4 czerwca 2014

Tylko drzewom w lesie można powiedzieć wszystko..

Błękitne niebo przysłaniało parę chmurek, a słońce co parę chwil wyłaniało się zza nich. Delikatny wiaterek bawił się z koronami drzew, szumiąc zapamiętale. Hermiona odgarnęła niesforne loki z buzi, uśmiechając się delikatnie. Przyglądała się uczniom, wylegującym bądź normalnie rozmawiającym ze sobą. Skinęła głową na widok parę znajomych twarzy.
 
- I właśnie dlatego powinnaś na siebie uważać, Miona – blondynka idąca obok niej, kiwała gwałtownie głową – Bergalki bywają bardzo złośliwe w tym okresie.
 
- Rozumiem – zerknęła na towarzyszkę, która odetchnęła z ulgą. Jasne pasma miała rozpuszczone, a jej strój jak zwykle wyróżniał się. Kiedyś uważała, że Luna jest troszkę.. dziwna. Teraz jednak wydawała się bardziej wyjątkowa przez swoje odkrycia oraz opowieści o niewidzialnych istotkach.
 
- Przekaż to też Harry’emu, ostatnio z nim nie rozmawiam – wzdycha Luna Lovegood, a jej błękitne oczy zasępiły się – Czy.. wszystko w porządku u niego?
 
- Tak, jest lepiej – Hermiona wzdrygnęła się na wspomnienie przyjaciela tuż po konfrontacji z Voldemortem. Nigdy nie zapomni jego miny, krzyku czy bólu w oczach, gdy umarł Syriusz. Również zdruzgotany płacz George’a odbił się jej w pamięci, gdy Fred wziął ostatni oddech, a potem zginął chwilę po Huncwocie. Spędzili ze sobą wtedy miesiąc w zupełnej ciszy. I tak rozumieli się bez słów.
 
- Mój tata ostatnio.. – Luna znów miała lekko nieprzytomną twarz, a jej opowieść pozwoliła Hermionie na krótki uśmiech. Wspominając kryzys Harry’ego, przyglądała się otoczeniu. Zatrzymała wzrok dłużej na grupce ślizgonów siedzących przy jeziorze. Wysoka, szczupła dziewczyna rozmawiała z przystojnym chłopakiem. Pansy Parkinson poprawiała właśnie Zabiniemu szatę, a stojący obok Malfoy wpatrywał się w pustkę. Wyglądał na zamyślonego i bardziej obłąkanego niż zwykle. Przy wężowym drzewie przebywała również Astoria Greengrass, która prawdopodobnie krytykowała połowę czarownic w Hogwarcie. Jej stała obstawa, Millicenta i Tracy,  siedziały obok przeglądając kolorowe magazyny.
 
Hermiona odwróciła wzrok nim któreś z Węży na nią spojrzało. Nie miała chęci ani cierpliwości na słowne potyczki. Ciekawa jednak była reakcji Blaise’a. Czy stałby obok cicho? A może zaprotestował? Nie była pewna jego zachowania.
 
- Luna, porozmawiamy później, dobra? – przerwała koleżance, gdy zauważyła w oddali znajomą sylwetkę. Nie czekając na odpowiedź, zbiegła ze schodów na dziedzińcu i skierowała szybkim krokiem za błonia. Jej serce przyspieszyło, gdy zaczęła zagłębiać się między drzewami w Zakazanym Lesie, a w głownie skreśliła wszystkie zasady. Chciała zobaczyć co robi chłopak, co ukrywa. Po paru minutach uzmysłowiła sobie, że nie słyszy zupełnie kroków swojej ofiary. Nagle las okazał się równie niebezpieczny jak kiedyś, a każda gałązka przerażała bardziej niż pająki.
 
- Co ty wyprawiasz?
 
Pisnęła, odwracając się w stronę głosu. Mimo woli poczuła ulgę, gdy napotkała czarne spojrzenie. Teodor Nott w spranych dżinsach, skórzanej kurtce i wytartych tenisówkach wyglądał zabójczo. Lub niebezpiecznie jak kto woli.
 
- Mowę Ci odjęło? – uniósł brew, wzdychając – Czemu za mną szłaś?
 
