Ciepłe promienia słońca ogrzewały Hogwart. Delikatny wiatr
wprawiał drzewa w lekkie kołysanie. Jasne niebo pokrywało parę białych
obłoczków. W największej Sali zamku, gdzie stały cztery wielki stoły gromadzili
się uczniowie. Młoda dziewczyna siedziała tam wśród znajomych. Zajadała się
pysznymi naleśnikami i przyglądała się uczniom z innych domów. Wśród Puchonów
panował chaos. Parę dziewczyn się śmiało, a ich koledzy głośno rozmawiali o
treningu Quiddicha. Dalej miejsce zajmowali Krukoni. Przy tamtym stole było
ciszej. Uczniowie jedli śniadanie i ze sobą dyskutowali, a niektórzy siedzieli
z nosem w książkach. Dziewczyna przewróciła oczami, a czego ona się
spodziewała od Krukonów? Tańców i bitwy na jedzenie? Phy, już prędzej zdarzyło
by się tu przy ostatnim stole. Taak, tam było inaczej. Wszyscy siedzieli i
głośno gaworzyli, co parę chwil dało się słyszeć śmiech i chichoty. Weseli
Gryfoni z radością witali resztę domowników, a każdy, który się dosiadał był
witany ciepłym spojrzeniem i miłym uśmiechem. Przy stole nie było osoby
samotnej, cichej. Każdy był w gronie kumpli, którzy z wyraźnym zainteresowaniem
gawędzili na tylko im znane tematy. Obserwatorka wyraźnie posmutniała. Ich stół
i dom był teraz całkowitym przeciwieństwem. Nikt się nie śmiał, ba nikt się nie
uśmiechał, nie rozmawiał. Jedli w ciszy i czekali na resztę Ślizgonów. To nie
były dobre czasy uczniów domu węża, jak co roku zresztą. Teraz podopieczni
Slughorna bali się chodzić sami, wzdrygali się na niemiłe spojrzenia
pozostałych i wrednych komentarzy. Tylko parę odważnych starało się nie zwracać
na to uwagi.
- Hej Pan, co tam?
Parkinson uśmiechnęła się delikatnie w
stronę Dracona. Jej przyjaciel był jedyną dobrą rzeczą jaką ją spotkała. W domu
słyszała nocne kłótnie rodziców, płacz jej matki. Tylko Christopher był
normalny. Przychodził do niej i ją przytulał. Nauczył ją grać na gitarze oraz
być pewnym siebie. Jej ukochany braciszek był dla niej opiekuńczym ojcem,
kochającą matką i cierpliwym przyjacielem. Każdy jej problem starał się
rozwiązać, a każdy smutek odgonić. To właśnie on zapoznał ją z młodym Malfoyem.
Do piątych urodzin nie cierpieli się, wręcz nienawidzili. Wszystko się zmieniło
kiedy jej koleżanka, Tracey, zniszczyła jej ukochanego trollprzytulankę. Z
łzami w oczach mała Pansy pobiegła do ciemnego lasu, a tam wpadła na dwóch
chłopców. Draco z Blaise’m uspokoili ją i wysłuchali. Następnego dnia
dziewczynka dostała nowego Trollmisia, a jej była przyjaciółka miała mocno
zielone włosy. Od tamtej pory nigdy nie rozstawała się z nowymi towarzyszami
zabaw. Gdy pojechali do Hogwartu i w trafili do wspólnego domu wydawało jej
się, że nic ich nie rozdzieli. A potem przyszła zazdrość, a także zawiść jej
koleżanek. Ze złością patrzyły na dziewczynkę, która jako jedyna nie była
odtrącana przez popularnych kolegów. Po szkole rozeszły się plotki o jej
rzekomej miłości do Dracona. Ze smutkiem przeżywała każde niemiłe komentarze i
śmiechy na korytarzu. Diabełek ją wspierał oraz upokarzał winnych jej łez.
- Pan, wszystko w porządku?
- Tak, tak – zaniepokojony głos Malfoya przywrócił
ją na ziemię – Gdzie byliście?
- Mieliśmy nieprzespaną noc – burknął, wgryzając
się w kanapkę.
- Czy wy musicie pić co wieczór? Wiesz, że to nie
jest mądre – zirytowała się, gdyż upodobanie do alkoholu u tych dwóch, ostatnio
zmieniało się wręcz w uzależnienie.
- Wyluzuj – mruknął Zabini, który usadawiał się
właśnie po jej drugiej stronie.
Przyjrzała się ostrożnie brązowookiemu. W jego
oczach, które kiedyś się śmiały była pustka. Zero emocji, zero uczuć. Pod
oczami miał ciemne kręgi, a lekki zarost pokrywał jego policzki. Czarne włosy w
nieładzie opadały mu na czoło. Zazwyczaj czekoladowa cera miała nie zdrowy
blady odcień. Gdzie się podział jego firmowy uśmiech, czemu nie układa włosów,
jak kiedyś?
- Blaise, co się stało? – szepnęła. Jego oczy
skierowały się na nią, ale nadal nic w nich nie było.
- A co miałoby się stać, Genevieve? – zagryzła
wargę, gdy użył jej drugiego imienia. Robił to zawsze, gdy był zły bądź
zirytowany.
- Powiedz mi – powiedziała stanowczo, unosząc
brodę. Mulat przyjrzał się jej i zrezygnowany spuścił wzrok.
- Nie mam co, Pansy – ledwo słyszalny szept wydobył
się z jego spierzchniętych warg. Po czym chłopak szybko się podniósł i nie
patrząc na przyjaciół wyszedł z Wielkiej Sali.
- Co się dzieje? – popatrzyła na drugiego z
przyjaciół. Dracon nieprzytomnie spoglądał na swój talerz, szukając w nim nie
wiadomo czego.
