Cześć wszystkim!
Już po świętach, ale jeszcze spotkania z rodziną trwają. Przynajmniej tak jest u mnie :< Ale rozdział jakoś udało się napisać, a nawet jestem z niego zadowolona.
Mam nadzieję, że spędziliście miło Wigilię oraz następne dni. Dostaliście prezenty czy rózgi? :D
Wciąż w świątecznym transie,
Lupi♥
PS. Ten rozdział tak troszkę o Nottach (wyjaśnia się kim jest warg) oraz Malfoy'ach :D
PPS. W moim opowiadaniu zachowała się tradycja i oprócz skrzatów, arystokraci mają również ludzką służbę.
Rozdział jeszcze nie sprawdzony, bo beta gdzieś wybyła, więc wybaczcie błędy :)) Beta już jest i nie wybyła tylko była na wizycie rodzinnej ot co. :P Już sprawdzone <3
Obudził ją piękny zapach dochodzący z
kuchni, a w brzuchu zaburczało głośno. Westchnęła, uśmiechając się i
rozkoszując chwilą lenistwa. Słyszała śmiech taty, który prawdopodobnie droczył
się z żoną. Poleżała jeszcze przez parę minut, ale w końcu zdecydowała, że pora
wstawać. Gryfonka weszła do zatłoczonej już kuchni, cudem unikając zderzenia z
pięcioletnim Jamsem, który przemknął obok niej z kubkiem kakao. Mały kuzyn
usiadł na schodach wśród towarzyszy, krzycząc radosne „przepraszam”.
-Hermiono, skarbie, możesz wyjść gdzieś z
tymi potworkami? – ciotka wskazała czwórkę maluchów, jednocześnie zaglądając do
piekarnika.
-Daj się dziewczynie chociaż herbaty napić,
Helen – zrugała córkę najstarsza pani Granger, stawiając przed dziewczyną
kubek.
-Dziękuję, babciu – czarownica przesunęła
się w róg, obserwując zebranych. Wczoraj wieczorem, gdy miała swój pierwszy
dzień w Londynie za sobą, zjechała się cała rodzina. Babcia już wcześniej
obecna śmiała się, że wcale nie tęskniła za swoimi dziećmi i wnukami. Pierwsza
była ciocia Helen, starsza siostra mamy, która wraz z wujkiem Richem oraz
synami przybyła obładowana zakupami. Pięcioletni James wraz z dwuletnim Michaelem
wprowadzili istny chaos. Wieczorem przybyła reszta klanu, czyli cioteczka
Jennifer (młodsza siostrzyczka taty) wraz z mężem – Robertem oraz czteroletnim
– Nickiem. Ostatnimi gośćmi byli owdowiały wuj Newt z córką – Ruby. W ten
sposób cała rodzina Hermiony zjechała się do jej niewielkiego domku dzień przed
Wigilią by pomóc w przygotowaniach.
-Jennifer?! Gdzie położyłaś mój telefon? –
głos Roberta dobiegał z jednego z pokojów gościnnych, a wszyscy zebrani w
kuchni zgodnie prychnęli pod nosem.
-Kochanie, wszystkie telefony, laptopy czy
inne cuda zostały zamknięte na kluczyk w schowku – wrzasnęła lekko zawstydzona
ciotka Jenn, podając Hermionie kromkę chleba.
-On chyba nigdy tego nie zapamięta –
mruknął Rich, pocierając grzbietem dłoni swoją krzaczastą brodę i zostawiając
na niej biały ślad mąki –A pierwsza zasada na zjazd rodzinny brzmi? Bachory?
-Zelo telefonów olaz zelo intelnetu –
krzyknęły wszystkie dzieciaki, wychylając głowy zza drzwi.
-Świetnie – Helen uśmiechnęła się nerwowo,
szukając czegoś po szufladach –W nagrodę możecie pójść na dwór z Mioną.
-Miłej zabawy – parsknął rozbawiony Rich,
słysząc wrzask radości najmłodszych. Hermiona wzruszyła ramionami, wymykając
się z pomieszczenia i ubierając szybko w kurtkę. Nie miała nic przeciwko
spacerowi z dziećmi, ba! Była szczęśliwa, że to już normalne, że z nimi gdzieś
wychodziła. Uwielbiała małych kuzynów, którzy byli najsłodszymi dziećmi w
historii Grangerów. Zerknęła jeszcze okiem na zegar, obracając znów do
gromadki. Poprawiła wszystkimi szaliki oraz naciągnęła czapki, wreszcie
pozwalając opuścić dom.
-Idziecie do parku? – ojciec dziewczyny
stał na zewnątrz ubierając jeszcze choinkę. Tuż przy nim siedziała na śniegu
matka Hermiony, która w dość nieudolny sposób udawała, że pomaga.
-Idziemy ulepić bałwana – potaknęła,
machając im na pożegnanie. Pilnując by maluchy szły z dala od ulicy pozwoliła
sobie wreszcie na krótką chwilę zamyślenia. Uwielbiała zimię, uwielbiała śnieg
i uwielbiała święta. Ten nastrój, zjazd całej rodziny oraz radosne piski
bachorków sprawiały, że czuła się spełniona i dopasowana.
-Mionaa? – Ruby, która szła obok niej za
rękę z Nikiem, pociągnęła kuzynkę za kurtkę –Dlacego snieg jest bialy?
Hermiona uśmiechnęła się szeroko,
obserwując jak czekoladowe tęczówki dziewczyny wpatrują się w nią z rządzą
wiedzy. Mała, kochana Ruby była najbardziej dociekliwa z wszystkich dzieci. A
na dodatek z chęcią słuchała wywodów gryfonki, które potrafiły się ciągnąć
godzinami. Upewniwszy się, że James wraz z Michaelem wciąż grzecznie ubijają
śnieg, rozpoczęła ogólne objaśnienie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Helmiona! Są plezenty!
Piękne, brązowe tęczówki otworzyły się
gwałtownie, gdy trzy małe ciałka wskoczyły jej do łóżka. Ich właścicielka z
delikatnym uśmiechem zrzuciła z siebie maluchy, które już piszcząc biegły z
powrotem na dół. Wczorajszy wieczór był jak zwykle cudowny oraz pełny ciepła
rodzinnego. Dzieci śpiewały kolędy, a wszyscy dorośli zamiast mówić o pracy
skupili się na swojskich, przyjemnych tematach. Nawet wujek Robert – całkowicie
uzależniony od internetu, telefonów oraz pracy – śmiał się w niebogłosy
zapominając już o swoim cudownym sprzęcie zamkniętym w schowku.
-Mozemy juz lozpakować? – oczy Nicka
błyszczały pełne ekscytacji.
