1 sierpnia 2014

Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami.


Jasny księżyc niczym duch przesuwał się po czarnym niebie. Zaglądał do niektórych po przez okna, sprawdzając jak się jego przyjaciele mają. Białą poświatą oświetlał pokoje w małych miastach, ogromnych metropoliach, ale i w Hogwartcie, dodając trochę światła w sypialniach śpiących uczniów. Gdzieniegdzie paliły się światła, a nieliczni Krukoni powtarzali materiał. Gdzieindziej grupka Gryfonów obgadywał pierwszy pocałunek Scotta, drugoroczniaka, który zauroczył się w ślicznej Amelii. Jasny glob zauważył również parę ślizgonów, którzy niczym agenci przebiegali między korytarzami. Platynowe włosy przywódcy znikły jednak za zakrętem, a jego czwórka towarzyszy tuż za nim. W końcu lśniący glob zajrzał do pokoju na szczycie wieży. Promienie przemknęły po biurku, szafie aż dotarły do łóżka. Kasztanowe loki prefekt zamigotały, a powieki zatrzepotały.
Hermiona zmarszczyła brwi, zastanawiając się czemu właściwie się zbudziła. Obserwowała przez chwilę kolumny swojego posłania, szukając w głowie przyczyny. Niestety nie pamiętała, co takiego kazało jej się obudzić, a sen uciekł i nie zamierzał wrócić. Wzdychając, podniosła się z wygodnego materacu, przesiadając się na parapet.
-Hej, wujku – przywitała się z księżycem tak, jak uczył ją ojciec. Zawsze powtarzał, że wujaszek Księżyc ją obserwuje i zdaje relacje rodzicom. Przyglądała się ogromnej kuli, ze smutkiem przypominając sobie problem Remusa. Jej ta noc wydawała się magiczna, ale Lupin na pewno ją wyklina. Zamyślona znów poczuła dziwny skurcz w brzuchu, a dreszcz który przebiegł jej po plecach wzmógł niepokój. Czuła dziwny przymus wyjścia z sypialni, przestraszona postąpiła zgodnie z instynktem, zatrzymując przed drzwiami Notta.
-Teo? – położył dłoń na klamce i nie czekając na odpowiedź zajrzała do środka. Tak jak się spodziewała panowały tu egipskie ciemności, gdyż Wąż miał zwyczaj zasłanianiu okien. Powoli podeszła do posłania równie wielkiego jak jej, zauważając miotającego się chłopaka.
-Teodor? – złapała bladą dłoń ślizgona, spoglądając na twarz wygiętą w grymasie strachu.
-Teo, obudź się – łagodnie przemawiała, starając się wybudzić przyjaciela z nocnych mar. Położyła mu dłoń na policzku, potrząsając jednocześnie jego ramieniem. Jej serce przyspieszyło, a oddech stał się cięższy. Starała się uspokoić, ale nagły lęk oszołomił jej zmęczony umysł.
-Teodor – mruknęła, opadając na klatkę chłopaka. Przerażenie sprawiło, że miała zaciśnięte gardło, a łzy stanęły w jej oczach. Zaczęła szlochać przed nieznanym strachem, wtulając w wychowanka Snape’a.
Ciemność pokoju przytłaczała dziewczynę, a jej płuca walczyły o każdy oddech. Złapała dłoń śpiącego, ściskając mocno.
-OBUDŹ SIĘ! – wrzasnęła, dygocząc ze zmęczenia. Ku jej uldze powieki chłopaka uniosły się, a on równie zdyszany co ona, usiadł prosto. Czarne oczy spoczęły na niej pełne zdziwienia i troski.
-Hermiona? – skrzywił się, wyplątując dłoń z uścisku gryfonki. –Co się dzieje? Źle się czujesz?
-To z Tobą jest coś nie tak, Teo – mruknęła, ocierając policzki. –Miałeś zły sen.. A ja jakiś cholerny napad!
-Może chcesz iść do pani Pomfrey? – zaproponował, odsuwając jej z czoła zbłąkany lok. –Jak wyglądał ten napad?
-Nie wiem – odpowiedziała głupio, wygodniej kładąc się na łóżku Notta. Opadła na poduszki, wsuwając nogi pod ciepłą kołdrę. –O czym miałeś koszmar?
-Zacznij od początku – poradził, sięgając za siebie po różdżkę. Przyzwał z kuchni dwie szklanki oraz butelkę wody. –Dlaczego się obudziłaś?
-Tak po prostu – bąkneła, mocząc usta w chłodnej cieczy. Nawet nie czuła, że tak bardzo pragnie pić. Teodor również wypił zawartość naczynia, odstawiając potem oba na etażerkę.
-Obudziłaś się od tak o.. – zerknął na zegarek, unosząc przy tym brew do góry –O drugiej trzydzieści? Zwykle nie mogę cię obudzić o siódmej, gdy umawiamy się na poranny spacer..
-Miałam.. przeczucie – przyznała, krzywiąc nad wspomnieniem pobudki –Musiałam wstać.
-A potem? – przekrzywił głowę, kładąc ją obok dziewczyny. Stykali się teraz czubkami, oboje przyglądając cieniom na baldachimie.
-Potem? .. możemy zdjąć te zasłony? Lubię księżyc – poprosiła, chwilę później obserwując lśniący glob. Poczuła spokojny oddech chłopaka, który również zapatrzył się na nocnego podglądacza. –Potem przyszłam tu, bo.. musiałam.
-I zaczął się atak, który mnie obudził? – rzucił, przeczesując ręką włosy.
-Nie.. wtedy starałam się wybudzić cię ze snu.. – powiedziała cicho, drżąc delikatnie –Ale kiedy cię dotknęłam.. zaczęłam się dusić strachem. Bałam się jak cholera.
-Brakowało powietrza, a ciemność była wszędzie? Miałaś dreszcze, ból głowy? – skinęła głową, zerkając z ukosa na Węża. Ciemne oczy Teodora odbijały blask księżyca, a jego usta zacisnęły się w wąską linię. –Wydawało Ci się, że mrok pochłania cię powoli. Odbiera zmysły, uczucia aż w końcu i pamięć o Tobie?
-Skąd wiesz tak dokładnie co czułam? – napotkała jego wzrok pełen troski, niepewności i strachu. Westchnął ciężko, szukając dłonią jej ręki by spleść palce.
-Bo mi się to śniło – mruknął, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. Oboje pogrążyli się w myślach co to może oznaczać. Co się dzieje, do licha? Teodor obserwował ciemne plamy na wielkiej kuli. Satelita wzbudzał w nim mieszane uczucia. Jednocześnie przypominał dom, co wiązało się z melancholią, niechęcią oraz smutkiem. Z drugiej strony, od momentu poznania gryfonki, dostrzegał w nim również nadzieję, spokój i stałość. Znów wrócił myślami do dziwnych wydarzeń ostatnich dni. Czemu nagle tyle wiedział o leżącej obok niego dziewczynie? Już wcześniej oboje zaprezentowali niesamowite umiejętności dostrzegania siebie nawzajem, swoich sekretów, zwyczajów. Teraz jednak czuł, że odpowiedzi przychodzą znikąd.
-Co teraz będzie, Teo? – usłyszał zmęczony głos, który od razu wzbudził w nim troskę mieszaną z ciepłem.
-Śpijmy, pomyślimy rano – zaproponował, słysząc aprobujący pomruk. Uśmiech wypłynął mu na usta, kiedy zaczęła się wiercić pod kołdrą szukając wygodnej pozycji.
-Teo? – przerwała ciszę, ściskając mocniej jego palce.
-Hm?
-Obiecaj, że nie przyśni mi się koszmar – poprosiła cichutko, jak gdyby jego odpowiedź mogła zmienić świat.
-Obiecuję – odpowiedział mimo głupiemu rozsądkowi. Wiedział, że naprawdę nie ma żadnego wpływu na jej senne marzenia czy koszmary. Jednak czuł, że tak powinien powiedzieć, bo miał taki obowiązek. –Od tej pory masz prywatnego Odganiacza Sennych Marów.
-Chyba osobisty życiowy koszmar z Tobą w roli głównej – parsknęła, chichocząc cicho.
-Zniszczyłaś całą piękną chwilę, nieczuła gryfonko – zbeształ ją, przekręcając na plecy. Ostatni raz spojrzał na lśniący księżyc, uśmiechając do samego siebie –Śpij już, urwisie.
 W pewnym momencie poczuł ciężar głowy Hermiony, która opadła mu na ramię w chwili zaśnięcia. Sam poczuł ogarniające go zmęczenie, więc z chwilą kiedy gryfonka odetchnęła cicho w krainie marzeń, jego powieki opadły.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

