi tubylcy również nie żałowali ciepłych słów, objęć oraz
proroczych wróżb. Dzieci skakały wokół nich sypiąc kwiatki, gdy przesunęli się
kawałek dalej. Milli roześmiana rzuciła za siebie kwiatki, które ku ich
rozbawieniu złapała Astoria. Mina Harry’ego w tym momencie była pełna
niedowierzania i szoku, ale gryfon z galanterią ukłonił się swojej pani. Kiedy
zabrzmiały pierwsze dźwięki ukochanej piosenki Marcusa, ruszyli na środek.
Roześmiana tańczyła w objęciach ukochanego, wirując na tle kolorowego nieba.
Gloomy w pewnej chwili, pod koniec piosenki, chwycił ją w ramiona i wbiegł do
oceanu.
- Zacznie myśleć o rozwodzie szybciej niż myśleliśmy – śmiał
się Harry pomagając jej wyplątać się z mokrej sukienki. Z pomocą przyjaciółek
zrzuciła jedną warstwę sukni pozostawiając w cienkiej halce, ale nie chciała
tracić chwil na przebieranie. Starsze kobiety z wioski założyły na jej głowę
wianek z żywych kwiatów, życząc szczęścia. Nie wiedziała ile czasu im zajęło, a
chciała bawić się i bawić. Tańczyła z każdym gościem, zawsze wracając w ramiona
Marcusa. Kroiła tort, rzucała kieliszkiem za siebie a na koniec wciąż mokra i
szczęśliwa opadła na koc. Obróciła się by zerknąć na siedzących obok
przyjaciół, rozluźnionych oraz radosnych. Blaise obejmował Aryę, szepcząc coś
do jej ucha. Pansy z Teodorem siedzieli obok siebie, rozmawiając wesoło, a
Hermiona mimo zamglonych oczu uśmiechała się. Skupiła wzrok na Wybrańcu, który
stanął przed nimi z szampanem w ręku.
- Mówiąc szczerze, to pierwsze wesele, na którym byłem –
chrząknął, zerkając na zebrany wokół tłum – Pierwsze i na pewno niezapomniane.
Spodziewałem się tandety, ale.. Milli nie patrz tak na mnie! Jednak zrozumiałem
piękno tej uroczystości. Wszyscy patrzą zawsze na pannę młodą, gdy wchodzi..
czy któreś z was spojrzało na Marcusa? – Harry uśmiechnął się szeroko,
wskazując zakłopotanego ślizgona – Ludzie, wyraz jego twarzy… to była miłość.
Miłość, która jest naszą siłą, która jest waszą siłą, Milli i Mar. Jesteście
młodzi, ale dostaliście dar kochania się. Dlatego korzystajcie z niego do ostatniej
chwili. Życzę wam byście pamiętali tą noc. Pamiętali, wspominali i ją
przeżywali każdego dnia na nowo. Za Milli i Marcusa!
Niech chociaż nam los sprzyja, poprosiła w duszy Milka,
całując z uczuciem ukochanego. Na nowo rozpoczęły się tańce, rozmowy oraz
liczne zabawy. Milli wirowała z każdą chwilą coraz bardziej, coraz
rozpaczliwiej obawiając się przyszłości. Kiedy pierwsze promienie oświetliły
plażę, Marcus chwycił ją w pół zanosząc przy akompaniamencie wiwatów do ich
domku by skumulowali małżeństwo do końca. Dziewczyna wyciągnęła do góry szyję,
chłonąc ostatkiem sił resztki nocy.
Bo marzenia się spełniają.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Widziała błysk w jego oczach. I dobrze wiedziała, że
planuje.
Widziała jak zaciska zęby. I dobrze wiedziała, że ze sobą
walczy.
Widziała jego zamyśloną minę. I dobrze wiedziała, że zbliża
się koniec.
Jednak milczała. Jak zawsze pozwoliła mu wymyślić wszystkie
alternatywy działania, słuchając jak mruczy pod nosem. Lubiła go takiego
zamyślonego. Wydawał się roztargniony i jeszcze bardziej roztrzepany, wciąż
niecierpliwie wiercący. Ale nie reagowała.
Czekała.
