19 czerwca 2015

Jest tylko jedno szczęście w życiu, kochać i być kochanym.

Cześć!
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem, bo dzięki nim non stop się uśmiechałam! Teraz postaram się rozdziały dodawać częściej, gdyż szkole mówimy już papa :D Tak się cieszę, że to już prawie wakacje, a jednocześnie jestem przerażona :o nie chcę maturalnej klasy!
 
A jak u Was? Jak oceny? Paski są? :D
 
Ściskam mocno,
Lupi♥
 
 
 
 
 
 
 
-Zaskoczona?

-Skłamałabym mówiąc, że nie – przyznała, zagryzając wargę oraz rozglądając się kolejny raz –Jesteś niesamowity, naprawdę.

-Wiem – skromnie zgodził się Blaise, sprawiając że blondynka się zaśmiała głośno. Mugolka zamrugała, starając się wybudzić z tego otępiałego transu zaskoczenia. Zabini wywiózł ją z Londynu specjalnie tutaj. Stała teraz na białym puchu, który cicho trzeszczał pod jej ciężarem zachwycając się pomysłowością chłopaka. Mulat rozbił obóz biwakowy tuż przy tym samym pomoście, gdzie spędzali ostatnio wspólnie czas po jej porwaniu z samochodu rodziców. To tutaj słuchali piosenek z jej ipoda i tańczyli na moście w świetle księżyca.

-Zacznę chyba pisać do ciebie niepochlebne smsy inaczej twoje ego nie wytrzyma i pęknie – prychnęła, wsuwając dłonie do kieszeni puchowej kurtki –Kiedy zdążyłeś to zrobić?

-Zapewne lepiej by to wyglądało, gdybym zaczął opisywać z jakim poświęceniem wszystko rozkładałem, jak siłowałem się z namiotem albo ile czasu zajęło mi rozpalenie ogniska na tym śniegu – czarodziej wyszczerzył się łobuzersko, wzruszając ramionami –Jestem już pełnoletnim czarodziejem, więc przyznaję, że użyłem magii.

-Masz rację pierwsza wersja jest lepsza – pokazała język ukochanemu, podchodząc do niego bliżej –To dlatego ogień nie zgasł?

-Tak i dlatego też nie spowodowałem pożaru. Rzuciłem czar by ogień nie wymknął się spod kontroli – potaknął, wyciągając rękę i odgarniając kosmyk jej włosów z twarzy –W namiocie mam pianki.

-To cudownie – wyszeptała, obejmując go w pasie by mocno przytulić. Zadrżała, czując jego ramiona ją opatulające oraz ciepły oddech na policzku –Dziękuję, Blaise.

-Jeśli za każdym razem będziesz mnie tak przytulać, obiecuję częściej robić niespodzianki – odparł łagodnie, cmokając ją w nos –Mam nadzieję, że jesteś trochę głodna?

-Jak najbardziej – potaknęła, rumieniąc się pod naporem jego ciepłego wzroku –Ale Blaise.. ja nie lubię pianek.

-To dobrze, bo ja też – zaśmiał się, prowadząc ją do namiotu, stojącego między drzewami –Ale wiem, że to romantyczne. Milli mówiła, że to super pomysł, ale spokojna głowa, bo kupiłem masę żelków.

-Żelki – pisnęła blondynka, wbiegając do namiotu, a po chwili zamierając i rozglądając dookoła –Czy to magiczny namiot?

-Tak – czarodziej przyjrzał się ukochanej, która zamrugała zaskoczona i wyszła na dwór. Przeszła parę razy dookoła, znów wchodząc do środka i marszcząc brwi. Zaczęła zwiedzać każde pomieszczenie, uśmiechając coraz szerzej. Namiot jak na standardy czarodziejskie nie był zbyt wielki. Blaise wziął jeden z tych mniejszych składających się jedynie z łazienki oraz sypialni plus salonu. Arya natomiast była zafascynowana każdym pomieszczeniem, również sypialnią, zerkając nieśmiało na towarzysza.

-Lubię te kwiaty – powiedziała dziewczyna pierwsze co przyszło jej do głowy, przysuwając białe płatki do nosa –Kwiat migdałowca ma piękne znaczenie, wiesz?

-Nadzieja – odparł chłopak, pociągając ją za sobą na miękkie łóżko –Interesujesz się znaczeniami kwiatów?

-To zabrzmi głupio, ale tak. Od paru ostatnich miesięcy – przyznała, kładąc mu brodę na torsie i łaskocząc kosmykami włosów po szyi –Kiedy zaczęliśmy pisać, a ty do każdej koperty wsadzałeś kwiatek.. zainteresowałam się tym i sprawdziłam, co znaczą.

-Nie wiedziałem, że zwrócisz uwagę na ich znaczenie – odparł zamyślony mulat, gładząc ją leniwie po plecach –Moja mama zawsze uwielbiała znajdywać definicje kwiatów, dlatego je wysyłałem.

-Nie mogłam się powstrzymać by nie sprawdzać za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, a ty dawałeś mi nie bukiecik, a jeden pojedynczy kwiatek – wyszeptała, rysując palcem serce na jego klatce piersiowej –Chcę zapamiętać ten dzień do końca życia.

-To w końcu nasz pierwszy raz – parsknął śmiechem, gdy gwałtownie usiadła, czerwieniąc się –Nie mam na myśli tego, zboczuchu. Chodzi mi, że to nasz pierwszy biwak. Przed nami pierwsze spanie pod gołym niebem, ale to już gdy będzie cieplej. Pierwsza wycieczka, pierwsze gotowanie.

-Nie mogę się doczekać – zachichotała jasnowłosa, przeciągając się –No to gdzie te moje żelki?

-W salonie – prychnął, kiedy uciekła do drugiego pomieszczenia. Niecałe dziesięć minut później siedzieli okryci pledem przy ognisku, które słało do nieba tysiące małych iskier. Arya oparła się wygodniej o chłopaka, wsuwając do buzi kolejną słodycz. Przymknęła powieki, starając zapamiętać każdy szczegół. Ciepło bijące od ognia, chłód od pnia, na którym przysiedli. Przyjemnie gładki materiał koca, dotyk skórzanej kurtki czarodzieja na policzku. Zapach palącego się drewna oraz ten słoneczno-pieprzny otaczający ukochanego. Chciała pamiętać ciepło i chrypę jego głosu, gdy opowiadał jej o starych legendach. Chciała pamiętać ciemne niebo upstrzone w liczne gwiazdy, chciała móc przywołać z pamięci szum gałęzi oraz chlupotanie jeziorka.

-Jesteś tutaj jeszcze? – usłyszała ślizgona, który piekł nad ogniem kawałek kromki chleba.

-Nigdzie indziej się nie wybieram – odparła pewnie, uśmiechając do przyglądającego się jej Zabiniego –Blaise?

-Tak, księżniczko? – jego oczy odnalazły jej, brązowy napotkał fioletową barwę tęczówek.

-Ja chyba też się już w tobie zakochałam – wyszeptała, wyciągając drżące palce i muskając jego policzek –I z sekundy na sekundę zakochuję coraz bardziej.

Blaise przyjrzał się jej mile zaskoczony, nachylając i łącząc w pocałunku. Miękkie wargi przywarły do jej, rozgrzewając ją do czerwoności. Przysunęła się jeszcze bliżej, pragnąc móc skrócić każda odległość między nimi. Czuła słodki smak jedzonych niedawno żelków oraz uzależniający ją zapach mulata. Wplotła palce w ciemne włosy, nie pozwalając mu się wycofać. W końcu przyjemne mrowienie ogarnęło całe jej ciało, a ona czuła się we właściwym miejscu, będąc w jego ramionach.

-Blaise – wydusiła z siebie, odchylając do tyłu.

-Hm? – nieprzytomnie spojrzały na nią ukochane oczy, a opuchnięte wargi chłopaka wygięły w uśmieszku.

-Twój chlebek – wymamrotała, wskazując sczerniałe coś, co kiedyś było pyszną bułką, a teraz paliło się w ognisku.

-Oh, na Salazara – parsknął, unosząc do góry kijek, z którego zsunęła się jego kolacja –Gdzie są żelki?

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Zielone tęczówki błyszczały, gdy dziewczyna spoglądała na siebie w lustrze. Astoria z ciekawością obserwowała swoje kształtne ciało, którym zwykle zachwycała innych. Zarzuciła na siebie koszulę, wciągając z zamyśleniem piżmowy zapach. Przymknęła powieki, gładząc opuszkami palców miękki materiał. Kolejny raz zerknęła na siebie, szukając jakiejś wskazówki czy się zmieniła. Brązowe włosy miała poplątane, ale to dodawało jej jedynie uroku. Duże oczy promieniały dziwnym blaskiem, a usta opuchnięte wyginały w uśmiechu, który starała się zminimalizować. Westchnęła cicho, akceptując fakt, że zmiana jest gdzieś indziej. Nie na jej ciele, a duszy. Oparła czoło o chłodne szkło, wypuszczając ze świstem powietrze.

