Jasny księżyc niczym duch przesuwał się po
czarnym niebie. Zaglądał do niektórych po przez okna, sprawdzając jak się jego
przyjaciele mają. Białą poświatą oświetlał pokoje w małych miastach, ogromnych
metropoliach, ale i w Hogwartcie, dodając trochę światła w sypialniach śpiących
uczniów. Gdzieniegdzie paliły się światła, a nieliczni Krukoni powtarzali
materiał. Gdzieindziej grupka Gryfonów obgadywał pierwszy pocałunek Scotta,
drugoroczniaka, który zauroczył się w ślicznej Amelii. Jasny glob zauważył również
parę ślizgonów, którzy niczym agenci przebiegali między korytarzami. Platynowe
włosy przywódcy znikły jednak za zakrętem, a jego czwórka towarzyszy tuż za
nim. W końcu lśniący glob zajrzał do pokoju na szczycie wieży. Promienie
przemknęły po biurku, szafie aż dotarły do łóżka. Kasztanowe loki prefekt
zamigotały, a powieki zatrzepotały.
Hermiona zmarszczyła brwi, zastanawiając
się czemu właściwie się zbudziła. Obserwowała przez chwilę kolumny swojego
posłania, szukając w głowie przyczyny. Niestety nie pamiętała, co takiego
kazało jej się obudzić, a sen uciekł i nie zamierzał wrócić. Wzdychając,
podniosła się z wygodnego materacu, przesiadając się na parapet.
-Hej, wujku – przywitała się z księżycem
tak, jak uczył ją ojciec. Zawsze powtarzał, że wujaszek Księżyc ją obserwuje i
zdaje relacje rodzicom. Przyglądała się ogromnej kuli, ze smutkiem
przypominając sobie problem Remusa. Jej ta noc wydawała się magiczna, ale Lupin
na pewno ją wyklina. Zamyślona znów poczuła dziwny skurcz w brzuchu, a dreszcz
który przebiegł jej po plecach wzmógł niepokój. Czuła dziwny przymus wyjścia z
sypialni, przestraszona postąpiła zgodnie z instynktem, zatrzymując przed
drzwiami Notta.
-Teo? – położył dłoń na klamce i nie
czekając na odpowiedź zajrzała do środka. Tak jak się spodziewała panowały tu
egipskie ciemności, gdyż Wąż miał zwyczaj zasłanianiu okien. Powoli podeszła do
posłania równie wielkiego jak jej, zauważając miotającego się chłopaka.
-Teodor? – złapała bladą dłoń ślizgona,
spoglądając na twarz wygiętą w grymasie strachu.
-Teo, obudź się – łagodnie przemawiała,
starając się wybudzić przyjaciela z nocnych mar. Położyła mu dłoń na policzku,
potrząsając jednocześnie jego ramieniem. Jej serce przyspieszyło, a oddech stał
się cięższy. Starała się uspokoić, ale nagły lęk oszołomił jej zmęczony umysł.
-Teodor – mruknęła, opadając na klatkę
chłopaka. Przerażenie sprawiło, że miała zaciśnięte gardło, a łzy stanęły w jej
oczach. Zaczęła szlochać przed nieznanym strachem, wtulając w wychowanka
Snape’a.
Ciemność pokoju przytłaczała dziewczynę, a
jej płuca walczyły o każdy oddech. Złapała dłoń śpiącego, ściskając mocno.
-OBUDŹ SIĘ! – wrzasnęła, dygocząc ze
zmęczenia. Ku jej uldze powieki chłopaka uniosły się, a on równie zdyszany co
ona, usiadł prosto. Czarne oczy spoczęły na niej pełne zdziwienia i troski.
-Hermiona? – skrzywił się, wyplątując dłoń
z uścisku gryfonki. –Co się dzieje? Źle się czujesz?
-To z Tobą jest coś nie tak, Teo –
mruknęła, ocierając policzki. –Miałeś zły sen.. A ja jakiś cholerny napad!
-Może chcesz iść do pani Pomfrey? –
zaproponował, odsuwając jej z czoła zbłąkany lok. –Jak wyglądał ten napad?
-Nie wiem – odpowiedziała głupio, wygodniej
kładąc się na łóżku Notta. Opadła na poduszki, wsuwając nogi pod ciepłą kołdrę.
–O czym miałeś koszmar?
-Zacznij od początku – poradził, sięgając
za siebie po różdżkę. Przyzwał z kuchni dwie szklanki oraz butelkę wody.
–Dlaczego się obudziłaś?
-Tak po prostu – bąkneła, mocząc usta w
chłodnej cieczy. Nawet nie czuła, że tak bardzo pragnie pić. Teodor również
wypił zawartość naczynia, odstawiając potem oba na etażerkę.
-Obudziłaś się od tak o.. – zerknął na
zegarek, unosząc przy tym brew do góry –O drugiej trzydzieści? Zwykle nie mogę
cię obudzić o siódmej, gdy umawiamy się na poranny spacer..
-Miałam.. przeczucie – przyznała, krzywiąc
nad wspomnieniem pobudki –Musiałam wstać.
-A potem? – przekrzywił głowę, kładąc ją
obok dziewczyny. Stykali się teraz czubkami, oboje przyglądając cieniom na
baldachimie.
-Potem? .. możemy zdjąć te zasłony? Lubię
księżyc – poprosiła, chwilę później obserwując lśniący glob. Poczuła spokojny
oddech chłopaka, który również zapatrzył się na nocnego podglądacza. –Potem
przyszłam tu, bo.. musiałam.
-I zaczął się atak, który mnie obudził? –
rzucił, przeczesując ręką włosy.
-Nie.. wtedy starałam się wybudzić cię ze
snu.. – powiedziała cicho, drżąc delikatnie –Ale kiedy cię dotknęłam.. zaczęłam
się dusić strachem. Bałam się jak cholera.
-Brakowało powietrza, a ciemność była
wszędzie? Miałaś dreszcze, ból głowy? – skinęła głową, zerkając z ukosa na
Węża. Ciemne oczy Teodora odbijały blask księżyca, a jego usta zacisnęły się w
wąską linię. –Wydawało Ci się, że mrok pochłania cię powoli. Odbiera zmysły,
uczucia aż w końcu i pamięć o Tobie?
-Skąd wiesz tak dokładnie co czułam? –
napotkała jego wzrok pełen troski, niepewności i strachu. Westchnął ciężko,
szukając dłonią jej ręki by spleść palce.