-Jasne – ciotka Helen siedziała na sofie
wśród swoich sióstr, popijając kawę. Hermiona z uśmiechem obserwowała, jak
bliskie osoby przyglądają się prezentom. Ojciec gryfonki usiadł na środku
odczytując podpisane paczki i podając małym pomocnikom. Wszyscy członkowie co
chwila wybuchali śmiechem albo komentowali swoje podarunki. Babcia opowiadała
tymczasem o starych zwyczajach. Hermiona wciąż parskając na widok rumieńców
kuzynów, którzy wykrzykiwali wciąż „KLOCKI LEGO” albo „Mazyłem o tym”, posprzątała
papiery i zaniosła nowe gadżety do swojego pokoju. Na jej łóżku leżała kolejna
sterta paczuszek. Z uśmiechem usiadła w rogu i sięgnęła po pierwszy kolorowy
kartonik. Dużo cukierków, wynalazków od Georga, który dopiero pozbierał się po
śmierci brata, nowy sweter od Pani Weasley. Westchnęła cicho i szybko sięgnęła
po kolejny prezent. Następny podarunkiem okazała się suknia balowa. Bordowy,
falisty dół i ciemniejsza góra z koronkowymi rękawami. Olśniewająca kreacja
zdumiała gryfonkę. Położyła ją na fotelu, zerkając na liście „Jak ją zobaczyłam to od razu mi się z Tobą
skojarzyła, Twoja A.”. Pokiwała
głową nad rozrzutnością Astorii. Od niej Ślizgonka dostała najnowszy album
Stonesów wraz z biografią Keitha Richardsa. Kolejny prezent był od Pansy wraz z
karteczką „Początek naszej
znajomości, xoxoxo
Pan”. Była to księga o ciekawym tytule „Tajemnice Wszechświata”, Miona wybrała
stronę chybił trafił i w pokoju pojawiły się po chwili gwiazdy i planety. Z
otwartą buzią patrzyła na prezent, który wyświetlał w półciemnym pomieszczeniu
kosmos. A potem zaczęła się śmiać, bo ona Parkinson podarowała teleskop ze zbiorem
gwiazd, z identyczną kartką. Następnym darem okazały się dwie rzeczy. Śliczna
bransoletka z srebrną sową na rzemyku i wielki pluszak przypominający węża.
Miał miły materiał, a kiedy go przytuliła znalazła karteczkę. „Wesołych Świąt,
kochana! Bransoletka przyjaźni i wąż strażnik. To nie jest zwykła przytulanka,
ale już pewnie wiesz. Całuję tysiąc razy, Milli”. Przytulanka strażnik? Gdzieś
o tym czytała, chyba jeśli położy się go obok cennej rzeczy, to pluszak ukąsi
złodzieja. Założyła symbol ich przyjaźni. Milli podarowała poradnik „Jak nie
zginąć przed ślubem” oraz książkę z Starożytnymi Runami, na których punkcie
blondynka miała obsesję. W następnej torbie znalazła wielki kuferek. Z
zaciekawienie otworzyła kłódeczkę i jej oczom ukazała się Myślodsiewnia.
Otworzyła zdumiona usta wyciągając pospiesznie liścik. „Wiem, że masz teraz
minę „jestem wkurzona, więc zwiewaj”, ale prezent trafiony, Szef Piekła –
Diabełek. PS. Wesołych Świąt, Hermiś!”. Pocieszyła się myślą, że sama również
postarała się o ciekawy prezent dla niego. Dwa bilety na U2, drugi ukochany
zespół Zabinigo. Została jej jeszcze jedna paczuszka. Otworzyła i jej oczom
ukazała się Historia Hogwartu w pierwszym wydaniu. Z okrzykiem radości
przewertowała strony i sięgnęła po kartkę z pudełka. „Wesołych, Granger”. Tylko
jedna osoba tak do niej mówiła. Dracon Malfoy. Zadowolona, że sama postarała
się również o cenny prezent dla niego odłożyła antyczne dzieło na bok.
Platynowy dostał od niej additi cogitationes, czyli dwa pierścienie ze szmaragdem, które
jak się je włożyło pozwalały odczytać drugiemu nosicielowi myśli. Bardzo
przydatne w walce i drogocenne. Hermiona zdobyła je cudem, sama zrobiła eliksir
i rzuciła zaklęcie.
Wszystkie prezenty ułożyła na biurku, a
papiery powyrzucała. Wtedy zauważyła, że nie dostała nic od Teodora. Może
zapomniał? Nie dziwiła mu się, w końcu jego babcia umarła, a brata wyczerpywała
choroba. Czując jednak lekki zawód wzięła piżamkę i poszła wziąć cieplutką
kąpiel. Przeglądając kolorowe czasopisma, rozgrzała się i rozluźniła. Po
godzinie, słysząc niecierpliwiącą się rodzinę wskoczyła w ubranie i poszła do
kuchni po herbatę. Pogadawszy z babcią oraz wujostwem, uciekła porywając jedno
ciastko na. W drzwiach jednak zaskoczona stanęła, a szklanka poleciała na
podłogę. Spodziewała się wszystkiego oprócz tego.
-Córuś wszystko dobrze? Coś się stało? –
zaniepokojony głos jej taty, wybudził ją z szoku.
-Nic, tato! Potknęłam się i upuściłam
herbatę! – posyłając pytające spojrzenie gościowi, kucnęła i zaczęła zbierać
kawałki szkła –Co ty tu robisz?
-Nic, wpadłem w odwiedziny – jego
zachrypnięty szept rozległ się tuż za nią. Po chwili dwie dłonie pomagały jej
zbierać pozostałości kubka –Nie wiedziałem, że aż tak się zdziwisz, Miona.
-No co? – podeszła do śmietnika,
przymykając kopnięciem drzwi -Nie codziennie wieczorem zastaję na swoim łóżku
ślizgona
-Zapewne wolałabyś widzieć tu INNEGO
ślizgona – droczył się, kiedy rzuciła się by go uściskać –Gryfiątko, przecież
widzieliśmy się dwa dni temu!
-Wiem – powiedziała, śmiejąc się kiedy przewrócił
oczami. Wskoczyła na łóżko, poklepując miejsce obok siebie. Chłopak i tak nie
czekał na zaproszenie tylko od razu władował się na miękki materac. Położył się
wpatrując w sufit, a brązowooka ułożyła się tuż obok niego. Często robili tak w
Hogwarcie. Leżeli obok siebie, rozmawiając albo myśląc, byle obok siebie.
Właściwie zastanawiała ją ta więź z Nottem. Sama przed sobą nie ukrywała, że
chłopak stał się dla niej bardzo ważny w te niecałe pięć miesięcy. Był jej
drugą połówką i w jakiś pokrętny sposób pokochała go. Tak jak kochała Harry’ego
miłością siostrzaną. Uwielbiała jego śmiech, charakterystyczny dla niego zapach
perfum kojarzył się z bezpieczeństwem, czarne oczy uspakajały, a cały charakter
chłopaka ją uzupełniał. Przy nim czuła się wolna i była po prostu sobą.
-Jestem tu też z innego powodu, H –
usłyszała jego cichy głos, popatrzyła w jego stronę. Czarne oczy wpatrywały się
w nią, a smutny uśmiech błąkał po jego twarzy. Obróciła się do niego przodem.
Jej towarzysz podniósł się by podejść do biurka. Wziął z niego małe pudełeczko,
chwilę później kucnął przy łóżku.
-Rozpakuj, Hermiono – posłał jej lekko
zawstydzony uśmiech –Sam chciałem Ci wręczyć prezent.
-Oo, Teo – usiadła i z miną pięciolatki
sięgnęła po nową paczuszkę. Ostrożnie wyjęła śliczną sukienkę. Z czarnego,
delikatnego materiału falowała lekko. Całe plecy i rękawy były z koronki.
Wcięcie w talii, a później rozłożysty dół dawało ciekawą kreację –Wow, jest
wow…
-Miałem nadzieję, że ci się spodoba, ale to
nie wszystko –posłał jej lekki uśmiech i obserwował kobiece ruchy. Hermiona
odłożyła sukienkę na bok siadając z powrotem na rogu łóżka, wsadziła nogi
pomiędzy klęczącego Notta. Z torby wyjęła małe pudełko, a otwierając wieczko
zaniemówiła. W środku na białej poduszeczce leżał najpiękniejszy pierścień jaki
kiedykolwiek widziała. Czarny onyks błyszczał na środku. Po bokach srebrne
wzory tworzyły resztę sygnetu. Kiedy przybliżyła go do twarzy jej usta lekko
się otworzyły. To co na początku brała za dziwne runy, okazały się tworzyć
zarys wilka.