-Coś ty narobiła? – wyszeptała do siebie, obracając w stronę wielkiego łóżka na środku komnaty. Pomieszczenie było wielkie, a srebrna barwa mieszała się z czerwienią oraz złotem. Nigdy nie wyobrażała sobie, że to połączenie kolorów może ją tak urzec, ale teraz.. nie widziała piękniejszej sypialni od tej. Przeszła po miękkim, puszystym dywanie, w którym jej stopy przyjemnie się zagłębiały. Stanęła z boku, obejmując kolumienkę łóżka, z której zwisała kotara. Na posłaniu pościel była całkowicie pomiętolona, a poduszki porozrzucane. Przysunęła się jeszcze bliżej, czując zalewające ją ciepło na widok spokoju malującego się na twarzy śpiącego chłopaka. Wciąż miał rysy młodego chłopca, ale gdy nie spał ta niewielka część dziecka umykała jej. Jego rysy zmieniały się z roku na rok, on sam mężniał, a dzięki mugolskiej przyjaciółce Hermiony zaczął się również ubierać lepiej. Podobała jej się też ta zmiana, że zaprzestał nosić okulary, które ukrywały głębie jego spojrzenia. Czarne, zmierzwione włosy opadały na jego czoło, niemal ją kusząc by je odgarnęła. Przesunęła wzrokiem dalej, uśmiechając na widok zadrapań na jego boku, które zostawiły jej paznokcie. Nie spodziewała się, że czarodziej będzie miał wysportowaną sylwetkę. Wiedziała, że zwykle był wychudzony oraz zmizerniały, ale jak widać wakacje z przyjaciółkami sprawiły, że przybrał na wadze. A lekki zarys jego mięśni był niesamowitym skutkiem jego ukochanego poświęcenia w Quiddichu.

-Harry James Potter – powiedziała cicho, wyciągając rękę i opuszkami palców muskając jego policzek. Ile by dała za taką przyszłość. Nie mogła już dłużej okłamywać samą siebie. Tu nie chodziło o jej nagłą fascynację Wybrańcem czy pożądanie jakie wzbudzał. Tu nie chodziło o jedną noc w jego ramionach, a potem złośliwości na ten temat. Tu nawet nie chodziło o nią, o jej rodzinę czy dziedzictwo rodu. Tu chodziło wyłącznie o niego. Nie chciała przyznać sama przed sobą, że chłopiec ten zaczął wzbudzać w niej inne uczucia niż niechęć. Nie był też obojętny, a tym bardziej znienawidzony. Przejechała palcem po jego brodzie, muskając kciukiem spuchnięte usta. Poczuła ogarniające ją gorąco na myśl, że całą noc upajała się ich miękkością oraz słodyczą. Zamrugała szybko, gdy przypomniała sobie, że jego ruchy nie były nieśmiałe bądź niepewne. Zagryzła wargę, zdając sobie sprawę, że nawet teraz nie była nikim szczególnym dla niego. Nie była jego pierwszą kobietą, którą ugościł w łóżku. Odetchnęła, odsuwając od łóżka i odchodząc do magicznego barku. Nalała sobie szklankę Ognistej, zachwycając jej złocistym kolorem. Czy była zła? Na pewno, a może to ta zazdrość, o której wspominają książki? Nigdy nie była zazdrosna, nie miała takiej potrzeby. Od małego powtarzali jej, że jest cudowna oraz wyjątkowa. Znała swoją wartość oraz pozycję. Wiedziała, że poślubi znakomitego spadkobiercę Malfoyów, a potem zajmie należne jej miejsce przy jego boku. Do tego podobno się urodziła, to było jej przeznaczenie. Tyle że od jakiegoś czasu wcale tego nie chciała. Kiedy rok temu usłyszała rozmowę Dracona i Pansy na temat aranżowanych małżeństw oraz ich chęci znalezienia rozwiązania do tego. Przyłączyła się. Mogła zostać panią swojego losu, mogłaby poślubić kogoś kogo by pokochała.

-Mhmm.. – upiła łyk alkoholu, obserwując budzącego się kochanka. Uniósł powieki, uśmiechając delikatnie i przeciągając leniwie. Obserwowała gryfona, który oparł się na łokciach przyglądając z ciekawością komnacie. W końcu jego niesamowite oczy spoczęły na niej, rozszerzając z szoku oraz niedowierzenia.

-Dzień dobry – przywitała się spokojnie, oblizując wargi z pozostałości alkoholu –Dobrze spałeś?

-Tak, nie.. tak – mruknął, siadając prosto i krzywiąc na widok pobojowiska w pokoju. Astoria spojrzała w tą samą stronę, powstrzymując chichot, gdy zrozumiała, że zobaczył jej podartą suknię oraz własne szaty w kawałkach.

-Ups – powiedziała, opierając wygodniej na fotelu i znów przyglądając czarodziejowi.

-Ups – powtórzył, przeciągając ręką po roztrzepanych włosach –Czy my..?

-Na to wygląda – potwierdziła jego wątpliwości, zaciskając usta, gdy przyjrzał się jej z dziwnym ciepłem w oczach. Nie chciała tego widzieć, nie chciała by on też poczuł coś do niej więcej niż obojętność. Nie mieli przed sobą wspólnej przyszłości.

-Chcesz może skorzystać z łazienki? – chrząknął, skupiając się na wybranym pomieszczeniu i sprawiając, że Pokój Życzeń stworzył dodatkową komnatę.

-Już się kąpałam – przyznała, odstawiając kieliszek na stolik –Ale ty idź, nie krępuj się.

-Mhmm, dzięki – wymamrotał, przepasując pledem w pasie i gramoląc z łóżka –Mamy jakieś ubrania?

-Wczorajsze – stwierdziła, mrużąc powieki, kiedy zniknął. Podniosła się ze swojego siedzenia, podchodząc do łóżka i siadając na nim. Położyła głowę na jego poduszce, wciągając piżmowy zapach, który go otulał. Wsłuchała się w odgłos prysznica, starając ułożyć jakiś plan, jak to dalej rozegrać. Ona miała wyjść za mąż za Dracona, a to że tego nie chciała i robiła wszystko by pozbyć się tego obowiązku, to co innego. On natomiast miał uratować cały świat, a romans z nią nie miał dla niego sensu. Nie mogli być razem. I już. Podniosła z ziemi swoją sukienkę, zakładając ją, ale była rozerwana w połowie tak, że prawie nic nie zasłaniała.

-Załóż moją koszulę – poradził jej Harry, stając w drzwiach łazienki i uśmiechając nieśmiało.

-Dziękuję – powiedziała cicho, nasuwając na siebie ubranie kochanka. Zerknęła na niego z ukosa, obserwując jak sam zarzuca na siebie naruszone szaty wyjściowe.

-I co teraz? – popatrzył nieprzytomnie na dziewczynę, która stała spokojnie pod ścianą.

-Nic. Nie mówmy o tym nikomu – westchnęła, zapinając ostatnie guziki koszuli.

-Zgoda, nie mówimy i .. – chrząknął, rumieniąc się delikatnie.

-I?- odwróciła się, podchodząc do drzwi.

-I zapominamy, nie? – Wybraniec podszedł do niej, z uwagą przyglądając –W sumie nie ma co pamiętać. Mam pustkę w głowie, a ty?

-Tak, ja też – pokiwała szybko głową, jednocześnie zastanawiając czy powiedział kiedyś coś bardziej raniącego –Milczymy i zapominamy.

-Świetnie – wstrzymał oddech, kiedy otwierała drzwi.

-Świetnie – odparła, ostatni raz zerkając na niego –Zostajesz?

-Tak, może jeszcze się prześpię – wyjaśnił niezdarnie, zagryzając wargę –To.. cześć?

-Cześć – powiedziała, wychodząc i znikając po tamtej stronie. Harry zamarł, zastanawiając się czemu podjęta przed chwilą decyzja sprawiła mu taki ból. A może jednak nie zapominać? Złapał chłodną klamkę, kolejny raz przypominając sobie beznamiętność dziewczyny. Ona nie chciała tego pamiętać, nie chciała w ogóle tej nocy. A czego on chciał? Cóż, prawdopodobnie chciał tego by była szczęśliwa. Na dodatek, to nie miało sensu zupełnie. On gryfon, ona ślizgonka. Osunął się na ziemię i oparł plecami o drzwi. Nie wiedział, że w tej samej pozycji, parę centymetrów zanim siedzi Astoria. Szatynka pod którą załamały się nogi, gdy klamka opadła. Zielonooka, po której policzkach spływały krople i moczyły sweterek. Bo ona też żałowała, a miała co.


Silne, a jednocześnie jedwabiste wargi zgniatały jej. Mocne ramiona oplatały jej ciało, a szczupłe palce wbijały się w plecy, przyciągając ją bliżej i bliżej. Opadli na łóżko, a spragnione ciała ocierały się o siebie. Czuła jego zapach, smak. Czuła mięśnie pod dłońmi, którymi badała jego ciało. Czuła bicie serca, próbującego dostać się do jej. Czuła gorący oddech na szyi. Słyszała swój przyspieszony oddech i jego mruczenie. Wplotła palce w te czarne włosy i przyciągnęła jego usta do swoich. Ich języki ponownie zaczęły tańczyć i walczyć o dominację. Usłyszała pęknięcie, a po chwili leżała w bieliźnie. Sprawnie pozbyła się jego ubrań. Ich spojrzenia zetknęły się w chwili, kiedy oplotła go nogami w pasie. Nie mogła powstrzymać cichego jęku, kiedy pokonał ostatnie centymetry jakie ich dzieliły. Słodkie dopełnienie dwóch ciał, jak to opisywały te wszystkie książki. Spełnienie marzeń i podświadomych snów, jak krzyczała jej dusza.

-Astoria!

Jego krzyk był dla niej muzyką. On był dla niej muzyką. Jego ciało było dla niej muzyką. Jego czarne, poplątane włosy było jej muzyką. Zielone, zamglone oczy wpatrujące się w nią były jej muzyką. Jego usta wygięte w uśmiechu były jej muzyką. Jego cichy szept „Jesteś moja” był dla niej muzyką.

A muzyka?

Muzyka była jej miłością.

