2 lipca 2014

Miłość to za­kaza­na cho­roba serca.


Jasne promienie słońca przemknęły po podłodze i ścianie, rozświetlając pomieszczenie. Wiele identycznych łóżek ustawionych pod ścianą zaczęły się nagrzewać, czekając na nowych poszkodowanych. Na ostatnim z brzegu posłaniu leżała samotnie dziewczyna. Jej długi loki opadały wokół głowy, dodając dziecięcego uroku. Blada twarz podkreślała lekko fioletowe usta oraz sińce pod zamkniętymi oczami.
-Dzień dobry, panie Potter. – ciszę przerwał świergot pielęgniarki, która siedząc przy swoim biurku szykowała eliksiry.
-Dla kogo dobry, dla tego dobry – burknął gryfon, kierując się w stronę śpiącej uczennicy. Zmierzył wzrokiem jej zmizerniałą buzię, a ból w zielonych tęczówkach ukazał jego strach o przyjaciółkę. –Czy.. nastąpiła poprawa?
-Przykro mi, ale pacjentka.. – pielęgniarka uniosła wzrok na chłopca, krzywiąc troskliwie –Myślę, że szok oraz silne zaklęcia torturujące odcisnęły się na niej nie tylke fizycznie, co psychicznie. Może sobie pan wyobrazić, co ta biedna dziewczyna musiała przejść? Została zaatakowana cruciatosem, a to zaklęcie jest jednym z..
-Z niewybaczalnych, wiem. – przerwał jej niecierpliwie Harry, zaciskając pięści. –Wiem co znaczy oberwać zaklęciem niewybaczalnym. Wiem jak to boli. Wiem też, że Hermiona jest silna i dałaby radę przetrwać.. parę chwil na pewno.
-Panna Granger, kochanie, jest odważna. Pospieszyła na ratunek koleżance, chciała pomóc koledze – siwowłosa kobieta podeszła do zasmuconego chłopca, kładąc buteleczki z eliksirem na stoliczku obok łóżka –Ale jej psychika.. nie wytrzymała, słoneczko.
-Czyli co z nią? – westchnął gryfon, siadając na krześle i chwytając nieruchomą dłoń Hermiony –Kiedy się obudzi?
-Zapadła w śpiączkę, panie Potter – zauważyła pielęgniarka, wyciągając różdżkę –Kiedy przyjdzie czas to się obudzi. Trzeba być dobrej myśli.

Harry zagryzł zęby, gładząc kciukiem wierzch ręki dziewczyny. Kiedy się skupił potrafił wyczuć jej słabe tętno. Wiedział, że to przez niego Miona jest nieprzytomna. Mógł nie mówić, że.. mógł nie wspominać nic o śmierci, kiedy się wybudziła. Mógł udawać, że wszystko jest w porządku. Zamiast tego jak zwykle powiedział jej prawdę, nie potrafił skłamać gryfonce. Obserwował pielęgniarkę, która przyzwyczajona do jego obecności, rozpoczęła rytuał rzucania zaklęć. Po paru minutach przeszła do swojego gabinetu, rzucając Ostatniej Nadziei ostatnie spojrzenie pełne troski oraz smutku.

-Cześć, siostrzyczko – powiedział cicho do Hermiony, pochylając się i całując w policzek. Jednym ruchem rzucił zaklęcie na długopis, zmieniając go w ładny wazon. W ciszy wsadził niewielki bukiecik goździków, upewniając się że jest wystarczająco dużo wody.
-Wiesz, że Ron pytał o Ciebie? Martwi się jak ja, przypomniał mi nawet by zabrać bukiet – usiadł ponownie na niewygodnym krześle, zaplatając dłonie na piersi –Po co ja Ci to opowiadam, Granger? Czy ty mnie w ogóle słyszysz? Gdybyś była przytomna, to zapewne doczekałbym się wykładu na temat śpiączek i ten teges… Jestem wściekły.. serio. Pamiętasz jak Dudley przewrócił klatkę z Hedwigą? I jaki byłem zły? Omal go nie zabiłem, ale Ty oczywiście musiałaś mnie otrzeźwić. Nie ważne. Jestem teraz tak wściekły na Ciebie. Bałbym się budzić na Twoim miejscu, siostrzyczko, oj bałbym.
Harry zaśmiał się gorzko, uzmysławiając sobie, że zaczyna wariować. Wystarczył tydzień by zmienił się w wariata, a jego prywatny psycholog leży nieprzytomnie w skrzydle szpitalnym. Potarł oczy, poprawiając okulary na nosie. Przestał używać soczewek, bo.. w sumie zapominał. Spędzał całe dnie przy gryfonce, a napominanie przez nauczycieli spływało po nim jak po kaczce. Profesor Dumbledore na szczęście rozumiał potrzebę bliskości z Hermioną. Uspokoił wykładowców, prosząc o wyrozumiałość. Teraz Harry mógł spędzać tyle czasu z przyjaciółkę ile potrzebował, a na zajęciach miał stawiać się parę razy na dzień.
-Pisałem wczoraj referat na transmutacje. Za siebie i Rona, nie wiem jak Ty z nami dawałaś radę – przyznał, przesiadając się na łóżko chorej –Nie spałem całą noc, Miona. Bo odrabiałem lekcje. Byłabyś ze mnie dumna, co?
Harry wsunął ręce pod plecy i nogi Hermiony unosząc ją lekko do góry. Przesunął dziewczynę na bok, zajmując miejsce obok. Ułożył przyjaciółkę w wygodnej pozie, wtulając twarz w jej loki.
-Leżysz jak kłoda, siostrzyczko – prychnął, uśmiechając się do siebie. Po raz pierwszy zachciało mu się spać. Zamknął powieki, wyrównując oddech do rytmu panny Granger. Wyobrażając sobie, że są u niej w dormitorium, leżą i się śmieją, powoli zasnął.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

