Dobry wieczór!
Tak wróciłam! Tak już was nie zostawię na TAK długo! Tak bardzo, bardzo narozrabiałam, a mą karą i męką był zakaz zbliżania się do komputera! Pamiętajcie, kiedy wasi rodzice są tak wściekli, że .. wyglądają jak nadęta Marge Dursley, to jest źle.. bardzo źle! Ja się o tym przekonałam dość mocno, ale cóż poradzić?
Rozdział trochę dłuższy, a następny prawie skończony (tak dostałam laptopa w swoje ręce i się rozpisałam tak na w razie czego!), więc na weekend wracam z kolejnym rozdziałem!
Jeszcze raz przepraszam, przepraszam, a wasze blogi zgodnie z obietnicą nawiedzę zapewne w piątek, gdy moje próbne matury (taaa, próbne matury są bardziej przerażające niż rozbity emocjonalnie dementor) dobiegną końca!
Ściskam mocno (liczę, że nie zniknęliście, chociaż zasłużyłam na to),
Lupi♥
PS. Beta już śpi, więc za błędy obowiązkowo przepraszam!
PPS. Rozdział wyszedł.. jak wyszedł. Dziwnie :o
-Gdybym nie był taki zmęczony pewnie bym
drążył czemu w twoich oczach pojawiło się rozczarowanie na mój widok – chłopak
wsunął się do pokoju, mijając ją w przejściu –Ale jestem wycieńczony.
-Nie powiem by mnie to nie radowało –
westchnęła Hermiona, ignorując ukłucie żalu
i ostatni raz rozglądając się po ciemnym korytarzu, ale jedynie co zauważyła to pasmo światła wyłaniające się z sypialni Teo –Przynajmniej zdążyłeś się umyć.
i ostatni raz rozglądając się po ciemnym korytarzu, ale jedynie co zauważyła to pasmo światła wyłaniające się z sypialni Teo –Przynajmniej zdążyłeś się umyć.
-Wszyscy spali, kiedy wróciłem, więc
łazienka była wolna – gryfon wzruszył ramionami, czochrając wciąż jeszcze
wilgotne kosmyki, które poskręcały mu się na głowie –A ty?
-Z Teodorem musieliśmy wrócić do jego domu
by zdjąć ze mnie ten kokon i wszystkie ozdoby – wymamrotała, obserwując
przyjaciela, który opadł na jej łóżko niczym pan
i władca –Wykąpałam się tam. I niedawno wróciliśmy.
i władca –Wykąpałam się tam. I niedawno wróciliśmy.
-Wyglądasz jakbyś dopiero co wyszła spod
prysznica – zielone tęczówki błysnęły przyglądając po raz pierwszy uważniej
Prefekt Naczelnej. Hermiona niemal czuła jak zatrzymały się na jej pogniecionej
bluzie, poplątanych lokach aż w końcu na lekko opuchniętych wargach i
czerwonych policzkach –Albo..
-Chcesz dociekać? – uniosła wyzywająco
brwi, starając się grać twardszą niż była –Mogę ci opowiedzieć co nieco..
-Chyba spasuje – zachichotał Harry, nerwowo
poprawiając swoją bluzkę z nadrukiem The Rolling Stones w której zazwyczaj
sypiał –Hermiona?
-Tak? – dziewczyna ostatni raz poukładała
książki na biurku, przysiadając na blacie
i zerkając na zamyślonego Wybrańca. Młody mężczyzna wyglądał na zmęczonego, ale
i podekscytowanego. Zielone spojrzenie migotało jak zwykle, a kąciki ust unosiły się ku górze.
i zerkając na zamyślonego Wybrańca. Młody mężczyzna wyglądał na zmęczonego, ale
i podekscytowanego. Zielone spojrzenie migotało jak zwykle, a kąciki ust unosiły się ku górze.
-Muszę przyznać, że to wszystko było
niesamowite – powiedział cicho nastolatek, wzdychając ciężko –A wiesz co jest
najgorsze? Że mi się naprawdę podobało. Nie mogłem przestać myśleć o tym, jak
swobodnie się czułem wśród tych wszystkich osobistości. Jak normalne wydawały
się te wszystkie tradycyjne uprzejmości.. jak taniec zdawał się w końcu niczym
trudniejszym niż latanie na miotle.
-W twoich żyłach płynie stara krew Lordów,
Harry, pewnie w innej rzeczywistości jesteś jednym z arystokratycznych
dziedziców i nic z tych rzeczy nie jest ci obce – czarownica zagryzła wargę,
kiedy ulga mignęła na twarzy Złotego Chłopca –To nic złego, że ci się podobało.
-Przypominasz sobie tą masakrę na czwartym
roku? Tamten bal wydawał się.. koszmarem – ciemnowłosy zmarszczył brwi,
niepewnie unosząc głowę –Obawiam się, że tracę siebie, Hermiona.
-Tracisz siebie, bo spodobał ci najbardziej
spektakularny bal w świecie magii? – prefekt popukała się w czoło –Zdajesz
sobie sprawę jakim kretynem jesteś?
-Ty natomiast jesteś cudownym oparciem,
skarbie, otwieram się przed tobą, a ty wyzywasz mnie od kretynów – parsknął
gryfon, szczerząc radośnie zęby –Może za dużo czasu spędzasz ze ślizgonami?
-Może ty powinieneś przestać bać się tego
kim jesteś i w końcu być prawdziwym Harry’m Jamesem Potterem, a nie jego
zaledwie namiastką – prychnęła urażona, zaplatając ramiona na piersi –Czyżbyś
bał się, że ich towarzystwo ukaże to, że miałeś być jednym z nich?
-Czy to jest kiepska próba wymigania się od
mojego spostrzeżenia, że zrobiłaś się cała czerwona? – Ostatnia Nadzieja Świata
Magii niemalże rozkoszowała się rosnącym rozdrażnieniem przyjaciółki –Zaczynam
być coraz bardziej.. ciekawy.
-Wszyscy wiemy dokąd prowadzi zwykle twoje
nieustanne wścibstwo, pacanie – odparła nonszalancko kujonka –A może to ty
teraz starasz się wymigać od odpowiedzi?
-To bardziej analiza psychiatry niż rozmowa, kochanie. Chcesz zostać moim terapeutą? –
Chłopiec z Blizną przekrzywił na bok głowę, pewnie nie wiedząc nawet, że przejął
ten gest po zmarłym Syriuszu –Może powinienem w trakcie nawiązywania przyjaźni
wspomnieć paru osobom, że kręci cię wyzywanie od kretynów po pacanów?
-Myślę, że właśnie tego się obawiasz.
Byłbyś teraz w Slytherinie i zaprzyjaźnianie się z nimi sprawia, że czujesz się
nieswojo – Hermiona zignorowała przyjaciela, bębniąc opuszkami palców o ramię
–Boisz się tego, że ich polubisz.
-To komu mam powiedzieć? Marcusowi? Niee..
ten oczu od Milki nie może oderwać.. – Harry nachylił się do przodu
–Blaise’owi?
-Albo boisz się tego, że oni są
arystokratami.. i staną po stronie Voldemorta – dalej dedukowała dziewczyna –Co
jeśli ci powiem, że na przykład Marcus wybrał Zakon?
-Powiem, że podjął dobrą decyzję –
ciemnowłosy uśmiechnął się lekko –Nie Blaise? To może.. Malfoy?
-Dobrą decyzje? Harry, to świetna
wiadomość! Nie każdy ślizgon stanie po stronie zła – warknęła rozjuszona
gryfonka, odgarniając włosy za ramiona –Skoro Marcus wybrał nas, to reszta też
może.
-Serio? Malfoy? – zielonooki wziął głęboki
oddech –Ale.. rumienisz się!
-Musisz ich poznać.. Astoria, Pansy,
Blaise.. oni wszyscy wybiorą ciebie, Harry, wybiorą ciebie bo wiedzą, że
Voldemort sieje samo zniszczenie – brązowe tęczówki błyszczały gorączkowo
–Harry, możemy reaktywować Gwardię! Niech i inni poznają takich ślizgonów
jakich znamy my.
-Najpierw trzeba uzbierać zaufanych
sprzymierzeńców.. na dodatek ślizgoni wolą ciemną magię praktykować – Harry
drgnął nieznacznie, starając się zachowywać tak jak wcześniej chociaż myśl, że
przyjaciółka wciąż nie ma pojęcia o jego treningach z Wężami stawała się coraz
bardziej dokuczliwa – Serio? Draco Malfoy?
-Znowu dzielisz uczniów na tych dobrych i
złych. Ślizgoni nie praktykują jedynie mrocznej magii, jasna też jest ich stała
naturą – prychnęła pewnie Prefekt, nie dostrzegając błysku rozbawienia w oczach
Wybrańca –A jeśli chodzi o zaufanych sprzymierzeńców, to czemu nie starzy
członkowie?
-Nie bądź tak naiwna, Hermiono, ślizgoni są
dobrzy w Białej Magii, ale większość od dziecka styka się z Czarną Magią –
spokojnie oznajmił zielonooki, wyglądając za okno –Zmieniamy się z roku na rok,
nie wiem kto z nich jest wciąż naszym sprzymierzeńcem. Czyli oczekiwałaś, że to
Malfoy przyjdzie?
-Luna, Neville, Dean.. oni wydają mi się
godni zaufania – zauważyła oschle Hermiona, wbijając wzrok w zdjęcia stojące na
etażerce –Myślę, że zaakceptują też obecność Węży.
-Lee, Alicia czy Katie skończyli jednak
szkołę – dodał od siebie chłopak, odchylając do tyłu na łokciach –A może Draco
Malfoy już zdążył ci złożyć wizytę?
-Jasna cholera, Harry! – Prefekt Naczelna
nie wytrzymała, krzywiąc się na swój brak opanowania –Tak, Draco był już u mnie
i tak, myślałam, że to on, a nie ty.
-Co robiliście? Albo nie.. nie chce
wiedzieć – burknął najmłodszy szukający, marszcząc zabawnie nos –Pewnie nie
omawialiście pracy domowej z eliksirów?
-Raczej nie – przyznała, uśmiechając
delikatnie, kiedy znów podejrzliwie na nią zerknął –Harry, jeśli tak bardzo
chcesz wiedzieć to po prostu..
-Nie chce wiedzieć! – krzyknął, zatykając
teatralnie uszy –Do takich rozmów jest przyjaciółka, nie przyjaciel.
-Teodorowi nie przeszkadza bycie chłopcem
by wypytywać o takie drobnostki – zachichotała gryfonka, nawiązując do
otwartych rozmów wychowanków Slytherina na temat wielu używek –Ale skoro nie
chcesz wiedzieć, to nie będę naciskać.
-Ślizgoni właśnie dlatego są dziwni –
zadecydował Potter, uśmiechając krzywo –Powinnaś pogadać na tematy całuśne z
jakąś przyjaciółką.
-Tematy całuśne? Harry, to nie przedszkole
– zachichotała brązowooka, chwilę potem poważniejąc –Milli jest zaabsorbowana
swoim ślubem, Pansy ostatnio stała się.. sam wiesz jaka, a Astoria jest
narzeczoną Malfoya! A Ginny..
