Dobry wieczór wszystkim!
Spóźniony rozdział się pojawił! Wiem, że długi odstęp między postami, ale naprawdę się staram pisać jak najczęściej mogę :) Niestety mugolskie szkoły nie są Hogwartem, a nauczyciele zmieniają się często w prawdziwych śmierciożerców!
Mam nadzieję, że nie zanudzicie się!
Nienormalna ja,
Lupi♥
PS. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem! I liczę, że i tym razem będzie podobna ilość <3
Ginny zamknęła mocno powieki, czym prędzej
znikając w łazience. Puściła wodę w kranie, zrzucając z siebie ubrania i
rzucając je gdzieś w kąt. Ciepła kąpiel pozwoliła jej na moment wytchnienia, a
poczucie brudu oraz obrzydzenia zminimalizowało się odrobinę. Zadrżała, kiedy
jej oczy napotkały własne odbicie. Była przeraźliwie blada oraz wychudzona, a
oczy błyszczały nienaturalnie. Podskoczyła nerwowo, kiedy przez chwilę była
niemal pewna, że ciemnowłosa dziewczyna z lustra uśmiecha się do niej kpiąco.
-Weasley, nie wariuj – mruczała pod nosem,
trąc mocno gąbką po mlecznej cerze. W końcu stanęła znów na podłodze, starając
już nie zerkać na siebie. Mimo wszelkich prób wciąż wodziła niemrawym
spojrzeniem po wystających żebrach, drżących nogach albo zapadniętych policzkach.
Ubrana w porozciągany sweter, który matka
podarowała jej na ostatnie święta, swoje ulubione trampki oraz zwykłe dresy
poczuła się przez sekundę bezpiecznie. Jednak te brązowe tęczówki z lustra
śmiały się z niej bezustannie, a właścicielka tego mrocznego spojrzenia
przypominała o swoim istnieniu.
-Ej, Weasley? – koleżanka z pokoju
zastukała ze zniecierpliwieniem, wyrywając byłą rudowłosą z dziwnego amoku.
-Już – powiedziała cicho, zaskoczona
wrogością współlokatorki. Złapała torbę z książkami, wymykając się z
dormitorium. Musi znaleźć kogoś, kogoś kto jej powie co ona w ogóle wyprawia.
W Pokoju Wspólnym Gryffindoru nie było
lepiej, dziewczyny ze wzgardą odwracały się od niej, a płeć brzydka krzywiła z
obrzydzeniem. Spuściła głowę, starając odzyskać swój niezburzony spokój.
-Ginny? – z ulgą obróciła się do chłopaka,
który stanął przed nią. Jej wybawiciel okazał się w równie beznadziejnym stanie
co ona, a jego ból w tęczówkach promieniował. Rude włosy sterczały na wszystkie
strony, a usta zaciskały w wąską linię. –Wszystko okej?
-Nie, Merlinie, Ron.. ja nie wiem, co .. –
zamarła, gdy dostrzegła czerwony blask w znajomych oczach, a potem dziwną
dzikość –Ja.. spieszę się, przepraszam.
Wybiegła z wieży, słysząc że tamten ją
nawołuje. Nie wiedziała w sumie czemu ucieka przed bratem, ale pierwotny
instynkt kazał jej wiać. Przyspieszyła mknąc po korytarzach z zawrotną
prędkością. Odgłos stóp ścigającego zdawał się zbliżać, a ona miała przeczucie,
że wtedy to będzie koniec. Nie odzyska więcej chwili świadomości, zniknie już
na zawsze, a dziewczyna z odbicia nie podda się w walce o ciało tak łatwo.
-Co ty wyprawiasz? – cichy jęk wydobył się
z jej gardła, gdy zderzyła się z kimś na schodach. Uderzyła kolanem boleśnie o
stopień, ochraniając głowę przed niechybnym uderzeniem.
-Ja..
-Ginny! – opiekuńczy głos Ronalda przerwał
jej, a gryfon stanął tuż nad nią. Jęknęła cicho, przeczołgując się z
przerażeniem do wcześniej potrąconego nastolatka.
-Proszę.. – szepnęła, unosząc błagalnie
oczy na jak się okazało Malfoya oraz Zabiniego. Przełknęła dumę, łapiąc za
nogawkę mulata. –Nie idźcie..
-Ginevro, nic ci nie jest? – zadrżała,
czując jak lepka dłoń rudowłosego muska jej plecy –Odsuńcie się od niej,
kretyni. Moja siostra naćpała się czymś i teraz..
-To nie tak.. ja.. – zamrugała, kiedy nagły
gniew ogarnął jej myśli. Wciągnęła głośno powietrze, łamiąc pod naporem złości.
–Ja..
-Ginevro? – słodki szept Rona, nie wydawał
się już zły, a raczej przyjemny. Musi się jedynie oddać ciemności, a wszystkie
problemy zniknął. Nie będzie musiała się przejmować tymi szmatławcami,
zdrajcami. Nie będzie się zamartwiać o rodzinę, przyjaciół czy takich plugawych
osobach co Granger. STOP. Hermiona nie jest plugawa, Hermiona to jej
przyjaciółka.-Szlag! – męski krzyk rozdarł ją na pół, a mocny odgłos łoskotu przywrócił zdrowe myślenie. Poczuła metaliczny zapach krwi w ustach oraz piekący ból z tyłu czaszki.
-Nawet nie próbuj, Wieprzlej – zamazana
sylwetka znów zyskała na ostrości, a ona odczuła ulgę widząc bladego śizgona,
który uniósł różdżkę –Idź stąd, śmieciu.
-To moja siostra, Malfoy!
-To pójdź do McGonaggal i powiedz, ze ją
uprowadziliśmy – poradził uprzejmie Król Węży, uśmiechając nieprzyjemnie z
niemą groźba wypisaną na twarzy –A teraz zejdź mi z oczu, bo zaraz stracę
cierpliwość!
Nastolatka odetchnęła z ulgą, chwilę
później krztusząc się krwią, którą omal nie połknęła. Silne ramiona oplotły się
wokół niej, pochylając trochę do przodu. Zamrugała, spoglądając w przerażone,
brązowe tęczówki.
-Przepraszam, Weasley – Blaise Zabini pomógł
jej się podnieść, wciąż z troską zerkając na krew spływającą z ust dziewczyny
–Draco?
-Idziemy do Poppy – zakomenderował blondyn,
taksując uważnie uratowaną przez nich gryfonkę wzrokiem.
-Nienienienienienienienienie! – Ginny
pokręciła gwałtownie głową, czując rosnące mdłości –Hermiona.. proszę..
Hermiona..
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Hermiona zmarszczyła gniewnie brwi na widok
loków, które stały się jeszcze większym dzikim buszem niż ostatnio. Zacisnęła
zęby, pociągając mocniej za szczotkę, która za bardzo zżyła się z jej
kołtunami.
- Baby, take a chance! Baby, won’t you
dance with me.. – zanuciła w duecie z Mickiem Jaggerem, okręcając się dookoła siebie
na pięcie. Mocniej chwyciła rączkę szczotki, krzywiąc z bólu. Nawet chrypka Stonesów
nie umili jej porannego czesania.
-No nie.. – jęknęła cicho, rzucając ze
złością zepsutą zabawkę tortur na blat. Wyszła z łazienki, czując że ten dzień
jest irytująco męczący już o poranku. Właśnie wtedy jej spojrzenie padło na
okno, a szeroki uśmiech pojawił jak za pomocą magicznej różdżki. Niczym dziecko
wybiegła ze swojej sypialnie, wbiegając do pokoju naprzeciwko i wskakując na
łóżko ślizgona.
-Teodor wstawaj! – krzyknęła, potrząsając
śpiącym przyjacielem –Wstaawaj!
-Co się stało? – jęknął w poduszkę,
podciągając ciepłą kołdrę na głowę –Spać..
-Śnieg spadł! – roześmiała się, podskakując
nieustępliwie na materacu –Teo, spójrz!
-Salazarze.. już myślałem, że to coś
ważnego – rzucił zgryźliwie, odpychając jej ręce, które starały się ściągnąć z
niego ciepłą pościel –A ty mnie budzisz, bo białe błoto spadło?