- Coś cię martwi?
Odwróciła się od okna, gdzie wpatrywała się w siedzącego jak
zwykle przy nagrobku Syriusza chłopaka. Natychmiast przyjrzała się uważnie dwóm
czarownicom, które zajadały się ciastkami Molly i popijały herbatą. Jej siostra
ubrana w szorty oraz luźny top zdawała się promienieć szczęściem, jasne włosy
splotła w niechlujnego koka na czubku głowy, a bluza Charliego dodawała jej
uroku. Obok na krześle wylegiwała się Fleur, równie radosna oraz beztroska,
wertując jakiś kolorowy magazyn.
- Nie wiem jak mi będzie w rudym – mruknęła, wywołując
śmiech u obu dziewczyn. Obie zaczęły żartować, że Harry ją prawdopodobnie
porzuci.
- Czy wy znów plotkujecie? – usłyszała najpiękniejszy głos,
a silne ramiona oplotły ją w talii. Wygięła głowę na bok, gdy musnął wargami
jej szyję, wzdychając z rozmarzeniem.
- To kiedy planujecie ślub? – zapytała Daphne, obrywając
ścierką po głowie od Francuzki.
- Non, non, non, Daphne – zachichotała Fleur, cmokając z
rozbawieniem – A ty et beau Charles?
- Och, już widzę jak zaciągam pod ołtarz Charliego Weasleya
– zaśmiała się Daphne, ale Astoria zdążyła dostrzec w jej oczach nadzieję –
Musiałabym się zmienić w smoczycę by udał się tam dobrowolnie.
Wszyscy zaśmiali się na takie stwierdzenie, dobrze wiedząc,
że Charlie nie widział świata poza arystokratką. Jedynie stojąca właśnie w
drzwiach Ginny Weasley nie uśmiechnęła się. Astoria wyprostowała się odruchowo,
mierząc z gryfonką niechętnym wzrokiem. Ginevra nigdy jej nie lubiła, a
ostatnio, gdy więcej osób zaczęło kibicować Torii i Wybrańcowi, chyba ją
znienawidziła. Greengrass widziała ten ból w jej spojrzeniu, ten żal, który
również teraz się pojawił na twarzy dziewczyny.
- Harry.. – mruknęła cicho, wysuwając z jego ciepłych objęć
i mocniej zaciskając palce na kubku z herbatą. Wybraniec uniósł wzrok,
podążając za jej spojrzeniem, a jego kąciki ust zadrżały radośnie. Głupiutki
chłopak nie zdawał sobie sprawy z zauroczenia Ginny jego osobą, a ona poczuła
ukłucie współczucia dla gryfonki.
- Napijesz się może czegoś? – zaproponowała, uśmiechając z
przymusem do rudej, która właśnie przytulała jej chłopaka. Oczy Gin z trudem
oderwały się od niego, kierując z niechęcią w jej kierunku.
- Nie. – zimno odpowiedziała, splatając ramiona na piersi i
marszcząc brwi – Przyszłam na chwilę.
- Wszystko w porządku? – zaniepokoił się Harry, ale ku jej
uldze oraz cichej satysfakcji wrócił do jej boku, opierając o blat, na którym
właśnie usiadła.
- Tak, tak. Chciałam się upewnić czy wciąż nie zrobiłeś
czegoś głupiego – zaśmiała się dziewczyna, mrużąc filuternie powieki – Hermiona
by mnie zabiła. Albo wcześniej sama bym umarła z troski.
- U mnie jest okej – również się wyszczerzył, spoglądając na
nią kątem oka, gdy przeczesała dłonią ciemną czuprynę – W sumie to lepiej niż
okej – mruknął, a ona nie powstrzymała zadowolonego uśmiechu – Jak
przygotowania?
- Wszystko na jutro gotowe – odparła spokojnie ruda,
odwracając wzrok i tym razem kierując go na przyszłą pannę Weasley, która
sięgała po ciasteczko – Fleur, o której będziesz jutro?
- Rano – westchnęła jasnowłosa, przymykając powieki – Wielki
dzień. Jutro.
- Będzie cudowanie, zobaczysz – zapewniła ją Daphne, klepiąc
po ramieniu i zerkając na Harry’ego – Prawda, Barny?