-Charlie pisał.. do ciebie pewnie też? W
takim razie wiesz, że Ginny i Ron zostali wybudzeni ze śpiączki – Harry wsunął
się głębiej na łóżko, opierając brodę na kolanach –Podobno są znowu sobą..
znaczy wykończonymi oraz przerażonymi wersjami dawnych siebie.
-Już nigdy nie będą tymi osobami co
wcześniej – wyszeptała Hermiona, wzdrygając się na wspomnienie rodziny
rudzielców –Najgorsze, że wciąż nie wiem czy będę w stanie traktować ich jak
dawniej. Wiem, że to wszystko.. to wszystko co się zdarzyło między nami, to nie
ich wina i, że to tak naprawdę nie byli oni, ale..
-Wiem, Miona, rozumiem – chłopak zacisnął
usta, odpędzając z wyobraźni wspomnienie rozszalałego Rona oraz sponiewieranej
Ginny, którzy prześladowali go często w snach –Ginny by uważała, że ta cała
impreza była przereklamowana.. nie dość, że godzinami trzeba by było ją
namawiać na włożenie sukienki, to drugie pół wieczora warczałaby na wszystkich..
-A i tak wyglądałaby olśniewająco –
przyznała gryfonka, wyobrażając sobie młodszą siostrę Charliego w długiej sukni
balowej, którą kiedyś znalazły na strychu w Norze. Po raz pierwszy zobaczyła
wtedy taką ekscytację w oczach Gin na widok takiej kreacji. Zazwyczaj rozmowy o
balach i strojach ją zanudzały, a poruszyć wystarczyło temat Quiddicha czy
ostatniego wydania „Latanie, to życiowe wyzwanie” by rozchmurzyć śliczną córkę
Molly Weasley. Jednak tamta chwila była wyjątkowa, a mina rudowłosej, kiedy przyłożyła
materiał do siebie niezapomniana. Suknia należała do jej praprababki według
pani Weasley, a na Gin leżała idealnie. Parę magicznych trików i kreacja
wyglądała jak nowa. Schowana tym razem w szafie młodej dziewczyny czekała na
specjalną okazję.
-Widok Gin w sukience.. ostatni raz, gdy ją
założyła skończyliśmy wszyscy w jeziorze przy Norze – przypomniał z
roztargnieniem zielonooki, chichocząc pod nosem. Pamiętnego lata dwa lata temu
ruda przegrała zakład z bliźniakami i na ich życzenie założyła sukienkę. Molly
szalała z radości, Artur zaniemówił, ale reakcja rodzeństwa oraz Harry’ego
spowodowała u dziewczyny furię. Ginevra wyglądała niesamowicie w sukience do
kostek, kiedy dołączyła do nich nad wodą. Jednak Bill nie mógł się powstrzymać
i zaczął się śmiać, a Charlie zrobił zdjęcie naburmuszonej siostrze. Nie minęło
pięć minut, a wszyscy leżeli po pas w wodzie, a rozszalała nastolatka niemal
złamała różdżkę.
-Ron natomiast czerwieniłby się za każdym
razem, gdy jakaś arystokratka zawiesiłaby na nim wzrok – dodała rozbawiona
Hermiona, kiedy widok wystrojonego rudego przyjaciela przemknął jej przez myśl
–Byłby wkurzony.
-Byłby zmieszany – poprawił ją ciemnowłosy,
czochrając czuprynę –Ale poszedłby, bo my byśmy poszli. Nie zostawiłby nas.
-Nie wyobrażaj sobie za dużo.. poszedłby
dla pysznego jedzenie – parsknęła Prefekt Naczelna, przewracając oczami –Ale..
mówiąc poważnie.. Ron by cię nie zostawił.
-Nas, Hermiono, Ron nie zostawiłby nas –
uparł się młody Wybraniec, podnosząc z łóżka –On ciebie kocha, H., to co
wydarzyło się w tym roku jest trudne, ale to nie był on.
-Kiedy się z nimi spotkasz? – dziewczyna
zgarbiła się, zamyślając –Ja jeszcze nie jestem gotowa, Harry, nie chcę by
zobaczyli.. mnie.
-Za parę dni pójdę ich odwiedzić –
wymamrotał Złoty Chłopiec, stając przy oknie i opierając o szybę czoło –Nie
będę naciskać, Miona, kiedy będziesz gotowa, to powiesz.
-Jesteś niesamowitym przyjacielem –
powiedziała ciepło, uśmiechając, kiedy obrócił się w jej stronę zaskoczony
–To.. jesteś prawdziwą podporą, Harry.
-Ah.. jestem kiepski, gdyż nie
zatańczyliśmy prawie w ogóle na balu.. – zauważył z goryczą, podchodząc do niej
–To było dziwne widzieć ciebie w ramionach zupełnie nieznanych mi osób..
podczas, gdy ja sam rozmawiałem z zupełnie kimś innym.
-Teo musiał mnie z trzy razy powstrzymywać
bym odruchowo nie podeszła do ciebie – przyznała z uśmiechem, kiedy skrzywił
się teatralnie –To było dziwne..
-Bardzo.. i muszę przyznać, że już nie chce
tego powtarzać – syknął na potwierdzenie tych słów, wzdrygając się –Nie
obchodzi mnie ile będzie śmierciożerców, szpiegów, zdrajców czy innych
banalnych przeszkód na drodze do ciebie..
-Uzgodniliśmy przecież, że dwa tańce to
jedyne na co możemy sobie pozwolić – przypomniała mu, gładząc go z uczuciem po
rozczochranych włosach –Sam to wymyśliłeś z aurorem Hutzem. Zero pokazywania
naszych zżytych relacji, bo..
-Inaczej staniesz się celem numer jeden na
ich liście – dokończył cierpko, naśladując ton Erika –Czy mogę nadrobić
zaległości i.. poprosić cię do tańca?
-Oh, panie Potter, o tak późnej porze –
zażartowała, przyglądając jak zielone tęczówki odbijają światło księżyca –Czy
to wypada?
-Lady Hermiono Pierwsza Tego Imienia z domu
Grangerów vel Nott’ów, czy uczynisz mi ten zaszczyt i uraczysz ostatnim tańcem
w świetle księżyca? – Harry ukłonił się, chwytając ją za ciepłą dłoń –Obiecuję,
że za mniej niż pięć minut pójdziemy spać, o ma śliczna muzo.
-Lordzie Potter, to wyróżnienie –
odpowiedziała cicho, wsuwając się w ramiona przyjaciela. Ich ruchy mimo nie
pełnego zgrania czy gracji, uzupełniały się. Hermiona westchnęła, chowając
twarz w zagłębieniu szyi chłopaka.
Właśnie tego potrzebowała. Silnych i
pewnych ramion, w których czuła się bezpieczna, tak znajomego dotyku Harry’ego.
Ciepłego oddechu Wybrańca na policzku, czucia siły jego serca, które nadawało
rytm. Szorstkich dłoni na plecach, ciemnych kosmyków plączących się teraz przy
jej twarzy. Nie pamiętała nawet jak z środka pokoju wylądowali na jej łóżku.
Nie mogła sobie przypomnieć czy to on przykrył ich kołdrą, czy ona. Z trudem
miała otwarte powieki, kiedy ją przytulał. Zasnęła szybko, w schronieniu jakie
zapewnił jego uścisk, zasłuchana w bezpieczny szmer jego oddechu.
Przyjaźń poznaję po tym, że nie można
doznać zawodu.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Szary. Szary jest pięknym kolorem, tak
niesamowitym, że często pomijanym. Świat składa się z tak wielu barw.. zielona
trawa, błękitne niebo, brązowa kora, żółte słońce. Ale szary wciąż gdzieś się
pojawia, kątem oka można zauważyć tą delikatną, a jednocześnie intensywną
poświatę. Szary potrafi hipnotyzować, tak jak wschód słońca nad morzem. Chłodny
piach muska stopy, zimny i słony wiatr uderza w twarz, a oczy wpatrują się w
jaśniejący horyzont. Szary. Jak minutę przed pojawieniem się pierwszych
promieni słońca, tak bardzo łagodny, tak bardzo szorstki, tak bardzo.. inny.
-O czym myślisz?
Dziewczyna uśmiechnęła się leciutko,
przekręcając głowę na bok by móc spojrzeć ciekawskiemu prosto w oczy. Chłopak
przyglądał się jej spod wpół przymkniętych powiek, opierając głowę na zgiętym
łokciu i wylegując na pościelonym już łóżku. Jasne pasma w półciemnym
pomieszczeniu wydawały się niemalże srebrne, a tęczówki lśniły jak dwa
księżyce.
-O wschodzie słońca – odparła cicho, przenosząc
z powrotem spojrzenie na odsłonięte okno zza którym jaśniało niebo –Każdy jest
podobny, a jednocześnie wyjątkowy i piękny.
-Też je lubię, bardziej niż zachody bo te
są przereklamowane – parsknął śmiechem, obserwując zamyśloną Prefekt Naczelną
–Ale to chyba nie to cię tak zadręcza.. o co chodzi, Granger?
-Nie miałam na dziś wypracowania na
Transmutację – powiedziała szybko, przypominając sobie cały dzień. Cóż, żadnym
usprawiedliwieniem było ich wyjście, ale nawet niedawny Bal nie spowodował tego
rozkojarzenia. Nawet noc spędzona z kopiącym Harry’m, czy nieustanne paplaniny
jej koleżanek na temat całej tej imprezy.
-Myślę, że McGonagell odpuści ci chociaż
jeden raz – odrzekł kpiąco Draco, odkładając na bok książkę, którą czytał od
godziny. Nie mieli czasu spotkać się dzisiaj, dlatego równi po kolacji zjawił
się u niej. Nie dotykali się w ogóle, ale w cichym zrozumieniu byli obok
siebie. Ona usadowiona na wygodnym parapecie kończyła poprawiać analizę
Eliksiru Przyczepności dla Snape’a, a on półleżąc na łóżku zajmował się sobą.
-Zawsze mam wypracowania, Draco, zawsze! –
kontynuowała z goryczą, zerkając na arkusz papieru –Byłam w stanie napisać
podczas pogoni za Bazyliszkiem, podczas ucieczki przed uciekinierem z Azkabanu
czy w czasie Turnieju Harry’ego! A teraz nie.
-Oh, Granger, to okropna i tragiczna
historia, ale wciąż nie rozumiem tej twojej rozpaczy – zaśmiał się cicho, kiedy
zmarszczyła czoło ponownie wracając do zamaszystego pisania –Granger?
-Już kończę – mruknęła, przygryzając wargę
i dopisując kolejną uwagę do swojej pracy.
-Granger? – chłopak nie przestawał się
przyglądać ukochanej, zsuwając się w pewnym momencie z łóżka i podchodząc do
drzwi –Co powiesz na przerwę od nauki?
-Nawet nie zacząłeś się uczyć, Draco, a już
chcesz przerwy? – z niedowierzaniem uniosła brwi –Nie wygłupiaj się.
-Ja nigdy się nie wygłupiam, skarbie, to
jest takie.. prostackie. Jak już to bywam szaleńczo zabawny, ALE tym razem
jestem poważny – jasnowłosy uśmiechnął się szeroko, wyciągając w jej stronę
dłoń –Chodź, Granger, obiecuję nie będziesz żałować.
-Muszę skończyć tą analizę i zacząć
powtarzać zaklęcia, a jeszcze.. – wymieniała coraz ciszej, przyglądając
blondynowi z zamyśleniem –Gdzie pójdziemy?
