1 lipca 2015

Prawdziwym przyjacielem jest ten, dzięki któremu staję się lepszy.

Wciąż nie czuję wakacji, ale to pewnie przez moje przeziębienie. Lody są jednak zbyt kuszące by ich nie jeść. Mam nadzieję, że pogoda będzie jeszcze piękniejsza, bo mam dość siedzenia już w domu.
A Wy? Jakie macie plany na wakacje? A może już gdzieś wyjechaliście?
Życzę Wam cudownych dni wolności oraz mnóstwa czasu na robienie tego co można tylko w wakacje! Lenienia się :D
Ściskam i pozdrawiam,
Lupi♥
-Ona nas nienawidzi, prawda?
Ciemnowłosy młodzieniec zamarł, a uśmiech na jego twarzy zbladł. Przyglądał się uważnie trzymanej w dłoni figurce, która niecierpliwie czekała na jego decyzję. Odstawił ją ostrożnie na miejsce, unosząc w końcu wzrok. Przeleciał spojrzeniem po białych ścianach, które nie ozdabiały żadne obrazy. W końcu zatrzymał soczysto zielone tęczówki na dziewczynie, która leżała na łóżku. Blada twarz była zmizerniała, oczy zapadnięte oraz otoczone sinymi kręgami. Spierzchnięte usta popękały pod naporem jej zębów, kiedy przygryzła nimi dolną wargę. Nawet liczne piegi wydawały się jaśniejsze, a nie tak figlarnie jak kiedyś. Rude włosy, które przypominały jeszcze w wakacje języki płomieni, teraz miały „suchy” kolor. Ginny Weasley wyglądała jak ktoś zupełnie obcy, a sama jej postawa, tak różna od wybuchowej gryfonki jaką była, zdawała się być dziwna. Siedząc na szpitalnym łóżku, przykryta szarym pledem wyglądała jak najsmutniejsza osoba na świecie. To straszne było dla Harry’ego widzieć młodszą siostrę przyjaciela w takim stanie. Pamiętał jak zapierała mu dech w piersi, gdy wybuchała głośnym śmiechem, gdy w brązowych oczach błyszczały ogniki, gdy spoglądała na niego jak kogoś niesamowitego.
-To nieprawda, Gin – zaprzeczył delikatnie,  zastanawiając się co jeszcze powiedzieć. To były jego czwarte odwiedziny w Mungu u rodzeństwa Weasley. Przy pierwszym spotkaniu, dziewczyna leżała pod kołdrą z popielatą buzią, sinymi ustami oraz rozbieganym spojrzeniem. Wciąż szeptała pod nosem jego imię oraz ciche przeprosiny, a łzy spływały po jej zapadniętych policzkach. Nie wiedział wtedy co zrobić, więc po prostu usiadł przy niej i złapał za rękę, czekając aż spokojnie uśnie. Za drugim razem Ginny ubrana w koszulę szpitalną siedziała na parapecie, wpatrując się w dal. Kiedy się odezwał zaczęła głośno szlochać, ale nie protestowała, gdy ją objął. Spędzili tak dwie godziny, milcząc i patrząc za okno, nim znów nie usnęła w jego ramionach. Trzeci raz, zaledwie tydzień temu, Ginevra przyjęła go w swoim pokoju z uśmiechem słabym na ustach. Opowiadał jej o Hogwarcie, o tym jak wszyscy tęsknią za nią. Streścił ostatnie miesiące z życia każdego z przyjaciół, zgrabnie omijając temat Hermiony, gdyż uzdrowiciele powiedzieli mu, że Weasleyowie źle reagują na wspomnienie o pannie Granger.
-Byłam potworem, Harry, byłam tak strasznie zła – szepnęła spokojnie rudowłosa, kręcąc głową w letargu –Wiesz, co jest najgorsze? Ja to pamiętam.. pamiętam każde słowo, każdą zniewagę i raniące ciosy, które mówiłam. Pamiętam łzy w jej oczach, Harry, pamiętam jak nie poddawała się i wciąż do mnie przychodziła, a ja ją zwyzywałam.. Pamiętam, to, pamiętam.
-To nie byłaś ty – zaprzeczył, rzucając okiem na siedzącego naprzeciw niego Rona –To co się wydarzyło w tym roku, to nie wasza wina. Voldemort wdarł się do waszych głów, Gin, opętał was. To on jest winien tych okropieństw, nie ty.
-Byłam za słaba by się mu przeciwstawić, Harry, to nie tak, że jednego dnia mnie opętał – zaśmiała się ponuro nastolatka, parskając dość szaleńczo –On szeptał do mnie, szeptał kojące słowa. Szeptał, to co pragnęłam usłyszeć, a potem.. nagle zaczął wytykać innych, mówić jak mnie ranią, jak mnie krzywdzą. Zaczął zmieniać moje nastawienie, podsycać negatywne emocje. Uległam mu już drugi raz, Harry, już drugi raz wszedł bez problemu do mojej głowy.
-Ginny, Voldemort nie jest zwykłym czarodziejem, a potężnym czarnoksiężnikiem, więc nie możesz się obwiniać o to – zielonooki zmarszczył brwi, wpatrując uparcie w zamyśloną przyjaciółkę –Parę lat temu opętał cię dość poważnie, więc znał cię. Wiedział jak łatwo prześlizgnąć się do twojej głowy. To nie twoja wina. Tak naprawdę, to ja zawiniłem. Już po wypadku w Komnacie Tajemnic powinienem z dyrektorem zabezpieczyć cię jakoś, uniemożliwić mu ponowne opętanie.
-Nawet nie próbuj się obwiniać – warknęła dziewczyna, a brązowe oczy błysnęły po raz pierwszy od wielu miesięcy jakąś emocją –To nie jest twoja wina. Nie twoja, Harry, nie. Nie możesz wciąż brać wszystko na swoje barki. Pozwoliłam by jego magia mnie zniewoliła, to prawda, że jest wielkim czarnoksiężnkiem, ale..
-Dość, Gin – przerwał jej gryfon, uśmiechając blado –Możemy się wykłócać tak cały dzień, a i tak nie dojdziemy do porozumienia. Po prostu obiecaj mi, że nie będziesz się obwiniać.
-Wiesz, że to niemożliwe – wyszeptała rudowłosa, odwracając wzrok i kierując go na planszę –Twój ruch, Harry.
-To nie fair, że zawsze muszę przegrywać – wymamrotał pod nosem Wybraniec, kiedy jego pionek został zbity –Ron? Czemu mi to robisz?
Rudowłosy nastolatek uniósł głowę, zerkając na niego z zaskoczeniem. Sprawa z najmłodszym synem Molly i Artura wyglądała zupełnie inaczej niż z ich córką. Pierwsze spotkanie przyjaciół było dziwne oraz troszkę przerażające. Wiecznie uśmiechnięty Ronald zmienił się w cichego chłopca. Leżał na łóżku wpatrując się tępo w sufit. Harry nie wiedział w sumie czy pamiętał o tamtym spotkaniu. Drugi raz, gdy się widzieli Ron znów leżał na posłaniu, ale z zamkniętymi powiekami. Spojrzał tylko raz na ciemnowłosego, ale jego oczy pozostały puste. Za trzecim razem rudowłosy siedział z Charliem na podłodze i grał w szachy. Starszy z braci szepnął mu później, że Ron wciąż się nie odezwał słowem. Teraz również spokojnie rozstawił planszę i czekał na niego. Rodzeństwo umieszczono teraz w jednym pokoju, gdzie państwo Weasley mieli pewność, że będą bezpieczni. Harry sam postarał się o dodatkową ochronę, prosząc aurora Hutza o obstawienie pokoju przez wykfalifikowanych aurorów.
-Kiedyś cię pokonam – zapowiedział ciepłym tonem, kiedy jego król został zmiażdżony przez przeciwnika. Uśmiechnął się przyjaźnie do rudego, który podciągnął kolana do piersi i oparł na nich brodę.
-Nie wiem czy ci się uda – w drzwiach stanął Bill, podchodząc do nich powolnym krokiem i czochrając przydługie włosy brata –Ron jest naszym rodzinnym mistrzem.
-Możemy się założyć – dodał zachrypnięty głos, który sprawił, że Harry zbladł. Wybraniec czuł nieprzyjemny ucisk w brzuchu, gdy na łóżko obok Ginny usiadł George. Zebrał się w końcu i zerknął na bliźniaka, który poprawiał pled na ramionach siostry. Chłopak wyraźnie schudł, jego oczy były pełne smutku i cierpienia, a usta wygięte w dół. Od tak dawna nie widział uśmiechu na twarzy George’a, tak dawno nie widział samego George’a. Nie żeby go jakoś unikał, ale starał się nie wchodzić nastolatkowi w drogę. Kiedy tylko go widział czuł napierający ból w piersiach oraz przygniatające poczucie winy. Bliźniak stracił przez niego najważniejszą osobę, stracił brata, a teraz znowu jego rodzeństwo zostało zranione. Zielonooki wątpił by kiedykolwiek wybaczył sobie śmierć Freda. Nie powinien tak łatwo dać się omamić Voldemortowie, powinien bardziej ufać Syriuszowi. A przez tą niecierpliwość zginął nie tylko jego ojciec chrzestny, ale i syn Weasleyów. Z chwilą, gdy on pobiegł za Bellatrix, bliźniacy starali się go dogonić. Rudowłosy duet wyrwał się śmierciożercom, ale George się poślizgnął i przewrócił. Wciąż pamiętał okrutny wyraz twarzy Augustusa Rookwoda, który uniósł różdżkę i rzucił zaklęcie odrzucające. Jasny promień trafił Freda prosto w klatkę piersiową, a chłopak poleciał do tyłu uderzając z niesamowitą siłą w ścianę. Był pewny, że Fred jedynie stracił przytomność, ale przerażający krzyk George’a uświadomił mu, że właśnie stracili przyjaciela.