A swoją miłość pamiętała. Pamiętała w najmniejszym szczególe.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Jasnowłosa uniosła głowę do góry, przysuwając aparat do twarzy. Przymknęła powiekę by móc lepiej przyjrzeć się światu po przez obiektyw. Przybliżyła obraz, gdy dwie małe puchonki pojawiły się zza rogu. Małe dziewczynki były urocze z tą swoją beztroską wymalowaną na twarzach. Milli zrobiła im zdjęcie, kierując dalej swoim ukochanym aparatem. Zatrzymała go na grupce starszych uczniów. skupiła się szczególnie na wysokim szatynie, który właśnie zaczął się głośno śmiać. Przyglądała się jak jego oczy błyszczą, jak odrzuca głowę do tyłu, a rękę unosi do skroni w swoim bezwiednym geście rozbawienia. PSTRYK.

-To zamienia się w obsesję, a nie miłość – usłyszała znajmy głos, a chwilę potem na jej parapecie przysiadła przyjaciółka –Robisz mu po kryjomu zdjęcia?

-Staram się złapać piękne momenty szarego życia – westchnęła, odsuwając ukochany sprzęt i uśmiechając do ślizgonki –Mam mnóstwo twoich zdjęć.

-To brzmi niepokojąco – zauważyła rozbawiona Pansy, częstując ją muffinką, którą ukradła ze śniadania –Widziałaś może Draco?

-A ty widziałaś Hermionę? – zachichotała blondynka, spinając blond kosmyki w wysokiego i niechlujnego koczka –Brzmi tajemniczo, prawda?

-Będziemy musiały zbadać sprawę – zgodziła si ochoczo Parkinson, przekrzywiając głowę –Bardziej zastanawiające jest.. zniknięcie Torii.

-Może znalazła jakiegoś adoratora na jedną noc – Milka wzruszyła ramionami, unosząc aparat i robiąc zdjęcie zamyślonej dziewczynie. Zwykle przez obiektyw potrafiła więcej zauważyć niż bez niego. Tak jak teraz dopiero na zdjęciu zauważyła smutek wymalowany w brązowych oczach ślizgonki, jej maskę, którą zakładała.

-Ostatnio zaprzestała zabawy z chłopcami – mruknęła Pansy, bawiąc czarnymi pasmami włosów –Teodor twierdzi, że odprowadził ją do lochów, a potem wrócił do siebie. Ale Harper, który spał w salonie nie zauważył by wróciła.

-Na pewno nic jej nie jest – uspokoiła ją jasnowłosa narzeczona Flinta, ściskając pokrzepiająco rękę przyjaciółki –A ty jak się trzymasz?

-Dobrze – odparła beznamiętnie ślizgonka, wzruszając ramionami –Nie chcę o tym rozmawiać, Mill.

-Rozumiem, ale.. – filigranowa uczennica, pomachała ukochanemu, który zmierzał w ich stronę –Wiesz, że cię kocham i zawsze wysłucham?

-Wiem, Mills, wiem – potaknęła Pansy, przewracając oczami, kiedy zakochani pocałowali się na przywitanie –Ludzie, przed chwilą jadłam śniadanie.

-Mi też miło cię widzieć o poranku, Pans – parsknął Marcus, gładząc dłonią zarumieniony policzek blondynki –Co powiesz na wspólne drugie śniadanie?

-Z przyjemnością – odparła słodkim sopranem Milka, z zachwytem wpatrując w miłość swojego życia –Jak się spało, panie Flint?

-Cudownie, chociaż krótko i intensywnie, pani Flint – wymamrotał do ucha dziewczyny starszy uczeń, obejmując ją w pasie –Wydaje mi się, że łóżka dziewczyn są bardziej miękkie.

-Można to porównać – z chęcią zaproponowała nastolatka, pstrykając narzeczonego w nos –Podoba mi się zwrot pani Flint.

-Powinnaś zacząć się do niego przyzwyczajać – ciepło przypomniał Marcus, zerkając na krzywiącą się teatralnie Pansy –Pan, może chcesz dołączyć?

-I obserwować jak wasza miłość niszczy wam mózgi? Nie, podziękuję – zaśmiała się ciemnowłosa, zeskakując z parapetu –Już wystarczająco się nasłuchałam i napatrzyłam.

-Maruda – parsknął Gloomy, przewracając oczami –Z tego co wiem, to Astoria wróciła do Pokoju Wspólnego.

-Dzięki – odetchnęła zaniepokojona przyjaciółka, odchodząc od zakochanych –Powstrzymajcie się przed czułościami nim nie zniknę na schodach!

-Okropna – jęknęła Millicenta, mrużąc powieki ze złością –Moje przyjaciółki to jędze.

-Powiem to Astorii, która od lat strzeże cię przed innymi i Pansy, która zawsze cię słucha, a nawet i Hermionie, która bez problemu potrafi cię rozśmieszyć i pocieszyć – zakpił z ukochanej, muskając wargami jej skroń –Mamy cudowne szczęście, skarbie.

-Wiem – potwierdziła to cichym szeptem, wtulając się w jego tors –Chciałabym by to trwało wieczność. Są okropne czasy, ludzie się boją nadchodzącej wojny, ale.. jesteśmy wszyscy cali i zdrowi. A to jest najważniejsze.

-Nie wolno nam o tym zapomnieć – zgodził się z nią, całując czule w czoło, a potem odsuwając –Co powiesz na piknik na błoniach?

-Jest śnieg i zimno – zauważyła, zeskakując z parapetu i uśmiechając szeroko –Cudowny pomysł, Gloomy.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Hermiona otworzyła oczy, zachwycając się migotaniem licznych kolorów, jakie odbijały szkiełka podwieszone pod sufitem. Wtuliła się w koc, który ją otulał, przyglądając z fascynacją zabawie promieni słonecznych i kryształków. Cała komnata jaśniała pięknie w licznych barwach tęczy, a malowidło na ścianie wydawało się ożywić dzięki temu. Niemalże mogła zobaczyć zamgloną postać artysty, który spędził tu całe dnie starając oddać magię Zakazanego Lasu. Wyobrażała sobie jak pociąga pędzlem po starej, szarej ścianie zmieniając ją w to arcydzieło. Każde machnięcie stanowiło idealne dopełnienie pejzażu, każda barwa pasowała idealnie.

-Piękne, prawda? – zerknęła na stojącego przy oknie ślizgona, który ja obserwował z zamyśleniem –Jak się spało, Granger?

-Bardzo dobrze – przyznała, przewracając na brzuch i uśmiechając szeroko do towarzysza –A tobie?

-Oprócz paru siniaków nabytych dzięki twojej nocnej kopaninie? Cudownie – zaśmiał się szczerze, gdy zmarszczyła brwi –Podoba mi się.

-Co? – zapytała naburmuszona, przeczesując dłonią plątaninę jej codziennych loków.

-Ten widok – wyjaśnił łagodnie, siadając na materacu przy niej i zawijając jeden z brązowych pukli na palcu –Obserwowanie jak budzisz się o poranku z tą szopą na głowie.

-Wczoraj jeszcze przysięgałeś, że lubisz tą „szopę” – mruknęła, siadając prosto, ale nie zsuwając koca z ramion –Długo spaliśmy?

-Nie lubię, a uwielbiam – poprawił ją, unosząc brwi do góry –Jest po jedenastej, ale większość osób jeszcze śpi.

-Wychodziłeś stąd? – zdziwiła się, zastanawiając jednocześnie jak okropnie musi wyglądać. Oczywiście nie była próżna, ale jaka dziewczyna nie myśli o wyglądzie o poranku przy tym idealnym w każdym calu czarodzieju? Chociaż, gdy dłużej na niego patrzyła zauważyła te drobne skazy młodego arystokraty. Szare cienie pod oczami, pogniecioną szatę wyjściową, a nawet potargane jasne pukle.

-Pomyślałem, że możesz być głodna – powiedział łagodnie, znowu się uśmiechając i unosząc do góry zawinięty w papierki talerz z kanapkami –Nie byłem pewny na co masz ochotę.

-I dlatego zwędziłeś wszystkiego po trochu? – zaśmiała się, czując jak jej serce promienieje ze szczęścia na widok jego troski o nią –Dziękuję, Draco.

-Cała przyjemność po mojej stronie – zapewnił, nagradzając ją promiennym spojrzeniem, który kolejny raz sprawił, że poczuła ogarniające ją gorąco. Już dawno nie widziała go tak radosnego, nie.. nigdy nie widziała go tak szczęśliwego jak teraz. Sięgnęła po tosta, gryząc kawałek i zerkając na chłopaka.

-Spotkałeś kogoś z naszych? – zapytała, opierając wygodniej o ścianę i wyciągając przed sobą nogi. Malfoy przysiadł się do niej, stykając ich ramiona ze sobą.

-Widziałem Milli na korytarzu, a Gloomyego w holu – zamyślił się, gryząc bułkę z czekoladą, którą przez przypadek pobrudził policzek –A i jeszcze Pansy jak kierowała się do Wielkiej Sali. Reszty nie spotkałem.

-Mam nadzieję, że Harry wrócił bezpiecznie do siebie – westchnęła cicho, przypominając sobie, że kiedy się żegnała przyjaciela porwał Dean i Seamus z dość wyraźną iluzją zawartości ich kubków –I że Blaise nie zapomni tu wrócić.

-Przy Aryi totalnie zapomina o całym świecie – zaśmiał się kolejny raz blondyn, szturchając ją łokciem –Chciałbym by ten poranek trwał przez wiele lat.

-Znudziłbyś się – wymamrotała zarumieniona dziewczyna, drżąc, kiedy jego szczupłe palce zacisnęły się na jej brodzie by skierować twarz w jego stronę –No co?

-Znudziłbym się? – powtórzył karcąco, mrużąc powieki –Gdybym mógł, to oddałbym cały majątek Malfoyów byle tylko kolejny lata swojego życia budzić się przy tobie.