-Chcesz mi coś powiedzieć?
Hermiona uniosła wzrok, kiedy coś kopnęło ją w kostkę. Skrzywiona dotknęła kłującego miejsca, rzucając spojrzenie pełne wyrzutu agresorowi. Harry zamiast się kajać, wyszczerzył szeroko i oparł wygodniej o krzesło.
-Notuję – burknęła, mocząc pióro w kałamarzu. Starała się znów wsłuchać w wykład nauczyciela, ale natarzczywy wzrok nie pozwalał jej się skupić. Fuknęła pod nosem, zerkając na Harry’ego. On jednakże był teraz skupiony na czymś innym, wpatrując nieprzytomnie na pusty pergamin. Gryfonka zaintrygowana obrzuciła przód klasy uważnym spojrzeniem. Nie widziała nic ciekawszego niż plecy Astorii Greengrass siedzącej obok Millicenty.
-Możesz pisać skoro tak zafascynował cię ten pergamin – zauważyła mimochodem, delikatnie stukając końcówką pióra ramię przyjaciela. Odetchnęła spokojnie, ponownie słuchając nauczyciela. Zanim jednak postawiła kropkę, zgubiła się dwa razy. Skrzywiona obróciła się do tyłu, napotykając oczy Rona. Rudzielec, który siedział za nimi zaczerwienił się, gdy obrzuciła go zirytowanym oraz zdegustowaną miną. Odwrócił się do Seamusa, nareszcie dając jej spokój. Zadowolona, że nie czuje już przenikliwego wzroku spojrzała na swoje notatki.
-Napisałeś cokolwiek? – oparła policzek o ramię Wybrańca, zaglądając mu na pracę. Zamiast notatki albo chociaż zwięzłych punktów, Potter szkicował sobie jakieś ludki. –Serio?
-Miałem natchnienie – pokiwał z entuzjazmem głową, dorysowując patyczakowi kreskę i.. dużo innych linii –Jeśli zgadniesz, kto to taki.. to dostaniesz dwa buziaki.
-Powtórzę by do ciebie dotarło.. serio? – potarła skronie, czując irytację pomieszaną z rozbawieniem. Obrzuciła wzrokiem profesora, zerkając z rezygnacją na swój pergamin.
-Dawaj, H. – zachęcał Harry, z miną profesjonalisty dorysowując ludkowi.. coś, co miało być chyba różdżką.
-Nie mam pojęcia. Co to jest to? – wskazała na.. jak się okazało miotłę. Zagryzając policzki by się nie roześmiać, starała się dostrzec osobę narysowaną. –Nie wiem.. może Wood?
-Nie. – zielonooki skrzywił się, przewracając oczami. Po trzech innych próbach, mruknął coś o jej braku finezji. Miał dorysować jedną podpowiedź, ale jego dodatek wprawił ją w osłupienie.
-To jakiś duch? – zaproponowała niepewnie, nie mogąc się odpędzić od uczucia, że ktoś ją obserwuje. Wciągnęła powoli powietrze, odwracając się do Rona. Weasley jednak spał na blacie, a ślinka pociekła mu po brodzi.
-Nie, H. skup się, no!
-Daj pomyśleć – poprosiła, rozglądając ukradkiem po klasie. Większość uczniów przysypiała, co niektórzy gryzmolili liściki do siebie. Pansy Parkinson malowała pazkocie, tłumacząc coś o lakierach Blaisowi. Davis siedziała z Hestią i flirtowała bezczelnie z Flintem. Jej wzrok padł na Deana, który trzymał pod stołem książkę. Kiedy miała wmówić sobie, że zaczyna wariować dostrzegła w końcu winowajcę. Pierwsze co dostrzegła po zlokalizowaniu to oczy. Srebrne lśniły za wachlarzem czarnych rzęs. Przypomniała sobie po chwili z kim ma do czynienia, więc uniosła brwi do góry. Mimochodem zerknęła na całokształt przedstawiciela płci brzydkiej. Chociaż w tym przypadku można się kłócić. Spod czarnej szaty wystawały czarne dżinsy, trampki oraz kawałek szarej bluzy. Wciągnęła powietrze ponownie przyglądając się szarawym tęczówkom. Dracon Malfoy uśmiechnął się do niej szeroko, zapewne zauważając jej krótki rekonesans po jego ciele.
-To co jest między wami? – usłyszała konspiracyjny szept Pottera.
-Nic! Odbiło ci? – prychnęła, wbijając zaskoczony oraz zawstydzony wzrok w przyjaciela. Harry zamrugał zdziwiony, splatając dłonie na piersi.
-Pokłóciliście się? – spytał z troską, marszcząc gniewnie brwi –Zrobił Ci coś?
-Tak, nie. Merlinie, Harry! Skąd taki pomysł. Nie pogodziliśmy się nawet oficjalnie. To, że się nie obrażamy nie znaczy, że.. – pokręciła zniesmaczona głową, wsuwając dłonie na kolana by nie zauważył jak drżą –To tak widać?
-Ciebie i Notta? Tak jakby.. – Wybraniec przyglądał się jej zafascynowany, przechylając ten pusty łeb na lewo –Ejej.. mówimy o tej samej osobie, H?
-O Teodorze.. – mruknęła, uśmiechając nerwowo –Taak. Pokłóciliśmy się, ale.. już dzisiaj mu przebaczę. Zabrał moją książkę i.. ją zgubił. Była ciekawa.
-Jasne, to jest ciekawa sprawa  - Harry nie spuszczał z niej oczu, lustrując bystrymi tęczówkami –A jeszcze ciekawsze jest Twoje zawstydzenie.
-Nie wstydzę się niczego – odgarnęła loki na bok, opierając niby wyluzowanie o blat –To kto jest na rysunku?
-Odwrócenie uwagi? Zaprzeczenie? – zmrużył powieki, powoli ukazując białe zęby –Dalej, Hermiono, co jeszcze masz w zanadrzu? Zasypiesz mnie pytaniami?
-Możesz przestać zabawiać się w aurora? – syknęła, wypominając sobie, że zaprzyjaźniła się z ambitnym Złotym Dzieckiem. –Ja..
-Czujesz się skrępowana? – zaśmiał się, odpuszczając w końcu –Niech będzie. Jeszcze przytruchtasz do mnie z podkulonym ogonem, Granger.
-Spadaj, Potter – burknęła, wyginając nerwowo palce.
Harry-Mów-Mi-Dureń skupił się znów na rozwijaniu swoich umiejętności artystycznych mówiąc, że dorysuje jeszcze parę podpowiedzi. Zabronił jej zerkać i komentować, obracając się do niej plecami. Wzdychając, posłuchała chwilę nauczyciela niepewna o czym tak właściwie mówi.