-Podoba Ci się? – uniosła oczy i zobaczyła
jego zdenerwowaną minę. Pokiwała szybko głową otwierając i zamykając buzię –Daj
założę Ci go.
Delikatnie odebrał podarunek dziewczynie, biorąc
jej malutką dłoń, nasunął onyks na środkowy palec.
-Mój boże, Hermiona! – przerażeni
hogwartczycy podskoczyli i odsunęli się od siebie. W drzwiach pokoju dziewczyny
stała jej matka, patrząc to na córkę, na chłopaka i pierścień na palcu – Co..
Co to ma znaczyć?
-Mamo, to nie tak jak myślisz – zaczęła
powoli tłumaczyć, ale kobieta przerwała jej.
-Tak? To niby co to oznacza? Kochanie
jesteś w ciąży? – krzyknęła rodzicielka, sprawiając że babcia wraz z
większością dorosłych weszli na górę.
-Skarbie, co się dzieję?
-Nasza córka się zaręczyła! – Robert uniósł
wysoko brwi i popatrzył na swoją księżniczkę.
-MAMO!
-Ona musi być w ciąży!
-Hermiono..
-Zabezpieczaliście się?
-Kim ty w ogóle jesteś?
-Nie jestem w ciąży!
-PRZESTAŃCIE! – babcia ich uciszyła, a
potem z dobrotliwym uśmiechem weszła do pokoju wnuczki. Usiadła na łóżku,
spoglądając na wszystkich zebranych oraz uspakajając ich jednym spojrzeniem –Hermiono,
wytłumaczysz nam zaistniałą sytuację?
-Tak, babciu, dziękuję – westchnęła,
sięgając ślepo za siebie by chwycić dłoń przyjaciela -Po pierwsze NIE jestem w
ciąży, po drugie to nie były oświadczyny!
-Doprawdy? – Jennifer zmarszczyła brwi.
-Tak, ciociu – wywróciła oczami, unosząc
rękę by pokazać sygnet -Właśnie dostałam prezent na święta, a wy już dostajecie
jakiś schiz!
-Przepraszam, jeśli mogę coś powiedzieć –
Ślizgon po raz pierwszy zabrał głos, mierząc rodzinę Hermiony rozbawionym
wzrokiem.
-Oczywiście, kaczorku, mów mów – babcia
Mary posłała mu pokrzepiający uśmiech.
-Przepraszam, jeśli państwa przeraziłem –
skłonił głowę w kierunku jej rodziców -Ale to nie były oświadczyny. Ja i
Hermiona przyjaźnimy się i traktuję ją.. jak małą siostrzyczkę. Może źle to
wyglądało dla postronnego obserwatora, ale ja podarowałem Mionie pierścień. Ona
jest .. – zerknął z ciepłem na gryfonkę, która z uwagą przyglądała się
prezentowi –Jest ważna w moim życiu, można powiedzieć, że na prowadziła mnie na
dobrą ścieżkę i jestem jej za to wdzięczny. Jeszcze raz przepraszam za to nie
porozumienie.
.*.*.*.
Po raz kolejny Gryfonka przekonała się o
jego wyjątkowości. Jedną wypowiedzią przekonał jej nadopiekuńczych rodziców o
swoim czystych zamiarach. Godzinę później siedziała przy stole i śmiała się z
min Teodora, obserwującego telewizor. Babcia Mary zaprosiła „uroczego kaczorka”
na obiad i podwieczorek i po krótkich namowach, zgodził się. Zaczynali grać w monopol
wraz z dzieciakami, którzy zafascynowani kolegą kuzynki nie opuszczali ich na
krok.
-Macie, dzieciaczki. Babcia zrobiła
ciasteczka – ciotka Helen postawiła talerz łakoci obok nich –James, Nick, Ruby pomożecie
robić kakao?
-Nareszcie – prychnęła Hermiona, gdy
zostali sami –No to opowiadaj, jak ślizgoni?
-Nie wiem, nie miałem kiedy się z nimi
spotkać – Teo wsunął do ust słodkość, zerkając z ukosa na przyjaciółkę –Czy to
te nieziemskie, sławne i wspaniałe ciasteczka z Pokoju Życzeń?
-Tak, to te same tylko oryginalne –
przyznała, ciesząc się chwilą wytchnienia. Przy Teodorze wszystko było lepsze,
łatwiejsze oraz zrozumiałe –Czyli nie widziałeś się z nimi?
-Może i widziałem, ale nie mieliśmy okazji
by porozmawiać samotnie – ciemne tęczówki błysnęły –Wigilię tradycyjnie
spędzała moja rodzina z Malfoyami, Greegrass’ami oraz paroma innymi rodami
arystokracji, ale to raczej sztywny teatrzyk niż prawdziwie, mile spędzony
wieczór…
.*.*.*.
Po dwóch, trzech godzinach Teodor zaczął
się zbierać. Po długim pożegnaniu się z rodziną kasztanowłosej oraz obietnicy,
że niedługo wróci pozwolili mu wyjść. Z cichym pyknięciem teleportował się pod ogromny,
ciemny zameczek. Minął bramę i mijając pospiesznie schody wszedł do domu. W
holu czekał na niego wysoki mężczyzna. W ciemnych szaty wyglądał elegancko, ale
w równym stopniu mrocznie. Ciemne włosy opadały mu na oczy. Zaciskał mocno
usta, a w dłoni trzymał szklankę z wypełnioną do połowy Ognistą.
-Gdzie byłeś tyle czasu? – zapytał cicho,
przekrzywiając głowę i obserwując uważnie syna.
-Nieważne – burknął Teodor, przechodząc
dalej korytarzem.
-Nieważne? – starszy Nott parsknął ponurym
śmiechem, zaciskając mocniej palce na szkle -Wychodzisz rano, a późnym
wieczorem wracasz jakby nigdy nic. Czy ty wiesz, jak bardzo przeraziłeś swoją
matkę?
-Oj nie wciskaj mi kitu! – ślizgon
zachichotał drwiąco, wsuwając kciuki do przednich kieszeni –Nie chodzi o matkę,
a o to cholerne przyjęcie u Carrow’ów.
-Młody człowieku, jeśli myślisz..
Ciemnowłosy ślizgon wywrócił oczami,
ignorując kolejny wywód ojca. Nie zatrzymując się, wbiegł na pierwsze piętro,
zmierzając wprost do swojej zacisznej komnaty. Zatrzymał się raptownie, gdy z
pokoju na drugim krańcu wydobywało się światło. Wciąż wahając się na korytarzu,
przysunął się cicho do półotwartych drzwi. Był to średniej wielkości pokój o
ciemnych ścianach i słabym oświetleniu. Na środku stało duże łóżko, w którym
leżał mały chłopiec. Miał kruczoczarne włosy i bardzo blady odcień skóry. Pod
oczami widać było sińce, a różowe wargi lekko drżały. Cicho wszedł do pokoju,
siadając ostrożnie na brzegu łóżka. Powieki chłopca uniosły się lekko ku górze,
widząc jednak kto go odwiedza rozszerzyły się ze zdumienia i szczęścia.
-Teo! Słyszałem, że wróciłeś, ale nie było
cię podobno w domu – powiedział słabym głosem i uśmiechnął się nieśmiało –Nie
myślałem, że przyjdziesz tu do mnie.
-Właśnie wróciłem – popatrzył na brata spokojnie,
starając się zachować dla siebie zaskoczenie jego słabym wyglądem -Jak się
czujesz, Nathanielu?
