Cześć,
wybaczcie tą niespodziewaną blokadę bloga, ale jak wróciłam z wyjazdu postanowiłam spróbować z szablonem jeszcze raz. Dzięki autorce tego dzieła szablon został ustawiony, za co bardzo dziękuję. Jednakże wciąż jestem na etapie poprawiania wcześniejszych rozdziałów, gdyż po kopiowaniu z Worda często zmienia się im teraz czcionka i są na białym tle, co mnie irytuje. Dlatego ten rozdział wstawiam, a za utrudnienia z wcześniejszymi przepraszam! :D
Ach, jeszcze jedno! jest parę zmian w "Wywiad w terenie", więc zapraszam i tam :)
Miłej lektury,
Lupi♥
Za szablon dziękuję wspaniałej Mariposie z Szablonownicy!
Pansy kiedyś uwielbiała spać. Mogła wtedy
zapomnieć na moment o całym swoim życiu i spotkać Christophera. W każdym śnie
widziała jego uśmiechniętą twarz, jego rozczochrane włosy, błyszczące oczy. Nie
było miesiąca by nie wróciła z powrotem w ramiona brata, który był dla niej
jedyną rodziną. Cały dzień czekała na wieczór, na moment, gdy będzie mogła
okryć się swoim fioletowym kocykiem, który od niego dostała i pogrążyć w
kolejnym marzeniu, że znów on jest przy niej.
Pansy teraz nienawidziła spać. Za każdym razem
widziała tamtego człowieka, jego oczy, czuła swąd spalonej skóry. Ten biedny
chłopak wyciągał w jej stronę rękę, a poparzona twarz zmieniała się w oblicze
Chrisa. Była świadkiem potwornych tortur ojca, widziała jak bezwładne ciało
opada na ziemię. Na palcu u ręki migotał wtedy ich rodowy pierścień,
przypominając, że ta okaleczona istota to jej brat.
Kiedy więc otworzyła powieki i tym razem,
spodziewała się fali wspomnień. Ku jej zdumieniu czuła się wypoczęta oraz
spokojna, jak gdyby nigdy się nic nie wydarzyło. Słyszała solidne bicie serca,
jak się okazało Zabiniego, który posłużył jako poduszka. Podniosła się
ostrożnie, przecierając oczy i rozglądając po pokoju. Wszyscy ślizgoni, plus
dwóje gryfonów smacznie sobie drzemało w przeróżnych pozycjach. Uśmiechnęła się
na widok Millicenty uroczo skulonej na kolanach Marcusa. Starszy chłopak
półleżał na fotelu, mocno ją obejmując, nawet we śnie pilnując by dziewczynie nic
się nie stało. Na miękkim dywanie leżał Dracon z wtuloną w siebie Hermioną,
która wyglądała równie spokojnie, co jej ukochany. Na sofie w przedziwnej
plątaninie kończyn leżał Harry, uśmiechając do sennej mary. Nogi oraz ręce miał
splątane z Astorią, równie zadowoloną w czasie snu. Podniosła się z pufy, na
której zasnęła z mulatem, starając się nie narobić hałasu. Ostrożnie przeszła
po podłodze między pustymi butelkami, jak i tymi do połowy opróżnionymi.
Zgrabnie ominęła półmiski z przekąskami, stając w końcu w bezpiecznej
odległości. Przeszła w skarpetkach do aneksu kuchennego, unosząc brwi na widok
myjących się już naczyń w zlewie. Na blacie siedział Teodor z kubkiem kawy w
jednej dłoni oraz gazetą w drugiej.
- Dobry – mruknęła, krzywiąc na dźwięk
chrypy, przypominającej wczorajszy wieczór.
- Woda się dopiero zagotowała – powiedział,
nie podnosząc na nią nawet wzroku. Powstrzymała się przed skomentowaniem tego,
odliczając w myślach do dziesięciu. Naprawdę kochała wszystkich swoich
przyjaciół, ale z nim zawsze był problem. Teodor zwykle był na uboczu,
trzymając się jedynie z chłopakami oraz Astorią. Nigdy nie rozumiała jego
niechęci do innych, a teraz po nowych relacjach z Hermioną, Nott znów zaczął
się bardziej udzielać.
- Dzięki – westchnęła, zaparzając rumianek,
który uwielbiała pić. Jednocześnie nalała do szklanki czystą wodę, wypijając ją
duszkiem. Ciemne oczy ślizgona skierowały się na nią z dziwną kpiną, gdy
ocierała usta – Jest gorące, a mi się chciało pić.
- Jasne – wzruszył ramionami, mrużąc
powieki na widok jej grymasu – Jestem pod wrażeniem twojego talentu
aktorskiego.
- Nie udawałam wczoraj – warknęła,
zaplatając ramiona na piersi – Wczorajszy wieczór był prawdziwy w każdym calu,
Nott.
- Nie mówię o wczorajszym dniu –
przytaknął, mierząc ją przenikliwym spojrzeniem – Mówię o każdym innym dniu. Za
każdym razem uśmiechasz się, śmiejesz i robisz wszystko by inni widzieli, że już wszystko dobrze się poukładało w
twojej głowie.
- Nie interesuje mnie zupełnie twoje
podejście do tej sprawy. Mojej sprawy – chrząknęła, mocząc wargi w ciąż gorącym
naparze – Pogodziłam się już z przeszłością.
- Pogodziłaś się z zabiciem niewinnego
człowieka? – prychnął, wpisując coś na trzymanej gazecie, rozwiązując dalej
krzyżówkę – Pogodziłaś się z wiedzą, że twój ojciec zabił z zimną krwią twojego
brata?
- Ale z ciebie dupek – syknęła, odgarniając
czarne pukle z czoła i unosząc wyzywająco brodę – Nie. Nigdy się z tym nie
pogodzę. Ale zrozumiałam, że zabicie go w pokręcony sposób było dobrym
uczynkiem.
- To prawda – zgodził się stanowczo Teodor,
ku zdumieniu nastolatki – Dlaczego więc wciąż się każesz za ten czyn?
- Nie karzę się – zaprzeczyła,
zastanawiając się po kie licho obudziła się pierwsza – Nie okaleczam się, nie
głodzę. O co ci chodzi, Nott?
- Dusisz to wszystko w sobie, Parkinson.
Masz oddane przyjaciółki, które troszczą się o ciebie. Nie zauważyłaś tego?
Hermiona, Astoria, Milka nie odwrócą się od ciebie jak w końcu wyrzucisz to z
siebie – powiedział na głos to, co zaprzątało jej ostatnio głowę – Pansy,
każesz się odsuwając od nas, a jednocześnie przebywając w naszym gronie.
- A co jeśli to nie jest żal, smutek czy pragnienie
poczucia bliskości? – szepnęła, znowu sprawiając, że zaczął się przyglądać
ślizgonce – Może to gniew, wściekłość oraz nienawiść się we mnie kłębią? Nie
chcę ich zranić, rozumiesz? Nie potrzebuję przytulenia, tylko mocnego ciosu.
- To też się da załatwić – skinął krótko
głową, zaciskając usta – Niedługo będziesz mogła to z siebie uwolnić.
Pansy upiła kolejny łyk, zerkając na
chłopaka z ukosa. Oboje za sobą nie przepadali, ale się dość często rozumieli
lepiej od innych. Nigdy nie miała problemów tak, jak Toria by pojąć jego chęć do
samotnych spacerów. Nie przeszkadzały jej również jego chamskie odzywki oraz
słowne potyczki, które lubił. Teodor był mroczny, cichy i tajemniczy, co ją
odpychało, ale też ciekawiło. Nie była zaskoczona, że to u niego znajdywała
zrozumienie, co do całej tej sytuacji. Przepraszała go parę razy za tamten
upiorny atak na wieży, ale skwitował to chytrym uśmieszkiem oraz wzruszeniem
ramion. Wciąż ją podpuszczał, drażnił czy irytował, ale stanowił też dobre
źródło do zanalizowania samej siebie. Teraz też w końcu zwróciła uwagę na to,
że przeżywała tak zwane etapy żałoby. Wcześniej zaprzeczała, w końcu jak ojciec
mógł zabić Christopha? Później była wściekła, gniew kipiał w niej, ale nie
pozwoliła mu wydostać się z palącej piersi. Chciała też znaleźć rozwiązanie,
które przywróciło by jej brata. Szukała winy ze swojej strony, to w końca mogła
ona zawinić. Czy to była wina tej małej dziewczynki, którą była? Czy jeśli
byłaby wtedy twardsza, to ojciec nie zwróciłby uwagi na jego inność? Później
się załamała. Pogrążyła w mroku, rozpaczy i dopiero jej przyjaciele ją
przywrócili do porządku. Była gotowa skoczyć wtedy z Wieży by pozbyć się tego
wrażenia, że nie zasługuje na swoją marną egzystencję. A teraz? W końcu
dopuściła do siebie myśl, że to nie jej wina. A gdy pozbędzie się gniewu.. może
z powrotem przypomni sobie, jak to jest być zwyczajną Pansy. Nawet w samotności
będzie sobą, a ta prawdziwa Pansy Parkinson nie będzie pojawiać się jedynie
przy przyjaciołach.
- Akceptacja – uniosła zaskoczona wzrok,
gdy Teodor wypowiedział na głos ostatni etap.
