22 maja 2014

Po­dobieństwa czy­nią przy­jaźń ra­dosną, różni­ce ciekawszą.


Ciepłe promienia słońca ogrzewały Hogwart. Delikatny wiatr wprawiał drzewa w lekkie kołysanie. Jasne niebo pokrywało parę białych obłoczków. W największej Sali zamku, gdzie stały cztery wielki stoły gromadzili się uczniowie. Młoda dziewczyna siedziała tam wśród znajomych. Zajadała się pysznymi naleśnikami i przyglądała się uczniom z innych domów. Wśród Puchonów panował chaos. Parę dziewczyn się śmiało, a ich koledzy głośno rozmawiali o treningu Quiddicha. Dalej miejsce zajmowali Krukoni. Przy tamtym stole było ciszej. Uczniowie jedli śniadanie i ze sobą dyskutowali, a niektórzy siedzieli z nosem w książkach. Dziewczyna przewróciła oczami, a czego ona się spodziewała od Krukonów? Tańców i bitwy na jedzenie? Phy, już prędzej zdarzyło by się tu przy ostatnim stole. Taak, tam było inaczej. Wszyscy siedzieli i głośno gaworzyli, co parę chwil dało się słyszeć śmiech i chichoty. Weseli Gryfoni z radością witali resztę domowników, a każdy, który się dosiadał był witany ciepłym spojrzeniem i miłym uśmiechem. Przy stole nie było osoby samotnej, cichej. Każdy był w gronie kumpli, którzy z wyraźnym zainteresowaniem gawędzili na tylko im znane tematy. Obserwatorka wyraźnie posmutniała. Ich stół i dom był teraz całkowitym przeciwieństwem. Nikt się nie śmiał, ba nikt się nie uśmiechał, nie rozmawiał. Jedli w ciszy i czekali na resztę Ślizgonów. To nie były dobre czasy uczniów domu węża, jak co roku zresztą. Teraz podopieczni Slughorna bali się chodzić sami, wzdrygali się na niemiłe spojrzenia pozostałych i wrednych komentarzy. Tylko parę odważnych starało się nie zwracać na to uwagi.

 - Hej Pan, co tam?

Parkinson uśmiechnęła się delikatnie w stronę Dracona. Jej przyjaciel był jedyną dobrą rzeczą jaką ją spotkała. W domu słyszała nocne kłótnie rodziców, płacz jej matki. Tylko Christopher był normalny. Przychodził do niej i ją przytulał. Nauczył ją grać na gitarze oraz być pewnym siebie. Jej ukochany braciszek był dla niej opiekuńczym ojcem, kochającą matką i cierpliwym przyjacielem. Każdy jej problem starał się rozwiązać, a każdy smutek odgonić. To właśnie on zapoznał ją z młodym Malfoyem. Do piątych urodzin nie cierpieli się, wręcz nienawidzili. Wszystko się zmieniło kiedy jej koleżanka, Tracey, zniszczyła jej ukochanego trollprzytulankę. Z łzami w oczach mała Pansy pobiegła do ciemnego lasu, a tam wpadła na dwóch chłopców. Draco z Blaise’m uspokoili ją i wysłuchali. Następnego dnia dziewczynka dostała nowego Trollmisia, a jej była przyjaciółka miała mocno zielone włosy. Od tamtej pory nigdy nie rozstawała się z nowymi towarzyszami zabaw. Gdy pojechali do Hogwartu i w trafili do wspólnego domu wydawało jej się, że nic ich nie rozdzieli. A potem przyszła zazdrość, a także zawiść jej koleżanek. Ze złością  patrzyły na dziewczynkę, która jako jedyna nie była odtrącana przez popularnych kolegów. Po szkole rozeszły się plotki o jej rzekomej miłości do Dracona. Ze smutkiem przeżywała każde niemiłe komentarze i śmiechy na korytarzu. Diabełek ją wspierał oraz upokarzał winnych jej łez.

- Pan, wszystko w porządku?  

- Tak, tak – zaniepokojony głos Malfoya przywrócił ją na ziemię – Gdzie byliście?

- Mieliśmy nieprzespaną noc – burknął, wgryzając się w kanapkę.

- Czy wy musicie pić co wieczór? Wiesz, że to nie jest mądre – zirytowała się, gdyż upodobanie do alkoholu u tych dwóch, ostatnio zmieniało się wręcz w uzależnienie.

- Wyluzuj – mruknął Zabini, który usadawiał się właśnie po jej drugiej stronie.

Przyjrzała się ostrożnie brązowookiemu. W jego oczach, które kiedyś się śmiały była pustka. Zero emocji, zero uczuć. Pod oczami miał ciemne kręgi, a lekki zarost pokrywał jego policzki. Czarne włosy w nieładzie opadały mu na czoło. Zazwyczaj czekoladowa cera miała nie zdrowy blady odcień. Gdzie się podział jego firmowy uśmiech, czemu nie układa włosów, jak kiedyś?

- Blaise, co się stało? – szepnęła. Jego oczy skierowały się na nią, ale nadal nic w nich nie było.

- A co miałoby się stać, Genevieve? – zagryzła wargę, gdy użył jej drugiego imienia. Robił to zawsze, gdy był zły bądź zirytowany.

- Powiedz mi – powiedziała stanowczo, unosząc brodę. Mulat przyjrzał się jej  i zrezygnowany spuścił wzrok.

- Nie mam co, Pansy – ledwo słyszalny szept wydobył się z jego spierzchniętych warg. Po czym chłopak szybko się podniósł i nie patrząc na przyjaciół wyszedł z Wielkiej Sali.

- Co się dzieje? – popatrzyła na drugiego z przyjaciół. Dracon nieprzytomnie spoglądał na swój talerz, szukając w nim nie wiadomo czego.