-Nie powiem – błyski w oczach ślizgona
sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej chłopięco, a jego kąciki ust uniosły się
jeszcze wyżej, co dodało mu uroku –Nie chcesz poznać kolejnych sekretów
Hogwartu.. kolejnych moich sekretów?
-Z miejsca mogłabym wymienić tysiąc
argumentów przeciwko temu.. – wymamrotała, gładząc okładkę książki. Uniosła wzrok
na Węża, który poruszał zachęcając palcami wyciągniętej dłoni –Jesteś
niepoprawny, Malfoy.
-Nieobliczalny brzmi o wiele lepiej, ale
nie będę się z tobą o to kłócił – prychnął, promieniejąc jeszcze bardziej kiedy
ich ręce się splotły w uścisku –Gotowa na przygodę?
-Zawsze – uśmiechnęła się delikatnie,
czując pierwszą falę ekscytacji –A.. co z innymi uczniami?
-Większość siedzi w Pokojach Wspólnych, ale
my i tak będziemy poruszać się rzadko używanymi korytarzami – zapewnił ją
spokojnie, kiedy schodzili po schodach z pionu sypialń do salonu Komnat
Prefektów –Twój status Prefekt pozwoli nam sprawnie poruszać się po ciszy
nocnej..
-Która już trwa i została ustanowiona po to
by nie chodzić w jej czasie po szkole.. czy to za trudne dla twojego geniuszu,
Malfoy? – ślizgon i gryfonka jednocześnie stanęli w miejscu, zauważając
Teodora, który siedział niczym władca na fotelu –Myślałem, że macie się uczyć.
-I to robiliśmy, Nott, ale każdy zasługuje
na przerwę – spokojnie zauważył Dracon, kiwając się na piętach –Cieszę się, że
w końcu przyznałeś na głos, że jestem genialny.. to wzruszający moment.
-Możecie odpocząć nie wychodząc stąd.. czyż
nie? – parsknął ciemnowłosy, rzucając ostre spojrzenie Hermionie, która
otwierała właśnie buzię by się wtrącić –Nie przerywaj, H., to rozmowa między
mną, a nim.
-Dokładnie.. typowa wymiana zdań między
twoją niańką, a chłopcem, który sprowadzi cię na złą drogę – mruknął syn
Lucjusza, szczerząc się nieprzyjemnie –Kontynuując to urocze przesłuchanie,
Nott, chciałbym zauważyć, że wiedziałeś o moich intencjach.
-To chyba jakieś żarty – jęknęła panna
Granger, załamując się, gdy obaj młodzieńcy wciąż wbijali w siebie spojrzenia
godne bazyliszka –Dodam jedynie, że ja wciąż tu jestem.
-Jak mogłabyś wyjść na chwilę, to byłbym
wdzięczny – mroczne oczy Teodora skrzyżowały się na moment jej, a jego wyraz
twarzy złagodniał –To taka normalna pogawędka nim cię gdzieś z nim puszczę.
-Dziękuję, zostanę – prychnęła zirytowana,
zaplatając ramiona na piersi –Normalna pogawędka?
-Bardziej kulturalna niż rzucenie się na
mnie na pustym korytarzu – zauważył jasnowłosy, krzywiąc lekko –Ale to mnie
zapewne też czeka?
-Jak najbardziej, przyjacielu, wiesz że nie
dam ci spokoju – Teo wykrzywił się groźnie, zaciskając pięści –Wracając..
powiadasz, że chcesz ją sprowadzić na złą drogę?
-Nott.. wiesz, że jej nie skrzywdzę –
srebrne tęczówki błysnęły ciepłem, gdy ślizgon zerknął na naburmuszoną
dziewczynę –I nie dam nikomu jej skrzywdzić.
-Sprawa względna, gdyż nie wiesz co czeka
nas w przyszłości, ale porzućmy to.. oboje wiemy, że zapewnisz jej
bezpieczeństwo – przyznał ciemnooki, pochylając na przód –Powiedz mi proszę..
gdy Hermiona mówi nie, to znaczy..?
-Nie znaczy nie – odparł poważnie blondyn,
ignorując prychnięcie kujonki –Chyba, że chodzi o naukę lub jakiś głupi plan
ratowania świata.
-Dobra odpowiedź – przytaknął rozbawiony
Teodor, unosząc brew –A co myślisz o lataniu po alkoholu?
-To głupota, Nott, te pytania i samo
latanie po wypiciu – zaśmiał się blady młodzieniec, uśmiechając –Prędzej
wciągnę na miotłę hipogryfa niż tą upartą lwicę.
-Kolejna dobra odpowiedź.. – brat Nate’a
zagryzł wargę –Plany na przyszłość?
-Przeżyć wojnę – mruknęła Hermiona,
zażenowana całą tą sytuacją.
-Kiedyś już po całym tym.. wszystkim, zdam
egzaminy na Uczelnię Magomedycyny i zostanę Uzdrowicielem – gryfonka
zaciekawiona zerknęła na towarzysza, który zamyślił się –Trzy lata studiów, a
potem praca w Abrcrusie lub Mungu, jak dobrze pójdzie mi staż.
-Myślałeś o egzaminach na Mistrza? – młody
warg był wyraźnie ożywiony –UM jest dobrą uczelnią.
-Najlepszą o magomedycynie – potaknął
dziedzic Malfoy’ów, zerkając z ukosa na gryfonkę –Tak jak mówiłem już
wcześniej.. zastanawiam się nad podjęciem nauki i w mugolskiej uczelni.
-Pamiętam – przerwał w połowie pytania
Hermiony Teodor, uśmiechając ze zmęczeniem –Dobra, idźcie. Przesłuchanie
skończone.
-Było zabawnie – burknął Król Slytherinu,
pociągając do wyjścia zszokowaną ukochaną –Czekam na napad w ciemnym korytarzu,
przyjacielu!
-Postaram się cię zaskoczyć – obiecał mu
Teodor, mrużąc powieki –A.. Hermiono?
-Tak? – dziewczyna obróciła się w drzwiach,
napotykając łagodne teraz oczy swojej bratniej duszy.
-Masz wrócić do pierwszej, jasne?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
And I wish I
never met you
And I wish that I would cry
And my whole life I'd loved you baby
And I know deep down inside
That I wish that I would die
And I wish our love would die
And I wish that I could collect from you
For all your senseless crimes,
Yeah!!!
And I wish that I would cry
And my whole life I'd loved you baby
And I know deep down inside
That I wish that I would die
And I wish our love would die
And I wish that I could collect from you
For all your senseless crimes,
Yeah!!!
Lekko zachrypnięty głos Micka Jaggera
cudownie brzmiał i idealnie pasował do nastroju dziewczyny. Nie chodziło wcale
o jak zwykle niesamowity tekst, ale o energię piosenkarza, z którą zwykle
ożywiał swoje piosenki. Nastolatka oparła z powrotem skroń o szybę, obserwując
z lekkim znudzeniem mijane uliczki. Biały puch pięknie ozdabiał domy i
wywoływał szerokie uśmiechy na buziach dzieci. Co odważniejsze maluchy lepiły
śnieżki, starając się w trafić w leniwie snujące się samochody, ale wystarczyła
jedna reprymenda od strony starszego wojskowego by dały spokój zabawie. Bystre oczy
młodej kobiety przesuwały się ze znużeniem, a palce wybijały rytm na udach.
-Skarbie? – dopiero, gdy siedząca przed nią
matka obróciła się do tyłu, zasłuchana w The Rolling Stones obserwatorka
zrozumiała, że jej chwilowy spokój właśnie się skończył.
-Taak? – mruknęła, wybudzając ipoda z
uśpienia i z większą niż zwykle uwagą przeglądała utwory. Nie miała ochoty
znowu widzieć zmęczonych min rodziców czy karcących spojrzeń. Zamknęła na moment
powieki wybierając kolejny utwór na chybił trafił.
Oh I want to get
away
I want to fly away
Yeah yeah yeah
Oh I want to get away
I want to fly away
Yeah yeah yeah!
I want to fly away
Yeah yeah yeah
Oh I want to get away
I want to fly away
Yeah yeah yeah!
Idealnie. Lenny Kravitz zawsze poprawiał
jej humor, a utwór Fly Away, którego początek właśnie zabrzmiał w słuchawkach
pięknie oddawał tą sytuację. Ile by teraz dała by zmienić się w ważkę czy sowę,
mogłaby odlecieć. I polecieć gdziekolwiek.. cóż, na pewno metą byłoby
jakiekolwiek miejsce, w którym teraz znajdował się Blaise. Nie.. to nie była
obsesja. Chociaż miłość nią właśnie była, czyż nie? Zakochana. Za bardzo kocha,
a jeśli jest czegoś „za bardzo”, to jest to szkodliwe?
-Możesz mi powiedzieć co miało znaczyć to
zachowanie przy cioci Mel? – matka znowu usiadła prosto, ale jej zielone oczy
wpatrywały się w nią przez lusterko. Pani Roser była piękną kobietą,
wyglądającą młodziej niż inne mamy w jej wieku. Była świetnym dowodem na to, że
życia czasem wygląda jak film. Modne ubranie, stylowy makijaż, cudowne fryzury,
a na dodatek świetne wykształcenie i rozwijająca się kariera. Czy nie tak
powinna właśnie prezentować się przepiękna małżonka wiceburmistrza? Ciemne
pukle, które zwykle spięte zostawały w koka tym razem opadały swobodnie na
ramiona. Pełne usta podkreślone czerwoną szminką, migdałowe oczy o seledynowej
barwie.
-Sama się prosiła – mruknęła jedynie na
wspomnienie nieprzyjemnej sytuacji, która miała miejsc niecałe dwie godziny
temat. Tradycyjne spotkanie rodzinne, które odbyło się w tym roku w domku nad jeziorem u dziadków, zakończyło się dość fatalnie. Tyle, że to nie była jej
wina. Ciocia Melpomene, potocznie nazywana ciotką Mel, była starszą siostrą
mamy. Niezwykle upartą, zarozumiałą oraz wścibską kobietą, której hobby było
wprawianie w zakłopotanie młodych. Prawdopodobnie wpływ na to jaka jest miało
jej imię, jeszcze bardziej wyjątkowe niż samej nastolatki. Wszystkie córki
dziadków miały wyjątkowe imiona, gdyż babcia, jak i dziadek mieli świra na
punkcie mitologii. Wydawało im się zabawnym pomysłem spłodzić wiele dzieci i
podobierać im imiona prosto z Mitologii. Melpomene była jedną z muz, jej
dziedziną był śpiew oraz tragedia, co idealnie ukazywało ciotkę. Kolejna z
sióstr mamy zyskała piękne imię Erato, opiekunka poezji miłosnej, ku
zaskoczeniu co dwa lata Aryi zmieniał się wujek. Trzecia ze starszego
rodzeństwa pani Roser, Terpsychora, tak to nie żarty, a sama prawda. Powinna
lubować się w tańcu, ale ciocia miała dwie lewe nogi. Wszyscy na jej prośbę
mówili po prostu Terp, ale i tak imię wzbudzało sensację.