-Lepiej nie – odpowiedział słabym głosem, sztywniejąc, gdy skrzyżował spojrzenia z ocalałym bliźniakiem. Ku jego uldze nie dojrzał tam nic więcej oprócz cienia smutku oraz nawet domieszki ciepła. Rodzina Weasleyów nie odtrąciła go po śmierci Freda, a jeszcze bardziej zaczęła się o niego troszczyć. Molly wciąż mówiła, że to nie jego wina, że to jej syn jak zwykle narozrabiał. Artur tępym spojrzeniem wpatrywał się w przestrzeń i jedynie przy dzieciach udawał silnego. Bill ku jego zdumieniu po prostu poklepał go po plecach na pogrzebie, a Charlie mocno uściskał szepcząc, że wszystko będzie dobrze.
-Przyszedł dyrektor, Harry – William wskazał na korytarz, zajmując zwolnione przez niego miejsce naprzeciw Rona –Uważaj na siebie.
-Jasne, dzięki – bąknął, ostatni raz zerkając przez ramię. Czuł gorycz na widok tak zmienionej rodziny. Pusta mina Ronalda, który nie odezwał się słowem do zagadującego go Billa. Ginny wtulającą się w ramiona brata, który szukał pocieszenia i dawał je również. Zniszczył ich, wiedział o tym. Gdyby go nie przyjęli do swojej rodziny, gdyby się z nim nie zaprzyjaźnili Fred byłby z nimi, Ginny byłaby radosna, a Ron jak zwykle uśmiechnięty. W tej sekundzie wyobraził sobie, że w tym pokoju jest też Hermiona. Leży nieruchomo na łóżko jak na początku Weasleyowie i zupełnie nie wie co się dzieje wokół. Zamrugał, przepędzając obraz ukochanej przyjaciółki w tym przerażającym wydaniu. Nie pozwoli na to. Nie da skrzywdzić więcej bliskich. Kosztem życia innych, a jeszcze lepiej poświęceniem własnego życia. Nikt więcej nie ucierpi. Już nie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Chłopak zmarszczył brwi, kiedy ogień w kominku zasyczał, a jedno z drewienek obsunęło się. Parę iskier poleciało do góry, migocząc radośnie. Przyglądał się z uwagą jak pomarańczowe języki wijąc się w znanym tylko sobie tańcu, niczym jakiejś ekstazie, mienią tysiącem odcieni pomarańczy. To niesamowite, jak bardzo pochłaniającym żywiołem był ogień. Ludzie lubili się czasem w niego wpatrywać, szukać tych dziwnych kształtów jakie migotały w nim. Płomienie wydawały się tak skore do zabawy, przyzywały ludzi, zachęcały do zbliżenia się. A jednocześnie były przebiegłe, kusiły ciepłem, ale i parzyły.
-Starasz się zobaczyć przyszłość w płomieniach?
Jasnowłosy uśmiechnął się delikatnie, gdy smukłe ramiona oplotły się na jego szyi, a broda przyjaciółki oparła na czubku jego głowy. Nikt wcześniej nie śmiał do niego podejść, bo kiedy tylko wszedł do Pokoju Wspólnego i usiadł na centralnej sofie, rzucając innym złe spojrzenia.. cóż, stchórzyli. Oczywiście mógł się spodziewać, że w pewnym momencie wróci któreś z jego przyjaciół i chwila do namysłu pryśnie.
-Wiem jaka nas czeka przyszłość – odpowiedział dziewczynie, muskając opuszkami palców jej odsłonięte ramiona, którymi go przytulała. Cieszył się, że to ona postanowiła naruszyć jego przestrzeń. Zawsze łatwiej mu się myślało, gdy była przy nim. Wszystko zdawało się logiczniejsze, gdy mógł mieć ją blisko.
-Zdradzisz mi swoją wizję? – wyszeptała, a ciemne pukle opadły z jej pleców na bok przez co parę kosmyków znalazło się na jego twarzy. Nie odgarnął ich, traktując ich muśnięcie jak czułe pocałunki na policzkach i czole.
-Nikt ci nie mówił, że lepiej nie mieszać się w sprawy czasu i losu? – uśmiechnął się, wiedząc że właśnie przewróciła brązowymi oczami w ten zabawny sposób –Co chcesz wiedzieć?
-Co widzisz – powtórzyła uparcia, wzdychając cicho –Powiedz mi, Draco, proszę.
-Widzę nas wszystkich całych i zdrowych – namyślił się przez chwilę, przymykając powieki –Widzę ciebie stojącą między mną, a Blaisem. Widzę Astorię, która ze śmiechem wiesza się na tobie i Milli, widzę Marcusa, który zażarcie dyskutuje z Teo. Widzę Granger, która marszczy brwi na widok Pottera. Widzę nas wszystkich całych, zdrowych i szczęśliwych. To jest moja wizja, Pansy.
-Zapomniałeś o Aryi – zauważyła cicho, muskając wargami płatek jego ucha i chuchając ciepłym powietrzem w czułe miejsce –Czy to właśnie cię nurtuje, kochanie?
-Nie, tak – westchnął, wychylając do tyłu ramię i przyciągając nastolatkę w taki sposób, że wylądowała na jego kolanach. Ciemne pasma włosów opadły na jej bladą twarz, kiedy z uśmieszkiem usadowiła się wygodniej na nowym miejscu. Draco poczuł ukłucie gdzieś w środku, gdzie zapewne było serce. Przyglądając się tak znajomej buzi, potrafił bez trudu zauważyć te zmiany jakie w niej zachodziły. Nie musiał zamykać oczy by przypomnieć sobie jej pulchne i zarumienione policzki, jej dziwnie mały nosek oraz duże wargi. Jedynie co się nie zmieniło, to głębia spojrzenia Pansy, które zdawało się pochłaniać. Również czarne jak smoła pukle nie utraciły blasku, a dodawały teraz tajemniczej aury dziewczynie. Mała Pansy była urocza, ale z tej drobnej czarownicy wyrosła fascynująca młoda kobieta. Rysy wyostrzyły się, cera stała się mlecznobiała jak u większości arystokratów pochodzenia brytyjskiego. Nos przestał wydawać się taki kulkowaty, a usta w końcu pasowały do całej twarzy. Wyginały się często w lekkim uśmieszku, przyciągając spojrzenia chłopców. Draco przejechał bezwiednie palcami po plecach przyjaciółki, gładząc jej ramiona w czułym geście. Wciąż z Blaisem śmiali się z sytuacji sprzed paru lat, gdy pierwszy raz zauważyli, że Pansy nie jest wcale tak do nich podobna. Obaj niczym idioci wpatrywali się w nią, gdy w sukni podkreślającej jej nowo odkryte przez nich krągłości, wirowała na parkiecie.
-Draco, myślałam, że rozmowy na temat podziału krwi mamy za sobą – szepnęła do niego, wyrywając go z odmętów wspomnień. Blondyn skinął potakująco, biorąc głęboki oddech. Czasem się zastanawiał czy gdyby nie jego przyjaźń z Pans w ogóle zwróciłby uwagę na Granger. Na pewno nie przegapiłby takiej zarozumiałej mugolaczki, ale czy darzyłby ją tym samym uczuciem? Wątpił w to, bo jego światopogląd wyglądałby zapewne zupełnie inaczej. Kiedyś nawet śniło mu się, że to ciągłe obrażanie gryfonki było dla niego zwykłym hobby, a nie ochroną przed samym sobą.
-Dziękuję, Pansy – cicho mruknął, wprawiając ciemnowłosą w zdumienie. Z rozbawieniem obserwował jej powiększające się oczy oraz rozwarte usta, kiedy przez zaskoczenie zapomniała utrzymywać mimikę w ryzach.
-Gdybym wiedziała, że te słowa padną z twoich ust na pewno bym pamiętała by mieć świadka tego zdarzenia – ślizgonka uniosła brwi, jak zwykle reagując inaczej niż się tego spodziewał. W tej kwestii przypominała mu bardzo Prefekt Naczelną, która zaskakiwała go codziennie.