-Bo mi się to śniło – mruknął, gładząc
kciukiem wierzch jej dłoni. Oboje pogrążyli się w myślach co to może oznaczać.
Co się dzieje, do licha? Teodor obserwował ciemne plamy na wielkiej kuli.
Satelita wzbudzał w nim mieszane uczucia. Jednocześnie przypominał dom, co
wiązało się z melancholią, niechęcią oraz smutkiem. Z drugiej strony, od
momentu poznania gryfonki, dostrzegał w nim również nadzieję, spokój i stałość.
Znów wrócił myślami do dziwnych wydarzeń ostatnich dni. Czemu nagle tyle
wiedział o leżącej obok niego dziewczynie? Już wcześniej oboje zaprezentowali
niesamowite umiejętności dostrzegania siebie nawzajem, swoich sekretów,
zwyczajów. Teraz jednak czuł, że odpowiedzi przychodzą znikąd.
-Co teraz będzie, Teo? – usłyszał zmęczony
głos, który od razu wzbudził w nim troskę mieszaną z ciepłem.
-Śpijmy, pomyślimy rano – zaproponował,
słysząc aprobujący pomruk. Uśmiech wypłynął mu na usta, kiedy zaczęła się
wiercić pod kołdrą szukając wygodnej pozycji.
-Teo? – przerwała ciszę, ściskając mocniej
jego palce.
-Hm?
-Obiecaj, że nie przyśni mi się koszmar –
poprosiła cichutko, jak gdyby jego odpowiedź mogła zmienić świat.
-Obiecuję – odpowiedział mimo głupiemu
rozsądkowi. Wiedział, że naprawdę nie ma żadnego wpływu na jej senne marzenia
czy koszmary. Jednak czuł, że tak powinien powiedzieć, bo miał taki obowiązek.
–Od tej pory masz prywatnego Odganiacza Sennych Marów.
-Chyba osobisty życiowy koszmar z Tobą w
roli głównej – parsknęła, chichocząc cicho.
-Zniszczyłaś całą piękną chwilę, nieczuła
gryfonko – zbeształ ją, przekręcając na plecy. Ostatni raz spojrzał na lśniący
księżyc, uśmiechając do samego siebie –Śpij już, urwisie.
W
pewnym momencie poczuł ciężar głowy Hermiony, która opadła mu na ramię w chwili
zaśnięcia. Sam poczuł ogarniające go zmęczenie, więc z chwilą kiedy gryfonka
odetchnęła cicho w krainie marzeń, jego powieki opadły.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
-Chcesz mi coś powiedzieć?
Hermiona uniosła wzrok, kiedy coś kopnęło
ją w kostkę. Skrzywiona dotknęła kłującego miejsca, rzucając spojrzenie pełne
wyrzutu agresorowi. Harry zamiast się kajać, wyszczerzył szeroko i oparł
wygodniej o krzesło.
-Notuję – burknęła, mocząc pióro w
kałamarzu. Starała się znów wsłuchać w wykład nauczyciela, ale natarzczywy
wzrok nie pozwalał jej się skupić. Fuknęła pod nosem, zerkając na Harry’ego. On
jednakże był teraz skupiony na czymś innym, wpatrując nieprzytomnie na pusty
pergamin. Gryfonka zaintrygowana obrzuciła przód klasy uważnym spojrzeniem. Nie
widziała nic ciekawszego niż plecy Astorii Greengrass siedzącej obok
Millicenty.
-Możesz pisać skoro tak zafascynował cię
ten pergamin – zauważyła mimochodem, delikatnie stukając końcówką pióra ramię
przyjaciela. Odetchnęła spokojnie, ponownie słuchając nauczyciela. Zanim jednak
postawiła kropkę, zgubiła się dwa razy. Skrzywiona obróciła się do tyłu,
napotykając oczy Rona. Rudzielec, który siedział za nimi zaczerwienił się, gdy
obrzuciła go zirytowanym oraz zdegustowaną miną. Odwrócił się do Seamusa,
nareszcie dając jej spokój. Zadowolona, że nie czuje już przenikliwego wzroku
spojrzała na swoje notatki.
-Napisałeś cokolwiek? – oparła policzek o
ramię Wybrańca, zaglądając mu na pracę. Zamiast notatki albo chociaż zwięzłych
punktów, Potter szkicował sobie jakieś ludki. –Serio?
-Miałem natchnienie – pokiwał z entuzjazmem
głową, dorysowując patyczakowi kreskę i.. dużo innych linii –Jeśli zgadniesz,
kto to taki.. to dostaniesz dwa buziaki.
-Powtórzę by do ciebie dotarło.. serio? –
potarła skronie, czując irytację pomieszaną z rozbawieniem. Obrzuciła wzrokiem
profesora, zerkając z rezygnacją na swój pergamin.
-Dawaj, H. – zachęcał Harry, z miną
profesjonalisty dorysowując ludkowi.. coś, co miało być chyba różdżką.
-Nie mam pojęcia. Co to jest to? – wskazała
na.. jak się okazało miotłę. Zagryzając policzki by się nie roześmiać, starała
się dostrzec osobę narysowaną. –Nie wiem.. może Wood?
-Nie. – zielonooki skrzywił się,
przewracając oczami. Po trzech innych próbach, mruknął coś o jej braku finezji.
Miał dorysować jedną podpowiedź, ale jego dodatek wprawił ją w osłupienie.
-To jakiś duch? – zaproponowała niepewnie,
nie mogąc się odpędzić od uczucia, że ktoś ją obserwuje. Wciągnęła powoli
powietrze, odwracając się do Rona. Weasley jednak spał na blacie, a ślinka
pociekła mu po brodzi.
-Nie, H. skup się, no!
-Daj pomyśleć – poprosiła, rozglądając
ukradkiem po klasie. Większość uczniów przysypiała, co niektórzy gryzmolili
liściki do siebie. Pansy Parkinson malowała pazkocie, tłumacząc coś o lakierach
Blaisowi. Davis siedziała z Hestią i flirtowała bezczelnie z Flintem. Jej wzrok
padł na Deana, który trzymał pod stołem książkę. Kiedy miała wmówić sobie, że
zaczyna wariować dostrzegła w końcu winowajcę. Pierwsze co dostrzegła po
zlokalizowaniu to oczy. Srebrne lśniły za wachlarzem czarnych rzęs.
Przypomniała sobie po chwili z kim ma do czynienia, więc uniosła brwi do góry.
