Witam, witam,
i jak żyjecie? Maturzyści? Trzymam za was mocno kciuki!
Rozdział jest, następny będzie miał więcej akcji, więcej.. hmm, a zresztą zobaczycie sami ;)
Dziękuję za komentarze! Wszystkie! Odpowiem na nie, jak najszybciej, ale... chcę po prostu powiedzieć, że mnie bardzo motywujecie! Lepszych czytelników nie mogłam sobie wymarzyć!
Miłego czytania!
Wasza,
Lupi♥
PS. Kolejny raz przepraszam za błędy, beta jak wróci to posprawdza! :)
Teo,
nie wiem co napisała Ci mama, ale na pewno
przesadziła. Proszę, nie wymykaj się znów ze szkoły tylko po to by zobaczyć
mnie na własne oczy, nie ma co oglądać. Z ręką na sercu stwierdzam, że wcale a
wcale nie czuję się tak źle, jak ona twierdzi.
Jeśli jeszcze nie wrzuciłeś mojego listu do
kominka, to pozwól, że zmienię temat. Moje zdrowie nie jest ciekawsze niż to co
się dzieje wokół. Jestem ciekaw czy właśnie robiłeś jakąś pracę domową? A może
siedzisz na łóżku w swojej sypialnie Prefekta Naczelnego i uczysz się na test z
Transmutacji? Chciałbym być tam z Tobą, Teo, tak bardzo, bardzo. Chciałbym
zobaczyć Hogwart, przejść się po błoniach, pobiegać na korytarzach. Ale jeszcze
bardziej chciałbym spotkać i Ciebie, i Hermionę. Czy u niej wszystko dobrze? Ostatni
list od H. wydawał się inny, jakby coś ją gnębiło.
Na koniec dodam, że Twój wilkor ma się dobrze.
Każdej nocy słucham jego wycia, a dziadek z tego co wiem, odwiedza las parę
razy dziennie.
Teo, nie wracaj do domu. Sprawa nie jest tak
poważna, naprawdę.
Tęsknię za Tobą, braciszku,
Nate
Ciemne oczy błyszczały, gdy kolejny raz
przesuwały się po koślawych literkach nakreślonych przez chłopca. Zapamiętał
już każde słowo, ale nie mógł oderwać wzroku. Ręka Nathaniela musiała drżeć,
gdy ściskając pióro układał ten krótki list. Wyobraził sobie młodszego brata
siedzącego z trudem w łóżku z podciągniętymi kolanami, na których położył jedną
ze swoich książek. Ze zmarszczonym czołem, zaczął tworzyć owe słowa, zapisując
starannie na papierze. Ciemne loki przyklejały mu się do skroni, lepiąc od
potu, który zwykle pojawiał się na jego czole, gdy gorączkował. Zapadnięte
policzki płonęły czerwienią, a suche wargi zaciskały się nerwowo. Oh,
oczywiście nie wierzył słodkim zapewnieniom malca o jego dobrym zdrowiu. Były to
najgorsze kłamstwa jakie mógł wymyśleć. Teodor zgrzytnął zębami, zaciskając
mocniej palce na kartce. Uniósł drugi list tym razem z idealną kaligrafią
matki, która szczyciła się schludnym oraz ozdobnym pismem.
Najdroższy Teodorze,
mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku.
Niestety, nie piszę bez przyczyny. Z bólem serca zawiadamiam Cię, synku, że
Twój brat miał kolejny atak. Dzień po balu czuł się dobrze, ale w nocy w naszym
domu miało miejsce prawdziwe piekło. Nathaniel wymiotował krwią, a jego kaszel
zdawał się być zapowiedzią najgorszego. Magomedycy przybyli na czas by
powstrzymać kolejną falę mdłości, ale i tak potrzebne były eliksiry. Twój brat
był na granicy śmierci, kochanie, a ja i Twój ojciec z trudem przyjęliśmy ich
werdykt. Fachowcy wyliczyli, że Nate ma niecały rok. Rok pełen bólu oraz
cierpienia, ale zażywając leki oraz podane mikstury będzie to mniej bolesne.
Kochanie, nie wiem, że to trudne. Wiem, że
okrutne. Ale zdaję sobie też z tego sprawę, że chciałbyś to wiedzieć. Proszę,
znajdź w sobie tą siłę, którą ukazywałeś przez te wszystkie lata i bądź z
młodszym bratem całym sercem. Jesteś dla niego bohaterem, skarbie.
Kocham Cię,
Mama
Ślizgon przełknął z trudem ślinę, rzucając
oba listy w ogień. Przyglądał się jak ich krańce zapalają się oraz czarnieją,
aż w końcu nie zostało z nich nic. Oddychając ciężko opadł na kolana, wpatrując
w pomarańczowe języki żywiołu. Kuszącą myślą było wyciągnięcie w ich stronę
dłoni, ale próba uchwycenia płomieni skończyłaby się ciężkim poparzeniem.
Pokręcił głową z pogardą o samym myśleniu by sprawić sobie ból, tylko po to by
się jakoś wyżyć. Nie był słaby, nie mógł być słaby. A krzywdzenie siebie bez
potrzeby było słabością.
-Szlag – mruknął, podnosząc się z klęczek i
odsuwając od ciepłego kominka. Potykając się o dywan, skierował swoje kroki do
wyjścia. Chłodne powietrze na korytarzu otrzeźwiło go na tyle by zaczął na nowo
myśleć bardziej spójnie. Najchętniej znalazłby teraz Hermionę i rozkoszował się
ciepłem jej spojrzenia. Utopiłby smutki, słuchając melodyjnego sopranu oraz
zrelaskował czując przepływającą między nimi magią. Niestety Granger była teraz
poza jego zasięgiem, a nawet gdyby nie zaborcze ramiona Malfoya, to i tak nie
miałby sił by powiedzieć jej o liście. Owszem, to jego powinność zawiadomić ją
o Nathanielu, w końcu dziewczyna kochała jego brata tak mocno, jak on. Albo i
jeszcze mocniej, to ona znając ciemną przyszłość chłopca, oddała mu serce,
gotowa przyjąć później bolesne rany. Nie mógł się jednak zebrać by odnaleźć ją,
by powiedzieć to wszystko i widzieć cierpienie w brązowych oczach. Nie. Może i
matka uważała, że jest zdolny do takich rzeczy, ale prawda jest taka, że sama
wizja tego była dla niego torturą. Na szczęście, gryfonka upajała się teraz
chwilami z Malfoyem. Taak, czuł jej zmieniające się gwałtownie uczucia, jak
zwykle nie stłumiła ich całkowicie, a jego mentalny mur nie dał rady tak bardzo
nabuzowanym emocjom. Radość, ekscytacja, smutek, a potem szczęście tak wielki,
że bolała go głowa.
-Nott? - Teo uniósł głowę, wyrwany ze
świata własnych myśli. Przed nimi stał średniego wzrostu chłopak, którego włosy
przybrały intensywną fioletową barwę.
-Noah – przywitał młodego metamorfoga
zdobywając się na skinienie. Niespodziewany towarzysz uniósł wysoko brwi,
wsuwając kciuki do postrzępionych kieszeni.
-Zaszła jakaś zmiana? Myślałem, że ja mam
dzisiaj patrol – Noah zamachał plakietką Prefekta, uśmiechając krzywo –Czyżby
Prefekci Naczelni postanowili dołączyć?
-Hermiona była ze mną na patrolu w zeszły
czwartek, jak i piątek – przypomniał mu ostro, mierząc Krukona wzrokiem
–Myślałem, że ustaliliśmy już grafik. Gdzie twoja partnerka?
-Jassie jest na dolnym piętrze – grzecznie
odpowiedział prefekt, przewracając oczami –Może moglibyśmy wymienić się
partnerkami?
-Mieliście być razem, nie rozdzielać się,
czy coś jest w tym niezrozumiałego? – warknął zirytowany ślizgon, zaciskając
wargi –Noah znajdź Jassemine i bądź z nią do końca każdego patrolu. Hermiona w
tym miesiącu jest w parze ze mną, di Morelem oraz Abbott.
-Jasne – prychnął Noah Oradi, a jego włosy
zmieniły się na czarne –Mógłbym w przyszłym miesiącu być z kimś innym niż
Jassie, Ernim, Bootem? Naprawdę mam dość nudnych monologów..
-Pomyślę nad tym – Teodor machnął ręką,
przechodząc dalej korytarzem –Idź do swojej partnerki. I więcej się nie rozdzielajcie,
jasne? Nigdy.
-Jak każesz, szefie – prychnął metamorfog,
żegnając się i idąc w drugą stronę. Jeszcze przez jakiś czas Nott słyszał coraz
cichsze nucenie chłopaka, które w końcu się uciszyło. Ślizgon przemknął
korytarzami dalej, zastanawiając się czy trzeba sprawdzić i innych prefektów.