-Wystarczyło powiedzieć zwykłe „proszę bardzo, przyjacielu, żyję by ci słu.. pomagać” – skrzywił się, gdy pacnęła go po głowie, chichocząc cicho –Otwieram się przed tobą, a ty nie umiesz zachować powagi.
-Wybacz, to przez oszołomienie – parsknęła cicho, cmokając go głośno w czubek nosa, a po chwili unosząc głowę i uśmiechając lodowato do zerkających na nich ślizgonów, powiedziała niemalże sympatycznym tonem –Chyba pora iść do dormitoriów. Miłej nocy.
-Czasem brzmisz jak.. – jasnowłosy zamarł, kiedy popatrzyła na niego spod zmrużonych powiek.
-Tak, Draco? Brzmię jak..? – zapytała rozbawiona, podczas gdy obecni uczniowie Domu Węża zbierali się do swoich pokoi. Nie obyło się oczywiście bez zirytowanych spojrzeń rzucanych w stronę dwójki przyjaciół, którzy cicho szeptali. Jednakże nikt nie pisnął słowem, znając swoje miejsce w hierarchii Domu, a tym bardziej miejsce blondyna oraz jego towarzyszki.
-Jak moja najlepsza przyjaciółka – odpowiedział bez wahania, wiedząc że za inną odpowiedź dostałby po głowie.
-Wybrnąłeś tym razem – prychnęła, muskając opuszkami palców jego policzki –Powiedz mi teraz, Draconie, co cię trapi.
-Pewnie słyszałaś już plotki o zbliżającej się wojnie – suchym tonem nie zraził jej zupełnie, a tym bardziej podjudził jej ciekawość oraz troskę –Pansy, to nie kolejna planszówka, gdzie wymyślamy strategie przebiegu bitwy drewnianych ludzików. To wojna. Prawdziwa, na której nasze rodziny staną naprzeciwko swoich dzieci. Wojna, na której każde z nas może zginąć.
-Wiem, skarbie, na czym polega wojna – przerwała mu dziewczyna, kładąc palec na jego wargach i pochylając bliżej –Wojna to strach, ból, cierpienie oraz śmierć. Nie tylko walczących, ale i niewinnych. Powiedz mi, Draco, kto wywołał tą wojnę?
-Czarny Pan – wyszeptał cicho, wzbudzając tym dreszcz u siebie, jak i ślizgonki, nawet bez wypowiadania imiennie czarnoksiężnika –Do czego zmierzasz?
-A co jest jej powodem? – spytała kolejny raz, zaciskając palce na jego brodzie by nie odwrócił głowy –Czemu mamy zabijać mugoli, Draco? Czemu mamy wyciągać różdżki przeciwko mugolakom? Czemu my mamy prawo żyć, a Hermiona nie?
-Granger ma takie samo prawo, jak my – syknął, nie zauważając nawet podstę przyjaciółki, która tylko uniosła brwi –To nie to samo.
-Doprawdy? Gdyby nie pewien mugol o nazwisku Granger nie zakochał się w pewnej mugolce, to Hermiona by nie istniała, skarbie. Gdyby nie mieli prawa żyć nasza przyjaciółka nigdy by się nie urodziła – zauważyła filozoficznie, wzdychając –Widziałeś krew Hermiony, czy była brudna?
-Wiem, że szlam nie pływa w krwi jak okruszki, Pansy – warknął zirytowany, mrużąc powieki –Nie twierdzę, Pan, że mugole mają zginąć. Dobrze wiesz, że mój ojciec mimo tych wszystkich rygorystycznych zasad upewnił się, że wiem by nie skreślać wszystkich. Wśród nas i wśród nich są geniusze, ale tak jak i wśród nas, tak i wśród nich są psychopaci.
-U nas jest ich więcej, bo czyż kuzyn nie poślubia kuzyna? – zaśmiała się ślizgonka, zagryzając wargę –Czemu więc nagle stałeś się taki naburmuszony w stosunku do Blaise’a? Powód jest jeden. Arya.
-Jest mugolką – zaczął chłopak, kładąc dłoń na już otwierającej się buzi przyjaciółki –Daj skończyć, niecierpliwa dziewko. Arya jest mugolką, nie ma więc jak się bronić przed czarodziejami. Powiedz mi, co będzie pierwszą rzeczą jaką zrobi Blaise, kiedy w gazecie pojawi się artykuł o zaatakowanym mugolskim rządzie? W miejscu, gdzie pracuje ojciec jego dziewczyny? Nie widziałaś jego ostatniej reakcji, kiedy ostatnio w Proroku zamieścili informacje o podbojach śmierciożerców w Londynie? Niemalże wyleciał z Wielkiej Sali i jedynie Granger zapewniła go, że to nie jest w pobliżu domu Aryi.
-Darzy ją uczuciem – zgodziła się ciemnowłosa, przekrzywiając głowę na bok –Czyli w ten pokręcony sposób chcesz mi powiedzieć, że się o nią troszczysz?
-Nie, tak – znów jęknął cicho, zaciskając powieki –Martwię się o mojego przyjaciela, który zapomina przy niej kim jest. Boję się, że rzuci wszystko byle ją ratować. Wciąż się obawiam, że dziewczyna ta nie ma żadnych szans, a jej śmierć równa się w znacznym stopniu jego śmierci. Jeśli ona zginie, to on będzie w rozsypce. Nie chcę po prostu by Blaise umarł, Pansy. Nie przez dziewczynę i jego cholerne zauroczenie ją.
-Dlatego zachowując się w stosunku do niego jak gbur zamierzasz go zapewnić o swoim poparciu do zakończenia tego związku? – spytała poważnie, cicho się śmiejąc –Każesz mu w ten chory sposób wybrać pomiędzy sobą, a ukochaną?
-Między życiem, a śmiercią – zaprzeczył spokojnie, marszcząc nos –Bez tego uczucia skupi się na wojnie.
-Bez tego uczucia straci ostatnią nadzieję na dobro oraz sens tego świata, Draco – zaoponowała delikatnym tonem, odchylając trochę do tyłu –Co czyni cię lepszym od Czarnego Pana, skarbie, skoro zmuszasz go do odrzucenia miłości do mugolki przez jej krew?
-Nie chodzi o krew, a bezpieczeństwo – wymamrotał, przypominając sobie nagle identyczne słowa wypowiadane przez brata Pansy. Ich zabawy z Chrisem często się kończyły na ich dyskusjach na temat świata magii oraz reguł w nim panujących. Blondyna zawsze intrygowało innowacyjne podejście starszego chłopca do świata oraz mugoli. To jak sensownie pokazywał, że czarodziej oraz mugol są identyczni. Właśnie za to dziękował wcześniej Pansy. Gdyby nie ich przyjaźń, nigdy nie miałby szansy słuchania jej brata, który stał się dla niego trochę wzorem. Powiedział kiedyś ojcu, że Chris zabrał ich na spacer do mugolskiego parku, a on zobaczył tam dzieci podobne do niego. Lucjusz wcale nie skrzywił się z obrzydzeniem ani nie ukarał go, jak zapewne myślałaby Granger. Jego ojciec usiadł przy nim na sofie i powiedział, że Christoph mówi o tym, co każdy z nich wie, ale nie mówi. Powiedział, że mugole nie są gorsi od skrzatów czy innych magicznych istot. Wyszeptał mu tylko do ucha, że ludzie niemagiczni nie zrozumieją innego świata, gdzie wszystkie ich teorie o świecie upadną. Nie podołają nowemu wyzwaniu zaakceptowania rzeczy dla nich nie rzeczywistych. Jeśli Chris nie opowiadałby mu, Pansy oraz Zabiniemu o tym, Draco zastanawiałby się teraz zapewne jak przyczynić się do śmierci Hermiony Granger, a nie jak ją ochronić.
-Szlam nie podoła czystej magii, to wynika z tego co mówisz – sarknęła, a po chwili objęła go mocno i przytuliła –Co jeśli ja zażyczę sobie, że masz zerwać wszelki kontakt z Hermioną, bo jej nieznajomość czarnej magii służy na jej niekorzyść? A co jeśli ona zginie, skarbie? Czy ty też nie będziesz w rozsypce, a twój świat runie w gruzach? Szeptałeś mi o swoich rosnących uczuciach do ucha od drugiego roku, kochanie, mam uwierzyć, że jej śmierć cię nie złamie?
-Granger jest zbyt inteligenta by dać się zabić, jest biegła w zaklęciach oraz obronie – zaprzeczył, nie chcąc nawet wyobrażać sobie sytuacji, gdzie dziewczyna ginie –Nie umrze.
-Nie wiesz tego, tak jak nie wiesz, co czeka Aryę – Pansy musnęła wargami jego policzek, czule gładząc po głowie –On się w niej zakochał, tak jak ty w Hermionie. Blaise ją kocha, Draco, nie zrezygnuje z niej, tak jak ty nie zrezygnujesz z Hermiony.
-Czy to jakiś żart Salzara? – zakpił gorzko blondyn, mrugając szybko –Jeden z jego czystokrwistych wychowanków kocha mugolkę, a drugi mugolaczkę.