Mimochodem zerknęła na całokształt przedstawiciela płci brzydkiej. Chociaż w
tym przypadku można się kłócić. Spod czarnej szaty wystawały czarne dżinsy,
trampki oraz kawałek szarej bluzy. Wciągnęła powietrze ponownie przyglądając
się szarawym tęczówkom. Dracon Malfoy uśmiechnął się do niej szeroko, zapewne
zauważając jej krótki rekonesans po jego ciele.
-To co jest między wami? – usłyszała
konspiracyjny szept Pottera.
-Nic! Odbiło ci? – prychnęła, wbijając
zaskoczony oraz zawstydzony wzrok w przyjaciela. Harry zamrugał zdziwiony,
splatając dłonie na piersi.
-Pokłóciliście się? – spytał z troską,
marszcząc gniewnie brwi –Zrobił Ci coś?
-Tak, nie. Merlinie, Harry! Skąd taki
pomysł. Nie pogodziliśmy się nawet oficjalnie. To, że się nie obrażamy nie
znaczy, że.. – pokręciła zniesmaczona głową, wsuwając dłonie na kolana by nie
zauważył jak drżą –To tak widać?
-Ciebie i Notta? Tak jakby.. – Wybraniec
przyglądał się jej zafascynowany, przechylając ten pusty łeb na lewo –Ejej..
mówimy o tej samej osobie, H?
-O Teodorze.. – mruknęła, uśmiechając
nerwowo –Taak. Pokłóciliśmy się, ale.. już dzisiaj mu przebaczę. Zabrał moją
książkę i.. ją zgubił. Była ciekawa.
-Jasne, to jest ciekawa sprawa - Harry nie spuszczał z niej oczu, lustrując
bystrymi tęczówkami –A jeszcze ciekawsze jest Twoje zawstydzenie.
-Nie wstydzę się niczego – odgarnęła loki
na bok, opierając niby wyluzowanie o blat –To kto jest na rysunku?
-Odwrócenie uwagi? Zaprzeczenie? – zmrużył
powieki, powoli ukazując białe zęby –Dalej, Hermiono, co jeszcze masz w
zanadrzu? Zasypiesz mnie pytaniami?
-Możesz przestać zabawiać się w aurora? –
syknęła, wypominając sobie, że zaprzyjaźniła się z ambitnym Złotym Dzieckiem.
–Ja..
-Czujesz się skrępowana? – zaśmiał się,
odpuszczając w końcu –Niech będzie. Jeszcze przytruchtasz do mnie z podkulonym
ogonem, Granger.
-Spadaj, Potter – burknęła, wyginając
nerwowo palce.
Harry-Mów-Mi-Dureń skupił się znów na
rozwijaniu swoich umiejętności artystycznych mówiąc, że dorysuje jeszcze parę
podpowiedzi. Zabronił jej zerkać i komentować, obracając się do niej plecami.
Wzdychając, posłuchała chwilę nauczyciela niepewna o czym tak właściwie mówi.
Kiedy popatrzyła na Malfoya, ten pochylał
się już w stronę jakiejś ślizgonki, nie zwracając na nic uwagi. Poczuła
obrzydzenie do siebie na myśl o cieple jakie czuła w jego obecności. Nie
obrażali się, jasne. Nie docinali tak ostro, jak zwykle. Co nie zmienia faktu,
że irytuje ją tak samo jak wcześniej.
-Przepraszam, profesorze.. – spojrzała
znudzona na jakiegoś chłopaka, który wszedł do sali -Hermiona Granger proszona
jest do dyrektora.
Wszystkie pary oczu spoczęły na niej, a
Harry zamarł z piórem w dłoni. Zaskoczona, podniosła się powoli wsuwając szybko
na wpół pełny pergamin do torby. Wybraniec przyglądał się jej z pytaniem, ale
nie miała sama pojęcia o co może chodzić. Mruknęła pożegnanie do zielonookiego,
wymykając się z przewodnikiem z komnaty.
-Wiesz może w jakiej sprawie? – zapytała,
gdy w ciszy mknęli po korytarzu. Dzieciak miał całą piegowatą twarz, a jego
blond loczki skakały przy każdym kroku. Krukon posłał jej przepraszający
uśmiech, nie mając o niczym pojęcia. Nie zadawała więcej pytań, równając tępo z
chłopczykiem. Zostawił ją pod gargulcem, znikając szybko za kolejnym zakrętem.
-Co za spotkanie, hm? – Teodor zeskoczył z
trzech ostatnich schodów, dołączając do niej. –Narozrabiałaś, urwisie?
-Nie. A ty? – ciemne tęczówki Notta
błysnęły w półmroku, a na ustach pojawił się krzywy uśmiech.
-Nie bardziej niż zwykle – przyznał z
ponurym śmiechem, klepiąc kamiennego strażnika i mówiąc hasło. Powoli
rozpoczęli wędrówek do góry, w milczeniu zastanawiając się nad przyczyną
wezwania. Gryfonka i Wąż popatrzyli na siebie, dodając sobie otuchy złapaniem
na moment dłoni. –Gotowa na nie wiadomo co, urwisie?
Nie miała szansy odpowiedzieć, bo drzwi
zaczęły się otwierać. Puścili ręce, a Teodor zrobił krok w przód by otworzyć
wrota do końca. Hermiona zamknęła na moment powieki, mówiąc sobie cicho, że
wszystko będzie dobrze.
-A to, droga Jane, jest Myślodsiewnia –
usłyszeli pogodny głos dyrektora, który właśnie odwracał się w ich stronę. Obok
niego stała niska brunetka, która z ciekawością pochylała się nad drogocenną
misą. –Są i nasi uczniowie. Hermiono, Teodorze mam nadzieję, że nie wyrwałem
was z interesującej lekcji?
Gryfonka wciąż patrzyła na Jane, która
obróciła się do niej z uśmiechem. Znajome błękitne oczy błysnęły ciepłem oraz
ekscytacją, a pełne usta ułożyły w tak znany sposób. Prefekt oszołomione
zobaczyła również mężczyznę, stojącego z drugiej strony Naczelnego, który
mrugnął do niej.
-Bynajmniej – mruknął Teo, zatrzymując
wzrok na kimś za Hermioną.
-Mama, tata! – wykrztusiła w końcu,
wymijając ślizgona by podbiec do rodziców. Pani Granger zachichotała, gładząc
córkę po plecach.
-Cześć, skarbie – cmoknęła ją we włosy,
przekazując w silne ramiona ojca. Patric Granger równie czule jak żona powitał
swój skarb, mrucząc coś o „buntowniczych nastolatkach”.