Zasad było mało, ale mieli je przestrzegać. Najważniejszą było nie rozdzielanie
się, nie w czasach, gdy Czarny Pan rósł w siłę. Oczywiście wizja śmierciożerców
włamujących się do zamków była szalona, ale szpiedzy są wszędzie.
Ciemnowłosy ślizgon stapiał się z mrokiem,
idąc zacienionymi skrótami. Sam nie był pewny, gdzie się kieruję. Uciekłby do
Zakazanego Lasu, ale był zbyt rozkojarzony by cieszyć się zwykle spokojem tam
panującym. Odruchowo skręcił w kierunku Wieży, licząc by nikt więcej nie wszedł
mu w drogę. Ile by teraz dał by być w Nott Manor, by móc pobiec do lasu
otaczającego ich posiadłoć. Nigris, jego wilk, znalazłby go w niecałe pięć
minut. Czasem czuł okropną tęsknotę do swojego czworonożnego przyjaciela, który
był dla niego prawdziwym przyjacielem. Więź warga ze zwierzakiem była niezwykle
silna, a w jego przypadku jeszcze bardziej zażyła, gdyż on, jak i Nigris byli
mali, gdy się spotkali. Dzięki temu dość szybko nabył umiejętność wchodzenia w
umysł zwierzaka, kontrolowania go. Większym problemem stał się wpływ wilka na
jego umysł. Przez długi czas musiał ćwiczyć wolę by nie dać się ponieść chwili
czy zapomnieć o człowieczeństwie. To były ciężkie miesiące, wchodzenia i
wychodzenia z umysłu wilkora. Za każdym razem łatwiej było oderwać się od
instynktu zwierzaka, zwalczyć pragnienie porzucenia siebie. Nigris natomiast po
każdej próbie zdawał się być jeszcze bardziej rozumny. Pomijając fakt, że
wilkory były i tak dość mądre, ale po stałym kontakcie z jego umysłem zdawał
się rozumieć jeszcze więcej. Ile by teraz dał za taką chwilę wolności, jednak
wciąż nie wiedział co by się stało z Hermioną, kiedy zanurzyłby się w umyśle
zwierzaka. Najchętniej chciałby najpierw ich sobie przedstawić, chciałby
zobaczyć w oczach dziewczyny błyski ciepła na widok Nigrisa. Cóż, z tym też
musi poczekać.
-Dracze!
Ciszę przerwał cichy okrzyk, który musiała
wydać jakaś dziewczyna. Teodor nie znał nikogo innego kogo można by nazwać
„Draczem” oprócz Malfoya, więc ostatnie schodki Wieży Astronomicznej przebiegł
sprintem. Wiedział, że to nie Hermiona, nie czuł charakterystycznego mrowienia
magii. Uchylił drzwi, omiatając otoczenie wzrokiem. Ku jego zdumieniu przez
barierkę przeszła właśnie młoda czarownica. Ciemne włosy poplątane na wietrze
opadały na jej twarz, a wiatr tarmosił ubraniem. Blade palce zaciskała mocno na
poręczy, przesuwając powoli stopy. Mimo wszystko od razu poznał nastolatkę,
która wydawała się myśleć o czymś zupełnie innym.
-Parkinson, co ty robisz? – chrząknął ostrożnie,
nie chcąc by przez zaskoczenie poluzowała chwyt. Ku niemu skierowały się
brązowe tęczówki, tak inne od znajomych oczu Hermiony. Gryfonki były
czekoladowe, te natomiast wydawały się bardziej korzenne, mroczniejsze.
-Zostałeś jeszcze ty.. – wyszeptała tak
cicho, że cudem ją usłyszał –Zapomniałam. Ostatnim jesteś ty.. Teodor Nott..
-Hmm, Parkinson? Co ty wyprawiasz? –
powtórzył pytanie, zbliżając się ostrożnie do roztrzęsionej dziewczyny.
Wiedział, że nawet gdyby się puściła, nie zabiłaby się. Wystarczyło uważać
czasem na Historii Magii by dowiedzieć się, że już kilkaset lat temu rzucono
specjalne zaklęcia, które utrudniały zabicie się. Skok z Wieży zakończyłby się
włączeniem alarmu u nauczycieli oraz zaklęciem, które zatrzyma upadającego metr
nad ziemią.
-Jak się puszczę to nic nie da? – zapytała
poważnie, kręcąc głową i chichocząc szaleńczo –Jasne, nic nie da. Najpierw
musiałabym cię zabić. Możesz mi to ułatwić i po prostu się rzucić ze mną?
-Nie za bardzo mam ochotę, ale dzięki, że
pytasz – prychnął nim zdążył ugryźć się w język. Prawdopodobnie warczenie na
nastolatkę, która jest gotowa popełnić samobójstwo to nie dobry pomysł.
Powinien jakoś ją zniechęcić, a nie syczeć na nią –To się nie uda.
-No tak.. czemu miałbyś mi tu pomagać,
skoro nigdy nie darzyliśmy się sympatią? Mogę i śnić, ale i tak jesteś
irytującym kretynem – mamrotała, rzucając mu złe spojrzenie –To męczące, ale
przyznam, że wizja zabicia cię wcale mnie nie raduje.
-Uznałbym to za komplement.. chyba –
mruknął, stając tak blisko, że wystarczyłby jeszcze jeden krok by ją chwycić
–Ja też mimo wszystko nie chciałbym cię zabijać.
-Zrobiłam tyle złego, Nott, że zabiłbyś
mnie z radością – zaśmiała się gorzko, kręcąc głową –Chociaż to byłaby za
łagodna kara.. powinnam żyć teraz z tymi grzechami, a nie umierać.
-Cokolwiek zrobiłaś to na pewno nie było aż
tak złe, jak myślisz – powiedział delikatnie, przyglądając jak jej palce
zaczynając drżeć –Rzucenie się w dół niczego nie rozwiąże.
-Czyli najpierw muszę dokończyć robotę? Nie
dacie mi spokoju? – krzyknęła w stronę nieba, obracając gwałtownie. Teodor
rzucił się do przodu, zaciskając palce wokół jej nadgarstków. Ku jego uldze
dziewczyna nie zamierzała się wcale puścić, a teraz gramoliła na bezpieczną
stronę –Mam nadzieję, że po tym wszystkim będę się mogła rzucić w dół.
-Nic to nie da, są nałożone zaklęcia –
wytłumaczył kolejny raz, spoglądając na ślizgonkę, która stała wyprostowana
przed nim –Nic by się nie skończyło.
-Mhmm, czyli co? Jak mam cię zabić? – Pansy
rozłożyła bezradnie ramiona, rozglądając wokół –Każdy umarł inaczej, jak ty?
Mam ciebie zrzucić? Już Draco tak zginął.. trucizna? Nie.. Torii tak zmarła..
-Parkinson? – Teodor otworzył buzię,
zamykając ja szybko –Dobrze się czujesz?
-Wyśmienicie, dziękuję. Wiesz zabijanie was
przyszło mi w sumie z łatwością – wybuchła śmiechem, przybliżając się do niego
i patrząc w oczy –Zabiję cię. Zabiję cię, Nott, a potem zabiję siebie.
-To niezbyt miła oferta, ale.. – zaskoczony
przerwał, gdy pięść dziewczyny walnęła go w skroń. Nim zorientował się co dzieje,
upadł ciężko na ziemię, ścierając sobie dłonie. Kolano zabolało, ale nie miał
czasu by się tym przejmować, gdy ślizgonka zaczęła go okładać dalej. Odzyskując
panowanie nad sobą, podciął jej spranie nogi, nie starając się nawet
powstrzymać od niemiłego zderzenia głowy Pansy z podłogą. Jęknęła głośno, ale
mimo protestu z jej strony, usiadł okrakiem na niej. Przytrzymał wierzgające
ręce, spoglądając w wielkie oczy, przysłonięte teraz mgiełką bólu.
-Nott.. – wymamrotała przytomnie, mrugając
–To boli, idioto.
-Co ty powiesz.. – burknął, wycierając
krwawiący nos rękawem, co nie dało żadnego rezultatu –Prawie mi złamałaś nos!
-Muszę to zrobić – warknęła, zamykając
powieki. Jedynie dzięki łasce Salazara zdążył zareagować, gdy z prędkością
kobry wyjęła z bluzy nóż, chcąc wbić mu go prosto w pierś. Idealnie w tej
chwili, zauważył ruch jej spojrzenia, a ostrze zamiast pozbawić go życia,
przecięło mu ramię. Ignorując ból, wyszarpnął broń dziewczyny, a potem uderzył
ją w brzuch na tyle by utraciła oddech.