-Miłość kpi sobie z rozsądku, skarbie, to właśnie jej potęga – zaśmiała się Pansy, spoglądając na niego z czułością siostrzaną –Czasem trzeba zdecydować czy damy sobie szansę i jej ulegniemy. Zrobiłeś to ty parę lat temu, a teraz robi to Blaise. Jeśli zależy ci tak jak mówisz na twoim przyjacielu, to będziesz go wspierał w wyborze, a nie narzucał własne decyzje. Co wybierasz, Draco Malfoyu?
-Czasem brzmisz tak.. – jasnowłosy skrzywił się, jakby ich rozmowa była żartobliwymi przekomarzaniami, a nie poważną dyskusją o świecie –To pytanie nie wymaga odpowiedzi.
-Też tak uważam – zgodziła się, unosząc wysoko brwi i trzepiąc po głowie –Brzmię jak co, Malfoy?
-Jak mały Dumbledore – prychnął, unikając kolejnego wymierzonego ciosu –Lubisz mnie bić, prawda? Swoje skłonności przejawiałaś od małego! A teraz to twoja obsesja.
-Nazwałabym to hobby albo pasją, ale obsesja też brzmi fajnie – Parkinson zsunęła się z jego kolan opadając na sofę, a jedynie swoje nogi kładąc na jego udach –Może to nawet mój obowiązek. Kiedy Blaise ci przywali, to mu oddajesz. Tym bardziej jeśli to Gloomy bądź Teo, Astoria nie zniży się do tak prostackich sposobów walki, Milli jest zbyt łagodna. Chyba, że Hermiona już odkryła jaką to sprawia przyjemność, nie patrz tak na mnie, idioto, wciąż mówię o biciu cię.
-Bynajmniej. Nie myślę wcale, a wcale o niczym niestosownym – obruszył się, poruszając sugestywnie brwiami –Kontynuuj o tej przyjemności.
-Nie będę z tobą rozmawiać o przyjemności z czegokolwiek, bo jak zwykle podciągniesz to pod coś zbereźnego, erotomanie – brązowe oczy błysnęły rozbawieniem, kiedy jasnowłosy jedynie prychnął pod nosem –Tak jak mówiłam, bicie cię, to mój obowiązek. Nie spotyka mnie żaden odwet, więc.. co?
-Uważasz, że nie spotyka cię żadna kara za każdy siniak, który barwi moją alabastrową cerę? – zapytał kpiąco Malfoy, mierząc ją uważnym spojrzeniem –Wiesz, jak brzydko prezentują się te fioletowe siniaki na moich ramionach?
-Moim zadaniem jest też wbijanie szpilek w twoje ego, które się rozrasta z tempem godnym akromantuli – powiedziała z teatralną powagą młoda czarownica, cmokając z dezaprobatą –Co to za mina?
-Mina osoby, która będzie się mścić – syknął ponuro Draco, zaciskając ramiona na jej nogach i sprawnie łaskocząc po stopach. Nie musiał czekać na działanie tej tortury zbyt długo, bo już po pół minucie Pansy dyszała oraz wyrywała się z siłą godną hipogryfa. Zlecieli na podłogę z głośnym hukiem, a drobne dłonie ślizgonki chwyciły poduszkę z kanapy, którą zaczęła bić przyjaciela. Syn Lucjusza zaczął się głośno śmiać, nie puszczając jednocześnie dziewczyny oraz kontynuując tą bitwę. Czuł, że jego włosy są w totalnym nieładzie, a szaty całkowicie pogięte, ale teraz nie obeszło go to ani o jotę. Wsłuchiwał się za to z rozkoszą w chichot arystokratki oraz starał się wyryć jej obraz w głowie. Właśnie teraz, leżąc na miękkim dywanie w Pokoju Wspólnym, wydawała mu się taka prawdziwa i bezpieczna.
-Okrutnik – wykrztusiła w końcu, kiedy opadł przy niej przyjmując w końcu jej prośby o rozejm. Przecząc jednak tym oskarżeniom, ułożyła się przy nim wygodniej, przekręcając twarzą w stronę kominka oraz układając jego ramię na swojej talii. Leżeli dość blisko płomieni, które ciepłem szczypały ich w policzki.
-Powiedziała sadystka, która pogniotła moją nową szatę – powiedział jedwabisty tonem, wsuwając nos w zagłębienie jej szyi i chowając za kurtyną kruczych włosów –Boisz się, Pansy?
-Bardzo, Draco, bardzo się boję – mocniej wtuliła się plecami w jego tors, uśmiechając słabo, gdy jego uścisk stał się bardziej troskliwy –Ale wiesz, kiedy się nie boję?
-Dziwi mnie, że w ogóle przestajesz się bać – stwierdził, zastanawiając się skąd taka odwaga oraz spokój w tak drobnej dziewczynie –Kiedy się w takim razie nie boisz?
-Kiedy jesteś obok mnie – wyszeptała, przymykając powieki oraz muskając ustami jego drugie ramię, na którym ułożyła głowę –Nie boję się, kiedy jesteśmy razem.
-Zawsze byliśmy, jesteśmy oraz będziemy razem, Panny, nie zapominaj o tym – mruknął prosto do jej ucha, starając się by pewność tych słów okazała się prawdziwa –Zawsze.
-Zawsze – powtórzyła niczym echo, a ten najcichszy z najcichszych szeptów zdawał się rozbrzmiewać po całej komnacie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Zapachy. Tak różne. Mocne, a jednocześnie delikatne. Trwałe, a chwilę później ulotne. Wszystkie do siebie podobne, a jednak całkowicie różne. Każde miejsce pachnie inaczej, każde miejsce kojarzy się z innym zapachem.
Las.
Zapachy. Czuć mokrą korę drzew, które uginają się pod ciężarem śniegu. W powietrzu unosi się lekka woń mokrego futra zwierząt. Przykładając nos do ziemi czuć odór błota przykrytego białym puchem. Aromat gałęzi, mchów oraz małych krzaków.
Las.
Zapachy. Znajomy rześki oraz orzeźwiający zapach głuszy. Mieszanina woni każdego drzewa, każdego elementu daje piękną całość. Uspakajającą, melancholijną oraz doskonałą całość.
Las.
Łapa za łapą przemierza niezmierzone ścieżki. Każdy kamień, o który się ociera jest znajomy, każda niska gałąź, która drapie po plecach jest znajoma. Strumyk z lodowatą wodą, która kłuje w futro i sprawia, że mięśnie się kurczą. Kolejny przemierzony metr, który przywołuje wspomnienia. Widzi obrazy, pamięta dźwięki. Przed czujnymi oczami staje obraz ciemnowłosego chłopca, który ciąga go za uszy. Przyspieszył kroku, chcąc zapełnić tą dziwną pustkę, kiedy ludzkie dziecko go zostawia. Czuł więź, wiedział że tworzą watahę.
Las.
Pojawia się nowy ostry zapach, przywołujący. Naglący. Woń znajomego zwierzaka, który musi być gdzieś niedaleko. Obniża się na łapach, kładąc łeb na nich i wsłuchując. Noc w lesie jest inna. Słychać szmer skrzydeł ptaków, ale one są zbyt wysoko by je złapać. Gdzieś niedaleko popiskuje wiewiórka oraz jej małe. Są jednak tak drobne, że się nimi nie naje. Strumyk z wodą cicho szumi, a skupiając się słyszy w oddali echo pomruku wodospadu.
W końcu wyłapuje ten istotny, bicie serca. Jego ofiara nie znajduje się daleko, jest na pobliskiej polanie. Oczy ciemnieją, kiedy wilk znów się prostuje, ale tym razem spokojniej, bezszelestnie przesuwa się w stronę zwierzyny. Aromat świeżego mięsa staje się silniejszy, jeszcze bardziej przyciąga. W pysku czuje już smak ciepłej krwi, zalewającej gardło. Dźwięk zębów pod którymi pękać będą łamliwe kości. Spokojny wzrok ciemnego futrzaka pada na stojącą niedaleko sarnę. Zwierzę szuka w śniegu pozostałości z zieleniny, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Uszy wilka stają do góry, kiedy głowa sarenki znów tonie w białym puchu. Czas jest ważny. Moment jest ważny. Niecałą sekundę później wilkor wybiega zza krzaków, gdzie się ukrył i zmniejsza odległość między sobą a ofiarą. Ostre kły zanurzają się delikatnej skórze na szyi, a smak pożywienia wyostrza jeszcze bardziej zmysły.
-Nigris..
Wilk warczy, obracając łeb w drugą stronę. Nie martwi się o swoją kolację, z której wypływa coraz więcej czerwonej cieczy. Sarna już nie ucieknie, jedynie ostatnimi desperackimi ruchami młóci kopytami w powietrzu.
Dziadek.. przez myśl łowcy przemyka niebywale krystaliczna myśl. Przygląda się jak znajomy człowiek podchodzi bliżej, a czarna szata powiewa za nim. Twarz poorana zmarszczkami wygładza się, kiedy nastroszone futro przestaje być oznaką gniewu wilka. Uważne spojrzenie wilka wydaje się teraz ludzkie, pełne ciepła.