Kiedy popatrzyła na Malfoya, ten pochylał się już w stronę jakiejś ślizgonki, nie zwracając na nic uwagi. Poczuła obrzydzenie do siebie na myśl o cieple jakie czuła w jego obecności. Nie obrażali się, jasne. Nie docinali tak ostro, jak zwykle. Co nie zmienia faktu, że irytuje ją tak samo jak wcześniej.
-Przepraszam, profesorze.. – spojrzała znudzona na jakiegoś chłopaka, który wszedł do sali -Hermiona Granger proszona jest do dyrektora.
Wszystkie pary oczu spoczęły na niej, a Harry zamarł z piórem w dłoni. Zaskoczona, podniosła się powoli wsuwając szybko na wpół pełny pergamin do torby. Wybraniec przyglądał się jej z pytaniem, ale nie miała sama pojęcia o co może chodzić. Mruknęła pożegnanie do zielonookiego, wymykając się z przewodnikiem z komnaty.
-Wiesz może w jakiej sprawie? – zapytała, gdy w ciszy mknęli po korytarzu. Dzieciak miał całą piegowatą twarz, a jego blond loczki skakały przy każdym kroku. Krukon posłał jej przepraszający uśmiech, nie mając o niczym pojęcia. Nie zadawała więcej pytań, równając tępo z chłopczykiem. Zostawił ją pod gargulcem, znikając szybko za kolejnym zakrętem.
-Co za spotkanie, hm? – Teodor zeskoczył z trzech ostatnich schodów, dołączając do niej. –Narozrabiałaś, urwisie?
-Nie. A ty? – ciemne tęczówki Notta błysnęły w półmroku, a na ustach pojawił się krzywy uśmiech.
-Nie bardziej niż zwykle – przyznał z ponurym śmiechem, klepiąc kamiennego strażnika i mówiąc hasło. Powoli rozpoczęli wędrówek do góry, w milczeniu zastanawiając się nad przyczyną wezwania. Gryfonka i Wąż popatrzyli na siebie, dodając sobie otuchy złapaniem na moment dłoni. –Gotowa na nie wiadomo co, urwisie?
Nie miała szansy odpowiedzieć, bo drzwi zaczęły się otwierać. Puścili ręce, a Teodor zrobił krok w przód by otworzyć wrota do końca. Hermiona zamknęła na moment powieki, mówiąc sobie cicho, że wszystko będzie dobrze.
-A to, droga Jane, jest Myślodsiewnia – usłyszeli pogodny głos dyrektora, który właśnie odwracał się w ich stronę. Obok niego stała niska brunetka, która z ciekawością pochylała się nad drogocenną misą. –Są i nasi uczniowie. Hermiono, Teodorze mam nadzieję, że nie wyrwałem was z interesującej lekcji?
Gryfonka wciąż patrzyła na Jane, która obróciła się do niej z uśmiechem. Znajome błękitne oczy błysnęły ciepłem oraz ekscytacją, a pełne usta ułożyły w tak znany sposób. Prefekt oszołomione zobaczyła również mężczyznę, stojącego z drugiej strony Naczelnego, który mrugnął do niej.
-Bynajmniej – mruknął Teo, zatrzymując wzrok na kimś za Hermioną.
-Mama, tata! – wykrztusiła w końcu, wymijając ślizgona by podbiec do rodziców. Pani Granger zachichotała, gładząc córkę po plecach.
-Cześć, skarbie – cmoknęła ją we włosy, przekazując w silne ramiona ojca. Patric Granger równie czule jak żona powitał swój skarb, mrucząc coś o „buntowniczych nastolatkach”.
-Co wy tu robicie? – spytała, pozwalając mamie wygładzić jej szatę. Z błyszczącymi oczami spoglądała na zmianę na dwójkę opiekunów. Widząc ich zmieszanie, wbiła wzrok w dyrektora. Profesor jednak patrzył w drugą stronę, uważnie obserwując innych gości. Dopiero teraz gryfonka przypomniała sobie o obecności Teodora. Odwróciła się z zamiarem przedstawienia go rodzicom, gdy zauważyła jego gniewną minę.
Ślizgon stał wciąż przy drzwiach, wpatrując się w dwie siedzące osoby. Na wygodnej sofie w iście elegancki sposób przykucnęła dwójka czarodziei. Kobieta miała lśniące czarne włosy, które upięła w wymyślną fryzurę. Grube pasma spięła w koka, pozwalając niektórym spływać na plecy swobodnie. Szmaragdowo-szara suknia leżała na niej idealnie, eksponując wszystkie walory czarownicy. Krój stroju był prosty, z długimi rękawami, które ozdabiały koronkowe wzory. Kobieta miała owalną twarz z lekko zadartym podbródkiem. Miała bladą cerę oraz wyraziste, błękitne oczy, które taksowały ucznia wzrokiem.
-Teodorze, nie przywitasz się z matką? – siedzący obok mężczyzna, zmarszczył krzaczaste brwi. Miał włosy bardziej siwe niż czarne, chociaż gdzieniegdzie były przebłyski dawnego koloru. Jak na swój wiek, staruszek był w świetnej formie. Szczupły, wysoki o bystrym spojrzeniu.
-Cześć mamo, dziadku – mruknął Wąż, wsuwając kciuki do przednich kieszeni dżinsów. Pan senior Nott skrzywił się, walcząc z wnukiem w myślach. Kiedy jednak poczuł delikatny dotyk towarzyszki, odpuścił i spojrzał wilkiem na Hermionę.
-Skoro miłą część mamy za sobą, pora na prawdziwą przyczynę naszego spotkania – Dumbledore klasnął dłońmi, prosząc o zajęcie miejsc. Hermiona usiadła pomiędzy rodzicami na kanapie stojącej naprzeciw sofie Nottów. Teodor kucnął obok matki, splatając z nią na moment palce.
-Mam nadzieję, że masz dobry powód, Albusie – mruknął najstarszy Nott, posępnie zerkając na mugoli. –Miałem na dziś plany..
-Oczywiście, Francis - Naczelny uśmiechnął się do seniora, splatając palce i opierając na nich brodę. –Wasi wychowawcy i ja.. doszliśmy do wniosku, że wydarzenia z ostatniego miesiąca mają wpływ na życie waszych pociech.