-Ile można spać?

Dziewczyna skrzywiła się, przewracając na drugi bok. Zamrugała parę razy, czując pulsujący ból w głowie. Usiadła w końcu po turecku, gdy każda inna pozycja nie poprawiła jej samopoczucia. Zerknęła na swoją współlokatorkę, która z chytrym uśmiechem rzuciła jej szklaną buteleczkę.
-Do dna, misiek – rozkazała, ponownie podchodząc do ogromnego lustra. Zaczęła rozczesywać blond włosy, kołysząc się na piętach. –Może zrobimy mały remont, hmm?
Kiedy przełknęła ostatni łyk zbawiennego eliksiru na kaca, rozejrzała się wokół. Miały duży pokój, jeden z większych na tym pionie. Dębowa podłoga pokryta na środku pluszowym dywanem o barwie kości słoniowej. Ściany miały odcień wszystkich kolorów zieleni, przechodząc od najjaśniejszego z lewej strony drzwi do ciemnego kończącego się po prawej stronie. Proste biurko stało naprzeciwko łóżka jej przyjaciółki, które tak jak i jej imponowało wielkością. Obie miały baldachimy oraz narzuty w kwiaty, plus parę poduch ozdobnych. W ich komnacie mieściła się jeszcze ogromna szafa, przez którą było wejście do.. „skromnej garderoby” obu współlokatorek.
-Mi się tam podoba tak jak jest – stwierdziła po rekonesansie, opierając na puchowych poduchach –Co Ty niby chcesz zmieniać?
-W sumie sama nie wiem – przyznała blondynka, odkładając porcelanową szczoteczkę na toaletkę, siadając na taborecie –Masz rację, jest ładnie.
-Wiadomo – czarownica uśmiechnęła się szeroko, zsuwając z posłania –To nasz pokój, Mills, każdy by taki chciał.
-No jasne, As – zachichotała Milli, przewracając oczami –Każdy chciałby być nami.
-Ale nie każdy może – zgodziła się Astoria, przechodząc do garderoby. Wybrała zestaw ubrań i butów, uciekając do łazienki. Po chłodnym prysznicu oraz porannej toalecie, znów wyglądała jak powinna. Brązowe włosy upięła w koński ogon, zielone oczy podkreśliła kreską, a usta wyeksponowała czerwoną szminką. Narzuciła na siebie skórzane spodnie oraz czarną bokserkę. Jako Księżna Slytherinu powinna się prezentować iście ślizgońsko.
-Jesteśmy na drugiej stronie w Top Wizard – Millicenta wsuwała właśnie na stopy szpilki, otrzepując spódnicę. Machnęła dłonią w kierunku kolorowego magazynu, przeglądając się ostatni raz w lusterku. Astoria przewróciła stronę z półnagim Krumem oraz relacją z ostatniego meczu, zatrzymując wzrok na ruchomej fotografii. Wysoka, smukła dziewczyna szła pewnym krokiem na Pokątnej. W ręku trzymała mnóstwo reklamówek, a na twarzy malował się szeroki uśmiech. Tuż za nią pojawiła się drobna, jasnowłosa towarzyszka również wyglądająca olśniewająco. Astoria uniosła brew czytając nagłówek „Astoria Greengrass wraz z Millicentą Bulstrode na zakupach – córki bogatych arystokratów prezentują się wyśmienicie.”
-Idziemy? – spytała ślizgonka odrzucając magazyn z powrotem na łóżko. Nie czekając na odpowiedź, ruszyła do wyjścia. Pokój Wspólny był w połowie pełen, a szum rozmów oraz głosy znajomych ludzi rozbudziły do końca arystokratkę. Astoria skinęła głową szczególnym osobom, zatrzymując wzrok na wysokim chłopaku. Jasne włosy sterczały mu na wszystkie strony, a nieobecna mina dodawała chłopięcego wdzięku.
-Hej, Smoku – przywitała się ciepło, siadając na fotelu obok blondyna. Szare tęczówki spoczęły na niej, przenikliwie skanując. –Wszystko w porządku?
-Hm? Ta, jasne. Wszystko gra. – zamrugał gwałtownie, uśmiechając krzywo do koleżanki –A tam?
-Bez zmian – prychnęła, pochylając się bardziej do chłopaka. Wiedziała, że połowa płci brzydkiej spogląda jej teraz w odsłonięty dekolt, ale Malfoy nie spuszczał oczu poniżej nosa Astorii. –Powiedz mi o co chodzi, Smoku. Wiesz, że można mi ufać. Nam.
-Wiem, As, wiem – mruknął ponuro, zaplatając palce w koszyczek by oprzeć na nich brodę –Kiedy jest spotkanie Kręgu?
Ślizgońska Księżniczka przypomniała datę tego ważnego wydarzenia, zagadując Dracona o Quiddicha. Kiedy rozluźniony szarooki opowiadał o nowej taktyce, pozwoliła sobie na chwilę wytchnienie. Jutro mieli znowu się widzieć. Krąg to stara organizacja wśród ślizgońskiej społeczności. Jej założycielami byli dziedzicy Slytherina, którzy włączyli poszczególne rody do elity. W ten sposób prapradziakowie Astorii znaleźli się wśród Kręgu, jak również Malfoy, Flint czy Bulstrode. Na spotkaniach w sumie nic nie robili ciekawego oprócz ćwiczenia zaklęć czarno magicznych.