Rodzina.. kolejne klarowne spostrzeżenie. Wataha. Członek stada. Wilczur trącił łapą bok nieżyjącej już sarny, zatapiając w niej pazury, ale czekając na reakcje. Mężczyzna parsknął śmiechem, klepiąc go po tułowiu.
-Skoro już tu jestem, to poczekam, a potem sprzątnę po tobie, przyjacielu – powiedział spokojnym głosem jedna z istot jego stada, siadając na pobliskim konarze –Ostatnio jak Katerina spacerowała po ścieżce i napotkała pozostałości po dziku, to niemalże nam zemdlała.
Słowa wypowiadana ludzkim językiem były zrozumiałe, czasem niejasne, ale zrozumiałe. Zęby wyszarpnęły część mięsa, łagodnie zatapiając w cienkiej skórze. Bardziej wiadome były intencje jego ludzkiego chłopca, niż starszego mężczyzny, ale komunikacja nie stanowiła kłopotu. Po prostu jego ciemnofutrzasty pan był z nim powiązany, więc nawet nie musiał mówić by go rozumieć. Teraz mimo paru dziwnych brzmień wyrazów, wilk wydobył z siebie cichy szmer, który był wilczym śmiechem.
-Teo.. – łeb zwierzaka znów się poderwał, a czarne tęczówki skupiły się na mówiącym –Teodorze? Och, na Salazara! Teodorze w tej chwili zerwij połączenie! Wyjdź z głowy wilka, synu!
Wilka. Teodor. Dwa słowa idealnie do siebie pasujące, ale oznaczające dwie różne osoby. Jednakże przebywanie w takim połączeniu było przyjemne, dopełniające. Czuć było wszystko wyraźnie.
-Teodorze, pamiętaj o Hermionie! – staruszek złapał wilkora za łeb, wpatrując z przerażeniem w ludzki wzrok zwierzaka –Hermiona, Teodorze!
Hermiona.. ludzka dziewczyna pojawiła się w jego głowie znienacka. Okrągła twarz, duże brązowe oczy oraz dziwnie poskręcane ludzkie futro. Wilk zadrżał czując, że ta istota jest tak dobrze znajoma, a jednocześnie obca.
Hermiona.
Hermiona.
-Hermiona!
Chłopak poderwał się na łóżku, czując jak mokry podkoszulek lepi się do niego. Dreszcze przemknęły przez jego ciało, kiedy wciąż wytężone zmysły wilka nie opuściły go. Ciemność w pokoju, światło księżyca. Hogwart.
-Hermiona – wyszeptał, staczając się z łóżka i przebiegając sprintem do pokoju naprzeciwko. Zbliżył się do wielkiego posłania, ale ku jego przerażeniu dziewczyny w nim nie było. Kołdra leżała zwinięta z boku, a poduszki zostały porozrzucane. Młody ślizgon zdusił w sobie okrzyk, kiedy najgorsze scenariusze przemknęły przed jego oczami. Odetchnął ciężko, starając się uspokoić. Ostatni raz rzucił okiem po pokoju, schodząc czym prędzej do salonu. Pierwszy raz od samego początku przestała mu się podobać ta wielkość komnat Prefektów Naczelnych. Skrzywił się przeskakując co drugi schodek, aż w końcu zatrzymując się przy wejściu.
-Teodor – brązowooka gryfonka siedziała na sofie, opatulona kocem i przyglądała się mu z troską -Coś się stało? Nathaniel?
-Nie, nie – uspokoił ją, czując jak ulga przyjemnie ogarnia jego ciało –Przed chwilą się obudziłem.. Hermiono, śpiąc wsunąłem się do świadomości Nigrisa.
-Twojego wilka – nastolatka poklepała miejsce obok siebie, proponując nakrycie kocem –Co się wydarzyło?
-Całe szczęście nic takiego skoro jesteś cała i zdrowa – mruknął, kładąc głowę na jej kolanach i uśmiechając słabo –Na początku przeraziłem się, że coś mogło się tobie stać. Gdyby nie dziadek, który napotkał akurat Nigrisa w lesie..
-Las? – przerwała mu, marszcząc brwi –Byłeś w lesie?
-Otacza naszą posiadłość – przyznał, mrużąc powieki, kiedy przejechała dłonią po jego włosach –Dziadek musiał akurat być na spacerze. Często robi nocne wypady, lepiej się czuje w towarzystwie drzew i zwierzą niż przy ludziach.
-W lesie jest strumyk, prawda? – zignorowała jego wypowiedź, wciąż będąc zamyśloną –A niedaleko mały wodospad.
-Tak – potaknął, unosząc wzrok na twarz dziewczyny –Do czego zmierzasz?
-Nie mogłam dziś spać spokojnie – odezwała się w końcu, powstrzymując go przed kolejnym wygarnianiem sobie niebezpieczeństwa jakie na nią sprowadził –Nie o to chodzi, Teo. Miałam koszmary.. wciąż widziałam ciemność oraz bitwę w Departamencie Tajemnic. Widziałam twarz Freda, słyszałam śmiech Syriusza.. a potem zaczęłam mieć urywki lasu.
-To nie wszystko – stwierdził, kiedy zacisnęła usta –Mów, Hermiona.
-Widząc las okropnie zaczął mi doskwierać ból głowy.. dlatego wstałam i zeszłam tutaj by zrobić sobie rumianku – wyjaśniła, pocieszająco go czochrając po czarnej czuprynie –Teraz jest już dobrze.
-Bo się obudziłem – zauważył, marszcząc czoło –Czy coś jeszcze ci dolegało?
-Nie – zapewniła go, nakrywając szczelniej kocem –Po prostu bolała mnie głowa.
-Jutro czy tam dziś idziesz do pani Pomfrey – zapowiedział stanowczo, ziewając –Nie wykręcisz się, skarbie, pielęgniarka ma cię zbadać.
-Śpij, Teo – Hermiona pogładziła go po policzku, wygodniej opierając –Śpij.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Hermiona czasem się zastanawiała czy nie śni. Cały ten rok wydawał się nierealny. Zaczynając w sumie od końca tamtego roku, całe jej życie odmieniło się. Przerażające wydarzenia z Departamentu wciąż pojawiają się w snach, a bezwiedne ciało Freda nawiedzało ją w koszmarach. Syriusz z wyciągniętą ręką oraz uśmiechem na ustach, Fred parskając śmiechem w chwili uderzenia zaklęcia. Obaj zginęli z radosnymi minami, z chichotem wydobywającym się z ich płuc. A potem były tylko wrzaski, płacz oraz cierpienie. Krzyki George’a, przerażający wrzask Harry’ego, który pobiegł za Bellatrix. Ból na zmęczonej twarzy Remusa, szok Nimfadory oraz błyski zaklęć rzucanych przez dorosłych czarodziei.
-Wszystko w porządku? – usłyszała delikatny głos, który przypomniał jej, że jest w swoim pokoju, a nie kolejny raz w Ministerstwie.
-Wspominam – odparła cicho, obracając na krześle i spoglądając na leżącego na łóżku chłopaka –Po prostu.. zdjęcie Ministerstwa w książce przywołało parę.. chwil z tamtego roku.
-Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał niepewnie jej towarzysz, zmieniając pozycję i teraz siedząc na skraju materaca –Przykro mi z powodu.. tamtych wydarzeń.
-Mi też – szepnęła, przyglądając się uczniowi z ciekawością oraz fascynacją, który wydawał się największą zjawą. Draco Lucjusz Malfoy. Ślizgon przebrał się już po zajęciach w zwykły sweter oraz spodnie, które zapewne były zamawiane specjalnie dla niego. Jego torba, w której przyniósł książkę na esej na Transmutację oraz parę zadań ze Starożytnych Run, leżała przy drzwiach tak jak i buty. Nie wiedziała nawet kiedy zdążyła się tak przyzwyczaić do jego obecności w swoim pokoju.
-Chodź – rzucił krótko, wyciągając ramiona w zapraszającym geście. Gryfonka posłusznie podeszła, pozwalając się przyciągnąć oraz usiąść na jego kolanach –Opowiedz mi. Wszystko.
-Od początku miałam złe przeczucia co do pomysłu Rona by wysłać Bliźniakom Patronusa, ale inni stwierdzili, że tak będzie najlepiej. George oraz Fred na pewno mieli się zgodzić pomóc nam odbić Syriusza, ale.. – Prefekt Naczelna zamarła w pewnej chwili, zdając sobie sprawę, że pierwszy raz mówi o tym głośno –Ale Syriusza wcale tam nie było. Voldemort nasz oszukał, Draco, specjalnie pokazał mu taką wizję. A my wpadliśmy w pułapkę. Bliźniacy dołączyli do nas w wejściu do Departamentu wciąż żartując na ten temat.
-Tam był mój ojciec – mruknął spokojnie ślizgon, splatając ich palce w uścisku i opierając brodę na jej ramieniu –Był częścią planu, ale zawiódł.