-Nie mów tak – zaprotestowała cicho, unosząc dłoń i ścierając pozostałą czekoladę z kącika jego ust –Nie jestem tak zachwycająca jak Toria, urocza jak Milli czy przebojowa jak Pansy. Jestem nudnym molem książkowym, Draco.

-Jesteś najbardziej wyjątkową oraz fascynującą osobą jaką spotkałem – wyszeptał spokojnie szarooki, nachylając do niej –Czy tak trudno uwierzyć ci w moje uczucia?

-Po prostu.. – Hermiona wzruszyła ramionami, mrugając szybko by przegonić niechciane łzy –Boję się, Draco, że to wszystko się skończy szybciej niż zaczęło. Że w końcu przejrzysz na oczy i zobaczysz, że jestem jaka jestem.

-Wiem jaka jesteś, a i tak zaskakujesz mnie za każdym razem – jego wargi musnęły jej skroń, pieszcząc oddechem –Przyznaję, że jesteś przemądrzała, zarozumiała, upierdliwa oraz nie lubiąca się mylić, ale jesteś też wrażliwa, czuła, mądra, ambitna, kochająca. Nawet ślepy by dostrzegł tą jasność cię otaczającą.

-Nie jestem zarozumiała – zaprotestowała, odchylając do tyłu i marszcząc brwi –Jestem po prosu pewna swoich racji.

-Oczywiście – parsknął ślizgon, łącząc ich wargi w słodkim pocałunku –A ja jestem uroczy jak Milka.

-Kretyn – burknęła, czochrając go po jasnych włosach.

-No i proszę, wróciła pyskata gryfonka – wymamrotał, uśmiechając szeroko, kiedy oparła głowę o jego ramię –Granger?

-Tak, Draco? – spletli dłonie, bawiąc się palcami.

-Obiecaj, że ta historia nie będzie miała końca – poprosił cicho, mocno ją obejmując.

-Nie mogę – wyszeptała, przełykając ciężko ślinę –Ale obiecuję, że nie będzie miała złego zakończenia.

-To wydaje się dobrym spojrzeniem na nadchodzącą przyszłość – zauważył, gładząc brązowe sprężynki ukochanej –Wolę happy endy.

-Postaram się by taki był – przyrzekła, całując go w kącik ust i uśmiechając smutno –Co to za historia bez szczęścia bohaterów?

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Teodor przyglądał się z uwagą dziwnemu stworzeniu, które siedziało na gałęzi. Pociągnął ołówkiem po kartce, oddając zarys jego sylwetki. Było to zwierzę przypominające jednocześnie małą małpkę, a królika ze sterczącymi do góry uszami. Duże kły wystawały z jego pyszczka, a sama istotka ze spokojem czyściła ze skupieniem swój ogon. Ciemne tęczówki ślizgona skakały to z kartki na zwierzaka i z powrotem. Sprawnie rozrysowywał coraz bardziej szczegółowo łepek małpo-króliczka, krótkimi pociągnięciami naśladując jego nastroszone futerko. Brudnymi już od grafitu palcami, rozmazał jego ogon, chcąc ny wydawał się bardziej puszysty. Taki jaki był w rzeczywistości. Nim zdążył oddać jego zabawnie wygięte łapki, zwierzak uniósł głowę, nastroszył uszu i uciekł z prędkością hipogryfy na następną choinkę.

-Hej – usłyszał po paru minutach ciche przywitanie, a potem cichy jęk gałęzi, kiedy to niespodziewany towarzysz wdrapywał się na miejsce obok niego.

-Hej – odparł spokojnie, nie odrywając wzroku od swojego rysunku i dodając najistotniejsze szczegóły jakie zdołał zapamiętać –Głośniej się nie dało spacerować?

-Wybacz, nie posiadam twojej zdolności cichego przemieszczania się po lesie – prychnęła dziewczyna, podciągając kolana pod brodę –Wystraszyłam ci jakiegoś nowego modela?

-Nic wielkiego – odparł, zerkając w końcu na przyjaciółkę, która jak nigdy siedziała cicho. Od razu zauważył, że coś ją trapi. Tak często przyglądał się tej twarzy w tak wielu sytuacjach, że nie miał problemu ze zwróceniem uwagi na najdrobniejsze wskazówki wymalowane na jej buzi. To jak ściągnięte były jej pełne usta, to jak mrużyła powieki czy lekko zadzierała brodę do góry.

-Analizujesz mnie? – spytała kpiąco, krzyżując ich spojrzenia. Właśnie one pokazywały mu wszystko. Nauczył się poznawać jej nastroje dzięki nim na długo przed tym, gdy ona zdobyła zdolność nakładania masek. Teraz też zielone tęczówki błyszczały dla innych obojętnością oraz możliwym wyzwaniem, a on dostrzegł smutek, poczucie winy oraz złość.

-Co się stało? – spytał, zamykając swój notes i unosząc wysoko brwi –Słyszałem, że nie wróciłaś do dormitorium mimo, że cię odprowadziłem.

-Zapomniałam szala z Wielkiej Sali, więc musiałam wrócić ... – wzruszyła ramionami, łamiąc tym samym zapewne jakąś regułę o niewłaściwym geście dla arystokratki –Spotkałam pod drodze kogoś.

-Tak? – dał znać, że słucha, a jednocześnie przymknął powieki –Kim był ten ktoś?

-Chodzi o to, że on był lekko podchmielony, ja też.. zaczęliśmy się sprzeczać, a potem nagle normalnie rozmawiać – kontynuowała, machając rękoma, jak zawsze gdy ponosiły ją uczucia –W pewnym momencie się pocałowaliśmy, a potem.. potem poszło dość szybko.

-Wiesz, że mi na tobie zależy – Teodor usiadł prosto, łapiąc w brudne ręce delikatne dłonie ciemnowłosej –Wiesz, że kocham cię jak siostrę. Pamiętaj, że nie mogę teraz przysiąc, że nikomu tego nie powtórzę, Torii.

-Jak to, ahh.. – ślizgonka skinęła głową ze zrozumieniem, uśmiechając blado –Czasem zapominam, że jesteś z Mioną połączony.

-Ja nie – przyznał, uśmiechając szeroko do dziewczyny –Będę cię wspierać najlepiej jak potrafię w każdej sytuacji, Ast.

-Wiem, Teo – zielonooka przysunęła się bliżej, mocno się do niego przytulając. Teodor zmusił się do objęcia jej, gładząc po ciemnych kosmykach. To nie tak, że nie lubił dotyku. Nie był do niego po prostu przyzwyczajony. Rodzice nigdy go nie tulili i nie okazywali mu w czuły sposób miłości. Dopiero gdy zaczął się przyjaźnić z Astorią zrozumiał, że łapanie za rękę, obejmowanie jej dodawało przyjaciółce otuchy. On nigdy tego wcześniej nie czuł, nigdy nie czuł tego póki nie został połączony z Granger. Od tamtej pory zaczął dostrzegać inną stronę tego przytulania, zaczął wierzyć, ze takie gesty mają sens.

-Hermiona tu idzie – wyszeptał do ucha ślizgonki, gdy przyjemne mrowienie na jego karku zawiadomiło o przybliżającej się gryfonce.

-Nie chcę jej unikać, ja po prostu.. – nastolatka pokręciła głową, zeskakując na ziemię i uśmiechając ostatni raz. Zaczęła się oddalać w kierunku Hogwartu, witając po drodze z przyjaciółką i tłumacząc, że się gdzieś spieszy. Teodor westchnął cicho, wiedząc że to co gnębi jego ślizgońską siostrę nie da jej spokoju póki się komuś nie zwierzy. Miał nadzieję, że wypadnie to w takim razie na Parkinson, a nie Tracey czy inną lalkę.

-Czy ona jest na mnie zła? – Hermiona popatrzyła na niego z dołu, poprawiając czapkę z pomponem na głowie –Zrobiłam coś nie tak?

-Wszystko w porządku – zapewnił ją, uśmiechając cierpko oraz schodząc na dół by poprowadzić ją na ich tradycyjny spacer –Jak zabawa wczorajsza?

-Świetnie – odparła, uśmiechając szeroko i łapiąc go za dłoń, dzięki czemu magia zafalowała intensywnie –Mam nadzieję, że udało mi się blokować moje ..ee.. uczucia i myśli?

-Lepiej niż ostatnio – przytaknął, przewracając oczami, gdy się zarumieniła –To normalne, Miona, każdy kiedyś się zakocha w kimś. Akurat wypadło na ciebie, a ja jakoś sobie radzę i ignorują twoje myśli w mojej głowie. Nie patrz tak, nie jestem zły, raczej rozbawiony.

-Widzę właśnie – prychnęła, rzucając w niego śnieżką –Pamiętaj, że mamy dziś się spotkać w łazience.

-Jak głupio to by nie brzmiało, to i tak zapamiętam – parsknął ślizgon, popychając przyjaciółkę w zaspę. Nie mógł się powstrzymać przed głośnym śmiechem na widok jej zaskoczenia. Mimo trudów z tą więzią, był za nią wdzięczny. Cieszył się na perspektywę przyszłego życia z dziewczyną, tym że ich znajomość nigdy nie będzie miała końca. Pokochał ją jak siostrę i już nic tego nie zmieni, a jej ciągła obecność przypominała mu, że życie bywa piękne.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Hermiona przymknęła powieki obserwując z zainteresowaniem filary, na których wyryto tajemnicze symbole. Musnęła opuszkiem palca pradawne zaklęcie, czując jak magia wibruje w powietrzu. Szorstki kamień zdawał się promieniować od potężnych zaklęć, ale jak mogła się dziwić skoro za pewne były rzucone przez samego Salazara? Zerknęła za siebie wpatrując w pomnik owego czarodzieja, który był tak próżny, że we w komnacie, gdzie tylko on miał wstęp postawił swoją podobiznę.