-Arya, wiesz jaka jest Mel – ciągnęła dalej
kolejna „muza” dziadków, Klio, która cudem zdobyła jeszcze w miarę normalne
imię. Klio Roser, kobieta roku i ulubienica mediów. Znany psychiatra, do której
zgłasza się multum ludzi. Niestety praca matki daje się we znaki przy każdej
rozmowie, którą przeprowadza z córką –Na dodatek troszkę przesadziłaś.. Czy to
nie była zbyt gwałtowna reakcja na jeden z jej komentarzy?
-Zaczynasz znów mnie analizować, nie
cierpię gdy to robisz! Nie jestem twoją szurniętą pacjentką.. – burknęła jasnowłosa
licealistka, nawijając na palec blond kosmyk –Na dodatek co miałam zrobić na
słowa, które niemal oznaczały, że jestem puszczalska?
-Widocznie źle zinterpretowałaś słowa
cioci, skarbie, bo Mel nigdy by nie zrobiła takiej aluzji – ostro skomentowała
jej oskarżenie muza historii, wydymając z gniewem wargi –Ciocia pytała po
prostu czy jesteś z Masonem..
-Chociaż dobrze wiedziała, że nie jestem –
dokończyła dziewczyna, wsłuchując w śpiew Kravitza by się uspokoić –Czasem mam
dość tych wszystkich rodzinnych bzdur, mamo, wybacz, ale bywacie męczący.
-Z wzajemnością, słoneczko – milczący do
tej pory wiceburmistrz wtrącił się, uśmiechając lekko. Kolejna postać wyjęta z
amerykańskiego filmu. Wysoki, wysportowany, ale jednak z niewidocznym prawie
brzuszkiem, wesoły pan Roser. Blond włosy, które po nim odziedziczyła wciąż
były gęste, a siwizna słabo widoczna. Zmarszczki przy oczach od śmiechu
pogłębiały się przy każdym uśmieszku, błyszczące fioletowe tęczówki, które
przyciągały uwagę. Takie jak jej. Była podobna bardziej do taty niż mamy, ale
nie ubolewała nad tym. Sylwetkę odziedziczyła po mamie, ale nieprzeciętny kolor
oczu oraz lśniące kosmyki po tatusiu. Pan Roser, idealny obywatel, który był
ojcem dla wszystkich odznaczał się stałym optymizmem. Każdy problem to dla
niego pestka, przecież każdą przeszkodę da się ominąć, prawda?
-Dziękujemy za komentarz panu burmistrzowi
– pani Roser zaklaskała teatralnie, wzbudzając tym grymas u męża, który był
skupiony na drodze –Miło, że dołączył pan do poważnych rozmów z hormonalnie
niestabilnym osobnikiem potocznie nazywanym nastolatką.
-Jesteś niemożliwa – westchnął smętnie,
posyłając jednak żonie jeden z uśmiechów zarezerwowanych jedynie dla rodziny
–Ale i irytująca.
-Jak każdy w tej rodzinie – dodała Arya,
unosząc brwi na widok nagłej ekscytacji dzieci przy pobliskim podwórku, które
podbiegły do ogrodzenia –Wciąż stoimy na czerwonym?
-Pewnie jakiś wypadek – mruknęła Klio,
wyjmując telefon i burcząc pod nosem na temat „młodziutkich sekretarek”
–Będziesz musiała pogadać z ciocią, Ar.
-Mhmm.. – nastolatka obojętnie zerknęła na
motocykl, który właśnie ich minął i stanął w niewielkiej odległości od nich.
Właśnie on wzbudził takie podekscytowanie u brzdąców, które wlepiały teraz
wzrok w piękny model Suzuki.
-Wciąż jednak nie wiem jaka była przyczyna
twojego rozstania z Masem, kotku, coś ci zrobił? – ojciec zmarszczył brwi,
rzucając kpiące spojrzenie żonie, które opętańczo wpisywała coś na telefonie
–Wydawał się uroczym chłopakiem.
-Mówiłam już.. po prostu się wypaliliśmy –
przypomniała im, odruchowo uśmiechając się na myśl o Diabełku, który teraz stał
się jej obsesją –Po prostu.. tak się stało.
-Związki u młodzieży są bardzo niestabilne,
kochanie, mają bardzo duże wymagania, którym nie potrafią sprostać – dorzuciła
od siebie pani psychiatra, unosząc zarozumiale brodę.
Arya przewróciła oczami, zdejmując z uszu
słuchawki i wciskając je do kieszeni kurtki. Zamyślona, odruchowo przeniosła
spojrzenie za okno, zerkając na motocykl. Czując palący wzrok właściciela
uniosła w końcu wzrok na zasłoniętą szybką twarz. Nie mogła się powstrzymać od
cichego westchnienia, kiedy poznała brązową, skórzaną kurtkę mężczyzny.
Nachyliła się do szyby, gdy kierowca zdejmował kask. Blaise uśmiechał się
łobuzersko, wpatrując w nią z oczekiwaniem. Skinął głową, poklepując miejsce za
sobą.
-Teraz? – blondynka, zacisnęła dłoń na
klamce, przyglądając jak Diabełek unosi wyzywająco brwi.
-Słucham? – rodzice zerknęli na nią, pewni
że pyta ich.
-Będę w domu przed północą – zapewniła ich,
sięgając po leżące obok rękawiczki –Kocham was bardzo!
Nim zdążyli się zorientować otworzyła
drzwi, szybko wyskakując z samochodu. Zatrzasnęła drzwi słysząc pierwsze
okrzyki niedowierzenia, ale nim rozsądek przejął kontrolę pobiegła wprost do
ukochanego. Stanęła przy pięknym Suzuki, chwytając kask, który już podawał jej
chłopak oraz nasuwając go na głowę. Ciepłe palce mulata sprawdziły czy
zabezpieczenie się trzyma, a później czarodziej pomógł się usadowić na tylnym
siedzeniu. Arya zdążyła jedynie zerknął na moment za siebie by zauważyć
zszokowanych rodziców. Chwilę później pędziła szybko, obejmując mocno ślizgona
w pasie. Umiejscowiła brodę na jego ramieniu, chłonąc ten moment całą sobą.
Widok lasu zimą wydawał się teraz jeszcze piękniejszy, a mijane domki bardziej
wyjątkowe. Czuła jakby lecieli, gdy droga zagłębiła się bardziej w las.
I want to get away
I want to fly away
Yeah with you!
I want to fly away
Yeah with you!
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hogwart był magiczny. Każda wieża, każdy
korytarz, każda sala, każdy fragment muru stanowiło dopełnienie zamku. Hogwart
był niesamowitym miejscem. Pomijając fakt, że była to szkoła dla wyjątkowych
ludzi, to również był piękny zabytek. Wszędzie były nieznane nikomu zaułki,
ciemne pomieszczenia, zagadki. Hogwart był jak labirynt. Łatwo się było w nim
zagubić nawet po sześciu latach nauki, a zapewne i całe życie spędzone na
badaniu Szkoły Magii nie przyniosłoby całkowitego sukcesu w rozwiązywaniu jego
tajemnic. Hermiona uwielbiała swój drugi dom właśnie między innymi za to. Istna
tajemnica nie do pojęcia przez nich, czarodziei.
-Daleko jeszcze? – spytała enty raz,
ściskając mocniej dłoń chłopaka. Zagłębili się w kolejny ciemniejszy przesmyk,
gdzieś w okolicach Sali od Starożytnych Run z tego co jeszcze się orientowała.
-Zawsze jesteś taka niecierpliwa? –
parsknął Malfoy, uśmiechając się do niej w półmroku –Na niespodziankę trzeba
zasłużyć, wytrzymaj jeszcze trochę.
-Powtarzasz to setny raz – mruknęła,
posłusznie jednak zbierając w sobie kolejne siły. Potykając się zeszli parę
stopni w dół, a później znowu w górę –Nie zgubiłeś się?
-Nie, Granger, dobrze wiem gdzie jesteśmy –
zaśmiał się ślizgon, uspakajająco kreśląc na wierzchu jej ręki koła kciukiem –Już
blisko, skarbie.
-Chodzimy już z godzinę – burknęła, zdając
sobie sprawę, że nie minęło chociażby i pół godziny –Jest pięknie.
-Jest ciemno i nic nie widać – zauważył z
rozbawieniem Dracon, pociągając ja w kolejny zaułek –Co jest w tym pięknego?
-Nie chodzi jedynie o to co widzisz,
kretynie, ale i o to co czujesz.. chłód ścian i ciepło pochodni, ciemność oraz
blask świateł, migoczące cienie na ścianach. Cichy skowyt wiatru w oknach,
trzeszczenie podłogi, odgłos kroków.. jest pięknie – wytłumaczyła mu zamyślona,
pochylając lekko głowę –Wyobrażam sobie czasem, że właśnie tędy kroczył Godryk
Gryffindor, Rovena czy Salazar. Tu na parapecie przysiadła Helga, a tam
Slytherin i Gryffindor planowali kolejną intrygę.. o, a tu sam Merlin się
potknął.
-Pewnie na tych schodach przysiadywała
Morgana – dodał od siebie Wąż, skręcając ostro w lewo. Popchnął niewidoczne do
tej pory stare drzwi, popychając ją do środka. Dziewczyna zaskoczona stanęła na
środku niewielkiego pomieszczenia, które było na tyle małe, że nie mogłaby
całkowicie rozprostować ramion.
-Wow – powiedziała odruchowo, gładząc
chropowate ściany opuszkami palców.
-To nie jest ta niespodzianka, Granger, ale
miło, że i jej przedsionek wzbudza takie emocje – zachichotał blondyn,
podskakując po drugiej stronie by chwycić jakąś dźwignię. Cichy jęk drewna
przerwał głuchą ciszę, a z góry zaczęło coś opadać –Uważaj na głowę.. okej.
-Drabina – stwierdziła gryfonka, patrząc z
fascynacją na ciemność na górze –Dokąd prowadzi?
-Jak wejdziesz to się przekonasz –
odpowiedział spokojnie Król Slytherinu, chwytając jej dłonie i umieszczając na
drabinie –Ostrożnie i powoli, skarbie, jest na tyle stara, że schodki są
bardzo.. słabe. Niektóre popękały, więc będę mówić kiedy masz mocniej się
trzymać, okej?
-Okej – Hermiona przysunęła się bliżej,
stawiając stopę na pierwszym szczebelku, który lekko się ugiął –Chyba jestem za
ciężka.
-Nie wydaje mi się – prychnął młodzieniec,
całując koniuszki jej zaciśniętych palców –Będę iść za tobą by w razie czego
się przytrzymać.
-Przypomnij mi bym nigdy nie zakładał
sukienek na twoje „niespodzianki” – mruknęła, ruszając powoli ku górze –Nie wiadomo
czy nie będzie wtedy drabin czy innych przygód byś musiał iść za mną.
-Nie widziałem cię w sukience.. oprócz bali
– jasnowłosy zmienił jak zwykle temat na bardziej dla niego interesujący,
obserwując wspinaczkę lwicy –Czemu cię nie widziałem?
-Bo rzadko zakładam, jestem za gruba na
sukienki – burknęła, pnąc się coraz wyżej, ale wciąż ostrożnie –Mam za grube
nogi.
-Za gruba? Żartujesz sobie, Granger? Jesteś
idealna – Dracon poczuł nagłą potrzebę upewnienia dziewczyny, że ma słuszność. Jak
ona mogła myśleć, że jest za gruba? Była przecież cudowna w każdym calu! Owszem
nie należała do grupy tych najszczuplejszych, ale podobała mu się właśnie taka.