Hermiona uniosła brwi do góry, wymieniając z Teo zdziwione spojrzenia.
-Co się wydarzyło w ostatnim.. miesiącu? – spytała powoli Jane, zerkając z ukosa na córkę.
-W szkole był napad.. – profesor spojrzał na prefekt z namysłem –Państwa córka wraz z tym młodzieńcem brała w tym udział.

-Napad? – głos pani Nott był równie dźwięczny jak jej ruchy. Z miną pełną strachu zerknęła na syna, ponownie patrząc na dyrektora. Gryfonka zaczęła słuchać skróconej opowieści o ich walce ze śmierciożercą, śmierci Patil oraz jej śpiączce. Póki co wszystkie informacje zostały utajnione. Bliźniaczka ofiary spędzała żałobę z rodziną, a nie było innych świadków niż oni sami, nauczyciele oraz Harry. Pani Granger na zmianę się wzdrygała i przytulała córkę.
-Jaki śmierciożerca, jeśli można wiedzieć? – pan Nott przerwał ciszę, zaciskając pięści.
-Carrow, Francis – Albus przysłuchiwał się chwilę wymianom komentarzy zanim zaczął mówić dalej –Kiedy.. Hermiona wykończona po wymianie zaklęć zemdlała została przetransportowana do SS..
-Czemu nie do tego całego Munga? – przerwał Patric, ściskając ramię pociechy. –Nie lepiej byłoby by była w takim stanie pod obserwacją specjalistów?
-Owszem, ale to lekarze przybyli do nas – Hermiona uniosła wzrok, przypominając sobie co mówiła Katia „Malfoy podniósł na nogi cały szpital”.. czyżby to była prawda? –Przysięgam, że Hermiona miała zapewnioną najlepszą opiekę. Wracając.. w czasie jej.. niedyspozycji Teodor źle się poczuł. Znaleźliśmy go później na łóżku obok panny Granger. Nieprzytomnego i osłabionego.
-Co dolegało mojemu wnukowi? – Francis podniósł się gwałtownie, z sykiem wciągając powietrze. Jego oczy błysnęły groźnie, a żuchwa strzyknęła z nerwów –Jest już zdrowy?
-Francis, usiądź. – poprosił dyrektor, trąc zmęczone oczy –Teodor wyczerpał wszystkie siły, bo oddał magię Hermionie.
-Co zrobił?
-Co zrobiłem?
Wąż zamrugał zaskoczony, interesując się nagle całą sprawą. Poczuł, że gryfonka jest równie zaciekawiona, a jej oczy błysnęły. 
-Teodor przelał swoją moc Hermionie by ta mogła się chociaż trochę uzdrowić. Organizm czarodziei ma instynkt zużywania magii na samoleczenie, jakie zaobserwowaliśmy u pańskiej córki – wytłumaczył rodzicom panny Granger, po czym przeniósł spojrzenie na uczniów –Zrobiłeś to odruchowo, bezwiednie. Dlatego zemdlałeś, Teodorze. I dlatego Hermiona następnego dnia obudziła się.
-Dałem jej swoją moc? – powtórzył Teo, wpatrując się w swoje ręce oszołomiony.
-Czy to jest możliwe, dyrektorze? Oddawanie sobie magii? – Hermiona miała tysiące pytań, ale całe okoliczności nie nadawały się na przeprowadzenie dokładnego wywiadu.
-To niemożliwe – senior Nott znowu chodził po pomieszczeniu, trąc swoją brodę.
-Tak. Moc przepłynęła z Ciebie na Hermionę. Mając zapas energii, nasza prefekt, rozpoczęła uzdrawianie siebie. Następnego dnia wciąż mając w organizmie dużą dawkę magii wybudziła się ze śpiączki. Jedyny problem stanowiły płuca – profesor Dumbledore odchylił się zamyślony –Podejrzewając już zależność między wami, zgodziłem się na wypis. Domyślam się, że spędzaliście ze sobą dużo czasu?
-Bezustannie – potwierdzili w tym samym czasie, rzucając sobie przelotne uśmiechy.
-Dlatego magia pozostała w obiegu, a Twój problem zniknął, Hermiono – podsumował Naczelnik, kiwając z aprobatą głową.
-Można sobie przekazywać magię? – powtórzyła gryfonka, starając ułożyć to sobie w myślach –I jaka zależność?
-To niemożliwe, Albusie!
-Nie można, panno Granger. Są jednak wyjątki i od tej reguły. Zdarzają się przypadki, gdzie dwójka czarodziei.. – zaciął się, szukając odpowiedniego słowa –Gdy dwójka czarodziei ma ten sam typ natężenia, zasięgu swojej magii. W pewnych okolicznościach łączy ona dwie osoby tak żeby magia była silniejsza.
-Albusie – pan Nott niemal krzyknął, czerwieniąc się na twarzy. –To absurd. Ona jest mugolaczką!
-Za to jaką zdolną, Francis, jedną z najlepszych uczennic. Jak nie najzdolniejszą – Dumbledore uciszył na moment starca, znowu skupiając się na swoim monologu –Magia pod wpływem impulsu przeskoczyła na drugą osobę. Wtedy miała dwa źródła, większy zasięg. A dwójka czarodziei stała się potężniejsza oraz.. zależna od siebie.
-Chce pan powiedzieć, profesorze Dumbledore, że ja i Hermiona mamy ten.. impuls? – Teodor powiedział na jednym wydechu, starając się wszystko przeanalizować.
-Tak. Ty i panna Granger wykazujecie wielki potencjał magiczny. Co zaskakujące wasza magia odpowiada sobie potęgą, dlatego myślę, że emocje oraz sytuacja był tym ostatnim kamyczkiem na szali. – szaro-niebieskie oczy uważnie obserwowały dwójkę uczniów. Teodor ze zmarszczonym czołem zapatrzył się na swoje dłonie. Hermiona natomiast zacisnęła usta w wąską linię, nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
-Czyli magia mojego synka nawiązała łącze z magią Hermiony? – pani Nott starała się zrozumieć całą sytuację.
-Tak, ich magia związała się ze sobą, Katerino – mama Teo powoli zaczęła przyswajać całą rozmowę.