-Co się cholera z tobą dzieje?! – wrzasnął,
odrzucając nożyk na bok i podnosząc na nogi siebie, jak i ślizgonkę –Parkinson!
-Mam dość – powiedziała jedynie, chrapliwym
głosem –Czemu jesteś taki kłopotliwy?
-Bo nie mam zamiaru umierać? – jęknął,
zaciskając mocniej palce na ramionach nastolatki i potrząsając nią –Jesteś pod
działaniem zaklęcia?
-Nie! To jest cholerny sen! – krzyknęła, a
łzy zaczęły płynąć z jej policzków ciurkiem –To jest pieprzony sen, a ja
wszystkich zabijam!
-To nie jest sen, Pansy – powiedział wyraźnie,
marszcząc brwi –Nie śpisz, dziewczyno, nie śpisz.
-Zabiłam ich.. zabiłam ich wszystkich? –
wymamrotała nieprzytomnie, mrugając –Zrobiłam to?
-Nikogo nie zabiłaś, nikogo – uspokoił ją,
poluźniając uścisk –Wszyscy żyjemy, to.. nie wiem co się dzieje, Pansy, ale
nikogo nie zabiłaś.
-To jest.. to.. ja.. – pokręciła głową,
przeczesując splątane włosy palcami –Muszę ich zobaczyć, Nott, musze.. ja..
-Chodź do Pokoju Życzeń, odpoczniesz, a
jutro..
-Nie! Nie! Chce się upewnić, że żyją,
dobrze? – poprosiła chrapliwie, tym razem samej wbijając paznokcie w jego ręce
–Muszę.
-Dobra, dobra, spokojnie – mruknął,
prowadząc ja do wejścia –Hermiona i Draco są gdzieś razem.. kogo chcesz
zobaczyć?
-Astorię.. Blaise’a.. Harry’ego.. nie
wiem.. – mruczała, gdy schodzili ze schodów. W pewnym momencie oparła się o
ścianę, dotykając z zaskoczeniem głowy –Niedobrze mi chyba.
-Przywaliłaś dość mocno – wymamrotał, nie
mając zamiaru nawet przeprosić. Zacisnął palcami ranę na przedramieniu, czując
pieczenie –Pójdziemy do lochów.. wtedy ich zobaczysz.
-Dobrze – zgodziła się cicho, ruszając
dalej. Teodor kątem oka obserwował towarzyszkę, która teraz potulnie szła za
nim. Czuł się nieswojo z myślą, że w każdym momencie może się na niego rzucić.
Naprawdę nie chciał znów oberwać, wystarczyła mu doskwierająca szrama oraz
ociekający krwią nos. Pansy wydawała się rozkojarzona, ciągle oglądała się za
siebie. Duże oczy wydawały się przerażone oraz dziwnie puste, wargi drżały, a
pięści zbielały. Szli w ciszy, a jedynie ich kroki odbijały się echem.
Prowadził ich korytarzami, gdzie szanse na spotkanie kogoś były najmniejsze.
Mimo jego niechęci do arystokratki, nie miał zamiaru zszargać opinii o niej.
Nie był aż tak wredny by podawać osłabioną damę na tacy wszystkim wrogom.
Dziewczyna uchodziła za twardą i tak powinno zostać. Ślizgonka ukryła się we
wnęce niedaleko wejścia, mrucząc coś pod nosem.
Teodor powiedział hasło, wchodząc
pospiesznie do salonu. Pomieszczenie była prawie puste, a jedynie niedobitki
jeszcze nie spały. Goyle oraz Crabbe siedzieli przed kominkiem pożerając jakieś
ciastka, a Harper plus dwóch młodszych grali w karty. Davis z koleżankami
chichotała na kanapie, spoglądając na niego z ciekawością. Uniósł brew,
powodując że uciekła spojrzeniem z powrotem do psiapsiółek. Zaczęły szeptać
zapewne na temat jego zakrwawionej twarzy.
-Kto tym razem ci podpadł? – Harper
cmoknął, ciągnąc z talii kartę.
-Pewien Puchon krzywo spojrzał na Hermionę
– odpowiedział spokojnie, powstrzymując prychnięcie, gdy młodsi odwrócili
wzrok. Skoro już widzą go upapranego krwią niech przynajmniej myślą, że to
ktoś, kto odważył się obrazić jego gryfonkę. Wiedział, że często była na
językach w jego Domu, ale może teraz trochę przystopują z wyzywaniem od szlam.
-To już okrutne atakować bezbronnych
Puchonów, którzy nie mają jak uciec – Harper zaśmiał się, zupełnie nie bojąc
się ostrego wzroku kolegi –Hermiona chyba nie powinna się o tym dowiedzieć?
-Wtedy to ja będę potrzebował ucieczki –
ciemnooki uśmiechnął się krzywo, z ciekawością przyglądając się chłopakowi, który
bez problemu użył imienia mugolaczki –Wściekła lwica jest nie do ujarzmienia.
-Jak syczący wąż do złapania – zgodził się
Harper, a w jego oczach błysnęło ciche porozumienie, które było aprobatą dla
zawartego właśnie sojuszu –Ode mnie się nie dowie, przyjacielu.
-Liczę się z twoim słowem – przyznał
Teodor, lekko się rozluźniając przy tak znajomych rozmowach. Intryga i knucie.
Właśnie w nic nie wnoszącej rozmowie, zrozumiał, że ma w ślizgonie sojusznika,
który popiera jego przyjaźń z gryfonką
oraz ofiaruję wsparcie –Czy Toria jest u siebie?
-Królowa nie wychodziła ze swych komnat – oznajmił
poważnie Harper, wracając do gry –Możesz prosić o audiencję.
-Teodor nie musi, co innego ty. Postaram
się wcisnąć cię, skarbie, jak najszybciej.. hmmm, czyżby to był dopiero
przyszły rok? – Astoria stanęła w wejściu, obrzucając grającego nastolatka
chłodnym spojrzeniem, od którego się wzdrygnął –Ściany mają uszy, Harp, nie
wiedziałeś?
-Wybacz, Ast, ale nie każ mi aż tyle czekać
– Harper przewrócił oczami, a jego mina się rozpogodziła –Jesteś dobrą Królową.
-Bo jedyną – powiedziała dobitnie, nie
zerkając nawet na ślizgonki siedzące na sofie. Zamiast tego przyjrzała się
Wężowi, zaciskając usta na widok czerwonych plam –Proszę, powiedz, że to nie
jest twoja krew..
-To nie jest moja krew – powtórzył
grzecznie, kiwając na wyjście. Zielone tęczówki błysnęły, a dziewczyna
pozwoliła się wyprowadzić. Kiedy stanęli w chłodnym korytarzu, szczupłe palce
złapały go za podbródek –Taaak, to moja krew.
-Co się stało? – spytała z troską, gładząc
go po policzku, który lekko spuchł –Zwykle nie dajesz tknąć twarzy.
-To jakby oskarżenie w twoim głosie? –
parsknął, dyskretnie zerkając ponad jej ramieniem na skrytą w cieniu Pansy.
-Mhmm, tak jakby – zaśmiała się zielonooka,
czochrając go po włosach i wzdychając –Pansy jeszcze nie wróciła..
-Z tego co wiem miała zamiar dziś spać w
Pokoju Życzeń. Wiesz dziś wypadają imieniny Chrisa – powiedział nonszalancko,
cmokając –Chciałem tylko żebyś wiedziała, że Draco i H., poszli gdzieś.. razem.
-Gdzieś razem? A czy ona.. wie? – Toria
zmarszczyła czoło, kładąc dłonie na biodrach –Mam dość już tych wszystkich
sekretów, wiesz? Chciałam być przed Hermi całkowicie szczera, a wciąż
przybywają tajemnice..
-Nie.. nie wie ani o tym, ani o treningach
z Harry’m w Komnacie – przyznał niechętnie, krzywiąc się, gdy ból ręki
powiększył się –Muszę wracać.. chciałem tylko tak zapowiedzieć, że jutro
Hermiona zostaje wtajemniczona.
-Powiem Blaise’owi jak wróci – obiecała
Królowa, całując go w policzek na pożegnanie –Nie pobij tylko jakiegoś Puchona,
proszę.
-Jasne.. martw się lepiej by nikt nie pobił
mnie – mruknął, gdy drzwi się zamknęły, a Parkinson wysunęła się z wnęki –I co?
-Żyje.. – przyznała, uśmiechając się słabo
–Czy..czyli.. jestem wariatką.
-Z grzeczności nie zaprzeczę – westchnął,
kiwając się na piętach –Chodź do Pokoju Życzeń.. opowiesz mi wszystko i
ustalimy jak bardzo szalona jesteś..