-Lepiej, chyba – szepnął i cicho westchnął,
jakby chciał o czymś zapomnieć –Jak było w Hogwarcie? Opiszesz mi go?
-Nie jestem w stanie dobrać słów, ale
zrozumiesz to, kiedy sam ujrzysz go na własne oczy – pochylił się do przodu,
poprawiając chłopczykowi poduszkę. Kiedy spojrzał ponownie w szafirowe tęczówki
te błyszczały smutkiem, a jednocześnie dziwną mądrością, którą może mieć
dorosły człowiek. Oczy Nathaniela wyglądały zbyt staro jak na dziecko, zbyt
wiele rozumiał.
-Oczywiście – zgodził się cicho, jednak z
jego tonu dało się wywnioskować, że sam nie wierzy by miał szansę ujrzeć
wyśnioną szkołę za życia –Pachniesz ciastkami.
-Byłem u przyjaciółki, Hermiony. Jej babcia
robi wspaniałe ciastka – starszy z braci podniósł się, przeciągając ze
zmęczenia -Powinieneś pójść spać, Nate.
-Teo, opowiedziałbyś mi coś na dobranoc? – szafirowy
wzrok wbił się w Teodora, a różowe usteczka chłopca zadrżały –Ostatnio mam
koszmary..
-Pamiętasz je? – zapytał czarodziej,
ponownie przysiadając na miękkim materacu.
-Nie bardzo.. jest ciemno, a ja się nie
mogę obudzić – wyszeptał malec, pocierając grzbietem dłoni policzek –I się nie
budzę.
-To tylko koszmar – wymamrotał Teodor,
zaciskając pięści i po chwili je rozluźniając –Bajkę mam opowiedzieć?
-Ty nie znasz bajek – chłopiec zaśmiał się,
przewracając oczami -A może opowiesz mi o Herminie?
-Hermionie, jak już. W sumie czemu nie –
wrócił na swoje miejsce i zaczął opowiadać o nieznośnej gryfonce. Widząc coraz
weselsze spojrzenie Nathaniela, w głębi duszy podziękował pani prefekt, że
pojawiła się w ich życiu.
.*.*.*.
W tej samej willi po drugiej stronie
korytarza w ładnej sypialni siedziała kobieta. Rozczesywała długie, ciemne
włosy i cicho nuciła melodię. Usłyszała trzask drzwi frontowych, a później
głośne tupanie na schodach. Wpatrywała się w ścianę, kiedy jej mąż wszedł do pokoju.
-Gdzie był? – przerwała ciszę, obserwując w
odbiciu zmęczone oblicze ukochanego.
-Nie mam pojęcia, skarbie – mężczyzna
stanął za siedzącą żoną -Nie potrafię z nim rozmawiać.
-Nie mów tak, wszyscy przeżywamy ciężkie
chwile… Nathanielowi się pogorszyło..
Siedzieli parę minut w ciszy myśląc nad
przyszłością. Bali się o swojego malutkiego synka tak bardzo, jak i o
pierworodnego. Katerina Nott podniosła się, odkładając szczotkę na toaletkę. Wtedy
to się stało.. usłyszała cichy śmiech, śmiech ze snów, śmiech, którego nie
słyszała od tak dawna. Popatrzyła na męża, który marszcząc brwi ruszył w
kierunku sypialni ich najmłodszej latorośli. Poszła za nim, a kiedy doszli do
celu zaniemówiła. Teodor leżał na łóżku obok młodszego brata i opowiadał mu coś
wyraźnie podekscytowany.
-Wyobrażasz sobie moje zdziwienie? –
parskał starszy z jej synów, wspierając głowę na dłoni.
-Ale co było potem? – dociekał malec,
przygryzając policzek -Hermiona wyciągnęła Cię na dwór czy nie?
-Niestety.. udało jej się mnie namówić – ślizgon
wymamrotał coś, wzdychając -Chwilę później leżałem w śniegu, a ona piszcząc i
skacząc budowała bałwana.
-Fajnie.. – chłopiec widocznie zamyślił
się, spoglądając znów na starszego brata -A co oglądaliście w telezorze?
-Telewizorze – poprawiła odruchowo malca
Teodor, obserwując z rozbawieniem radość chłopczyka -Najbardziej podobał mi się
film z takimi ludźmi, którzy mieli miecze świetlne i..
-Miecze lepne? – powtórzył zaskoczony
Nathaniel, mrugając ospale.
-Świetlne – parsknął Wąż, śledząc palcem
wzór na pościeli -Przypominały trochę takie długie, świecące lizaki. Ale
widziałem dopiero dwie części Star Warsów, bo Hermiona zaczęła marudzić, że
oczy sobie popsujemy..
-Hermiona ma chłopaka? – Nate zacisnął usta
w cienką linię, wpatrując z uporem w towarzysza.
-Nie! – ciemnooki wzdrygnął się na myśl by
ktoś próbował tknąć tą dziewczynę, nie dość, że Malfoy spiskowałby jak się
pozbyć takiego głupca, to on miałby w głowie rozszalałą od nadmiaru emocji
nastolatkę -Ona jest trochę za stara dla Ciebie, Nathanielu.
-Nie myślałem akurat o mnie, tylko o Tobie
– odpowiedział cicho Natie, powoli zasypiając –Fajnie by było mieć kogoś
takiego tutaj, wiesz?
Starszy z braci obserwował malca, który z
delikatnym półuśmiechem oddał się ramionom Morfeusza. Nigdy nie myślał o Hermionie
w ten sposób. Ona była po prostu upartą Gryfonką, która swoim dobrym sercem
dopełniała jego zimne. Pogłaskał Nathaniela po głowie i opuścił ciemny pokój.
Uniósł brwi widząc stojących obok drzwi rodziców. Jego matka miała ślady łez na
policzkach, a w oczach nadzieję.
-O kim mu opowiadałeś, Teodorze, że się tak
śmiał? – spytała drżącym głosem.
-O znajomej – im nie miał zamiar opowiadać
o dziewczynie z brązowymi tęczówkami –Nie ładnie jest podsłuchiwać.
-Wiem, wybacz nam, ale kiedy twoja matka
usłyszała radosny głos Nathaniela, musieliśmy zobaczyć co się stało – jego
ojciec objął żonę i znów zmiażdżył syna wzrokiem –Nie widziałem nigdy byś tak
opowiadał o młodej Greengrass. Czyżby Hermiona była już kimś więcej niż Animae?
-Nie – syknął nastolatek i przejechał
dłonią po włosach –Hermiona to moja przyjaciółka, tak jak As. A nasza więź to
tylko dodatek..
-Więź, która sprawia, że dzielisz się z nią
magią, a nawet życiem to tylko dodatek? – pan Nott uniósł wątpiąco brwi,
wykrzywiając się w grymasie –Wydaje mi się, że nie zdajesz sobie sprawy jak
wielka jest siła tego związania.
-A mi się wydaje, że nie wiesz jak to mieć
jaką część kogoś w głowie, dzielić się nie tylko magią, a także uczuciami,
myślami i wszystkim innym – wycedził dość spokojnie chłopak, prostując ramiona
–Z każdym dniem stajemy się sobie bliżsi, a magia potężniejsza..
-Może zaprosiłbyś ją na obiad albo .. –
jego matka przerwała pełną napięcia ciszę, muskając opuszkami policzek syna.
-Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem –
burknął, starając się wyrzucić z głowy obraz przyjaciółki, która siedziałaby
przy stole wśród jego rodziny -Jeśli tak bardzo zależy wam na szczęściu
Nathaniela to może spędzajcie z nim więcej czasu. Kto dziś przyniósł mu
jedzenie? Kto pomógł mu dojść do łazienki?