- Oczywiście, kuzynko Dorothy – prychnął sarkastycznie,
wiedząc jak obie siostry Greengrass krzywiły się na myśl o eliksirze
wielosokowym. Obie jednak obiecały Fleur, która stała się im bliska, że będą. A
Harry naprawdę cieszył się z wiadomości o obecności Torii u boku.
- Tak naprawdę przyszłam tu, bo chciałam porozmawiać – Ginny
wpatrywała się znów w zielone tęczówki Wybrańca – Na osobności, Harry.
- Och, no dobra – Potter zrobił krok, ale Astoria widziała
błysk satysfakcji w brązowych oczach Ginny, która na nią spojrzała w tym
momencie. Zignorowała karcący wzrok Astorii, kiedy zacisnęła rękę na jego
włosach lekko pociągając. Złoty Chłopiec syknął zaskoczony, gdy przyciągnęła go
do siebie, cmokając w usta. Widziała te iskierki pożądania, które uwielbiała
wzbudzać, ale nim odpowiedział na pocałunek popchnęła go w kierunku drzwi,
gdzie czekała niechętnie Ginny.
- To było poniżej klasy – skarciła ją starsza siostra, ale
Astoria wzruszyła ramionami. Zeskoczyła z blatu, wychodząc na taras i tym razem
samej kierując się w najdalszy kąt działki. Usiadła w cieniu, opierając o płot
i obserwując bezchmurne niebo. Objęła rękoma nogi, zastanawiając co robi teraz
Draco oraz czy sobie radzi. Zamrugała, nie pozwalając niechcianym myślom wkraść
się do swojego umysłu. Oczyściła go ze zbędnych refleksji, jak uczył ją Eric
Hutz. Umysł wolny pozwalał logiczniej myśleć, powtarzał, a ona się zgadzała.
- Chowasz się przed światem? – Daphne usiadła obok niej,
przypominając swoją obecnością długie godziny ich dzieciństwa, które spędziły w
ogrodach. Lubiły kłaść się na trawie, pozwalać słońcu parzyć skórę oraz chłonąć
spokój przyrody.
- Czy jeśli będę uciekać najszybciej jak umiem to problemy
znikną? – zapytała jak kiedyś, gdy była mała, a każde słowa siostry były dla
niej prawdziwe oraz szczere – Daphne, czy można uciekać w nieskończoność?
- A czy to coś da? Ulgę? Wolność? To byłoby złudzenie –
zauważyła, obejmując ją ramieniem i całując w policzek – Moja słodka siostra.
Co cię trapi, As?
- Przyszłość. Moja, twoja, Harry’ego, nas wszystkich –
westchnęła, opierając brodę na kolanach – Chcę być silna dla was, ale boję się.
Bardzo.
- Każdy z nas się boi, kochanie, ale to właśnie daje nam też
siłę – szepnęła Daphne, gładząc ją po policzku – Nie zapominaj o nadziei.
- Przyszłość.. kto się jej nie boi? – Astoria przymknęła
powieki, pragnąc wyobrazić sobie ich wszystkich zdrowych, silnych oraz
szczęśliwych. Ale nie umiała.
- Przyszłość jest naszym wyborem, siostrzyczko – Daphne
uśmiechnęła się łagodnie, spoglądając w stronę drzwi od ogrodu, w których
stanął Charlie. Poczuła jak uśmiech sam ciśnie się jej na usta, gdy brązowe
tęczówki skupiły się na niej. Wciąż nie rozumiała jak to się stała, że się w nim
zakochała. Przecież nie cierpiała bezczelności oraz braku ogłady, ale ten
chłopak był inny. Wyjątkowy. Sprawiał, że żyła. Że chciała żyć.
- Daphne, czy ty.. jesteś szczęśliwa? – zielonooka zagryzła
wargę, niepewnie spoglądając w szczere i ciepłe oczy siostry – Czy nie
zastanawiałaś się co by było gdyby?
- Nie, pierwszy raz od lat wiem, że robię to co chcę –
blondynka uśmiechnęła się szeroko, odgarniając jasne kosmyki z twarzy – Co
podpowiada ci serce, As?