-.-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.-
.-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.- .-.-.-
Każdy ma marzenia. Każdy marzy o czymś
niemożliwym, o czymś poza zasięgiem. I właśnie to jest piękne w marzeniach.
Śnimy, pragniemy czegoś, czego nie powinniśmy, coś o co starać się musimy.
Czasem przychodzi to do nas z łatwością, innym razem musimy się starać
bardziej, ale.. niektóre marzenia się spełniają. Bardziej nieoczekiwanie niż
nam się zdaje. Arya marzyła zawsze o wielu rzeczach, tak wielu, że aż wstyd
wymieniać. Jednak, kiedy jej dłoń ściskała rękę mulata, kiedy jej talię
obejmowało ramię czarodzieja, kiedy czuła przyjemny zapach Diabełka nie marzyła
o niczym innym niż żeby czas stanął w miejscu.
-You are the flame in my heart – zanuciła cicho,
nie martwiąc się, że rani ich uszy swoim beztalenciem. Blaise wciąż prosił by
śpiewała, wciąż powtarzał, że uwielbia jej słuchać. Oboje zdawali sobie sprawę
jak beznadziejna w tym była. Ale też jak bardzo lubiła to robić.
-You light my way in the dark – dołączył do
niej, uśmiechając lekko i całując ją w czoło -You are the ultimate star..
-Śpiewasz lepiej niż Lenny – stwierdziła,
marszcząc nos –Ale nie wyglądasz ani trochę tak dobrze, jak on.
-Zepsułaś tak romantyczną scenę – zaśmiał
się, unosząc głowę do góry by spojrzeć na niebo –Niedługo musimy się zbierać.
-Nie chcę – mruknęła, mocniej zaciskając
palce na jego ramionach. Delikatnie kiwali się w rytm piosenki, nie dbając
zupełnie, że tańczą powoli przy szybszej melodii. Skrzypiące deski nie ujmowały
piękna tej sceny, a dodawały jedynie magii. Westchnęła szczęśliwa, opierając znów
brodę o jego obojczyk. Wzrokiem kolejny raz ogarnęła piękny krajobraz. Razem z
ukochanym przemierzyli wiele ściennych dróg aż dojechali nad niewielkie
jeziorko. Ostrożnie weszli na pomost, rozkoszując chwilą wolności. Z dala od
ludzi, od cudzych spojrzeń czuli się tak dobrze. Arya podziwiała piękne choinki
rosnące na drugim brzegu, zerknęła na ciemną wodę, która wydawała się lodowata.
Oblizała wargi, uśmiechając kolejny raz. Wiatr lekko poderwał jej włosy do
góry, a ona jeszcze bardziej wtuliła się w tors nastolatka. Ciepły głos
piosenkarza rozbrzmiewał w jej jednym uchu, w którym umieściła słuchawkę. Druga
znajdowała się w prawym uchu Blaise’a, który niczym zawodowy tancerz prowadził
ją w tańcu.
-To chyba nie był zbyt dobry pomysł by
zaprezentować się w ten sposób twoim rodzicom – powiedział, a jego oczy
błysnęły figlarnie, gdy ją lekko obrócił –Ale mogę całkowicie zwalić winę na
ciebie, księżniczko, gdyby nie list, który mi wczoraj wysłałaś, to bym dziś się
nie zjawił.
-Wcale nie był tak rozpaczliwie wołający o
pomoc – zachichotała, gdy popatrzył na nią z niedowierzaniem –No może i był,
ale.. możesz mi powiedzieć, jak udaje ci się wymykać ze szkoły?
-Nic trudnego. Powiedziałem Snape’owi, że
zakochałem się w mugolce, a chce wykorzystać każdą daną nam chwilę przed
ostateczną wojną – przyznał, zagryzając policzek –Chyba to zrozumiał i.. po prostu
ma dość rozhisteryzowanego oraz niestabilnie emocjonalnego nastolatka, który
pała namiętną miłością do niemagicznej damy.
-Uznam, że przeraźliwy Postrach Hogwartu,
jak mawia Harry, jest wrażliwym romantykiem – blondynka uniosła brwi, kiwając
do muzyki –Może kiedyś sam kochał kogoś tak mocno.. a wojna to zepsuła.
-Snape kochający jakąś kobietę? Z trudem
mogę sobie to wyobrazić – chłopak przechylił na bok głowę –Chociaż to
wyjaśniałoby jego gorzką postawę.
-Czyli po prostu puszcza cię nauczyciel?
Hermiona nigdy nie mogła się tak wymykać – ze smutkiem stwierdziła, czując
szybsze bicie swojego serca, gdy jego palce zsunęły się wzdłuż jej kręgosłupa.
-Hmm, wydaje mi się, że profesor McGonagall
nie puściłaby jej – mruknął, puszczając ją, a po chwili ciągnąc tak by usiadła
z nim na pomoście –Opiekunka Gryffindoru jest surowsza oraz bardziej..
trzymająca się zasad.
-Jak tam jest? – spytała, idąc za jego
przykładem i kładąc głowę na drewnianych deskach, zapatrzyła się w niebo –Hermi
opisała mi chyba każdy szczegół.. Harry nawet pokazał zdjęcia, ale to wciąż..
magiczne.
-Jest tam magicznie – zgodził się,
wybierając kolejną piosenkę –Hogwart naprawdę jest dla nas drugim domem..
odnajdzie się tam każdy. Spodobałby ci się.. kiedy leżę na błoniach w moim
ulubionym miejscu, zawsze szukam gwiazdozbiorów.. widzisz tamtą gwiazdę?
-Tamtą? – uniosła palec, wskazując jedną z
wielu jarzących się punktów –Tamtą?
-Nie.. tamtą – przyciągnął ją bliżej
siebie, przytulając –Jak połączysz te.. to będzie to Kasjopeja.. a tam jest
Wielka Niedźwiedzica..
-A tamto? – uśmiechnęła się delikatnie –A
nie.. to samolot.
-Gdybyś w nim była, to gdzie byś chciała
polecieć? – spytał z rozbawieniem, muskając ustami jej palce –Hmm?
-Nigdzie – odparła bez namysłu, obracając w
jego stronę –Nigdzie indziej niż tu.
-Ja też – wyszczerzył się szeroko,
prychając –Chociaż.. moje łóżko też jest fajną opcją.
-Pajac – zachichotała, a fioletowe tęczówki
zamigotały radością –Blaise?
-Arya? – wyszeptał w odpowiedzi.
-Chciałabym zrobić coś szalonego –
stwierdziła, mrużąc powieki –Coś .. innego.
-Mhmm, ucieczka z samochodu, jazda na
motorze, leżenie na pustkowiu nad jeziorem nie jest wystarczająco szalone? –
uniósł brwi, powstrzymując wybuch śmiechu –Jesteś dziwna, księżniczko.
-Twój stopień popierniczenia moralnego jest
taki sam – pokazała mu język, podnosząc się i robiąc obrót –Wymyśl coś,
Diabełku.
-Zaproponowałbym kąpiel nago, ale wciąż
jest śnieg i jest zbyt zimno.. szkoda kąpiele nago są integracyjne – westchnął,
prostując się i przyglądając dziewczynie –Kocham Cię, Arya.
-A ja kocham ciebie, Blaise – powiedziała z
czułością, podchodząc do niego i stając na palcach by go pocałować.
Zarumieniona popatrzyła na niego z uczuciem –Kochaj się ze mną.
-Tu i teraz? – zaskoczony, odsunął się
trochę.
-Tu i teraz, kochaj się ze mną –
powtórzyła, mocniej go przytulając –Chcę być.. z tobą. Całkowicie.
-Nie.. znaczy tak.. – jęknął, opierając ich
czoła o siebie –Chcę się z tobą kochać, księżniczko, ale nie tu i teraz. Znaczy
chciałbym i tu, i teraz, ale.. musimy zaraz wracać, a ja wolałbym zatrzymać cię
na cała noc. I cały dzień.
-Rozumiem.. szczerze mówiąc, to bardzo..
bardzo.. wow – westchnęła, uśmiechając delikatnie –Właśnie dlatego cię kocham.
Nie chcesz uprawiać ze mną seksu, bo nie chcesz mnie potem zostawić.
-Nie, nie chcę uprawiać z tobą seksu –
zaprzeczył czule, muskając wargami jej usta –Chce się z tobą kochać.
-Bardzo – przyznała, wtulając się w niego
–Blaise?
-Wiem, musimy się zbierać – burknął,
puszczając ją i pociągając za włosy –Wciąż nie wiem co powiem twoim rodzicom.
-Nic nie powiesz, to ja wejdę do środka, a
ty uciekniesz – zażartowała, pozwalając ukochanemu założyć jej kask na głowę
–Bo chyba nie chcesz.. Blaise..?