-Skrzaty – szepnęła z bólem śliczna pani
Nott. Przyglądała się, jak jej syn odwraca się i mrucząc coś pod nosem wchodzi
do swojego pokoju.
-Chodź kochanie, położymy się już – silne
ramię męża oplotło ją w talii, przyciągając do ciepłego torsu. Katerina Nott
zmarszczyła czoło, wyplątując z uścisku ukochanego. Szepnęła, że musi pomyśleć,
wiedząc że on zrozumie. Mimo wszelkich kłótni czy odmiennego zdania kochali się
i rozumieli.
-Będę czekał – odprowadził ją do schodów
cicha obietnica męża, który zniknął już na ich piętrze.
-Wiem – odpowiedziała pustce, przymykając
powieki. Kiedy ostatni raz uciekała do biblioteki by pomyśleć? Kiedy słodkie
lata zmieniły się w zimne oraz niepewne czasy? Zaśmiała się gorzko, dobrze
znając odpowiedź. Pamiętała swój ból, gdy mały Nathaniel zwijał się na
posadzce, a krwawa kałuża wokół niego powiększała się z każdą chwilą. Pamiętała
przerażenie, gdy w końcu mogła objąć kruche ciałko dziecka. Pamiętała rozpacz,
kiedy nie reagował, a jego usteczka siniały. Pamiętała. A teraz pora spłacić
długi za wykradnięcie śmierci jej malutkiego synka.
Teodor zamiast położyć się, jak miał
zamiar, podszedł do okna. Chłodne powietrze uderzyło go w twarz, a znajomy las
przy domu wzywał. Ostrożnie wysunął się za parapet, stając na dachu. Powoli
stawiał stopy na śliskim poddaszu, przesuwając na krawędź i niczym małpa
zeskakując na stojące obok drzewo. Zagryzł wargę, gdy zimna kora obdarła mu
trochę wierzch dłoni. Zsunął się z łatwością na ziemię, kucając by światło z
salonu nie oświetliło jego sylwetki. Przemknął cieniem dalej, wciągając z ulgą
leśny aromat. Uwielbiał to miejsce, uwielbiał drzewa, które skrywały liczne
sekrety jego rodziny, uwielbiał znajome ścieżki wydeptane przez przodków.
Ciemne tęczówki błysnęły, gdy z prawej strony chłopaka wyłonił się wielki
zwierzak. Ogromny wilk przysiadł na tylnich łapach, przyglądając mu się
uważnie. Czarne futro sprawiało, że wilczur wtapiał się w tło. Jedynie lśniące
brązowe tęczówki ukazywały miejsce, w którym przyczaił się wilkor.
-Nigris – wyszeptał cicho Teodor, obserwując
z ciepłem swojego podopiecznego. Nie mógł się doczekać tej chwili. Momentu, gdy
znów będzie mógł stać się wilkiem, wolnym i szybkim. Na tym polegało właśnie
bycie wargiem. Mógł przenosić świadomość do swojego wilkora, stawać się nim i
dzielić myślami. Nie był jednak pewien jak to będzie teraz wyglądało, teraz gdy
pojawiła się więź z Hermioną. Czy wciąż posiadał rodzinną umiejętność warga?
-Prawdopodobnie na ten czas, gdy będziesz w
głowie Nigrisa, twoja więź z dziewczyną będzie zachwiana – ślizgon drgnął, gdy
ktoś usiadł obok niego na zwalonym konarze. Francis Nott przyglądał się
wnukowi, który gładził wielkiego wilka po głowie –Myślę, że powinieneś z nią
uzgodnić czy spróbujesz połączyć się z wilkorem. W końcu może to jej sprawić
ból.
-Myślisz, że w ogóle wciąż mogę to robić? –
spytał niepewny chłopak, uśmiechając lekko, gdy pomruk wydobył się z gardła
Nigrisa –Trudno jest mi sobie wyobrazić by będąc wilkiem dzielić umysł z
Hermioną.
-Teodorze, ty nie dzielisz z nią umysłu –
poprawił najstarszy z Nottów, wzdychając gdy kolejny zwierzak z legend wyłonił
się z mroku. Szarobury wilkor podreptał w ich stronę, kładąc głowę na kolanach
Francisa –Jesteście połączenie najstarszą magią, którą wspólnie potęgujecie. Możecie
nawiązywać telepatyczny kontakt, wymieniać myśli. Czujecie w pewnym stopniu to
samo, nie znaczy to jednak, że emocje przechodzą z osoby na osobę. Jeśli ona
kogoś pokocha, to ty nie zaczniesz nagle wyśpiewywać serenad dla kochanka
mugolaczki. Będzie mógł go nie lubić czy żywić inne uczucia, jakie czułeś
wcześniej. Jedynie trudniej ci będzie skrzywdzić taką osobę.
-Ale.. kiedy ona jest wściekła ja też robię
się zły.. albo gdy ona zaczyna się śmiać, ja również mam ochotę się uśmiechnąć –
wyznał dziadkowi, który był dla niego również mentorem. Mężczyzna pomagał mu
przejść przez połączenie z wilkorem, zrozumieć kim jest warg. W końcu on też
nim był. To taka zasada związana z krwią Nott’ów. Gen warga przechodził z
dziadka na wnuka, a nie na syna.
-Wasza więź rozwija się niesamowicie szybko
– stwierdził po chwili milczenia starzec, ciągnąc pieszczotliwie swojego
wilkora za uszy –Coś takiego powinno pojawić się po roku może osiemnastu
miesiącach. W takim razie nie tylko ty jesteś potężnym czarodziejem.
-Hermiona jest imponującą aurę jak na
mugolaka – zgodził się ślizgon, kopiąc butem grudkę śniegu –Mówi się, że to
najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny. Ja uważam, że jest nie tylko inteligentna,
ale i silnie magiczna.
-Jak ty – Francis Nott uśmiechnął się z
dumą, zerkając na wnuka.
-Bardziej niż ja – zaprotestował z
rozbawieniem potomek starca, gładząc z oddaniem długi nos wilka –Ja wychowywałem
się wśród czarodziei, uczyłem czarować jako berbeć. Ona została rzucona od razu
na głęboką wodę. Była tłamszona przez ślizgonów, obrażali ją, jej rodziców. A ona
z uniesioną głową wciąż popisywała się swoją wiedzą.
-Zaproś ją do nas – poradził zwykle dumny
mężczyzna, teraz jednak wyglądający na zrelaksowanego. Takiego Seniora Nott’a
widział tylko Teodor, kiedy obaj przechadzali się po ciemnym lesie wraz z
wilkami –Wiem, że matka już ci dziś to proponowała, ale myślę, że powinieneś to
zrobić. Powinna poznać rodzinę swojego Animae.
-Hermiona jest.. nie.. ona jest dobra,
dziadku, a ja nie chcę by wlazła w gniazdo węży – prychnął lekko zirytowany
chłopak, podnosząc wraz ze staruszkiem –Na dodatek ojciec byłby niemiły.
-Obrażasz mnie, młody człowieku, jeśli mówisz,
że nie potrafię zapanować na temperamentem własnego dziecka – sapnął wciąż
lekko rozbawiony senior, kierując z towarzyszem w stronę domu –Może twoja babka
była w tym lepsza, ale ja również potrafię nim pokierować.
-Ojciec jest nie do ujarzmienia – burknął zezłoszczony
nastolatek, wsuwając skostniałe palce do kieszeni kurtki –Tym bardziej teraz.