- Co? – zmarszczyła brwi, zastanawiając się
czy nie odczytał jej myśli. Każdy wiedział, że Spadkobierca Nottów był bardzo
potężnym magiem oraz zdolnym uczniem.
- Hasło – uniósł brew, machając krzyżówką –
Akceptacja.
- To była chyba moja krzyżówka – Hermiona
weszła do kuchni, ziewając głośno –Pić!
- Dzień dobry, wyglądasz.. niedorzecznie –
stwierdził Teodor, uśmiechając od razu i podając brązowookiej szklankę z wodą –
Twoje włosy wyglądają jakby wydostały się z dżungli.
- Zaraz ty trafisz do dżungli – zagroziła
rozbawiona gryfonka, marszcząc nos na kubek Pansy – Znów pijesz zielsko?
- Mniam – odpowiedziała potwierdzająco
ślizgonka, śledząc uważnie poczynienia towarzyszy. Hermiona oparła się przy
ciemnowłosym, trzymając szklankę. Chłopak potargał jej włosy, wywołując tym
grymas u Prefekt. Fascynowała ją ta relacja między tą dwójką. Jak czuli się
przy sobie swobodnie, jak rozumieli się bez słów. Dosłownie. Nie raz zauważała,
że wymieniają ciche uwagi we własnych głowach. Potrafili rozpoznać, gdy któreś
z nich się zbliża. Było to dziwne, fascynujące oraz specyficzne.
- Trzeba ich budzić – powiedziała Granger,
posyłając im szczęśliwy uśmiech – Ktoś na ochotnika?
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Hermiona uniosła ręce do góry, machając
nimi dookoła i wyginając się zabawnie. Zrobiła obrót, a później stanęła na
powrót przed sofą. Zaczęła machać głową, klaskać oraz tańczyć. Uśmiechnęła się
na widok ich min, kiedy starali się zrozumieć o co może chodzić w tym
wszystkim.
- Celestyna! – krzyknął Harry, niemalże
spadając z fotela, na którym gnieździł się z Zabinim – Celestyna Warbeck!
- Tak – pisnęła gryfonka, podskakując i
rzucając się na szyję, tańczącego już taniec zwycięstwa zielonookiego – Mój
bystrzacha!
- Ja się zastanawiam, jak ty na to wpadłeś
– zaśmiał się głośno Marcus, obserwując mulata, ciemnowłosego oraz brązowooką
skaczących do góry – Gra z waszą dwójką w jednym zespole jest nie fair.
- To nie było trudne – wyszczerzył się
radośnie wychowanek Domu Lwa, okręcając wokół siebie radosną przyjaciółkę – Przyjdź
w mym kociołku zamieszaj, a jeśli dobrze to zrobisz..
- Na nic już więcej nie czekaj, bo nocą cię
ktoś wynagrodzi! – dokończyła jego śpiew kujonka, teatralnie kłaniając, gdy
zaczęli bić brawa.
- Zmieniam pytanie – chrząknął Gloomy wciąż
z przerażoną miną – Skąd wy znacie jej piosenki?
- Jesteśmy fanami – poważnie odpowiedział
Harry, siadając na kolanach oszołomionemu Zabiniemu i śpiewając cicho kolejną
zwrotkę.
- Wygrywacie jednym punktem – prychnęła
Milka, zapisując na kartce i uśmiechając do Pansy – Do boju, Pan!
- Nie cierpię tej gry – burknęła nastawiona
bojowniczo Parkinson, stukając różdżką w pule z karteczkami. Złapała wylatujący
zwitek papieru, czytając go z miną zbitego psa. Hermiona obróciła się, gdy
chłodne palce splotły się z jej. Siedziała na poręczy fotela, gdzie Blaise znów
usadowił się z Harry’m, obgadując ich strategię. Draco nachylił się z sofy,
łapiąc ją za dłoń.
- Nagroda pocieszenia? – zasugerował,
wywołując uśmiech na zarumienionej buzi – No co?
- Głuptas – przekazała ruchem ust,
puszczając do niego oczko, ale mocniej ściskając rękę – Pansy już pokazujesz?
- Tak – przytaknął Teodor, przekręcając
głowę na bok, jak gdyby zerknięcie na ciemnowłosą pod innym kątem miało ukazać
rozwiązanie – Jesteś w tym beznadziejna!
- A kto nie umiał pokazać w normalny sposób
Fatalnych Jędz? – zakpiła Astoria, obrywając żelkiem, którego właśnie sięgnął
ślizgon – No właśnie!
Gryfonka przewróciła oczami na kolejne
przekomarzania towarzystwa, podnosząc ze swojego miejsca i pociągając blondyna
dalej. Jasnowłosy uniósł brwi, gdy przeszli do korytarza prowadzącego do
pokojów Prefektów. Chwilę później uderzył plecami o ścianę, a Hermiona
uśmiechnęła się do niego uroczo. Nie mógł powstrzymać westchnienia, gdy znowu
go zaskoczyła. Nawet w tak zwyczajnym stroju sprawiała, że krew uderzała mu do
głowy. Żałował wcześniej, że nie obudził się wcześniej i nie zobaczył jej
śpiącej w swoich ramionach. Kujonka była już przebrana oraz odświeżona, kiedy
Teodor zaczął ich budzić. Co prawda, spodobał mu się jej widok niezmiernie.
Jego szara bluza, którą założyła była dla niej o wiele za duża, ale wyglądała w
niej niesamowicie. Była jego. Cała jego w tym stroju. Spięte w kucyka włosy
wydawały się posłuchać swojej właścicielki i nie rozrabiać za bardzo, chociaż
parę kosmyków okalało jej okrągłą buzię. Duże oczy błyszczały teraz figlarnie,
gdy złapała go za nadgarstki, kiedy chciał ją przyciągnąć bliżej. Pozwolił się
uwięzić, chociaż wystarczył jeden ruch by to on znów sprawował kontrolę.
- I o to lew uwięził węża – szepnęła,
stając na palcach i łącząc ich wargi w pocałunku. Odsunęła się nim zdążył go
pogłębić, kręcąc głową z niezadowoleniem – Chciałam się czegoś dowiedzieć.
- Och, to znalazłaś dobry sposób do
wyciągania wiadomości – zaśmiał się chrapliwie, milknąc, gdy znów się
przysunęła bliżej – Stajesz się coraz bardziej ślizgońska, Granger.
- Skąd wiesz, że po prostu to nie ty
sprawiłeś, że moja druga natura dała o sobie znać? – uniosła brodę, znowu
przesuwając miękkim ustami po jego i znowu przerywając go za wcześnie – Umowa
stoi?
Srebrne tęczówki błysnęły, a sekundę
później to gryfonka opierała się plecami o chłodną ścianę. Zaskoczona Hermiona
wydała cichy okrzyk, gdy tym razem to jej nadgarstki zostały przygwożdżone do
muru w mocnym uchwycie. Ślizgon nachylił się, zamykając jej buzię, gdy już
otwierała ją by wyrazić swoje niezadowolenie. Naparł na nią mocno swoim ciałem,
mrucząc, gdy wygięła się w jego stronę. Wiedział, że chciałaby teraz wsunąć
dłonie w jego włosy, przyciągnąć do siebie i niezmiernie ją irytował jego
uchwyt. Uśmiechnął się, pogłębiając pocałunek. Ich języki zaczęły ze sobą
walczyć o dominację, gdzie znów ukazała się dzika natura dziewczyna. Coraz
bardziej podobał mu się ten mokry, zaciekły pocałunek. Uwolnił ją w końcu,
wsuwając dłonie pod jej uda i podciągając do góry, zachęcając by oplotła go
nogami. Brązowooka pociągnęła go za włosy, wiedząc że to niego niesamowicie
działa. Powoli roztapiał się w ogarniającym go gorącu, czując jak serce
przyspiesza, wybijając nieznany mu wcześniej rytm. Dziewczyna w jego ramionach
mruczała niczym lwica, co też mu się podobało z każdą chwilą coraz bardziej.
Jej zapach, jej dotyk, jej ciało przyciągało go, hipnotyzowało, kusiło. Zdawał sobie
sprawę, że niedługo limit jego samokontroli się skończy, więc odchylił się do
tyłu, opuszczając ją na ziemię. Oparł ich czoła o siebie, gdy brali duże hausty
powietrza. Ramiona Hermiony oplotły go w talii, gdy się przytulała. Zanurzył
nos w burzy loków, które wydostały się na wolność za jego sprawką,
zastanawiając się przy tym jak różne mogą być uściski. Nikt jeszcze nie wywołał
u niego tego ciepła, jak ona, gdy się wtulała.
- Zmieniłem zasady twojej gry – mruknął w
końcu, nawijając na palec brązowy pukiel – Chciałaś się czegoś dowiedzieć?
- Chciałam spytać czy powrót Rona i Ginny
niczego nie zmieni – wyjaśniła po paru minutach, oddychając wciąż w zgłębienie
jego szyi – Czy wciąż będziesz przychodzić i mi przeszkadzać, gdy będę się
uczyć.
- Nic mnie nie powstrzyma przed dokuczaniem
ci, Granger – odpowiedział, odsuwając by móc spojrzeć w czekoladowe oczy – To
ja powinienem pytać czy nic się nie zmieni. Wracają twoi starzy przyjaciele, po
przejściach i.. to będzie nowa sytuacja.