-Nie, nie chcę – zapiął pasek pod jej
brodą, gładząc delikatną skórę oraz uśmiechając szelmowsko –Ale tak wejdę z
tobą i jak przystało przedstawię się.
-Tatuś cię zabije – ostrzegła go z
oszołomieniem siadając za nim –A mamusia rozłoży twoją głowę na części.
-Będzie się działo – przyznał ze śmiechem,
odpalając silnik.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Od kiedy?
Hermiona przerwała ciszę, rozglądając się
kolejny raz. Każdy skrawek ściany pokryty był pergaminami z zapiskami i
notatkami. Naprzeciwko łóżek umieszczono centrum głównej idei, każda myśl
łączyła się z inną aż w końcu nabierała sensu. Kartki były pomazane,
poskreślane, porwane, podkreślone, zamazane. Książki wciśnięte w róg
pomieszczenia zawierały milion małych karteczek, które oznaczała co ważniejszą
informację.
-Od listopada.
Prefekt Naczelna przysunęła się do jednej
części, którą pokrywały stare fotografie przodków arystokracji. Niektóre były
zaznaczone wielkim X, inne z wykrzyknikami.
-Dlaczego?
-Mieliśmy dość – odparł platynowy chłopak,
opierając się o ścianę i wciąż w nią wpatrując, kontynuował –Postanowiliśmy
znaleźć kruczek do jednej z najważniejszej tradycji czystokrwistych..
-Okazało się jednak, że każdy z nas miał w
tym swój interes.. Najpierw chodziło o Dafne i to, że niedługo zostanie oddana
brutalnemu gnojkowi – dodała milcząca do tej pory zielonooka Królowa, unosząc
brew z zamyśleniem –Ale teraz.. ja nie chcę skończyć jak moja siostra, Blaise
zakochał się w Aryi, a Draco ..
-Nie mówiliśmy wcześniej, bo.. cóż, nie
byliśmy pewni czy cię to zainteresuje – potaknął Blaise, który właśnie odkładał
gitarę na swoje łóżko –Ani czy jest sens zawracania ci tym głowy, kiedy
ratujesz świat z Wybrańcem.
-Zaskoczona? To taki nasz.. egoistyczny
projekt – z rozbawieniem mruknął Malfoy, odchylając głowę do tyłu –Gdzie się
podziewałeś wczoraj, Diable?
-Skąd czerpiecie wiedzę na ten temat? –
Hermiona z ciekawością podniosła jedną z karteczek, wyłapując najważniejsze
fakty –Hmm?
-Każdy z nas ma w domu biblioteczkę z różnymi
starymi pergaminami.. – Astoria uśmiechnęła się lekko, widząc czerwone policzki
gryfonki –Na dodatek Draco.. ułatwia nam dostęp do jeszcze rzadszych zbiorów.
-Spotkałem się z Aryą – Blaise wbijał wzrok
w przyjaciela, który szczerzył się do niego kpiąco –A ty? Dopiero się kąpałeś,
gdy wróciłem.
-Spacerowałem – prychnął blondyn, mrużąc
powieki –A w ogóle co cię to interesuje?
-Póki co jednak utknęliśmy w miejscu –
Astoria zignorowała rosnące napięcie między ślizgonami, stając obok zamyślonej
gryfonki –Znaleźliśmy jedynie parę przypadków, gdzie umowy zostały rozwiązane.
Niestety zwykle przyczyny są pomijane albo pojawiają się rozwiązania dość..
radykalne.
-Czyli? – Hermiona uniosła brwi, rzucając
warczącym na siebie ślizgonom złe spojrzenie –Jakie rozwiązania są dość..
radykalne?
-Śmierć jednego z kandydatów.. – Zabini
chrząknął, ostatni raz marszcząc się na przyjaciela –Albo jak zostanie któreś z
nich skazane do Azkabanu, na przykład za..
-Morderstwo – dokończył cichy głos. Wszyscy
obrócili się zaskoczeni, gdy w wejściu stanęła Pansy z Teodorem. Oboje
wyglądali na zmęczonych oraz zamyślonych.
-Czy to krew? – gryfonka zamarła,
obserwując przybyłych –Teo?
-To nic takiego – burknął, zdejmując z
siebie koszulkę. Wyjął z szafy jeden ze swetrów Malfoya, kierując do łazienki
–Wezmę szybki prysznic, a Parkinson ma wam coś do powiedzenia.
Hermiona odsunęła się od ciekawych zapisków
przyjaciół, obserwując z niepokojem dziewczynę. Pansy na drżących nogach opadła
na łóżko Diabełka, przyglądając swoim dłoniom. Astoria usiadła przy niej, z
troską zaciskając usta. Chłopcy i Prefekt Naczelna zajęli łóżko blondyna,
czekając na historię.
-Jestem mordercą – Pansy powiedziała to bardzo
cicho.
-Słucham? – zielonooka przerwała ciszę,
wstrzymując oddech –Pansy..
-Zabiłam człowieka – powtórzyła twardo
ślizgonka, wzdychając –Zabiłam mugola.
-Mów dalej, Pans – Hermiona poprosiła
ciepło, nie poruszając się nawet –Po prostu nam opowiedz.
Dziewczyna uniosła wzrok, krzyżując go z
brązowymi tęczówkami. Widząc tam jedynie smutek i troskę, zaczęła mówić. Coraz
szybciej, coraz głośniej opowiedziała przyjaciołom wszystko. Poczynając od
chorej sytuacji w domu, przez zbrodnie jaką popełniła, sekret ojca jaki
poznała, ostatni wieczór. Z trudem wypowiadała słowa, które opisywała mordy
jakie zrobiła. Ale znalazła w sobie siłę, a w nich podporę. W końcu mogła
podzielić się swoimi troskami, nie bojąc się odrzucenia.
-.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.--.-.-.-
Harry obserwował swoje odbicie z uwagą.
Starał się znaleźć w swoim odbiciu coś innego, coś obcego. Niestety wciąż
widział siebie. Swoje zielone oczy, który zdawały się zbut jarzące. Czarne
włosy, który nie chciały się ułożyć. Długie nogi oraz ręce, które sprawiły, że
w końcu mógł powiedzieć kompleksom dotyczącym jego wzrostowi „papa”. Zmienił
się przez te wakacje, zmienił nawet ubrania. Arya w końcu nie wytrzymała i
wymusiła na nim jeden dzień spędzony w sklepach. Jasne był jej wdzięczny, w
końcu przestał wyglądać jak w worku na ziemniaki, ale i tak tamte chwile były
przerażające. Tyle ubrań, marek, strojów w jednym miejscu!
-Mam nadzieję, że właśnie obmyślasz jakiś
cudowny plan działania, a nie próżnie wpatrujesz się w siebie?
Obok jego odbicia, pojawiła się druga
sylwetka. Mężczyzna unosił pogardliwie brwi, a jego wąskie usta wyginały się w
krzywy uśmieszek. Auror ubrany w służbowy strój, wydawał się jeszcze bardziej
groźny.
-Powiedz mi, jak można się we mnie nie
wpatrywać? – Harry zaśmiał się cicho, obracając w stronę nauczyciela –Każdy nie
może ode mnie oderwać wzroku, więc czemu ja to mam robić..?
-To zabrzmiało bardzo, ale to bardzo
ślizgońsko – westchnął Erik, siadając na wyczarowanym fotelu –Czyżbyś spędził
ostatnio z nimi czas?
-Jak mam nie spędzać z nimi czasu, skoro
stali się nowym przyjaciółmi Hermiony? – odpowiedział pytaniem na pytanie,
również kreując sobie siedzisko –Co u twojej żony?
-Ma się dobrze, dziękuję – burknął
mężczyzna, wciąż patrząc podejrzliwie na chłopca –Ćwiczyłeś ostatnio Czarną
Magię?
-Od świąt nie.. ale niedługo wracamy do
treningów – mruknął gryfon, zagryzając wargę z niepewnością –Powiem w końcu o
tym Mionie.
-Dziewczyna jest bystra, zrozumie –
prychnął czarodziej, bawiąc się różdżką –Zachęcisz ją by dołączyła?
-Nie! – krzyknął Wybraniec, zgrzytając
zębami –Nie. Hermiona nie zacznie nawet ćwiczyć Zakazanych Sztuk. Nie pozwolę
jej się.. zabrudzić.
-Myślałem, że w końcu zrozumiałeś, Harry,
że Zakazana Magia nie jest taka zła – westchnął dorosły auror, pocierając czoło
–Musi poćwiczyć chociaż podstawy.. będzie wtedy łatwiej się jej bronić.
-Podobno potężni czarodzieje łatwiej
ulegają Czarnej Magii.. Miona jest niesamowita i ma niesamowity potencjał.. nie
narażę jej na to – stwierdził stanowczo, strzelając kostkami u rąk –Wystarczy,
że Nott posiada szaleńczą wiedze na ten temat. Obroni ja w razie czego..
-Decyzje i tak podejmie dziewczyna –
zauważył delikatnie Erik, nie chcąc zirytować chłopca jeszcze bardziej –A co z
Weasleyami?
-Spotkam się z nimi niedługo – przyznał
Harry, uśmiechając lekko, kiedy poczuł nacisk umysłu przyjaciela. Bez problemu
utrzymał blokadę umysłową, nie pozwalając nikomu wejść do głowy –Niezła próba,
staruszku.
-Nie wiem o co ci chodzi, dzieciaku – prychnął
Hutz, przewracając oczami –Ćwiczyłeś bezródżkową?
-Tak, tak – zielonooki przymknął powieki.
Cięgi lekcjom z aurorem dość szybko zaczynał łapać materiał. Lekcje przestały
mu sprawiać problem, prace domowe stały się łatwiejsze, tak jak i zaliczenie testów.
Hermiona sprawdzała jego eseje już jedynie pod względem gramatycznym oraz
stylistycznym, czasem coś dopisując. Za animagię jeszcze nie zabrał, ale wciąż
ćwiczył umysł. Magia bezródżkowa przychodziła mu łatwo, tak samo jak skupianie
magii. Coraz lepiej odczuwał aury innych, chociaż wciąż sprawiało mu to
trudności.
-Co powiesz na mały sparring? – auror
uśmiechnął się z drwiną, podnosząc leniwie z fotela.
-Ojć, staruszku, bo jeszcze się zgrzejesz –
parsknął śmiechem, chwilę później lądując na podłodze przez zaklęcie –Nie było
jeszcze startu..
-Nie było mowy, że będzie – zauważył auror,
chichocząc –W walce każde chwyty są dozwolone.
-Zapamiętam – stęknął Wybraniec, dźwigając
się na nogi. Chwilę później Pokój Życzeń migotał od zaklęć, a ściany odbijały
okrzyki obu przyjaciół. Zielonooki nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo
tęsknił za tym mężczyzną. Uwielbiał aurora, który zastąpił mu częściowo stratę
po Syriuszu. Zapewne jego ojciec chrzestny nie rzucałby w niego tyle
nieprzyjemnych zaklęć, ale cóż.. w końcu to mu się podobało. Prawdziwa walka,
tak jakby był dorosły. Bo na wojnie nikt nie będzie zwracał uwagi na jego wiek.
Nikt.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Powiem potem Mills.
Hermiona oderwała wzrok od zwiniętej
postaci na łóżku, przenosząc spojrzenie na stojącą obok Astorię. Dziewczyna wydawała
się nagle kruchsza niż zwykle, a duże zielone oczy błyszczały bólem. Gryfonka złapała
dłoń przyjaciółki, splatając z nią palce. Uścisnęła mocniej jej rękę,
przyciągając do siebie.
-Mogę zostać – powtórzyła cicho, kiedy
szczupłe ramiona Torii ją oplotły –Nie musze wracać do siebie, As.
-Pansy chce żebyś wróciła – przypomniała jej
ciepło ślizgonka, odsuwając się ze smutnym grymasem –Mamy zachowywać się jak
zawsze.
-Wiem – westchnęła Prefekt Naczelna, znowu
obracając w kierunku przykrytej pościelą Parkinson. Przysunęła się bliżej łóżka
dziewczyny, siadając ostrożnie na materacu –Hej, Pans.
-Nie jestem chora, Granger, jestem po
prostu.. mordercą – zaśmiała się ponuro ślizgonka, zaciskając powieki –Wciąż widzę
jak jego oczy gasną.. jak opada na ziemię.
-To co zrobiłaś, Pansy, to najodważniejsza
rzecz jaką mogłaś uczynić – wychowanka Domu Lwa, ścisnęła ramię ciemnowłosej –Ten
chłopak.. by bardzo cierpiał, nie dali by mu umrzeć tak łatwo. Nawet nie wiesz
ile dobra mu okazałaś zabijając go.
-Pozbawiłam go życia.. – warknęła wściekle
zbrodniarka.
-Tak. Zabiłaś go, Pansy, jego serce
zatrzymało się, bo rzuciłaś zaklęcie – Hermiona złapała brodę przyjaciółki,
kierując jej twarz w swoją stronę –Otwórz oczy.
-Nie miałam prawa.. – wycharczała ulubienica
Draco i Blaise’a, uchylając powieki.
-Nie.. nikt nie ma prawa torturować
bezbronnej osoby, ty okazałaś mu łaskę – gryfonka, otarła spływającą łzę z
bladego policzka –Nie obwiniaj się, Pansy, nie gdy zrobiłaś to z dobrego serca.
Nie jesteś złą osobą, nie jesteś morderczynią, kochanie. Jesteś największym
miłosierdziem jakie spotkało tego nieszczęśnika.
-Mam krew na rękach, Hermiona, on mnie
prześladuje.. – przyznała z trwogą nastolatka, odgarniając krucze pasma włosów
z czoła –Nie daje mi spokoju..
-Pansy, to jest wojna. Każde z nas zostanie
zmuszone do przerażających czynów, każdy z nas będzie obmywał dłonie z krwi
wrogów lub przyjaciół, każdy z nas uniesie w końcu różdżkę i wypowie słowa,
które zmienią nas całkowicie – czarownica szeptała gorączkowo, nie uwalniając
ślizgonki z intensywności spojrzenia –Z najgorszego mroku, może pojawić się
odrobina jasności. To co zrobiłaś.. to.. uratowałaś go, Pansy.
-To czemu czuje się taka.. brudna? –
spytała drżącym głosem Parkinson.
-Nie prześladuje cię ten człowiek, prawda? –
Hermiona zmarszczyła brwi namyślając się –Prześladuje cię.. my. My cię
prześladujemy, prawda? Widziałaś jak zabijasz każdego z nas.. Pansy, jeśli
potrzebujesz przebaczenia.. to my ci je dajemy, jeśli to nie daje ci spokoju..
-Ja..
-Proszę, wróć do nas, Pan – gryfonka przytuliła
mocno przyjaciółkę, przykładając usta do jej ucha –Potrzebujemy cię, Pansy, tak
bardzo cię potrzebujemy.
-Ja..
-Nie, pomyśl, proszę – Prefekt Naczelna
odsunęła się, ostatni raz uśmiechając ciepło to zamyślonej ślizgonki –Kochamy cię,
ja cię kocham.
-Ja ciebie też kocham, Miona – wyszeptała dziewczyna,
obserwując zmierzającą do wyjścia kujonkę. Pansy nie mogła powstrzymać łez
cisnących się do jej oczu, a gdy lawendowy zapach Astorii ją otoczył równie
szczelnie, co ramiona przyjaciółki pozwoliła im płynąć. Teraz.. teraz nie
potrzebowała niczego więcej niż chwili ciszy i spokoju.
-Wszystko będzie dobrze.
Hermiona uśmiechnęła się do bladego
chłopaka, który czekał pod drzwiami. Jasnowłosy skinął sztywno głową, wciąż
opierając się o ścianę. W nieoświetlonym korytarzu wydawał się kruchy oraz
zimny.
-Jest sens bym mówił, że akurat
przechodziłem?
-Niezbyt – przyznała, obserwując jak
srebrne tęczówki błyszczą, gdy napotkały jej –Co tu robisz, Draco?
-Za każdym razem to.. niesamowite, wiesz? Kiedy
zwracasz się do mnie po imieniu.. – wymamrotał zamyślony, wyciągając w jej
stronę dłoń i muskając lekko palcami policzek ukochanej –Odprowadzę cię.
-Poradzę sobie – zapewniła go, przysuwając
bliżej niego –Nie jestem bezradnym kociakiem.
-Mhmm, jesteś niebezpieczną lwicą, wiem –
mruknął rozbawiony, wsuwając rękę w jej dłoń –Ale jesteś teraz w gnieździe
węzy, skarbie, a to nie jest bezpieczne miejsce nawet dla tak prychającego
lwiątka jakim jesteś.
-Nikt nie wie, że tu jestem – parsknęła,
machając wokół –Jestem na korytarzu w Domu Salazara, a wszyscy jego podopieczni
nie wiedzą o obecności szlamy w tym cennym miejscu.
-Rzuć już lepiej na siebie Zaklęcie Kameleona
nim jednak twoja obecność zostanie wykryta – powiedział uparcie, przyglądając
jak mruczy zaklęcie –Gotowa?
-Bardziej nie będę – potwierdziła, kładąc
rękę na jego ramieniu by wiedział, że idzie za nim –Pamiętaj by do mnie nie
mówić, jeszcze pomyślą, że ich Król wariuje.