-Niestety nie ma sylwetki Pansy, nóg
Astorii czy kruchości Milli. Albo smukłości Ginny – gryfonka syknęła zaskoczona,
gdy szczebel jęknął głośno. Silna dłoń zacisnęła się na jej kostce nim obsunęła
się noga dziewczyny –Dziękuję.
-Moim zdaniem jesteś piękna – powiedział cicho
chłopak, gładząc odsłoniętą skórę na kostce ukochanej –Nie mogę oderwać od
ciebie wzroku właśnie teraz. Wyglądałaś olśniewająco podczas obu balów, i tego
na czwartym roku, i tym przedwczorajszym. Ale jeszcze bardziej mnie rozpraszasz
ubrana w to co zwykle. Piżama z tamtego wieczoru, dresy, które nosisz w pokoju,
sweter Weasley’ów który wkładasz w chłodne dni.. rozczochrane włosy. To jesteś
cała ty i właśnie taka jesteś najpiękniejsza.. chociaż wciąż nie wiem jak
wyglądasz w sukience.
-W twoich snach, Malfoy – parsknęła
zaczerwieniona z zażenowania Prefekt, omijając połamany szczebel. Ciemność otoczyła
ich teraz z każdej strony, a ona niemal czuła palący wzrok chłopaka, który
pilnował by nie spadła.
-W moich snach rzadko masz na sobie cokolwiek
– parsknął, gdy stanęła zaskoczona jego odpowiedzią –Już blisko, skarbie,
jeszcze parę stopni.
Hermiona zagryzła język, pokonując ostatni etap
wspinaczki. Podciągnęła się na górę, stając ostrożnie na zakurzonej podłodze. Zamarła,
gdy dotarło do niej gdzie jest. Pomieszczenie było niewielkie, ale większe od
tamtej wnęki. Jedna ściana była ogromnym oknem, pokrytym częściowo bluszczem. Widok
na rozległe jezioro oraz otaczający go z drugiej strony Zakazany Las robił niesamowite
wrażenie. Naprzeciwko okna słabo widoczny, ale jednak zauważalne było
malowidło. Ktoś, może jakiś uczeń z dawnych lat, a może jeszcze inna zagadkowa
postać, namalowała na całej ścianie widok Zakazanego Lasu od wewnątrz. W oddali
majaczał zarys zamku, mgliste wody jeziora oraz błonia. Barwy lekko zbladły,
ale i tak wciąż oddawały piękno pejzażowi. Autor bądź autorka zadbał o każdy
detal, a dzieło wyszło nieziemsko.
-Jak się podoba? – blondyn przemknął pod
ścianę, pod którą położony został materac oraz parę kocy. W pobliżu leżało
kilka książek oraz papirusów, z charakterystycznym pismem arystokraty.
-Nie wiem co powiedzieć – przyznała z
fascynacją stając na palcach by musnąć opuszkami palców zwisające spod sufitu
kryształki. Nie umiała zliczyć ile ich ktoś popodwieszał pod sufit, ale liczne
szkiełka odbijały ledwo widocznie światło księżyca –Co to?
-W dzień, gdy świec słońce robi się tu
bardzo kolorowo – wyjaśnił chłopak, uśmiechając lekko –Promienie rozpraszając
się po całym pokoju, pejzaż ożywia się, a tobie wydaje się, że przenosisz się
do innego świata.
-Często tu przychodzisz? – spytała,
obserwując jak rozkłada poduszki –Śpisz tu?
-Przychodzę parę razy w tygodniu, a śpię
wtedy, gdy musze pobyć sam – wyjaśnił, opadając na materac i klepiąc miejsce
obok siebie –Lubię tu leżeć i patrzeć na gwiazdy, a w dzień obserwując wojnę
barw, która się tu stacza.
-Draco? – gryfonka rozluźniła się, kiedy
okrył ją kocem, przyciągając bliżej siebie. Pod ciepłym materiałem ich palce
splotły się ze sobą, a ona poczuła nagłą potrzebę przybliżenia się do niego –Dziękuję,
że mnie tu przyprowadziłeś.
-Jesteś pierwszą osobą, którą tu zabrałem –
odparł cicho, przyglądając się jej z namysłem –Kiedy będziesz potrzebowała
kiedyś uciec przed światem zapraszam.
-Najpierw musiałabym tu w trafić – zaśmiała
się, wzdychając –Ale na pewno skorzystam z zaproszenia.
-Szczególnie wtedy, gdy założysz sukienkę –
dodał niewinnym głosem, uśmiechając rozbrajająco –Będę cię asekurował.
-Chyba totalnie oszalałeś – prychnęła,
rumieniąc się pod palącym spojrzeniem srebrnych tęczówek. Nie przeszkadzało jej
już jednak prawie w ogóle, a jedynie rozpraszało.
-Na twoim punkcie – wyszeptał ciepłym
tonem, a maska z jego twarzy zniknęła na dobre. Znowu leżał przy niej ten
chłopczyk, który namawiał na przerwę, ten nastolatek, który przyszedł powiedzieć
jej dobranoc po balu, młody mężczyzna, który od dłuższego czasu troszczył się o
nią bardziej niż myślała.
-Zdajesz sobie sprawę, że to wszystko.. nie
ma sensu? – zapytała beznamiętnie dziewczyna, unosząc ich splecione dłonie
–Czemu.. czemu to ciągniemy?
-Uczucia ogólnie nie mają sensu, Granger,
ale nie zgodzę się z tobą – odparł spokojnie blondyn, czując ukłucie w
okolicach serca –Nie umiem.. nie umiem powiedzieć co tak naprawdę czuję przy
tobie, ale..
-Ale? – Hermiona powtórzyła cicho,
obracając się w jego stronę, gdy przekręcił się gwałtownie by móc patrzeć jej
prosto w oczy –Draco?
-Szczerość byłaby lepsza, prawda? –
wymamrotał, przeczesując dłonią włosy i zbierając siły –W porządku. Słuchaj
mnie uważnie, Granger, bo nie zamierzam się powtarzać. Nie obchodzi mnie Czarny
Pan, nie obchodzi mnie tradycja arystokratyczna, ten cholerny ślub czy to, że
Potter może zginąć. Nie patrz tak na mnie.. naprawdę mam to gdzieś, jeśli ma mi
to odebrać ciebie.
-Ale..
-Zamknij się, Granger, nie skończyłem –
warknął, masując nerwowo skronie jakby toczył bitwę myśli –Nawet sobie nie
wyobrażasz jak to było znosić ciebie przez pięć lat, znosić te oczy pełne
złości oraz niechęci, znosić te grymaśne miny, gdy ze mną rozmawiałaś. Nie masz
pojęcia jak czuje się ktoś, kto musi poświęcić coś dla dobrego innej osoby jak
nigdy dotąd, a ta osoba nie ma o tym pojęcia.
-Ale..
-Milcz, Granger, jeszcze przez chwilę –
syknął, wyglądając za okno na oświetlone blaskiem księżyca jezioro i odzyskując
spokój –Zawsze dostawałem to co chciałem, wiesz? Dopiero.. dopiero, gdy Harry
odrzucił moją ofertę przyjaźni.. dopiero kiedy non stop stawałaś w jego
obronie.. zdałem sobie sprawę jak wielkim jestem egoistą. I nie przeczę. Nie
zmieniłem się.. dlatego nie zgadzam się, że to nie ma sensu.
-Malfoy..
-Nie, Granger, nie – pokręcił głową,
uśmiechając leciutko, ale i smutno –Powinienem zrobić coś z tym już wiele lat
temu, nie jestem w stanie jednak zapanować nad tym wsyzstkim. To nie tak, że
nagle piorun trzasnął, a ja zobaczyłem w tobie kogoś innego.. wciąż jesteś tą
małą mądralińską, ale to właśnie ona..
-Draco.. – Hermiona ze łzami w oczach starała
się dojść do słowa.
-To ona sprawiła, że zacząłem czuć i..
myśleć o innych – kontynuował, przyglądając się jej z ciekawością –Nie mam
pojęcia czemu. Czy przez to, że jesteś taka nieobliczalna? Narwana? Taka..
inna, ale ja.. chyba się w tobie zakochałem.
-Malfoy..
-Wiem, że ty mnie nienawidziłaś, wiem jak
bardzo cię raniłem, ale .. – przerwał na moment, wzdychając ciężko –Wiem, że
mnie rozumiesz. Wiem, że jeśli mi pozwolisz, to.. uszczęśliwię cię. Daj mi
szansę, Granger, a .. ja.. proszę.
-Draco.. – dziewczyna, zamknęła powieki,
oddychając ciężko –Nie powinieneś tego mówić.
-Wiem – przyznał cicho, wyciągając dłoń by
musnąć opuszkami jej policzek –Wiem.
-Ja.. nie mogę – wyszeptała, kładąc własną
rękę na jego dłoni i lekko ściskając –To nie tak, że.. ja..
-W porządku, rozumiem – Dracon westchnął,
przekrzywiając głowę –Jeszcze przed wakacjami mnie nienawidziłaś, a teraz ja
klęczę przed tobą i mówię takie.. rzeczy. Możesz mnie nie lubić, możesz nie
chcieć tego, ale.. proszę tylko byś pamiętała, że jestem tutaj dla ciebie,
okej?
-Nigdy cię nienawidziłam tak naprawdę –
zaprzeczyła czule dziewczyna, wsuwając palce w jego włosy –Może nie lubiłam za
te chamskie odzywki, ale to nie była nienawiść. Mimo swojej chłodnej maski
dobrze wiedziałam, że jesteś inteligentny, więc każda utarczka słowna była..
-Ekscytująca – dokończył ze szczerym
uśmiechem –Nigdy nie wiedziałem jak zareagujesz.
-Nigdy nie wiedziałam co odpowiesz – dodała
z zamyśleniem –Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak mnie wciągnęły te .. gry.
-To działało obustronnie – mruknął, nie
spuszczając z niej ciepłego spojrzenia.
-Nie.. nie mówię nie, Draco, ja po prostu..
muszę pomyśleć – Hermiona z uwagą przyglądała się szarym tęczówkom, które
błyszczały –Muszę pomyśleć jak powiem o tym, Harry’emu.
-O czym? – dopytywał niepewny blondyn,
wstrzymując oddech, gdy się nachyliła w jego stronę.
-Że przestałam myśleć logicznie, Malfoy, po
prostu mam dość – odpowiedziała ledwo poruszając ustami, mrużąc powieki –Jestem
nienormalna, że.. że nie oponuję.
-Genialna Granger pozwala się ponieść
uczuciu? – zażartował dziedzic Lucjusza, przyciskając ich czoła do siebie –A
jak będziemy żałować?