-To jest krew pradawnych, chłopcze, a mu
Nott’owi mamy zaszczyt wciąż być dziko magiczni jak przodkowie – mruknął Francis,
mrużąc powieki od jasnych pochodni stojących na tarasie –A teraz musisz być
miłosierny dla ojca. Stracił właśnie matkę.
-Ty straciłeś żonę, a nie jesteś zimnym
draniem, dziadku – zwrócił uwagę ciemnowłosy, zatrzymując tuż przy drzwiach i
zerkając na starszego mężczyznę, który obserwował z fascynacją płomienie.
-Annabelle jest gdzieś tam, może w końcu
odetchnąć po chorobie – powiedział ponurym tonem wdowiec, wskazując na
rozgwieżdżone niebo –Twój ojciec wie, że stracił najwspanialszą matkę jaką mógł
mieć, ale nie dostrzega tego, że ona go nie opuściła, Teodorze. Ty również
musisz zdać sobie sprawę, że babcia wciąż tu jest, wśród nas.
-Kochałeś ją, prawda? – spytał szeptem wąż,
po raz pierwszy dostrzegając zaszklone oczy zwykle oschłego arystokraty.
-Wciąż ją kocham – odpowiedział zamyślony
Francis, spoglądając na jedną z tysięcy jasnych punktów na ciemnym niebie. Teodor
wstrzymał oddech obserwując tą pełną uczuć scenę, postanawiając pozostawić
dziadka samego. Ostatni wieczór powinien spędzić z duchem utraconej miłości,
gdyż jutro przyjdzie ostateczny koniec. Ukochana Anabelle zostanie pochowana.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Draco Malfoy obudził się dość wcześnie, jak
na wolny dzień. Z ulgą uświadomił sobie, że dzisiaj jest wreszcie wolny. Nie
będzie musiał wkładać tych sztywnych, eleganckich szat ani przybierać maski
grzecznego synka. Może odsapnąć chodź na chwilkę, nacieszyć się momentem
swobody. Z leniwym uśmiechem przebrał się w dresy i wyskoczył do lasu pobiegać.
Odprężało go to, a myśli mogły swobodnie płynąć. No właśnie, ostatnio refleksje
go gnębiły. Ciągle chodził zamyślony, nieobecny. W jego głowie była dziewczyna.
Ta sama od czterech lat i teraz go odwiedzała w snach. Były one coraz bardziej ee..
zmysłowe? Ale nie mógł się powstrzymać by nie wyobrazić sobie smaku tych
malinowych warg, dotyku jedwabistych włosów. Aaa! Malfoy, biegnij!
Przyspieszył, a kropelki potu ozdobiły jego twarz. Po godzinie zmęczony, ale z
oczyszczoną głową wrócił do domu. W drzwiach minął Amandę, ich służącą, która
zarumieniła się delikatnie. Zimny prysznic oraz czyste ubrania przyniosły mu
większą satysfakcję niż normalnie. Kiedy wkroczył do pięknej jadalni, przy
stole siedziała już kobieta. Jasne włosy opadały jej falami na ramiona, a ich
właścicielka zamyślonym ruchem nakręcała jedno pasemko na palec. Dama miała na
sobie szmaragdową suknię, sięgającą kostek. Krótkie rękawy odkrywały mleczne
ramiona. Na nadgarstku błyszczała w słońcu srebrna bransoletka. Dostała ją na
rocznicę ślubu z mężem. Nie zauważyła jego przyjścia zaczytana w lekturze.
Niewielu wiedziało, że Narcyza Malfoy uwielbiała wkładać ogrodniczki i uciekać
do ogrodu. Ich sad był pełen różnorodnych kwiatów, które ojciec sprowadzał na
prośby żony. Matka Dracona zaczytana w lekturę o jakże ciekawym tytule „1000 sposobów na wyhodowanie morderczego
lotosu”, przygryzała wargę. Chłopak odsunął krzesło naprzeciwko i cicho usiadł.
-Dzień dobry, kochanie – uniosła błękitne
oczy okolone ciemnymi, gęstymi rzęsami.
-Dobry – mruknął, uśmiechając ciepło –Myślałem,
że nie zauważyłaś kiedy wszedłem.
-Jak mogłabym nie odnotować tego? – jasne
tęczówki błyszczały, a czerwone usta ułożyły się w szerokim uśmiechu –Jesteś
moim jedynym dzieckiem, zawsze wiem kiedy wchodzisz.
-To jest troszkę przerażające – parsknął ślizgon,
zerkając z rozbawieniem na wchodzącą do jadalni służbę. Trzy kobiety w
milczeniu zatrzymały wózek przy stole, układając na nim przygotowane śniadanie.
-Zrozumiesz, kiedy będziesz mieć własne
dzieci – zachichotała blondynka, unosząc filiżankę z niemą prośbą o dolanie
imbirowej herbaty. Najmłodsza pokojówka przysunęła się z imbryczkiem ostrożnie
dolewając pani domu picia. Rosanne miała kruczoczarne włosy zaplecione w
schludnego warkocza. Ubrana jak każda pomoc domowa w specjalny strój oraz koronkowy
fartuszek, wyglądała jak służąca na starych obrazach.
-Panicz, życzy sobie kawy czy herbaty? – druga
z pań uprzejmie spytała Dracona wskazując na drugi czajniczek.
-Herbatę poproszę – uśmiechnął się do
ciemnowłosej dziewczyny, która ze skinieniem przysunęła się by nalać mu
wskazanego napoju. Rosanne zerknęła na niego, czując zapewne, że się jej
przygląda, a czerwony rumieniec zdradził jej zawstydzenie.
-Dziękuję Caroline, Alexandro, Rosie,
możecie odejść - matka odesłała służbę machnięciem ręki, nie poświęcając minuty
by na nie spojrzeć. Narcyza była bardzo skomplikowaną osobą. Wśród tych
„arystokratycznych hien”, jak lubiła mawiać stawała się zimną, niewzruszoną
kobietą. W domu lub z przyjaciółmi była całkowitym przeciwieństwem. Uśmiechała
się i śmiała, a jej miłość do syna czy męża była widoczna. Rozpoznawała każdy
humorek Draco, każde zmartwienie jakie trapiło męża.
-Dzień dobry – wysoki mężczyzna wszedł do
pokoju. Platynowe włosy miał związane w kucyk, a żaden kosmyk nie ważył się
zepsuć idealnej fryzury. Luźna, szara bluza oraz spodnie dresowe wyglądały na
nim dość dziwnie dla pobocznego obserwatora. W Malfoy Manor był to jednak codzienny
widok –Draconie, dlaczego na mnie nie poczekałeś?
-Myślałem, że znowu zaśpisz, a potem
zwalisz winę na mamę, że Cię nie obudziła – platynowy uniósł brew, kiedy ojciec
zmarszczył gniewnie brwi –Jeśli dobrze sobie przypominam to tak właśnie było ostatnim
razem, czyż nie?
-Jeśli dobrze sobie przypominam, to Narcyza
przysięgała, że mnie obudzi, a tego nie zrobiła. I wcale nie zwalam winy na
twoją matkę – arystokrata pocałował żonę w policzek, siadając na swoim codziennym
miejscu –Co czytasz, kochanie?
-Hm? – kobieta poklepała ramię ukochanego,
nie odrywając wzroku od lektury -Tak świetnie.
-Właśnie dlatego, Draconie, kobiety są dla
nas największą zagadką świata. Jak nie pytasz o nic to marudzą, że się nimi nie
przejmujesz.. a jak coś mówisz to nie odpowiadają – Lucjusz Malfoy nałożył
żonie ulubioną sałatkę tym samym rozpoczynając śniadanie –Zastanawiałem się nad
zgoleniem głowy, co o tym myślisz, Cyziu?