-Sam jesteś białe błoto! – sarknęła z
oburzeniem, uderzając go w żebra –Śnieg, Teodorze, biały puch! Nie lubisz
śniegu?
-Niee, idźże mi stąd – trzask zamykanych
drzwi, poinformował go o obrażonej Pani Prefekt. Leżał jeszcze przez chwilę
nieruchomo, podnosząc się jednak ze stęknięciem –Salazarze, za co?
Wyszedł wciąż w piżamie z pokoju,
zaglądając od razu do sypialni gryfonki. Wiedział, że już nie zaśnie, a myśl że
jego bratnia dusza się boczy była równie upierdliwa, co twarz rudzielca. Granger
siedziała w fotelu, czytając z niesamowitą uwagą jakąś książkę. Powstrzymał się
przed roześmianiem, podchodząc do niej powoli. Pochylił się nad oparciem
siedzenia, chuchając jej w ucho.
-Cześć, skarbie – wymruczał z fascynacją
obserwując jak posyła mu znudzony, a wręcz obrzydzone spojrzenie. Dałby sobie
rękę uciąć, że gdyby to była jakakolwiek inna osoba już by miał ją owiniętą
wokół małego paluszka.
-Idź się wymyć, brudasie – burknęła,
odpychając jego dłoń, gdy chciał wyrwać trzymaną książkę –Już!
-Syczysz jak prawdziwa żmija – parsknął
śmiechem, uśmiechając krzywo –Czy to nowa moda?
-Co? – Hermiona przeczesała palcami włosy,
napotykając ułamany kawałek szczotki. Całkowicie już zapomniała o porannym boju
z lokami. Ciemnooki zaśmiał się, ostrożnie wyplątując z kołtunów maszynę do
tortur. Zrobił przy tym tak makabryczną minę, że Gryfonka nie powstrzymała
śmiechu.
-Twoje włosy są niebezpieczne – mruknął
jedynie, kierując się w stronę łazienki. Nie musiała się obracać by wiedzieć,
że nie wszedł od razu do środka. Stał chwilę w ciszy, przyglądając jej się z
delikatnym uśmiechem na zwykle ponurym obliczu.
-Miona? – Blaise jak to miał w zwyczaju
wszedł bez pukania, ignorując zasady savoir vivre.
-W kuchni jestem – odkrzyknęła, ale słysząc
czyjś szloch, szybko przeszła do salonu –Merlnie, co się dzieje?
Jej przyjaciel przytrzymywał Ginny, która
wręcz chwiała się na nogach. W chwili napotkania brązowych oczu dziewczyny
poczuła posmak żółci oraz nieprzyjemny dreszcz. Zapadnięta, szarawa twarz
Ginevry w zestawieniu ze strużką krwi płynącej z warg był przerażający. Kazała
mulatowi posadzić gryfonkę na sofie, przysiadając się bliżej.
-Hermiona.. – młoda Weasley otarła
policzki, w pewnym momencie kopiąc nogą w kant stołu. Rozległ się nieprzyjemny
dźwięk uderzenia, a siostra Charlie’go jęknęła.
-Ginny! – prefekt złapała przyjaciółkę za
dłoń, z przerażeniem odkrywając wychudzone ręce byłej rudowłosej. –Co Ci się
stało?
-Szliśmy z Draczem do kuchni, kiedy wpadła
na nas – odpowiedział Zabini, gdy młodsza uczennica milczała –Błagała nas byśmy
nie dali Weasleyowi jej zabrać.. no to nie pozwoliliśmy..
-Ron cię uderzył? – Hermiona musnęła
delikatnie napuchnięty policzek dziewczynki.
-Emm.. to moja wina – przyznał mulat,
krzywiąc się ze wstydu –Ugryzła mnie! No to dość.. mocno wyszarpnąłem nogę z
jej uścisku.. i poleciała na ścianę..
-Blaise! – Gryfonka otworzyła usta ze
zdumienia, nie wiedząc za bardzo czy jest bardziej przerażona, czy
zezłoszczona.
-To niego wina, Granger – blond włosy
ślizgon stawił się w obronie kumpla, wchodząc pośpiesznie do salonu. Postawił
na stoliku parę eliksirów, odsuwając na bok prefekt i kucając przed ofiarą. Z
profesjonalizmem dotknął palcami czoła ciemnowłosej, badając czaszkę –Teraz się
zamknijcie na moment..-Pomóc jakoś? – Hermiona od razu zaoferowała się, chcąc zająć czymś ręce.
-Mm.. Blaise zrób herbatę oraz gorący
wrzątek – Malfoy skinął na przyjaciela, nie odrywając oczu od pacjentki –A ty,
Granger, przynieś koc.
Dziewczyna pobiegła do siebie, rzucając na
podłogę i szukając pod łóżkiem dawnej zguby. W końcu musnęła palcami miły
materiał, który okazał się starym kocem. Otrzepała go, spoglądając na niego
krytycznym wzrokiem. Dlaczego był taki wyjątkowy? Kupiła go razem z Ginny na
ich pierwszych wspólnych zakupach na Pokątnej, a liczne dziury same zaszyły.
Możliwe, że dlatego koc wyglądał teraz nie najlepiej. Jego piękna bordowa barwa
wyblakła, a „szwy”, które odznaczały się kolorowo dodawały trochę groteski.
Magiczny był również sam fakt, że materiał miał cząstkę każdego z nich. W lewym
górnym rogu można było wyczuć twardy okrąg, który był niegdyś ulubionym
pierścionkiem Ginny. Harry zostawił po sobie ślad w postaci wszytego od środka
pióra Hedwigi. Ron zaskakując ich wszystkich postarał się i krzywymi nitkami
wyszył napis „To nie magia, to przyjaźń nas połączyła”. Zacisnęła usta, sunąc palcem po
nierównych zgrubieniach. Chciała by czasem cofnąć czas do tamtych czasów, ale
jednocześnie nie wyobrażała sobie już życia bez ślizgonów. Westchnęła,
wychodząc czym prędzej z pokoju, zaciskając na kocu mocniej dłonie. W tym
miejscu ona doszyła różne łatki materiałów z ich szat po pierwszym roku.
-Mam koc – położyła go na kolanach Ginny,
która z nieobecnym wyrazem twarzy wpatrywała się przed siebie –Co teraz?
-Mmmm? – spojrzał na nią trochę
nieprzytomnie, mrugając gwałtownie –Zobacz jak Zabini radzi sobie z herbatą i..
-Mogę wiedzieć co tu, u licha, się dzieje?
– Teodor uniósł brwi, stając w otwartych na oścież drzwiach łazienki.
-Nie mogę wejść do jej umysłu – Malfoy
obrócił się i ignorując zduszony okrzyk gryfonki, wbił ostre spojrzenie w
ślizgona –Coś mnie .. wypycha?
-Czy ty właśnie używasz leglimencji? –
prefekt skamieniała, ze złością mrużąc powieki –Malfoy!
-Jak to wypycha? – Teo zignorował sapnięcie
przyjaciółki, w trzech susach zmniejszając odległość między nimi. Stanął przy
blondynie, nie ukrywając ciekawości –Możesz przebić się przez bariery?
-Właśnie nie.. – Blaise przeszedł z aneksu
kuchennego, również zaintrygowany dyskusją obu mężczyzn –Jakby.. jakby mnie coś
wyrzucało!
-Umysł silniejszy wypiera umysł mniej
doświadczony – burknęła Gryfonka, a wszystkie oczy skierowały się na nią –Czytałam
trochę o tym. Tyle, że..
-Tyle, że to nie jest samo wypychanie –
mruknął Nott, kucając przed młodą uczennicą.
-Bo to nie jest ta sama Weasley – dokończył
Draco, zabierając z rąk mulata kubek. Wcisnął go Hermionie, popychając tak by
usiadła na fotelu –Pij.
-Myślałam, że to dla Ginn.. –
zaprotestowała brązowooka, zerkając z niepewnością na ich „lekarza”.
-To źle myślałaś – skwitował cicho,
zaciskając palce na jej dłoniach by upewnić się, że nie wypuści –To ty
wyglądasz jakbyś miała zejść na zawał, nie Weasley.