-Czy to wiąże ze sobą jakieś konsekwencje? – Patric zagryzł wargę, nie mogąc nic zrozumieć.
-Tak. – prefekci znowu zaczęli słuchać uważnie dyrektora –Hermiona i Teodor są teraz potężniejsi niż większość czarodziei. Magia stała się trwalsza, silniejsza oraz większa. Jeśli kiedyś pstryknięciem zapalali świecę, teraz zapalą cały las. Jednakże.. są połączeni magią. Niezerwaną, prastarą siłą, która połączyła ich dusze.
-Veneficus duplum animae – wyszeptał Francis Nott, po raz pierwszy odwracając się w stronę wnuka –Czy to możliwe, Albusie? Dziewczyna nie jest arystokratką.. na dodatek nie są tej samej płci.
-Są wyjątkowi – zgodził się Dumbledore, zamykając oczy –Ale to było jasne już na początku, przyjacielu.
-Maximus był ostatnim Animae, teraz będzie nim Teodor? – starszy mężczyzna westchnął ciężko spoglądając ze złością na dziewczynę –I ona?
-Można to jakoś sprawdzić? – pani Granger położyła dłonie prosto na kolanach, nachylając się w stronę Naczelnego –Jakieś badania?
-Nie da się tego przebadać, Jane – Albus z uśmiechem spojrzał na wszystkich obecnych dorosłych –Nie da się również nie zauważyć więzi między nimi. Są zgodni magicznie..
Hermiona potarła skronie, starając się ogarnąć całą nową sytuację. Zerknęła na przyjaciela, który marszcząc brwi przyglądał się swoim dłoniom. Wciągnęła głęboko powietrze, starając się wyczuć w sobie obecność Teodora. Niczego zaskakującego nie poczuła, żadnego śladu innego umysłu. Czy to wszystko wpłynie na ich relacje? Czy mają wobec siebie zobowiązania? Zagryzła mocno wargę obawiając się utraty przyjaźni z Wężem. Czy można w ogóle żyć z kimś w zgodzie, ufnie i bez zobowiązań, gdy ta właśnie osoba zna każdy zakamarek Twojego umysłu? Czy oni sobie poradzą? Odpowiedź przyszła od razu w chwili, gdy Teo uniósł na nią ciemne spojrzenie. Odczytała w czarnych tęczówkach te same obawy, lęki. A później pojawił się bezczelny, krzywy uśmiech chłopaka, który stał się dla niej nadzieją. Przeszli już tyle.. czy kolejna przeszkoda będzie tą decydującą?
-Hermiono myślę, że potrzebujesz odpoczynku. Musisz to wszystko przemyśleć – Naczelny posłał jej pokrzepiający grymas, zerkając z dobrocią na mugoli –A i wam, drodzy Grangerowie, przyda się chwila wytchnienia. Mam nadzieję, że nasz kolejne spotkanie odbędzie się w innych okolicznościach.
Gryfonka podniosła się z rodzicami, odchodząc na bok. Lekko otumaniona pozwoliła się objąć tak znajomym ramionom matki. Słodki zapach kwiatów ukajał jej nerwy od dziecka, a ciepłe oczy dodawały otuchy. Jane zamrugała gwałtownie by łzy nie popłynęły jej po policzkach. Nigdy nie potrafiła się nie rozklejać przy pożegnaniach. Peter Granger przygarnął swoje maleństwo, szepcząc coś do uch córeczki. Nim ją wypuścił mocno cmoknął ją w czoło jak to miał w zwyczaju. Profesor Dumbledore wskazał stworzony świstoklik, żegnając mugoli obietnicą sprawowania opieki nad młodą Granger. Po ich zniknięciu gryfonka została odprawiona w delikatny sposób, a ostatnią rzeczą jaką zobaczyła były przerażająco smutne oczy pani Nott.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Jasne punkty lśniły na granatowym niebie. Duży, biały księżyc oświetlał błonia i dachy Hogwartu. Ponownie sprawdzał co nowego słychać u przyjaciół, znikając oraz pojawiając się za małymi chmurkami. Ładna szatynka siedziała przy poręczy, wpatrując się melancholijnym wzrokiem w gwiazdy. Smutny uśmiech błąkał się po jej zmęczonej twarzy. Brązowe oczy przykryła mgiełka zamyślenia. Odruchowo ręka wystukiwała rytm, zakłócający nocną ciszę. Brązowe włosy po raz pierwszy jej nie przeszkadzały, uwięzione w ścisłym splocie, który miał przypominać warkocz Astorii.
-Nie wiedziałem, że potrafisz ogarnąć jakoś te loki – zachrypnięty głos rozległ się za nią. Nie musiała się obracać by sprawdzić kto jej zawraca głowę. Tylko jedna osoba potrafiła śmiać się i mówić jednocześnie.
-Dzięki, Blaise. – posłała mu szeroki uśmiech, kiedy ciężko wzdychając usiadł obok niej -Nie wiedziałam, że potrafisz tak komplementować dziewczyny.
-Heh, kochana ja nic nie muszę robić, a i tak jestem boski – posłał jej łobuzerski, samozadowolony uśmiech. Podał jej kubek z gorącą czekoladą, wyklinając  pod nosem oparzone palce –Proszę bardzo, słodycz na ogrzanie. A co do mojego uroku.. następnym razem mogę się bardziej postarać, ale przyszedłem tu po coś innego, Minka.
-Dziękuję! Kocham cię szaleńczo! – przewróciła oczami, kiedy walnął ją łokciem w żebra. –Po co?
-Siedzisz tutaj sama.. Pomyślałem.. – przełknął głośno ślinę, spoglądając jak ona na gwiazdy –Pomyślałem, że może do nas dołączysz? Robimy imprezę w PW i zostałaś zaproszona!
-Przez kogo? – nie kryła zdziwienia. Nikt ze Slytherinu nie wyrażał się pochlebnie na jej temat od momentu publicznego ogłoszenia jej przyjaźni z Teodrem i Blaise’em. Na dodatek ślizgoni wzmocnili siły by upokarzać ją częściej.
-Przez nas, oczywiście. – Diabeł powiedział to już mniej pewnie, domyślając się jej obaw –Jest tam taki tłok, że nikt by nie zauważył jednej gryfonki. Seryjnie, H.