-To wspaniale – blondynka odgarnęła ręką
włosy, nie będąc jednak zbytnio zainteresowaną wywodem męża.
-Smacznego – Lucjusz nałożył również sobie
potrawę, a machnięciem różdżki zabrał żonie książkę –Jedz, Narcyzo.
-Smacznego – odpowiedziała, prostując się i
posyłając im rozbawione spojrzenie –Co mówiłeś o tym goleniu głowy, Lu?
-Słuchałaś? – uniósł brwi zaskoczony. Jasnowłosa
przewróciła oczami, całując delikatnie jego dłoń.
-Ja zawszę was słucham, Lu – mrugnęła do
syna porozumiewawczo , upijając łyk herbaty –To co z tą głową?
-Nic, najdroższa – pan Malfoy otarł
serwetką usta, zerkając na Rosie, która weszła do pomieszczenia niosąc na tacy Prorok
Codzienny.
-Dziękuję, Rosanne – mężczyzna skinął głową
i zaczął przeglądać strony.
-Coś ciekawego? – Draco zainteresował się
widząc groźne iskierki w oczach ojca.
-Hmm, kolejne mordy na mugolach .. pojawiło
się parę ataków na mugolakach –Narcyza podniosła wzrok na bladego syna.
Wiedziała, że miłość do panny Granger jeszcze mu nie przeszła.
-Mugolakach? – ślizgon powtórzył cicho,
mrużąc powieki.
-Tak i .. – ojciec nie wyczuł napięcia w
głosie spadkobiercy, który odłożył sztućce.
-Koniec tematu – Cyzia podniosła się
gwałtownie –Te rozmowy zostawcie sobie na później. Pamiętajcie, że idziemy
potem na pogrzeb.
-To dzisiaj? – Lucjusz uniósł brwi,
odkładając na bok czasopismo.
-Tak – potwierdziła Narcyza, zaciskając
usta –Nie wiem jak Jonathan da sobie radę. Teraz matka, a niedługo syn.
-Masz kogoś? – Malfoy Senior popatrzył na
ślizgona, który z wrażenia aż się opluł herbatą –Draconie, tak nie przystoi
arystokracie.
-Wiem, przepraszam – nastolatek wzruszył
ramionami –Z nikim nie jestem .. na stałe.
-Doprawdy, synu? – starszy Malofy pokiwał
głową ze zrozumieniem, uśmiechając krzywo –Chodziło mi raczej czy idziesz z
kimś na pogrzeb?
-Tak, znaczy nie – Wąż pokiwał głową nad
swoją głupotą. Wiedział, że Teodor zjawi się z Granger, ale po cholerę prawie
to wygadał? -Z nikim się nie wybieram,
ojcze.
-Interesująca reakcję, Draco – parsknął rozbawiony
mężczyzna, przekrzywiając na bok z zainteresowanie głowę -Czemu nie poprosiłeś
wybranki?
-Bo.. nie ma żadnej wybranki – burknął młodzieniec,
zaciskając pod stołem pięści –Znam jedynie parę interesujących młodych dam, ale
nie wszystkie pochodzą z arystokracji..
-Z twojego wywodu zrozumiałem tylko, że
boisz się odrzucenia – Malfoy Senior uniósł kieliszek, mocząc usta w złotej
cieczy –Też kiedyś miałem wątpliwości co do swojej ukochanej, ale..
-Teraz stoi w drzwiach – obaj blondyni
podskoczyli, dopiero zauważając stojącą w drzwiach Narcyzę –I powoli zaczyna
się irytować, że jeszcze nie zaczęliście się szykować!
-Już mamo! – Draco wyszedł z jadalni, starając
zachowywać swobodnie mimo przeprowadzonej przed chwilą kompromitującej rozmowy.
Państwo Malfoy zostali jednak w jadalni mierząc się spojrzeniami.
-Skąd pomysł, że chodziło o Ciebie? –
Lucjusz podniósł się, uważnie obserwując zbliżającą się ukochaną.
-Hmm, a nie? – siostra Bellatrix
uśmiechnęła się chytrze, obejmując męża. Jego ramiona oplotły jej szczupłą
sylwetkę, a oczy świeciły radością.
-Nie jestem taki pewny – mruknął w jej
usta, które po chwili poczuły delikatne muśnięcie. Zamknął oczy, ale kiedy się
pochylił by pogłębić pocałunek, kobiety już nie było. Usłyszał jej śmiech i
tupot na schodach –Skarbie! Za co?
-Nie zasłużyłeś na więcej, Lu! – pokiwał
głową nad zachowaniem żony.
Chociaż miała już trzydzieści osiem lat, to czasem zachowywała się jak nastolatka. I za to ją kochał, za te wieczne iskierki w oczach. Za delikatne pocałunki lub namiętne noce. Za cichy śmiech, który odbijał się w korytarzu. Za błękitne tęczówki migoczące radośnie. Za to, że nie bała się go krytykować. Za synka. Za to, że mimo jego błędów była z nim. Za to, że ponownie musiał złamać własne obietnice, a ona to rozumiała. Za to, że kiedy widziała jego czarną szatę, maskę i tatuaż cicho wzdychała, tuliła, szepcząc cicho, że jest z nim. Za to, że dała mu cudownego spadkobiercę. Za to, że nauczyła go dobra. Za to, że nauczyła go czuć. I co najważniejsze, za to, że to z miliona czarodziei to jego pokochała. Za każde wspomnienie.
Chociaż miała już trzydzieści osiem lat, to czasem zachowywała się jak nastolatka. I za to ją kochał, za te wieczne iskierki w oczach. Za delikatne pocałunki lub namiętne noce. Za cichy śmiech, który odbijał się w korytarzu. Za błękitne tęczówki migoczące radośnie. Za to, że nie bała się go krytykować. Za synka. Za to, że mimo jego błędów była z nim. Za to, że ponownie musiał złamać własne obietnice, a ona to rozumiała. Za to, że kiedy widziała jego czarną szatę, maskę i tatuaż cicho wzdychała, tuliła, szepcząc cicho, że jest z nim. Za to, że dała mu cudownego spadkobiercę. Za to, że nauczyła go dobra. Za to, że nauczyła go czuć. I co najważniejsze, za to, że to z miliona czarodziei to jego pokochała. Za każde wspomnienie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Jeśli kiedyś umrę, to proszę postaraj się
bym miała pogrzeb na wiosnę. Nie chcę zostać pochowana na święta albo wakacje.
Dziewczyna poprawiła pasek, który się
rozwiązał i chowając później dłonie w rękawach czarnego płaszcza. Uniosła lekko
głowę obserwując jak śnieżynki migoczą w blasku latarni. Przeniosła z powrotem
wzrok na towarzysza, który wpatrywał się w prastary kościół. Strzeliste wieżyczki
oraz liczne gargulce dodawały budynkowi mrocznego uroku. ogromne drzwi były
otwarte, a co chwila przechodziły przez nie grupy ludzi. Nikt nie zatrzymał się
by przyjrzeć gmachowi, który zapewne miał ciekawą historię.
-Jeśli ja kiedyś umrę to rozsyp moje prochy
w lesie – Teodor obrócił się w jej stronę, kiwając głową w stronę wejścia –Gotowa?