-Ale to ona jest.. – ponownie zaczęła się
wzbraniać, przestając oddychać kiedy pewna myśli przemknęła jej przez głowę.
-Opętana – wypowiedział na głos Teodor,
przekrzywiając na bok łepetynę. Z dziwną fascynacją oraz podziwem przyglądał
się młodej gryfonce.
-Nie.. – Hermiona zacisnęła powieki,
zastanawiając się kiedy jej życie przewróciło się do góry nogami.
-No jasne! – Dracon klasnął w dłonie,
uśmiechając krzywo –Tłumaczyłoby to jej dziwne zachowanie! Oraz te .. zmiany?
-Jest też wychudzona – dodał Blaise,
przysiadając na oparciu fotela gryfonki i łapiąc ją za dłoń. Nachylił się do
dziewczyny z troską zakładając jej kosmyk za ucho –Miona, okej?
-Ginny jest.. – schowała twarz w dłonie,
starając się uspokoić. Nie. Teraz nie był czas na jej płacz oraz rozżalenie.
Teraz najważniejsza była ta osóbka skulona na sofie. –Idziemy do Dumbledore’a!
-Ginny? – Nott złapał ciemnowłasą za
nadgasrtki chcąc zwrócić na siebie uwagę. Lekko zamglone tęczówki skupiły się
na nim, a blade wargi zacisnęły –Wiem, że trudno ci utrzymać kontrolę, ale..
jeśli odpowiedź będzie twierdząca mrugnij dwa razy, a jak przecząca raz. Okej?
– uśmiechnął się pokrzepiająco, kiedy zamknęła dwa razy powieki –Czy zdajesz
sobie sprawę, gdzie jesteś? Z kim i dlaczego?
-Blaise i ja idziemy po dyrektora – Malfoy
musnął dłonią ramię gryfonki, kiwając by podeszła bliżej do przyjaciółki
–Zajmijcie ją czymś.
-Dobra nasza, Weasley – Teodor przybrał
łagodny ton, rzucając twarde spojrzenie Hermionie. Kujonka zrozumiała przekaz,
ale potrzebowała chwili by podwziąć kolejne działania. Musi się pozbierać. Dla
małej przyjaciółki. Musi.
-Ginny? – Gryfonka usiadła przy młodszej
uczennicy, ostrożnie pochylając nad nią –Pamiętasz, kiedy…
W tym samym momencie brązowe oczy błysnęły,
a czerwony poblask zaświecił w zamglonym wzroku najmłodszej. Siostra Rona
poderwała się do góry, wyrywając z rąk zaskoczonej prefekt różdżkę. Końcem
wskazała na oszołomioną kujonkę, która obserwowała ze zdezorientowaniem ruchy
opętanej.
-Zamknij się! – wrzasnęła szaleńczo,
chichocząc pod nosem –Nie masz prawa się do mnie odzywać, szlamo!
-Gi.. – wykrztusiła zduszonym głosem
Hermiona, wciąż nie mogąc się poruszyć.
-Powiedziałam zamknij się! – dłoń bladej
nastolatki zadrżała, gdy tamta znów jęknęła pod nosem –Cicho. Cicho… Muszę..
ale.. Nie.. tak.. muszę.
-Proszę, Ginny, posłuchaj mnie – Nott
podniósł się powoli, zerkając ukradkiem na własną różdżkę leżącą na stole
pomiędzy nimi –To nie jesteś ty, a..
-ZAMKNIJ! SIĘ! – teraz już krwiste tęczówki
wbiły się z furią w ślizgona, który skamieniał. Wykrzywiony grymas pogardy
zakwitł na obliczu szalonej gryfonki –Nie.. nie.. nie. Szlamy muszą zginąć.
Muszą.
-Wiem – ciemnowłosy przekrzywił głowę, a
jego usta uśmiechnęły się zimno –Wiem i popieram Twój tok myślenia.. oni nie
zasługują na magię.
-Taak – szepnęła cicho agresorka, znów
chichocząc oraz mrugając szybko rzęsami –Nie zasługują..
-Popieram ideę Czarnego Lorda – Hermiona
zamarła zerkając z ukosa na przyjaciela, który z dziką fascynacją wpatrywał się
w młodszą dziewczynkę. Wiedziała, że grał, ale i tak słyszeć coś takiego z jego
ust.. było przerażające. –Gdy tylko skończę szkołę, stanę wśród jego
popleczników.
-Tak! Tak! Tak! – Ginny omal nie
podskoczyła, znów unosząc różdżkę i uśmiechając krwiożerczo do zastygłej
prefekt –Trzeba ich powybijać.. tak! Tak!
~Gdy krzyknę, masz rzucić się na ziemię ~
brązowowłosa sapnęła, kiedy myśl ślizgona prześlizgnęła się jej w głowie.
-Teo? – wyprostowała się, kiedy plan węża
stał się dla niej oczywisty.
-Już! – wrzasnął, sięgając z szybkością
godną żmii po różdżkę.
-Avada Kade..! – szaleńcza marionetka,
którą była siostra Rona, również dostrzegła spisek.
-Nie! – Hermiona złapała przyjaciela za
rękę, chcąc powstrzymać przed rzuceniem zaklęcia. Zrobiła to jednak w idealnym
momencie, w którym chłopak właśnie wypowiadał inkantację.
-Expelliarmus!
-Nic mi nie jest – mruknęła, otwierając w
końcu powieki. Jej wzrok odruchowo spoczął na pochylającym się nad nią
Teodorem, który z troską się w nią wpatrywał –Nic..
-Salazarze.. – mruknął wciąż drżącym
głosem, pomagając jej usiąść i rozglądając wokół. Miejsce na którym siedzieli
było całe, ale nie można już było tego powiedzieć o stole, który z
powyłamywanymi nogami leżał kawałek dalej. Gryfonka wciągnęła z sykiem
powietrze, odnajdując również opętaną uczennicę. Ginny leżała osunięta na
ścianie, z nieprzytomnie odchyloną na bok głową.
-Co się? – machnęła wokół ręką, starając
podnieść. Sekundę później opadła z jękiem na dywan, chwytając się za skronie
–Aua..
-Rzucałem rozbrajające, kiedy mnie złapałaś
– wyszeptał z poważną miną, podsadzając ją na sofę. Sam szybkim krokiem
podszedł do Ginervy, zabierając szybko różdżkę. –Jak wtedy siła zaklęcia
pomnożyła się.. parokrotnie i zamiast lekkiego odrzutu.. fiknęła trochę dalej.-Nic jej.. – załamała się, mrugając by odeszły zawroty.
-Nie – prychnął szyderczo, znów kucając
przy niej –Gorzej z Tobą.. nie wiem co mogło się stać..
-Pechowo, bo my też – Blaise pojawił się z
obstawą, przyglądając z przerażeniem pobojowisku –Ee..
-Liczę na ciekawą opowieść – Naczelny
skinął pielęgniarce oraz nauczycielce Transmutacji na nieprzytomną dziewczynę,
która została wyniesiona z pokoju. Sam obrócił się w ich stronę, z fascynacją
spoglądając na stykające się kolana prefektów. –Wasza aura jest.. intensywna.
-Gdy wyszli po pana, to.. – Teodor
rozpoczął streszczanie wydarzeń, widząc i czując, że Gryfonka nie da rady. W
trakcie opowiadania szare tęczówki dyrektora błyszczały, a nastolatki robiły
się zamglone. Wszyscy słuchali z ciekawością, spoglądając na tą dwójkę z
zaskoczeniem.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Ciemne oczy skupiły się z powrotem na dziewczynie,
kiedy tylko zamknęły się drzwi za profesorem Dumbledorem. Na twarzy chłopaka
pojawiła troska oraz niepewność, spowodowana obojętną miną nastolatki.
-Muszę.. muszę zebrać książki – powiedziała
w końcu, utrzymując cały czas uśmiech na twarzy. Odeszła szybkim krokiem,
wbiegając ciężko po schodach na poziom sypialni.
-Biedny rudzielec – Blaise opadł z
westchnieniem na sofę, przeczesując ręką grzywę włosów. Jego przyjaciel usiadł
na fotelu, potakując z zamyśleniem głową.