- Czemu nie? – odbiła piłeczkę, bo w życiu mu nie powie, że chce go poznać. I to bardziej niż on ją  – Chciałam przejść się po lesie.
 
- Rozumiem – przekrzywił głowę, a jeden kącik mu zadrgał – W takim razie miłej przechadzki.
 
Gryfonka patrzyła jak odwrócił się na pięcie i ponownie zanurzył w cieniu drzew. Zagryzła policzek wyliczając szybko wszystkie plusy oraz minusy samotnego przebywania w Zakazanym Lesie. Zanim zdążyła przemyśleć wszystko na nowo, zaczęła biec w ślad za ślizgonem.
 
- Wygrałeś – warknęła, równając z nim krok. Miała z tym malusi problem, gdyż chłopaka nogi były o wiele dłuższe. Arystokrata nie spojrzał na nią, ale troszkę zwolnił.
 
- No i? – wsunął dłonie do kieszeni, obrzucając ją obojętnym wzrokiem.
 
- No i co? – przewróciła oczami, szykując się na pogardliwe prychnięcie – Chciałam zobaczyć gdzie idziesz.
 
Teodor zmarszczył brwi, nic nie odpowiadając. Cisza nie przeszkadzała im jednak, każde mogło posegregować myśli. Hermiona wyrównała oddech, nadal bojaźliwie rozglądając się wokół. Las ją przerażał najbardziej na świecie, a historię opowiadane przez uczniów nie dodawały mu uroku.
 
- Nigdy nie wiem gdzie idę – Teodor wspiął się na zwalony konar drzewa, wyciągając do niej rękę. Z pomocą chłopaka również wdrapała się na przeszkodę. Usiedli na suchym drewnie, zgarniając stare patyki i ziemię.
 
- To skąd wiesz czy się nie zgubisz? – spytała, kładąc dłonie na kolanach. Nie była pewna jak się zachować, gdy ślizgon położył głowę niedaleko jej nóg, rozkładając się na pniu.
 
- Nie wiem – wzruszył ramionami, zamykając oczy – W tym tkwi sekret. Idę przed siebie, bez celu, ale zawsze wiem gdzie jest meta. Potem muszę wrócić.
 
- A jak się zgubisz? – patrzyła jak marszczy czoło w zamyśleniu, nie uchylając powiek.
 
- Nie zgubię. – prychnął, uśmiechając szeroko.
 
- Skąd ta pewność? – znów ją zaciekawił, a ona nie mogła się powstrzymać. Aura tajemniczości Teodora przyciągała ją. Chciała znać jego tok rozumowania, jego myśli. Wciąż doszukiwała się w nim swoich przeciwieństw, jednocześnie zauważając podobieństwa.
 
- Nie ma żadnej – obrócił się na brzuch, wbijając w nią spojrzenie. Ciemne tęczówki bez dna złapały ją w swoje sidła.
 
- To bez sensu – stwierdziła, jednocześnie go rozmuiejąc. Czy nie każdy czasem ma ochotę iść przed siebie. Bez ograniczeń? Bez ostatecznego celu? Robiąc to ci Nott można się poczuć panem swojego losu. Idziesz gdzie chcesz, wybierasz dowolne miejsce i cieszysz się paroma chwilami. Skradzionym sekretnym wspomnieniem swojej mocy i władzy nas życiem.
 
- Wiem – podsumował jej myśli, jakby je słysząc. Posłał kolejny niesymetryczny uśmiech, odwracając wzrok. Hermiona podążyła za jego oczami, przyglądając się drzewom, krzakom. Starała się go zrozumieć i poznać. Po jego kolejnym, łagodnym pytaniu wiedziała, że on też tego chce.
 
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
 
- Hej, jak tam esej na transmutacje?
 
Brązowowłosa uniosła głowę znad papieru, uśmiechając szeroko do przyjaciela. Roztrzepany Harry, zwisał nad nią na miotle, zaczepiając o jej trzon kolana.
 
- W porządku, panie-nie-popisuje-się-wcale-przed-dziewczynami? – uniosła brew i skinęła na grupki młodszych uczennic, jak i ich rówieśników. Ostatnio na treningi zaczęło przychodzić coraz więcej osób.
 
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – Harry zaśmiał się, puszczając jej oczko. Jego zielone tęczówki błyszczały figlarnie, a usta wyginały w szerokim uśmiechu.
 