-Wiedziałeś o tym wcześniej? – zdziwiła się dziewczyna, czując dziwny niepokój –O tym, że to pułapka.
-Wiedziałem, że tej nocy ojciec został do niego wezwany – przyznał, przełykając ciężko ślinę –Starałem się uprzykrzyć wam ucieczkę, ale mała Weasleyówna przywaliła mi upiorograckiem. Nie miałem jednak pojęcia czy zniknięcie ojca wiąże się z waszą nagłą misją. Gdybym wiedział..
-Co byś zrobił? – prychnęła, obracając twarz w jego stronę –Nie powstrzymałbyś nas.
-Na pewno nie pozwoliłbym byście to zrobili – syknął, mrużąc powieki –Nie pozwoliłbym ci tam pójść, wiedząc że będą tam śmierciożercy. A jeśli ty byś nie poszła.. nie poszliby i oni.
-Przeceniasz mnie – mruknęła, rumieniąc się delikatnie –Czy twój ojciec został ukarany?
-Udało mu się uciec przed aurorami, ale chyba trochę tego żałował – odezwał się po długim odstępie, zaplatając mocniej ramiona na jej talii –Czarny Pan był wściekły.. i rzucał dość bolesne zaklęcia.
-Cruciatus? – spytała nim zdążyła ugryźć się w język –Przepraszam.
-W porządku. Wiesz, Granger, Cruciatus jest bardzo bolesny, ale istnieją równie makabryczne sposoby tortur – jego oddech owiewał jej policzek, kiedy szeptał –Kiedy w końcu pozwolił mojej matce go zabrać.. nie poznałem go w pierwszej chwili. Cudem przeżył. A ostatnią częścią kary było moje przyjęcie.
-Czy twój tata jest mu bardzo oddany? – zapytała, chłonąc ciepło bijące od jego ciała –Co zrobią twoi rodzice?
-Kiedyś cele Czarnego Pana były trochę inne, on sam był inny – wyjaśnił w końcu jasnowłosy, zagryzając wargę –Był charyzmatyczny, utalentowany oraz ambitny. Nie było jego zamiarem wymordowanie mugoli. Chciał przejąć rząd w Wielkiej Brytanii i wprowadzić nowe ustawy. Chciał by mugolaki uczyły się w innej szkole, a Hogwart został przeznaczony dzieciom arystokracji. Chciał zapewnić bezpieczeństwo przed odkryciem świata magii przez mugoli, a ryzyko wzrasta z każdym mugolakiem. Chciał przywrócić zapomniane już tradycje starożytnych rodów.
-Na przykład? Czy nie wszystkie są o mordowaniu? – uśmiechnęła się słabo, gdy przekręcił ją zręcznie tak by siedziała na nim okrakiem, twarzą w twarz –Co zdaniem Voldemorta należało przywrócić?
-Kiedyś czarodzieje bardziej dbali o zespolenie się z naturą. Ojciec mówił, że Czarny Pan chciał przywrócić rytuały odprawiane na przesilenia, chciał by nowo narodzone dzieci zostawiać na parę dni w lasach, gdzie ich rdzenie magiczne nawiązałyby więź z przyrodą – Draco zaśmiał się ponuro, cmokając ją w policzek –Podobno każdy czarodziej miał też podzielić duszę i jej część umieścić w zwierzęciu, w ten sposób miałeś mieć strażnika na wieki. Coś podobnego do bycia wargiem.
-A jednak zszedł z tej drogi – zauważyła, marszcząc brwi –Co zrobią twoi rodzice?
-Pytasz czy staną obok mnie, czy obok Wielkiego Czarnoksiężnika? – szare tęczówki napotkały brązowe, które wbijały się w nie z troską –Co by zrobili twoi rodzice? Jestem ich dzieckiem, więc jak myślisz co zrobią?
-Po sytuacji z Pansy sama już nie wiem – wyjaśniła swoje podejrzenia, opierając swoje czoło o jego i wzdychając –Boję się, że się obudzę.
-A śnisz teraz? – zapytał, uśmiechając prowokująco –Jeśli tak, to mogę pokazać różne formy snów.
-Nie wiem – mruknęła, piszcząc, gdy obrócił się zrzucając ją na materac i kładąc na niej całym ciężarem.
-Możemy sprawdzić – zaproponował niewinnie, muskając ustami jej nos. Zaczął składać pocałunki na jej twarzy, obdarzając nimi jej policzki, czoło, nos, powieki. Hermiona westchnęła, kiedy jego ręka zahaczyła o skrawek koszulki nastolatki.
-Draco? – mruknęła, przyciągając jego twarz do swojej. Oblizała wargi, kiedy on przyglądał się jej z ciekawością oraz rozbawieniem –Pocałuj mnie.
-Jak sobie życzysz – wymamrotał, łącząc ich wargi w pocałunku. Ciepłe wargi chłopaka były miękkie oraz delikatne. Tym razem muśnięcia ust były delikatne, słodkie oraz leniwe. Hermiona oplotła nogami biodra ślizgona, chłonąc go całego. Ciężar nastolatka na niej był wyraźnym przykładem tego, że nie śni. Tak samo jego ciche zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, które mruczał między pocałunkami. Chłodne palce rysowały wzory na jej brzuchu, a zapach uderzał do głowy.
-Draco – szepnęła, kiedy na moment się oderwali –Chyba nie dam rady powstrzymywać się przed rosnącym uczuciem do ciebie.
-Ja poległem już dawno temu – uśmiechnął się szeroko, kiedy zarumieniła się –A, Granger?
-Hmm? – mruknęła, czując jak jego dłoń przesuwa się po jej boku.
-Nie gadaj, a całuj – parsknął, zamykając malinowe usta, które już układały się w kolejną pyskatą odzywkę.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
Chłopak nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy dobiegł go głośny śmiech przyjaciół. Złapał słoiczek z czekoladowymi płatkami, podsuwając go pod nos i wciągając słodki zapach słodkości. Wziął garść małych granulek by delikatnie wymieszać je z masą, a potem oblizał ze smakiem palce. Lubił gotować, a szczególnie pichcić ciastka oraz łakocie. Podobało mu się w gotowaniu, to że mieszając różne składniki tak jak podpowie mu intuicja, może powstać coś innego, wyjątkowego. Przypominało to trochę muzykę, która stanowiła dla niego najpiękniejszy element życia. Ingrediencje do ciast były jak nuty, które składały się w różne barwy melodii.
-Niesamowicie pachnie – usłyszał radosny szept, a po chwili na blacie przy nim przysiadła dziewczyna –Jest coś co mogę wylizać?
-Już myślałem, że zapomniałaś – stwierdził, podając nastolatce łyżkę, którą wcześniej robił masę czekoladową –Co ja bym zrobił bez twojej pomocy?
-Zmarnowałbyś tyle dobrego – potaknęła, oblizując brudne już usta –Roztyjemy się przy tobie, Blaise.
-Jest zima, musicie dużo jeść – zaoponował, trzepiąc ją ścierką po dłoni, gdy starała się wykraść stygnące ciastko –Zostaw, Pansy, ty łobuzie.
-Kto by przypuszczał, że chłopak w fartuszku może tak seksownie wyglądać – zamruczała kpiąco, mierząc go spojrzeniem. Podwinięte rękawy koszuli prezentowały jego umięśnione przedramiona, a narzucony przez głowę granatowy fartuch chronił resztę stroju przed mąką oraz tłustymi plamami.
-Mam dziewczynę, więc skończ z tymi erotycznymi fantazjami na mój temat – zażartował, uśmiechając się szeroko i odsuwając tackę z wypiekami dalej od chciwych palców przyjaciółki –Rozmawiałaś z Draco, prawda?
-Może tak, a może nie – brązowe tęczówki błysnęły tajemniczo, gdy Parkinson zerknęła przez ramię do pomieszczenia obok. W salonie wśród śmiechów, krzyków oraz głośnych dyskusji wszyscy najdrożsi jej ludzie, zapomnieli o wojnie. Cała paczka siedziała na podłodze wokół wielkiej planszy, a rozgrywka wrzała. Z tego co widziała wszystkich maksymalnie pochłonęła gra. Oczywiście, najdłużej zajęło im podzielenie się na drużyny, gdyż nie można było rozdzielić Hermiony z Teodorem. Gra nie miałaby sensu, gdyby znali karty przeciwników, więc ten duet musiał być razem. Nie spotkało się to ze szczęśliwym przyjęciem ze strony reszty, gdyż mając tą dwójkę wygrana była w kieszeni. W końcu gryfonka z Nottem zgodzili się być zupełnie odrębną drużyną, a pozostali uspokojeni podzielili się „sprawiedliwie”.
-Dzisiaj się na mnie nie boczył, więc jestem pewny, że tak. Rozmawiałaś – kontynuował mulat, opłukując dłonie w zlewie i puszczając jej oczko –Wyobrażam sobie tą miłą pogawędkę, bo podejście naszego blondaska zupełnie się zmieniło.