-Myślę, że ich zadaniem było również powstrzymywanie Bazyliszka przed ucieczką.

Dziewczyna skinęła potakująco głową, przybliżając do wielkiego potwora, którego wiele lat temu pokonał jej przyjaciel. Wyciągnęła dłoń, muskając drżącą ręką pysk stworzenia oraz oglądając jego drapieżne kły, które wystawały z pyska.

-Zapewne też ukrywały Komnatę przed potencjalnymi gośćmi – dodała, rozglądając kolejny raz po całym ogromnym pomieszczeniu. Zawiesiła wzrok na stojącym niedaleko Harry’m, który rzucił właśnie zaklęcie na Dracona. Ślizgon odbił je szybko, atakując kolegę serią zaklęć czarnomagicznych. Ku jej przerażeniu, które starała się ukryć, zielonookiego ten sparring zdawał się bawić. Oczy Wybrańca lśniły dziko, a jego ruchy były pewne, gdy wymawiał cicho ingrediencje oraz odpowiednio wykonywał ruchy różdżką. Przychodziło mu to z dziwnie naturalną łatwością, a aura pulsująca wokół zdawała się ciemnieć z każdą chwilą.

-Jest w tym niezwykle dobry – stwierdził cicho Teodor, zauważając, że z niepokojem obserwuje walczących –Intuicyjnie potrafi robić uniki, a jednocześnie sprawnie wybiera formę ataku bądź obrony.

-Sama walka nic mu by nie dała – zauważyła spokojnie, rzucając okiem na siedzące niedaleko przyjaciółki. Astoria oraz Gloomy zapisywali uwagi co do walki obu chłopców, a Milka z uwagą czytała jakąś książkę. Zupełnie nie przejmowali się tym, że Malfoy i Potter ćwiczą właśnie Zakazane Sztuki.

-Najpierw dałem mu do przeczytania parę książek -  przyznał ślizgon, zaciskając wargi, gdy posłała mu zirytowane spojrzenie –Teoria jest ważna. A Harry nie dość, że szybko przeczytał te tomy, to też zapamiętał większość najważniejszych rzeczy. Tak jakby chłonięcie czarnej magii miał we krwi.

-A nie ma, gdyż Potterowie należeli do znakomitego rodu, który szczycił się swoją jasną stroną – prychnęła kujonka, marszcząc brwi –Jego matka była mugolaczką.

-Masz rację, szczycili się jasną stroną, ale to nie oznacza, że nie znali Mrocznej Magii – wyjaśnił Nott, wzdychając ciężko –Jak każdy czystokrwisty ród musieli uczyć się kiedyś czarnej magii, a to że jej nie używali i się nie chwalili wiedzą o jej tajnikach, to co innego.

-Charles Potter był aurorem – przypomniała, odruchowo sięgając po różdżkę, kiedy zielonooki oberwał jakimś paskudztwem –Był przeciwny Sam-Wiesz-Komu.

-Owszem był, a na dodatek wyróżniał się wśród współpracowników. Czemu nie dlatego, że znał odpowiednie przeciwzaklęcia? Czemu nie dlatego, że wiedział z czym przyjdzie mu się zmierzyć? Że wiedział czym blokować dane sztuczki zakazanych sztuk? – ciemne oczy czarodzieja błysnęły, gdy nastolatka przyjrzała mu się z uwagą –Lily Evans słynęła ze swoich wybitnych umiejętności, podobno była najlepsza na swoim roczniku. Myślisz, że tak genialny umysł nie dałby się skusić by posmakować potężnej magii, przed którą wszyscy przestrzegają?

-To..

-Nie korci cię nawet teraz by móc zrozumieć chociaż trochę Mroczną Magię? Postarać się ją okiełznąć? – Hermiona przełknęła ślinę, spoglądając na dwóch walczących chłopców. Czuła bardzo dobrze owiewającą ich potęgę, magię, która wirowała między nimi. Tak słodką, przyciągającą ją swoją tajemniczością. Miała ochotę odetchnąć i zbliżyć się, wejść pomiędzy uczniów by poczuć mrowienie magii, by móc jej posłuchać oraz posmakować.

-Nie da się okiełznąć czarnej magii – wyszeptała, przymykając powieki. Czuła ich aury, aury które zapraszały do poznania czegoś innego, mrocznego. Kiedyś powiedziałaby bez problemu, że osoba, która używa Zakazanych Sztuk ma zbrukaną aurę, ale teraz? Harry spojrzał wprost na nią, uśmiechając szeroko, a na jego policzku pokazał się dołeczek. Tak znajomy uśmiech, tak znajomy blask oczu. A jednocześnie ta siła, która go otaczała. Jasność zmieszana z ciemnością. Wiedziała, że nie był już białym magiem, a stał się szarym czarodziejem. Możliwe, że nawet ta czarna strona zaczynała dominować. Czy było to obrzydliwe? Nie. Było to w pewien sposób fascynujące oraz piękne, to jak ta niezbadana siła dodawała mu gracji oraz wdzięku.

-To prawda, nie da się jej ujarzmić – Teodor złapał ją za rękę, a ich magia zawibrowała jeszcze bardziej –Dlatego arystokraci zaczynają nauczać czarnej magii już dzieci. Tak by dorastały przy niej, by nie stała się im obca, a bardziej znajoma. Tak by zdążyły się przyzwyczaić do swoich mrocznych natur, a nie dały się potem zniewolić zakazanym sztuką. Jednakże przyznaję, że Harry wykazuje niesamowitą skłonność do podporządkowywania sobie jasnej, jak i mrocznej magii.

-Myślisz, że Lily, mama Harry’ego, próbowała poznać tajniki czarnej magii? – zapytała cicho, przechylając głowę na bok by lepiej przyjrzeć się towarzyszowi –Myślisz, że nie dała się zniewolić temu przyciąganiu?

-Mugolaki są bardziej podatne na wpływ kuszenia ciemnej magii niż czystokrwiści – odparł zamyślony, mierząc ją uważnym spojrzeniem –Proszę, obiecaj mi, że nie uprzesz się na lekcje z tego.

-Czy to nie ma sensu? Harry uczy się jej by wiedzieć z czym ma się potem zmierzyć, a ja nie mogę – zauważyła sucho, zagryzając wargę –W porządku.

-To Harry ma zabić największego czarnoksiężnika, Hermiono, a nie ty – odbił pałeczkę Nott, unosząc brew do góry –To nie była obietnica.

-Przyrzekam, że nie zacznę szkolić się w czarnej magii – obiecała chłopakowi, ściskając mocniej jego rękę –Co nie zmienia faktu, że chcę brać udział w sparringach. Z użyciem przez przeciwnika Mrocznych Dziedzin.

-Ale..

-Śmierciożercy nie będą mnie atakować drętwotą, Teo, a raczej czymś bardziej podobnym do cruciatusa – przerwała arystokracie, kierując ku grupce przyjaciół –Uważam, że przydałby się nam też Erik.

-Czemu Hutz? – zapytał Harry, słysząc ostatnie zdanie przyjaciółki, która usiadła na wygodnych poduszkach przy Kaście.

-Jest aurorem, może nas trochę wyszkolić i przygotować do walki – wyjaśniła, obserwując z fascynacją jak Hassiba, która jak zdążyła się dowiedzieć była strażniczką Slytherina przesunęła się po ścianie bliżej zielonookiego. Kamienny wąż był interesującym obiektem Komnaty Tajemnic, tak jak i jego zainteresowanie gryfonem.

-Okey, napiszę do niego – zgodził się Wybraniec, uśmiechając delikatnie –Jak ci się podobna legendarna komnata Salazara?

-Nie wierzę, że nie przyprowadziłeś mnie tu wcześniej – mruknęła, mrużąc oczy na widok czytanej przez Milki książki –Myślałam, że czytasz coś w stylu „Pięć sposób na dobra Avadę” albo w ten deseń, a nie „Napój miłosny autorstwa Mirriam B.”.

-To nie byle jakie romansidło – syknęła blondynka, unosząc wzrok znad lektury –To piękna historia biednej acz pięknej czarownicy oraz bogatego arystokraty z królewskiego rodu. Nawet nie wiesz z iloma przeszkodami się borykają, a akurat jestem na totalnie oszałamiającym momencie, gdzie Victoria, siostra tego arystokraty, okazała się być jednocześnie kochanką Paulina, który jest kuzynem dziewczyny, o której mówiłam wam wcześniej.

-I tak nikt nie wie o czym mówisz – zaśmiała się Astoria, unikając uderzenia grubym tomem po głowie –Wracając do ważniejszych tematów niż jakieś miłosne wypociny Mirriam B.

-A mnie to zaciekawiło – Blaise uniósł głowę z poduszki, na której dwie godziny temu przysnął –Więc kim była ta Veronica?

-Victoria, kretynie, nie Veronica – parsknęła Milka, ale widząc kpiący uśmieszek mulaya prychnęła obrażona.

-Świetnie – Teodor zignorował dwójkę przedrzeźniających się ślizgonów, kiwając głowa do Pottera –Erik zrobi z nami listę rzeczy, które musimy przećwiczyć.

-Wypożyczę książki – wymamrotała Prefekt Naczelna, zapisując na kawałku pergaminu tytuły wybranych tomów by nie zapomnieć o żadnym. Usłyszała jak Harry pyta Marcusa o partyjkę zaklęć na co starszy uczeń się z chęcią zgodził. Teodor z Draconem zaczęli wymieniać dobre strony gryfona oraz to nad czym trzeba popracować.

-Wiem, że cię to przeraża, ale spisałaś się na medal – Blaise oparł podbródek na jej ramieniu, zaglądając na zapisaną do połowy kartkę –Tęskniłaś za mną, Miona?