-To będziemy się martwić w przyszłości –
najmądrzejsza czarownica tego pokolenia zsunęła się w ramiona ślizgona, łącząc
ich usta długim pocałunkiem.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dziewczyna spokojnym krokiem spacerowała po
znajomych korytarzach zamku. Czuła jednak, że o czymś istotnym zapomniała, że
coś umyka jej kątem oka. Nie zaprzestała jednak wędrówki, napawając się ciszą
Hogwartu. Dopiero po paru minutach uświadomiła sobie, że jest ubrana w białą
suknię. Jedwab falował przy jej kostkach, a koronka została misternie obszyta
srebrną nicią. Zaskoczona nowym odkryciem, stanęła na błoniach, nie wiedząc nawet kiedy wyszła z Wielkiego Holu. Zielona trawa
łagodnie ocierała się o bose stopy młodej dziewczyny, a słoneczne promienie
ogrzewały blade ramiona. Szybkim tempem zmierzała do jeziora by móc przyjrzeć
się swojemu odbiciu dokładniej. W zafalowanej tafli odbijała się wysoka,
szczupła młoda kobieta. Czarne włosy upięte były w przepięknego oraz fachowego
koczka, a za uchem wsadzona została gałązka lilii. Uśmiechnęła się szeroko,
zaczarowana tym widokiem. Jednak, gdy wiatr powiał mocniej, woda stała się
ciemniejsza. Rozejrzała się po pustych błoniach, które również przestały
wydawać się tak piękne oraz przyjemne. Wzdrygnęła się, obracając po raz ostatni
do lśniącej toni. Jednak zamiast siebie zobaczyła Hermionę, która wypłynęła z
ciemności. Lśniące, brązowe loki okalały rumianą twarz gryfonki.
-Miona? – ciemnowłosa wyciągnęła dłoń w
stronę przyjaciółki, która odskoczyła do tyłu w przestrachu. Dopiero teraz
prefekt naczelna uniosła głowę, wprawiając nastolatkę w osłupienie. Popielata
skóra brązowookiej była dziwnie obca, ale to oczy wydawały się najbardziej
przerażające. Zaczerwienione gałki uwolniły szkarłatne łzy, które zaczęły
zostawiać ślady na policzkach kujonki –Hermiona?!
-To.. – Granger otworzyła usta, krztusząc
się jednak własną krwią, którą zaczęła wymiotować. Wychowanka domu lwa opadła
na kolana, odtrącając rękę przyjaciółki. W końcu udało się jej złapać oddech, a
rozczarowane spojrzenie natknęło się na dziewczynę –To twoja wina, Pansy, twoja
wina.
-Ja nic .. ja nie.. – Parkinson zachwiała
się na miękkich nogach, wycofując gdy koścista dłoń Miony zaczepiła się o
skrawek sukienki –Ja..
-Pans? – obróciła się z ulgą, uśmiechając
nerwowo do stojącego chłopaka –Wszystko okej?
-Tak. Nie. Znaczy ja.. – ślizgonka
skrzywiła się, zmniejszając odległość między nią, a młodzieńcem by go mocno
przytulić –Salazarze, nie wiem co się dzieje.
-Nie wiesz? – odsunęła się nerwowo, mierząc
przybyłego wzrokiem. Wyglądał jak zwykle, a ciepłe tęczówki wpatrywały się w
nią z tym szelmowskim rozbawieniem –Oh, Pans, jak to nie wiesz?
-Hermiona.. – wydukała, przypominając sobie
o przyjaciółce. Dziewczyna leżała bezwiednie na trawie, a szeroko rozwarte oczy
stały się puste oraz dalekie –Ja..
-Co się przejmujesz? – zaśmiał się mulat,
obejmując ją mocno –Zasłużyła na taki los, a dzięki tobie jest już okej.
-Dzięki mnie? Okej? – powtórzyła niepewnie,
czując jak posmak żółci pojawia się w jej buzi.
-Zabiłaś tą durną szlamę, skarbie – zaśmiał
się nastolatek, przygryzając zabawnie wargę –Jestem z ciebie dumny.
-Blaise.. – dziewczyna wyrwała się z
uścisku z trwogą patrząc na przyjaciela –Co ty mówisz?
-Skarbie.. – parsknął Diabeł, wzruszając
ramionami i mocząc nogi w chłodnej toni jeziora –Masz ochotę popływać?
-Blaise, poczekaj – zawołała Pansy, kiedy
poziom wody zaczął sięgać już do pasa –Możemy porozmawiać?
-Nie da się rozmawiać ze zmarłymi –
zachichotał radośnie ślizgon, oddalając się od brzegu –To nie moja wina,
skarbie.
-Nie jesteś martwy, Blaise! – krzyknęła
zdezorientowana Pansy, wyciągając bezwiednie ramiona w stronę Węża i również
mocząc stopy w chłodnym jeziorze –Przestań się wygłupiać!
-Kto powiedział, że nie jestem martwy? –
mulat zerknął po raz ostatni na nią, puszczając oczko –Sama mnie zabiłaś,
skarbie!
-BLAISE! – ślizgonka upadła na kolana, gdy
ciało Zabiniego zniknęło pod wodą. W pewnym momencie zauważyła siną dłoń tuż przy
własnych nogach. Wyciągnęła z trudem ciało mężczyzny, który miał opuchniętą
oraz fioletową twarz. Wrzasnęła z rozpaczy, odrzucając zwłoki oraz uciekając
jak najprędzej w stronę zamku. Potykając się o mokry materiał sukni, udało się
jej dotrzeć na główny korytarz. Z trudem łapała oddech, starając przypomnieć
sobie dlaczego się tu znajduje.
-Parkinson?
Naprawdę, nie miała ochoty reagować, ale..
straciła kontrolę nad własnym ciałem. Spojrzała wprost na uśmiechniętego
Marcusa, który ubrany w odświętną szatę stał przed Wielką Salą.
-Gdzie ty się podziewałaś, dziewczyno? –
chłopak złapał ją za łokieć wprowadzając do najpiękniejszego pomieszczenia w
Hogwarcie. Wielka Sala jak zwykle promieniowała magią, ale zamiast stołów
pojawiły się krzesła, a wszystko było ozdobione białymi liliami. Przy podeście
dla nauczycieli stali rodzice ślizgona, rozmawiający z rodziną Milli.
-Co się dzieje? – obejrzała się przez ramię
orientując się, że na wszystkich krzesłach zasiadają uczniowie. Większość
obróciła się w ich stronę, gdy szli po czerwonym dywanie w stronę przodu.
-Jak to co? – zachichotał Flint,
przyglądając się jej z lekkim rozbawieniem –Ślub się dzieje.
-Ślub? – powtórzyła niepewnie, krzywiąc gdy
dość brutalnie popchnął ją w stronę pierwszego rzędu –Twój i Milli?
-Nie, Snape’a i Sprout – parsknął, unosząc
brew –Jasne, że mój i Millicenty. A ty jesteś druhną.. pamiętasz?
-Pamiętam – Pansy skinęła głową nie wiedząc
czemu. Czuła się jak obserwator, nie potrafiła wyjaśnić czemu tu jest, czemu ..
-Nadchodzi panna młoda – powiedział cicho
Marcus, stając w odpowiednim miejscu. Ślizgonka obróciła się, starając dostrzec
przyjaciółkę. Milli ubrana w białą suknię maszerowała dostojnie z uniesioną
brodą. Jasny materiał idealnie na niej leżał, a delikatny makijaż dodawał jej uroku.
Stąpając po czerwonym dywanie wyglądała jak anioł, który zaszczycił ich swoją
obecnością. Pansy zerknęła na twarze gości, które wyrażały podziw oraz radość.
Dopiero po minucie zrozumiała, że coś się nie zgadza. W Hogwarckiej sali wcale
nie zasiadali sami uczniowie.. większość to byli arystokraci i inni znani
czarodzieje czystej krwi. Nigdzie nie dostrzegała znajomych twarzy mugolaków
czy wrogów krwi.
-Marcus.. czemu nie ma tu wszystkich
uczniów? – zapytała cicho, ale błękitne oczy Milli i tak na nią spojrzały z
pewną dozą rozczarowania.
-Szlamy, zdrajcy krwi nie zostali
zaproszeni – odpowiedziała blondynka, zatrzymując przy schodkach, na których
miała się odbyć ceremonia –Wiesz jak jest, Pans.
-To gdzie oni teraz są? – spytała z
ciekawością, czując nieprzyjemny dreszcz, gdy usta Mills ułożyły się w mrożący
krew w żyłach grymas.
-Nad nami – rzuciła ze śmiechem, widocznie
chcąc uciąć tą rozmowę. Złapała w swoje dłonie ręce Marcusa, obracając w stronę
Snape’a, który miał przypieczętować przysięgę. Pansy na prośbę przyjaciół
stanęła znowu na swoim miejscu, starając rozgryźć odpowiedź blondynki. Wbiła
wzrok w kieliszki napełnione winem, które młodzi mieli wypić po wypowiedzianych
słowach. Czerwone wino wyglądało niesamowicie w kryształowym naczyniu. Tafla jednak
zafalowała, gdy coś do niego kapnęło. Pansy zmarszczyła brwi, kiedy kolejna
kropla wpadła do drugiego kielicha. Zaskoczona obróciła się w stronę siedzącej
obok kobiety, która z uśmiechem obserwowała ceremonią. Nim jednak zdążyła się
odezwać na kremową szatę damy kapnęła czerwona kropla. Ślizgonka odetchnęła,
czując że i na jej ramię spadło coś mokrego. Spuściła oczy nie chcąc patrzeć na
czerwoną plamkę, których pojawiało się coraz więcej. Kiedy zamrugała z
przerażeniem zauważyła, że czerwony dywan po którym wcześniej szła z Marcusem,
a po którym później przeszła Milli stał się.. inny. Czerwone nitki zniknęły, a
materiał wydawał się zamienić w strumyk. Strumyk gęstej, bordowej cieczy, która
spadała z góry.
-Nad nami – powtórzyła Pansy, spoglądając
na pannę młodą. Dziewczyna śmiała się właśnie, unosząc do góry twarz. Ciemne
smugi zdobiły jej policzki, a wielkie kleksy ozdobiły białą suknię. Blondynka
wyglądała jakby krwawiła z wielu maleńkich ran, ale zamiast płakać ta zanosiła
się śmiechem.
-Nad nami – zarechotał rubasznie Marcus,
unosząc w geście toastu kielich i mocząc w nim wargi. Parkinson spojrzała w
końcu na sufit Wielkiej Sali, który zwykle był rozgwieżdżonym niebem. Tym razem
nie mogła dostrzec nawet centymetra magicznego stropu, gdyż w powietrzu unosili
się ludzie. Uczniowie, których twarzy nie mogła znaleźć na sali lewitowali w
powietrzu, wykrwawiając na śmierć. Niektórzy byli już sini, a z rozciętych
ramion, nóg, brzuchów wciąż sączyła się krew. Jej krople opadały na
arystokratów, tworząc bordowy deszcz. Pansy jęknęła, czując przerażenie na
widok twarzy Ginny Weasley, która pustymi oczami wpatrywała się w nią, a
fioletowe wargi ułożyła w krzyk, który odbił się echem od ścian.
-Niech oni przestaną – poprosiła cicho, gdy
dołączyli do niej inni lewitujący. Nikt jednak jej nie usłyszał, gdyż w
odpowiedzi czystokrwiści magicy wybuchnęli śmiechem. Muzyka rozbrzmiała w
pomieszczeniu, pary zaczęły tańczyć, a ich radosne chichoty mieszały się z
cierpiącymi wrzaskami.
-Biedna, mała Pansy – Milli stanęła obok
niej, uśmiechając z troską –Wiesz, że to twoja wina, kochanie..
-Nie moja.. – zaprotestowała ślizgonka, ale
niewinne tęczówki blondynki nie odpuściły –Nie..