- Mam przyjaciół, Draco – wyszeptała
dziewczyna, kiwając głową na salon, z którego dobiegły ich głośne śmiechy – Ich
powrót niczego nie zmieni. Ani między nami wszystkimi, ani tylko między nami.
- Nie liczyłem na inną odpowiedź –
przyznał, wzdychając z ulgą w środku, gdy stanęła na palcach, całując go tym
razem krótko, ale czule – Musimy wracać?
- Musimy – przewróciła oczami, łapiąc go za
rękę i prowadząc do przyjaciół – I tak znikamy za dwie godziny.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Dziewczyna
uchyliła drzwi, wsuwając się niezauważenie do pokoju. Tym razem wszystkie ich
notatki oraz poszlaki prowadzące do anulowanych małżeństw wśród arystokracji
zniknęły. Ciemnozielone ściany pokrywały zwykłe plakaty oraz obrazy, które
zupełnie nie przypominały tych wszystkich zapisanych przez nich kartek. Brązowe
spojrzenie przesunęło się po woli przez całą szerokość pokoju, zatrzymując w
końcu na znajdujących się w pomieszczeniu osobach. Hermiona przyjrzała się z
ciekawością dwójce przyjaciół, którzy nie zwrócili uwagi na jej przybycie.
Jasnowłosy ślizgon siedział rozluźniony na swoim łóżku, opierając plecami o
poduchy i z poważną miną wpatrując w dziewczynę siedzącą przed nim. Długie nogi
skrzyżował w kostkach, a ramiona zaplótł na torsie. Ubrany w tą samą koszulkę z
długimi rękawami co sprzed godziny zdawał się pozować dla niewidzialnego
fotografa. Gryfonka zlustrowała go spojrzeniem, zastanawiając się kiedy ten
ślizgon stał się dla niej tak atrakcyjny. Przez lata śmiała się razem z
chłopakami z jego zbyt prostego nosa, wysuniętej brody oraz ostro zarysowanych
kości policzkowych. Gdy była młodsza śmiało mogła stwierdzić, że blondyn tak
naprawdę nie był tak przystojny, jak mówili inni. Miał zbyt wyrazistą twarz by
nazwać ją piękną, ale nie mogła zaprzeczyć, że przykuwał wzrok. I właśnie to te
ostre rysy, wysunięty podbródek oraz głębia oczu sprawiały, że był niezwykle
atrakcyjny wraz z upływem lat. Srebrzyste tęczówki raziły swoim chłodem oraz
hipnotyzowały, a wąskie usta często układały w kpiący grymas. Włosy Malfoya
można było rozpoznać w tłumie uczniów, gdyż ich nie codzienny kolor wyróżniał
się. Draco tak naprawdę miał dość egzotyczną urodę, która sprawiała wrażenie
przyciągającej. Przypominał często starą rzeźbę, która ożyła. Zjawę z
malowidła, która zmuszała do przybliżenia się jeszcze trochę bardziej. W szkole
wiele dziewcząt uważało go za niebywale atrakcyjnego, odpowiedniego do nocnych
igraszek i pojedynczych nocnych wypadów. Kim był Dracon Malfoy? Rzeźbą? Zjawą? Upadłym
aniołem? Tak wiele określeń przewijało się na językach uczennic, tak wiele
westchnień uciekało z ich gardeł gdy na nie zerkał. Według Hermiony, Draco był
zwykłym chłopcem. Potrafił swoją niebywałą urodą oczarowywać innych, wiedział
że z zewnątrz przypominał dość spokojnego oraz niewinnego czarodzieja, który
stalowym spojrzeniem sztyletował innych. Syn Lucjusza poruszał się z niebywała
gracją, a każdy jego ruch był płynny oraz starannie wyważony. Właśnie dzięki
tej swojej ciemnej aurze, która go otaczała, szarym oczom, które wbijał w
innych oraz umiejętnym wykorzystaniem swojej urody potrafił zagmatwać innym w
głowach.
- Wolałam żebyś
wiedział – przerwał jej rozmyślenia sopran towarzyszki Malfoya, która równie
rozluźniona, co chłopak spoczywała przy nim. Łydki ciemnowłosej spoczywały na
nogach blondyna, a ramieniem opierała się o przeciwległą kolumienkę. Brązowe
fale spływały luźno na jej plecy, lśniąc w półciemnym pokoju. Jasne dłonie
spoczywały spokojnie na kolanach, a pomalowane na ciemny granat paznokcie
wbijały się w nie niezauważalnie. Astoria uniosła głowę ujawniając swoją twarz,
która była równie nieruchoma, co cała postać dziewczyny. Czerwone usta uchylone
lekko, oczy podkreślone ciemną kredką oraz blade policzki przypominały
nieziemski wygląd nimf. Młoda Greengrass była ucieleśnieniem pokus oraz
pragnień wielu mężczyzn.
- Domyślam się, że
owe wyznanie słyszałem jedynie ja? – odezwał się w końcu Draco, chłodno
przyglądając swojej narzeczonej. Prefekt Naczelna zmarszczyła czoło zdając
sobie sprawę jak piękną stanowili parę. On i ona. Oboje równie wyrafinowani,
równie chłodni, piękni oraz pełni gracji. Oczami wyobraźni zobaczyła małą
dziewczynkę o zielonym spojrzeniu Astorii, brązowych prostych włosach oraz
podbródku i sylwetce Draco. Ich dziecko byłoby równie cudowne w każdym calu, co
oni sami. Chwilę później zamiast tamtej dziewczynki pojawił się przed nią obraz
małego chłopca. Jasne loczki, które podskakiwały kiedy biegł. Blada buzia,
lekko zarumieniona oraz śliczne szare tęczówki o migdałowym kształcie, takim jakie
ona miała. Malinowe usteczka malucha rozciągnięte w uśmiechu, kiedy na nią
patrzył. Zamrugała przepędzając tą dziwną wizję, która wywołała u niej dziwny
przypływ ciepła oraz potrzeby ujrzenia chłopca na żywo.
- Jesteśmy bardzo
podobni, Draco, dobrze o tym wiesz. Dążymy do wyznaczonego celu, nie dbając o
konsekwencje ani opinię innych. Wychowaliśmy się razem, uczyliśmy sztuki
aktorstwa, ukrywania uczuć.. – Astoria zaśmiała się ponuro, cmokając – Nie
zawahał byś się, gdybym na jednym końcu różdżki była ja, a na drugim Hermiona,
prawda?
- Prawda –
przytaknął pewnym głosem, nawet nie mrugając. Gryfonka wstrzymała oddech na to
wyznanie, które jasnowłosy chłopak stanowczo podkreślił.
- Powiedz proszę,
jaka przyszłość by nas czekała razem? – zielonooka pokręciła głową, jak gdyby
owe oświadczenie narzeczonego ją wcale nie zabolało – Nigdy nie pokochalibyśmy
się bardziej niż teraz. Ty nie mogąc zapomnieć o H. chodziłbyś w nocy do
różnych kobiet, a ja spędzałabym samotne wieczory w pracowni nucąc pod nosem
stare piosenki. Jesteśmy zbyt podobni by kochać się bardziej niż przyjaciele,
nasze uczucie byłoby zimne i zapomniane.
- Nigdy cię nie
kochałem, Toria. Nie tak jak powinien narzeczony – przyznał z uśmieszkiem
jasnowłosy, wzruszając ramionami – Ty również nie widziałaś we mnie nikogo
więcej niż towarzysza zabaw czy intryg. Oboje potrzebujemy kogoś innej natury,
kogoś kto zburzy mury wokół naszych serc. Ja mam Hermionę, ty też kogoś możesz
mieć.
- Słodkie wizje
roztaczasz, mój kochany przyjacielu, ale pamiętaj, że razem uczyliśmy się nimi
oczarowywać innych – Astoria westchnęła cicho, przymykając powieki – Wy macie
przyszłość, Draco, czeka was wspaniałe życie. Pełne przeszkód, ale i miłości.
Ja i on pochodzimy z różnych światów, a jedyne kolory, które by nas otaczały to
czerń i czerwień. Mrok i krew. On nie przeżyje wojny, a ja nie zamierzam
zbytnio się starać by nie odetchnąć ostatni raz pośród walczących.
- Taka śmierć
jedynie wydaje się szlachetna Astorio, ale nią nie jest – zauważył Dracon,
marszcząc brwi – Jesteś potężną czarownicą o wielkim potencjale. Dobrze wiemy,
że gdybyś chciała, to byś potrafiła przeżyć w najgorszych okolicznościach.
Czemu więc wolisz opuścić różdżkę i zginąć, jak nic niewarty tchórz?
- Tak jest łatwiej
– mruknęła, mrugając szybko – Droga na skróty do życia u boku Merlina i
Salazara.
- Od kiedy Astoria
Rozalie Greengrass idzie drogą na skróty? Od kiedy dziedziczka rodu
Greengrassów boi się życia, a łaknie śmierci? – parsknął pogardliwie ślizgon,
mrużąc powieki – Zdradzę ci sekret, moja urocza narzeczono. Zamierzam przeżyć
tą wojnę, zamierzam walczyć do ostatniego tchu, a potem wziąć jeszcze jeden
głęboki oddech i walczyć trzy razy zacieklej. Będę rzucał avady i inne
paskudztwa w kierunku tak znanych nam ludzi. Do przyjaciół rodziców, do naszych
kolegów i koleżanek. I wiesz co, Astorio, nie zawaham się! bo jedna sekunda
mojej niepewności, a ta sama osoba mogłaby rzucić zaklęcie na Hermionę, Pansy
czy Blaise’a. Jeśli więc oczekujesz ode mnie próśb o przemyślenie decyzji, to
ich nie dostaniesz! Nie zamierzam trudzić się przez całą bitwę by ochraniać
przyjaciółkę, która zamierza pozwolić się zabić.