- Nie poddawać się – ślizgonka podniosła się z ziemi, gdy do
Charliego dołączył Harry – I kochać tego imbecyla.
- Będzie dobrze, pamiętaj – Daphne objęła ją pociągając w
stronę chłopaków, którzy z czegoś się śmiali – Liczy się tu i teraz.
- Liczymy się my – zgodziła się, podbiegając do Wybrańca
oraz obejmując go. Gryfon chwycił ją w ramiona, całując czule w skroń oraz
opierając brodę na czubku jej głowy.
Przymknęła powieki wsłuchując w mocne bicie jego serca.
Póki biło była dla nich nadzieja.
Póki rytmicznie uderzało mogła być silna.
Póki je słyszała nie bała się jutra, nie bała się niczego.
Był on i była ona.
Jest on i jest ona.
Teraz.
Tutaj.
*fragment "Ocalony" Różewicza
Zajebisty
OdpowiedzUsuńRardjsdo
*_*
UsuńW rzeczy samej - tak naprawdę jestem druga :P Uwielbiam Twoje dialogi. Kocham sposób, w jaki przedstawiasz życie. Z ciebie - brać przykład jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Nie wiem od czego zacząć... Chyba od początku.
Nathaniel... Tak cholernie mi go szkoda. Jest wspaniałym dzieckiem. Chłopcem, który rozumie zbyt wiele... Wie, że nadchodzi jego koniec, ale walczy. Nie chce umierać... Powinien się wyszaleć. Rodzina powinna przejrzeć na oczy. Dać mu piękne chwile, podarować miłość. W głębi serca, tak łapczywie pragnę, by mugolskie środki pozwoliły mu wyzdrowieć.
Nie lubię jej takiej... Nie lubię, kiedy Hermiona jest smutna. Wszystko przybiera wtedy odcienie szarości. Jest melancholijnie... Wcale jej się nie dziwię. Jej ukochany odszedł, a ona nawet nie wie czy on żyje. Przynajmniej ma Teo. On ze swoją mroczną poświatą, wchodzi w jej życie z kolorowymi butami. Miło, że z nimi zamieszkała. Katherin jest aż nadto miła, ale to dobrze. Swoją nachalnością pomaga jej się oswoić. Zyskała moje uznanie słowami "Prostej. Grze w życie." Ich wymiana zdań bardzo mi się spodobało.
W tym rozdziale strasznie brakowało mi Draco. Ironicznego uśmiechu, obecności i sarkazmu. On był takim elementem... Trzymającym wszystko w kupie. Przecież... Wkrótce pojawi się ponownie C:
Kibicuję team'owi As i Wybraniec. Tacy niereformowalni, ale całkowicie pasujący do siebie. Dobrze, że uciekła, bardzo dobrze. Ich ojciec to tyran. Napisałabym co innego, ale niech mój image pozostanie taki, jaki jest. W każdym razie, siostry Greengras twojej wersji, to po prostu moje siostry. Daph i Charlie + żart o smoczycach... Fakt, nie pasuje im rudy :P
Zabini.. Coś ty narobił?! On przypadkiem nie powinien być z Malfoy'em? Słowa Ayry był oszałamiające.
Zawsze lubiłam Ginn, ale nie przepadałam za jej funkcją przyjaciółki Granger. To zawsze była młodsza siostra jej przyjaciela. Masło maślane mi się tutaj narobiło, ale to nic.. Według mnie jej zauroczenie jest dziecinne. Już dawno powinna zdać sobie sprawę ze swojej głupoty. To tak naprawdę nie jest miłość..
Czekam z utęsknieniem na ślub Billa i Fleur. Ciekawi mnie, czy przeprowadzisz atak. Czy pojawi się tam Draco? I pytanie do mnie samej:"Czy w tym komentarzu zawarłam wszystko, ci chciałam podsumować?" 😂👌💖 Czekam na następny, życzę weny i zdrówka C: Zapewniam Cię, że to najlepsze wojenne Dramione, jakie miałam okazję czytać. A wierz mi na słowo - było ich wiele.
KH
Och, dobrym przykładem na pewno nie jestem :D Ale nie lubię opowiadań, gdzie brakuje takich zwyczajnych rzeczy nas otaczających. Każdy ma jakieś kompleksy, zmartwienia i problemy, a w blogach zwykle wszyscy są piękni i doskonali. Brak wad, a w to trudno uwierzyć.
UsuńNathaniel pojawił się w mojej głowie przypadkiem, ale nie umiałam go nie dodać. Całe szczęście, że rodzina Teodora została przez Rowling tak pominięta. Można poszaleć :D
Ja też nie lubię takiej Hermiony, bo smutek pokazuje tą gorszą stronę. Samolubną, nie potrafiącą się cieszyć szczęściem przyjaciół. Ja też bym była rozbita, gdyby ktoś kogo kocham był w niebezpieczeństwie, ale ona miała być niby silna. Ma Teo i ma resztę, powinna to docenić. Ale każdy ma wady :D
Draco wróci. Może nie będzie wciąż tym sarkastycznym i aroganckim dzieciakiem, ale będzie :D
Ja Astorię i Harry'ego uwielbiam! A siostry Greengrass za bardzo są krzywdzone w fandomie jako.. mhm, dlatego u mnie są dobre>,<
Ja Ginny średnio lubiłam,przyznaję. Jej miłość do HP wydawała mi się przerysowana i sztuczna, marzenie dziewczynki. Dlatego może ją tu spotkać rozczarowanie :)
Dziękuję za tak wyczerpujący oraz wspaniały komentarz! Jak mówiłam wbijasz mnie w fotel, a potem zataczam się z radości :D
Ściskam mocno,
Lupi♥
Uwielbiam Cię i to opowiadanie. Moim skromnym zdaniem może konkurować z oryginalnym Harrym Potterem. Trochę mi smutno. Ślub Milki i Glomiego wspaniały ale brakowało tam Draco. Czekam także na ślub Fleur i Billa, na pewno będzie równie piękny. Mam nadzieję, że nie postąpisz zgodnie z kanonem i nie będzie ataku Smierciożerców. Wiem, że się powtarzam ale choć cieszę się , że paczka jest razem to brakuje tam tej złośliwości Smoka. Może sfinguj jakoś jego śmierć aby mógł być z resztą. Szkoda mi się zrobiło Hermiony, że wszyscy razem a ona nawet nie wie co z jej ukochanym. Wkurza mnie też, że dalej traktują ich jak dzieci. Tego nie lubię w każdym opowiadaniu nawet w kanonie, że tu Harry jest wybrańcem i nadzieją a z drugiej strony traktują go jak dzieciaka i nic nie mówią. Pozostaje mi tylko trzymać kciuki za naszych bohaterów i wckońcu znowu móc czytać jak spędzają czas wygłupiając się. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
PS. "Na początku było nic. I rzekł Bóg: „Niechaj stanie się światłość” i dalej nic nie było, tylko teraz można to zobaczyć." -tak mi wpadł i chciałam się nim podzielić
Naprawdę zabrakło mi słów. Nie mam pojęcia jak to robisz, ale gdy czytam Twoje komentarze, to niemalże unoszę się pod sam sufit z radości! :D
UsuńJa też nie lubię tych fragmentów w HP, gdzie niby Harry jest ich nadzieją, jest głównym celem LV, a i tak zamykają go w izolatce -.-
Co do Draco, to chłopak kombinuje ^^
Ściskam mocno, mocno i bardzo dziękuję!