-Co wy tu robicie? – spytała, pozwalając mamie
wygładzić jej szatę. Z błyszczącymi oczami spoglądała na zmianę na dwójkę
opiekunów. Widząc ich zmieszanie, wbiła wzrok w dyrektora. Profesor jednak
patrzył w drugą stronę, uważnie obserwując innych gości. Dopiero teraz gryfonka
przypomniała sobie o obecności Teodora. Odwróciła się z zamiarem przedstawienia
go rodzicom, gdy zauważyła jego gniewną minę.
Ślizgon stał wciąż przy drzwiach, wpatrując
się w dwie siedzące osoby. Na wygodnej sofie w iście elegancki sposób
przykucnęła dwójka czarodziei. Kobieta miała lśniące czarne włosy, które upięła
w wymyślną fryzurę. Grube pasma spięła w koka, pozwalając niektórym spływać na
plecy swobodnie. Szmaragdowo-szara suknia leżała na niej idealnie, eksponując
wszystkie walory czarownicy. Krój stroju był prosty, z długimi rękawami, które
ozdabiały koronkowe wzory. Kobieta miała owalną twarz z lekko zadartym
podbródkiem. Miała bladą cerę oraz wyraziste, błękitne oczy, które taksowały
ucznia wzrokiem.
-Teodorze, nie przywitasz się z matką? –
siedzący obok mężczyzna, zmarszczył krzaczaste brwi. Miał włosy bardziej siwe
niż czarne, chociaż gdzieniegdzie były przebłyski dawnego koloru. Jak na swój
wiek, staruszek był w świetnej formie. Szczupły, wysoki o bystrym spojrzeniu.
-Cześć mamo, dziadku – mruknął Wąż,
wsuwając kciuki do przednich kieszeni dżinsów. Pan senior Nott skrzywił się,
walcząc z wnukiem w myślach. Kiedy jednak poczuł delikatny dotyk towarzyszki,
odpuścił i spojrzał wilkiem na Hermionę.
-Skoro miłą część mamy za sobą, pora na
prawdziwą przyczynę naszego spotkania – Dumbledore klasnął dłońmi, prosząc o
zajęcie miejsc. Hermiona usiadła pomiędzy rodzicami na kanapie stojącej
naprzeciw sofie Nottów. Teodor kucnął obok matki, splatając z nią na moment
palce.
-Mam nadzieję, że masz dobry powód, Albusie
– mruknął najstarszy Nott, posępnie zerkając na mugoli. –Miałem na dziś plany..
-Oczywiście, Francis - Naczelny uśmiechnął
się do seniora, splatając palce i opierając na nich brodę. –Wasi wychowawcy i
ja.. doszliśmy do wniosku, że wydarzenia z ostatniego miesiąca mają wpływ na
życie waszych pociech.
Hermiona uniosła brwi do góry, wymieniając
z Teo zdziwione spojrzenia.
-Co się wydarzyło w ostatnim.. miesiącu? –
spytała powoli Jane, zerkając z ukosa na córkę.
-W szkole był napad.. – profesor spojrzał
na prefekt z namysłem –Państwa córka wraz z tym młodzieńcem brała w tym udział.
-Napad? – głos pani Nott był równie
dźwięczny jak jej ruchy. Z miną pełną strachu zerknęła na syna, ponownie
patrząc na dyrektora. Gryfonka zaczęła słuchać skróconej opowieści o ich walce
ze śmierciożercą, śmierci Patil oraz jej śpiączce. Póki co wszystkie informacje
zostały utajnione. Bliźniaczka ofiary spędzała żałobę z rodziną, a nie było
innych świadków niż oni sami, nauczyciele oraz Harry. Pani Granger na zmianę
się wzdrygała i przytulała córkę.
-Jaki śmierciożerca, jeśli można wiedzieć?
– pan Nott przerwał ciszę, zaciskając pięści.
-Carrow, Francis – Albus przysłuchiwał się
chwilę wymianom komentarzy zanim zaczął mówić dalej –Kiedy.. Hermiona wykończona
po wymianie zaklęć zemdlała została przetransportowana do SS..
-Czemu nie do tego całego Munga? – przerwał
Patric, ściskając ramię pociechy. –Nie lepiej byłoby by była w takim stanie pod
obserwacją specjalistów?
-Owszem, ale to lekarze przybyli do nas –
Hermiona uniosła wzrok, przypominając sobie co mówiła Katia „Malfoy podniósł na
nogi cały szpital”.. czyżby to była prawda? –Przysięgam, że Hermiona miała
zapewnioną najlepszą opiekę. Wracając.. w czasie jej.. niedyspozycji Teodor źle
się poczuł. Znaleźliśmy go później na łóżku obok panny Granger. Nieprzytomnego
i osłabionego.
-Co dolegało mojemu wnukowi? – Francis
podniósł się gwałtownie, z sykiem wciągając powietrze. Jego oczy błysnęły
groźnie, a żuchwa strzyknęła z nerwów –Jest już zdrowy?
-Francis, usiądź. – poprosił dyrektor, trąc
zmęczone oczy –Teodor wyczerpał wszystkie siły, bo oddał magię Hermionie.
-Co zrobił?
-Co zrobiłem?
Wąż zamrugał zaskoczony, interesując się
nagle całą sprawą. Poczuł, że gryfonka jest równie zaciekawiona, a jej oczy
błysnęły.
-Teodor przelał swoją moc Hermionie by ta
mogła się chociaż trochę uzdrowić. Organizm czarodziei ma instynkt zużywania
magii na samoleczenie, jakie zaobserwowaliśmy u pańskiej córki – wytłumaczył
rodzicom panny Granger, po czym przeniósł spojrzenie na uczniów –Zrobiłeś to
odruchowo, bezwiednie. Dlatego zemdlałeś, Teodorze. I dlatego Hermiona
następnego dnia obudziła się.
-Dałem jej swoją moc? – powtórzył Teo,
wpatrując się w swoje ręce oszołomiony.
-Czy to jest możliwe, dyrektorze? Oddawanie
sobie magii? – Hermiona miała tysiące pytań, ale całe okoliczności nie nadawały
się na przeprowadzenie dokładnego wywiadu.
-To niemożliwe – senior Nott znowu chodził
po pomieszczeniu, trąc swoją brodę.
-Tak. Moc przepłynęła z Ciebie na Hermionę.
Mając zapas energii, nasza prefekt, rozpoczęła uzdrawianie siebie. Następnego
dnia wciąż mając w organizmie dużą dawkę magii wybudziła się ze śpiączki.