-Tęsknię nawet, gdy dopiero co się żegnamy – stwierdziła, uśmiechając szeroko, gdy cmoknął ją w policzek –Co u Aryi?

-Odkryłem, że łączy nas kolejna rzecz – poinformował ją o niechęci do pianek, a miłości do żelek, którą podzielała sama gryfonka. Dziewczyna słuchała z rozmarzeniem historii Zabiniego o jego dziewczynie, jej ukochanej przyjaciółce. Śmiała się z nim z mugolki, a jednocześnie zachwycała potężnym uczuciem mulata.

-Cieszę się, że to ty stałeś się jej tak bliski – wyznała szczerze, wywołując tym delikatny rumieniec na poważnym obliczu ślizgona –To jakie imię dla dzieci?

-Noo wiesz co, Hermiono, my nie pałamy do siebie małpim pożądaniem, a szczerym uczuciem – zakpił sobie, przewracając oczami na jej chichot –Podoba mi się imię dla dziewczynki.. Hope.

-Nadzieja – powtórzyła gryfonka, przyglądając jasnowłosem czarodziejowi, który stał pod filarem i rozmawiał z Teodorem –Ładne.

-I prawdziwe – dodał, wzdychając ciężko –Nadzieja jest nam teraz potrzebna, a czasem martwię się, że za bardzo na niej polegamy. Wiesz jak to mówią, nadzieja matką głupich.

-Tak, ale czy nie każda matka kocha swoje dzieci? – dziewczyna ścisnęła dłoń ciemnowłosego, który spojrzał na nią z uwagą –Co nam innego pozostało, Blaise? Przecież, to właśnie nadzieja umiera ostatnia.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-

Dziewczyna napisała ostatnią linijkę wypracowania, uśmiechając szeroko. Ostatni raz przejrzała napisany tekst, poprawiając najmniejsze błędy bądź niedopowiedzenia. W końcu z westchnieniem satysfakcji zwinęła pergamin i wrzuciła do torby. Spojrzała na siedzącego przy biurku Marcusa, który z namysłem rozwiązywał zadania na Transmutację. Odłożyła książkę, z której wcześniej korzystała, jednocześnie zerkając na siedząca na sofie Pansy, która poprawiała sprawdzone przez nią wypracowanie na eliksiry.

-Cześć – usłyszała cichy szept przy uchu, a silne ramiona oplotły ją mocno w talii.

-Cześć – powtórzyła, rozluźniając się i uśmiechając na widok Teodora, który przewrócił oczami i poszedł do łazienki.

-Dziś znów bawisz się w mamę tej bandy kretynów – Draco zmarszczył brwi, muskając wargami jej skroń –Wczoraj siedzieli u ciebie Milli i Blaise, a dziś Marcus i Panny.

-A jutro miała być Astoria, ale powiedziała, że nie może – dodała, pocierając nerwowo palcami dżinsy –Chyba mnie unika.

-Ja mógłbym powiedzieć to samo – zauważył sucho blondyn, podążając za nią do aneksu kuchennego, gdzie zaczęła przygotowywać herbatę –Od balu minęły dwa dni, a my się nie widzieliśmy.

-Jasne, że się widzieliśmy – mruknęła, wzruszając ramionami –Mamy wspólne eliksiry, które wypadają codziennie.

-Chodzi mi o widzenie się sam na sam – prychnął, pochylając głowę na bok i przyglądając z zainteresowaniem ukochanej –Zrobiłem coś nie tak?

-Draco Malfoy pyta czy zrobił coś nie tak? – zachichotała kpiąco gryfonka, sięgając herbatniki –Nadchodzi koniec świata!

-Może nie zauważyłaś, ale jak chcę to potrafię być też tym dobrym – syknął lekko zirytowany zachowaniem kujonki, a jednocześnie w środku czując nieprzyjemny skurcz –Widzę, że nic tu po mnie. W takim razie do zobaczenia na eliksirach.

Hermiona przymknęła powieki, zaciskając mocniej palce na trzymanej filiżance. Nie wiedziała czemu była taka okropna dla blondyna. To prawda ostatnio chodziła wciąż naburmuszona, co sprawiało, że i Teodor stał się jeszcze bardziej złośliwy dla innych. Ona była tego przyczyną, gdyż złość, która się w niej gromadziła zaczęła kipieć. Dracon nic jej nie zrobił, przynajmniej nic takiego z czym mogłaby pójść do sądu i wygrać. Tu chodziło o jej duszę oraz to co poruszył w niej. Nigdy nie przejmowała się wyglądem czy tym jaka jest. Ostatnio jednak zaczęła dostrzegać najmniejsze szczegóły, takie jak na przykład smukłe nogi Tracey Davis, która starała się uwieść Malfoya na korytarzu. Ona natomiast nie cierpiała chodzić w sukienkach właśnie przez swoje nie tak szczupłe oraz zgrabne nogi. Szczególnie uda, która z dziewczyn nie skarży się na nogi? Nie mogła się też pochwalić zgrabnością Jessie, która była Prefektem. Jessemine była wysportowana oraz giętka, czym przykuwała spojrzenia. A ona? Wiecznie zamyślona, rozczochrana oraz tkwiąca z nosem w książce.

-Poczekaj – poprosiła cicho, ale ślizgon zamarł w wyjściu widocznie się wahając.

-Nie skończyłaś jeszcze swoich wyniosłych uwag? – zapytał bardzo uprzejmym tonem, wsuwając dłonie do kieszeni i obracając w jej stronę z obojętną miną –Słucham?

-Przepraszam – powiedziała szczerze, unosząc odważnie głowę. Może i nie była tak ładna, jak tamte dziewczyny. Ale była gryfonką, a gryfoni nie tchórzą. Wiedziała, że bywa okropnie zarozumiała oraz przemądrzała. Wiedziała, że denerwowała wielu znajomych, a nawet i nauczycieli. Wiedziała, że ma trudny charakter, ale jednocześnie zbyt łatwo przebaczała. Przyjrzała się chłopakowi, którego nie lubiła przez sześć lat. Chłopca, który ją ranił, obrażał. Chłopca, który sprawił, że dążyła do doskonałości. Chłopca, którego nigdy nie potrafiła znienawidzić. Chłopca, który w sumie nauczył ją pyskować oraz mówić głośno, to co myślała. Chłopca, dzięki któremu zdobyła swoich przyjaciół.

-Tak? – srebrne tęczówki uważnie się w nią wpatrywały, gdy podeszła bliżej. Stanęła teraz wprost przed nim, wdychając przyjemny zapach blondyna. Będąc tak blisko mogła zobaczyć błękitne plamki w jego oczach oraz niewielką bliznę przecinającą brew. Uniosła pewnie rękę, muskając opuszkami palców jego policzek. Draco Malfoy wyrządził jej wiele krzywd, jak sam twierdził było to jego poświęcenie. Robił to dla niej, a ona to po pewnym czasie zaczęła akceptować oraz rozumieć. Nie przypominała z wyglądu Astorii czy Pansy, nie była taka. Ale on to wiedział. Wiedział, a wciąż tu był i czekał.

-Tak – uśmiechnęła się delikatnie, zagryzając wargę –Mam po prostu ostatnio złe dni.

-Złe dni? – powtórzył, nie odsuwając się z zasięgu jej dłoni, która wciąż badała fakturę jego policzka.

-Mhmm, wiesz dobrze co mam na myśli – bąknęła, rumieniąc się i spuszczając w końcu wzrok –Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. To nie w porządku.

-Przeprosisz też za to, że mnie uderzyłaś na trzecim roku? – syn Lucjusza uśmiechnął się krzywo, a kiedy posłała mu pobłażliwy wzrok, prychnął –To nie fair, że nie umiem się na ciebie długo wkurzać.

-Życie nie jest fair – od razu odpowiedziała, oplatając go ramionami w pasie i wsuwając twarz w jego koszulkę. Po pierwszym zaskoczeniu, Wąż również ją objął, stawiając podbródek na czubku jej głowy.

-Mam pomysł – powiedział w końcu, łapiąc ją za dłoń i wyprowadzając z kuchni. Przeszli spokojnie do schodów, unikając rozbawionych spojrzeń uczących się ślizgonów, po czym szybko zniknęli na piętrze sypialni. Hermiona opadła na swoje łóżko, obserwując ślizgona, który zaczął się rozglądać wokół.

-Zaraz wrócę – zakomunikował, podchodząc do drzwi i rzucając jej łobuzerski uśmiech –Zorganizuj jedzenie!

-Ale.. – gryfonka zamarła, gdy zamknął za sobą drzwi. Skrzywiła się, masując odruchowo swój brzuch i przeklinając w myślach Morganę, że nie wymyśliła dobrego zaklęcia –Zgredku?

-Zgredek jest, pani Hermiono, jest – z pstryknięciem teleportacji pojawił się ulubieniec Harry’ego Pottera, a jego duże oczy błysnęły –Czym może, Zgredek, pani Hermionie pomóc?

-Mógłbyś proszę poprosić o kubek z czekoladą? Oraz truskawki? – spytała nieśmiało, czując się niedobrze z myślą, że wykorzystuje biedną istotę –Przepraszam, że tak..

-Zgredek jest szczęśliwy mogąc pomóc przyjaciółce Harry’ego Pottera, pani Hermiono – zaprotestował radośnie skrzat, machając stopami ubranymi w kolorowe skarpety –Zgredek zaraz wróci, proszę się nie martwić!

-Dziękuję – uśmiechnęła się szeroko, gdy po minucie znów zjawił się w jej komnacie z tacką w ręku. Złapała szalik w barwach Gryffindoru i z ciepłem w oczach oplotła nim szyjkę Zgredka –Niedługo będzie mecz, myślę, że Harry będzie zachwycony, jeśli przyjmiesz ten szalik.