Teodor również przycupnął na siedzeniu,
starając zebrać myśli do kupy. Ginerva była opętana. Mała, ruda dziewczynka,
którą pamiętał jako wybuchową siostrę Łasica, zmieniła się nie do poznania. A
nikt, nikt nie pomyślał nad problemem oraz powodem tej metamorfozy. Zgrzytnął
zębami, wiedząc że to nie jego tok myślenia. Nie, te niechciane urywki o
„biednej oraz zasmuconej” Ginny przemknęły do niego z umysłu Miony. Musi w
końcu zacząć szukać pomysłu nad zablokowaniem tych.. przebłysków.
Dla niego Ginny Weasley jest nikim ważnym.
Nie znał jej dobrze, nawet nie rozmawiał wcześniej. Oczywiście dzięki więzi z
gryfonką, wiedział że rudowłosa była radosna oraz pełna energii. Mieszanka
uczuć Hermy sprawiała, że sam czuł się nie za dobrze związku z tą całą sprawą.
A to już było .. niefajne.
-Teo? – Malfoy patrzył na niego z
wyczekiwaniem oraz lekką drwiną –Aż tak się zamartwiasz Weasleyówną?
-A ty nie? – uniósł brew, rzucając mu
wyzywające spojrzenie.
-To zdrajczyni krwi – Dracon zacisnął usta
tuż po tym jak wypowiedział te słowa. Westchnął z irytacją, machnięciem różdżki
naprawiając stół.
-Można by w ten sposób określić również nas
– zauważył Blaise, kiwając na schody do dormitorium przyjaciółki –A nawet
jeśli.. zdrajca, mugolak czy arystokrata.. szkoda każdego.
Teodor nie mógł powstrzymać się od
prychnięcia, spoglądając z kpiną na blondyna. Wiedział, że Diabeł patrzy teraz
na niego z zaskoczeniem, ale to Malfoy był tym razem ciekawszym obiektem do
obserwacji. Nie chodziło mu zupełnie o wypowiedź Zabiniego, a jedynie o głupotę
Dracona. Chłopak sam siebie oszukiwał o niechęci do niższego statusu, a tym
bardziej o nienawiści do szlam. Mieli przecież obaj świadomość kim jest
wybranka smoczego serca, a tym bardziej, że obaj o tym wiedzą. Mogłaby to być
niezła karta przetargowa, o tak. Szkoda tylko, że tyczyła się jedynej osoby za
którą bez wahania oddałby życie.-Coś mnie ominęło? – mulat nie wytrzymał ich bitwy na spojrzenia, robiąc naburmuszoną minę.
-Nie, Nott jedynie robi łupie insynuacje –
blady dziedzic Lucjusza machnął beztroską ręką, uśmiechając z chłodem –Nie mam
pojęcia o co ci chodzi.
-O co mi chodzi? Jedynie o naszą rozmową,
kiedy to .. – niemal się roześmiał, kiedy szare oczy zmieniły się z twardych na
błagalne –Obiecałeś wypełnić przysługę. Idealny moment na omówienie szczegółów,
mój drogi.
-Przysługi? – Blaise zainteresował się
jeszcze bardziej, znając obyczaje Malfoya. Żadnych przyrzeczeń czy zobowiązań.
-Tak – Teodor spojrzał na obu towarzyszy z
rozbawieniem, przybierając jedwabisty ton –Ty również Zabini możesz mi pomóc..
-Doprawdy? – mulat parsknął śmiechem,
zacierając z uciechy ręce –Co w zamian?
-Adres pewnej uroczej blond mugolki – Nott
przybił sobie piątkę w myślach, stawiając wielki plusik przy kolejnym
wypełnionym etapie swojego szatańskiego planu.
Punkt następny?
Potter.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
-Kogo zabiłaś?
Pansy uniosła wzrok znad zeszytu,
spoglądając wprost na uśmiechniętego Marcusa. Ślizgon usiadł na sofie
naprzeciwko niej, posyłając rozbawione spojrzenie w jej kierunku. Ciemne włosy
ułożone do tyłu podkreślały ostre rysy oraz szafirowe tęczówki.
-Skąd taki pomysł? – spytała, układając
własne stopy na udach chłopaka. Flint wyszczerzył się jeszcze szerzej, kiedy
zobaczył grubaśne skarpety z pomponami.
-Zawsze, gdy zabijasz kogoś w swoim
opowiadaniu – zniżył głos do teatralnego szeptu, chwytając ja mocno za łydkę i
pochylając bliżej niej –Masz taki dziwny, przerażający wyraz twarzy!
-Jeśli chcesz już wiedzieć – westchnęła z
udawanym znużeniem, również szepcząc –Właśnie zginął pies głównej bohaterki!
-Pan Drops? – stęknął zaskoczony,
wyszarpując jej notatnik z rąk i szybko przebiegając wzrokiem tekst –Jak.. jak
mogłaś?
-Taki tam kaprys – skwitowała to
wzruszeniem ramion, wyciągając swój zeszyt z jego uścisku –Wiesz, jak to jest..
-No, od czasu do czasu, również mam ochotę
kogoś zabić – przytaknął, przewracając oczyma i krzywiąc –Avadka i po sprawie.
-Norma – potaknęła Parkinson, krztusząc się
już ze śmiechu.
-Norma – powtórzył, nie wytrzymując i
wybuchając gromkim chichotem. Teraz we dwoje zwijali się na kanapie, łapiąc za
brzuchy i ocierając policzki z łez.
-Lekarz zalecał ignorowanie takich.. ataków
głupawki – Astoria dosiadła się do nich, uśmiechając z udawanym wstydem do
oglądających Pan oraz Marcusa ślizgonów. Wszystkie ciekawskie spojrzenia
skupiły się gdzie indziej, posłusznie spełniając iluzję Królowej.
-Straszysz biedaków – wystękała z wypiekami
Pansy, siadając już w miarę normalnie.
-Muszą się kogoś bać, a takich kretynów
duszących się ze śmiechu nie będą – zripostowała panna Greengrass łagodząc
wypowiedź uśmiechem –Co was wprawiło w ten wyśmienity humor?
-Gadaliśmy o morderstwach i innych
rozrywkach – bąknął Gloomy, wzdychając ciężko od męczącego chichotu –Takie tam
wiesz.
-Aaha – potwierdziła wykwitnie dziewczyna,
odgarniając brązowe kosmyki z oczu –Lubię żelki. Bardzo.
-Co? – Pansy spojrzała na przyjaciółkę jak
na nienormalną, posyłając niepewny uśmiech Flintowi –Wszystko okej? Jakie
żelki?
-Wszystkie – siostra Daphne zaśmiała się
ochryple, kręcąc głową –Chciałam się dostosować do rozmówców.
-Kretynka – mruknęła Pansy, uśmiechając
szeroko. Przeczesała palcami włosy, czując jak przyjemna błogość wciąż jej
towarzyszy. Kochała za to swoich przyjaciół. Za to, że potrafią ją rozbawić i
utrzymywać stan lekkoducha przez tak długi czas.
-Ty milcz i zmieniaj coś w tym – zielonooka
machnęła ręką w kierunku zeszytu i rzuciła w przyjaciółkę piórem –Pan Drops ma
żyć. Możesz za to zabić Lottie albo Marlene.. A ty, Gloomy, powtórzyłeś dziś
zaklęcia?
-Zmieniasz się w Hermionę – mruknął cicho
siedmioroczniak, podnosząc z markotną miną i kierując do dormitorium.
-Say you love me to my face, I need it more
than your embrace! – Astoria zanuciła cicho piosenkę, mrugając szelmowsko to
zerkającej na nią Pansy.
-Jak to szło? „lekarz kazał ignorować ..” ?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Harry czasem nienawidził swojego życia.
Robił to na każdych eliksirach ze Snape’m.
Robił to na Turnieju, na każdym Halloween.
Robił to, gdy bolała go blizna.
Robił to, kiedy ktoś został zraniony, bo go
znał.
Robił to nałogowo.
-Nienawidzę – jęknął cicho by potwierdzić
to wszystko, ze stęknięciem obracając się w stronę towarzysza.
Teodor Nott, Dracon Malfoy oraz Blaise
Zabini.
Ich też chyba nienawidzi. A w szczególności
tego pierwszego.
-Podnoś się i od początku – blondyn
wyszczerzył się krzywo, klaszcząc z dopingiem –No!
Tak. Harry nienawidził chyba też siebie
samego, że nieumyślnie skazał siebie na to wszystko. Skrzywił się, podnosząc na
nogi i sięgając po różdżkę. Od dwóch tygodni cierpiał te katusze. Każdego
cholernego dnia spotykał się w Pokoju Życzeń z trzema Wężami słuchając ich
wywodów na temat Czarnej Magii. Pierwszy tydzień nie był zły, wręcz zaskakująco
ciekawy. Nott potrafił opowiadać o Mrocznych Sztukach z taką hipnotyzującą
nutą.. tak. Teoria była fascynująca. Gorzej już z pierwszymi godzinami treningu,
na których (o zgrozo!) pojawiła się tamta dwójka.
-Musisz myśleć przyszłościowo – Teodor
stanął przy nim, poklepując pokrzepiająco po ramieniu –Nie na tym co rzuca, ale
co pojawi się tuż później.
Jakby tego nie robił. Srebrne tęczówki
Malfoya błysnęły niebezpiecznie, kiedy tym razem to on miał stanąć przed
Wybrańcem. Harry wziął głęboki oddech, szykując się na lawinę szarych zaklęć.
Wciąż nie rozpoczęli samej czarnej magii, bo byłoby to zdaniem jego „mistrzów”
zbyt kuszące i niebezpieczne.
-Gotowy? – Teo zmierzył go kalkulującym
spojrzeniem, czekając na potwierdzenie.
-Jakżeby inaczej? – parsknął, unosząc w
pogotowiu rękę.
Pięć minut później…
-Wstawaj – burknął Nott, obracając się z
wymalowaną wściekłością na twarzy do kumpla z domu –Jeszcze raz rzucisz na
niego coś w tym stylu, to obiecuję przetrzepać ci tą pustą makówkę!
-Daj spokój, to tyl..
-Zaklęcie rozczepiające? Masz rację, co to
takiego? – Teodor zbliżył się do bladego chłopaka, ostrzegawczo mrużąc powieki
–Nie waż się tego powtórzyć!
-Bo? – parsknął ponuro Dracon, leniwie
bawiąc różdżką –Sam o to prosiłeś, Nottie.
-Powiem wszystko Hermionie – Harry
zaskrzeczał dziecinnie, przewracając oczami. Chwilę później unosił z
zaskoczenia brwi, gdy obaj kłócący się zamilkli. –Serio?
-Co „serioo”, Potter? – warknął Król Węży,
zaciskając z groźną miną pięści.
-Czy trzej straszni ślizgoni boją się..
Mionki? – spytał drwiąco Wybraniec, uśmiechając szerzej –No, no, no..
-Ona o tym nie wie – syknął Blaise,
wsuwając dłonie w kieszeń spodni.
-I się nie dowie – potaknął Potter,
przechylając na bok głowę –Czy to też była szara magia?
-Nie, to czarna – Malfoy przyznał
niechętnie, łamiąc z przeraźliwym zgrzytem podrabianą różdżkę. Sięgnął po swoją
prawdziwą, wsuwając ją bezpiecznie w kieszeń –Kończymy na dziś?-Mam dość – potaknął zgodnie Diabeł, również niszcząc magiczny patyk, służący do ćwiczeń.
-Ja was też – dodał swoje Złoty Chłopiec,
ignorując niechętny wzrok Teodora. Pożegnał dwóch ślizgonów jakimś pomrukiem,
obracając do ostatniego –Co?
-Mówi się słucham – ciemnowłosy wąż
uśmiechnął się z kpiną, chwilę później pochmurniejąc –To był chyba zły pomysł..
-Aż tak obawiasz się Hermiony? – zażartował
sobie gryfon, z ciekawością oraz lekkim żalem spoglądając na wysokiego chłopaka
–Czemu?
-Nie powinniśmy tu ćwiczyć.. albo używać
czarnej magii w końcu Pokój Życzeń to wciąż Hogwart – zauważył cicho Nott,
przeczesując włosy –Na dodatek nie bierzecie tego z Malfoyem na poważnie!
Staracie się utrzeć sobie nawzajem nosa, a nie..
-Dobra – zielonooki skrzywił się,
zagryzając nerwowo wargę –A co jeśli wiem, gdzie możemy bezpiecznie ćwiczyć? I
postaram się dogadać z tamtym kretynem?
-Spróbujemy drugi raz – odpowiedział po
chwili wahania Teodor, zaplatając ramiona na piersi i unosząc brwi –Gdzie?
-U samego Slytherina – Harry zaśmiał się
ponuro, zaczynając ustalać nowy plan działania ze swoim kompanem.
Pytanie jednak było inne, ważniejsze.
Czemu mu aż tak bardzo zależy na
kontynuacji?
Cóż, jak wspominał – nienawidzi siebie
samego.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Hermiona nie mogła się powstrzymać przed
uśmiechem, kiedy na stoliku przed nią pojawił się kubek z gorącą czekoladą. Podziękowała
przyjacielowi, pozwalając sobie na jednego, małego łyka. Ponownie skupiła się
na czytanym tekstem, słuchając jak Zabini wzdycha z rezygnacją. Mulat siedział
na fotelu naprzeciwko niej, tak jak ona po turecku i trzymając na kolanach
opasły tom. Zajmowali swoje stałe miejsca w bibliotece, mając jeszcze godzinę
do rozpoczęcia zajęć.
-O co chodzi? – spytała łagodnie,
obserwując wcześniej jego nieobecną minę.
-Chyba się zakochałem – bąknął pod nosem,
spoglądając na nią maślanym wzrokiem.
-O, w kim? – zaśmiała się, gdy jego oczy
ożyły, a fascynacja daną osobą mignęła w brązowych tęczówkach.
-Sekret – powiedział spokojnie, mrugając do
niej szelmowsko –Nie chcę zapeszać.
-I tak się dowiem – pokazała mu język,
ponownie wgłębiając się w lekturę. Mimo starań nie mogła się skupić na czytanym
tekście, a jej myśli powracały wciąż do wybranki mulata. Bardzo ją zaciekawiło,
że znalazła się jakaś dziewczyna, która zawróciłaby chłopakowi na tyle w głowie
by porzucił swoją karierę Casanovy. Musiałaby to być naprawdę wyjątkowa osoba.
Na przykład z wyglądem Astorii, bystrością Pansy oraz niewinnością Milli, a z
ostrym temperamentem jak Ginny.
Gin.
No właśnie.
Minęły już 3 tygodnie od feralnego dnia.
21 dni od kiedy magomedycy starają się
pomóc rudowłosej.
504 godziny od kiedy rzuciła wraz z
Teodorem zaklęcie rozbrajające.
30 240 minut od momentu, kiedy Ginny
poleciała na ścianę.
1 814 400 sekund od kiedy
Gryfonka straciła przytomność.
I zapadła w śpiączkę.
-Hermiona? – Blaise musiał dostrzec, że
zmienił się jej humor, bo teraz pochylał się do niej z troską –Co się dzieje?
-Nic – uśmiechnęła się, jednocześnie w
głowie odliczając kolejne cykanie zegara. Również od tygodnia Ron znalazł się w
Mungu, a zaklęcie Imperiusa plus opętanie walczyły z najbardziej wykwalifikowanymi
lekarzami magii. Nikt nie chciał powiedzieć głośno tego, co każdy wiedział.
Lord Voldemort.
Hermiona zacisnęła zęby, wyobrażając sobie
radość i satysfakcje Mrocznego Czarnoksiężnika. Zdobył parę zaufanych osób
przeciwnika? Zranił Harry’ego? A potem jeszcze posypał ranę solom, gdy okazało
się, że to jego sprawka? Trzy razy tak.
-Miona?
Wiedziała, że nie tylko ona czuła się
podle. Widziała wyraz oczu przyjaciela, gdy dyrektor opowiadał mu o wszystkim.
Słyszała krzyki pani Weasley, która krzyczała w Mungu. Dostrzegła złość nawet w
liście od Charliego, który starał się ukryć to wszystko za miłą osłoną. Ale
dość dobrze znała smokologa, na tyle by z pewnością dostrzec jego smutek.
-Nic mi nie jest – zapewniła przekonująco
obserwującego nią Blaise, sięgając po kubek z czekoladą. Umoczyła wargi w
gęstym, ciepłej słodyczy.
-Sprawdzisz mi ten esej na Transmutacje? –
mulat powachlował się wypracowaniem, robiąc błagalną minkę –Prooszę?
-Nie ma sprawy – parsknęła śmiechem,
odbierając tekst i rozpoczynając analizę. Jak się okazało na papirusie było
tylko jedno zdanie.
Jestem Twoim przyjacielem,
H.
Uniosła zdziwiona wzrok, napotykając
poważne tęczówki Diabła. Ciemnowłosy wyciągnął w jej stronę ramiona,
zapraszając do uścisku. Pozwoliła objąć się i przyciągnąć, a chwilę później łzy
moczyły bluzę ślizgona. Nie wiedziała nawet jak bardzo tego potrzebowała.
Mocnego uścisku. Ciepła. Przyjaciela.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Milli uśmiechnęła się szeroko, wbiegając po
schodach na poziom dormitoriów. Zaczęła już spokojniejszym krokiem przemierzać
korytarz, ignorując zaciekawione spojrzenia chłopców. Uniosła wyżej brodę,
zachowując jak na arystokratkę przystało. W końcu przystanęła i bez pukania
otworzyła dębowe drzwi.
Pokój chłopców był na pewno większy niż zwykłych ślizgonów.
Trzy duże łóżka stały pod ścianami, a całe pomieszczenie zostało jakby podzielone
na trzy części. Jedna z nich należała do Peregrine’a Derricka, znanego
kobieciarza w Slytherinie. Blondyn stał przy biurku oraz wykrzywiał złośliwie
wargi w jej kierunku. Środkowe posłanie zajmował Lucas, który przeniósł się do
nich dwa lata temu i już zdobył przydomek kujona wśród Węży. Jak można by się
było spodziewać siedział właśnie na ziemi w otoczeniu pergaminów oraz książek. Jednak
to właśnie ostatni kawałek pokoju ją interesował, ten najbardziej skryty w
głębi oraz cieniu. -Marcusie? – uwielbiała smak jego imienia na języku, wydawało się takie miękkie, a jednocześnie ostre. Przystojny siódmioroczniak obrócił się, kiedy tylko chrząknęła. Czarne roztrzepane włosy opadały mu na oczy, a z końcówek kapały kropelki wody. Ślizgon miał na sobie rozpiętą koszulę oraz luźne dresy, które opadały mu nisko na biodrach.
-Mills – blondynka powstrzymała się przed rzuceniem w ramiona młodego mężczyzny, spoglądając ponad ramieniem ukochanego. Na jego łóżku leżała sobie bezczelnie Jessamine Roppers, która chodziła na ten sam rok co Gloomy. Szatynka obrzuciła ją pogardliwym wzrokiem, poprawiając krótką spódniczkę.
-Witaj, Jess – panna Bulstrode zdawała
sobie sprawę, że tamta przyszła tu uwieść Flinta. Zawsze miała chrapkę na
ślizgona, przez co blondynka spędziła niejedną noc ze łzami w oczach. Taak,
Jessamine uwielbiała się przechwalać, że jest jedyną dziewczyną, która lądowała
w ramionach Marcusa parę razy na miesiąc.
-Millicento – ciemnowłosa podniosła się z gracją,
przystając przy narzeczonym dziewczyny i muskając ramieniem węża –Możemy ci
jakoś pomóc?
-Ty akurat nie, ale dziękuję za troskę –
Księżniczka Slytherinu przewróciła oczami, rzucając ostre spojrzenie na
wyraźnie rozbawionego nastolatka –Ale ty, Flint, owszem. Robię właśnie z
Astorią – podkreśliła imię przyjaciółki, pamiętając że przed nią mają respekt i
najstarsze czarownie w Slytherinie –Listę gości. Możesz mi przypomnieć imię
Twojej ciotki od strony prawują? Tej, która zaprosiła nas w wakacje na
przyjęcie?
-Ciocia Charlotta? – Marcus uniósł brew, a
w szafirowych tęczówkach błysnęła kpina –Kochanie, już się pogubiłaś?-Co to za lista? – Jessie połknęła haczyk, marszcząc czoło i zerkając to na młodszą koleżankę, to na kochanka –O co chodzi?
-Robimy z Torią pierwsze plany ślubne –
powiedziała słodko zadowolona z siebie blondynka, uśmiechając do obserwujących
scenkę przyjaciół ukochanego –Jest tyle do zrobienia!
-Ślubne? – powtórzyła niepewnie szatynka,
zaciskając z wściekłością usta.
-Marcus i ja zaręczyliśmy się trzy tygodnie
temu – Milli przestała owijać w bawełnę, podchodząc w dwóch susach do
narzeczonego i odgradzając go od zauroczonej panienki –Nie czytasz gazet?
-Dziś wróciłam po miesięcznej nieobecności, gdzie nie miałam zbytniego dostępu do newsów świata –
warknęła czarownica, mrużąc powieki –Jak to się zaręczyliście?
-Jak kogoś kochasz, to padasz przed nim na
kolana i prosisz by spędził z Tobą resztę życia – Gloomy odezwał się po raz
pierwszy, obejmując od tyłu nerwową blondynkę. Posłał byłej chłodny uśmiech,
muskając ustami czoło narzeczonej –A ja miałem to szczęście i Milli powiedziała
mi .. tak.
-Ona nie da Ci tego co ja – stwierdziła z
goryczą ciemnowłosa, odgarniając pukle na plecy –Popełniasz błąd, najdroższy.
Zanim blondynka zdążyła się odezwać, tamta
już wyszła. Ślizgona wpatrywała się chwilę w zamknięte drzwi, obracając w końcu
do chłopaka. Marcus zrobił krok w tył, unosząc do góry ręce oraz robiąc
niewinną minkę.
-Flint? – wysyczała jego ukochana,
odrzucając słodką maskę, a przybierając wściekłą –Masz dobre wytłumaczenie
zaistniałej sytuacji?
-Kobiety do mnie lgną – zaryzykował żarcik,
ale rozwścieczył tym nastolatkę jeszcze bardziej.
-Doprawdy? – parsknęła śmiechem, celując
palcem prosto w jego serce –Dawaj mi pierścionek!
-Sama mówiłaś, że nie chcesz się obnosić z
naszymi zaręczynami – burknął straszy ślizgon, posłusznie podchodząc do kufra i
wyjmując małe opakowanie. Po pamiętnym pocałunku w ogrodzie oraz deklaracji, że
są razem blondynka odmówiła noszenia ozdoby. Zarumieniona poprosiła by zachował
póki co pierścień rodowy Flintów przeznaczony dla małżonki Marcusa na później,
bo w Hogwarcie nie wypada tak z nim bezceremonialnie paradować.
-Zmieniłam zdanie – powiedziała o wiele spokojniej,
pozwalając mu nasunąć na palec śliczny sygnet. Znalazł swoje miejsce przy
innym, tym Bulstrodów, błyszcząc w świetle lampy. Ślizgon musnął jej dłoń
ustami, uśmiechając z zadowoleniem.
-Nie można było tak od początku? –
prychnął, splatając ich ręce i przyciągając ją bliżej –Nie byłoby wtedy takiej
sytuacji jak ta.
-Czy ty.. – Milli zgrzytnęła zębami, kiedy
iście szatański plan Gloomy’ego zaświtał jej w głowie –Czy ty właśnie to
wszystko zainsunowałeś? Jess?
-Tak. Chciałem byś była zazdrosna –
potaknął, a jego oczy błysnęły rozbawione –A Jessie sama się napatoczyła.
-Wykorzystałeś ją by wzbudzić we mnie
zazdrość i..
-Zmusić do założenia sygnetu? –
zachichotał, całując ją lekko w malinowe usta –Kocham Cię.
-Drań – mruknęła, pozwalając pogłębić
pocałunek. Poczuła jak upadają na materac, a chłodna pościel otula ją. Ślizgon przygniótł
dziewczynę sobą, zsuwając pocałunki na szyję ukochanej –Lucas i.. P..
-Wyszli – wyszeptał, zwracając uwagę na
puste pomieszczenie. Milli nie pamiętała momentu, kiedy tamta dwójka się ewakuowała.
W ogóle teraz nic nie miała w głowie oprócz ciepłych ust muskających ją w
słodkiej pieszczocie. Westchnęła cicho, obejmując nogami biodra ślizgona oraz
gładząc rękoma umięśniony brzuch ścigającego. Chłodne kropelki ściekające z
jego włosów znaczył wzory na jej nagich ramionach. Kiedy znikł jej sweter? Nie miała
pojęcia, a jeszcze bardziej chwili, gdy została w samej bieliźnie.
-Mar.. cus – jęknęła, spoglądając prosto w
szafirowe tęczówki. Flint odepchnął się od posłania, przekręcając na bok. Oddychał
głęboko oraz głośno jak ona sama. Blondynka zadrżała, czując się dziwnie pusto
bez jego dotyku.
Nie potrafiła wytłumaczyć swojego
zachowania, to na pewno. Raz się do niego uśmiechała, kusiła, a potem
odrzucała, jak teraz. Tyle, że wizja zbliżenia intymnego z narzeczonym trochę
ją przerażała. Cały ten temat był dość.. interesujący, ale i tajemniczy. Chciała
by pierwszy raz był właśnie z nim. Wyobrażała sobie to od dłuższego czasu, a
Gloomy był jedynym kandydatem do tego zadania.
-Nie jestem gotowa – dokończyła własnym
monolog na głos, układając tak by móc obserwować narzeczonego. Dotknęła palcami
jego nagich pleców, obawiając reakcji znanego powszechnie kobieciarza.
-Rozumiem – mruknął, również przekręcając w
jej stronę. Błękitne oczy biły ciepłem oraz miłością, a opuchnięte wargi
układały w uśmiechu –Nigdzie mi się nie spieszy.. po prostu potrafisz tak
bardzo prowokować.
-Serio? – zarumieniła się, drżąc pod czułym
muśnięciem dłoni Flinta na policzku.
-Serio, serio – potaknął, podciągając na
nich aksamitną kołdrę. Przyciągnął ją do siebie, całując delikatnie w nos –Nie mogę
się doczekać momentu, gdy mój sygnet znajdzie się na odpowiednim palcu. Jako mojej
żony, a nie narzeczonej.
-Ja też – przyznała cicho, wzięła głęboki
wdech, wciągając zapach mydła ukochanego –Czy naprawdę masz ciocię Charolttę?
-Niee – zaśmiał się głośno, omal nie spadając
z łóżka –Ale ciocię Felicity.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Jedynym źródłem światła był księżyc oraz
gwiazdy, które błyszczały wysoko na czarnym niebie. Raz na jakiś czas wszystko
ogarniała ciemność, gdy ciemna chmura przemykała przez biały rogal. Cichy szum
liści brzmiał niczym celtycka pieść, przekazywana od tysiącleci. Tafla jeziora
falowała, dodając swoją własną muzykę do zawodu Zakazanego Lasu.
Dziewczyna przystanęła przy ogromnym oknie,
wyciągając przez nie dłoń. Chłód bijący od ścian wieży był otumaniający. Lekki powiew
poderwał do góry niektóre pukle, bawiąc się nimi oraz plącząc. Na szczupłą rękę
opadł biały płatek, szybo znikając pod wpływem ciepła. Cichy pomruk wśród sów
rozległ się w momencie, gdy nastolatka usłyszała zgrzyt otwieranych drzwi. Zignorowała
przybysza, skupiając się na złapaniu kolejnej śnieżynki.
-Czemu nie śpisz? – drgnęła, unosząc wzrok
znad pięknego widoku i obracając powoli do towarzysza. Chłopak wydawał się
bledszy niż zwykle, jego cera mogła mieć odcień śniegu, który ledwo co pokrywał
błonia. Również oczy biły dziwnym srebrnym blaskiem, który nie był aż tak
hipnotyzujący wciągu dnia.
-A ty? – spytała równie cicho, z trudem
odwracając spojrzenie od ślizgona. Przypominał teraz prawdziwego anioła, od którego
promieniował spokój oraz pewność siebie. Nie mogła się powstrzymać przed
kolejnym zerknięciem na niego.
-Chciałem wysłać list do mamy – uniósł kopertę
na potwierdzenie słów, opierając nonszalancko o framugę okna. Wygiął w uśmiechu
ustaw, a dziwny błysk zamigotał w szarawych tęczówkach –Twoja kolek, Granger.
-Ja wysyłałam list babci – pogładziła opuszkami
chłodną balustradę, która chroniła ich przed upadkiem –Coś się stało Twojej
mamie?
-Zachorowała – przyznał ponuro, strzepując z
podłogi wzbierającą się kupkę śniegu i posyłając ją w dół –A Twojej babci?
-Zdawałam relację z tygodnia – wzruszyła ramionami,
skupiając się na niemyśleniu o bliskości Węża. Nie przypominało to tej
bliskości z ich tańca, ale.. było zbyt intymne. –Mogę cię o coś zapytać?
-Pod warunkiem, że ja też będę mógł –
uniósł brew, kiedy skinęła niechętnie głową –Strzelaj.
-Dlaczego wezwałeś specjalistów na początku
roku, gdy.. byłam nieprzytomna? – szybko wybrała jedną dręczącą ją zagadkę z
całej listy pytań do chłopaka.
-Myślę, że mogłabyś się sama tego domyśleć –
parsknął śmiechem, odchylając jednak niezauważenie w cień by nie dostrzegła bólu
na jego twarzy –Teraz ja.
-Nie! – krzyknęła oburzona, strasząc
pobliskie ptaszyska. Chrząknęła, czując piekące na policzkach rumieńce –Mam prawo
zadać jeszcze jedno.
-Proszę bardzo – wyszeptał, zaskakując ją
delikatnym tonem oraz rozbawionym wzrokiem –Wybierz mądrze, Granger, nie będzie
więcej szans.
-Dlaczego mnie nienawidzisz? – spytała w
końcu tak cicho, że sama nie była pewna co powiedziała. Poczuła chłodny dotyk
palców na swoim nadgarstku, który spowodował mimowolnie dreszcz. Uniosła niepewnie
głowę, dając się porwać płynnemu srebru oczu Malfoya.
-Bo tak jest bezpieczniej – wymamrotał,
dotykając niepewnie jej policzka. Chwilę później dziwne uczucie mignęło na jego
twarzy, a on zrobił gwałtowny krok w tył –A tak naprawdę, to Twoje pytania są
na poziomie dzieciaka, Granger.
-Jak to bezpieczniej? – zignorowała jego
komentarz, wciąż rozpamiętując moment ciepła wpatrzonych w nią oczu. Teraz zerkały
na nią z rozbawieniem i ociupiną kpiny.
-Moja kolej, pani prefekt – zauważył z
cwaniackim uśmiechem, wsuwając dłonie do kieszeni –Co robisz w następny
weekend?
Kocham twojego bloga i wszystkie rozdzialy! Mam nadzieje że bd teraz wiecej dramione ❤️
OdpowiedzUsuń~Lena
Już niedługo będzie więcej i Hermiony, i Draco sam na sam :D
UsuńDziękuję za komentarz <33
cudowny rozdział :) najbardziej podobał mi się moment z wyznaniem przyjaźni blaisa, to było słodkie; no i końcówka... hermiona zadawała mądre pytania, a draco - praktyczne ;)
OdpowiedzUsuńBlaise bywa uroczy równie często co komiczny :3
UsuńCieszę się, że zwróciłaś uwagę na ten moment!
Pozdrawiam ciepło,
L.L♥
Oho! Czekam.jeszcze na więcej o przyjaźni Herm/Blaise :D
OdpowiedzUsuńPostaram się specjalnie dla Ciebie w najbliższym czasie napisać więcej o ich relacji :3
UsuńMoże za następny, następny ... xD
Ściskam,
L♥
O Jezusie... Fantastyczne! Tak mnie wciągnęłaś, że nie zauważyłąm jak minęło 20 minut!