- Właśnie dlatego
przyszłam do ciebie, Draco. Ty jedyny zamiast mi odradzać moich planów, jedynie
krzywisz się z niesmakiem – zaśmiała się szczerze ślizgonka, unosząc do góry
ręce – Nie jestem tchórzem.
- Owszem, jesteś.
A jak nie to udowodnij to – syknął jasnowłosy, zagryzając wargę – Trudno mi
przyjąć to do wiadomości. Dziewczyna, z którą miałem spędzić resztę życia,
nigdy się nie poddawała. Walczyła najzacieklej i bez skrupułów. Co się z nią
stało?
- Chyba się
zakochała – wyjaśniała spokojnie nastolatka, uśmiechając ze smutkiem – Pamiętasz
co powtarzała nam pani Lysandra? Miłość jest mgłą, która wytwarza się
w głowie. Miłość osłabia nas, pamiętasz, Draco?
- Moja matka powtarzała
mi natomiast, że miłość pozwala czynić cuda i daje nam siłę do stania się
lepszą wersją siebie – odparł spokojnie szarooki czarodziej, muskając dłonią
policzek ciemnowłosej – Nigdy tego nie rozumiałem, a potem zauroczyłem się w
Granger. I nagle potrafiłem zrobić wszystko by ją ochraniać, odmawiając tym
samym spełnienia własnych marzeń.
- To zależy też od
osób – znów zacytowała ich nauczycielkę od dobrych manier z dzieciństwa – Wasza
dwójka jest razem ucieleśnieniem piękna. To przekłada się na ciebie i Hermionę.
Ty i ona, Draco, zasługujecie na magię miłości, jak nikt inny.
- Ty też, Toria,
ty też – wyszeptał Malfoy, ściskając dłonie przyjaciółki – Jeśli jest tam ta
zadziorna dziewczynka, która namawiała mnie byśmy zmienili nazwisko na twoje po
ślubie, a nie moje, to niech obieca, że jeszcze pomyśli.
- Astoria Rozalie
Malfoy dziwnie brzmi – uparcie powtórzyła, muskając wargami jego policzek – Obiecuję,
przemyśleć własne plany.
- Dracon Lucjusz
Greengrass natomiast rewelacyjnie – sarknął, krzywiąc z oburzeniem – Wymysły
siedmiolatki, też mi coś.
- Ty też coś mi
obiecaj. Nie patrz tak, Draco. Jako mój wieloletni narzeczony, prawdziwy
przyjaciel, mógłbyś się poświęcić i też złożyć mi przysięgę – poprosiła, biorąc
głęboki oddech – Obiecaj, że jeśli nie zmienię zdania nie będziesz mnie
ochraniał. Wiem, że tamte wyznania były prawdziwe do momentu, gdzie miałbyś
mnie porzucić na polu bitwy. Znam cię, przyjacielu, znam na tyle by wiedzieć,
że uparcie chroniłbyś moje tyły. Obiecaj, że jeśli wciąż będę miała taki cel jaki
mam, to nie staniesz mi na drodze i skupisz się na ratowaniu innych.
- Czasami tak
bardzo cię nienawidzę – wymamrotał Draco, uśmiechając blado – Obiecuję, że nie
będę cię chronił ani przeszkadzał w wypełnieniu twoich bezsensownych planów.
- Właśnie dlatego
bylibyśmy okropnym małżeństwem – zaśmiała się dziewczyna, opadając na swoje
miejsce. Hermiona odczekała jeszcze chwilę, starając się pozbyć rodzącego
strachu oraz złości na tą dwójkę. Ku jej zdumieniu poczucie winy ze względu na
podsłuchanie prywatnej rozmowy póki co nie odezwało się, czego przyczyną mogła
być nowo odkryta jej druga natura. Kiedyś czuła się źle, gdy słyszała rozmowę,
której nie powinna. Teraz natomiast czuła jedynie wściekłość oraz rosnący żal.
Po paru minutach, gdy odzyskała spokój przysunęła się do drzwi, trzaskając nimi
głośniej by zdali sobie sprawę, że już tu jest. Zrzuciła z siebie zaklęcie
kameleona, napotykając uśmiechnięte twarze konspirującej dwójki.
- Przeszkadzam? –
spytała nerwowo, krzywiąc na swój agresywny ton. Jednak ślizgoni odebrali to
raczej jako przebłysk niepewności, co do wkraczania między nich niż jako znak
na to, że podsłuchała rozmowę.
- Nie,
skończyliśmy – Astoria zsunęła się z łóżka blondyna, łapiąc po drodze gitarę
Zabiniego – Idziemy z Blaisem do was, pobrzdąkać.
- Nowa piosenka? –
zaciekawiła się, przybliżając do przyjaciółki, która pakowała torbę – Ta nad
którą ostatnio pracowaliście?
- Mamy zamiar dziś
ją wykończyć – przyznała zielonooka, muskając na pożegnanie policzek prefekt i
znikając za drzwiami. Brązowooka wpatrywała się w zamknięte wejście jeszcze
przez jakiś czas, minutę później wracając spojrzeniem do wciąż rozłożonego
Malfoya. Jasnowłosy ślizgon uniósł brew, poklepując miejsce obok siebie.
- Coś się stało? –
spytał z troską w oczach, gdy opadła na poduszki obok niego. Hermiona
zmarszczyła brwi, zaprzeczając. Ułożyła się wygodniej przy chłopaku, który
przekręcił się na bok by móc ją lepiej obserwować.
- To nic takiego –
mruknęła, zagryzając policzek i zastanawiając się, jak długo uda się jej
zachowywać swobodnie przy ukochanym – O czym rozmawialiście?
- O zbliżającym
się obiedzie u pani Zabini – odparł spokojnie, wytrzymując jej ciężkie
spojrzenie i uśmiechając delikatnie – Ciekawi mnie i tak, to całe „to nic
takiego”.
- A nie powinno –
burknęła, zgrzytając zębami. Oczywiście, nie spodziewała się by Draco nagle
opowiedział jej dokładnie całą rozmowę, ale przyłapanie go na kłamstwie również
nie było miłe. Obróciła się na plecy, wpatrując w wiszący nad nimi materiał i
zastanawiając, jak ukrócić to spotkanie.
- W porządku –
odparł spokojnie, zupełnie nie poruszony jej niemiłą odpowiedzią. Musnął palcem
jej ramie, starając się dobrać odpowiednie kolejne słowa – Chciałem w tym
czasie pokazać ci coś, co może odmieni twoje spojrzenia na..
- Przepraszam,
Draco, ale chyba nie czuję się najlepiej – wydusiła w końcu, siadając
gwałtownie na łóżku i spuszczając nogi na podłogę – Coś musiało mi zaszkodzić.
- Może powinniśmy
pójść do pani Pomfrey? – zapytał, stając przy niej i z niepokojem marszcząc
czoło – Co ci dolega, Granger? Może mogę jakoś pomóc albo..
- Po prostu jest
mi niedobrze – przerwała mu podchodząc do drzwi i łapiąc za klamkę, pociągnęła
za nią, ale nie chciała się ruszyć – Wypuść mnie.
- A mi jest
niedobrze na tak marne kłamstwa, Granger – wysyczał blondyn, unosząc brwi, gdy
złapała w dłoń różdżkę i ją w niego wcelowała – No dalej, gryfonko, popisz się
swoją odwagą i rzuć zaklęcie.
- To ty mnie
okłamałeś – zauważyła sucho, oddychając ciężko – Pozwolisz jej się zabić? To
twoja przyjaciółka! Ba! Narzeczona!
- Proszę, proszę..
czy w kodeksie moralnym gryfonów nie ma niczego o podsłuchiwaniu prywatnych
rozmów? – ślizgon uśmiechnął się kpiąco, robiąc krok w jej stronę – Zaczynasz
być równie sprytna co my, Granger, ale z aktorstwa powinnaś wziąć korki.
- Może od ciebie,
co? – prychnęła Hermiona, warcząc niemal jak lwica – Ty przecież non stop grasz
jakąś rolę, prawda?
- Zwykle tak, ale
gdy jesteśmy razem, to nie – odparł pewnym głosem, przechylając na bok głowę i
znów zmniejszając między nimi odległość – Lubię, gdy jesteś taka wściekła. W
głowie mam już przeróżne scenariusze jakby tu tak okiełznać twój ognisty
języczek.
- Zamknij się i
bądź poważny – wychowanka Domu Lwa, wbijała już różdżkę w obojczyk
jasnowłosego, który wciąż się przybliżał – Astoria chce się zabić, a ty gadasz
od rzeczy.
- Precyzując ona
nie chce się zabić, ale nie będzie unikać zbytnio zaklęć – poprawił ją, śmiejąc
pod nosem, gdy oparła się plecami o drzwi wciąż trzymając różdżkę przy jego
gardle – Nie okłamałem cię, Granger. Przyszła do mnie i poruszyła temat obiadu
u pani Zabini. Dopiero potem przeszła do tego wątku, który zapewne przypadkiem
usłyszałaś.