-Jesteś beznadziejną aktorką, Greengrass – ręka Draco spoczywała na jej kolanie, a chłopak unosił brwi do góry –Miałaś tak bardzo nieprzytomny wyraz twarzy, że musisz mi polecić ten szajs. Serio.. to dopiero niezły odlot.
-Tyko dla wybranych – parsknęła, biorąc arystokratę pod ramię i prowadząc do Wielkiej Sali. Milli jak zwykle stanęła obok, szczebiocząc nowe ploteczki. Przeszli kawałek do stołówki Hogwartu wysłuchując słodkiego głosu Millicenty. Przestała mówić dopiero przy stole, siadając naprzeciwko Astorii. Księżniczka obrzuciła swoją przyjaciółkę rozbawionym spojrzeniem, witając jednocześnie z przyjaciółmi.
-A gdzie Blaise? – Draco rozglądał się po sali, nalewając soku do podstawianych przez dziewczyny szklanek.
-Nie chodzi na śniadania już od jakiegoś czasu – zauważyła Millicenta, wgryzając się elegancko w kanapkę. Panna Greengrass spostrzegła, że wszystko co robi ta ślizgonka jest pełne gracji.
-Tak jak Teodor – dodała ponuro zielonooka, wzdychając ciężko.
-Teodor to zdrajca i tyle. – Tracey Davis omal się nie opluła jadem w swoim głosie –Przyjaźni się z gryfonami, sukinsyn.
-Wcale nie – zaprzeczyła Astoria, zaciskając pięści –Teodor gardzi nimi jak my, Davis. Nic o nim nie wiesz, więc siedź cicho.
-Oj, Astorio, daj spokój – Hestia zmarszczyła brwi –Nawet już nie ukrywa, że zależy mu na Granger. Możliwe, że te wszystkie plotki o ich zakazanej miłości to prawda.
-Teodor nie kocha tej.. – Milli zamachał rękoma, a rumieńce wściekłości pojawiły się na jej policzkach –To niemożliwe i obrzydliwe. Wszyscy to wiemy, Davis.
-Jak i wiemy, że byli razem w Zakazanym Lesie. Co niby tam robili, hm? – Tracey zaśmiała się ochryple z chórkiem jej psiapsiół. –Przykro mi, As.
Astoria zacisnęła zęby, ignorując ich współczujące spojrzenia. W tym momencie byłaby gotowa zabić każdego, kto powiedziałby coś jeszcze o jej przyjacielu. Słyszała od paru tygodni o nowej znajomej ślizgona, cholera, wiedziała że mu na niej zależy. Od samego zainteresowanego, który przyznał że w pokręcony sposób uzależnił się od tej brudno-krwistej Granger.
-Nie przejmuj się, skarbie – Milli uśmiechnęła się do niej ciepło, łapiąc małą dłonią za rękę –Nie wiedzą o czym mówią.
Ślizgonka skinęła głową w podzięce, załamując się jeszcze bardziej. Oni dobrze wiedzieli o czym mówią, słodka Milli. Wszyscy już znają sekret Teodora Notta. Nie ma osoby w zamku, która nie powtórzyłaby tego szeptem. Zimny arystokrata zaprzyjaźnił się z gryfońską szlamą. A Astorii nie pozostało nic innego jak zachować się niczym Księżniczka Slytherinu. Uniosła ponownie głowę z beznamiętną miną słuchając trajkotania Millicenty. Napotkała srebrne spojrzenie Dracona, który uśmiechając się krzywo rozpoczął ewakuację z Wielkiej Sali. Skoro Król Węży nie pełni swojej funkcji, znowu musi ujarzmić sama plebs. Westchnęła ciężko nad swoim losem, szykując w głowie plany zemsty. Ktoś w końcu musi pełnić rządy, czyż nie?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Ciemny las, wiedział co go czeka i naprawdę miał dość tego scenariusza, ale co poradzić? Musiał iść czy mu się podoba, czy nie. Jego obdarte ubranie kleiło się do zakrwawionego ciała. Szedł powoli. W oddali zobaczył światło. Skierował się w tamtą stronę. No i dotarł na miejsce. Polana pełna czarnych i czerwonych kwiatów, nie był pewny ale to były chyba tulipany. Mgła nie pozwalała zobaczyć czy ktoś tu jeszcze jest. Sam ledwo co widział swoje nogi, właśnie obawiał się co jeśli się potknie, gdy runął na ziemię. Wpadł na coś. Albo na kogoś. Na klęczkach przesunął się do przeszkód. Całe ciało rwało się do ucieczki, ale nie potrafił się z nim zgrać. Na brzuchu leżała jakaś dziewczyna. Jej burza loków odznaczała się na bladym, nieosłoniętym ciele. Alabastrowa skóra była chłodna, zupełnie jak u zmarłego. Drżącą ręką obrócił ją na plecy. Jej oczy były otwarte, ale nie patrzyły na niego, na nic. Usta drżały szepcząc słowa. Wszystko będzie dobrze Teo, wszystko będzie dobrze Teo. Odsunął się od dziewczyny, a noc została przerwana wrzaskiem pełnym bólu. Nie wiedział czy to jego krzyk, czy Jej.

Teodor usiadł ciężko dysząc. Kolejny koszmar, powtarzał się każdej nocy. Zawsze taki sam, bez zmian. Westchnął cicho. Od tygodnia spał we własnym dormitorium. Wyrównując oddech wstał z łóżka. Wyszedł z sypialni. W salonie było chłodniej, kominek się nie palił. Stawiając ciężko kroki ruszył do aneksu kuchennego. Nalał sobie szklankę wody. Zamiast się napić, wylał na głowę. Brr.. był rozpalony. Zdjął mokry podkoszulek i mrucząc pod nosem przekleństwa poszedł do łazienki. Po szybkim i chłodnym prysznicu, ubrał się w dresy. Spojrzał na zegar. Trzecia w nocy. Znowu. Usiadł w fotelu i wpatrzył się w pustkę. Od trzech tygodni, śnił mu się ten sam koszmar. Od trzech tygodni budzi się mokry, z gorączką, zdartym gardłem i ledwo łapiąc oddech. Pamięta każdy detal nocnej mary. Czy to coś daje? Nie, kurwa, nic nie daje! Prychnął, wiedział czyja to wina. Jakby mógł to by na wrzeszczał na winnego. Tyle że to nic by mu nie dało. Hermiona Granger leży nieprzytomna w Skrzydle Szpitalnym, podłączona do mugolskiej aparatury. Gryfonka, której uratował życie. Skrzywił się na wspomnienie tamtego dnia. Las, łąka, Patil, Carrow, walka. Nie wiedział, dlaczego, ale gdy zobaczył tą małą gryfonkę wijącą się z bólu poczuł wściekłość. Wskoczył pomiędzy nią, a atakującym. Potem był tylko ból, ale do momentu. Poczuł malutkie palce splatające się z jego. Wtedy było lepiej, potrafił ignorować ból. W myślach krzyczał by uciekała, a jego usta tylko raz to wyszeptały. Był pewny, że usłyszała. Tyle, że czym Granger się odznacza? UPOREM. Ona musiała postawić na swoim. Cóż, uratowała mu życie.
Słyszał westchnienie pełne ulgi. Spytał, czy wszystko dobrze. Musiał wiedzieć, podświadomie czuł, że nie jest ranna, ale musiał to usłyszeć od niej. Nie skończyła zdania i zaczęła wić się z bólu. Sam poczuł mocne mdłości i dudnienie w głowie. Luźniejszy uchwyt jej dłoni, przywrócił mu „zdrowe” myślenie. Wściekły i obolały rzucił zaklęcie na Carrowa. Nikt nie będzie krzywdził jego Gryfonki. Jego? Salazarze, co on wygaduje.. nie mógł sam siebie oszukiwać. Zależało mu na niej. Zależało i to cholernie mocno. Wręcz za bardzo. Ale co on poradzi, że ona był taka… taka dobra, miła i pomocna. Tak jakby jego całkowite przeciwieństwo. Urocza i przewidywalna. Druga strona jego duszy. Szlak! Nott ogarnij się, gdyby tylko Draco mógłby cię usłyszeć.