- Jasne, jeszcze mi tu zgrywasz niewiniątko – parsknęła, robiąc konspiracyjną minę – Która z nich będzie panią Potter, hmm?
 
Harry pokręcił głową z niedowierzaniem, podciągając się z powrotem na miotłę. Starał się jak najbardziej odlecieć z godnością, ale kiedy napotkał brązowe oczy przyjaciółki znów zaczął chichotać.
 
Hermiona skupiła wzrok na drużynie Gryfonów, starając się zrozumieć ich zapał i frajdę z tej gry.  Harry spisywał się jako kapitan, a jego towarzysze słuchali go oraz ze śmiechem ćwiczyli. Rudowłosy chłopak pomachał do niej, na co z ciepłem w sercu zrobiła to samo. Ron zarumieniony znów krzyknął coś do kolegów, a Hermiona spostrzegła, że zamiast Ginny, która nadal była w SS, na miotle siedziała jakaś blondynka. Nie kojarzyła dziewczyny, która z uwielbieniem wodziła wzrokiem za Harry’m. Jak większość młodych panien na trybunach. Gryfonka znów popatrzyła na przyjaciela, zastanawiając się która jeszcze z fanek Wybawiciela, dostrzega to piękno. Roziskrzone oczy wpatrywały się w graczy, a na wąskich ustach malował się półuśmiech. Bez problemu chłopak machał rękoma, utrzymując się tylko na zgiętych nogach. Sama Hermiona nie rozumiała nic z jego gestów, ale widocznie drużyna nie miała problemu by rozszyfrować polecenia.
 
- Hermiona? – Neville opadł obok niej, wzdychając ciężko – Tak myślałem, że tu będziesz. Zawsze jesteś na treningach Harry’ego.
 
- Taki mój los – podciągnęła kolana, prostując zmiecione przez wiatr kartki – Coś się stało?
 
- Mogłabyś mi pomóc? Znaczy.. jeśli masz czas i .. w ogó – chłopak zaczął się plątać, pokazując niedokończony esej z eliksirów.
 
- Nie ma problemu – przerwała mu, przygotowując się na tłumaczenie przyjacielowi. Gdy poprawili początek wypracowania, gryfonka rozpoczęła zawiły i skomplikowany wykład na temat pracy domowej.
 
 
-.-.-.-.-
 
 
- Malfoy coś knuje.
 
Brązowowłosa dziewczyna przewróciła mimowolnie oczami, nie przerywając pisania. Kształtnymi i prostymi literkami zapełniała powoli arkusz papieru.
 
- Wiem to, H.
 
Hermiona zatrzymała rękę, unosząc głowę. Przyglądała się okrągłej sali, pełnej ławek i klatek ze zwierzętami. Przesuwała powoli wzrok od ściany do ściany, zatrzymując na dłużej na biurku nauczycielki. Profesor McGonagall z cierpliwą miną spoglądała na Tracey Davis, płytką ślizgonkę, która starała się właśnie wymyśleć odpowiedź. Z lekkim ociąganiem dalej rozglądała się po klasie. Blaise Zabini siedział wraz z Parkinson oraz Malfoy’em. Mulat grał w jakąś grę z przyjaciółką na kawałku papieru, a sama dziewczyna co chwila szturchała go zirytowana. Blondyn za to siedział z brzegu, nieprzytomnie patrząc na swoje dłonie. Kiedy nie pilnował się i nie utrzymywał maski arystokraty, jego twarz wygładzała się. Miał wysoko usadzone kości policzkowe, prosty nos, wąskie usta teraz zaciśnięte w wąską linie. Długie, ciemne rzęsy okalały wyraziste oczy, lekko zmrużone.
 
- Nie wydaję mi się by właśnie coś spiskował – odwróciła wzrok z powrotem na Harry’ego. Ciemnowłosy przygryzał pióro, opierając brodę na ręku. Skrzywił się do niej w odpowiedzi, znów zerkając na ślizgona.
 
- A ja uważam, że Harry ma rację – Ron uniósł lekko głowę, którą ułożył na blacie ławki. Blade policzki lekko mu się zaróżowiły, a w oczach błysnęło coś dziwnego – Nie musisz wszystkich bronić, Herm.
 
- Nie robię tego – syknęła, zaciskając pięść – Po prostu mówię, co uważam.
 
- Jasne. – prychnął rudzielec, marszcząc gniewnie brwi – A jego wygląd modela na pewno nie wpływa na Twoją decyzję, co?
 
- Przestańcie – poprosił zielonooki, starając się zasłonić sobą przyjaciół. Wybraniec nie znosił takich momentów. Zawsze musiał interweniować z obawy przed słowami, które mogą paść w takiej chwili.
 
- O czym ty do jasnej cho.. – Hermiona nie wytrzymała i nie starała się ukryć złości w swoim głosie, oddychając gwałtownie.
 
- Panie Weasley i panno Granger – chłodny ton nauczycielki wyrwał ich z zażartej bitwy na spojrzenia. McGonagall podniosła się z fotela i wpatrywała w nich z surową miną – Czy zechcą się państwo z nami podzielić tematem dyskusji?
 
- Przepraszam – bąknęła gryfonka, rumieniąc się soczyście. Spuściła wzrok zawstydzona, że jej ulubiona profesor marszczyła brwi nad jej zachowaniem.
 
- Ja też przepraszam – mruknął Ron, ostatni raz zerkając z urazą na przyjaciółkę – To zwykłe nieporozumienie.
 
- Które jak śmiem twierdzić, dotyczyło dzisiejszej lekcji? – wychowawczyni Gryfonów uniosła wysoko brwi.
 
- Nie, pani profesor – Hermiona zacisnęła zęby, gdy Ron prychnął słysząc skruchę w jej głosie.
 
- W takim razie pani, panno Granger, przygotuje referat na temat wargów. – dziewczyna zapisała temat pracy na arkuszu, starając się przypomnieć cokolwiek na ten temat. Niestety nic nie przychodziło jej do głowy. Nauczycielka uśmiechnęła się delikatnie widząc jej zamyślenie, po czym zwróciła do drugiej ofiary – A pan, panie Weasley, zgłosi się do mnie po kolacji.
 
- Rozumiem – burknął, zsuwając się na krześle. Reszta lekcji przebiegła normalnie. Po wygłoszonym wykładzie dostali szare myszki, mając je przeobrazić w konkretny wazon, opisany w zadaniu.
 
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
 
- Rusz wieżą.
 
Hermiona uniosła głowę, gdy Ron przeklął pod nosem. Siedzieli w PW gryfonów, na ulubionych fotelach, a w kominku wesoło trzaskał ogień. Harry wraz z Ronem rozłożyli szachy, tocząc teraz zażartą partię. Puste paczki po słodkościach leżały obok, w niektórych nawet zostały jeszcze czekoladki. Wyjedli prawie wszystkie zapasy słodyczy by uczcić powrót Ginny ze Skrzydła Szpitalnego. Rudowłosa siedziała obok siedzenia Hermiony, obserwując grę chłopców. Ubrana w wełniany sweter i luźne dresy przypominała dawną dziewczynę. Była jednak bledsza i bardziej nerwowa. Cichsza, rzadko się odzywała.
 
- No, Harry. Rusz wieżą – powtórzyła, trącając chłopaka stopą. Zielonooki pacnął ją w kostkę, starając się rozwikłać podpowiedź.
 
- Ginny, nie wolno tak – ofukał siostrę Ron, wsadzając do buzi żelka. Wygrzebał z folii czerwonego i rzucił Hermionie – Masz ostatni, wiśniowy.
 
- Dzięki – uśmiechnęła się, rozkoszując ulubionym smakiem. Ron również się zaśmiał, koncentrując na nowo na grze.
 
Hermiona podniosła się, chcąc wyprostować zdrętwiałe nogi. Czując nieprzyjemne mrowienie w stopach, przeszła do okna. Deszcz, który zaczął padać w połowie lekcji, ustał, a słońce na nowo wyłoniło się zza chmur. Z uśmiechem patrzyła jak rozjaśniają się błonie, które przez pogodę opustoszały. Po chwili ze szkoły wyszedł jakiś uczeń, ubrany na czarne. Przecinał błonie, zatrzymując się na moment przy jeziorze.
 
- Brawo, stary. To było naprawdę zaskakujące posunięcie – parsknął Ron, na jakiś ruch przyjaciela – Ginny siedź cicho następnym razem.
 
- Spotkam się na kolacji – gryfonka podeszła do fotela, wkładając z powrotem bluzę. Nie czekając na odpowiedź wybiegła z PW. Jej kroki dudniły na pustym korytarzu, a niecierpliwość dodała energii. W zawrotnym tempie znalazła się na błoniach, szukając znajomej sylwetki. Nie widząc nigdzie chłopaka, zdecydowała się na ostateczny krok. Weszła do Zakazanego Lasu z nadzieją, że go jeszcze dogoni.
 
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
 
Mokra ściółka uginała się pod jej tenisówkami, a chłodne powietrze uderzyło ze zdwojoną mocą. Szła ostrożnie, bojąc się przewrócić bądź o coś zahaczyć. Widziała Teodora przed sobą, opartego o pień drzewa. Miał wsunięty na głowę kaptur, a twarz skrytą w cieniu.
 
- Skąd wiedziałeś, że idę? – zadała pierwsze lepsze pytanie, podchodząc bliżej. Teraz zauważyła, że ma zamknięte powieki, a niewielki uśmiech błąka mu się na ustach.
 
- Jesteś głośna jak słoń – machnął ręką wokół, omal nie uderzając jej w twarz – Zakłócasz naturalny spokój otoczenia.
 
- Musisz poćwiczyć nad komplementami – prychnęła, wsuwając dłonie do rękawów bluzy – Idziemy?
 
- Gdzie? – otworzył oczy, ukazując czarne tęczówki. Były nieprzeniknione i ciemne, tak jak  on.
 
- Przed siebie – wzruszyła ramionami, nieruchomiejąc gdy podszedł do niej. Stali naprzeciw, twarzą w twarz nie spuszczając siebie z oczu. Teodor wykrzywił się swoim niesymetrycznym uśmiechem, a spojrzenie mu złagodniało. Bladymi dłońmi naciągnął jej kaptur na głowę, pociągając jednocześnie za sznurki.
 
- Idziemy – szepnął, odsuwając się lekko. Ruszyli w nieznane, bez celu, bez obowiązków. Tylko oni i las. Hermiona oczarowana przyglądała się płynnym ruchom ślizgona, słuchała jego opowieści o mijanych roślinach i pozwoliła na krótkie zapomnienie. Tylko oni i las.
 
 
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
 
 
Ciemne oczy skupione na kartce. Blade palce poruszające się w zawrotnym tempie. Szare opuszki palców odgarniając niesforne włosy z czoła. Białe zęby przygryzające koniuszek języka.
 
Teodor Nott.
 
Hermiona obróciła się znów na plecy, zamykając oczy. Cichy szum liści już tak znajomy, teraz przyjazny kiedyś straszny. Śpiew ptaków uspakajający, teraz słyszalny kiedyś niespotykany. Trzask łamanych gałęzi, teraz równie codzienny jak lekcje kiedyś przyprawiający o gęsią skórkę. Chłodna trawa muskająca gołe stopy, teraz relaksacyjna kiedyś niewyobrażalna.
 
Zakazany Las.
 
- Miałaś chyba czytać? – Teodor pociągnął ją za kasztanowy pukiel włosów, nie odrywając oczu od swojej pracy.
 
- Miałam – westchnęła, siadając obok niego i spoglądając na kartkę. – Jak ty to robisz?
Wzruszył ramionami, odrywając na moment ołówek od arkuszu. Patrzyli na drzewa lekko pochylone do siebie. Na liście, które wyglądały jakby miały się zaraz poruszyć. Niektóre uchwycone w zawiłym tańcu spadania na ziemię. Centrum rysunku był złamany pień, samotny w grupie dorodnych krzaków. Nawet trawa wyglądała jakby uchwycona na magicznym zdjęciu. Falująca, swawolna i wolna.
 
- Czyli nadal nie napisałaś tego referatu dla starej McGonagall? – dotknął koniuszkiem palca nieba na pejzażu, rozmazując ołówek – Nie miał być na zeszły tydzień?
 
- Oddać oddałam. – popatrzyła na wprost. Na kolorowy obraz Teodora. Prawdziwy krajobraz – Ale chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. No wiesz, o wargach.
 