- Czyli nie
skłamałeś, a zręcznie ominąłeś tamten temat? – Hermiona zgrzytnęła zębami,
oddychając coraz ciężej – Naprawdę zamierzasz jej na to pozwolić?
- Obiecałem – syn
Lucjusza wzruszył ramionami, przyglądając jej z rozbawieniem – Wymyśliłaś już
jakie zaklęcie rzucisz?
- Ja nie obiecałam
– zauważyła sucho, mrużąc oczy, gdy ten skinął potakująco głową i uśmiechnął
jeszcze szerzej – Wiedziałeś, prawda?
- O tym, że
prześlizgnęłaś się do pokoju i usłyszałaś akurat ten fragment naszej rozmowy? –
Dracon zmarszczył czoło, udając zamyślenie, a w jego spojrzeniu błysnęła kpina
– Powiedzmy, że mam podzielną uwagę.
- Jesteś draniem –
szepnęła dziewczyna, rozluźniając rękę i wsuwając różdżkę z powrotem do
kieszeni –Skąd wiedziałeś, że poruszy ten temat?
-Nie wiedziałem,
ale jak już zaczęła o tym mówić, to byłem pewien, że zażyczy sobie obietnicy –
wyznał, popychając ją nagle na drzwi – Gdyby zmieniła temat, powiedziałbym o
twojej obecności. Sekrety, które mi powierzają przyjaciele są bezpieczne.
- Jesteś draniem –
powtórzyła, wzdychając – Ale rozumiem. Ja też strzegę tajemnic Harry’ego, ale
jeśli wymyśliłby coś głupiego i też wymógł przyrzeczenie, znalazłabym świadka
tej rozmowy.
- Jesteśmy czasem
podobni – powiedział delikatnie ślizgon, muskając palcami jej policzek – Jeśli
chodzi o przyjaciół stajemy się równie bezwzględni.
- Cieszę się, że
akurat to nas łączy – mruknęła, uśmiechając nieśmiało – Przepraszam, że ci nie
ufałam i się wkurzyłam.
- Dopiero uczymy
się darzyć wzajemnym zaufaniem – odparł spokojnie, gładząc kciukiem malinowe
wargi – A ja lubię jak się wkurzasz.
- To dziwny fetysz
– zaśmiała się brązowooka, odchylając do tyłu i zaplatając ramiona na jego szyi
– Draco?
- Granger? –
mruknął, przejeżdżając ustami przy jej skroni – Możemy porozmawiać za parę
minut?
Hermiona
uśmiechnęła się jeszcze szerzej, przyciągając go bliżej. Naparli na siebie
ciepłymi wargami, zaczynając walkę o dominację. Gryfonka dzielnie walczyła,
pociągając za jasne pukle chłopca by ten się zbliżył jeszcze bardziej. Ich
języki zetknęły się ze sobą, a zęby zgrzytnęły, gdy w rozpaczliwym westchnieniu
namiętności zapomnieli o wszelkich granicach. Chłodna palce ślizgona wsunęły
się pod szarą bluzę, zdecydowanym ruchem zdejmując ją z ciała dziewczyny. Draco
oparł ją o drewniane drzwi, przesuwając dłonią po podkoszulku Prefekt
Naczelnej, który odsłaniał więcej niż jego bluza. Czarownica zarumieniła się od
buchającego od nich gorąca, zaciskając małe piąstki na ciemnej bluzce jasnowłosego.
Przesunęła językiem po jego zębach, wywołując tym pomruk zadowolenia. Z każdym
pocałunkiem uczyli się o sobie coraz to nowszych rzeczy. Hermiona wiedziała
już, że blondyn lubił jak przyciągała go za włosy, a Draco wiedział, że
ciemnowłosa lubiła jak przygryzał jej wargę. W pewnym momencie ich nogi
splątały się i oboje runęli na podłogę. Dzięki szybkiemu refleksowi ślizgona,
to Granger wylądowała na nim, a nie on na niej. Nie przestali jednak czułych
pieszczot wciąż podminowani wcześniejszą sprzeczką. Hermiona usiadła na nim
okrakiem, pochylając i muskając wargami jego szyję, sprawiając tym samym, że
chłopak jęknął z przyjemności. Małe dłonie gryfonki wślizgnęły się pod jego
bluzkę, badając twardość jego brzucha. Dla młodego Malfoya było to już za wiele
i jednym ruchem obrócił ich pozycje. Teraz dziewczyna leżała pod nim, wciąż
mocno zaciskając uda na jego biodrach. Podkoszulek również zniknął, a zimne
palce czarodzieja sunęły po jej odkrytych plecach. Mokre od pocałunku wargi
zsunęły się na obojczyki nastolatki, która zacisnęła ręce na miękkim dywanie. Z
półprzymkniętymi powiekami doznawała nowych akcentów przyjemności, a krwiste
rumieńce pokryły jej policzki. Po minucie Draco znów złączył ich usta, a
dziewczyna ledwie oddychając wtulała się w niego jak najbardziej.
- Draco – szepnęła
nieprzytomnie, a w tej samej sekundzie głośny huk przerwał ich czułe
pieszczoty. Oboje podskoczyli, gdy tysiące małych szkiełek spadało na nich
niczym lustrzany deszcz. Skulili się, czekając aż wszystkie granulki opadną.
- Cholera –
wychrypiał z trudem Malfoy, przyglądając dziurom po szybkach w biblioteczce
oraz ich barku. Każda szklana rzecz w pokoju uległa destrukcji, a światła
migotały jak w horrorze.
- Merlinie, zlituj
się – bąknęła zawstydzona dziewczyna, rozglądając po pobojowisku. Szarooki
zachichotał, podnosząc się i podając jej dłoń do pomocy. Zręczne dłonie
ślizgona zaczęły wydobywać szklane drobiny z loków ukochanej, która wciąż z
zażenowaniem oglądała straty.
- Nie masz się
czym martwić – zapewnił ją, rzucając od razu zaklęcia naprawiające. Szklane
okienka z powrotem wróciły na swoje miejsca, tak samo jak książki, papiery oraz
inne przedmioty. Jedyną stratą był alkohol, ale jak ślizgon powiedział i to da
się z powrotem nabyć.
- To irytujące, że
nie mogę utrzymać w sobie magii – wyznała, siadając na jego łóżku, kiedy pokój
wrócił do normalności. Blondyn szukał czegoś w swoim kufrze, ale uśmiechnął się
do niej z rozbawieniem – To tak, jak małe dziecko nie panujące nad swoją mocą.
- Zdolne, małe
dziecko – dorzucił, z pomrukiem zadowolenia wyciągając starą książkę. Usadowił
się przy gryfonce, kładąc na kolanach owy tomik i gładząc go różdżką po
okładce.
- Co to? –
spytała, opierając brodę na dłoni i nachylając – Album ze zdjęciami?
- Coś lepszego –
zaprzeczył, klaśnięciem gasząc światło w pokoju, a potem mrucząc dziwne
zaklęcia. W końcu zerknął na nią z dziwnym uśmieszkiem, uchylając lekko okładkę
– Wciąż czasem mam wrażenie, że masz w głowie zły obraz mojej rodziny. Stary
nawyk tworzenia iluzji o podłym ojcu oraz słabej matce. Czy jesteś gotowa w
końcu mi uwierzyć, że naprawdę nie są tacy źli, jak myślą inni?
- Tak – odparła
krótko, czekając na dalszą jego opowieść o rodzicach. Jednak chłopak nie
potrzebował słów by zmusić ją do uwierzenia. Kiedy otworzył tomik w powietrzu pojawiło
się multum obrazów. Wyglądało to niczym hologramy albo ekrany komputerów z
przyszłości. Jasnowłosy czarodziej machnięciem ręki sprawił, że one wszystkie
zawirowały, a gdy złapał któryś reszta się oddaliła, a ten wybrany rozszerzył.
Nagle Hermiona widziała przed sobą ogromny ogród, pełen drzew, kwiatów oraz
różnorodnych roślin. Na środku stała piękna kobieta, która patrzyła na nich z
rozbawieniem. Blondynka zaczęła coś mówić, ale nie słyszeli słów. Wydawać by
się mogło, że strofuje fotografa, który tak nikczemnie kradł jej prywatność.
Twarz jasnowłosej była pogodna, a uśmiech powiększy się, gdy podbiegł do niej
mały blondynek. Siedzący przy niej uczeń znów machnął dłonią, kiwając głową by
to ona zatrzymała kolejny klip. Wsunęła palce w jasny wir, chwytając mogłoby
się wydawać powietrze, ale kolejna jasna fotografia otworzyła się przed nim.
Tym razem pojawiali się na niej wszyscy członkowie rodu Malfoyów. Ośmioletni
Draco śmiał się głośno, gdy jego matka z figlarnym uśmieszkiem podchodziła do
męża. Lucjusz odskakiwał komicznie na bok, machając przy tym rękoma. Otóż
dziedziczka Blacków miała na sobie stare ogrodniczki pobrudzone ziemią, a
dłonie całe w błocie.
- Ojciec nigdy nie
mógł zrozumieć, co matka widziała w ogrodnictwie – wyjaśnił jej młody Malfoy,
chichocząc – Wkłada do tej pory znoszone szaty i przesiaduje w ogrodzie
godzinami aby zająć się roślinami.