-Przymknij się, Granger – prychnął blondyn,
wchodząc do Pokoju Wspólnego i od razu przyciągając spojrzenia. Chłopak zabronił
Wężom wchodzić na korytarz do sypialń dziewczyn by Pansy nie została zauważona.
Teraz gdy tamta bezpiecznie znajdywała się w swojej sypialni, Hermiona ukryła
się dzięki magii, to jego rozkaz zostanie odwołany. Skinął głową dwóm
piątoroczniakom, którzy pilnowali by nikt nie proszony nie próbował wejść.
-Powiesz nam co się stało, Smoku? – Tracey podniosła
się ze swojego fotela, omijając grono przyjaciółek by do niego podejść –Czemu nagle
zabroniłeś nam wracać do sypialń?
-Bawiliśmy się w zabawy grupowe.. nie dostałaś
zaproszenia? – mruknął obojętnie, uśmiechając chłodno, gdy się zmarszczyła
niechętnie –Już możecie sobie iść do waszych pokoi, Try, kryzys niewyżytych zażegnany.
-Chodziło o Pansy? Ostatnio wydawała się..
przygaszona – Hestia zapytała ostrożnie dobierając słowa, ale i tak spotkało
się to z nastroszeniem blondyna.
-Nie musicie się martwić o Pansy –
odpowiedział głośniej, przechylając na bok głowę i przyglądając się znajomym z
namysłem –Bardziej bym się martwił o siebie na waszym miejscu.. markotna Pansy,
to smutna Pansy.. a smutna Pansy, to wściekli my.
-Całe szczęście, że nasza przyjaciółka ma w
nich oparcie – Blaise wychylił się za kanapy, uśmiechając nieprzyjaźnie. Leżał na
swoim ulubionym miejscu przy kominku, pilnując porządku –Idziesz się przejść?
-Potrzebuję przemyśleć parę spraw –
przyznał milszym tonem Draco, kierując ku wyjściu –Życzę wszystkim kolorowych
snów.
Lochy były ciemne, chłodne oraz
nieprzyjemne, ale ślizgon odetchnął z ulgą. Lubił ten mrok, unoszącą się w
powietrzu ciemność. Lubił echo stóp, szelest szat czy powiew chłodu, kiedy się
nimi przechadzało. Przymknął powieki ciesząc się jeszcze przez chwilę spokojem,
po czym ruszył przed siebie.
-Niemal widzę jak pytania cisną ci się na
język – uśmiechnął się kpiąco, gdy uścisk na jego ramieniu zelżał –Jako, że
nikogo tu nie ma i nikt nie pomyśli, że rozmawiam sam ze sobą... możesz pytać,
Granger.
-Naprawdę chcecie znaleźć haczyk? Nie
chcesz ślubu z Astorią? Co na to twoi rodzice? A jej rodzice? – Hermiona
powstrzymała się przed zadawaniem kolejnych pytań, czekając aż dostanie
odpowiedzi na te –Czy jest jakaś żyjąca para, która odwołała ślub?
-Po pierwsze, tak, naprawdę chce znaleźć
haczyk. Po drugie, już chyba mówiłem, że to w tobie się zakochałem nie w niej.
Po trzecie, moi rodzice, to.. hmmm mój problem – mruknął zamyślony, macając po
omacku wokół by złapać ją za dłoń –Jej rodzice? Jej ojciec.. to trudne. Coś
wymyślimy, jeśli uda nam się rozwiązać ten problem. Nie. Nikt żyjący nie
sprzeciwił się umowie.. jeszcze.
-Czemu nie mówiłeś wcześniej? – spytała
cicho, ściskając jego palce mocniej, gdy cienie zamigotały –Pomogłabym.
-Wiem, wszyscy to wiemy i dlatego nie
mówiliśmy wcześniej – westchnął, gdy wyszli na oświetlony korytarz –To wszystko
nie będzie miało sensu, jeśli nie wygramy wojny. Musisz się skupić na ratowaniu
świata, a nie szukaniu haczyka.
-Więc.. czemu teraz wiem? – dociekała
dalej, wpatrując natarczywo w blondyna, co ten czuł, a nie widział.
-Teodor uznał, że powinnaś wiedzieć o tym,
skoro wiesz o moich uczuciach – przyznał spokojnie, lekko mrużąc powieki
–Musisz wiedzieć na czym stoisz.. Granger, zrobię wszystko by do ślubu nie
doszło, ale jeśli zagrozi to życiu Torii..
-Wtedy siłą zmuszę cię byś ją poślubił –
dokończyła poważnie, zrzucając z siebie czar i puszczając jego rękę –Draco,
zdaję sobie sprawę z tego co wyprawiamy. Wiem, że martwisz się, że mnie
wykorzystujesz, ale.. to nie tak, że nie wiem o tym ślubie. Chcę jednak cieszyć
się chwilą, jasne?
-Jak słońce – potaknął, chwytając ją za
rękę i mimo protestu przyciągając do siebie.
-Co myślisz o Pansy? – zapytała,
rozluźniając się, gdy znów przeszli przez zaciemniony skrót –Najgorsze jest to,
że kryła się z tym tak długo..
-Zabiję jej ojca – wymamrotał ponuro, mrugając
szybko –Naprawdę. Nie marzę o niczym innym niż żeby go.. wymęczyć. Śmierć to
byłaby za łagodna kara.
-Co to za ojciec zmusza do takich rzeczy..
– wyszeptała przerażona gryfonka, marszcząc czoło –Ten sen, te halucynacje..
poproszę panią Pomfrey o eliksiry uspakajające oraz Słodkiego Snu. Będzie się
wysypiać.
-Już teraz będzie się wysypiać.. ona
potrzebowała po prostu zrozumienia i przebaczenia, a my to jej daliśmy –
stwierdził poważnie, gładząc ją po włosach –Pansy jest silna. Bardzo. Poradzi
sobie.
-Najgorsze jest to, że tyle wycierpiała –
Hermiona zagryzła wargę, przymykając powieki –Czemu dobrzy ludzie tyle cierpią?
-Nikt tego nie wie – skrzywił się, kierując
na ukochaną szare tęczówki. Brązowe loki podskakiwały przy każdym jej kroku, a
parę niesfornych kosmyków opadło jej na czoło. Zarumienione policzki, zadarty
nos oraz usta rozchylone lekko sprawiły, że jego serce zaczęło szybciej bić.
-Patrzysz się na mnie – powiedziała w
pewnym momencie, zerkając na niego nieśmiało –To dość.. onieśmielające.
-Onieśmielające są teraz moje myśli,
Granger, nie spojrzenie – mruknął zachrypniętym głosem, uśmiechając przy tym
łobuzersko –Rumienisz się.
-Wcale, że nie.. jest mi po prostu.. duszno
– prychnęła, przystając, kiedy pociągnął ją w ciemny korytarz. Uderzyła plecami
o chropowatą ścianę, a jej dłonie oparły się o tors blondyna. Odległość między
nimi zmniejszyła się do minimum, a rtęciowe tęczówki zaczęły migotać. Gryfonka westchnęła
ciężko, gdy chłodne palce przejechały po jej obojczyku –Draco..
-Ciii, bo ktoś nas usłyszy – wymamrotał,
łącząc ich usta pocałunkiem niezbyt delikatnym. Szczupłe dłonie przyciągnęły go
jeszcze bliżej, a malinowe wargi odpowiedziały równie namiętnie. Pochłonięci sobą
zupełnie zapomnieli o całym świecie, zapomnieli o troskach i zmartwieniach, a
ich serca wyrównały się, bijąc razem, zgodnie wybijając rytm.
-Draco.. – chrząknęła dziewczyna, odsuwając
się gwałtownie i kierując spojrzenie za jego ramię –Już ktoś nas usłyszał.
Jeju kolejny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńJak ja kocham czytać Twoją twórczość, problem w tym że czyta ją się zbyt szybko... Ale i tak za każdym razem cieszę się jak dziecko gdy widzę że jest nowy rozdział.
Tak w ogóle to muszą znaleźć ten haczyk nooo... A końcówka, rany, świetna! Ciekawie kto ich przyłapał... McGonagall? Albo Snape? Ahhh nie mogę się doczekać co wymyślisz dalej C:
Także do następnego i pozdrawiam ciepło. ❤
Zostałaś nominowana do LBA :)
UsuńSzczegóły tu -> dramione-give-me-love.blogspot.com
Hahaha, kochana każdy Twój komentarz sprawia, że moje serce robi fikołka ze szczęścia!
UsuńDziękuję, że jesteś! <3
O ja Ciebie nie mogę... Fragment z Teo piękny, ja go naprawdę uwielbiam. Nie ma to jak warczenie na prefektów :D Cały Teo. Harry ♥♥ On jest perfekcyjny. Walki z aurorem ♥ Ale po co te kompleksy!