-Wydaję mi się, że Węże mają wrodzony radar „Uwaga szlama Granger!” – parsknęła, podciągając kolana pod brodę –Dzi..
Blaise z szybkością błyskawicy przytknął jej ręke do buzi. Jego orzechowe oczy błysnęły gniewnie, a usta zacisnęły w wąską linię. Hermiona aż się wzdrygnęła zaskoczona nienawiścią w spojrzeniu chłopaka.

-Nigdy więcej tego nie mów Hermiono. Nigdy, rozumiesz? – wysyczał, ściskając mocniej jej brodę i zbliżając twarz do jej twarzy –Nie jesteś gorsza od nikogo z tamtych łajz. Nie dorastają ci do pięt. Nikt kto ważył się powiedzieć coś złego na Twój temat. Nikt, Hermiono.
-Blaise, to boli – jęknęła czując napływające łzy. Ślizgon puścił ją, delikatnie łapiąc za dłoń.
-Wybacz, Minka. – skruszony, musnął kciukiem jej palce. –Uważam, że jesteś wspaniała. A tamci frajerzy, którzy krzywią się na twój widok to.. frajerzy i tyle. Wstyd mi za nich, bo niektórzy naprawdę są w porządku. Ale takie są nasze rodziny. I tradycje.

-A jak jest z Twoją rodziną? – dziewczyna zmieniła temat, ocierając słone kropelki z policzków. Nie dość, że bolał ją brzuch, to ten bałwan wygłasza takie mowy.
-Mój ojciec nie żyje.. Mama ma własne opinie na różne tematy, ale każdy o tym wie. Nie kryje się z tym, że tępi niektórych arystokratów – zaśmiał się cicho, opisując przyjaciółce swoją wybuchową rodzicielkę. Opowiedział jej o cichych zapewnieniach matki by być sobą i iść przez świat z uśmiechem na twarzy. –Mama zawsze mówiła, że woli żebym był niedoskonałą wersją samego siebie niż najlepszą kopią kogoś innego..

-Musi być naprawdę fajna.. i mądra – stwierdziła po chwili ciszy, powtarzając sobie radę pani Zabini. Blaise pokiwał głową w odpowiedzi, z zamyśleniem wpatrując się przed siebie. Palcami zaczął bębnić nieznaną jej melodię, dodającą jej dziwnej otuchy.
-Nie znam tej piosenki – przyjrzała się z ciekawością szeroko uśmiechniętemu Diabłowi. Chłopak zachichotał i zaczął cicho mruczeć pod nosem. Kiedy gryfonka zamknęła oczy przeniosła się do nieznanego jej świata. Dudnienie opuszków palców węża w rytm z cichym mruczeniem zahipnotyzował ją ilością dźwięków. –Niesamowite.

-Wiem, skomponowałem to jeszcze przed Hogwartem – Blaise wzruszył ramionami na jej pytające spojrzenie –Mam talent do muzykowania. Od zawsze chciałem zostać muzykiem. Mama powtarza, że mam smykałkę po jej ojcu. A ja myślę, że też trochę po tacie. Pamiętam, że on kiedyś grał na gitarze. Ja ją odziedziczyłem.
-Nie wiedziałam.. – przyznała, kręcąc z niedowierzaniem głową –Takim buczeniem potrafisz zachwycić. Co dopiero z gitarą..

-Dziewczyny dostają wypieków – zgodził się ze śmiechem, zerkając na nią porozumiewawczo. –W tym świetle nie widać, ale ty pewnie też siedzisz cała czerwona. Żadna mi się nie oprze.
-Domyślam się, Diable – odpowiedziała mu równie łobuzerskim uśmiechem, szturchając w ramię -Dzięki, że mi towarzysz, Blaise, ale leć się bawić. Wiem, że lubisz imprezy.
-A ty co będziesz robić? – zaprotestował, wbijając w nią przenikliwy, troskliwy wzrok.