- Piękny ogród –
przyznała szczerze, znowu wybierając kolejne zdjęcie. Tym razem to pan Malfoy
był ubrany w dość prostą szatę, a jego długie włosy były w wielkim nieładzie.
Szare tęczówki błyszczały, gdy mężczyzna ziewał przy stole, a sekundę później
dostał po głowie gazetą od żony. Hermiona zaśmiała się na widok jego oburzonej
miny, ale nim zdążył coś powiedzieć Narcyza walnęła go drugie raz.
- Oni naprawdę się
kochają – wyznał ślizgon, obserwując następne zdjęcia. Państwo Malfoy
spacerujący w ogrodzie, Narcyza z kubkiem czegoś ciepłego siedząca na werandzie
i otulający ją kocem Lucjusz. Mały Draco potykający się o swoje stopy, gdy
biegnie do taty. Matka i syn huśtający się w ogrodzie, ojciec uczący syna latać
na miotle. Wrzucająca do jeziorka żona znanego pana Malfoya, która wybucha po
chwili śmiechem. Starszy Malfoy niosący śpiącego synka do pokoju, młoda pani
Malfoy trzymająca maleństwo, którym był Dracon.
- Niesamowite –
szepnęła, pochłaniając każde ujęcie. Rozkoszowała się tą rodzinnością Malfoyów,
miłością rodziców do dziecka, którą też była uraczona przez własnych opiekunów.
Wizja tych chłodnych arystokratów, gdzieś się ulotniła, a współczucie dla
ślizgona za trudną rodzinę odpłynęło.
- Ojciec uwielbia
robić zdjęcia – mruknął, obejmując ją i również przyglądając coraz to nowszym
momentom z jego życia. Hermiona widziała małego Dracona, trochę starszego. Na
niektórych pojawiał się obraz nastolatka identyczny do siedzącego przy niej
ucznia, a czasem jako niemowlaka.
- A wy macie
parcie na szkło – zauważyła, gdy na kolejnych trzech chwilach zostali
uwiecznieni Draco, Blaise i Pansy. Trójka brzdąców biegająca po ogrodzie,
skacząca po fotelach oraz latająca na miotłach. Mulat z brudną buzią po
czekoladzie, który biegł prosto na fotografa. Śliczna dziewczynka w błękitnej
sukience, która włożyła na drobne stopy obcasy Narcyzy.
- Lubiliśmy być w
centrum wszystkiego – potaknął, gdy udało się komuś zrobić zdjęcie owej trójce,
gdy wspinali się na drzewo. Chwilę później jasnowłosy walnął o ziemię, a na
niego spadła pozostała dwójka.
- Dziękuję, że mi
to pokazujesz – dziewczyna musnęła delikatnie wargami jego usta,
gdy trzydzieści
minut później wciąż pochłonięci byli albumem, a blondyn opowiadał o każdym
zdjęciu.
– Och, to po
prostu mój złośliwy charakterek sprawił, że ci je pokazuje - zaśmiał się,
wskazując Blaise’a, który przez przypadek niosąc wielki tort upuścił go sobie
prosto na głowę - Nie mógłbym odebrać sobie przyjemności pokazania ci tego
zdjęcia. Takie rzeczy mnie powinien znać cały świat!
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Harry stał w gabinecie dyrektora z
ciekawością przyglądając tym wszystkim urządzeniom. Przysunął twarz do czegoś,
co na pierwszy rzut oka przypominało mugolską suszarkę, ale wydawało się
bardziej niebezpieczne. Kliknięcie drzwi uświadomiło go o pojawieniu się
Naczelnego Hogwartu, który uśmiechnął się do niego łagodnie. Tuż przy nim
kroczył Erik, obojętnie rozglądając wokół.
- Dzień dobry, Harry – powitał go stary
czarodziej, siadając na swoim miejscu za biurkiem.
- Dzień dobry, panie profesorze –
odpowiedział grzecznie, rzucając jednocześnie uśmieszek do aurora, który teraz
na niego patrzył – Aurorze Hutz.
- Macie ochotę na herbatę? – zapytał
kulturalnie Dumbledore, machnięciem ręki wyczarowując dzbanuszek. Erik
zmarszczył brwi, burknięciem dziękując i rozsiadając wygodniej na swoim fotelu.
Zielonooki powstrzymał parsknięcie na widok jego zdegustowania zachowaniem
dyrektora. Sam przywykł już do zagrywek starego maga, który wciąż w jego oczach
był kimś wielkim. Owszem znał historię aurora, wiedział, że ten był kiedyś
zapatrzony w swojego mentora. Zdawał sobie teraz sprawę z jego zagrywek, ale
były to posunięcia czysto fachowe do wygrania wojny. Każdy był pionkiem, a on
akurat dość rozchwytywanym. Nauczył się jednak ufać niektórym osobom oraz
samemu oceniać ich zachowanie.
- Przejdźmy do konkretów – syknął Hutz,
odchylając głowę do tyłu i mrużąc powieki – Byłem na patrolu i niedługo muszę
wrócić. Albusie, co mogę dla ciebie zrobić?
Harry zagryzł wargę wyczuwając ironię tego
pytania. Tak naprawdę jeszcze siedemnaście lat temu Erik był gotów zrobić
wszystko. I poświęcił niemalże wszystko dla tego czarodzieja, ale stracił
równie wiele cennych rzeczy. Pozostała mu wielka czarna dziura, którą dopiero
naprawiała jego kochana żona. Zielonooki wiedział, że on również zaczął coś
znaczyć w życiu mężczyzny, który stał się nauczycielem oraz przykładem dla
niego. Dzięki aurorowi nauczył się chronić swój umysł, ale też zyskał większe
umiejętności w pojedynkowaniu się. Jego zakres wiedzy wzrósł trzykrotnie, a i
charakter uległ zmianie.
- Chciałem porozmawiać z tobą o wznowieniu
lekcji z Harrym, ale również z jego przyjaciółką. Pani Granger posiada niebywałą
więź z innym uczniem, a ostatnio zgłosili się do mnie, bo ich moc wymyka się
spod kontroli – wyjaśnił spokojnie Albus, popijając herbatkę – Przydałaby się
im pomoc kogoś wykwalifikowanego.
- Zgoda – odparł lakonicznie auror,
zaskakując tym dyrektora, jak i ucznia – Pozwolisz, że szczegóły dopracuję z
panem Potterem, Albusie.
- Oczywiście, oczywiście – przytaknął
sędziwy mężczyzna, odprowadzając smutnym wzrokiem znikającego za drzwiami Erika
– Czasem popełnia się niewybaczalne błędy, Harry. Każdy zmierzy się z sytuacją,
gdzie każde rozwiązanie poniesie za sobą ogromne konsekwencje.
- Coś o tym wiem – szepnął chłopak,
nawiązując do wydarzeń w Departamencie Tajemnic – Wezwał mnie pan by
porozmawiać o lekcjach z aurorem Hutzem? Czy może chodzi o horkruksy?
- Chodzi o Toma – przytaknął Dumbledore,
odchylając do tyłu – Jesteś gotów na kolejne odkrywanie przeszłości zagubionego
dziecka?
- Jesteśmy podobni, prawda? – mruknął
Wybraniec, podchodząc do Myślodsiewni – Ja i Tom.
- Czasem tak myślę, ale w głębi duszy obaj
wiemy, że to nieprawda – spokojnie stwierdził dyrektor stając przy nim i
uśmiechając – Masz przyjaciół, Harry, a Tom był samotny.
- Samotny czy nie jest teraz winien śmierci
mnóstwa ludzi – gniewnie syknął uczeń, obserwując wlewane wspomnienie przez
drżącą dłoń starca – Nigdy go nie zrozumiem, profesorze.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Chłopak siedział rozciągnięty na całej
szerokości kanapy, trzymając na kolanach grubą książkę. Błękitne oczy śledziły
uważnie każdą linijkę tekstu oraz drobne dopiski pojawiające się na bokach. Uniósł
na moment wzrok z uśmiechem przyglądając filigranowej blondynce, która kucnęła
na dywanie rozkładając parę fotografii. Patrząc na nie z uwagą w zabawny sposób
marszczyła nos, namyślając która z nich zasługuje na jej uwagę. Smukłe palce
przemknęły po paru zdjęciach aż w końcu błękitnym paznokciem postukała w jedno
z ujęć. Millicenta leniwym gestem odgarnęła jasne kosmyki z czoła, nawijając
jeden z pukli na kciuk. Oczy koloru nieba skierowały się w końcu na niego, a
malinowe usta, które tak często całował wygięły w uśmiechu.
- Patrzysz na mnie – powiedziała rozbawiona,
mrużąc powieki – Czemu? Jestem brudna?
- Jesteś – potaknął, wskazując palcem kącik
ust. Ślizgonka westchnęła, ścierając dłonią to miejsce, ale on jedynie pokręcił
głową – Chodź tu, wciąż jesteś umazana.
- Może tą nową szminką, bo.. – Marcus zatkał
jej usta własnymi, kradnąc pocałunek. Jego słodka narzeczona zamarła, a sekundę
później poczuł, że się uśmiecha. Szczupłe ramiona zacisnęły się na jego karku,
gdy jasnowłosa przysunęła się jeszcze bliżej.