-Musiał mu ktoś otworzyć oczy, to wszystko – westchnęła, przekładając ciastka na talerze –Nie lubię, kiedy kłócicie się o głupoty.
-Nie powiem, że sprawa mojego związku jest głupotą – burknął, wycierając ręce o chustkę –Wcześniej mu Arya nie przeszkadzała, dopiero od jakiegoś czasu..
-Wcześniej nie wierzył, że to coś więcej niż zauroczenie – skwitowała, unosząc brwi, gdy zamarł –Był pewien, że jak wojna się zacznie, to skupisz się na niej, a nie ochronie jeszcze jednej osoby.
-To nie tylko zauroczenie – szepnął, wysilając się na słaby uśmiech, kiedy go objęła ramionami za szyję, przyciągając bliżej –Może to ta jedyna?
-Wiem, kochanie, ja wiem – powiedziała spokojnie, muskając palcami jego policzek i przeciągając nimi aż do ust –Cieszę się, że już wszystko dobrze.
Pansy stanęła na palcach, muskając wargami czubek nosa przyjaciela i mocno go przytulając. Wyobrażała sobie minę swojego ojca, który by zapewne dostał ataku serca, gdyby usłyszał ich rozmowę. Namawiała oraz zapewniała swojego narzeczonego, że miłość do innej, dodajmy że mugolki, to dar, a nie przekleństwo. Przyrzekła sobie jednakże pare lat, że zrobi wszystko by i Draco, i Blaise byli szczęśliwi. Ich małżeństwo mimo, że zapewne dobre oraz spokojne, nigdy nie płonęłoby taką namiętnością. Wtuliła się bardziej w mulata, chłonąc go sobą. Zapach czekolady, cynamonu oraz tego czegoś nie do opisania zawsze kojarzył się z jej przyjacielem.
-Ugh, już wiem skąd plotki o waszym romansie -  czułą chwilę między tą dwójką zakłóciła gryfonka, która uśmiechała się teraz kpiąco –Przeszkadzam?
-Mamy pełne prawo się przytulać, jędzo – parsknęła Pansy, odsuwając od chłopaka i cmokając –To mój narzeczony, nie zapominaj.
-Robię się zazdrosna, Pan, myślałam, że to mnie kochasz – zaśmiała się Prefekt, podkradając ciastko z talerza, który właśnie wynosił ich prywatny kucharz –Pycha.
-Nie wiem, bo mi nie dał – przyznała Pansy, kręcąc głową z politowaniem, gdy dziewczyna zaczęła nagle przepięknymi słowami opisywać smak łakoci –Zachowujesz się jak dzieciak, Hermiono Granger.
-Stajesz się groźna, kiedy mówisz tym tonem – brązowooka skrzywiła się, gdy ślizgonka uniosła brwi –Już wiem czemu Blaise i Draco są tacy posłuszni.
-Czasem potrzebują by ktoś postawił ich do pionu, tak jak matki strofują dzieci – powiedziała poważnie Pansy, przechodząc do salonu, gdzie pobrzmiewały już pierwsze kłótnie Marcusa i Draco o ciastka –A tą osobą zwykle jestem ja.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-
PSTRYK!
Dziewczyna parsknęła śmiechem, widząc oszołomioną minę Millicenty, kiedy Blaise oślepił ją na moment fleszem. Jasnowłosa uwielbiała być po drugiej stronie aparatu, więc z piskiem rzuciła się na przyjaciela, chcąc odebrać swoją zgubę.
PSTRYK! PSTRYK!
Głośne krzyki Milki mieszały się ze śmiechem reszty. Sopran Astorii, która właśnie dosadnie kibicowała mulatowi. Zachrypnięty głos Teodora, który dyskutował zażarcie z Marcusem, który przez przeziębienie zabawnie mówił. Baryton Zabiniego, który droczył się z drobną ślizgonką. Chichot Pansy, która już zakładała się z blondynem ile zajmie dziewczynie wojna o aparat. Oraz jedwabisty głos Draco, który przezabawnie przeciągał samogłoski. Tyle dźwięków chciałaby zapamiętać, pamiętać tą łagodną doskonałość jaką wspólnie tworzyli.
-W porządku? – usłyszała szept chłopaka, który przysunął się bliżej niej.
-Czy człowiek może zapamiętać na zawsze brzmienie czyjegoś głosu? – spytała cicho, opierając się o jego ramię, którym ją objął –Czy mogę mieć gwarancję, że nigdy nie zapomnę waszych głosów?
-Zamierzam gnębić cię aż do śmierci, a jeśli jest coś po niej, to wtedy też – obiecał z poważną miną, uśmiechając ciepło i muskając wargami jej czoło –Skąd to pytanie?
-Uwielbiam nasze piątkowe spotkania – wyjaśniła, przyglądając salonowi. Gra planszowa leżała już z boku, a po całej podłodze walały się talerze z wciąż przybywającymi ciastkami. Parę puszek po piwie, którym uraczyli się panowie, stało na stole tuż przy kieliszkach z winem dla dziewcząt. Piątek wieczorem stał się dla nich już tradycją, kiedy to spędzali czas ze sobą. Były to godziny wolne od smutków oraz groźby nadchodzącej wojny. Chwile poświęcone im.
-Brakuje ci Pottera? Dlatego jesteś w swoim świecie? – dociekał Malfoy, bezwiednie masując dłonią ramię ukochanej –Czemu go tak w ogóle nie ma?
-Spotkać się miał z profesorem Dumbledorem, a potem z panem Hutzem by pogadać o wiesz czym – mruknęła, uśmiechając, gdy tym razem musnął wargami kącik jej ust –Miał do nas dołączyć później, ale nie jestem w innym świecie.
-Więc milczysz, bo zdałaś sobie sprawę, że zadajesz się z taką bandą wariatów? Mnie też czasem zaskakują swoim brakiem smaku – parsknął, wskazując coraz bardziej zażartą bitwę między Blaisem, a Milli, którzy biegali między fotelami. Hermiona zachichotała, zdając sobie sprawę, jak inni byli ślizgoni w tym pokoju od tych na korytarzach. Nawet Harry ostatnio z nią rozmawiając zwrócił uwagę na ten szczegół. Tutaj byli sobą, tutaj nie było granic ani masek, które wkładali na co dzień. Również zielonooki, który lubił piątkowe wieczory zmieniał się. Przestał być tak niecierpliwy oraz arogancki w swoich osądach, a zaczął patrzeć na świat inaczej.
-Milczę, bo lubię słuchać – odpowiedziała szczerze, przysuwając swoją twarz do jego i całując czule –Milczę, bo lubię słuchać twojego głosu.
-Szkoda, bo milcząc razem można robić wiele ciekawych rzeczy – wymamrotał, oddając pocałunek i wciągając ją na swoje kolana –Wiele, wiele ciekawych rzeczy.
-Taak? – jęknęła gryfonka, drżąc, gdy przejechał palcami po całej długości jej pleców. W tym momencie zapomniała, że nie są sami, a śmiechy, w które dopiero co się wsłuchiwała zamilkły. Czuła się wspaniale oraz bezpiecznie, gdy ją obejmował. Czuła się wyjątkowa, gdy ją całować. A już zupełnie czuła się sobą, gdy jego ciepłe wargi muskały czule jej.
-Fuuu, Pansy! Oni znów to robią! – krzyknął dziecinnie Blaise, zatrzymując się i wskazując ich palcem –Jesteście niegrzeczni, niewyżyte seksualnie misiaczki!
-Zdajesz sobie sprawę jak to idiotycznie zabrzmiało? – wybuchła śmiechem Astoria, kiedy Parkinson zaczęła chichotać na taka obrazę –Blaise, słońce, ty może odpocznij.
-Pacan – powiedziała Hermiona, zsuwając się z powrotem na podłogę i podskakując, kiedy mulat rzucił się w jej stronę. Chłopak nie zdążył jednak jej zaatakować poduszką, bo drzwi do Komnat Prefektów otworzyły się nagle z hukiem, a w ich wejściu stał ostatni członek ich spotkań.
-Niezłe wejście, Potter – gwizdnął Gloomy, kiedy zapadła cisza po przybyciu gryfona. Wybraniec zignorował ślizgona, szukając rozbieganym wzrokiem przyjaciółki. Znając ten wyraz twarzy Hermiona podniosła się na nogi, wpatrując z przerażeniem w bladą twarz ciemnowłosego.
-Harry? – chrząknęła, robiąc krok w jego stronę –Co się stało?
-Wracając, Miona, wracają – powiedział, mrugając i po chwili uśmiechając szeroko –Ron i Ginny będą tu już jutro.

9 komentarzy:

  1. A gdzie moje Dramionyyy? =0 więcej! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym będzie więcej, a w jeszcze kolejnym dwa razy więcej :D

      Usuń
  2. Podobało mi się lalala!
    Naprawdę fajny rozdział, choc może za wiele się nie dzieje.