-Chyba tak – gryfonka pokiwała potakująco,
ruszając tuż za ślizgonem. Szybko pokonali parę schodków, wsuwając się do
środka kościoła. Temperatura raczej się nie różniła, a ciepło jakie mogły dawać
unoszące się w powietrzu świece ulatywało z każdym podmuchem wiatru. Marmurowa podłoga
była popękana oraz wydawała się przetrwać trzęsienie ziemi. Ściany ozdabiały
liczne freski oraz ornamenty, a ocalały prawdopodobnie tylko dzięki zaklęciom
utrwalającym. Dość ciekawym widokiem były przyczepione do filarów obrazy, które
przedstawiały sceny ukrzyżowania Jezusa. Postacie nie poruszały się co było
zapewne oznaką szacunku dla Zbawiciela.
-Czarodzieje wierzą w Boga – Teo odpowiedział
jej cicho na nie zadane pytanie, łapiąc za rękę i pociągając dalej –W końcu
jeśli człowiek jest stworzony na wizerunek boski, to czemu akurat mają to być
tylko mugole? Bóg stworzył niemagicznych, magicznych czy inne mistyczne
stworzenia.
-Nie zdawałam sobie z tego sprawy – przyznała
prefekt naczelna, wzrokiem ogarniając liczne witraże które teraz zdawały się
świecić w zaciemnionym wnętrzu –Czy wasi księża są czarodziejami? Macie chrzest,
ślub?
-Czarodzieje nie mówią o tym otwarcie, bo
byłoby to kolejne podobieństwo do mugoli – ciemnowłosy westchnął, kierując
spojrzenie na stojącą przy ołtarzu trumnę –Księża są czarodziejami, ale nie
wszyscy. Niektórzy to mugole, którzy złożyli przysięgę milczenia. Jednak ślubu
udziela czarodziej, bo składamy magiczne przysięgi.
Hermiona skinęła głową, obserwując rodzinę
Teodor, do której się zbliżali. Matka chłopaka, Katerina, przyglądała się
krzyżowi za woalki, a jej wargi drżały nieznacznie. Obok niej siedział Jonathan
Nott, ojciec ślizgona, który wpatrywał się obojętnie w swoją rodzicielkę.
-Hermiono – dziewczyna wstrzymała oddech,
gdy z ławki podniósł się najstarszy z Nott’ów, którego widziała już u
dyrektora. Tym razem mężczyzna jednak nie unosił się, a ze spokojem jej
przyglądał –Dziękuję, że zgodziłaś się towarzyszyć mojemu wnukowi.
-Bardzo mi przykro z powodu pana straty –
powiedziała cicho, wyciągając dłoń by uścisnąć rękę starca. Nie umknął jej
błysk zaskoczenia w oczach Francisa, który zauważył sygnet rodowy –Utrata bliskiej
osoby..
-Boli, wiem – starszy pan przerwał nastolatce,
krzywiąc wargi w zimnym uśmieszku –Słyszałem już to, panno Granger.
-Proszę mówić mi po imieniu – Gryfonka uniosła
butnie brodę, marszcząc czoło –Chciałam powiedzieć, że utrata bliskiej osoby
jest bolesna, ale uczy nas doceniać bliskich. Oraz siły.
-Najmądrzejsza od czasów Roweny –
powiedział cicho dziadek Teodora, a jego spojrzenie złagodniało, a głos
ocieplił –Masz charakterek, Hermiono. Naprawdę miło mi ciebie poznać.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Hermiona po raz ostatni ścisnęła dłoń
Teodora, odsuwając na bok. Stali na starym cmentarzu, a kolejka arystokratów
zaczęła się ustawiać. Nim ktoś zwrócił na nią uwagę, umknę w kolejną alejkę,
pozwalając nogom ponieść kawałek dalej. Cała ceremonia była bardzo piękna,
wiele osób mówiło o Anabelle Nott jako osobie wielkodusznej oraz pełnej
miłości. Mugolaczka przyglądała się zdjęciu zmarłej, bez problemu wyobrażając
ją sobie właśnie tak jak mówili mówcy.
-Mogę się dosiąść? – Hermiona wyrwana z
własnych myśli, dopiero spostrzegła, że tuż przy ławeczce na której
przycupnęła, pojawił się niespodziewany towarzysz.
-Jasne – zgodziła się, uśmiechając delikatnie.
Chłopiec mógł mieć około siedmiu lat, a jego ciemne, zmierzwione włosy
przypominały strzechę Harry’ego. Blada twarz oraz zapadnięte policzki
sprawiały, że dziecko wyglądało jeszcze bardziej krucho. Co ciekawe ciemnowłosy
opierał się ociężali na kulach, jakby chodzenie sprawiało mu nie lada kłopot.
-Dziękuję – sapnął chłopczyk, opadając na
miejsce obok niej. W końcu zerknął na nią, a zarumieniona z wysiłku twarz lekko
rozjaśniła. Szafirowe tęczówki intensywnie ją lustrowały, a różowe usteczka
ułożyły w delikatnym grymasie –Jestem Nathaniel Nott.
Czyżbym była pierwsza?:)
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały, jak zawsze.
Bardzo fajnie opisane prezenty dla wszystkich i od wszysykich, tak przyjemnie mi się to czytało!
Myślałam że umrę ze śmiechu w momencie domniemanych oświadczyn Notta, czytałam ten fragment z trzy razy :p
Rodziny Notta i Malfoya sa bardzo interesujące, super ze wiemy o nich więcej!
Bardzo, bardzo przyjemny rozdział, tak, przyjemny to świetne słowo określające tę notkę. Idealny na poświąteczne popołudnie :)
Całuję,
Twoja Kercia ♥
Rewelacja, zresztą jak każdy. Super się czyta. TYLKO BRAK MI BLAISEA.
OdpowiedzUsuńTeo jest świetny <3 Dzięki Tobie pokochałam kolejnego bohatera xDD
Hermionę kocham a jej relacja z młodym Nottem jest piękna.
Bardzo mi się podobał fragment z prezentami, a fragment na cmentarzu i w kościele- cudowny!
No i jeszcze młodsze brat Teo...<3
Uwielbiam Cię!
Weny, zdrówka i czasu życzę!
Fajny rozdział :) Cudownie opisana atmosfera rodzinnych świąt w domu Hermiony- czułam się jakbym tam była! Ciekawy pomysł z zamykaniem telefonów na kluczyk, w niektórych domach bardzo by się przydał.
OdpowiedzUsuńTrochę brakło mi Dramione w tym rozdziale, ale za to ta końcówka z braciszkiem Teo jest świetna!
No i bardzo zaskoczył mnie opis Lucka w dresie, to było jedyne w swoim rodzaju ;D
Dużo weny, czasu i cierpliwości <3
/AM
Hej,
OdpowiedzUsuńTu Never i startuję z nowym opowiadaniem "Just Breathe". Serdecznie zapraszam do zapoznania się z Prologiem :)
zajawka:
"Urocza postać drugoplanowa. Jej wyjątkowe cechy wystarczały by mogła wybić się z tła postaci epizodycznych i czyniły z niej dobre wsparcie dla głównego bohatera. Oczywiście. Wkraczała do akcji w momencie kryzysowym i ratowała sytuację. Niewiele emocji. Jednostajne nastroje przez większość czasu. Tyle się w niej widzi.
Spokojna, mądra, wierna, ambitna – mówimy bez zastanowienia. Myślimy, że wiemy o niej wszystko. Nie tylko my. Większość.
A przecież zasługuje na więcej. Na znaki szczególne, słabości. Na prywatność.
Mówimy, że ją znamy, choć nie mamy prawa do takich słów."
Pozdrawiam i życzę weny!
ostatnie-dramione.blogspot.com
O kurcze. Tyle razy czytałam to opowiadanie i dopiero teraz przyszło mi do głowy. Czy to Francis był ukochanym Pani Annabelle, którą opiekuje się Arya??
OdpowiedzUsuń