- Już jestem czysta? – spytała, odsuwając w
połowie pięknej wizji jaka się kreowała w jego głowie – To było zagranie czysto
ślizgońskie, panie Flint.
- Staram się jak mogę – zapewnił ją,
zyskując tym jedynie małe cmoknięcie, a młodsza czarownica z powrotem usiadła
na dywanie. Marcus przewrócił oczami, gdy wskazała mu jedynie jego podręcznik. Dziewczyna
dość poważnie podchodziła do jego egzaminów, chociaż on sam już się rozluźnił. Dzięki
Hermionie czuł się pewnie, a jego wiedza wciąż się powiększała. Trzeba przyznać
gryfonka miała dar nauczania, ale była równie wymagająca oraz ostra. Kto by
pomyślał, że rok młodsza czarownica będzie tak wspaniałym korepetytorem!
- To jest fajne – stwierdziła Pansy, która
dołączyła do jasnowłosej. Gloomy przyjrzał się przyjaciółce, zauważając
zmęczenia malujące się na ładnej buzi. Nie tylko on to dostrzegł, ale też
Astoria, która wraz z Blaisem siedzieli przy kominku. Zielonooka zerkała na
towarzyszkę lat dziecięcych z dobrze ukrytą troską.
- Rozpraszasz się – ciemnowłosy chłopak
podskoczył, gdy jego prywatna nauczycielka niemalże teleportowała się tuż za
sofę. Hermiona miała trochę pogniecioną bluzę oraz straszną szopę na głowie,
ale wciąż potrafiła zrobić groźną minę. Prefekt Naczelna przywitała się z
resztą przyjaciół, a Draco bezczelnie zajął „swój” fotel. Po niecałej minucie z
kuchni wyszedł i dołączył do nich Teodor, który zapewne usłyszał głos swojej drugiej
połówki.
- Dopiero od paru minut wszyscy się tu
zagnieździli – wyjaśnił, zamykając podręcznik i odkładając go na stół.
Millicenta od razu wdrapała się na jego kolana, pokazując parę najlepszych
zdjęć z tego tygodnia. Na wielu z nich znajdował się on sam oraz ich cała
paczka.
- To był wspaniały weekend – powiedziała szczęśliwa
gryfonka, wywołując tym samym u wszystkich uśmiechy. Blaise wepchnął się między
nią, a Pansy, która za karę wymierzyła mu mocnego kuksańca w bok. Malfoy pociągnął
swoją dziewczynę na kolana, a czerwona z zażenowania kujonka popatrzyła na nich
z nieśmiałością.
- To jest wspaniały weekend, jeszcze się
nie skończył – odparł Teodor, otwierając z głośnym hukiem szampana, co
wzbudziło ich zbiorowy śmiech. Milli bąknęła, że nie ma aparatu, ale wystarczył
jeden pocałunek narzeczonego by znów była radosna.
- Za nas – Blaise uniósł kieliszek,
obejmując Parkinson i spoglądając na nich – Za nas i za takie weekendy.
- Za nas – krzyknęli zgodnie, upijając łyk
musującego napoju. Hermiona odwróciła się do Malfoya, składając na jego ustach
słodki pocałunek, a potem z powrotem popatrzyła na nich. Milli z westchnieniem
ułożyła się w ramionach ukochanego, który splótł z nią palce muskając kciukiem
pierścionek zaręczynowy. Astoria i Pansy oparły się jednocześnie o siebie, a
Zabini zaklęciem przywołał ostatnią blaszkę z babeczkami. W tym momencie każde
z nich zrozumiało ile dla siebie znaczą. Ile znaczą właśnie takie momenty w
tych pokrętnych czasach oraz to jak dziwny bywa los. Kto by się spodziewał, że
w tym salonie siedzi takie grono młodych ludzi? Siedmioro ślizgonów plus jedna
gryfonka, wszyscy uśmiechnięci i czerpiący przyjemność ze swojej obecności. Gdyby
któreś z nich usłyszało o tym rok wcześniej, zapewne skwitowali by to śmiechem.
- Bo w przyjaźni nie musisz nikogo udawać –
mruknęła do siebie Hermiona, zagryzając wargę. Widząc tak bliskie jej osoby w szampańskim
nastroju czuła się wreszcie rozluźniona oraz spokojna. Teraz już nic nie może
zburzyć ich szczęścia, bo oni na to nie pozwolą. Chociaż są zupełnie różni, to
się jednak dopełniają. Bezczelność Marcusa, niewinność Milli, siła Pansy,
dzikość Astorii, odwaga Harry’ego, inteligencja Teodora, humor Blaise’a, spryt
Dracona i jej ciekawość. Stanowili kompozycje chaotyczną, a jednocześnie pełną
harmonii.
- Znasz zaklęcie na zatrzymanie czasu? –
usłyszała cichy szept Malfoya, który oparł brodę na jej ramieniu – Ten wieczór
mógłby się nie kończyć.
- Wtedy nie poznalibyśmy zakończenia naszej
historii, prawda? – uśmiechnęła się, łapiąc wiśniowego żelka od Pansy, czyli
ulubiony smak gryfońskiej kujonki. Milka puściła w obieg zdjęcia, a Marcus
rozpoczął dyskusję z Zabinim na temat nowej piosenki. Astoria z lubością
wyjadała ciasteczka Blaise’a, a Pansy rozkładała kolejną grę. Teodor sięgnął po
szampana, nalewając wszystkim. Było cudownie.
- Boisz się? – jasnowłosy musnął palcem
bransoletkę na jej nadgarstku, której bliźniacze wersje zdobiły ręce dziewczyn –
Boisz się zakończenia?
- Byłabym szalona, gdybym się nie bała –
przyznała, łącząc ich małe palce w delikatnym uścisku – Jeśli jednak będziemy
razem i nie stracimy nadziei.. nie lubię nieszczęśliwych zakończeń w książkach.
- Czasem żałuję, że nie da się zerknąć na
ostatnią stronę naszej historii – prychnął, przejeżdżając palcem po sygnecie
rodowym Nottów, który zdobił jej palec – Ten jeden raz spojrzałbym na zakończenie.
- I gdzie by była niespodzianka? – zaśmiała
się, przekręcając głowę by móc patrzeć mu prosto w oczy – Zdradzić ci sekret?
- Na mały paluszek? – uniósł brew, znając
jej tradycyjny gest przy tajemnicach.
- Na mały paluszek – potaknęła, muskając
wargami kącik jego ust – Znam sposób by zakończenie było szczęśliwe.
- Powiesz jaki? – z ciekawości nachylił się
jeszcze bardziej, opierając ich czoła o siebie – Potrzebne są do tego czary?
- Wystarczy magia, Draco, magia przyjaźni i
miłości – puściła do niego oczko, zniżając głos – Wystarczy, że będziemy po
prostu razem.
- To mnie całkowicie zadowala – stwierdził z
ciepłym blaskiem w spojrzeniu.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Prefekt Naczelna patrzyła prosto w czujne
oczy mężczyzny, zastanawiając się jednocześnie co się w nich kryje. Rozmawiała
już wcześniej z Erikiem Hutzem, ale tak jak i przy ich pierwszym spotkaniu, tak
teraz starała się go rozszyfrować. Auror coś ukrywał pod tą stała oziębłością
oraz nonszalancją, jednakże nie było żadnej podpowiedzi, co tak naprawdę.
Hermiona znała jego historię, bo powtórzył jej wszystko Harry, ale wciąż
brakowało w niej czegoś. Widziała dość dobrze, że ten ponury osobnik zupełnie
inaczej traktuje Wybrańca od nich. Nie miało to jednak nic wspólnego z owym
tytułem chłopca, a raczej o ich zmieniające się wciąż relacje.
- To dobry pomysł – powtórzyła spokojnie,
kładąc dłonie na kolanach i nachylając nad blatem – Nie może pan zaprzeczyć, że
nie jest.
- To będzie marnowanie czasu – uparcie
odpowiedział czarodziej, odchylając na krześle do tyłu i bębniąc palcami o blat
– Nic nie dadzą nam te lekcje. Jedynie stracimy czas, a wojna nie będzie na nas
czekać.
- Nauka obrony młodych ludzi, to dla pana
strata czasu? – sarknęła, mrużąc powieki na jego grymas pełen niezadowolenia – Jeśli
młodzi czarodzieje nie potrafią walczyć, to jak mamy wygrać ową wojnę?
- W młodych siła – zanucił Harry,
uśmiechając się szeroko do aurora, który na niego zerknął – Zdajesz sobie
sprawę z naszych samodzielnych zajęć dodatkowych ze ślizgonami. Będą on wciąż
trwać, ale czemu miałbyś nam nie pomóc?
- Wasza nauka w tej dziedzinie nie wyjdzie
nigdzie więcej niż z tajemniczej komnaty – warknął Erik, wzdychając ciężko i
masując skronie – Nie obiecuję, że się zgadzam. Pomyślę nad tym.
- Zgodził się – wyjaśnił zielonooki,
ignorując wściekłą minę starszego mężczyzny – Zawsze tak mówi, ale to jest jego
dziwne tak.
- Jesteś nieznośny, Potter – burknął auror,
biorąc głęboki oddech – Zgoda. Nasze lekcje będą się odbywały w środy po ciszy
nocnej. Jak dotrzecie do Pokoju Życzeń? Nie mam pojęcia, nie będę też w to
wnikał.