Jedyny problem stanowiły płuca – profesor Dumbledore odchylił się zamyślony
–Podejrzewając już zależność między wami, zgodziłem się na wypis. Domyślam się,
że spędzaliście ze sobą dużo czasu?
-Bezustannie – potwierdzili w tym samym
czasie, rzucając sobie przelotne uśmiechy.
-Dlatego magia pozostała w obiegu, a Twój
problem zniknął, Hermiono – podsumował Naczelnik, kiwając z aprobatą głową.
-Można sobie przekazywać magię? –
powtórzyła gryfonka, starając ułożyć to sobie w myślach –I jaka zależność?
-To niemożliwe, Albusie!
-Nie można, panno Granger. Są jednak
wyjątki i od tej reguły. Zdarzają się przypadki, gdzie dwójka czarodziei.. –
zaciął się, szukając odpowiedniego słowa –Gdy dwójka czarodziei ma ten sam typ
natężenia, zasięgu swojej magii. W pewnych okolicznościach łączy ona dwie osoby
tak żeby magia była silniejsza.
-Albusie – pan Nott niemal krzyknął,
czerwieniąc się na twarzy. –To absurd. Ona jest mugolaczką!
-Za to jaką zdolną, Francis, jedną z
najlepszych uczennic. Jak nie najzdolniejszą – Dumbledore uciszył na moment
starca, znowu skupiając się na swoim monologu –Magia pod wpływem impulsu
przeskoczyła na drugą osobę. Wtedy miała dwa źródła, większy zasięg. A dwójka
czarodziei stała się potężniejsza oraz.. zależna od siebie.
-Chce pan powiedzieć, profesorze
Dumbledore, że ja i Hermiona mamy ten.. impuls? – Teodor powiedział na jednym
wydechu, starając się wszystko przeanalizować.
-Tak. Ty i panna Granger wykazujecie wielki
potencjał magiczny. Co zaskakujące wasza magia odpowiada sobie potęgą, dlatego
myślę, że emocje oraz sytuacja był tym ostatnim kamyczkiem na szali. –
szaro-niebieskie oczy uważnie obserwowały dwójkę uczniów. Teodor ze
zmarszczonym czołem zapatrzył się na swoje dłonie. Hermiona natomiast zacisnęła
usta w wąską linię, nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
-Czyli magia mojego synka nawiązała łącze z
magią Hermiony? – pani Nott starała się zrozumieć całą sytuację.
-Tak, ich magia związała się ze sobą,
Katerino – mama Teo powoli zaczęła przyswajać całą rozmowę.
-Czy to wiąże ze sobą jakieś konsekwencje?
– Patric zagryzł wargę, nie mogąc nic zrozumieć.
-Tak. – prefekci znowu zaczęli słuchać
uważnie dyrektora –Hermiona i Teodor są teraz potężniejsi niż większość
czarodziei. Magia stała się trwalsza, silniejsza oraz większa. Jeśli kiedyś
pstryknięciem zapalali świecę, teraz zapalą cały las. Jednakże.. są połączeni
magią. Niezerwaną, prastarą siłą, która połączyła ich dusze.
-Veneficus duplum animae – wyszeptał
Francis Nott, po raz pierwszy odwracając się w stronę wnuka –Czy to możliwe,
Albusie? Dziewczyna nie jest arystokratką.. na dodatek nie są tej samej płci.
-Są wyjątkowi – zgodził się Dumbledore,
zamykając oczy –Ale to było jasne już na początku, przyjacielu.
-Maximus był ostatnim Animae, teraz będzie
nim Teodor? – starszy mężczyzna westchnął ciężko spoglądając ze złością na
dziewczynę –I ona?
-Można to jakoś sprawdzić? – pani Granger
położyła dłonie prosto na kolanach, nachylając się w stronę Naczelnego –Jakieś
badania?
-Nie da się tego przebadać, Jane – Albus z
uśmiechem spojrzał na wszystkich obecnych dorosłych –Nie da się również nie
zauważyć więzi między nimi. Są zgodni magicznie..
Hermiona potarła skronie, starając się
ogarnąć całą nową sytuację. Zerknęła na przyjaciela, który marszcząc brwi
przyglądał się swoim dłoniom. Wciągnęła głęboko powietrze, starając się wyczuć
w sobie obecność Teodora. Niczego zaskakującego nie poczuła, żadnego śladu
innego umysłu. Czy to wszystko wpłynie na ich relacje? Czy mają wobec siebie
zobowiązania? Zagryzła mocno wargę obawiając się utraty przyjaźni z Wężem. Czy
można w ogóle żyć z kimś w zgodzie, ufnie i bez zobowiązań, gdy ta właśnie
osoba zna każdy zakamarek Twojego umysłu? Czy oni sobie poradzą? Odpowiedź
przyszła od razu w chwili, gdy Teo uniósł na nią ciemne spojrzenie. Odczytała w
czarnych tęczówkach te same obawy, lęki. A później pojawił się bezczelny,
krzywy uśmiech chłopaka, który stał się dla niej nadzieją. Przeszli już tyle..
czy kolejna przeszkoda będzie tą decydującą?
-Hermiono myślę, że potrzebujesz
odpoczynku. Musisz to wszystko przemyśleć – Naczelny posłał jej pokrzepiający
grymas, zerkając z dobrocią na mugoli –A i wam, drodzy Grangerowie, przyda się
chwila wytchnienia. Mam nadzieję, że nasz kolejne spotkanie odbędzie się w
innych okolicznościach.
Gryfonka podniosła się z rodzicami,
odchodząc na bok. Lekko otumaniona pozwoliła się objąć tak znajomym ramionom
matki. Słodki zapach kwiatów ukajał jej nerwy od dziecka, a ciepłe oczy
dodawały otuchy. Jane zamrugała gwałtownie by łzy nie popłynęły jej po
policzkach. Nigdy nie potrafiła się nie rozklejać przy pożegnaniach. Peter
Granger przygarnął swoje maleństwo, szepcząc coś do uch córeczki. Nim ją
wypuścił mocno cmoknął ją w czoło jak to miał w zwyczaju. Profesor Dumbledore
wskazał stworzony świstoklik, żegnając mugoli obietnicą sprawowania opieki nad
młodą Granger. Po ich zniknięciu gryfonka została odprawiona w delikatny
sposób, a ostatnią rzeczą jaką zobaczyła były przerażająco smutne oczy pani
Nott.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Jasne punkty lśniły na granatowym niebie.
Duży, biały księżyc oświetlał błonia i dachy Hogwartu. Ponownie sprawdzał co
nowego słychać u przyjaciół, znikając oraz pojawiając się za małymi chmurkami. Ładna
szatynka siedziała przy poręczy, wpatrując się melancholijnym wzrokiem w
gwiazdy. Smutny uśmiech błąkał się po jej zmęczonej twarzy. Brązowe oczy przykryła
mgiełka zamyślenia. Odruchowo ręka wystukiwała rytm, zakłócający nocną ciszę.
Brązowe włosy po raz pierwszy jej nie przeszkadzały, uwięzione w ścisłym
splocie, który miał przypominać warkocz Astorii.
-Nie wiedziałem, że potrafisz ogarnąć jakoś
te loki – zachrypnięty głos rozległ się za nią. Nie musiała się obracać by
sprawdzić kto jej zawraca głowę. Tylko jedna osoba potrafiła śmiać się i mówić
jednocześnie.
-Dzięki, Blaise. – posłała mu szeroki
uśmiech, kiedy ciężko wzdychając usiadł obok niej -Nie wiedziałam, że potrafisz
tak komplementować dziewczyny.
-Heh, kochana ja nic nie muszę robić, a i
tak jestem boski – posłał jej łobuzerski, samozadowolony uśmiech. Podał jej
kubek z gorącą czekoladą, wyklinając pod
nosem oparzone palce –Proszę bardzo, słodycz na ogrzanie. A co do mojego
uroku.. następnym razem mogę się bardziej postarać, ale przyszedłem tu po coś
innego, Minka.
-Dziękuję! Kocham cię szaleńczo! –
przewróciła oczami, kiedy walnął ją łokciem w żebra. –Po co?
-Siedzisz tutaj sama.. Pomyślałem.. –
przełknął głośno ślinę, spoglądając jak ona na gwiazdy –Pomyślałem, że może do
nas dołączysz? Robimy imprezę w PW i zostałaś zaproszona!
-Przez kogo? – nie kryła zdziwienia. Nikt
ze Slytherinu nie wyrażał się pochlebnie na jej temat od momentu publicznego
ogłoszenia jej przyjaźni z Teodrem i Blaise’em. Na dodatek ślizgoni wzmocnili
siły by upokarzać ją częściej.
-Przez nas, oczywiście. – Diabeł powiedział
to już mniej pewnie, domyślając się jej obaw –Jest tam taki tłok, że nikt by
nie zauważył jednej gryfonki. Seryjnie, H.
-Wydaję mi się, że Węże mają wrodzony radar
„Uwaga szlama Granger!” – parsknęła, podciągając kolana pod brodę –Dzi..
Blaise z szybkością błyskawicy przytknął
jej ręke do buzi. Jego orzechowe oczy błysnęły gniewnie, a usta zacisnęły w wąską
linię. Hermiona aż się wzdrygnęła zaskoczona nienawiścią w spojrzeniu chłopaka.
-Nigdy więcej tego nie mów Hermiono. Nigdy,
rozumiesz? – wysyczał, ściskając mocniej jej brodę i zbliżając twarz do jej
twarzy –Nie jesteś gorsza od nikogo z tamtych łajz. Nie dorastają ci do pięt.
Nikt kto ważył się powiedzieć coś złego na Twój temat. Nikt, Hermiono.
-Blaise, to boli – jęknęła czując
napływające łzy. Ślizgon puścił ją, delikatnie łapiąc za dłoń.
-Wybacz, Minka. – skruszony, musnął
kciukiem jej palce. –Uważam, że jesteś wspaniała. A tamci frajerzy, którzy
krzywią się na twój widok to.. frajerzy i tyle. Wstyd mi za nich, bo niektórzy
naprawdę są w porządku. Ale takie są nasze rodziny. I tradycje.
-A jak jest z Twoją rodziną? – dziewczyna
zmieniła temat, ocierając słone kropelki z policzków. Nie dość, że bolał ją
brzuch, to ten bałwan wygłasza takie mowy.
-Mój ojciec nie żyje.. Mama ma własne
opinie na różne tematy, ale każdy o tym wie. Nie kryje się z tym, że tępi
niektórych arystokratów – zaśmiał się cicho, opisując przyjaciółce swoją
wybuchową rodzicielkę. Opowiedział jej o cichych zapewnieniach matki by być
sobą i iść przez świat z uśmiechem na twarzy. –Mama zawsze mówiła, że woli
żebym był niedoskonałą wersją samego siebie niż najlepszą kopią kogoś innego..
-Musi być naprawdę fajna.. i mądra –
stwierdziła po chwili ciszy, powtarzając sobie radę pani Zabini. Blaise pokiwał
głową w odpowiedzi, z zamyśleniem wpatrując się przed siebie. Palcami zaczął
bębnić nieznaną jej melodię, dodającą jej dziwnej otuchy.
-Nie znam tej piosenki – przyjrzała się z
ciekawością szeroko uśmiechniętemu Diabłowi. Chłopak zachichotał i zaczął cicho
mruczeć pod nosem. Kiedy gryfonka zamknęła oczy przeniosła się do nieznanego
jej świata. Dudnienie opuszków palców węża w rytm z cichym mruczeniem
zahipnotyzował ją ilością dźwięków. –Niesamowite.
-Wiem, skomponowałem to jeszcze przed
Hogwartem – Blaise wzruszył ramionami na jej pytające spojrzenie –Mam talent do
muzykowania. Od zawsze chciałem zostać muzykiem. Mama powtarza, że mam smykałkę
po jej ojcu. A ja myślę, że też trochę po tacie. Pamiętam, że on kiedyś grał na
gitarze. Ja ją odziedziczyłem.
-Nie wiedziałam.. – przyznała, kręcąc z
niedowierzaniem głową –Takim buczeniem potrafisz zachwycić. Co dopiero z
gitarą..
-Dziewczyny dostają wypieków – zgodził się
ze śmiechem, zerkając na nią porozumiewawczo. –W tym świetle nie widać, ale ty
pewnie też siedzisz cała czerwona. Żadna mi się nie oprze.
-Domyślam się, Diable – odpowiedziała mu
równie łobuzerskim uśmiechem, szturchając w ramię -Dzięki, że mi towarzysz,
Blaise, ale leć się bawić. Wiem, że lubisz imprezy.
-A ty co będziesz robić? – zaprotestował,
wbijając w nią przenikliwy, troskliwy wzrok.
-Tak, dziś są urodziny mojej babci i jak
byłam mała zawsze oglądałyśmy księżyc..
-A.. zostać z Tobą? – troska w jego głosie,
rozczuliła ją.
-Nie, idź się bawić Blaise. – pokręciła
głową, upijając łyka chłodniejszej już czekolady.
-W razie czego krzycz albo i nie – chłopak
podniósł się i cmoknął ją w czoło -Nott i tak się skapnie gdzie jesteś..
-No właśnie, skąd wiedziałeś, że na wieży?
– tylko Harry znał jej ulubione miejsce, gdzie obchodziła „święta” z rodziną.
-Hm, Teodor wiedział – mruknął, ulatniając
się z chłodnego dworu.
-Aha. – uśmiechnęła się do mulata i
spojrzała znów na księżyc. Usłyszała cichnące kroki chłopaka. Westchnęła i
położyła się na plecach. Strasznie tęskniła za babcią. Widziała jak starsza
pani Granger siada z kocem na bujanym krześle pod rozgwieżdżonym niebem. Teraz
powinna ona wyjść i ze skupioną miną podać babci jej kubek słodkiej czekolady. Siedziałyby
obok siebie, opatulone drapiącym kocykiem i parzyły języki gorącym smakołykiem.
Poczuła lekkie uderzenie w bok i usłyszała zdziwiony pisk. Zdezorientowana
uniosła się na łokciach i ujrzała zszokowaną ciemnowłosą dziewczynę.
-Co ty wyprawiasz, Parkinson? – spytała
nieprzytomnie, wyrwana z własnych marzeń.
-Właśnie chciałam o to Ciebie spytać,
Granger. – prychnęła ślizgonka, otrzepując kolana -Gadasz z księżycem?
-Niee, obchodzę urodziny babci. – mruknęła,
obserwując zmagania Pansy z brudnymi spodniami -Co ty tu robisz?
-Mój brat też ma dziś urodziny. –
powiedziała po dłuższym milczeniu, kiedy Hermiona stwierdziła, że ta nie
odpowie.
-No to.. – gryfonka niepewnie rozejrzała
się wokół -Najlepszego ode mnie.
-Nic lepszego już go nie spotka – Parkinson
ku jej zaskoczeniu usiadła w tym samym miejscu co wcześniej Blaise –On jest tam
na górze.
-Eyy.. – prefekt nie wiedziała co
powiedzieć. Czekoladowe tęczówki ślizgonki otaksowały ją chłodnym wzrokiem.
-Mój brat nie żyje, Granger. – powiedziała
dobitnie, zapinając znajomą szarą bluzę Diabła. Po raz pierwszy Hermiona
zobaczyła Pansy bez makijażu, w luźnych ubraniach oraz roztrzepanych włosach.
Bez tapety Parkinson wydawała się delikatniejsza, ładniejsza. Duże migdałowe
oczy okalał wachlarz rzęs. Zgrabny nosek był trochę za bardzo prosty, a różowe
usta pełne.
-Mówiłaś, że ma dziś urodziny i myślałam,
że.. – brązowowłosa westchnęła, nie wiedząc jak skończyć ten temat. Nie
wyobrażała sobie poczucia straty Pansy, ale ból ukryty pod wyzywającą miną
dziewczyny był widoczny aż nadto.
-Przyszłam tu je obchodzić, jak ty? –
ślizgonka skinęła głową, rozumiejąc gryfonkę - Niee.. Ja mam święto i żałobę
jednego dnia.
-Przykro mi, przyjmij moje..
-Dzięki, ale mam dość tego zdania. – Pan
skrzywiła się, nie ukrywając już szklistych oczu -Nasłuchałam się go ostatnio
dużo.
Pansy rozsiadła się obok niej, więc
Hermiona z powrotem położyła się na plecach. W ciszy patrzyła na księżyc i
chmarę gwiazd na ciemnym niebie. Niektórzy wierzą, że każda jasna plamka na niebie
to dusza ludzka. Może to i prawda? Czy w takim razie jej dziadkowie również
gdzieś tam lśnią? I roześmiany Fred? Beztroski Syriusz?
-Wiesz, co mi mówił Chris? – cichy głos
Pansy przypomniał jej o obecności drugiej dziewczyny.-Hmm?
-Że z każdego miejsca na ziemi księżyc
zawsze jest taki sam. Podnosił kciuk i ze śmiechem mówił, że jak chcemy możemy
być władcami świata. Każdy może sprawić aby księżyc był wielkości palca. Patrz.
Hermiona ponownie się podniosła. Splotła
nogi i przyglądając się ślizgonce zauważyła, że tamta wcale nie jest taka głupia
i pusta, za jaką ludzie ją mają. Może miała trochę arogancki wyraz twarzy, ale
pod całą fasadą obojętności skrywała się nastolatka. Patrzyła, jak Parkinson
unosi dłoń i mrużąc oczy zasłania kciukiem białą kulę.
-Musiał być bardzo inteligentny – szepnęła,
również wyciągając rękę.
-Tak, dlatego był w Revenclow.- uśmiech
rozjaśnił twarz wychowanki węży.
-Był krukonem?! – prefekt zachłysnęła się
powietrzem, rzucając ślizgonce zaskoczony wzrok.
-Taa, nie każdy czysto krwisty czarodziei w
trafia do Slytherinu. – Parkinson przewróciła oczami -Szczerze, to miał
przesrane w domu i nie wiem skąd w nim było tyle siły by z nami mieszkać.
-Kochał Cię Pansy – jej ręka mimowolnie
złapała drżącą dłoń bladej dziewczyny. Widząc zdziwienie przyjaciółki Malfoya
chciała się wycofać, ale poczuła mocniejszy uścisk.
-A ty, Hermiono? – obie były zaskoczone, że
wymówiła jej imię.
-Co ja? – chrząknęła, ukrywając szeroki
uśmiech.
-Co mi powiesz ciekawego o swoim życiu? –
oczy ślizgonki błysnęły, a w ciemności błysnęły białe zęby.
-Za dużo rozmawiam ze Ślizgonami. –
mruknęła ulubienica McGonaggal.
-Oj tak, nie jedna ma ochotę cię udusić,
byś tylko zostawiła naszych Władców Slytherinu.
-Władców Slytherinu? – Miona z politowaniem
uniosła brwi.
-Draco, Blaise i Nott. Chociaż ten ostatni
dopiero zaczął przyznawać się, że należy do nas. – stwierdziła Pansy, opadając
na plecy.