OdpowiedzUsuńBLAISE<3 Ja go KOCHAM w tym wydaniu, naprawdę!
I jeszcze Hermiona i Draco... Nie mam słów!
Jesteś geniuszem. I jeszcze do tego fantastycznie piszesz, zaciekawiasz...
Genialna jesteś!
Weny i czasu (!) życzę :)
DZIĘKUJĘ <3<3<3
UsuńCzytając Twoje komentarze mam większego banana na twarzy niż mój czteroletni kuzyn, gdy widzi żelki!
Ja też kocham Zabiniego równie mocno co Notta czy Draco! Można ześwirować od nadmiaru ślizgonów, ale oni bywają tacy ... <3
Naprawdę dziękuję!
Wzruszona i zarumieniona,
Lupi♥
A więc (tak wiem nie zaczyna się tak zdania xD) od czego rozpocząć :D Moment w którym jadę zrezygnowana do szkoły bo pierwszy mam angielski z raczej nielubianym nauczycielem rozdział, a tu nowy rozdział bezcenny :D Ginny <3 mam nadzieję, że wyjdzie z tego, Rona jakoś mi nie żal xD Blaise taki zamyślony, i ten moment z wyznaniem przyjaźni przepiękny :D Gloomy i Milli są cudowni i ten przebiegły plan Flinta :D Teoś jak zawsze najbardziej spostrzegawczy i taki awwww.... Tekst o śniegu, bezbłędny (sama mam takie podejście) <3 Trening genialny, ale końcówka pobiła wszystko :D Dużo Dramione, te pytania Malfoya, no i odpowiedz na pytanie Miony ahh.... Nic dodać, nic ująć :) Zgodnie z ostatnim komentarzem życzę Ci duuużo czasu, czasu i czasu :P Rozumiem ten ból z nauczycielami, klasa maturalna nie rozpieszcza :D Już czekam na kolejny rozdział i życzę dobrych ocen :P
OdpowiedzUsuńKlasa maturalna czeka mnie za rok, więc nie jest tak źle! :D Ale druga też daje w kość ;// Dobre oceny.. takie istnieją? ;o U mnie takowe wyginęły wraz z rozpoczęciem drugiego tygodnia szkoły xD
UsuńGinny to twarda dziewczyna, jak będzie chciała to sobie poradzi.. Chociaż nie ukrywam będę ją troszkę dręczyć :3 Ron od początku u mnie był kretynem, ale zapomniałam w ogóle pokazać te zmiany, bo nie miał być taki od początku. Mam nadzieję, że nie przekreśliłaś go jeszcze do końca, bo.. :D Blaise po raz pierwszy nie może się skupić, bo w głowie mu tylko pewna blondyneczka! Ale o Hermi pamięta i się troszczyyy <3 Gloomy i Milli są pierwszą parą, więc mam do nich pewien sentyment. To pierwsza zaplanowana miłość w tym opowiadaniu, która pojawiła się w mojej głowie wraz z Dramione. Flint potrafi błysnąć inwencją twórczą! A Teodor jest taki.. myślący i analizujący.
Zastanawiam się w takim razie - lubisz śnieg czy nie? :P
Dramione już powoli się rozkręca >,<
Potrzeba więcej czasu niż weny, bo ta spokoju mi nie daje xD
Dziękuję za tyle miłych słów!
Omg! Końcówka powaliła mnie ♥ Malfoy, ogarnij się idioto, przecież ty jej nie nienawidzisz -.-
OdpowiedzUsuńTroszkę nie podoba mi się, że Potter zaczyna się parać czarną magią. To do niego nie pasuje, kurcze xd
No ale trudno, zrobisz co zechcesz z jego postacią ;)
Nie wiem co myśleć o Draconie. Kocham go a jednocześnie mam ochotę udusić za podejście do uczucia którym darzy Granger.
Ciekawa jestem co wyniknie z całej sytuacji z Ginny no i z planu Notta :)
Pozdrawiam, buziole! ;*
Jak zawsze spóźniona, ale teraz nie tak bardzo jak wcześniej,
Kercia ♥
PS. Pisanie, że najchętniej posadzilabym Cię przed klawiaturą i zmusiła do pisania ciągu dalszego nic nie da, wiec życzę Ci weny i dużo dużo pomysłów ;*
Malfoy jest świadomy swego zauroczenia gryfonką, ale trudno mu się przyznać. Woli to uczucie chować i starać się zapomnieć o tym cieple, które pojawia się wraz z dziewczyną. Ale głowa do góry! Dracon ma dość pyskatą przyjaciółkę - Pansy - która może zabawi się w swatkę xD
UsuńHarry.. muszę przyznać, że lubię tego mrocznego Pottera. Nie żeby latał i rzucał Avadami, ale takiego, którego pociąga Czarna Magia. Wybraniec to jednak Złoty Dzieciak, więc zły się nie stanie. :D Chciałam trochę spróbować go.. zniedobrzyć (nie ma takiego słowa, ale pasuje :P ).
Ginny pojawi się dopiero za parę rozdziałów, a Nott musi się zmierzyć z własnymi uczuciami xD
Dla mnie możesz spóźniać się i tygodniami byle tylko zobaczyć później Twoją opinię :3
Ściskam i całuję,
Lupi♥
pisze to przy tak mega smutnej piosence... Omg :c
OdpowiedzUsuńWreszcie mam okazje skomentować twoje dzieło. I wiesz, takie piosenki na mnie działają w cholerę...
Jak tak patrzę na ciebie na snapie na Facebooku nie widać jak wielki talent w tobie drzemie, tak samo w Neli.
W verce to widzę ale może dla tego ze znam jej artystyczny sposób bycia. Ale ty... Nie widać jak wielki talent masz. Wyglądasz jak każda śliczna dziewczyna, jesteś w klasie fizycznej i ... I piszesz takie wspaniałe rzeczy.
Nie widać po tobie ze masz to w sobie.
Rozdział jak zwykle cudowny, przyprawiający mńie o kompleksy. Bo ja ńie wiem co ja mogę poprawić aby pisać jak wy. :)
Draco nienawidzi hermiony? Bicz plis. On przecież jest przyjazny. A nawet jeśli to przecież ona zadaje głupie pytania, nienawidził jej przez lata, co się dziwi...<3 fajne ze się spotkają :) mam nadziejej ze zrobisz coś spektakularnego.
Zapraszam na nowy rozdział na www.theeternalexile.blogspot.com
Jakie kompleksy? O,o
UsuńVerrsace! Masz niesamowity talent! Nie dość, że piszesz niesamowitą, własną historię, to robisz to w taki sposób, że człowiek się nie może oderwać. Serio! Właśnie (wiem, że późno, ale przepraszam) skończyłam czytać ostatni i.. AAA!! Po każdym poście wariuje równie mocno, co podczas czytania PLiO, a wtedy.. serio wariuję :P
Cieszę się, że rozdział się spodobał :3 Jesteś ze mną od początku i Twoje komentarze wiele dla mnie znaczą <33
Ściskam i całuję (plus zdrówka życzę),
Lupi♥
PS. Co do snapów.. masz cudne włosy !! *,*
PPS. Jaka to była piosenka?
omg serio mam ładne włosy <3 :o
UsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i bardzo spodobała mi się ta historia !
OdpowiedzUsuńFajnie ukazujesz przyjaźń i jej wartość w tym opowiadaniu, ogromny plus za to !
Cała historia powala, każdy rozdział wnosi coś, jednak nie odsłania wszystkiego !
Czekam na następny !
Layls
Dziękuję!
UsuńSalazarku, tyle miłych słów, a jednocześnie ktoś nowy skomentował :o Mam nadzieję, że następne również się Tobie spodobają! Czasem mam wrażenie, że zanudzam, ale .. nie wiem co napisać, bo się cieszę :D
Bardzo, bardzo dziękuję za ten komentarz!
o bogowieeeeee *-* 'bo tak jest bezpieczniej' kocham, uwielbiam, wszystko na raz xd ;* weny życze i do następnego <3
OdpowiedzUsuń