- Umowa stoi – przypieczętowała spotkanie
Hermiona, uśmiechając równie promiennie, co Harry.
Nawet nie wiesz jak się wystraszyłam, gdy zobaczyłam, że blog jest zablokowany ;c
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - jak zawsze cudowny! Już myślałam, że Draco z Herm się pokłócą, ale Dracze się nie dał :D Jestem ciekawa jak będą wyglądać te lekcje z Erikiem...
Do zobaczenia przy następnym rozdziale!
Pozdrawiam baaardzo ciepło ;*
Ugh, wierz mi dla mnie te wszystkie ustawienia szablonów, itd., to prawdziwa czarna magia ;/ tak popsułam wygląd, że musiałam zablokować, bo się wkurzyłam :D
UsuńOch, korciło mnie by się pokłócili, ale z myślą o przyszłych rozdziałach stwierdziłam, że jeszcze im odpuszczę :>
W następnym rozdziale pojawi się prawdopodobnie pierwsze spotkanie z Erikiem, a jak będą wyglądać? :D na pewno ciekawie!
Ściskam mocno,
Lupi♥
Czytam twojeo powiadanie już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz postanowiłam je skomentować.
OdpowiedzUsuńJak już napisałam czytam od jakiegoś czasu i odrazu pokochałam ten blog.
Twoje opowiadanie jest nie przewidywalne i to cęnie najbardziej.
Po każdym odcinku czeka się na więcej i wiecej.
Uwielbiam wszystkich relacje. Jest ona taka naturalna.
Każdy z nich jest inny.
Draco i Miona jak ja ich lubię a najbardziej ic relację.
Razem są tacy słodcy a zarazem właśnie tacy naturalni.
Czyli dużą rozmawiają, kłócą sie itp.
Astoria nie przypomina mi się się żebym czyta o jej miłości, chyba że coś przeoczyłam.
Szkoda ma Pansy. Bardzo. Straciła brata, zabiła człowieka i jeszcze ten sen.
Czekam na kolejny rozdział.
P.S. Kiedy będzie??
Następny rozdział zapewne pojawi się jutro, czyli w piątek :>
UsuńA co do komentarza, to bardzo dziękuję za miłe słowa! Każda nowa osoba komentująca sprawia, że pomysły w głowie stają się bardziej klarowne, a ja cieszę się jak głupia! ;D
Uff, cieszę się, że Ci się podoba i mam nadzieję nie zawieść!
Pozdrawiam ciepło,
L♥
Lupi. Dzisiaj krótko, bo jest gorąco. W taką pogodę dużo trudniej myślec.
OdpowiedzUsuńDramione się rozkręca, ale ja nie potrafię go oceniac! Podoba mi się. Boże, to brzmi słabo. Twoje Dramione zasługuje na dużo lepszą ocenę. Przepraszam. Ja po prostu nie potrafię go oceniac.
Mało Blaise'a ;c Ale to nic. Było dużo więcej innych postaci. Na przykład Pansy ♥ Jednak już brak mi Aryi i jej słodkiej korespondencji z Blaisem ;3 To nic! To nic. Wiem, ze jak się pojawi Arise to powali mnie na kolana i będę się szczerzyła przez dwie godziny ♥
Widzę, że Harry i Astoria jakoś tak się unikają. Mam nadzieję, że to się zmieni i będą szczęśliwi! Chciaż to, jak Astoria wyznawała, że chyba się zakochała mnie rozbroiło ♥
Relacje między ślizgonami a Hermioną są bardzo zażyłe i to widac! Bardzo mi się podoba.
No i Mili i Marcus ♥ Tacy słodziutcy! Za każdym razem to mi przychodzi do głowy, kiedy o nich czytam.
I jeszcze Pansy, biedactwo. Strasznie mi jej żal, ale mam nadzieję, że już niedługo ktoś ją pocieszy. Może Teo? ^^
I bardzo mi się podoba szablon! Śliczny jest!
No cóż Lupi, życzę weny, weny, weny i czekam na rozdział! ♥
Gucha! :*
UsuńNawet najkrótszy komentarz od Ciebie jest jak nowa paczka żelków! Najlepszy! :> Na dodatek, wcale nie wydaje się ten komentarz krótki :P
Hahaha, to właśnie mnie zastanawia, kochana, główny wątek to Dramione, a Ty nie umiesz go ocenić ;o Cieszę się, że przynajmniej reszta nie sprawia problemu! ;D
Milli i Marcus wciąż żyją na nowo swoim uczuciem, Pansy niedługo się pozbiera, a Blaise'a i Aryę czasem często mi umieścić :D Ale głowa do góry, w następny, będzie i Arise! <3
Ściskam ciepło mimo upałów,
Lupi♥
To jest przecudna Historia o przyjaźni tak bardzo zakazanej a tak słodkiej wszyscy coś zawsze coś wnoszą w tą przyjaźń i to takie fajne że wszyscy razem się kochają i dopełniają :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że znalazłam tą historię i już nie mogę się doczekać kolejnych cudownych rozdziałów :D
pozdrawiam i życzę dużo dużo weny ;)
Po pierwsze, to dziękuję za komentarz! :> Na dodatek taki miły!
UsuńA po drugie, liczę że reszta również się spodoba! :D Chociaż będzie coraz mniej wesoło i swobodnie.
Pozdrawiam ciepło,
L♥
nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiło, kiedy patrząc na rozdziałzauważyłam, że początek poświęciłaś Pansy! Nie będę ci już ponownie pisać o potencjale tej wspaniałej postaci, TWOJEJ POSTACI, bo to już będzie nudne, kiedy za każdym razie anonimowa persona będzie się zachwycała fenomenem nowatorkiej wizji bohaterów. Ja podejrzewam, cholernie podejrzewam, że jak jest tak wspaniale, że jak oni się tak uwielbiają to ty mi moja droga zaraz z jakąś wojną wyjedziesz iiii O NIE, NIE NIE!!! i obydwie wiemy, że oni się zmienią, że przyjażn ich uratuje, że optymizn Mili zniknie, spryt Draco będzie czynnikiem ratującym życie, że Hermiona będzie bezsilna wobec zła, że Blaise chociaż przez moment może przestac się uśmiechać... Iiii powiem ci, że o moją ulubienice się nie boje, bo ona to przetrwa, przetrwała wszystko, cokolwiek jej zrobisz ( a biada mi :* ) ona to przetrwa. Nie jestem pewna, czy czytałaś "Przeminęło z wiatrem". Jeżeli tak,to może teraz w pełni zorzumiesz moją fascynacje silnym kobiecym charakterem, i mam nadzieję, że zrozumiesz moje gratulację i słowa powagi, że tworzysz coś, co przypomina mi to najwspanialsze dzieło. Wróże ci karierę pisarki, sama o tym marzę, w głowie pomysłów milion, 3 spisane, 300 wyrzuconych, ale niegdy nie należy przestawać marzyć, Nie wiem, jak się nazywasz, ale wiem, że jeżeli w przyszłości kupie książkę i zacznę czytać o sile miłości, wsparciu, to wiem, że rozpoznam, że to Ty to napisałaś. Gratuluję jeszcze raz i pisz szybko, bo cierpilwa to ja nie jestem.
OdpowiedzUsuńAnonimowa Scarlett
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo zachwyciłam się kolejnym Twoim komentarzem! :D Naprawdę, wcisnęłam telefon przyjaciółce by go przeczytała!
UsuńLubię pisać o Pansy, bo jakoś łatwo mi to przychodzi :> Ale Twoja słowa, że się podoba TAKA właśnie Pansy sprawiają, że mam coraz więcej pomysłów dla tej biednej ślizgonki :D o ranyy, uwielbiam ją męczyć, a potem zbierać do kupy ;p
Nie mogę zaprzeczyć, że sielanka wkrótce się skończy. A tym bardziej, że oni się nie zmienią, bo wojna niszczy, prawda? Zaskakujące, jak podobnie widzimy te zmiany bohaterów :)) Milli, Pansy, Hermiona, Astoria i reszta, cóż, każdy coś straci, pytanie co :>
Nie, przyznaję, że nie czytałam jeszcze tego klasyka, ale kto o nim nie słyszał :D Ale porównanie do niego jest wielkim wyróżnieniem, jak i reszta Twoich słów. Niemalże się popłakałam, czytając te miłe słowa, które znów huczą mi w głowie. Nie należy przestawać marzyć!
Ściskam mocno,
Lupi♥
Hej :) piszę poraz pierwszy komentarz. Jestem oczarowana opowiadaniem i wszystkim w nim. Przyjaźń ze ślizgonami, wątek Miony i Teodora, Harrego i Astorii,Pansy i jej przeżyć a przede wszystkim Draco i Hermiona. Wszystko jest całkowicie logiczne, bez błedne i wciągające. Nieraz płakałam ze śmiechu czytając czy ze strachem i ciekawością co dalej sie wydarzy. Mam nadzieje, że nikogo z tej 10 nie uśmiercisz ( Teo, Miona, Draco, Milly, Marcus,Pansy, Toria, Harry, Arya, Blaise). Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ~Z.W.
Hej!
UsuńCieszę się, że napisałaś! Każdy komentarz jest prawdziwym skarbem! ;D
Liczę, że się nie rozczarujesz kolejnymi rozdziałami!
Ściskam mocno i jeszcze raz dziękuję za miłe słowa,
Lupi♥