- Mama Blaise’a znów źle się czuje – wyjaśnił,
wzdychając ciężko. Pansy od razu zrozumiała powagę sytuacji. Pani Zabini od
paru lat miała nawroty choroby, a jak widać objawy znów się nasiliły. Odsunęła
od siebie kanapkę, czując gorzki posmak w ustach. Siedziała już w ciszy,
podczas gdy Draco kontynuował posiłek. Po co w ogóle dziś wstawała?
.*.*.*.
Wielki zamek otaczały soczyście zielone, porośnięte
kolorowymi kwiatami i rozłożystymi drzewami błonia. Słonce, które wyszło już
zza chmur przyjemnie ogrzewało uczniów chcących zaczerpnąć świeżego powietrza,
przed rozpoczęciem zajęć. Jezioro delikatnie falowało i figlarnie odbijało
promyki słońca. Hogwartczycy stali nie daleko wejścia albo siadali na schodach
ciesząc się zmianą pogody. Po drugiej stronie jeziora na opuszczonym i
niewidocznym pomoście siedziała dziewczyna. Rozkoszowała się samotnością i
ciszą otoczenia. Jej kasztanowe loki opadały na zaróżowione od powietrza
policzki. Przymknęła powieki i z rozmarzonym uśmiechem odwróciła twarz w stronę
słońca. Pogrążona w marzeniach nie zauważyła osoby, która ostrożnie usadowiła
się obok. Po paru minutach usłyszała ciche chrząknięcie. Przestraszona cicho
pisnęła i podskoczyła, co wcale nie okazało się mądrym posunięciem siedząc na
pomoście. Odchyliła się do tyłu i nie utrzymała równowagi. Już czuła chłodną
wodę, ale w jednej chwili poczuła mocne ramiona wciągające je na górę.
Otworzyła oczy, spoglądając w piękne brązowe tęczówki.
- Merlinie! Zabini, czy ty postradałeś ten swój
gadzi móżdżek?! Omal zawału nie dostałam! – wycharczała, oddychając ciężko.
- Wybacz, Granger. Nie wiedziałem, że to jest ta
wasza gryfońska odwaga - parsknął chłopak, puszczając ją równie szybko.
- Daj mi spokój! Ty obślizgła żmijo! – po
chwili milczenia, zdziwiona Hermiona spojrzała na niechcianego towarzysza.
Oczekiwała jakiejś nie zbyt miłej riposty, a tu nic. Przystojny jak zwykle,
ale coś jej się nie zgadzało. Może to, że jest
bardziej blady? Nie, raczej nie. To może te przydługie włosy? Nie, tak mu też
było ładnie. Zapadnięte policzki i sińce pod oczami również ją zaniepokoiło,
ale to czego tak szukała jeszcze bardziej. Zabini się nie uśmiechał. Ani
ironicznie, ani miło. Nic, żadnego cienia uśmiechu. Zdziwiona swoim
odkryciem po raz pierwszy zaniemówiła.
- Nie patrz tak na mnie- mruknął, marszcząc czoło –
Wiem, że ostatnio się zaniedbałem, ale nie ładnie tak się na kogoś gapić.
- Jesteś przystojny – palnęła bez namysłu, a po
chwili soczysty rumieniec pokrył jej policzki. Spuściła zawstydzona wzrok.
- Dziękuję, Hermiono- dziewczyna nie wiedziała, co
bardziej ją zdziwiło miłe słowo czy jej imię w ustach tego Ślizgona – Tworzymy
zgrany duet, wiesz?
- D..duet?
- Hah, tak. Ja jestem przystojny, a ty bardzo
urodziwa. Nasze dzieci będą nieziemskie- powiedział z powagą i wreszcie na nią
spojrzał.
- Dz..dz.dzieci?- pierwszy raz była tak zszokowana, kiedy oni zaczęli
mówić o ich dzieciach? Dlaczego ICH dzieciach.
Gdy analizowała od początku rozmowę usłyszała dziwny dźwięk. Coś jakby
dławienie, zmarszczyła swój nosek, zdziwiona spojrzała na Blaisa. Cały się
trząsł i chichotał. Albo raczej śmiał na głos.
- Her..hhaha..Hermiona…hahaha..Tf..twoja mina
była..hahahah..BEZCENNA - wykrztusił i uśmiechnął się do niej, pokazując
idealnie białe ząbki.
- Moja mina?- spytała bojąc się w myślach o zdrowie
psychiczne towarzysza.
-T ak, hahha, przecież ja tylko żartowałem o
dzieciach, hahaha- znowu zaczął chichotać, ale dziewczynie to już nie
przeszkadzało. Znów się uśmiechał, a jego oczy błyszczały figlarnie – Jesteś
ładna Hermiono, ale nie martw się o swoją cnotę. Nie zaciągnę cię do swojego
łóżka.
- Wiem Zabini, wiem - uśmiechnęła się do niego.
Teraz nie patrzył na nią rozbawiony, ale zdziwiony.
- Skąd ta pewność?
- Jeśli chciałbyś mnie zaciągnąć do łóżka to chyba
byś mnie podrywał w inny sposób, prawda? – wzruszyła ramionami, rozluźniając
się.
- Czy ja wiem? – uśmiechnął się szeroko, ciesząc
się tylko z sobie znanego żartu.
Zrelaksowana Hermiona popatrzyła znowu na jezioro. Co ona wyprawia?
Dlaczego w ogóle tak podoba jej się ta rozmowa? Przecież to Ślizgon, znany
kobieciarz. No właśnie, ale sam przyznał, że nie próbuje cię zaciągnąć do
łóżka, nawet cię nie podrywa. Poczuła się tak lekko, w tym roku ku jej
zdziwieniu płeć brzydka wykazała zainteresowanie względem niej. Nie znała tylu
chłopców co Ginny, ale od września przedstawiło jej się wielu młodzieńców.
Harry śmiał się, że lepią się do niej jak Puchatek do miodku. To takie dziwne.
Sama nie widziała w sobie nic nadzwyczajnego. Nie była szczupła ani gruba, ale
jej uda.. Merlnie.. istna udręka. Nawet jej pieprzyk przy lewym uchu wydawał
się za duży. A teraz siedzi odprężona i zadowolona z jednym z
najprzystojniejszych facetów Hogwartu.
- Ziemia do Hermiony – krzyk przy jej uchu
skutecznie zwrócił jej uwagę. Spojrzała na wychowanka Slytherinu. Siedział
teraz bliżej i kąciki jego ust lekko unosiły się w górę.
- Co? – zamrugała niewinnie.
- Oj, dziewczyno ranisz mnie. Ja tu wyznaję ci
swoje grzechy, a ty rozmyślasz o jakiś babskich głupotach – w brązowych
tęczówkach zamigotały figlarne ogniki.
- Wcale nie głupotach – mruknęła lekko zirytowana.
- Nie gniewaj się, Gryfiątko. Ja chciałem Cię
przeprosić Hermiono. Ja te wszystkie lata i..
- Przecież ty nigdy mnie nie wyzywałeś, Blaise.
Tylko twój „przyjaciel” – również użyła jego imienia, czując że nawiązali nić
porozumienia.
- Może i nie wyzywałem, ale jak sama to ujęłaś nie
powstrzymywałem mojego przyjaciela. – zrobił skruszoną minę, przyznając się do
błędów - Przepraszam Herm.
- Nie mów tak - skrzywiła się – Nie Herm!
- Hermiono- poprawił się szybko i spojrzał na nią z
ciekawością, a potem znów pokazał swoje białe ząbki – Tak poza tym, panno
Granger. Blaise Zabini do usług.
Mrugnął do niej i skłonił głowę, wyciągając rękę.
Przyjrzała mu się zdziwiona.
- Ja wiem kim jesteś Zabini - powiedziała
ostrożnie. Może on naprawdę ma coś nie tak z głową?
- Ale nigdy nie przedstawiłem ci się oficjalnie-
przybrał stanowczy ton, jednak oczy migotały mu radośnie – I nie Zabini,
cukiereczku. Dla przyjaciół Diabeł.
- Hermiona Granger, dla przyjaciół Miona – z
uśmiechem podała mu rękę – Nie cukiereczek!
- Miona - powiedział lekko, smakując jej imię.
Zmarszczył lekko brwi i popatrzył na nią z troską - Masz zimne dłonie. I gęsią
skórkę. Kto to słyszał by pilna Gryfonka, poszła na pomost w luźnej bluzce, hmm?
Miał rację, było jej zimno, ale nie chciała jeszcze
odchodzić. Spodobała jej się ta rozmowa. Uśmiechnął się lekko i ku jej
zdziwieniu podał jej swoją bluzę. Grafitowa, za duża bluza była tym czego
potrzebowała. Ciepła od ciała Zabiniego i pachnąca pięknymi , męskimi
perfumami.
– A czy Ty, Mionka, pamiętasz gdzie jesteś?
Tak
stanowczo jest z nim coś nie tak.
- W Hogwarcie - powiedziała zdziwiona.
- Dokładnie w Szkole Magii i Czarodziejstwa, a co
zazwyczaj jest w szkole, panno Hermiono?
- Lekcje?- patrzyła na niego nie kryjąc zdziwienia.
Mulat już nie mógł powstrzymać uśmiechu - No co?
A po chwili uśmiech zszedł jej z twarzy, pobladła i
z przerażonym okrzykiem poderwał się z pomostu.
- Merlinie! Blaise! Lekcje się zaczęły!-
wykrzyknęła i zabrała swoją torbę. Ruszyła w kierunku szkoły, ale nie słyszała
innych kroków niż jej własnych, obróciła się, ale Zabini nadal siedział na
pomoście - Idziesz, Blaise?
- Nie, może Ty zostaniesz?
- Nie żartuj, Blaise. Do zobaczenia - i ruszyła
biegiem na lekcje.
.*.*.*.
Korytarz odbijał jej kroki echem, a serce waliło od
biegu. Zdyszana zatrzymała się pod komnatą, starając się wyrównać oddech.
Odchrząknęła, wchodząc do sali od Zaklęć.
- Prze..przepraszam, panie yy pani profesor! – ZABIJĘ tego osła,
zabiję, zabiję -Yhymn, pani proferosor, może wie pani gdzie znajdę swoją
klasę?
- O, panna Granger. – brwi nauczycielki uniosły się
z dezaprobatą - Jak się nie mylę macie zajęcia w terenie. No cóż, ale ze
względu na pani kolejne w tym roku spóźnienie, muszę panią ukarać. Niech
pójdzie pani odłożyć książki i wróci do sali. Odbędzie pani od razu szlaban.
- Sz..szlaban?! Znaczy się, pani profesor, ja mam
inne lekcje i ..
- Ależ, panno Granger. Jak mówiłam macie lekcję w
terenie i do obiadu twoi koledzy nie wrócą. W tym czasie pani odrobi swoją
karę – profesor McGonagall podniosła się - A teraz pospiesz się, Hermiono.
- Oczywiście, już idę. – wybąkała, wymykając się z
sali.
Szlaban,
szlaban, szlaban, szlaban.. jedno słowo cały czas pojawiało się w jej
głowie. Nie zauważyła nawet kiedy wróciła pod salę. Mogłam zostać z
Zabinim, a teraz wrrr..
- Yhym, Granger wchodzisz? – rozbawiony i lekko
zirytowany głos przywrócił ją do rzeczywistości. Odwróciła się, czy oni wszyscy muszą
być tacy przystojni?!
-C o ty tu robisz? – warknęła, nadal ubolewając nad
swoją sytuacją..
Stojący przed nią chłopak był wysoki, szczupły oraz
nieźle umięśniony. Idealnie do jego smukłej sylwetki. Kruczoczarne włosy ułożył
w modną fryzurę. Najbardziej spodobały się jej jego oczy. Głębokie jak ocean i
czarne niczym noc. Okolone długi rzęsami zdawały się nie mieć końca.
Hipnotyzowały. Czarne, postrzępione spodnie i luźna, zielona bluza pasowały do
niego idealnie.
Tak, cholera, kolejny ślizgon okazał się adonisem.
- Mam szlaban od McSztywnej. Złapała mnie, kiedy przechadzałem
się po błoniach. – przechylił głowę zaciekawiony - No prawie błoniach, ja bym
to jeszcze nie zaliczył do Zakazanego Lasu, ale cóż.. a ty?
- Przyszłam SPÓŹNIONA, dodajmy że przez twojego
przyjaciela, i weszłam do pustej Sali, gdzie znajdowała się pani PROFESOR. –
zaakcentowała ostatnio słowo, splatając ręce na piersiach.
- Czyli co? Kara, panno Granger? – uśmiechnął się
ironicznie.
- Dokładnie, panie Nott, dokładnie - Teodor
spojrzał na nią nie kryjąc zaskoczenia. Gryfonka uśmiechała się do niego równie
złośliwie co on.
- Oh, cudownie już jesteście! Chodźcie za mną,
pójdziecie do Zakazanego Lasu, który pan Nott tak lubi. Przez kolejny tydzień
codziennie po lekcjach pomożecie również Hagridowi – nauczycielka posłała
oburzone spojrzenie ślizgonowi, który prychnął pod nosem, prowadząc ich na
zewnątrz – Dziś uzbieracie trochę Jagódek Niezgódek, Różyczki Krwionośnej i
Jadowitą Tentakulę.
- Do zakazanego lasu? – zadrżała dziewczyna, czują
pierwsze objawy strachu. –S ami? Pani profesor to niezgodne z regulaminem!
- Panno Granger, jest pani w szóstej klasie. –
westchnęła McGonagall, uśmiechając krzywo - Poradzi sobie pani. Na dodatek pan
Nott zna ten las, prawda?
- Jak własny skarbiec – potwierdził zapytany.
Po przypomnieniu co mają znaleźć i wykładzie
„bądźcie ostrożni”, nauczycielka odwróciła się, odchodząc w stronę zamku.
- Chodź, Granger. Im szybciej to zrobimy, tym
lepiej.
Gryfonka nic nie odpowiedziała. Ruszyła za
Ślizgonem. Szli w ciszy, zagłuszanej przez łamane gałązki bądź
niezidentyfikowane odgłosy. Dziewczyna wypatrywała z uwagą roślin. Po trzech
godzinach męczyli się tylko by znaleźć Różyczkę. Nie przerwali póki co
milczenia, pracowali razem zgodnie i nie musieli ze sobą rozmawiać.
- Szlag! – warknięcie ślizgona przerwało jej
rozmyślanie, jaki to Zakazany Las jest beznadziejny. Spojrzała na chłopaka,
który nadepnął na Pchełkę Plujkę i był cały upaćkany zielonym Śluzem.
Wybuchnęła głośnym śmiechem. Ciemnooki popatrzył na nią i prychnął oburzony. Po
chwili uśmiechnął się chytrze i z niewinną minką zaczął iść w jej kierunku.
- Panno Granger, co panią tak bawi?
Wyszczerzyła się w jego kierunku.
- Pan, panie Nott. Hahaha - chłopak przewrócił
oczami i wyciągnął ramiona - Co ty robisz?
W głosie dziewczyny nie było już wesołej nutki,
patrzyła nieufnie na wychowanka Slytherina i zaczęła wycofywać się do tyłu.
Poślizgnęła się jednak na śliskim podłożu i runęła do tyłu. Na szczęcie wpadła
na kupę liści drzewka Więdka. Usiadła z niezadowoloną minką i wzięła się za
otrzepywanie ubrania. Cichy chichot spowodował, że spojrzała na winnego.
Zmrużyła gniewnie oczy, nie było osoby, która nie przestraszyła by się tego
spojrzenia. Szatyn spoważniał, a po chwili jego śmiech odbijał się echem po
lesie.
- Wybacz hahahahha wybacz, Granger. Hahha, ale
jesteś cała w liściach! – wskazał palcem na jej głowę - Hahha, twoje włosy
hahhha!
- To mi pomóż! – syknęła, zrozpaczona wyciągając
liście z loków.
Zdziwiła się, gdyż chłopak śmiejąc się kucnął za
nią i zaczął oczyszczać jej loki. Śmiech przeszedł w chichot aż całkowicie
zamilkł.
- Już. – stwierdził po pary minutach, otrzepując
ręce – Wyglądasz prawie jak na czarodzieja przystało.
- No tak.. – prychnęła, zrywając się do pionu.
Zamaszystym krokiem odeszła od chłopaka.
- Co cię ugryzło? – zdziwił się Nott, dobiegając do
niej. Hermiona pokręciła głową, zaciskając pięści.
- Merlinie, co wy macie do tej czystości krwi?! –
krzyknęła, zaszczycając chłopaka wściekłym spojrzeniem – Mugolaki to PRAWIE
czarodzieje. Mają brudną krew. Nie powinni tu być!
- Domyślam się, że bywa to uciążliwe – nie
zaprzeczył, że jego znajomi traktują z góry innych. – Ale nie to miałem namyśli.
- A co? – sarknęła, potykając się o kamień.
- Nie to – złapał ją, poruszając się szybciej niż
wydawało się to możliwe. Wbił mocniej palce w jej ramiona, przyciągając bliżej.
Hipnotyzujące oczy lśniły, a gryfonka omal w nich nie zatonęła.
- Więc o co ci chodziło? – spytała ciszej, próbując
określić kolor tęczówek ślizgona. –O co wam chodzi?
- Domyślam się, że przez niektórych przemawia
zazdrość – stwierdził, nie wypuszczając jej z uścisku, nawet gdy odzyskała
kontrolę nad chwiejącymi się nogami. – Znacie świat magiczny, ale i drugi.
Wynikiem tego jesteście zaradniejsi, bardziej obyci.
- A ty? – uniósł brew, lustrując ją wzrokiem. –
Zazdrościsz mi tego?
- Bardziej niż myślisz. – przyznał po chwili,
uwalniając ją spod magii niekończącej się głębi jego oczu. Zrobił krok w tył
jakby to wyznanie miało ją odrzucić.
- Dziękuję Teo – nie wiedziała co go bardziej zaskoczyło,
podziękowanie czy to, że wypowiedziała jego imię? Był to jednak impuls. Widząc
grymas na jego twarzy, poczuła się głupio. Co ona odwala? Nie każdy ślizgon
jest zły, a swoim zachowaniem zmienia się powoli w chłopców. Nic ich nigdy nie
łączyło. Ale co ona poradzi, że chciałaby to zmienić? Nie wiedziała, czemu, ale
jego obecność sprawiła, że czuła się kompletna. Czy ona nie robi się zbyt
popularna u wychowanków Slytherina? Ranek z Diabełkiem, a popołudnie z Nottem?
Może wieczór zarezerwuje dla Malfoya? Phy, nigdy w życiu! Hmm.. Blaise był
miły, zabawny, ale cierpiący w środku. Podświadomie wiedziała, że chce mu
pomóc. Zawsze marzyła o bracie, rodzeństwie. Miała Harry’ego, czy to nie on
jest jej „bratem”? Taak, ale Harry to Harry. Ciągle zajęty walką z ciemnością i
w ogóle. No dobra, Harry dba o nią bardziej niż o siebie. Zabini to całkiem
inna bajka. A Nott? On był tak jakby jej drugą stroną. Tajemniczy i ironiczny.
Przyciągał ją do siebie i to bardzo. Ale nie w sposób fizyczny tylko.. inny.
- Nie ma za co, Miona. – uniósł kąciki ust do góry
- Chodź szukajmy tego głupiego zielska.
Cierpliwie wypatrywali potrzebnych roślinek przez
jeszcze trzy godziny. Kiedy jednak Hermionie zaburczało głośno w brzuchu,
Teodor uśmiechnął się szeroko i zaproponował powrót. Rozstali się przy wyjściu
z lasu, milcząc oraz unikając swojego wzroku.
.*.*.*.
Gryfonka z uśmiechem podeszła do stołu, wypatrując
wcześniej Harry’ego. Czarnowłosy podekscytowany rozmawiał o czymś z Deanem i
Nevillem, nie zwracając uwagi na jedzenie.
- Hej – przywitała się, dosiadając do chłopaków.
Ciepłe spojrzenie zielonych oczu skupiło się na niej, a na twarzy Pottera
pojawiła troska.
- W porządku? – spytał, pochylając się nad nią. –
Czemu Cię nie było?
- Dostałam szlaban – przyznała, przewracając oczami
na ich zdziwione miny. – W tym roku częściej się spóźniam i.. profesor
McGonagall dała mi karę.
Dean i Nevill pogrążyli się w rozmowie na temat
nowej pracy domowej z transmutacji. Harry zerknął znów na przyjaciółkę,
szturchając ją lekko łokciem.
- Czemu się spóźniłaś? – zaciekawił się,
przypominając sobie, że wyszła ze śniadania jeszcze przed nim. Zmierzył
dziewczynę czujnym wzrokiem. – Co to w ogóle za bluza?
- Blaise’a – Hermiona skrzywiła się widząc jego
zaskoczenie - Było mi zimno, więc mi pożyczył.
- Zabini? – Harry spokojnie zerknął na mulata,
popijając sok dyniowy.
- Tak, gdy poszłam rano nad jezioro, spotkaliśmy
się tam – wyznała, przeczesując palcami włosy. Czekała na zruganie lub kolejny
szok, gdy powiedziała imię chłopaka, ale jak na razie Potter przyjmował wieści
ze spokojem.
- Co ty masz na głowie? – zaśmiał się, sięgając
palcami do jej loków - Czy to liść?
- Liść? – wciągnęła powietrze gwałtownie,
przypominając sobie swój upadek - A Nott mówił, że wszystkie wyjął.
- Nott? – gryfon zakrztusił się powietrzem,
starając uspokoić. – Coraz ciekawiej, Miona.
- Miałam z Nottem szlaban i wpadłam na liście. –
machnęła ręką, widząc znajomy błysk w oczach chłopaka - Pomógł mi oczyścić
głowę.
- Czemu mnie omija cała zabawa? – burknął,
odsuwając od stołu – Skończyłaś już jeść? Chciałem wstąpić jeszcze przed lekcją
do Pokoju Wspólnego.
- Jasne, idziemy – dopiła sok, uśmiechając
przelotnie do Luny. Blondynka w podskokach kierowała się do wyjścia. Razem z
Harry’m dogonili krukonkę, słuchając nowych wymysłów dziewczyny.
.*.*.*.
W dormitorium zmieniła ubranie. Zamiast t-shirtu
założyła swój ukochany brązowy sweter, sięgający do połowy uda i ocieplane
legginsy. Grafitową bluzę wyczyściła zaklęciem. Wzięła książki do eliksirów
oraz zielarstwa i ruszyła pod klasę. Harry miał jeszcze wstąpić do Ginny, a ona
nie zamierzała go powstrzymywać. Pod salą stali już niektórzy uczniowie,
nieobecni w WS. Nie widziała żadnego znajomego. Westchnęła i usiadła na
parapecie. Zaczęła rozmyślać o zbliżającej się wojnie oraz misji Wybrańca.
Wkurzona na cały świat zaczęła machać bluzą Diabła na prawo i lewo.
- Przypomnij mi następnym razem bym nic ci nie
pożyczał. – Diabeł oparł się o ścianę, wsuwając dłonie do kieszeni -A już na
pewno ubrań.
- Wielkie dzięki, Blaise. – podała właścicielowi
okrycie. Po chwili wahania co powiedzieć, postanowiła mruknąć cokolwiek - Twoja
bluza jest cudowna.
- Wiem – parsknął, spuszczając wzrok – Jest Draco.
- Czyli cześć – westchnęła, widząc niezdecydowanie
chłopaka. Blaise był miły, ale nadal pozostawał członkiem wrogiego domu. Nie
chciała budzić sensacji, a z miny mulata wywnioskowała to samo. Wymienili
ukradkowe uśmiechy, po czym Zabini się wycofał.
Gryfonka wyjęła z torby książkę, pogrążając się w
lekturze.
.*.*.*.
- O co chodzi z tym, że znasz ten las tak dobrze? –
spytała, gdy znów maszerowali ramię w ramię z Teodorem po Zakazanym Lesie.
-Lubię tu przychodzić.– uśmiechnął się tęsknie,
odsuwając krzaki by miała jak przejść –P rzypomina mi las otaczający mój dom.
Hermiona po raz kolejny zdała sobie sprawę z
dzielących ich przepaści. Nott musiał mieszkać w jakiejś willi, może w dolinie
albo na wzgórzu. Tam zwykle mieściły się rodzinne grody arystokracji.
- Opowiesz mi coś o swojej rodzinie? – przerwała
znów ciszę. Ona opowiadała chłopakowi ostatnio o wszystkich członkach swojej
familii. Teodor potrafił słuchać, a również dopytywał się o każdy szczegół.
- Znasz historię rodu Nottów? – spytał, a gdy
skinęła głową skrzywił się teatralnie – To nie mam nic do dodania.
Gryfonka mruknęła pod nosem o jego uporze,
schylając się po roślinkę. To było ich piąte, ostatnie spotkanie na szlabanie.
Przez te dni rozmawiali lub milczeli, poznając się powoli. Udało jej się nawet
wykraść kilka chwil Blaise’owi w bibliotece. Notta jednakże nigdzie nie
widziała, oprócz lekcji czy Wielkiej Sali. Przywykła do jego zmieniających się
humorków, tajemniczości oraz docinków.
- Coś tam czytałam. – kontynuowała, ignorując jego
złą minę - Jesteście jednym z najczystszych rodów, najbardziej uzdolnionymi
czarodziejami, kiedyś wasza rodzina zasiadała na tronie w świecie magicznym.. W
1021 roku twój praprapra..
- Dobra dość! – jęknął, ale zaśmiał się cicho - Ja
sam nie wiem co się wydarzyło w tym 1023roku.
- W 1021! – przeszukała pamięć, szukając informacji
- Wtedy twój praprapradziad był veneficus duplum animae, ostatnim z rodu.
- Co znaczy to ven coś tam? – zaciekawił się,
unosząc gałąź, a po chwili puszczając ją tak by walnęła dziewczynę w głowę.
- Nie wiem, nie było o tym w żadnej książce, a
przeszukałam wiele. – przyznała, podstawiając mu nogę. - Ale wracając do twojej
historii.
- Nie ma żadnej historii – zaprotestował. Kolejna
minuta ciszy. W końcu wymamrotał coś do siebie, odchrząkując. - Moja rodzina od
zawsze szczyciła się swoją czystą krwią, ale byliśmy kulturalni i tolerancyjni
co do … mugolaków i samych mugoli. Teraz jednak.. – zmarszczył brwi, kopiąc
mały kamyk - Mamy zachwianie równowagi, jesteśmy w czarnym punkcie i gubię już
sens tego wszystkiego! Ten podział, ta zależność od krwi… Po co to komu? Ale
jak każda inna rodzina musimy wybrać stronę. Nieważne…
Hermiona poczuła nieprzyjemne zimno. Smutek i gniew
ślizgona był taki wyczuwalny w jego głosie. Ostrożnie ujęła go za rękę. Wzdrygnął
się i popatrzył na nią zszokowany, więc go puściła. Szli w milczeniu w stronę
zamku, trudno nie znaleźli jednej rośliny. Po chwili większa dłoń splotła się z
jej. Teodor patrzył na nią i lekko się uśmiechnął.
- Jesteś dziwna. – stwierdził ponuro, odkładając
historię na inny czas.
- Zapamiętaj – odchrząknęła, robiąc poważną minę -
To nie jest rodzaj komplementu dla dziewczyny.. Czemu?
-J a mówię o Czarnym Panu i jego stronie, a ty mnie
łapiesz za rękę..
- Hmm, wydawało mi się, że mówiłeś o
niezdecydowaniu, a nawet jeśli twoi rodzice staną po złej stronie, ty nie
musisz. - zauważyła delikatnie, strząsając ziemię z butów.
- Wiesz, co wybiorą.
- Tak, ale nie wiem co ty wybierzesz.
- Ja wiem.
- To powiedz wprost.
…
- Nie wiem.
……………………………………………………………………………………………………………………………
Mech i grube pędy roślin otaczały chatkę gajowego.
Hermiona ostatni raz pomachała gajowemu, biorąc pod ramię przyjaciela. Powolnym
krokiem, ruszyli w stronę zamku. Harry zamyślony, wpatrywał się w dal. Gryfonka
pozwoliła mu na chwilę wytchnienia, również ciesząc się ostatnimi promieniami
słońca.
- Gadałem z Ronem – czarnowłosy wyrwał się z
otępienia, zerkając na dziewczynę. – Martwi się o Ginny.
- Byłam u niej zanim wyszliśmy – potaknęła, poprawiając
torbę – Ma wyjść niedługo..
- Wiem – westchnął Wybraniec, uśmiechając smutno –
Lepiej z nią.
- Lepiej – powtórzyła, krzywiąc lekko – Myślisz,
że.. Ron wróci?
- On jest nadal z nami – zaprotestował, milknąc.
Tak zaczynały się ich ostatnie kłótnie. Ot tematu przyjaciela.
- Muszę iść do biblioteki – zmieniła temat
gryfonka, godząc się na rozejm.
- Spotkamy się w takim razie na kolacji – wzruszył
ramionami, machając do innych gryfonów na korytarzu. – Uważaj na siebie, H.
- Książki mimo wszystko nie gryzą, Harry – zaśmiała
się, czochrając jego czuprynę. Rozdzielili się w dobrych humorach, zmierzając w
dwie różne strony.
Hermiona zrugała się w duchu. Wiedziała, że Harry
jest wyczulony na punkcie Rona, a zaczęła znów niewygodny dla nich temat. Sama
zaczynała tracić nadzieję na reaktywację Złotej Trójcy. Rudy chłopak wymykał
się jej z rąk, a ona nie miała siły by szukać nici porozumienia z tym nowym
Wealseyem.
Pogrążona w ponurych rozmyślaniach, przestała
zwracać uwagę na drogę. Wybudziła się z nich, gdy leciała już na pupę po
zderzeniu z kimś. Uniosła zakłopotana głowę, szykując się na wściekłe
spojrzenie.
- Wpadłaś na mnie – powiedział oczywisty fakt,
Teodor splatając ręce na piersi.
- 5 punktów dla Slytherinu za spostrzegawczość –
parsknęła, krzywiąc na obolałą kończynę. Nott uniósł brew, opierając się
ramieniem o ścianę. – Może byś mi pomógł?
- Dżentelmen z pewnością by tak uczynił –
szturchnął nogą książkę, która wypadła jej z torby.
- Świetnie – burknęła, kucając i zbierając książki
z podłogi. – Zrozumiałam, czcigodny ślizgonie, że ty nim nie jesteś.
- Tego bym nie mówił – zaprotestował, podając jej
uzbierane notatki. Hermiona zaskoczona, odebrała papiery. Chłopak pomógł jej
wszystko spakować, na koniec zawieszając torbę na szczupłym ramieniu gryfonki.
- Dziękuję – mruknęła, odgarniając włosy z twarzy.
Ślizgon skinął głową, nie spuszczając z niej wzroku. Po raz pierwszy rozmawiali
ze sobą na korytarzu, w szkole. Nie mogli ukryć się za drzewami, nie mogli
uciekać spojrzeniem na fascynujące krzaczki. Stali sami. W ciszy. Nie mogąc
oderwać od siebie oczu.
- Odrobiłaś numerologię? – chrząknął, wsuwając
kciuki za pasek. Hermiona przyjrzała mu się dokładniej. Miał na sobie proste,
czarne spodnie oraz koszulkę z długimi rękawami w tym samym kolorze.
- Tak – odpowiedziała, przygryzając wargę – Była..
ciekawa, prawda?
- Też tak myślę – skinął głową, przymykając oczy. –
Mam dość.
- Hmm.. w takim razie.. do zobaczenia – mruknęła,
ignorując ukłucie w sercu na jego oschłe słowa. Widać ich znajomość miała
zakończyć się wcześniej niż myślała.
- Nie o to mi chodzi, głupia wiedźmo – złapał ją za
nadgarstek, odwracając w swoją stronę. – Mam dość niezdecydowania. I kontroli.
Podjąłem decyzję.
- Tak? – wstrzymała oddech, ulegając czarnej głębi
jego tęczówek.
- Wybrałem Pottera – zniżył głos do szeptu,
nachylając się bardziej. – Chociaż tak naprawdę ciebie. Nie znam naszego
Wybawiciela, ale poznałem jego przyjaciółkę. Cholernie upartą, mądralińską
gryfonkę.
- A jeśli przegramy? Odwrócisz się od nas? –
starała się uspokoić przyspieszone serce, nadzieję budzącą się oraz dziwne
uczucie przywiązania.
- A jeśli zwątpię, odwrócisz się ode mnie? – znów
podniósł brew.
- Nie. – powiedziała pewnie, czując chłodne palce
Notta splatające się z jej.
- Ja też – ścisnął mocniej dłoń brązowowłosej,
uśmiechając lekko – Wiem, że znamy się od niecałego tygodnia, ale stałaś mi się
bliższa niż wielu ślizgonów.
- Ty dla mnie też – miękko odpowiedziała,
pozwalając sobie na szeroki uśmiech.
- Dla bezpieczeństwa musimy trzymać się z daleka. –
odsunął się od niej, uwalniając rękę -Twojego bezpieczeństwa tak na marginesie.
- Czy może Twojej reputacji? – prychnęła, mrugając
jednak zawadiacko.
- Salazarze.. w co ja się wpakowałem – burknął,
odwracając się i odchodząc bez słowa. Gryfonka zaśmiała się, przyglądając jak
ciemna sylwetka chłopaka znika w cieniu korytarza. Przepełniało ją szczęście.
……………………………………………………………………………………………………………………………
- Czy ty mnie słuchasz?
Harry zamrugał nieprzytomnie, kręcąc powoli głową.
Gryfonka westchnęła, zamykając książkę od eliksirów. Od dwudziestu minut
omawiała ostatnią lekcję, obserwując przyjaciela. Chłopak poprosił ją o pomoc,
odpływając po paru minutach w swoich rozmyślaniach.
- Co cię trapi? – spytała łagodnie, zbierając
rzeczy do torby.
- Martwię się – wyznał Wybraniec, opierając o
ścianę – O ciebie, H.
Dziewczyna przygryzła wargę, czekając na ciąg dalszy. Domyślała
się, że jest powodem jego rozkojarzenia, bo od dwóch dni posyłał jej
zaniepokojone spojrzenia.
- Czy.. no wiesz.. – odchrząknął, przeczesując
nerwowo włosy – Nie.. polubiłaś zbytnio ślizgonów?
A więc o to mu chodziło. Hermiona zamknęła na moment oczy,
szukając odpowiedzi. Złoty Chłopiec wiedział o jej pogawędkach z Zabinim oraz
dziwnym porozumieniu z Nottem. Słuchał wywodów dziewczyny, prawdopodobnie bojąc
się że ją zranią.
- Lubię Teodora i Blaise’a – powiedziała powoli,
patrząc wprost w zielone oczy – Bardzo. Są inni niż myśleliśmy oraz.. tacy
normalni w nienormalny sposób, Harry. … Może chciałbyś kiedyś.. mi
potowarzyszyć?
- Chyba podziękuję – mruknął, podnosząc się z
podłogi –Nie chcę byś im ufała całkowicie. Nie są w slytherinie ze względu na
poczucie humoru czy urok osobisty.
- Wiem – podciągnęła się na jego dłoni, szturchając
później w ramię – Ja proszę tylko byś ty mi zaufał.
- Wiesz, że ci ufam najbardziej na świecie –
uśmiechnął się ciepło, marszcząc jednocześnie czoło – To im nie ufam. A
ty..
- Ale ja zaczynam – przyznała, wyglądając za okno.
Odetchnęła, posyłając przyjacielowi pewne spojrzenie – Mam na szczęcie ciebie,
Wybrańcze. Przypomnisz mi w razie czego kim jestem.
- Obiecuję – objął ją ramieniem, całując w policzek
– Mionaś, powtórzymy jeszcze raz te przeklęte eliksiry?
- Merlinie..
Ale długi! Napisze Ci, że rozdział przyzwoity. Długi, trochę mnie to męczyło, ale treść była ujmująca. Początek, opis wszystkich uczniów świetny, godny pozazdroszczenia obserwator. Pansy u Ciebie wydaję się bardziej rozważną, mądrą dziewczyną. Trochę jakby Mionka w wydaniu Ślizgonów. Nie spodziewałam się, że może być taka. Ciekawie wychodzi Ci przedstawianie bohaterów - 8/10 za to :D Nie wiem czemu nie masz komentarzy, ludzie chyba się przestraszyli długości rozdziału! Niepotrzebnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i pisz, pisz, pisz!
http://precious-fondness.blogspot.com/
Haha, dziękuję ! Popracuję nad idealną długością. Ja sama nie potrafię pisać krótkich rozdziałów, bo zawsze muszę coś jeszcze dodać. Pansy jest dla mnie jedną z pokrzywdzonych postaci na blogach. Zwykle bywa zołzą, a jak dla mnie jest zastraszoną i inteligentną czarownicą.
UsuńDziękuję Ci bardzo za komentarz, bałam się że nikt tego nie czyta ;)
Przesyłam całusy,
Lupi ♥
Ja czekam na następny, chociaż wiem co się będzie dziać....
OdpowiedzUsuńDługie rozdziały są najlepsze.
Rogaś
Ejejej, bo Cię jeszcze zaskoczę, Rogaty ;D Chociaż w sumie trudno będzie :P
UsuńNa mały paluszek,
Sama wiesz kto ♥
Mnie się nie da zaskoczyć...
UsuńRogaś
Rozdział świetny, zresztą jak zawsze, nie moge sie doczekać kolejnych, dlugie sa najlepsze bo bardziej wciagaja i az nie mozna sie oderwac, bo im dalej tym robi się ciekawiej <3
OdpowiedzUsuńJestem z Tobą mała <3 pamietaj ;3
Jilly :3
UsuńDziękuję, że znalazłaś czas, kochana, na zerknięcie tutaj. Będziemy w kontakcie, hyh. A ty (wy?) wróćcie lepiej do swojej historii Dramione, bo nie ładnie tak przerywać. :3
Papatki, MAŁA ♥
Ciekawy ale ja tu czekam na DRAMIONE <3
OdpowiedzUsuńA tu Nottmione :cc
Heh, będzie jeszcze dużo dramione, ale oni muszą się do siebie przekonać. Staram się też pokazać relacje Hermy i Notta, bo przyda mi się to do następnych rozdziałów. Ale już niedługo Draco i Miona zaczną się.. lubić? Bo pocałunek będzie.. ekm, koniec tematu bo się wygadam :*
UsuńBlaise! Theo! (mówiłam o mojej reakcji na nich)
OdpowiedzUsuńHermiona może i szybko zawiera przyjaźnie, ale chyba tak powinno być. Podoba mi się ten aspekt i wszystko miałaś przemyślane, zwłaszcza to z Theo i Hermioną. Ich szlaban, a wcześniej Blaise, to doskonały pomysł.
Mam nadzieję, że Harry przekona się w końcu do Slizgonów ;)
Croy
Oj, Harry będzie miał mały problem by się przekonać :D jest podejrzliwy, ale kto by nie był?
UsuńBlaise! Theo! ( taka sama reakcja )
Nie wiedziałam czy nie za szybko, ale H wydaje mi się otwarta i trochę zagubiona.. szuka odmienności, a u Zielonych ją dostanie xD
Lubie Blaise'a i Theo, ale kurcze, gdzie się podział Draco? :D
OdpowiedzUsuńMimo wszystko rozdział świetny i co super, piszesz naprawdę długo :p
Podoba mi się otwartość Hermiony, jestem ciekawa co z tego wyniknie :)
Lecę dalej!
Kooocham! <3 czytam dalej :3
OdpowiedzUsuńŚwietny! Lecę czytać dalej! :**
OdpowiedzUsuńSuper, jak na razie brak Dramione, ale wybaczam, bo to dopiero początek ;)) Blaise i Theo są pokazani od tej bardziej wrażliwej strony, co baaaardzo mi się podoba :D lubię też tę perspektywę Pan na początku :) wiem, że to dopiero początek, ale już kocham Twoje opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
~ Avada Kedavra
A! Przepraszam, że tak strasznie długo mnie tu nie było, ale nie mam na nic ostatnio czasu. Szkoła, sprawdziany, ględzenie o projekcie i pojawiający się coraz częściej temat egzaminów. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Relacja Hermiony i Nott'a jest bardzo interesująca.Nie wiem o co może chodzić z mamą Blaise'a, ale mam nadzieję, że z tego wyjdzie.
Pozdrawiam i lecę dalej, mam zamiar nadrobić dziś trochę zaległości. :)
Nesta
http://nesta-olwen.blogspot.com/