- Mhm – zamknął zeszyt, prostując palce. Popatrzył na nią z uśmiechem, podnosząc się –Idziemy dalej czy wracamy?
 
Hermiona złapała go za dłoń, pozwalając się pociągnąć do góry. Podniosła z ziemi kurtkę Teodora, na której się położyła, a na stopy wsunęła buty.
 
- Idziemy dalej.
 
- Jak sobie życzysz, skarbie – złapał ją za dłoń, wyznaczając nowy szlak. Kolejny cel i kolejna meta. To miejsce na tyle spodobało się ślizgoni, że postanowił je uwiecznić. Gryfonka z każdym dniem poznawała lepiej chłopaka. Jego zamiłowanie do Zakazanego Lasu, marudzenia i malowania. Szkicował ołówkiem każdy szczegół, który chciał zachować w pamięci. Siadali, czytali, rozmawiali bądź podziwiali przyrodę. Zawsze razem. Hermiona ze śmiechem słuchała jego wywodów, drażniła się i wykłócała. Słuchała zwierzeń i sama powierzyła mu sekrety. Czuła, że zdobywa powoli nowego przyjaciela.
 
 
 
 
 
 
Hej,
postarałam się i udało się coś nabazgrolić. Taki rozdział w sumie o niczym, ale obiecuję, że w następnym nie będzie tak nudno. Póki co staram się pokazać nić porozumienia między bohaterami, pokazać jak ja widzę ich przyjaźnie.
To by było na tyle, trochę krótszy. Nie wiem jakie wolicie. Długie czy krótkie? Jakieś uwagi? Wskazówki?
Liczę na jakieś komentarze, serio klawiatura nie gryzie :P A ja natomiast będę wiedziała czy ktoś to czyta ;)
Całusy,
Lupi
 
 
 

11 komentarzy:

  1. Cieszę się, że pomagam, chociaż nie takiego nie robię. Tak jak już mówiłam zajebisty, tylko za krótki. <3

    Rogaś

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne rozdziały, twój styl pisania zdecydowanie się wyróżnia:) Weny!

    Pozdrawiam,
    E.R.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, każdy komentarz jest ważny, a póki co nie ma ich zbyt wiele. Sama wiem, że często się nie chce, ale parę słów i jest człowiekowi lepiej. Dziękuję i mam nadzieję, że nadal będziesz zadowolona z reszty.
      Całusy,
      Lupi♥

      Usuń
  3. chyba wolałam małe literki , ale ciekawie jest :D

    wczoraj dodałam kolejny rozdział ! zapraszam http://theeternalexile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak o niczym? Tu jest Theo! Przyznaje teraz szczerze, że uwielbiam go w twoim opowiadaniu.
    Podobają mi się te ich wycieczki do lasu, mają w sobie ten urok. No i Ślizgoni, ciekawe czy coś knuja, czy jednak po prostu chcą trochę spokoju.
    Nie zapominajmy o Harry'm i jego fankach, byl to fajny fragment.
    Czas iść dalej,
    Croy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Teodora!
      I cieszę się, że Tobie też przypadł do gustu :D Teodor jest moim bohaterem, którego zawsze wstawiam na miejsce moich zauroczeń fikcyjnymi postaciami :P Ahh, ta chora wyobraźnia :D

      Oszołomiona miłymi słowami,
      Lupi♥

      Usuń
  5. Ejejejej
    To nie fair
    Ona się tutaj szlaja po Zakazanym Lesie z Theo a gdzie Malfoy? :D
    Ale wybaczam Ci to, bo Nott to boska postać :)
    Lubie rozmowy Hermiony z Harry'm i to, że zwraca się on do niej per "H". To cudne :).
    Ruszam dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Niemaczasunaspacje!
    Czytamdalej!<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej no! Przez ciebie mam mętlik w głowie! Planowałam, że u mnie Teo będzie takim drabiem bardziej, ale przez ciebie moja wizja legła w gruzach -,-
    Lecę dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm... powiem tylko tyle, że dalsze części zapowiadają się ciekawie ;) a jednak brakuje mi tu Malfoy'a :(
    Ale i tak kocham <3
    ~ Avada Kedavra

    OdpowiedzUsuń
  9. Teodor, więcej Teodora.. och, lubię go, no!
    Czytam dalej. c:

    OdpowiedzUsuń