Skrzywił się mimowolnie. Zachowanie jego kolegów, było dziwne. Zabini, któremu ostatnio się polepszyło znów zmienił się w swój cień. Wory pod oczami, wystające kości, same Trolle. Na dodatek leciało od niego ognistą na kilometr. To już nie był Diabeł, tylko jakiś demon. Draco również nie zachowywał się normalnie. Ciągle zamyślony, nie zwracał uwagi na żyjący obok niego wrak przyjaciela. Sam ledwo, co utrzymywał się z ocenami. Przestał dbać też o wizerunek. Od trzech tygodni żadna dziewczyna nie odwiedziła jego łóżka. Włosy układały mu się w nieładzie. Wrak Zabiniego i cień Malfoya. Ślizgoni się załamali. Albo raczej przestraszyli. Tylko czego? Sam przyznaje przed sobą, że ostatnio zaczęło mu bardziej zależeć na kontakcie z nimi. Od drugiej klasy ignorował ich, ale w trzeciej kiedy przez problemy rodzinne musiał opuścić szkołę i wrócił z powrotem nie do swojego rocznika, tylko młodszego. Sam podjął taką decyzję. Mimo wszystko naprawdę mu zależało na ocenach, w przyszłości miał zamiar zostać specem w urazach pozaklęciowych czarnomagicznych. Chciał pomagać tym wszystkim ludziom, czuł się za nich odpowiedzialny, ponieważ czarną magię ma we krwi, jak to mówi ojciec i wie jaki są jej skutki. Właśnie, skutki, jeden z przykładów znajduję się pod opieką pani Pomfrey… Teodor przeklął siarczyście i łapiąc swoją granatową bluzę wyszedł na korytarz. Nie obawiał się szlabanu za „nocne spacerki” miał ten przywilej jako Prefekt Naczelny. Nadal się dziwił widząc odznakę na swojej szacie. Dwa dni po wypadku Miony McSztywna poprosiła go do siebie. Był pewien, że będzie chciała go przesłuchać i ukarać, ale przeżył ogromy szok. Przywitała go i powiedziała, że otrzymuję odznakę, że wyróżnia się dobrymi ocenami i jest lubiany wśród młodzieży. Kiedy chciał spytać o brązowowłosą, jakby czytając mu w myślach od razu odpowiedziała „Tak naprawdę to był pomysł, panny Granger. Zwróciła się do mnie z prośbą o wyznaczenie drugiego Prefekta, gdyż sama miała za wiele obowiązków. Zaproponowała pańską kandydaturę, panie Nott. Proszę dać jej powód do dumy”. Uśmiechnął się, przypomniał sobie rozmowę z upartą dziewczyną.

.*.*.*.                                                                                              

Ciemne chmury zasłoniły niebo, ciężkie krople zaczęły uderzać o ziemię. Dwójka młodych czarodziei siedziała na pomoście. Spojrzał na towarzyszkę. Brązowe loki opadały jej swobodnie na ramiona, a czekoladowe oczy miała przymknięte. Puste, czarne oczy zrobiły się ciepłe, a kąciki jego ust powędrowały do góry.

-Chodź, skarbie. Zaczyna padać.
-Oh, jęczymordo, nie jesteśmy z cukru. – zaoponowała, kręcąc na pięcie.
-Może i nie, ale nie jesteśmy też super odporni. Chodźmy do zamku!
-Nie, mądraliński. Jak chcesz to sam idź! – uparty głosik, zmusił go do zajęcia z powrotem miejsca –Tak lepiej, nie lubisz deszczu?
-Nie.
-Ale czemu? On jest taki..
-Mokry.
-Hahahah, a jaki ma być deszcz, Teo? Chodziło mi raczej o zabawę.
-Zabawę? Co łączy deszcz z zabawą?
-Dużo, kiedyś Ci pokażę coś ekstra, słowo Gryfona. Teraz możemy nacieszyć się tą mżawką, hahaha.
-Jesteś stuknięta, Granger. Wracamy do zamku, raz dwa!

Dziewczyna popatrzyła na niego z uśmiechem i podniosła się szybko. Wyciągnęła język i z zamkniętymi oczami zaczęła kręcić się dookoła. Chłopak uniósł brwi i z odruchowo rozejrzał się wokół. Chodź Hogwatrczycy zauważyli, że zadają się ze sobą, nadal bał się o bezpieczeństwo dziewczyny. Powinien to zakończyć, zanim jakiś Ślizgon będzie chciał dać  mu lub jej nauczkę. Śmiech dziewczyny z powrotem skierował jego uwagę na nią. Patrzyła z szerokim uśmiechem na kałuże, które w tak szybkim tępię stały się naprawdę ogromne. Z piskiem godnym trzylatki, zaczęła w nie wskakiwać. A po chwili nucąc jakąś melodię tańczyć. Chłopak zaczął się cicho śmiać.

-Co ty wyprawiasz?
-Haha, kiedyś Cię namówię i obejrzymy w końcu te Star Wars’y, a potem Deszczową Piosenkę. Hahaha, Dzień dobry! Dzień dobry..Chodź, Teo!
-Raczej podziękuję, Minka. – widać dziewczynie się to nie spodobało, bo zaczęła iść w jego kierunku z udawaną złością. Szczerze to mógł by się jej przestraszyć, ale kiedy szła po pomoście poślizgnęła się i z zdziwioną miną wpadła do wody. Teraz zaczął się śmiać chłopak. Po chwili jednak, zabrakło mu chęci do chichotu i ze zwinnością godną pantery wskoczył w ślad za dziewczyną. Po chwili wynurzyli się z ciemnej głębiny. Bez słowa wyciągnął ją na rękach i postawił na suchym lądzie.

-I co, skarbie, idziemy do zamku? – spytał z ironią, dało się jednak słyszeć troskę, która wręcz od niego biła. W odpowiedzi pokiwała głową. Złapał ją za zimną rękę i pociągnął za sobą.

Poszli do Pokoju życzeń. Dziewczyna otworzyła drzwi, a tam Teodor mógł podziwiać zwykły lecz magiczny wystrój komnaty. Przybrała ona wygląd pokoju, drewnianego, pełnego antycznych mebli i starych kanap. Na kredensie stało dużo książek, a po podłodze walały się kapcie. W rogu ciepło dawał kominek, nad którym stały zdjęcia. Nie widać było wyraźnie postaci na nich. W starej szafie, znaleźli nowe ubrania. Na stole czekała na nich gorąca czekolada i chmara ciasteczek. Po zmienieniu strojów, usiedli na kanapie, naprzeciwko kominka. Z pełną buzią przysmaków dziewczyna uśmiechnęła się do niego.

-Pyszne, ale nie tak jak prawdziwe!
-Skąd ten pomysł? – skinął głową na pokój.
-Kiedyś Ci pokażę. – uśmiech nie schodził jej z twarzy, nawet gdy zadała mu trudne dla niej pytanie – Teo, skąd.. skąd wiedziałeś, że nie potrafię pływać?
-Nie wiem. Nie bierz mnie za obłąkanego, ale wiedziałem to. Nie wiem skąd, ale taka jest prawda. Na początku, zacząłem się śmiać, ale gdy wpadłaś do jeziora, zacząłem się … bać.
-Dziękuję, za ratunek.
-Do usług, piękna pani.
Zamilkli i wpatrzyli się buchający ogień. Nigdy się nie bałeś o nikogo, a teraz? Znasz ją tydzień, a się obawiasz o nią jak o rodzinę. Miękniesz, Nott… albo stajesz się szalony.
-Jak to jest być PN? – musiał przerwać swoje myśli. Po prostu musiał.
-Hmm, mam dużo obowiązków, ale ma to też dużo plusów, serio.
-Chciałbym też nim zostać- mruknął, po chwili czujne brązowe oczy wpatrywały się w niego.
-Czemu?
-Bo tu nie chodzi o nocne spacery i wgl. Mógłbym pomóc innym, odkupić winy za szkody, które wyrządzę. Rozumiesz? Czuć, że mam za co odpowiadać, nie ojciec nie matka, tylko ja…
-Rozumiem, Teo. Co powiesz na film? Hm?
-Dobra, ale nie ta Mokra Piosenka!
Dziesięć minut później zajadali się popcornem i oglądali gości w pelerynach oraz świecących mieczach.

.*.*.*.

Tak, Gryfonka ociepliła jego życie. Uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy zobaczył gdzie go nogi poprowadziły. Skrzydło Szpitalne, nie było go tu od tygodnia. Miał dość tej trupiej twarzy bez jej ciepłych oczu i szczerzących się ząbków. Nabrał powietrza w płuca i otworzył drzwi. Przeszedł przez zwykły szkolny szpital i skierował się na koniec. Ciężkie przypadki. Wszystkie łózka puste, oprócz jednego. Na końcu w rogu świeciło się światło. Podchodząc bliżej zobaczył nocnego gościa dziewczyny. Przy łóżku klęczał Zabini, opierając czoło o jej dłoń.
-Co tu robicie?
-A ty, Nott? – dopiero teraz zauważył Malfoya, który stał obok, patrząc za okno.

-Daj spokój, Dracon. – mruknął cicho Blaise, przecierając oczy -Odwiedzamy koleżankę, Teodorze.
-Czemu teraz, a nie rano? Hm?
-Bo.. bo lepiej dla niej.
Zabini podniósł się i musnął ustami czoło Gryfonki.
-Kolorowych snów, Minka. Jak Ci się znudzi, to wróć do mnie, do nas.- mulat ruszył do drzwi – Idziesz, Smoku?
-Zaraz do Ciebie dojdę, Zabini.
Odpowiedziało mu wzruszenie ramion i cichy trzask drzwi.

-Nie za dobrze z nim…
-Ty też nie wyglądasz przyjemnie, Malfoy.
-Nawzajem, Nott.
Cisza.

-Często tu bywacie?
-Codziennie w nocy.
-Po co?
-Zabini się do niej przywiązał. Postanowił się z nią zaprzyjaźnić i zaopiekować, ale coś nie dobry początek z tą troską…
-I?
-Co i?
-Nie gadaj, Malfoy, że przychodzisz tu tylko dla Zabiniego. Jak byś chciał to został byś na zewnątrz..
-Mhm, cóż to długa historia..
-Mamy czas – szlaban z Mioną, pierwsza rozmowa, pierwszy śmiech, to ona wtedy powiedziała do niego.
-Nie będę ci się spowiadać, Nott – warknął blondyn, wbijając gniewny wzrok za okno. Mięsień na jego szczęce drżał, gdy zaciskał zęby. Teodor opadł na sąsiednie łóżko w skrzydle, strzykając palcami.
-Poznałem ją na szlabanie, wiesz? – zagaił cicho, obserwując ślizgona. –Była przerażona, gdy mieliśmy sami wejść do Zakazanego Lasu, ale udawała dzielną.
-Boi się Zakazanego Lasu od pierwszej klasy – przerwał kolejną ciszę, Draco, opierając czoło o okno –Byliśmy na szlabanie.. ja, Potter i ona. Kiedy Hagrid nadepnął na gałązkę złapała mnie za rękę.
-Pewnie wolałaby żebyś o tym zapomniał – sarknął Nott, z uśmiechem poprawiając kołdrę gryfonce.
-Ja sam wolałbym żeby tak było – powiedział bardzo cicho Malfoy, chuchając na szkło. Nie odrywał czoła od jego chłodnego powierzchnie, kontunując ponuro –Nie mogłem tego zapomnieć. Tego chwilowego zaufania do mnie.. Nikt nigdy nie złapał mnie za rękę ze strachu. A ona była taka.. prawdziwa i naturalna – szare tęczówki skupiły się na twarzy śpiącej dziewczyny –W drugiej klasie powiedziałem do niej .. szlamo. Nie patrz tak na mnie, musiałem. Nie mogłem pozwolić by ta gówniana potrzeba jej zaufania mnie uwięziła. Lub ciepło w sercu się osiedliło. Zniszczyłbym ją tym. Chciałem się odciąć, nie pomyślałem, że mnie znienawidzi... No dobra, pomyślałem, ale podświadomie miałem nadzieję, że tak się nie stanie. Ale te truskawki mnie prześladowały. Siedziała przede mną, więc mogłem jej się przyglądać do woli. Jej przyjaźni z Potterem i Rudym, której im tak zazdrościłem. Gdy w drugiej klasie została spetryfikowana, myślałem, że oszaleję. Każdej nocy się do niej zakradałem, trzymałem za rękę i przepraszałem. Po paru dniach sam postanowiłem jej pomóc. Przekupiłem ojca by przysłał świeże Mandragory potrzebne do eliksiru pani Pomfrey. Potem wszystko wróciło do codzienności. Jej śmiech i uśmiech utrudniał, ale i osładzał mi życie. Nie zapominałem o przestrodze matki. Kiedy jej wyznałem prawdę o Granger powiedziała mi: Kochaj ją, ale ona nie może kochać Ciebie. Byłem wredny, nie uprzejmy i nie byłem… sobą przy niej. Dziewczyny na jedną noc, miały mi wybić z głowy te oczy, to ciało ze snów.. a teraz ona tu leży, może się nie obudzić, a ja nie powiem głupiego przepraszam. Nigdy, Nott.
-Przykro mi. – powiedział szczerze Teodor, powoli pojmując głębie uczuć ślizgona do dziewczyny. –Chyba wiem co czujesz..
-Też się w niej zakochałeś?- Draco wydawał się zdziwiony swoimi słowami – Kurwa,  ja zakochałem się…?
-Nie, nie kocham jej jak dziewczyny. – parsknął cichym śmiechem, wyobrażając sobie jej zdegustowaną miną -Ona jest moją drugą stroną, wiesz? Ja ciemną, ona jasną. Ona miła, ja wredny. Jednak jej szczęście, to moje, a jej smutek to ..moja wściekłość. Wiemy o sobie rzeczy, o których na głos nie mówimy. To jest chore, ja jestem chory..
-Obaj jesteśmy chorzy. Salazarze, jak taka mała Gryfonka może mieć wpływ na nas Ślizgonów?!
-To jest magia. – stwierdził Nott, wzruszając bezradnie ramionami -Idę do siebie, jest bezpieczna, a tego mi było trzeba.
-Ja tu jeszcze zostanę. – przyznał blondyn, znowu spoglądając na ciemne niebo usiane gwiazdami -Dobranoc, Teodorze.
-Dobranoc, Draco.
Cichy trzask drzwi i Teodor znów był oddzielony od dziewczyny. Nie bał się już o nią, póki co jest dobrze.