OdpowiedzUsuńPansy...Ten wątek mnie przerażał, ale teraz jestem spokojniejsza. Naprawdę mnie wzruszyło, jak ona się tym przejęła. Zresztą, nie dziwię się. I Teo, który ją odprowadzał. Dobrze, że nie wbiła mu tego noża w brzuch!
Hermiona i Draco. Tak, znalazło się dla nich miejsce w tym komentarzu :D Bardzo mi sie podobało, coraz bardziej ich lubię. Ciekawe, kto ich zauważył!
Ale na koniec zostawiłam sobie wisienkę! ARYA I BLAISE! Oni są tak kochani, tak słodcy, tak piękni razem... Moi ulubieńcy ♥ Nie ma lepszych. Oni są jak słoneczko w tym świecie. Tylko niech się nie kąpią nago, bo się jeszcze poprzeziębiają! ♥♥
A więc... Jak zwykle życzę weny, zdrowia i czasu i czekam na następny!
P.S.: Arise najlepsze! ;D ♥♥
Hahahah, ojj Gucha <3 <3 Jak Ty to robisz, że za każdym razem zamiast drżeć z obawy co napiszesz o Dramione, zastanawiam się czy spodoba Ci się Arise? :D
UsuńUwielbiam Cię! Nic dodać, nic ująć, sprawiasz, że pisanie o tej dwójce przychodzi z łatwością :*
<3 <3 <3 To, że uzależnilam sie od Twojego opowiadania to zdecydowanie za mało powiedziane...
OdpowiedzUsuń~Ms. M
Cieszę się tak bardzo, że aż nie wypada! :3
UsuńGenialny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńDramione *.* Koniec najlepszy. Ja chcę wiedzieć kto ich przyłapał!!!
Żal mi Pansy... Tyle musi wycierpieć :( Na szczęście ma oddanych przyjaciół :)
No i Nathaniel :"( To jest taki słodki chłopczyk i to takie smutne, że jest chory... :( :( :(
No i Blaise i Arya! Oni razem są genialni normalnie! Nie mogę się doczekać spotkania z rodzicami :)
Normalnie kocham Twoje opowiadanie <3
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
Dziękuję za tyle ciepłych słów! <3
UsuńPytałaś mnie kiedyś o GoT! Właśnie sobie przypomniałam :P No więc tak, czytam książki jestem na Uczcie dla wron, a że zbieram serię z filmowymi okładkami to za każdym razem muszę czekać rok na to wydanie. Wtedy najpierw czytam część, a serial nagrywam. A w wakacje oglądam serial by mi nie spojlerował :D
TO JEST JEDEN Z NAJLEPSZYCH ROZDZIAŁÓW. CHOLERA JASNA.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - biedny Nate. Uwielbiam tego malucha, a myśl, że został mu tylko rok... Nie wiem jak Hermiona się po tym pozbiera. To niesprawiedliwe! :'( Ale nadal mam w głowie nadzieję, że to oczywiście tylko głupie gadanie, a Nate będzie żył jeszcze długie lata i o własnych siłach zatańczy na ślubie Hermiony i Malfoya!
Po drugie - OMG BLAISE I ARYA, JAK JA ICH UWIELBIAM. Uwielbiam ich jako parę, są cudowni, kochani i niesamowicie do siebie pasują (no i fragment z Lennym Kravitzem, trafiasz dokładnie w moje małe serduszko <3). Cieszę się, że Blaise przedstawi się rodzicom Aryi, w końcu zaczyna się robić poważnie!
Ale się ucieszyłam, że Pansy powiedziała o wszystkim przyjaciołom! Jeju! I ja oczywiście też jestem zdania, że to co zrobiła było tylko ulgą w cierpieniu tego człowieka. I Merlin mi świadkiem, że miałam takie przeczucie, że Teodora będzie próbowała zabić już nie w trakcie snu! Wyszło Ci to bardzo ciekawie, na miejscu Teodora trochę bym się przestraszyła, że moja przyjaciółka ma jakąś schizę, ale no cóż... Wszystko skończyło się dobrze, hah.
Moim ulubionym momentem tego rozdziału jest Dramione. Nie wiem kto ich usłyszał, ale OMG... To nie ma znaczenia... Jest cudownie. Jest cholernie cudownie, a ja siedzę wciśnięta w fotel po tym rozdziale, a zwłaszcza po tym kawałku, nie umiejąc się pozbierać od nadmiaru wspaniałości. Przed bohaterami wojna, co dodaje temu wszystkiemu mroku ale też romantyzmu! Uwielbiam Dramione po Twojemu. Uwielbiam Draco, który sprawia, że Hermiona się rumieni. I uwielbiam fakt, że w końcu wyjaśniła się sprawa z ślubem! (No i na pewno nie dojdzie do niego, jestem przekonana tak na milion procent. I już się cieszę na myśl o ślubie Draco... ale z Hermioną!). Ten końcowy kawałek kipi od uczuć, a ja nie umiem, naprawdę NIE UMIEM wypowiedzieć się na jego temat logicznie i z sensem. Jakimkolwiek sensem.
Po tym rozdziale jestem rozanielona, rozkochana i roześmiana do granic możliwości. Dziękuję Ci za te wrażenia, Lupi. Jejciu, jak ja Cię uwielbiam, wiesz? Skoro ja jestem Twoim żelkiem, to Ty jesteś moją dużą czekoladą Milką z Oreo, którą kocham swoim małym serduszkiem do granic możliwości!
Pozdrawiam, całuję i mocno ściskam,
Twoja, Twoja, Twoja,
Kercia! <3
Kercia, miłości mojego życia! Nie dość, że lubisz Lenny'ego Kravitza, to wiem też, że lubisz Stonesów, a ja kocham ich tak bardzo! No nie mówiąc, że u Ciebie dzieciątko Herm i Draco będzie miał na imię Caleb - jak w PLL, co mnie rozwala całkowicie! Tyle nas łączy! :3
UsuńKerciak, to ja tak bardzo dziękuję za Ciebie!! Jesteś wspaniałą czytelniczką, której komentarze wprawiają mnie w stan odlotu! Z chęcią zostanę Twoją DUUUUŻĄ czekoladą Milką z Oreo (mniam! zjem sama siebie >,<)!
Tak bardzo dziękuję i kocham!
Lupi♥
Nominowałam cię do Libres Award! http://miloscnietypowa.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję! :3
UsuńRozdział pojawił się tak dawno, a ja dopiero teraz go przeczytałam! ;-;
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za moje opóźnienie, ale szkoła, wycieczka itd... egrbryhy ;;_;;
Teraz po przeczytaniu tego rozdziału, mam żal do samej siebie, że nie przeczytałam go wcześniej. Jest cudowny! <3
Tytuł idealnie pasuje do całości, wątek Pansy jest niesamowity. Długo zastanawiałam się co się z nią dzieje. Myślałam, że ktoś miesza jej w głowie. A to "tylko" poczucie winy. Świetnie to opisałaś. Nadal jestem pod wrażeniem jak wszechstronna jesteś! ;* Powtarzam się, ale nie mogę wyjść z podziwu jak ktoś piszące takie cudowne, urocze, romantyczne i ckliwe sceny, potrafi opisać tak realnie uczucia Pansy. Mistrzostwo! *.*
Blaise i Arya po raz kolejny mnie urzekli i rozśmieszyli.
"Twój stopień popierniczenia moralnego jest taki sam" nie mogłam z tego tekstu XDD <3
Przez Twoje opowiadanie Lupi, (a konkretniej przez bohaterów) mam zbyt wysokie wymagania co do ideału mężczyzny XC Czy oni wszyscy muszą być tacy cudowni? ;-; Blaise (i jego gitara <3) , Draco, Teo eeeeehh <3
Ostatnia scena: jak zwykle najcudowniejsza *.* <3 <3 nawet nie umiem napisać nic konkretnego o niej, bo była cudowna sama w sobie i żadne słowa pochwały nie docenią jej tak jak powinny (czy to zdanie ma sens?)
Rozdział cudowny! Ty jesteś niesamowita <3 a ja uciekam uczyć się niemieckiego...
/AM
Dla mnie możesz czytać i z wielkim opóźnieniem bylebyś była! AM, musze kolejny raz podziękować! Potrafisz mnie motywować na multum sposobów, a każdy koemnatrz od ciebie jest jak.. nie wiem! List od Deppa (o czym marze), który mi się oświadcza! Po prostu kocham te koemnatrze! Kocham moją najdroższą czytelniczkę! Tak bardzo dziękuję! <3
UsuńHej. Z tej strony Mariposa z Szablonownicy. Napisz do mnie na GG. To mój numer: 47079281
OdpowiedzUsuń