-To.. to miłe – wzruszyła się mała istotka, pociągając za długie uszy –Zgredek bardzo dziękuje, pani Hermionie, Zgredek jest teraz przeszczęśliwy!

Dziewczyna zaśmiała się, kiedy zniknął wciąż gładząc z niemalże czcią podarowany przez nią upominek. Ułożyła się wygodniej na miękkim materacu, spoglądając tęsknie na talerz, gdzie błyszczały czerwienią truskawki. Z dwóch wielkich kubków unosiła się para, a po pokoju zaczął się unosić przyjemny, słodki zapach.

-Mogłem się tego spodziewać – Draco prychnął na widok jej ulubionego przysmaku, stawiając na środku podłogi małą szkatułkę. Mugolaczka z ciekawością obserwowała pudełko, zastanawiając się po co im to było.

-Co to? – nie wytrzymała w końcu, nachylając jeszcze bardziej –Draco?

-Prawie każde dziecko czarodziei to ma – wyjaśnił, zrzucając z jej łóżka pościel oraz poduch na ziemię i układając wygodne legowisko –Mój dziadek podarował mi to jak miałem dwa latka bym szybciej zasypiał.

-Co to jest? – powtórzyła, posłusznie zsuwając na przygotowane przez niego miejsce –Powiedz mi!

-Otwórz – powiedział łagodnie, kładąc na kocach i uśmiechając do niej –Spodoba ci się. Obiecuję, że nie wyskoczy z tego żaden pająk. Ani bogin czy inne paskudztwo.

-Tym razem ci zaufam – zażartowała, muskając palcami drewnianą pokrywkę. Wyżłobione na niej było jakieś zaklęcie, ale nie miała pojęcia co ono znaczy. W końcu zaczęła delikatnie unosić wieczko, czując przyjemny dreszcz podniecenia. Ciche westchnienie wydobyło się z jej klatki piersiowej, kiedy zagadka się wyjaśniła. Otwierając klapkę uwolniła z niego kosmos. Tak, kosmos. Liczne gwiazdy zaczęły się unosić w jej pokoju, mieniąc się lekko. Czuła się jak w jakimś planetarium, gdzie można spacerować między wyświetlanymi projekcyjnie planetami. Mnóstwo świecących punktów wyglądało jak masa świetlików, a co większa planeta zdawała się był magicznym wytworem jej wyobraźni.

-No i? – usłyszała szept ślizgona, który zamiast tego fascynującego świata, wpatrywał się w nią.

-Kosmos – stwierdziła, kładąc przy nim i przyglądając niebu nad nimi –Piękne.

-Wiem – zaśmiał się, przyciągając jej uwagę. Podczas gdy ona napawała się pejzażem galaktyki, on zajadał się truskawkami maczanymi w słodkiej czekoladzie, czego dowodem był jego brudny kącik ust.

-Skromniś – prychnęła, ocierając pozostałość czekolady z jego policzka i uśmiechając szeroko –Marnować tak czekoladę..

-Nie trzeba jej marnować – zauważył, nachylając i oddychając tym samym powietrzem co ona. Zadrżała, czując ciepło jego ust oraz niesamowitą ich miękkość. Pocałunek był słodki jak czekolada na jego wargach, którą smakowała. Kciukami potarł czule jej policzki, a jego pierś podnosiła się i opadała, gdy oddychał coraz ciężej. Gryfonka przyciągnęła go jeszcze bliżej, wsuwając pod niego, kiedy uniósł się na łokciach. Chciała go mieć jak najbliżej, czuć nierówne bicie serca, które musiało walić w jego klatce piersiowej tak jak jej. Czuła ogarniające ją miłe mrowienie, gdy traciła kontrolę nad sobą, skupiając tylko na leżącym na niej chłopcu.

-Nie chcę tam wchodzić, ale jeśli nie przestaniecie, będę musiała! – usłyszeli krzyk Pansy, która pięścią uderzyła w drzwi dormitorium.

-Wynocha! – warknął Draco, puszczając oczko rozproszonej Prefekt Naczelnej nim znów ją pocałował.

-Tam na dole jest huragan, Malfoy! Huragan! – pisnęła ślizgonka, mocniej waląc pięścią –Liczę do trzech!

-Huragan – wykrztusiła zarumieniona Hermiona, odpychając łagodnie blondyna, który z głuchym jękiem sturlał się na swoje miejsce –Jak źle jest?

-Widziałaś kiedyś skutki wprowadzenia hipogryfa do małego pokoju? Tak to właśnie wygląda – parsknęła Pansy, oddalając od sypialni dziewczyny, gdy coś głośno huknęło w salonie.

-U nas nie jest lepiej – powiedział cicho Malfoy, powodującym tym, że gryfonka otworzyła powieki. Usiadła zaskoczona, rozglądając wokół. Tym razem nie chodziło to o cudowną galaktykę z pudełka, a o wszystkie jej książki unoszące się w powietrzu. Pióra, pergaminy, kartki oraz najgrubsze tomy zastygły pod sufitem.

-Merlinie – wyszeptała, a sekundę później wszystko upadło na ziemię.

-Niesamowite – zgodził się, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie na koce. Hermiona oparła głowę o jego tors, chłonąc znów oczami widok fascynującego kosmosu. Uniosła rękę, gdy niewielka gwiazdka przemknęła tuż nad nimi. Uśmiechnęła się szeroko, czując że to samo robi właśnie jasnowłosy czarodziej. W tym momencie czuła się tak bardzo szczęśliwa, że powinno to być zabronione. Słyszała głosy przyjaciół dobiegające z salony, głośny śmiech Teodora, który zapewne zauważył przemeblowanie salonu. Splotła mały palec u dłoni z ręką towarzysza, który zaczął jej opowiadać o poszczególnych gwiazdozbiorach.

-Krop­la miłości znaczy więcej niż ocean rozumu – wyszeptała, przypominając sobie ulubioną sentencję ciotki.

-Słucham? – ślizgon musnął ustami jej skroń, uśmiechając delikatnie –Mówiłaś coś?

-Nie – zaprzeczyła, wciągając zapach otaczający chłopaka i spoglądając na niego –To co mówiłeś o tym gwiazdozbiorze?

-Cassiopeia ..

8 komentarzy:

  1. Czyżbym była pierwsza? ^^
    Rozdział genialny, fantastyczny, WSPANIAŁY!
    Zrobię taką klasyfikację. Moich ulubionych wątków.
    No więc czwarte miejsce zajmuje Milka i Gloomy. Nie będę się już rozwodziła jak słodcy to oni nie są, ale... Uch ♥ Taka młodzieńcza, delikatna miłośc. To słodkie!
    Trzecie miejsce przypada... uwaga, Dramione! Tak! Bardzo mi się podoba, ,ze Hermiona czuje się dobrze przy Draco. I że Draco tak o nią dba ♥ Takie troszczenie się ♥
    Nad drugim miejscem zostanę na chwilę. Harry i Astoria! Niby nic, a jednak już coś! Lupi, jak mogę ich nazwac?! Wymyśl coś! Muszę miec ich nazwę! Hastoria? Nie, to słabe. Najlepiej, ja Ty coś wymyślisz. Ja tak trzymam za nich kciuki. Mam nadzieję, że im się uda, bo to naprawdę mogłaby byc fajna para ^^ Niemniej jestem nimi zauroczona, i to na maksa!
    No i oczywiście Arise! Jak może byc inaczej? Ten fragment... Woah! Kochany Blaise tak się postarał dla Aryi! I Jeszcze zadbał o wyżywienie w postaci żelków! Też lubię żelki. Żelki są fajne. Lupuś nie martw się. Każdy fragment o Arise podoba mi się bardzo, bardzo, bardzo! I jestem tak zachwycona, że TY wymyśliłaś SAMA Aryę! Masz wielki talent, dziewczyno, naprawdę!
    Jeszcze pogadam sobie o Teodorze. Martwię się o te jego i Hermi wybuchy, bo następnym razem mogą coś dosłownie wysadzic w powietrze! BUM! Ja bym bardziej uważała, naprawdę. I te jego rysunki ♥ Pewnie mógłby narysowac cały Hogwart i by się za bardzo nie zmęczył.
    A więc Lupi życzę weny, czasu, zdrowie, dostępu do komputera i czego tam jeszcze, bo chcę wiedziec co się będzie działo dalej! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, Guchaa <3
      Ufff, dramione nie jest ostatnie ; D jaka ulga! to w końcu główna para!
      Ogromnie uradowałas tym, że zauważyłaś Milli i Marcusa. Staram się ich trochę ukazywać, bo są mi potrzebni na potem :P
      Harry i Toria, przyznaję że ja ich bardzo lubię. A szczególnie podoba mi się ich przedziwna relacja. Nie mam pojęcia, jak ich nazwać. Torry? Toria + Harry? Pomyślimy nad tym razem :*
      Żelki są mega fajne, więc świetnie, że są wspomniane przy wątku numer jeden :D Arise, to Arise. Nie umiem nic innego o nich powiedzieć.
      Teraz siedzę czerwona jak burak i szczerze się radośnie, że podoba Ci się, kochana Gucho, Arya.
      Teo i Miona, to bystrzy uczniowie coś wymyślą (no dobra, spojler. Ktoś im pomoże!) :P

      A ja życzę Tobie, moja najukochańsza czytelniczko, mnóstwa energii, czasu wolnego oraz wspaniałych wakacji!