Lupi♥
PS. Umiesz świetnie dopasowywać cytaty do rozdziałów, ja gdy szukam tytułu na rozdział, to muszę trochę nad tym posiedzieć nim trafię na coś, co mnie zadowala. A czasem na odwrót to cytat sprawia jak wygląda rozdział :>
Uwielbiam Cię i to opowiadanie. Moim skromnym zdaniem może konkurować z oryginalnym Harrym Potterem. Trochę mi smutno. Ślub Milki i Glomiego wspaniały ale brakowało tam Draco. Czekam także na ślub Fleur i Billa, na pewno będzie równie piękny. Mam nadzieję, że nie postąpisz zgodnie z kanonem i nie będzie ataku Smierciożerców. Wiem, że się powtarzam ale choć cieszę się , że paczka jest razem to brakuje tam tej złośliwości Smoka. Może sfinguj jakoś jego śmierć aby mógł być z resztą. Szkoda mi się zrobiło Hermiony, że wszyscy razem a ona nawet nie wie co z jej ukochanym. Wkurza mnie też, że dalej traktują ich jak dzieci. Tego nie lubię w każdym opowiadaniu nawet w kanonie, że tu Harry jest wybrańcem i nadzieją a z drugiej strony traktują go jak dzieciaka i nic nie mówią. Pozostaje mi tylko trzymać kciuki za naszych bohaterów i wckońcu znowu móc czytać jak spędzają czas wygłupiając się. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
PS. "Na początku było nic. I rzekł Bóg: „Niechaj stanie się światłość” i dalej nic nie było, tylko teraz można to zobaczyć." -tak mi wpadł i chciałam się nim podzielić
Świetny rozdział!A tak na marginesie to te słowa o niebieskim, starym i pożyczonym naszyjniku nie są z filmu ślubne wojny (tylko tamto dotyczyło chyba spinki) bo tak mi sie coś kojarzy :),ale mogę sie mylić
OdpowiedzUsuńPoprawka coś źle zrozumiałam, przeczytałam ten fragment jeszcze raz i w filmie było tak samo. To było zamierzone?
UsuńCoś niebieskiego, coś starego i coś pożyczonego to po prostu tradycja na ślubach... Xd
UsuńPrzyznaję, że filmu nie widziałam. Ale jak powiedziała marti3002, to nie mój wymysł, a znana tradycja na ślubach :D
UsuńHahaha okej, no to popisałam sie swoją niewiedzą :D
UsuńŚwietne. Zdarzyło się parę literówek, ale nie zakłóciły one jakoś odbioru opowiadania, ot takie praktycznie niewidoczne błędy. ;) Nie mam nic do zarzucenia temu rozdziałowi, tak jak i całej historii. Trzymaj się, weny życzę. :) I pisz, pisz jak najwięcej, bo się nie mogę doczekać kontynuacji. ^^
OdpowiedzUsuńTaka już jestem, że litery lubię pożerać :D Staram się wyłapać błędy, ale nie zawsze mi to wychodzi :) Ale cieszę się, że nie przeszkadzają aż tak bardzo! I cieszę się, że się Tobie podoba ta historia! :D
UsuńKolejny rozdział dziś wieczorem!
Pozdrawiam ciepło,
L
Lupiiiii! Gdzue to szczęście ? :c
OdpowiedzUsuńJsk to ccesz mi zepsuć Blaise'a i Aryę? :c
I gdzie Draco ; D
Irytku, kochany, Draco już jest w następnym! I szczęście będzie, ale wiesz jak to jest na wojnie :P Muszę trochę się pomęczyć i powalczyć o wspominane szczęście!
UsuńŚciskam mocno,
L
Czytam twój blog id początku i nie mogę sie nadziwić jak ty to robisz. Jestem pod ogromnym wrażeniem twojej twórczości. Potrafisz idealnie oddać opis sytuacji, uczuć. Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału i mam nadzieję że twój blog tak szybko się nie skończy :)
OdpowiedzUsuńJejku, cieszę się, że jest tu ktoś tak długo! I wciąż czyta! To wielki zaszczyt mieć takiego czytelnika! :D Dziękuję bardzo za wszystkie miłe słowa <3 Cóż, trudno mi będzie kończyć tą historię, ale jeszcze jest trochę czasu :)
UsuńPozdrawiam ciepło,
L♥
Mega długi rozdział - wow. Miał taki melancholijny charakter. Trochę taki do pomyślenia, zastanowienia... Na pewno taki nastrój pogłębia ten szablon.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
Można to spokojnie nazwać minusem, ale nie umiem pisać krócej. Czy raczej ucinać w miejscu, które mi nie pasuje! :D Ale raduje mnie fakt, że dobrnęłaś do końca, a nawet się spodobał :D Zgadzam się, szablon ładnie wkomponowuje się w nastrój historii, ale to już zasługa Mariposy :>
UsuńPozdrawiam ciepło,
Lupi♥