-Eee, jakich was?
-Oj, żebym ja coś kujonce tłumaczyła. –
droczyła się z nią Parkinson, wbijając boleśnie łokieć w żebra.
-Oj, że przyjaciółka Złotego Dziecka
rozmawia z psiapsiółą Malfoya. – odpysknęła gryfonka, modląc się w duchu by nie
mieć siniaków od tych szturchanek.
-Zmieniam zdanie. – Pansy po dziesięciu
minutach ciszy, zakłóciła spokój szeptem -Jesteś nawet, nawet … Hermiono.
-Dzięki, ty też nie jesteś taką jędzą, jak
myślałam – popatrzyły na siebie i głośny śmiech zburzył mury między nimi do
końca.
-Pytanie za pytanie? – Pan kichnęła głośno,
wzbudzając znów wesołość prefekt naczelnej.
-Strzelaj – zgodziła się dziewczyna,
wkładając dłonie do kieszeni. Poczuła jak ślizgonka wierci się, szukając
wygodniejszej pozycji.
-Myślisz, że.. mamy wybór? – powierniczka Dracona
prawie niesłyszalnie zapytała.
-Tak. Wiem, że nie łatwy.. Teodor mi o tym
wspominał. Ale myślę.. – Hermiona przyjrzała się z ukosa nowo poznanej –Myślę,
że tak. Zakon może wam pomóc, bez wyjątku. Tylko ty wy musicie w sobie znaleźć
chęć.
-Siłę. Trzeba znaleźć siłę. – dodała ponuro
wychowanka Snape’a. -Twoja kolej, Granger.
-Myślisz, że można z kimś się przyjaźnić
bez sekretów?
-Każdy ma jakiś sekret. Przynajmniej jeden,
przed rodziną, przyjacielem. – Pan pokręciła głową przecząco, bawiąc się
suwakiem.
-Ale jeśli nie da się mieć sekretów? Można żyć
z kimś kto zna ciebie aż tak dobrze? – naciskała gryfonka, zaciskając mocno
oczy.
-Tak się nie da. – zaprzeczyła dziewczyna o
kruczych włosach –Ale załóżmy, że tak. Jeśli znasz kogoś tak wnikliwie. Każdą myśl,
każdy sekret. Albo przyjaźń na zawsze..
-Albo nienawiść. – skończyła prefekt
naczelna, kiwając smętnie stopami.
W ciszy obserwowała parę wydobywającą się z
jej ust. Chuchała, obserwując jak rozpływa się na chłodzie.
-Myślę, że wam się uda, Hermiono – ciepły ton
Parkinson rozszedł się po Wieży –Daj szansę, Nott’owi.
Hermiona zamknęła powieki, ciesząc się
chwilą wytchnienia. Po raz pierwszy od południa, gdy dyrektor wyjawił jej i
Teodorowi nowe brzemię, wiedziała, że będzie dobrze. Zaskakująca przenikliwość
ślizgonki dała jej do myślenia. Ale nie o tym teraz. Poznała już dobrze
Teodora, była też pewna, że kolejne tajemnice nawet te mroczne nie zepsują jej
mniemania o chłopaku. Dobry wieczór,
taak. Długie opóźnienie, wiem. W rekompensacie bardzo długi rozdział, możliwe że za długi, ale nie chciałam go rozdzielać. Następny pojawi się za dwa tygodnie albo wcześniej, jeśli znajdę waj-faja w tej dziczy.
Nic nie dodaję, bawcie się dobrze!
Całusy,
Lupus♥
PS. Błędy mogą być - jestem padnięta, a pakowanie trwa ;)
PIEEERWSZA?
OdpowiedzUsuńRozdzial wspanialy.
Nott i Granger połaczeni? Wow fajny pomysl. Ciekawe co z tego wyniknie.
Wytlumacz to jeszcze troche bo nie pojelam czemu mialo by byc przez to zle.
Czemu Nott nie chcial by przyjazni?
Podobala mi sie rozmowa z Pansy ale ubolewam ze nie rozwinelas wątku Astorii i Hermiony.
Czekam z niecierpliwością na następny i zapraszam na mój X rozdział.
-Verrsace
Www.theeternalexile.blogspot.com
Verrsace :D
UsuńBędzie i Astoria, bardzo ją lubię :P Czasu potrzebuję, a wkońcu zestaw bohaterów będzie w komplecie xD
Czytam Twoje rozdziały kiedy łapię wajfaja, ale na komentarz musisz poczekać aż wrócę do Wawy :3
Całusy,
L.L♥
Zapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://w-chmurach-milosci.blogspot.com/2014/08/6-szczescie-jest-zdrowe-dla-ciaa-ale-to.html
Życzę miłej lektury i pozdrawiam <3
pokochałam tw bloga <3 serio xd bardzo mi sie podoba to całe połączenie Ślizgonowo-Gryfonowe xd mam nadzieje ze nigdy nie przyjdzie ci przez myśl żeby zawiesić bloga, nienawidze jak pisarze tak robią xd weny życze i wajfaj xd
OdpowiedzUsuńNawet sobie nie wyobrażasz mojego uśmiechu gdy przeczytałam Twój komentarz. Cudem mi policzki nie pękły!
UsuńObiecałam sobie i moim przyjaciółką, że się nie złamię. Mam w nich oparcie, zawsze coś doradzą. Więc jedynie to Ty musisz być cierpliwa i przetrwać moją historię do końca :D
Powodzenia,
całusy,
Lupi♥
Ha i jednak jestem! Zaskoczylas mnie więzia Theo i Hermiony, ale to do nich pasuje. Są najlepszymi przyjaciółmi, wiedzą o sobie wszystko i to jest najlepsze, choć przestraszyl mnie ten sen.
OdpowiedzUsuńZauwazylas, że zmienilas imię ojca dziewczyny? Na poczatku jest Patrick a potem Peter.
Jednak to domową z Pansy najbardziej mi się podobała. Nie jest ona pusta idiotka, ma w sobie inteligencję, a także problemy, które nie łatwo jej pokonać.
Świetnie przedstawiasz Slizgonow, można zobaczyć ich z zupełnie innej strony...
Croy
Opisałas więź Notta i Hermiony bardzo w stylu Rowling, naprawdę! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się rozmowa przy księżycu. Ci ślizgoni są jednak w porządku ;)
Z chęcią ruszam dalej :3
Ahh Pansy jest świetna! <3 czytam dalej ;3
OdpowiedzUsuń