      Twoja uszczęśliwona komentarzem,
      Lupi♥

      Usuń
  2. Cudo! Cudo! I jeszcze raz cudo! Według mnie to jest twój najlepszy rozdział! I mówię serio. Masz talent większy od niektórych pisarzy! Harry i Astoria to po prostu kolejne cudo! Aww...nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów z nimi! Oni są po prostu cudowni! To samo mogę powiedzieć o twoim Dramione bo jest ono tutaj boskie! Gdy piszesz o tych rozterekach Hermiony o wyglądzie to czuję się jakbym je przeżywała z nią! Dobrze że Draco tak się o nią martwi i nie da jej tak o sobie myśleć! Wogle ten twój Draco jest cudny: troskliwy, kochający, inteligentny, sprytny i gotów oddać życie za Hermione. Nie dokońca mi się podoba Arise ale myślę że to kwestia gustu. Chociaż sama postać Aryji jest twoim kolejnym cudem! Chciałbym aby Teodor również się zakochał hmm... może w Pansy? Chociaż oczywiscie zrobisz co zechcesz bo to co zrobisz będzie kolejnym cudem! XD Życzę ci więcej takich cudnych rozdziałów, dostępu do komputera, zdrówka itp. byłabyś mi kolejny rozdział napisała jak najprędzej! xD No więc czekam na kolejny rozdział (czyt.cud) xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz jest CUDEM!
      I mówię serio, bo radość jaką wywołał, to.. cudowne uczucie!
      Nie dosięgam swoim talentem do wielu autorów, nawet jeśli stanę na drabinie i będę machać różdżką. Ale to ogromnie niesamowta rzecz słyszeć (czy raczej czytać >,< ) takie porównanie :))
      Cieszę się, że dotrwałaś w tej historii do tego momentu, a tym bardziej, że CI się podoba ! :D
      Mam nadzieję, nie zawieść i że się nie zanudzisz!

      Ściskam mocno,
      Lupi♥

      PS. Naprawdę DZIĘKUJĘ za ten komentarz!

      Usuń
  3. Wiesz co Lupi? Przez Twoje opowiadanie będę mieć wyidealizowany obraz chłopaka idealnego! Draco i Blaise są idealni. IDEALNI! To jak się troszczą o swoje partnerki, te niespodzianki i niezapomniane chwile spędzone razem - nie mogę się oderwać od czytania. Chce więcej i więcej ._. uzależniłam się od Twojego opowiadania tak samo jak od opowiadań Kiny ;-; Piszesz niesamowite historie w niesamowitym stylu <3 ogólnie cała jesteś niesamowita :D
    Nie mogę przestać myśleć o tych scenach, kiedy Blaise i Arya byli ze sobą razem no i Hermiona i Draco u niej w sypialni *.*
    ... czyli w sumie końcówka i początek ^u^
    Ale co się stało z Harrym i Torią? W sumie bardzo fajna scena, bo widać tutaj, że im na sobie zależy i ,pomimo tego dramatycznego końca, czuję to w serduszku, że oni jeszcze będą razem :D Muszą!
    Lekcje w komnacie- ta scena też mi się bardzo podobała. Niby jedna z wielu wspaniałych, ale jednak urzekła mnie tym, że Ślizgonii czuli się w niej jak "w domku na wsi" (przepraszam, ale ja naprawdę odniosłam takie wrażenie XD) Zachowywali się bardzo swobodnie, pomimo tego, że zaledwie pare metrów dalej ich przyjaciele walczyli ze sobą na zaklęcia, od których mogli zginąć. Nie wspominając o fakcie, że przecież w tym miejscu pare lat wcześniej był sam Riddle ;-; To chyba w nich najbardziej lubię. Ten "dystans" :D
    Mogłabym tak opisywać każdą scenę, bo każda ma w sobie coś wyjątkowego! Ale moje oczy bezlitośnie się zamykają, przyzwyczajone do wczesnego kładzenia się spać (bo AM jako wzorowa uczennica zazwyczaj stara się wysypiać) więc idę oddać się w ramiona Morfeusza ^.^
    Chciałabym jeszcze tylko życzyć Ci, o Niesamowita Autorko tego niesamowitego bloga, jak najwięcej dobrego humoru w te wakacje, życzliwości od ludzi, których spotkasz i mnóstwo, mnóstwo weny, żebyś mogła uszczęśliwiać nas swoimi dziełami :D <3 <3
    /AM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnie dla Ciebie, AM, postaram się ich jakoś ukazać i z drugiej strony :D w końcu każdy ma dobrą stronę i złą, czyż nie? ^_^
      Hahaha, jestem już czerwona jak najbardziej z czerwonych żelków! Możesz mi wierzyć, że Ty jesteś jeszcze bardziej niesamowita!
      To w sumie dobrze, no nie? Początek byś nie porzuciła historii i końcówka by Cię upewnić, że nie jest tak źle jak mogło by być.
      I Harry, i Astoria mają trochę na głowie, a to co ich łączy jest nowe dla niej jak i dla niego. Zobaczymy czy przezwyciężą siebie i zaryzykują :D
      Hahah, teraz mam w głowie Blaise'a na krowie. nie wiem czemu, ale "w domku na wsi" i to pierwsze sobie wyobraziłam >,< :D
      Uradowałaś mnie tym! Bo to właśnie starałam się pokazać. Czarna Magia nie jest dla nich normą, nie czują tego strachu co inni jak np. Hermiona. Znają swoje możliwości na tyle by mieć pewność, że to oni panują nad nią, a nie ona nad nimi. Teraz unoszę się dwa metry nad podłogą i obijam głowę o sufit z radości!
      Teraz możesz spać ile chcesz! Przynajmniej taką mam nadzieję, kochana AM! <3
      Mam nadzieję, że poduszka i łóżko są wygodne, czasu masz mnóstwo oraz chęci do przygód wakacyjnych!

      Ty mnie niesamowicie uszczęśliwiasz, moja Niesamowita Czytelniczko!

      Ściskam mocno i mocno,
      Lupi♥

      Usuń
  4. Hej ;D
    Powiem Ci, że długość powalająca haha :D
    Aż mnie to przeraziło na początku, ale po przeczytaniu jestem naprawdę zadowolona. Zaciekawiłaś mnie. Choć nie za bardzo się tu odnajduję bo nie czytam od początku. Postanowiłam, że ostatni rozdział przez Ciebie napisać i no tam pierwszy rozdział czy coś ;D Ale bardziej się skupię na tych teraźniejszych bo masz już sporo rozdziałów. Jedyne co mi się rzuciło w oczy to to:
    "-Wiem – zaśmiał się," i ogólnie wszystkie Twoje zapisy dialogów. Moja droga tam na początku brakuje spacji. Powinno być tak:
    "- Wiem - zaśmiał się" - Od razu lepiej ^^ Spotkałam tam jedną czy dwie literówki, ale to tyle. Większych błędów nie widziałam.
    Piszesz sporo opisów i bardzo mi się one podobają są takie.. lekkie.. Zresztą jak całe to opowiadanie. Tak szybko i lekko się to czyta. A co najlepsze? W mojej głowie pojawiają się sceny co oczywiście bardzo dobrze o Tobie świadczy. Porwałaś mnie. ^^ Zupełnie nie mam pojęcia co napisać. Haha. Oby tak dalej. Pozdrawiam i zapraszam do siebie: (nowy rozdział ;d ) http://laura-w-hogwarcie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Oookej, jednak zostały mi jeszcze dwa rozdziały, no to się sprężam i zaraz ruszam na kolejny!
    Blaise i Arya jak zwykle zachwycają <3 Zabini to romantyk z krwi i kości, jeeju (nawiasem mówiąc, ja też nie lubię pianek! Żelki górą! :D).
    Wiesz jaka była moja rekacja na Astorię z Harry’m i całą tę sytuację? Zaprezntuję:
    „CHOLERA CHOLERA, TO JEST POTTER…? TAK, TO POTTER, O KUŹWA, NO NIE MOGĘ, BOŻE JAK CUDOWNIE. GENIALNE. HALO… HALO… CO TY ROBISZ POTTER… JAK TO ZAPOMINACIE… GDZIE TY IDZIESZ… CO TO BYŁA ZA ROZMOWA W OGÓLE?! HALO?! JEZUUU JAK OKROPNIE”
    Wywołujesz we mnie tak silne emocje, Lupi, serio. Nadal siedzę zszokowana po tym fragmencie!
    Hermiona i Draco. Ach, ach, ach. Jestem po prostu w niebie. Mała uwaga do Ciebie:
    „Co to za historia bez szczęścia bohaterów?”
    TAK WIĘC PROSZĘ MI TUTAJ Z ŻADNYM SAD ENDEM NIE WYSKAKIWAĆ, PANNO LUPI LUPUS. BO BĘDZIE ŹLE, NAPRAWDĘ ŹLE.
    Nie możesz być przecież pewna, czy mój tata nie pracuje czasem w FBI i szybko Cię nie namierzymy. A potem przywiążę Cię do krzesła i każę pisać inne zakończenie, także miej się na baczności!
    :D
    Hermiona w końcu wtajemniczona, ale cieszę się, że nie będzie próbować Czarnej Magii. Wystarcza mi fakt, że robi to Harry, poza tym Draco zawsze będzie gdzieś tam w pobliżu (BO NIGDY JEJ NIE ZOSTAWI, NAWET DLA JEJ DOBRA, ROZUMIEMY SIĘ?!), więc nie ma się o co martwić.
    Śmieszy mnie wciąż magia Hermiony, która szaleje przy Draco. Boję się myśleć co się stanie gdy będą uprawiać seks… :D

    Czy muszę mówić, że rozdział niesamowity? Nie umiem już wybierać, który z ostatnich najlepszy, wszystkie mnie zachwycają. Są wspaniałe.
    Został mi ostatni, teraz już na pewno ostatni, tak więc lecę go przeczytać C:
    Całuję!
    Kercia.

    OdpowiedzUsuń