Do następnej nocy…
do spotkania w snach…
do przeżywania wszystkiego od nowa…


Witam czarodzieje,
dziś tak troszkę było o Draconie i jego zagmatwanych uczuciach. Wiem, że znany motyw, ale jak to pisałam to mi się podobało ;) Taaak, Teodor nie umarł, ale miło było zobaczyć waszą reakcję. Moja beta zareagowała tak samo.
Jak spędzacie wakacje? Ja nadrabiam braki w czytaniu blogów, pochłanianiu książek i spędzaniu czasu ze znajomymi.
Pozdrawiam,
Lupi♥
PS. Następna nota będzie w  piątek ☻

9 komentarzy:

  1. Kocham, uwielbiam, wielbię, marzę po nocach o Twoich postach <3
    Weny, weny, weny... <3
    XOXO
    Rogaś

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, odetchnęłam z ulgą (i przepraszam, że nie było mnie kilka dni).
    Theo żyje <3 Jest, tańczę ze szczęścia. I miałam wszystkich trzech Ślizgonów! I czego więcej potrzeba do szczęście? Może tylko, by Hermiona się obudziła.
    Jednak jak widać jej nieobecność wpływa strasznie na jej przyjaciół. Biedny Blaise, on chyba najbardziej przeżywa, miał sie nią opiekować, a nie zdołał... Theo, który znalazł dla siebie odpowiednią przyjaciółkę, a teraz jest sam... No i Draco. Strasznie podobał mi się opis jego uczuć. Było to tak strasznie prawdziwe, gdy on może kochać, ale nie pozwala, by ktoś uzależnił się on niego...
    Musze lecieć dalej, sprawdzian z fizyki i francuskiego nie ucieknie, będę mogła pouczyć się późnej xD
    Croy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nie dałam rady go uśmiercić :D Póki coo :x
      Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, gdy czytałam Twoje komentarze. Każdy w trafiał w sedno i pokazywał, że to co jest dla mnie ważne czytelnik może wychwycić. Uwielbiam ślizgonów równie mocno co ty ;P
      Mam nadzieję, że sprawdziany dobrze poszły xD
      Pozdrawiam,
      L.L.♥

      Usuń
    2. Jak to póki co? Nie rozumiem tego stwierdzenia, wiesz...
      Ja sama lubię czytać komentarze, więc staram sie też pisać długie, choć jak robię to na telefonie lub na szybko to średnio wychodzi.
      Sprawdziany dwa sa jutro, dziś tylko lektura, z której dostanę pewnie 2. Ale co poradzić, ze twoje opowiadanie było lepsze...
      Croy

      Usuń
  3. Opis uczuć Draco podniósł mnie pod niebiosa i tam zostawił!
    A Nott żyje, żyje!
    Ale zastanawiam się tylko dlaczego Harry powiedział Hermionie, że nie ;-;
    No cóż, ciekawa jestem co będzie dalej wiec idę coś zjeść i lecę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaaaaaa Teo żyje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Matko drugi raz się popłakałam! ;c jak czytałam opowieści Draco o Hermionie ;(
    Wszyscy troje tak pokochali Hermionkę... <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeeeny Teo żyje!!! Jupiii! :D
    Och jakie to było piękne <3
    Mionaaaa haaaalooo obudź się!
    Lecę dalej! :****

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne wyznanie Dracona. Zmiekczyl nim moje serce

    OdpowiedzUsuń