-Tak, dziś są urodziny mojej babci i jak byłam mała zawsze oglądałyśmy księżyc..
-A.. zostać z Tobą? – troska w jego głosie, rozczuliła ją.

-Nie, idź się bawić Blaise. – pokręciła głową, upijając łyka chłodniejszej już czekolady.
-W razie czego krzycz albo i nie – chłopak podniósł się i cmoknął ją w czoło -Nott i tak się skapnie gdzie jesteś..

-No właśnie, skąd wiedziałeś, że na wieży? – tylko Harry znał jej ulubione miejsce, gdzie obchodziła „święta” z rodziną.
-Hm, Teodor wiedział – mruknął, ulatniając się z chłodnego dworu.

-Aha. – uśmiechnęła się do mulata i spojrzała znów na księżyc. Usłyszała cichnące kroki chłopaka. Westchnęła i położyła się na plecach. Strasznie tęskniła za babcią. Widziała jak starsza pani Granger siada z kocem na bujanym krześle pod rozgwieżdżonym niebem. Teraz powinna ona wyjść i ze skupioną miną podać babci jej kubek słodkiej czekolady. Siedziałyby obok siebie, opatulone drapiącym kocykiem i parzyły języki gorącym smakołykiem. Poczuła lekkie uderzenie w bok i usłyszała zdziwiony pisk. Zdezorientowana uniosła się na łokciach i ujrzała zszokowaną ciemnowłosą dziewczynę.


-Co ty wyprawiasz, Parkinson? – spytała nieprzytomnie, wyrwana z własnych marzeń.
-Właśnie chciałam o to Ciebie spytać, Granger. – prychnęła ślizgonka, otrzepując kolana -Gadasz z księżycem?

-Niee, obchodzę urodziny babci. – mruknęła, obserwując zmagania Pansy z brudnymi spodniami -Co ty tu robisz?
-Mój brat też ma dziś urodziny. – powiedziała po dłuższym milczeniu, kiedy Hermiona stwierdziła, że ta nie odpowie.
-No to.. – gryfonka niepewnie rozejrzała się wokół -Najlepszego ode mnie.
-Nic lepszego już go nie spotka – Parkinson ku jej zaskoczeniu usiadła w tym samym miejscu co wcześniej Blaise –On jest tam na górze.
-Eyy.. – prefekt nie wiedziała co powiedzieć. Czekoladowe tęczówki ślizgonki otaksowały ją chłodnym wzrokiem.
-Mój brat nie żyje, Granger. – powiedziała dobitnie, zapinając znajomą szarą bluzę Diabła. Po raz pierwszy Hermiona zobaczyła Pansy bez makijażu, w luźnych ubraniach oraz roztrzepanych włosach. Bez tapety Parkinson wydawała się delikatniejsza, ładniejsza. Duże migdałowe oczy okalał wachlarz rzęs. Zgrabny nosek był trochę za bardzo prosty, a różowe usta pełne.
-Mówiłaś, że ma dziś urodziny i myślałam, że.. – brązowowłosa westchnęła, nie wiedząc jak skończyć ten temat. Nie wyobrażała sobie poczucia straty Pansy, ale ból ukryty pod wyzywającą miną dziewczyny był widoczny aż nadto.

-Przyszłam tu je obchodzić, jak ty? – ślizgonka skinęła głową, rozumiejąc gryfonkę - Niee.. Ja mam święto i żałobę jednego dnia.
-Przykro mi, przyjmij moje..
-Dzięki, ale mam dość tego zdania. – Pan skrzywiła się, nie ukrywając już szklistych oczu -Nasłuchałam się go ostatnio dużo.

Pansy rozsiadła się obok niej, więc Hermiona z powrotem położyła się na plecach. W ciszy patrzyła na księżyc i chmarę gwiazd na ciemnym niebie. Niektórzy wierzą, że każda jasna plamka na niebie to dusza ludzka. Może to i prawda? Czy w takim razie jej dziadkowie również gdzieś tam lśnią? I roześmiany Fred? Beztroski Syriusz?
-Wiesz, co mi mówił Chris? – cichy głos Pansy przypomniał jej o obecności drugiej dziewczyny.

-Hmm?

-Że z każdego miejsca na ziemi księżyc zawsze jest taki sam. Podnosił kciuk i ze śmiechem mówił, że jak chcemy możemy być władcami świata. Każdy może sprawić aby księżyc był wielkości palca. Patrz.
Hermiona ponownie się podniosła. Splotła nogi i przyglądając się ślizgonce zauważyła, że tamta wcale nie jest taka głupia i pusta, za jaką ludzie ją mają. Może miała trochę arogancki wyraz twarzy, ale pod całą fasadą obojętności skrywała się nastolatka. Patrzyła, jak Parkinson unosi dłoń i mrużąc oczy zasłania kciukiem białą kulę.

-Musiał być bardzo inteligentny – szepnęła, również wyciągając rękę.
-Tak, dlatego był w Revenclow.- uśmiech rozjaśnił twarz wychowanki węży.

-Był krukonem?! – prefekt zachłysnęła się powietrzem, rzucając ślizgonce zaskoczony wzrok.
-Taa, nie każdy czysto krwisty czarodziei w trafia do Slytherinu. – Parkinson przewróciła oczami -Szczerze, to miał przesrane w domu i nie wiem skąd w nim było tyle siły by z nami mieszkać.

-Kochał Cię Pansy – jej ręka mimowolnie złapała drżącą dłoń bladej dziewczyny. Widząc zdziwienie przyjaciółki Malfoya chciała się wycofać, ale poczuła mocniejszy uścisk.
-A ty, Hermiono? – obie były zaskoczone, że wymówiła jej imię.

-Co ja? – chrząknęła, ukrywając szeroki uśmiech.
-Co mi powiesz ciekawego o swoim życiu? – oczy ślizgonki błysnęły, a w ciemności błysnęły białe zęby.

-Za dużo rozmawiam ze Ślizgonami. – mruknęła ulubienica McGonaggal.
-Oj tak, nie jedna ma ochotę cię udusić, byś tylko zostawiła naszych Władców Slytherinu.

-Władców Slytherinu? – Miona z politowaniem uniosła brwi.
-Draco, Blaise i Nott. Chociaż ten ostatni dopiero zaczął przyznawać się, że należy do nas. – stwierdziła Pansy, opadając na plecy.