    Weasleyowie wracają? Może się zrobic ciekawie jak odkryją, jakie są uczucia Harrego i Hermi do Ślizgonów ^^
    Bardzo dużo mówione o Arise, ale nie było Aryi! Jestem świadoma, ze nie udaje Ci się jej wpleśc w każdy rozdział, ale Blaise mógłby do niej czasem zadzwonic "na wizji" :D
    Moim ulubionym fragmentem jest oczywiście fragment z Blaisem, bo nie byłabym sobą gdybym nie zwróciła na niego całej uwagi. Jaki on cudny ♥
    I narzekam na brak Torii i Harrego! Mam nadzieję, ze przynajmniej pogadają w następnym.
    No, ale posumowując rozdział mi się podobał. Pisz, pisz Lupi ♥
    Pozdrawiam, życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Gucha <3
      Hmm, już niedługo zacznie się więcej dziać :D

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Lupi! Kiedyś czytałam już Twojego bloga. W pewnym momencie miałaś dłuuugą przerwę od dodawania rozdziału. Zapomniałam wtedy o tym opowiadaniu. Dopiero nie dawno przypomniałam sobie o tej historii, dzięki charakterystycznemu wątkowi a mianowicie więzi Hermiony i Teo. Co muszę przyznać jest oryginalnym i świetnym pomysłem! Jestem bardzo szczęśliwa, że zdołałam Cię odnaleźć w tych internetach. :D Może to trochę dziwne ale chciałabym już przeczytać rozdział, w którym rozpoczyna się już na dobre wojna. No wiesz... bitwa i oblężenie zamku. Jeśli oczywiście tak ową bitwę masz zamiar przedstawić. W sumie, to Twoje opowiadanie i możesz w ogóle nie dopuścić do wojny. ;) Ale bardzo chciałabym przeczytać o bitwie i to ukazanej z Twojego punktu widzenia. To, co chciałabym również przeczytać to rozmowa na temat obietnicy małżeńskiej, no wiesz, pytania Hermiony o to co będzie jeśli nie uda im się nie dopuścić do ślubu, więc czy jest dalej sens ciągnąć ten związek i takie tam... Ciekawi mnie również to czy młodym arystokratom uda się złamać przysięgę małżeństwa. Zapewne im się uda, bo przecież nikt nie lubi smutnych zakończeń. Gdyby im się jednak nie udało to byłby oszałamiający zwrot akcji. :D Wracając jeszcze na chwilę do wątku o bitwie... Nie daje mi spokoju to czy Ślizgoni poradzą sobie z brzemieniem jaki spoczywa na ich barkach, którym jest wybór strony. Ciemnej lub jasnej. Bo przecież zawsze i o każdej porze mogą pojawić się wątpliwości i nieoczekiwani zdrajcy.
    Największą rzeczą jaką bym Ci nie wybaczyła Lupi to chyba śmierć małego Nathana... Proszę nie zabijaj Go! I tak wystarczająco wycierpiał. :'(
    Tak jak ujęłaś to w jakimś rozdziale. Gdy Pansy zawiadomiła o tym, że "zabiła" Pana Dropsa (czy widzę jakieś powiązanie z Dumbledorem? ^^) inni sprzeciwili się, bo po części śmierć ulubionych bohaterów zostawia dziurę w sercu... Więc tak jak tam. Zamiast zabijać biednego psiaka mogła zabić tą Lottie lub Rachel. Tak też Ty nie rób mi tego i nie każ czytać, na przykład tego, że zabito małą, słodką Milkę i Ford będzie cierpiał. Albo jakbyś zabiła Aryę i Blaise straciłby resztę chęci do życia. :( Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń między Torią a Pottim. :3 Mam nadzieję, że powrót Ginny i Rona nie zachwieje przyjaźni Hermiony i Pottera między Wężami. Chcę żeby Golden Trio znów było razem i żeby Ginny ponownie miała przyjaciół, to jest jasne. ;) Proszę rozchwiej moje wszelkie wątpliwości! ♡ Och, okropnie się rozpisałam. :o
    Nie zwlekaj z dodaniem następnego rozdziału i jeśli możesz przybliż mi czas w jakim go dodasz. Czuję niedosyt przygód Twoich bohaterów. ♡ Cudowny blog, który polecam wszystkim. Wspaniale piszesz!
    Całuję, wierna czytelniczka, która powróciła, Dorix. :* ♡
    PS.Czy cała ekipa wyruszy na poszukiwanie horkruksów? Byłoby zabawnie.♡♡♡
    PPS.Nie bardzo rozumiem to, że Freddie już nie żyje... Ale cóż, to Twoja opowieść.
    PPPS. Usunęłam poprzedni komentarz i musiałam pisać go od nowa. Czuję, że czegoś zapomniałam napisać. :(
    PPPPS. Jest godzina 2:50, a ja okropnie się rozpisuję. ☆☆☆
    ♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Merlinie! Nie mam pojęcia, co odpowiedzieć na taki komentarz! :o :D
      Po pierwsze, bardzo dziękuję, że skomentowałaś! To dużo dla mnie znaczy, a tym bardziej, że zapamiętałaś tą historię i ja szukałaś! :*
      Po drugie, wszystko w swoim czasie. Obiecuję, że wojna będzie! Ale co do uśmiercania niektórych.. wypadki chodzą po ludziach ^_^
      Reszty nie zdradzę :D
      Tak, Freda musiałam uśmiercić, bo mi był potrzebny co do wątku o Weasleyach.
      Teraz jest godzin 00:43, a ja wciąż na okrągło czytam Twój komentarz!
      Jeszcze raz bardzo dziękuję!
      Ściskam mocno,
      Lupi♥

      Usuń
  5. Rozdział zaczął się od Weasleyów i dobrze, bo zaczynałam o nich zapominać. Bardzo im współczuję. Fred nie żyje? O kurczę! Albo teraz po raz pierwszy o tym wspomniałaś, albo tego nie pamiętałam.
    Harry jest kochany, że po tym wszystkim ich odwiedza. A teraz wracają do Hogwartu! Jestem ciekawa jak to będzie i jak zareaguje Hermiona. To naprawdę ciekawy wątek, cieszę się, że go nie porzuciłaś.
    Nie rozumiem trochę Draco. On sam kocha się w Hermionie, a oczekuje, by Blaise rzucił Aryę? :/ Wiadomo, że się o niego martwi, ale powinien postawić się w jego sytuacji. Dobrze, że Pansy mu to wytłumaczyła, mam nadzieję, że już nie będzie miał więcej o to problemów do Blaise’a.
    Opis lasu, w którym Teo znalazł się jako wilk, był przegenialny! Wykorzystałaś tu całą swoją umiejętność pisania opisów. <3
    I Dramione. Naprawdę mi już brakuje słów by opisywać cudowność tego, gdy są razem!! Uwielbiam ich każdą komóreczką mojego ciała. Są niesamowici i niesamowicie ich opisujesz. Sprośne komentarze Draco są urocze, baaardzo go kocham, serio.
    No i wszystko! Jeszcze raz przepraszam, że kazałam Ci tyle czekać na komentarze, ale starym zwyczajem wszystkie rozdziały zostały skomentowane, także mam nadzieję, ze jednak mi wybaczysz! Mocno Cię ubóstwiam i powtarzam Ci komplementy już jakiś trzysetny raz, ale takie rzeczy powinno mówić się ciągle. Nie umiem już doczekać się wojny, bo zdaję sobie sprawę, jak cudowne opisy wtedy potworzysz <3
    Trochę z opóźnieniem, ale życzę Ci jak najlepszych wakacji, chociaż pogoda nie sprzyja, i dużo, dużo weny! Teraz kiedy przeczytałam tyle rozdziałów pod rząd, mam apetyt na kolejne :D
    Ściskam Cię mocno, całuję i pozdrawiam,
    Twoja Kercia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kercia!
      Jak mówiłam na komentarz od Ciebie mogę czekać miesiącami! <3
      Hmm, o Fredzie mówiłam na początku, ale to było dawno temu, więc nie dziwię się, że to umknęło :D Dlatego właśnie zaczął się rozdział od wątku Weasleyów tak na przypomnienie :)
      Właśnie o to chodziło! W sumie Draco sam siebie nie rozumiał. Chyba po prostu trochę obawia się, że Blaise tak zapatrzony w Aryę nie zauważy niebezpieczeństwa, które jemu będzie groziło :D Ale od czego jest Pansy? od naprowadzania chłopców na dobry tok myślenia ! :D
      O rannyyyy, opis lasu. Miałam ochotę zmienić tą część na zupełnie inną, bo wyszło wariacko. Wiesz, jak trudno wczuć się w wilka? ;D słuchałam na YT "szum lasu" by się poczuciem wilkiem >,< więc ogromna ulga, że coś z tego wyszło!
      Staram się z Dramione jak mogę! Więc każde miłe słowo na ten temat sprawia, że skaczę pod sam sufot!
      Ty kazałaś na siebie długo czekać? A ja to co? Rozdział Twój przeczytany ledwo po dodaniu, a komentarza nie ma! ;P dziś mam zamiar to nadgonić, bo aż palce mnie swędzą!
      Mocno ściskam i ściskam,
      Lupi♥

      Usuń