- Mama Blaise’a znów źle się czuje – wyjaśnił, wzdychając ciężko. Pansy od razu zrozumiała powagę sytuacji. Pani Zabini od paru lat miała nawroty choroby, a jak widać objawy znów się nasiliły. Odsunęła od siebie kanapkę, czując gorzki posmak w ustach. Siedziała już w ciszy, podczas gdy Draco kontynuował posiłek. Po co w ogóle dziś wstawała?

.*.*.*.

Wielki zamek otaczały soczyście zielone, porośnięte kolorowymi kwiatami i rozłożystymi drzewami błonia. Słonce, które wyszło już zza chmur przyjemnie ogrzewało uczniów chcących zaczerpnąć świeżego powietrza, przed rozpoczęciem zajęć. Jezioro delikatnie falowało i figlarnie odbijało promyki słońca. Hogwartczycy stali nie daleko wejścia albo siadali na schodach ciesząc się zmianą pogody. Po drugiej stronie jeziora na opuszczonym i niewidocznym pomoście siedziała dziewczyna. Rozkoszowała się samotnością i ciszą otoczenia. Jej kasztanowe loki opadały na zaróżowione od powietrza policzki. Przymknęła powieki i z rozmarzonym uśmiechem odwróciła twarz w stronę słońca. Pogrążona w marzeniach nie zauważyła osoby, która ostrożnie usadowiła się obok. Po paru minutach usłyszała ciche chrząknięcie. Przestraszona cicho pisnęła i podskoczyła, co wcale nie okazało się mądrym posunięciem siedząc na pomoście. Odchyliła się do tyłu i nie utrzymała równowagi. Już czuła chłodną wodę, ale w jednej chwili poczuła mocne ramiona wciągające je na górę. Otworzyła oczy, spoglądając w piękne brązowe tęczówki.

- Merlinie! Zabini, czy ty postradałeś ten swój gadzi móżdżek?! Omal zawału nie dostałam! – wycharczała, oddychając ciężko.

- Wybacz, Granger. Nie wiedziałem, że to jest ta wasza gryfońska odwaga - parsknął chłopak, puszczając ją równie szybko.

- Daj mi spokój!  Ty obślizgła żmijo! – po chwili milczenia, zdziwiona Hermiona spojrzała na niechcianego towarzysza. Oczekiwała jakiejś nie zbyt miłej riposty, a tu nic. Przystojny jak zwykle, ale coś jej się nie zgadzało. Może to, że jest bardziej blady? Nie, raczej nie. To może te przydługie włosy? Nie, tak mu też było ładnie. Zapadnięte policzki i sińce pod oczami również ją zaniepokoiło, ale to czego tak szukała jeszcze bardziej. Zabini się nie uśmiechał. Ani ironicznie, ani miło. Nic, żadnego cienia uśmiechu. Zdziwiona swoim odkryciem po raz pierwszy zaniemówiła.

- Nie patrz tak na mnie- mruknął, marszcząc czoło – Wiem, że ostatnio się zaniedbałem, ale nie ładnie tak się na kogoś gapić.

- Jesteś przystojny – palnęła bez namysłu, a po chwili soczysty rumieniec pokrył jej policzki. Spuściła zawstydzona wzrok.

- Dziękuję, Hermiono- dziewczyna nie wiedziała, co bardziej ją zdziwiło miłe słowo czy jej imię w ustach tego Ślizgona – Tworzymy zgrany duet, wiesz?

- D..duet?

- Hah, tak. Ja jestem przystojny, a ty bardzo urodziwa. Nasze dzieci będą nieziemskie- powiedział z powagą i wreszcie na nią spojrzał.

- Dz..dz.dzieci?- pierwszy raz była tak zszokowana, kiedy oni zaczęli mówić o ich dzieciach? Dlaczego ICH dzieciach. Gdy analizowała od początku rozmowę usłyszała dziwny dźwięk. Coś jakby dławienie, zmarszczyła swój nosek, zdziwiona spojrzała na Blaisa. Cały się trząsł i chichotał. Albo raczej śmiał na głos.

- Her..hhaha..Hermiona…hahaha..Tf..twoja mina była..hahahah..BEZCENNA - wykrztusił i uśmiechnął się do niej, pokazując idealnie białe ząbki.

- Moja mina?- spytała bojąc się w myślach o zdrowie psychiczne towarzysza.

-T ak, hahha, przecież ja tylko żartowałem o dzieciach, hahaha- znowu zaczął chichotać, ale dziewczynie to już nie przeszkadzało. Znów się uśmiechał, a jego oczy błyszczały figlarnie – Jesteś ładna Hermiono, ale nie martw się o swoją cnotę. Nie zaciągnę cię do swojego łóżka.

- Wiem Zabini, wiem - uśmiechnęła się do niego. Teraz nie patrzył na nią rozbawiony, ale zdziwiony.

- Skąd ta pewność?

- Jeśli chciałbyś mnie zaciągnąć do łóżka to chyba byś mnie podrywał w inny sposób, prawda? – wzruszyła ramionami, rozluźniając się.

- Czy ja wiem? – uśmiechnął się szeroko, ciesząc się tylko z sobie znanego żartu.

Zrelaksowana Hermiona popatrzyła znowu na jezioro. Co ona wyprawia? Dlaczego w ogóle tak podoba jej się ta rozmowa? Przecież to Ślizgon, znany kobieciarz. No właśnie, ale sam przyznał, że nie próbuje cię zaciągnąć do łóżka, nawet cię nie podrywa. Poczuła się tak lekko, w tym roku ku jej zdziwieniu płeć brzydka wykazała zainteresowanie względem niej. Nie znała tylu chłopców co Ginny, ale od września przedstawiło jej się wielu młodzieńców. Harry śmiał się, że lepią się do niej jak Puchatek do miodku. To takie dziwne. Sama nie widziała w sobie nic nadzwyczajnego. Nie była szczupła ani gruba, ale jej uda.. Merlnie.. istna udręka. Nawet jej pieprzyk przy lewym uchu wydawał się za duży. A teraz siedzi odprężona i zadowolona z jednym z najprzystojniejszych facetów Hogwartu.

- Ziemia do Hermiony – krzyk przy jej uchu skutecznie zwrócił jej uwagę. Spojrzała na wychowanka Slytherinu. Siedział teraz bliżej i kąciki jego ust lekko unosiły się w górę.

- Co? – zamrugała niewinnie.

- Oj, dziewczyno ranisz mnie. Ja tu wyznaję ci swoje grzechy, a ty rozmyślasz o jakiś babskich głupotach – w brązowych tęczówkach zamigotały figlarne ogniki.

- Wcale nie głupotach – mruknęła lekko zirytowana.

- Nie gniewaj się, Gryfiątko. Ja chciałem Cię przeprosić Hermiono. Ja te wszystkie lata i..

- Przecież ty nigdy mnie nie wyzywałeś, Blaise. Tylko twój „przyjaciel” – również użyła jego imienia, czując że nawiązali nić porozumienia.

- Może i nie wyzywałem, ale jak sama to ujęłaś nie powstrzymywałem mojego przyjaciela. – zrobił skruszoną minę, przyznając się do błędów - Przepraszam Herm.

- Nie mów tak - skrzywiła się – Nie Herm!

- Hermiono- poprawił się szybko i spojrzał na nią z ciekawością, a potem znów pokazał swoje białe ząbki – Tak poza tym, panno Granger. Blaise Zabini do usług.

Mrugnął do niej i skłonił głowę, wyciągając rękę. Przyjrzała mu się zdziwiona.

- Ja wiem kim jesteś Zabini - powiedziała ostrożnie. Może on naprawdę ma coś nie tak z głową?

- Ale nigdy nie przedstawiłem ci się oficjalnie- przybrał stanowczy ton, jednak oczy migotały mu radośnie – I nie Zabini, cukiereczku. Dla przyjaciół Diabeł.

- Hermiona Granger, dla przyjaciół Miona – z uśmiechem podała mu rękę – Nie cukiereczek!

- Miona - powiedział lekko, smakując jej imię. Zmarszczył lekko brwi i popatrzył na nią z troską - Masz zimne dłonie. I gęsią skórkę. Kto to słyszał by pilna Gryfonka, poszła na pomost w luźnej bluzce, hmm?

Miał rację, było jej zimno, ale nie chciała jeszcze odchodzić. Spodobała jej się ta rozmowa. Uśmiechnął się lekko i ku jej zdziwieniu podał jej swoją bluzę. Grafitowa, za duża bluza była tym czego potrzebowała. Ciepła od ciała Zabiniego i pachnąca pięknymi , męskimi perfumami.

– A czy Ty, Mionka, pamiętasz gdzie jesteś?

Tak stanowczo jest z nim coś nie tak.

- W Hogwarcie - powiedziała zdziwiona.

- Dokładnie w Szkole Magii i Czarodziejstwa, a co zazwyczaj jest w szkole, panno Hermiono?

- Lekcje?- patrzyła na niego nie kryjąc zdziwienia. Mulat już nie mógł powstrzymać uśmiechu - No co?

A po chwili uśmiech zszedł jej z twarzy, pobladła i z przerażonym okrzykiem poderwał się z pomostu.

- Merlinie! Blaise! Lekcje się zaczęły!- wykrzyknęła i zabrała swoją torbę. Ruszyła w kierunku szkoły, ale nie słyszała innych kroków niż jej własnych, obróciła się, ale Zabini nadal siedział na pomoście - Idziesz, Blaise?

- Nie, może Ty zostaniesz?

- Nie żartuj, Blaise. Do zobaczenia - i ruszyła biegiem na lekcje.

.*.*.*.

Korytarz odbijał jej kroki echem, a serce waliło od biegu. Zdyszana zatrzymała się pod komnatą, starając się wyrównać oddech. Odchrząknęła, wchodząc do sali od Zaklęć.

- Prze..przepraszam, panie yy pani profesor! – ZABIJĘ tego osła, zabiję, zabiję -Yhymn, pani proferosor, może wie pani gdzie znajdę swoją klasę?

- O, panna Granger. – brwi nauczycielki uniosły się z dezaprobatą - Jak się nie mylę macie zajęcia w terenie. No cóż, ale ze względu na pani kolejne w tym roku spóźnienie, muszę panią ukarać. Niech pójdzie pani odłożyć książki i wróci do sali. Odbędzie pani od razu szlaban.

- Sz..szlaban?! Znaczy się, pani profesor, ja mam inne lekcje i ..

- Ależ, panno Granger. Jak mówiłam macie lekcję w terenie i do obiadu twoi koledzy nie wrócą. W tym czasie pani odrobi swoją karę – profesor McGonagall podniosła się - A teraz pospiesz się, Hermiono.

- Oczywiście, już idę. – wybąkała, wymykając się z sali.

Szlaban, szlaban, szlaban, szlaban.. jedno słowo cały czas pojawiało się w jej głowie. Nie zauważyła nawet kiedy wróciła pod salę. Mogłam zostać z Zabinim, a teraz wrrr..

- Yhym, Granger wchodzisz? – rozbawiony i lekko zirytowany głos przywrócił ją do rzeczywistości. Odwróciła się, czy oni wszyscy muszą być tacy przystojni?!

-C o ty tu robisz? – warknęła, nadal ubolewając nad swoją sytuacją..

Stojący przed nią chłopak był wysoki, szczupły oraz nieźle umięśniony. Idealnie do jego smukłej sylwetki. Kruczoczarne włosy ułożył w modną fryzurę. Najbardziej spodobały się jej jego oczy. Głębokie jak ocean i czarne niczym noc. Okolone długi rzęsami zdawały się nie mieć końca. Hipnotyzowały. Czarne, postrzępione spodnie i luźna, zielona bluza pasowały do niego idealnie. Tak, cholera, kolejny ślizgon okazał się adonisem.

- Mam szlaban od McSztywnej. Złapała mnie, kiedy przechadzałem się po błoniach. – przechylił głowę zaciekawiony - No prawie błoniach, ja bym to jeszcze nie zaliczył do Zakazanego Lasu, ale cóż.. a ty?

- Przyszłam SPÓŹNIONA, dodajmy że przez twojego przyjaciela, i weszłam do pustej Sali, gdzie znajdowała się pani PROFESOR. – zaakcentowała ostatnio słowo, splatając ręce na piersiach.

- Czyli co? Kara, panno Granger? – uśmiechnął się ironicznie.

- Dokładnie, panie Nott, dokładnie -  Teodor spojrzał na nią nie kryjąc zaskoczenia. Gryfonka uśmiechała się do niego równie złośliwie co on.  

- Oh, cudownie już jesteście! Chodźcie za mną, pójdziecie do Zakazanego Lasu, który pan Nott tak lubi. Przez kolejny tydzień codziennie po lekcjach pomożecie również Hagridowi – nauczycielka posłała oburzone spojrzenie ślizgonowi, który prychnął pod nosem, prowadząc ich na zewnątrz – Dziś uzbieracie trochę Jagódek Niezgódek, Różyczki Krwionośnej i Jadowitą Tentakulę.

- Do zakazanego lasu? – zadrżała dziewczyna, czują pierwsze objawy strachu. –S ami? Pani profesor to niezgodne z regulaminem!

- Panno Granger, jest pani w szóstej klasie. – westchnęła McGonagall, uśmiechając krzywo - Poradzi sobie pani. Na dodatek pan Nott zna ten las, prawda?

- Jak własny skarbiec – potwierdził zapytany.

Po przypomnieniu co mają znaleźć i wykładzie „bądźcie ostrożni”, nauczycielka odwróciła się, odchodząc w stronę zamku.

- Chodź, Granger. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej.

Gryfonka nic nie odpowiedziała. Ruszyła za Ślizgonem. Szli w ciszy, zagłuszanej przez łamane gałązki bądź niezidentyfikowane odgłosy. Dziewczyna wypatrywała z uwagą roślin. Po trzech godzinach męczyli się tylko by znaleźć Różyczkę. Nie przerwali póki co milczenia, pracowali razem zgodnie i nie musieli ze sobą rozmawiać.

- Szlag! – warknięcie ślizgona przerwało jej rozmyślanie, jaki to Zakazany Las jest beznadziejny. Spojrzała na chłopaka, który nadepnął na Pchełkę Plujkę i był cały upaćkany zielonym Śluzem. Wybuchnęła głośnym śmiechem. Ciemnooki popatrzył na nią i prychnął oburzony. Po chwili uśmiechnął się chytrze i z niewinną minką zaczął iść w jej kierunku.

- Panno Granger, co panią tak bawi?

Wyszczerzyła się w jego kierunku.

- Pan, panie Nott. Hahaha - chłopak przewrócił oczami i wyciągnął ramiona - Co ty robisz?

W głosie dziewczyny nie było już wesołej nutki, patrzyła nieufnie na wychowanka Slytherina i zaczęła wycofywać się do tyłu. Poślizgnęła się jednak na śliskim podłożu i runęła do tyłu. Na szczęcie wpadła na kupę liści drzewka Więdka. Usiadła z niezadowoloną minką i wzięła się za otrzepywanie ubrania. Cichy chichot spowodował, że spojrzała na winnego. Zmrużyła gniewnie oczy, nie było osoby, która nie przestraszyła by się tego spojrzenia. Szatyn spoważniał, a po chwili jego śmiech odbijał się echem po lesie.

- Wybacz hahahahha wybacz, Granger. Hahha, ale jesteś cała w liściach! – wskazał palcem na jej głowę - Hahha, twoje włosy hahhha!

- To mi pomóż! – syknęła, zrozpaczona wyciągając liście z loków.

Zdziwiła się, gdyż chłopak śmiejąc się kucnął za nią i zaczął oczyszczać jej loki. Śmiech przeszedł w chichot aż całkowicie zamilkł.

- Już. – stwierdził po pary minutach, otrzepując ręce – Wyglądasz prawie jak na czarodzieja przystało.

- No tak.. – prychnęła, zrywając się do pionu. Zamaszystym krokiem odeszła od chłopaka.

- Co cię ugryzło? – zdziwił się Nott, dobiegając do niej. Hermiona pokręciła głową, zaciskając pięści.

- Merlinie, co wy macie do tej czystości krwi?! – krzyknęła, zaszczycając chłopaka wściekłym spojrzeniem – Mugolaki to PRAWIE czarodzieje. Mają brudną krew. Nie powinni tu być!

- Domyślam się, że bywa to uciążliwe – nie zaprzeczył, że jego znajomi traktują z góry innych. – Ale nie to miałem namyśli.

- A co? – sarknęła, potykając się o kamień.

- Nie to – złapał ją, poruszając się szybciej niż wydawało się to możliwe. Wbił mocniej palce w jej ramiona, przyciągając bliżej. Hipnotyzujące oczy lśniły, a gryfonka omal w nich nie zatonęła.

- Więc o co ci chodziło? – spytała ciszej, próbując określić kolor tęczówek ślizgona. –O co wam chodzi?

- Domyślam się, że przez niektórych przemawia zazdrość – stwierdził, nie wypuszczając jej z uścisku, nawet gdy odzyskała kontrolę nad chwiejącymi się nogami. – Znacie świat magiczny, ale i drugi. Wynikiem tego jesteście zaradniejsi, bardziej obyci.

- A ty? – uniósł brew, lustrując ją wzrokiem. – Zazdrościsz mi tego?

- Bardziej niż myślisz. – przyznał po chwili, uwalniając ją spod magii niekończącej się głębi jego oczu. Zrobił krok w tył jakby to wyznanie miało ją odrzucić.

- Dziękuję Teo – nie wiedziała co go bardziej zaskoczyło, podziękowanie czy to, że wypowiedziała jego imię? Był to jednak impuls. Widząc grymas na jego twarzy, poczuła się głupio. Co ona odwala? Nie każdy ślizgon jest zły, a swoim zachowaniem zmienia się powoli w chłopców. Nic ich nigdy nie łączyło. Ale co ona poradzi, że chciałaby to zmienić? Nie wiedziała, czemu, ale jego obecność sprawiła, że czuła się kompletna. Czy ona nie robi się zbyt popularna u wychowanków Slytherina? Ranek z Diabełkiem, a popołudnie z Nottem? Może wieczór zarezerwuje dla Malfoya? Phy, nigdy w życiu! Hmm.. Blaise był miły, zabawny, ale cierpiący w środku. Podświadomie wiedziała, że chce mu pomóc. Zawsze marzyła o bracie, rodzeństwie. Miała Harry’ego, czy to nie on jest jej „bratem”? Taak, ale Harry to Harry. Ciągle zajęty walką z ciemnością i w ogóle. No dobra, Harry dba o nią bardziej niż o siebie. Zabini to całkiem inna bajka. A Nott? On był tak jakby jej drugą stroną. Tajemniczy i ironiczny. Przyciągał ją do siebie i to bardzo. Ale nie w sposób fizyczny tylko.. inny.

- Nie ma za co, Miona. – uniósł kąciki ust do góry - Chodź szukajmy tego głupiego zielska.

Cierpliwie wypatrywali potrzebnych roślinek przez jeszcze trzy godziny. Kiedy jednak Hermionie zaburczało głośno w brzuchu, Teodor uśmiechnął się szeroko i zaproponował powrót. Rozstali się przy wyjściu z lasu, milcząc oraz unikając swojego wzroku.

.*.*.*.

Gryfonka z uśmiechem podeszła do stołu, wypatrując wcześniej Harry’ego. Czarnowłosy podekscytowany rozmawiał o czymś z Deanem i Nevillem, nie zwracając uwagi na jedzenie.

- Hej – przywitała się, dosiadając do chłopaków. Ciepłe spojrzenie zielonych oczu skupiło się na niej, a na twarzy Pottera pojawiła troska.

- W porządku? – spytał, pochylając się nad nią. – Czemu Cię nie było?

- Dostałam szlaban – przyznała, przewracając oczami na ich zdziwione miny. – W tym roku częściej się spóźniam i.. profesor McGonagall dała mi karę.

Dean i Nevill pogrążyli się w rozmowie na temat nowej pracy domowej z transmutacji. Harry zerknął znów na przyjaciółkę, szturchając ją lekko łokciem.

- Czemu się spóźniłaś? – zaciekawił się, przypominając sobie, że wyszła ze śniadania jeszcze przed nim. Zmierzył dziewczynę czujnym wzrokiem. – Co to w ogóle za bluza?

- Blaise’a – Hermiona skrzywiła się widząc jego zaskoczenie - Było mi zimno, więc mi pożyczył.

- Zabini? – Harry spokojnie zerknął na mulata, popijając sok dyniowy.

- Tak, gdy poszłam rano nad jezioro, spotkaliśmy się tam – wyznała, przeczesując palcami włosy. Czekała na zruganie lub kolejny szok, gdy powiedziała imię chłopaka, ale jak na razie Potter przyjmował wieści ze spokojem.

- Co ty masz na głowie? – zaśmiał się, sięgając palcami do jej loków - Czy to liść?

- Liść? – wciągnęła powietrze gwałtownie, przypominając sobie swój upadek - A Nott mówił, że wszystkie wyjął.

- Nott? – gryfon zakrztusił się powietrzem, starając uspokoić. – Coraz ciekawiej, Miona.

- Miałam z Nottem szlaban i wpadłam na liście. – machnęła ręką, widząc znajomy błysk w oczach chłopaka - Pomógł mi oczyścić głowę.

- Czemu mnie omija cała zabawa? – burknął, odsuwając od stołu – Skończyłaś już jeść? Chciałem wstąpić jeszcze przed lekcją do Pokoju Wspólnego.

- Jasne, idziemy – dopiła sok, uśmiechając przelotnie do Luny. Blondynka w podskokach kierowała się do wyjścia. Razem z Harry’m dogonili krukonkę, słuchając nowych wymysłów dziewczyny.

.*.*.*.

W dormitorium zmieniła ubranie. Zamiast t-shirtu założyła swój ukochany brązowy sweter, sięgający do połowy uda i ocieplane legginsy. Grafitową bluzę wyczyściła zaklęciem. Wzięła książki do eliksirów oraz zielarstwa i ruszyła pod klasę. Harry miał jeszcze wstąpić do Ginny, a ona nie zamierzała go powstrzymywać. Pod salą stali już niektórzy uczniowie, nieobecni w WS. Nie widziała żadnego znajomego. Westchnęła i usiadła na parapecie. Zaczęła rozmyślać o zbliżającej się wojnie oraz misji Wybrańca. Wkurzona na cały świat zaczęła machać bluzą Diabła na prawo i lewo.

- Przypomnij mi następnym razem bym nic ci nie pożyczał. – Diabeł oparł się o ścianę, wsuwając dłonie do kieszeni -A już na pewno ubrań.

- Wielkie dzięki, Blaise. – podała właścicielowi okrycie. Po chwili wahania co powiedzieć, postanowiła mruknąć cokolwiek - Twoja bluza jest cudowna.

- Wiem – parsknął, spuszczając wzrok – Jest Draco.

- Czyli cześć – westchnęła, widząc niezdecydowanie chłopaka. Blaise był miły, ale nadal pozostawał członkiem wrogiego domu. Nie chciała budzić sensacji, a z miny mulata wywnioskowała to samo. Wymienili ukradkowe uśmiechy, po czym Zabini się wycofał.

Gryfonka wyjęła z torby książkę, pogrążając się w lekturze.

.*.*.*.

- O co chodzi z tym, że znasz ten las tak dobrze? – spytała, gdy znów maszerowali ramię w ramię z Teodorem po Zakazanym Lesie.

-Lubię tu przychodzić.– uśmiechnął się tęsknie, odsuwając krzaki by miała jak przejść –P rzypomina mi las otaczający mój dom.

Hermiona po raz kolejny zdała sobie sprawę z dzielących ich przepaści. Nott musiał mieszkać w jakiejś willi, może w dolinie albo na wzgórzu. Tam zwykle mieściły się rodzinne grody arystokracji.

- Opowiesz mi coś o swojej rodzinie? – przerwała znów ciszę. Ona opowiadała chłopakowi ostatnio o wszystkich członkach swojej familii. Teodor potrafił słuchać, a również dopytywał się o każdy szczegół.

- Znasz historię rodu Nottów? – spytał, a gdy skinęła głową skrzywił się teatralnie – To nie mam nic do dodania.

Gryfonka mruknęła pod nosem o jego uporze, schylając się po roślinkę. To było ich piąte, ostatnie spotkanie na szlabanie. Przez te dni rozmawiali lub milczeli, poznając się powoli. Udało jej się nawet wykraść kilka chwil Blaise’owi w bibliotece. Notta jednakże nigdzie nie widziała, oprócz lekcji czy Wielkiej Sali. Przywykła do jego zmieniających się humorków, tajemniczości oraz docinków.

- Coś tam czytałam. – kontynuowała, ignorując jego złą minę - Jesteście jednym z najczystszych rodów, najbardziej uzdolnionymi czarodziejami, kiedyś wasza rodzina zasiadała na tronie w świecie magicznym.. W 1021 roku twój praprapra..

- Dobra dość! – jęknął, ale zaśmiał się cicho - Ja sam nie wiem co się wydarzyło w tym 1023roku.

- W 1021! – przeszukała pamięć, szukając informacji - Wtedy twój praprapradziad był veneficus duplum animae, ostatnim z rodu.

- Co znaczy to ven coś tam? – zaciekawił się, unosząc gałąź, a po chwili puszczając ją tak by walnęła dziewczynę w głowę.

- Nie wiem, nie było o tym w żadnej książce, a przeszukałam wiele. – przyznała, podstawiając mu nogę. - Ale wracając do twojej historii.

- Nie ma żadnej historii – zaprotestował. Kolejna minuta ciszy. W końcu wymamrotał coś do siebie, odchrząkując. - Moja rodzina od zawsze szczyciła się swoją czystą krwią, ale byliśmy kulturalni i tolerancyjni co do … mugolaków i samych mugoli. Teraz jednak.. – zmarszczył brwi, kopiąc mały kamyk - Mamy zachwianie równowagi, jesteśmy w czarnym punkcie i gubię już sens tego wszystkiego! Ten podział, ta zależność od krwi… Po co to komu? Ale jak każda inna rodzina musimy wybrać stronę. Nieważne…

Hermiona poczuła nieprzyjemne zimno. Smutek i gniew ślizgona był taki wyczuwalny w jego głosie. Ostrożnie ujęła go za rękę. Wzdrygnął się i popatrzył na nią zszokowany, więc go puściła. Szli w milczeniu w stronę zamku, trudno nie znaleźli jednej rośliny. Po chwili większa dłoń splotła się z jej. Teodor patrzył na nią i lekko się uśmiechnął.

- Jesteś dziwna. – stwierdził ponuro, odkładając historię na inny czas.

- Zapamiętaj – odchrząknęła, robiąc poważną minę - To nie jest rodzaj komplementu dla dziewczyny.. Czemu?

-J a mówię o Czarnym Panu i jego stronie, a ty mnie łapiesz za rękę..

- Hmm, wydawało mi się, że mówiłeś o niezdecydowaniu, a nawet jeśli twoi rodzice staną po złej stronie, ty nie musisz. - zauważyła delikatnie, strząsając ziemię z butów.

- Wiesz, co wybiorą.

- Tak, ale nie wiem co ty wybierzesz.

- Ja wiem.

- To powiedz wprost.


- Nie wiem.

……………………………………………………………………………………………………………………………

Mech i grube pędy roślin otaczały chatkę gajowego. Hermiona ostatni raz pomachała gajowemu, biorąc pod ramię przyjaciela. Powolnym krokiem, ruszyli w stronę zamku. Harry zamyślony, wpatrywał się w dal. Gryfonka pozwoliła mu na chwilę wytchnienia, również ciesząc się ostatnimi promieniami słońca.

- Gadałem z Ronem – czarnowłosy wyrwał się z otępienia, zerkając na dziewczynę. – Martwi się o Ginny.

- Byłam u niej zanim wyszliśmy – potaknęła, poprawiając torbę – Ma wyjść niedługo..

- Wiem – westchnął Wybraniec, uśmiechając smutno – Lepiej z nią.

- Lepiej – powtórzyła, krzywiąc lekko – Myślisz, że.. Ron wróci?

- On jest nadal z nami – zaprotestował, milknąc. Tak zaczynały się ich ostatnie kłótnie. Ot tematu przyjaciela.

- Muszę iść do biblioteki – zmieniła temat gryfonka, godząc się na rozejm.

- Spotkamy się w takim razie na kolacji – wzruszył ramionami, machając do innych gryfonów na korytarzu. – Uważaj na siebie, H.

- Książki mimo wszystko nie gryzą, Harry – zaśmiała się, czochrając jego czuprynę. Rozdzielili się w dobrych humorach, zmierzając w dwie różne strony.

Hermiona zrugała się w duchu. Wiedziała, że Harry jest wyczulony na punkcie Rona, a zaczęła znów niewygodny dla nich temat. Sama zaczynała tracić nadzieję na reaktywację Złotej Trójcy. Rudy chłopak wymykał się jej z rąk, a ona nie miała siły by szukać nici porozumienia z tym nowym Wealseyem.

Pogrążona w ponurych rozmyślaniach, przestała zwracać uwagę na drogę. Wybudziła się z nich, gdy leciała już na pupę po zderzeniu z kimś. Uniosła zakłopotana głowę, szykując się na wściekłe spojrzenie.

- Wpadłaś na mnie – powiedział oczywisty fakt, Teodor splatając ręce na piersi.

- 5 punktów dla Slytherinu za spostrzegawczość – parsknęła, krzywiąc na obolałą kończynę. Nott uniósł brew, opierając się ramieniem o ścianę. – Może byś mi pomógł?

- Dżentelmen z pewnością by tak uczynił – szturchnął nogą książkę, która wypadła jej z torby.

- Świetnie – burknęła, kucając i zbierając książki z podłogi. – Zrozumiałam, czcigodny ślizgonie, że ty nim nie jesteś.

- Tego bym nie mówił – zaprotestował, podając jej uzbierane notatki. Hermiona zaskoczona, odebrała papiery. Chłopak pomógł jej wszystko spakować, na koniec zawieszając torbę na szczupłym ramieniu gryfonki.

- Dziękuję – mruknęła, odgarniając włosy z twarzy. Ślizgon skinął głową, nie spuszczając z niej wzroku. Po raz pierwszy rozmawiali ze sobą na korytarzu, w szkole. Nie mogli ukryć się za drzewami, nie mogli uciekać spojrzeniem na fascynujące krzaczki. Stali sami. W ciszy. Nie mogąc oderwać od siebie oczu.

- Odrobiłaś numerologię? – chrząknął, wsuwając kciuki za pasek. Hermiona przyjrzała mu się dokładniej. Miał na sobie proste, czarne spodnie oraz koszulkę z długimi rękawami w tym samym kolorze.

- Tak – odpowiedziała, przygryzając wargę – Była.. ciekawa, prawda?

- Też tak myślę – skinął głową, przymykając oczy. – Mam dość.

- Hmm.. w takim razie.. do zobaczenia – mruknęła, ignorując ukłucie w sercu na jego oschłe słowa. Widać ich znajomość miała zakończyć się wcześniej niż myślała.

- Nie o to mi chodzi, głupia wiedźmo – złapał ją za nadgarstek, odwracając w swoją stronę. – Mam dość niezdecydowania. I kontroli. Podjąłem decyzję.

- Tak? – wstrzymała oddech, ulegając czarnej głębi jego tęczówek.

- Wybrałem Pottera – zniżył głos do szeptu, nachylając się bardziej. – Chociaż tak naprawdę ciebie. Nie znam naszego Wybawiciela, ale poznałem jego przyjaciółkę. Cholernie upartą, mądralińską gryfonkę.

- A jeśli przegramy? Odwrócisz się od nas? – starała się uspokoić przyspieszone serce, nadzieję budzącą się oraz dziwne uczucie przywiązania.

- A jeśli zwątpię, odwrócisz się ode mnie? – znów podniósł brew.

- Nie. – powiedziała pewnie, czując chłodne palce Notta splatające się z jej.

- Ja też – ścisnął mocniej dłoń brązowowłosej, uśmiechając lekko – Wiem, że znamy się od niecałego tygodnia, ale stałaś mi się bliższa niż wielu ślizgonów.

- Ty dla mnie też – miękko odpowiedziała, pozwalając sobie na szeroki uśmiech.

- Dla bezpieczeństwa musimy trzymać się z daleka. – odsunął się od niej, uwalniając rękę -Twojego bezpieczeństwa tak na marginesie.

- Czy może Twojej reputacji? – prychnęła, mrugając jednak zawadiacko.

- Salazarze.. w co ja się wpakowałem – burknął, odwracając się i odchodząc bez słowa. Gryfonka zaśmiała się, przyglądając jak ciemna sylwetka chłopaka znika w cieniu korytarza. Przepełniało ją szczęście.

……………………………………………………………………………………………………………………………

- Czy ty mnie słuchasz?

Harry zamrugał nieprzytomnie, kręcąc powoli głową. Gryfonka westchnęła, zamykając książkę od eliksirów. Od dwudziestu minut omawiała ostatnią lekcję, obserwując przyjaciela. Chłopak poprosił ją o pomoc, odpływając po paru minutach w swoich rozmyślaniach.

- Co cię trapi? – spytała łagodnie, zbierając rzeczy do torby.

- Martwię się – wyznał Wybraniec, opierając o ścianę – O ciebie, H.

Dziewczyna przygryzła wargę, czekając na ciąg dalszy. Domyślała się, że jest powodem jego rozkojarzenia, bo od dwóch dni posyłał jej zaniepokojone spojrzenia.

- Czy.. no wiesz.. – odchrząknął, przeczesując nerwowo włosy – Nie.. polubiłaś zbytnio ślizgonów?

A więc o to mu chodziło. Hermiona zamknęła na moment oczy, szukając odpowiedzi. Złoty Chłopiec wiedział o jej pogawędkach z Zabinim oraz dziwnym porozumieniu z Nottem. Słuchał wywodów dziewczyny, prawdopodobnie bojąc się że ją zranią.

- Lubię Teodora i Blaise’a – powiedziała powoli, patrząc wprost w zielone oczy – Bardzo. Są inni niż myśleliśmy oraz.. tacy normalni w nienormalny sposób, Harry. … Może chciałbyś kiedyś.. mi potowarzyszyć?

- Chyba podziękuję – mruknął, podnosząc się z podłogi –Nie chcę byś im ufała całkowicie. Nie są w slytherinie ze względu na poczucie humoru czy urok osobisty.

- Wiem – podciągnęła się na jego dłoni, szturchając później w ramię – Ja proszę tylko byś ty mi zaufał.

- Wiesz, że ci ufam najbardziej na świecie – uśmiechnął się ciepło, marszcząc jednocześnie czoło –  To im nie ufam. A ty..

- Ale ja zaczynam – przyznała, wyglądając za okno. Odetchnęła, posyłając przyjacielowi pewne spojrzenie – Mam na szczęcie ciebie, Wybrańcze. Przypomnisz mi w razie czego kim jestem.

- Obiecuję – objął ją ramieniem, całując w policzek – Mionaś, powtórzymy jeszcze raz te przeklęte eliksiry?

- Merlinie..

 

 

16 komentarzy:

  1. Ale długi! Napisze Ci, że rozdział przyzwoity. Długi, trochę mnie to męczyło, ale treść była ujmująca. Początek, opis wszystkich uczniów świetny, godny pozazdroszczenia obserwator. Pansy u Ciebie wydaję się bardziej rozważną, mądrą dziewczyną. Trochę jakby Mionka w wydaniu Ślizgonów. Nie spodziewałam się, że może być taka. Ciekawie wychodzi Ci przedstawianie bohaterów - 8/10 za to :D Nie wiem czemu nie masz komentarzy, ludzie chyba się przestraszyli długości rozdziału! Niepotrzebnie ;)
    Pozdrawiam ciepło i pisz, pisz, pisz!
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękuję ! Popracuję nad idealną długością. Ja sama nie potrafię pisać krótkich rozdziałów, bo zawsze muszę coś jeszcze dodać. Pansy jest dla mnie jedną z pokrzywdzonych postaci na blogach. Zwykle bywa zołzą, a jak dla mnie jest zastraszoną i inteligentną czarownicą.
      Dziękuję Ci bardzo za komentarz, bałam się że nikt tego nie czyta ;)
      Przesyłam całusy,
      Lupi ♥

      Usuń
  2. Ja czekam na następny, chociaż wiem co się będzie dziać....
    Długie rozdziały są najlepsze.

    Rogaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejejej, bo Cię jeszcze zaskoczę, Rogaty ;D Chociaż w sumie trudno będzie :P
      Na mały paluszek,
      Sama wiesz kto ♥

      Usuń
    2. Mnie się nie da zaskoczyć...

      Rogaś

      Usuń
  3. Rozdział świetny, zresztą jak zawsze, nie moge sie doczekać kolejnych, dlugie sa najlepsze bo bardziej wciagaja i az nie mozna sie oderwac, bo im dalej tym robi się ciekawiej <3

    Jestem z Tobą mała <3 pamietaj ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jilly :3
      Dziękuję, że znalazłaś czas, kochana, na zerknięcie tutaj. Będziemy w kontakcie, hyh. A ty (wy?) wróćcie lepiej do swojej historii Dramione, bo nie ładnie tak przerywać. :3
      Papatki, MAŁA ♥

      Usuń
  4. Ciekawy ale ja tu czekam na DRAMIONE <3
    A tu Nottmione :cc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, będzie jeszcze dużo dramione, ale oni muszą się do siebie przekonać. Staram się też pokazać relacje Hermy i Notta, bo przyda mi się to do następnych rozdziałów. Ale już niedługo Draco i Miona zaczną się.. lubić? Bo pocałunek będzie.. ekm, koniec tematu bo się wygadam :*

      Usuń
  5. Blaise! Theo! (mówiłam o mojej reakcji na nich)
    Hermiona może i szybko zawiera przyjaźnie, ale chyba tak powinno być. Podoba mi się ten aspekt i wszystko miałaś przemyślane, zwłaszcza to z Theo i Hermioną. Ich szlaban, a wcześniej Blaise, to doskonały pomysł.
    Mam nadzieję, że Harry przekona się w końcu do Slizgonów ;)
    Croy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Harry będzie miał mały problem by się przekonać :D jest podejrzliwy, ale kto by nie był?
      Blaise! Theo! ( taka sama reakcja )
      Nie wiedziałam czy nie za szybko, ale H wydaje mi się otwarta i trochę zagubiona.. szuka odmienności, a u Zielonych ją dostanie xD

      Usuń
  6. Lubie Blaise'a i Theo, ale kurcze, gdzie się podział Draco? :D
    Mimo wszystko rozdział świetny i co super, piszesz naprawdę długo :p
    Podoba mi się otwartość Hermiony, jestem ciekawa co z tego wyniknie :)
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! Lecę czytać dalej! :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, jak na razie brak Dramione, ale wybaczam, bo to dopiero początek ;)) Blaise i Theo są pokazani od tej bardziej wrażliwej strony, co baaaardzo mi się podoba :D lubię też tę perspektywę Pan na początku :) wiem, że to dopiero początek, ale już kocham Twoje opowiadanie <3
    Pozdrawiam ;*
    ~ Avada Kedavra

    OdpowiedzUsuń
  9. A! Przepraszam, że tak strasznie długo mnie tu nie było, ale nie mam na nic ostatnio czasu. Szkoła, sprawdziany, ględzenie o projekcie i pojawiający się coraz częściej temat egzaminów. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
    Rozdział świetny. Relacja Hermiony i Nott'a jest bardzo interesująca.Nie wiem o co może chodzić z mamą Blaise'a, ale mam nadzieję, że z tego wyjdzie.
    Pozdrawiam i lecę dalej, mam zamiar nadrobić dziś trochę zaległości. :)
    Nesta
    http://nesta-olwen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń