Błękitne
niebo przysłaniało parę chmurek, a słońce co parę chwil wyłaniało się zza nich.
Delikatny wiaterek bawił się z koronami drzew, szumiąc zapamiętale. Hermiona
odgarnęła niesforne loki z buzi, uśmiechając się delikatnie. Przyglądała się
uczniom, wylegującym bądź normalnie rozmawiającym ze sobą. Skinęła głową na widok
parę znajomych twarzy.
- I
właśnie dlatego powinnaś na siebie uważać, Miona – blondynka idąca obok niej,
kiwała gwałtownie głową – Bergalki bywają bardzo złośliwe w tym okresie.
- Rozumiem
– zerknęła na towarzyszkę, która odetchnęła z ulgą. Jasne pasma miała
rozpuszczone, a jej strój jak zwykle wyróżniał się. Kiedyś uważała, że Luna
jest troszkę.. dziwna. Teraz jednak wydawała się bardziej wyjątkowa przez swoje
odkrycia oraz opowieści o niewidzialnych istotkach.
- Przekaż
to też Harry’emu, ostatnio z nim nie rozmawiam – wzdycha Luna Lovegood, a jej
błękitne oczy zasępiły się – Czy.. wszystko w porządku u niego?
- Tak,
jest lepiej – Hermiona wzdrygnęła się na wspomnienie przyjaciela tuż po
konfrontacji z Voldemortem. Nigdy nie zapomni jego miny, krzyku czy bólu w
oczach, gdy umarł Syriusz. Również zdruzgotany płacz George’a odbił się jej w
pamięci, gdy Fred wziął ostatni oddech, a potem zginął chwilę po Huncwocie. Spędzili
ze sobą wtedy miesiąc w zupełnej ciszy. I tak rozumieli się bez słów.
- Mój
tata ostatnio.. – Luna znów miała lekko nieprzytomną twarz, a jej opowieść
pozwoliła Hermionie na krótki uśmiech. Wspominając kryzys Harry’ego,
przyglądała się otoczeniu. Zatrzymała wzrok dłużej na grupce ślizgonów
siedzących przy jeziorze. Wysoka, szczupła dziewczyna rozmawiała z przystojnym
chłopakiem. Pansy Parkinson poprawiała właśnie Zabiniemu szatę, a stojący obok
Malfoy wpatrywał się w pustkę. Wyglądał na zamyślonego i bardziej obłąkanego
niż zwykle. Przy wężowym drzewie przebywała również Astoria Greengrass, która
prawdopodobnie krytykowała połowę czarownic w Hogwarcie. Jej stała obstawa,
Millicenta i Tracy, siedziały obok przeglądając kolorowe magazyny.
Hermiona
odwróciła wzrok nim któreś z Węży na nią spojrzało. Nie miała chęci ani
cierpliwości na słowne potyczki. Ciekawa jednak była reakcji Blaise’a. Czy
stałby obok cicho? A może zaprotestował? Nie była pewna jego zachowania.
- Luna,
porozmawiamy później, dobra? – przerwała koleżance, gdy zauważyła w oddali
znajomą sylwetkę. Nie czekając na odpowiedź, zbiegła ze schodów na dziedzińcu i
skierowała szybkim krokiem za błonia. Jej serce przyspieszyło, gdy zaczęła
zagłębiać się między drzewami w Zakazanym Lesie, a w głownie skreśliła
wszystkie zasady. Chciała zobaczyć co robi chłopak, co ukrywa. Po paru minutach
uzmysłowiła sobie, że nie słyszy zupełnie kroków swojej ofiary. Nagle las
okazał się równie niebezpieczny jak kiedyś, a każda gałązka przerażała bardziej
niż pająki.
- Co ty
wyprawiasz?
Pisnęła,
odwracając się w stronę głosu. Mimo woli poczuła ulgę, gdy napotkała czarne
spojrzenie. Teodor Nott w spranych dżinsach, skórzanej kurtce i wytartych
tenisówkach wyglądał zabójczo. Lub niebezpiecznie jak kto woli.
- Mowę
Ci odjęło? – uniósł brew, wzdychając – Czemu za mną szłaś?
- Czemu
nie? – odbiła piłeczkę, bo w życiu mu nie powie, że chce go poznać. I to
bardziej niż on ją – Chciałam przejść
się po lesie.
- Rozumiem
– przekrzywił głowę, a jeden kącik mu zadrgał – W takim razie miłej
przechadzki.
Gryfonka
patrzyła jak odwrócił się na pięcie i ponownie zanurzył w cieniu drzew.
Zagryzła policzek wyliczając szybko wszystkie plusy oraz minusy samotnego
przebywania w Zakazanym Lesie. Zanim zdążyła przemyśleć wszystko na nowo,
zaczęła biec w ślad za ślizgonem.
- Wygrałeś
– warknęła, równając z nim krok. Miała z tym malusi problem, gdyż chłopaka nogi
były o wiele dłuższe. Arystokrata nie spojrzał na nią, ale troszkę zwolnił.
- No i?
– wsunął dłonie do kieszeni, obrzucając ją obojętnym wzrokiem.
- No i
co? – przewróciła oczami, szykując się na pogardliwe prychnięcie – Chciałam
zobaczyć gdzie idziesz.
Teodor
zmarszczył brwi, nic nie odpowiadając. Cisza nie przeszkadzała im jednak, każde
mogło posegregować myśli. Hermiona wyrównała oddech, nadal bojaźliwie
rozglądając się wokół. Las ją przerażał najbardziej na świecie, a historię
opowiadane przez uczniów nie dodawały mu uroku.
- Nigdy
nie wiem gdzie idę – Teodor wspiął się na zwalony konar drzewa, wyciągając do
niej rękę. Z pomocą chłopaka również wdrapała się na przeszkodę. Usiedli na
suchym drewnie, zgarniając stare patyki i ziemię.
- To
skąd wiesz czy się nie zgubisz? – spytała, kładąc dłonie na kolanach. Nie była
pewna jak się zachować, gdy ślizgon położył głowę niedaleko jej nóg,
rozkładając się na pniu.
- Nie
wiem – wzruszył ramionami, zamykając oczy – W tym tkwi sekret. Idę przed
siebie, bez celu, ale zawsze wiem gdzie jest meta. Potem muszę wrócić.
- A jak
się zgubisz? – patrzyła jak marszczy czoło w zamyśleniu, nie uchylając powiek.
- Nie
zgubię. – prychnął, uśmiechając szeroko.
- Skąd
ta pewność? – znów ją zaciekawił, a ona nie mogła się powstrzymać. Aura
tajemniczości Teodora przyciągała ją. Chciała znać jego tok rozumowania, jego
myśli. Wciąż doszukiwała się w nim swoich przeciwieństw, jednocześnie
zauważając podobieństwa.
- Nie
ma żadnej – obrócił się na brzuch, wbijając w nią spojrzenie. Ciemne tęczówki
bez dna złapały ją w swoje sidła.
- To
bez sensu – stwierdziła, jednocześnie go rozmuiejąc. Czy nie każdy czasem ma
ochotę iść przed siebie. Bez ograniczeń? Bez ostatecznego celu? Robiąc to ci
Nott można się poczuć panem swojego losu. Idziesz gdzie chcesz, wybierasz
dowolne miejsce i cieszysz się paroma chwilami. Skradzionym sekretnym
wspomnieniem swojej mocy i władzy nas życiem.
- Wiem
– podsumował jej myśli, jakby je słysząc. Posłał kolejny niesymetryczny
uśmiech, odwracając wzrok. Hermiona podążyła za jego oczami, przyglądając się
drzewom, krzakom. Starała się go zrozumieć i poznać. Po jego kolejnym, łagodnym
pytaniu wiedziała, że on też tego chce.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Hej,
jak tam esej na transmutacje?
Brązowowłosa
uniosła głowę znad papieru, uśmiechając szeroko do przyjaciela. Roztrzepany
Harry, zwisał nad nią na miotle, zaczepiając o jej trzon kolana.
- W
porządku, panie-nie-popisuje-się-wcale-przed-dziewczynami? – uniosła brew i
skinęła na grupki młodszych uczennic, jak i ich rówieśników. Ostatnio na
treningi zaczęło przychodzić coraz więcej osób.
- Nie
mam pojęcia o czym mówisz – Harry zaśmiał się, puszczając jej oczko. Jego
zielone tęczówki błyszczały figlarnie, a usta wyginały w szerokim uśmiechu.
- Jasne,
jeszcze mi tu zgrywasz niewiniątko – parsknęła, robiąc konspiracyjną minę – Która
z nich będzie panią Potter, hmm?
Harry
pokręcił głową z niedowierzaniem, podciągając się z powrotem na miotłę. Starał
się jak najbardziej odlecieć z godnością, ale kiedy napotkał brązowe oczy
przyjaciółki znów zaczął chichotać.
Hermiona
skupiła wzrok na drużynie Gryfonów, starając się zrozumieć ich zapał i frajdę z
tej gry. Harry spisywał się jako kapitan, a jego towarzysze słuchali go
oraz ze śmiechem ćwiczyli. Rudowłosy chłopak pomachał do niej, na co z ciepłem
w sercu zrobiła to samo. Ron zarumieniony znów krzyknął coś do kolegów, a
Hermiona spostrzegła, że zamiast Ginny, która nadal była w SS, na miotle
siedziała jakaś blondynka. Nie kojarzyła dziewczyny, która z uwielbieniem
wodziła wzrokiem za Harry’m. Jak większość młodych panien na trybunach. Gryfonka
znów popatrzyła na przyjaciela, zastanawiając się która jeszcze z fanek
Wybawiciela, dostrzega to piękno. Roziskrzone oczy wpatrywały się w graczy, a
na wąskich ustach malował się półuśmiech. Bez problemu chłopak machał rękoma,
utrzymując się tylko na zgiętych nogach. Sama Hermiona nie rozumiała nic z jego
gestów, ale widocznie drużyna nie miała problemu by rozszyfrować polecenia.
- Hermiona?
– Neville opadł obok niej, wzdychając ciężko – Tak myślałem, że tu będziesz.
Zawsze jesteś na treningach Harry’ego.
- Taki
mój los – podciągnęła kolana, prostując zmiecione przez wiatr kartki – Coś się
stało?
- Mogłabyś
mi pomóc? Znaczy.. jeśli masz czas i .. w ogó – chłopak zaczął się plątać,
pokazując niedokończony esej z eliksirów.
- Nie
ma problemu – przerwała mu, przygotowując się na tłumaczenie przyjacielowi. Gdy
poprawili początek wypracowania, gryfonka rozpoczęła zawiły i skomplikowany
wykład na temat pracy domowej.
-.-.-.-.-
- Malfoy
coś knuje.
Brązowowłosa
dziewczyna przewróciła mimowolnie oczami, nie przerywając pisania. Kształtnymi
i prostymi literkami zapełniała powoli arkusz papieru.
- Wiem
to, H.
Hermiona
zatrzymała rękę, unosząc głowę. Przyglądała się okrągłej sali, pełnej ławek i
klatek ze zwierzętami. Przesuwała powoli wzrok od ściany do ściany, zatrzymując
na dłużej na biurku nauczycielki. Profesor McGonagall z cierpliwą miną
spoglądała na Tracey Davis, płytką ślizgonkę, która starała się właśnie
wymyśleć odpowiedź. Z lekkim ociąganiem dalej rozglądała się po klasie. Blaise
Zabini siedział wraz z Parkinson oraz Malfoy’em. Mulat grał w jakąś grę z
przyjaciółką na kawałku papieru, a sama dziewczyna co chwila szturchała go
zirytowana. Blondyn za to siedział z brzegu, nieprzytomnie patrząc na swoje
dłonie. Kiedy nie pilnował się i nie utrzymywał maski arystokraty, jego twarz
wygładzała się. Miał wysoko usadzone kości policzkowe, prosty nos, wąskie usta
teraz zaciśnięte w wąską linie. Długie, ciemne rzęsy okalały wyraziste oczy,
lekko zmrużone.
- Nie
wydaję mi się by właśnie coś spiskował – odwróciła wzrok z powrotem na
Harry’ego. Ciemnowłosy przygryzał pióro, opierając brodę na ręku. Skrzywił się
do niej w odpowiedzi, znów zerkając na ślizgona.
- A ja
uważam, że Harry ma rację – Ron uniósł lekko głowę, którą ułożył na blacie
ławki. Blade policzki lekko mu się zaróżowiły, a w oczach błysnęło coś dziwnego
– Nie musisz wszystkich bronić, Herm.
- Nie
robię tego – syknęła, zaciskając pięść – Po prostu mówię, co uważam.
- Jasne.
– prychnął rudzielec, marszcząc gniewnie brwi – A jego wygląd modela na pewno
nie wpływa na Twoją decyzję, co?
- Przestańcie
– poprosił zielonooki, starając się zasłonić sobą przyjaciół. Wybraniec nie
znosił takich momentów. Zawsze musiał interweniować z obawy przed słowami,
które mogą paść w takiej chwili.
- O
czym ty do jasnej cho.. – Hermiona nie wytrzymała i nie starała się ukryć
złości w swoim głosie, oddychając gwałtownie.
- Panie
Weasley i panno Granger – chłodny ton nauczycielki wyrwał ich z zażartej bitwy
na spojrzenia. McGonagall podniosła się z fotela i wpatrywała w nich z surową
miną – Czy zechcą się państwo z nami podzielić tematem dyskusji?
- Przepraszam
– bąknęła gryfonka, rumieniąc się soczyście. Spuściła wzrok zawstydzona, że jej
ulubiona profesor marszczyła brwi nad jej zachowaniem.
- Ja
też przepraszam – mruknął Ron, ostatni raz zerkając z urazą na przyjaciółkę – To
zwykłe nieporozumienie.
- Które
jak śmiem twierdzić, dotyczyło dzisiejszej lekcji? – wychowawczyni Gryfonów
uniosła wysoko brwi.
- Nie,
pani profesor – Hermiona zacisnęła zęby, gdy Ron prychnął słysząc skruchę w jej
głosie.
- W
takim razie pani, panno Granger, przygotuje referat na temat wargów. –
dziewczyna zapisała temat pracy na arkuszu, starając się przypomnieć cokolwiek
na ten temat. Niestety nic nie przychodziło jej do głowy. Nauczycielka
uśmiechnęła się delikatnie widząc jej zamyślenie, po czym zwróciła do drugiej
ofiary – A pan, panie Weasley, zgłosi się do mnie po kolacji.
- Rozumiem
– burknął, zsuwając się na krześle. Reszta lekcji przebiegła normalnie. Po
wygłoszonym wykładzie dostali szare myszki, mając je przeobrazić w konkretny
wazon, opisany w zadaniu.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
- Rusz
wieżą.
Hermiona
uniosła głowę, gdy Ron przeklął pod nosem. Siedzieli w PW gryfonów, na
ulubionych fotelach, a w kominku wesoło trzaskał ogień. Harry wraz z Ronem
rozłożyli szachy, tocząc teraz zażartą partię. Puste paczki po słodkościach
leżały obok, w niektórych nawet zostały jeszcze czekoladki. Wyjedli prawie
wszystkie zapasy słodyczy by uczcić powrót Ginny ze Skrzydła Szpitalnego.
Rudowłosa siedziała obok siedzenia Hermiony, obserwując grę chłopców. Ubrana w
wełniany sweter i luźne dresy przypominała dawną dziewczynę. Była jednak
bledsza i bardziej nerwowa. Cichsza, rzadko się odzywała.
- No,
Harry. Rusz wieżą – powtórzyła, trącając chłopaka stopą. Zielonooki pacnął ją w
kostkę, starając się rozwikłać podpowiedź.
- Ginny,
nie wolno tak – ofukał siostrę Ron, wsadzając do buzi żelka. Wygrzebał z folii
czerwonego i rzucił Hermionie – Masz ostatni, wiśniowy.
- Dzięki
– uśmiechnęła się, rozkoszując ulubionym smakiem. Ron również się zaśmiał, koncentrując
na nowo na grze.
Hermiona
podniosła się, chcąc wyprostować zdrętwiałe nogi. Czując nieprzyjemne mrowienie
w stopach, przeszła do okna. Deszcz, który zaczął padać w połowie lekcji,
ustał, a słońce na nowo wyłoniło się zza chmur. Z uśmiechem patrzyła jak
rozjaśniają się błonie, które przez pogodę opustoszały. Po chwili ze szkoły
wyszedł jakiś uczeń, ubrany na czarne. Przecinał błonie, zatrzymując się na
moment przy jeziorze.
- Brawo,
stary. To było naprawdę zaskakujące posunięcie – parsknął Ron, na jakiś ruch
przyjaciela – Ginny siedź cicho następnym razem.
- Spotkam
się na kolacji – gryfonka podeszła do fotela, wkładając z powrotem bluzę. Nie
czekając na odpowiedź wybiegła z PW. Jej kroki dudniły na pustym korytarzu, a
niecierpliwość dodała energii. W zawrotnym tempie znalazła się na błoniach,
szukając znajomej sylwetki. Nie widząc nigdzie chłopaka, zdecydowała się na
ostateczny krok. Weszła do Zakazanego Lasu z nadzieją, że go jeszcze dogoni.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Mokra
ściółka uginała się pod jej tenisówkami, a chłodne powietrze uderzyło ze
zdwojoną mocą. Szła ostrożnie, bojąc się przewrócić bądź o coś zahaczyć.
Widziała Teodora przed sobą, opartego o pień drzewa. Miał wsunięty na głowę
kaptur, a twarz skrytą w cieniu.
- Skąd
wiedziałeś, że idę? – zadała pierwsze lepsze pytanie, podchodząc bliżej. Teraz
zauważyła, że ma zamknięte powieki, a niewielki uśmiech błąka mu się na ustach.
- Jesteś
głośna jak słoń – machnął ręką wokół, omal nie uderzając jej w twarz – Zakłócasz
naturalny spokój otoczenia.
- Musisz
poćwiczyć nad komplementami – prychnęła, wsuwając dłonie do rękawów bluzy – Idziemy?
- Gdzie?
– otworzył oczy, ukazując czarne tęczówki. Były nieprzeniknione i ciemne, tak
jak on.
- Przed
siebie – wzruszyła ramionami, nieruchomiejąc gdy podszedł do niej. Stali
naprzeciw, twarzą w twarz nie spuszczając siebie z oczu. Teodor wykrzywił się
swoim niesymetrycznym uśmiechem, a spojrzenie mu złagodniało. Bladymi dłońmi
naciągnął jej kaptur na głowę, pociągając jednocześnie za sznurki.
- Idziemy
– szepnął, odsuwając się lekko. Ruszyli w nieznane, bez celu, bez obowiązków.
Tylko oni i las. Hermiona oczarowana przyglądała się płynnym ruchom ślizgona,
słuchała jego opowieści o mijanych roślinach i pozwoliła na krótkie
zapomnienie. Tylko oni i las.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Ciemne oczy
skupione na kartce. Blade palce poruszające się w zawrotnym tempie. Szare
opuszki palców odgarniając niesforne włosy z czoła. Białe zęby przygryzające
koniuszek języka.
Teodor
Nott.
Hermiona
obróciła się znów na plecy, zamykając oczy. Cichy szum liści już tak znajomy,
teraz przyjazny kiedyś straszny. Śpiew ptaków uspakajający, teraz słyszalny
kiedyś niespotykany. Trzask łamanych gałęzi, teraz równie codzienny jak lekcje
kiedyś przyprawiający o gęsią skórkę. Chłodna trawa muskająca gołe stopy, teraz
relaksacyjna kiedyś niewyobrażalna.
Zakazany
Las.
- Miałaś
chyba czytać? – Teodor pociągnął ją za kasztanowy pukiel włosów, nie odrywając
oczu od swojej pracy.
- Miałam
– westchnęła, siadając obok niego i spoglądając na kartkę. – Jak ty to robisz?
Wzruszył
ramionami, odrywając na moment ołówek od arkuszu. Patrzyli na drzewa lekko
pochylone do siebie. Na liście, które wyglądały jakby miały się zaraz poruszyć.
Niektóre uchwycone w zawiłym tańcu spadania na ziemię. Centrum rysunku był
złamany pień, samotny w grupie dorodnych krzaków. Nawet trawa wyglądała jakby
uchwycona na magicznym zdjęciu. Falująca, swawolna i wolna.
- Czyli
nadal nie napisałaś tego referatu dla starej McGonagall? – dotknął koniuszkiem
palca nieba na pejzażu, rozmazując ołówek – Nie miał być na zeszły tydzień?
- Oddać
oddałam. – popatrzyła na wprost. Na kolorowy obraz Teodora. Prawdziwy krajobraz
– Ale chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. No wiesz, o wargach.