-Eee, jakich was?
-Oj, żebym ja coś kujonce tłumaczyła. – droczyła się z nią Parkinson, wbijając boleśnie łokieć w żebra.

-Oj, że przyjaciółka Złotego Dziecka rozmawia z psiapsiółą Malfoya. – odpysknęła gryfonka, modląc się w duchu by nie mieć siniaków od tych szturchanek.
-Zmieniam zdanie. – Pansy po dziesięciu minutach ciszy, zakłóciła spokój szeptem -Jesteś nawet, nawet … Hermiono.

-Dzięki, ty też nie jesteś taką jędzą, jak myślałam – popatrzyły na siebie i głośny śmiech zburzył mury między nimi do końca.
-Pytanie za pytanie? – Pan kichnęła głośno, wzbudzając znów wesołość prefekt naczelnej.

-Strzelaj – zgodziła się dziewczyna, wkładając dłonie do kieszeni. Poczuła jak ślizgonka wierci się, szukając wygodniejszej pozycji.
-Myślisz, że.. mamy wybór? – powierniczka Dracona prawie niesłyszalnie zapytała.

-Tak. Wiem, że nie łatwy.. Teodor mi o tym wspominał. Ale myślę.. – Hermiona przyjrzała się z ukosa nowo poznanej –Myślę, że tak. Zakon może wam pomóc, bez wyjątku. Tylko ty wy musicie w sobie znaleźć chęć.
-Siłę. Trzeba znaleźć siłę. – dodała ponuro wychowanka Snape’a. -Twoja kolej, Granger.

-Myślisz, że można z kimś się przyjaźnić bez sekretów?
-Każdy ma jakiś sekret. Przynajmniej jeden, przed rodziną, przyjacielem. – Pan pokręciła głową przecząco, bawiąc się suwakiem.

-Ale jeśli nie da się mieć sekretów? Można żyć z kimś kto zna ciebie aż tak dobrze? – naciskała gryfonka, zaciskając mocno oczy.
-Tak się nie da. – zaprzeczyła dziewczyna o kruczych włosach –Ale załóżmy, że tak. Jeśli znasz kogoś tak wnikliwie. Każdą myśl, każdy sekret. Albo przyjaźń na zawsze..

-Albo nienawiść. – skończyła prefekt naczelna, kiwając smętnie stopami.
W ciszy obserwowała parę wydobywającą się z jej ust. Chuchała, obserwując jak rozpływa się na chłodzie.

-Myślę, że wam się uda, Hermiono – ciepły ton Parkinson rozszedł się po Wieży –Daj szansę, Nott’owi.
Hermiona zamknęła powieki, ciesząc się chwilą wytchnienia. Po raz pierwszy od południa, gdy dyrektor wyjawił jej i Teodorowi nowe brzemię, wiedziała, że będzie dobrze. Zaskakująca przenikliwość ślizgonki dała jej do myślenia. Ale nie o tym teraz. Poznała już dobrze Teodora, była też pewna, że kolejne tajemnice nawet te mroczne nie zepsują jej mniemania o chłopaku.



Dobry wieczór,
taak. Długie opóźnienie, wiem. W rekompensacie bardzo długi rozdział, możliwe że za długi, ale nie chciałam go rozdzielać. Następny pojawi się za dwa tygodnie albo wcześniej, jeśli znajdę waj-faja w tej dziczy.
Nic nie dodaję, bawcie się dobrze!
Całusy,
Lupus♥

PS. Błędy mogą być - jestem padnięta, a pakowanie trwa ;)

8 komentarzy:

  1. PIEEERWSZA?

    Rozdzial wspanialy.
    Nott i Granger połaczeni? Wow fajny pomysl. Ciekawe co z tego wyniknie.
    Wytlumacz to jeszcze troche bo nie pojelam czemu mialo by byc przez to zle.
    Czemu Nott nie chcial by przyjazni?
    Podobala mi sie rozmowa z Pansy ale ubolewam ze nie rozwinelas wątku Astorii i Hermiony.
    Czekam z niecierpliwością na następny i zapraszam na mój X rozdział.

    -Verrsace
    Www.theeternalexile.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Verrsace :D
      Będzie i Astoria, bardzo ją lubię :P Czasu potrzebuję, a wkońcu zestaw bohaterów będzie w komplecie xD
      Czytam Twoje rozdziały kiedy łapię wajfaja, ale na komentarz musisz poczekać aż wrócę do Wawy :3
      Całusy,
      L.L♥

      Usuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://w-chmurach-milosci.blogspot.com/2014/08/6-szczescie-jest-zdrowe-dla-ciaa-ale-to.html
    Życzę miłej lektury i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. pokochałam tw bloga <3 serio xd bardzo mi sie podoba to całe połączenie Ślizgonowo-Gryfonowe xd mam nadzieje ze nigdy nie przyjdzie ci przez myśl żeby zawiesić bloga, nienawidze jak pisarze tak robią xd weny życze i wajfaj xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet sobie nie wyobrażasz mojego uśmiechu gdy przeczytałam Twój komentarz. Cudem mi policzki nie pękły!
      Obiecałam sobie i moim przyjaciółką, że się nie złamię. Mam w nich oparcie, zawsze coś doradzą. Więc jedynie to Ty musisz być cierpliwa i przetrwać moją historię do końca :D
      Powodzenia,
      całusy,
      Lupi♥

      Usuń
  4. Ha i jednak jestem! Zaskoczylas mnie więzia Theo i Hermiony, ale to do nich pasuje. Są najlepszymi przyjaciółmi, wiedzą o sobie wszystko i to jest najlepsze, choć przestraszyl mnie ten sen.
    Zauwazylas, że zmienilas imię ojca dziewczyny? Na poczatku jest Patrick a potem Peter.
    Jednak to domową z Pansy najbardziej mi się podobała. Nie jest ona pusta idiotka, ma w sobie inteligencję, a także problemy, które nie łatwo jej pokonać.
    Świetnie przedstawiasz Slizgonow, można zobaczyć ich z zupełnie innej strony...
    Croy

    OdpowiedzUsuń
  5. Opisałas więź Notta i Hermiony bardzo w stylu Rowling, naprawdę! ;)
    Bardzo podoba mi się rozmowa przy księżycu. Ci ślizgoni są jednak w porządku ;)
    Z chęcią ruszam dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ahh Pansy jest świetna! <3 czytam dalej ;3

    OdpowiedzUsuń