-Pansy..
-Nie! – krzyknęła przerażona dziewczyna,
odskakując na bok. Poczuła, że przez to ktoś stracił równowagę upadając na
zabarwione w czerwone kałuże kafelki. Zerknęła przepraszająco na leżącego
mężczyznę, który przewrócił się na brzuch.
-Marcus – jej przyjaciółka kucnęła przy
ślizgonie, obracając go na plecy. Chwilę później błękitne spojrzenia z ciepłego
zmieniło się w nienawistne –Zabiłaś go!
-Ja.. – Pansy popatrzyła na ciemnowłosego,
który upadając wbił sobie sztylet prosto w serce. Nowo poślubiona małżonka
Flinta zawyła przerażająco, przykładając malinowe usta do poplamionych na
czerwono warg męża. Z mokrymi policzkami wyciągnęła tkwiące ostrze, odrzucając
za siebie.
-Zamordowałaś go! – Milli nie przestała
krzyczeć, waląc pięściami w nieruchomą pierś młodzieńca –Jesteś morderczynią!
-Mill..
-Zabiłaś go, zabiłaś, zabiłaś, zabiłaś! –
jasnowłosa uniosła drżącą rękę do góry, kierując w jej stronę różdżkę
–Zabiłaś..
-Oh, Milli.. Protego – mruknęła, odskakując
jednocześnie od zielonego zaklęcia, które przeleciało obok niej. Starała się
wymyślić jakikolwiek plan działania, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Przyjrzała się sztyletowi, który przyczynił się do śmierci Marcusa, czując
dziwną potrzebę wzięcia go do ręki –Accio..
-Jesteś.. – ślizgonka zamarła, obserwując
przyjaciółkę, która podniosła się z klęczek. Robiąc to przecięła trasę lotu
ostrego noża, którego Parkinson przed chwilą przywołała zaklęciem. Błękitne
oczy wbiły się zaskoczone w nią, gdy sekundę później Milli przebił sztylet.
-Mills – wyszeptała ciemnowłosa padając na
kolana przy leżącej już na posadce blondynce –Milla..
-Morderczyni.. – wychrypiała młoda pani
Flint, zamierając w pół oddechu.
-Nie.. – jęknęła Pansy, obserwując własne
ręce, które puściły wiotkie ciało. Ze łzami w oczach wydostała się z krwawej
Sali, w której goście wciąż się bawili. Nikt nie zauważył śmierci młodych czarodziei,
wszyscy byli zbyt upojeni zabawą.
Ślizgonka przeszła znanym sobie skrótem,
kierując się w stronę najbliższej łazienki. Wsunęła się do pustego
pomieszczenia, szybko mocząc brudne dłonie w czystej wodzie. Otarła ręcznikami
czerwone ramiona, policzki, włosy. Drżącymi palcami rozpięła sukienkę,
zrzucając lepki materiał z siebie. Stojąc w samej bieliźnie, przyjrzała się
swojemu odbiciu. Wyglądała przerażająco.. wyglądała jak morderczyni.
-Pan? – przez drzwi wsunęła się czarna
czupryna, a ona już wiedziała, że to nie koniec koszmaru –Jesteś?
-Co ty u robisz? – spytała, wyłaniając zza
filaru i wpatrując w zielone tęczówki –Harry, idź stąd.
-Ale przecież sama kazałaś mi tu przyjść –
Wybraniec uniósł wysoko brwi, lustrując ją spojrzeniem –Emm, wyglądasz.. zaskakująco.
-Dzięki – prychnęła ślizgonka, łapiąc
bluzę, którą rzucił w jej stronę Złoty Chłopiec. Wsunęła na siebie ciepłe
ubranie przyjaciela, uśmiechając z wdzięcznością –Musisz iść, Harry.
-Dopiero co napisałaś, że mam tu przyjść –
chłopak wzruszył ramionami, czochrając swoją ciemną czuprynę –Dlaczego akurat
tu?
-Bo ja tu jestem – z cienia wyłoniła się
ciemna sylwetka, która kierowała różdżką prosto w głowę nastolatka –Czas na
ciebie, kochana Pansy.
-Kochana Pansy? – Potter zmarszczył czoło
rzucając smutne spojrzenie na ślizgonkę –O co chodzi?
-Twoja przyjaciółka cię zdradziła, Harry
Potterze, twoje życie w zamian za życie jej rata – wysyczał Czarny Pan, wykrzywiając twarz w grymasie radości –Ostatnie
słowo, Złoty Chłopcze?
-Morderczyni – splunął zielonooki,
rozkładając szeroko ramiona, gdy zielone zaklęcie uderzyło w niego. Wychowanka
Domu Węża zdumiona wpatrywała się w chłopca, który pięknymi tęczówkami
wpatrywał się w sufit. Podeszła do niego, przyglądając kolejnej śmierci jaką
spowodowała. Przypominając sobie, że nie jest sama rozejrzała się po łazience,
ale Lord Voldemort zniknął równie szybko, jak się pojawił.
-Jak mogłaś? – Astoria stanęła w wejściu,
obserwując ich z zaskoczoną miną –Jak mogłaś, Pansy?
-Toria..
-Jesteś.. jesteś.. – Królowa Slytherinu
pokręciła głową, starając dobrać słowa –Nie jesteś moją Pansy Parkinson.
-Nie ja..
-Nie tłumacz się.. to nie ma sensu –
zaśmiała się gorzko arystokratka, wyciągając rękę –Chodź, musimy iść.
-Gdzie? – Pansy złapała alabastrową dłoń,
której właścicielka pociągnęła ją na korytarz –Gdzie idziemy?
-Wieża Astronomiczna – zachichotała
zielonooka, odgarniając brązowe włosy za uszy –Muszę przyznać, że ta herbata
jest pyszna.
-Jaka herbata? – panna Parkinson
zmarszczyła brwi, kiedy jej towarzyszka popatrzyła na nią z troską.
-Ta, którą mi przyrządziłaś rano –
podpowiedziała delikatnie, oblizując wargi –Jak mówiłaś dopiłam do samego dna.
-Ale..
-Była.. pyszna – Królowa Węży zatrzymała
się w połowie kroku, chwytając dłońmi za gardło –Strasznie.. duszno.
-Astorio..
-Okropnie.. duszno – ślizgonka kucnęła, wciąż
macając swoją szyję –To..
-Toria! – ciemnooka patrzyła jak dziwna
piana lekko różowa zapełniła buzię przyjaciółki, a żyły na szyi oraz czole
wydawały się pulsować. Nagła opuchnięta oraz fioletowa twarz panny Greengrass
obróciła się w jej stronę.
-Dlaczego? – wydusiła umierająca, wbijając
mocno paznokcie w trzymaną wciąż rękę morderczyni –Dlaczego?
-To nie ja – przysięgała Pansy, zagryzając
zęby –Nie ja!
-Zabiłaś.. mnie – powiedziała zaskoczona
arystokratka, zastygając z zaskoczonym wyrazem twarzy.
-Nie ja.. – powtórzyła kolejny raz
Parkinson, ocierając ze złością policzki –TO NIE JA.
To był koszmar. Pansy to wiedziała,
wiedziała, ale to było takie denerwujące! Ominęła zmarłą, pamiętając wciąż cel
wędrówki. Wieża. Musi dojść do wieży i wszystko się wyjaśni. Nie pamiętała jak,
ale cudem przedostała się w końcu na dobrą stronę zamku, a chwilę później
wskakiwała co drugi schodek. Otworzyła ciężkie wrota, mrużąc powieki przy
mocnym smagnięciu wiatru. Przed nią roztaczał się piękny widok na błonia,
Zakazany Las oraz dziedziniec Hogwartu.
-Zabiłaś nas wszystkich.
Ślizgonka ze spokojem wpatrywała się w
widok. Wiedziała, że on tu będzie. Wiedziała, że będzie tu na nią czekał.
Ostatni.
-Sama zaczynam w to wierzyć – przyznała,
zerkając przez ramię na zrelaksowanego przyjaciela. Platynowe włosy unosiły się
przy lekkim powiewie, a szare tęczówki zerkały na nią zza wachlarza czarnych
rzęs.
-To prawda – powiedział stanowczo,
przesuwając się na drugi koniec i unosząc ramiona –Zrób to.
-Nie potrafię – zaprotestowała, zaciskając
palce na różdżce.
-Oczywiście, że umiesz. Zabiłaś przed
chwilą wszystkie osoby na których ci zależy – zauważył, przewracając oczami
–Kochasz mnie, a ja kocham ciebie, Panny. Zabij mnie.
-Nie – zacisnęła usta, stając naprzeciwko
niego –Nie potrafię.
-Wierzę w ciebie – zaśmiał się, wyciągając
ramiona by ją przytulić. Z chęcią skróciła między nimi odległość, z impetem na
niego wpadając. Ku jej zdumieniu, jego ręce nie zacisnęły się na jej talii, a
jego broda nie oparła na czubku jej głowy. Draco Malfoy nie przygotowany na
uderzenie, zrobił krok w tył. Krok w przepaść.
-Dracze! – pisnęła dziewczyna, patrząc na
coraz bardziej oddalającą się jasną plamkę, która była jego głową. Z
rozłożonymi ramionami wyglądał jak ptak. Tyle, że nie rozłoży skrzydeł. Zacisnęła
mocno powieki, starając wybudzić z koszmaru. Zabiła już wszystkich. Zabiła już
WSZYSTKICH. Niech się w końcu obudzi.
-Parkinson.. co ty robisz?
Ciemną noc przeszył ostry głos mężczyzny.
Dziewczyna, która zdążyła już podjąć ostateczne środki by się wybudzić,
przeszła na drugą stronę balustrady. Zaciskając mocno palce na chłodnej
poręczy, spoglądała w dół.
-Zostałeś jeszcze ty.. – wyszeptała cicho,
słysząc zbliżające się kroki –Zapomniałam. Ostatnim jesteś ty.. Teodor Nott..
Albo coś przeoczyłam, albo nagle się okazało, że Arya mieszka w Polsce (bo wydaje mi się, że mazury to tylko w Polsce są).
OdpowiedzUsuńA poza tym rozdział jak zwykle świetny. Jest kilka literówek, ale to pewnie beta poprawi : )
Czekam na następny rozdział!
Hahahaha, nieee to mój błąd :D Arya mieszka w Londynie :p A byli gdzieś tam w miejscowości przy lesie i wklepałam Mazury >,< Nigdy nie byłam w tym dobra!
UsuńLiterówkami zajmie się beta, sama mam kłopot z wyłapywaniem, a beta wieczorem zaktualizuje!
Następny rozdział będzie szybciej!
Ściskam! :3
Nie szkodzi. Zwróciłam na to uwagę, bo domyśliłam się, że to przez przypadek (ale stwierdziłam, że zwrócę uwagę tak jak przy mandragorach) : )
UsuńTyko błagam, nie w tym najbliższym tygodniu ;p
Genialny rozdział!!! Warto było czekać *.*
OdpowiedzUsuńDraco i Hermiona bo prostu boscy!!! <3 A rozmowa Teo i Draco po protu niesamowita! Nie mogłam przestać się śmiać! To było po prostu boskie <3
No i Harry i Hermiona :) Ich sceny też uwielbiam ;) Widać, że to najlepsi przyjaciele <3 ( Wgl uwielbiam Twojego Harry'ego <3 )
Arya i Balise <3 Uwielbiam ich razem <3
No i koszmar Pansy. Jakbym miała takie sny to bym nie wytrzymała. Bardzo jej współczuję, bo widać że cierpi...
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
Maggie Z.,
UsuńTwoje słowa sprawiły, że na roczny sprawdzian z fizyki poszłam z szerokim uśmiechem! Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo przed fizyką :D Dziękuuuuję! <3
Draco i Hermiona.. mam nadzieję, że moja wizja tej pary się spodoba! :E
Harry & Hermiona, to dla mnie idealny przykład prawdziwej przyjaźni! Staram się nie zepsuć tego jak ja widzę ich w swojej głowię, gdy o nich pisze. Zawsze słowa same przychodzą, gdy scena jest o nich! :D Hmm, mój Harry, to taki jaki chciałam by był w książkach, czyli trochę mniej nieśmiały i trochę bardziej pyskaty.. w końcu miał być w Slytherinie! <3
Arya i Blaise, to zupełnie inna bajka :P
A Pansy.. lubię ją bardzo, a te koszmary przypadły jej, bo wiem, że jest silna! Poradzi sobie!
Bardzo dziękuję jeszcze raz i mocno ściskam,
Lupi♥
Super!!!! Nie mogę się doczekać następnej♥♥♥♥ Weby życzę
OdpowiedzUsuńAhh, wenę zgarniam to pudełka i połykam jak żelki :D
UsuńDziękuję! <3
Mam nadzieję, że nie zawiodę :*
Ohohohohohohohoho!
OdpowiedzUsuńJakie długie opisy *.* i to takich wspaniałych scen *O*
Dramione- ich pocałunek, te wyznania, to miejsce: coś niesamowitego! Nie umiem nic innego napisać, bo ciągle jestem pod wrażeniem tego, co napisałaś! Bardzo długi i baaaardzo dobry tekst, czyli taka norma u Ciebie, która nie jest normalna u innych autorek <3 Teodor mnie rozbawił, szczególnie ta końcówką "wróć przed pierwszą" XDD Czyżby poczuł się w obowiązku wypowiedzenia tych ojcowskich słów? :D
Coraz bardziej jestem zauroczona Harry'm jako przyjacielem Hermiony ^.^ Widać, że się kochają- ale taką inną miłością, która jest równie niesamowita jak ta "zwykła" miłość. Może nawet bardziej niesamowita... chociaż każda miłość jest niesamowita, więc skończmy ten temat XD
Arya! i Blaise! jestem pod wrażeniem tej sceny. Nie spodziewałam się, że wysiądzie z auta i odjedzie z Diabełkiem, ale to było fantastyczne *.*
No i ta końcówka, gdzie rozpisałaś się już całkiem :o Od razu się zorientowałam, że to sen, ale czytając dalej i zapoznając się z długością tej ostatniej części, zaczęłam podejrzewać, że to się dzieje na prawdę. Albo ktoś mąci biednej Pansy w głowie ;_; Ona nic nie zrobi Nottowi, prawda? Powiedz, że prawda. Proszę ;-;
Rozdział naprawdę pojawi się już w piątek? ^O^ Nie mogę się doczekać!
Dużo szczęścia, miłości, czasu i weny <3
To do piątku :*
/AM
Hahahaha, moja kochana AM! <33
UsuńPierwsze co, to dziękuję za "nie jest normalna u innych", wieeem, że jestem nienormalna :D <3 Hahahaha, podbiłaś kolejny raz moje serce! :>
Po drugie, jestem teraz czerwona jak burak, chociaż czytam ten komentarz kolejny już raz.. i znów się rumienię! Dziękuję za te wszystkie słowa, które sprawiają, że.. cóż śmieję się jak głupia do ekranu!
Po trzecie, Teodor będzie czasem tatusiował jak to powiedziała moja przyjaciółka >,< Rozumiem te debaty na temat niesamowitości miłości i różnych jej odmian, zgadzam się całkowicie z Tobą!
Arya i Blaise, scena całkowicie spontaniczna, ale jak błysnęła myśl w mojej głowie.. to ją napisałam :>
Co do końcówki.. napisałam ją wczeeeśniej, gdy tylko Pansy zabiła mugola. jednak.. to trochę psychiczny wymysł mojej głowy i bardzo długo zastanawiałam się czy to nie jest aż za .. psychiczne. Reakcje mojej bety.. miny.. ekhem :D
Ahh opisy, wieeem, i często mam alarm w głowie "przystopuj, Lupi, bo usnął" >,< staram się nie rozpisywać, ale czasem nie potrafię :P No nawet teraz nie umiem napisać krótkiego komentarza, bo.. chcę tak wiele powiedzieć!
Ale najważniejsza część mojej odpowiedzi:
DZIĘKUJĘ<3
Dziękuję, kochana AM, że jesteś, że czytasz, że komentujesz, że wprawiasz mnie w stan upojenia! Każdy komentarz od Ciebie jest jak prezent na gwiazdkę, a ja z niecierpliwością czekam na nie! Dlatego tak bardzo dziękuję! Jakże te słowa wydają mi się teraz puste, bo nie potrafię inaczej nimi wyrazić wdzięczności!!
Dzięęękuję!
Twoja,
Lupi♥
Witaj! Tęskniłam za Tobą, Lupi, naprawdę. Bardzo tęskniłam. Zacznijmy od początku.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się więź między Hermioną a Harrym. Bardzo mi się podoba.
Draco i Hermiona są słodcy. POWIEDZIAŁAM TO! Są uroczy. Podobają mi się.
Teraz Toedor, dla którego zarezerwowałam specjalne miejsce :D Boże, jak ja go kocham. Też bym sprawdziła Draco, trzy razy zanim by gdziekolwiek poszedł z moją przyjaciółką. I ja chcę przeczytac fragment, gdzie Teo napada na Draco w ciemnym korytarzu. Myślę, że to mogłoby byc ciekawe :D
BLAISE I ARYA! BLAISE I ARYA! Sialalalalala. Kooocham każdy fragment z nimi, za każdym razem czekam na ten jedyny moment, kiedy oni będą razem. Kiedy Aya ucieknie w ramiona Blaisa. Jacy oni są słodcy. Kocham ich. Całym sercem.
Ale wiśnię zostawiłam na koniec. Ten sen Pansy...Mam wrażenie, że ona już sobie z tym nie radzi ( spostrzeżenia xDDDD). To było tak przerażające. Że Blaise umarł! I Harry w tej łazience. I Draco. I Hermi. Ogółem wszyscy. A Marcus i Mili? Moi Marcus i Mili? Umarli na własnym ślubie. Straszne! Mam nadzieję, że przynajmniej Teo przeżyje ten sen.
Życzę weny, zdrowia i czasu i czekam na następny!
Gucha, kochanie, moja tęsknota za Tobą była równie bolesna, co odwyk od żelków.. nigdy więcej! :D
UsuńHermiona i Harry, też ich lubię!
No proszę, proszę! Gucha napisała, że podoba jej się Dramione! Na blogu Dramione! Hahahaha <3 Dziękuję kochana! To, że spotyka się ta para z Twoją aprobatą napawa mnie satysfakcją tak wielką.. JEST! Gucha polubiła Dramione! <3
Teodora też kocham! Tyle nas łączy, Gucha! Napad na korytarzu? Mhmm, zapamiętane :D
Arisee... no tak :> Mimo, że wciąż przypominasz mi, że ich lubisz, to.. za każdym razem serce mi drży.. "a co jeśli zepsułam?", a potem czytam Twój komentarz i.. bum! Mam pomysł na nowy rozdział z Arise :D
Ahh, sen.. psychiczny wymysł Lupi. Tak dziwny i pokręcony, że przez trzy dni po przesłaniu przyjaciółkom wciąż czułam ich troskliwe spojrzenia >,<
Wenę porywam, czas zatrzymuję, następny posyłam!
Dziękuję za ten komentarz. I każdy poprzedni jeszcze milion razy!
Dziękuję, że mam tak cudowną czytelniczkę! <3
Kiedy następny rozdzialik? Duużo weny bo już nie mogę się doczekać wyjaśnienia tego snu Pansy (o ile to wogle był sen)Pozdrawiam:
OdpowiedzUsuń~TESSA:*
Ps/przepraszam że tak rzadko komentuje ale pamiętaj że też czytam twojego bloga i jestem twoją fanką:)
Kochana TESSO,
Usuńtym bardziej Twój komentarz mnie pobudził do działania! Dziękuję, że skomentowałaś! <3 Bardzo, bardzo, bo to uszczęśliwia i daje niezłego kopniaka :>
Liczę, że nie zawiodę!
Sciskam ciepło i szaleńczo,
Lupi♥
No dobra, po pierwsze chcę przeprosić. Zastój w czytaniu jak i pisaniu Dramione trwa u mnie najdłuższy jak dotąd czas, w ogóle od kiedykolwiek. Zawsze komentuję w miarę na bieżąco a teraz ominęłam dwa rozdziały...! Należy mi się za to niezły wycisk i jestem gotowa przyjąć karę jakakolwiek mi wyznaczysz (możesz w ramach kary nie komentować mojego rozdziału, gdy się już pojawi. Chociaż naprawdę nie wiem kiedy to będzie). Żeby jednak nie przedłużać, przejdę teraz do rozdziału, a jak tylko skończę zaczynam czytać kolejny (przypomina mi się gdy zaczynałam komentować i czytać Twojego bloga i robiłam to jeden po drugim. Ach te stare czasy!).
OdpowiedzUsuńNo to tak - na początek Harry i Hermiona. Uwielbiam ich jako przyjaciół, pewnie się powtarzam, ale po prostu nie umiem się nadziwić jak słodko ich przedstawiasz. Nie znoszę łączenia ich w parę ale jako przyjaciele są idealni.
Dramione jest... ach! Wymiany zdań między Hermioną a Malfoyem są niesamowite! A moja reakcja na sytuację w tajemniczym miejscu Malfoya wyglądała mniej więcej tak:
"O MÓJ BOŻE KOCHANY, POWIEDZIAŁ TO, O BOŻE, O BOŻE, CZEMU JA TO CZYTAM DOPIERO TERAZ!".
Teraz już trochę ochłonęłam, ale wierz mi - w tym momencie zabrakło mi powietrza.
BLAISE I ARYA. Cholera jasna, scena jak z hollywoodzkich filmów (to nie jest obraza!), przystojny facet na motorze, który porywa grzeczną córkę burmistrza <3 Dostałam palpitacji serca!
Muszę jednak powiedzieć otwarcie - nie lubię Notta! No dobra, nie lubię to za duże słowa, ale gostek mnie wkurza! Zachowuje się jak ojciec Hermiony, a ona ma prawo do własnego życia. Rozumiem, że się o nią martwi, ale cholera, bez przesady!
I teraz moja ulubiona scena w tym rozdziale (tak, pobiła ona Dramione... które mimo, że było cudowne, to schowało się za tym): Sen Pansy! Te opisy, ta realność, och, och, och! Jestem zakochana w tym wszystkim. Dawkujesz emocje w niesamowity sposób, motyw z morderczynią jest genialny. Totalnie mnie tym zachwyciłaś!
Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam i lecę czytać kolejny rozdział,
Twoja i zawsze Twoja,
Skruszona Kercia! <3