- Mhm –
zamknął zeszyt, prostując palce. Popatrzył na nią z uśmiechem, podnosząc się
–Idziemy dalej czy wracamy?
Hermiona
złapała go za dłoń, pozwalając się pociągnąć do góry. Podniosła z ziemi kurtkę
Teodora, na której się położyła, a na stopy wsunęła buty.
- Idziemy
dalej.
- Jak
sobie życzysz, skarbie – złapał ją za dłoń, wyznaczając nowy szlak. Kolejny cel
i kolejna meta. To miejsce na tyle spodobało się ślizgoni, że postanowił je
uwiecznić. Gryfonka z każdym dniem poznawała lepiej chłopaka. Jego zamiłowanie
do Zakazanego Lasu, marudzenia i malowania. Szkicował ołówkiem każdy szczegół,
który chciał zachować w pamięci. Siadali, czytali, rozmawiali bądź podziwiali
przyrodę. Zawsze razem. Hermiona ze śmiechem słuchała jego wywodów, drażniła
się i wykłócała. Słuchała zwierzeń i sama powierzyła mu sekrety. Czuła, że
zdobywa powoli nowego przyjaciela.
Hej,
postarałam
się i udało się coś nabazgrolić. Taki rozdział w sumie o niczym, ale obiecuję,
że w następnym nie będzie tak nudno. Póki co staram się pokazać nić
porozumienia między bohaterami, pokazać jak ja widzę ich przyjaźnie.
To by
było na tyle, trochę krótszy. Nie wiem jakie wolicie. Długie czy krótkie?
Jakieś uwagi? Wskazówki?
Liczę
na jakieś komentarze, serio klawiatura nie gryzie :P A ja natomiast będę
wiedziała czy ktoś to czyta ;)
Całusy,
Lupi ♥
Cieszę się, że pomagam, chociaż nie takiego nie robię. Tak jak już mówiłam zajebisty, tylko za krótki. <3
OdpowiedzUsuńRogaś
Świetne rozdziały, twój styl pisania zdecydowanie się wyróżnia:) Weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
E.R.
Dziękuję, każdy komentarz jest ważny, a póki co nie ma ich zbyt wiele. Sama wiem, że często się nie chce, ale parę słów i jest człowiekowi lepiej. Dziękuję i mam nadzieję, że nadal będziesz zadowolona z reszty.
UsuńCałusy,
Lupi♥
chyba wolałam małe literki , ale ciekawie jest :D
OdpowiedzUsuńwczoraj dodałam kolejny rozdział ! zapraszam http://theeternalexile.blogspot.com/
Jak o niczym? Tu jest Theo! Przyznaje teraz szczerze, że uwielbiam go w twoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się te ich wycieczki do lasu, mają w sobie ten urok. No i Ślizgoni, ciekawe czy coś knuja, czy jednak po prostu chcą trochę spokoju.
Nie zapominajmy o Harry'm i jego fankach, byl to fajny fragment.
Czas iść dalej,
Croy
Kocham Teodora!
UsuńI cieszę się, że Tobie też przypadł do gustu :D Teodor jest moim bohaterem, którego zawsze wstawiam na miejsce moich zauroczeń fikcyjnymi postaciami :P Ahh, ta chora wyobraźnia :D
Oszołomiona miłymi słowami,
Lupi♥
Ejejejej
OdpowiedzUsuńTo nie fair
Ona się tutaj szlaja po Zakazanym Lesie z Theo a gdzie Malfoy? :D
Ale wybaczam Ci to, bo Nott to boska postać :)
Lubie rozmowy Hermiony z Harry'm i to, że zwraca się on do niej per "H". To cudne :).
Ruszam dalej :3
Niemaczasunaspacje!
OdpowiedzUsuńCzytamdalej!<3
Ej no! Przez ciebie mam mętlik w głowie! Planowałam, że u mnie Teo będzie takim drabiem bardziej, ale przez ciebie moja wizja legła w gruzach -,-
OdpowiedzUsuńLecę dalej <3
Hmmm... powiem tylko tyle, że dalsze części zapowiadają się ciekawie ;) a jednak brakuje mi tu Malfoy'a :(
OdpowiedzUsuńAle i tak kocham <3
~ Avada Kedavra
Teodor, więcej Teodora.. och, lubię go, no!
OdpowiedzUsuńCzytam dalej. c: